14580
Szczegóły |
Tytuł |
14580 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14580 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14580 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14580 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ondřej Neff
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Prezenterka telewizyjna: Główną nagrodę w tegorocznym konkursie World Press
Photo
2112, który odbył się w Hadze, w kategorii Reportażu Historycznego zdobył Paul
Smeley
z agencji Magnum za swój reportaż "Droga". Dziś mam to wielkie szczęście gościć
Paula
w studiu. Witam serdecznie!
Paul Smeley: Witaj, Carla. Dziękuję za zaproszenie. To dla mnie wielkie
wyróżnienie.
Prezenterka telewizyjna: Zacznę, jak to się mówi, prosto z mostu. Cieszysz się
ze
zwycięstwa?
Paul Smeley: Ogromnie, to prawda. Możesz pomyśleć, że jestem sentymentalny, ale,
wiesz Carla, ja od razu zadzwoniłem do mojej mamy, powiedziałem, mamo, zdobyłem
tę
nagrodę, a ona, że bardzo się cieszy. i że szkoda, że tata nie dożył, i zaczęła
normalnie płakać,
i... normalnie tak mnie to wzięło, że też mnie w nosie zakręciło, o znowu...
teraz też...
przepraszam... (wyciera oczy)
Prezenterka telewizyjna (wycierając oczy, ścisza głos): Jesteś bardzo wrażliwym
chłopakiem, Paulie, czyż nie? Mogę cię tak nazywać?
Paul Smeley: (opanowuje się, znów ma na twarzy swój zwykły, chłopięcy uśmiech):
Nie
złość się, Carla, ale dla ciebie wolę być Paul Smeley z agencji Magnum. Paulie
jestem tylko
i wyłącznie dla mojej mamy. Gdybym pozwolił ci zwracać się do mnie per Paulie,
miałbym
wrażenie, że jestem nie w porządku wobec mojej mamy. Rozumiesz?
Prezenterka telewizyjna: Czy bardzo się pomylę, jeśli powiem, że tego typu pracy
nie da
się wykonywać bez emocjonalnego zaangażowania?
Paul Smeley: Trafiłaś w samo sedno (śmieje się szelmowsko). Jest dokładnie tak,
jak
mówisz. Mogę ci się do czegoś przyznać?
Prezenterka telewizyjna: Jasne, śmiało.
Paul Smeley: Bałem się, że pomyślisz, iż jestem sentymentalny. A to nieprawda.
Bycie
gościem emocjonalnym, to jednak nie to samo, co bycie sentymentalnym.
Prezenterka telewizyjna: No, a jaką widzisz różnicę?
Paul Smeley: Ha! Tu mnie masz... Widzisz, Carla, ja tego nie potrafię wyjaśnić.
Ja to po
prostu czuję...
Prezenterka telewizyjna: Spróbuj nam to jednak opowiedzieć...
Paul Smeley: To nie takie proste. W ogóle nie jestem za dobry w mówieniu. Ja
raczej
biegam z aparatem. Rozglądam się wokół siebie, co widzę to pstrykam i tyle.
Prezenterka telewizyjna: I tyle? No, niemożliwe. W końcu miliony ludzi na całym
świecie mają aparaty fotograficzne i potrafią rozglądać się wokół siebie. A
przecież mało kto
potrafi dostrzec i uchwycić w aparacie to, co ty.
Paul Smeley: To dlatego, że źle patrzą.
Prezenterka telewizyjna: A w czym tkwi błąd?
Paul Smeley: Bo oni patrzą oczami, podczas gdy ja, że tak powiem, sercem.
Prezenterka telewizyjna (wykrzykuje zdziwiona): A twierdzisz, że nie jesteś
dobry
w mówieniu, czy może raczej, że nie potrafisz dokładnie wyrazić, co masz na
myśli. Przecież
tego dokładniej wyrazić się nie da! Uczucie, czy jak mówisz, serce, jest tym, co
doprowadziło
cię na najwyższe miejsce w konkursie fotograficznym!
