Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11035 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
W�adys�aw Zawistowski
St�d do Ameryki
i inne utwory dramatyczne
Ilustracja na ok�adce / Wojciech Ko�yszko
Redakcja / Stanis�aw Danecki
Korekta / Aleksandra Grygo
Projekt graficzny i typograficzny / Stanis�aw Salij
Sk�ad / Piotr G�rski
Druk i oprawa / P. W. Mirex Leszek Chmielewski, Mirotki 69;
tel./fax (058) 582 46 92
� Copyright by W�adys�aw Zawistowski, Gda�sk 1999
� Copyright for this edition by wydawnictwo s�owo/obraz terytoria,
Gda�sk 1999
wydawnictwo s�owo/obraz terytoria
80-244 Gda�sk, ul. Grunwaldzka 74/3
tel.: (058) 341 44 13, tel./fax: (058) 345 47 07
e-mail:
[email protected]
www.slowo-obraz.terytoria.com.pl
ISBN 83-87316-83-0
Podr��z do kra�ca mapy
Sztuka sceniczna w 12 obrazach
Uczestnicy ekspedycji
MISTRZ VANITUS, filozof
PROFESOR GEOGRAFII
GENERA� BRANDENBURSKI
DOKTOR STOMAK, lekarz
OJCIEC OWSIANY, kapelan
W�ADYS�AW IGNACY PERSKI, poeta
PIETREK LIPA, s�u��cy Vanitusa
KAZIMIERZ WYPIONTEK, s�u��cy Profesora
KAROL, s�u��cy Doktora
SIER�ANT KANT, ordynans Genera�a
Osoby spotkane po drodze
M�YNARZ
PAROBEK
BABA I
BABA II
BABA III
CYKLISTA
STARZEC �LEPY
TUBYLEC
HERSZT SERWACY
PUCEK
WALISZEWSKI
KOBIETA WIELKA
KOBIETA MNIEJSZA
DZIEWCZYNA
STRA�NIK GRANIC
G�OS DYKTATORA
Dzieci � dziewczyny
OSOBY
Obraz 1
Wilki
Ciemno��, wiatr, dalekie wycie wilk�w. Ciemno�� powoli si� rozja�nia,
wstaje �wit. Pocz�tkowo scena pusta, bowiem wydarzenia
poprzedzaj�ce podniesienie kurtyny rozegra�y si� poza jej ram�.
G�OSY PRZEZ WIATR Ratunku! Ratunku! Kto wo�a ratunku?
Trzyma� namiot! W imi� Cesarza, zaklinam! Gdzie moje
r�kopisy?
Wbiega z latarni� w r�ku Pietrek.
PIETREK Tutaaaj! Hej, tutaj!
Wbiegaj� Kazimierz, Karol i Sier�ant Kant.
KAZIMIERZ Co si� sta�o?
KAROL Na pewno wilcy.
KANT Ha� wilcy. �eby tak mie� fuzj�, to�
PIETREK Hola, a gdzie konie?
KAROL A mu�y?
KANT W�a�nie! Gdzie mu�y nasze?
KAZIMIERZ S��w nie ma� wilcy por�n�li. O, tu jeden zew�ok
le�y.
KAROL Trza mo�ci pan�w zbudzi�.
PIETREK Eee� ju� si� obudzili. Szkoda, �e tak p��no.
Rzeczywi�cie, za kulisami s�ycha� odg�osy szamotaniny i przekle�stwa.
Po chwili w rozche�stanym mundurze wbiega Genera
� z szabl� w d�oni. S�udzy zginaj� si� w g��bokim uk�onie.
GENERA� Tu�cie mi, psiewiary. Zb�je uciekli, a wy tu sejmujecie.
KANT Panie generale, melduj�, �e to nie byli zb�je, tylko wilcy.
GENERA� Tym lepiej, zapolowa�bym z ochot�. Siod�ajcie gniadego.
Podr�� do kra�ca mapy 8
KANT Kiedy to, panie generale, wilcy konie por�n�li.
Wchodz� podtrzymuj�c si� nawzajem Profesor, Doktor, Perski
i�Ojciec Owsiany.
GENERA� S�yszeli�cie, panowie, nowin� straszn� � wilcy konie
por�n�li!
PERSKI No tak � armia nie upilnowa�a!
PROFESOR Spok�j panowie! A pan, generale, niech odda fuzj�
sier�antowi. Rzeczywi�cie, kto� musi nas broni�. I przypominam,
�e jeste�my ekspedycj��
GENERA� (do s�u�by) Baczno��!
PROFESOR (ko�czy) �Jego Wysoko�ci Cesarza� I nie przystoi
nam spor�w wszczyna�, zw�aszcza przy s�u�bie.
PERSKI Tak, trzeba odes�a� s�u�b�. Walery, Walery! Gdzie� on
si� podzia�?
GENERA� Sier�ancie, natychmiast wyfasujcie fuzj� i udajcie
si� na wart�.
Kant wychodzi. Pietrek pochyla si� i szepcze co� do ucha Owsianemu.
DOKTOR Karolu, skocz no po sole trze�wi�ce i� za�yj je sobie.
Karol wychodzi. Owsiany nie�mia�o sygnalizuje, �e chce co�
powiedzie�.
PROFESOR Kazimierzu, pom��cie no Karolowi, sam nie da
rady. (Karol wychodzi; do Owsianego) Ojciec chcia� co� powiedzie�?
OWSIANY Tak, zauwa�y�em�
PROFESOR (do Pietrka) A ty co tu sterczysz?
Pietrek wychodzi.
OWSIANY No w�a�nie, nie tylko Walery znikn��. Nie ma r�wnie�
mistrza Vanitusa.
GENERA� Paradne! To naszego m�drka te� wilki spo�y�y?
PERSKI (oburzony) No, no, nie tak brutalnie. Jednak to by�
my�liciel. Napisz� tren na jego cze��.
PROFESOR Musimy go szuka�, mo�e jeszcze �yje.
DOKTOR Niech armia szuka. Nie b�d� si� z wilkami znosi�.
GENERA� Ale jak szuka�, kiedy koni nie ma?
9 Obraz pierwszy. Wilki
DOKTOR Wychodzi na to, �e ko� jest wa�niejszy od genera�a!
GENERA� Coooo? Zaraz go b�dziecie mieli!
Genera� wybiega.
PERSKI Ju� pewno po nim. Niemi�y to koniec dla filozofa.
DOKTOR A dla konia to nie?
PERSKI Co mi tu pan z koniem wyje�d�a, gdy ja o sonecie
my�l�.
DOKTOR Ciekaw jestem, czy pan daleko ujedzie na sonecie?
PERSKI Te�! Prostacki koncept.
DOKTOR A tak! Koni nie ma, a droga daleka.
PROFESOR Droga daleka, ale bez filozofa chyba b�dziemy zawraca�.
PERSKI Jak�e, profesorze, przecie� cel taki wznios�y?
PROFESOR Wznios�y, ale niejasny. To nie ja wymy�li�em t�
wypraw�, cho� Jego Cesarska Wysoko�� mianowa� mnie jej
kierownikiem. Idea wysz�a od Vanitusa, a gdy jego brakuje,
znika te� idea. Nie ma wi�c czego potwierdza� lub obala� i�mo�na
wraca�. Sam los pomaga wiedzy �cis�ej.
PERSKI Precz z wiedz� �cis��, niech �yje poetyczno�� tej idei. Dotrze�
do kra�ca mapy, tam gdzie si� ko�czy znana ziemia i� i�
PROFESOR �adnie pan deklamujesz, panie Perski, i wszyscy
si� po tobie jako poecie s�usznie tego spodziewamy, ale pozw�l,
�e w sprawach przyziemnych decydowa� b�d� ludzie zgo�a
praktyczniejszego umys�u.
Wbiegaj� zdyszani Kazimierz, Kant i Genera�.
GENERA� Mo�ci panowie, zdrada! Wilcy Walerego zagry�li!
Tam le�y nieszcz�sny.
PERSKI (z egzaltacj�) Ach! M�j biedny s�ugo, co zgin��e� u boku
pana swego do ostatniej chwili mu wierny! Po�wi�c� ci wiersz,
a mo�e nawet msz� zam�wi�. (do Owsianego) S�ysza�e�, ojcze?
M�dl si� za tego nieszcz��nika!
PROFESOR Wi�c s� ju� i ofiary tej przekl�tej wyprawy! (do
Kazimierza) Czy Walery pochowany?
KAZIMIERZ Ju� Pietrek z Karolem d۳ kopi��
PROFESOR (do Owsianego) Na co ojciec czekasz, id� z ostatni
� pos�ug�.
Podr�� do kra�ca mapy 10
Owsiany odchodzi, za nim Perski, Kazimierz, Kant.
PROFESOR Skoro wreszcie zostali�my sami, zastan�wmy si�
co dalej.
VANITUS (wchodz�c) A mnie panowie do rozmowy nie zaprosicie?
DOKTOR i GENERA� (zaskoczeni) Paaan?
