8471

Szczegóły
Tytuł 8471
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8471 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8471 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8471 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nora Robarts Spokojna przysta� ProlOg Phillip Quinn umar� w wieku trzynastu lat. Zwa�ywszy na fakt, i� przepracowany i �le op�acany personel oddzia�u reanimacji baltimorskiego Szpitala Miejskiego odratowa� go w niespe�na dziewi��dziesi�t sekund, niezbyt d�ugo znajdowa� siew stanie �mierci klinicznej. Dla niego by�o to jednak a� nadto d�ugo. Kr�tko m�wi�c, zabi�y go dwie kule, wystrzelone z taniej spluwy, wycelowanej z kradzionej toyoty celica. Palec na spu�cie nale�a� do bliskiego kumpla - na tyle bliskiego, na ile jest to mo�liwe w odniesieniu do trzynastoletnego z�odziejaszka grasuj�cego w ciemnych zau�kach Baltimore. Kule o w�os omin�y serce. To m�ode i silne serce, chocia� bole�nie do�wiadczone, nadal bi�o, kiedy tak le�a� w cuchn�cym rynsztoku na rogu Fayette i Paca i wykrwawia� si� na zu�yte kondomy i pot�uczone fiolki. Bola�o ohydnie, jakby ostre, roz�arzone sople lodu rozrywa�y mu klatk� piersiow�. A zarazem b�l by� tak wredny, i� trzyma� go w szponach, nie pozwalaj�c na luksus omdlenia. Le�a� przytomny i �wiadomy, s�ysza� krzyki innych ofiar czy te� �wiadk�w zaj�cia, zgrzyt hamulc�w, pracuj�ce na wysokich obrotach silniki aut, a tak�e w�asny charcz�cy i szybki oddech. W�a�nie up�ynni� troch� sprz�tu elektronicznego, kt�ry ukrad� na drugim pi�trze po�o�onego nieopodal magazynu. W kieszeni mia� dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w i zamierza� zdoby� porcj� heroiny, by przetrwa� jako� noc. Poniewa� dopiero wyszed� z poprawczaka, gdzie sp�dzi� dziewi��dziesi�t dni za inne w�amanie i kradzie�, kt�re nie posz�y tak g�adko, nie by� w kursie. A teraz okaza�o si� jeszcze, �e nie ma fartu. P�niej przypomnia� sobie, o czym my�la�: �Cholera, ale boli!" Na niczym innym nie m�g� si� skoncentrowa�. Oberwa� przypadkowo. Wiedzia� o tym. Kule nie by�y przeznaczone dla niego osobi�cie. W ci�gu tych trzech mro��cych krew w �y�ach sekund przed strza�em zd��y� jeszcze dojrze� barwy gangu. To by� jego gang, podczas gdy on usi�owa� zbli�y� si� do innej grupy w��cz�cej si� po ulicach i zau�kach miasta. Gdyby trzyma� ze swoimi, nie by�oby go teraz na tym rogu. Nie le�a�by rozci�gni�ty jak d�ugi, brocz�c krwi� i wpatruj�c si� w ohydny �ciek. Zamigota�y �wiat�a: niebieskie, czerwone, bia�e. Patrzy� t�po w rynsztok, w kt�rym by�o teraz wyra�niej wida� najprzer�niejsze obrzydliwo�ci. Wycie syren zmiesza�o si� z krzykami ludzi. Gliny. Cho� by� zamroczony b�lem, instynkt nakazywa� mu wia�. Widzia� oczyma duszy, jak si� podrywa - m�ody, zwinny, znaj�cy teren - i rozp�ywa w ciemno�ciach. Na sam� my�l o podobnym wysi�ku obla� si� zimnym potem. Poczu� na ramieniu czyj�� r�k�, obmacuj�ce go palce, kt�re zatrzyma�y si� na szyi i bada�y jego ledwo wyczuwalny puls. - Jeszcze oddycha. Zawo�ajcie sanitariuszy. Kto� przewr�ci� go na plecy. B�l by� nie do opisania, ale nie m�g� wydoby� krzyku. Zobaczy� pochylaj�ce si� nad sob� twarze, twardy wzrok gliny, surowe spojrzenie sanitariusza. Czerwone, niebieskie i bia�e �wiat�a razi�y go w oczy. Kto� zani�s� si� wysokim, rozdzieraj�cym szlochem. Trzymaj si�, dzieciaku. Dlaczego ma si� trzyma�? Tak bardzo go bola�o. Nigdy st�d nie ucieknie, tak jak to sobie obiecywa�. Resztka �ycia, kt�ra si� w nim tli�a, sp�ywa�a krwi� do rynsztoka. Wszystko, co dzia�o si� przedtem, by�o jedn� wielk� ohyd�. Wszystko, co prze�ywa� teraz, by�o tylko b�lem. Po co mu to, do jasnej cholery? Zamroczy�o go na chwil�, pokona� go b�l, a �wiat sta� si� czarny i cuchn�co czerwony. Gdzie� z zewn�trz do jego �wiadomo�ci dochodzi� ryk syren, czu� ucisk na piersi, p�d karetki. A potem znowu by�y �wiat�a, o�lepiaj�ce �wiat�a, kt�re dociera�y do niego przez zamkni�te powieki. I unosi� siew powietrzu, podczas gdy zewsz�d s�ycha� by�o podniesione g�osy. - Rany postrza�owe w klatk� piersiow�. Ci�nienie 80 na 50, spadaj�ce, puls s�abo wyczuwalny, przyspieszony. Nier�wny. �renice w porz�dku. Zbada� grup� krwi i przygotowa� do transfuzji. Potrzebne s� zdj�cia. Jakby podrzuci�o go co� do g�ry. By�o mu wszystko jedno. Nawet cuchn�ca czerwie� zrobi�a si� szara. Jaka� rura wciska�a mu si� do gard�a. Nawet nie pr�bowa� jej wyplu�. Prawie nic nie czu�, i chwa�a Bogu. - Ci�nienie spada. Tracimy go. �Od dawna jestem stracony" - pomy�la�. Popatrzy� na nich bez zbytniego zainteresowania; grupka ubranych na zielono ludzi w ma�ym pomieszczeniu, w kt�rym na stole le�y wysoki, jasnow�osy ch�opiec. Wsz�dzie pe�no krwi. Jego krwi, u�wiadomi� sobie. To on le�y na tym stole z otwart�klatk�piersiow�. Popatrzy� na siebie z odrobin� wsp�czucia. B�l znikn��. Uczucie ulgi sprawi�o, �e omal si� nie u�miechn��. Poszybowa� wy�ej. Scena, kt�r� widzia� w dole, ton�a w per�owej po�wiacie, a dochodz�ce stamt�d d�wi�ki by�y st�umione jak echo. Poczu� nieludzki b�l. Nag�y szok sprawi�, �e poderwa�o nim na stole i wessa-�o z powrotem do cia�a. Chcia� si� z niego wyrwa�, ale bezskutecznie. Znowu by� wewn�trz, znowu czu�, znowu by� do niczego. A potem przeni�s� si� w stan narkotycznego za�mienia. Kto� chrapa�. Pomieszczenie by�o ciemne, a ��ko w�skie i twarde. Przez zat�uszczon� palcami szyb� wpada�a smuga �wiat�a. Maszyny wydawa�y kr�tkie, wysokie d�wi�ki i monotonnie sycz�c wt�acza�y powietrze. �eby unikn�� tych d�wi�k�w, znowu zapad� si� w nico��. Przez dwa dni traci� i odzyskiwa� przytomno��. Mia� szcz�cie. Tak mu w�a�nie powiedzieli. �adna piel�gniarka o zm�czonych oczach i siwiej�cy lekarz o w�skich wargach. By� nie przygotowany na t� wiadomo��, zbyt s�aby, by unie�� g�ow�, teraz, kiedy co dwie godziny, regularnie jak w zegarku, dopada� go ohydny b�l. Gdy do pokoju wesz�o dw�ch gliniarzy, by� przytomny, a b�l czai� si� pod kilkoma warstwami morfiny. Od razu rozpozna� gliny po sposobie poruszania si�, butach, wzroku. Nie potrzebowali mu macha� przed nosem swoimi kartami identyfikacyjnymi. - Dostan� papierosa? - Pyta� o to ka�dego, kto si� pojawi�. Rozpaczliwie potrzebowa� nikotyny, cho�, szczerze