11192

Szczegóły
Tytuł 11192
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11192 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11192 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11192 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ADAM RADZIEJEWSKI KONTRAKT Klemens w milczeniu obserwowa�, jak wpadaj�ca przez szyb� z�ocista w��cznia s�o�ca przesuwa si� powoli po dywanie. By� to ruch niezauwa�alny dla ludzkiego oka, ale Kaminowicz nie przejmowa� si� tym. By� cierpliwy. Pami�ta�, �e kiedy�, jako dzieciak, tak�e lubi� tak siada� i przypatrywa� si�, jak s�oneczny promie� rozja�nia fragment ziemi czy pod�ogi, na kt�ry pada. Owszem � w�wczas nie siedzia� w luksusowym fotelu, w centrum wytwornego gmachu o trzech �cianach wykonanych z drogiego szk�a. Nie otacza�y go p�ki zastawione bia�ymi krukami, drogocennymi figurkami z Ameryki �rodkowej, a dywan nie by� wykonany z at�asu. Jednak ju� wtedy cechowa�a go cierpliwo�� pozwalaj�ca widzie� niewidzialny dla innych ruch rzeczy. Westchn�� cicho, powracaj�c my�lami do tamtych chwil. Od dwudziestu jeden lat nie obserwowa� promieni s�onecznych. Zd��y� ju� zapomnie� o przyjemno�ci, jak� mu to kiedy� dawa�o. I o smutku, jaki w�wczas odczuwa�. Przechyli� g�ow� w lewo i w lustrze ujrza� w�asne odbicie, na kt�re przeci�tny polski nauczyciel nie zapracowa�by przez cztery wcielenia. W ci�gu ostatnich dwudziestu dwu lat zd��y� ju� przyzwyczai� si� do swojej nieskazitelnie pi�knej twarzy. W�osy nie by�y nawet troch� przerzedzone, a delikatne pasma siwizny tylko dodawa�y mu atrakcyjno�ci. Gdyby nie one, nikt nie uwierzy�by, �e Klemens ma czterdzie�ci dwa lata. Uni�s� lekko lew� brew i zasalutowa� swojemu lustrzanemu odbiciu. Zasalutowa� najdro�szym winem w najdro�szym kieliszku. Nie uni�s� go jednak do ust, a tylko odstawi� na pi�knie rze�biony st�. Czu� si� bardzo s�aby. Przez chwil� chcia� zapali� cygaro. Wyci�gn�� nawet d�o� po pude�ko stoj�ce na stole, wyci�gn�� br�zowy zw�j tytoniu i w�o�y� go sobie do ust. Na stole brakowa�o zapa�ek. W�o�y� wi�c d�o� do wewn�trznej kieszeni swojej czarnej, niechlujnie zapi�tej marynarki. Tam tak�e ich nie znalaz�. Podni�s� si� z fotela i pocz�� maca� po wszystkich kieszeniach spodni, marynarki i koszuli. Powoli wpada� we w�ciek�o�� i ju� mia� zakl�� na g�os, kiedy nagle ponownie opanowa�o go zm�czenie. Zrezygnowa�, pozwoli� d�oniom swobodnie obwisn�� i z powrotem opad� na fotel. Otworzy� usta tak, �e cygaro z nich wypad�o i wyl�dowa�o na nogach, sk�d stoczy�o si� na dywan. Odchyli� g�ow� do ty�u i zamkn�� oczy. � Ostrzega�am ci�. S�ysz�c znajomy g�os, otworzy� oczy i podni�s� g�ow�. Amelia siedzia�a w fotelu po drugiej stronie sto�u. W d�oni trzyma�a kielich, z kt�rego Klemens nie by� w stanie si� napi�. � Ostrzega�am ci� dwadzie�cia jeden lat temu. Wiedzia�e� dobrze, jakiego wyboru dokonujesz. � Nie. Dopiero teraz wiem naprawd�. � To normalne. Dopiero, gdy przychodzi moment zap�aty, pojmujemy, ile tak naprawd� b�d� nas kosztowa� przyjemno�ci, z kt�rych dot�d z rado�ci� czerpali�my. Przygl�da� si� jej tak samo, jak pierwszego dnia, kiedy j� zobaczy�. W og�le si� nie zmieni�a. Wci�� wygl�da�a na siedemnastoletni� latynosk�. By�a pi�kna, z odrobin� dzieci�c� twarz�, w�skimi oczyma i czarnymi w�osami, obci�tymi nieco poni�ej oczu. Mia�a na sobie t� sam� rozche�stan� bia�� koszul� i be�owe spodnie. Buty i czarny p�aszcz le�a�y par� metr�w dalej, niedbale rzucone na drogi dywan. � We� mi si� tak nie przygl�daj � wyszczerzy�a si�. � A� mi g�upio. Unios�a kielich do ust i powoli, bez po�piechu wypi�a jego zawarto��. Czerwona stru�ka wina wyciek�a jej z prawego k�cika ust i potoczy�a si� po policzku. Odstawi�a kielich na st� i ponownie b�ysn�a z�bami. � Ech... Tego mi by�o potrzeba. � D�ugo ju� tu jeste�? � spyta� przenosz�c wzrok na jedn� z szaf, gdzie na czwartej od g�ry p�ce wida� by�o grzbiet starej Biblii. � Do�� d�ugo � rozpar�a si� wygodnie w fotelu i wy�o�y�a bose stopy na st�. � Dlaczego dopiero teraz si� ujawniasz? � czu� powoli narastaj�c� irytacj�. � Obserwowa�am ci�. � Aa... Rozumiem. To a� takie przyjemne? Obserwowa� cz�owieka w moim stanie? Patrze� jak si� miota, jak... � Tylko bez taniego patosu i poezji � przerwa�a mu obcesowo. � I bez zgrywania ofiary. Za sw�j obecny stan mo�esz wini� jedynie samego siebie. By� to tw�j wolny wyb�r, mog�e� zrezygnowa�. Milcza�. � Nie zachowuj si� jak dziecko � �achn�a si� zniecierpliwiona. � To naprawd� �a�osne. Pr�bujesz poruszy� moje sumienie, albo wywo�a� we mnie poczucie winy? Da�am ci wszystko, czego chcia�e�, czego zawsze pragn��e�. Czy w ci�gu ostatnich dwudziestu jeden lat mia�e� jakikolwiek pow�d do narzekania? Czy cho� raz ci� zawiod�am lub nie dotrzyma�am warunk�w umowy? Milcza� jeszcze przez chwil�, wpatrzony w grzbiet Biblii, a� w ko�cu przyzna� � Nigdy. Dosta�em to, czego chcia�em. Wszystkie moje marzenia zosta�y spe�nione. Masz racj� � wyszepta�, po czym ponownie przeni�s� wzrok na ni�, a raczej na jej stopy. � Nie trzyma si� n�g na stole � westchn�� ze smutnym u�miechem. � Perdone � zachichota�a nie zdejmuj�c st�p. � Wybacz. Ja niewiele wiem na temat dobrych manier. Ale musze ci przyzna�, �e masz gust w urz�dzaniu domu. � To nie ja, tylko wynaj�ty artysta. � Ha! Wynaj�ty artysta! Jak sta� ci� na co� takiego, to ju� wida�, �e ci si� dobrze powodzi. A ksi�gozbi�r? Niejedna biblioteka zap�aci�aby maj�tek, �eby mie� cho� jedn� czwart� z tego, co ty masz. � To dzi�ki tobie mog�em to wszystko mie�. � Nieprawda � odpar�a. � To nie tylko moja zas�uga, Klemensie Kaminowiczu. Sam te� sobie na nie zapracowa�e�. Ja da�am ci tylko to � wskaza�a palcem jego twarz. � Reszt� sam zdoby�e�. � Gdyby nie ty, niczego bym nie by� w stanie zdoby�. � Skoro tak uwa�asz � wzruszy�a ramionami. � Amelia � odezwa� si� po d�u�szej chwili ciszy. � Tak? � Czy mog� mie� jeszcze jedno, ostatnie ju� �yczenie? � M�w. � Chcia�bym... � zawaha� si� na sekund�, po czym