11122

Szczegóły
Tytuł 11122
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11122 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ben Bova Wojna o Ksi�yc Prze�o�y�a Maria G�bicka-Fr�c Olsztyn 2003 Tytu� oryg. �Moonwar� Wydanie angloj�zyczne: 1997 Wydanie polskie: 2003 SPIS TRE�CI CZʌ� I PRZEZNACZENIE 4 CZʌ� II OBLʯENIE 106 CZʌ� III BITWA 236 Dla Janet i Billa Cuthbert�w oraz dla Barbary, z podzi�kowaniami za odkurzacz Wojna jest z�� rzecz�, ale poddanie si� dyktatowi innych pa�stw jest gorsze (...) Wolno��, je�li b�dziemy jej broni�, wynagrodzi nam straty, za� poddanie si� b�dzie oznacza� nieodwracaln� utrat� wszystkiego, co cenimy (. . ). Do was, kt�rzy mienicie si� lud�mi pokoju, powiadam: Nie jeste�cie bezpieczni, o ile nie macie po swojej stronie ludzi czynu. Tukidydes Kiedy przetrwamy szybkie zmiany, kt�re obecnie s� wyznacznikiem naszego przechodzenia z trzeciej do czwartej fazy historii, z okresu zr�nicowania w okres ujednolicenia, staniemy w obliczu wielu powa�nych problem�w (...) Liczne eksperymenty spo�eczne wykaza�y, �e cz�owiek nie mo�e kontrolowa� wszystkich aspekt�w �ycia. Mo�emy tylko stara� si� wyizolowa� czynniki kluczowe dla ca�ej struktury i nad nimi pracowa�. Najwa�niejsze z nich to: ochrona zasob�w naturalnych, produkcja energii, kontrola urodze�, pe�ne wykorzystanie potencja�u intelektualnego i edukacja. Detale struktury spo�ecznej automatycznie zajm� swoje miejsce jako produkt ko�cowy wszystkich tych si� ? jak by�o zawsze (...) Polityczna unifikacja �wiata nie jest pierwszym koniecznym krokiem. Zanim jej osi�gni�cie stanie si� mo�liwe bez wywo�ywania zam�tu, sama unifikacja przestanie by� potrzebna. Carleton S. Coon CZʌ� I PRZEZNACZENIE Nie oszukujmy si�, sir. S� narz�dzia wojny i podboju; ostatnie argumenty, do kt�rych uciekaj� si� kr�lowie. Patrick Henry Prolog: Centrum kontroli Bazy Ksi�ycowej ? L-l niedost�pny. Szefowa ��czno�ci poderwa�a g�ow� znad klawiatury. - Sprawd� na drugim kanale. - Ju� to zrobi�em ? odpar� dy�urny siedz�cy przy s�siedniej konsoli. ? Nic z tego. Wszystkie cz�stotliwo�ci s� g�uche. Trzeci ��czno�ciowiec, siedz�cy po drugiej stronie szefowej, stuka� po kolei w r�ne bloki klawiszy. Na jego ekranie widnia� galimatias pas�w. ? Zrobili to ? potwierdzi�. ? Wyci�gn�li wtyczk�. Inni kontrolerzy i technicy opu�cili swoje stanowiska i otoczyli stanowisko ��czno�ci. Pozostawione bez opieki pulpity mruga�y i �wieci�y oboj�tnie. Wielki elektroniczny ekran �cienny, ukazuj�cy wszystkie systemy Bazy Ksi�ycowej, jarzy� si� jak zawsze, jakby nie dzia�o si� nic niezwyk�ego. Szefowa pchn�a w ty� fotel na k�kach. - Dok�adnie w zapowiedzianym czasie, prawda? - Dok�adnie ? powiedzia� technik. ? Mamy wojn�. Nikt si� nie odezwa�. Nikt nie wiedzia�, co powiedzie�. Grupa m�czyzn i kobiet sta�a w pe�nej napi�cia ciszy. Jedynym d�wi�kiem by� szum konsoli i delikatny szept wentylator�w. - Poinformuj� szefa ? mrukn�a szefowa, si�gaj�c do klawiatury. Zacz�a t�uc w klawisze. - Cholera! ? zakl�a. ? Z�ama�am paznokie�. L�dowanie minus 116 godzin 30 minut Douglas Stavenger sta� na Prze��czy Wojdohowitza, ws�uchuj�c si� w cisz�. W Bazie zawsze rozbrzmiewa�y g�osy, ludzkie albo syntezowane, a w tle nieustannie szumia�y urz�dzenia elektryczne. Tutaj, w g�rach, kt�re opasywa�y ogromny krater Alfons, s�ysza� tylko w�asny oddech ? i cichy, krzepi�cy pomruk wentylator�w skafandra. Dobry ha�as, pomy�la�, u�miechaj�c si� do siebie. Kiedy ucichnie, tw�j oddech te� ustanie. Wysiad� z ci�gnika niedaleko miejsca, gdzie sta�a tablica, niewielki z�oty prostok�t przynitowany do ska�y, po�wi�cony pami�ci jego ojca. W tym miejscu Paul Stavenger wybra� �mier�, �eby ocali� m�czyzn i kobiety Bazy Ksi�ycowej. Jednak�e to nie nostalgia przygna�a go na prze��cz. Chcia� przyjrze� si� uwa�nie Bazie Ksi�ycowej, obejrze� nie schematy ideowe czy plany elektroniczne, ale prawdziw� Baz�, le��c� w bezkompromisowym �wietle gwiazd. Wszyscy jej mieszka�cy my�leli, �e s� bezpieczni w przytulnych jaskiniach wyd�ubanych w zboczu g�ry, kt�r� nazwali Yeager. Os�oni�ci przez warstwy litej ska�y, nie bali si� niebezpiecze�stw czyhaj�cych na powierzchni, pozbawionej powietrza i p�awi�cej si� w promieniowaniu twardym, z r�nicami temperatur mi�dzy dniem a noc�, mi�dzy s�o�cem a cieniem si�gaj�cymi czterystu stopni Fahrenheita. Ale Doug wiedzia�, �e s� okropnie bezbronni. Ochronili si� przed si�ami natury, prawda, teraz jednak grozi�o im unicestwienie przez wojn�. Popatrzy� na farm� solarn�, tysi�ce akr�w ciemnych ogniw s�onecznych, kt�re �apczywie spija�y �wiat�o S�o�ca i bezszmerowo przekszta�ca�y je w elektryczno�� potrzebn� Bazie tak, jak cz�owiekowi krew. Panele mog�y zosta� rozbite w py� przez konwencjonalne materia�y wybuchowe albo unieszkodliwione przez impuls promieniowania z g�owicy atomowej. U�wiadomi� sobie, �e jeszcze �atwiej by�oby zniszczy� radia-tory ? wszyscy b�dziemy si� gotowa� we w�asnym cieple, dop�ki nie skapitulujemy albo nie pomdlejemy z gor�ca. Przesun�� spojrzenie na l�dowiska rakietowe, puste po rannym odlocie lunarnego pojazdu transferowego. Za portem zobaczy� kopu�� geodezyjn� os�aniaj�c� nieuko�czony kliper, budowany przez nanomaszyny wielko�ci wirus�w, kt�re przetwarza�y w�glowy py� meteorytowy w twardy, wytrzyma�y diament. Jak ochroni� statek? Nie mo�emy go os�oni� ani ukry� pod powierzchni�. Kopu�a nie stanowi �adnego zabezpieczenia przed pociskami, nawet z broni r�cznej. Si�gn�� wzrokiem dalej w g��b krateru, gdzie w stron� horyzontu celowa� chudy, ciemny metaliczny palec katapulty. Wiedzia�, �e wystarczy jedna bomba j�drowa, by wyrzutnia przesta�a istnie�. C�, w wojnie opartej na wymianie ognia nie mamy szans, pomy�la�. To pewne. Skierowa� oczy na skraj farmy solarnej, zobaczy� ciemn�, g�adk� b�on� na powierzchni, gdzie nanomaszyny