10011

Szczegóły
Tytuł 10011
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10011 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10011 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10011 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRIEJ BA�ABUCHA Grabarz 1. - Za godzin�. Odpowiada? - Ca�kowicie - odrzek� Kostin. - Dzi�kuj� ci, Boria. Boll wy��czaj�c si� pokr�ci� gwa�townie ga�k� radiow�. W�istocie nie nadto si� zdziwi� natychmiastowemu wezwaniu go, cho� w�a�nie teraz, kiedy �Syrrusa� poddano profilaktyce, by�o to bardziej ni� dziwne. Me chcia�o mu si� wstawa�, po�o�yli si� wczoraj bardzo p�no. Ale niech tam. Poderwawszy si� usiad�, spu�ci� nogi na pod�og� i�uton�� stopami w�mi�kkim, �askocz�cym meszku. T� pod�og� R�ena zrobi�a sama. Przedtem, pami�ta, by�a inna - szara, elastyczna... jak�e j�... A�ta jak si� nazywa? Trzeba b�dzie spyta�... Boll wykona� �wiczenia gimnastyczne - uproszczony cykl relaksowy, wezwa� inimobil i�nawet zd��y� napr�dce przegry��, nim jego przeci�g�y sygna� rozleg� si� pod oknami. Po p�godzinie ju� opu�ci� wind� i�przeszed�szy d�ugi korytarz, kt�rego sklepiony sufit przypomina� sufit statku, znalaz� si� przed gabinetem koordynatora Ksenijskiej Bazy Pionier�w. Machinalnie, starym nawykiem jeszcze z�czas�w kursu, obci�gn�� kurtk� i�wkroczy� w�otwieraj�ce si� na ro�cie� drzwi. Pr�cz samego Kostina, w�gabinecie by�y dwie osoby: Swerdluf, generalny dyspozytor Rady Transportu, i�jaka� dorodna blondynka o�my�l�cym profilu. Wszyscy troje siedzieli wok� malutkiego stolika i�poci�gali co� z�wysokich sto�kowatych szklanek. S�dz�c po kolorze, by� to synt. Kostin podni�s� si� na powitanie. By� niewysoki, kr�py, kanciasty. - Poznajcie si�: doktor Nina �azariewa z�Obserwatorium, szef-pilot Borys Boll. Blondynka niedbale skin�a g�ow�. Boll w�odpowiedzi uk�oni� si� specjalnie z�przesadn� ceremoni�. Na Ksenii by�y dwa obserwatoria: Andronowskie na Archipelagu i�G�rskie w�Gotyckich G�rach. Trzy lata temu do��czy�o do nich jeszcze jedno, umieszczane na sztucznym satelicie. Nazywano je po prostu Obserwatorium. - Z�Haraldem, mam nadziej�, zaznajamia� ci� nie trzeba? Boll skin�� g�ow� i�u�cisn�� Swerdlufowi d�o�. - No wi�c najog�lniej o�co chodzi, Misza? - spyta� Boll siadaj�c i�bior�c z�r�k Swerdlufa szklank�. To by� rzeczywi�cie synt. - Jak by ci powiedzie�... Oczywi�cie wiemy, jeste� ma urlopie, wi�c masz pe�ne prawo odm�wi�... Ale, widzisz, wynik�a tu pewna sytuacja... no i�zdecydowali�my si� niepokoi� ciebie. - Kr�cej, Misza. - A�kr�cej?... to... Nino, mo�e pani wprowadzi Borysa w�sedno sprawy? Blondynka przem�wi�a. G�os jej harmonizowa� z�figur�: by� pe�ny, soczysty, g��boki. By�o w�niej co�... rubensowskiego. Ale m�wi�a rzeczowo, zwi�le, precyzyjnie, bodaj�e nawet sucho. Ot� szesnastego dnia, prowadz�c badania Churry, Obserwatorium nanios�o jaki� obiekt, wchodz�cy w�system z�pr�dko�ci� sze��set sze��, z�dok�adno�ci� do dwu kilometr�w na sekund�, i�pocz�tkowo przyj�ty jako j�dro wracaj�cej z�afelium komety. Jednak�e dalsze obserwacje sk�oni�y do przeanalizowania od nowa takiego punktu widzenia. Obiekt posuwa si� pod k�tem 27 stopni i�13 minut w�stosunku do p�aszczyzny ekliptyki, kt�r� przetnie 21 marca mi�dzy orbitami Orki i�Gaazy w�ci�gu 16 godzin i�27 minut. Orka w�tym momencie b�dzie si� znajdowa�a w�dostatecznej odleg�o�ci, �eby nie wywo�a� zak��ce� w�orbicie obiektu, a�bli�sza Gaaza nie jest w�stanie tego dokona� si�� swojej malej masy. Zatem obiekt, kontynuuj�c sw�j ruch po prostej (ruch jego rzeczywi�cie jest prostoliniowy) zacznie