doko�czy�. � Chcia�bym tam jeszcze raz p�j��. Pokr�ci�a wolno g�ow�. � To niemo�liwe � odpar�a. � Blue Nine Club ju� nie istnieje. Dla ciebie istnia� tylko tej jednej nocy. Tam gdzie wtedy sta�, znajduje si� dzi� zupe�nie inny lokal. Westchn�� cicho. � Rozumiem � powiedzia� ze smutkiem. � Tak bardzo chcia�em go jeszcze raz zobaczy�. Jeszcze raz p�j�� tam z tob�. � Po co? Czy my�lisz, �e poczu�by� si� od tego lepiej? Spojrza� w jej w�skie, z�ote oczy. � Z pewno�ci� tak. � Pami�tasz go dobrze? Tamten wiecz�r? � Dziwne by by�o, gdybym go nie pami�ta�. � � � Blue Nine Club niczym nie r�ni� si� od innych ��dzkich lokali, ale na Klemensie, kt�ry w �yciu jeszcze nie by� w takim miejscu, wywar� niesamowite wra�enie. Kaminowicz ba� si�; mia� poczucie, �e wszyscy go obserwuj� i, zapewne mia� racj�. Klemens Kaminowicz mia� dwadzie�cia dwa lata i by� szkaradny. Wiedzia� o tym ca�y �wiat, wiedzia� i sam Klemens � to by�o najgorsze. Mia� twarz tak brzydk�, �e z powodzeniem mo�na by go wystawia� w cyrku, jako wybryk natury. Przypomina� mieszank� goryla ze s�oniem. By� opr�cz tego bardzo niski, pryszczaty i zgarbiony. Grube szk�a zas�ania�y jego �abie oczka. Rude w�osy by�y t�uste i wyra�nie przerzedzone na czubku g�owy. Stara� si� patrze� w d�, na blat sto�u tak, �eby nikt nie zauwa�y� jego brzydoty, ale by�o to dzia�anie bezcelowe. Nieopodal us�ysza� z�o�liwy chichot. Siedz�ce dwa sto�y dalej dwie dziewczyny � zapewne gimnazjalistki, albo wczesne licealistki � pokazywa�y go sobie palcami, �miej�c si� bezwstydnie. � Ale morda � us�ysza�. � Takiego pi�knisia to jeszcze w �yciu nie widzia�am. Odwr�ci� wzrok i dalej wpatrywa� si� w blat sto�u, usi�uj�c zdusi� koszmarny b�l w klatce piersiowej. �Co ja tu robi�?� Zapytywa� samego siebie w my�lach, �Czego ja tu w�a�ciwie chc�? Po co ja tu przyszed�em?� Raz jeszcze wyci�gn�� z kieszeni zmi�t� kartk� i po raz dwudziesty z rz�du przyjrza� si� jej tre�ci, wci�� nie mog�c uwierzy� ani zrozumie�. �Do Klemensa Kaminowicza. B�d� dzisiaj wieczorem o dwudziestej trzydzie�ci w lokalu Blue Nine Club, przy ulicy Batorego 1/3. Mam dla ciebie propozycj�, kt�ra powinna ci� zainteresowa�. Je�li przyjdziesz, spe�ni� twoje marzenia... Amelia H.� Klemens nie wiedzia�, co ma s�dzi� o tym zaproszeniu, ani dlaczego w og�le przyszed�. W ci�gu ca�ego �ycia by� tak cz�sto oszukiwany, nabierany a nast�pnie wy�miewany, �e powinien by� ju� sobie wypracowa� pewnego rodzaju mechanizm samozachowawczy. By� niemal pewien, �e dzi� wieczorem zostanie ponownie o�mieszony i �e wr�ci do domu z twarz� p�on�c� od wstydu, a gdy wejdzie do swojego �a�osnego pokoiku na parafii, usi�dzie na pod�odze i rozp�acze si� jak ma�e dziecko. A jednak by� tu teraz i czeka� na osob�, kt�ra podpisywa�a si� samymi inicja�ami. Czeka�, nie pozwalaj�c, aby male�kie ziarenko nadziei w jego duszy zakie�kowa�o i zmieni�o si� w kwiat. Skoro mia� ju� cierpie�, to przynajmniej nie chcia� czyni� tego jeszcze bardziej bolesnym dla siebie, karmi�c si� fa�szyw� nadziej�, kt�ra lada chwila mog�a run��. Jedna z dziewczyn usiad�a przy jego stole i u�miechn�a si�. Nie by�a �adna. Nijaka blondyneczka w tanich, jaskrawych ciuszkach z pryszczami na czole. � Cze�� � mia�a �adny g�os. Klemens chcia� co� powiedzie�. Chcia� warkn�� �Zje�d�aj st�d, g�upia cipo. Id� si� nabija� z kogo� innego. Lecz gdzie indziej swoje kompleksy, na�miewaj�c si� z obcych ludzi, kt�rych nawet nie znasz.� Naprawd� chcia� tak powiedzie�. Ale wyda� z siebie tylko niewyra�nie j�kanie. Dziewczyna roze�mia�a si�, zas�aniaj�c d�oni� usta z krzywymi z�bami. � Chcia�by� mnie przebzyka�? � zapyta�a. Zaczerwieni� si� ze wstydu, upokorzenia, w�ciek�o�ci i z jeszcze paru innych powod�w. � Chcia�by�, prawda? Za�o�� si�, �e jeszcze w �yciu nie zamoczy�e�. I pewnie w �yciu nie zamoczysz. No chyba, �e znasz jak�� dziewczyn�, kt�ra chcia�aby si� r�n�� ze wsp�czesnym dzwonnikiem z Nodren Dam. Ale wiesz co? � doda�a ze �miechem. � Je�li chcesz, to mog� si� z tob� przespa�. Musisz tylko powiedzie� pi�� razy bez zaj�kni�cia �Kr�l Karol kupi� Kr�lowej Karolinie korale, koloru koralowego�. Oczywi�cie musisz to powiedzie� od ty�u. No... Co ty na to, m�j ma�y dzwonniczku z Nodren Dam? � Notre Dame, kole�anko � niewysoka, pi�kna dziewczyna o kr�tkich, czarnych w�osach poprawi�a j�, k�ad�c jej d�o� na ramieniu. � Notre Dame, male�ka. A teraz zje�d�aj st�d i znajd� sobie jakiego� �lepca, kt�ry mo�e zlituje si� nad tob� i w ko�cu ci� oddziewiczy. A od Klemensa si� odpieprz, bo jak jeszcze raz si� do niego odezwiesz to stracisz t� twoj� krzyw� klawiatur� w mordzie, a mo�e jeszcze co� wi�cej. Spadaj... I radz� nadrobi� braki w edukacji. Blondyneczka spojrza�a z przera�eniem na brunetk�, po czym poderwa�a si� z miejsca. Zanim jednak zd��y�a wycofa� si� do swojej kole�anki, kt�ra z panik� patrzy�a na to, co si� dzieje, czarnow�osa przytrzyma�a j� jeszcze za rami�, nachyli�a si� nad ni� i wysycza�a w ucho. � Aha. Mog� ci� jeszcze zapewni�, �e umrzesz przed dwudziestk�. Nie wiem, czy dzi� czy pojutrze, ale b�d� pewna, �e nie zd��ysz u�y� �ycia. Uwierz mi, ja wiem, o czym m�wi�. A teraz won mi st�d! Blondynka z panik� w oczach patrzy�a na u�miech brunetki, a gdy tylko ta pu�ci�a jej rami�, zaraz uciek�a do swojej kole�anki. Po kr�ciutkiej wymianie zda� obie b�yskawicznie opu�ci�y lokal, przy czym ta druga przypatrywa�a si� swojej blond kole�ance z lekkim rozbawieniem pomieszanym z zak�opotaniem. Widocznie nie bardzo chcia�o jej si� wierzy� w to, co opowiada�a jej kole�anka. Czarnow�osa ju� na to nie patrzy�a. Rozwali�a si� na krze�le, naprzeciwko Klemensa, przewiesi�a ramiona przez oparcie i spojrza�a na niego weso�o. � No, hej Klemensie Kaminowiczu. Jestem Amelia Hostal. Mi�o mi ci� pozna�. Klemens gapi� si� na ni� ciel�cym wzrokiem. Jeszcze nigdy wcze�niej nie widzia� czego� r�wnie pi�knego. Zreflektowa� si� dopiero po paru sekundach, gdy zobaczy� jej oczy o dziwnie z�ocistym kolorze. Nie wytrzyma� spojrzenia i spu�ci� wzrok, czerwieni�c si�. �Bo�e.