m�wi�c, w�tpi�, czy da�by rad� si� zaci�gn��. - Za m�ody jeste� na papierosy. - Pierwszy glina u�miechn�� si� jak dobrotliwy wujaszek i stan�� obok ��ka. �To dobry glina" - przemkn�o mu przez g�ow�. - Jestem starszy z ka�d� minut�. - Masz szcz�cie, �e �yjesz. - Drugi glina z surowym wyrazem twarzy wyj�� notes. �Z�y glina" - uzna� Phillip. Rozbawi�o go to. - W�a�nie pr�buj� mnie o tym przekona�. O co tu chodzi, do jasnej cholery? - To ty nam powiedz. - Z�y glina zabra� si� do notowania jego s��w. - Postrzelili mnie dranie. - A co robi�e� na ulicy? - Chyba szed�em do domu. - Wiedzia� ju�, jak to rozegra�, zamkn�� oczy. -Nie pami�tam dok�adnie. By�em ... w kinie. - Widzia�, �e Z�y Glina nie da si� na to nabra�? - Na czym by�e�? Z kim? - Naprawd� nie wiem. Wszystko mi si� pochrzani�o. Szed�em, a po chwili le�a�em twarz� do ziemi. - Powiedz, co pami�tasz. - Dobry Glina po�o�y� mu na ramieniu r�k�. -Spokojnie. Zastan�w si�. - To sta�o si� nagle. Us�ysza�em strza�y ... to na pewno by�y strza�y. Kto� krzycza�. Poczu�em, jakby mi co� rozerwa�o klatk� piersiow�. - Przynajmniej w tym wypadku nie mija� si� z prawd�. - Widzia�e� jaki� samoch�d? Widzia�e�, kto strzela�? Pytanie! Mia� to jak wyryte w m�zgu. - Widzia�em chyba samoch�d ... jaki� ciemny kolor. - Nale�ysz do grupy P�omieni. Phillip przeni�s� wzrok na Z�ego Glin�. - W��cz� si� w nimi czasami. - Trzy cia�a, kt�re zebrali�my z ulicy, nale�a�y do cz�onk�w Szczepu. Nie uda�o im si� tak jak tobie. P�omienie i Szczep mieli ze sob� na pie�ku. -S�ysza�em o tym. - Oberwa�e� dwie kule, Phil. - Dobry Glina przybra� zatroskany wyraz twarzy. - Dwa centymetry, a by�by� martwy. Nie zd��y�by� nawet dosi�gn�� bruku. Wygl�dasz na bystrego ch�opaka i powiniene� wiedzie�, �e poczuwanie si� do lojalno�ci wobec gnojk�w by�oby zwyk�ym frajerstwem. - Nic nie widzia�em. - Nie chodzi�o o lojalno��. Chodzi�o o prze�ycie. By�oby po nim, gdyby sypn��. - Mia�e� w portfelu dwie�cie dolar�w. Phillip wzruszy� ramionami i ten ruch przywo�a� fal� b�lu. - Tak? No to mo�e b�d� m�g� zap�aci� rachunek za pobyt w tutejszym Hilto-nie. - Tylko si� nie zgrywaj, cwaniaku! - Z�y Glina pochyli� si� nad ��kiem. -Nie ma dnia, �ebym nie musia� si� chrzani� z takimi jak ty. Gdyby nie ta technika, ju� od dwudziestu godzin nie by�oby ci� na tym �wiecie. Wyrzyga�by� ca�� krew do rynsztoka. Phillip nawet nie drgn��. - Nie wystarczy, �e oberwa�em? - Sk�d wzi��e� pieni�dze? - Nie pami�tam. - Wybra�e� si� do tej dzielnicy, �eby kupi� narkotyki. - Znale�li�cie co� przy mnie? - A je�li tak? Nadal nie pami�tasz? - Przyda�yby si� teraz. - Wyluzuj si� troch�. - Dobry Glina zaszura� nogami. - Pos�uchaj, synku, powiedz, co wiesz, a my p�jdziemy ci na r�k�. Znasz przecie� regu�y gry. - Nie mo�ecie nic wi�cej dla mnie zrobi�. Przecie� gdybym widzia�, �e co� si� �wi�ci, nie by�oby mnie tam. Nag�y ha�as w holu zwr�ci� uwag� glin. Phillip na wszelki wypadek zamkn�� oczy. Rozpozna� podniesiony, rozw�cieczony g�os. �Tylko tego brakowa�o" - pomy�la�. A kiedy wtargn�a do pokoju, otworzy� oczy. Zauwa�y�, �e ubra�a si� jak na wizyt�. Uczesa�a i przyliza�a lakierem ��tawe w�osy, wymalowa�a si�. Gdyby nie warstwa makija�u, mog�aby nawet uchodzi� za �adn� kobiet�, ale nie w tej masce! Mia�a niez�� figur� ... w ko�cu by� to jej warsztat pracy. Striptizerki dorabiaj�ce prostytucj� musz� mie� to i owo. Ubrana w opi�te d�insy i w sk�py trykot pru�a prosto na niego, stukaj�c siedmiocentyme- trowymi obcasami. - Do jasnej cholery! I kto niby ma za to p�aci�? Skaranie boskie! - Cze��, mamo, ja te� si� ciesz�, �e ci� widz�. 10 -Nie b�d� bezczelny! Przez ciebie gliny nachodz� mnie w domu. Rzyga� si� chce! - Rzuci�a okiem na m�czyzn st�j �cych po bokach ��ka. Podobnie j ak syn, rozpozna�a w nich gliny. - Tym razem wara od domu! Nie �ycz� sobie, �eby gliny i ci z opieki spo�ecznej wisieli mi ci�gle na karku. Wyszarpn�a si� piel�gniarce, kt�ra pr�bowa�a przytrzyma� j� za rami�, i pochyli�a si� nad ��kiem. - Dlaczego po prostu nie umar�e�, do diab�a? - Nie wiem - odpar� spokojnie Phillip. - Pr�bowa�em. - Nigdy nie by�o z ciebie �adnego po�ytku. - Sykn�a na Dobrego Glin�, kt�ry odci�gn�� j� od ��ka. - Same k�opoty. Nawet nie zbli�aj si� do domu! - wrzasn�a, kiedyj�wyci�gano z pokoju. -Nie mamy z sob� nic wsp�lnego! Phillip s�ysza�, jak przeklina i wrzeszczy, �e chce go wykre�li� ze swego �ycia. Potem spojrza� na Z�ego Glin�. -Nie nastraszycie mnie. Prze�y�em ju� wszystko, co najgorsze. Dwa dni p�niej w pokoju pojawili si� obcy ludzie. M�czyzna by� olbrzymi, a niebieskie oczy rozja�nia�y jego szerok� twarz. Kobieta mia�a w�ciekle rude w�osy, wymykaj�ce si� z zawi�zanego na pr�dce w�z�a na karku, oraz mas� pieg�w na twarzy. Zdj �a kart� choroby wisz�c� na ��ku, przyjrza�a si� j ej uwa�nie. - Jak si� masz, Phillip. Jestem doktor Stella Quinn. A to m�j m��, Ray. -1 co z tego? Ray przysun�� krzes�o. Usiad� ko�o ��ka i przez chwil� przygl�da� si� Philli- powi. - Nie�le si� wpakowa�e�! Chcesz si� z tego wydosta�? 1 Phillip rozlu�ni� w�ze� a la Windsor w krawacie od Fendiego. Czeka�a go d�uga droga z Baltimore na Wschodnie Wybrze�e Marylandu. Na to konto zaprogramowa� sobie odtwarzacz CD. Na pocz�tek co� �agodnego - troch� Toma Petty'ego i The Heartbreakers. Zgodnie z zapowiedzi�, na szosie w czwartkowy wiecz�r panowa� du�y ruch. Sytuacj� pogarsza� zacinaj�cy deszcz i gapie, kt�rzy zwalniali jazd�, wpatruj�c si� jak sroka w gnat w rozbite na odcinku Baltimore Beltway trzy samochody. By� w parszywym nastroju i nawet nami�tne frazy Stones�w z ich najlepszego okresu nie podnios�y go na duchu. Wi�z� ze sob� robot�; podczas weekendu b�dzie musia� znale�� czas dla producenta opon Myerstone. Klient chce, �eby mu przygotowa� now� superchwytliw�kampani� reklamow�. �Wysokiej klasy ogumienie to rado�� dla kierowcy"! - pomy�la� Phillip, b�bni�c palcami w kierownic� do rytmu szalej�cej gitary Keitha Richardsa. Bzdura. Czy mo�na wykrzesa� radosny nastr�j w taki deszcz, w godzinach szczytu? Kto wtedy zaprz�ta sobie g�ow� oponami? Jednak on musi przekona� potencjalnego nabywc�, �e jazda na oponach firmy Myerstone uczyni go szcz�liwszym, bezpieczniejszym i seksowniejszym. To