11035

Szczegóły
Tytuł 11035
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11035 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11035 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11035 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�adys�aw Zawistowski St�d do Ameryki i inne utwory dramatyczne Ilustracja na ok�adce / Wojciech Ko�yszko Redakcja / Stanis�aw Danecki Korekta / Aleksandra Grygo Projekt graficzny i typograficzny / Stanis�aw Salij Sk�ad / Piotr G�rski Druk i oprawa / P. W. Mirex Leszek Chmielewski, Mirotki 69; tel./fax (058) 582 46 92 � Copyright by W�adys�aw Zawistowski, Gda�sk 1999 � Copyright for this edition by wydawnictwo s�owo/obraz terytoria, Gda�sk 1999 wydawnictwo s�owo/obraz terytoria 80-244 Gda�sk, ul. Grunwaldzka 74/3 tel.: (058) 341 44 13, tel./fax: (058) 345 47 07 e-mail: [email protected] www.slowo-obraz.terytoria.com.pl ISBN 83-87316-83-0 Podr��z do kra�ca mapy Sztuka sceniczna w 12 obrazach Uczestnicy ekspedycji MISTRZ VANITUS, filozof PROFESOR GEOGRAFII GENERA� BRANDENBURSKI DOKTOR STOMAK, lekarz OJCIEC OWSIANY, kapelan W�ADYS�AW IGNACY PERSKI, poeta PIETREK LIPA, s�u��cy Vanitusa KAZIMIERZ WYPIONTEK, s�u��cy Profesora KAROL, s�u��cy Doktora SIER�ANT KANT, ordynans Genera�a Osoby spotkane po drodze M�YNARZ PAROBEK BABA I BABA II BABA III CYKLISTA STARZEC �LEPY TUBYLEC HERSZT SERWACY PUCEK WALISZEWSKI KOBIETA WIELKA KOBIETA MNIEJSZA DZIEWCZYNA STRA�NIK GRANIC G�OS DYKTATORA Dzieci � dziewczyny OSOBY Obraz 1 Wilki Ciemno��, wiatr, dalekie wycie wilk�w. Ciemno�� powoli si� rozja�nia, wstaje �wit. Pocz�tkowo scena pusta, bowiem wydarzenia poprzedzaj�ce podniesienie kurtyny rozegra�y si� poza jej ram�. G�OSY PRZEZ WIATR Ratunku! Ratunku! Kto wo�a ratunku? Trzyma� namiot! W imi� Cesarza, zaklinam! Gdzie moje r�kopisy? Wbiega z latarni� w r�ku Pietrek. PIETREK Tutaaaj! Hej, tutaj! Wbiegaj� Kazimierz, Karol i Sier�ant Kant. KAZIMIERZ Co si� sta�o? KAROL Na pewno wilcy. KANT Ha� wilcy. �eby tak mie� fuzj�, to� PIETREK Hola, a gdzie konie? KAROL A mu�y? KANT W�a�nie! Gdzie mu�y nasze? KAZIMIERZ S��w nie ma� wilcy por�n�li. O, tu jeden zew�ok le�y. KAROL Trza mo�ci pan�w zbudzi�. PIETREK Eee� ju� si� obudzili. Szkoda, �e tak p��no. Rzeczywi�cie, za kulisami s�ycha� odg�osy szamotaniny i przekle�stwa. Po chwili w rozche�stanym mundurze wbiega Genera � z szabl� w d�oni. S�udzy zginaj� si� w g��bokim uk�onie. GENERA� Tu�cie mi, psiewiary. Zb�je uciekli, a wy tu sejmujecie. KANT Panie generale, melduj�, �e to nie byli zb�je, tylko wilcy. GENERA� Tym lepiej, zapolowa�bym z ochot�. Siod�ajcie gniadego. Podr�� do kra�ca mapy 8 KANT Kiedy to, panie generale, wilcy konie por�n�li. Wchodz� podtrzymuj�c si� nawzajem Profesor, Doktor, Perski i�Ojciec Owsiany. GENERA� S�yszeli�cie, panowie, nowin� straszn� � wilcy konie por�n�li! PERSKI No tak � armia nie upilnowa�a! PROFESOR Spok�j panowie! A pan, generale, niech odda fuzj� sier�antowi. Rzeczywi�cie, kto� musi nas broni�. I przypominam, �e jeste�my ekspedycj�� GENERA� (do s�u�by) Baczno��! PROFESOR (ko�czy) �Jego Wysoko�ci Cesarza� I nie przystoi nam spor�w wszczyna�, zw�aszcza przy s�u�bie. PERSKI Tak, trzeba odes�a� s�u�b�. Walery, Walery! Gdzie� on si� podzia�? GENERA� Sier�ancie, natychmiast wyfasujcie fuzj� i udajcie si� na wart�. Kant wychodzi. Pietrek pochyla si� i szepcze co� do ucha Owsianemu. DOKTOR Karolu, skocz no po sole trze�wi�ce i� za�yj je sobie. Karol wychodzi. Owsiany nie�mia�o sygnalizuje, �e chce co� powiedzie�. PROFESOR Kazimierzu, pom��cie no Karolowi, sam nie da rady. (Karol wychodzi; do Owsianego) Ojciec chcia� co� powiedzie�? OWSIANY Tak, zauwa�y�em� PROFESOR (do Pietrka) A ty co tu sterczysz? Pietrek wychodzi. OWSIANY No w�a�nie, nie tylko Walery znikn��. Nie ma r�wnie� mistrza Vanitusa. GENERA� Paradne! To naszego m�drka te� wilki spo�y�y? PERSKI (oburzony) No, no, nie tak brutalnie. Jednak to by� my�liciel. Napisz� tren na jego cze��. PROFESOR Musimy go szuka�, mo�e jeszcze �yje. DOKTOR Niech armia szuka. Nie b�d� si� z wilkami znosi�. GENERA� Ale jak szuka�, kiedy koni nie ma? 9 Obraz pierwszy. Wilki DOKTOR Wychodzi na to, �e ko� jest wa�niejszy od genera�a! GENERA� Coooo? Zaraz go b�dziecie mieli! Genera� wybiega. PERSKI Ju� pewno po nim. Niemi�y to koniec dla filozofa. DOKTOR A dla konia to nie? PERSKI Co mi tu pan z koniem wyje�d�a, gdy ja o sonecie my�l�. DOKTOR Ciekaw jestem, czy pan daleko ujedzie na sonecie? PERSKI Te�! Prostacki koncept. DOKTOR A tak! Koni nie ma, a droga daleka. PROFESOR Droga daleka, ale bez filozofa chyba b�dziemy zawraca�. PERSKI Jak�e, profesorze, przecie� cel taki wznios�y? PROFESOR Wznios�y, ale niejasny. To nie ja wymy�li�em t� wypraw�, cho� Jego Cesarska Wysoko�� mianowa� mnie jej kierownikiem. Idea wysz�a od Vanitusa, a gdy jego brakuje, znika te� idea. Nie ma wi�c czego potwierdza� lub obala� i�mo�na wraca�. Sam los pomaga wiedzy �cis�ej. PERSKI Precz z wiedz� �cis��, niech �yje poetyczno�� tej idei. Dotrze� do kra�ca mapy, tam gdzie si� ko�czy znana ziemia i� i� PROFESOR �adnie pan deklamujesz, panie Perski, i wszyscy si� po tobie jako poecie s�usznie tego spodziewamy, ale pozw�l, �e w sprawach przyziemnych decydowa� b�d� ludzie zgo�a praktyczniejszego umys�u. Wbiegaj� zdyszani Kazimierz, Kant i Genera�. GENERA� Mo�ci panowie, zdrada! Wilcy Walerego zagry�li! Tam le�y nieszcz�sny. PERSKI (z egzaltacj�) Ach! M�j biedny s�ugo, co zgin��e� u boku pana swego do ostatniej chwili mu wierny! Po�wi�c� ci wiersz, a mo�e nawet msz� zam�wi�. (do Owsianego) S�ysza�e�, ojcze? M�dl si� za tego nieszcz��nika! PROFESOR Wi�c s� ju� i ofiary tej przekl�tej wyprawy! (do Kazimierza) Czy Walery pochowany? KAZIMIERZ Ju� Pietrek z Karolem d۳ kopi�� PROFESOR (do Owsianego) Na co ojciec czekasz, id� z ostatni � pos�ug�. Podr�� do kra�ca mapy 10 Owsiany odchodzi, za nim Perski, Kazimierz, Kant. PROFESOR Skoro wreszcie zostali�my sami, zastan�wmy si� co dalej. VANITUS (wchodz�c) A mnie panowie do rozmowy nie zaprosicie? DOKTOR i GENERA� (zaskoczeni) Paaan? VANITUS Wracam w�a�nie ze �ci�le