si� oddala� w�przestrze� �wiata w�kierunku Bety Achawa, kt�r� w�warunkach istniej�cej szybko�ci osi�gnie za cztery tysi�ce dziewi��set sze��dziesi�t lat. Kseni� minie w�odleg�o�ci stu pi�tnastu, z�dok�adno�ci� do p�tora miliona kilometr�w. Zdj�cia obiektu, przekazane przez automatyczn� stacj� IS-79, pozwalaj� przypuszcza�, �e obiekt jest nienaturalnego pochodzenia, czyli m�wi�c wprost, jest statkiem kosmicznym. To ostatnie po�rednio potwierdza prostoliniowo�� ruchu. - Tylko czemu nie odpowiada na wezwania? - zabra� g�os Swerdluf. - Urz�dzenie alarmowe w�ka�dym przypadku powinno dzia�a�! Sprawdzali�my w�Radzie Astrogacji. O��adnych nie planowanych czy resortowych statkach w�naszej strefie nie wiadomo. Statki ksenijskiego rejestru lec� wed�ug planu, tak �e �aden z�nich z�danym obiektem nie mo�e by� identyfikowany. - A�w obcy nie chce mi si� jako� uwierzy�. Przecie� dotychczas z��adn� cywilizacj�, kt�ra by wesz�a w�er� kosmiczn�, jeszcze�my si� nie zetkn�li. - Bolla zawsze dra�ni� w�Kostinie jego spos�b m�wienia okresami, kt�re rozdziela�y jakie� pseudooddechowe pauzy. - W�ka�dymi b�d� razie wydaje mi si�... Nala� ci jeszcze, Boria? - Boll przecz�co pokr�ci� g�ow�. - No to bez �enady... Tak wi�c wydaje mi si�, �e trzeba poobserwowa�, i�dlatego�my ciebie niepokoili. - Dzi�kuj� - Boll przes�a� Kostinowi najmilszy u�miech. - To ju� zrozumia�em. Ale �Syrrus�, jak ci wiadomo, Misza, jest na profilaktyce. I�ruszy� go mog� najwcze�niej za pi�� d�b. - O�tym wiem - potwierdzi� zimno Kostin. - Ale Harald ma na ten temat w�asn� opini�. - Nie mog� wzi�� z�linii ani jednego statku. I�niezbyt si� do tego nadaj� statki kabota�owe, sam rozumiesz. Oczywi�cie, brzuchate kabota�owe kargoboty nie s� przeznaczone do takich operacji. - Ani jednego jako tako nadaj�cego si� statku teraz nie mam. �Dajna� b�dzie za dwadzie�cia siedem d�b. Wi�c nie my�l, �e zwalamy wszystko na Pionier�w... - Nie my�l�. Ale: jeden wariant mimo wszystko jest mo�liwy. Mamy kosmoskaf. Serii, KSG. Mia�e� z�nim do czynienia? - Mia�em. - Cudownie. W�zasadzie wiedzia�em. Mam, rozumiesz, wszystkich pilot�w w�rozsypce, a�ci trzej, kt�rych mog� odwo�a�, to typowi kabota�owcy z�naszych kurs�w, i�kosmoskafu poza podr�cznikiem nie widzieli. - Jasne. - Boll wsta�, zbli�y� si� do okna, Rozlega� si� st�d widok na ogromn� baz� techniczn� Lorelskiego Kosmodromu. Cho� pr�cz �Syrrusa� nie by�o tu ani jednego wi�cej statku, maszyny z�obs�ugi technicznej pracowicie snu�y si� po polu, przypominaj�c z�wysoko�ci czterdziestego si�dmego pi�tra niezwyk�e owady. Kr��ownik z�pob�yskuj�cym szpicem by� teraz najbardziej podobny do gotyckiej baszty, po jego pancerzu pe�za�y niezliczone st�d polerowacze, a�dziobowy kraniec - a� po pier�cie� �opatkowy - przybra� ju� najczystsz� b��kitno��, podczas gdy ni�ej korpus pozosta� bury i�guzowaty jak kora drzewna. �Synrus� by� statkiem zas�u�onym. Teraz ju� takich nie budowano. Seria �S� zako�czy�a si� na �Skilurze�, zast�pi�a j� seria �K� - �Kanowa�, �Konnar�. Bollowi te ci�kie, na zewn�trz p�sferyczne statki czemu� si� nie podoba�y, cho� by�y i�silniejsze, i�pewniejsze. �Starzej� si�, czy co?