by�a jego praca i zna� si� na tym. Na tyle, by prowadzi� cztery najwa�niejsze zlecenia reklamowe, nadzorowa� prace nad sze�cioma mniejszymi i nigdy nie okazywa� po sobie rozdra�nienia w eleganckich kuluarach Innowacji. �wietnie prosperuj�ca agencja reklamowa wymaga od swoich pracownik�w stylu, operatywno�ci i kreatywno�ci. Nie p�ac� mu za to, by patrze� jak si� w�cieka. Co innego, kiedy jest sam! Wiedzia�, �e od miesi�cy pracuje ponad miar�, wr�cz haruje. Wystarczy�o jedno okrutne zrz�dzenie losu, by Phillip Quinn z nostalgi� wspomina� swoj�dobr� pass� i beztroskie, atrakcyjne �ycie miejskie. �mier� ojca p� roku temu wszystko zmieni�a. Ca�e �ycie, w kt�re przed siedemnastu laty Ray i Stella Quinnowie wprowadzili �ad i porz�dek. Zjawili si� 13 w tym ponurym szpitalu, daj�c mu szans� wyboru. Przysta� na to; wiedzia�, �e nie pozosta�o mu nic innego. Powr�t na ulic� po tym, gdy kule rozerwa�y mu klatk� piersiow�, nie poci�ga� go ju� tak, jak dawniej. Mieszkanie razem z matk� nie wchodzi�o w gr�, nawet gdyby zmieni�a zdanie i pozwoli�a mu wr�ci� do ciasnego mieszkania w j ednym z baltimor-skich osiedli. Opieka spo�eczna bacznie obserwowa�a sytuacj�. Nie mia� cienia w�tpliwo�ci, �e gdy tylko dojdzie do siebie, ca�y ten system we�mie na nim odwet. Nie zamierza� wraca� do matki, a ju� na pewno nie do rynsztoka. Podj�� ju� decyzj�, potrzebowa� tylko troch� czasu, �eby j� zrealizowa�. Na razie �y� w otoczce paru �wietnych narkotyk�w, kt�rych nie musia� kupowa� ani kra��. Wiedzia� jednak, �e ten stan rzeczy nie mo�e trwa� wiecznie. Ot�piony demerolem jeszcze raz uwa�nie przyjrza� si� Quinnom i zakwalifikowa� ich do kategorii zbzikowanych zbawc�w �wiata. Nie mia� nic przeciwko temu. Je�eli chc� si� bawi� w dobrych samarytan i da� mu schronienie do czasu, a� si� na dobre pozbiera, tym lepiej dla niego. Powiedzieli, �e maj� dom na Wschodnim Wybrze�u, co dla ch�opaka ze slam-s�w wielkiego miasta by�o istnym ko�cem �wiata. Pomy�la� jednak, �e nie zaszkodzi mu chwilowa zmiana otoczenia. Maj� dw�ch syn�w w jego wieku. Postanowi� nie zaprz�ta� sobie g�owy par� dzikus�w, kt�rych wychowuj� ci zbawcy �wiata. Powiedzieli mu, �e przestrzegaj� pewnych zasad, i �e jedn� z g��wnych jest edukacja. Mia� w nosie szko��. Decyduj�c si� na wyjazd, z g�ry odrzuca� tak� ewentualno��. �adnych narkotyk�w. Stanowczy ton Stelli zmusi� go do tego, by spojrze� na ni� uwa�niej. Przybra� najniewinniejszy wyraz twarzy i odpowiada� grzecznie �oczywi�cie, prosz� pani". Nie mia� w�tpliwo�ci, �e gdy b�dzie potrzebowa� dzia�ki, wydostanie j� cho�by spod ziemi, nawet na takim zadupiu, jak to miasteczko nad zatok�. A wtedy Stella pochyli�a si� na jego ��kiem, przyjrza�a mu si� wnikliwie i u�miechn�a. Wygl�dasz jak anio�ek, ale to nie znaczy, �e nie jeste� z�odziejem, rozrabiak� i k�amc�. Pomo�emy ci, je�li b�dzie ci na tym zale�a�o. Ale niech ci sienie wydaje, �e trafi�e� na frajer�w. Ray roze�mia� si� gromko. Poklepa� ich oboje po ramieniu. Przychodzili tu jeszcze par� razy w ci�gu dw�ch nast�pnych tygodni. Phillip rozmawia� z nimi i z pracownic� opieki spo�ecznej, kt�r� by�o o wiele �atwiej oszukiwa� ni� Quinn�w. W ko�cu zabrali go ze szpitala do domu, do �adnego bia�ego domu nad wod�. Pozna� ich syn�w, rozejrza� si� po okolicy. Kiedy dowiedzia� si�, �e tamci ch�opcy, Cameron i Ethan, znale�li si� tu w podobny spos�b jak on, nie mia� ju� w�tpliwo�ci, �e to ludzie szurni�ci. Postanowi� si� przyczai� i wykorzysta� stosown� chwil�. Jak na lekarza i profesora college'u nie zgromadzili zbyt wiele nadaj�cych si� do ukradzenia d�br. Na wszelki wypadek przyjrza� si� jednak wszystkiemu dok�adnie. Zamiast okra�� Quinn�w, pokocha� ich. Przybra� ich nazwisko i sp�dzi� dziesi�� lat w domu nad wod�. 14 Kiedy umar�a Stella, razem z ni� odesz�a cz�� jego �wiata. By�a jedn� z tych matek, w kt�rych istnienie nigdy przedtem nie wierzy�. Opanowana, silna, kochaj�ca, rozumiej�ca wszystko. Op�akiwa� j�, t� swoj� pierwsz� prawdziw� strat� w �yciu. �eby zapomnie� o b�lu, pogr��y� si� w intensywnej pracy. Sko�czy� college, nabywa� og�ady i umacnia� swoj�pozycj� w Innowacjach. Mierzy� j eszcze wy�ej. Obj�cie stanowiska w Innowacjach w Baltimore by�o jego ma�ym, osobistym triumfem. Powraca� do miasta swojej niedoli, lecz by� to powr�t w dobrym stylu. Nikomu nie przychodzi�o do g�owy, �e ten ubrany w szyty na miar� garnitur m�czyzna by� kiedy� drobnym z�odziejaszkiem, �e czasami handlowa� narkotykami, a nawet para� si� prostytucj�. Wszystko, co osi�gn�� w ci�gu ostatnich siedemnastu lat, rozpocz�o si� w momencie, w kt�rym Ray i Stella Quinn weszli do szpitalnej sali. A potem, w niejasnych okoliczno�ciach umar� nagle Ray. Cz�owiek, kt�rego Phillip kocha� tak gor�co, jak tylko syn mo�e kocha� ojca; straci� �ycie na ma�o ucz�szczanej, prostej szosie, w bia�y dzie�, wje�d�aj�c na pe�nym gazie na s�up telegraficzny. I znowu znalaz� si� w szpitalnej sali. Tym razem le�a� w niej Wielki Quinn. By� po�amany i pod��czony do aparatury reanimacyjnej. Phillip i j ego bracia przyrzekli ojcu, �e zaopiekuj� si� przyb��d�, kolejnym zagubionym ch�opcem. Ale ten ch�opiec mia� swoje tajemnice i patrzy� na ludzi oczami Raya. Na nabrze�u i w okolicach miasteczka StChristopher m�wi�o si� o cudzo��stwie, samob�j stwie, o skandalu. Plotkowano tak ju� od p� roku, ale nie posuni�to si� o krok w ustaleniu prawdy. Kim jest Seth De Lauter i kim by� dla Raymonda Quinna? Jeszcze jednym przyb��d�? Jeszcze jednym podrostkiem, wyci�gni�tym z otch�ani ub�stwa, zaniedbania i przemocy, rozpaczliwie potrzebuj�cym pomocnej d�oni? Czy te� kim� wi�cej? Quinnem z urodzenia, a nie tylko z przypadku? Co do jednego Phillip nie mia� w�tpliwo�ci: dziesi�cioletni Seth by� jego bratem w takim samym stopniu jak Cam i Ethan. Ka�dy z nich zosta� wyrwany z koszmarnego snu i otrzyma� szans� zmiany �ycia. Teraz jednak zabrak�o Raya i Stelli, by pozostawi� ch�opcu wolny wyb�r. Jaka� cz�stka Phillipa, wzdryga�a si� na my�l, �e Seth m�g�by by� rodzonym synem Raya, pocz�tym w grzechu i porzuconym w ha�bie. Oznacza�oby to zdrad� wszystkiego, czego uczyli go Quinnowie, wszystkiego, co pokazali mu na przyk�adzie w�asnego �ycia. Nienawidzi� siebie za te my�li, za to ukradkowe przygl�danie si� ch�opcu, j ego oczom, analizowanie zwi�zku mi�dzy istnieniem Setha a �mierci� Raya Quinna. Ilekro� te paskudne my�li pojawia�y si� w jego g�owie, natychmiast wspomnia� Glori� DeLauter. Matka Setha oskar�y�a profesora Raymonda Quinna o seksualne molestowanie. Utrzymywa�a, i� zdarzy�o si� to przed laty, gdy studiowa�a na uniwersytecie. Jednak�e nie zachowa� si� �aden �lad jej obecno�ci na uczelni. Ta sama kobieta sprzeda�a Rayowi swojego dziesi�cioletniego syna jak paczk� mi�sa. T� sam� kobiet�, co do tego Phillip nie mia� w�tpliwo�ci, odwiedzi� Ray w Baltimore, nim ruszy� do domu - po w�asn� �mier�. 