8614
Szczegóły |
Tytuł |
8614 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8614 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8614 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8614 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MA�GORZATA SARAMONOWICZ
Siostra
MA�GORZATA SARAMONOWICZ
Siostra
WARSZAWA 1996
WYDAWNICTWO W.A.B. I WYDAWNICTWO MA�E
Copyright � Ma�gorzata Saramonowicz
Copyright � Wydawnictwo W.A.B.
Projekt ok�adki i uk�ad typograficzny: Joanna Gondowicz
Zdj�cie na I stronie ok�adki: W�odzimierz Oko�ski
Zdj�cie na IV stronie ok�adki: Anna Bia�a
Redakcja: Jan Gondowicz
Korekta: Dorota i Jacek Ring
Fragment wiersza Williama Collinsa w przek�adzie fana Mitarskiego
Wydawnictwo W.A.B.
ul. Nowolipie 9/11
00-150 Warszawa
tel., fax 635-15-25
Wydawnictwo ma�e s. c.
ul. Opoczy�ska 2B m 5
02-526 Warszawa
tel. 49-10-43
Wydanie I
Warszawa 1997
ISBN 83-87021-13-X
ISBN 83-903609-5-0
Ty, kt�remu �wiat nieznany
Ukazany jest we wszystkich jego widmowych kszta�tach,
Kt�ry widzisz zatrwa�aj�c�, nierealn� scen�,
Gdy wyobra�nia unosi skrywaj�c� j� kurtyn�:
O, L�ku, straszliwy L�ku!
Widz�, widz� ci� blisko.
Znam tw�j szybki krok, twoje dzikie oko!
Zaczynam biec jak ty, jak ty uciekam w pop�ochu,
Bo, ach! co za Monstra ukazuj� si� w twoim orszaku!
Kt�re� �miertelne oko
Mo�e znie�� groz� ich olbrzymich kszta�t�w?
William Collins, �Oda do L�ku"
ROZDZIA�
Odsu�cie si�. Czego chcecie? Gapicie si�. S�ysz�
was. Tak wiruje. Zn�w doko�a. Lepiej zatrzymajcie. Po
prostu zatrzymajcie. Nie trzeba mnie dotyka�. W k�ko,
w k�ko. Klaszcz� w d�onie. Ch�opcy, dziewcz�ta. Karuzela
czeka. Coraz szybciej. Szybciej. Wzywa nas z daleka. Kie-
dy to si� sta�o? Wczoraj? Dawno? Bardzo dawno. Poza
czasem. Mi�dzy minutami. Mi�dzy literami. Rozp�ywam si�.
- Co mi pan tu o ci�nieniu i moczu! Od trzech
tygodni nie dowiedzia�em si� nic wi�cej! Co to ma by�,
do jasnej cholery?! Szpital neurologiczny czy praktyki
studenckie?
- Widzi pan, to wyj�tkowy przypadek i...
- Widz�?! Moja �ona od prawie miesi�ca �yje
tylko dzi�ki tej potwornej aparaturze. Jasne, �e to wy-
j�tkowy przypadek! Bez pa�skiej �diagnozy"!
- Prosz� si� tak nie unosi�. Mamy ju� wszystkie
wyniki bada�. M�zg funkcjonuje normalnie, og�lny
stan zdrowia dobry. Jedynym wyt�umaczeniem jest...
Zimno i �mierdzi. Musz� wyj��. - Prosz� pana.
Chcia�abym st�d wyj��. Prosz� - wo�am. To ja wo�am.
W g��bokiej jaskini m�j g�os, m�j g�os ginie. Gubi si�.
Spada. Zapomina o sobie. I o mnie. Ciemno�� bezg�o�nie
wciska si� mi�dzy �ebra. To podst�p. W brzuchu coraz
czarniej. Czy samotno�� jest bia�a? Czy biel jest samot-
no�ci�? Szorstko i niewygodnie. Kto� wpycha mi mi�dzy
nogi metalowy wziernik. Boli. Metalowy wziernik nie jest
samotno�ci�. I wszystko, co jest z nim zwi�zane. Zimno.
- Ma tak� ma�� cipk� jak ta m�oda zakonnica,
kt�r� wczoraj goli�em. Tak samo s�odko pachnie.
- A co, my�la�e�, �e zakonnicom zarastaj�? Mam
nadziej�, �e ona nas nie s�yszy. Podaj r�kawice.
Tak w�a�nie by�o. - Podaj mi r�kawice - powiedzia�a
tamta kobieta. Czarownica. Jej r�ce, stworzone do r�bania
mi�sa, nie do zg��biania intymnych tajemnic, sprawia�y mi
b�l. Pami�tam. By�y wielkie. I czerwone. Bezlitosne. Le-
karski gwa�t. Kto to powiedzia�?
- Panowie, pospieszcie si� z t� cytologi�. Pacjen-
ci maj� jeszcze inne, ciekawe dla przysz�ych lekarzy,
organy.
Przecie� mogli nie sprawdza�, czy ta biedna zakon-
nica jest dziewic�.
Jedynym wyt�umaczeniem jest...
Jakub czu�, �e jego w�ciek�o�� trafi�a w pr�ni�.
W lekarsk� oboj�tno�� na l�k i zagubienie.
Przygl�da� si� Marii. Spa�a. Przynajmniej tak mu
si� zdawa�o. Zdawa�o ju� od miesi�ca. Dzie� po dniu.
o ____�
o
Wygl�da�a jak dziecko. S�odkie, spokojne dziecko, kt�-
remu nic z�ego nie mo�e si� przytrafi�. A ju� na pewno
nie letarg. To pr�bowa� wm�wi� mu lekarz: jedynym
wyt�umaczeniem jest... letarg histeryczny - szczeg�lnie
silna reakcja nerwicowa na ci���.
To by�o nieracjonalne. Niemo�liwe.
Doktor Zawadowski monotonnym g�osem m�-
wi� o opisanych przez medycyn� przypadkach szoku,
wstrz�su spowodowanego ci���. I o skutkach: utracie
mowy, wzroku, zdolno�ci poruszania si�. �mierci...
Bia�y, sztywno nakrochmalony fartuch lekarza odbija�
pe�ne z�o�ci spojrzenia Jakuba. Jak pancerz chroni�cy
przed niepotrzebnym wsp�czuciem.
- Mario, przecie� nic takiego nie by�o w naszym
�yciu. - Jakub rozpaczliwie szuka� w pami�ci argumen-
t�w. Oboje chcieli dziecka. Czekali na nie od tak dawna.
Czy radosna nowina mo�e spowodowa� letarg? Przy-
gl�da� si� szczup�ej, jasnow�osej, nieruchomej kobiecie.
Przecie� zna� j�. Jej my�li, obawy, pragnienia. Jej upo-
rz�dkowany czas i uporz�dkowane istnienie.
- Co� ci powiem, Mario. - Jakub nachyli� si� nad
cia�em �ony. - Ten lekarz to peda�.
Per rectum. Laci�sko-dostojna tajemnica. Jak per-
petuum mobile / apage satanas. Perpetua i Felicyta.
Permanentnie pergonalem j� szprycowa�. B��d. - Trzon
w ty�ozgi�ciu, szyjka prawid�owa, przydatki lekko powi�k-
szone...
Per rectum - lekarski gwa�t przez odbyt. Kto to po-
wiedzia�?
Jakub czu� si� jak g�upiec. Stara� si� nie dostrze-
ga� drwiny w lekarskim spojrzeniu zza eleganckich
okular�w. Drwiny z jego bezsilnego sprzeciwu. Peda�
i �apownik - my�la�. Peda�, �apownik, ignorant.
Rzeczywi�cie, musia� wygl�da� �miesznie. On,
profesor filozofii, b��dz�cy po szpitalnych korytarzach
w poszukiwaniu basenu. Gdzie by� w tym wszystkim
sens? A gdzie przyczyna? Zamiast Carnapa przegl�da�
teraz podr�czniki dla przysz�ych matek. Kijanka, kr�lik,
owca, szympans, cz�owiek. Malutkie, kilkumilimetrowe
embriony. �aden nie by� do niego podobny.
Jakub roz�o�y� ksi��k� na brzuchu Marii. Dziec-
ko przygl�da�o mu si� zza szklistej papierowej b�ony.
Jego ukochane dziecko?
�Wiedza nie jest tym samym, co rozumienie" -
pisa� Zonn, ale w Jakubie brak zrozumienia nie budzi�
euforii. Budzi� przera�enie.
- Mario, peda� chce, �ebym si� zgodzi� na
aborcj�.
...siedem, osiem, dziewi��, dziesi��... Co oni tu ro-
bi�? Zagl�daj� mi w cip�. W ciemno��. Czuj� to. Nic nie
m�wi�. Nie pytaj�. Odchodz�. Lubi� to. W zadawaniu b�lu
trzeba si� doskonali�. My�l�, �e le�enie z rozstawionymi
nogami to moje hobby.
Cierpienie to moje hobby. To nieprawda. Przecie�
nie mog� wci�� k�ama�. Niech zamkn� oczy i powiedz� -
zr�bmy to. Tak b�dzie lepiej. Zostan� tylko ja. I sen. �pij.