naukowej wycieczki. Znalaz �em dalsze potwierdzenia swych przypuszcze�! DOKTOR A on ci�gle swoje. PROFESOR I c�� pan takiego znalaz�? VANITUS Co� bardzo ciekawego, panowie � wilki! GENERA� Przecie� wilki to� wilki. VANITUS Owszem, bardzo b�yskotliwie pan to sformu�owa�. Ale czy pan s�ysza�, generale, by na terenie Cesarstwa wyst�powa �y te drapie�niki? O ile mi wiadomo wyt�piono je dok�adnie ze sto lat temu. Czy� nie mam racji? Co na ten temat m�wi geografia? PROFESOR Nooo� w zasadzie tak. GENERA� Ale� panowie � rzeczywi�cie! Teraz sobie przypominam, �e nikt od lat na �owach nie spotka� wilka. VANITUS A tymczasem my spotkali�my ca�e stado, co potwierdza moj� tez�. Skoro zbli�aj�c si� coraz bardziej do kra�ca mapy odkrywamy nowe formy bytu, znaczy� to mo�e, �e istnieje co� r�wnie� poza granicami mapy, ergo: poza Cesarstwem. Pozna� to! Dowiedzie� si�, co jest poza map�! Oto idea warta stu takich wypraw i �ycia nie jednego s�ugi, a stu nawet � genera- ��w. Naprz�d, panowie. DOKTOR (wzdycha) Niestety, piechot�� GENERA� Tak jest, doktorze! Ale armia jest przygotowana. (gwi�d�e g�o�no, wchodz� pozostali uczestnicy wyprawy) Zademonstrujemy panom praktyczny pokaz musztry. Ooo, armia umie maszerowa�, zapewniam. Baaaaczno��! Niemy pokaz musztry w wykonaniu Genera�a i s�u��cych. GENERA� (komenderuje) Raz i dwa, lewa, prawa, s�oma-siano� baranie! I raz, i raz, i w mieeejscu zwrot! PROFESOR (do Vanitusa) Na razie jest pan g�r�. Trudno, ruszamy. 11 Obraz pierwszy. Wilki Dalszy ci�g musztry. GENERA� No, gotowe, cho� rekrut t�py. Ustawiaj� si� w szeregu, kt�ry im dalej, tym bardziej jest nier�wny; wychodz� w praw� kulis�, na czele marszowym krokiem sier�ant Kant, za nim spr��y�cie pozostali s�u��cy, bu�czuczny Genera�, wytrwa�y Vanitus, zrezygnowany Profesor, stoicki Doktor, pokorny Ojciec Owsiany, rozegzaltowany Perski; ci ostatni gubi� krok, potykaj� si�, id� niepewnie, stopniowo znikaj� w kulisie. PERSKI Ja, kt�ry przywyk�em dosiada� Pegaza� piechot�. To zgroza, to skandal! Wychodzi. Obraz 2 Intrygi i galopady Podr��nicy w�druj� od lewej do prawej, wolno. Zwarta pocz�tkowo kolumna rozrzedzi�a si� znacznie, tak wi�c ogl�damy kolejno ma�e grupki id�ce osobno. Jako pierwszy wkracza na scen� sier�ant Kant, marszowym krokiem w postawie defiladowej, tupie strasznie, niknie w prawej kulisie. Po chwili z lewej wpadaj � zdyszani: Kazimierz, Karol i Pietrek. Przystaj� na �rodku sceny, przysiadaj� obok baga�y. PIETREK Sier�ancie, hej, sier�ancie! KAZIMIERZ A to si� Kant odsadzi�! KAROL Ale i my pan�w zgubili�my. KAZIMIERZ Mo�na wreszcie odpocz��. PIETREK Sier�ant, wracaj! Na scen� wkracza, nadal marszowym krokiem, Kant. KANT Nie by�o rozkazu wraca�. KAROL Siadaj, sier�ant, lepiej i poszukaj jakiej butelki. KANT (maszeruje w miejscu) Rozkaz by� maszerowa�. KAZIMIERZ Maszeruj, je�li� g�upi, ale odpocz�� przecie� mo�esz. KANT To mog�. Zostaje maszeruj�c w miejscu. Pozostali pojadaj�, popijaj�, pal�. KAROL Ja to sobie my�l�, �e m�j doktorek ma racj� � niepotrzebna nam ta �az�ga i nic z niej dobrego nie b�dzie. KAZIMIERZ A to niby czemu? PIETREK At � ja tam s�ucha� nie mog� takiego gadania. Wielk� rzecz robimy. M�j pan mia� idej�, a cesarz kaza� j� sprawdzi�. KAROL Te� mi ideja! Dotrze� do kra�ca mapy! To tak, jakby i�� dalej ni� dach si�ga. Do rynny dojdziesz � i szuus na ziemi�. Podr�� do kra�ca mapy 14 PIETREK Ot, nie k�apaliby�cie po pr��nicy. Nie po to od dw�ch lat w�drujemy, by teraz o celu w�tpi�. KAZIMIERZ K��ci si� mi�dzy sob� nasza w�adzuchna, ale wola cesarska� (Kant zastyga w pozycji �baczno���) nad nimi i nad nami s�dzi�. Co sterczysz jak tyka? Rozkaz by�? KANT Nie by�o, ale� KAZIMIERZ Jak nie by�o, to maaarsz! Kant maszeruje, �miech. KAROL Pora i nam w drog�, chyba genera�a s�ysz�. Zwijaj� si� szybko, nikn� po prawej. Na scenie wchodz� rze�ko maszeruj�cy Vanitus i Genera� usi�uj�cy zachowa� pozory energii. Genera� przytupuje i pokrzykuje �raz, dwa�. Na �rodku sceny sapie, przystaje, robi dwa, trzy przysiady. GENERA� Uuuuf, zm�czy�em si�, lata ju� nie te. A na dodatek ta fuzja� Trzeba j� by�o odda� sier�antowi. Swoj� drog� przyzna pan, mistrzu, �e ta podr�� robi si� bez sensu. Dwa lata za nami, ofiary �miertelne, a ko�ca jak nie wida�, tak nie wida�. VANITUS Drogi generale, sp�jrzmy na ca�� spraw� z militarnego punktu widzenia. (pauza) Uwa�a si� powszechnie, �e granica mapy jest to�sama z granic� Cesarstwa, a � jak wiadomo � poza Cesarstwem niczego nie ma. Nie powinno wi�c istnie� nic r�wnie� za granic� mapy. Ale mapa powsta�a tak dawno temu, �e nie wiadomo kto i na jakiej podstawie j� sporz�dzi�. C�� b�dzie, je�li si� oka�e, �e istnieje co� poza Cesarstwem? GENERA� No, jak to? Wszyscy wiedz�, �e poza map� nie ma nic! VANITUS Tak pan s�dzi? Ale niech pan zauwa�y, �e w tych dawnych czasach, kiedy stworzono map�, powsta�o r�wnie� wojsko, kt�re ma pan zaszczyt reprezentowa�. Prawda? GENERA� Nooo� Prawda. Wojsko by�o zawsze. VANITUS A po co? Skoro nie by�o niczego poza Cesarstwem? Przed kim mia�a broni� armia i kogo atakowa�? No, niech�e sam pan powie, generale, kiedy to ostatni raz toczy�a si� wojna? GENERA� Eeee, tak� rzeczywi�cie, no � zdarzaj� si� czasem jakie� zamieszki w odleg�ych prowincjach. VANITUS Ale� dla ich u�mierzenia wystarcza batalion �andarmerii. A skoro armia istnieje od zawsze i rozwija si� tak 15 Obraz drugi. Intrygi i galopady wspaniale, znaczy� to musi, �e kiedy� jednak mieli�my jakiego� wroga! GENERA� (zak�opotany) No niby tak! VANITUS Niech pan tylko pomy�li, jaka to wspania�a okazja � wykry� wroga! Co za szansa na awanse, ordery i dalszy, dynamiczny rozw�j. GENERA� A niech ci� licho, filozofie, gracko �e� to obmy�li�. Niech�e ci� u�ciskam. (ca�uje z dubelt�wki Vanitusa) Inny duch we mnie wst�puje i a� mi si� chce biec naprz�d. Ju� mi nadojad �y te ci�g�e polowania, musztry i strzelanie do celu. VANITUS Co� mi si� zdaje, �e profesor z doktorem ju� nas doganiaj �. Id�my, nie mam ochoty rozmawia� z nimi. GENERA� I ja, i ja. Przekonany ju� jestem bez reszty i pana stron� od dzi� bra� b�d�. Wychodz�; wchodz� Profesor