15 Za�atwi�a swoje i znikn�a. Kobiety pokroju Glorii maj�wpraw� w ulatnianiu si� w bezszmerowy spos�b. To by�o kilka tygodni przed przys�aniem Quinnom listu z jak�e ma�o subtelnym szanta�em. Je�li chcecie zatrzyma� dzieciaka, ��dam wi�cej. Phillip zacisn�� szcz�ki wspominaj�c, jak Seth zblad� ze strachu, gdy si� o tym dowiedzia�. Ta kobieta nie mo�e dosta� ch�opaka w swoje r�ce. Przekona si� jeszcze, �e bracia Quinn s� twardszymi przeciwnikami ni� ten stary cz�owiek o mi�kkim sercu. Zreszt� nie tylko bracia Quinn, pomy�la�, zje�d�aj�c na lokaln� drog� prowadz�c� do domu. Mijaj�c w szybkim tempie pola zielonego groszku, soi i przewy�szaj�cej cz�owieka kukurydzy, my�la� o rodzinie. Teraz, gdy Cam i Ethan po�enili si�, Seth ma jeszcze dwie gotowe walczy� o niego kobiety. Po�enili si�! Jakie to zabawne. I kto by pomy�la�? Cam ochajtn�� si� z seksown� pracownic� opieki spo�ecznej, za� Ethan o�eni� si� z Grace, kobiet�o s�odkich oczach. I natychmiast zosta� ojcem rozkosznej Aubrey o buzi anio�ka. No c�, niech im b�dzie! Trzeba przyzna�, �e Anna Spinelli i Grace Monroe idealnie pasuj� do jego braci. Co zreszt� sprawia, �e mieliby wi�ksze szans� gdyby dosz�o do rozprawy o powierzenie im sta�ej opieki nad Sethem. Za� ma��e�stwo s�u�y im znakomicie. Nawet je�li na d�wi�k tego s�owa zgrzytaj� z�bami. Phillip wola� kawalerskie �ycie. Tylko �e w ci�gu ostatnich paru miesi�cy niewiele z jego zaletkorzysta�. Weekendy sp�dzane w StChris up�ywa�y na sprawdzaniu wypra-cowa� Sheta, pracy przy �odzi w �wie�o powsta�ej firmie Boats By Quinn, prowadzeniu jej ksi�g, robieniu zakup�w. Nawet nie zauwa�y�, kiedy to wszystko na niego spad�o. Obieca� ojcu na �o�u �mierci, �e zaopiekuje si� Sethem. Razem z bra�mi zawarli umow�, �e wr�c� na wybrze�e i wsp�lnie roztocz� opiek� nad ch�opcem i podziel� si� wszystkimi obowi�zkami. Dla Phillipa taka umowa oznacza�a dzielenie czasu mi�dzy Baltimore i St Chris, a tak�e przekonanie si� do nowego brata, kt�ry cz�sto stwarza� niema�e k�opoty. Wszystko to graniczy�o z balansowaniem na linie. Przy wychowywaniu dzie- si�ciolatka trudno by�o unikn�� napi�� i potkni��. Rozkr�canie firmy od podstaw wi�za�o si� z ca�� mas� drobnych, ale jak�e m�cz�cych formalno�ci i z ci�k� har�wk�. Niemniej jednak jako� to sz�o, cho� bracia mieli �mieszne pretensje, �e za ma�o po�wi�ca im czasu. Jeszcze nie tak dawno sp�dza� weekendy w towarzystwie wielu atrakcyjnych, interesuj�cych kobiet - kolacja w jakim� nowym, modnym miej scu, wiecz�r w teatrze lub na koncercie, a przy sprzyjaj�cej okazji spokojne, niedzielne �niadanie po��czone z lunchem w ��ku. �Jeszcze do tego wr�c� - obiecywa� sobie Phillip. - Gdy wszystko si� u�o�y, wr�c� do dawnego �ycia. Ale, jak powiedzia� ojciec, na razie, przez jaki� czas..." Skr�ci� na podjazd. Przesta�o pada�, a na li�ciach i trawie osiad�a leciutka warstwa wilgoci. Powoli zapada� zmierzch. �wiat�o w oknie salonu wita�o mi�kk�, koj�c� po�wiat�. Zachowa�o si� jeszcze troch� letnich kwiat�w wypiel�gnowanych przez Ann�. S�ysza� ju� ujadanie szczeniaka - cho�, prawd� m�wi�c, dziewi�ciomiesi�czny G�upek wyr�s� na wielkie psisko i trudno go by�o uwa�a� za szczeniaka. Przypomnia� sobie, �e wieczorne gotowanie wypada�o dzisiaj na Ann�. Chwa�a Bogu! Znaczy�o to, �e u Quinn�w pojawi si�na stole prawdziwe jedzenie. Z roz- 16 kosz� pomy�la� o szklaneczce dobrego wina. Dojrza� G�upka, kt�ry znikn�� za rogiem domu w pogoni za ob�linion� ��t� pi�k� tenisow�. Na widok wysiadaj�cego z auta Phillipa pies przerwa� na chwil� swoj� zabaw� i zacz�� gro�nie ujada�. - Idiota - powiedzia� Phillip, wyjmuj�c teczk� z d�ipa. Na d�wi�k znanego g�osu szczekanie zamieni�o si� w dzik� rado��. G�upek zacz�� skaka� na Phillipa, kt�ry os�ania� si� teczk� przed jego mokrymi, zab�oconymi �apami. -Nie skacz. S�yszysz, co m�wi�? Siad! G�upek chwil� si� waha�, a w ko�cu usiad� i poda� �ap�. Wywali� j�zor, �ypa� oczami. - Dobry pies. - Phillip potrz�sn�� jego �ap� i pog�aska� jedwabiste uszy G�upka. - Cze��. - Na dziedzi�cu przed domem pojawi� si� Seth. Od tarzania si� z psem mia� brudne d�insy, a spod przekrzywionej baseballowej czapeczki stercza�y proste jak s�oma blond w�osy. �U�miecha si� �atwiej ni� kilka miesi�cy temu - odnotowa� w my�li Phillip - ale ma szpar� w z�bach". - Cze��. - Phillip pstrykn�� palcem w daszek czapki. - Zgubi�e� co�? -Co? Phillip stukn�� palcem w sw�j r�wny, nieskazitelnie bia�y z�b. - A, tak. - Wzruszaj�c ramionami w typowy dla Quinn�w spos�b, Seth wyszczerzy� z�by w u�miechu, wtykaj�c j�zyk w puste miejsce po z�bie. Twarz mia� pe�niejsz� ni� p� roku temu, a wzrok bardziej spokojny. - Rusza� si�. Musia�em si� z nim po�egna� dwa dni temu. Kurewsko krwawi�o! Phillip nie zareagowa� na to przekle�stwo. Postanowi�, �e do pewnych spraw nie b�dzie si� wtr�ca�. - Dosta�e� co� za utracony z�b? - Nie narzekam. - No, no, je�li nie wycisn��e� st�wy od Cama, nie jeste� moim bratem! - Dosta�em dwie st�wy. Jedn� od Cama, a drug� od Ethana. Za�miewaj�c si�, Phillip po�o�y� d�o� na ramieniu Sethai obaj ruszyli w stron� domu. - Skoro tak, to ode mnie ju� nic nie dostaniesz, bracie. Przykro mi bardzo. A co tam w szkole w pierwszym tygodniu po wakacjach? -Nudy-odpowiedzia� Seth. W duchu musia� jednak przyzna�, �e by�o wspaniale. Tak� mas� nowych rzeczy kupili razem z Ann�. Ostre o��wki, nowiutkie zeszyty, pi�ra. Nie chcia� jednak pude�ka na lunch, jakiego u�ywaj� w serialu Archiwum X. W �rednich klasach z takimi pude�kami chodz� tylko maminsynki. Mia� klawe ubrania i sportowe buty. A co najwa�niejsze, po raz pierwszy w �yciu mieszka� w tym samym domu, chodzi� do tej samej szko�y, by� z tymi samymi lud�mi, kt�rych zostawi� w czerwcu. - Odrobi�e� lekcje? - zapyta� Phillip, unosz�c brwi i otwieraj�c frontowe drzwi. Seth pokiwa� g�ow�. - Cz�owieku, czy ty naprawd� nie masz innych zmartwie�? - Dzieciaku, prace domowe to m�j �ywio�.