Paul Smeley: Chyba tak to właśnie było.
Prezenterka telewizyjna: Ale przecież rozum też w tym był. Musiałeś to dobrze
przemyśleć, wybrać najpierw temat...
Paul Smeley: Oczywiście. Tylko że sam rozum nie byłby wystarczający. Ujmę to tak:
wehikuł czasu jest dostępny dla każdego, mam rację? Dziś każdy może się w pięć
minut
spakować i jechać dokąd chce. Z aparatem albo i bez. Wybór tematu nie gra
większej roli,
o proszę, tu jest katalog z biura podróży... (wyciąga opasłą księgę i rzuca na
stół) Zerknij do
środka i wybierz coś.
Prezenterka telewizyjna (kartkując katalog): Też już trochę podróżowałam w
czasie
i mam całkiem niezłe fotki...
Paul Smeley: Tylko, że w tym musi być to uczucie, to serce. Musisz to poczuć już
na
etapie wyboru tematu.
Prezenterka telewizyjna: Powiedz nam o tym coś więcej.
Paul Smeley: No dobrze, Carla, spróbuję. Odkąd pamiętam, pociąga mnie droga.
Jest
w tym coś takiego prawdziwego, kapujesz? Droga... Wszyscy podążamy jakąś drogą.
Zadajemy sobie te same pytania: Kim jesteśmy? Skąd zdążamy? I dokąd? Gdy tylko
przyzwyczaisz się do stawiania przed sobą takich pytań, jesteś już dużo bliżej
własnego serca,
niż przedtem. A to już samo w sobie jest drogą.
Prezenterka telewizyjna (wstrzymuje oddech, porażona głębokością myśli): Na to
nie
wpadłam.
Paul Smeley: Taa... właśnie. A ja wpadłem. Idźmy dalej... Powiedzmy, droga.
Chodziło
mi to po głowie przez całe lata, rozumiesz? Droga. Weźmy na przykład kolej.
Kolej żelazną.
Prezenterka telewizyjna: Rzeczywiście, to jest historia.
Paul Smeley: Pewnie! Historia! Ale w tym jest jeszcze na dodatek coś takiego
strasznie
nieodwracalnego. Szkoda, że już się ich nie używa. Żelazna droga, kapujesz? Bez
możliwości
zboczenia. Poprowadzona w prostej linii z punktu a do b. Chcesz się dostać do c?
Musisz
zrobić rozjazd. Rytmizowany los przeciągnięty przez kontynent. Oto kolej.
Prezenterka telewizyjna: Muszę przyznać, że bardzo ekscytuje mnie śledzenie twej
drogi,
Paul. Tej wewnętrznej, wiodącej do serca... Proszę, kontynuuj.
Paul Smeley: Nie ma sprawy. No więc, gdy studiowałem te koleje...
Prezenterka telewizyjna: Studiowałeś? Proszę, to dopiero racjonalne podejście!
Paul Smeley: Nigdy nie mówiłem, że rozum nie ma z tym nic wspólnego! Umysł i
serce
przecież się nawzajem nie wykluczają. Problem jest tylko wtedy, gdy rozum to
serce
zagłuszy, do tego nie można dopuścić.
Prezenterka telewizyjna (cicho): Teraz rozumiem.
Paul Smeley: No i nagle znalazłem linię kolejową bez dalszego ciągu. W pewnym
miejscu kończyła się i dalej nie było już nic. Stacja końcowa Oświęcim.
Prezenterka telewizyjna: I w ten sposób wpadłeś na swój temat.
Paul Smeley: Tak. To był ten temat. Droga bez powrotu. Serce nagle zaczęło jakoś
tak
śpiewać. Oto temat, dla którego warto żyć! Tą drogą przejechały setki tysięcy
ludzi. Miliony
ludzi. Nikt ich nigdy dokładnie nie zliczył. A na końcu była komora gazowa i
krematorium.
Prezenterka telewizyjna: Bałeś się takiego tematu?
