9919

Szczegóły
Tytuł 9919
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9919 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9919 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9919 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WIES�AW WERNIC Z�E MIASTO ILUSTROWA� STANIS�AW ROZWADOWSKI CZYTELNIK � WARSZAWA 1990 Od wydawcy Z�E MIASTO � to ostatnia powie�� Wies�awa Wernica, zamykaj�ca, ju� niestety, 19�tomowy cykl znanych i popularnych �western�w", kt�re od przesz�o dwudziestu lat stanowi�y ulubion� lektur� nastolatk�w. Sw� ostatni� ksi��k� pisa� autor w ci�gu miesi�cy ci�kiej choroby, nie przerywaj�c pisania nawet w szpitalu, a uko�czy� j� na kilka tygodni przed �mierci� (5 sierpnia 1986). Wies�aw Wernic, urodzony w 1906 r., matur� uzyska� w gimnazjum im. Miko�aja Reja. Jeszcze jako ucze� za�o�y� wraz z kolegami grup� literack� �Kwadryga", kt�ra wydawa�a czasopismo o tym samym tytule. Publikowa� wtedy w prasie kr�tkie opowiadania i nowele, a po studiach w Szkole G��wnej Handlowej rozpocz�� prac� w dziennikarstwie. W latach wojny nale�a� do Armii Krajowej, bra� udzia� w powstaniu warszawskim, sk�d zosta� wywieziony do obozu w Austrii. Do kraju wr�ci� w 1945 r. i odt�d pracowa� jako dziennikarz: w �Rzeczpospolitej", w Polskim Radiu, potem, a� do przej�cia na emerytur� w �Tygodniku Demokratycznym". Tu w�a�nie, na redakcyjnej maszynie, zacz��em pisa� �Tropy wiod� przez preri�" � wspomina� w rozmowie z redakcj� ��wiata M�odych". � Napisa�em oko�o 80 stron, ale w nawale zaj�� maszynopis od�o�y�em, zapomnia�em. Przypomnia� mi o nim syn, kt�ry przeczyta� kiedy� pocz�tek mojej powie�ci i domaga� si� zako�czenia. Dopisa�em wi�c dalszy ci�g, a ca�o�� zadedykowa�em: �Mojemu synowi". Bo chyba g��wnie jemu zawdzi�czam jej uko�czenie. Ta pierwsza ksi��ka Wies�awa Wernica ukaza�a si� w 1965 r., a jej ogromne powodzenie i liczne listy od m�odych czytelnik�w zach�ci�y autora do dalszej tw�rczo�ci literackiej. Nazwano go �klasykiem wsp�czesnego westernu", bo ten gatunek literatury upodoba� sobie i konsekwentnie uprawia�, wykorzystuj�c zdobywan� skrz�tnie od m�odzie�czych lat wiedz� na temat historii podboju Dzikiego Zachodu, a jego ksi��ki, utrzymane w konwencji klasycznego westernu, s� pr�b� podj�cia tradycyjnej tematyki w nietradycyjny spos�b. Zafascynowa�a mnie ta historia � m�wi� w jednym z wywiad�w. � Problemami Ameryki P�nocnej i legend� Dzikiego Zachodu interesowa�em si� zawsze. Od czasu najwcze�niejszych lektur Karola Maya (...) Mia�em t� przewag� nad Mayem, �e widzia�em jego b��dy, a przede wszystkim dysponowa�em wspania�ymi materia�ami �r�d�owymi (...) By�em dwukrotnie w Kanadzie i raz w USA (...). Du�o podr�owa�em (...), zwiedza�em rezerwaty Indian, przesiadywa�em w bibliotekach, poszukuj�c nowych opracowa� i autentycznych tekst�w z ko�ca XIX wieku i znajduj�c zawsze inspiracje do moich powie�ci (...) Moje zainteresowania geografi�, a tak�e znajomo�� j�zyka angielskiego umo�liwiaj� mi korzystanie z przebogatej literatury dotycz�cej tej epoki. Ksi��ki moje opowiadaj� o czasach z ko�ca XIX w. To pisarza zobowi�zuje. Trzeba zna� i dzieje cywilizacji ameryka�skiej, i obyczaje Indian, i realia historyczne, geograficzne i przyrodnicze. Rzeczywi�cie, akcja wszystkich powie�ci Wies�awa Wernica rozgrywa si� w ostatnich dwu dziesi�cioleciach ubieg�ego wieku na zachodnich terenach Ameryki P�nocnej, od Nowego Meksyku a� po dalek� p�noc Kanady. Jest to wielotomowa saga traperska, kt�rej g��wnymi bohaterami s� dwaj przyjaciele: Karol Gordon, dzielny, do�wiadczony my�liwy, romantyczny westman i obro�ca Indian, nazwany przez nich Wielkich Bobrem, oraz doktor, pe�ni�cy rol� narratora, kt�ry podczas wsp�lnych w�dr�wek przez bezkresne puszcze, dzikie g�ry i dziewicze puszcze poznaje tajniki traperskiego �ycia. Uczestnicz�c w kolejnych perypetiach, nieprzewidzianych awanturach, przyjmuje na og� postaw� komentatora, zachowuj�c dystans do w�asnych wspomnie�, co pot�guje wra�enie autentycznej relacji. Zawsze jednak ci dwaj przyjaciele, wpl�tani w gro�ne afery, nara�eni na rozliczne niebezpiecze�stwa, wystawiani na ci�kie pr�by w zaskakuj�cych, cz�sto tajemniczych okoliczno�ciach, broni� pokrzywdzonych i tropi� wszelk� nieprawo�� w imi� dobra i sprawiedliwo�ci � podstawowych racji moralnych. Zawsze r�wnie� atrakcyjna fabu�a powie�ci, obfituj�ca niejednokrotnie w sensacyjno�kryminalne w�tki, osnuta jest na szeroko zarysowanym tle epoki. Autor, dba�y o rzetelno�� sprawdzonych i udokumentowanych reali�w, du�� wag� przywi�zywa� do przekazywania czytelnikom nieznanych wydarze� i anegdot wyszperanych ze starych pami�tnik�w, a zw�aszcza wzmianek o Polakach, kt�rzy � g��wnie po powstaniu 63 r. � znale�li si� na Dzikim Zachodzie. Wierny �wiadomie wybranej konwencji literackiej, przeciwstawia si� jednocze�nie fa�szywym mitom i uproszczeniom, pokutuj�cym do dzi� w�r�d amator�w western�w, aby przekaza� skomplikowan� prawd� historyczn�. Przez ponad dwadzie�cia lat ka�da nowo wydana ksi��ka Wies�awa Wernica budzi�a entuzjazm m�odych, i nie tylko m�odych, czytelnik�w oraz now� fal� recenzji i notek prasowych. Nic wi�c dziwnego, �e znalaz�a ju� trwa�e miejsce w historii polskiej literatury i z pewno�ci� � dzi�ki atmosferze szlachetnej przygody, tak charakterystycznej dla wszystkich jego powie�ci � fascynowa� b�dzie r�wnie� i nast�pne pokolenia nastolatk�w. W Center Point Wysiedli�my w Center Point. �mieszna nazwa*. To male�kie miasteczko na pewno nie jest centralnym punktem na mapie Nevady. Stanu od 1864 roku. Dlaczego wysiedli�my w Center Point? Poniewa� linia kolejowa bieg�a dalej ku po�udniowemu zachodowi, a my zamierzali�my dotrze� do �r�de� rzeki Humboldta � na p�nocy. Taki by� cel naszej kolejnej, wiosenno�letniej wyprawy w �wiat pierwotnej przyrody i bezdro�y mi�ych dla ka�dego w�drowca, kt�ry nigdzie si� nie spieszy. Przesadzam? Spr�bujcie! Gdy zeskoczyli�my ze stopni wagonu na prymitywny peron, z�o�y�em na nim ca�y sw�j baga� i spojrza�em na zegarek. By�a si�dma pi�tna�cie. Rano. A wi�c godzina si�dma minut pi�tna�cie, dnia 12 kwietnia 1894 roku. Teraz ju� wszystko dok�adnie ustali�em. Czy to wa�ne? Przysz�o�� poka�e. M�j towarzysz, czyli Karol Gordon � westman i my�liwy, nauczyciel traperki i serdeczny przyjaciel � tkwi� nieruchomo o krok ode mnie, obci��ony siod�em, jukami, strzelb� marki Remington oraz grubym, zrolowanym w d�ug� par�wk� kocem. Razem nie�le to wa�y�o. � No i c�, Janie? � zagadn�� nieco sennym g�osem. � Sprawdzi�e� godzin�, kt�ra jest oczywi�cie dok�adna, ale dla twego rodzinnego Milwaukee. Tu obowi�zuje nieco inny czas. Cofnij wskaz�wki o dwie godziny i chod�my. Przecie� nikt na nas nie czeka i my na nikogo. � O, do licha!