- W �lad za nimi do �rodka wpad� G�upek. By� tak rozentuzjazmowany, �e omal nie przewr�ci� Phillipa. - M�g�by� 2 - Spokojna przysta� 1 / si� bardziej przy�o�y� i popracowa� nad tym psem, do cholery! - Jednak zapach czerwonego sosu Anny, rozchodz�cy si� w powietrzu niczym ambrozja, dzia�a� tak koj�co, �e Phillip natychmiast zmieni� ton. - O Bo�e, co za rozkosz! -j�kn��. - Manicotti - poinformowa� go Seth. - Tak? Mam butelk� chianti, kt�r� specjalnie schowa�em na tak� okazj�. -Odrzuci� teczk�. - We�miemy si� za ksi��ki po kolacji. Zasta� bratow� w kuchni w trakcie faszerowania nale�nik�w serem. Podwin�a r�kawy nieskazitelnie bia�ej bluzki, kt�r� wk�ada�a do biura. Na granatowej sp�dniczce mia�a bia�y rze�niczy fartuch. Zdj�a szpilki i go�� stop� wystukiwa�a rytm arii, kt�r� nuci�a. Carmen, rozpozna� Phillip. Wspania�e czarne loki mia�a jeszcze upi�te do g�ry. Robi�c oko do Setha, Phillip zaszed� j� z ty�u, obj�� w pasie i cmokn�� g�o�no w sam czubek g�owy. - Ucieknij ze mn�. Zmienimy imiona. Ty zostaniesz Zofi�, a ja Carlem. Pozw�l si� porwa� do raju, gdzie b�dziesz mog�a gotowa� dla mnie, wy��cznie dla mnie. �aden z tych wie�niak�w nie docenia ci� tak jak ja. - Zaraz si� spakuj�, Carlo, pozw�l tylko, �e doko�cz� te nale�niki. - Odwr�ci�a g�ow�, �miej�c si� czarnymi, �r�dziemnomorskimi oczami. - Kolacja za p� godziny. -Otworz� wino. - Nie ma tu czego� do zjedzenia? - zapyta� Seth. - W lod�wce s� przek�ski - odpar�a Anna. - We� sobie sam. - Tylko warzywa i inne takie �wi�stwa -j�kn�� Seth, si�gaj�c po p�misek. -Gdzie jest Cam? - Powinien by� w drodze do domu. Postanowili z Ethanem popracowa� jeszcze godzin� przy �odzi. Pierwsze dzie�o Quinn�w zosta�o uko�czone. Jutro przyje�d�a po nie klient. Robota sko�czona, Phillipie, rozumiesz? - U�miechn�a si� promiennie, p�czniej�c z dumy. - Stoi w doku, gotowa do wyj�cia na pe�ne morze, i jest wspania�a! Poczu� si� lekko rozczarowany. Szkoda, �e nie m�g� by� tutaj tego ostatniego dnia. - A zatem trzeba to uczci� szampanem. Anna odczyta�a nalepk� na butelce i a� unios�a brwi. - Folonari, Ruffino? Wysoko ceni� wyrafinowany gust Anny i jej upodobanie do dobrych gatunk�w win. - Rocznik siedemdziesi�ty pi�ty - powiedzia� z u�miechem. - Wybornie! Moje gratulacje, panie Quinn, z okazji pierwszej �odzi. - Nie moja w tym zas�uga. Zajmowa�em si� tylko detalami i by�em zwyk�ym wyrobnikiem. - Oczywi�cie, �e jest w tym twoja zas�uga. Detale s� r�wnie wa�ne, i ani Cam, ani Ethan nie zrobiliby tego z tak� ... finezj�, jak ty. - Zdaje si�, �e okre�lali to jako ... obijanie si�? - Nie zwracaj na nich uwagi. Powiniene� by� dumny z tego, co zdzia�ali�cie w ostatnich miesi�cach. Nie tylko w firmie, lecz tak�e dla rodziny. Ka�dy z was po�wi�ci� co� bardzo wa�nego dla Setha. I ka�dy otrzyma� co� bardzo wa�nego w zamian. 18 - Nigdy nie przypuszcza�em, �e dzieciak mo�e tak absorbowa�. - Gdy Anna pola�a faszerowane nale�niki sosem, Phillip wyj�� z kredensu kieliszki do wina. -Wci�� j eszcze miewam takie chwile, kiedy ta ca�a impreza wkurza mnie jak cholera. - Nic bardziej naturalnego, Phillipie. - Mo�e, ale fakt pozostaje faktem. - Wzruszy� ramionami nala� dwa kieliszki. - Najcz�ciej jednak patrz� na niego i stwierdzam, �e jest ca�kiem fajny, jak na ma�ego braciszka. Anna utar�a ser i posypa�a nim potraw�. K�tem oka zerkn�a na Phillipa, kt�ry podni�s� sw�j kieliszek wina, oceniaj�c j ego bukiet. Przyj emnie by�o na niego popatrze�. Pod wzgl�dem fizycznym uosabia� m�sk� doskona�o��. Br�zowe w�osy, g�ste i mocne, z�ociste oczy. Owalna, zamy�lona twarz. Zmys�owa, a zarazem niewinna. Wysoka, proporcjonalna sylwetka, jakby stworzona do w�oskich garnitur�w. Odk�d go jednak ujrza�a rozebranego do pasa, w sp�owia�ych d�insach, wiedzia�a, �e jego delikatno�� to tylko pozory. Pomy�la�a, �e to wyrafinowany erudyta, naprawd� interesuj�cy m�czyzna. Wsun�a potraw� do piecyka, nast�pnie odwr�ci�a si� i si�gn�a po wino. U�miechaj�c si�, tr�ci�a si� z nim kieliszkiem. - Ty te� jeste� ca�kiem fajny, Phillipie, jak na du�ego brata. Kiedy si� wspi�a na palce, �eby poca�owa� go w policzek, nadszed� Cam. - Wara od mojej �ony! Phillip u�miechn�� si� i obj�� Ann�. - To ona tego chcia�a. Lubi mnie. - Ale mnie bardziej. - �eby to udowodni�, Cam z�apa� za wi�zanie fartucha, zakr�ci� Ann� wko�o, porwa� w ramiona i poca�owa� nami�tnie. U�miechn�� si� i po kumpelsku klepn�� j� w pup�. - Prawda, s�odziutka? Jeszcze kr�ci�o si� jej w g�owie. - Niewykluczone. - Odetchn�a g��boko. - Bior�c pod uwag� ca�okszta�t... - Wywin�a mu si� z jego ramion. - Ale jeste� utyt�any. - Wpad�em tylko po piwo i id� pod prysznic. - Wysoki i szczup�y, ciemny i gro�ny, da� nurka do lod�wki.- Znajd� sobie w�asn� kobiet�. - Czy mam na to czas? - zapyta� ponurym g�osem Phillip. Po kolacji i uci��liwej godzinie sp�dzonej nad �wiczeniami z dzielenia, nad bitwami Wojny o Niepodleg�o�� i s�owniczkiem na poziomie sz�stej klasy Phillip zamkn�� si� w swoim pokoju z laptopem i dokumentami. By� to ten sam pok�j, kt�ry otrzyma�, gdy Ray i Stella Quinn przywie�li go do domu. Obecnie �ciany mia�y pastelowo zielony kolor. Gdzie� w okolicy szesnastych urodzin co� mu strzeli�o do g�owy i pomalowa� je jaskrawoczerwon� farb�. B�g raczy wiedzie� dlaczego. Pami�ta, jak matka - albowiem Stella sta�a si� do tego czasu jego matk�- rzuci�a tylko na to okiem i stwierdzi�a, �e mo�na dosta� od tego rozstroju �o��dka. On uwa�a�, �e tak b�dzie seksownie, jednak trzy miesi�ce p�niej pomalowa� je na bia�o, wieszaj�c tu i �wdzie bia�o-czarne fotografie w czarnych ramkach. 