pracowicie przemienia�y krzem i metale z regolitu w kolejne ogniwa s�oneczne. Z ich powodu wybuch�a ta wojna, wiedzia�. Nanomaszyny. Mia� wra�enie, �e czuje tryliony �uk�w we w�asnym ciele. Je�li wr�c� na Ziemi�, stan� si� �ywym celem. Za�atwi mnie pierwszy szurni�ty nanoluddysta, jak wielu innych przede mn�. Ale je�li wojnie b�dzie mo�na zapobiec tylko poprzez zamkni�cie Bazy Ksi�ycowej, dok�d si� udam? Z m�tlikiem w g�owie odwr�ci� si� i spojrza� na g��boki d�, kt�ry pewnego dnia mia� si� sta� g��wnym placem Bazy Ksi�ycowej. Je�li kiedykolwiek go uko�czymy, pomy�la�. Wszystkie prace konstrukcyjne zaczynaj� si� od wykopania do�u. Nie ma znaczenia, czy jeste� na Ksi�ycu, czy na Ziemi. W blasku pot�nych lamp koparki zdziera�y regolit i �adowa�y go na ci�ar�wki. Praca przebiega�a bezg�o�nie w lunarnej pr�ni. Nad maszynami wisia�y chmury drobnego py�u, przy�miewaj�ce �wiat�o lamp jak mg�a. Pierwszy raz widz� mg�� na Ksi�ycu, pomy�la� Doug. Ale nie ma w niej ani jednej cz�steczki wody. Wszystkie maszyny by�y kierowane przez operator�w siedz�cych bezpiecznie przy swoich stanowiskach w centrum kontroli. Tylko paru robotnik�w budowlanych przebywa�o na powierzchni w kraterze Alfons. Ja te� powinienem by� wewn�trz, powiedzia� sobie. Odliczanie ju� si� rozpocz�o. Powinienem by� wewn�trz i mierzy� si� z problemem, a nie ucieka�. W ci�gu siedmiu lat przymusowego pobytu na Ksi�ycu, zawsze wychodzi� na powierzchni� ilekro� mia� jaki� problem. Wyrazisty ksi�ycowy krajobraz pozwala� mu skoncentrowa� si� na tym, co najwa�niejsze: �ycie albo �mier�, przetrwanie albo zag�ada. Surowa wspania�o�� Ksi�yca zawsze wywiera�a na nim g��bokie wra�enie. Teraz jednak zamiast podziwu czu� strach. Strach, �e Baza Ksi�ycowa zostanie zamkni�ta, �e bezpowrotnie utraci szans� na otworzenie kosmicznej granicy. Strach, �e b�dzie musia� wr�ci� na Ziemi�, gdzie czekaj� na niego zab�jcy. I gniew, g��boki, tl�cy si� gniew na �lepych, fanatycznych ignorant�w gro��cych Bazie wojn� i unicestwieniem. Kipi�c ze z�o�ci, wr�ci� do ci�gnika i wspi�� si� na siedzenie z go�ego metalu. Grunt na prze��czy po��obiony by� przez g�sienice traktor�w, od lat przeoruj�ce pylisty regolit. On sam przejecha� ca�� drog� wok� tych �agodnie zaokr�glonych g�r; okr��enie krateru nie by�o �atwe, nawet ci�gnikiem. Alfons by� taki wielki, �e g�ry pier�cieniowe znika�y za bliskim lunarnym horyzontem. Wycieczka zabra�a mu prawie tydzie�, przez ca�y czas w skafandrze, kt�ry na d�ugo przed powrotem nabra� mocno dojrza�ego zapachu. Ale w trakcie samotnej w�dr�wki znalaz� upragniony spok�j i wewn�trzn� r�wnowag�. Nie dzi�. Nawet tutaj nie znalaz� spokoju. Kiedy zjecha� na dno krateru, spojrza� za bezkompromisow� krech� horyzontu i zobaczy� Ziemi� wisz�c� na ciemnym niebie, jarz�ca si� b��kitem, przybran� pasmami �nie�nobia�ych chmur. Nie do�wiadcza� t�sknoty, poczucia straty ani nawet ciekawo�ci. Czu� tylko g��bok� pogard� i gniew. Pal�cy gniew. Jego prawdziwym domem by� Ksi�yc, nie ten daleki zak�amany �wiat, gdzie za ka�dym u�miechem kry�a si� przemoc i zdrada. I u�wiadomi� sobie, �e z�o�ci si� na siebie, nie na dalekich, anonimowych mieszka�c�w Ziemi. Powinienem by� przewidzie�, �e do tego dojdzie. Od siedmiu lat wywierali na nas naciski. Powinienem by� co� wymy�li�, �eby unikn�� otwartego konfliktu. Zaparkowa� ci�gnik i ruszy� wzd�u� wykopu, stawiaj�c d�ugie, p�ynne kroki, kt�re w niskiej grawitacji Ksi�yca wygl�da�y jak rodem ze snu. Zobaczy�, �e wykop jest prawie uko�czony. Niemal byli gotowi do rozpocz�cia nast�pnej fazy, bardziej finezyjnej. Ci�gniki, idealne do usuwania ogromnej masy py�u i ska�y, mia�y ust�pi� wyspecjalizowanym nanomaszynom, opracowywanym w tym celu w laboratoriach. Zastanowi� si�, czy kiedykolwiek osi�gn� ten etap. Czy Baza Ksi�ycowa zostanie porzucona i zawieszona w czasie, zamro�ona w pozbawionej powietrza pustce niesko�czono�ci? Co gorsza, mo�e zosta� wysadzona, zbombardowana, zniszczona na zawsze. Nie wolno do tego dopu�ci�! Nie pozwol�, by tak si� sta�o. Niezale�nie od okoliczno�ci, nie dam im pretekstu do u�ycia si�y. ? K�aniam si�, witam! ? W s�uchawkach zadudni� g�os Lwa Brudnoja. Wyrwany z zadumy Doug podni�s� g�ow� i zobaczy� zbli�aj�c� si� wysok� posta� w skafandrze koloru kardynalskiej purpury. Skafandry uniemo�liwia�y identyfikacj�, wi�c d�ugoterminowi lunatycy zacz�li nadawa� im osobisty charakter. Brudnoj wyr�nia� si� tak�e wdzi�kiem ruch�w ? w p�katym kosmicznym stroju chodzi� tak swobodnie, jak w zwyczajnym ubraniu. - Lew, co ty tu robisz? - Jak�e serdecznie witasz ojczyma! - Przecie� wiesz, dlaczego. - Postanowili�my z twoj� matk� przyby� teraz, bo p�niej ju� mo�e nie by� okazji. Doug pokiwa� g�ow�, przyznaj�c mu racj�. ? S�usznie. Mog� na jaki� czas wstrzyma� loty. ? Jak si� czujesz w skafandrze? Doug zapomnia�, �e nosi nowy model. - �wietnie ? odpar� z roztargnieniem, nadal skupiony na pracach w wykopie. - R�kawice sprawuj� si� zgodnie z obietnicami in�ynier�w? ? docieka� Brudnoj, podchodz�c do niego. Doug wyci�gn�� r�k� i powoli zacisn�� j� w pi��. Czu� wibracje male�kich serwomotor�w, poruszaj�cych wykonanymi ze stopu �ko��mi� egzoszkieletu na grzbiecie d�oni. - Nie pr�bowa�em zgniata� nimi ska� ? powiedzia� na wp� �artem. - Ci�nienie nie jest uci��liwe? Mo�esz zgina� palce bez wysi�ku? - Doug pokiwa� g�ow�. - Mniej wi�cej tak, jak w zwyczajnych r�kawicach. - Ach ? westchn�� Brudnoj ? mia�em nadziej�, �e b�dzie lepiej. - To pierwsza pr�ba, Lew. Jestem pewien, �e zdo�asz je poprawi�. - Tak, wszystko mo�na poprawi�. Skafander Douga by� twardym pancerzem z cermetalu, od but�w po he�m; nawet przeguby w kostkach, kolanach, biodrach, ramionach, �okciach i nadgarstkach os�oni�te by�y kr�gami cermetu. Spiek ceramiczno-metalowy wytrzymywa� normalne ci�nienie, cho� na zewn�trz panowa�a