� wykrzykn��em t�umi�c ziewanie. � Zupe�nie o tym zapomnia�em. A wi�c mamy pi�t� rano! I dlatego tak tu pusto. Ty o wszystkim zawsze pami�tasz, Karolu � westchn��em. Center Point � �rodek, punkt centralny. Podnios�em z ziemi siod�o, kt�re wyda�o mi si� piekielnie ci�kie, d�wign��em p�kato wypchane juki oraz koc. Omin�wszy malutki budynek stacyjny z wymalowan� tu� pod okapem dachu nazw� �Center Point" znale�li�my si� na placyku o twardej jak kamie� powierzchni ze sp�kanej gliny. S�o�ce sta�o nad horyzontem i o�wieca�o pust� ulic�drog�, ograniczon� z dwu stron szeregiem parterowych drewnianych dom�w. Gdzieniegdzie wystrzela� ponad lini� dach�w budynek dwupi�trowy, wcale nie �adniejszy od swych niskich s�siad�w. Wlekli�my si�, a raczej cz�apali jak dwa zmordowane konie. Bardzo senne. Ostatni� noc sp�dzili�my w dusznym, nieprzytulnym wagonie, budz�c si� przy ka�dym gwi�dzie parowozu i ka�dym zgrzycie hamulc�w. Ulica�droga nadal by�a pusta, je�li nie bra� pod uwag� stoj�cych tu i �wdzie przed budynkami woz�w bez koni. � Hej, Janie! � zawo�a� m�j towarzysz, w widoczny spos�b sil�c si� na weso�e brzmienie g�osu. � Dyli�ans! Popatrz tam. I ludzie! Rzeczywi�cie, jakie� dwie�cie jard�w * przed nami sta� pojazd, kt�rego kszta�t oraz dwie pary przyprz�gni�tych zwierz�t nie mog�yby zmyli� niczyich oczu. � No i c� z tego? � wzruszy�em ramionami. � Przecie� nie b�dziemy z niego korzysta�. Chyba �e zmieni�e� zamiar � tym razem nie powstrzyma�em ziewni�cia i doda�em bez zwi�zku: � Och, jak mi si� chce pi�! � No w�a�nie! Wi�c wyci�gaj nogi. Nie o dyli�ans bowiem mi chodzi, ale o dom, przed kt�rym si� zatrzyma�. To jest zapewne saloon albo hotel jednocze�nie. Kufel piwa, poduszka pod g�ow�... oto czego nam potrzeba. Nie s�dzisz? Mrukn��em, �e �s�dz�", i zmusi�em si� do szybszego marszu. Dyli�ans sta� o kilka krok�w przed wej�ciem do pi�trowego budynku, a nad tym Jard = 0,914 m wej�ciem zobaczy�em wymalowany zgni�ozielon� farb� wielki li�� klonu, pod kt�rym widnia� napis (tej samej barwy): �Pod Klonem. Hotel�saloon w Center Point. Bufet i pokoje go�cinne". Wszystko to zd��y�em przeczyta�, nim moj� uwag� skierowa� w inn� stron� dono�ny g�os: � Panie i panowie! Za pi�� minut odje�d�amy! Uwaga! � Do Colding, Beaver, Thompson! Prosz� wsiada�! � wo�a� stoj�cy przy drzwiczkach pojazdu m�ody cz�owiek. � D�entelmeni! Jeszcze s� dwa wolne miejsca! To by�o do nas. Zamacha�em r�k� na znak, �e nie skorzystamy z zaproszenia i skr�ci�em ku wej�ciu do saloonu. Ale tu musia�em si� zatrzyma�. Cienki, lecz d�ugi strumyk podr�nych w�a�nie pocz�� wyp�ywa� z do�� w�skiego korytarza, tarasuj�c go tobo�kami, paczkami, walizami. Wreszcie strumyk id�cych wysech�. Karol wkroczy� pierwszy, ja za nim. Za korytarzykiem ujrza�em spor� salk� z okr�g�ymi stolikami, z wielkim jak barykada bufetem ustawionym pod �cian�. Pachnia�o kwa�nym odorem piwa oraz dymem tytoniowym, kt�rego siwe pasma jeszcze si� snu�y pod sufitem. Zn�w us�ysza�em: � Do Colding, Beaver, Thompson! Prosz� wsiada�! Odje�d�amy! Po chwili rozleg� si� trzask bicza, potem turkot k� i tupot ko�skich kopyt. Odg�os coraz bardziej cichn�cy, a� zagubi� si� gdzie� w dali. Zwali�em m�j baga� obok stolika pod oknem, przewiesi�em winchester przez rami� (zgodnie z zapami�tanym ostrze�eniem Karola: �kiedy przebywasz na Zachodzie zwanym Dzikim, nigdy nie rozstawaj si� z broni�, chyba �e jeste� za zamkni�tymi na klucz drzwiami pokoju") i podszed�em do bufetu. Wspomnia�em ju�, �e wygl�da� jak barykada obita miedzian� blach�, nad kt�r� stercza�y dwa po�yskuj�ce krany. Za bufetem lub, je�li kto woli, szynkwasem nie by�o nikogo. Wida� pusta sala sk�oni�a barmana do opuszczenia posterunku. Karol opar� si� o metalow� balustrad� biegn�c� wzd�u� bufetu i p�dolar�wk� zastuka� w l�ni�cy blat. Raz i drugi. Wtedy ujrza�em, jak w przeciwleg�ej �cianie uchyli�y si� ma�e drzwiczki. M�czyzna w bia�ej bawe�nianej bluzie, w r�wnie bia�ej okr�g�ej czapeczce i mi�kkich pantoflach, bezszelestnie podszed� do szynkwasu i u�miechn�� si�: � Dzie� dobry. To by�o mi�e. � Dzie� dobry � odpar�em, jednocze�nie wspominaj�c ordynarnych barman�w z ma�ych miasteczek, kt�rzy obs�ugiwali podr�nych w spos�b zniech�caj�cy do powt�rnej wizyty. � Czym mog� panom s�u�y�? � Na pocz�tek � zadysponowa� Karol � dwoma kuflami piwa. � To bardzo dobry pocz�tek � stwierdzi� barman. � W�a�nie wczoraj otrzyma�em �wie�y transport. Przez noc si� usta�o i jest znakomite. Postawi� kufle, odkr�ci� jeden z kran�w i z�ocisty p�yn wype�ni� naczynia. Przenie�li�my je na stolik, tak by nie uroni� ani kropelki z wianuszka pi�trz�cej si� bia�ej niczym �nieg piany. Piwo okaza�o si� naprawd� znakomite. Zimne, pachn�ce, o doskona�ym smaku. Pi�em je powoli, z przerwami, zerkaj�c na barmana. Zaj�ty by� energicznym szorowaniem bufetu. Potem zacz�� bia�� �ciereczk� przeciera� kufle, szklanki i kieliszki. (Zawsze zastanawia�o mnie, dlaczego barmani w chwilach wolnych od obs�ugi go�ci z takim zapami�taniem czyszcz� przedmioty, kt�re s� zupe�nie czyste. Mo�e z nud�w?). Nasz barman tak d�ugo oddawa� si� tym bezsensownym, moim zdaniem, czynno�ciom, jak d�ugo pili�my piwo. Gdy ostatnia kropelka zosta�a wys�czona, zawo�a� zza swej l�ni�cej barykady: � Powt�rzy�?! Zaprzeczyli�my. � A czym mog� jeszcze s�u�y�? � �niadaniem � odpar� Karol � i pokojem dla dwu os�b. � Jajka na bekonie i kawa �wie�o parzona. Mo�e by�? � Doskonale � kiwn��em g�ow�. Barman znikn�� za malutkimi drzwiami. � No wi�c, Karolu � odezwa�em si� � jeste�my w po�owie drogi. Dziki Zach�d ju� si� nam k�ania. Pomy�l tylko: przez cztery miesi�ce nie b�d� wys�uchiwa� skarg pacjent�w, turkotu k� po ulicznym bruku, nie b�d� patrzy� na t�umy przechodni�w, stale spiesz�cych si� nie wiadomo po co i dok�d. M�j towarzysz ziewn��. � Oczywi�cie � odpar� � oczywi�cie. Zawsze ci� podziwia�em, �e