8468
Szczegóły |
Tytuł |
8468 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8468 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8468 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8468 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nora Robarts
Koniec i pocz�tek
Jak donosz� dobrze poinformowane �r�d�a w Bia�ym Domu, zwolnienie ze stanowiska
sekretarza stanu George'a Larkina jest ju� tylko kwesti� czasu. George Larkin w
ubieg�ym tygodniu przeszed� powa�n� operacj� serca i obecnie przebywa na
rekonwalescencji w Bethesda Naval Hospital. Stan zdrowia podaje si� jako
przyczyn� jego spodziewanej dymisji".
Liv, obserwuj�c obraz na monitorze, zwr�ci�a si� do Briana, kt�ry wraz z ni�
przedstawia� aktualny serwis informacyjny.
- To mo�e by� najwi�ksze wydarzenie od czasu pami�tnego skandalu Malloya w
pa�dzierniku. Na fotel Larkina musi by� wielu ch�tnych. Wy�cig z pewno�ci� si�
ju� zacz��.
Brian Jones pospiesznie przegl�da� notatki, sprawdzaj�c czas kolejnych wej�� na
anten�. By� to nienagannie ubrany, trzydziestopi�cioletni ciemnosk�ry m�czyzna
z dziesi�cioletnim sta�em telewizyjnym. Mimo �e pochodzi� z Queens, zawsze
uwa�a� si� za rodowitego mieszka�ca Waszyngtonu.
- Nie ma nic bardziej ekscytuj�cego jak dobry wy�cig - zauwa�y�.
- To prawda - przyzna�a Liv i odwr�ci�a si� do kamery po otrzymaniu sygna�u, �e
wchodzi na wizj�.
- Prezydent nie wypowiedzia� si� jeszcze na temat nast�pcy sekretarza Larkina.
Pewna wysoko postawiona osobisto�� w�r�d najpowa�niejszych kandydatur wymieni�a
Beaumonta Delia, by�ego ambasadora we
Francji, oraz genera�a Roberta J. Fitzhugha. Niestety, �aden z nich nie by� dzi�
osi�galny i nikt nie uzyska� �adnego potwierdzenia tej wypowiedzi.
- Dzi�, w godzinach popo�udniowych, w jednym z mieszka� w p�-�nocno-wschodnim
rejonie miasta odkryto zw�oki dwudziestopi�cioletniego m�czyzny. - Brian
przekaza� kolejn� wiadomo�� w wieczornym bloku informacyjnym.
Liv niezbyt uwa�nie s�ucha�a kolegi. W my�lach rozwa�a�a powsta�� sytuacj�. Jej
zdecydowanym faworytem by� Beaumont Dell. Niestety, nie uda�o si� jej dzi� z nim
porozmawia�. Jego wsp�pracownicy, stosuj�c klasyczne w tym zawodzie uniki,
skutecznie jej to uniemo�liwili. Jednak Liv nie mia�a zamiaru ust�pi�. Jutro od
rana b�dzie warowa�a pod drzwiami jego domu. Wybiegi rozm�wc�w, wieczne na nich
oczekiwanie oraz cz�ste zatrzaskiwanie drzwi przed nosem to chleb powszedni
ka�dego dziennikarza. Nic, absolutnie nic - obieca�a sobie -nie przeszkodzi jej
w zdobyciu wywiadu z Dellem.
S�ysz�c sygna�, �e wchodzi na wizj�, Liv odwr�ci�a si� i zacz�a czyta� tekst.
Siedz�cy przed odbiornikami telewidzowie dostrzegali jedynie g�ow� i ramiona
eleganckiej ciemnow�osej spikerki. Jej g�os by� stanowczy, a ruchy spokojne i
zr�wnowa�one. Po tamtej stronie ekranu nikt nie mia� poj�cia, ile pracy
kosztowa�o kilkadziesi�t sekund emisji. Widzieli tylko prostot� i urod�, kt�re w
oczach telewidz�w maj� ogromne znaczenie. Kr�tko obci�te w�osy stanowi�y
znakomit� opraw� twarzy o idealnych rysach i wyrazistych ko�ciach policzkowych,
a spojrzenie b��kitnych oczu uderza�o powag� i szczero�ci�. Wszystko to
sprawia�o, �e ka�dy z ogl�daj �cych j ej programy telewidz�w czu� si� tak, j
akby Liv m�wi�a wy��cznie do niego.
Telewizyjne audytorium uwa�a�o, �e jest niezwykle szykowna, nieco zagadkowa i
bardzo wiarygodna. Powszechne uznanie dla tego, co robi�a w TV, niew�tpliwie
sprawia�o satysfakcj�, chocia� dziennikarskie aspiracje Liv si�ga�y znacznie
dalej.
Kto� ze wsp�pracownik�w powiedzia� kiedy� o niej, �e wygl�da na osob�, kt�ra
pochodzi z Connecticut. W rzeczywisto�ci mia�a zamo�n� rodzin� w Nowej Anglii, a
studia dziennikarskie uko�czy�a na Hazardzie. Mimo to ci�ko pracowa�a, aby
pokona� kolejne szczeble dziennikarskiej kariery.
Zacz�a w male�kiej, lokalnej rozg�o�ni w New Jersey od prognoz pogody i spot�w
reklamowych. Nast�pnie, j ak w dzieci�cej grze w klasy, przechodzi�a z rozg�o�ni
do rozg�o�ni, z miasta do miasta, zarabiaj�c co-
raz wi�cej pieni�dzy i uzyskuj�c coraz wi�cej czasu na antenie. W ko�cu
wyl�dowa�a w filii CNC w Austin, gdzie po dw�ch latach otrzyma�a stanowisko
spikerki. Kiedy jednak zaproponowano jej prac� w serwisie informacyjnym w WWBW,
filii CNC w Waszyngtonie, Liv nie waha�a si� ani chwili, zw�aszcza �e w owym
czasie nie czu�a si� zwi�zana ani z Austin, ani z jakimkolwiek innym miejscem na
ziemi.
Marzy�a, aby wyrobi� sobie nazwisko w dziennikarstwie telewizyjnym, i czu�a, �e
Waszyngton jest wprost idealnym w tym celu miejscem. Nie obawia�a si� ci�kiej
pracy, chocia� jej delikatne, w�skie d�onie wygl�da�y tak, j akby nigdy si� z
ni� nie zetkn�a. Pod alabastrow� sk�r� i rysami ary-stokratki skrywa�a
dociekliwy, bystry umys�. Uwielbia�a dynamiczne, barwne �ycie i lubi�a by� w
centrum wydarze�, chocia� na zewn�trz wydawa�a si� ch�odna i niedost�pna. Przez
ostatnie pi�� lat Liv ci�ko pracowa�a, aby przekona� sam� siebie, �e ten
wizerunek sta� si� faktem.
W wieku dwudziestu o�miu lat powiedzia�a sobie, �e dramaty osobiste ma ju� za
sob� i �e odt�d liczy� si� b�dzie dla niej jedynie kariera zawodowa.
Przyjaciele, kt�rych pozna�a w czasie p�torarocznej pracy w Waszyngtonie,
niewiele wiedzieli o jej przesz�o�ci. Liv swoje �ycie prywatne zamkn�a na
klucz.
- Tu Olivia Carmichael - powiedzia�a do kamery.
- I Brian Jones. Ogl�dajcie z nami �CNC World News".
Po chwili rozleg�y si� d�wi�ki muzyki, po czym czerwone �wiate�ko kamery zgas�o.
Liv wy��czy�a mikrofon i energicznie odsun�a si� od p�kolistego pulpitu ze
stanowiskami dla spiker�w.
- Dobra robota - us�ysza�a, przechodz�c obok kamerzysty. W g�rze powoli gas�y
�wiat�a ogromnych reflektor�w. Liv, oderwana od swoich my�li, spojrza�a na
koleg� i u�miechn�a si�. Ten u�miech zupe�nie zmieni� jej twarz. Ch�odna,
pos�gowa uroda gdzie� znik�a.
- Dzi�ki, Ed. Co u twojej dziewczyny?
- Wkuwa do egzamin�w. - Wzruszy� ramionami i �ci�gn�� z g�owy s�uchawki. - Nie
ma dla mnie zbyt wiele czasu.