19 Zawsze poszukiwa� jakiej� specyficznej atmosfery. Do tej stonowanej zieleni powr�ci� na kr�tko przed przeprowadzk� do Baltimore. Tylko jego rodzice zawsze wiedzieli, co robi�. Dali mu ten pok�j, w swoim domu. Przez pierwsze trzy miesi�ce trwa�a walka o to, czyje b�dzie na wierzchu. Szmuglowa� narkotyki, wdawa� si� w b�jki, krad� alkohol i o �wicie wraca� pijany do domu. Teraz by�o dla niego jasne, �e poddawa� ich pr�bie, prowokowa�, �eby go wykopali. �eby go odrzucili. No, dalej, spr�bujcie sobie ze mn� poradzi�! A jednak uda�o im si�. Nie tylko sobie z nim poradzili, ale uformowali go. �Zastanawiam si�, Phillipie, dlaczego tak ci zale�y na tym, �eby marnowa� umys� i cia�o - powiedzia� ojciec. - Dlaczego robisz wszystko, �eby da� wygra� tym sukinsynom". Phillip, kt�remu wywraca�y si� flaki, a p�ka�a g�owa z przepicia i z nadu�ycia narkotyk�w, mia� to wszystko gdzie�. Ray, m�wi�c, �e dobra przeja�d�ka od�wie�y mu m�zg, wzi�� go ze sob� na ��d�. Skacowany do nieprzytomno�ci, czuj�c si� jak zbity pies, Phillip przechyli� si� za burt� i zwr�ci� resztki trucizny, kt�r� si� naszprycowa� ubieg�ej nocy. W�a�nie sko�czy� czterna�cie lat. Ray zarzuci� kotwic� w w�skim przesmyku. Przytrzyma� g�ow� Phillipa, otar� mu twarz, a potem poda� mu puszk� imbirowego piwa. - Siadaj. Phillip zwali� si� raczej ni� usiad�. Dr�a�y mu r�ce, przy pierwszym �yku poczu� szarpni�cie w �o��dku. Ray usiad� naprzeciw niego. Wielkie d�onie opar� na kolanach, a lekka bryza rozwiewa�a jego srebrzyste w�osy. I te oczy. Patrzy� mu w twarz tymi swoimi l�ni�cymi niebieskimi oczami i zastanawia� si�. - Mia�e� par� miesi�cy, �eby si� dostosowa�. Stella powiada, �e pod wzgl�dem fizycznym doszed�e� do siebie. Jeste� dostatecznie silny i zdrowy, ale �eby utrzyma� kondycj�, musisz zmieni� tryb �ycia. Wyd�� wargi i przez chwil� milcza�. W wysokiej trawie sta�a czapla, nieru- chomajak na obrazie. Powietrze by�o czyste, czu�o si� ju� lekki ch��d zbli�aj�cej si� jesieni, ponad ogo�oconymi z li�ci drzewami rozpo�ciera�o si� intensywnie b��kitne niebo. Wiatr targa� trawami i muska� grzywy fal. Phillip by� oci�a�y, blady i patrzy� t�pym wzrokiem. - Istniej� r�ne metody, Phil - powiedzia� Ray z naciskiem. - Mo�emy ci nie popuszcza�, trzyma� ci� kr�tko i nie spuszcza� z oka ani na chwil�. Chwyci� w�dk� i machinalnie za�o�y� przyn�t�. - Albo mo�emy te� uzna�, �e eksperyment si� nie uda� i �e wracasz do tamtego �wiata. Phillip poczu� skurcz w �o��dku, prze�kn�� �lin�, by nie pokaza� po sobie strachu. - Nie potrzebuj� was. Nie potrzebuj� nikogo. - Sam w to nie wierzysz - powiedzia� �agodnie Ray i zarzuci� w�dk�. Na wodzie utworzy�y si� nieko�cz�ce si� pomarszczone kr�gi. - Wr�cisz tam i ju� nigdy z tego nie wyjdziesz. Sp�dzisz par� lat na ulicy, a potem to ju� nie b�dzie 20 poprawczak. Sko�czysz w celi, razem ze z�ymi facetami, takimi, kt�rzy zagustuj� w tej twojej �adnej buzi. Dorwie ci� jaki� wielki drab, z �apami jak bochny, zaci�gnie kt�rego� dnia pod prysznic i zrobi z ciebie swoj� pann� m�od�. Phillip rozpaczliwie pragn�� papierosa. Poci� si� jak pot�pieniec. - Jeszcze potrafi� o siebie zadba�. - Synu, zrobi� z ciebie szmat�, wiesz o tym przecie�. Potrafisz si� stawia�, ale s� sprawy, przed kt�rymi nie uciekniesz. Dot�d twoje �ycie uk�ada�o si� par- szywie. Nie ponosisz za to odpowiedzialno�ci. Jeste� jednak odpowiedzialny za swoj�przysz�o��. Ponownie zamilk�. Kolanami �cisn�� w�dk� i si�gn�� po zimn� puszk� pepsi. Nie spiesz�c si� otworzy� j� i zacz�� pi� duszkiem. - Wydawa�o si� nam, �e j est co� w tobie - ci�gn��. - Nadal tak uwa�amy - doda�, patrz�c na Phillipa. - Ale p�ki sam tego nie dostrze�esz, nie ruszymy z miejsca. - Sk�d taka troska? - nieudolnie broni� si� Phillip. - Trudno to teraz powiedzie�. Mo�e nie jeste� tego wart. Mo�e s�dzone ci jest sko�czy� na ulicy, kra�� i sprzedawa� si� za marny grosz. Od trzech miesi�cy mia� porz�dne ��ko, regularne posi�ki i ksi��ki - jedna z jego ukrytych nami�tno�ci - do swojej dyspozycji. Kiedy pomy�la� o utraceniu tego wszystkiego, zrobi�o mu si� znowu niedobrze, ale wzruszy� tylko ramionami. -Prze�yj�. - Skoro nie masz wi�kszych ambicji, twoja sprawa. Tutaj mo�esz mie� dom, rodzin�. Mo�esz normalnie �y� i wykorzysta� to jako� w przysz�o�ci. Ale mo�esz r�wnie� kontynuowa� obran� przez siebie drog�. Ray wykona� gwa�towny ruch, tak szybki, �e Phillip zas�oni� si� przed ciosem, zaciskaj�c pi�ci. Lecz Ray podci�gn�� jedynie koszul� Phillipa, by ods�oni� �wie�e blizny na jego piersi. - Mo�esz wr�ci� do tego - powiedzia� spokojnie. Phillip spojrza� Rayowi w oczy. Dojrza� w nich wsp�czucie i wiar�. M�g� przejrze� si� w nich jak w zwierciadle, zobaczy� siebie wykrwawiaj�cego si� w rynsztoku, na ulicy, gdzie �ycie by�o mniej warte ni� dzia�ka narkotyku. Chory, zm�czony i przera�ony zanurzy� twarz w d�oniach. -1 o co chodzi? - Chodzi o ciebie, synu. - Ray przeci�gn�� d�oni� po w�osach ch�opca. - 0 ciebie. Sprawy nie zmieni�y si� z dnia na dzie�, ale od tego wieczoru co� drgn�o. Dzi�ki rodzicom zacz�� w siebie wierzy�. Postawi� sobie za punkt honoru osi�ganie dobrych wynik�w w szkole, postawi� na nauk�, na przeobra�enie si� w Phillipa Quinna. Chyba wykona� dobr� robot�. Postara� si� nabra� og�ady. Robi� teraz karier�, mia� dobrze wyposa�ony apartament ze wspania�ym widokiem na Inner Harbor 1 ca�� szaf� ubra�. Jakby zatoczy� ko�o, wracaj�c do swojego dawnego pokoju z zielonymi �cianami i solidnymi meblami, z oknami wychodz�cymi na drzewa i na moczary. Tylko, �e tym razem chodzi�o o Setha. 2 Phillip sta� na dziobie �odzi, kt�rej na chrzcie miano nada� pretensjonalne imi�Neptun's Lady. �eby zrealizowa� projekt i zbudowa� prawdziwy siup, po�wi�ci� na to cztery tysi�ce roboczogodzin. Za to teraz, w ��tych promieniach wrze�niowego s�o�ca, m�g� podziwia� jej po�yskuj�cy tekowy pok�ad. Precyzja wykonania cieszy�a oczy. Kajuta pod pok�adem by�a majstersztykiem stolarki - g��wny pow�d dumy Cama. Zosta�a wykonana z dobrze dopasowanych listewek. Podobnie jak koje dla czworga ludzi. Solidna i pi�kna ��d�. Z pe�nym gracji op�ywowym kad�ubem i b�yszcz�cym pok�adem. Pomys� Ethana, by ��czy� deski na zak�adk�, kosztowa� wiele dodatkowych godzin pracy, ale dzi�ki temu powsta�o prawdziwe cacko. Ten ortopeda z Dystryktu Kolumbia zap�aci �adn� sumk� za ka�dy jej centymetr. -No i co? - Ethan, z r�kami w kieszeniach wyblak�ych d�ins�w, mru��c oczy przed s�o�cem, rzuci� retoryczne pytanie. Phillip przeci�gn�� r�k� po g�adkiej jak at�as burcie, kt�r� godzinami polerowa� w pocie czo�a. - Zas�u�y�a na mniej banaln� nazw�. - W�a�ciciel ma wi�cej pieni�dzy ni� wyobra�ni. Jak ta ��d� pi�knie idzie na wiatr. - Ethan u�miechn�� si�. - Kiedy�my j�testowali z Camem, nie chcia� wraca� do portu. A i mnie na tym nie zale�a�o. Phillip potar� kciukiem podbr�dek. - Mam w Baltimore kumpla, kt�ry maluje. Ilekro� co� sprzeda, klnie w �ywy kamie�. Nie znosi pozbywa� si� p��cien. Dopiero teraz rozumiem, co wtedy czuje. - To nasze pierwsze dzie�o. - Ale nie ostatnie. - Phillip nie pos�dza� si� o taki sentymentalizm. Budowa �odzi nie by�a jego pomys�em. Zosta� w to wci�gni�ty przez braci. Ostrzega� ich, �e to wariactwo, skazywanie si� na murowan� wpadk�. 