mo�esz wytrzyma� przez ca�y rok w mie�cie, i to w najbardziej ha�a�liwym centrum. � A gdzie� mia�bym mieszka�? Mo�e w Center Point? My�l�, �e ca�oroczne honorarium od pacjent�w starczy�oby mi zaledwie na kufel piwa. Wielkie miasta maj� r�wnie� swe atrakcje. �ycz� ci jak najd�u�ej pomy�lnej traperki, ale przecie� nieuchronnie nadejdzie dzie�, w kt�rym nogi odm�wi� ci pos�usze�stwa. Gdzie w�wczas na sta�e zamieszkasz? W le�nym sza�asie, w zbitym z bali blokhauzie w �rodku puszczy? Roze�mia� si�: � Nigdy dot�d nie zastanawia�em si� nad tym, lecz s�dz�, �e nie wybior� na miejsce pobytu le�nej g�uszy. Samotno�� bywa czasami bardzo przykrym uczuciem. Ty nigdy go nie do�wiadczy�e�, wi�c nawet nie wiesz, do czego mo�e doprowadzi�. � Ale domy�lam si�. Z tego, co powiedzia�e�, wynika, �e nie zaszyjesz si� w bezludnym ustroniu. I s�usznie. Lecz gdzie za�o�ysz sw� now� siedzib�? � Kto wie, kto wie, czy nie zapuszcz� korzeni na przyk�ad w Milwaukee? � Zawsze b�dziesz mile widzianym go�ciem! Chyba wiesz o tym. � O, nie, nie! Je�li w Milwaukee, to gdzie� na kra�cach miasta, najlepiej nad jeziorem. Nigdy w �r�dmie�ciu. Tu przerwali�my rozmow�, bo zjawi� si� barman z zapowiedzianym �niadaniem. Uporali�my si� z tym szybko. � A teraz � Karol zwr�ci� si� do barmana � prosimy o klucz do pokoju. � Nancy! � zawo�a� barman uchylaj�c ma�e drzwiczki za szynkwasem � czy si�demka posprz�tana? Daj mi klucz! Drzwiczki otworzy�y si� szerzej. M�oda kobieta w bia�ym czepku i w perkalowej niebieskiej sukni poda�a klucz i znik�a. � Pok�j numer siedem � poinformowa� barman, � D�ugo tu panowie zabawi�? � Ze dwa dni. � �ycz� przyjemnego odpoczynku. Prosto schodami na g�r� � wskaza� r�k�. � Trzecie drzwi po prawej stronie. Zap�acili�my za �niadanie, wzi�li klucz oraz wszystkie baga�e i objuczeni powlekli si� na pi�tro. Karol otworzy� drzwi, a ja wkroczy�em pierwszy, by jak najszybciej pozby� si� d�wiganych ci�ar�w. Pok�j by� obszerny, z dwoma ��kami, szaf�, stolikiem i umywalk�. Przez otwarte okno wpada� ciep�y podmuch wiatru, a wraz z nim turkot tocz�cego si� pojazdu, zapewne pierwszego, jaki tego ranka wyjecha� na ulic� Center Point. Nala�em z wiadra wody do miednicy wielkiej jak p�ywacki basen i pierwszy raz po kilkudniowej podr�y kolej� umy�em si� dok�adnie. Po czym wsun��em si� z rozkosz� pod mi�kki pled. Jeszcze przez minut� lub dwie s�ysza�em cz�apanie ko�skich kopyt po ulicy, jeszcze spojrza�em na zegarek (wskazywa� si�dm� wed�ug tutejszego czasu, wi�c dopiero od dwu godzin bawili�my w Center Point!) i otuliwszy si� po uszy kocem zasn��em. Obudzi�y mnie promienie s�o�ca. Spojrza�em na s�siednie ��ko � derka odrzucona, puste. Gdzie Karol? Si�gn��em po zegarek. Dwunasta. A wi�c spa�em pi�� godzin. Kiedy zszed�em na parter, w barze nie by�o ju� tak pusto jak rankiem, przy wszystkich stolikach siedzieli go�cie. Nie dostrzeg�em w�r�d nich Karola. Nie wiedzia�em, co robi�: wyj�� na ulic� czy czeka� tutaj? Podpieraj�c �cian� rozgl�da�em si� doko�a. Do grupki czterech m�czyzn pij�cych piwo przy szynk w�sie nie mia�em ochoty si� przy��czy�. Nie spodoba�y mi si� ich twarze. Raz jeszcze rozejrza�em si� po sali, w sam� por�, by zauwa�y�, jak od ustawionego w k�cie sto�u podnios�o si� trzech go�ci: starszy, d�ugobrody i �ysiej�cy brunet oraz dwu dok�adnie ogolonych m�odzik�w w kowbojskich, szerokoskrzyd�ych kapeluszach. Zostawili trzy puste talerze, trzy puste kufle i � co najwa�niejsze � trzy puste sto�ki. Natychmiast siad�em na jednym z nich zastanawiaj�c si� jednocze�nie, czy mia�bym prawo sprzeciwi� si�, gdyby kt�ry� z amator�w piwa tkwi�cych przy bufecie zapragn�� przysi��� si� do mnie. Moje rozmy�lania przerwa�o nag�e pojawienie si� Karola. M�wi�: nag�e, poniewa� niespodziewanie ujrza�em go obok s�siedniego stolika, jak omijaj�c siedz�cych przeciska� si� ku mnie. � �wietnie, Janie! W�a�nie jest pora na lunch. � Czekam na ciebie i czekam. Powiniene� mnie uprzedzi�. Gdzie�e� si� szwenda�? � Przepraszam, s�dzi�em, �e b�dziesz spa� d�u�ej, i postanowi�em wykorzysta� ten czas na znalezienie koni. � Beze mnie? Wiem, �e znasz si� na koniach, chcia�bym jednak sam obejrze� wierzchowca, na kt�rym mam jecha�. � To jasne. Ale ja jeszcze koni nie kupi�em. Nie zrobi�bym tego bez ciebie. � A ogl�da�e� je? � Nie. Parskn��em �miechem. � Nie rozumiem: nie kupi�e�, nie widzia�e�... � Ech, prosta sprawa. Wyszed�szy st�d zagadn��em kt�rego� z przechodni�w o konie do jazdy wierzchem. Poinformowa� mnie, �e najlepiej zwr�ci� si� w tej sprawie do miejscowego kowala. Trafi�em bez trudu, jako �e w Center Point istnieje tylko jedna ulica, a tutejszy kowal nazywa si�... Smith*! � Zabawne � wzruszy�em lekko ramionami. � Tak, tak. Bodaj�e Henry Smith. � No, ale co z ko�mi? � Obieca�, �e si� rozejrzy, jutro da odpowied�. � Okropne � stwierdzi�em. � Co b�dziemy tu robi� przez ca�y dzie�? Nevil pewnie ju� na nas czeka. W tym miejscu nale�a�oby wyja�ni�, kim jest i jak� rol� odegra� w naszym wyje�dzie Jonas Nevil. Wymaga�oby to jednak d�u�szego om�wienia. Postaram si� wi�c p�niej wszystko wyja�ni�. Tymczasem wystarczy, �e Jonas Nevil mia� nas oczekiwa� w miasteczku o nazwie Colding. � Mylisz si�, Janie. Nevil mia� przyby� dopiero po pi�tnastym kwietnia, nie ma si� wi�c o co martwi�. A wolny czas po�wi�cimy na obejrzenie Center Point. � Nic ciekawego. Na pewno niczym nie r�ni si� od innych miasteczek Dzikiego Zachodu. Przeje�d�ali�my ju� przez setki podobnych. W tym momencie do naszego stolika podszed� kelner w bia�ym kitlu, z serwetk� w lewej d�oni. Sk�oni� si� sztywno i nie pytany wyrecytowa� jednym tchem: � Piecze� barania albo stek wo�owy. Po czym utkwi� w nas spojrzenie bezbarwnych oczu bez wyrazu. � Dwa steki � zadecydowa�em � i dwa kufle piwa. Sk�oni� si� sztywno i odszed�. � Drewniany kelner � zauwa�y�em. � Przypomina pajacyka z teatru marionetek, kt�rego poci�ga si� za sznurek. � O, znowu zmierza ku nam � szepn�� Karol. � Pewnie zabrak�o stek�w. Jednak�e pomyli� si�, nie chodzi�o o steki. � Przepraszam pan�w � odezwa� si� bezbarwnym g�osem. � Pewien d�entelmen stoj�cy przy bufecie, tam � wskaza� r�k� � zapytuje, czy m�g�by si� przysi��� na chwilk�. Boli go noga i jest zm�czony. � Prosimy � odpowiedzia� Karol � b�dzie nam mi�o. A gdy kelner odszed�, doda�: � Mo�e