Paul Smeley: Nie, ja się niczego nie boję. Inaczej nie mógłbym tej pracy
wykonywać.
Prezenterka telewizyjna: A jak się przygotowywałeś do tego zadania?
Paul Smeley: Przy reportażach historycznych trzeba sobie wybrać wcielenie...
Prezenterka telewizyjna: Wyjaśnij to naszym widzom. Nie wszyscy znają szczegóły
techniczne podróży w czasie.
Paul Smeley: Podróżnik w czasie musi wstąpić w ciało mieszkańca danej epoki, w
którą
się udaje. Potrzebne jest jakieś autentyczne, istniejące ciało, tylko na czas
podróży, potem się
je zwraca. Jest to konieczne w przypadku każdego podróżnika w czasie. Inaczej
wzbudzałby
zainteresowanie i mógłby naruszyć całe to kontinuum czasowe. Pogrzebałem więc
w dokumentacji i znalazłem nosiciela. Porucznika SS Uwe Jungmanna.
Prezenterka telewizyjna: Wybrałeś go przypadkowo, czy też z konkretnym zamiarem?
Paul Smeley (śmieje się): No wiesz, Carla, przypadki, intuicja, głos serca... w
tym
zawodzie to są ostatnie możliwe kryteria. Ponad tym jest racjonalne działanie.
Musisz
postępować w sposób praktyczny. Ten Jungmann był szefem oddziału straży.
Wszędzie miał
wolny wstęp, na rampę kolejową, do gabinetu doktora Mengele, do komór gazowych i
do
krematorium. To było dla mnie bardzo ważne, żeby dorwać nosiciela z pełnymi
prawami
dostępu. Oczywiście, zastanawiałem się i nad tym, żeby wybrać na nosiciela
jakiegoś Żyda.
Już nawet miałem upatrzonego jednego takiego, David Rosenbaum się nazywał, ale
koniec
końców chwyciłem tego Jungmanna. Gdybym miał za nosiciela tego Rosenbauma,
straciłbym
jakąkolwiek kontrolę, mógłbym jedynie płynąć z biegiem wydarzeń. A ja, wiesz,
chciałem
mieć ten dystans.
Prezenterka telewizyjna: Rzeczywiście, to bardzo mądre posunięcie. Mów dalej,
Paul.
Paul Smeley: No więc wyruszyłem.
Prezenterka telewizyjna: A gdzie miałeś aparat?
Paul Smeley (znów ten chłopięcy śmiech): No przecież w prawym oku! Robiąc
reportaż
historyczny nie można przecież biegać z całą tą optomechaniką...
Prezenterka telewizyjna: Optomechaniką?
Paul Smeley: No z tym... z aparatem, znaczy.
Prezenterka telewizyjna: I jakie były twoje pierwsze wrażenia?
Paul Smeley: Że wpadłem w niezłe gówno.
Prezenterka telewizyjna (grożąc palcem): Wybacz, Paul, ale wiesz, że to słowo
jest na
indeksie, więc - choć nie, żebym to robiła chętnie - ale muszę powiadomić Urząd
Nadzoru
nad Czystością Mowy. Będzie z tego jakaś mała kara. (Przepraszająco zwraca się
do kamery)
Wierzę, moi drodzy, że tym razem przymkniecie trochę oko i nie będziecie
zgłaszać na nas
zażaleń. Dziękuję.
Paul Smeley: Wybacz, Carla, nie tak to chciałem ująć...
Prezenterka telewizyjna: Wiem, wiem, Paul. (Śmieje się) Rozumiem cię, nasi
widzowie
również, prawda, drodzy przyjaciele? Jeszcze raz proszę serdecznie, żebyście
tego drobnego
językowego potknięcia nie zgłaszali do Urzędu. Niech to już zostanie na mojej
głowie, a ja
obiecuję ci, Paul, że wymyślę jakąś drobną, zabawną karę, która spodoba się
tobie i widzom.
Dobrze?