� - Zadanie? - spyta� nie odwracaj�c si�. - Gotowe - b�yskawicznie odrzek� Kostin. - Dzi�kuj�, Boria. Wiedzia�em, �e nie odm�wisz. - Jeszcze by� nie wiedzia�! Interesuje minie tylko... - Co, mianowicie? - Sk�d macie kosmoskaf, Haraldzie? - Spytaj o�to Zacharowa - u�miechn�� si� Sweridluf - on wszystko zdob�dzie. - A�tak, wiem. - Boll nie jeden rok przecie� sp�dzi� w�S�u�bie Liniowej. - Ale po co wam potrzebny? - Ano spodoba� si� nam, jak widzisz. - Na pewno! Boll wyci�gn�� otwart� d�o� i�Kostki w�o�y� w�ni� nie wiadomo sk�d nagle wzi�t� teczk�. - Kogo we�miesz ze sob�? - Na astrogatora wezm� Gullakiana. Gorzej z���czno�ciowcem, Wariencowa nie mo�na rusza�. Wezm� bodaj�e sta�yst�. Wyjdzie mu to na dobre, zdob�dzie wi�ksz� praktyk�... I�jeszcze jedno... Z�R�en� pom�wi� ju� z�drogi, ale potem ty si� z�ni� po��cz. Uderz si� w�piersi, to ci dobrze wychodzi, i�przepro� j�, powiedz, �e to ty mnie zmusi�e�. Doktor �aizariewa popatrzy�a na Bolla z�jawnym zainteresowaniem. Kostin mrukn��: - Dobra, nie pierwszyzna to. A�wi�c szcz�liwej drogi! 2. - Naprawd� obcy? - nie wytrzyma� iSzoraik. - Czego pana uczono w�Akademii, sta�ysto - nie odwracaj�c si� powiedzia� z�ironi� Gullakian. - I�oto mamy dzisiejsz� m�odzie�, co, szefie? Boll wpatrywa� si� w�sylwet� wolno przepe�zaj�c� po rufowym ekranie. Wyda�a mu si� dziwna, a�mimo to jakby zasmucaj�ce znajoma. Dwie doby kosmoskaf i�towarzysz�ce mu �mirmeki� wisia�y tu, oczekuj�c go�cia. I�teraz on nap�dzi� je trafiwszy ju� w�pole widzenia rufowego radiolokatora. - Zostaw sta�yst� w�spokoju, Gework. A�propos, Kare� sko�czy� Akademie ��czno�ci, a�nie Astrogacji, we� to pod uwag�. Pr�dko��? - Boll mia� na my�li pr�dko�� go�cia, i�Gework zrozumia�. - Sze��set sze�� na sekund�. Idzie si�� bezw�adu. Sylweta nieznanego statku niepostrze�enie przepe�z�a z�ekranu rufowego na burtowy. - Wyr�wnaj pr�dko�ci. Odleg�o�� sto do trawersu. - Jest, szefie-pilocie! - Gullakian, kiedy si� czu� obra�ony, zawsze zwraca� si� do Bolla tak, jak nakazywa� regulamin. Jego r�ce zatrzepota�y nad pulpitem sterowniczym. - Szarak! �Mirmeki� w�uk�ad tr�jk�ta, odleg�o�� pi��dziesi�t, powtarzaj za mn�. Szarak dziarsko zatrajkota� w�mikrofon: - KSG burta 73 k�M213, M222. Podaj� zmian� uk�adu... - A�id��e ty! - u�miechaj�c si� zgromi� go Gullakian, i�Szorak przeszed� na szyfr. Tymczasem obraz go�cia zamar� na ekranie lewej burty i�teraz Boll m�g� obejrze� go bardzo szczeg�owo. Statek by� niew�tpliwie ziemskiej budowy. Tylko co to s� te �eberkowe dyski, rozmieszczone dok�adnie tam, gdzie w�kr��ownikach serii �S� znajduj� si� �opatki pier�cienia? Przypominaj� okr�g�y ko�nierz. - Gerwork? - Nie wiem. To wygl�da jak... - Romanowowski, Gework? Gullakian skin�� twierdz�co. To by� jeden z�nielicznych statk�w zbudowanych w�kr�tkim okresie mi�dzy odkryciem kana��w Romanowa, w�skich, naturalnych tuneli w�zwyrodnia�ej przestrzeni, analogicznych do outspace, i�pojawieniem si� prawdziwych outspace-statk�w, przekszta�caj�cych na swej drodze zwyk�� przestrze� w�outspace, w�kt�rych ruch jest mo�liwy tylko i�jedynie z�szybko�ci� ponad�wietln�. Takich kr��ownik�w zbudowano niewiele i�ich charakterystyczn� cech� by�y te ogromne �eberkowe dyski, spe�niaj�ce funkcj� obecnych pier�cieni �opatkowych. Tylko jak si� one nazywa�y, te �proto�opatki�? Boll w��aden spos�b nie m�g� sobie przypomnie�. Zreszt� to niewa�ne. - �wiat�o! Nieuchwytny ruch r�ki Gullakiana - i�na burcie go�cia zab�ys� jaskrawoniebieski owal. - Na ruf�! �wietlna plama denerwuj�co wodno pope�z�a po pancerzu go�cia. Je�li Bolla nie zawodzi�a pami��, to nazwa i�dopisek powinny by� umieszczone gdzie� zaraz za tymi �proto�opatkami�. - Powi�kszenie, Karel! Obraz drgn�� i�pop�yn�� na spotkanie. Boll odczul lekkie przeci��enie - tak bywa zawsze, nawet po trzydziestu latach lot�w: kiedy obraz nak�ada si� na ciebie, wydaje ci si� - z�powodu nieruchomych punkt�w orientacyjnych - �e to tw�j w�asny ruch, i�cia�o z�przyzwyczajenia