pr�nia. Dzi�ki temu u�ytkownik oddycha� zwyczajnym powietrzem, a nie niskoci�nieniow� mieszank� tlenu i azotu, do kt�rej przez okre�lony czas musia� si� przyzwyczaja� w standardowym skafandrze. W nowym mo�na by�o wyj�� w pr�ni� zaraz po za�o�eniu i uszczelnieniu. Z r�kawicami zawsze by�y problemy. Nawet w skafandrach niskoci�nieniowych mia�y tendencj� do nadymania si� jak balony. Sztywne r�kawice Douga zosta�y wyposa�one w egzoszkielet t�ok�w i male�kie serwomotory, kt�re wzmacnia�y jego naturaln� si��; bez nich nie m�g�by nic robi�. - Mo�e da�oby rad� obni�y� ci�nienie w r�kawicach ? podsun��. - Musieliby�my za�o�y� mankiet wok� nadgarstka, �eby uszczelni�... - Wiadomo�� priorytetowa. ? G�os zatrzeszcza� w s�uchawkach. ? Wiadomo�� priorytetowa dla Douglasa Stavengera. Stukaj�c w klawiatur� wbudowan� w przedrami� skafandra, Doug powiedzia�: - Stavenger, s�ucham. ? By� zaskoczony nag�� sucho�ci� w gardle. Wiedzia�, czego dotyczy komunikat. - Brak kontaktu ze stacj� L-l ? poinformowa�a szefowa ��czno�ci. ? ��czno�� z Ziemi� zosta�a przerwana. Dougowi serce za�omota�o w piersi. Popatrzy� na Brudnoja, ale zobaczy� tylko odbicie swojego he�mu w jego z�otym wizjerze. Z wysi�kiem prze�kn�� �lin� i powiedzia�: - W porz�dku. Wiadomo�� odebrana. Dzi�kuj�. Po sekundzie doda�: - Znajd� Jinny Anson. - Ju� si� robi. Po chwili w s�uchawkach rozbrzmia� g�os by�ej dyrektorki Bazy. - Tu Anson. - Jinny, m�wi Doug. Musz� z tob� porozmawia�, natychmiast. - Wiem ? odpar�a ponuro. -Gdzie jeste�? - W biurze uniwersyteckim. - Przyjd� do mnie za kwadrans. - Dobrze. Doug pop�dzi� ku �luzie szybkimi, posuwistymi susami. Brud-noj dotrzymywa� mu kroku. - Zacz�o si�. - Powiadomi� twoj� matk� ? powiedzia� Rosjanin. Z gorzkim u�miechem Doug odpar�: ? Ju� wie, jestem pewien. Nie wypowiedzieliby nam wojny bez jej wiedzy. L�dowanie minus 115 godzin 55 minut ? A wi�c sta�o si� ? powiedzia�a Jinny Anson, u�miechaj�c si� wyzywaj�co. ? Cholerne dupki. Anson, Brudnoj i Joanna siedzieli przez biurkiem Douga. Anson niemal nonszalancko rozpiera�a si� na siatkowym krze�le. W wygodnych znoszonych d�insach i welurowej bluzce z dekoltem wygl�da�a energicznie i zadziornie. Mia�a kr�tkie w�osy, nadal z�ociste, i stalowoszare oczy, w tej chwili zdradzaj�ce t�umiony gniew. Joanna sprawia�a wra�anie opanowanej, cho� Doug wiedzia�, �e spokojna mina matki maskuje wewn�trzne napi�cie. Jej d�ugie do ramion w�osy mieni�y si� popielatym z�otem i srebrzyst� szaro�ci�, ale og�em wzi�wszy, nie wygl�da�a na wi�cej ni� czterdzie�ci lat. Jak zwykle by�a elegancko ubrana; mia�a wzorzyst� koralow� sp�dnic� z lekko obci��onym r�bkiem, �eby uk�ada�a si� jak trzeba w niskiej grawitacji, i �wie�o wyprasowan� bia�� bluzk� z diamentowanymi zapinkami pod szyj� i przy mankietach. Mi�dzy kobietami siedzia� Brudnoj. Jego poci�g�a twarz ze sko�tunion� siw� brod� wygl�da�a ponuro, oczy mia� podkr��one. W por�wnaniu z nieskazitelnym strojem �ony jego ciemny golf i pomi�te d�insy prezentowa�y si� niemal niechlujnie. Buty mia� poszarza�e i wy�wiechtane ze staro�ci. Gabinet Douga by� nie wi�kszy od innych klitek wyci�tych w zboczu g�r pier�cieniowych, ale wszystkie �ciany, od pod�ogi wy�o�onej mi�kkimi p�ytkami po g�adki skalny sufit, pokrywa�y inteligentne ekrany: p�askie cyfrowe wy�wietlacze o wysokiej rozdzielczo�ci, sterowane g�osem albo laserem wielko�ci o��wka, w tej chwili le��cym na biurku. Doug spogl�da� na ekran na lewo od biurka; przewija�y si� na nim wyniki test�w kontrolnych wszystkich system�w Bazy Ksi�ycowej. Na pozosta�e dwie �ciany m�g� wczyta� dowoln� sceneri�, ale wybra� widoki Bazy z kamer ochrony, zmieniaj�ce si� co dziesi�� sekund, ukazuj�ce wn�trza tuneli i dno krateru, gdzie zdalnie sterowane ci�gniki nadal pracowa�y w wykopie, jakby nie dzia�o si� nic szczeg�lnego. �ciana za jego plecami by�a pusta. Czuj�c narastaj�cy niepok�j, powiedzia�: - Nie chc�, �eby ludzie zacz�li si� denerwowa�. Baza powinna pracowa� jak zwykle. - Mimo �e Faure wypowiedzia� nam wojn�? ? zapyta�a Anson. - To nie b�dzie zwyczajna wojna. Nie padn� w niej strza�y. - Na pewno nie z naszej strony. My mogliby�my tylko rzuca� w nich kamieniami. - W kogo? ? zapyta�a cierpko matka Douga. - W �o�nierzy sil pokojowych ? odpar� Doug. Wszyscy w biurze wydawali si� przestraszeni takim postawieniem sprawy. ? Nie s�dzisz, �e posun� si� tak daleko, prawda? ? zapyta�a Anson, po raz pierwszy okazuj�c zaniepokojenie. Doug podni�s� wska�nik laserowy i wycelowa� czerwon� kropk� w jedn� z ikonek obrze�aj�cych g�rn� kraw�d� ekranu. Zobaczyli schemat uk�adu Ziemia-Ksi�yc, z chmurami satelit�w wok� Ziemi. Dwana�cie satelit�w nawigacyjnych kr��y�o na niskich orbitach Ksi�yca, a w punkcie L-l widnia�a wielka za�ogowa stacja kosmiczna, reprezentowana przez zielon� plamk�. - �adnego ruchu ? powiedzia�. ? Dzi� rano LPT zacumowa� przy L-1. Poza tym mi�dzy orbitami panuje cisza i spok�j. - Na razie ? mrukn�� Brudnoj. - Nie dokonaj� inwazji ? powiedzia�a Joanna stanowczo. ? Ten ma�y kanadyjski �abojad nie ma na to do�� ikry. Brudnoj przegania� ko�cistym palcem kr�tk� siw� brod�. Niezale�nie od tego, jak starannie j� przystrzyga�, przez ca�y czas sprawia�a wra�enie zaniedbanej. ? Ten ma�y kanadyjski �abojad wywalczy� sobie drog� na sam szczyt ONZ ? przypomnia� �onie. -I teraz zmusi� ONZ, �eby zarzucono nam pogwa�cenie traktatu o zakazie stosowania nanotechnologii. Joanna zrobi�a zniecierpliwion� min�. - Gwa�cimy traktat od chwili jego powstania. - Ale teraz tw�j ma�y kanadyjski �abojad ma upowa�nienie na wys�anie oddzia��w pokojowych, kt�re wyegzekwuj� postanowienia. - Naprawd� my�licie, �e do tego dojdzie? ? zapyta�a Anson ponownie, lekko pochylaj�c si� na krze�le. - Pr�dzej czy p�niej ? odpar� Doug. - Wiedz�, �e nie mo�emy zaprzesta� u�ywania nanomaszyn ? powiedzia�a Joanna z gorycz�. ? Wiedz�, �e Baza Ksi�ycowa przestanie istnie�, je�li zabroni� nam korzysta� z nanotechnologii. - I o to im chodzi ? mrukn�� Brudnoj, coraz bardziej zas�piony. - W takim razie musimy stawi� op�r ? o�wiadczy� Doug. - Walczy� z �o�nierzami? ? Anson by�a przestraszona na sam� my�l. -Ale... ? Nie m�wi�em o walce. Powiedzia�em: stawi� op�r ? sprostowa� Doug. ? Jak? ? Przeanalizowa�em sytuacj� prawn�. Mogliby�my proklamowa� niepodleg�o��. Jego matka wygl�da�a nie tyle na zaskoczon�, ile na zirytowan� takim pomys�em. - Co to da? - Jako niezale�ne pa�stwo nie podpiszemy traktatu, wi�c jego postanowienia nie b�d� si� do nas odnosi�. Brudnoj wzni�s� brwi. - Ale czy ONZ nas uzna? Czy dopu�ci nas do cz�onkostwa? - Faure nigdy na to nie pozwoli ? powiedzia�a Joanna. ? Ten ma�y kanadyjski �abojad ma ca�e ONZ owini�te wok� swojego wymanikiurowanego palca. - Jak zareaguje korporacja, je�li og�osimy niepodleg�o��? ? zapyta�a Jinny Anson. ? Kiribati nie ma nic do gadania ? odpar� Doug. Brudnoj westchn�� ci�ko. - Gdyby nie ust�pili pod naciskami Faure�a i nie sygnowali traktatu... - Nie mieli wyboru. ? Doug spojrza� prosto na matk� i zapyta�: ? A co z Mastersonem? Jak zareaguje zarz�d? ? Dam sobie z nimi rad� ? odpar�a Joanna z przekonaniem. -ARashid? U�miechn�a si� lekko. ? Wybuchnie w chmurze fioletowego dymu. Ale nie martw si�, cho� teraz jest przewodnicz�cym, umiem przywo�a� go do porz�dku. ? Niepodleg�o��...? mrukn�a Anson. - Jeste�my w miar� samowystarczalni pod wzgl�dem energii i �ywno�ci ? powiedzia� Doug. - Jak d�ugo �w miar�? ? zapyta�a Joanna. - Damy sobie rad� przez wiele miesi�cy bez sprowadzania czegokolwiek z Ziemi ? zadeklarowa�a Anson. ? Naprawd�? ? zapyta� Doug. Wzruszy�a ramionami. - Mo�e by� problem z dodatkami. Keczup, przyprawy, s�l. - S�l mog� wytwarza� nanomaszyny ? powiedzia� Doug. ? To powinno by� wzgl�dnie proste. - Sk�d we�miesz s�d i chlor? Nie z regolitu. Doug u�miechn�� si� nieznacznie. - Z utylizacji odpadk�w. Anson skrzywi�a si� z niesmakiem. - Naprawd� mo�emy wytrzyma� wiele miesi�cy bez importu z Ziemi? ? Joanna chcia�a si� upewni�. - Mo�e rok ? odpar�a Anson. ? Je�li nie macie nic przeciwko jedzeniu sojburger�w bez musztardy. Brudnoj wypr�y� s�kate palce. ? Nie jeste� zadowolona, �e upar�em si� hodowa� cebul� i czosnek razem z kwiatami? ? Masz na farmie papryczki jalapeno? ? zapyta�a Anson. Brudnoj zaprzeczy� ruchem g�owy. - Rok...? powt�rzy�a Joanna z zadum�. ? Sprawa powinna si� rozstrzygn�� na d�ugo przed ko�cem tego okresu. - W taki czy inny spos�b ? doda� Brudnoj ponuro. - Mo�e by� problem z farmaceutykami. ? Doug odwr�ci� si� do ekranu na lewej �cianie. Laserem zmieni� widok pustych l�dowisk rakietowych na inwentarz lek�w. ? Uzupe�niali�my je co miesi�c. Mamy... ? przyjrza� si� li�cie ? zapas na trzy miesi�ce. ? Mo�e zamiast lekarstw u�ywa� nanomaszyn? ? zaproponowa�a Joanna. By�o tajemnic� poliszynela, �e m�ody wygl�d zawdzi�cza nanoterapii, kt�ra napi�a zwiotcza�e mi�nie i przywr�ci�a g�adko�� sk�rze. ? Porozmawiam z Kris Cardenas ? obieca�a Anson. - I profesorem Zimmermanem ? doda� Doug. ? Ty sobie z nim gadaj ? warkn�a. ? Zawsze pr�buje mnie sterroryzowa�. ? Ja to zrobi� ? zg�osi� si� Brudnoj. -Ty? Z min� winowajcy Rosjanin wyzna�: ? Pracujemy razem nad pewnym ma�ym projektem. Chcemy wykorzysta� nanomaszyny do produkcji piwa. ? Lew! ? Joanna spiorunowa�a go wzrokiem. Brudnoj podni�s� r�k� w pojednawczym ge�cie. ? Nie ma powod�w do zmartwie�. Na razie jeste�my w punkcie wyj�cia. Produkt jest taki ohydny, �e nawet Zimmerman go nie pije. Douga rozbawi�o t�umaczenie si� ojczyma. - W porz�dku. Naszym pierwszym ruchem b�dzie og�oszenie niepodleg�o�ci i... - Jak zwr�cimy si� do ONZ o przyznanie cz�onkostwa, skoro ��czno�� zosta�a odci�ta? ? zapyta�a Joanna. - Mo�emy rozmawia� z Ziemi� ? zapewni�a j� Anson. ? Mamy do dyspozycji radio i telewizj�, nawet wi�zki laserowe, je�li b�dzie trzeba. Nie potrzebujemy satelit�w telekomunikacyjnych; mo�na przesy�a� wiadomo�ci bezpo�rednio do anten naziemnych. - Pytanie ? zacz�� Brudnoj ? czy kto� nam odpowie. - Odpowiedz� ? rzek� Doug. ? Kiedy tylko si� dowiedz�, co robimy. Poza tym zawsze mo�emy zwr�ci� si� do medi�w. - Ha! ? parskn�a Joanna. - Nie lekcewa� medi�w, mamo. Mog� okaza� si� naszym najlepszym sprzymierze�cem. - Naszym jedynym sprzymierze�cem ? sprecyzowa� Brudnoj. - No dobrze, proklamujemy niepodleg�o�� ? wtr�ci�a Anson. ? Co dalej? ? Je�li Faure nas nie uzna, zwr�cimy si� do Mi�dzynarodowego Trybuna�u Sprawiedliwo�ci ? odpar� Doug. Joanna pokiwa�a g�ow�. - Prawnie zwi��emy mu r�ce i b�dziemy czeka�, a� opinia �wiatowa przejdzie na nasz� stron�. - Pobo�ne �yczenia ? mrukn�� Brudnej. - My�licie, �e si� uda? ? zapyta�a Anson. - Musi ? odpar�a Joanna. - Jinny ? powiedzia� Doug, wskazuj�c palcem w jej stron� ? chc�, �eby� zosta�a dyrektorem Bazy. - Ja? Dlaczego? Nie siedzia�am za tym biurkiem prawie osiem lat! - Doug u�miechn�� si� do niej. - Wiesz lepiej ode mnie, co si� �wi�ci w tych tunelach. Nie pr�buj zaprzecza�. - Przecie� ja zarz�dzam uniwersytetem ? zaoponowa�a. ? I co ty b�dziesz robi�? ? Dzia�alno�� uniwersytetu zostanie zawieszona, dop�ki Ziemia nie pozwoli si� z nami kontaktowa�. Studenci i tak nie mog� z tob� rozmawia�. ? Ale ty...? - Studiowa�em histori� wojen, od kiedy Faure zosta� wybrany na sekretarza generalnego. Dowiedzia�em si�, �e potrzeba nam kogo�, kto po�wi�ci niepodzieln� uwag� zaistnia�emu kryzysowi. Nie mog� kierowa� codziennym �yciem Bazy Ksi�ycowej i jednocze�nie prowadzi� wojn�. - M�wi�e�, �e to nie wojna ? przypomnia�a Joanna ostro. - Nikt do nas nie strzela. Jeszcze nie. Ale musimy by� przygotowani na tak� ewentualno��. ? Nie mo�esz... ? Doug ma racj� ? wtr�ci� Brudnoj, przerywaj�c �onie. ? Powinien skupi� si� na problemie. ? A