Paul Smeley (mocno zagubiony): Dzięki, Carla, to bardzo miło z twojej strony.
Prezenterka telewizyjna: Nie myśl już o tym, proszę, opowiadaj dalej.
Paul Smeley: Cóż, miałem pewne problemy. Akurat przyjechał pociąg. Mogło to być
ze
dwa tysiące Żydów. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Wokół strażnicy z automatami i
pałkami.
Prezenterka telewizyjna (kręci głową, jakby trochę nie rozumiejąc): A w czym był
problem?
Paul Smeley: Panował tam straszny zamęt. Kiedy powstaje sztuka, oznacza to, że
do
chaosu wprowadza się pewien element uporządkowania. A jakie uporządkowanie
chcesz
wprowadzić w tłum ludzi stojący na rampie, pod którą już czeka doktor Mengele?
Prezenterka telewizyjna: Z pewnością jest to bardzo trudne. Tym bardziej godny
podziwu jest fakt, że to ci się powiodło, Paul.
Peul Smeley: (wykrzykuje): Gów... (pokasłuje) Wybacz, znowu mi się wymknęło...
Głównie mi się nie wiodło. Oczywiście, miałem obrazki: płacząca matka, modlący
się rabin
z brodą aż po sam pas, Mengele posyłający kobietę do gazu a mężczyznę do pracy,
całkiem
fajne rzeczy, ale wiesz, rutyna. Szara, zwykła rutyna. Łaziłem po rampie w moim
nosicielu,
w tym poruczniku SS i to musiało być dość zabawne, bo wyglądałem na bardzo
pewnego
siebie, ale w środku cały byłem zrozpaczony. Byłem przekonany, że ten reportaż
całkiem
spalę.
Prezenterka telewizyjna: Spalę?
Paul Smeley: To taki fachowy termin. No, że mi się nie uda... Że strzelę raptem
parę
fotek, które pójdą gdzieś koło piętnastej na kanale dziesiątym. Zwykła taka
fucha, wiesz.
Takie nic, ludzie nawet by nie splunęli.
Prezenterka telewizyjna: Cała jestem spięta, aż mnie uszy pieką (śmieje się
wesoło).
Paul Smeley (śmieje się): Trudno, żeby nie, zbliżamy się do krematorium! Tylko,
że
między rampą a krematorium była ta komora gazowa. Teraz już nawet nie powiem,
czemu
poszedłem właśnie tam. Jako Uwe Jungmann mogłem chodzić gdzie chciałem. No i tak
jakoś
poszedłem za tą kobietą, co to ją Mengele posłał do gazu, a jej męża do robót.
Ona trzymała
na ręku dziecko, rozumiesz?
Prezenterka telewizyjna: Lubisz dzieci, prawda?
Paul Smeley: To prawda, mam do nich słabość. Traktuję je bardzo emocjonalnie.
Uśmiechnąłem się do tego dzieciaka, a on uśmiechnął się do mnie. Od razu
pstryknąłem
zdjęcie. Ta kobieta zorientowała się, że coś się dzieje i spojrzała na mnie. I
to była chyba ta
ostatnia chwila, że mam okazję zrobić coś porządnego, z uczuciem, z serca. Te
oczy,
rozumiesz? Jeśli masz w kadrze oczy, to już połowa sukcesu w kieszeni.
Prezenterka telewizyjna: Oczy są oknami duszy.
Paul Smeley: Dokładnie tak. W każdym razie doszliśmy do tej komory gazowej. Tam
wszyscy musieli się rozebrać. Faceci, kobiety... strażnicy chodzili między nimi
i rozdawali im
mydło. Tylko, że ta babka wiedziała, że to już końcówka. No, tyle o ile, ale
głupia nie była.
Tuliła do siebie tego dzieciaka i spoglądała na mnie. I wtedy odezwało się we
mnie to serce,
to ludzkie uczucie. Zrobiłem taki ruch ręką, jakbym mówił "podaj mi je" i
faktycznie, podała
mi dziecko. Wziąłem je na ręce i w tym momencie strażnik zaczął wpychać tych
gołych ludzi
do komory gazowej. Chodziło o ten króciuteńki moment. To decydujące mgnienie oka.