reaguje na�. Miejsce dla napisu by�o wybrane z�wyrachowaniem: tu� za dyskami (one si� nazywa�y synchratorami, przypomnia� sobie jednak). Pancerz straci� najmniej, mimo to mo�na by�o przeczyta� tylko: ,W...os Ziem...dia�. Ziemlandia, to by�o oczywiste. Ale jak si� on nazywa�, ten statek? - Po��cz si� z�Kostinem, Karel. Przeka� mu obraz drog� translacji. Kostin pojawi� si� na ekranie po dwudziestu sekundach. - No i�z�owili�cie �dinozaura�, Boria! Takiego widzia�em tylko w��Historii astrogacji�. - Ja te� - odezwa� si� Boll. W��aden spos�b nie m�g� oderwa� oczu od �dinozaura�, w�starych statkach jest co� urzekaj�cego... - Sk�d on si� tu wzi��, Misza? - Wyja�nimy to. Czekajcie! - Kostin wy��czy� si�. Na wyja�nianiu up�yn�a przesz�o godzina. - To �Welos� - powiedzia� Kostin pojawiwszy si� na ekranie. - Pierwszy z�romanowowskich statk�w... i�sadz�c po wszystkim, ostatni, jaki si� zachowa�. Zbudowany dwie�cie osiemdziesi�t osiem lat temu w�stoczniach Hanimeda. A�propos, �Welos� w�kt�rym� z�dawnych j�zyk�w znaczy �Bystry�. W�kt�rym? Ledwie-ledlwie przekroczy� barier� �wietln�. Weszli do kana��w Romanowa i�zaraz �Bystry�! A�wiesz, sk�d idzie? - w�jego g�osie pojawi�o si� co� szczeg�lnego, co zmusi�o Bolla do oderwania oczu od starego kr��ownika i�zwr�cenia si� w�kierunku koordynatora Bazy. - Z�Kwarantanny! Gullakiam zagwizda�. Boll poczu�, jak go zabola�y szcz�ki od silnego zwarcia, I�tylko Szorak na razie nic nie rozumia�. Kwarantanna. Gullakian, tak, ten wie o�niej ze s�yszenia. I�to, co cichutko opowiada teraz Karelowi, to tylko sucha, obiektywna informacja. Bollowd w�okresie sta�u, takiego jaki terafc odbywa Szorak, nadarzy�a si� okazja przepracowa� kilka miesi�cy w�patrolu orbitalnym w�pobli�u Kwarantanny. Wtedy jeszcze nie by�o elektronowej zapory balonowej, kt�ra nie pozwala�a statkom na l�dowanie, nawet na wej�cie w�orbit� atmosfery, niezale�nie od woli za�ogi. Kwarantanna! Jedyna planeta, kt�ra si� okaza�a nie tylko zgubn� pu�apk�, ale i�dotychczas wci�� jeszcze zagadk� nie do rozwi�zania. Pierwszym statkiem wys�anym do NIS-981, kt�rego drug� planeta jest w�a�nie Kwarantanna, by� �Welos�, nie wiadomo jak zab��kany teraz tutaj. Jego los pozosta� nieznany. Startowa� z�Pionierskiego Kosmodromu na Plutonie. Ziemlandia. To wszystko. Siedemdziesi�t lat temu wyszed� outspace-kr��ownik pierwszego stopnia - �Hammer�. Zostawi� wtedy na orbicie satelit�-kapsu��, w�kt�rej trzecia ekspedycja znalaz�a informacj� o�jego locie, przebiegaj�cym pomy�lnie. I�to wszystko. Po dziewi��dziesi�ciu trzech latach trzecia ekspedycja znalaz�a �Hammera� ca�ym i�nie uszkodzonym, lecz po za�odze z�o�onej ze stu dwudziestu ludzi nie pozosta�o �adnego �ladu. �Welosa� na Kwarantannie ani wtedy, ani p�niej nie uda�o si� odszuka�, co zreszt� jest bardziej oczywiste ni� dziwne: znale�� na planecie statek w�warunkach ca�kowitego milczenia mo�na jedynie przypadkiem lub po wieloletnich systematycznych poszukiwaniach. Trzecia ekspedycja sk�ada�a si� z�outspace-kr��ownika pierwszego stopnia - �Krista� i�z dodanego do pomocy kargobota SD-717-bis, kt�ry zosta� na orbicie, kiedy �Krista� zesz�a do l�dowania. �Krista� pod�wczas by�a w�pe�ni nowoczesnym statkiem, a�o jej szefie-pilocie Juwanie Szajginie Boll niema�o s�ysza� od dziadka, lataj�cego z�Szajginem jeszcze na �Oceanie�. Ekspedycja mia�a za zadanie przeprowadzi� szczeg�ow� sond� i�nast�pnie osi��� i�uruchomi� procedur� �A�. Ale sonda przekazywa�y tylko bia�y szum, a�na planecie nie uratowa�y ekspedycji ani obronne pole si�owe, ni nieprzebijalno�� pancerza, ani