dowiemy si� czego� o �yciu w Center Point? Pogadamy, przecie� nigdzie nam si� nie spieszy. Po chwili przydrepta� do nas, mocno kulej�c, m�czyzna w �rednim wieku. � Bardzo dzi�kuj�. Noga mnie rwie i ci�ko mi sta� � powiedzia� usprawiedliwiaj�co. Postawi� przed sob� do po�owy opr�niony kufel i usiad�. � Uff� odsapn�� �jak to przyjemnie chocia� na chwil� spocz��. A panowie przyjezdni, zgaduj�. � Tak � powiedzia�em i wiedziony zawodow� ciekawo�ci� zapyta�em: � Zwichn�� pan nog�? � Ot, g�upstwo. Za kilka dni znowu b�d� biega� jak antylopa. � Jest pan tego pewien? � wtr�ci� si� Karol. � Mo�e lepiej zwr�ci� si� do lekarza? � Do lekarza? A gdzie� go szuka�? � Tu � Karol wskaza� na mnie. � I to dobry lekarz, chirurg. Wytrzeszczy� oczy. Smith (ang.) � kowal � Panowie �artujecie sobie... � w jego spojrzeniu dostrzeg�em nie tylko zdumienie, ale i niedowierzanie. � Nie �artujemy � odpowiedzia�em powa�nie. � Chcia�bym obejrze� pa�sk� nog�. � Naprawd�?!... O, doktorze! Spad� nam pan z nieba. � Nam? � zdziwi�em si�. � Tak. M�j kolega i przyjaciel zachorowa�. Ja kulej�, ale jako� chodz�, a on przez ca�y czas le�y w ��ku. � Gdzie? � zapyta�em. � Na pi�terku. Pok�j numer pi��. Gdyby pan zechcia�... � Oczywi�cie. � To ja go uprzedz�. Dopi� reszt� piwa, sk�oni� si� i ju� go nie by�o. � No i co o tym s�dzisz? � Co s�dz�? � powt�rzy�em pytanie. � Hm... grzeczny jaki� jegomo��. � I co wi�cej? � Wi�cej... nic � wzruszy�em ramionami. � Wi�c ja ci powiem, kim ten cz�owiek nie jest, bo kim jest, to sprawa trudniejsza. � Czy�by� by� jasnowidzem, Karolu � zadrwi�em. � Nie trzeba by� jasnowidzem, aby stwierdzi�, �e nasz nowy znajomy nie jest farmerem. Zbyt g�adko si� wyra�a i zbyt delikatne ma d�onie. Zauwa�y�e�? � Nie. � Ten cz�owiek na pewno nie zajmuje si� prac� fizyczn�. � Wi�c kim mo�e by�? � zapyta�em nieco rozbawiony. � Nie lekarzem, na in�yniera nie wygl�da, ani na prawnika... � Z czego to wnioskujesz? � Z tego, �e cho� si� wyra�a g�adko, od czasu do czasu wtr�ca s�owa, kt�rych nie u�y�by adwokat. � Jakie s�owa? Nie zd��y� odpowiedzie�, zjawi� si� bowiem kelner z zam�wionymi potrawami, a w chwil� po nim �wie�o poznany m�czyzna. � M�j kumpel � poinformowa� siadaj�c � jest ju� przygotowany na pana przybycie, doktorze. Pomy�la�em, �e s�owa �kumpel" istotnie nie u�y�by �aden adwokat ani s�dzia i �e chyba Karol ma racj�. Uwin�li�my si� do�� szybko z lunchem. � Je�eli pan doktor �askaw... Wstali�my od sto�u. � Niech pan prowadzi � rzek�em do nieznajomego. Sk�oni� si� i ruszy� pierwszy w kierunku schod�w. Ja za nim, za mn� Karol. Gdy dotarli�my do korytarza, nieznajomy przystan�� i obejrza� si�. � To panowie obaj? � zagadn�� g�osem, w kt�rym wyczu�em nutk� niepokoju. � Obaj � odpar�em. � M�j przyjaciel jest �wietnym pomocnikiem we wszystkich nag�ych przypadkach chorobowych. Mrukn�� co� niezrozumia�ego i zatrzyma� si� przed drzwiami, na kt�rych wymalowano bia�� farb� cyfr� �5". � To tu � nacisn�� klamk�. � Prosz�. Wkroczyli�my do �rodka. Ten pok�j nie r�ni� si� niczym od zajmowanego przez nas: taka sama szafa, stolik i dwa krzes�a. Na jednym z dwu ��ek spoczywa�a jaka� posta� przykryta pledem. Poruszy�a si� i w�wczas zauwa�y�em, �e le�y na brzuchu. � To lekarz? � us�ysza�em st�kni�cie. � Lekarz � potwierdzi�em podchodz�c do ��ka. � Co panu dolega? � Oj, doktorze. Wszystko mnie boli, a najgorzej plecy. � Billy � pochyli� si� nad nim nasz przewodnik � b�dzie dobrze. To znakomity chirurg. Za dwa dni b�dziesz skaka� jak nowo narodzone ciel�. � Och � znowu st�kn�� le��cy � �atwo ci m�wi�, bo� tylko z nog� wylaz� z tej awantury, ale ja... � Uspok�j si�, Billy � przerwa� mu towarzysz. � Prosz�, panie doktorze � podsun�� mi krzes�o. Karol ju� bez �adnego zaproszenia siad� na s�siednim. Si�gn��em d�oni� i delikatnie odsun��em koc wraz z prze�cierad�em. Na plecach chorego ujrza�em d�ugie pasma si�c�w prawie fioletowej barwy. �atwo odgad�em, �e le��cy przede mn� by� ofiar� czyjej� bardzo brutalnej napa�ci otrzyma� bowiem spor� porcj� uderze� zadanych kijem lub pa�k�. � Bardzo boli? � zapyta�em. � Piecze jak sto diab��w. � No to przez chwil� b�dzie piek�o jeszcze bardziej. Musz� zbada� pa�skie �ebra i kr�gos�up. � Oj, doktorze � j�kn��. � Czy to konieczne? � Konieczne � odpar�em i nie zwracaj�c uwagi na dalsze poj�kiwania, dobrze wygniot�em mu plecy, a p�niej i piersi. Nie stwierdzi�em, na szcz�cie, �adnych uszkodze� ko�ci. � Kto pana tak urz�dzi�? � zapyta�em sko�czywszy badanie. � �li ludzie, panie doktorze. � W Center Point? � zainteresowa� si� Karol. � Nie, nie. W Colding. � Jaka� b�jka, awantura? � dopytywa� si� m�j przyjaciel. � Co� w tym rodzaju � odpar� og�lnikowo. Z kolei zaj��em si� drugim z tych nieoczekiwanych pacjent�w. Stwierdzi�em lekkie opuchni�cie w kostce, g�upstwo w por�wnaniu ze stanem jego towarzysza. Poprosi�em Karola, aby przyni�s� moj� podr�czn� apteczk�. Nigdy si� z ni� nie rozstawa�em podczas naszych wsp�lnych wypraw, dzi�ki czemu mog�em wielokrotnie przyj�� z pomoc� chorym, a nawet rannym. Bo i na takie wypadki trafia�em. Teraz opatrzy�em obu nieszcz�nik�w. Lecz ok�ady nale�a�o powtarza� przynajmniej przez trzy dni. � Jest tu apteka? � zagadn��em. � Chyba jest � stwierdzi� le��cy. � Jest, na pewno jest � o�wiadczy� jego towarzysz. � Doskonale. Napisz� recept�. Dajcie mi kawa�ek papieru. Okaza�o si� jednak, �e moi pacjenci nie posiadaj� nawet skrawka papieru. My r�wnie� � ani papieru, ani pi�ra, ani atramentu. Nic dziwnego, kt� bowiem wozi�by w dalek� drog� papier i wszystko plami�cy atrament? � Sam p�jd� do apteki � powiedzia�em � i to za�atwi�. Chod�my, Karolu. Doktorze, serdeczne dzi�ki � odezwa� si� na po�egnanie kulawiec. � Jeste�my wiele panu winni, ale los nas ci�ko do�wiadczy�. Zostali�my nie tylko pobici, ale i ograbieni. � O co chodzi? � zdziwi�em si�. � O pa�skie honorarium. Wiem, �e lekarze bior� honoraria za porady... � Nie ma o czym m�wi� � przerwa�em. � Kiedy podr�uj�, nie zajmuj� si� praktyk� lekarsk�, a wi�c nie bior� pieni�dzy. Idziemy, Karolu. � Chwileczk� � zaprotestowa� kulawiec. � Nie chc� by� niewdzi�cznikiem. Je�li pan doktor pozwoli, naucz� go kilku karcianych sztuczek. Na chwil� zaniem�wi�em ze zdumienia. � Jakie� to sztuczki? � zainteresowa� si� Karol. � R�ne, bardzo r�ne. Na przyk�ad: czerwone wygrywa, czarne przegrywa. Bierzemy do r�ki trzy karty: dwie czarne, jedn� czerwon�... Roze�mia�em si� w po�owie tego obja�nienia. � Dzi�kuj�. Znam t� sztuczk�, to gra oszust�w. � Ale� nie � zaprotestowa� informator. � Mo�na wygra�. Ja pana naucz�, doktorze. � Dzi�kuj� � odpar�em. � Karciane sztuczki nie interesuj� mnie. Idziemy, Karolu � powt�rzy�em po raz trzeci. � Przed wieczorem przynios� lekarstwo i sprawdz� wasze opatrunki. Wyszed�em na korytarz, za mn� Karol. �mia� si� cicho. � Wiesz ju� teraz, kim s� twoi pacjenci? � zapyta� p�g�osem, gdy schodzili�my z pi�tra. � Chyba jakie� niebieskie ptaki, ale mog� si� myli�. Sztuczki z kartami zna wielu moich pacjent�w. Pokazuj� je czasem dla zabawy. � Ale tej dw�jce nie do zabawy s�u��. To para wydrwigrosz�w, Janie. Oni utrzymuj� si� z tej karcianej profesji. Jeden pokazuje sztuczki, drugi pe�ni funkcj� naganiacza. � Jak to: naganiacza? � No, bo przecie� kto� musi wygrywa�, inaczej obcy szybko by si� zorientowali, �e co� jest nie w porz�dku. Taki naganiacz udaje obcego i co pewien czas wygrywa. � Mniejsza z tym. Mnie, jako lekarza, nic nie obchodzi zaw�d chorego. Idziemy szuka� apteki. Przepchali�my si� przez zat�oczon� salk� baru i wyszli na ulic�. Przed budynkiem trzy konie sta�y przywi�zane do poprzecznej belki, umocowanej do dwu pionowych s�upk�w. Popularnie nazywa si� to koniowi�z. Na �awce, tu� obok wyj�cia, siedzia� i pewnie drzema� jaki� m�czyzna z g�ow� opart� o �cian� budynku, w kapeluszu nasuni�tym na oczy. Nie chcia�em go niepokoi�, lecz Karol tr�ci� siedz�cego w rami�. Cz�owiek w kapeluszu podni�s� g�ow�. Ujrza�em oblicze mocno przypieczone s�o�cem, okr�g�e niczym pi�ka, z kt�rej wystawa� pot�ny nochal g�ruj�cy nad d�ugimi w�sami. � Co?! � zapyta� spogl�daj�c na nas zm�tnia�ym wzrokiem. Wygl�da� na zapalonego amatora whisky, kt�rej par� szklaneczek musia� niedawno wypi�. � S�uchaj, przyjacielu � odezwa� si� Karol � czy wiesz, gdzie tu si� znajduje apteka? � Tu? � powt�rzy� i ziewn��. � No tu, w Center Point. � Aha! Tam � wskaza� r�k� w prawo, po czym znowu opar� si� o �cian�, nasun�� kapelusz na oczy i lekko zachrapa�. � Miejmy nadziej�, �e wskaza� nam w�a�ciwy kierunek � zauwa�y� m�j przyjaciel. Skr�cili�my w prawo. Szeroka ulica�droga podobnie jak wczesnym rankiem by�a pusta. Znik�y te� wozy bez koni i to chyba by�a jedyna r�nica. My�l�, �e przespali�my godziny najwi�kszego ruchu. Z bezchmurnego nieba s�o�ce grza�o tak intensywnie, jakby to by� �rodek lata, a nie pocz�tek wiosny. Ale przecie� to Nevada, kraj s�o�ca, pusty� i wysychaj�cych rzek. Szli�my tak czas jaki�, a� zast�pi�o nam drog� p�dzone przez kowboj�w stado na p� zdzicza�ego byd�a, kt�re zaj�o ca�� szeroko�� ulicy, zmuszaj�c nas do schronienia si� we wn�trzu sklepiku. Nad wej�ciem wisia� prymitywny szyld zawiadamiaj�cy przechodni�w, �e sprzedaje si� tam �towary mieszane". Istotnie by�a to zadziwiaj�ca mieszanina. Na kilka minut stali�my si� przedmiotem zainteresowania bardzo znudzonego sprzedawcy i chyba jednocze�nie w�a�ciciela. Stara� si� nas nam�wi� do kupna najpierw sk�rzanej kamizelki, p�niej kurty z takiego� materia�u, wreszcie pokaza� nam par� �ca�kowicie nieprzemakalnych" but�w, rzekomo � jak zapewnia� � uszytych z bizoniej sk�ry, co uzna�em za oczywist� blag�, poniewa� polowania na bizony nale�a�y do niepowtarzalnej przesz�o�ci. Z niedostatku bizon�w, oczywi�cie. Na terenie Nevady nie �y�o ju� ani jedno zwierz� tego gatunku. Nawet przed dziesi�tkiem lat bizonie stada rzadko kiedy nawiedza�y Nevad� pozbawion� wody i paszy. � Nie przekonawszy nas do but�w, handlarz proponowa� nam komplet garnk�w, z kolei siod�o z jukami, a w ko�cu nie�le prezentuj�c� si� dubelt�wk� nie znanej mi marki. Gada� przez ca�y czas, prawdopodobnie aby powetowa� sobie godziny przymusowego � z braku klient�w � milczenia. Wida� by�o, �e chce nas jak najd�u�ej zatrzyma�. Zapytali�my o aptek�. � Trzy domy dalej, po prawej stronie, prosz� pan�w. Ca�y budynek pomalowany niebiesk� farb�. Nie spos�b go omin��. To doskona�a apteka po��czona z drogeri�. �wietnie zaopatrzona, najwi�ksza i najlepsza w okolicy. Je�eli jedziecie dalej, radz� skorzysta� z takiej okazji, bo gdzie indziej... Ale� oczywi�cie, oczywi�cie � przerwa� mu Karol. � Na pewno skorzystamy. Do zobaczenia! Zostawili�my niepocieszonego zapewne sklepikarza i wyszli zn�w na ulic�. Dom, w kt�rym mie�ci�a si� apteka, istotnie pomalowany na niebiesko, wyr�nia� si� od s�siednich r�wnie� i tym, �e zbudowany by� z cegie�, a nie z desek i bali. Do�� spory parterowy lokal z luksusowymi jak na Center Point witrynami sk�ada� si� z dwu cz�ci, chocia� do wn�trza prowadzi�y jedne drzwi. Po lewej stronie znajdowa�a si� drogeria, dziwny dla mnie rodzaj sklepu (z kt�rym niejeden raz si� spotyka�em), w kt�rym mo�na kupi� zar�wno lody, jak proszek od b�lu g�owy lub tabliczk� czekolady, butelk� wody mineralnej, termometr lub przeczyszczaj�ce zio�a. A poza tym myd�o, past� do but�w, cukierki... Nie potrafi� wyliczy� wszystkich artyku��w, jakie oferuje klientowi taka drogeria. W aptece stan��em przed obliczem siwego pana w bia�ym kitlu, tkwi�cego za szerok� lad�. Poprosi�em o papier, pi�ro i atrament. � Pan si� pomyli�, drogeria jest tam � wskaza� r�k�. � Wiem, ale musz� napisa� recept�. � Recept�? � zdziwi� si�. � Tak, jestem lekarzem. Spojrza� na mnie nieufnie. Sk�rzana kurta i szerokoskrzyd�y kapelusz raczej upodabnia�y mnie do kowboja. Jednak�e przyni�s� ��dane przedmioty. Wypisa�em, co mia�em wypisa�, a �e recepta sporz�dzona zosta�a, jak zwykle, w j�zyku �aci�skim, raczej w tych stronach ma�o znanym, spojrzenie aptekarza z�agodnia�o. � Czy mo�e by� za godzin�? � zapyta�. � Jestem sam, bo m�j laborant zachorowa�. � Nawet za dwie � odpar�em. � Przepraszam, doktorze, pan tu jest chyba po raz pierwszy. � Po raz pierwszy � potwierdzi�em. � Na sta�e? � Nie, tylko przejazdem. � Za godzin� p�yn na ok�ady i ma�� b�d� do odbioru. Sk�oni� si�, my r�wnie�. Wyszli�my. Kilka krok�w dalej Karol wskaza� na mosi�n� tabliczk� przybit� na murze tu� obok w�skich, oszklonych drzwi. � Popatrz! Kolega po fachu. Spojrza�em. Na tabliczce wyryto napis: �Henry Dows. Lekarz". � No i co, Janie? Kt� by przypuszcza�, �e w takiej dziurze mo�e praktykowa� medyk? Raczej znachorzy