Dziś
wiem, że wcale się to nie musiało udać. Gdyby się nie udało, nie byłoby to żadne
zaskoczenie. Przecież nad wszystkimi rzeczami fotograf nie ma całkowitej
kontroli.
Prezenterka telewizyjna: Tylko, że tobie akurat się udało.
Paul Smeley: Właśnie. Drzwi już się zamykały. Widziałem tę babkę, jej oczy,
płonęła
w nich nadzieja, że to dziecko jednak się uratuje i w tym momencie rzuciłem
dzieciaka
w bok, powiedziałem: "próba ucieczki", i spuściłem psy, i ona to wszystko
widziała, i to było
w jej oczach, ta rozpacz, ten zawód, ta nienawiść, i ja to zdołałem uchwycić, na
moment
przed tym, jak zniknęła z tymi strasznymi oczami w mroku komory, i trzasnęły za
nią drzwi,
a chłopaki na dachu zaczęli sypać do środka niebieskie kryształki tego Cyklonu B,
a strażnicy
się śmiali, z tego mojego dowcipu, a ja pstrykałem jedną fotkę za drugą, tam
dopiero były te
spojrzenia, wyrazy twarzy, te ludzkie charaktery, po prostu było to wszystko
podparte
głębokim wczuciem się!
Prezenterka telewizyjna: I dlatego reportaż wyszedł taki dobry!
Paul Smeley: Cóż, myślę, że kiedy człowiek włoży do pracy to serce, to musi mu
się
udać, choćby i początki były niezbyt udane.
Prezenterka telewizyjna (śmieje się): Wszystko dobre, co się dobrze kończy...
Paul Smeley: Tak, też się cieszę, że skończyło się tak dobrze. (Porusza się na
fotelu, jak
człowiek, który zamierza wstać)
Prezenterka telewizyjna (wyciąga rękę): Czekaj, czekaj, Paul. Skończyła się
twoja
opowieść, ale nasza jeszcze nie.
Paul Smeley: Myślałem, że o moim reportażu powiedzieliśmy już wszystko...
Prezenterka telewizyjna: To prawda, ale zostaje jeszcze jedna drobnostka.
Kwestia
ukarania za tę twoją niefortunną wypowiedź.
Paul Smeley (śmiejąc się przepraszająco): Miałem już nadzieję, że mi odpuścisz.
Prezenterka telewizyjna (żartobliwie grozi palcem): Och, ty! Tak łatwo ci to nie
ujdzie
(śmieje się wesoło).
Paul Smeley (również wesoło się śmieje i kręci się w fotelu w oczekiwaniu na
dalszy ciąg
zabawy).
Prezenterka telewizyjna: Najpierw spytamy reżyserkę, czy nikt nie wniósł
przeciwko
mnie skargi. (Przez chwilę nasłuchuje z uwagą, wreszcie oddycha z ulgą.) Widzisz?
Widzowie byli dla ciebie łaskawi i żaden się nie zgłosił.
Paul Smeley (ma dziwną minę i wierci się niepewnie).
Prezenterka telewizyjna: No, co tam, Paul?
Paul Smeley: Nie wiem. Nie mogę się poruszyć. To ma być ta kara?
Prezenterka telewizyjna (śmieje się głośno): No, co ty, jeszcze nie! (Poważnieje)
Chciałabym cię o coś spytać, Paul. Jako podróżnik w czasie gościłeś w ciele
porucznika SS
Uwe Jungmanna.
Paul Smeley: O co chodzi? Przecież już o tym mówiłem...
Prezenterka telewizyjna: A wiesz, co Jungmann robił później, kiedy już opuściłeś
jego
ciało? Nie przyszło ci do głowy, żeby się tym zainteresować?