22 Po czym oczywi�cie ruszy� do akcji, za�atwi� wynaj�cie budynku, uprawnienia, zam�wi� niezb�dny sprz�t. Podczas prac przy budowie zdar� do krwi paznokcie, naderwa� mi�nie od d�wigania desek. I bynajmniej nie cierpia� w milczeniu. Musia� jednak przyzna�, �e namacalny dow�d d�ugich miesi�cy pracy, ko�ysz�cy si� z wdzi�kiem pod jego stopami, by� wart tego wszystkiego. A teraz mieli zaczyna� zn�w od pocz�tku. - Przygotowali�cie ju� co� z Camem do nast�pnego projektu? - Chcemy sko�czy� kad�ub do ko�ca pa�dziernika. - Ethan wyj�� chustk� do nosa i starannie wytar� �lady palc�w Phillipa na burcie. - Je�li mamy si� trzyma� tego morderczego grafiku, jaki narzuci�e�. Ale na razie trzeba si� jeszcze troch� przy�o�y� do tej tutaj. - Do tej? - Mru��c oczy, Phillip zsun�� z nosa drogie i modne okulary s�oneczne w stylu lat pi��dziesi�tych. - Przecie� powiedzia�e�, �e jest ju� gotowa. Mia�em w�a�nie i�� do domu i sporz�dzi� dla niej ostatnie dokumenty. - Jeszcze tylko jeden ma�y drobiazg. Musimy poczeka� na Cama. - Jaki znowu ma�y drobiazg? - Zniecierpliwiony Phillip spojrza� na zegarek. - Klient b�dzie tu lada moment. - To nie potrwa d�ugo. - Ethan wskaza� g�ow� drzwi budynku. - Oto i Cam. - Jest stanowczo za dobra dla tego ciemniaka - zawo�a� od progu Cam, trzymaj�c pod pach� wiertark�. - Za�adujmy �ony i dzieciaki i sami pop�y�my na Bimini, dobrze wam radz�. - Z chwil� wr�czenia czeku ��d� przechodzi na w�asno�� tego faceta. - Gdy Phillip to m�wi�, Cam jednym susem wskoczy� na pok�ad. - A na Bimini nie macie czego szuka�. - Po prostu jest zazdrosny, �e chcemy tam pop�yn�� ze swymi �onami - powiedzia� Cam do Ethana. - We� to. - Wepchn�� Phillipowi wiertark� do r�ki. - Po choler� mi to dajesz? - Doko�cz dzie�a. - Cam, u�miechaj�c si� od ucha do ucha, wyj�� z tylnej kieszeni plakietk�. - Ostatni fragment zachowali�my dla ciebie. - Taak? - Phillip uj�� plakietk� i przyjrza� si�jej w promieniach s�o�ca. Mieni�a si� cudownie. - Razem zacz�li�my budow� - podsumowa� Ethan. - P�jdzie na sterburt�. Phillip wzi�� �ruby, kt�re wr�czy� mu Cam, i pochyli� si� nad zaznaczonymi na burcie punktami. - Musimy to uczci�. - Wiertarka zawy�a w j ego r�kach. - My�la�em o butelce Dom Perignan - powiedzia�, przekrzykuj�c ha�as. - Doszed�em jednak do wniosku, �e dla was szkoda tak dobrego szampana. Zamrozi�em wi�c trzy butelki Harpsa. Pomy�la�, �e pogodz� si� z tym, poniewa� przygotowa� na popo�udnie ma�� niespodziank�. By�o prawie po�udnie, kiedy klient sko�czy� pia� z zachwytu nad ka�dym centymetrem swojej nowej �odzi. Zanim mu j� za�adowali na jego przyczep�, oddelegowali Ethana, �eby zafundowa� facetowi pr�bn� przeja�d�k� z najbar- 23 dziej karko�omnymi ewolucjami. Phillip, obserwuj�c z doku ��te �agle- zgodnie z �yczeniem klienta -patrzy� jak chwytaj� wiatr. Ethan mia� racj�, pomy�la�. Ta ��d� ma szwung. Siup pomkn�� w stron� nabrze�a, zrobi� zwrot jak marzenie. Wyobrazi� sobie turyst�w, zatrzymuj�cych si� i pokazuj�cych sobie nawzajem �adn� ��d�. Pomy�la�, �e nie ma lepszej reklamy ni� towar wysokiej klasy. - Za�o�� si�, �e gdy sam pop�ynie, osi�dzie na mieli�nie - odezwa� si� za jego plecami Cam. - Z pewno�ci�. Ale i tak b�dzie mia� frajd�. - Poklepa� Cama po ramieniu. -Id� wypisa� mu rachunek. Wynaj�ty przez nich i przerobiony na stoczni� stary ceglany budynek nie odznacza� si� bynajmniej urod�. Wi�ksz� jego cz�� zajmowa�a hala z podwieszonymi do krokwi �wietl�wkami. Ma�e okna sprawia�y wra�enie, jakby stale pokryte by�y kurzem. Wszystkie narz�dzia, materia�y, farba epoksydowa i pokost, znajdowa�y siew zasi�gu r�ki. Teraz na wysokiej platformie sta� nagi szkielet kad�uba sportowej �odzi, przeznaczonej do amatorskiego uprawiania rybo��stwa - ich drugie zam�wienie. Wewn�trzne �ciany budynku by�y poobt�ukiwane i obdrapane. Strome �eliwne schody wiod�y do ciasnego, pozbawionego okien pomieszczenia na g�rze, kt�re s�u�y�o Phillipowi za biuro. Urz�dzi� je z drobiazgow� skrupulatno�ci�. Metalowe biurko, przypominaj�ce eksponat z pchlego targu, by�o doprowadzone do po�ysku. Na blacie sta� roczny kalendarz z odwracanymi kartkami, jego stary laptop, a tak�e telefon z automatyczn� sekretark� i pleksiglasowy pojemnik na pi�ra i o��wki. W tej ciasnocie znalaz�o si� jeszcze miejsce na dwucz�ciow� szafk� na dokumenty, ma�� kopiark� i faks. Usiad� za biurkiem i w��czy� komputer. Jego uwag� przyci�gn�o migaj�ce �wiate�ko przy telefonie. Odegra� informacj�, ale by�y to tylko dwa g�uche po��czenia. Skasowa� je. Po chwili mia� ju� na ekranie program, kt�ry opracowa� na u�ytek firmy. U�miechn�� si� na widok logo ich Boats By Quinn. Mo�e i s� niefrasobliwymi amatorami, pomy�la�, wystukuj�c dane potrzebne do sprzeda�y, ale to wcale nie oznacza, �e maj� si� zadowoli� byle czym. Zawsze zwraca� uwag� na szat� graficzn�. Samo tworzenie druk�w, blankiet�w firmowych, pokwitowa�, rachunk�w by�y raczej prost� czynno�ci�. Ale musia�y mie� klas�. W�a�nie w��czy� drukark�, kiedy zadzwoni� telefon. - Boats By Quinn. Po drugiej stronie przez chwil� nikt si� nie odzywa�. - Przepraszam, pomyli�am numer. - G�os by� niewyra�ny i nale�a� do kobiety, kt�ra szybko si� wy��czy�a. - Nie ma sprawy, s�odziutka - powiedzia� Phillip do g�uchej s�uchawki, po czym wyj�� z drukarki gotowy rachunek. 