te� wiedza za�ogi. W�pierwszym przekazie wiadomo�ci donoszono o�ujawnieniu �Hammera� i�sko�czono na tradycyjnym �wszystko w�porz�dku�, W�drugim, po sze�ciu godzinach, by�o tych oto kilka s��w: �Wyj�cie ze statku niemo�liwe... to straszne... l�dowania zabraniam (to ostatnie dotyczy�o SD-717bis)... Tylko automaty�. Od tego czasu nie pr�bowano wi�cej l�dowania na Kwarantannie, kt�r� og�oszono stref� zakazan�. Utworzono orbitaln� stacj�. Wok� planety zorganizowano patrole, poniewa� legiony entuzjast�w ruszy�y tam na najdziwniejszych statkach, a� po jednoosobowe wy�cigowe �arsy� w��cznie. Na planecie pracowa�y automaty, lecz dot�d nie uda�o si� niczego wyja�ni�, co cho�by w�ma�ej mierze wyt�umaczy�o zgub� trzech ekspedycji. Kiedy zamiast ludzi tradycyjnie wysadzono psy, te po prostu znik�y. Nie zgin�y, lecz znik�y, jakby ich w�og�le nigdy nie by�o. I�co najdziwniejsze - nie chroni�y od tego nawet skafandry wy�szego stopnia obrony. Skafandry pozostawa�y ca�e, a��ywe istoty w�nich ukryte - znika�y. Zagadka. Same zagadki. Czemu na Kwarantannie gin�y biostruktury? Czemu trzeciej ekspedycji uda�o si� jednak przetrzyma� dob�? Czemu automaty, sprawdzone na dziesi�tkach innych planet, zamiast sensownej informacji przekazywa�y stacji tylko bia�y szum? I oto teraz nawin�a si� jeszcze jedna zagadka: zaginiony �Welos� zjawi� si� tu, w�systemie NIS-641, w�odleg�o�ci 357 parsek�w od Kwarantanny i�98 od Ziemlandii. - Co robimy, Misza? - spyta� Boll. I po raz pierwszy od wielu lat us�ysza�: - Nie wiem. Trzeba zwo�a� zebranie. Sam jeden decydowa� tu nie mog�. Obaj zreszt� nie mo�emy. 3. Biedny sta�ysta nauwija� si� zwo�uj�c to zebranie. Ale w�ko�cu na mozaice czarno-bia�ych ekran�w AS-��czno�ci pojawili si� wszyscy uczestnicy: Kostin, zasiadaj�cy za sto�em w�swoim gabinecie; koordynator Rady Transportu - Dubach, i�jego prawa r�ka - generalny dyspozytor Siwerdluf, kt�rych uda�o si� uchwyci� w�Centrum Badawczym; cz�onek Rady �wiatowej - Niels Brun; Joa Perejra - kseniobiolog; a�na ko�cu - kto� z�Rady Geohigieny, obecny niewidzialnie, poniewa� znaleziono go gdzie�, gdzie nie by�o ekranu, tote� w��czy� si� przez specjalny kana�. Geohigienist� nazywano Wac�awem, by� jednymi z�nowych i�Boll go nie zna�. Kostin naszkicowa� sytuacj�, jak m�g� najzr�czniej, po czym zabra� g�os Dubach: Poniewa� niniejsze zebranie nie dotyczy bezpo�rednio interes�w Rady. Transportu, a�w miar� swych si� udzia� w�organizacji spotkania �Welosa� Rada ju� wzi�a, przydzieliwszy sw�j kosmoskaf, uczestnictwo cz�onk�w Rady w�tym i�tak dostatecznie reprezentatywnym zebraniu wydaje si� jemu, Dubachowi, niecelowe. Je�li si� oka�e, �e Rada Transportu mo�e w�realizacji decyzji niniejszego zebrania zapewni� jak�kolwiek b�d� pomoc, to jego, Dubacha, w�ci�gu ca�ego dzisiejszego dnia mo�na b�dzie zasta� w�Badawczym, a�w ostatecznym przypadku odszuka� poprzez kana� specjalny. Co powiedziawszy wy��czy� si�, a�razem z�nim znik�a z�ekranu za�enowana fizjonomia Swerdlufa. Brun zaproponowa� ulokowa� �Welosa� gdzie� na p�nocnych kra�cach Pasyfidy, sk�d do najbli�szego osiedla jest przesz�o pi�tna�cie tysi�cy kilometr�w, ale kiedy Kostin wypowiedzia� si� wyczerpuj�co na temat niebezpiecze�stwa zara�enia, zaraz si� wycofa�. - W�tej sytuacji wed�ug minie jedynie s�uszne jest zostawa� statek na odpowiednio wysokiej orbicie, aby nast�pnie podda� go badaniu przez specjaln� komisj�, kt�r� na pewno zorganizuje Rada Astrogacji. - Na kseniocentrycznej orbicie nie mo�na zostawi� �Welosa� - wtr�ci� si� Wac�aw. - Zbyt blisko planety i�zbyt