ja zn�w b�d� dyrektorem Bazy. ? Anson nie sprawia�a wra�enia niezadowolonej. Brudnoj wycelowa� palcem w Douga. ? B�dziesz wi�c naszym generalissimusem. Jinny zn�w zostanie dyrektorem Bazy. A ty, droga �ono ? odwr�ci� si� do Joanny ? przyjmiesz obowi�zki naszego ministra spraw zagranicznych, odpowiedzialnego za stosunki dyplomatyczne z Mastersonem i innymi korporacjami. - A co ty b�dziesz robi�, Lew? ? zaciekawi�a si� Joanna. - Ja? ? Krzaczaste brwi Brudnoja wspi�y si� niemal do po�owy czo�a. ? Poprzestan� na tym, co robi�em do tej pory. B�d� uprawia� rol�. ? Aha, pewnie ? �wierkn�a Anson. Brudnoj wzruszy� ramionami. ? Nie mam wyg�rowanych ambicji. Ale je�li wolno mi powiedzie�, przyda�oby si� poparcie wielkich korporacji. ? Zajm� si� kontaktami z Masterson Corporation ? obieca�a Joanna. ? Spr�bujemy nacisn�� na rz�d w Waszyngtonie, �eby sprzeciwi� si� decyzji ONZ. - O ile zarz�d opowie si� po naszej stronie ? zaznaczy� Doug. Jego matka w�adczo wznios�a brew. - M�wi�am ci, zarz�dem nie musisz si� przejmowa�. - Ani Rashidem? - Ani Rashidem. ? Joanna odwr�ci�a si� do m�a i doda�a: ? To on ma wyg�rowane ambicje. - Dobra ? powiedzia�a Jinny Anson. ? Ja pokieruj� Baz�, a ty Doug, wojn�. ? Wielkie dzi�ki. -Kto� musi... - Zaraz! ? warkn�� Doug. Na lewym ekranie mruga�a ikona symbolizuj�ca wiadomo��. Piln� wiadomo��. Czerwona kropka odsun�a si� od roju satelit�w na niskiej orbicie Ziemi i zmierza�a w ich stron�. - Komunikat ? zawo�a� Doug tonem rozpoznawanym przez komputer. G�os dr�a� mu leciutko. - Za�ogowy statek kosmiczny opu�ci� baz� wojskow� na Korsyce ? zameldowa� technik ��czno�ci. ? Wszed� na bezpo�redni� trajektori� lunarn�. - �o�nierze si� pokojowych ? powiedzia� Doug. - Na pewno. Wszyscy spojrzeli na niego. - I co teraz, szefie? ? zapyta�a Jinny Anson. L�dowanie minus 114 godzin 35 minut ? Pi�� dni ? powiedzia� Doug do kobiety na ekranie. ? B�d� tutaj za nieca�e pi�� dni. Tamara Bonai lekko zmarszczy�a czo�o, mi�dzy jej brwiami pojawi�y si� dwie pionowe kreseczki. By�y ledwo dostrzegalne, ale na eterycznie pi�knej twarzy wygl�da�y jak szpetne blizny. Jej twarz by�a marzeniem rze�biarza: wyra�nie zarysowane ko�ci policzkowe i migda�owe oczy, sk�ra o jasnym odcieniu drewna tekowego, kaskada d�ugich w�os�w, l�ni�ca i czarna jak niesko�czono�� przestrzeni. Doug mia� przed sob� obraz naturalnej wielko�ci. Tamara Bonai siedzia�a za biurkiem, jak on. Wygl�da�o to tak, jakby jego biuro otwiera�o si� na jej gabinet na Tarawie: lunarna ska�a i inteligentne ekrany nagle ust�powa�y tropikalnemu drewnu i bambusowi. - Kiedy wybra�am si� do Bazy Ksi�ycowej ? powiedzia�a ? podr� trwa�a tylko jeden dzie�. - Lecia�a� na pe�nym ci�gu ? wyja�ni� Doug. ? Statek �o�nierzy wszed� na maksymalnie oszcz�dn� trajektori�. Bonai u�miechn�a si� lekko. ? Chc� zaoszcz�dzi� pieni�dze, lec�c tak� tras�?Doug zmusi� si� do �miechu. ? W�tpi�. S�dz�, �e chc� nam da� jak najwi�cej czasu na przemy�lenie sprawy i poddanie si�. Rozkosznie krzywi�c usta, Bonai zapyta�a: - To w�a�nie zrobisz? Poddasz si�? - Nie. Jeste�my prawie samowystarczalni. Przez d�ugi czas mo�emy obywa� si� bez Ziemi. Je�li odpowied� j� zaskoczy�a, to tego nie okaza�a. Doug zastanowi� si�, czy kto� pods�uchiwa� ich rozmow�. Rozmawiali na ��czu laserowym, ale nawet najbardziej w�ska wi�zka pokonuj�c czterysta tysi�cy kilometr�w mi�dzy Ziemi� a Ksi�ycem, rozszerza�a si� w sto�ek o podstawie kilku kilometr�w. Wyspa Tarawa by�a ma�a, ale wystarczaj�co du�a, by Rashid czy kto� inny m�g� przechwyci� sygna�. ? Jeste�cie przygotowani do walki z �o�nierzami? ? zapyta�a. - Nie zamierzamy podda� Bazy. Wygl�da�a na szczerze przej�t�. - Ale oni maj� karabiny...inn� bro�. Co wy macie? ? W ca�ej Bazie nie ma nawet pistoletu sportowego ? przyzna� Doug. ? Mamy za to par� os�b z g�owami nie od parady. Gdy tylko us�ysza�a jego s�owa, lekko pokr�ci�a g�ow�. - Nie zatrzymasz kul s�owami. - Mo�e zatrzymam. ? Nie czekaj�c na jej komentarz, m�wi�: ? Zamierzamy proklamowa� niepodleg�o�� i wyst�pi� do Zgromadzenia Og�lnego o przyj�cie do ONZ. Op�nienie w odpowiedzi wynios�o znacznie wi�cej ni� trzy sekundy. Wreszcie Bonai powiedzia�a. - To moja wina, prawda? Macie k�opoty, bo uleg�am naciskom ONZ i podpisa�am traktat nanotech. - Zrobi�a� to, co by�o najlepsze dla twoich rodak�w ? odpar� Doug. ? Nie mia�a� innego wyj�cia. Masterson Corporation by�a w�a�cicielem Bazy Ksi�ycowej i zarz�dza�a ni� od pocz�tk�w, gdy lunarna plac�wka sk�ada�a si� z garstki podpowierzchniowych schron�w u st�p g�r pier�cieniowych olbrzymiego krateru Alfons. Baza powsta�a i rozwija�a si� dzi�ki nanotechnologii. Nanomaszyny wielko�ci wirus�w przetrz�sa�y regolit w dolinie krateru Alfons, wy�uskuj�c tlen i o wiele rzadsze atomy wodoru nawiane przez wiatr s�oneczny. Kiedy w rejonie bieguna po�udniowego odkryto pola lodowe, nanomaszyny zbudowa�y i konserwowa�y ruroci�g dostarczaj�cy wod� na odleg�o�� ponad tysi�ca kilometr�w. Z krzemu wyst�puj�cego w regolicie nanomaszyny skonstruowa�y ogniwa s�oneczne, kt�re zaopatrywa�y powi�kszaj�c� si� Baz� w coraz wi�ksze ilo�ci energii elektrycznej. Nanomaszyny zbudowa�y katapult� elektromagnetyczn�, kt�ra wystrzeliwa�a �adunki rud ksi�ycowych do zak�ad�w na orbicie Ziemi�. I nanomaszyny wydobywa�y atomy w�gla z asteroid przelatuj�cych w pobli�u Ziemi, a nast�pnie z czystego diamentu budowa�y klipry rakietowe, b�d�ce najnowszym produktem eksportowym Bazy i g��wnym �r�d�em zysk�w. Diamentowe klipry by�y nie tylko najlepszymi na �wiecie statkami kosmicznymi; zaczyna�y tak�e dominowa� na ziemskim rynku transportu towar�w i pasa�er�w na du�e odleg�o�ci. ONZ-owski traktat o zakazie stosowania nanotechnologii zabrania� prowadzenia jakiejkolwiek dzia�alno�ci nanobadawczej i na-noedukacyjnej w krajach, kt�re zosta�y jego sygnatariuszami. Siedem