z Doktorem, zatrzymuj� si�. PROFESOR Zatrzyma�em si� umy�lnie na chwil�, czekaj�c a� ci dwaj si� zabior�. Niech pan siada, doktorze. DOKTOR Mo�e bym i usiad�, ale co� mi si� zdaje, �e to malaryczna ziemia. PROFESOR O, nie � mo�esz by� pan spokojny. Wiem z map i�z�podr�cznik�w, �e w tej okolicy grunt jest suchy. DOKTOR (siada na starannie roz�o�onej kraciastej chusteczce do nosa) Ju� mia�em nadziej�, �e nam si� filozof gdzie� zapodzieje. PROFESOR On jest niezniszczalny � jak wszyscy maniacy. DOKTOR �e jest niebezpiecznym maniakiem, nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci. Ale jak to si� sta�o, �e pan, profesorze, obj�� kierownictwo wyprawy, w kt�rej sens nie wierzy? PROFESOR Widzi pan, doktorze, kiedy pojawi� si� ten gro�ny maniak, nikt w Cesarskim Towarzystwie Nauk nie potraktowa � go powa�nie. Ale c�� � dotar� na dw�r i uzyska� decyzj�, na kt�r� nie mieli�my wp�ywu, nie pozostawa�o wi�c nam nic innego jak wzi�� spraw� w swoje r�ce. Towarzystwo popar�o energicznie projekt wyprawy� DOKTOR Chyba pierwszej w dziejach Cesarstwa? PROFESOR Tak, gdy� wszystko jest ju� zbadane i odkryte, a Towarzystwo stoi tylko na stra�y wiedzy �cis�ej, kt�ra jest opok� Cesar- Podr�� do kra�ca mapy 16 stwa. Nie wierz� w sens tej wyprawy i w�a�nie dlatego musia�em stan�� na jej czele. Gdy ju� dotrzemy do celu � czyli nigdzie � gdy� poza granicami Cesarstwa z ca�� pewno�ci� po prostu nic nie istnieje � wtedy sam� swoj� obecno�ci� uwierzytelni� upadek tej absurdalnej idei, kt�ra w istocie zagra�a podstawom bytu Cesarstwa. DOKTOR A gdyby si� nawet okaza�o, �e rzeczywi�cie co� istnieje poza t� granic�? Jaki� step, g�ry czy morze. C�� z tego? Najwy�ej przy��czymy te ziemie do Cesarstwa. I koniec. Wa�na jest w�adza, kt�rej my jeste�my reprezentantami. I nigdy �adna granica nie b�dzie nami rz�dzi�. Na tym polega Cesarstwo. PROFESOR Oby mia� pan racj�, doktorze. Zbierajmy si�. Inaczej Vanitus zn�w si� na dzie� drogi odsadzi. Wychodz�. Po chwili z lewej pojawiaj� si� Perski i Ojciec Owsiany. Poeta ledwo idzie. Na �rodku sceny przysiada, dyszy ci��ko. Owsiany bez �ladu zm�czenia przysiada skromnie obok. Perski monologuje bez wytchnienia. PERSKI (zbola�ym g�osem) Mia�a by� s�awy pe�na droga z przygodami, kt�re ja m�g�bym poetyckim s�owem opiewa�! I co� �adne mi przygody! Poet� jestem, a nie Pegazem, �eby po wertepach cwa�owa�. Tyle mojego, com z r�kopis�w ocali�. Ech, zapomn� epoki o was wszystkich, a moje diaria tej podr��y dzieci w szko�ach czyta� b�d�� No i co ojciec nic nie m�wisz? J�zyk ojcu odjͳo? OWSIANY Godniejsze cz�owieka � na w�asnych nogach w�drowa�. Bardziej po ludzku. PERSKI Po ludzku, po ludzku, ja tam bym wola� po ko�sku. Ciekawym � czeg�� to ojciec spodziewasz si� znale�� u kresu drogi? OWSIANY Nie moja to rzecz w�asne pragnienia i nadzieje w�sercu nosi�. Ku duchowej pos�udze do wyprawy mnie przy- ��czono. PERSKI Duchowa pos�uga wa�na rzecz, ale to c��� tu ojciec psalm dzi�kczynny od�piewasz, tam pogrzeb odprawisz i tyle. Nie mo�e to by�, �e innych ambicyj w tobie nie ma. OWSIANY Apage, apage satanas� PERSKI A, tu� mi bratku! M�w mi ojciec zaraz, po co� w drog� ruszy�? Mo�e �le ci by�o w stolicy siedzie� i b�ki zbija�? 17 Obraz drugi. Intrygi i galopady OWSIANY �le. PERSKI No i masz k�opot. Wszystkim by�o dobrze � a jemu �le. Mo�e �aska cesarska nie �wieci�a r�wnie jasno wam, klechom, jak i nam artystom? OWSIANY �wieci�a� PERSKI Wi�c co� OWSIANY Ale ko�ci۳ nasz nie boski by�, jeno� (pauza) jeno cesarski. PERSKI (mentorskim tonem) A wiesz ty, �e przeciw dwu panom naraz blu�nisz? (Owsiany milczy) �e grzech ci��ki na kark sobie bierzesz? (Owsiany milczy) Cicho � sza! Nic si� ojciec nie b�j, ja ciebie nie zdradz�. Ale mi�dzy nami m�wi�c, mam, widzisz ojciec, niejakie podejrzenia, czy ten s�u��cy profesora, Kazimierz� rozumiesz� no, czy nie dla bezpiecze�stwa nam przydany? (Owsiany milczy) Rozumiesz ojciec? Owsiany wzrusza ramionami, Perski t�umaczy mu co� na ucho. OWSIANY Ja nie kary ziemskiej si� boj�. PERSKI Daj ojciec spok�j. Na zmartwienia z kar� bosk� masz jeszcze czas. OWSIANY Zawsze jest czas sposobny, by o Bogu my�le�. PERSKI To po co �e� ojciec na wypraw� rusza�? Nie lepiej by�o w klasztorku o �yciu wiecznym medytowa�? OWSIANY (�arliwie) Mo�e u kresu tej wyprawy znajd� Boga, kt�rego w ludziach i �wi�tyniach nie znajduj�. PERSKI (po d�u�szej pauzie) Pyszny�, ojcze. Wychodz�. Z drugiej strony kolejno pojawiaj� si� wszyscy uczestnicy ekspedycji, przemierzaj� scen� i znikaj�. Ta cyrkulacja powtarza si� dwukrotnie. Za pierwszym razem wszyscy wlok� si� zm�czeni, pow��cz�c nogami i ci�gn�c za sob� po ziemi baga�e. Przechodz� kolejno: Sier�ant Kant, Pietrek, Kazimierz, Karol, Genera�, Vanitus, Profesor, Doktor, Owsiany, Perski. Drugie przej�cie jest bardziej energiczne, mo�e dlatego �e zosta�y rozdane nowe role: Kant niesie na plecach Genera�a, kt�ry d�ga go w�boki ostrogami, Kazimierz niesie Profesora, malutki Karol wielkiego Doktora, Pietrek � Vanitusa, a barczysty Owsiany, bez oznak zm�czenia � wyczerpanego Perskiego. Obraz 3 Utarczki �wita. Wchodz� Pietrek z Kazimierzem, ustawiaj� prosty krzy�. PIETREK Dobry by� cz�owiek z tego Karola. Szkoda go, tak� �mierci� zgin��� KAZIMIERZ �mier� jak �mier�, ka�demu jaka� pisana. Prawda, �e go pan doktor na �mier� zaje�dzi�, ale przecie� potem osobi�cie mu krew puszcza�. PIETREK S�aba to jednak pociecha. KAZIMIERZ Ale zawsze przecie� � wyr��nienie. Marszowym krokiem wchodzi Kant, k�adzie pod krzy�em wieniec. KANT Oj to, to� Mo�na powiedzie�, �e na placu boju pad�. Genera� tak si� przej��, �e mi fuzj� odda�. Wchodz� pozostali, kr�tka ceremonia pogrzebowa � Owsiany modli si� cicho, wszyscy zachowuj� skupienie. PROFESOR (na stronie do Doktora) Nie �al mi tego hultaja, ale jednak troch� pan przesadzi�, doktorze. DOKTOR Sk�d mog�em wiedzie�, �e tak szybko szlag go trafi. PROFESOR Dalej jednak p�jdziemy pieszo. S�u�ba mo�e si� zbuntowa�. (do Owsianego) Ko�cz ojcze, pora nam w drog�. Wychodz�, za nimi s�u�ba. GENERA� Ha, ofiary �miertelne � tegom nie przewidzia�! Ale cel nasz jest