VANITUS Wracam w�a�nie ze �ci�le naukowej wycieczki. Znalaz
�em dalsze potwierdzenia swych przypuszcze�!
DOKTOR A on ci�gle swoje.
PROFESOR I c�� pan takiego znalaz�?
VANITUS Co� bardzo ciekawego, panowie � wilki!
GENERA� Przecie� wilki to� wilki.
VANITUS Owszem, bardzo b�yskotliwie pan to sformu�owa�.
Ale czy pan s�ysza�, generale, by na terenie Cesarstwa wyst�powa
�y te drapie�niki? O ile mi wiadomo wyt�piono je dok�adnie
ze sto lat temu. Czy� nie mam racji? Co na ten temat m�wi
geografia?
PROFESOR Nooo� w zasadzie tak.
GENERA� Ale� panowie � rzeczywi�cie! Teraz sobie przypominam,
�e nikt od lat na �owach nie spotka� wilka.
VANITUS A tymczasem my spotkali�my ca�e stado, co potwierdza
moj� tez�. Skoro zbli�aj�c si� coraz bardziej do kra�ca mapy
odkrywamy nowe formy bytu, znaczy� to mo�e, �e istnieje co�
r�wnie� poza granicami mapy, ergo: poza Cesarstwem. Pozna�
to! Dowiedzie� si�, co jest poza map�! Oto idea warta stu
takich wypraw i �ycia nie jednego s�ugi, a stu nawet � genera-
��w. Naprz�d, panowie.
DOKTOR (wzdycha) Niestety, piechot��
GENERA� Tak jest, doktorze! Ale armia jest przygotowana.
(gwi�d�e g�o�no, wchodz� pozostali uczestnicy wyprawy) Zademonstrujemy
panom praktyczny pokaz musztry. Ooo, armia
umie maszerowa�, zapewniam. Baaaaczno��!
Niemy pokaz musztry w wykonaniu Genera�a i s�u��cych.
GENERA� (komenderuje) Raz i dwa, lewa, prawa, s�oma-siano�
baranie! I raz, i raz, i w mieeejscu zwrot!
PROFESOR (do Vanitusa) Na razie jest pan g�r�. Trudno, ruszamy.
11 Obraz pierwszy. Wilki
Dalszy ci�g musztry.
GENERA� No, gotowe, cho� rekrut t�py.
Ustawiaj� si� w szeregu, kt�ry im dalej, tym bardziej jest nier�wny;
wychodz� w praw� kulis�, na czele marszowym krokiem
sier�ant Kant, za nim spr��y�cie pozostali s�u��cy, bu�czuczny
Genera�, wytrwa�y Vanitus, zrezygnowany Profesor,
stoicki Doktor, pokorny Ojciec Owsiany, rozegzaltowany Perski;
ci ostatni gubi� krok, potykaj� si�, id� niepewnie, stopniowo
znikaj� w kulisie.
PERSKI Ja, kt�ry przywyk�em dosiada� Pegaza� piechot�. To
zgroza, to skandal!
Wychodzi.
Obraz 2
Intrygi i galopady
Podr��nicy w�druj� od lewej do prawej, wolno. Zwarta pocz�tkowo
kolumna rozrzedzi�a si� znacznie, tak wi�c ogl�damy kolejno
ma�e grupki id�ce osobno. Jako pierwszy wkracza na scen�
sier�ant Kant, marszowym krokiem w postawie defiladowej,
tupie strasznie, niknie w prawej kulisie. Po chwili z lewej wpadaj
� zdyszani: Kazimierz, Karol i Pietrek. Przystaj� na �rodku
sceny, przysiadaj� obok baga�y.
PIETREK Sier�ancie, hej, sier�ancie!
KAZIMIERZ A to si� Kant odsadzi�!
KAROL Ale i my pan�w zgubili�my.
KAZIMIERZ Mo�na wreszcie odpocz��.
PIETREK Sier�ant, wracaj!
Na scen� wkracza, nadal marszowym krokiem, Kant.
KANT Nie by�o rozkazu wraca�.
KAROL Siadaj, sier�ant, lepiej i poszukaj jakiej butelki.
KANT (maszeruje w miejscu) Rozkaz by� maszerowa�.
KAZIMIERZ Maszeruj, je�li� g�upi, ale odpocz�� przecie� mo�esz.
KANT To mog�.
Zostaje maszeruj�c w miejscu. Pozostali pojadaj�, popijaj�, pal�.
KAROL Ja to sobie my�l�, �e m�j doktorek ma racj� � niepotrzebna
nam ta �az�ga i nic z niej dobrego nie b�dzie.
KAZIMIERZ A to niby czemu?
PIETREK At � ja tam s�ucha� nie mog� takiego gadania. Wielk�
rzecz robimy. M�j pan mia� idej�, a cesarz kaza� j� sprawdzi�.
KAROL Te� mi ideja! Dotrze� do kra�ca mapy! To tak, jakby
i�� dalej ni� dach si�ga. Do rynny dojdziesz � i szuus na ziemi�.
Podr�� do kra�ca mapy 14
PIETREK Ot, nie k�apaliby�cie po pr��nicy. Nie po to od dw�ch
lat w�drujemy, by teraz o celu w�tpi�.
KAZIMIERZ K��ci si� mi�dzy sob� nasza w�adzuchna, ale wola
cesarska� (Kant zastyga w pozycji �baczno���) nad nimi i nad
nami s�dzi�. Co sterczysz jak tyka? Rozkaz by�?
KANT Nie by�o, ale�
KAZIMIERZ Jak nie by�o, to maaarsz!
Kant maszeruje, �miech.
KAROL Pora i nam w drog�, chyba genera�a s�ysz�.
Zwijaj� si� szybko, nikn� po prawej. Na scenie wchodz� rze�ko
maszeruj�cy Vanitus i Genera� usi�uj�cy zachowa� pozory energii.
Genera� przytupuje i pokrzykuje �raz, dwa�. Na �rodku sceny
sapie, przystaje, robi dwa, trzy przysiady.
GENERA� Uuuuf, zm�czy�em si�, lata ju� nie te. A na dodatek
ta fuzja� Trzeba j� by�o odda� sier�antowi. Swoj� drog� przyzna
pan, mistrzu, �e ta podr�� robi si� bez sensu. Dwa lata za
nami, ofiary �miertelne, a ko�ca jak nie wida�, tak nie wida�.
VANITUS Drogi generale, sp�jrzmy na ca�� spraw� z militarnego
punktu widzenia. (pauza) Uwa�a si� powszechnie, �e granica
mapy jest to�sama z granic� Cesarstwa, a � jak wiadomo
� poza Cesarstwem niczego nie ma. Nie powinno wi�c istnie�
nic r�wnie� za granic� mapy. Ale mapa powsta�a tak dawno
temu, �e nie wiadomo kto i na jakiej podstawie j� sporz�dzi�.
C�� b�dzie, je�li si� oka�e, �e istnieje co� poza Cesarstwem?
GENERA� No, jak to? Wszyscy wiedz�, �e poza map� nie ma nic!
VANITUS Tak pan s�dzi? Ale niech pan zauwa�y, �e w tych
dawnych czasach, kiedy stworzono map�, powsta�o r�wnie�
wojsko, kt�re ma pan zaszczyt reprezentowa�. Prawda?
GENERA� Nooo� Prawda. Wojsko by�o zawsze.
VANITUS A po co? Skoro nie by�o niczego poza Cesarstwem?
Przed kim mia�a broni� armia i kogo atakowa�? No, niech�e
sam pan powie, generale, kiedy to ostatni raz toczy�a si� wojna?
GENERA� Eeee, tak� rzeczywi�cie, no � zdarzaj� si� czasem
jakie� zamieszki w odleg�ych prowincjach.
VANITUS Ale� dla ich u�mierzenia wystarcza batalion �andarmerii.
A skoro armia istnieje od zawsze i rozwija si� tak
15 Obraz drugi. Intrygi i galopady
wspaniale, znaczy� to musi, �e kiedy� jednak mieli�my jakiego�
wroga!
GENERA� (zak�opotany) No niby tak!
VANITUS Niech pan tylko pomy�li, jaka to wspania�a okazja �
wykry� wroga! Co za szansa na awanse, ordery i dalszy, dynamiczny
rozw�j.
GENERA� A niech ci� licho, filozofie, gracko �e� to obmy�li�.
Niech�e ci� u�ciskam. (ca�uje z dubelt�wki Vanitusa) Inny duch
we mnie wst�puje i a� mi si� chce biec naprz�d. Ju� mi nadojad
�y te ci�g�e polowania, musztry i strzelanie do celu.
VANITUS Co� mi si� zdaje, �e profesor z doktorem ju� nas doganiaj
�. Id�my, nie mam ochoty rozmawia� z nimi.
GENERA� I ja, i ja. Przekonany ju� jestem bez reszty i pana
stron� od dzi� bra� b�d�.
Wychodz�; wchodz� Profesor z Doktorem, zatrzymuj� si�.