lat wcze�niej, kiedy sta�o si� jasne, �e Stany Zjednoczone podpisz� traktat ? to ameryka�scy nanoluddy�ci byli autorami wst�pnego projektu ? Masterson Corporation utworzy�a marionetkow� firm� w wyspiarskim pa�stewku Kiribati i na ni� przenios�a prawa w�asno�ci Bazy Ksi�ycowej. Dop�ki Kiribati nie sygnowa�o traktatu, pracownicy Bazy Ksi�ycowej mogli legalnie u�ywa� nanomaszyn, niezb�dnych do �ycia jak powietrze. Ale w dzie� po tym, jak Tamara Bonai, szefowa rz�du Kiribati niech�tnie z�o�y�a sw�j podpis pod traktatem, sekretarz generalny ONZ ? Georges Faure ? osobi�cie zadzwoni� do Joanny Stavenger i poinformowa� j�, �e Baza Ksi�ycowa ma dwa tygodnie na zako�czenie wszystkich operacji nanotechnologicznych, badawczych i edukacyjnych. Dok�adnie dwa tygodnie p�niej, co do minuty, wszystkie ��cza komunikacyjne Ziemi z Baz� Ksi�ycow� zosta�y odci�te. Z Korsyki wystartowa� statek kosmiczny z oddzia�em si� pokojowych ONZ na pok�adzie, rozpoczynaj�c niespieszn� pi�ciodniow� podr� na Ksi�yc. - Nie masz poj�cia, jak nas naciskali ? powiedzia�a Bonai, robi�c smutn� min�. ? Posun�li si� do tego, �e zabronili turystom odwiedza� nasze o�rodki wypoczynkowe. To by�a blokada ekonomiczna. Wyko�czyliby nas. - Nie mam do ciebie pretensji ? odpar� Doug. ? Chcia�em ci tylko powiedzie�, �e og�aszamy niepodleg�o��. Jako niezawis�e pa�stwo, kt�re nie podpisa�o traktatu, b�dziemy mogli kontynuowa� prace nanotechnologiczne bez wzgl�du na Faure�a i jego �o�nierzy. U�miechn�a si� nieznacznie. ? Czy b�dziecie honorowa� kontrakty z korporacj� Kiribati? Baza Ksi�ycowa sprzedawa�a diamentowe klipry i inne produkty towarzystwom przewozowym za po�rednictwem Kiribati Corporation. - Tak, oczywi�cie ? zapewni� Doug. ? Gdy tylko sytuacja si� wyklaruje. - Rozumiem. My z pewno�ci� nie sprzeciwimy si� waszej niepodleg�o�ci. U�miechn�� si� do niej. ? Dzi�ki, Tamaro. Wiedzia�em, �e mog� na ciebie liczy�. Min�y trzy sekundy. - �ycz� szcz�cia, Doug. - Jeszcze raz dzi�kuj�. Szcz�cie z pewno�ci� si� przyda. L�dowanie minus 114 godzin Wie�ci rozesz�y si� po korytarzach Bazy Ksi�ycowej z pr�dko�ci� d�wi�ku. W pracowniach i biurach, w kwaterach mieszkalnych i laboratoriach, w porcie kosmicznym, przy katapulcie, nawet na powierzchni, gdzie pracowa�a garstka ludzi w skafandrach, powtarzano te same s�owa: Jeste�my w stanie wojny. �o�nierze ONZ zmierzaj� do Bazy. Najwy�szy czas, pomy�la� najemnik. Po latach opieprzania si�, unik�w i pr�b zagadania problemu na �mier�, dyplomaci w szykownych garniturkach zarzucili t� wymijaj�c� taktyk� i wreszcie przyst�pili do dzia�ania. Na chwil� oderwa� si� od wykonywanej pracy, kt�ra zreszt� sprawia�a mu spor� satysfakcj�. Nikt nie podejrzewa�, �e jest g��boko zakonspirowanym agentem, profesjonalnym zab�jc�. Zainstalowany w Bazie prawie przed rokiem, wnikn�� w �rodowisko i czeka� stosownej chwili. Gdy postawi� stop� na Ksi�ycu, straci� kontakt z mocodawcami i musia� dzia�a� na w�asn� r�k�. Unieruchomi� Baz� Ksi�ycow�. Taki by� cel jego misji. Od� wielu miesi�cy bada� wszystkie systemy i personel Bazy. Podpowierzchniowe korytarze by�y �a�o�nie bezbronne w przypadku sabota�u. Ka�dy haust powietrza, ka�da cz�steczka wody zale�a�a od skomplikowanej maszynerii kierowanej przez wyrafinowane programy komputerowe. Najemnik wiedzia�, �e w tym przypadku �wyrafinowane� oznacza ma�o odporne. Wirus komputerowy m�g� rzuci� Baz� Ksi�ycow� na kolana w ci�gu paru godzin, mo�e nawet minut. Jego misja obejmowa�a jeszcze jedno zadanie. Usun�� kierownictwo. Jego zwierzchnicy u�ywali s��w takich jak �unieszkodliwi� i �zneutralizowa�. Mieli jednak na my�li �zabi�. Troch� szkoda, pomy�la� najemnik. Ci ludzie s� ca�kiem fajni, ci faceci, z kt�rymi pracuj�. Kobitki te�. Ale nie zrobi� im krzywdy. Moim celem jest kierownictwo. Brudnojowie, Jinny Anson i ch�opak Stavengera. Kiwaj�c g�ow�, jakby na potwierdzenie s�uszno�ci swojej misji, wr�ci� do pracy. R�b, co do ciebie nale�y, powiedzia� sobie. Bez fuszerki. �adnych niedoci�gni��; �adnych b��d�w. L�dowanie minus 113 godzin 22 minuty Doug siedzia� sam w swoim pokoju, wpatruj�c si� w pusty ekran �cienny. Proklamowa� niepodleg�o��, my�la�. Tak po prostu. Poinformowa� �doliniarzy�, �e ju� nie podlegamy Kiribati Corporation ani �adnej innej firmie czy rz�dowi na Ziemi. Jak to wyrazi�? Jego kwatera, nie wi�ksza od biura, nale�a�a do nowych �apartament�w�, w kt�rych mo�na by�o urz�dzi� osobny salonik i sypialni�. Mia�a nawet prywatn� �azienk�. Doug odchyli� si� w wygodnym fotelu z mi�kkiej pianki plastikowej i poprosi� komputer o wczytanie ameryka�skiej Deklaracji Niepodleg�o�ci z programu historycznego. Zmniejszy� dokument do mniej imponuj�cego rozmiaru, potem studiowa� go przez kilka minut. Wreszcie pokr�ci� g�ow�. To by�o dobre w 1776, powiedzia� sobie, ale my �yjemy prawie trzysta lat p�niej. Wtedy wys�awiali si� okropnie koturnowo. Poza tym, my�la�, wszyscy poznaliby �r�d�o. Zosta�bym oskar�ony o plagiat. Z�y pocz�tek nowego pa�stwa. Wr�ci� my�lami do swoich studi�w historii wojennej. Ten ameryka�ski genera�, kt�ry dowodzi� wojskami sprzymierzonymi w Europie podczas II wojny �wiatowej...jak on si� nazywa�? Ike jako� tam. Wystarczy�o par� dotkni�� wska�nikiem laserowym, by pojawi�a si� multimedialna biografia Dwighta Eisenhowera. Doug �ciszy� d�wi�k i powoli przewija� dokument, szukaj�c zwi�z�ego o�wiadczenia, kt�re Eisenhower przes�a� do Waszyngtonu po kapitulacji nazist�w. Jego adiutanci opowiadali si� za napisaniem d�ugiego, kwiecistego elaboratu, pe�nego szumnych frazes�w i przykadzania pod adresem r�nych genera��w. Eisenhower odrzuci� ich sugestie i napisa�...aha, jest: �Misja si� sprzymierzonych wype�niona o 02. 