wart wszystkich ofiar. (do Perskiego) A pan, panie Perski, nie podzielasz mego entuzjazmu. Czy�by� ju� na stron� tych zasuszonych mumii ci�gn��? PERSKI Nigdzie nie ci�gn� i nikogo popiera� nie my�l�. Sam ruszy�em w t� wypraw� i jedynym powodem by�o me umi�owanie post�pu. Poezja zawsze kroczy w awangardzie epoki, czy� nie mam racji, nasz drogi filozofie? Podr�� do kra�ca mapy 20 VANITUS Nie wiem, czy akurat nasza wyprawa przetrze drogi wiod�ce ku post�powi. A mo�e wkraczamy w �wiat barbarzy�stwa, grzechu i ciemnoty? GENERA� Te� prawda! Przecie� w stolicy ka�dy umiera spokojnie, czasem nawet planowo. A tu masz � dwa trupy w dwa dni i to bez sensownej przyczyny. VANITUS Skutki naszych odkry� mog� by� nieobliczalne. PERSKI O skutki si� nie martwi�, wa�ne s� odkrycia same w�sobie. Bowiem wszystko co pochodzi z my�li ludzkiej, musi si� obr�ci� na korzy�� cz�owieka. Tak i nasza wyprawa. VANITUS Chcia�bym podziela� pa�sk� wiar�, ale musz� niestety pozosta� przy swojej. GENERA� Pora w drog�, panowie. Wychodz�. Obraz 4 Tygrys Wchodz� Profesor i Doktor. PROFESOR No, teraz my zyskali�my pewn� przewag�. DOKTOR Ale czy nie jest to troch� niebezpieczne, profesorze, tak zapuszcza� si� samopas w nieznane okolice? PROFESOR Niech si� pan nie boi, doktorze, znam te tereny z�map. To bardzo spokojne strony. Niepokoi mnie natomiast co innego. Czuj�, �e Vanitus rozpocz�� kontrnatarcie i ju� tylko my dwaj liczymy si� do jego przeciwnik�w. DOKTOR Jak to? A genera�? A Perski? PROFESOR Furda Perski, nie bior� go powa�nie, bo raz, �e poeta, dwa entuzjasta, a takich si� konsekwencja nie trzyma. Naprawd� martwi mnie genera�. DOKTOR Przecie� we wszystkim s�ucha pana. A inna � �e to bufon. PROFESOR Bufon, nie bufon, ale zawsze genera�. Zapowiedzia � mi, �e zaraz po doj�ciu do granicy za�o�y po drugiej stronie garnizon i rozpocznie mobilizacj�. DOKTOR Et, g�upstwa. PROFESOR Ale wynika z tego, �e i genera� uwierzy� w t� drug� stron�. (ciszej) Przyznam, doktorze, o czym mo�e pan nie wiesz, �e Kazimierz, m�j s�u��cy, jest w istocie przydanym nam do pomocy zaufanym pracownikiem Ministerium Wewn�trznych Potrzeb. DOKTOR Wi�c to on o wszystkim pana informuje? PROFESOR Dot�d � tak. Ale i jemu powoli przestaj� ufa�. St�d m�j plan. Schowajmy si� obaj w tych oto g�stych krzakach i�pos�uchajmy o czym b�d� m�wi� przechodz�cy. Podr�� do kra�ca mapy 22 DOKTOR My � w krzakach? Pan � profesorze? I ja? W krzakach? Przecie� to nieprzyzwoite! PROFESOR Trudno, doktorze, trudno, przypominam, �e jeste�my na s�u�bie Cesarza. Profesor wskazuje k�p� krzak�w. Doktor wchodzi w ni� sztywno, ze wstr�tem, za nim Profesor. Po chwili spomi�dzy ga��zi wy�ania si� tr�bka na d�ugim ramieniu, kt�ra porusza si� miarowo w �lad za przechodz�cymi. Po kolei przeci�gaj� pozostali uczestnicy wyprawy. S� w niez�ych humorach i � wbrew nadziejom Profesora � tocz� do�� niefrasobliwe (a na pewno � prawomy�lne) rozmowy. Wszyscy w�druj� od lewej do prawej. Jako pierwsi � Genera� i Perski. PERSKI (kontynuuj�c wcze�niej rozpocz�t� rozmow�) Co te� pan powie, generale� Wi�c ona, taka znana aktorka, te�? GENERA� Ha, ha, a jak�e! Wy literaci nie doceniacie armii. Oho, pami�tam, ile to razy w sztabie� aktoreczki ju� si� rozbieraj � w garderobie, a my ka�emy, panie, wann�, tego, nape�nia� szampanem i, panie, k�piele. I figle. I zak�ady. Na przyk�ad � kto d�u�ej wytrzyma pod wod�, to jest � pod szampanem � bez powietrza� PERSKI Eeee� te� mi perwersja. GENERA� Albo pami�tam kiedy�� Wychodz�; wchodz� Vanitus i Owsiany. OWSIANY Kocham t� ziemi� i natur�, i wszystkie jej stworzenia mi�uj�� ale� VANITUS �mia�o, �mia�o� OWSIANY Ale czuj�, �e ja sam jestem tu obcy, zb�dny i przypadkowy, a moja mi�o�� jest uczuciem dziecka. Nie wiem czemu kocham, czemu mi�uj�. Tre�ci, sedna mi brak. VANITUS M�w dalej, ojcze, s�ucham� i mo�e pom�c bym umia�. Wychodz�; wchodz� Kant, Kazimierz i Pietrek. KAZIMIERZ A mo�e wola�by� w domu siedzie� i b�ki zbija�, ni� w s�u�bie Cesarza w�drowa�, co szelmo? PIETREK Eee, gdzie ta. W domu nudno, to raz, a dwa, �e s�u�ba cesarska � zaszczytna to rzecz. 23 Obraz czwarty. Tygrys KANT Iiii � pewnie. Ot, cho�by teraz � znowu mi pan genera� fuzj� odda�. A w stolicy � tyle bym si� broni napatrzy�, co w�muzeum. Wychodz�; Profesor i Doktor wy�aniaj� si� cz��ciowo zza krzak�w. DOKTOR Na nic si� pospolitowali�my. O niczym gro�nym nie m�wili. PROFESOR Musimy by� czujni, doktorze. Ale, uwaga, kto� si� tu zbli�a. Chowaj� si�, wbiega Kazimierz. KAZIMIERZ Haaa� kto� si� tu schowa�, widzia�em dobrze. (wyci�ga rewolwer) Wychodzi� w imi� Cesarza! (Profesor i�Doktor wychodz�) Aaaa�. prosz� bardzo, profesor i � kogo ja widz� � pan doktor. Sta� spokojnie! DOKTOR (s�abo) Na pomoc! KAZIMIERZ Mo�e pan wo�a� do woli � dowody spisku s� i�tak oczywiste. A zaraz znajdziemy nast�pne. Kazimierz wchodzi w krzaki; wbiega Kant. KANT Kto wo�a� pomocy? PROFESOR (z refleksem) Tam, tam! Tygrys! Strzelaj! Kant automatycznie sk�ada si� i strzela, s�ycha� krzyk i �omot padaj�cego cia�a. Wbiegaj� pozostali uczestnicy wyprawy. Os�upia �y Kant pokazuje na zaro�la � Genera� �mia�o w nie wkracza. DOKTOR (na stronie) �adna historia! PROFESOR (cicho) Nic na to nie poradz�. Mo�e to i lepiej, �e si� go pozby�em. DOKTOR W ten spos�b pozostaniemy bez s�u�by. PROFESOR Ale zawsze to lepiej, �e ofiary s� tylko spo�r�d s�u�by, prawda? GENERA� (z zaro�li) Na Boga, to� to nie tygrys, to Kazimierz! PIETREK Doktora! Doktora! Doktor zachowuje niewzruszony spok�j. VANITUS Nic mu ju� doktor nie pomo�e � skona�. KANT C�� ja, nieszcz�sny, uczyni�em! VANITUS (dociekliwie) To pan�w napad� tygrys? PROFESOR Co� zaszele�ci�o w krzakach i my�leli�my� VANITUS Ale czy panowie go widzieli? Podr�� do kra�ca mapy 24 DOKTOR No, niestety nie. VANITUS Szkoda. Tygrysy wyginͳy par� setek lat temu. Gdyby si� jaki� zachowa�, by�by to kolejny dow�d na rzecz mojej tezy. GENERA� (do Pietrka i Kanta) Pochowa� tego nieszcz��nika. Pietrek, Kant i Owsiany wychodz� nios�c Kazimierza. GENERA� Nic z tego nie rozumiem! Tygrysa nie by�o, tak? VANITUS Niestety! A panowie sk�d w�a�ciwie