o�ywiona to strefa. A�w og�le problem niebezpiecze�stwa, kt�re mo�e sob� przedstawia� �Welos�, jest w�kompetencji Instytutu Ksemiobiologii. Mo�e doktor Perejra powie co� konkretnego na ten temat? Doktor Perejra, niestety, nic konkretnego powiedzie� nie mo�e. Przede wszystkim dlatego, �e nie wiadomo, czy w�og�le problem Kwarantanny dotyczy dziedziny kseniobiologii, czy jakiej� innej. Poniewa� jednak wykluczy� mo�liwo�ci biologicznego zagro�enia - je�li �Welos� rzeczywi�cie by� na Kwarantannie - nie mo�na, najlepiej zakonserwowa� statek na dostatecznie neutralnej orbicie. - Szefie-pilocie, a�ludzie? - cichutko powiedzia� Szorak. - Je�li s� tam ludzie? Boll wy��czy� mikrofon. - Nie ma tam ludzi, Kare� - u�miechn�� si� mi�kko, patrz�c na poblad�� twarz sta�ysty. - Nie ma i�by� nie mo�e. S� w�kosmosie bez ma�a trzysta lat. Za�oga sk�ada�a si� z�samych m�czyzn. I�wanien do anabiozy nie mieli. - A�wi�c - wyci�gn�� wnioski Kostin - mo�na uwa�a� za jednomy�ln� nast�puj�c� decyzj�: kosmoskaf szefa-pilota Bolla przy pomocy automatycznych holownik�w �mirmeka M222� odholuje �Welosa� na orbit�, kt�rej parametry okre�li Centrum Obliczeniowe naszej Bazy i�kt�r� zatwierdzi Rada Transportu. Wszyscy si� zgadzaj�? Brun si� zgadza. Doktor Perejtra w�ca�o�ci akceptuje tak� decyzj�. Podziela jego zdanie Wac�aw - geohigienista. - Przygotowa� holowniki, szefie? - spyta� Gullakian. Boll przytakn��: - To w�ka�dym przypadku trzeba zrobi�. - A�je�li oni nie byli na Kwarantannie? - zauwa�y� Gullakian. - Przecie� romonowowska astrogacja to rzecz niepewna, i�niepoj�te, jakby si� oni mogli tu znale��, gdyby �adowali na Kwarantannie? - W�odr�nieniu od dwu ostatnich ekspedycji, mogli przed l�dowaniem na Kwarantannie w��czy� automaty startowe - zaoponowa� Kostin. - Najwa�niejsze - powiedzia� Boll - najwa�niejsze rzeczywi�cie, czy oni tam byli. - Na statku przecie� - wtr�ci� si� do og�lnej rozmowy Szorak - mo�e by� najcenniejsza informacja! I�dla zdobycia jej warto ryzykowa�. Niech kto� jeden tam si� wybierze. W�najgorszym razie nara�amy tylko jednego cz�owieka. Ochotnika. - Zawaha� si� chwil�. - Mnie... - A�je�li tej cennej informacji tam nie ma? - spyta� Kostiln. - Czy� w�og�le istnieje informacja, dla kt�rej warto by�oby oddawa� �ycie? - ch�odno spyta� Boll. - Przecie� i�panu zdarza�o si� ryzykowa�, szefie-pilocie... - A�jednak jak dot�d �yj�. Co chyba nie by�oby mo�liwe tak ryzykuj�c. - Zebranie sko�czone - og�osi� Kostin. - Dzi�kuj�. Obliczenia stacjonarnej orbity �Welosa� b�d� wam podane... - Nie - ostro przerwa� Boll. - Obliczenia te nie s� nam potrzebne. Pe�ne napi�cia oczekiwanie w�ci�gu ostatnich godzin wywo�a�o w�nim teraz ch�odny, gniewny up�r. Je�li si� wszyscy uchyl� od tej decyzji, kto� musi wzi�� ca�� odpowiedzialno�� na siebie. Kostin wyba�uszy� oczy z�ekranu, jakby mu pokazano cz�owieka z�obcej planety: - To znaczy? - Nie zamierzam odholowywa� �Welosa� na orbit� stacjonarn�, Misza. - Dlaczego? - Dlatego, �e to nie gwarantuje bezpiecze�stwa. Dlatego, �e zawsze si� znajd� entuzja�ci, w�rodzaju naszego sta�ysty, kt�rzy b�d� si� pchali po t� hipotetyczn� informacj�. - Po tak samo, nota bene, hipotetyczn� zgub� - wtr�ci� Gullakian. - Ja si� ze sta�yst� zgadzam, Boria. - Bunt na statku... - Boll si� u�miechn��, ale by� to u�miech typowo odruchowy. - Teraz rozumiesz, Misza, �e trzeba go... - Unicestwi�? Ostatni z�romanowowskich statk�w? Zrozum, trzeba go zachowa� jako muzealny zabytek chocia�by! Przecie� zagro�enie w�istocie jest hipotetyczne, natomiast warto�� statku niew�tpliwa. Z�niebezpiecze�stwem potrafimy sobie kiedy� da� rad�, na razie zapewnimy dobr� ochron�, z�czasem zbudujemy zapor� balonow�. Kiedy�... Z�czasem... Boll zna� cen� tego �z czasem�. By�o jeszcze bowiem czwarte �adowanie na Kwarantannie. L�dowanie, o�kt�rym wiedzia� tylko Boll. Patrolowy kosmoskaf zszed� do l�dowania i�Boll nie m�g� go zatrzyma�. Drugi pilot �Sindbada�, Wagin, kt�ry przepracowa� w�patrolu miesi�c, kierunkowym promieniem przekaza� na kosmoskaf Bolla: �Chc� spr�bowa�. Inaczej nie mog�. Kto� przecie� powinien...