- Ale p�niej, kiedy ju� przez to przejdzie, b�dziesz z niej dumny.
- Taaak. Aha, Liv! - Liv zatrzyma�a si�, unosz�c do g�ry brwi. -Prosi�a, abym
ci� zapyta�... - By� wyra�nie zak�opotany.
- O co?
- Kto ci� czesze? - wyrzuci� z siebie, po czym kr�c�c z dezaprobat� g�ow�,
zacz�� manipulowa� przy kamerze. - Oto co interesuje kobiety.
Liv, �miej�c si�, poklepa�a go po ramieniu.
7
- ArmoncPs przy Wisconsin. Powiedz jej, niech si� na mnie powo�a.
Pospiesznie opu�ci�a studio, wesz�a schodami na g�r�, po czym kr�tymi
korytarzami dotar�a do pokoju redakcyjnego, gdzie ha�as i gwar rozm�w panowa�y
od rana do p�nego wieczora.
Przy stolikach siedzieli reporterzy. Jedni pili kaw�, inni szybko pisali na
maszynach, chc�c zd��y� z materia�em przed ostatnim wydaniem wiadomo�ci. W
powietrzu unosi� si� zapach tytoniu, potu i mocnej kawy. Na jednej ze �cian
rz�dami tkwi�y ekrany telewizyjne, na kt�rych mo�na by�o obserwowa� nieme obrazy
program�w wszystkich dzia�aj�cych w metropolii stacji. Na jednym z nich pojawi�a
si� w�a�nie zapowied� �CNC World News". Liv skierowa�a si� prosto do
przeszklonego biura szefa wiadomo�ci.
- Carl? - wetkn�a g�ow� w drzwi. - Masz woln� chwil�?
Carl Pearson, pochylony nad biurkiem ze skrzy�owanymi ramionami, wpatrywa� si� w
ekran telewizyjny. Niedopa�ek papierosa wci�� tli� si� mi�dzy j ego palcami, a
spod sterty papier�w, na kt�rych z trudem utrzymywa�a r�wnowag� fili�anka zimnej
kawy, wygl�da�y okulary. M�czyzna mrukn�� co� pod nosem i Liv, uznaj�c to za
przyzwolenie, w�lizn�a si� do �rodka.
- Dobry program - powiedzia�, nie spuszczaj�c oczu z dwunastoca-lowego ekranu.
Liv usiad�a, czekaj�c na przerw� na reklam�. Z odbiornika dociera� do niej
twardy, rzeczowy g�os Harrisa McDowella, nowojorskiego spikera �CNC World News".
Zwracanie si� do Carla, gdy na scenie pojawia si� taka indywidualno�� jak Harris
McDowell, zupe�nie nie mia�o sensu.
Liv wiedzia�a, �e McDowell i Carl pracowali kiedy� jako reporterzy w tej samej
stacji w Kansas City w Missouri. Ale to McDowell by� tym, kogo wyznaczono do
obs�ugi prezydenckiej kawalkady w Dallas w tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym
roku roku. Zab�jstwo prezydenta i reporta� �na �ywo" z miejsca zbrodni wynios�y
McDowella na szczyty �wiata medi�w. Tymczasem Carl Pearson sta� si� grub� ryb� w
morzu p�otek w Missouri i kilku innych stanach, aby w ko�cu zamieni� notes
reportera na biurko w Waszyngtonie.
By� twardym i wymagaj�cym szefem program�w informacyjnych. I nawet je�li tkwi�a
w nim jaka� kropla goryczy, �e jego kariera nie przebiega�a a� tak b�yskotliwie,
to robi� wszystko, aby tego po sobie nie pokaza�. Liv zawsze darzy�a go ogromnym
szacunkiem, a od czasu gdy zacz�a pracowa� dla WWBW, ten szacunek wzr�s�
jeszcze bardziej. Doskonale go rozumia�a. Ona r�wnie� dozna�a w �yciu wielu
rozczarowa�.
- A wi�c? - odezwa� si� Carl, wykorzystuj�c przerw� na reklam�.
- Chc� dotrze� do Beaumonta Delia - zacz�a Liv. - Wiele ju� w tym kierunku
zrobi�am, a teraz, kiedy Dell ma zosta� sekretarzem stanu, chc� pierwsza
powiadomi� o tym naszych telewidz�w.
Carl odchyli� si� do ty�u i opar� r�ce na wydatnym brzuchu. Za te co najmniej
pi�tna�cie funt�w ekstra, kt�re nosi� przed sob�, obwinia� w�a�nie ci�g�e
siedzenie za biurkiem. Patrzy� na Liv z tak� sam� szczero�ci� i krytycyzmem, jak
przed chwil� na ekran telewizyjny.
- Pi�ka jest jeszcze w grze. - Jego g�os straci� barw� na skutek d�ugoletniego
na�ogowego palenia papieros�w. Liv obserwowa�a, jak przypala kolejnego, chocia�
poprzedni wci�� tli� si� na wype�nionej niedopa�kami popielniczce. -A co z
Fitzhughem? Davisem czy te� Alberstonem? Wszystko si� przecie� mo�e zdarzy�.
Oficjalnie Larkin jeszcze nie ust�pi�.
- To tylko kwestia dni, mo�e nawet godzin. S�ysza�e� komunikat lekarski.
Pe�ni�cy obowi�zki sekretarza nie wchodzi w gr�; Boswell nie ma poparcia
prezydenta. To musi by� Dell. Jestem tego pewna.
Carl potar� r�k� czubek nosa. Ceni� instynkt Carmichael, jej inteligencj�,
zdrowy rozs�dek i up�r. Ale prawda by�a taka, �e mia� za ma�o ludzi i bardzo
ograniczony bud�et i nie m�g� sobie pozwoli� na wys�anie w teren jednego z
najlepszych reporter�w tylko dlatego, �e ten reporter mia� przeczucie.
Chocia�... Waha� si� chwil�, po czym znowu pochyli� nad biurkiem.
- By� mo�e warto - mrukn��. - Pos�uchajmy, co powie Thorpe. Zaraz b�dzie na
wizji.
Liv ju� mia�a zaprotestowa�, ale po chwili zrezygnowa�a. Urazi�o jej ambicj�, �e
Carl chcia� uzale�ni� swoj� zgod� od tego, co mia� do powiedzenia Thorpe. Jednak
ura�ona ambicja to nie by� spos�b na Carla. Wsta�a wi�c tylko, aby przysi��� na
skraju jego biurka, i czeka�a.
Program emitowano ze studia, kt�re znajdowa�o si� pi�tro wy�ej. Jego wn�trze
by�o nowocze�niejsze i bardziej eleganckie od tego, w kt�rym pracowa�a Liv.
Istnia�a jednak r�nica mi�dzy wiadomo�ciami lokalnymi a krajowymi, podobnie jak
mi�dzy ich funduszami. Po zaprezentowanym przez spikera skr�cie wiadomo�ci na
ekranie pojawi� si� stoj�cy przed Bia�ym Domem T.C. Thorpe. Liv, zmarszczywszy
brwi, obserwowa�a go w milczeniu.
Mimo �e na zewn�trz temperatura nie przekracza�a zera i wia� przenikliwy,
ch�odny wiatr, Thorpe sta� w rozpi�tym p�aszczu i bez nakrycia g�owy. To by�o
dla niego typowe.
Jego twarz o ostrych rysach, osmalona przez wiatr, kojarzy�a si� Liv z g�rsk�
wspinaczk�, a sylwetka z bieganiem na d�ugich dystansach. Zar�wno jedno, jak i
drugie wymaga�o ogromnej wytrzyma�o�ci. Zaw�d reportera r�wnie�. T.C. Thorpe by�
reporterem. Jego ciemne, g��boko osadzone oczy mia�y w sobie co� magnetycznego -
przyci�ga�y i zniewala�y. Powiewaj�ce dooko�a twarzy czarne w�osy dodawa�y
sylwetce dynamizmu, jakby j� do czego� ponagla�y. Tylko g�os by�, jak zawsze,
spokojny i zr�wnowa�ony. Ten kontrast dawa� lepszy efekt, ni� stosowane przez
innych dziennikarzy, najbardziej nawet wymy�lne sztuczki.