� My�la�, �Co tu si� dzieje? To na pewno jaka� pomy�ka...Tak, pomyli�a mnie z kim� innym... Ale... Przecie� wypowiedzia�a moje imi�. I nazwisko...� � Boisz si� mnie? � zapyta�a go, na co on podni�s� wzrok powoli, nie�mia�o, z niemo�liwym do opanowania l�kiem. � Jestem taka straszna? � skrzywi�a swoj� �adn� buzi�, przyjmuj�c na chwil� wyraz twarzy obra�onego dziecka. � A mo�e taka szkaradna? � Nie... Nie � zaprzeczy� szybko, nie chc�c za nic w �wiecie urazi� tej wspania�ej istoty. � Jeste�... Jeste�... � s�owa nie chcia�y mu przej�� przez gard�o. � Pi�kna � doko�czy�a za niego, nie sil�c si� na fa�szyw� skromno��. � Tak, wiem o tym. Ciesz� si�, �e te� tak uwa�asz. Bo chyba nie ma we mnie niczego strasznego? � Nnn... Nie... � No to przesta� si� kurwa gapi� na blat sto�u i popatrz mi w oczy! O, tak. Znacznie lepiej! Chyba nie jest a� tak trudno, wytrzyma� spojrzenie normalnej dziewczyny. Normalnej? Klemensowi nie wydawa�o si�, �eby to okre�lenie pasowa�o do tej dziewczyny. � Kim... Kim ty jeste�? � Ju� ci to powiedzia�am � uj�a w d�onie kosmyk w�os�w i zakr�ci�a go w palcach. � Amelia Hostal. � Ale... Ale... � Ale... Ale... � na�ladowa�a jego spos�b m�wienia. � Ale... Przesta� do cholery m�wi� do mnie w taki spos�b, bo wszystko mi si� w brzuchu przewraca, jak widz� tak� parodi� faceta. Nie potrafisz wys�awia� si� jak cz�owiek? Musisz si� j�ka�? � Nnn... Nie... Przepraszam. � O kurwa � wywr�ci�a oczy do g�ry i strzepn�a ramionami na znak rezygnacji. � Ci�ki z ciebie okaz, Klemensie. Kaminowicz milcza� zawstydzony. � A dok�adniej rzecz bior�c: �a�osny. Przykro mi, �e musz� to powiedzie�, ale zbiera mi si� na wymioty, gdy na ciebie patrz�. Klemens kiwn�� lekko g�ow�. Cz�sto by� ju� wyzywany i poni�any przez r�nych ludzi, ale tym razem nie czu� w�ciek�o�ci. Bo Amelia nie szydzi�a z niego, nie nabija�a si�, nie drwi�a. Ona po prostu m�wi�a mu prawd�, z kt�rej on sam tak�e zdawa� sobie spraw�. � Tylko popatrz na siebie � westchn�a. � Niedomyty, t�uste w�osy, zahukany, dr��cy przed w�asnym cieniem. I ten okropny sweter! Czerwone paski na br�zowym tle, przecie� to a� prosi si� o kopniaka. Kto ci� w to ubra�? Nawet dwie cipy z gimnazjum potrafi� ci dogada� i ci� poni�y�. Ca�y �wiat si� z ciebie �mieje, a ty co? Chowasz g�ow� przed nim, kulisz si� w sobie i uciekasz dalej i dalej. �a�osne. I tak ma wygl�da� ca�e twoje �ycie? Ej! Kurwa tylko mi si� tu teraz nie porycz, bo sobie p�jd�. Du�o mog� wytrzyma�, ale jakie� granice s�. Klemens otar� szybko �zy i spu�ci� g�ow�. � Masz racj� � wyszepta�. � Masz ca�kowit� racj�. Ale... Ale... Ja jestem taki brzydki... � Nie wiem, czego teraz ode mnie oczekujesz � powiedzia�a powoli Amelia. � Je�li liczysz na to, �e unios� si� i zawo�am �ale� co ty Klemens! Wcale nie jeste� brzydki!� to zapomnij. Rzeczywi�cie jeste� szkaradny. I co z tego? Klemens spojrza� na dziewczyn� nierozumiej�cym wzrokiem. � No... Przecie�... � Co ma twoja morda do tego, jakim jeste� cz�owiekiem i jak �yjesz? � No bo... Przecie� wszyscy si� ze mnie �miej� z powodu tej twarzy. Amelia westchn�a, nachyli�a si� nad sto�em i pi�stk� popuka�a ch�opaka po czole. � Ty kretynie. �miej� si� z tego, jak si� prezentujesz, jak chodzisz, m�wisz. �miej� si�, bo wiedz�, �e ty im nigdy nie odpowiesz, nigdy nie odp�acisz. Ludzie, kt�rzy �miej� si� z innych to najgorsi i najobrzydliwsi tch�rze z wszystkich tch�rzy. Nigdy nie na�miewaj� si�, gdy s� sami, a tylko w grupach. Pojedynczo si� boj�, pluskwy cholerne. Zawsze wybieraj� sobie ofiary s�abe i bezsilne. Czasami bywa, �e si� pomyl�. Pozorny s�abeusz okazuje si� mocarzem, a pluskwy uciekaj� pop�akuj�c, z podkulonymi ogonami. Ale czasami okazuje si�, �e rzeczywi�cie trafi�y na s�abeusza. A wtedy drwinom i szyderstwom nie ma ko�ca. Pluskwy os�adzaj� sobie m�odo�� �mianiem si� z takich ofiar losu jak ty, potem r�n� si� z podobnymi sobie miernotami, bior� tani �lub, p�odz� dzieci, wychowuj� je, przedstawiaj� si� jako godne, porz�dne osoby...W ko�cu starzej� si� i zaczynaj� biega� do ko�ci�ka, gdzie pieprz� te swoje zdrowa�ki. A� w ko�cu zdychaj�. Ale nie my�l, �e otrzymuj� to, na co zas�u�yli. Kochany Jezus Chrystus wybacza im wszystkie grzechy i wpuszcza ich do nieba. Tym samym stawia r�wno�� pomi�dzy pluskwami, parszywcami, a takimi nieszcz�snymi ofiarami jak ty. Dla Jezusa jeste�cie warci tyle samo. To jego boska sprawiedliwo��. Zawsze wybacza�. Zacz�a to m�wi� spokojnie, ale z czasem, z ka�dym kolejnym s�owem jej g�os stawa� si� coraz bardziej nieprzyjemny i pe�en gniewu. Gdy sko�czy�a i wyczekuj�co patrzy�a na niego swoimi bezbarwnymi oczyma, zrozumia�, jak bardzo si� boi. � Kim ty jeste�? � zapyta� nie zaj�kn�wszy si� ani razu. � Ty wiesz, kim ja jestem � powiedzia�a, wpijaj�c w niego spojrzenie swoich w�skich oczu, kt�re go coraz bardziej przera�a�y. � Ty dobrze wiesz, bo ty mnie tu wezwa�e�. � Nie... O czym ty cholera m�wisz?! � uczyni� gest, jakby chcia� powsta�, ale ona przytrzyma�a go w miejscu ostrym: �Sied�!�. Rozejrza� si� panicznie dooko�a. Nikt z go�ci nie zdawa� si� zwraca� uwagi na dziewczyn�, ani na jej dziwne zachowanie. � Dlaczego patrzysz w ich stron�? � zapyta�a drwi�co. � Oczekujesz od nich pomocy? Pomocy przeciwko mnie? Nie potrafisz durniu odr�ni� sojusznika od wroga? Sam mnie tu wezwa�e� kretynie. Od dw�ch lat pod�wiadomie na mnie czeka�e�, wi�c nie wyg�upiaj si� teraz � przegarn�a d�oni� w�osy i za�o�y�a nog� na nog�. � Przepraszam, �e tak si� rozdar�am. Nie zawsze nad sob� panuj�. Jak chcesz, to mo�esz oczywi�cie wsta� i p�j�� sobie. Mo�esz wr�ci� do nich � niedbale wskaza�a r�k� na szyb�, za kt�r� przewija�y si� niewielkie grupki ludzi. � To tw�j wyb�r. Ale je�li teraz wstaniesz i odejdziesz, stracisz ostatni� szans� na to, �eby kiedykolwiek zasmakowa� prawdziwego �ycia. Popatrzy� na ni� nierozumiej�cym wzrokiem. Jej oczy wydawa�y mu si� teraz m�dre i pe�ne