tutaj? S�dzi- �em, �e jeste�cie w przodzie. PROFESOR Musieli�my co� zbada� w tych zaro�lach, wi�c zostali�my. GENERA� Ale sk�d tu si� wzi�� Kazimierz? Nic z tego nie rozumiem. PROFESOR Nie pan tu jest od rozumienia, generale. I prosz� zaniecha� dalszych pr��nych dyskusji na temat tego nieszcz��liwego wypadku. PERSKI Jak tak dalej p�jdzie � zostaniemy bez s�u�by. I co wtedy? GENERA� Od dzi� b�d� strzeg� Kanta jak oka w g�owie. A�przede wszystkim zabior� mu fuzj�. Got�w nas wszystkich pokaleczy�. VANITUS (cicho do Perskiego) Oni na pewno co� przed nami ukrywaj�. Jestem przekonany, �e tam jednak by� tygrys. PERSKI �e co� ukrywaj�, to pewna, mistrzu. Ale w�tpi�, czy tygrysa w�a�nie. Ci dwaj co� grubszego knuj�. Wychodz�. Obraz 5 Przestrogi M�ynarza Znu�eni uczestnicy wyprawy wlok� si� wolno, noga za nog�. Wtem z przeciwka wytacza si� na scen� wysoko wy�adowany tobo�ami w�z o drewnianych ko�ach, ci�gni�ty za dyszel przez Parobka. Na wozie drzemi�, okutani po uszy w podniszczone �achy : M�ynarz, trzy Baby, Dzieci. Obie grupy gwa�townie przystaj �. Parobek dyszy ci��ko, M�ynarz budzi si� i wyci�ga spod tobo��w ogromny karabin maszynowy. M�YNARZ Sta�! Kto jeste�cie! GENERA� (wysuwa si� do przodu) Jeste�my wypraw� naukow � ze stolicy. W imi� Cesarza � z���cie bro�. M�YNARZ (powoli opuszcza karabin) My spokojni ludzie, panie, tutejsi. Do stolicy uciekamy. PROFESOR I c�� to zmusi�o was do ucieczki? BABA I Krzywda i nieszcz��cie, panie! Bo to m�j ch�op jest m�ynarz. Znaczy si� � by�� M�YNARZ Cichaj, babo� By�em m�ynarzem, panowie. M�yn mia�em, kr�wek par� i morg�w kilka przykupi�em. Ale od lat paru jakby si� dobrodziejstwa niebios od nas odwr�ci�y. Najsamwpierw rzeki wyla�y, groble mi przerwa�o i�ko�o poniszczy �o, potem susza przysz�a, a i zarazy na byd�o� A�to� kontrybucyje, podatki na wyprawy naukowe i umocnienia graniczne. BABA II A chto tam, panoczku, u nas o jakiesik granicach s�ysza �? My l�dowe ludzie, spokojne! M�YNARZ Cichaj, babo, powiadam� A zatem � po siedmiu latach takowych kl�sk i chor�b, g��d tak wielki na nas przyszed, �e ludziska ziemi� i domostwa porzucili. Czego woda nie Podr�� do kra�ca mapy 26 zabra�a, to s�o�ce wypali�o, a reszt� szara�cza zjad�a albo znowu� mysz�w plaga ekstraordynaryjna. A za temi nieszcz��mi inne, ju� z duszy ludzkiej zrodzone. Bo to i napa�ci, panie, i�rabunki, a gwa�ty i rozboje. Nikt w ca�ej okolicy spokojno�ci nie zazna�. Spakowa�em tedy dobytek na w�z, a parobka do wozu zaprz�g�em, (przy tych s�owach M�ynarza wyczerpany Parobek wali si� na kolana) bo to konie ju� mi dawno pad�y, i�do stolicy po szcz��cie w�drujem. Ojciec Owsiany przykl�ka przy Parobku, ociera mu pot z czo�a, poi wod�. VANITUS Straszne rzeczy opowiadasz, m�ynarzu. Wi�c wkraczamy w opustosza�e ziemie? M�YNARZ Jak okiem si�gn��, panie, nic jeno g��d a susza, a�zaraza alibo rozboje, a tako� gwa�ty nies�ychane, korupcyja i�wszelakie rozpasanie. Nie jed�cie tam, panowie. (do Owsianego) Zostawcie go, panie, on mocny i poci�gnie jeszcze, a�rzecz insza, �e psiawiara nijakiego starania niewart! PROFESOR (wzburzony) Od wielu lat nie s�ysza�em o takich kl�skach i rozprz��eniu w naszym szcz��liwym pa�stwie. Nie mog� temu ch�opu wierzy�. M�YNARZ Jak chceta, panie� Ale je�li drogi nie zaniechacie, radz� wam troch� or��a nowego przybra�. U nas to ju� strzelby na tuziny przedaj�, a znowu� kulami na mendle handluj�. Tanio i ja oddam! M�ynarz zsiada z wozu i wyci�ga spod tobo��w karabiny, rakietniki, pancerfausty, noktowizory � pozornie nowoczesne, ale przypominaj�ce uzbrojenie z I wojny �wiatowej. GENERA� (ze wstr�tem) A zabierzcie to �elastwo! Nigdy czym� takim nie wojowa�em i nie mam nawet ochoty pr�bowa�. U�nas (klepie si� po boku) szabla a ko� dobry � to grunt. M�YNARZ (�aduj�c bro� z powrotem na w�z) To mo�e dziewk� we�miecie? (gestem sp�dza Bab� III z wozu) Tanio oddam, za �yta korzec, bo jest popsowana. BABA II A bo to wiecie, �askawy panie � kto-to by nie przeci�- ga� wpodle m�yna, ka�den jeden zgwa�ci� musia�. A to u�ani byli, a to zn�w saperzy, abo ekolodzy, co z susz� walczyli. 27 Obraz pi�ty. Przestrogi M�ynarza M�YNARZ Ten mi si� �achudra� (tr�ca ko�cem bicza Parobka) jak �aski jej doprasza�, ale mu nie dam, bo by si� i za sto lat nie ods�u�y�. Zreszt� my szybko jedziem, to i nie czas na amory w takiej ekspedycyi. Ale dziewka jeszcze zdatna jest i w drodze wam si� nada� M�ynarz zadziera kieck� Baby III wysoko w g�r�. Baba pod spodem jest naga; �mieje si� g�upkowato. M�ynarz strzela z bicza, Baba pr��y si�, potem zach�caj�co rusza biodrami. OWSIANY Nie, nie! Nie r�bcie tego, cz�owieku. Ulitujcie si� nad ni�, bo jest nieszcz��liwa. M�YNARZ Iii� una twarda jest, niejedno jeszcze strzyma. To jak, znakiem tego � kupujecie? (nikt nie reaguje) No, nie, to nie� pora nam w drog�� M�ynarz wp�dza Bab� III na w�z, sam te� gramoli si� na g�r�. PROFESOR C��, my chyba te� ruszymy, cho� zmartwi�y i przerazi �y mnie te wie�ci. DOKTOR (zimno) To prostak, panowie. Nie wierzy�bym w�ani jedno jego s�owo. M�ynarz wyci�ga bat, smaga nim po plecach Parobka. M�YNARZ Nie chceta dobrego s�owa s�ucha�, to nie. No� czas nam w drog�, czas. Wioo� Udr�czony Parobek z trudem powstaje z kolan, chwieje si�. M�ynarz strzela z bata. Parobek wolno odwraca twarz w jego stron�. M�YNARZ A ty mi si� za dziewk�, ni za jad�em nie ogl�daj. Pami�taj, kto pan, a kto s�uga, i kto komu uwa�anie winien! Nooo! Ekspedycja rusza w stron� kulisy, wszyscy znikaj� po kolei ze sceny. W�z M�ynarza powoli, skrzypi�c, zje�d�a w przeciwnym kierunku. Obraz 6 Cyklista W jaki� czas p��niej. Narada wszystkich uczestnik�w wyprawy. Siedz� p۳koli�cie wok۳ Profesora, kt�ry przemawia zwr�cony p۳ty�em do widowni. Pietrek i Kant znudzeni stoj� z boku. PROFESOR Panowie! Ju� troje s�u�by przyp�aci�o �yciem lekkomy�lno�� projektodawcy tej ekspedycji. Tymczasem celu nie wida�. Tubylc�w te�, poza tym m�ynarzem g�upkowatym i�plugawym. Z prowiantem krucho. Przed nami kraj spustoszony, bezludny, wymar�y� Pytam, panowie: czy macie przekonanie o wielko�ci celu, ku kt�remu zmierzamy? Czy mo�e