Liv zdawa�a sobie spraw� z wielkiego uroku Thorpe'a, uroku, kt�ry w r�wnej
mierze oddzia�ywa� na kobiety, jak i na m�czyzn. Jego oczy budzi�y zaufanie,
tak samo jak g��boki, przyjemnie brzmi�cy g�os. By� poza tym ogromnie
przekonywaj�cy. Telewidzowie traktowali go jak kogo� bardzo bliskiego i godnego
zaufania. Panowa�o przekonanie, �e gdyby jutro �wiatu zagrozi�a katastrofa,
Thorpe zrelacjonowa�by j� w najdrobniejszych szczeg�ach.
W ci�gu pi�ciu lat pracy w Waszyngtonie Thorpe sta� si� w �wiecie medi�w
niekwestionowanym autorytetem. Posiada� dwa niezb�dne reporterowi atuty:
wiarygodno�� i niezawodne �r�d�a informacji. Je�li T.C. Thorpe co� powiedzia�,
bezwzgl�dnie w to wierzono. Je�li T.C. Thorpe potrzebowa� informacji, po prostu
wiedzia�, do kogo zadzwoni�.
Liv czu�a do niego instynktown� niech��. Specjalizowa�a si� w programach
politycznych, przygotowywanych dla lokalnej stacji. Thorpe by� jej prawdziwym
przekle�stwem. Strzeg� swego terytorium z zajad�o�ci� psa, kt�ry broni swego
podw�rka przed intruzami. Mia� nad ni� przewag�. Od dawna zapu�ci� tu korzenie,
podczas gdy ona wci�� czu�a si� obca. Nie pozostawia� jej nawet skrawka wolnej
przestrzeni. Je�li gdzie� dzia�o si� co� wa�nego, mog�a by� pewna, �e on zjawi
si� tam pierwszy.
Bardzo d�ugo stara�a si� znale�� w nim co�, co mog�aby skrytykowa�. Thorpe
jednak nie by� efekciarzem. Ubiera� si� tak, aby widzowie mogli si� skupi�
wy��cznie na tym, co mia� im do powiedzenia, a nie na jego osobie. Cechowa�a go
prostota i komunikatywno��, jego reporta�e by�y ostre i bezkompromisowe, podczas
gdy on sam zawsze potrafi� zachowa� obiektywizm. Jedyne, czego Liv nie mog�a w
nim zaakceptowa�, to arogancja.
Obserwowa�a go teraz, jak stoi na tle sylwetki Bia�ego Domu. M�wi� o Larkinie.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e rozmawia� z nim osobi�cie. Liv, mimo �e naciska�a
wszystkie spr�yny, ta sztuka si� nie uda�a. Ju� sam
10
ten fakt by� irytuj�cy. Thorpe wymienia� potencjalnych kandydat�w na miejsce
Larkina, zaczynaj�c od Beaumonta Delia.
Siedz�cy z ty�u Carl w milczeniu skin�� g�ow�. Teraz zaczyna� wierzy� w
przeczucia Liv.
- M�wi� T.C. Thorpe ze stanowiska przy Bia�ym Domu.
- Powiedz w recepcji, �e masz moj� zgod� - nieoczekiwanie oznajmi� Carl i mocno
zaci�gn�� si� niedopa�kiem papierosa. Liv odwr�ci�a si� do niego gwa�townie, ale
oczy szefa wpatrzone ju� by�y w ekran. -We� dw�ch ludzi.
- Doskonale. - Prze�kn�a gorycz, �e s�owa Thorpe'a, bardziej ni� jej w�asne,
trafi�y Carlowi do przekonania. - Zaraz wszystkim si� zajm�.
- Zdob�d� co� przed po�udniowym serwisem - zawo�a� za ni� nie odrywaj�c oczu od
ekranu.
Liv, stoj�c w drzwiach, rzuci�a przez rami�:
- Masz to jak w banku.
By�a godzina �sma rano, gdy Liv wraz z dwuosobow� ekip� zatrzyma�a si� przed
bram� wjazdow� domu Beaumonta Delia w Aleksandrii w Wirginii. Wsta�a o pi�tej,
aby przygotowa� si� do wywiadu. Poprzedniego wieczoru wykona�a co najmniej p�
tuzina telefon�w, zanim w biurze Delia uzyska�a zapewnienie, �e je�li zjawi si�
nast�pnego dnia rano, mo�e liczy� na dziesi�ciominutow� rozmow�. Dobry reporter
w dziesi�� minut mo�e uzyska� bardzo wiele. Liv wysiad�a z samochodu i podesz�a
do stoj�cego przy bramie wartownika.
- Jestem Olivia Carmichael z WWBW - pokaza�a legitymacj� prasow�. - Pan Dell
oczekuje mnie.
Wartownik obejrza� legitymacj�, sprawdzi� co� w swoim wykazie, po czym skin��
g�ow� i nacisn�wszy guzik otworzy� bram�. Niez�y pocz�tek, pomy�la�a sadowi�c
si� w samochodzie.
- W porz�dku, ch�opcy. B�d�cie gotowi, mamy ma�o czasu. - Si�gn�a po notatki,
aby je jeszcze raz przejrze�, podczas gdy samoch�d zbli�a� si� do podjazdu
rezydencji. - Bob, chc� mie� uj�cie domu i bramy wjazdowej w drodze powrotnej.
- Bram� wjazdow� ju� mamy - u�miechn�� si� od ucha do ucha -i twoje nogi
r�wnie�. Masz wspania�e nogi, Liv.
- Tak my�lisz? - spojrza�a na siebie krytycznie. - Chyba masz racj�.
11
Bawi� j� ten niewinny flirt. Bob by� nieszkodliwym, �onatym m�czyzn�, z dw�jk�
dorastaj�cych dzieci. Flirt w innym wydaniu natychmiast by j� zmrozi�. Dzieli�a
m�czyzn na dwie kategorie: bezpiecznych i niebezpiecznych. Bob nale�a� do tych
pierwszych. Mog�a si� czu� przy nim zupe�nie swobodnie.
- No dobra - powiedzia�a, kiedy samoch�d zatrzyma� si� przed wej�ciem do
trzypi�trowego murowanego domu. - Postarajcie si� zachowywa� jak przysta�o na
przedstawicieli powa�nych medi�w.
Bob u�miechn�� si� szeroko i mamrocz�c co� pod nosem, wygramoli� z ty�u
samochodu. Przed drzwiami wej�ciowymi Liv znowu by�a opanowan�, ch�odn�
reporterk�. Nikomu by teraz nawet nie przysz�o do g�owy robi� jakie� uwagi na
temat jej n�g. A ju� z pewno�ci� nikt nie o�mieli�by si� powiedzie� tego g�o�no.
Energicznie zapuka�a, daj�c jednocze�nie ekipie znak, aby przygotowa�a sprz�t.
- Olivia Carmichael - oznajmi�a pokoj�wce, kt�ra ukaza�a si� w drzwiach. - Do
pana Delia.
S�u��ca z wyra�n� dezaprobat� patrzy�a na ubranych w d�insy m�czyzn,
taszcz�cych po schodach aparatur�.
- Tak, prosz� za mn�, panno Carmichael. Pan Dell zaraz do pani wyjdzie.
Liv zauwa�y�a niech�� pokoj�wki, ale nie by�a ni� zaskoczona. Rodzina i wielu
przyjaci� z dzieci�stwa mia�o podobny stosunek do jej profesji.
Obszerny, elegancki hol stanowi� wizyt�wk� ka�dego zamo�nego domu. Kiedy Liv
dorasta�a, identyczne wn�trza mia�a okazj� widzie� w dziesi�tkach podobnych
rezydencji. Organizowano w nich setki przyj�� i r�nych imprez, kt�re tak
�miertelnie zawsze j� nudzi�y. Zamy�lona, nie zwr�ci�a uwagi na wisz�cego po
lewej stronie Matisse'a. W pewnej chwili us�ysza�a, jak pod��aj�cy za ni� Bob,
nie mog�c si� opanowa�, cicho zagwizda� przez z�by.
- Ale chata! - wymamrota�, gdy jego stopy w sportowym obuwiu cicho przesuwa�y
si� po posadzce.