PROFESOR Zatrzyma�em si� umy�lnie na chwil�, czekaj�c a�
ci dwaj si� zabior�. Niech pan siada, doktorze.
DOKTOR Mo�e bym i usiad�, ale co� mi si� zdaje, �e to malaryczna
ziemia.
PROFESOR O, nie � mo�esz by� pan spokojny. Wiem z map
i�z�podr�cznik�w, �e w tej okolicy grunt jest suchy.
DOKTOR (siada na starannie roz�o�onej kraciastej chusteczce do
nosa) Ju� mia�em nadziej�, �e nam si� filozof gdzie� zapodzieje.
PROFESOR On jest niezniszczalny � jak wszyscy maniacy.
DOKTOR �e jest niebezpiecznym maniakiem, nie ulega dla
mnie w�tpliwo�ci. Ale jak to si� sta�o, �e pan, profesorze, obj��
kierownictwo wyprawy, w kt�rej sens nie wierzy?
PROFESOR Widzi pan, doktorze, kiedy pojawi� si� ten gro�ny
maniak, nikt w Cesarskim Towarzystwie Nauk nie potraktowa
� go powa�nie. Ale c�� � dotar� na dw�r i uzyska� decyzj�,
na kt�r� nie mieli�my wp�ywu, nie pozostawa�o wi�c nam nic
innego jak wzi�� spraw� w swoje r�ce. Towarzystwo popar�o
energicznie projekt wyprawy�
DOKTOR Chyba pierwszej w dziejach Cesarstwa?
PROFESOR Tak, gdy� wszystko jest ju� zbadane i odkryte, a Towarzystwo
stoi tylko na stra�y wiedzy �cis�ej, kt�ra jest opok� Cesar-
Podr�� do kra�ca mapy 16
stwa. Nie wierz� w sens tej wyprawy i w�a�nie dlatego musia�em
stan�� na jej czele. Gdy ju� dotrzemy do celu � czyli nigdzie � gdy�
poza granicami Cesarstwa z ca�� pewno�ci� po prostu nic nie istnieje
� wtedy sam� swoj� obecno�ci� uwierzytelni� upadek tej absurdalnej
idei, kt�ra w istocie zagra�a podstawom bytu Cesarstwa.
DOKTOR A gdyby si� nawet okaza�o, �e rzeczywi�cie co� istnieje
poza t� granic�? Jaki� step, g�ry czy morze. C�� z tego? Najwy�ej
przy��czymy te ziemie do Cesarstwa. I koniec. Wa�na jest
w�adza, kt�rej my jeste�my reprezentantami. I nigdy �adna granica
nie b�dzie nami rz�dzi�. Na tym polega Cesarstwo.
PROFESOR Oby mia� pan racj�, doktorze. Zbierajmy si�. Inaczej
Vanitus zn�w si� na dzie� drogi odsadzi.
Wychodz�. Po chwili z lewej pojawiaj� si� Perski i Ojciec Owsiany.
Poeta ledwo idzie. Na �rodku sceny przysiada, dyszy ci��ko.
Owsiany bez �ladu zm�czenia przysiada skromnie obok. Perski
monologuje bez wytchnienia.
PERSKI (zbola�ym g�osem) Mia�a by� s�awy pe�na droga z przygodami,
kt�re ja m�g�bym poetyckim s�owem opiewa�! I co�
�adne mi przygody! Poet� jestem, a nie Pegazem, �eby po wertepach
cwa�owa�. Tyle mojego, com z r�kopis�w ocali�. Ech,
zapomn� epoki o was wszystkich, a moje diaria tej podr��y
dzieci w szko�ach czyta� b�d�� No i co ojciec nic nie m�wisz?
J�zyk ojcu odjͳo?
OWSIANY Godniejsze cz�owieka � na w�asnych nogach w�drowa�.
Bardziej po ludzku.
PERSKI Po ludzku, po ludzku, ja tam bym wola� po ko�sku. Ciekawym
� czeg�� to ojciec spodziewasz si� znale�� u kresu drogi?
OWSIANY Nie moja to rzecz w�asne pragnienia i nadzieje
w�sercu nosi�. Ku duchowej pos�udze do wyprawy mnie przy-
��czono.
PERSKI Duchowa pos�uga wa�na rzecz, ale to c��� tu ojciec
psalm dzi�kczynny od�piewasz, tam pogrzeb odprawisz i tyle.
Nie mo�e to by�, �e innych ambicyj w tobie nie ma.
OWSIANY Apage, apage satanas�
PERSKI A, tu� mi bratku! M�w mi ojciec zaraz, po co� w drog�
ruszy�? Mo�e �le ci by�o w stolicy siedzie� i b�ki zbija�?
17 Obraz drugi. Intrygi i galopady
OWSIANY �le.
PERSKI No i masz k�opot. Wszystkim by�o dobrze � a jemu �le.
Mo�e �aska cesarska nie �wieci�a r�wnie jasno wam, klechom,
jak i nam artystom?
OWSIANY �wieci�a�
PERSKI Wi�c co�
OWSIANY Ale ko�ci۳ nasz nie boski by�, jeno� (pauza) jeno
cesarski.
PERSKI (mentorskim tonem) A wiesz ty, �e przeciw dwu panom
naraz blu�nisz? (Owsiany milczy) �e grzech ci��ki na kark
sobie bierzesz? (Owsiany milczy) Cicho � sza! Nic si� ojciec nie
b�j, ja ciebie nie zdradz�. Ale mi�dzy nami m�wi�c, mam, widzisz
ojciec, niejakie podejrzenia, czy ten s�u��cy profesora,
Kazimierz� rozumiesz� no, czy nie dla bezpiecze�stwa nam
przydany? (Owsiany milczy) Rozumiesz ojciec?
Owsiany wzrusza ramionami, Perski t�umaczy mu co� na ucho.
OWSIANY Ja nie kary ziemskiej si� boj�.
PERSKI Daj ojciec spok�j. Na zmartwienia z kar� bosk� masz
jeszcze czas.
OWSIANY Zawsze jest czas sposobny, by o Bogu my�le�.
PERSKI To po co �e� ojciec na wypraw� rusza�? Nie lepiej by�o
w klasztorku o �yciu wiecznym medytowa�?
OWSIANY (�arliwie) Mo�e u kresu tej wyprawy znajd� Boga,
kt�rego w ludziach i �wi�tyniach nie znajduj�.
PERSKI (po d�u�szej pauzie) Pyszny�, ojcze.
Wychodz�. Z drugiej strony kolejno pojawiaj� si� wszyscy uczestnicy
ekspedycji, przemierzaj� scen� i znikaj�. Ta cyrkulacja powtarza
si� dwukrotnie. Za pierwszym razem wszyscy wlok� si�
zm�czeni, pow��cz�c nogami i ci�gn�c za sob� po ziemi baga�e.
Przechodz� kolejno: Sier�ant Kant, Pietrek, Kazimierz, Karol,
Genera�, Vanitus, Profesor, Doktor, Owsiany, Perski. Drugie
przej�cie jest bardziej energiczne, mo�e dlatego �e zosta�y rozdane
nowe role: Kant niesie na plecach Genera�a, kt�ry d�ga go
w�boki ostrogami, Kazimierz niesie Profesora, malutki Karol wielkiego
Doktora, Pietrek � Vanitusa, a barczysty Owsiany, bez
oznak zm�czenia � wyczerpanego Perskiego.
Obraz 3
Utarczki
�wita. Wchodz� Pietrek z Kazimierzem, ustawiaj� prosty krzy�.
PIETREK Dobry by� cz�owiek z tego Karola. Szkoda go, tak�
�mierci� zgin���
KAZIMIERZ �mier� jak �mier�, ka�demu jaka� pisana. Prawda,
�e go pan doktor na �mier� zaje�dzi�, ale przecie� potem osobi�cie
mu krew puszcza�.
PIETREK S�aba to jednak pociecha.
KAZIMIERZ Ale zawsze przecie� � wyr��nienie.
Marszowym krokiem wchodzi Kant, k�adzie pod krzy�em wieniec.
KANT Oj to, to� Mo�na powiedzie�, �e na placu boju pad�.
Genera� tak si� przej��, �e mi fuzj� odda�.
Wchodz� pozostali, kr�tka ceremonia pogrzebowa � Owsiany
modli si� cicho, wszyscy zachowuj� skupienie.
PROFESOR (na stronie do Doktora) Nie �al mi tego hultaja, ale
jednak troch� pan przesadzi�, doktorze.
DOKTOR Sk�d mog�em wiedzie�, �e tak szybko szlag go trafi.
PROFESOR Dalej jednak p�jdziemy pieszo. S�u�ba mo�e si�
zbuntowa�. (do Owsianego) Ko�cz ojcze, pora nam w drog�.
Wychodz�, za nimi s�u�ba.
GENERA� Ha, ofiary �miertelne � tegom nie przewidzia�! Ale
cel nasz jest wart wszystkich ofiar. (do Perskiego) A pan, panie
Perski, nie podzielasz mego entuzjazmu. Czy�by� ju� na stron�
tych zasuszonych mumii ci�gn��?