� Oficjalnie Boll o�wiadczy�, �e kosmoskaf Wagdna uleg� awarii na skutek zderzenia z�cia�em meteorytowym. Powiedzie� bowiem prawd�, znaczy�o sprawi� b�l nazbyt wielu, o�wiele wi�kszy ni� ten, jaki przynios�a wiadomo�� o�przypadkowej �mierci. I�odt�d Boll by� ostro�ny. - Misza, nazywam si� Borys Boll, moja carte blanche XXVI-A-029. - Chcesz... - Tak. I�rozlicza� si� z�tego b�d� tylko przed Rad� Astrogacji. Piloci Pionier�w i�Dalekiego Zwiadu nieraz musieli podejmowa� decyzje wychodz�ce poza zakres kompetencji zwyk�ych dow�dc�w statk�w. Tote� najbardziej do�wiadczeni spo�r�d nich otrzymywali carte blanche daj�c� im autokracj� na nie zbadanych planetach i�nawet w�neutralnych przestrzeniach znanych ju� system�w - poza stumilionowokilometrow� stref� terytorialn�, w�obr�bie kt�rej, zgodnie z�prawem kosmicznym, ka�dy statek by� podporz�dkowany miejscowym Radom. Kosmoskaf znajdowa� si� sto dwadzie�cia siedem milion�w kilometr�w od Ksenii, i�Boll postanowi� skorzysta� ze swojej carte blanche. Kostin zrozumia� to. - Boria - powiedzia�. - Ech, Boria... - i�wy��czy� si�. - Szarak! - Boll m�wi� urywanie i�sucho. - Pod��czy pan �mirmeki� do �Welosa�. - Ale� szefie-pilocie... - Regulamin wyprawy, paragraf 17.3! - Tak jest, szefie-pilocie! - martwym g�osem powiedzia� Szarak i�zab�bni�: - KSG burta 73 do M-213, M-217, M-222. - Gullakian, prosz� da� trajektori� na NIS-641. Gullakian milcz�c odwr�ci� si�. Po ekranie trajektografu pope�z�y r�nokolorowe krzywe. Ich ruch wci�� zwi�ksza� szybko��. Stopniowe robi�o si� ich coraz raniej, zlewa�y si� i�nagle zamar�y jedn� wyra�n� zielon� krech�, kt�ra pojawi�a si� te� i�na kursografie. Boll po�o�y� r�ce na klawiaturze pulpitu sterowniczego. Gullakdan, gwa�townie odsun�wszy swoje krzes�o, zmierzy� Bolla ch�odnym jak kamie�, ci�kim spojrzeniem. - To tch�rzostwo - powiedzia� bardzo cicho i�bardzo wrogo. - Pan jest po prostu tch�rzem, szefie-pilocie. Odpowie pan za to. - Odpowiem - zgodzi� si� Boll. 4. Wsp�lnym wysi�kiem trzy �mirmeki� nieuchronnie wlok�y �Welosa� ku MIS-641, S�o�cu Ksenii, a�w odleg�o�ci dwu dziesi�tych megametra szed� r�wnoleg�ym kursem kosmoskaf. W�kabinie pilota kr�lowa�o milczenie nape�nione owadzim brz�czeniem grawitator�w, z�rzadka tylko przerywanym kr�tkimi dialogami, z�o�onymi ze �ci�le regulaminowych fraz. Boll nawet nie pr�bowa� przerywa� tej ciszy, oddzielaj�cej go od za�ogi, wiedz�c, �e teraz by�oby to bez sensu. Mo�e p�niej. Szorak dwukrotnie ��czy� si� z�Baz�, i�Boll rozmawia� z�Kostinem. Chocia� ten wida� ju� och�on��, rozmowa mia�a charakter nieco napi�ty i�wyra�nie oficjalny. Zreszt� Boll zdziwi�by si� raczej, gdyby by�o na odwr�t. Wiedzia�, �e nie od razu go zrozumiej�. I�nie wszyscy. W pi�tej dobie Boll zacz�� manewr rozej�cia. �Welos� i��mirmeki� kontynuowa�y poprzedni kurs, wci�� przyspieszaj�c - ju� nie tylko na rachunek energii gnaiwitator�w, ale i�na skutek przyci�gania gigantycznej masy gwiazdy. Kosrnoskaf powoli zostawa� w�tyle, nie gubi�c ich z�pola widzenia radiolokaltor�w. Trzech