ciesz� si� tu powodzeniem. Nie odwiedzisz go? � za�artowa�. Zastanowi�em si�. � Wiesz, to dobra my�l. Przecie� mamy woln� godzin�, a rozmowa mo�e wypa�� interesuj�co. � M�wisz powa�nie? � Bardzo powa�nie. Nigdy dot�d nie spotka�em si� z lekarzem praktykuj�cym w ma�ym miasteczku. � Ha, je�li tak, to chod�my. Pchn�� drzwi, za kt�rymi ujrza�em w�skie schody prowadz�ce w g�r� na pierwsze, a zarazem ostatnie pi�tro budynku. Tu znajdowa�y si� kolejne drzwi opatrzone tak� sam� jak na parterze tabliczk�: �Henry Dows. Lekarz". Pod ni�, ju� tylko atramentem, na przyklejonej kartce napisano: �W wypadkach nag�ych przyjmuje ca�� dob�". � Zbyteczna informacja � stwierdzi�em p�g�osem � na pewno wi�kszo�� mieszka�c�w nie umie czyta�. Karol roze�mia� si�. � Cicho! � ostrzeg�em i zastuka�em w drzwi. Po chwili us�yszeli�my st�umione kroki, a potem szcz�k obracanego w zamku klucza. Spodziewa�em si� widoku m�czyzny, a ujrza�em kobiet�. T�g� jejmo�� w bia�ym fartuchu, nieokre�lonego wieku. � Czy zastali�my pana doktora? Przyjrza�a si� nam badawczo. � Tak � odpar�a. � A panowie w jakiej sprawie? Nie bardzo wiedzia�em, co odpowiedzie�. Wyr�czy� mnie Karol. � Przybyli�my z bardzo daleka � o�wiadczy� � i chcemy zasi�gn�� informacji, kt�rych tylko pan doktor mo�e nam udzieli�. Znowu spojrza�a na nas przenikliwie. � Jestem lekarzem � wtr�ci�em. Otworzy�a drzwi szerzej. � Prosz�. Wprowadzi�a nas do pokoju, w kt�rym pod �cian� sta�o kilka krzese�, a na �rodku okr�g�y st�. I odesz�a. Przyjrza�em si� meblom. Na wszystkich z�b czasu odcisn�� sw�j �lad. � Chyba kiepsko mu si� tu powodzi � zaszepta� Karol. � A i pacjent�w musi mie� niezbyt sympatycznych. Zauwa�y�e�, jak ta kobieta podejrzliwie nam si� przygl�da�a. Nie zd��y�em odpowiedzie�, bo do pokoju wkroczy� � jak �atwo odgadn�� � sam Henry Dows, lekarz, jedyny w Center Point. Ubrany by� z miejska i na ulicach mego Milwaukee na pewno niczym nie wyr�nia�by si� w t�umie przechodni�w. � Witam pan�w. Prosz� bardzo... � wskaza� w kierunku korytarzyka i tam otworzy� kolejne drzwi. � Prosz� bardzo � powt�rzy�. Wkroczyli�my do ma�ej salki, kt�rej jedyne umeblowanie sk�ada�o si� z pot�nego biurka, czterech foteli, kanapki i bia�ej szafki. Za szklanymi drzwiczkami zauwa�y�em po�yskuj�ce niklem chirurgiczne narz�dzia. Siedli�my. On za biurkiem, my � przed. � Panowie s� lekarzami? � zagadn��. Wyja�ni�em sytuacj�. � Czy przyby� tu pan na sta�e? � w jego g�osie wyczu�em nutk� niepokoju. � Nie. Pewnie jutro, je�li tylko zdo�amy naby� wierzchowce, ruszymy do Colding, gdzie zatrzymamy si� jeden lub dwa dni. � Do Colding dwa razy w tygodniu kursuje dyli�ans. To wygodniejsza i ta�sza przecie� komunikacja. Radz� z niej skorzysta�. W odpowiedzi wyja�ni�em cel naszej podro�y: rzek� Humboldta. � Ho ho, doktorze! Czy�by a� tam czeka� na pana pacjent? Na moje stwierdzenie, �e taka podr� jest form� odpoczynku po trudach jesieni i zimy i �e ka�dego roku j� uprawiam, Henry Dows nie potrafi� ukry� zdumienia. � To ma by� odpoczynek? Przecie� taki szmat drogi nawet z do�wiadczonego westmana mo�e wycisn�� wszystkie si�y. � M�j przyjaciel � u�miechn�� si� Karol � jest do�wiadczonym westmanem, a ka�d� w�dr�wk� traktuje jako �rodek wzmacniaj�cy organizm. � To prawda � doda�em. � S�dz�, �e takie wycieczki pozwalaj� mi utrzyma� sprawno�� fizyczn�. � Zadziwiaj�ce! Nie potrafi�bym tak. Uwa�am, �e dokona�em wielkiego wysi�ku zdecydowawszy si� na zamieszkanie w tej dziurze, ale w�dr�wki? Co to, to nie! Ja marz� o wielkim mie�cie. � Kolego � odezwa�em si� (a na taki zwrot pozwoli�em sobie wobec m�odego wieku gospodarza) � czemu wi�c pan tu osiad�, skoro marzy pan o wielkim mie�cie? Jak dot�d, podczas swych w�dr�wek po Dzikim Zachodzie, nigdy nie natrafi�em na koleg� po fachu. Prosz� mi powiedzie�, jak si� pan czuje w�r�d tutejszych ludzi, jak wygl�da pa�ska praktyka lekarska. Czy nie dr�czy pana nuda?... Przepraszam za tyle pyta�. � Ale� prosz� pyta�. Ch�tnie odpowiem. A wi�c w Center Point siedz� ju� drugi rok. A� drugi rok. Ale wytrzymam jeszcze dwa. P�niej zwin� manatki i przenios� si� do Chicago, gdzie si� urodzi�em i gdzie mam rodzic�w i przyjaci�. � Dlaczego nie wcze�niej? � Przyby�em tu zaraz po otrzymaniu dyplomu lekarza i po szpitalnej praktyce. Dlaczego do Center Point? Ot przypadek. Szuka�em ma�ego miasteczka. Widzi pan, doktorze, w Chicago jako �wie�o upieczony chirurg nie mia�em �adnych szans na prywatn� praktyk�, a poza tym brakowa�o pieni�dzy na urz�dzenie gabinetu lekarskiego. Za dwa lata zbior� odpowiedni fundusz i po�egnam Center Point bez �alu. � To znaczy, �e ma pan tutaj niez�� praktyk�. � Nie narzekam, w przeciwnym wypadku szuka�bym szcz�cia gdzie indziej. Niekiedy przez tydzie� nikt si� do mnie nie zg�asza, a w nast�pnym tygodniu drzwi si� nie zamykaj�. � A pacjenci? � O, bardzo r�ni. Sporo z nich zwraca si� najpierw o pomoc do aptekarza. Podobno tak dzia�o si� od lat, gdy mnie tu nie by�o. Teraz aptekarz odsy�a ich do mnie. � Trafi� pan na jakie� ciekawsze przypadki? � Raczej, powiedzmy, zabawne. Prosz� sobie wyobrazi�, �e wielokrotnie m�odzi ludzie zwracali si� do mnie z pro�b� o wykonanie tatua�u. Rzecz jasna, odm�wi�em. Kiedy� zjawi� si� tu m�czyzna z ran� przedramienia. Jak to si� sta�o, nie chcia� powiedzie�. Kula rewolwerowa utkwi�a w mi�niach. Nale�a�o j� wyj��, w�wczas ranny zaprotestowa�. Po raz pierwszy zetkn��em si� z takim przypadkiem. O co chodzi�o? O to, prosz� si� nie �mia�, to nie �art, aby pozostawi� pocisk w ciele na... pami�tk�! D�ugo musia�em t�umaczy� pacjentowi, �e pozostawienie kuli w mi�niach przedramienia mo�e doprowadzi� do bezw�adno�ci ca�ej r�ki. Wreszcie zgodzi� si� na zabieg z min� tak ponur�, jak gdybym za chwil� mia� za�o�y� mu stryczek na szyj�. � Zdumiewaj�ce � zdziwi� si� Karol. � Chyba ten cz�owiek mia� �le w g�owie? � Nic mi o tym nie wiadomo. Mieszka w Center Point, posiada w�z i zajmuje si� transportem towar�w. Jest r�wnie normalny, jak ca�a reszta mieszka�c�w tej dziury. Cz�sto go spotykam; udaje, �e mnie nie widzi. � A jak si� zachowuj� inni pacjenci? � zapyta�em. � Wi�kszo��, gdy ju� zdecyduje si� mnie odwiedzi�, zachowuje si� elegancko i grzecznie. No, bo taka decyzja nie jest tu dla ka�dego �atwa. � Jak to rozumie�? � Prosta sprawa. Mieszka�cy Center Point