PERSKI Nigdzie nie ci�gn� i nikogo popiera� nie my�l�. Sam
ruszy�em w t� wypraw� i jedynym powodem by�o me umi�owanie
post�pu. Poezja zawsze kroczy w awangardzie epoki,
czy� nie mam racji, nasz drogi filozofie?
Podr�� do kra�ca mapy 20
VANITUS Nie wiem, czy akurat nasza wyprawa przetrze drogi
wiod�ce ku post�powi. A mo�e wkraczamy w �wiat barbarzy�stwa,
grzechu i ciemnoty?
GENERA� Te� prawda! Przecie� w stolicy ka�dy umiera spokojnie,
czasem nawet planowo. A tu masz � dwa trupy w dwa
dni i to bez sensownej przyczyny.
VANITUS Skutki naszych odkry� mog� by� nieobliczalne.
PERSKI O skutki si� nie martwi�, wa�ne s� odkrycia same w�sobie.
Bowiem wszystko co pochodzi z my�li ludzkiej, musi si�
obr�ci� na korzy�� cz�owieka. Tak i nasza wyprawa.
VANITUS Chcia�bym podziela� pa�sk� wiar�, ale musz� niestety
pozosta� przy swojej.
GENERA� Pora w drog�, panowie.
Wychodz�.
Obraz 4
Tygrys
Wchodz� Profesor i Doktor.
PROFESOR No, teraz my zyskali�my pewn� przewag�.
DOKTOR Ale czy nie jest to troch� niebezpieczne, profesorze,
tak zapuszcza� si� samopas w nieznane okolice?
PROFESOR Niech si� pan nie boi, doktorze, znam te tereny
z�map. To bardzo spokojne strony. Niepokoi mnie natomiast
co innego. Czuj�, �e Vanitus rozpocz�� kontrnatarcie i ju� tylko
my dwaj liczymy si� do jego przeciwnik�w.
DOKTOR Jak to? A genera�? A Perski?
PROFESOR Furda Perski, nie bior� go powa�nie, bo raz, �e
poeta, dwa entuzjasta, a takich si� konsekwencja nie trzyma.
Naprawd� martwi mnie genera�.
DOKTOR Przecie� we wszystkim s�ucha pana. A inna � �e to
bufon.
PROFESOR Bufon, nie bufon, ale zawsze genera�. Zapowiedzia
� mi, �e zaraz po doj�ciu do granicy za�o�y po drugiej stronie
garnizon i rozpocznie mobilizacj�.
DOKTOR Et, g�upstwa.
PROFESOR Ale wynika z tego, �e i genera� uwierzy� w t� drug�
stron�. (ciszej) Przyznam, doktorze, o czym mo�e pan nie wiesz,
�e Kazimierz, m�j s�u��cy, jest w istocie przydanym nam do
pomocy zaufanym pracownikiem Ministerium Wewn�trznych
Potrzeb.
DOKTOR Wi�c to on o wszystkim pana informuje?
PROFESOR Dot�d � tak. Ale i jemu powoli przestaj� ufa�. St�d
m�j plan. Schowajmy si� obaj w tych oto g�stych krzakach
i�pos�uchajmy o czym b�d� m�wi� przechodz�cy.
Podr�� do kra�ca mapy 22
DOKTOR My � w krzakach? Pan � profesorze? I ja? W krzakach?
Przecie� to nieprzyzwoite!
PROFESOR Trudno, doktorze, trudno, przypominam, �e jeste�my
na s�u�bie Cesarza.
Profesor wskazuje k�p� krzak�w. Doktor wchodzi w ni� sztywno,
ze wstr�tem, za nim Profesor. Po chwili spomi�dzy ga��zi
wy�ania si� tr�bka na d�ugim ramieniu, kt�ra porusza si� miarowo
w �lad za przechodz�cymi. Po kolei przeci�gaj� pozostali
uczestnicy wyprawy. S� w niez�ych humorach i � wbrew nadziejom
Profesora � tocz� do�� niefrasobliwe (a na pewno � prawomy�lne)
rozmowy. Wszyscy w�druj� od lewej do prawej. Jako
pierwsi � Genera� i Perski.
PERSKI (kontynuuj�c wcze�niej rozpocz�t� rozmow�) Co te�
pan powie, generale� Wi�c ona, taka znana aktorka, te�?
GENERA� Ha, ha, a jak�e! Wy literaci nie doceniacie armii.
Oho, pami�tam, ile to razy w sztabie� aktoreczki ju� si� rozbieraj
� w garderobie, a my ka�emy, panie, wann�, tego, nape�nia�
szampanem i, panie, k�piele. I figle. I zak�ady. Na przyk�ad �
kto d�u�ej wytrzyma pod wod�, to jest � pod szampanem � bez
powietrza�
PERSKI Eeee� te� mi perwersja.
GENERA� Albo pami�tam kiedy��
Wychodz�; wchodz� Vanitus i Owsiany.
OWSIANY Kocham t� ziemi� i natur�, i wszystkie jej stworzenia
mi�uj�� ale�
VANITUS �mia�o, �mia�o�
OWSIANY Ale czuj�, �e ja sam jestem tu obcy, zb�dny i przypadkowy,
a moja mi�o�� jest uczuciem dziecka. Nie wiem czemu
kocham, czemu mi�uj�. Tre�ci, sedna mi brak.
VANITUS M�w dalej, ojcze, s�ucham� i mo�e pom�c bym
umia�.
Wychodz�; wchodz� Kant, Kazimierz i Pietrek.
KAZIMIERZ A mo�e wola�by� w domu siedzie� i b�ki zbija�,
ni� w s�u�bie Cesarza w�drowa�, co szelmo?
PIETREK Eee, gdzie ta. W domu nudno, to raz, a dwa, �e s�u�ba
cesarska � zaszczytna to rzecz.
23 Obraz czwarty. Tygrys
KANT Iiii � pewnie. Ot, cho�by teraz � znowu mi pan genera�
fuzj� odda�. A w stolicy � tyle bym si� broni napatrzy�, co w�muzeum.
Wychodz�; Profesor i Doktor wy�aniaj� si� cz��ciowo zza krzak�w.
DOKTOR Na nic si� pospolitowali�my. O niczym gro�nym
nie m�wili.
PROFESOR Musimy by� czujni, doktorze. Ale, uwaga, kto� si�
tu zbli�a.
Chowaj� si�, wbiega Kazimierz.
KAZIMIERZ Haaa� kto� si� tu schowa�, widzia�em dobrze.
(wyci�ga rewolwer) Wychodzi� w imi� Cesarza! (Profesor i�Doktor
wychodz�) Aaaa�. prosz� bardzo, profesor i � kogo ja widz�
� pan doktor. Sta� spokojnie!
DOKTOR (s�abo) Na pomoc!
KAZIMIERZ Mo�e pan wo�a� do woli � dowody spisku s� i�tak
oczywiste. A zaraz znajdziemy nast�pne.
Kazimierz wchodzi w krzaki; wbiega Kant.
KANT Kto wo�a� pomocy?
PROFESOR (z refleksem) Tam, tam! Tygrys! Strzelaj!
Kant automatycznie sk�ada si� i strzela, s�ycha� krzyk i �omot
padaj�cego cia�a. Wbiegaj� pozostali uczestnicy wyprawy. Os�upia
�y Kant pokazuje na zaro�la � Genera� �mia�o w nie wkracza.
DOKTOR (na stronie) �adna historia!
PROFESOR (cicho) Nic na to nie poradz�. Mo�e to i lepiej, �e
si� go pozby�em.
DOKTOR W ten spos�b pozostaniemy bez s�u�by.
PROFESOR Ale zawsze to lepiej, �e ofiary s� tylko spo�r�d
s�u�by, prawda?
GENERA� (z zaro�li) Na Boga, to� to nie tygrys, to Kazimierz!
PIETREK Doktora! Doktora!
Doktor zachowuje niewzruszony spok�j.
VANITUS Nic mu ju� doktor nie pomo�e � skona�.
KANT C�� ja, nieszcz�sny, uczyni�em!
VANITUS (dociekliwie) To pan�w napad� tygrys?
PROFESOR Co� zaszele�ci�o w krzakach i my�leli�my�
VANITUS Ale czy panowie go widzieli?
Podr�� do kra�ca mapy 24
DOKTOR No, niestety nie.
VANITUS Szkoda. Tygrysy wyginͳy par� setek lat temu. Gdyby
si� jaki� zachowa�, by�by to kolejny dow�d na rzecz mojej tezy.
GENERA� (do Pietrka i Kanta) Pochowa� tego nieszcz��nika.
Pietrek, Kant i Owsiany wychodz� nios�c Kazimierza.
GENERA� Nic z tego nie rozumiem! Tygrysa nie by�o, tak?
VANITUS Niestety! A panowie sk�d w�a�ciwie tutaj? S�dzi-
�em, �e jeste�cie w przodzie.