Zaj�ta swymi my�lami, Liv bezwiednie mu przytakn�a. Wychowywa�a si� w domu
niewiele r�ni�cym si� od tego. Jej matka wola�a wprawdzie Chippendale'a od
Ludwika XIV, ale poza tym wszystko wydawa�o si� takie same. Nawet zapach by�
taki sam - olejek cytrynowy i �wie�e kwiaty. To wywo�ywa�o wspomnienia.
Kiedy Liv ruszy�a za pokoj�wk�, nagle dobieg� j� g�o�ny m�ski �miech.
12
- T.C., jeste� niekwestionowanym mistrzem w opowiadaniu kawa��w. Zanim jednak
zdecyduj� si� powt�rzy� ten, kt�ry przed chwil� od ciebie us�ysza�em, b�d� si�
musia� upewni�, czy nie ma w pobli�u pierwszej damy.
Dell powoli schodzi� po schodach. By� to elegancki, przystojny m�czyzna oko�o
sze��dziesi�tki. Towarzyszy� mu Thorpe.
Liv poczu�a ucisk w �o��dku. Chocia� o jeden krok, ale zawsze przede mn�,
pomy�la�a ze z�o�ci�. Cholera!
Nieoczekiwanie ich oczy si� spotka�y. Thorpe u�miechn�� si�, ale to nie by� taki
sam u�miech, z jakim przed chwil� zwraca� si� do Delia.
- Panna Carmichael. - Dell, spostrzeg�szy Liv, podszed� do niej z wyci�gni�t�
r�k�. Jego g�os by� tak samo aksamitny jak jego d�o�, a oczy wyj�tkowo
przenikliwe. - Co do minuty. Mam nadziej�, �e nie czeka�a pani na mnie.
- Nie, panie Dell. Ja r�wnie� ceni� sobie czas. Spojrza�a na Thorpe'a.
- Panie Thorpe.
- Panno Carmichael.
- Wiem, �e jest pan niezwykle zaj�tym cz�owiekiem. - Liv z u�miechem zwr�ci�a
si� do Delia. - Ale nie zabior� panu du�o czasu. - Dyskretnie w��czy�a mikrofon.
- Czy zechcia�by pan porozmawia� ze mn� tutaj? - zapyta�a, chc�c umo�liwi�
technikowi dostrojenie d�wi�ku.
- Nie mam nic przeciwko temu. - Wykona� zapraszaj�cy gest i u�miechn�� si�
wylewnie. U�miech by� jedn� z najwa�niejszych umiej�tno�ci rasowego dyplomaty.
K�tem oka Liv widzia�a, jak Thorpe przesuwa si� poza zasi�g kamery i staje przy
drzwiach. Wci�� czu�a jego wzrok na sobie, co nie wp�ywa�o zbyt dobrze na jej
samopoczucie. Nic jednak nie mog�a na to poradzi�. Odwr�ci�a si� wi�c do swego
rozm�wcy i zacz�a wywiad.
Dell wci�� by� �yczliwy i ch�tny do wsp�pracy. Liv czu�a si� jak dentysta
usi�uj�cy wyrwa� z�b komu�, kto u�miecha si�, maj�c mocno zaci�ni�te usta.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� Dell zdaje sobie spraw�, �e jego osob� wi��e si� ze
stanowiskiem Larkina i oczywi�cie to, �e media po�wi�ca�y temu tyle uwagi,
bardzo mu pochlebia�o. Liv zauwa�y�a, �e jej rozm�wca robi wszystko, aby w
czasie wywiadu nie pad�o nazwisko prezydenta. Wiedzia�a, �e ma do czynienia z
zawodowcem. Dell by� uprzejmy, ale przez ca�y czas lawirowa�, m�wi�c tak, aby
nic nie powiedzie�. Jednak
13
Liv z uporem wraca�a do tematu. Je�li ju� nie mog�a uzyska� od niego �adnej
konkretnej odpowiedzi, przynajmniej z tonu jego g�osu stara�a si� co� wyczyta�.
- Panie Dell, czy prezydent rozmawia� z panem o wyborze nowego sekretarza stanu?
- Wiedzia�a, �e nie mo�e oczekiwa� prostej odpowiedzi �tak" lub �nie".
- Nie dyskutowa�em o tym z prezydentem.
- Ale spotka� si� pan z nim? - nalega�a.
- Od czasu do czasu widuj� si� z prezydentem. - Da� dyskretny znak i po chwili
zjawi�a si� tu� przy nim s�u��ca podaj�c mu kapelusz i p�aszcz.
- Bardzo mi przykro, panno Carmichael, ale nie mog� po�wi�ci� pani wi�cej czasu.
- W�o�y� p�aszcz. Liv wiedzia�a, �e to ju� koniec wywiadu, mimo to ruszy�a wraz
z nim w stron� drzwi.
- Panie Dell, czy zobaczy si� pan jeszcze dzi� z prezydentem? - Pytanie
zabrzmia�o dosy� obcesowo, ale odpowied� Delia nie by�a taka, jakiej si� Liv
spodziewa�a, a b�ysk w jego oczach i chwila wahania da�y jej wiele do my�lenia.
- By� mo�e. - Dell wyci�gn�� r�k�. - To prawdziwa przyjemno�� rozmawia� z pani�,
panno Carmichael. Niestety, czas mnie ju� goni. Ruch o tej porze dnia jest taki
uci��liwy.
Liv da�a znak, aby Bob zatrzyma� ta�m�.
- Dzi�kuj� panu, panie ambasadorze, �e zechcia� si� pan ze mn� widzie�. - Odda�a
mikrofon koledze z ekipy i pod��y�a za Dellem i Thorpe-'em do wyj�cia.
- Zawsze do us�ug - pog�aska� japo r�ku i u�miechn�� si� czaruj�co, jak
przysta�o na wywodz�cego si� ze starej szko�y po�udniowca. - Zadzwo� do Anny,
T.C. - odwr�ci� si� do Thorpe'a i poklepa� go po plecach. - Czeka na wiadomo��
od ciebie.
- Zadzwoni�.
Dell zszed� po schodach do czarnej limuzyny, gdzie czeka� ju� na niego kierowca.
- Nie�le, Carmichael - odezwa� si� Thorpe, kiedy limuzyna odjecha�a. - W ko�cu
zrobi�a� ten wywiad. Oczywi�cie... - ci�gn�� z u�miechem - Dell to twardy
przecsiwnik.
Liv spojrza�a na niego ch�odno.
- Co tu w�a�ciwie robisz, Thorpe?
- Jad�em �niadanie - odrzek�. - Jestem starym przyjacielem rodziny.
14
Powinna go by�a uderzy�, aby zetrze� ten g�upi u�miech z jego twarzy. Zamiast
tego jednak zacz�a starannie naci�ga� na palce r�kawiczki.
- Dell otrzyma to stanowisko. Thorpe uni�s� do g�ry brwi.
- Czy to stwierdzenie, Olivio, czy raczej pytanie?
- Nie zapyta�abym ci� nawet o godzin�, Thorpe - odci�a si�. - A ty, nawet
gdybym si� na to zdecydowa�a, i tak by� mi nie odpowiedzia�.
- Zawsze twierdzi�em, �e masz ostry j�zyk.
Dobry Bo�e, jaka� ona pi�kna, pomy�la�. Kiedy j� zobaczy� po raz pierwszy w
studiu, ju� wtedy zrobi�a na nim du�e wra�enie; co prawda w makija�u, w �wietle
jupiter�w i rozstawionych kamer wcale o to nie trudno. Teraz, stoj�c z ni�
twarz� w twarz, w ostrym �wietle poranka, nie mia� w�tpliwo�ci, �e to
najpi�kniejsza kobieta, jak� kiedykolwiek widzia�. Wspania�a budowa cia�a,
nieskazitelna cera. Tylko oczy zdradza�y z�o��, nad kt�r� za wszelk� cen�
stara�a si� zapanowa�. Thorpe znowu si� u�miechn��. Uwielbia� obserwowa�, jak
p�ka l�d.
- Czy to dla ciebie problem, Thorpe? - z�o�liwie zauwa�y�a Liv, odwracaj�c si�,
aby zwolni� ekip�. - Czy�by� nie lubi� reporter�w, kt�rzy, tak si� sk�ada,
akurat s� kobietami?
Roze�mia� si� i pokr�ci� g�ow�.