przez dziesi�tki lat nie mieli lekarza, leczyli si� wed�ug starych zwyczaj�w swych przodk�w, przewa�nie zio�ami, co jeszcze nie by�o rzecz� najgorsz�. � A najgorsz�? � zapyta� Karol. � Wiara w gus�a, w zabobony i czary. Wiara w znachor�w. S�ysza�em, bo to dzia�o si� jeszcze przed moim tu przybyciem, o pos�dzaniu niekt�rych os�b o tak zwan� czarn� magi�. Je�li nie dosz�o w�wczas do samos�d�w, to chyba by�o zas�ug� �wczesnego szeryfa, kt�ry dobrze mia� w g�owie. Teraz sytuacja nieco si� zmieni�a, jednak wizyta u lekarza uwa�ana jest za co� w rodzaju ma�ego bohaterstwa. Oficjalna medycyna nie cieszy si� popularno�ci�. � Mimo to jako� pan �yje z lekarskiej praktyki. � Prawda. Najgorsze by�y pocz�tki. Wielokrotnie zastanawia�em si�, czy nie wyjecha� z Center Point. I chyba tylko dzi�ki namowom obecnego szeryfa i aptekarza zaniecha�em tego zamiaru. � Aptekarza? � powt�rzy�em. � A z czego on si� utrzymywa� przed pa�skim przybyciem? Ze sprzeda�y zi� i najprostszych specyfik�w. Chyba jednak wi�kszo�� jego dochod�w, r�wnie� i obecnie, pochodzi z wynajmu mieszka� i z obrot�w w drogerii. Ten dom jest jego w�asno�ci�. A wracaj�c do sprawy moich pacjent�w... Zdarza si� jednak, �e przychodz� do mnie po porad� wypiwszy przed tym par� szklaneczek whisky. � I jak pan w�wczas post�puje? � Odsy�am ich do domu, by wytrze�wieli. � Odchodz�? � Najcz�ciej tak. Opornych po prostu wyrzucam za drzwi. Nie chwal�c si�, potrafi� sobie da� rad� z niejednym osi�kiem. � To ryzyko. � Oczywi�cie. Parokrotnie musia� interweniowa� sam szeryf. � Niezbyt przyjemnie p�dzi pan tu �ycie � zauwa�y� Karol. � Przesada. To s� rzadkie wypadki, a zreszt� skoro zdecydowa�em si� na praktyk� w tej dziurze, trzeba czasem nieco pocierpie�. Napijecie si� panowie kawy? Nie czekaj�c na odpowied�, znikn�� za drzwiami. � Energiczny jegomo�� � stwierdzi� p�g�osem m�j towarzysz. � I dopnie swego, to znaczy wr�ci do Chicago z nie�le nabit� kabz�. � �ycz� mu... � nie sko�czy�em zdania. Henry Dows wkroczy� do gabinetu. � Kawa zaraz b�dzie. Nie macie poj�cia, panowie, jak jestem rad waszym odwiedzinom. Dzisiaj do po�udnia przyj��em czterech pacjent�w, wi�c nie spodziewam si� ju� wi�cej. Chyba, �e dopiero wieczorem. � Dlaczego wieczorem? � Bo dopiero w�wczas zalej� sobie pa�y. W dzie� ma�o kto odwiedza saloony. � Du�o ich? � Trzy, ale jak na trzytysi�czne miasteczko, po odliczeniu kobiet i dzieci, sporo. Jak ju� m�wi�em, pacjenci najcz�ciej odwiedzaj� mnie do po�udnia, p�niej zaczyna si� nuda, od kt�rej mo�na zwariowa�. � �adnych rozrywek? � Od czasu do czasu. Najcz�ciej w soboty zapraszany jestem przez tutejsze znakomito�ci na karcian� partyjk�. Sprowadzam ksi��ki, by jako� przetrzyma� d�ugie zimowe wieczory. Bo wtedy jest najgorzej. Ma�o kto przybywa do Center Point i miasteczko przypomina nied�wiedzia �pi�cego w gawrze. Ale oto i kawa! Otworzy�y si� drzwi i ta sama kobieta w bieli, kt�r� ujrzeli�my na wst�pie wizyty, wnios�a na tacy trzy paruj�ce fili�anki i pot�n� cukiernic�. Zjawi�a si� bezszelestnie jak duch i r�wnie bezszelestnie si� oddali�a. �To pa�ska gospodyni? � zapyta�em. � Nie tylko. Mog� rzec, �e jest moj� praw� r�k�, zna si� doskonale na opatrunkach i co� nieco� na prostych �rodkach leczniczych. Przed laty by�a piel�gniark� w szpitalu jednego z miast na wschodzie kraju. � I c� j� tu sprowadzi�o? � Nie wiem. Nie usi�uj� dowiedzie� si�, nie moja sprawa. � A jak j� pan znalaz�? � Sama si� znalaz�a � za�artowa� Dows. � Zg�osi�a si� do mnie w pi�tym dniu mojego tu pobytu. Dziwne? Zapewne, ale tu wielu sprawom nie nale�y si� dziwi�. S�dz�, �e mo�na by opisa� niezwyk�e historie �ycia wi�kszo�ci mieszka�c�w Center Point, gdyby chcieli na ten temat rozmawia�, ale oni raczej wol� milcze�. � No tak � stwierdzi�em � chyba mia� pan, kolego, du�o szcz�cia, bo znalezienie fachowego pomocnika w tych stronach r�wna si� cudowi. � Prawie cudowi, doktorze. Lecz dla mnie raczej cudem jest to, �e potrafi�em si� tutaj zadomowi�, a co wa�niejsze, zyska� przychylno�� wielu ludzi i zapewni� sobie praktyk�. Brak jednego z tych trzech element�w zmusi�by mnie ju� po kr�tkim czasie do opuszczenia Center Point i szukania szcz�cia gdzie indziej. Czybym je znalaz�, nie wiem. W tym momencie us�ysza�em przyt�umiony odg�os krok�w w korytarzu, szcz�k zamka i lekkie skrzypni�cie otwieranych drzwi. � Pewnie pacjent � zauwa�y�em. � Zabierajmy si�, Karolu. � Poczekajcie jeszcze chwilk�. Zaraz sprawdz�. Oddali� si� szybko, ale �e drzwi do gabinetu pozosta�y nieco uchylone, us�ysza�em fragmenty rozmowy �wiadcz�ce chyba o tym, �e przybysz zjawi� si� tu nie po lekarsk� porad�. � Jak si� masz, Ted! � Nie przeszkadzam? � Wr�cz przeciwnie, wpad�e� w sam� por�. Mam go�ci z dalekiego �wiata ciekawych, jak �yje si� w Center Point. O tym wiesz na pewno lepiej ode mnie. Uchylone drzwi otworzy�y si� szeroko. � Pozw�lcie panowie, �e wam przedstawi� Teodora Evansa, tutejszego szeryfa. Wymienili�my swe nazwiska, u�cisn�li d�onie i na nowo zag��bili si� w fotelach. Teodor Evans, wysoki i do�� t�gi blondyn o sympatycznym u�miechu, natychmiast zagadn�� nas o pow�d przybycia do Center Point. Wi�c raz jeszcze nale�a�o powiedzie� to, co ju� powiedzieli�my gospodarzowi na wst�pie naszej wizyty. Szeryf wykaza� wi�ksze zrozumienie dla naszej wyprawy ni� lekarz, a nawet wymieni� kilka miejscowo�ci le��cych w Nevadzie, wartych jego zdaniem zwiedzenia. Podzi�kowali�my, r�wnocze�nie informuj�c, �e trasa zaplanowanej przez nas w�dr�wki wiedzie ku p�nocy, ku rzece Humboldta. � Ho, ho! Spory kawa� drogi i prawie przez pustkowia. � To w�a�nie nam odpowiada � zauwa�y� Karol. � Co kto lubi. Jednak�e niedo�wiadczonym odradza�bym tak dalek� wypraw�. � Niebezpieczna? � zapyta�em. � �atwo zb��dzi�, zwierzyny ma�o, wody jeszcze mniej, wi�c mo�na zgin�� z g�odu i z pragnienia. Zgaduj�, �e wyruszacie konno. Czy chocia� wierzchowce macie wytrzyma�e? � To si� dopiero oka�e � odpar� Karol. � To znaczy, �e nie wypr�bowali�cie ich? � Nie. Nawet ich do tej pory nie widzieli�my. Dopiero jutro mamy je naby�. � Od kogo? � Od kowala. � Ach � za�mia� si� szeryf� on lubi by� po�rednikiem, bo w�asnych zwierz�t nie posiada. Gdyby jednak cena okaza�a si� wyg�rowana albo wierzchowce kiepskie, ch�tnie pomog� w znalezieniu ta�szych i lepszych. Znowu