PROFESOR Musieli�my co� zbada� w tych zaro�lach, wi�c zostali�my.
GENERA� Ale sk�d tu si� wzi�� Kazimierz? Nic z tego nie rozumiem.
PROFESOR Nie pan tu jest od rozumienia, generale. I prosz�
zaniecha� dalszych pr��nych dyskusji na temat tego nieszcz��liwego
wypadku.
PERSKI Jak tak dalej p�jdzie � zostaniemy bez s�u�by. I co wtedy?
GENERA� Od dzi� b�d� strzeg� Kanta jak oka w g�owie. A�przede
wszystkim zabior� mu fuzj�. Got�w nas wszystkich pokaleczy�.
VANITUS (cicho do Perskiego) Oni na pewno co� przed nami
ukrywaj�. Jestem przekonany, �e tam jednak by� tygrys.
PERSKI �e co� ukrywaj�, to pewna, mistrzu. Ale w�tpi�, czy
tygrysa w�a�nie. Ci dwaj co� grubszego knuj�.
Wychodz�.
Obraz 5
Przestrogi M�ynarza
Znu�eni uczestnicy wyprawy wlok� si� wolno, noga za nog�.
Wtem z przeciwka wytacza si� na scen� wysoko wy�adowany
tobo�ami w�z o drewnianych ko�ach, ci�gni�ty za dyszel przez
Parobka. Na wozie drzemi�, okutani po uszy w podniszczone
�achy : M�ynarz, trzy Baby, Dzieci. Obie grupy gwa�townie przystaj
�. Parobek dyszy ci��ko, M�ynarz budzi si� i wyci�ga spod
tobo��w ogromny karabin maszynowy.
M�YNARZ Sta�! Kto jeste�cie!
GENERA� (wysuwa si� do przodu) Jeste�my wypraw� naukow
� ze stolicy. W imi� Cesarza � z���cie bro�.
M�YNARZ (powoli opuszcza karabin) My spokojni ludzie, panie,
tutejsi. Do stolicy uciekamy.
PROFESOR I c�� to zmusi�o was do ucieczki?
BABA I Krzywda i nieszcz��cie, panie! Bo to m�j ch�op jest
m�ynarz. Znaczy si� � by��
M�YNARZ Cichaj, babo� By�em m�ynarzem, panowie. M�yn
mia�em, kr�wek par� i morg�w kilka przykupi�em. Ale od lat
paru jakby si� dobrodziejstwa niebios od nas odwr�ci�y. Najsamwpierw
rzeki wyla�y, groble mi przerwa�o i�ko�o poniszczy
�o, potem susza przysz�a, a i zarazy na byd�o� A�to� kontrybucyje,
podatki na wyprawy naukowe i umocnienia graniczne.
BABA II A chto tam, panoczku, u nas o jakiesik granicach s�ysza
�? My l�dowe ludzie, spokojne!
M�YNARZ Cichaj, babo, powiadam� A zatem � po siedmiu
latach takowych kl�sk i chor�b, g��d tak wielki na nas przyszed,
�e ludziska ziemi� i domostwa porzucili. Czego woda nie
Podr�� do kra�ca mapy 26
zabra�a, to s�o�ce wypali�o, a reszt� szara�cza zjad�a albo znowu�
mysz�w plaga ekstraordynaryjna. A za temi nieszcz��mi
inne, ju� z duszy ludzkiej zrodzone. Bo to i napa�ci, panie,
i�rabunki, a gwa�ty i rozboje. Nikt w ca�ej okolicy spokojno�ci
nie zazna�. Spakowa�em tedy dobytek na w�z, a parobka do
wozu zaprz�g�em, (przy tych s�owach M�ynarza wyczerpany
Parobek wali si� na kolana) bo to konie ju� mi dawno pad�y,
i�do stolicy po szcz��cie w�drujem.
Ojciec Owsiany przykl�ka przy Parobku, ociera mu pot z czo�a,
poi wod�.
VANITUS Straszne rzeczy opowiadasz, m�ynarzu. Wi�c wkraczamy
w opustosza�e ziemie?
M�YNARZ Jak okiem si�gn��, panie, nic jeno g��d a susza,
a�zaraza alibo rozboje, a tako� gwa�ty nies�ychane, korupcyja
i�wszelakie rozpasanie. Nie jed�cie tam, panowie. (do Owsianego)
Zostawcie go, panie, on mocny i poci�gnie jeszcze, a�rzecz
insza, �e psiawiara nijakiego starania niewart!
PROFESOR (wzburzony) Od wielu lat nie s�ysza�em o takich
kl�skach i rozprz��eniu w naszym szcz��liwym pa�stwie. Nie
mog� temu ch�opu wierzy�.
M�YNARZ Jak chceta, panie� Ale je�li drogi nie zaniechacie,
radz� wam troch� or��a nowego przybra�. U nas to ju� strzelby
na tuziny przedaj�, a znowu� kulami na mendle handluj�. Tanio
i ja oddam!
M�ynarz zsiada z wozu i wyci�ga spod tobo��w karabiny, rakietniki,
pancerfausty, noktowizory � pozornie nowoczesne, ale
przypominaj�ce uzbrojenie z I wojny �wiatowej.
GENERA� (ze wstr�tem) A zabierzcie to �elastwo! Nigdy czym�
takim nie wojowa�em i nie mam nawet ochoty pr�bowa�. U�nas
(klepie si� po boku) szabla a ko� dobry � to grunt.
M�YNARZ (�aduj�c bro� z powrotem na w�z) To mo�e dziewk�
we�miecie? (gestem sp�dza Bab� III z wozu) Tanio oddam,
za �yta korzec, bo jest popsowana.
BABA II A bo to wiecie, �askawy panie � kto-to by nie przeci�-
ga� wpodle m�yna, ka�den jeden zgwa�ci� musia�. A to u�ani
byli, a to zn�w saperzy, abo ekolodzy, co z susz� walczyli.
27 Obraz pi�ty. Przestrogi M�ynarza
M�YNARZ Ten mi si� �achudra� (tr�ca ko�cem bicza Parobka)
jak �aski jej doprasza�, ale mu nie dam, bo by si� i za sto lat
nie ods�u�y�. Zreszt� my szybko jedziem, to i nie czas na amory
w takiej ekspedycyi. Ale dziewka jeszcze zdatna jest i w drodze
wam si� nada�
M�ynarz zadziera kieck� Baby III wysoko w g�r�. Baba pod
spodem jest naga; �mieje si� g�upkowato. M�ynarz strzela z bicza,
Baba pr��y si�, potem zach�caj�co rusza biodrami.
OWSIANY Nie, nie! Nie r�bcie tego, cz�owieku. Ulitujcie si�
nad ni�, bo jest nieszcz��liwa.
M�YNARZ Iii� una twarda jest, niejedno jeszcze strzyma. To
jak, znakiem tego � kupujecie? (nikt nie reaguje) No, nie, to
nie� pora nam w drog��
M�ynarz wp�dza Bab� III na w�z, sam te� gramoli si� na g�r�.
PROFESOR C��, my chyba te� ruszymy, cho� zmartwi�y i przerazi
�y mnie te wie�ci.
DOKTOR (zimno) To prostak, panowie. Nie wierzy�bym w�ani
jedno jego s�owo.
M�ynarz wyci�ga bat, smaga nim po plecach Parobka.
M�YNARZ Nie chceta dobrego s�owa s�ucha�, to nie. No�
czas nam w drog�, czas. Wioo�
Udr�czony Parobek z trudem powstaje z kolan, chwieje si�. M�ynarz
strzela z bata. Parobek wolno odwraca twarz w jego stron�.
M�YNARZ A ty mi si� za dziewk�, ni za jad�em nie ogl�daj.
Pami�taj, kto pan, a kto s�uga, i kto komu uwa�anie winien!
Nooo!
Ekspedycja rusza w stron� kulisy, wszyscy znikaj� po kolei ze
sceny. W�z M�ynarza powoli, skrzypi�c, zje�d�a w przeciwnym
kierunku.
Obraz 6
Cyklista
W jaki� czas p��niej. Narada wszystkich uczestnik�w wyprawy.
Siedz� p۳koli�cie wok۳ Profesora, kt�ry przemawia zwr�cony
p۳ty�em do widowni. Pietrek i Kant znudzeni stoj� z boku.
PROFESOR Panowie! Ju� troje s�u�by przyp�aci�o �yciem lekkomy�lno��
projektodawcy tej ekspedycji. Tymczasem celu nie
wida�. Tubylc�w te�, poza tym m�ynarzem g�upkowatym i�plugawym.
Z prowiantem krucho. Przed nami kraj spustoszony,
bezludny, wymar�y� Pytam, panowie: czy macie przekonanie
o wielko�ci celu, ku kt�remu zmierzamy? Czy mo�e powinni�my
zawr�ci�?