Paul Smeley (rozdrażniony): O co ci właściwie chodzi, Carla? Oczywiście, że
zainteresowałem się, co się dalej działo z Jungmannem. Mój nosiciel, Uwe
Jungmann dostał
żelazny krzyż, potem, po wojnie, zaopiekowała się nim tajna organizacja Odessa,
z pierwszą
fala uciekinierów dostał się do Argentyny i zarobił tam kupę kasy na handlu
wołowiną
i dobrze się tam ożenił, i w ogóle miał się dobrze aż do śmierci, co nastąpiło
po szczęśliwych
dziewięćdziesięciu pięciu latach. Jak mówiłem: wszystko dobre, co się dobrze
kończy.
Prezenterka telewizyjna: Ta historia ma również inne zakończenia, Paul. Uściślę
swoje
pytanie. Co robił Uwe Jungmann bezpośrednio po twoim odejściu? Kiedy ukończyłeś
reportaż i powróciłeś do naszej czasoprzestrzeni? I co się stało z tym
chłopczykiem, którego
wyrwałeś z rąk żydowskiej matki w drzwiach komory gazowej - będąc jeszcze w
ciele Uwe
Jungmanna?
Paul Smeley: No przecież mówiłem. Chłopca rozszarpały psy - przecież sama
widziałaś
to na zdjęciach w moim reportażu!
Prezenterka telewizyjna: Błąd! Chłopczyka pogryzły psy, a to pewna różnica.
Paul Smeley: Jak to?
Prezenterka telewizyjna: Uwe Jungmann, jak tylko opuściłeś jego ciało, wyrwał
psom
poranione dziecko, zaniósł do doktora Mengele, a ten je wyleczył. Wypróbowywał
na nim
preparaty regeneracyjne opracowywane dla szpitali polowych, rozumiesz? No i
Mengele
przedstawił Jungmanna do odznaczenia żelaznym krzyżem za zasługi dla niemieckiej
nauki.
Ciekawie się to wszystko splata i przeplata, prawda?
Paul Smeley (jest wyraźnie nieswój): Ja... rozumiem. Ale skąd to wszystko wiesz?
Prezenterka telewizyjna (znów głośno się śmieje): Och, to żaden przypadek, Paul!
Obserwuję cię od czasu, kiedy dowiedziałam się, że Uwe Jungmann, którym kierował
jakiś
podróżnik w czasie, rzucił krwiożerczym psom mojego pradziadka. Ty to zrobiłeś,
Paul. Tak,
obserwuję cię od tego momentu i muszę przyznać, że zorganizowanie tego wywiadu
zajęło mi
dużo czasu. Bardzo dużo...
Paul Smeley (potrząsa głową, aby strząsnąć kropelki potu ściekające mu z czoła
do
oczu): Chyba nie chcesz teraz pradziadka pomścić!
Prezenterka telewizyjna: Ja? (Spogląda z politowaniem) Pomścić? Co też
przychodzi ci
do głowy... ja tylko zamierzam ukarać cię za niewłaściwe wyrażanie się przed
kamerą.
Paul Smeley (uśmiecha się nerwowo): Ufff... Potrafisz człowieka spietrać, nie ma
co.
Fakt, zasłużyłem na ukaranie. Co to będzie?
Prezenterka telewizyjna: Wyślę cię na wycieczkę w czasie.
Paul Smeley (uśmiecha się): To miło z twojej strony. Lubię podróże w czasie.
Prezenterka telewizyjna: Cieszysz się?
Paul Smeley: Z pewnością będzie to interesujące. (Wygląda jakby był już w pełnej
gotowości) Najwięcej zależy od nosiciela. Przede wszystkim, żeby to nie była
jakaś
bezbarwna, zwyczajna osoba... zapomniana przez los...
Prezenterka telewizyjna: Nie musisz się obawiać. Znalazłam ci nosiciela...
nosicielkę.