podzi�kowali�my wyra�aj�c nadziej�, �e kowal oka�e si� uczciwy i dostarczy nam koni odpowiednich do d�ugiej podr�y. � Na pewno jest uczciwy, jak zreszt� znakomita wi�kszo�� tutejszych mieszka�c�w, ale lubi zarobi�. � Wspomnia� pan, szeryfie, o mieszka�cach. Ciekawi nas, jak im si� tutaj wiedzie � zapyta� Karol. � Nie�le, wcale nie�le. Przede wszystkim dlatego, �e Center Point le�y przy kolejowym szlaku. Po drugie dlatego, �e tu znajduje si� ko�cowa stacja dyli�ansu, chyba jednego z ostatnich. Lecz wr�� mu jeszcze d�ugie lata istnienia, bo jak dot�d stanowi najlepsze i najta�sze po��czenie z wieloma osiedlami le��cymi na p�nocny zach�d od Center Point. Szyny niepr�dko do nich dotr�. Tak wi�c Center Point jest punktem przesiadkowym dla mieszka�c�w licznych miasteczek. Ale nie tylko ludzie tu przyje�d�aj�, r�wnie� i towary, bez kt�rych nie obejdzie si� �aden farmer. Mamy w okolicy kilkana�cie gospodarstw rolnych. Podobnie sprawa wygl�da z innymi miasteczkami, jak na przyk�ad Colding, Beaver czy Thompson, z kt�rymi ��czy nas trasa dyli�ansu. Center Point jest wi�c centrum zaopatrzenia w towary przemys�owe sporego obszaru. � Czy�by dlatego tak je nazwano? � zapyta�em. By� mo�e, ale nie jest to pewne. Kiedy przyby�em tu przed pi�ciu laty, pyta�em o to najstarszych mieszka�c�w. Uzyska�em wiele, jak si� p�niej okaza�o, ba�amutnych informacji. Bo na przyk�ad niekt�rzy twierdzili, �e Center Point znajduje si� w samym �rodku Nevady, co jest oczywist� nieprawd�. Wystarczy tylko spojrze� na map�. No, ale takich, kt�rzy tu maj� map� Nevady, mo�na policzy� na palcach jednej r�ki. Ale wracam do tematu. Ludno�� Center Point �yje przede wszystkim z po�rednictwa handlowego, z transportu, ze �wiadczenia us�ug rzemie�lniczych dla pobliskich farm. Co jeszcze panowie chcieliby�cie wiedzie�? � Co� o stanie bezpiecze�stwa � powiedzia�em. � Zupe�nie dobry. Niekiedy troch� b�jek lub drobnych kradzie�y. Nawet przed p�tora rokiem, gdy w rejonie Colding grasowa�a jaka� banda napadaj�ca na podr�nych dyli�ans�w i poci�g�w, tu panowa� spok�j. � W�a�nie wybieramy si� do Colding � poinformowa� Karol. � Do Colding? � zdziwi� si� szeryf. � Przecie� m�wili�cie o rzece Humboldta. � Prawda, ale przez Colding wiedzie najkr�tsza droga, a poza tym ma tam na nas czeka� znajomy, wsp�towarzysz podr�y. � No tak. Szkoda jednak, �e nie mo�ecie Colding omin��. � Dlaczego? � zdziwi�em si�. � Bo tamtejszy szeryf to wielki skrupulant. Podobno sprawdza ka�dego przybysza, a to nie zawsze jest przyjemne. � Nie rozumiem � wyzna�em. � Ech, co tu du�o gada�! B�dziecie tam, to zobaczycie. Zreszt� mo�e to tylko plotka, bo ja nigdy w Colding nie by�em. Mniejsza z tym. �ycz� powodzenia w drodze. � Ale�... � zacz�� Karol. � Nie, nie � przerwa� mu szeryf. � Nie m�wmy na ten temat. Pocz�li�my si� �egna�, ale szeryf zatrzyma� nas jeszcze �na chwilk�", jak okre�li�, kt�ra okaza�a si� bardzo d�uga. � Ach! � z�apa� mnie za r�kaw, gdy podnosi�em si� z fotela. � By�bym zapomnia�. Skoro wybieracie si� do Colding, z pewno�ci� zauwa�ycie na trasie bardzo dziwn� i nie pasuj�c� do otoczenia budowl�. Warto j� zwiedzi�, bo chyba w ca�ej Ameryce nie znajdzie si� podobnego dziwactwa. � A c� to takiego? � zainteresowa� si� Karol. � Nie odgadnie pan. Zamek, najprawdziwszy zamek obronny! � Zamek?! � wykrzykn��em. � A jak�e. Z pot�nymi murami i fos�. Zbudowany, jak mi m�wiono, bo na tych sprawach si� nie znam, na wz�r obronnych warowni, jakich ongi� nie brakowa�o w Europie. � A to dopiero! � klasn��em d�oni� o kolano. � Kto go i kiedy zbudowa�? Chyba nie jaki� pomyleniec? � Prawdopodobnie. Nazywa� si� markiz de Lorme, Francuz. Opowiadano mi, �e uciek� z Francji tu� przed wybuchem rewolucji, z piekielnie wielkimi pieni�dzmi, jeszcze za czas�w Washingtona*. Pewnie nie wiedzia�, co z nimi pocz�� na tym zupe�nym odludziu, bo nie istnia�o w�wczas ani Center Point, ani Colding, wi�c wzni�s� z kamienia i ceg�y obronne zamczysko. Ile to kosztowa�o nawet wtedy, gdy wszystko by�o ta�sze, B�g jeden wie! Na dodatek, poniewa� w okolicy brakowa�o wody, de Lorme sprowadzi� in�ynier�w, kt�rzy wywiercili studni� artezyjsk�. W ten spos�b powsta� istniej�cy do dzi� staw. Gleba musi by� tam bardzo urodzajna, bo wok� zamku pustynne ziemie zazieleni�y si� traw�, a nawet wyros�y drzewa. Sami zobaczycie. � A co si� sta�o z markizem? � zapyta�em. � Ba, nie wiem dok�adnie. Po paru latach jakby wyprowadzi� si� z zamku, pozostawiaj�c na stra�y kilku najbardziej oddanych s�u��cych. Ich oddanie wida� nie by�o zbyt g��bokie, bo, jak s�ysza�em, po roku bezskutecznego oczekiwania na powr�t pana zabrali konie i wozy, na kt�rych wywie�li wszystkie meble. Od tamtych lat nikt w zamku nie mieszka. De Lorme nigdy tam nie wr�ci�. Co si� z nim sta�o, nie wiadomo. � A czy w zamku mo�na przenocowa�? � zainteresowa� si� Karol. Oczywi�cie � szeryf roze�mia� si� � lecz po co spa� na twardej pod�odze, gdy George Washington � prezydent USA w latach 1789�97. mo�na skorzysta� z ��ka. W pobli�u zamku ma farm� niejaki Sebastian Bates. Gospodaruje na niej z �on�, c�rk� i synem. A �e farma le�y na odludziu, Batesowi sprawia prawdziw� rado�� ka�dy przybysz, kt�ry chocia� na jeden dzie� zgodzi si� zamieszka� w jego domu. Wiem o tym, bo sam tam go�ci�em. Podzi�kowali�my za cenn� informacj�, u�cisn�li�my d�onie i rozstali si�. Na schodach spojrza�em na zegarek: dochodzi�a sz�sta. Tak wi�c od chwili przyjazdu do Center Point min�o trzyna�cie godzin. Jak ten czas leci! � No i co, Janie? � zagadn�� m�j towarzysz, gdy znale�li�my si� na ulicy. � Jeste� zadowolony z wizyty? � Owszem. A ty? � Ja r�wnie�. Kawa by�a znakomita, a szeryf interesuj�cy. � Prawda � zgodzi�em si�. � Ile� to ciekawych ludzi i temat�w mo�na by znale�� w takiej dziurze, jak Center Point. � To nie dziura, Janie, Skoro ma po��czenie kolejowe. Wydaje mi si�, �e prawdziw� dziur� oka�e si� Colding. Na szcz�cie nie zostaniemy tam d�ugo. Jak�e si� myli�! � Jecha�e� kiedy, Karolu, dyli�ansem? Bo ja nigdy. � A ja tylko raz. S�dzi�em, �e tego rodzaju transport od dawna ju� przesta� istnie�. Tak gaw�dz�c weszli�my do apteki. Cz�owiek w bia�ym kitlu powita� nas jak starych znajomych. � Prosz� usi��� � wskaza� krzes�a. � Lekarstwa gotowe. Znikn�� na chwil� za drzwiami, by znowu