�pij, kochanie, tatu� wszystkim si� zajmie. Je�li nie chcesz
tej lalki, zabior� j�. Nie podobaj� ci si� jej czewone buty.
A reszta? Reszta te� jest czerwona. Tak jak oni. W mojej
10
samotno�ci jest ich za du�o. Niezdecydowanych. Milcz�-
cych. Chcia�am powiedzie� - jest mnie za du�o.
Boj� si� takiej samotno�ci.
WITAJ SIOSTRO! OTO JESTEM!
Szuka�em ci� i w ko�cu odnalaz�em. Nieruchom�.
Czy nie raduje si� twoje serce? Czy�by o mnie za-
pomnia�o? Nie, nie mog�a� wyrzuci� z pami�ci mego ist-
nienia, Siostro. Pami�tasz? Rycerz w Czarnej Zbroi - to ja.
Tw�j Obro�ca. Jestem przy tobie. Tu� przy tobie. I nigdy
ci� nie opuszcz�. B�d� ci� wspiera� i chroni�. Pokonam
ka�dego, kto chcia�by ci� skrzywdzi�. Nie zawiod� ci�. Nie
zawiod� ci�, jak zawsze.
Tylko co ofiarujesz mi w zamian, Siostro? Za moj�
wytrwa�o��? Pod��a�em za twoim b�lem. Wype�nia�em
sob� pustk� po twoim strachu. Oczekuj� nagrody, Siostro.
Nie, nie nagrody. Chc� tego, co mi si� nale�y. Chc� tego
n�dznego �ycia, kt�re nosisz w sobie.
Powiedz �tak". Powiedz, �e si� zgadzasz. Chc�
us�ysze� tw�j g�os. Nie mo�esz, Siostro?
Me.
Wydawa�o mi si�. Wydawa�o mi si�, �e nie b�dzie
tak g��boko. Tak ciemno. �ciana jest wilgotna, jak zrobiona
z mokrej soli. Ale chc� jej dotkn��. Poliza�. Poczu�. Nic.
Zapomnia�am, �e nie mog� ju� tego zrobi�. A jednak moja
r�ka jest mokra i s�ona. W�ski korytarz otworzy� si� nagle
i poczu�am wielk�, zimn� przestrze�. Kto tu jest? Czy to ma
jakie� znaczenie? Na ca�e �ycie. M�w ciszej. W lodowej
jaskini nie jest ju� bezpiecznie. Sk�d to wiem? S�ysza�am.
11 �
Wi�c nie mo�esz tu zosta�, moje Male�stwo. Odejd�.
Cisza. Do ciebie m�wi�. Odejd� jak najszybciej. Ja... nie
potrafi�.
Siostro! C� uczyni�em, �e nie wierzysz we mnie?
W moje istnienie? Czemu chcesz si� przede mn� ukry�?
Czemu uciekasz? Sp�jrz tylko! Sp�jrz na moje ruchliwe
w�sy i po�yskuj�c� czerni� zbroj� moich skrzyde�. Widzisz
moje nogi? Wszystkie sze�� gotowe do skoku. Gotowe
biec, walczy� w twojej obronie. Sp�jrz i sprawd�, Siostro.
Dotknij mnie. Prosz�, dotknij swojego Rycerza.
Co z�ego uczyni�em, �e ufasz jemu?! N�dznemu
cz�owiekowi. M�czy�nie. My�lisz, �e jest lepszy? Lepszy
ode mnie? Wolisz jego codzienne wizyty, jego �ale, jego
wahania? Jak on m�wi do ciebie, Siostro. - S�odkie
dziecko. - Sam jest jak s�odkie dziecko. S�odkie i naiwne.
- Nic takiego nie by�o w naszym �yciu, kochanie. Prawda,
kochanie?
Ob�udny cz�owiek. S�aby i niegodny miana Obro�-
cy. Niegodny ciebie. Przez dwa lata nie mog�a� zaj��
w ci���, a on niczego si� nie domy�li�. Niczego nie prze-
czu�. Czemu nie powiedzia�a� mu, Siostro? Czemu nie po-
wiedzia�a� prawdy? Milczysz? Jak mog�a� �y� z kim�
Nie�wiadomym?
Jakub codziennie powtarza� sobie, �e zaraz to
wszystko si� sko�czy. Codziennie w tej samej szpitalnej
windzie, na tym samym obskurnym korytarzu i nad
tym samym szpitalnym ��kiem. To zaraz minie. Maria
obudzi si� i wr�c� do siebie. Do domu. On b�dzie m�g�
12
znowu pracowa�. Pisa�. Maria zacznie chodzi� do in-
stytutu, opowiada� o Casanovie i Cagliostrze. Dziecko.
Dziecko b�dzie si� normalnie rozwija�. Pojawi� si� oczy,
paznokcie, w�osy. We w�a�ciwej kolejno�ci i w�a�ciwym
czasie.
T�umaczy� to Marii. Trzydziesty drugi dzie�.
I nic. Trzydziesty raz wyla� wod� z wazonu i nala�
�wie�ej. - Frezje - nast�pnym, razem przynios� frezje -
pomy�la�. - Maj� bardziej intensywny zapach.
Nie�wiadomo��. Jest lepsza od �wiadomo�ci. Nie-
pami�� jest lepsza. Niewiedza jest lepsza. G�upota jest
lepsza. Nieistnienie jest lepsze.
Przecie� tata obieca� mi. Wi�c musz� czeka�, a� to
si� odmieni. Wcale si� nie denerwuj�. Tylko r�ce mnie
bol�. Ale mog�abym o tym nie my�le�. Postara� si�. Nie
bol�, nie bol�, nie bol�. Male�stwo, gdybym by�a tob�,
wiedzia�abym, �e nieistnienie jest lepsze. Ale jestem sob�.
Sob�, kt�r� bol� r�ce.
M�wisz Nie�wiadomo��, Siostro. Niewiedza. Nieist-
nienie. Pos�uchaj zatem o poszukiwaniach G�upca. Po-
s�uchaj, co mo�e zdzia�a� Nie�wiadomy. Nie�wiadomy
b��dzi w labiryncie, w ogrodzie poznania. Nie�wiadomy
czyni z�o i rani. Zawsze przegrywa.
Pos�uchaj mnie, Siostro. Pos�uchaj swojego Ryce-
rza, kt�ry specjalnie dla ciebie po�yskuje czerni�. Nie ufaj
nikomu. Nikomu pr�cz mnie.
13
Tw�j m��-filozof tylko my�li. Niczego nie dokona.
Nie znajdzie z�otego jab�ka. Nie dostrze�e prawdy, bo jest
zbyt blisko. Patrzy, a nie widzi. A inni? Inni niszcz�. Za-
bijaj�. Nie chc� twojego szcz�cia. Zadadz� ci b�l. A prze-
cie� nie chcesz ju� b�lu, Siostro.
Jakub le�a� na ��ku obok Marii. Samotny i z�y.
Poranne s�o�ce ledwo przeciska�o si� przez zszarza�e
zas�ony. Nie chcia� podejmowa� decyzji. Chcia�, �eby to
sko�czy�o si� samo. Tak jak samo si� zacz�o. Bez jego
udzia�u. Przecie� nie by� niczemu winien. Znu�ony
i senny. Naci�gn�� na siebie szpitalny koc i wsun��
r�k� mi�dzy nogi Marii. Zacisn��. B�dzie j� chroni�.
J� i dziecko - powtarza�. Nigdy nie pozwoli go zabi�.
Nigdy!
- Panie profesorze, nie mo�e pan przeczy� fak-
tom - lekarz ju� od pi�tnastu minut pr�bowa� go
przekona�. - Pana up�r ogranicza mo�liwo�ci terapii.
Zmniejsza szans� na uratowanie cho�by jednego �ycia.
Prosz� to jeszcze przemy�le�. Przecie� stoimy po tej sa-
mej stronie.
- Nie. Pan stoi po prawej, a ja po lewej. - Jakub
pochyli� si� nad le��c� mi�dzy nimi Mari�. - I na tym
polega konflikt. Pan chce to szybko sko�czy�, a ja za-
chowa� przy �yciu oboje.
- W takich przypadkach, panie profesorze, bar-
dzo rzadko udaje si�...
- Pan stosuje tu rachunek prawdopodobie�stwa?
A co na to Hipokrates? - Jakub naci�gn�� Marii ko�dr�
pod brod�, jakby chcia� j� ukry�. - Gdzie pana lekarskie
poczucie przyzwoito�ci, gdzie nadzieja?
14
- Nie mamy ju� innych �rodk�w. Nie ma �adnej
gwarancji.
- Nie potrzebuj� gwarancji. A co do �rodk�w... -
Jakub odwr�ci� si� i ze z�o�ci� szarpn�� zas�ony. Nad
��kiem Marii uni�s� si� kurz. Przy umywalce mign��
jaki� cie�. Znieruchomia�.
Sk�d si� to bierze? Przechyla si� w jedn� albo
w drug� stron�. Faluje. W�osy zapl�tuj� si� w zielone �o-
dygi. Jestem ryb�. Chc� by� ryb�. Woda jest jak powietrze,
wdziera si� wsz�dzie. Ale mo�na j� poczu�, dotkn��. Mi�k-
k� i bezpieczn�. Ryba nic w �rodku nie ma opr�cz siebie
samej. Nic nie s�yszy. Nie m�wi. Tak s�dz�. Male�stwo,
przecie� nie chcesz mieszka� w rybie. Nie mo�esz.