wsp�czucia. Nadal si� ba�, ale pod�wiadomie zrozumia� jej s�owa. Wiedzia�, �e je�li teraz ulegnie strachowi, czeka go powr�t do male�kiej izdebki w ko�ciele, gdzie do ko�ca �ycia b�dzie przesiadywa� w apatii, z kr�tkimi przerwami na posprz�tanie parafii, umycie pod��g ko�cielnych i zrobienie zakup�w dla ksi�y � tak d�ugo, a� wszechotaczaj�ce go pogarda, apatia i samotno�� zmieni� go w wariata. O ile ju� nim nie by�. � Jeszcze nie � u�miechn�a si� Amelia. � Ale ju� nied�ugo. Czyta�a w jego my�lach. Szok nie by� tak wielki, jaki powinien by�. � Kim... � j�kn��, wci�� stoj�c. � Kim ty jeste�. � Prze�liczn� dziewczyn�, kt�ra posiad�a wystarczaj�c� moc, �eby spe�ni� wszystkie twoje marzenia. Je�li tylko tego chcesz. Chcesz? Je�li tak, to usi�d� prosz�, bo nie lubi� gada�, jak kto� nade mn� stoi. Usiad� ostro�nie, jakby na krze�le le�a�a sterta pinezek. � Tak lepiej � obdarzy�a go promiennym u�miechem. � Musz� ci� chyba przeprosi�. M�j ma�y... monolog najwyra�niej wywar� na tobie nieszczeg�lnie pozytywne wra�enie. Czasami trac� nad sob� panowanie, perdone. � Jeste�... � odwa�y� si� zada� pytanie. � Jeste� Hiszpank�? � Oho � unios�a brwi. � Widz�, �e masz jako tak� znajomo�� j�zyk�w obcych. Si quieres, puedo ser espanol, ale je�li nie, mog� r�wnie� pozosta� Polk�, or English, oder auch eine Deutsche, ganz wie du magst. Je�li sobie tak za�yczysz, to nawet watashi wa nihonjin desu, ale czy to tak naprawd� ma znaczenie? Um�wmy si�, �e jestem Amelia, a moja narodowo�� nie gra �adnej roli. Liczy si� to, po co tu jestem. � A jeste�...? � A jestem? � skrzywi�a si� zniecierpliwiona. � Cholera Klemens! Czy ty w og�le s�uchasz tego, co si� do ciebie m�wi? Po co ja od kilku minut z hakiem strz�pi� sobie j�zyk? Jestem tu po to, �eby spe�ni� twoje marzenia. � Na wr�k� to ty mi raczej nie wygl�dasz � powiedzia� z lekkim przek�sem, powoli prze�amuj�c nie�mia�o��. Roze�mia�a si� lekko. � Nie, rzeczywi�cie nie. Ale widz�, �e si� ju� troch� rozkr�casz. Nawet masz poczucie humoru. Brawo, jeszcze troch� i pojmiesz, na czym polega przyjemna, niezobowi�zuj�ca rozmowa. Bo nasza aktualna konwersacja, je�li musisz wiedzie�, jest zupe�nie niewinna i s�u�y jedynie poznaniu siebie lepiej. Co innego z tym, co chc� ci zaproponowa�, ale to ju� inna sprawa. � Wi�c...Powiedz mi, do czego d��ysz? Jak chcesz mi pom�c? � m�wi� dr��cym g�osem, nawet nie pr�buj�c ukry� podniecenia i ekscytacji. Rozbawi� j� tym. � Powoli, powoli � ze �miechem unios�a d�onie w ge�cie obronnym. � Wszystko w swoim czasie. Najpierw chc� wykorzysta� fakt, �e znajduj� si� w takim miejscu, w jakim si� znajduj�. � To... Znaczy. � To znaczy? � popatrzy�a na niego kpi�co. � Jeste�my w Blue Nine Club. Tam na dole � wskaza�a prowadz�ce w d� drzwi, kt�re Klemens zauwa�y� ju� na pocz�tku � trwa impreza. Chce si� napi�, na�re� i nata�czy�. Z innych przyjemno�ci na razie zrezygnuje, jako �e ostatecznie jestem tu s�u�bowo. Gwa�townie podnios�a si� z krzes�a i chwyci�a Klemensa za r�kaw. � Idziemy si� troch� rozerwa�. � Nie! � przestraszy� si�, gwa�townie wyrywaj�c r�kaw z jej d�oni. � Nie chc�. � Jak to nie � wyszczerzy�a swoje drobne, bia�e z�bki. � Jeste�my m�odzi i musimy korzysta� z �ycia, tak �eby by�o co wspomina� na staro��. � Ja nie chc�... Nie potrafi� ta�czy�. � Klemensie Kaminowiczu � zrobi�a powa�n� min�. � Chcia�abym wi�c ciebie zapewni�, �e dziewi��dziesi�t procent bywalc�w dyskotek nie potrafi ta�czy�. W t�umie nikt nie zwraca na to uwagi. � Nie... � j�kn��, patrz�c ze wstydem w blat sto�u. � Prosz� ci�. Wszystko, tylko nie co� takiego. � Boisz si�? � zmru�y�a oczy. Spojrza� w jej ciemne �renice. � Tak. � odpar� twardo i stanowczo, zadziwiaj�c samego siebie. � Hmm � u�miechn�a si�. � Skoro masz odwag� przyzna� si� do strachu, to nie jest z tob� tak �le. Niewielu ludzi to potrafi. A teraz wstawaj i chod� ze mn�. I nie obawiaj si�, nikt nie b�dzie si� z ciebie �mia�. A ch�opaki b�d� ci co najwy�ej zazdro�ci�. � Czego? � parskn��. Nachyli�a si� nad nim i zbli�y�a usta do jego lewego ucha. � Bo b�dziesz ta�czy� z najpi�kniejsz� dziewczyn� wieczoru � wyszepta�a. � � � Wracali ciemnymi, s�abo o�wietlonymi uliczkami �odzi. Klemens chwia� si� i raz po raz ze zdziwieniem zderza� si� barkiem z murem. Amelia �mia�a si� g�o�no, skaka�a, kr�ci�a k�ka dooko�a s�up�w drogowych, a raz nawet g�o�no bekn�a tak, �e echo ponios�o si� po ca�ej ulicy. Nieliczni ludzie id�cy o tej porze ulicami byli w podobnym nastroju, tote� nikt nie patrzy� na t� dw�jk� z pot�pieniem, ani nie rzek� im z�ego s�owa. W ko�cu padli wycie�czeni na schodki jakiej� kamieniczki. Amelia ca�y czas chichota�a jak g�upia, a Klemens w ko�cu te� da� si� zarazi� jej weso�o�ci�. � I jak by�o? � spyta�a w ko�cu. � Za... r�bi�cie. � Ha ha ha! A nie m�wi�am. Troch� si� ju� nawali�e�, no ale spoko. Dobra zabawa to podstawa, a kaca ka�dy musi prze�y� par� razy w �yciu. � Ty te� nie wygl�dasz na zbytnio trze�w�. � Ha ha ha � roze�mia�a si�. � To co? Chcia�by� prze�y� co� takiego jeszcze raz w �yciu. � Tak � wyzna�. � Codziennie. Mo�e zajrzymy tam jeszcze jutro? � O nie, Klemensie � pokr�ci�a z u�miechem g�ow�, a odurzony ch�opak nie spostrzeg�, �e jej alkoholiczne upojenie min�o w jednej chwili, zupe�nie jakby dziewczyna wytrze�wia�a za spraw� magicznej r�d�ki. � Ja nie jestem tu po to, �eby umila� ci czas w ten spos�b. Chc� dobi� z tob� targu, a to, co dzisiaj prze�y�e�... Hmm, potraktuj to jako darmow� reklam�. Jako przedsmak tego wszystkiego, co jeszcze przed tob�. Je�li tylko dojdziemy do konsensusu. � No to s�ucham � mrukn�� rozczarowany nieco s�owami Amelii. � Co to za konsensus? � Spe�niam twoje marzenie � Amelia w zamy�leniu spojrza�a na rozrzucone po niebie gwiazdy. � A w zamian za to bior� ciebie i odbieram ci wszelkie szcz�cie. He he... Co za tani tekst... A� mi wstyd. � Nie rozumiem � popatrzy� na ni� wci�� m�tnymi oczyma. � Co wolisz? � zapyta�a, wlepiaj�c w niego swoje �renice, kt�re ju� nie