VANITUS (energicznie) Nasza wyprawa okaza�a si� trudniejsza,
ni� si� spodziewali�my. Ale to sama rzeczywisto�� i nieodgadnione
�ywio�y zdaj� si� przeczy� m�dro�ci profesorskich
map. A skoro tak � to czy powinni�my pozosta� przy rzeczywisto�ci,
czy przy mapie?
DOKTOR Ale� to s� teorie wywrotowe!
Zaczyna si� niekontrolowana k��tnia. Kant i Pietrek przestaj� jej
s�ucha�. Z najwy�szym zainteresowaniem i tajonym zdumieniem
spogl�daj� w stron� przebytej dot�d drogi, wysuwaj� si� na pierwszy
plan, robi� z d�oni daszek, wypatruj�. Powodem ich zaskoczenia
i zdumienia jest pos�aniec-cyklista, kt�ry zbli�a si� na staromodnym
rowerze. Tymczasem k��tnia nie ustaje. Pietrek i Kant
�ledz� uwa�nie rowerzyst� i komentuj� jego pojawienie si�. Ich
kwestie padaj� symultanicznie do kwestii naradzaj�cych si�.
PIETREK Choroooba!
KANT Ty te� to widzisz?
PERSKI Te teorie nie s� wywrotowe, lecz post�powe, doktorze.
Podr�� do kra�ca mapy 30
DOKTOR Wi�c pan, literat, te� bierze stron� tego podejrzanego
filozofa?
PERSKI Osoba pana Vanitusa nie ma tu nic do rzeczy. Wyruszy
�em w drog� z w�asnej woli i ch�ci.
PIETREK Nooo, widz�!
KANT Co to jest?
OWSIANY (s�abo) Pax vobiscum, panowie.
GENERA� Dziwi� si� panu, doktorze. By� rozkaz? By�. To trzeba
wykona�.
PIETREK Cz�owiek na ko�ach.
KANT Tyle to i ja widz�.
PROFESOR Ale jakim kosztem, generale, jakim kosztem?
GENERA� Nie ma takiej ofiary, kt�rej bym nie poni�s� dla
chwa�y Cesarstwa.
PROFESOR Wiem, wiem, generale, ale nie o �lepe ofiary winno
nam chodzi�.
KANT Ty, a mo�e strzeli�?
PIETREK O, ale � ju� raz strzela�e�.
GENERA� (obra�a si�) �lepe ofiary? Wzrok mam w porz�dku!
OWSIANY Pok�j, panowie.
PROFESOR Niech�e cho� ojciec si� nie wtr�ca. Odbieram ojcu
g�os.
KANT Ty, boisz si�?
PIETREK Jasne.
PERSKI To co, mo�e i mnie pan g�os odbierze?
PROFESOR Jak trzeba b�dzie, to odbior�.
PERSKI Nic to nie da! Cho�by mi pan j�zyk wyrwa�, pozostan
� moje wiersze i pie�ni.
KANT Trzeba by pan�w zawiadomi�.
PIETREK To biegnij do genera�a.
DOKTOR Ale� panie Perski, nikt z nas w pa�ski geniusz nie
w�tpi, ale tu spokoju trzeba.
PERSKI Spokoju wam si� zachciewa? Wariata ze mnie b�dziecie
robi�? Co? My�licie, �e nie wiem, co o was my�le�? Banda
nieuk�w. Ciekaw jestem, czy ten konowa� przeczyta� cho� jeden
wiersz w �yciu! I on mi od geniuszy wymy�la! O, nieee�
31 Obraz sz�sty. Cyklista
KANT Jak�e� taki m�dry, to le� do filozofa.
PIETREK Ja nie p�jd�.
KANT Ja te� nie.
DOKTOR O, ty pisarczyku n�dzny, ja ci�
PERSKI Spok�j, teraz ja m�wi�! Znam ja was. Ksi��ek nie czytacie,
do teatru nie chodzicie, muzyk� tylko z kabaretu znacie
i�wy mi tu o post�pie, wy tu ze mn��
PIETREK A ten ci�gle jedzie.
KANT Coraz bli�ej jest.
PERSKI Wi�cej nie powiem ani s�owa.
DOKTOR I bardzo dobrze!
PIETREK Trzeba jednak pan�w zawiadomi�.
KANT Kiedy tak krzycz�, �e a� przyst�pi� strach.
VANITUS A mo�e by�my sko�czyli t� brudn� po�ajank�?
DOKTOR Do�� obelg.
GENERA� To pa�ska wina.
DOKTOR Do�� tego!
KANT Wiesz co, le� do ojczulka, on pos�ucha.
PIETREK Ale ty ze mn�.
GENERA� Tak jest, do�� tego.
KANT No to chod�my.
PROFESOR Przesta�cie wreszcie, panowie.
PIETREK Tak jest, chod�my.
Nie ruszaj� si� z miejsca.
PERSKI To pan niech przestanie.
KANT Ale ty pierwszy.
PROFESOR W imieniu Cesarza�
VANITUS Ja te� w imieniu Cesarza�
PIETREK Nie, ty pierwszy.
PROFESOR Pan nie ma prawa.
KANT To chod�my razem.
Podchodz� do Owsianego, klaruj� mu co� cicho.
VANITUS A pan je sobie uzurpuje.
Owsiany pr�buje co� powiedzie�.
PROFESOR (w�ciek�y) Ojciec tu czego, przecie� kaza�em ojcu
milcze�.
Podr�� do kra�ca mapy 32
Ojciec Owsiany, zawstydzony, wskazuje r�k� przera�onych
s�u��cych, po czym wyci�ga j� w stron� lewej kulisy. Wszyscy
spogl�daj� w t� stron�. W tym momencie z kulisy wypada zm�czony
Cyklista. Hamuje, zsiada z roweru. Zwarta dot�d grupa
rozsypuje si�, zdumienie, okrzyki przera�enia. Genera� wyrywa
sier�antowi strzelb�.
PROFESOR Co to jest?
CYKLISTA Melduje si� pos�aniec ze stolicy. Czy mam zaszczyt
m�wi� z kierownikiem ekspedycji do kra�ca mapy?
PROFESOR Jestem we w�asnej osobie. Ale c�� to za dziwny
tw�r?
CYKLISTA (z dum�) Wida� zaraz, �e panowie od dawna w�drodze.
To najnowszy wynalazek naszych in�ynier�w. U�atwia
ka�d� podr�� i znacznie j� przy�piesza, a przy tem �adnej strawy
nie potrzebuje. (demonstruje rower) Te oto deseczki stopami
naciskaj�c, uzyskuje si� si��, kt�ra przeniesiona na ko�a, wielki
im po�piech nadaje. Ko�a kr�c� si�, a bicykl sam podr��nego
niesie.
PERSKI (zafascynowany) Bi-cykl! Ha, jaka wspania�a nazwa.
Jako �ywo, godna poematu. Panowie � oto uciele�nienie post�pu,
oto idea �ywa, wynalazek tak wspania�y, �e dot�d w�wyobra�ni
sennej nawet nie powsta�.
PROFESOR Wynalazek owszem � ciekawy, ale przecie� nie po
to s�ano za nami go�ca, by nam nowinki prezentowa�. C��
w�stolicy, jak zdrowie Najja�niejszego Pana?
CYKLISTA Nie wymawiaj przy mnie s��w niegodnych prawowiernego
obywatela! Rok ju� min�� od wielkiej rewolucji, kt�ra
znios�a Cesarstwo i ustanowi�a Republik�. By�y Cesarz, o�kt�rego
tak nieostro�nie zapytujesz, abdykowa� i zmar� zaraz potem
ku chwale ludu, kt�ry jest s�dzi�, panem i najwy�sz� warto�ci�
pa�stwa. Precz z Cesarstwem, niech �yje Republika!
PERSKI (s�abo) Niech �yje!
CYKLISTA Chyba tylko waszym zdumieniem mog� t�umaczy�
brak wymaganego okrzyku, bo w ka�dych innych okoliczno�ciach
milczenie wasze uzna� bym musia� za zdrad� stanu.
A�wi�c: niech �yje Republika!
33 Obraz sz�sty. Cyklista
PERSKI i GENERA� (mocniej) Niech �yje!
CYKLISTA No, co� to jeszcze s�abo wychodzi.
WSZYSCY Niech �yje!
PERSKI Ja bo zawsze by�em w duszy re� publikaninem. Wie��
ta gor�c� rado�ci� mnie przepe�nia.
GENERA� Tak, tak � mnie te�.
PERSKI Stary Cesarz by� kuternoga� powiedzmy sobie szczerze,
nic nie czyta� i za nic mia� sztuk�.
PROFESOR Nauk� te�! Nic z wiedzy �cis�ej rozumie� nie by�
zdolny.
DOKTOR Lekarzy od ���ka p�dzi�. Za jedyne lekarstwo mia�
koniak i termofor.
PERSKI Co za radosna nowina!
GENERA� A Cesarzowa by�a weso�a kobitka, wiem co� o tym,
he-he�!
VANITUS Infant nawet czyta� dobrze nie umia�.