Sk�d bierze si� tw�j niepok�j, Siostro? Wyjaw mi
jego �r�d�o. Swoje pragnienia.
Czy dobrze ci� rozumiem? Chcesz �mierci dziec-
ka? Ty, jego matka?! To niewiarygodne. Lepiej zajmij si�
�yciem, Siostro, a �mier� zostaw mnie, jej najemnikowi.
Pozwalasz obcym, by ci� dotykali. Przebieg�ym,
z�ym ludziom. Niecierpliwym. Popatrz, co robi�. Chc� za-
panowa� nad tob�, wydrze� ci �ycie i przekona�, �e sama
tego chcesz. Podst�pne, czarnoksi�skie sztuczki. Czy
dziewi�� miesi�cy to dla nich zbyt wiele? Przecie� dostaj�
za to zap�at�. Czy� to w nich dojrzewa niewiadome. Czego
si� l�kaj�? Tch�rzliwi medycy. Powiedz sama, czy l�ka-
�aby� si� na ich miejscu?
15
Zapomnij o tym, Siostro. Zapomnij o tych my�lach.
Pozw�l, abym si� wszystkim zaj��.
Chod� do nas!
Chod� do nas!
Bawimy si�.
Ciemno jest wsz�dzie
Ciemno jest wsz�dzie
Ju�...
Jakub by� pewien, �e ta rozmowa nic mu nie da.
Przede wszystkim nie wp�ynie na stan Marii. Nie obu-
dzi jej. Wi�c po co traci� czas? Wola�by �eby terapeutka
rozmawia�a z jego �on�, nie z nim.
On by� zdrowy. Normalny i zdrowy. Nie potrze-
bowa� �adnej terapii, psychoanalizy, lek�w. Nie potrze-
bowa� pomocy. Zw�aszcza takiej pomocy. Naznaczonej
b��dem. Zosta� jednak um�wiony z doktor Ann� Baum
i nie wypada�o mu odm�wi�. Wi�c zdecydowa� si�
zej�� na drugie pi�tro. Ale tylko zej��. �adnych zwie-
rze�, �adnych porad. Zrobi to, co musi, i wyjdzie.
Jestem przy tobie, Siostro. Czuwam. Moje w�sy
ko�ysz� si� przy twoim uchu. Szepcz�. �askocz�. I nogi.
W ka�dej chwili mog� wolno przej�� po twojej twarzy,
dok�adnie sprawdzaj�c ka�de zag��bienie. Ale mog� te�
przebiec p�dem, odstraszaj�c wroga. Rycerski honor nie
pozwala mi opu�ci� posterunku.
Czy moje po�wi�cenie nic dla ciebie nie znaczy?
Nie budzi wdzi�czno�ci? Jak mo�esz by� tak nieczu�a,
Siostro? Wobec mnie, kt�ry strzeg� ci� i szpieguj� twoich
wrog�w.
16 �
Spotka�em twojego m�a. By� na drugim pi�trze.
Siedzia� zawstydzony. L�ka� si� nawet zwyczajnych
pacjent�w. Udawa�, �e czyta - My�li Pascala. M�drzec.
Wpad� w pop�och przed wrotami do obcego kr�lestwa.
Kr�lestwa bez logiki.
�Widz�c za�lepienie i n�dz� cz�owieka bez �wiat�a,
zdanego samemu sobie, bez �wiadomo�ci, niezdolnego
do jakiej b�d� wiedzy, doznaj� przera�enia..."
Tak, jakbym to sam napisa�.
�...jak cz�owiek, kt�rego by przeniesiono u�pionego
na opustosza�� i straszliw� wysp�, i kt�ry by si� obudzi�
bez �wiadomo�ci, gdzie jest. I podziwiam, w jaki spos�b
mo�e kto� nie wpa�� w rozpacz w tak op�akanym po�o-
�eniu."
Czy beze mnie odkry�aby� t� prawd�, Siostro?
Przyznaj, prosz�, �e jestem niezast�piony.
Wiesz, co twojemu m�owi powiedzia�a Anna
Baum, gruba, nieprzyjemna kobieta? �e nie masz pa-
daczki, narkolepsji ani cukrzycy. �e zosta�a twoja g�owa -
tajemniczy, nieprzenikniony m�zg. Rzeczywi�cie nieprze-
nikniony, nawet dla ciebie samej, Siostro.
Tw�j m��-towarzysz wci�� si� �udzi. Zadufany
w swoj� wiedz� i swoje zmys�y. Widzia�, jak �pisz, pijesz
kaw�, le�ysz na brzuchu pe�na jego nasienia albo odtr�-
casz jego r�k�. S�ysza�, jak p�aczesz, czytaj�c Ma�� ksi�-
niczk�. Zna smak twojej sk�ry i zapach w�os�w. Ale nic
nie wie. Nic nie wie o twoich ranach. Nie wie, ile rzeczy
musia�a� zapomnie�. Zwodzi�a� swojego m�a. Nigdy nie
powiedzia�a� mu prawdy. Pami�taj. O�wiecenie mo�e by�
o�lepieniem, Siostro.
Anna Baum pokaza�a mu tw�j wypis ze szpitala
sprzed lat.
17
KARTA SZPITALNA
Maria Auderska
Okres leczenia: 28 X-24 XII 1970 r., Krak�w
Numer choroby: 10049/70
Rozpoznanie szpitalne: Letarg
Epikryza wypisowa: Dziewczynka (6 lat) przyj�ta do kliniki
w stanie �pi�czki. Przyczyna nieznana. Po badaniach
dodatkowych i konsultacjach zakwalifikowana do leczenia
szpitalnego na oddziale intensywnej terapii.
Obudzi�a si� nagle po 58 dniach. Bez wyra�nego powodu. Po
wyj�ciu ze stanu �pi�czki �adnych trwa�ych uraz�w ani
zaburze� psychicznych nie stwierdzono.
Skierowana do poradni neurologicznej.
Wynik badania EEG:
Zmiany w okolicy centralno-ciemieniowej, skroniowej
�rodkowej i tylnej oraz potylicznej po stronie prawej pod
postaci� cieni, wy�adowa� napi�ciowych.
Czajnik gwizda� d�ugo, zanim Jakub ockn�� si�
i wy��czy� gaz. Obca. Tyle lat �y� z obc� kobiet�! My�la�,
�e wie wszystko. �e zna ca�� jej przesz�o��. Niespodzie-
wan� �mier� matki, nag�y wyjazd brata, pr�b� samo-
b�jstwa. W wieku 16 lat Maria pr�bowa�a si� zabi�. Za-
wiedziona mi�o�� czy co� takiego. Typowa m�odzie�cza
reakcja. Ledwo j� odratowano. Po dw�ch opakowa-
niach czego� tam wysz�a na ulic�. Kiedy zszywano j�
po wypadku, nie musiano nawet znieczula�.
O tym wiedzia�. Ale to by�o wyt�umaczalne.
Konkretna przyczyna - konkretny skutek. Szpital, rok
rehabilitacji. Potem normalno��. Tak do tej pory s�dzi�.
Owszem, nie wszystko by�o idealnie, ale my�la�, �e
18
Maria, jak ka�da kobieta, miewa po prostu dziwne na-
stroje i chandry. Chandra to jeszcze nie choroba. Prze-
cie� mo�na czasami czego� chcie�, a czasami nie chcie�.
Jakub zreszt� nie przywi�zywa� wielkiej wagi do seksu.
To, co mia�, wystarcza�o mu i wydawa�o si� w�a�ciwe.
Wr�ci� do szpitala i ju� od godziny siedzia� przy-
gn�biony. Wpatrywa� si� w twarz Marii. Nic. Czeka�.
Nie zwa�a� na b�l g�owy. Nie zaciska� powiek. Widzia�
ju� tylko bia�� plam� na poduszce. Rozp�ywaj�c�
si� bia�� plam�. Nagle wyda�o mu si�, �e co� w niej
drgn�o!
- Mario! - Zerwa� si� z krzes�a. - Dlaczego nic
mi nie powiedzia�a�? Dlaczego to zrobi�a�? Nie mo�esz
tak le�e�! Nie mo�esz tak spa�! Powiedz co�! Teraz!!!
Cisza. Mo�e mi si� zdawa�o - Jakub ci�ko opad�
na ��ko obok �ony.
- Przepraszam ci�, przepraszam. Naprawd� mi
przykro. - Poczu� nagle, jak ca�e jego cia�o zrobi�o si�
ci�kie. Drgn�� i z trudem odwr�ci� g�ow� w stron�
umywalki. Cie� poza kr�giem �wiat�a poruszy� si�.
O�y�. Po rozko�ysanej pod�odze potoczy� si� porcela-
nowy kubek. Jej cia�o to kamie�, ska�a, bezruch - po-
my�la�. Podszed� do umywalki i bezmy�lnie zanurzy�
d�onie w zimnej wodzie. Podni�s� g�ow�.
- Dlaczego ona? - Odbicie w lustrze czeka�o na
odpowied�.