by�y z�ote, a mieni�ce si� dziesi�tkami kolor�w. � Czeka� dziesi�tki lat w upokorzeniu, a� nadejdzie dla ciebie raj, czy te� wolisz samemu sobie stworzy� ten raj � tu, na Ziemi? Co wolisz, Klemensie Kaminowiczu? Co wybierasz? Musz� ci� jednak ostrzec, �e ten raj na Ziemi b�dzie trwa� znacznie kr�cej, a gdy minie, nast�pi b�l i cierpienie. Ale b�dzie to tw�j raj, stworzony przez ciebie i to ty b�dziesz w nim dyktowa� warunki, niszczy�, kocha�, bra�, dawa� co tylko chcesz i kiedy tylko chcesz. Strach pom�g� Klemensowi wytrze�wie�. Poderwa� si� niedbale ze schod�w. Dopiero teraz zaczyna� rozumie�. Mia� do czynienia z wariatk�. Z czubkiem, kt�ra zapewne niedawno uciek�a z wariatkowa i teraz najwyra�niej upatrzy�a sobie now� ofiar�. � Je�li jestem zwyk�� wariatk� � zadrwi�a � to wyja�nij mi, z �aski swojej, jakim�e to cudem czytam w twoich my�lach? Fakt ten nie uspokoi� Klemensa. Wr�cz przeciwnie. Ale w�a�nie w tym momencie okaza�o si�, �e jego wytrze�wienie jednak nie by�o ca�kowite. Bezsilnie uderzy� ty�kiem o asfalt, nawet nie czuj�c b�lu. Amelia nadal siedzia�a niedbale na schodkach i patrzy�a na niego kpi�co. � Nie przeceniaj swoich si�, Klemensie � rzuci�a. � Jeszcze nie jeste� w stanie, w kt�rym m�g�by� przede mn� uciec. Zreszt�, nie b�dzie takiej potrzeby. Musisz tylko powiedzie�, �ebym sobie odesz�a, a ju� mnie nie ma. Radzi�abym jednak najpierw powa�nie si� zastanowi� nad moj� propozycj�, bo � jak ju� m�wi�am � drugiej takiej nie b�dzie. Chcesz raj w Niebie czy raj na Ziemi. Raj wieczny, czy kr�tszy, ale za to jaki intensywny? Co wybierasz? � A... A co to jest ten raj na Ziemi? � Przecie� m�wi�am. To spe�nienie wszystkich twoich marze� i ��dz. Dostajesz wszystko, czego zapragniesz... W okre�lonym czasie, oczywi�cie. � A co potem? � Piek�o � odpar�a spokojnie Amelia. Tym razem Klemens nie wytrzyma�. Zerwa� si� z n�g i z g�o�nym krzykiem rzuci� si� w prawo, pragn�c jak najszybciej wydosta� si� z tej przekl�tej, ciemnej ulicy. Przebieg� raptem pi�� krok�w, zanim zapl�ta�y mu si� nogi, a on sam wymieni� z asfaltem gwa�towny poca�unek. � Taa... � mrukn�a Amelia, niespiesznie podchodz�c do niego z d�o�mi schowanymi w kieszeniach kurtki. � Zazwyczaj reaguj� w�a�nie w ten spos�b. Ale nic to, przejd�my do dalszej cz�ci interes�w. Wci�� le��c na brzuchu, Klemens uni�s� g�ow�. Amelia kucn�a przy nim. Poderwa� si� gwa�townie i cofn�� twarz przed chustk� trzyman� w d�oni dziewczyny. Z nosa i ust ciek�a mu krew, b�d�ca efektem upadku. Na jego twarzy malowa�o si� wiele uczu�, ale �adne z nich nie wyra�a�o ch�ci na przechodzenie do dalszej cz�ci �interes�w�. � Oj, g�uptasie � westchn�a. � No powiedz mi, czego ty si� boisz? Wiesz ju�, kim jestem, ale to nie pow�d, �eby zaraz reagowa� w ten spos�b. Nie b�j si� kretynie, nie jestem gro�na...W ka�dym razie nie dla kogo�, kto jeszcze �yje. Po �mierci, to ju� co innego. Nadal nie wygl�da� na przekonanego, jednak przesta� si� cofa� i pozwoli� wytrze� sobie usta chustk�. � Unie� g�ow� � powiedzia�a. � Szlag by to! Sika ci z nosa jak z hydrantu. Przechyl �eb do ty�u m�wi�! Przesta� si� wyg�upia�! My�lisz, �e rzuc� si� na ciebie i ci� ze�r�? Na�ar�am si� ju� czips�w, a ludzi nie jadam od trzystu lat, od kiedy po jednym ksi�dzu z Bolonii dosta�am takiego rozwolnienia, �e przez dwa dni nie wychodzi�am, z kibla. Wybuch�a �miechem, widz�c wyraz jego twarzy. � No co� ty! �artowa�am ba�wanie! Nie podejmuj prosz� kolejnych pr�b ucieczki, bo znowu si� wywalisz na ryj, a ja ju� nie mam chustek. Zwin�a chustk� w rulon i wsun�a mu w dziurk� od nosa, tamuj�c wyp�yw krwi. � A teraz � powiedzia�a, podnosz�c si� � za twoim pozwoleniem przejdziemy si� w jakie� spokojne miejsce, �ebym mog�a dok�adnie opisa� wszelkie po�ytki, jakie niesie ci proponowany przeze mnie interes. � Klemens Kaminowicz, urodzony pi�tego pa�dziernika tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tego trzeciego roku w Kutnie. Gdy mia� pi�� lat, jego rodzice przeprowadzili si� do �odzi. Od samego pocz�tku oznacza� si� wielk� nie�mia�o�ci�, kt�ra uniemo�liwia�a mu nawi�zywanie kontakt�w z r�wie�nikami. W okresie podstaw�wki rozpocz�y si� kpiny i docinki, kt�re trwaj� po dzi� dzie�. Wcze�niej jednak, w wieku sze�ciu lat straci� rodzic�w i trafi� do domu dziecka. Po uko�czeniu osiemnastu lat, wzi�� go do siebie ksi�dz, kt�ry potrzebowa� kogo� do sprz�tania w ko�ciele. Odt�d Klemens mieszka w parafii przy ko�ciele �w. Jana. Trudni si� zamiataniem pod��g, lataniem po zakupy dla ksi�y i innymi zaszczytnymi funkcjami. Na studia nie poszed�, bo nikt nie m�g� mu ich op�aci�. Boi si� ludzi i rzadko kiedy wychodzi ze swojego pokoiku na parafii, nie chc�c nara�a� si� na kpiny... Taa, oto ca�y ty Klemensie Kaminowiczu � Amelia odrzuci�a wyci�gni�ty z kieszeni notes i spojrza�a na ch�opaka z wyrzutem. Siedzieli na drewnianych skrzynkach, w zapuszczonym, s�abo o�wietlonym pokoju, gdzie� na jednej z ulic �odzi. Za p�otwartymi oknami wida� by�o ciemn�, w�sk� uliczk� i odrapany mur jakiego� budynku. Z sufitu zwisa�a na starym kablu �ar�wka, zdaj�ca si� s�abn�� z chwili na chwil�. Nie licz�c kilku drewnianych skrzy� i jednej gnij�cej komody, pok�j by� pusty. Wype�nia�o go niezno�ne bzyczenie komar�w, zn�conych �wiat�em �ar�wki. � A wi�c, Klemensie Kaminowiczu? � zapyta�a Amelia. � Jaki b�dzie kolejny rozdzia� historii twojego �ycia? Czy ma si� on toczy� sta�ym, znanym ci ju� stylem, czy te� mo�e wsp�lnie spr�bujemy zaskoczy� �wiat czym� nowym? Nowym Klemensem? No, jak b�dzie? Nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Przez kilka minut wys�uchiwa�, jak czytaj�c z notesu przedstawia�a mu jego w�asne �ycie, a on czu� si� coraz podlej i podlej. � Beznadzieja � mrukn�� w ko�cu. � Zmarnowane �ycie. � No, nie do ko�ca � odpar�a. � Masz dopiero dwadzie�cia jeden lat. Jeszcze mo�na co nieco naprawi�, u�y� troch� �ycia, a co najwa�niejsze � u�miechn�a si� paskudnie � dokona� zemsty. � Zemsty? � No... Nie m�w mi, �e przez te wszystkie lata przez twoje �ycie nie przewin�a si� wystarczaj�ca ilo�� ludzi, zas�uguj�cych na twoj� nienawi��. Ci, kt�rzy si� z ciebie na�miewali, albo poni�ali ci�, albo po prostu wykluczali z towarzystwa, bo nie pasowa�e� do ich radosnej, weso�ej grupki. Przyznaj, �e cz�sto my�la�e� o tym, jakby si� na nich odegra�... Zreszt�, nie musisz nic przyznawa�, znam twoje my�li i wiem, co si� w tobie dzia�o przez ostatnie lata. � Tak... � podchwyci� jej my�l i sam si� u�miechn��. W ci�gu ostatnich lat wielekro� marzy� o zem�cie. Dziewczyny �miej�ce si� z niego w autobusie. Ch�opak o�mieszaj�cy go, �eby popisa� si� przed swoj� dziewczyn�. Ksi�dz, kt�rego kiedy� us�ysza�, jak przy zakonnicy m�wi� ze �miechem, �e �trzeba nauczy� Klemensa operowania dzwonami. By�by z niego idealny Quasimodo.