Wreszcie �miech wygasa. Wszyscy nagle za�enowani przygl�daj
� si� sobie spode �ba. Pos�aniec ca�y czas milczy.
PROFESOR No tak, ale nasz go�� pewnie i inne nowiny przywi�z
�. Pozw�l, panie�
CYKLISTA Obywatelu�
PROFESOR Eee� tak, obywatelu, czy Cesa� to jest chcia�em
powiedzie��
CYLKISTA U steru nawy pa�stwowej stoi teraz Prezydent, kt�ry
pami�ta o wyprawie i nakazuje j� kontynuowa� ku chwale Republiki.
Sk�ad ekspedycji pozostaje bez zmian. Odwo�uje si� tylko�
(wyci�ga kartk�, czyta) porucznika Kazimierza Wypiontka.
PROFESOR Nie �yje, niestety.
CYKLISTA No to ma ch�op szcz��cie, w stolicy czeka�by go
stryczek. Poza tym: Prezydent prosi profesora o dalsze dowodzenie
wypraw�, genera� Brandenburski otrzymuje awans na
genera�a-majora, a obywatela Vanitusa wybrano zaocznie na
cz�onka Ludowej Akademii Nauk. Obywatele, wasza misja ma
wag� pa�stwow�: granic� trzeba odnale��, przekroczy� i r�wnie�
poza ni� zasia� ziarno naszej wielkiej idei!
PERSKI Niech �yje post�p!
Podr�� do kra�ca mapy 34
PROFESOR (bez entuzjazmu) Tak jest, niech �yje. A teraz prosz�
obywatela i was, panowie, do namiotu na uczt�. To jest �
chcia�em powiedzie� � na posi�ek. S�u�ba zajmie si� rumakiem,
to jest � bi� cyklem o� bywatela pos�a�ca.
CYKLISTA (brutalnie) Oczy��cie go z b�ota i naoliwcie ko�a.
A�rusza� si� �ywo, szelmy, bo dostaniecie po karku!
Wychodz� wszyscy poza Pietrkiem i Kantem.
PIETREK A to ci cudaczna maszyna.
KANT Iiii tam, maszyna. A s�ysza�e�, co ten gada�?
PIETREK Co mia�em nie s�ysze�?
KANT To znaczy, �e nie ma ju� Cesarstwa?
PIETREK Ano nie.
KANT Ale znaczy si�� co to jest ta Republika?
PIETREK Po mojemu, r��nicy �adnej nie ma. Ino nazwa inksza.
I zamiast Cesarza jest ten no� Perezydent.
KANT Ale bo to, wiesz, ten od maszyny gada�� znaczy si� �
co te� to jest ten lud?
PIETREK (m�drzy si�) Lud to, widzisz� panowie! Te wszystkie
profesory, genera�y, filozofy i inksze grafy. To oni s� lud.
Rozumiesz?
KANT Znaczy si� � armia b�dzie dalej?
PIETREK Jasne, a czemu ma nie by�?
KANT Bo my�la�em, �e jak nie ma Cesarza, to nie b�dzie i armii.
PIETREK B�dzie, b�dzie, tyle, �e ludowa. Sam przecie� s�ysza-
�e�, �e tw�j pan awans dosta�. Tylko patrze�, a i ty szar�� z�apiesz.
KANT (z nadziej�) My�lisz?
PIETREK A czemu nie? Dy� s�u�ysz wiernie ludowi?
KANT S�u��!
Ko�cz� czy�ci� rower, gdy z prawej wchodzi Perski, dopijaj�c
czerwone wino. Ociera usta koronkow� chusteczk�.
PERSKI Robota sko�czona?
PIETREK Ko�czymy, panie.
PERSKI Ale ostro�nie pracowa�, z szacunkiem. Bicykl to wielka
rzecz. Taki przedmiot jest jak najwspanialszy poemat. (de-
35 Obraz sz�sty. Cyklista
klamuje z uniesieniem) W jego szlachetnych kszta�tach, w klasycznych
liniach o p�ynno�ci kobiecego cia�a, uciele�nia si� my�l
ludzka. Pietrek, zerknijcie no dyskretnie, co panowie robi�.
(Pietrek wychodzi) A teraz ja, czciciel post�pu, dosi�d� tego
mechanicznego Pegaza!
Perski wr�cza Kantowi pusty kieliszek, g�adzi pieszczotliwie ram�
roweru.
PIETREK (wracaj�c) Panowie jak i przedtem� eee� ucztuj�.
PERSKI �wietnie! Usu�cie si� z drogi i podziwiajcie, jak dosiada
swego wierzchowca nowoczesny argonauta. (Perski wsiada
na rower, szamocze si� z nim, pada. Ponawia pr�b�, tym razem
z sukcesem � �apie r�wnowag� i zaczyna niewprawnie kr�ci�
piruety upojony sw� sprawno�ci� i odwag�) A teraz � uwaga!
Ruszam w wielk� podr��! �egnajcie, znajdziecie mnie mi�dzy
bogami!
Wyje�d�a w lewo.
PIETREK i KANT Ostro�nie, panie, tam przepa��!!! St�jcie!
S�ycha� g�o�ny krzyk i przera�liwy �omot blach. Z prawej wypadaj
� pozostali uczestnicy wyprawy i Cyklista z widelcami w�d�oniach,
chusteczkami za ko�nierzykami. Genera� czka.
PROFESOR Co si� znowu sta�o?
PIETREK Tam, tam, pan Perski na bicyklu!
GENERA� Wpad� w przepa��, nieszcz�sny.
PROFESOR Liny, dajcie liny!
VANITUS Z�o�y� swe �ycie na o�tarzu post�pu.
Pietrek i Kant wnosz� cia�o Perskiego. Genera� d�wiga po�amany
rower.
PROFESOR (do Vanitusa) Pow�drujemy, oczywi�cie, dalej, ale
za wszystkie te ofiary odpowiedzialny b�dzie pan.
DOKTOR (surowo) I cykli�ci.
Przerwa
Obraz 7
Starzec �lepy
W jaki� czas p��niej. Podr��nicy s� wym�czeni, bladzi, zaro�ni�ci.
Ubrania i baga�e poszarpane, wyblak�e. Wida�, �e podr��
da�a si� im we znaki. Id� pod silny wiatr, wi�c wolno; krzycz�,
by si� nawzajem us�ysze�. Jako pierwsi Genera� i Vanitus.
GENERA� (ci��ko dysz�c) Dok�d idziemy? Po co? (Vanitus
milczy) Tu tylko dziki step, wiatr i zawieja. Ludzi od dawna
nie widzia�em. Cesarstwa ju� nie ma, a Republika to tylko abstrakcja,
jak�e wi�c szuka� granic?
VANITUS T� granic� niesiemy w sobie i musimy j� przej��.
Wychodz�, wchodzi Owsiany, sam.
OWSIANY Dmij wietrze, grzmij burzo, smagajcie mnie ga��zie
deszczu. Trzeba mi trudu, co utwierdzi mnie i ustanowi.
Wychodzi; wchodz�, utykaj�c i podtrzymuj�c si� wzajemnie,
Profesor i Doktor.
DOKTOR Profesorze, po co brniemy ulegle w ten absurd, kt�ry
nas wszystkich zabije? Pora wraca�.
PROFESOR Powr�t te� by�by kl�sk�, to by�aby �mier� za �ycia.
Widzisz, doktorze, chyba racj� ma ten zwariowany Vanitus �
strach, kt�ry w nas jest, to strach przed post�pem.
DOKTOR (kostycznie) To zdrowy strach przed zmian� na gorsze.
PROFESOR Tego nie wiemy. Vanitusa popycha bezinteresowna
��dza poznania i jej pozostaje wierny.
DOKTOR Zginiemy!
PROFESOR Ale mo�e przedtem poznamy prawd�!
DOKTOR Prawda pana Vanitusa nic mnie nie obchodzi.
Wbiega Pietrek, wiatr cichnie.
Podr�� do kra�ca mapy 38
PIETREK Panie, panie, wszyscy zawr�cili z drogi, wracaj� tu!
A z nimi jaki� cz�owiek dziwny.
GENERA� (wbiegaj�c) Profesorze, nareszcie jaki� tubylec!
Wchodz� Owsiany i Vanitus, podtrzymuj�c Starca �lepego. Jest
to wielkiego wzrostu m��czyzna, siwow�osy i siwobrody, z kosturem
w d�oni i bielmem na oczach.
STARZEC �LEPY Pok�j wam, szlachetni!
VANITUS Witaj starcze! Czy jeste� mieszka�cem tych dzikich
stron?
STARZEC �LEPY Pochodz� z daleka, z okolic ludnych i bogatych,
gdzie teraz zaraza �mier� okrutn� szerzy. Z ca�ej osady
jam jeden przy �yciu pozosta� i porzuciwszy ojcowizn� w g��b
kraju �piesz�. Uciekajcie i wy, szlachetni panowie! Nikogo zaraza
nie omija i nikt si� jej mocy oprze� nie zdo�a.