w�kabinie pilota nie spuszcza�o oczu z�ekranu, na kt�rym powoli topnia� w�ogniowym rozpasaniu chromosfery punkcik ostatniego romanowowskiego statku. Potem Boll przekaza� sterowanie Gullakianowi i�poleci� wraca�. - To znamienity grobowiec, Gework - powiedzia� z�wyrazem zm�czenia. W�ci�gu tego tygodnia rzeczywi�cie bardzo si� wyczerpa�. - Najlepszy, jaki mogli mie�. Ani s�owa, ani ton, jakim one zosta�y wypowiedziane, nie przerzuci�y nawet nik�ego pomostu mi�dzy nim a�jego milcz�c� za�og�. Boll zreszt� nie liczy� na to. Szorak, cudowny ch�opak! Oby wi�cej takich. Gullakian, wspania�y pilot, cho� dla dow�dcy nazbyt krewki. Obaj oni nie mogli si� pogodzi� z�gorzk� s�uszno�ci� jego decyzji. Ale byli jeszcze inni. Szajgin, szef-pilot �Kristy�. Tressel, kt�ry prowadzi� swego �Hamimera� do ostatniego l�dowania tylko dlatego, �e czeka�o go nie - wiadome niebezpiecze�stwo, lecz po prostu - n�i e�w i�ad o�ni a. I�prawdopodobnie za�oga �Welosa� - ona by go zrozumia�a. I�tam, w�Ziemlandii, w�Rajdzie Asfaogacji, niema�o si� znajdzie takich, co rozumiej� nie tylko umys�em, ale i�sercem, �e min�y te czasy, kiedy za ka�de ziarno wiedzy Ludzko�� sk�ada�a w�ofierze �ycie cz�owieka. �e dzi�, kiedy �ycie ludzkie sta�o si� najwi�ksz� warto�ci�, przyszed� czas na kontrol� wielu kryteri�w oceny i�poj��. Nazbyt to du�a cena za wiedz� - krew. Mogli ni� p�aci� wtedy, kiedy Ludzko�� by�a zamkni�ta na jednej planecie, i�z niepoj�tym wprost marnotrawstwem szafowa�o si� wtedy wszystkim: cz�owiekiem, naturalnym �rodowiskiem - gubi�c przy tym nieomal siebie. Ale teraz to jest niemo�liwe. Kto b�dzie si� czuj uprawniony do korzystania z�wiedzy zdobytej za tak� cen�? I�je�li to prawda, �e jednostka w�swoim rozwoju powtarza histori� swego gatunku, wtedy jest zrozumia�e, sk�d w�m�odych tak du�o tej reliktowej ofiarno�ci, tej kt�ra sk�oni�a Szoraka do gotowo�ci p�j�cia na �Welos�. To mo�na zrozumie�, lecz nie nale�y do tego dopu�ci�. - Nie b�dzie pan mia� nic przeciwko temu, je�li odejd� z��Syrrusa�, szefie-pilocie? - przerwa� milczenie Szarak. M�g�by o�to nie pyta�, ale gdyby inaczej post�pi�, by�oby to wbrew etyce, a�zreszt� w�og�le nie le�a�oby to w�charakterze sta�ysty. Boll pokr�ci� g�ow�. - Nie ma potrzeby, Szarak. A�pana, Gework, prosz� o�przygotowanie si� do obj�cia �Syrrusa�. Doczeka� si� pan... Trzy lata temu, kiedy mianowano Bolla dow�dc� �Syrrusa�, Gullakian by� ju� od d�u�szego czasu pierwszym pilotem i�mia� nadziej�, �e sam zajmie to miejsce. Bo rzeczywi�cie, kt�ry� z�pilot�w nie chcia�by mie� swego statku? I�chocia� ani jeden, ani drugi ani razu nie m�wili o�tym, trzeba by�o niemal dwu lat, �eby ich wzajemne stosunki z�obcych sta�y si� prawie przyjacielskie. Nie na d�ugo zreszt�. - Co pan chce przez to powiedzie�, szefie-pilocie? - spyta� Gullakian. - Odchodz� z��Syrrusa�, Gewiork. Nie b�dziecie ju� musieli lata� z�grabarzem. Tak, s�ysza�em wasz� wczorajsz� rozmow�. Szarak mocno si� zaczerwieni�. Boll m�wi� dalej: - Za p�tora miesi�ca wychodzi do Ziemlandii �Dajna�, wi�c polec� zreferowa� to Radzie Astrogacja. Razem z�Kostinem prawdopodobnie. Potem zostan� na Ziemi. Proponowano mi, �ebym wyk�ada� w�Akademii, i�chyba przyjm� t� propozycj�. Boll najch�tniej poszed�by do kajuty i�postara� si� zasn��, oboj�tne, czy by�by na �Syrrusie�, czy na jakim� innym statku. Ale kosmoskaf to kosmoskaf i�tu nie ma gdzie si� podzia� poza swoim krzes�em. Wi�c dalej siedzia� milcz�co, patrz�c na ekran dziobowy, gdzie pob�yskuj�ca kropka Ksenii wolno przemienia�a si� w�dysk. Przet�umaczy�a Ryszarda Wilczy�ska