- Co to znaczy: zmiany w okolicy centralno-cie-
mieniowej, skroniowej i tylnej? Nie rozumiem. Nie ro-
zumiem, jak mog�a zatai� przede mn�. Jak mog�a nie
19
powiedzie� mi... Jego my�li zla�y si� w jeden strumie�
z wod�. Ponownie zanurzy� r�ce.
To by�o dawno. Dwadzie�cia cztery lata temu -
stara� si� uspokoi�. Bez znaczenia, bez konsekwencji.
Ca�kiem wyt�umaczalne. Dzieci bywaj� r�ne. Inaczej
prze�ywaj�, inaczej my�l�, inaczej widz�. Czu�, �e
piek�ce oczy zaraz zapadn� mu si� w czaszk�. Wzdryg-
n�� si�.
- Co si� ze mn� dzieje?! Co ja robi�? - Wepchn��
g�ow� pod kran. Zimno sp�ywa�o mu po plecach. -
Do�� tego. Musi by� jaki� spos�b, �eby j� obudzi�!
Pami�tasz, co mi obieca�a�, Siostro? Pami�tasz, na
co si� zgodzi�a�? Na pos�usze�stwo! Daj znak m�owi,
wesprzyj w jego postanowieniu. Niech nie zw�tpi.
Wiesz, �e mog� ci� ukara�. Wiesz, kto czeka na cie-
bie pod ��kiem? Dobrze wiesz. Przypomnij sobie wszyst-
kich Rycerzy w Czarnych Zbrojach. Na razie stoj� nie-
ruchomo. Rz�d przy rz�dzie. Ale wystarczy jedno moje
s�owo i dostan� twoje cia�o w chrz�szcz�ce posiadanie.
Pomn� swoje przera�enie, a jeszcze nie zbli�ysz si� do
naszej liczby. Legiony czekaj�, Siostro.
Jakub stara� si� nie wpa�� w rozpacz. Znale��
spos�b. Dzia�a�. Pokona� l�k. Wiedzia�, �e odpowie-
dzialno�� spadnie na niego. Boska. Za �mier� i za �ycie.
B�g nie powinien si� tylko przygl�da�, czeka� na jaki�
n�dzny znak, na przypadkowe drgnienie. B�g powi-
nien wiedzie�. Ju�. Teraz.
20
Nie ufa� lekarzowi i tej w�cibskiej psycholog. Nie
wierzy�, �e zrobili wszystko. Udowodni im, �e...
Zacz�� od �wiat�a. Ciemno�� i lampa b�yskowa.
Ciemno�� i b�ysk. Ciemno��. Nic. Pr�bowa� z ciep�em,
d�wi�kiem, zapachem octu, waleriany, spirytusu kam-
forowego. U�y� zapalniczki, lodu, szpilek. Nic.
Kiedy zdecydowa� si� na ostateczno��, czu� si�
nieswojo. Seks w takiej sytuacji - to jak gwa�t, jak ne-
krofilia.
Nasmarowa� si� kremem, �eby w ni� wej��. Wa-
zelinowy krem do r�k, a i tak poczu� bolesny op�r.
Szpitalne ��ko skrzypia�o metalicznie. Jakub mia� wra-
�enie, �e s�ycha� je na ko�cu korytarza. Spr�yny
j�cza�y. Ba� si�, �e do pokoju wpadnie nagle siostra Ewa
i zacznie krzycze�. Co jej powie? Co jej powie? Co jej
pow... �e to terapia. Terapia. Zacisn�� oczy. Nic si� nie
poruszy�o. Sykn�� z b�lu, kiedy wyjmowa� obtarty, na-
brzmia�y cz�onek.
- Przepraszam ci� kochanie, musia�em spraw-
dzi�.
bola�o?
Boli. Dlaczego tak bardzo? Kto to wymy�li�, �eby tak
ROZDZIA�
Jakub nie zauwa�a� ju� zmian na zewn�trz. Na-
wet marcowe ciep�o nie zmusi�o go do zmiany p�asz-
cza. Zawini�ty w szal, zamy�lony, wraca� po wieczor-
nych zaj�ciach. Nielicznych zaj�ciach. Dziekan nalega�,
�eby wzi�� urlop, ale on �udzi� si�, �e praca utrzyma go
na powierzchni racjonalno�ci. Pozwoli z�apa� r�wno-
wag�.
W poniedzia�ki i czwartki wychodzi� z domu,
przeje�d�a� trzy przystanki do uniwersytetu, wspina�
si� po schodach i m�wi�. Stara� si�. Pr�bowa� m�wi�
o horyzontach ewolucji, Traktacie logiczno-filozoficznym
Wittgensteina, ale jego my�li �lizga�y si� po szpitalnych
salach. Pacjent z dw�jki wr�ci� do domu. Dziewczyny
z wypadku nie uda�o si� uratowa�, a ten po trepanacji
walczy o �ycie. Przysz�a nowa piel�gniarka, zabrak�o
skopolaminy. O tym m�g� m�wi�. Nawet tutaj, w�r�d
ksi��ek, czu� zapach lizolu i �rodk�w dezynfekcyjnych.
Nic. Codzienno��. Wsun�� r�k� do kieszeni marynarki.
Znowu zapomnia� zap�aci� za telefon.
Niemo�no�� zrozumienia budzi�a w nim b�l. Ta-
jemnica. Jak mo�na prze�y� co� takiego i nic nie pa-
mi�ta�? Nic nie wiedzie�? Mo�e wstydzi�a si�? Ba�a?
23
I
Nie znosi� tajemnic. Szuka� jej racji i nie potrafi� pozby�
si� uczucia, �e zosta� oszukany. Odrzucony. Niegodny
sekretu. Zastanawia� si�, czy powinien jej wybaczy�.
Odrzuca� pseudonaukowy, psychologiczny be�kot. Nie
chcia� grz�zn�� w mrokach. Urazy, fobie, zmiany
w m�zgu, ple, ple, ple. To musia�o by� wyt�umaczalne.
Logiczne. Gwa�towna zmiana w metabolizmie spowo-
dowana ci���. Mo�e guz m�zgu. Przera�aj�ce, ale racjo-
nalne. Co�, co mo�na leczy�. Przecie� nikt normalny...
Musz� ci to powiedzie�, Siostro. Tw�j m�� przegra�.
Post�pi� jak g�upiec i jak g�upiec przegra�. Przy tym okaza�
si� prostakiem, nieokrzesanym chamem.
Niczego nie osi�gn��.
A teraz nie potrafi unie�� swojej kl�ski, Siostro.
Lekarz wci�� przekonywa� Jakuba, �e ci��a ogra-
nicza mo�liwo�ci leczenia. Maria mog�a dotrwa� do
rozwi�zania, ale nie by�o �adnych gwarancji, �e obudzi
si� podczas porodu. Tylko �e on nie m�g� si� zdecy-
dowa� na wyrok. Aborcja? Nie m�g� zabi� swojego
dziecka. Nie by� potworem.
Kluczy� po korytarzach. Chcia� unikn�� kolejnego
spotkania z lekarzem. Wspina� si� po schodach i czu�
rosn�c� z�o��. Nie znosi� jego nagabywania, sposobu
m�wienia, ironii, zawsze wymytych r�k, z�otych oku-
lar�w. Peda�. I tacy ludzie chc� prawa do zawierania
ma��e�stw i adopcji - oburza� si�. Z niech�ci� przy-
pomnia� sobie przyjaci� �ony z instytutu - Tomasza
Ptaka, promotora Marii, przyjemnie wygl�daj�cego,
siwego, nobliwego pana i jego m�odego przyjaciela, Ar-
tura. Jakub skrzywi� si� z niech�ci�. Nie lubi�, kiedy
Maria spotyka�a si� z nimi. Absurdalne: czu� si� wtedy
zdradzany. Odpychany w swojej m�sko�ci. Niepotrzeb-
ny. Jej nigdy to nie przeszkadza�o. Zawsze by�a pe�na
�agodno�ci i tolerancji.
Czemu nie chcia�a tolerowa� jego? Jakub z w�cie-
k�o�ci� szarpn�� drzwi do pokoju �ony. Dlaczego mia�a
przed nim tajemnice? Sekrety. Czu� si� g�upcem i ��da�
tolerancji dla g�upc�w!
- Mam pro�b�, Mario. Zr�b co� dla mnie i mo-
jego dziecka, kt�re te� mo�e okaza� si� peda�em. Po-
wiedz co� wreszcie! POWIEDZ, DLACZEGO MI TO
ZROBI�A�?!
�Powiedz, dlaczego mi to zrobi�a�?!" - jak on
skamle, ten tw�j m��, Siostro. Naprawd� nie mo�na go
s�ucha�. A zreszt� powiedz mu, Siostro. Wyjaw tajemnic�.
Ma prawo wiedzie�, dlaczego MU to zrobi�a�. Nie mo�esz?
No, widzisz, niczego ju� nie ocalisz.
Zostali�my tylko my, Siostro. Oprzyj si� na mnie.
Potrafi� by� surowy i wymagaj�cy, ale moja wytrwa�o��
jest jak opoka. Nie zachwieje si�, nie zadr�y na widok Nie-
mo�liwego. Nie zw�tpi przed wrogiem.