DOKTOR (ciekawie) M�w, starcze, co to za choroba?
STARZEC �LEPY Jedni j� zowi� grzeszn� gor�czk�, inni zn�w
pomi�ostk� nazywaj�. Leci jak wiatr od miasta do wsi, oddechem
gor�cym i zgni�ym twarze omiata, nie ucieknie przed ni�
ni ptak, ni zwierz. Ludzie ni� dotkni�ci rzucaj� si� na siebie
wzajem i parz� jak zwierz�ta w rui, a ona na ich cia�ach wrzody
otwiera straszne, s�abo�� i gor�czki sprowadza, moce wszelkie
cia�u grzesznemu odbiera, a� cz�ek zmieniony w szkielet
grzechocz�cy w mogi�� si� osuwa. Wszyscy, wszyscy id� na
zatracenie.
VANITUS Straszliwe rzeczy opowiadasz, czcigodny starcze.
DOKTOR (autorytatywnie) Tym razem mog� pana uspokoi�.
Ten starzec plecie duby smalone. Rozum mu si� pomiesza�, ale
nie z choroby, a ze staro�ci. Po�wiadczam ca�� wiedz� swoj�
i�autorytetem nowoczesnej medycyny, �e choroba, o kt�rej
m�wi ten starzec, od dawna ju�, zwyci��ona przez pot�g� wiedzy,
nie istnieje.
STARZEC �LEPY Nikt z ca�ej wioski nie pozosta� �ywy. Ja sam
tylko! Wiekiem i kalectwem swym zabezpieczony, nie da�em
si� rui owej wszetecznej ponie��, jako i� niewinno�� sw� od
dzieci�co�ci konserwuj�. Ale strze�cie si�, szlachetni przybysze
� i was to op�tanie czeka!
39 Obraz si�dmy. Starzec �lepy
PROFESOR Co s�dzicie o tym, panowie? Ja got�w jestem zawierzy�
autorytetowi doktora.
VANITUS Tak� oczywi�cie� p�jdziemy dalej.
DOKTOR Nie s�uchajcie tych bredni, panowie.
Wychodz� wszyscy poza Starcem �lepym. Vanitus zawraca.
VANITUS Powiedz mi starcze, wszak �y�e� daleko st�d, w pobli�u
granic � co jest po drugiej stronie?
STARZEC �LEPY Daleko st�d pasa�em owce, u samych kra�c�w
dawnego Cesarstwa, ale nie wiem co zowiesz granic�.
VANITUS Jak�e to?
STARZEC �LEPY Nic nie wiem synu, nie widzia�em niczego.
Od urodzenia jestem �lepy.
VANITUS Przekle�stwo na moj� g�ow�! �ycz mi szcz��cia,
starcze.
Wychodzi.
STARZEC �LEPY (za nim) Przekle�stwo �ciga wszystkich, kt�rzy
zmierzaj� w stron� granic.
Obraz 8
Banda Serwacego
Obozowisko; Pietrek i Kant.
PIETREK Tak tedy i pan doktor si� pomyli�. A taki uczony by�
z niego cz�owiek.
KANT Cud prawdziwy, �e�my z �yciem z tej zarazy uszli.
PIETREK Ale doktor ju� si� nie wyli�e.
KANT Przyjdzie i do tego, �e wszyscy pomrzemy.
OWSIANY (wchodz�c) Ka�demu jego pora pisana. Doktor Stomak
zasn�� snem wiecznym. Pom�dlmy si� za niego.
Owsiany kl�ka samotnie; wchodz� pozostali.
GENERA� Suchy by� z doktora cz�owiek, ponury, ale jednak,
ot � w sercu �al, cho� nie przystoi wojskowej osobie� I kto by
to pomy�la�, i� od �lepca tym jadem si� zarazi. A pono� �w
starzec niewinno�� konserwowa�?
PROFESOR A c�� mam powiedzie� ja, kt�ry straci�em jedynego
przyjaciela? Cho� mo�e nie mam racji? Wszyscy stajecie mi
si� bliscy�
VANITUS I ja uraz w sercu nie chowam.
PROFESOR Daleko gdzie� wielki �wiat, stolica gwarem t�tni,
ale nie dla nas ju� codzienne rado�ci. P�jdziemy dalej, przyjaciele.
Wszyscy milkn�, zamy�leni. Wchodzi Tubylec, ci�gn�c wypchany
w�zek.
TUBYLEC Hej ludzie, kto wy? (nikt nie odpowiada) Hej ludzie,
og�uchli�cie?
VANITUS Kto tu, kto tu?
TUBYLEC Ja tutejszy jestem. A wy? Czy nie z bandy Serwacego
czasem?
Podr�� do kra�ca mapy 42
PROFESOR Jeste�my naukow� ekspedycj� Prezydenta Republiki,
dobry cz�owieku.
TUBYLEC No, dobrych ludzi to ju� chyba niewielu zosta�o�
Ale o jakim prezydencie m�wisz? O jakiej republice? To o niczym
nie wiecie, nieszcz��ni?
VANITUS Jakie zn�w wie�ci ty nam og�osisz?
TUBYLEC Nie ma ju� Republiki, nie ma Prezydenta. Parlament
obalony, ministrowie w wi�zieniach. Krajem rz�dzi Dyktator,
we wszystkich prowincjach �ledztwa, pogromy i egzekucje. Nikt
nie wie, czy g�ow� z po�ogi wyniesie!
VANITUS To ju� nas nie dotyczy, jeste�my poza granic� wydarze�.
TUBYLEC Szkoda, bo bezpieczniej razem w�drowa� w poszukiwaniu
stron spokojniejszych. Zapami�tajcie chocia� jedno:
strze�cie si� zb�jcy Serwacego, kt�ry ze sw� band� po okolicy
chadza. W�a�nie przed nim uciekam.
PROFESOR Jednej rzeczy nie mog� poj��. Jak to mo�liwe, �e
wiesz o rzeczach, jakie si� zdarzy�y w stolicy, wcze�niej od nas,
kt�rzy prosto z niej idziemy?
TUBYLEC Wida� od razu, panowie, �e�cie od dawna w podr��y
i z dala od wi�kszych osad. Ju� par� lat mija odk�d w powszednim
u�yciu jest ten oto (wyci�ga radio tranzystorowe)
prosty wynalazek, kt�ry g�os na odleg�o�� przenosi. Ju� nawet
dzieci po miastach nim si� bawi�.
W��cza radyjko, z kt�rego s�ycha� fragment jakiego� przem�wienia.
G�OS DYKTATORA Tak wi�c odpowiemy naszym przeciwnikom
z wiadomych kr�g�w, i� pogl�dy ich i czyny s� g��boko nies�uszne.
Jedyn� bowiem gwarancj� szcz��cia i pomy�lno�ci og۳u mo�e by�
w�adza nasza i pa�stwo nasze, w kt�rym ka�dy prawomy�lny cz�owiek
swe miejsce znajdzie� A teraz� (Dyktator zmienia ton, m�wi
jak wytrawny did�ej) nasza z�ota dziesi�tka! Z dedykacj� dla Mirki
z Zambrowa od kolegi z woja w Ustce � najnowszy przeb�j� (g�os
ginie w fali gwa�townej muzyki disco-polo)
TUBYLEC (wy��cza tranzystor) Czas na mnie� Pami�tajcie,
strze�cie si� Serwacego!
43 Obraz �smy. Banda Serwacego
Tubylec wychodzi.
GENERA� Ciekawe, kim jest ten Dyktator? Zna�em ca�� sto-
�eczn� elit� i nikogo bym nie podejrzewa� � za cesarskich czas�w
� o takie ambicje.
PROFESOR Drogi generale, zdaje si�, �e w stolicy tak wiele si�
zmieni�o, i� nie jeste�my w stanie zrozumie� tego, co si� tam
dzieje.
VANITUS Zastan�wmy si� wi�c, co dalej.
GENERA� Ja si� zajm� obron� przed rozb�jnikami, cho� mam
najmniejsz� armi� �wiata. Sier�ancie! Oddajcie mi fuzj�. B�dziemy
szli zwart� grup�: Kant pierwszy, ja ostatni. Nie rozdzielamy
si�, zrozumiano?
PIETREK Ju� za p��no.
Otaczaj� ich Serwacy, Pucek i Waliszewski.
SERWACY (triumfalnie) Tak jest, panowie, jeste�cie otoczeni.
GENERA� B�dziemy si� broni� do ostatniej kropli krwi.
SERWACY (grzecznie) Aaa, tak? To �adnie. Ale przedtem mo�emy
chyba porozmawia�?
PUCEK i WALISZEWSKI Hahahaha!
SERWACY Je�li si� nie myl�, mam do czynienia ze s�awn� ekspedycj
� do kra�ca mapy?
PROFESOR To prawda, ale sk�d wy mo�ecie o tym wiedzie�?
SERWACY Ale� � przemawia przez pana zbytnia skromno��.
Czy nie wiecie, �e nadaje si� o was programy w telewizji i �e
ucz� o was dzieci