41 czasu lokalnego, 7 maja 1945�. O to chodzi, powiedzia� sobie Doug. Kr�tko i w�z�owato. Chrz�kn�� i zawo�a� do komputera: ? Dyktafon. ? Po chwili namys�u wolno i wyra�nie powiedzia�: ? Baza Ksi�ycowa niniejszym proklamuje niepodleg�o�� i zwraca si� z pro�b� o przyj�cie w poczet cz�onk�w Organizacji Narod�w Zjednoczonych. Przez d�ug� chwil� patrzy� na s�owa, potem uzna�, �e wyra�aj� to, co chcia� powiedzie�. Zastanowi� si� przelotnie, czy nie przes�a� tekstu deklaracji matce i Lwu Brudnojowi, ale zrezygnowa� z pomys�u. Chcieliby wprowadzi� poprawki, mo�e wyrazi� bardziej wymijaj�co albo wy�uszczy� powody i ozdobi� argumentami. Mi�d na uszy. Ja tu dowodz�, na co wszyscy si� zgodzili i wszyscy razem postanowili�my proklamowa� niepodleg�o��. T� wiadomo�� wy�l� Faure�owi i ca�ej Ziemi. Zadzwoni� do stanowiska ��czno�ci w centrum dowodzenia. ? Nadaj to do siedziby ONZ w Nowym Jorku ? powiedzia� ? i rozpyl po wszystkich antenach na Ziemi. Nie zapomnij o satelitach telekomunikacyjnych. Prze�lij laserem do Kiribati i do centrali Masterson Corporation w Savannah. Dy�urnym szefem ��czno�ci by� m�ody cz�owiek, z kt�rym Doug rywalizowa� w dorocznych niskograwitacyjnych igrzyskach olimpijskich. Wyszczerzy� z�by, gdy przeczyta� komunikat. ? Ju� si� robi, szefie ? powiedzia�. Doug wy��czy� ekran i odchyli� si� na piankowym fotelu. W porz�dku, za�atwione. Teraz zaczekamy na efekty. L�dowanie minus 112 godzin 17 minut Uniwersytet Ksi�ycowy nie mia� kampusu w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Jego sercem by�o luksusowo wyposa�one studio, z kt�rego prowadzono wyk�ady za po�rednictwem ��cz elektronicznych i program�w rzeczywisto�ci wirtualnej. Wilhelm Zimmerman ceni� sobie wygody. Ba, wymaga� ich. Przyby� do Bazy Ksi�ycowej, bo wskutek podpisania �verdammt traktatu� zamkni�to jego wydzia� na uniwersytecie w Bazylei. Zrezygnowa� z cygar, strudla i nawet piwa, ale nadal z upodobaniem objada� si�, lekcewa�y� re�im �wicze� oraz doprowadza� do bia�ej gor�czki personel zaopatrzeniowy i techniczny, domagaj�c si� kanap i przepastnych foteli, kt�re mog�yby pomie�ci� jego wielkie cielsko. Wci�� nosi� szare, staro�wieckie trzycz�ciowe garnitury, kt�re przywi�z� z sob� do Bazy Ksi�ycowej przed siedmioma laty. Osobi�cie zaprojektowa� nanomaszyny, kt�re doprowadza�y do porz�dku znoszone ubrania, atom po atomie naprawiaj�c wystrz�pione mankiety i przetarte miejsca, a nawet usuwa�y zabrudzenia. Mimo to, rozparty na ulubionej sofie, wygl�da� wyj�tkowo niechlujnie w rozpi�tej marynarce, kamizelce opi�tej na wydatnym brzuchu, z krawatem rozlu�nionym pod sztywnym ko�nierzykiem. Siwe w�osy, otaczaj�ce wianuszkiem �ysin�, mia� zmierzwione niczym kr�l Lir w scenie �Burzy�. - Bezpo�rednia trajektoria? ? zapyta� Douga. ? Bez zwyczajowego wst�pienia do stacji kosmicznej? - Pewnie si� obawiaj�, �e za�ogi stacji s� w wi�kszo�ci po naszej stronie ? powiedzia� Doug. Siedzia� w jednym z wielkich, przesadnie wy�cie�anych foteli naprzeciwko sofy. Meble, zbudowane przez nanomaszyny projektu Zimmermana, wygl�da�y absurdalnie w tym przestronnym, rozbrzmiewaj�cym echem studiu wyci�tym w lunarnej skale. Byli sami. �wiat�a zosta�y zgaszone, p�on�y tylko lampy na sto�ach po obu stronach sofy: smuk�e, pe�ne wdzi�ku �odygi z lunarnego aluminium. Sto�y skonstruowano z lekkiego, ale wytrzyma�ego �kanapkowego� metalu o strukturze ulowej, r�wnie� wytwarzanego przez nanomaszyny. Zimmerman pokiwa� g�ow�, jakby odpowied� sprawi�a mu satysfakcj�. ? I powiadomi�e� ONZ, �e jeste�my teraz niepodleg�ym pa�stwem? - ONZ i tyle medi�w, ile zdo�ali�my z�apa�. - A jednak �o�nierze nie zawr�cili? ? Zdawa�o si�, �e ka�de kolejne s�owo Zimmerman wypowiada z coraz wyra�niejszym obcym akcentem. - Jeszcze nie. - I ONZ nie zareagowa�a na twoj� deklaracj� niepodleg�o�ci? - Jeszcze nie ? powt�rzy� Doug. - A wi�c ? profesor wypr�y� kr�tkie r�ce ? pozostaje nam tylko czeka�, ja? - I przygotowa� si�. Zimmerman wzni�s� krzaczaste brwi. - Na co? Albo zaakceptuj� nasz� niepodleg�o��, albo �o�nierze wyl�duj� na Ksi�ycu i wszystko zamkn�. - Nie wpuszcz� ich do Bazy Ksi�ycowej ? oznajmi� Doug stanowczo. Zimmerman parskn��. - Jak zamierzasz ich powstrzyma�? Mo�e modlitw�, h�? - W�a�nie dlatego przyszed�em do pana, profesorze. Potrzebujemy pa�skiej pomocy. - Do czego? Chcesz, �eby nanomaszyny zrobi�y ci magiczn� r�d�k�? A mo�e wolisz promienie �mierci? Doug by� przyzwyczajony do sarkazm�w starego profesora. - My�la�am o czym� w rodzaju pomocy medycznej. Mo�emy potrzebowa�... - Pomy�la�am, �e ci� tu znajd�, Willi. Kris Cardenas wy�oni�a si� z cieni. Od wielu lat lampy ultrafioletowe konserwowa�y jej naturaln� opalenizn�. Zdaniem Douga wygl�da�a jak kalifornijska amatorka surfingu: barczysta, wysportowana, z roziskrzonymi niebieskimi oczyma. Mia�a kr�tkie rudawoz�ote w�osy i by�a ubrana w swobodny, wygodny kombinezon w kolorze pastelowej ��cieni. Nie nosi�a bi�uterii, �adnych ozd�b. Na podstawie jej bezpretensjonalnego wygl�du i swobodnego sposobu bycia nikt by nie zgad�, �e jest uhonorowan� Noblem wybitn� badaczk� nanotech. ? Nasz obecny tutaj m�ody przyjaciel chce, �ebym uczyni� wszystkich odpornymi na kule ? powiedzia� Zimmerman, oci�ale przesuwaj�c si� na bok, �eby zrobi� jej miejsce na sofie. Nawet na Ksi�ycu porusza� si� z gracj� s�onia. - Nie ? sprzeciwi� sr� Doug. ? Prosz� tylko o... - My�lisz mo�e, �e nanomaszyny, kt�re w sobie nosisz, ochroni� ci� przed pistoletami maszynowymi? Dwa razy ocali�y ci �ycie, ale nie zrobi� z ciebie supermana. - Willi, mo�e pozwolisz Dougowi doko�czy�? ? zaproponowa�a Cardenas z czaruj�cym u�miechem. - Zaplecze medyczne ? powiedzia� Doug szybko, �eby Zimmerman zn�w mu nie przeszkodzi�. ? Je�li b�dziemy odci�ci od Ziemi d�u�ej ni� par� miesi�cy, zacznie brakowa� nam lek�w. Zastanawia�em si�, czy nanomaszyny mog�yby zast�pi� albo wzmocni� dzia�anie niekt�rych u�ywanych przez nas farmaceutyk�w. - Niby jak? Wasze