Wesprzyj si� na mnie. Oboje du�o przeszli�my,
Siostro. Oboje zas�ugujemy na odpoczynek. Na nagrod�.
Ja jestem dla ciebie, a ty jeste� dla mnie. Obieca�em ci to.
Wiesz, ile lat czeka�em na tak� chwil�? Na chwil� twojej
bezbronno�ci? Ile pr�b, rozczarowa�, ilu forteli musia�em
u�y�, by wreszcie zdoby� nad tob� w�adz�? By� znowu
sta�a si� ode mnie zale�na. NIERUCHOMA. A co mnie
24
25
spotka�o z twojej strony? Tylko zaci�to��, op�r, ucieczki
i nienawi��. A przecie� twoja matka by�a taka uleg�a...
Czarownica. Nic nie mog�am powiedzie�. Ryby nie
m�wi�. A je�li m�wi�, to jestem kamieniem, sto�em,
no�em. Kamie� nie ma swoich rycerzy i jest nieruchomy.
W �rodku pusty. Powtarzam ci, Male�stwo - pusty. Lepiej
nic nie m�wi�, nie porusza� si�. To prawie tak, jak nie by�.
Mo�e to wystarczy. Chocia� na kr�tk� chwil�, potem b�d�
ju� coraz g��biej. A tam nie ma to ju� znaczenia. Dlatego,
Male�stwo, musisz by� cicho. Ani s�owa. Nawet krew teraz
milczy.
Jakub nie rozumia�, jak m�g� pozwoli� m�wi� do
siebie w ten spos�b. Jaka� niewyedukowana psycholog,
gruba kobieta, babra�a si� w jego �yciu, a on nawet nie
drgn��. Obca wmawia�a mu, �e nie zna swojej �ony. Nie
wiedzia� nic o letargu w dzieci�stwie, nie wiedzia� nic
o jego przyczynach i co najwa�niejsze, nie wie nic
0 przyczynach tego, co sta�o si� teraz. I co z tego?
- To nie chwilowe zaburzenie pracy m�zgu
zwi�zane ze zbyt szybkim rozwojem, ani guz, ani zmia-
na metabolizmu - t�umaczy�a Anna Baum. - To choroba
psychiczna.
Jakub �achn�� si�.
- Je�li ta bzdura jest prawdziwa, to got�w jestem
przesta� zajmowa� si� filozofi�. - Uk�oni� si� uroczy�cie
1 wyszed�. .,,-.
Kropelki czerwonego barszczu kapa�y z �y�ki na
gazet� roz�o�on� na kolanach Jakuba. Rozmowy chi-
26
rurg�w nie pozwala�y mu si� skoncentrowa�. S�ucha�
tych samych drastycznych �art�w ju� od dw�ch mie-
si�cy.
Kap, kap, kap. Choroba. Zepchni�ty do pod�wia-
domo�ci uraz. Mo�e nawet zapomniany. I nagle kto�
lub co� otwar�o drzwi do klatki. Kap, kap. Czerwone
kropki mi�dzy �Serbowie zerwali rozejm".
Jakub zapada� w odr�twienie. My�la� o Marii,
o jej wychudzonym, bladym ciele. Dr�czy�o go to, co
powiedzia�a Anna Baum. Psychicznie chora. Moja �ona
jest psychicznie chora. Nie b�dzie mog�a wychowywa�
mojego dziecka, bo ca�y czas le�y w szpitalu. Szalona.
Nie mo�na ju� nic zrobi�. Zawsze si� tego ba�. Nie lubi�
chor�b i chorych. Nigdy nie o�eni�by si� z nienormaln�
kobiet�.
Ale nie wiedzia�. Zastanawia� si�, czy Maria wie-
dzia�a. Czy pami�ta�a. Przed czym broni�a si�, zapa-
daj�c w �pi�czk�. Przed czym chcia�a uciec? Przed
ci���, b�lem? Nic nie przychodzi�o mu do g�owy. Co
mia� zrobi�? Jak j� zrozumie�? Pozna�? Jak m�g� poj��
jej przesz�o��, je�li nie pojmowa� tera�niejszo�ci?
Totstellreflex - nie m�g� si� nadziwi�, �e takie
karko�omne s�owo mog�o przej�� przez t�uste gard�o
psycholog. Totstellreflex - swoista forma schizofrenii
katatonicznej, zastygni�cie w bezruchu spowodowane
niezwykle silnym strachem. Jaki strach? Przed czym?
To mo�e dopa�� ponownie po okresie wieloletniego
utajenia. Nawet gdy mi�dzy jednym a drugim atakiem
mija ponad dwadzie�cia lat...
Widzia� tylko skutek. Ca�kowit� ruin�. A przy-
czyna? Irracjonalno��. Zasada niepewno�ci. Nie m�g�
przejrze� jej l�ku. Teraz. I wtedy. Co to mog�o by�? Cho-
-------- 27
roba? �mier�? Opuszczenie? B�l? Czy jeszcze co� mog�o
obudzi� jej trwog�? B��dzi� i nie potrafi� znale�� odpo-
wiedzi. Tezy Anny Baum nie mo�na by�o zweryfiko-
wa�. M�g� j� uzna� za pozbawion� sensu, ale nie zrobi�
tego. Waha� si�. Mo�e sir Karl nie mia� racji? Pami�ta�
przestrog� Moore'a - �d��y� do jedno�ci systemu kosz-
tem prawdy nie jest rzecz� dla filozof�w w�a�ciw�".
Ale co winno by� w�a�ciwe dla niego?
Mimo unik�w Jakuba lekarz stale go nagabywa�.
Liczy� dni, godziny. Ostrzega�, �e mo�e by� za p�no.
�e wstrz�sy, antybiotyki - to wszystko s� mo�liwo�ci
do wykorzystania. Po aborcji.
Czas p�yn�� wolniej. Momentami zatrzymywa�
si�, cofa�, gubi� w poszukiwaniach drogi. Ju� by�o za
p�no. Ju� si� sp�ni� - niczego nie dostrzeg�. Nie
chcia�? R�ce Marii na ko�drze nawet nie drgn�y.
Oczy, ukryte pod powiekami, zamkn�y odpowiedzi.
�adnego ruchu. Nic. Widzia� tylko, jak prze�yka strach.
To by� znak. Wszystko, co mog�a mu powiedzie�. On
te� si� ba�. Pami�ta� s�owa psycholog: gwa�townie prze-
biegaj�ca psychoza typu katatonicznego mo�e sko�czy�
si� �mierci�.
Och, Siostro, jaki ten tw�j m�� ckliwy i ob�udny.
�Nie jest rzecz� w�a�ciw� dla filozof�w" - c� za ostro�-
no��, wstrzemi�liwo��. To jego jedyne zwyci�stwo
w poznawaniu. Wahanie. I wszystko to z troski o ciebie,
Siostro. Ale przecie� dot�d nie troszczy� si� o ciebie. Nie
zabiega�. Nie szuka� prawdy. Czemu dziwi si�, �e nie mo�e
28 -------------
nic poj��? Nic nie wie. My�liciel. Ciekawe, czego si� nau-
czy� z tych swoich ksi��ek. Z tego Leibniza, Hegla,
Russella. Powiem ci, Siostro -jedynie brandzlowania. Kie-
dy� by� w tym dobry. Zapewniam ci�, �e m�wi� prawd�.
Nie opowiada� ci? Wstydzi� si�, Siostro. Ale� robi� to nawet
w czytelni uniwersyteckiej. Wiesz, co wtedy czyta�? Kanta!
Brakuje mu cierpliwo�ci. Ledwie czterdziesty dzie�,
a jemu ju� brakuje cierpliwo�ci. Nie chce walki, a bez wal-
ki nie mo�na osi�gn�� zrozumienia. Gdyby odgad�? Gdy-
by pozna� cho� cie� tajemnicy, �Totstellreflex" sta�by si�
jego imieniem. A tak b��dzi i b�dzie b��dzi�. Jak G�upiec.
No c�, Siostro, nie chcesz go wesprze�? Wiesz
wi�c, co si� stanie? Co b�dziemy musieli uczyni�?
Jakub zdziwi� si�, jak �atwo uda�o mu si� po��-
czy� z Chicago. Us�ysza� niski, kobiecy g�os. By�a tak
samo zaskoczona, jak on.
- Tak, Piotr zaraz podejdzie. Czy co� si� sta�o?
Rozmowa z bratem Marii by�a dziwna. Jak
wszystkie kontakty z jej rodzin�. Piotr mieszka� w Sta-
nach od czternastu lat. O�eni� si� i nawet nie zawia-
domi� siostry? Maria nigdy o nim nie m�wi�a. Telefon
do Chicago Jakub znalaz� w notatniku jej ojca.
- Halo! Dzwoni� z Warszawy. Jestem m�em
Marii. Maria mia�a wypadek. Lekarze m�wi�, �e to le-
targ. - Jakub mia� wra�enie, �e Piotr przestraszy� si�.
- Potrzebujecie pieni�dzy, lekarstw? Mary, moja
�ona, jest psychoterapeutk�. - Piotr m�wi� z ameryka�-
skim akcentem. Szybko.
- Nie, nie chodzi o pieni�dze. Chc� si� tylko cze-
go� dowiedzie�. A zosta�e� ju� tylko ty.