powinni�my zawr�ci�? VANITUS (energicznie) Nasza wyprawa okaza�a si� trudniejsza, ni� si� spodziewali�my. Ale to sama rzeczywisto�� i nieodgadnione �ywio�y zdaj� si� przeczy� m�dro�ci profesorskich map. A skoro tak � to czy powinni�my pozosta� przy rzeczywisto�ci, czy przy mapie? DOKTOR Ale� to s� teorie wywrotowe! Zaczyna si� niekontrolowana k��tnia. Kant i Pietrek przestaj� jej s�ucha�. Z najwy�szym zainteresowaniem i tajonym zdumieniem spogl�daj� w stron� przebytej dot�d drogi, wysuwaj� si� na pierwszy plan, robi� z d�oni daszek, wypatruj�. Powodem ich zaskoczenia i zdumienia jest pos�aniec-cyklista, kt�ry zbli�a si� na staromodnym rowerze. Tymczasem k��tnia nie ustaje. Pietrek i Kant �ledz� uwa�nie rowerzyst� i komentuj� jego pojawienie si�. Ich kwestie padaj� symultanicznie do kwestii naradzaj�cych si�. PIETREK Choroooba! KANT Ty te� to widzisz? PERSKI Te teorie nie s� wywrotowe, lecz post�powe, doktorze. Podr�� do kra�ca mapy 30 DOKTOR Wi�c pan, literat, te� bierze stron� tego podejrzanego filozofa? PERSKI Osoba pana Vanitusa nie ma tu nic do rzeczy. Wyruszy �em w drog� z w�asnej woli i ch�ci. PIETREK Nooo, widz�! KANT Co to jest? OWSIANY (s�abo) Pax vobiscum, panowie. GENERA� Dziwi� si� panu, doktorze. By� rozkaz? By�. To trzeba wykona�. PIETREK Cz�owiek na ko�ach. KANT Tyle to i ja widz�. PROFESOR Ale jakim kosztem, generale, jakim kosztem? GENERA� Nie ma takiej ofiary, kt�rej bym nie poni�s� dla chwa�y Cesarstwa. PROFESOR Wiem, wiem, generale, ale nie o �lepe ofiary winno nam chodzi�. KANT Ty, a mo�e strzeli�? PIETREK O, ale � ju� raz strzela�e�. GENERA� (obra�a si�) �lepe ofiary? Wzrok mam w porz�dku! OWSIANY Pok�j, panowie. PROFESOR Niech�e cho� ojciec si� nie wtr�ca. Odbieram ojcu g�os. KANT Ty, boisz si�? PIETREK Jasne. PERSKI To co, mo�e i mnie pan g�os odbierze? PROFESOR Jak trzeba b�dzie, to odbior�. PERSKI Nic to nie da! Cho�by mi pan j�zyk wyrwa�, pozostan � moje wiersze i pie�ni. KANT Trzeba by pan�w zawiadomi�. PIETREK To biegnij do genera�a. DOKTOR Ale� panie Perski, nikt z nas w pa�ski geniusz nie w�tpi, ale tu spokoju trzeba. PERSKI Spokoju wam si� zachciewa? Wariata ze mnie b�dziecie robi�? Co? My�licie, �e nie wiem, co o was my�le�? Banda nieuk�w. Ciekaw jestem, czy ten konowa� przeczyta� cho� jeden wiersz w �yciu! I on mi od geniuszy wymy�la! O, nieee� 31 Obraz sz�sty. Cyklista KANT Jak�e� taki m�dry, to le� do filozofa. PIETREK Ja nie p�jd�. KANT Ja te� nie. DOKTOR O, ty pisarczyku n�dzny, ja ci� PERSKI Spok�j, teraz ja m�wi�! Znam ja was. Ksi��ek nie czytacie, do teatru nie chodzicie, muzyk� tylko z kabaretu znacie i�wy mi tu o post�pie, wy tu ze mn�� PIETREK A ten ci�gle jedzie. KANT Coraz bli�ej jest. PERSKI Wi�cej nie powiem ani s�owa. DOKTOR I bardzo dobrze! PIETREK Trzeba jednak pan�w zawiadomi�. KANT Kiedy tak krzycz�, �e a� przyst�pi� strach. VANITUS A mo�e by�my sko�czyli t� brudn� po�ajank�? DOKTOR Do�� obelg. GENERA� To pa�ska wina. DOKTOR Do�� tego! KANT Wiesz co, le� do ojczulka, on pos�ucha. PIETREK Ale ty ze mn�. GENERA� Tak jest, do�� tego. KANT No to chod�my. PROFESOR Przesta�cie wreszcie, panowie. PIETREK Tak jest, chod�my. Nie ruszaj� si� z miejsca. PERSKI To pan niech przestanie. KANT Ale ty pierwszy. PROFESOR W imieniu Cesarza� VANITUS Ja te� w imieniu Cesarza� PIETREK Nie, ty pierwszy. PROFESOR Pan nie ma prawa. KANT To chod�my razem. Podchodz� do Owsianego, klaruj� mu co� cicho. VANITUS A pan je sobie uzurpuje. Owsiany pr�buje co� powiedzie�. PROFESOR (w�ciek�y) Ojciec tu czego, przecie� kaza�em ojcu milcze�. Podr�� do kra�ca mapy 32 Ojciec Owsiany, zawstydzony, wskazuje r�k� przera�onych s�u��cych, po czym wyci�ga j� w stron� lewej kulisy. Wszyscy spogl�daj� w t� stron�. W tym momencie z kulisy wypada zm�czony Cyklista. Hamuje, zsiada z roweru. Zwarta dot�d grupa rozsypuje si�, zdumienie, okrzyki przera�enia. Genera� wyrywa sier�antowi strzelb�. PROFESOR Co to jest? CYKLISTA Melduje si� pos�aniec ze stolicy. Czy mam zaszczyt m�wi� z kierownikiem ekspedycji do kra�ca mapy? PROFESOR Jestem we w�asnej osobie. Ale c�� to za dziwny tw�r? CYKLISTA (z dum�) Wida� zaraz, �e panowie od dawna w�drodze. To najnowszy wynalazek naszych in�ynier�w. U�atwia ka�d� podr�� i znacznie j� przy�piesza, a przy tem �adnej strawy nie potrzebuje. (demonstruje rower) Te oto deseczki stopami naciskaj�c, uzyskuje si� si��, kt�ra przeniesiona na ko�a, wielki im po�piech nadaje. Ko�a kr�c� si�, a bicykl sam podr��nego niesie. PERSKI (zafascynowany) Bi-cykl! Ha, jaka wspania�a nazwa. Jako �ywo, godna poematu. Panowie � oto uciele�nienie post�pu, oto idea �ywa, wynalazek tak wspania�y, �e dot�d w�wyobra�ni sennej nawet nie powsta�. PROFESOR Wynalazek owszem � ciekawy, ale przecie� nie po to s�ano za nami go�ca, by nam nowinki prezentowa�. C�� w�stolicy, jak zdrowie Najja�niejszego Pana? CYKLISTA Nie wymawiaj przy mnie s��w niegodnych prawowiernego obywatela! Rok ju� min�� od wielkiej rewolucji, kt�ra znios�a Cesarstwo i ustanowi�a Republik�. By�y Cesarz, o�kt�rego tak nieostro�nie zapytujesz, abdykowa� i zmar� zaraz potem ku chwale ludu, kt�ry jest s�dzi�, panem i najwy�sz� warto�ci� pa�stwa. Precz z Cesarstwem, niech �yje Republika! PERSKI (s�abo) Niech �yje! CYKLISTA Chyba tylko waszym zdumieniem mog� t�umaczy� brak wymaganego okrzyku, bo w ka�dych innych okoliczno�ciach milczenie wasze uzna� bym musia� za zdrad� stanu. A�wi�c: niech �yje Republika! 