w�asne g�upie przepisy zabraniaj� mi stosowania nanomaszyn wewn�trz Bazy Ksi�ycowej, wyj�wszy moje laboratorium ? burkn�� Zimmerman. - Zasady bezpiecze�stwa, tak, wiem ? przyzna� Doug. - Nawet meble musia�em robi� w laboratorium, a potem wo�a� ludzi, �eby raczyli schleppen je tutaj. - Nie mo�emy ryzykowa�, �e nanomaszyny rozprzestrzenia si� po bazie. - Bzdura ? mrukn�� Zimmerman. ? Przes�dy. - Jeste� got�w nagi�� zasady bezpiecze�stwa, Doug? ? zapyta�a Cardenas. - Musimy, przynajmniej troch�. - I potrzebujesz pomocy przy uzupe�nianiu zapasu lek�w, prawda? - Prawda. - Mo�e chodzi o aspiryn�? ? burkn�� Zimmerman podejrzliwie. ? O co� wi�cej. - A konkretnie? - Konkretnie nie wiem. Musi pan porozmawia� z personelem medycznym. - Musz�? To rozkaz? Jeste� teraz marsza�kiem polowym, a ja twoim podkomendnym? - ? Ot� to ? powiedzia�a Cardenas ze s�odkim u�miechem. ? Takie s� wymogi obecnej sytuacji, Willi, i musimy zrobi� wszystko, �eby si� dostosowa�. Zimmerman wymamrota� co� po niemiecku. ? W przeciwnym razie ? m�wi�a Cardenas ? wszyscy zostaniemy odes�ani na Ziemi� i ju� nigdy nie b�dziemy mogli zajmowa� si� nanotechnologi�. Stary profesor milcza� przez d�ug� chwil�. Wreszcie wyda� pot�ne j�kliwe westchnienie i smutnie pokiwa� g�ow�, a� zatrz�s�y mu si� policzki. ? Tak ? mrukn��. ? Pogadam z medykami. Czemu nie. Nie mam nic innego do roboty, skoro Kiribati nie odbiera naszych transmisji. Wyk�ady Uniwersytetu Ksi�ycowego by�y nadawane do Kiribati, a stamt�d przekazywane do student�w na ca�ym �wiecie. Nie mieli problem�w z kierunkami technicznymi i humanistycznymi, ale od kiedy wi�kszo�� pa�stw zabroni�a nauczania nanotechnolo-gii, kursy nanotech by�y pakowane osobno i dostarczane ukradkiem. Cardenas cz�sto si� skar�y�a, �e czuje si� tak, jakby rozprowadza�a pornograficzne kasety wideo �w zwyczajnym opakowaniu z szarego papieru. � - Kiedy to si� sko�czy, zn�w zacznie pan uczy� ? obieca� Doug. - My�lisz, �e wygramy? ? Ton Zimmermana jasno dawa� do zrozumienia, �e on nie ma z�udze�. - Spr�bujemy. ? Doug podni�s� si� z fotela. - A my zrobimy wszystko, �eby pom�c ? obieca�a Cardenas. ? Prawda, Willi? - Tak ? burkn�� profesor, bez cienia entuzjazmu. - Dzi�ki ? powiedzia� Doug. ? Jestem wam wdzi�czny za wszystko. Ruszy� do drzwi, klucz�c w�r�d sprz�tu, kt�ry sta� bezczynnie w cieniach studia. Za jego plecami Cardenas pochyli�a si� do Zimmermana i co� mu szepn�a. Stary profesor �ci�gn�� brwi i wzruszy� ramionami. ? Mo�e uda nam si� zrobi� ci� niewidzialnym ? zawo�a� za Dougiem. Jego g�os poni�s� si� echem po cienistym studiu. Doug obejrza� si� przez rami� i zdusi� �miech. ? Cudownie ? powiedzia�, my�l�c, �e kuloodporno�� by�aby znacznie lepsza. W swoim pokoju Doug w��czy� ekran �cienny i przejrza� komputerowe akta osobowe, chc�c znale�� kogo�, kto mia�by do�wiadczenie wojskowe. Poszukiwania okaza�y si� bezowocne. Pracownicy Bazy Ksi�ycowej byli naukowcami i in�ynierami, technikami i lekarzami, analitykami komputerowymi, piel�gniarkami, specjalistami budowlanymi, agrotechnikami, kierownikami i administratorami. Wszyscy zostali zatrudnieni przez dzia� kadr Masterson Corporation na Ziemi. S�u�b� wojskow� odby�o jedynie kilku astronaut�w, kt�rzy pilotowali transferowe statki kosmiczne, i �aden w chwili obecnej nie przebywa� w Bazie Ksi�ycowej. Faure wybra� doskona�y moment, pomy�la� Doug. W po�owie pierwszej fazy budowy g��wnego placu, z tuzinami dodatkowych robotnik�w na g�owie i bez jednego statku kosmicznego w porcie rakietowym. Mamy nawet trup� tancerzy z Kanady; trzydzie�ci pi�� g�b do wykarmienia. Wyprostowa� plecy i przeci�gn�� si�, a� strzeli�y mu kr�gi. Dobre i to, powiedzia� do siebie, �e baletnice dbaj� o lini�. Mam nadziej�. Z dw�ch tysi�cy czterystu siedemdziesi�ciu siedmiu os�b przebywaj�cych w Bazie Ksi�ycowej tylko jedna mia�a kontakt z wojskiem, technik budowlany pracuj�cy przy nowych zbiornikach do upraw hydroponicznych, niejaki Leroy Gordette. Jego akta �wiadczy�y, �e ods�u�y� cztery lata w armii Stan�w Zjednoczonych; zaci�gn�� si� jako siedemnastolatek, niemal dziesi�� lat temu. Zdj�cie na ekranie ukazywa�o powa�nego, niemal ponurego Afro-Amerykanina o zaczerwienionych oczach i w�osach po wojskowemu �ci�tych na zapa�k�. Wygl�da do�� gro�nie, pomy�la� Doug. - Lepszy rydz ni� nic ? mrukn��. ? Telefon ? zawo�a�. - Z kim ��czy�? ? zapyta� bezp�ciowy syntezowany g�os. - Leroy Gordette. - Nie zg�asza si� ? poinformowa� po chwili komputer. ? Mam go poszuka� czy zostawisz wiadomo��? - - Zostawi� wiadomo��. - Nagrywam. - Panie Gordette, tu Douglas Stavenger. Prosz� do mnie zadzwoni�, jak najszybciej. Sprawa dotyczy sytuacji militarnej. Ogl�daj�c si� wstecz, Doug zrozumia�, �e konfrontacja by�a nieuchronna od dnia, kiedy sekretarzem generalnym Organizacji Narod�w Zjednoczonych zosta� Georges Faure. �Ten ma�y kanadyjski �abojad� zamierza� wyegzekwowa� postanowienia traktatu nanotech z pomoc� wszelkich dost�pnych �rodk�w. Nikt ? nawet Joanna ? nie przypuszcza�, �e posunie si� do u�ycia si�y. Doug jednak zna� histori� na tyle dobrze, by orientowa� si�, �e si�a jest fundamentalnym narz�dziem przyw�dc�w politycznych. Nie mia� co do tego z�udze�, mimo w�asnych zapewnie�, �e ta �wojna� nie b�dzie pojedynkiem strzeleckim. Faure nie by� wojskowym geniuszem, ale by� tyranem. Mia� zamiar przekszta�ci� ONZ w prawdziwy rz�d �wiatowy. Z sob� na czele. Baza Ksi�ycowa sta�a mu na przeszkodzie. Traktat nanotech by� tylko pretekstem. Dop�ki Baza Ksi�ycowa ignorowa�a zwierzchnictwo ONZ, pa�stwa na Ziemi mia�y podstawy do sprzeciwienia si� naruszaniu ich suwerenno�ci przez Organizacj�. Dlatego Baza Ksi�ycowa musia�a zosta� przywo�ana do porz�dku. Albo zniszczona. K�opot w tym, �e im bardziej Doug zg��bia� histori�, im dalej zapuszcza� si� na krwawy, morderczy szlak wiod�cy od cza