29___�
- Nie rozumiem - g�os Piotra jakby si� oddali�.
- Chodzi o pierwszy wypadek Marii. Letarg
z dzieci�stwa. Co si� wtedy sta�o?
Cisza.
- Nie by�o mnie wtedy.
- Ale musia�e� co� s�ysze�. Od rodzic�w, lekarzy.
Gdzie to si� sta�o? Jak si� obudzi�a? Przestraszy�a si�
czego�?
- Nic nie pami�tam.
Dziwak. Zupe�ny dziwak, jak i jego siostra. Jakub
�ciska� w d�oni s�uchawk� i nerwowo wystukiwa� jaki�
dawno zapomniany rytm. Sam nie mia� dobrych sto-
sunk�w z rodzin�, ale przynajmniej zachowywa� jakie�
formy. Pami�ta� o obowi�zkach, �wi�tecznych kartkach.
Pomaga�. Mo�e Piotr by� wtedy zbyt doros�y? Dwana�-
cie lat r�nicy - to du�o. Mia� ju� swoje �ycie? Swoje
problemy?
Przypomnia� sobie spotkania Marii z ojcem. Wie-
logodzinne rozmowy i spory. Ci�gle by�o im ma�o. Tyl-
ko oni dwoje. Nie widywali si� zbyt cz�sto, ojciec do
swojej �mierci mieszka� w Krakowie, ale za to rozma-
wiali przez telefon przynajmniej raz w tygodniu. Nigdy
tylko nie wspominali matki ani Piotra. Ca�kowite mil-
czenie. Niepami��? Jakub nie m�g� tego poj��.
Zn�w zanurzam si�. Coraz g��biej. G��biej. Woda
wyp�ukuje my�li, s�owa. I zn�w my�li. Ca�e moje �ycie.
Zmyte, zapomniane. Nie mam r�k. Ani jednej. Nic mnie ju�
nie boli. Jest spokojnie i jasno. S�o�ce prze�wieca przez
wod�, przez moj� sk�r�, przez moj� dusz�. Jakubie, po-
30
m� mi. Prosz�. Potem odp�yn�. To niewa�ne, czym jes-
tem naprawd�. Ryb�? Nieryb�? S�ysz� twoje pytania, ale
nie mog� da� ci odpowiedzi. Jest za g��boko.
Jakub usiad� przy biurku w pokoju �ony. Prze-
sun�� r�k� po blacie i poczu� zapach Marii. Zapach jej
sk�ry. Spojrza� na stoj�ce przy komputerze zdj�cie. Jed-
no z niewielu, jakie Maria przywioz�a z Krakowa. Zwy-
czajne uj�cie - ma�a dziewczynka z jasnymi kucykami
trzyma za r�k� swojego tatusia. Z ty�u pla�a w Sopocie.
Ka�dy ma takie zdj�cia. Wpatrywa� si� w dzieci�c�, za-
dowolon� buzi� i pr�bowa� przypomnie� sobie wszyst-
ko, co wi�za�o si� z rodzin� Marii. Wcze�niej nie za-
stanawia� si� nad ich dziwactwami. Wypadkami,
wyjazdami, oddaleniem, brakiem pami�tek, obco�ci�.
Pami�ta�, �e ojciec cz�sto w �artach wypomina�
Marii, �e wyrodzi�a si� z ich lekarskiej rodziny. Sam by�
chirurgiem, matka kardiologiem, nawet Piotr pracowa�
podobno w Stanach w klinice. Maria �mia�a si�. T�u-
maczy�a, �e nie dla niej stypendia, konferencje i pre-
zenty od wdzi�cznych pacjent�w. Dawniej wierzy�a,
�e lekarze to czarodzieje. Taki by� jej ojciec. Wystarczy�o,
�e pojawi� si� po dwumiesi�cznej nieobecno�ci i na-
tychmiast wyzdrowia�a z ci�kiego zapalenia p�uc. Jak
w bajce.
Jakub zacisn�� palce na drewnianej ramce foto-
grafii. �Wystarczy�o, �e pojawi� si� po dwumiesi�cznej
nieobecno�ci". Ma�a, u�miechni�ta dziewczynka. Szcz�-
liwa, �e mo�e trzyma� swojego tatusia za r�k�. To mog-
31 ~�
�o by� to. TO MOG�A BY� PRZYCZYNA! Histeryczne
przywi�zanie, uzale�nienie od ojca. Jego wyjazd - le-
targ, powr�t - obudzenie. Proste.
Tu� po pogrzebie przywie�li z Krakowa doku-
menty ojca. Jakub pr�bowa� sobie przypomnie�, gdzie
je potem upchn�li. Nagrody pa�stwowe, umowy o pra-
c�, dyplomy za stworzenie najlepszego oddzia�u chi-
rurgii dzieci�cej, podzi�kowania od partyjnych notabli.
Gdzie� musia�o to jeszcze le�e�. Kartony na strychu.
Tak, na strychu. Maria chcia�a w nich zrobi� porz�dek,
ale odk�ada�a, dop�ki nie sko�czy pracy doktorskiej.
Tak m�wi�a.
Rzeczywi�cie sta�y tak, jak je zostawili trzy mie-
si�ce temu. Pi�� wielkich tekturowych pude� z pow-
gniatanymi rogami. Jakub s�ysza�, jak wali mu serce.
Znalaz� �lad. Zaci�gn�� wszystko na d�, do kuchni. Nie
istniej�ce �ycie wysypa�o si� na pod�og�. Korespon-
dencja z uniwersytetem w Bonn, roczniki angielskich
pism medycznych, stare receptariusze, notatki.
Szuka� jakiego� potwierdzenia. Jakiej� daty -
�wiadectwa, �e w czasie pierwszego letargu Marii ojca
nie by�o w Krakowie. Zaproszenie na wyk�ad w Pary�u
z 1980 roku, potwierdzenie wyjazdu na stypendium do
Monachium z 1969. Praktyki w Stanach, ale wtedy
Marii jeszcze nie by�o na �wiecie. Daty, wyjazdy, bilety.
Ale rok 1970 by� pusty. Nic - jakby wtedy nie
pracowa�. �adnych dokument�w. Pism, kalendarzy,
notatnik�w. Nie by�o go? Czy wszystko przypadkowo
zagin�o? Gdzie� przecie� musia� by� �lad, co robi� od
ko�ca pa�dziernika do Wigilii 1970 roku.
Jakub nie m�g� si� powstrzyma� i kichn��. Ode-
pchn�� od siebie kolejn� stert� dokument�w. Spojrza�
32
na dwa, nie otworzone jeszcze, kartony. By� zm�czony.
Z trudem wsta� z pod�ogi. W ci�gu czterech godzin
przegl�dania ka�dej kartki, ka�dego �miecia, zdr�twia�y
mu nogi. Nala� sobie kawy i rozmasowa� kark. Na stry-
chu trzasn�o okno. Odwr�ci� si� w stron� schod�w
i odstawi� kubek. By� pewien, �e nie otwiera� okien na
g�rze, odk�d upchn�li tam rzeczy ojca. Przesun�� nog�
stos papier�w, zagradzaj�cych mu drog�, i skierowa� si�
w stron� schod�w. Lekko pchni�ta sterta po��k�ych
gazet rozsypa�a si�. Wypad�y z nich paczki kopert adre-
sowanych dzieci�cym pismem, ozdobionych kleksami.
Listy! No w�a�nie, listy! Je�li b�d�c doros�� ko-
biet� Maria dzwoni�a do ojca bez przerwy, to wtedy
musia�a pisa�! Jakub ukl�k� i ostro�nie rozwi�za� pierw-
sz� wst��k�. Przed sob� mia� listy Marii.
1971, listopad
Kochany tatusiu. Nie ma ci� ju� tak d�ugo. A ja za tob� t�skni�.
Daj� mi znowu okropnie niedobre lekarstwa. Musisz wr�ci�
i mnie uratowa�.
1971, grudzie�
Kochany tatusiu. Strasznie ci dzi�kuj� za t� wielk� lalk�. Sama
chodzi i m�wi ma-ma. Uszy�am jej sukni� wieczorow�, sweter
i buty. Ma na imi� Susie. Mama krzyczy na mnie, �e ci�gle
wychodz� z ��ka i zagl�dam pod choink�. M�wi, �e Miko�aj raz
ju� do mnie przyszed� i wr�ci dopiero w przysz�ym roku. Ale ja
nie czekam na prezenty. Pami�tasz film o o�owianym �o�nie-
rzyku - taki balet, te� si� zaczyna� na choince. Kiedy wszyscy
wychodzili z pokoju, �o�nierzyk rozmawia� z tancereczk�. Na
naszej choince powiesi�am twoje zdj�cie. Ale mama krzyczy, �e
dostan� zapalenia p�uc. Tylko �e ja ju� mam zapalenie p�uc.
33
1972, czerwiec
Kochany tatusiu. Ju� nied�ugo b�d� wakacje. Mama obieca�a mi,
�e zabierzesz mnie nad morze. Przyrzekam, �e tym razem nie
skr�c� sobie nogi. Tak jak wtedy na tych schodach, kiedy mu-
sia�am chodzi� po pla�y w rajstopach.