24 - Szcz�liwy cz�owiek - stwierdzi� Cam, gdy w godzin� p�niej patrzyli, jak ich klient odje�d�a ze s�upem na przyczepie. - To my powinni�my si� cieszy�. - Phillip wyj�� z kieszeni czek. - Uwzgl�dni�em materia�, robocizn�, koszty w�asne, dostawy... - No c�, dostali�my wystarczaj�co du�o, �eby przyst�pi� do nast�pnej budowy. - Pohamuj sw�j entuzjazm - mrukn�� Cam. - W ko�cu to tylko pi�ciocyfro-wy czek. Lepiej napijmy si� piwa. - Zyski nale�y od razu inwestowa� - ostrzeg� Phillip, kiedy ruszyli do domu. - Wraz z nadej�ciem ch�od�w ca�y nasz wielki maj�tek uleci kominem. - Popatrzy� na wysoki sufit. -1 to dos�ownie. A w przysz�ym tygodniu musimy zap�aci� podatek kwartalny. Cam otworzy� butelk� i popchn�� j� w stron� brata. - Zamknij si�, Phil. - Niemniej jednak - ci�gn�� nie zra�ony Phillip -jest to wspania�a chwila w dziejach Quinn�w. - Podni�s� swoj�butelk� i stukn�� si� z Ethanem i Camem. - Za naszego doktora od chorych st�p, pierwszego z licznych szcz�liwych klient�w. Niech g�adko i z powodzeniem �egluje w�r�d odcisk�w i zrogowace�. - Niech namawia wszystkich przyjaci�, �eby dzwonili do Boats By Quinn -doda� Cam. - Niech p�ynie do Annapolis i trzyma si� z dala od mojej cz�ci Zatoki - doko�czy� Ethan. - Kto skoczy po lunch? - dopytywa� si� Cam. - Konam z g�odu. - Grace przygotowa�a kanapki - odpar� Ethan. - Chwa�a jej za to. - Mo�e co� jeszcze dojdzie do tego lunchu -powiedzia� Phillip, s�ysz�c d�wi�k opon na �wirowym podje�dzie. - W�a�nie na to czeka�em. Wyszed� na zewn�trz i ucieszy� si� na widok baga��wki. Kierowca wychyli� g�ow� przez okno, �uj�c gum�. - Quinn? - Zgadza si�. - Co� ty znowu kupi�?- Cam zmarszczy� czo�o na widok furgonetki, zastanawiaj�c si�, ile te� forsy ub�dzie z ich nowiutkiego czeku. - Co�, co nam si� bardzo przyda. Ale chod�cie tu pom�c. - Bardzo s�usznie- burkn�� kierowca, gramol�c si� z kabiny. - �adowali�my j� we trzech. To dra�stwo wa�y chyba z tysi�c kilo. Rozsun�� tylne drzwi. To co� le�a�o na stela�u w mi�kkiej otulinie. By�o d�ugie na co najmniej trzy metry, szerokie na dwa metry i mia�o z osiem centymetr�w grubo�ci. Proste litery, wyryte w starannie obrobionym drewnie d�bowym, tworzy�y napis BOATS BY QUINN. Precyzyjnie wyrze�biony w drewnie jacht na pe�nych �aglach zdobi� g�rny naro�nik. Za� w dolnym widnia�y imiona Came-rona, Ethana, Phillipa i Setha Quinn�w. - Cholernie dobry szyld - wydusi� z siebie Ethan, gdy odzyska� wreszcie mow�. - Je�li chodzi o ten jacht, pos�u�y�em si� jednym ze szkic�w Setha. Jest taki sam jak na naszym logo na firmowych papierach. Reszt� zrobi� komputer. 25 - To fantastyczne. - Cam po�o�y� d�o� na ramieniu Phillipa. - Tego nam w�a�nie brakowa�o. Chryste, dzieciak oszaleje, kiedy to zobaczy. - Figurujemy w kolejno�ci, w jakiej tu przybyli�my. Nie trzyma�em si� alfabetu ani wieku. Chcia�em, �eby wszystko by�o jasne i proste. - Cofn�� si� par� krok�w, z r�kami w kieszeni, nie�wiadomie na�laduj�c poz� braci. - Pomy�la�em, �e b�dzie pasowa� do budynku i do tego, co w nim robimy. - Jest �wietny - przytakn�� Ethan. - Jak si� nale�y. Kierowca przesun�� pod policzkiem gum�. - No co, chcecie podziwia� tak do rana, czy mo�e j ednak wyjmiemy to ci�kie dra�stwo z baga��wki? Pomy�la�a, �e nie�le si� prezentuj�. Trzech przystojnych facet�w, poch�oni�tych fizyczn� prac� w ciep�e wrze�niowe popo�udnie. I ten budynek pasuje do nich. Surowy, z wyblak�ej starej ceg�y, wok� zaniedbany teren - wi�cej chwast�w ni� trawy. Ka�dy z nich wygl�da inaczej. Jeden z m�czyzn jest ciemny, ma tak d�ugie w�osy, �e mo�e je wi�za� w ko�ski ogonek. Jego wyblak�e, szare d�insy, musia�y by� kiedy� czarne. Ma w sobie co� europejskiego. Uzna�a, �e to musi by� Came-ron Quinn, ten, kt�ry wyrobi� sobie nazwisko na torach wy�cigowych. Drugi ma na nogach zdarte robocze buty. Spod niebieskiej czapeczki baseballowej wystaj� mu rozja�nione od s�o�ca w�osy. Porusza si� zwinnie i bez wysi�ku d�wign�� sw�j r�g szyldu. To musi by� Ethan Quinn, wodniak. To znaczy, �e trzecim m�czyzn�jest Phillip Quinn, szef dzia�u reklamy jednej z czo�owych firm reklamowych w Baltimore. Drogie, modne okulary przeciws�oneczne i d�insy. Br�zowe w�osy, z kt�rych chyba musi by� zadowolony fryzjer. Wysoki, wysportowany. Pod wzgl�dem fizycznym nie s� do siebie podobni - wiedzia�a zreszt�, �e ��czy ich nazwisko, a nie wi�zy krwi. Niemniej jednak co� wskazywa�o na to, �e s� bra�mi. Zamierza�a po prostu ich min��, rzuci� szybko okiem na budynek, w kt�rym za�o�yli swoj� firm� i dokona� oceny. Wiedzia�a, �e zastanie przynajmniej jednego z nich, poniewa� odebra� telefon, nie spodziewa�a si� jednak, �e ujrzy ich na zewn�trz w komplecie, i �e od razu b�dzie mia�a okazj � do przeprowadzenia swoich bada�. Nale�a�a do kobiet, kt�re umiej� korzysta� z nieprzewidzianych okazji. Odetchn�a g��boko. To wszystko nie jest takie proste. A jednak ma nad nimi przewag�. Zna ich, gdy tymczasem oni nic o niej nie wiedz�. Przecinaj�c ulic�, uzna�a, �ejej zachowaniejestjak najbardziej typowe. Spaceruj�ca kobieta, kt�ra spostrzeg�a trzech m�czyzn mocuj�cych imponuj�cy nowy szyld, ma prawo okaza� zainteresowanie. Zw�aszcza turystka, za kt�r� si� podawa�a. Poza tym samotna kobieta mo�e poflirtowa� z tak atrakcyjnymi m�czyznami. Kiedy znalaz�a si� przed budynkiem, stan�a nieruchomo. Zanosi�o si� na trudn� i niebezpieczn� prac�. Szyld zosta� umocowany do czarnych grubych �a�- 26 cuch�w i okr�cony lin�. Ten od reklamy sta� na dachu i dyrygowa�, a jego bracia ci�gn�li. Pada�y s�owa zach�ty, przekle�stwa i wskaz�wki. Nie da si� ukry�, �e taka praca dobrze wp�ywa na mi�nie. - Teraz z twojej strony, Cam. Jeszcze ze dwa centymetry. A niech to szlag trafi. - Phillip potkn�� si� i omal nie spad� z dachu. A� wstrzyma�a oddech z wra�enia. Utrzyma� jednak r�wnowag�, pochwyci� �a�cuch. Widzia�a, jak usi�uje zaczepi� ci�kie ogniwo do grubego haka, dostrzeg�a te�, �e porusza ustami, lecz nie dos�ysza�a, co m�wi. - Zaczepi�em. Teraz tylko nie hu�taj - zawo�a�, staj�c na nogi, by przej�� na drugi koniec dachu. S�o�ce pada�o na jego w�osy, roz�wietla�o jego sk�r�. Przy�apa�a si� na tym, �e wlepia w niego oczy. Pomy�la�a, �e ma przed sob� pierwszorz�dny okaz nieskazitelnej m�skiej urody. A potem znowu le�a� na brzuchu i balansowa� na kraw�dzi dachu, chwytaj�c �a�cuch, ci�gn�c go w g�r�. I kln�c przy tym siarcz