- Doskonale wiesz, �e p�e� nie ma tu nic do rzeczy.
W jego jeszcze przed chwil� tak powa�nych oczach pojawi�y si� iskierki
rozbawienia. Wcale jej si� to nie spodoba�o.
- Dlaczego nie chcesz ze mn� wsp�pracowa�?
Wiatr rozwiewa� mu w�osy zupe�nie tak jak podczas wczorajszego reporta�u.
Zdawa�o si�, �e jest zupe�nie niewra�liwy na ch��d, podczas gdy Liv, otulona
p�aszczem, dr�a�a z zimna.
- Wykonujemy przecie� ten sam zaw�d, pracujemy dla tych samych ludzi.
- To moje podw�rko, Liv - spokojnie odrzek�. - Je�li chcesz si� tu dosta�,
musisz o to walczy�. Osi�gni�cie tego, co mam, zaj�o mi wiele lat. Nie
spodziewaj si�, �e tobie wystarczy par� miesi�cy, aby tego dokona�. Lepiej
b�dzie, je�li wejdziesz do samochodu - doda�, widz�c �e dr�y z zimna.
- Zamierzam walczy�, Thorpe. - Zabrzmia�o to w po�owie jak gro�ba, w po�owie jak
ostrze�enie. - Je�li chcesz walki, b�dziesz j� mia�.
Thorpe sk�oni� g�ow� z uznaniem.
- Licz� na to.
15
Nie mia� w�tpliwo�ci, �e Liv nie wsi�dzie do samochodu, dop�ki on sam tego nie
zrobi. B�dzie tak sta�a, kostniej�c z zimna, przez zwyk�y up�r. Bez s�owa zszed�
wi�c po schodach i otworzy� drzwiczki swego samochodu.
Liv sta�a jeszcze przez chwil�, czekaj�c, a� Thorpe odjedzie. �wiadomo��, �e
teraz, kiedy znikn�� jej z oczu, mo�e wreszcie swobodnie odetchn��, zirytowa�a
j� jeszcze bardziej. Thorpe mia� bardzo siln� osobowo��. Zachowanie w stosunku
do niego oboj�tno�ci wydawa�o si� prawie niemo�liwe. Zawsze wywo�ywa� silne
emocje. Jej by�y zdecydowanie negatywne.
On nie mia� zamiaru stawa� jej na drodze. Ona nie mia�a zamiaru si� tym
zadowoli�. Zesz�a po schodach i powoli skierowa�a do samochodu.
Anna, nagle pomy�la�a, przypomniawszy sobie imi�, kt�re Dell wymieni� w rozmowie
z Thorpe 'em. Anna Dell Monroe, c�rka Delia i oficjalna pani domu od �mierci
swojej matki. Anna Dell Monroe. Je�li co� mia�o si� wydarzy� w �yciu jej ojca,
ona z pewno�ci� musia�a o tym wiedzie�. Liv nagle przyspieszy�a kroku i wsiad�a
do czekaj�cego na ni� samochodu.
- Podrzucimy ta�m� do studia, a p�niej pojedziemy do Georgetown.
2
Liv zawzi�csie stuka�a na maszynie. Da�a Carlowi wywiad z Del-lem, aby go
wykorzysta� w po�udniowym serwisie informacyjnym. Ale w zanadrzu mia�a wi�cej,
znacznie wi�cej i musia�a z tym zd��y� przed wieczornym dziennikiem. Jej
przeczucie co do Anny Mon-roe w pe�ni si� potwierdzi�o. C�rka Delia rzeczywi�cie
zna�a ka�dy szczeg� z �ycia ojca i chocia� w czasie wywiadu stara�a si�
wypowiada� bardzo ostro�nie, nie by�a jednak takim dyplomat� jak jej ojciec.
Podczas p�godzinnego wywiadu w jej salonie w Georgetown Liv zebra�a
dostatecznie du�o materia�u, aby zaprezentowa� telewidzom ciekaw� histori�.
Ta�ma by�a dobra. Liv mia�a ju� okazj� zerkn�� na ni� w czasie przygotowywania
programu do emisji. Bob znakomicie uchwyci� zar�wno stylow� elegancj� wn�trza,
jak i uprzejmo�� i nienaganne maniery gospodyni domu. B�dzie to dobrze
kontrastowa�o z przebieg�o�ci� rasowego polityka, do jakich zalicza� si� jej
ojciec. Uderza� ogromny respekt Anny dla ojca, jak r�wnie� jej wyj�tkowe
zami�owanie do pi�knych rzeczy. Liv uda�o si� pokaza� zar�wno jedno, jak i
drugie. To by� naprawd� dobry reporta�, pozwalaj�cy zwyk�emu obywatelowi chocia�
na chwil� zajrze� za kulisy wielkiej polityki.
Liv pospiesznie redagowa�a tekst.
- Liv, jeste� nam potrzebna - zawo�a� Brian.
Spojrza�a na niego przeci�gle. Brian westchn�� z rezygnacj� i odsun�wszy si� od
biurka, wyci�gn�� r�ce w obronnym ge�cie.
17
- Ju� w porz�dku, w porz�dku, sam to zrobi�. Ale b�dziesz mi co� winna.
- Jeste� cudowny, Brian. - Wr�ci�a do pisania.
Dziesi�� minut p�niej wyci�ga�a ostatni� kartk� z maszyny.
- Carl! - zawo�a�a, widz�c, �e szef kieruje si� do swego gabinetu. -M�j
komentarz do programu.
- Przynie�.
Liv spojrza�a na zegarek. Mia�a godzin� do wieczornego serwisu. Kiedy wesz�a do
pokoju Carla, odbiornik telewizyjny by� w��czony, ale g�os wyciszony. Carl,
siedz�c przy biurku, przegl�da� materia�y.
- Czy widzia�e� ju� ta�m�? - Liv poda�a mu maszynopis.
- Jest naprawd� dobra. - Przypali� papierosa od niedopa�ka poprzedniego i
zani�s� si� suchym kaszlem.
- Zaczniemy od porannej rozmowy z Dellem, po czym przejdziemy do wywiadu z jego
c�rk�.
Wzi�� do r�ki podane mu przez Liv kartki i w skupieniu zacz�� czyta�. To by�
znakomicie przygotowany materia�, przedstawiaj�cy kr�tkie biografie wszystkich
g��wnych rywali do ministerialnego stanowiska, ze szczeg�lnym zwr�ceniem uwagi
na Beaumonta Delia. To wprowadzenie dawa�o widzom pe�ny obraz sytuacji, zanim,
dzi�ki kamerze, przekrocz� pr�g domu bohatera reporta�u. Liv obserwowa�a p�yn�ce
do sufitu spirale papierosowego dymu i czeka�a.
- Poka�emy zdj�cia pozosta�ych kandydat�w, podczas gdy ty b�dziesz czyta�a ich
biografie. - Pospiesznie nanosi� uwagi na marginesie maszynopisu. - Powinni�my
je mie� w naszym archiwum. Je�li nie mamy, we�miemy je z g�ry. - �G�r�" przyj�o
si� nazywa� waszyngto�skie biuro CNC. - Wygl�da na to, �e zamierzasz zaj�� trzy
minuty.
- Trzy i p�. - Czeka�a, a� Carl podniesie g�ow�. - Niecz�sto wymieniamy
sekretarzy stanu, Carl. Nasza kolejna wa�na informacja to mo�liwo�� cz�ciowego
zamkni�cia stacji filtr�w na Potomacu. Ta moja zas�uguje chyba na trzy i p�.
- Przekonaj redaktora wydania - rzek�, po czym, kiedy Liv chcia�a co�
powiedzie�, nagle uni�s� do g�ry r�k�. Natychmiast si� zorientowa�a, co
przyci�gn�o jego uwag�. Na ekranie pojawi�a si� zapowied� specjalnego wydania
wiadomo�ci. Liv szybko podkr�ci�a g�os i w tej samej chwili z ekranu spojrza�y
na ni� oczy Thorpe'a. By�a tym kompletnie zaskoczona. Jego wzrok mia� dziwn�
moc. Czu�a, jak przenika j� dreszcz. Co�
18
takiego prze�y�a po raz pierwszy od pi�ciu lat. Wpatrzona w ekran przeoczy�a
pierwsze s�owa komunikatu.