O bardzo dramatycznym losie. (Kiwa ręką w stronę reżyserki) Popatrz na monitor,
Paul. (Na
monitorze pojawia się kadr z komorą gazową. W drzwiach stoi zrozpaczona naga
kobieta,
której przed chwilą Uwe Jungmann wyrwał dziecko i rzucił zdziczałym psom)
Paul Smeley: Co to za głupoty?
Prezenterka telewizyjna: Ja jako jedyna składam na ciebie skargę, więc to ja mam
prawo
ustalić wysokość kary. Wszystko w świetle prawa Paul.
Paul Smeley: Tak przecież nie można!
Prezenterka telewizyjna (cichutko): Wszystko można, Paul. (Unosi rękę)
Paul Smeley: Nie rób tego! (Krzyczy) Przecież o czymś zapomniałaś!
Prezenterka telewizyjna (opuszcza rękę): Niby o czym zapomniałam? W tej historii
nie
może być żadnych luk, gra toczy się o zbyt wysoką stawkę.
Paul Smeley: Co by się stało, gdybym nie wszedł jako podróżnik w czasie, w ciało
Uwe
Jungmanna?
Prezenterka telewizyjna: Jungmann nie rzuciłby małego dziecka krwiożerczym
bestiom
i to wszystko by się nie wydarzyło, Paul.
Paul Smeley: A czemu by się nie wydarzyło? Ponieważ twoja praprababcia
zaniosłaby
twojego pradziadka do komory gazowej, a straże zatrzasnęłyby drzwi i facet na
dachu
wsypałby szybem wentylacyjnym Cyklon B i byłoby po wszystkim, a zamiast ciebie
siedziałaby tu dzisiaj jakaś zupełnie inna kobieta.
Prezenterka telewizyjna: Rzeczywiście, o tym nie pomyślałam, Paul. Masz rację.
Bez
ciebie mojego pradziadka spotkałby ten sam los, co jego matkę, moją praprababcię.
Zostałby
razem z nią zagazowany. (Cicho) Właściwie... zawdzięczam ci życie, Paul.
Paul Smeley (wyraźnie mu ulżyło): No i widzisz, Carla. (Uśmiecha się) Wydawało
ci się,
że jest z ciebie Bóg wie jaka dziennikarka śledcza, a w rzeczywistości kawał z
ciebie zwykłej
cipy.
Prezenterka telewizyjna (tonem bezosobowym): W przypadku recydywy
nieprzyzwoitości nie mam już obowiązku powiadamiania Urzędu Nadzoru nad
Czystością
Mowy i według prawa jestem upoważniona zastosować orzeczoną pierwotnie karę.
Z Bogiem, Paul! (Szybkie machnięcie ręką. Smeley w swoim fotelu staje się
przejrzysty
i znik,a a w jego miejsce w studiu pojawia się obraz holograficzny komory
gazowej. Widzowie
wyraźnie widzą spojrzenie kobiety, jest w nim rozpacz i wściekłość. Już raz
widzieli tę twarz,
spoglądali w te oczy, które teraz jednak już się różnią, są to męskie oczy, oczy
Paula Smeleya)
I na tym, drodzy widzowie, kończymy nasz program. Sponsorem naszej audycji jest
producent tradycyjnej kawy Babak. Kawa Babak to kawa, która smakowałaby nawet
księciu
z bajki. (Kamera robi zbliżenie na hologram, drzwi komory gazowej zamykają się,
widzowie
dostrzegają ostatni błysk oczu, później już tylko ciemność, szczęk zamka, muzyka
brzmi
wesoło)
Dodatek:
Prezenterka telewizyjna Carla Biermann otrzymała nagrodę Pulitzera w kategorii
Wywiad za rozmowę z Paulem Smeleyem. Jury doceniło głębokie emocjonalne
zaangażowanie oraz przekaz moralny, jak również mistrzowski profesjonalizm i
długotrwałe
przygotowanie programu, w którym nie zabrakło nawet miejsca na błyskawiczną
improwizację. Wszystko dobre, co się dobrze kończy!
Tłumaczenie z czeskiego: Konrad Bańkowski
Koniec