1973, kwiecie�
Kochany tatusiu. Ju� wysz�am ze szpitala. Mama bardzo �a�o-
wa�a, �e ciebie nie by�o, bo ba�a si�, �e �le mi nastawi� r�k�.
Okropnie bola�o. My�l�, �e przy tobie tak by nie bola�o. Kiedy
wr�cisz, ju� nawet nie b�d� mia�a gipsu. Zostawi� ci kawa�ek na
pami�tk�, �eby� mi si� m�g� podpisa�.
1974, grudzie�
Kochany tatusiu. Zacz�a si� szko�a, ale mama nie pozwala mi
samej chodzi�, bo m�wi, �e znowu co� sobie zrobi�. A tamto, to
przecie� nie by�o z mojej winy. Chcia�abym, �eby� do mnie cz�-
ciej dzwoni�, bo mama nie chce mi da� telefonu do ciebie.
Jakub przegl�da� kolejne koperty. 1974, 1975,
1976 a� do 1981 - r�wniutko pouk�adane historie cho-
r�b zaczynaj�ce si� od: �Kochany tatusiu". Wsta�, przy-
ni�s� kaw�, zeszyt i d�ugopis. Postanowi� metodycznie
zabra� si� do pracy. Data - choroba - wyjazd ojca, data
- choroba - wyjazd ojca. To by�o logiczne. Logiczne
i chore.
Ale z 1970 roku nic. Mimo to by� ju� prawie pe-
wien. Uzale�nienie emocjonalne od ojca powodowa�o
gwa�towne zaburzenia somatyczne w czasie jego nie-
obecno�ci. Paniczny l�k przed jego utrat� m�g� nawet
wywo�a� letarg. Brakowa�o tylko jednego potwierdze-
ni^ ~ ~~ ~
nia. Na razie wszystko uk�ada�o si� w logiczny ci�g.
Wyja�nia�o przesz�o��, a mo�e nawet tera�niejszo��.
Mo�e fakt �mierci ojca dotar� do Marii dopiero teraz
i teraz w�a�nie prze�y�a szok? Postanowi�a temu
zaprzeczy�, zatrzyma� czas. To te� by�o logiczne. Brako-
wa�o tylko jednego elementu. Ostatecznego potwier-
dzenia.
Psycholog prawie nie s�ucha�a wywodu pod-
ekscytowanego Jakuba. W palcach mi�dli�a zu�yt�.
chusteczk� higieniczn�.
- Tak, to wydaje si� sensowne - mrucza�a. -
Dzieci�stwo, mi�o�� do ojca, kompleks Elektry,
despotyczna matka. Tak, to mog�oby by� to, ale...
- Wiem, �e nie mam jeszcze ostatecznego dowo-
du, ale przecie� Maria nie mog�a wtedy do niego na-
pisa�. - Jakub zesztywnia� na krze�le. - Na pewno jest
jaki� inny �lad. Paszport, zwolnienie z pracy, telegram
z zawiadomieniem.
- Chyba �e matka Marii zawiadomi�a ojca telefo-
nicznie. Panie Jakubie, to by�o dwadzie�cia cztery lata
temu. Trudno b�dzie co� znale��.
- Ale pani uda�o si� �ci�gn�� kart� szpitaln�
Marii.
- Tak. Mnie si� uda�o. - Papierowa kulka trafi�a
do stoj�cego metr od sto�u kosza.
Dziekan pochwali� decyzj� Jakuba. Miesi�c ur-
lopu z mo�liwo�ci� przed�u�enia - to by�o to, czego
Jakub teraz potrzebowa�. Mia� k�opoty z zapakowaniem
walizki - zawsze zajmowa�a si� tym Maria. W szpi-
35
talu zostawi� wiadomo��, �e nie b�dzie go najwy�ej
dwa dni.
Dopiero teraz zauwa�y�, �e zacz�a si� wiosna.
Poczu� si� prawie wolny. Zdrowe, pi�kne kobiety
u�miecha�y si� do niego w poci�gu, zdrowi m�czy�ni
przegl�dali gazety, zdrowe dzieci wrzeszcza�y na kory-
tarzach. �wiat by� pi�kny. Normalny i pi�kny. Opr�cz
jego niewyprasowanej koszuli, szarej twarzy i zm�czo-
nych oczu. - Ale kobiety si� do mnie u�miechaj� - po-
ciesza� si�. - Budzisz w nich najwy�ej lito��, uczucia
macierzy�skie - odpowiada� sobie. - Mo�e my�l�, �e
jeste� w �a�obie. Nie �ud� si�, �e robi� to dlatego, �e
jeste� przystojnym, czterdziestoletnim, szpakowatym
facetem.
Stara� si� uporz�dkowa� my�li. Najpierw p�jdzie
do szpitala chirurgii dzieci�cej, potem obejrzy dom,
w kt�rym mieszkali, potem...
W szpitalnym archiwum z wyrazem skupienia
na twarzy s�ucha� �al�w asystentki doktora - wysokiej,
pi��dziesi�cioletniej pani Joanny.
- Taka strata. Taka strata. Trzeci miesi�c go nie
ma, a ju� wszystko si� sypie. To nie by� cz�owiek. To
by� anio�. Ile on dzieci uratowa�. Na pogrzebie na cmen-
tarzu nie mogli si� pomie�ci�. Tyle ludzi. To bardzo
dobrze, �e pan b�dzie pisa� o doktorze. Bardzo dobrze.
To by� z�oty cz�owiek.
Przedstawi� si� jako dziennikarz nowego pisma
medycznego. Powiedzia�, �e przygotowuje tekst o tw�r-
cy najlepszego oddzia�u chirurgii dzieci�cej w Polsce
i chcia�by pozna� fakty z jego kariery. Gdzie zaczyna�,
36 -------------
gdzie si� kszta�ci�. Podkre�la�, �e szczeg�lnie interesuj�
go pocz�tki kliniki, lata 1970-1975. Czy w 1970 roku
doktor przeprowadza� ju� swoje s�ynne operacje kolana.
Kiedy za�o�y� rodzin�...
Karty szpitalne, wypisy, ksi��ki, publikacje.
W migoc�cym �wietle �ar�wki widzia� k��bi�ce si� py�-
ki kurzu.
- Rzadko kto� zagl�da do tych szparga��w. Teraz
to tylko kr�lestwo karaluch�w. - Joanna niedba�ym
ruchem strzepn�a na ziemi� czarny, po�yskliwy pocisk.
Na chwil� o�y�. Rozp�dzonym cia�em trafi� bezb��dnie
w cie� mi�dzy p�kami i znieruchomia�. Tylko czu�ki
nerwowo wystukiwa�y sygna�y ostrzegawcze. Jakub
wzdrygn�� si�.
No tak, w szpitalach nie da si� tego wyt�pi�.
- U nas, panie redaktorze, nie jest jeszcze
najgorzej. Po dzieciach nie �a��. Na operacyjnej zdarza
si� jaki� od wielkiego �wi�ta. A �e s� w kuchni albo
tutaj... - machn�a r�k�.
Jakub niepewnie rozgl�da� si� wok�. Wydawa�o
mu si�, �e z ka�dej szpary wysuwa si� para w�s�w.
- Wszystko pan tu znajdzie. O doktorze. A co do
jego rodziny, to by�a dziwna sprawa... -Joanna urwa�a
nagle. �ar�wka �wieci�a coraz s�abiej i s�abiej. - Lepiej
chod�my, panie redaktorze. Zaraz zga�nie - prawie
krzykn�a i poci�gn�a Jakuba w stron� wyj�cia. Trzas-
n�y drzwi. Weszli w ciemno��. - A nie m�wi�am. Dok-
tora nie ma i wszystko si� sypie - gdera�a. Mia� wra-
�enie, �e co� zachrz�ci�o mu pod nogami. Skuli� si�,
postawi� ko�nierz marynarki i przyspieszy� kroku.
W hotelu przyszpitalnym d�ugo nie m�g� zasn��.
Przeszkadza� mu duszny zapach chor�b, klapanie orto-
pedycznych pantofli, stukot w�zk�w z jedzeniem. Mia�
wra�enie, �e w ciemno�ci wszystko drga, porusza si�.
Pod�oga, meble. Co� nieustannie chrobota�o za lustrem.
Do archiwum "wr�ci� rano. Niestety, niewiele
uda�o mu si� znale��. W czasie dw�ch przeprowadzek
zagin�o sporo dokument�w. By� rok 1973, 1975, a po-
tem ju� wszystkie od 1980. Ale 1970 nie by�o. Jakub nie
m�g� uwierzy�. Nerwowo przerzuca� teczki. Przecie� to
�mieszne - nie jest �adnym dziennikarzem, nie jest
�adnym szpiegiem, to nie jest kino. Co on tu robi? Po
choler� si� tak wyg�upia? To zwyczajne archiwum po-
rz�dnego szpitala, w kt�rym musz� by� odnotowane
urlopy pracownik�w. Ale nie by�y.
I jeszcze to. Z w�ciek�o�ci� rozdepta� nieo-
stro�nego karalucha. Chitynowy pancerz p�k� z g�o�-
nym trzaskiem.
Rano ruszy� do miasta. W urz�dzie paszpor-
towym dowiedzia� si�, �e nie udzielaj� informacji, kto,
gdzie i kiedy wyje�d�a�. Przynajmniej jemu. W szpitalu
nie by�o ju� ludzi, kt�rzy pracowali w 1970 roku.