� Tak. By�o du�o ludzi, na kt�rych chcia� si� zem�ci�, ale zawsze brakowa�o mu si�y, albo odwagi. Najcz�ciej jednego i drugiego. Amelia u�miechn�a si� z zadowoleniem, czuj�c, jak powoli zaczyna przekonywa� ch�opaka. � Taa... � powiedzia�a. � Zemsta. Najpi�kniejsze z ludzkich uczu�. Najprzyjemniejsze. Chocia�... � przyj�a komiczny wyraz twarzy natchnionego moralisty. � To bardzo nie�adnie, �eby taki grzeczny s�uga bo�y my�la� o takich grzesznych przyjemno�ciach. Z moich informacji wynika, �e, nale�ysz do bardzo rzadkiego gatunku os�b, kt�re nie dopu�ci�y si� praktycznie �adnego grzechu. Nie licz�c oczywi�cie dzieci�cych grzeszk�w, w rodzaju deptania mr�wek itp. Takich ludzi jak ty, spotyka si� raz na dziesi�� lat, jak nie rzadziej. � u�miechn�a si� drapie�nie. � M�wi�c szczerze, w�a�nie dlatego mnie zainteresowa�e�. � Nie rozumiem. � Och, nie udawaj � �achn�a si�. � Co to za osi�gni�cie zdoby� dusz� zbrodniarza? Albo skusi� rozpustnic� do kolejnej libacji? �adne. Ty, to zupe�nie inna sprawa. � Podbudujesz sobie pozycj� w piekle? � u�miechn�� si� drwi�co, zapominaj�c ju� o wszelkim strachu. � To moja sprawa � odpar�a bez gniewu. � Ciebie powinno aktualnie interesowa� co� zupe�nie innego. � Masz racj�. Przyjmuj� twoj� propozycj� � odpar�. � Hoo... � unios�a brwi w ge�cie zaskoczenia. � Tak szybko? � Chc� tego wszystkiego, o czym m�wi�a�. �y� tak, jak zawsze pragn��em i odp�aci� wszystkim, kt�rzy kiedykolwiek ze mnie drwili. � Zdajesz sobie spraw� z tego, co ci� czeka potem? � Zdaj�, i nic mnie to nie obchodzi. Piekielne m�ki prze�ywam tutaj, na co dzie�. Nie chc� ich znosi� ani chwili d�u�ej. � Prosz�, prosz� � pokr�ci�a g�ow�. � Zazwyczaj potrzeba wi�cej czasu, �eby przekona� klienta... O ile w og�le daje si� go przekona�. Czy�by pragnienie zemsty u ciebie by�o a� tak silne? Czy to mo�e co� innego ci� sk�oni�o? U�miechn�� si� lekko. � No dobra � klasn�a w d�onie i zeskoczy�a ze skrzyni. � Zreszt�, ma�o mnie obchodz� twoje faktyczne motywy. Skoro si� zgodzi�e�, to czas podpisa� umow�. � Cyrograf? � Jego u�miech poszerzy� si�, ukazuj�c po��k�e, krzywe z�by. � Owszem � odpar�a powa�nie. � Cyrograf. Tylko prosz� � unios�a d�o� w ostrzegawczym ge�cie. � Oszcz�d� mi tekst�w typu �jak w tanich filmach�. Nawet nie masz poj�cia, jak cz�sto s�ysz� to od klient�w. Cyrograf to cyrograf cholera. Umowa, jak ka�da inna. A je�li go podpiszesz, to b�dziesz ju� nasz i �aden B�g ani Mesjasz ci ju� nie pomog�. � Chcesz mnie przestraszy�? � skrzywi� si� niech�tnie, wci�� dziwi�c si� samemu sobie. W ca�ym swoim �yciu nigdy nie rozmawia� z dziewczyn� d�u�ej ni� dwie do trzech minut, przy czym rozmowa ogranicza�a si� zazwyczaj do pytania o drog� czy innych drobnostek. Nigdy nie my�la�, �e b�dzie w stanie w taki spos�b rozmawia� z kimkolwiek, a co dopiero z tak pi�kn� osob�. Kt�ra na dodatek by�a wys�anniczk� piekie�. � Nie pr�buj� ci� przestraszy� � zmarszczy�a brwi. � Po prostu chc�, �eby� zrozumia� konsekwencj� kroku, kt�ry w�a�nie podejmujesz. Po �mierci nie b�dzie Raju, Klemensie. Ostrzegam ci� nie z dobrego serca, ale z obowi�zku. Przed podpisaniem cyrografu zawsze mamy obowi�zek przestrzec klienta. � W porz�dku. Wi�c wykona�a� sw�j obowi�zek i mo�esz z czystym sumieniem przej�� do dalszego etapu naszej transakcji. U�miechn�a si�. � Ja nie mam sumienia, Klemensie Kaminowiczu. To cecha dana tylko wam, ludziom. Takim jak ja, tylko by przeszkadza�o � wyci�gn�a d�o� w bok, spodem do g�ry i mrugn�a uwodzicielsko. Momentalnie nad powierzchni� jej d�oni zmaterializowa�a si� kartka papieru. � Trzeba jeszcze ustali� czas, kiedy zako�czy si� nasz kontrakt. � S�ucham? � Klemens spojrza� na ni� zaskoczony. � A co� ty my�la�? � pos�a�a mu kpi�ce spojrzenie. � �e b�dziemy ci� wspomaga� a� do emerytury? Piek�o to bardzo zaj�ta instytucja, a my musimy stale pozyskiwa� nowych klient�w. � To znaczy? � To znaczy � uczyni�a efektown� pauz�. � To znaczy, �e korzystasz z naszych us�ug przez par� lat, a potem grzecznie opuszczasz ten pad� �ez. � Zabijecie mnie? � dawny, zastrachany Klemens powr�ci� w jednej chwili. � Nie, nie � u�miechn�a si� paskudnie Amelia. � To b�dzie wygl�da� inaczej. Sam zobaczysz � roze�mia�a si� z�o�liwie, widz�c jego wyraz twarzy. � Gdzie twoja pewno�� siebie, Klemensie? � zakpi�a. � Teraz znasz ju� wszystkie warunki umowy, a wi�c masz ostatni� okazj�, �eby si� zastanowi�. No i jak? � Przyjmuj� � odpar� niemal natychmiast, po�wi�caj�c zaledwie u�amki sekundy na przemy�lenie. Wiedzia� zbyt dobrze, jakie szcz�cie go spotyka�o, i, �e taka okazja ju� si� nie powt�rzy. � Brawo � mrugn�a. � Tak� odwag� chcia�abym widzie� u wszystkich � podrzuci�a cyrograf, kt�ry, zamiast opa�� na pod�og� zawis� w powietrzu, a nast�pnie pop�yn�� w stron� Klemensa. Ch�opak popatrzy� pytaj�co na Ameli�, a kiedy ona skin�a g�ow�, pochwyci� dokument i z zaskoczeniem stwierdzi�, �e kartka jest zupe�nie pusta. � Spokojnie � powiedzia�a Amelia, widz�c jego pytaj�ce spojrzenie. � Zaraz wszystko wype�nimy � pstrykn�a palcami, po czym z kieszeni jej kurtki wysun�o si� d�ugie, g�sie pi�ro. � Wszystko takie staromodne � westchn�a. � Chyba