�...przyj�� spodziewan� rezygnacj� ze stanowiska sekretarza stanu Lar-kina.
Sekretarz Larkin zrezygnowa� ze stanowiska ze wzgl�du na stan zdrowia. Po
poddaniu si� w ubieg�ym tygodniu powa�nej operacji serca Larkin wci�� przebywa
na rekonwalescencji w Bethesda Naval Hospital. Wraz z przyj�ciem rezygnacji, na
wakuj�ce stanowisko prezydent zaproponowa� Beaumonta Delia. Przed godzin�, na
spotkaniu w Gabinecie Owalnym, Dell przyj�� t� propozycj�. Sekretarz prasowy
Donaldson wyznaczy� konferencj� na jutro na godzin� dziewi�t� rano".
Liv nagle poczu�a, �e ziemia usuwa si� jej spod n�g. S�ysza�a, jak Thorpe
powtarza komunikat, zamkn�a oczy i ci�ko oddycha�a. Carl kl��, nie
przebieraj�c w s�owach. Jej program by� martwy. Wyrwano mu serce. I on doskonale
o tym wiedzia�. Liv powoli dochodzi�a do siebie, podczas gdy na ekranie ponownie
pokaza� si� program z rozk�ad�wki. On wiedzia� o tym ju� o �smej rano.
- Przer�b to - rzuci� Carl, chwytaj�c za s�uchawk� telefonu. -1 wy�lij kogo� na
g�r� po komunikat Thorpe'a. Musimy go pu�ci�. Wywiad z c�rk� Delia jest
nieaktualny.
Liv zgarn�a swoje materia�y z biurka Car la i skierowa�a si� do drzwi.
- Nie zapomnij o makija�u, nied�ugo wchodzisz na wizj�.
Nie zareagowa�a spiesz�c do wyj�cia. Po chwili nerwowo kr��y�a po korytarzu, nie
mog�c sie doczeka� na wind�. To nie mo�e mu uj�� na sucho, powtarza�a w my�lach.
Jad�c na czwarte pi�tro, kontynuowa�a w windzie niespokojny spacer. Od lat nikt
jej a� tak nie wyprowadzi� z r�wnowagi. Zupe�nie nie mog�a si� opanowa�. A
wszystko przez tego typa.
- Thorpe! - zawo�a�a z furi�, wtargn�wszy do pokoju redakcyjnego na czwartym
pi�trze.
Jaki� reporter uni�s� g�ow� i zas�oniwszy r�k� telefoniczn� s�uchawk�, spokojnie
powiedzia�:
- W swoim biurze.
Tym razem Liv nie czeka�a ju� na wind�, tylko pobieg�a schodami, gubi�c po
drodze tak typowy dla niej ch��d i opanowanie.
- Panno Carmichael - siedz�ca przed wej�ciem do biura na pi�tym pi�trze
recepcjonistka podnios�a si� na widok mijaj�cej j� w biegu Liv. -Panno
Carmichael! - zawo�a�a, chc�cj�zatrzyma�. - Z kim chce si� pani widzie�? Panno
Carmichael!
19
Liv wpad�a do biura Thorpe'a bez pukania.
- Ty gnido!
Thorpe przerwa� pisanie na maszynie i odwr�ci� si� do drzwi. Jego twarz wyra�a�a
raczej zaciekawienie ni� irytacj� z powodu nieoczekiwanego wtargni�cia intruza.
- Olivia! - Przechyli� si� do ty�u, ale nie podni�s� z miejsca. - C� za mi�a
niespodzianka! - Lekkim skinieniem g�owy odprawi� recepcjonistk�, kt�ra wyra�nie
zaniepokojona pojawi�a siew drzwiach. -Usi�d� -uprzejmym ruchem r�ki wskaza� jej
miejsce. - Nie mog� wprost uwierzy�, �e po przesz�o roku zechcia�a� zaszczyci�
wreszcie swoj� obecno�ci� moje biuro.
- Zniszczy�e� m�j program! - Liv, wci�� trzymaj�c maszynopis w r�ku, pochyli�a
si� nad jego biurkiem.
Zauwa�y� rumie�ce na jej bladej twarzy i w�ciek�o�� w zazwyczaj ch�odnych
oczach. Jej w�osy, od nieprzytomnego biegu po schodach, by�y w nie�adzie, a
oddech przyspieszony. Thorpe patrzy� na ni� zafascynowany. Zastanawia� si�, jak
daleko mo�e si� posun��, aby zupe�nie straci�a nad sob� panowanie. Postanowi�
sprawdzi�.
- Jaki program?
- Wiesz, do cholery! - Opar�a r�ce na biurku i pochyli�a si� w jego stron�. -
Zrobi�e� to specjalnie.
- Wiele rzeczy robi� specjalnie - przyzna�. - Je�li masz na my�li t� histori� z
Dellem - ci�gn��, patrz�c jej w oczy - to wcale nie by�a twoja historia, Liv.
By�a moja. Jest moja.
- Pu�ci�e� to na czterdzie�ci pi�� minut przed moim programem. -By�a w�ciek�a i
nie potrafi�a tego ukry�. Thorpe nigdy jej takiej nie widzia�. Olivia nigdy nie
m�wi�a podniesionym tonem. Jej gniew mia� zazwyczaj wi�cej wsp�lnego z lodem ni�
z ogniem.
- A wi�c? - opar� brod� na splecionych d�oniach. - Masz do mnie pretensj� o ten
komunikat.
- Nie zostawi�e� mi nic. - Wyci�gn�a kartki maszynopisu, zmi�a je i wypu�ci�a
z r�k. - Pracowa�am nad tym dwa tygodnie, od chwili gdy Larkin dosta� ataku
serca, a ty mi to zniszczy�e� w dwie minuty.
- Nie czuj� si� za to odpowiedzialny, Carmichael. To twoja sprawa. Nast�pnym
razem mo�e b�dziesz mia�a wi�cej szcz�cia.
- Co� takiego! - Rozw�cieczona Liv uderzy�a pi�ciami w mahoniowy blat biurka. -
Jeste� pod�y. Ten program kosztowa� mnie wiele godzin pracy, setki telefon�w i
dziesi�tki mil w nogach. Od pocz�tku
20
robisz mi �wi�stwa. - Jej oczy nagle zw�zi�y si�. - Czy�by� si� mnie obawia�,
Thorpe? Czy�by� czu�, �e twoja wysoka pozycja w mediach jest zagro�ona?
- Zagro�ona? - uni�s� si�, pochylaj�c jednocze�nie nad biurkiem, a� jego twarz
znalaz�a si� na wprost jej twarzy. - Nawet przez chwil� o tym nie pomy�la�em.
Nie interesuj� mnie pocz�tkuj�cy dziennikarze, kt�rzy wspinaj� si� do g�ry
przeskakuj�c po trzy szczeble naraz. Wr��, kiedy wyr�wnasz swoje rachunki.
- Nie m�w mi o wyr�wnywaniu rachunk�w, Thorpe - sykn�a Liv. -Zacz�am to robi�
ju� osiem lat temu.
- Osiem lat temu by�em w Libanie i lawirowa�em mi�dzy kulami, podczas gdy ty
by�a� w Harvardzie i lawirowa�a� mi�dzy przystojnymi graczami w pi�k� no�n�.
- Nigdy tego nie robi�am! - z furi� zawo�a�a Liv. - I w og�le, co to ma do
rzeczy. Wiedzia�e� o tym rano. Wiedzia�e�, co si� �wi�ci.
- A je�li nawet?
- Wiedzia�e�, jak bardzo si� w t� histori� zaanga�owa�am. Czy nie poczuwasz si�
do �adnej lojalno�ci wobec lokalnej stacji.
- Nie.
Ta niew�tpliwie szczera odpowied� dos�ownie j� zamurowa�a.
- Przecie� tu startowa�e�.
- Dlaczego wi�c nie zadzwonisz do WTRL w Jersey i nie zapewnisz im wy��czno�ci
tylko dlatego, �e kiedy� czyta�a� tam prognozy pogody? - odrzek�. - Porzu� ten
mentorski ton, Liv. To naprawd� nie ma sensu.