W klinice, gdzie le�a�a Maria, opr�cz karty szpitalnej
nie by�o niczego wi�cej. Nikt nie m�g� mu pom�c.
Zn�w wyszed� na g�upca.
W nocy poprosi� o signopam. Zasn�� bez trudu.
Za to poranek ci�ko wdziera� si� do jego �wiadomo�ci.
Nie by� m�drzejszy ni� wieczorem. �adnego pomys�u.
Po raz ostatni zszed� do archiwum.
- Szybko si� pan redaktor za�amuje - przywita�a
go Joanna. Mia� wra�enie, �e u�miecha si� ironicznie. -
Jednak robaki wszystkiego nie zjad�y, a pan ju� zre-
zygnowa�. O, prosz�, tu ma pan ten 1970 rok. Tu, w tej
ksi��ce.
38 ---------
Poda�a mu ma�� broszurk� z 1971 roku: Leczenie
uraz�w kr�gos�upa u dzieci. Na obwolucie zdj�cie doktora
i kr�tki �yciorys. �[...] Po wyk�adach na uniwersytecie
stanowym w Kalifornii (III 1970-11 1971) wyda� swoj�
pierwsz� prac� [...]."
Czy to by� triumf?
Rzeczywi�cie, mia� ju� pewno��. Wystarczy�o na-
pisa� do Kalifornii i dowiedzie� si�, kiedy ojciec Marii
wr�ci�. I koniec - poda tym szarlatanom gotowe roz-
wi�zanie. Teraz powinni sobie poradzi�. Znaj�c przy-
czyn�, zrozumiej� skutek. To by�o jego zwyci�stwo.
Jego logicznego my�lenia.
Ju� nie musia� wiedzie�, jak to wygl�da�o. Czy
nie obudzi�a si� ze snu. Przewr�ci�a si� nagle na po-
dw�rku. Spad�a z roweru, krzes�a, hu�tawki. To nie
mia�o znaczenia. Z �atwo�ci� m�g� wyobrazi� sobie
powr�t ojca. Zbli�aj�ce si� �wi�ta. Przyjazd, poca�unek,
ksi�niczka otwiera oczy.
- M�wi�a pani poprzednio, �e z rodzin� doktora
to by�a dziwna sprawa. - Jakub stara� si� ukry� swoje
podniecenie. - Wiem, �e mia� dwoje dzieci. Syna i c�r-
k�. Podobno m�odo si� o�eni� - zach�ca� j� do m�-
wienia.
- O tak, bardzo m�odo. Mia� chyba ze dwadzie�-
cia lat. Ona by�a bardzo pi�kn� kobiet�. Bardzo pi�kn�.
Ludzie mu zazdro�cili. A� do czasu, kiedy nagle
zmar�a. Chyba rak. W tym samym czasie c�rka pr�bo-
wa�a si� zabi�, syn wyjecha�... Takie nieszcz�cia mog�
za�ama� ka�dego.
- A �ona doktora, gdzie zosta�a pochowana? Nie
le�� przecie� razem. - Jakub nagle u�wiadomi� sobie
ten zadziwiaj�cy fakt.
39
- Le�y w Warszawie, tam si� urodzi�a. Chyba
Br�dnie.
na
Tajemnica! Nikt ju� jej nie odkryje, Siostro! Spoczy-
wa g��boko pod ziemi�. Oni wiedzieli. Oboje. Ale teraz nic
ju� nie zdradz�. Milcz� tak jak ty, Siostro.
No i widzisz, do czego doprowadzi� tw�j up�r. Tw�j
niezmordowany m�� wyruszy� na poszukiwania. Zagl�da
tu, zagl�da tam. Szpera. W�szy. By� nawet w Krakowie, jak
mi doniesiono. Niby co� znalaz�. Jakie� tajemnice. Zagad-
ki. Jak ma�y ch�opiec. Odgrzebuje stare �widoczki". Mo�e
uda mu si� wyja�ni�, dlaczego nie lubi�a� p�atk�w owsia-
nych, na kt�rym pi�trze mieszkali�cie, czy matka nosi�a
okulary i jak obchodzili�cie �wi�ta Bo�ego Narodzenia.
Rzeczywi�cie, G�upiec z niego. Skupia si� na rzeczach,
a nie widzi Istoty. Nie widzi przyczyn. Nie widzi Tajemnicy.
Legion�w, kt�re czekaj� na ka�dy jego b��d.
Jakub �ciska� w r�ku broszurk� Leczenie uraz�w
kr�gos�upa u dzieci i zastanawia� si�, dlaczego ojciec
Marii nie pochowa� �ony w rodzinnym grobowcu.
Dlaczego przewi�z� j� do Warszawy? I dlaczego Maria
nigdy nie posz�a na jej gr�b? Nigdy nawet nie powie-
dzia�a mu, �e matka le�y na Br�dnie. Mo�e ta asystent-
ka wiedzia�a co� jeszcze? Dlaczego wszystko wydarzy�o
si� w tym samym czasie? - Jakub zastanawia� si� nad
tym w drodze na cmentarz.
W zarz�dzie nekropolii gruba zakonnica niech�t-
nie wyci�gn�a stare ksi�gi.
- Jak pan m�wi�? Paulina Anderska?
- Auderska, pochowana w 1980 roku. - Jakub
stara� si� by� spokojny i uprzejmy.
- Nie ma. - Zakonnica zamkn�a ksi�g� i prze-
sta�a si� interesowa� Jakubem.
- Mo�e siostra jeszcze raz sprawdzi, prosz�.
- Nie mam czasu - uci�a kr�tko i zaj�a si�
uk�adaniem formularzy.
- To mo�e ja sam sprawdz� - Jakub nie dawa�
za wygran�.
Zakonnica wzruszy�a ramionami i niech�tnie
przesun�a ksi�g� w jego stron�.
Kartki pachnia�y ple�ni� i ch�odem. Mateusz
Zieli�ski zm. 12 stycznia 1980, lat 68; Maria Kownacka
z domu Majewska zm. 18 stycznia 1980, lat 73. Jaku-
bowi zlewa�y si� r�wne literki. Nagle z ci�gu wpis�w
wy�oni� si� jeden i Jakub od razu poj��, dlaczego zakon-
nica nie mog�a go znale��. Matka Marii zosta�a wpisana
najpierw pod swoim panie�skim nazwiskiem - Paulina
Smolarska-Auderska zm. 15 wrze�nia 1980 roku.
Rz�d 67, kwatera 10. Cmentarz z daleka wygl�-
da� jak park. Ledwo mo�na by�o dostrzec groby w�r�d
dopiero co rozkwit�ych drzew. Koniec marca by�
wyj�tkowo ciep�y. Tutaj nie czu�o si� �mierci. Rz�d 67
by� kawa� drogi od g��wnego wej�cia. Jakub nie�le si�
nachodzi�, zanim go znalaz�. Zbli�y� si� ostro�nie.
Z przys�oni�tej bluszczem fotografii wpatrywa�a si�
w Jakuba promienna, u�miechni�ta twarz Marii. Podo-
bie�stwo by�o tak du�e, �e w pierwszej chwili prze-
straszy� si�. Nie by� przes�dny, ale wzdrygn�� si� na
my�l, �e sk�ada kwiaty na grobie �ony.
Uspokoi� si� dopiero po powrocie do domu.
Chwil� waha� si�, czy odebra� telefon. Dzwoni�a �ona
Piotra. Pyta�a o Mari�, o post�py w leczeniu. Obca ko-
41
bieta. Interesowa�a si� nimi, a jego to w og�le nie zdzi-
wi�o. Przyj�� za oczywisto��, �e Mary tak dobrze m�wi
po polsku. Zreszt� sama wyja�ni�a, �e pochodzi z pol-
skiej rodziny. Potrzebowa� rozmowy z kim� �yczliwym.
Chcia� opowiedzie� jej o Krakowie, o cmentarzu. Ale
Mary przerwa�a mu i zapewni�a, �e postaraj� si� z Piot-
rem przyjecha�.
- Tak, oczywi�cie. Przyje�d�ajcie! - Jakub wy-
krzykiwa� do s�uchawki. - Zobaczycie nasze dziecko.
Wreszcie po tylu latach porozmawiamy ze sob�. Maria
na pewno si� ucieszy.
Mary przerwa�a mu.
- Postaramy si� przyjecha� jak najszybciej.
w ten spos�b zerwa�by kontrakt, a to mieliby�my
w ewidencji.
Post�pi�em jak g�upiec - Jakub nie m�g� sobie
darowa� b��du. - Widz�c tylko jeden fakt, krzykn��em:
- �Wszystkie owce s� czarne", a wypada�o mi co naj-
wy�ej powt�rzy�: �Istnieje przynajmniej jedno pole, na
kt�rym istnieje przynajmniej jedna owca, kt�ra przynaj-
mniej z jednej strony jest czarna".
Zagl�dam w moj� ciemno��. Chyba wci�� tam jes-
te�, chocia� powinno ci� nie by�. A oni gapi� si�, wypa-
truj�, obmacuj�. Chc� ci� dotkn��. Mie�. Jak to bol