nie wszyscy u nas zauwa�yli, �e mamy koniec XX wieku. No ale dobra, przejd�my do rzeczy, bo znowu zaczynam si� rozgadywa�. Musimy ustali� okres, w jakim wed�ug kontraktu b�dziemy ci� wspomaga�. Zazwyczaj poprzestajemy na klasycznych siedmiu latach, ale specjalnie dla ciebie chcia�abym zaproponowa� promocj�: ca�e dziesi�� lat. � Chc� dwadzie�cia jeden lat � odpar� Klemens, patrz�c w jaki� nieokre�lony punkt za oknem. Amelia zamruga�a gwa�townie. Przez chwil� przypatrywa�a mu si� niedowierzaj�cym spojrzeniem. � Chyba ci� por�ba�o � powiedzia�a w ko�cu. � Nie. Dlaczego? � Dwadzie�cia jeden lat?! � wybuch�a. � Zwariowa�e�? Nikt tyle nie dostaje! To zupe�nie wykluczone. � Powiedzia�em ci, czego chce. Nie zmieni� zdania. Nie chcesz, to nie. � No to nie � warkn�a Amelia, odwracaj�c si� do niego i kieruj�c si� w stron� drzwi. � Co ty sobie wyobra�asz? �ask� mi robisz, czy co? Chcesz to zosta� taki, jaki jeste� i do ko�ca �ycia b�d� osobistym niewolnikiem proboszcza Wata�skiego. Mi�ego, n�dznego �ycia �ycz�. Klemens przestraszy� si�, widz�c, �e Amelia naprawd� ma zamiar wyj��. Przez kr�tk� chwil� chcia� zawo�a�, �e zgadza si� na wszystkie jej warunki, ale opanowa� si�. �Spokojnie� my�la� �To jedyna taka szansa...Nie zmarnuj jej.� � Przez dwadzie�cia jeden lat by�em �mieciem i pomiot�em wszystkich tych, kt�rzy uwa�ali si� za lepszych ode mnie � powiedzia�, kiedy ona ju� dotyka�a klamki. � Nie mia�em �adnej rado�ci z �ycia. Rodzic�w straci�em, zanim sko�czy�em sze�� lat. Nie mia�em nic, opr�cz proboszcza i bandy ksi�y, kt�rzy pogardzali mn� tak samo, jak wszyscy inni, tylko �e pr�bowali to ukrywa�...Zreszt� niezbyt przekonuj�co. Podstaw�wka i liceum by�y dla mnie prawdziwym koszmarem. Ba�em si� wyj�� z klasy, bo zaraz gdy pojawi�em si� na korytarzu, zaczyna�y si� �miechy i drwiny. Dwadzie�cia lat mojego �ycia by�o po prostu koszmarem. A teraz mam pou�ywa� sobie przez �a�osne dziesi�� lat, a potem i�� na wieczne pot�pienie? Nie. Na to si� w �yciu nie zgodz�, wol� ju� kontynuowa� t� �a�osn� egzystencj�. Chc� dwadzie�cia jeden lat szcz�cia, za dwadzie�cia jeden lat straconych. � Stawiasz zbyt du�e wymagania � mrukn�a Amelia. � Dwadzie�cia jeden lat to po prostu za du�o i nie widz� powodu, �eby tyle da� akurat tobie. � A dlaczego nie? Sama powiedzia�a�, �e posiadam bardzo rzadk� dusz�. Cenn� dusz�. I wiem, �e chcesz j� zdoby�, bo gdyby by�o inaczej, ju� dawno nacisn�aby� t� klamk� i posz�a sobie, a ty nadal stoisz i s�uchasz mnie. Amelia z zaskoczeniem spojrza�a na w�asn� d�o�, jakby nale�a�a ona do kogo� innego. Oderwa�a j� od klamki i z niesmakiem wytar�a o kurtk�, po czym zacisn�a usta, jak ma�a, obra�ona dziewczynka. � Naprawd� trudno uwierzy�, �e kto� taki jak ty nie osi�gn�� w �yciu niczego wi�cej, jak tylko biegania z pos�ugami dla proboszcza � warkn�a, obrzucaj�c go spojrzeniem pe�nym niech�tnego uznania. Nagle jej twarz rozpogodzi�a si� i powr�ci� na ni� zwyk�y, drwi�cy u�mieszek. � No dobra, m�dralo. Rozgryz�e� mnie. Dostaniesz te swoje dwadzie�cia jeden lat, ale jak ju� si� sko�cz�, to... � nie doko�czy�a. Klasn�a w d�onie, a w powietrzu przed Klemensem ponownie zawis� cyrograf. Prowadzone niewidzialn� d�oni� pi�ro wypisywa�o nieznanym Klemensowi j�zykiem tre�� umowy. Litery wydawa�y si� dziwacznie ko�lawe, pulsuj�ce niemo�liwym do okre�lenia kolorem, kt�ry jednak w dziwaczny spos�b jednoznacznie kojarzy� si� z cierpieniem, po�og� i pot�pieniem. � Czego wi�c sobie �yczysz, Klemensie Kaminowiczu? � g�os Amelii wydawa� si� teraz znacznie donio�lejszy i dostojniejszy. � Bogactwa, s�awy, si�y...? � Ty dobrze wiesz, czego � odpar�. Zmarszczy�a brwi. � Mo�esz mie� wszystko, czego chcesz, a ty prosisz mnie o co�, co mo�e ci da� pierwsza lepsza operacja plastyczna? � Nie chc� operacji plastycznej. Nie interesuj� mnie bogactwo czy s�awa. Chc� tylko... Patrze� w lustro i nie krzywi� si� na sw�j widok. � Twoja wola � odpar�a. � Ale my�l�, �e post�pujesz g�upio i strasznie dziecinnie. No, ale to nie moja sprawa. Gdy pi�ro sko�czy�o pisa�, Amelia chwyci�a je i schowa�a z powrotem do kieszeni. Potem pochwyci�a cyrograf i u�o�y�a go na kolanach ch�opaka. � Teraz ostatni element � zachichota�a, podsuwaj�c Klemensowi pod nos szpilk�. � Podpis krwi�. Wiem, �e to zaje�d�a tanim horrorem, ale to naj�atwiejszy spos�b na zapobie�enie pr�bom oszustwa. Nasi klienci zazwyczaj s� ch�tni do podpisywania kontraktu, ale gdy przychodzi moment zap�aty, staj� si� nieco... Oporni. By�a kiedy� taka zabawna sytuacj� z ksi�dzem w Bolonii. � Bolonia? � trzymaj�cy ju� szpilk� w d�oniach Klemens spojrza� na dziewczyn� z lekkim przestrachem. � M�wi�a�, �e to by� tylko �art. � Ups � zas�oni�a d�oni� usta, po czym u�miechn�a si� figlarnie, jak kto�, kto powiedzia� wi�cej, ni� powinien. � Za du�o gadam. Nie przejmuj si� tym Klemensie Kaminowiczu, tylko podpisz to, co trzeba. Dzi�ki temu mo�esz by� pewien, �e nie spotka ci� los ksi�dza z Bolonii � zachichota�a, jakby w�a�nie przypomnia�a sobie zabawne wydarzenie z przesz�o�ci. Klemens poczu� sucho�� w gardle. Po raz kolejny zosta�o mu przypomniane, �e ta pi�kna dziewczyna z czaruj�cym u�miechem jest demonem. Nie mia� jednak zamiaru teraz si� wycofa�. Nak�u� palec i pozwoli� ciemnym kroplom krwi opa�� na blady papier. � � � Klemens obudzi� si� w brudnej, bocznej uliczce, ukrytej pomi�dzy dwiema kamienicami. Przez pierwszych kilka sekund nie dociera�o do niego, gdzie jest, ani sk�d si� tu wzi��. Dopiero po chwili zorientowa� si� w swoim po�o�eniu. Przera�ony zerwa� si� ze sterty �mieci, potkn�� o star� skrzynk� i zatoczy� na przeciwleg�� �cian� kamienicy. Przechodz�cy zau�kiem m�ody m�czyzna popatrzy� na niego z niech�ci�. Klemens us�ysza� jego gniewne mrukni�cie. � Cholerni studenci. Jak zwykle pijani. Zamruga�, po czym przetar� oczy. Przypomnia� sobie, jak poprzedniego wieczoru wymkn�� si� z parafii i uda� do tego podejrzanego baru...Jak on si� nazywa�... A, Blue