- Jeste� nikczemny - niemal krzycza�a. - Przecie� wystarczy�oby, aby� mnie
uprzedzi�, �e masz zamiar og�osi� ten cholerny komunikat.
- A ty czeka�aby� z za�o�onymi r�kami, a� to zrobi�? Pr�dzej poder�n�aby� mi
gard�o, aby tylko zd��y� og�osi� to przede mn�.
- Z rado�ci�. Roze�mia� si�.
- Jeste� szczera, kiedy si� w�ciekasz, Liv i... cudowna. - Wzi�� kilka kartek z
biurka i poda� jej. - B�dziesz potrzebowa�a moich materia��w, aby przerobi� sw�j
komentarz. Do emisji pozosta�o ci zaledwie trzydzie�ci minut.
- Nie musisz mi o tym przypomina�. - Zignorowa�a wyci�gni�t� w jej stron� r�k�.
Mia�a ogromn� ochot� cisn�� czym� w okienn� szyb� za j ego plecami. - Wr�cimy do
tego, Thorpe. Je�li nie teraz, to z pewno�ci� wkr�t-
21
ce. Jestem tym wszystkim naprawd� zm�czona. - Chwyci�a kartki, w�ciek�a, �e musi
cokolwiek od niego przyj��.
- Doskonale. - Obserwowa�, jak podnosi pomi�ty maszynopis. -Um�w si� dzi� ze mn�
na drinka.
- Nigdy w �yciu! - Skierowa�a si� do drzwi.
- Boisz si�?
Wiedzia�, jak j� zatrzyma�. Odwr�ci�a si� i rzuci�a mu piorunuj�ce spojrzenie.
- O'Riley's, o �smej.
- Zgoda. - U�miechn�� si� szeroko, kiedy Liv znikn�a za drzwiami.
A wi�c, pomy�la�, ponownie siadaj�c za biurkiem, w �y�ach tej dziewczyny jednak
p�ynie gor�ca krew. A ju� zaczyna� mie� w�tpliwo�ci. Cierpliwo�� to jedna z
najwa�niejszych zalet, jak� powinien posiada� dobry reporter. Thorpe czeka� ju�
od ponad roku. Dok�adnie od szesnastu miesi�cy. Od pierwszego wieczoru, kiedy
obejrza� jej program. Nie zapomnia� tego niskiego, spokojnego g�osu, ch�odnej,
klasycznej urody. Nie potrafi� si� oprze� temu nieprawdopodobnemu urokowi,
zapragn�� jej od chwili, gdy tylko poczu� na sobie jej spojrzenie. Ale instynkt
podpowiada� mu, �e powinien trzyma� si� od niej na razie z daleka, �e w tym
wypadku ta metoda da lepsze rezultaty.
M�g� dok�adnie zbada� jej przesz�o��. By� bystry i ustosunkowany. Jednak co� go
od tego powstrzymywa�o. Wybra� to, co uwa�a� za najskuteczniejsze - wytrwa�o��.
Jako reporter opanowa� t� sztuk� po mistrzowsku. Rozpar� siew fotelu i zapali�
papierosa. Wygl�da�o na to, �e przyj�ta przez niego taktyka zacz�a przynosi�
efekty.
Dochodzi�a �sma, gdy Liv wjecha�a na parking tu� obok O'Riley's. Opar�a czo�o na
kierownicy. Jak na zwolnionym filmie ujrza�a siebie wpadaj�c� do pokoju
redakcyjnego, a w chwil� potem do biura Thorpe-'a. Prawie s�ysza�a, jak na niego
krzyczy.
By�a z�a, �e straci�a nad sob� panowanie, tym bardziej i� sta�o si� to w
obecno�ci Thorpe'a. Od chwili gdy po raz pierwszy stan�a z nim twarz� w twarz,
nie mia�a w�tpliwo�ci, �e powinna trzyma� si� od niego z daleka. By� zbyt siln�
osobowo�ci�. Wpisa�a go na list� �niebezpiecznych", i to na pierwszym miejscu.
Chcia�a, aby ich wzajemne kontakty pozbawione by�y jakiegokolwiek w�tku
osobistego; musia�a wi�c zachowa� w stosunku do niego
22
dystans. Par� godzin wcze�niej mia�a okazj� si� przekona�, jakie to trudne
zadanie.
Cho�bym nie wiem jak si� stara�a, nie jestem z kamienia. I Thorpe doskonale o
tym wie. Westchn�a.
W dzieci�stwie sprawia�a same k�opoty. W przywi�zuj�cej ogromn� wag� do dobrych
manier statecznej rodzinie zadawa�a zbyt wiele pyta�, wylewa�a zbyt wiele �ez i
zbyt g�o�no si� �mia�a. W przeciwie�stwie do siostry nie zale�a�o jej na
wst��kach i balowych sukniach. Chcia�a mie� psa, aby z nim biega�, a nie ma�ego
pude�ka, kt�rego trzyma�a jej matka. Chcia�a mieszka� w drewnianym domku, a nie
w okaza�ej rezydencji, kt�r� na zlecenie jej ojca zaprojektowa� specjalnie
wynaj�ty architekt. Chcia�a biega�, podczas gdy bez przerwy kazano jej
spacerowa�.
W ko�cu uda�o jej si� uciec od surowych regu� i oczekiwa�, jakich nie powinna
zawie�� osoba nosz�ca nazwisko Carmichael. W college'u znalaz�a wolno�� i to
wszystko, o czym przez d�ugie lata marzy�a. P�niej przyszed� dzie�, kiedy nie
zosta�o jej nic. Ostatnie sze�� lat to zupe�nie nowy etap w jej �yciu:
postanowi�a my�le� tylko o sobie i swojej karierze. W dalszym ci�gu ceni�a
wolno��, ale nauczy�a si� by� ostro�na.
Liv wyprostowa�a si� i potrz�sn�a g�ow�. To nie by� odpowiedni czas, aby my�le�
o przesz�o�ci. Liczy�a si� tylko tera�niejszo�� i przysz�o��. Nigdy ju� nie
strac� panowania nad sob�, pomy�la�a wysiadaj�c z samochodu. Nie sprawi� mu tej
satysfakcji.
Wesz�a do O'Riley's, gdzie mia�a si� spotka� z Thorpe'em.
Czeka� ju� na ni�. Zauwa�y�, �e znowu przywdzia�a zwyk�� mask�. Jej twarz by�a
opanowana, oczy pogodne. Rozgl�da�a si� po sali, szukaj�c go. W gwarze rozm�w i
k��bach dymu wygl�da�a jak pos�g z marmuru: ch�odna, nieskazitelna i doskona�a.
Thorpe nagle poczu� nieodpart� ch��, aby dotkn��, poczu� jej sk�r�, ujrze� ogie�
w oczach. Z�o�� to nie by�o jedyne uczucie, kt�re chcia� w niej obudzi�.
T�umione od miesi�cy po��danie znowu powr�ci�o.
Zastanawia� si�, kiedy p�knie ostatnia warstwa skorupy, kt�r� ta dziewczyna si�
otoczy�a. Postanowi� si� nie spieszy�. Lubi� wyzwania, poniewa� to on zawsze
zwyci�a�. Czeka�, a� Liv go zauwa�y. U�miechn�� si� i w milczeniu skin�� g�ow�.
Obserwowa�, jak idzie w jego stron�. Podoba� mu si� jej spos�b poruszania, pe�en
gracji i taki zmys�owy.
- Cze��, Olivio.
- Thorpe. - Liv zaj�a miejsce naprzeciw niego.
- Co pani poda�?
23
- Wino. - Z u�miechem spojrza�a na kelnera, kt�ry w�a�nie zjawi� si� przy
stoliku. - Bia�e wino, Lou.
- Oczywi�cie, panno Carmichael. A dla pana, panie Thorpe?
- Na razie dzi�kuj�. - Podni�s� do g�ry szkock�. Zauwa�y�, �e kiedy Liv zwraca�a
si� do kelnera, na jej twarzy pojawi� si� u�miech. Jej rysy wyra�nie
z�agodnia�y, ale gdy po chwili z powrotem spojrza�a na Thorpe-'a, znowu
przybra�a surowy wyraz twarzy.