33 Obraz sz�sty. Cyklista PERSKI i GENERA� (mocniej) Niech �yje! CYKLISTA No, co� to jeszcze s�abo wychodzi. WSZYSCY Niech �yje! PERSKI Ja bo zawsze by�em w duszy re� publikaninem. Wie�� ta gor�c� rado�ci� mnie przepe�nia. GENERA� Tak, tak � mnie te�. PERSKI Stary Cesarz by� kuternoga� powiedzmy sobie szczerze, nic nie czyta� i za nic mia� sztuk�. PROFESOR Nauk� te�! Nic z wiedzy �cis�ej rozumie� nie by� zdolny. DOKTOR Lekarzy od ���ka p�dzi�. Za jedyne lekarstwo mia� koniak i termofor. PERSKI Co za radosna nowina! GENERA� A Cesarzowa by�a weso�a kobitka, wiem co� o tym, he-he�! VANITUS Infant nawet czyta� dobrze nie umia�. Wreszcie �miech wygasa. Wszyscy nagle za�enowani przygl�daj � si� sobie spode �ba. Pos�aniec ca�y czas milczy. PROFESOR No tak, ale nasz go�� pewnie i inne nowiny przywi�z �. Pozw�l, panie� CYKLISTA Obywatelu� PROFESOR Eee� tak, obywatelu, czy Cesa� to jest chcia�em powiedzie�� CYLKISTA U steru nawy pa�stwowej stoi teraz Prezydent, kt�ry pami�ta o wyprawie i nakazuje j� kontynuowa� ku chwale Republiki. Sk�ad ekspedycji pozostaje bez zmian. Odwo�uje si� tylko� (wyci�ga kartk�, czyta) porucznika Kazimierza Wypiontka. PROFESOR Nie �yje, niestety. CYKLISTA No to ma ch�op szcz��cie, w stolicy czeka�by go stryczek. Poza tym: Prezydent prosi profesora o dalsze dowodzenie wypraw�, genera� Brandenburski otrzymuje awans na genera�a-majora, a obywatela Vanitusa wybrano zaocznie na cz�onka Ludowej Akademii Nauk. Obywatele, wasza misja ma wag� pa�stwow�: granic� trzeba odnale��, przekroczy� i r�wnie� poza ni� zasia� ziarno naszej wielkiej idei! PERSKI Niech �yje post�p! Podr�� do kra�ca mapy 34 PROFESOR (bez entuzjazmu) Tak jest, niech �yje. A teraz prosz� obywatela i was, panowie, do namiotu na uczt�. To jest � chcia�em powiedzie� � na posi�ek. S�u�ba zajmie si� rumakiem, to jest � bi� cyklem o� bywatela pos�a�ca. CYKLISTA (brutalnie) Oczy��cie go z b�ota i naoliwcie ko�a. A�rusza� si� �ywo, szelmy, bo dostaniecie po karku! Wychodz� wszyscy poza Pietrkiem i Kantem. PIETREK A to ci cudaczna maszyna. KANT Iiii tam, maszyna. A s�ysza�e�, co ten gada�? PIETREK Co mia�em nie s�ysze�? KANT To znaczy, �e nie ma ju� Cesarstwa? PIETREK Ano nie. KANT Ale znaczy si�� co to jest ta Republika? PIETREK Po mojemu, r��nicy �adnej nie ma. Ino nazwa inksza. I zamiast Cesarza jest ten no� Perezydent. KANT Ale bo to, wiesz, ten od maszyny gada�� znaczy si� � co te� to jest ten lud? PIETREK (m�drzy si�) Lud to, widzisz� panowie! Te wszystkie profesory, genera�y, filozofy i inksze grafy. To oni s� lud. Rozumiesz? KANT Znaczy si� � armia b�dzie dalej? PIETREK Jasne, a czemu ma nie by�? KANT Bo my�la�em, �e jak nie ma Cesarza, to nie b�dzie i armii. PIETREK B�dzie, b�dzie, tyle, �e ludowa. Sam przecie� s�ysza- �e�, �e tw�j pan awans dosta�. Tylko patrze�, a i ty szar�� z�apiesz. KANT (z nadziej�) My�lisz? PIETREK A czemu nie? Dy� s�u�ysz wiernie ludowi? KANT S�u��! Ko�cz� czy�ci� rower, gdy z prawej wchodzi Perski, dopijaj�c czerwone wino. Ociera usta koronkow� chusteczk�. PERSKI Robota sko�czona? PIETREK Ko�czymy, panie. PERSKI Ale ostro�nie pracowa�, z szacunkiem. Bicykl to wielka rzecz. Taki przedmiot jest jak najwspanialszy poemat. (de- 35 Obraz sz�sty. Cyklista klamuje z uniesieniem) W jego szlachetnych kszta�tach, w klasycznych liniach o p�ynno�ci kobiecego cia�a, uciele�nia si� my�l ludzka. Pietrek, zerknijcie no dyskretnie, co panowie robi�. (Pietrek wychodzi) A teraz ja, czciciel post�pu, dosi�d� tego mechanicznego Pegaza! Perski wr�cza Kantowi pusty kieliszek, g�adzi pieszczotliwie ram� roweru. PIETREK (wracaj�c) Panowie jak i przedtem� eee� ucztuj�. PERSKI �wietnie! Usu�cie si� z drogi i podziwiajcie, jak dosiada swego wierzchowca nowoczesny argonauta. (Perski wsiada na rower, szamocze si� z nim, pada. Ponawia pr�b�, tym razem z sukcesem � �apie r�wnowag� i zaczyna niewprawnie kr�ci� piruety upojony sw� sprawno�ci� i odwag�) A teraz � uwaga! Ruszam w wielk� podr��! �egnajcie, znajdziecie mnie mi�dzy bogami! Wyje�d�a w lewo. PIETREK i KANT Ostro�nie, panie, tam przepa��!!! St�jcie! S�ycha� g�o�ny krzyk i przera�liwy �omot blach. Z prawej wypadaj � pozostali uczestnicy wyprawy i Cyklista z widelcami w�d�oniach, chusteczkami za ko�nierzykami. Genera� czka. PROFESOR Co si� znowu sta�o? PIETREK Tam, tam, pan Perski na bicyklu! GENERA� Wpad� w przepa��, nieszcz�sny. PROFESOR Liny, dajcie liny! VANITUS Z�o�y� swe �ycie na o�tarzu post�pu. Pietrek i Kant wnosz� cia�o Perskiego. Genera� d�wiga po�amany rower. PROFESOR (do Vanitusa) Pow�drujemy, oczywi�cie, dalej, ale za wszystkie te ofiary odpowiedzialny b�dzie pan. DOKTOR (surowo) I cykli�ci. Przerwa Obraz 7 Starzec �lepy W jaki� czas p��niej. Podr��nicy s� wym�czeni, bladzi, zaro�ni�ci. Ubrania i baga�e poszarpane, wyblak�e. Wida�, �e podr�� da�a si� im we znaki. Id� pod silny wiatr, wi�c wolno; krzycz�, by si� nawzajem us�ysze�. Jako pierwsi Genera� i Vanitus. GENERA� (ci��ko dysz�c) Dok�d idziemy? Po co? (Vanitus milczy) Tu tylko dziki step, wiatr i zawieja. Ludzi od dawna nie widzia�em. Cesarstwa ju� nie ma, a Republika to tylko abstrakcja, jak�e wi�c szuka� granic? VANITUS T� granic� niesiemy w sobie i musimy j� przej��. Wychodz�, wchodzi Owsiany, sam. OWSIANY Dmij wietrze, grzmij burzo, smagajcie mnie ga��zie deszczu. Trzeba mi trudu, co utwierdzi mnie i ustanowi. Wychodzi; wchodz�, utykaj�c i podtrzymuj�c si� wzajemnie, Profesor i Doktor. DOKTOR Profesorze, po co brniemy ulegle w ten absurd, kt�ry nas wszystkich zabije? Pora wraca�. PROFESOR Powr�t te� by�by kl�sk�, to by�aby �mier� za �ycia. Widzisz, doktorze, chyba racj� ma ten zwariowany Vanitus � strach, kt�ry w nas jest, to strach przed post�pem. DOKTOR (kostycznie) To zdrowy strach przed zmian� na gorsze. PROFESOR Tego nie wiemy. Vanitusa popycha bezinteresowna ��dza poznania i jej pozostaje wierny. DOKTOR Zginiemy! PROFESOR Ale mo�e przedtem poznamy prawd�! DOKTOR Prawda pana Vanitusa nic mnie nie obchodzi. Wbiega Pietrek, wiatr cichnie. Podr�� do kra�ca mapy 38 PIETREK Panie, panie, wszyscy zawr�cili z drogi, wracaj� tu! A z nimi jaki� cz�owiek dziwny. GENERA� (wbiegaj�c) Profesorze, nareszcie jaki� tubylec! Wchodz� Owsiany i Vanitus, podtrzymuj�c Starca �lepego. Jest to wielkiego wzrostu m��czyzna, siwow�osy i siwobrody, z kosturem w d�oni i bielmem na oczach. STARZEC �LEPY Pok�j wam, szlachetni! VANITUS Witaj starcze! Czy jeste� mieszka�cem tych dzikich stron? STARZEC �LEPY Pochodz� z daleka, z okolic ludnych i bogatych, gdzie teraz zaraza �mier� okrutn� szerzy. Z ca�ej osady jam jeden przy �yciu pozosta� i porzuciwszy ojcowizn� w g��b kraju �piesz�. Uciekajcie i wy, szlachetni panowie! Nikogo zaraza nie omija i nikt si� jej mocy oprze� nie zdo�a. DOKTOR (ciekawie) M�w, starcze, co to za choroba? STARZEC �LEPY Jedni j� zowi� grzeszn� gor�czk�, inni zn�w pomi�ostk� nazywaj�. Leci jak wiatr od miasta do wsi, oddechem gor�cym i zgni�ym twarze omiata, nie ucieknie przed ni� ni ptak, ni zwierz. Ludzie ni� dotkni�ci rzucaj� si� na siebie wzajem i parz� jak zwierz�ta w rui, a ona na ich cia�ach wrzody otwiera straszne, s�abo�� i gor�czki sprowadza, moce wszelkie cia�u grzesznemu odbiera, a� cz�ek zmieniony w szkielet grzechocz�cy w mogi�� si� osuwa. Wszyscy, wszyscy id� na zatracenie. VANITUS Straszliwe rzeczy opowiadasz, czcigodny starcze. DOKTOR (autorytatywnie) Tym razem mog� pana uspokoi�. Ten starzec plecie duby smalone. Rozum mu si� pomiesza�, ale nie z choroby, a ze staro�ci. Po�wiadczam ca�� wiedz� swoj� i�autorytetem nowoczesnej medycyny, �e choroba, o kt�rej m�wi ten starzec, od dawna ju�, zwyci��ona przez pot�g� wiedzy, nie istnieje. STARZEC �LEPY Nikt z ca�ej wioski nie pozosta� �ywy. Ja sam tylko! Wiekiem i kalectwem swym zabezpieczony, nie da�em si� rui owej wszetecznej ponie��, jako i� niewinno�� sw� od dzieci�co�ci konserwuj�. Ale strze�cie si�, szlachetni przybysze � i was to op�tanie czeka! 39 Obraz si�dmy. Starzec �lepy PROFESOR Co s�dzicie o tym, panowie? Ja got�w jestem zawierzy� autorytetowi doktora. VANITUS Tak� oczywi�cie� p�jdziemy dalej. DOKTOR Nie s�uchajcie tych bredni, panowie. Wychodz� wszyscy poza Starcem �lepym. Vanitus zawraca. VANITUS Powiedz mi starcze, wszak �y�e� daleko st�d, w pobli�u granic � co jest po drugiej stronie? STARZEC �LEPY Daleko st�d pasa�em owce, u samych kra�c�w dawnego Cesarstwa, ale nie wiem co zowiesz granic�. VANITUS Jak�e to? STARZEC �LEPY Nic nie wiem synu, nie widzia�em niczego. Od urodzenia jestem �lepy. VANITUS Przekle�stwo na moj� g�ow�! �ycz mi szcz��cia, starcze. Wychodzi. STARZEC �LEPY (za nim) Przekle�stwo �ciga wszystkich, kt�rzy zmierzaj� w stron� granic. Obraz 8 Banda Serwacego Obozowisko; Pietrek i Kant. PIETREK Tak tedy i pan doktor si� pomyli�. A taki uczony by� z niego cz�owiek. KANT Cud prawdziwy, �e�my z �yciem z tej zarazy uszli. PIETREK Ale doktor ju� si� nie wyli�e. KANT Przyjdzie i do tego, �e wszyscy pomrzemy. OWSIANY (wchodz�c) Ka�demu jego pora pisana. Doktor Stomak zasn�� snem wiecznym. Pom�dlmy si� za niego. Owsiany kl�ka samotnie; wchodz� pozostali. GENERA� Suchy by� z doktora cz�owiek, ponury, ale jednak, ot � w sercu �al, cho� nie przystoi wojskowej osobie� I kto by to pomy�la�, i� od �lepca tym jadem si� zarazi. A pono� �w starzec niewinno�� konserwowa�? PROFESOR A c�� mam powiedzie� ja, kt�ry straci�em jedynego przyjaciela? Cho� mo�e nie mam racji? Wszyscy stajecie mi si� bliscy� VANITUS I ja uraz w sercu nie chowam. PROFESOR Daleko gdzie� wielki �wiat, stolica gwarem t�tni, ale nie dla nas ju� codzienne rado�ci. P�jdziemy dalej, przyjaciele. Wszyscy milkn�, zamy�leni. Wchodzi Tubylec, ci�gn�c wypchany w�zek. TUBYLEC Hej ludzie, kto wy? (nikt nie odpowiada) Hej ludzie, og�uchli�cie? VANITUS Kto tu, kto tu? TUBYLEC Ja tutejszy jestem. A wy? Czy nie z bandy Serwacego czasem? Podr�� do kra�ca mapy 42 PROFESOR Jeste�my naukow� ekspedycj� Prezydenta Republiki, dobry cz�owieku. TUBYLEC No, dobrych ludzi to ju� chyba niewielu zosta�o� Ale o jakim prezydencie m�wisz? O jakiej republice? To o niczym nie wiecie, nieszcz��ni? VANITUS Jakie zn�w wie�ci ty nam og�osisz? TUBYLEC Nie ma ju� Republiki, nie ma Prezydenta. Parlament obalony, ministrowie w wi�zieniach. Krajem rz�dzi Dyktator, we wszystkich prowincjach �ledztwa, pogromy i egzekucje. Nikt nie wie, czy g�ow� z po�ogi wyniesie! VANITUS To ju� nas nie dotyczy, jeste�my poza granic� wydarze�. TUBYLEC Szkoda, bo bezpieczniej razem w�drowa� w poszukiwaniu stron spokojniejszych. Zapami�tajcie chocia� jedno: strze�cie si� zb�jcy Serwacego, kt�ry ze sw� band� po okolicy chadza. W�a�nie przed nim uciekam. PROFESOR Jednej rzeczy nie mog� poj��. Jak to mo�liwe, �e wiesz o rzeczach, jakie si� zdarzy�y w stolicy, wcze�niej od nas, kt�rzy prosto z niej idziemy? TUBYLEC Wida� od razu, panowie, �e�cie od dawna w podr��y i z dala od wi�kszych osad. Ju� par� lat mija odk�d w powszednim u�yciu jest ten oto (wyci�ga radio tranzystorowe) prosty wynalazek, kt�ry g�os na odleg�o�� przenosi. Ju� nawet dzieci po miastach nim si� bawi�. W��cza radyjko, z kt�rego s�ycha� fragment jakiego� przem�wienia. G�OS DYKTATORA Tak wi�c odpowiemy naszym przeciwnikom z wiadomych kr�g�w, i� pogl�dy ich i czyny s� g��boko nies�uszne. Jedyn� bowiem gwarancj� szcz��cia i pomy�lno�ci og۳u mo�e by� w�adza nasza i pa�stwo nasze, w kt�rym ka�dy prawomy�lny cz�owiek swe miejsce znajdzie� A teraz� (Dyktator zmienia ton, m�wi jak wytrawny did�ej) nasza z�ota dziesi�tka! Z dedykacj� dla Mirki z Zambrowa od kolegi z woja w Ustce � najnowszy przeb�j� (g�os ginie w fali gwa�townej muzyki disco-polo) TUBYLEC (wy��cza tranzystor) Czas na mnie� Pami�tajcie, strze�cie si� Serwacego! 43 Obraz �smy. Banda Serwacego Tubylec wychodzi. GENERA� Ciekawe, kim jest ten Dyktator? Zna�em ca�� sto- �eczn� elit� i nikogo bym nie podejrzewa� � za cesarskich czas�w � o takie ambicje. PROFESOR Drogi generale, zdaje si�, �e w stolicy tak wiele si� zmieni�o, i� nie jeste�my w stanie zrozumie� tego, co si� tam dzieje. VANITUS Zastan�wmy si� wi�c, co dalej. GENERA� Ja si� zajm� obron� przed rozb�jnikami, cho� mam najmniejsz� armi� �wiata. Sier�ancie! Oddajcie mi fuzj�. B�dziemy szli zwart� grup�: Kant pierwszy, ja ostatni. Nie rozdzielamy si�, zrozumiano? PIETREK Ju� za p��no. Otaczaj� ich Serwacy, Pucek i Waliszewski. SERWACY (triumfalnie) Tak jest, panowie, jeste�cie otoczeni. GENERA� B�dziemy si� broni� do ostatniej kropli krwi. SERWACY (grzecznie) Aaa, tak? To �adnie. Ale przedtem mo�emy chyba porozmawia�? PUCEK i WALISZEWSKI Hahahaha! SERWACY Je�li si� nie myl�, mam do czynienia ze s�awn� ekspedycj � do kra�ca mapy? PROFESOR To prawda, ale sk�d wy mo�ecie o tym wiedzie�? SERWACY Ale� � przemawia przez pana zbytnia skromno��. Czy nie wiecie, �e nadaje si� o was programy w telewizji i �e ucz� o was dzieci