Night... Co� tam. Machn�� r�k�. Nazwa by�a niewa�na. Wa�ne by�o spotkanie z dziewczyn� o imieniu Amelia. Wa�ny by� kontrakt. � Czy to by� sen? � zapyta� cicho samego siebie, opieraj�c si� plecami o �cian� kamienicy i drapi�c si� po g�owie. � Czy naprawd� si� z ni� spotka�em? Kontrakt... Kontakt... � powtarza� ten wyraz jak jakie� zakl�cie. Dopiero po chwili, gdy ju� w pe�ni odzyska� przytomno�� umys�u, ogarn�� go strach. � Sen � pomy�la�. � Cholera, przecie� to m�g� by� tylko sen. Uciek�em z parafii, upi�em si� gdzie� samotnie, mo�e nawet zosta�em pobity � popatrzy� z niech�ci� na swoje upa�kane ciuchy i zamar� w tej pozycji, nie mog�c uwierzy� w to, co widzia�. Paskudny sweter i stare d�insy zosta�y zast�pione eleganck� marynark�, bia�� koszul� i czarnymi spodniami. Co prawda marynarka by�a rozpi�ta, koszula rozche�stana, a ca�o�� mocno pobrudzona, ale efekt i tak by� o niebo lepszy od tego, co Klemens mia� na sobie ostatniego wieczoru. Ch�opak zacz�� kr��y� w k�ko, g�adz�c d�o�mi po swoim nowym stroju, podziwiaj�c jego elegancj�. Wyczu� zgrubienie przy klatce piersiowej. Si�gn�� do wewn�trznej kieszeni marynarki i wyci�gn�� z niej bia�� kopert�. W �rodku znalaz� kilkadziesi�t banknot�w dwustuz�otowych i ma�y li�cik. �Ma�y bonus ode mnie. W ko�cu przyda ci si� troch� pieni�dzy, �eby zacz�� nowe �ycie. Tylko mi tego nie przepij, jasne? PS Ubranie te� ode mnie. Wybacz, ale nie mog�am patrze� na ten tw�j sweterek. Trzymaj si�, Klemens Amelia H.� Klemens dr��cymi d�o�mi schowa� kopert� do kieszeni i wybieg� na ulic�. Nie zwraca� uwagi na to, �e odbija si� od ludzi, �e �piesz�cy do pracy przechodnie posy�aj� za nim stosy obelg. Nic nie by�o w stanie zwr�ci� teraz na siebie jego uwagi. Zatrzyma� si� dopiero przed sklepem, w kt�rym na wystawie sta�o kilkana�cie luster. Przechodnie ze zdziwieniem patrzyli na m�odego, osza�amiaj�co przystojnego m�czyzn�, kt�ry p�aka�, patrz�c na w�asne odbicie lustrzane. Odt�d �ycie Klemensa zmieni�o si�. Nie wr�ci� ju� do parafii. Zamieszka� w ma�ym mieszkanku na Popowicach. Nie by�o zbyt pi�kne, ale wystarcza�o mu. Nie zmieni� swojego nazwiska, zreszt� i tak nikt nie m�g�by skojarzy� go z �tamtym� Klemensem. By� zdecydowany, pewny siebie i pe�en energii. Odkry� w sobie talent aktorski i szybko zyska� okazj� na pokazanie go. Przedtem jednak przelecia� i porzuci� kilkadziesi�t dziewczyn. By�y to g��wnie dziewczyny, kt�re zna�, kt�re kiedy� go wy�miewa�y i im podobne. By�a w�r�d nich te� ta gimnazjalistka, kt�ra na�miewa�a si� z niego w klubie. Mia�a dopiero czterna�cie lat i bardzo prze�y�a, gdy j� porzuci�. Pope�ni�a samob�jstwo, ale Klemens nie by� pewien, czy wyskoczy�a z okna, czy te� si� otru�a. Zreszt�, ma�o go to obchodzi�o. Zdoby� s�aw� i bogactwo. Do ruiny doprowadzi� ksi�dza proboszcza, kt�ry niegdy� go przygarn��. Trzy dziewczyny doprowadzi� do samob�jstwa. I czu� si� wspaniale. A gdzie� w�r�d cieni ukrywa�a si� niewysoka istota i trz�s�a si� ze z�o�liwego �miechu, ur�gaj�c Bogu, anio�om i moralistom. � � � � Takie by�o twoje �ycie, Klemensie Kaminowiczu. Nie�adne, niegrzeczne, a wr�cz zbrodnicze. � B�dziesz mi prawi� mora�y? � parskn��. � Sk�d�e. Po prostu gadam tak, �eby gada�. Podtrzymuj� rozmow� Klemensie. I nie zaczynaj znowu swoich d�s�w, bo robisz si� wtedy strasznie �mieszny � Amelia siedzia�a w fotelu i kartkowa�a Bibli� Klemensa. � Nie mam poj�cia, czemu trzymasz przy sobie co� takiego? �Powiadali wam, aby�cie mi�owali przyjaci� waszych a w nienawi�ci mieli nieprzyjaci�. A ja wam powiadam, mi�ujcie nieprzyjaci� waszych i m�dlcie si� za nich...� Bla, bla bla � wystawi�a z obrzydzeniem j�zyk. � Nie jest to moja ulubiona lektura � cisn�a Ksi�g� w k�t. � Nudna, poza tym nie lubi� historii z happy endem. � S�uchaj... � Tak? � Powiedz mi � mrukn�� niepewnie. � Jak to jest w piekle? Co mnie tam czeka? Amelia patrzy�a w zamy�leniu na le��c� pod �cian� Bibli�. � Wyobra� sobie to, co ci� najbardziej przera��, obrzydza i czego najbardziej si� boisz, a b�dziesz mia� jako takie wyobra�enie tego, co ci� czeka. Pami�taj, �e piek�o dla ka�dego jest inne. � Ty... Wiesz ju�... Jak b�dzie wygl�da� moje piek�o... Prawda? � Tak � odpar�a ch�odno, po czym bezlito�nie doda�a. � Ty te� ju� to wiesz. � Taa... � opar� g�ow� o oparcie fotela i przymkn�� oczy. � Wiem dobrze. I chyba zaczynam si� ba�. � Trzeba by�o... � Wcze�niej pomy�le�! � gwa�townie wpad� jej w s�owo. � Tak, wiem, nie powtarzaj si�! Ale wiesz co? Ja tak wcale nie uwa�am. Nie �a�uj� tego, co zrobi�em. U�ywa�em �ycia, spe�ni�em marzenia i odegra�em si� na ka�dym gnoju i ka�dej dziwce, kt�ra kiedykolwiek mnie poni�a�a. Nie �a�uj� niczego. � �adnie powiedziane, Klemensie � zawo�a�a Amelia. � Naprawd� �adnie powiedziane. Podoba mi si� takie podej�cie do sprawy. Niczego nie �a�owa�. � Niczego nie �a�owa� � potwierdzi� Kaminowicz, po czym roze�mia� si� g�o�no. � Niczego nie �a�owa�. To dobre. Dobre. Wyci�gn�� spod siedzenia fotela pistolet i uni�s� go w g�r�, tak jakby chcia� go zademonstrowa� ze wszystkich stron. � Niczego nie �a�owa� � wycharcza�, przystawiaj�c sobie pistolet do czo�a. � Pokaza�a� mi raj... No to teraz poka� piek�o � poci�gn�� za spust. Szyby w pokoju zadr�a�y od huku. Krople krwi opryska�y fotel, stolik, zas�ony i twarz Amelii. Dziewczyna wsta�a i powoli podesz�a do cia�a Klemensa, kt�re teraz przypomina�o kuk�� rzucon� na fotel. Chwyci�a go za w�osy i unios�a jego g�ow� do g�ry. U�miechn�a si� lekko na widok znajomej, szpetnej twarzy, teraz jednak pe�nej pewno�ci siebie, zakl�tej w tym ciele a� do ostatniej minuty. � Ech, g�upku � westchn�a. � Nie potrzebowa�e� tej pi�knej buzi, �eby osi�gn�� to wszystko � potoczy�a wzrokiem po luksusowym wystroju pokoju. Ponownie spojrza�a na twarz Klemensa Kaminowicza i zastyg�y na jego wargach u�miech. By�a pewna, �e z tym samym u�miechem dusza Klemensa wkracza teraz w �wiat najgorszych koszmar�w i �e ze �miechem wita wieczne ka�nie i m�ki piek�a.