- A wi�c, Thorpe, je�li mamy uzdrowi� panuj�c� mi�dzy nami atmosfer�, proponuj�,
aby�my sobie pewne rzeczy wyja�nili od razu.
- Czy ty zawsze musisz by� taka rzeczowa, Liv? - zapali� papierosa, patrz�c na
ni� uwa�nie. Jednym z jego najwi�kszych atut�w by�a umiej�tno�� d�ugiego i
bardzo wnikliwego przygl�dania si� rozm�wcy. Niejeden znany polityk wi� si� ju�
pod tym spojrzeniem.
- Spotkali�my si� tu, aby porozmawia� o... - Liv r�wnie� poczu�a si� nieswojo.
- Czy�by� nigdy nie s�ysza�a o czym� takim jak mi�a towarzyska rozmowa? -
gwa�townie zaprotestowa�. - Jak si� czujesz? �adn� pogod� mamy dzisiaj?
- Nie obchodzi mnie, jak ty si� czujesz. A pogoda jest okropna.
- Taki mi�y g�os, a taki brzydki j�zyk. - Zauwa�y� nag�y b�ysk w jej oczach. -
Masz najbardziej doskona�e rysy twarzy, jakie kiedykolwiek widzia�em.
Liv zesztywnia�a. Thorpe widzia� jej reakcj� i podni�s� do ust szklaneczk� ze
szkock�.
- Nie przysz�am tu, aby dyskutowa� o moim wygl�dzie.
- Rzeczywi�cie. Ale wygl�d jest przecie� cz�ci� naszej pracy, nie s�dzisz?
Kelner postawi� przed ni� wino. Liv wzi�a do r�ki kieliszek, jednak nie
podnios�a go do ust.
- Telewidzowie lubi� patrze� na atrakcyjnych prezenter�w. To sprawia, �e
podawane informacje s� dla nich bardziej strawne. Ty, dodaj�c do tego odrobin�
klasy, jeszcze ten efekt wzmacniasz.
- M�j wygl�d nie ma nic wsp�lnego z jako�ci� mojej pracy. - Jej g�os by� ch�odny
i zupe�nie pozbawiony emocji, ale w oczach pojawi�y si� niebezpieczne b�yski.
- Tak, ale dzi�ki niemu twoje programy zyskuj� ci jeszcze wi�cej wielbicieli. -
Odchyli� si� do ty�u, wci�� uwa�nie j� obserwuj�c. - Jeste� cholernie dobrym
spikerem, Liv, i coraz lepszym reporterem.
24
Zmarszczy�a brwi. Te komplementy wyda�y si� jej podejrzane.
- I... - zawiesi� g�os - niezwykle ostro�n� kobiet�.
- O czym ty m�wisz?
- Gdybym zaprosi� ci� na kolacj�, co by� powiedzia�a?
- Oczywi�cie odm�wi�abym. U�miechn�� si� rozbrajaj�co.
- Dlaczego?
Powoli podnios�a kieliszek do ust i upi�a �yk wina.
- Poniewa� mi si� nie podobasz. Nie jadam kolacji z m�czyznami, kt�rzy mi si�
nie podobaj�.
- Co oznacza, �e z tymi, kt�rzy ci si� podobaj�, jadasz. - Jeszcze raz mocno
zaci�gn�� si� papierosem, po czym zgni�t� niedopa�ek na popielniczce. - Ale ty
przecie� z nikim nie wychodzisz, czy� nie mam racji?
- To nie twoja sprawa! - Rozw�cieczona, ju� mia�a zamiar si� podnie��, ale r�ce
Thorpe'a j� od tego powstrzyma�y.
- Ratujesz si�, gdy kto� zbyt mocno naci�nie. Zastanawiasz mnie, Olivio. - M�wi�
cicho, chocia� dooko�a s�ycha� by�o �miech i podniesione g�osy.
- Nie �ycz� sobie, aby� si� mn� interesowa�. Nie podobasz mi si� -powt�rzy�a,
opanowuj�c ch��, aby mu si� wyrwa�. Jego d�onie by�y silne i bardzo zdecydowane.
Ogarn�o j�dziwne uczucie. -Nie cierpi� ani twojej z trudem skrywanej m�skiej
pr�no�ci, ani przesadnej arogancji.
- Z trudem skrywanej m�skiej pr�no�ci? - �mia� si�, wyra�nie tym okre�leniem
ubawiony. - My�l�, �e to raczej komplement.
Jego �miech by� nawet sympatyczny, ale Liv wcale si� nie podoba�. Jeszcze
bardziej utwierdzi�a si� w przekonaniu, �e Thorpe rzeczywi�cie nale�y do bardzo
niebezpiecznych m�czyzn.
- Podoba mi si� tw�j styl, Liv, i twoja twarz. Lodowaty seks - ci�gn��, ale
nagle zauwa�y�, i� zupe�nie nie�wiadomie dotkn�� jakiego� bolesnego miejsca. Jej
palce konwulsyjnie si� zacisn�y, a oczy, jeszcze przed chwil� takie zagniewane,
teraz wygl�da�y tak, j akby ich w�a�cicielk� kto� bardzo g��boko dotkn��.
- Pu�� moje r�ce.
Chcia� jej dokuczy�, nawet zirytowa�, ale nie zrani�.
- Wybacz mi, prosz�.
Skrucha by�a taka widoczna i szczera, i taka nieoczekiwana, �e z�o�� Liv
znikn�a bez �ladu. Kiedy Thorpe pu�ci� jej d�onie, Liv znowu si�gn�a po
kieliszek z winem.
25
- Je�eli ju� sko�czyli�my t� rozmow� o niczym, Thorpe, mo�e by�my przeszli do
spraw bardziej konkretnych.
- Doskonale, Liv. Tw�j ruch. Odstawi�a kieliszek.
- Chcia�abym, aby� wreszcie przesta� mnie blokowa�.
- A konkretnie?
- WWBW jest zrzeszona z CNC. Nale�a�oby oczekiwa�, i� w wielu przypadkach
powinni�my ze sob� wsp�pracowa�. Program lokalny jest przecie� r�wnie wa�ny jak
og�lnokrajowy.
- Tak?
Thorpe bywa� czasem irytuj�co ma�om�wny. Liv odsun�a kieliszek z winem i
pochyli�a nad stolikiem.
- Nie prosz� ci� o pomoc. Nie potrzebuj� jej. Ale jestem ju� zm�czona tym, �e
wci�� sabotujesz moj� prac�.
- Sabotuj�? - podni�s� do ust szklaneczk� ze szkock�. Liv wyra�nie si� o�ywi�a,
zapominaj�c o oboj�tno�ci i dystansie. Podoba�y mu si� delikatne rumie�ce, kt�re
zar�owi�y jej alabastrow� sk�r�.
- Wiedzia�e�, �e pracowa�am nad spraw� Delia. Zna�e� ka�dy m�j krok. Przesta�
udawa� niewini�tko, Thorpe. Doskonale wiem, �e masz swoje wtyczki w WBW.
Chcia�e� zrobi� ze mnie idiotk�.
Roze�mia� si�, ubawiony jej s�owami.
- Rzeczywi�cie, wiedzia�em, co robisz - przyzna�, wzruszaj�c ramionami. - Ale to
tw�j problem, a nie m�j. Dosta�a� ode mnie m�j tekst, to normalna procedura.
Lokalny zawsze dostaje materia� z g�ry.
- Nie potrzebowa�abym twojego tekstu, gdyby� mi nie przystawi� no�a do gard�a. -
Nie interesowa�a jej wspania�omy�lno�� �g�ry". - Ma-j �c w�a�ciwe informacj e,
inaczej poprowadzi�abym wywiad z Ann� Mon-roe i teraz nie musia�abym z niego
rezygnowa�. To by� kawa� dobrej roboty i wszystko na nic.
- Efekt tunelowy - stwierdzi� kr�tko i doko�czy� whisky. - B��d w
przeprowadzeniu wywiadu. Gdyby�- ci�gn��, zapalaj�c papierosa-przewidzia�a, co
mo�e si� wydarzy�, zada�aby� Annie par� innych pyta� i troch� wi�cej od niej
wyci�gn�a. Teraz mog�aby� t� rozmow� troch� przeredagowa� i wtedy z pewno�ci�
nadawa�aby si� do emisji. Widzia�em ta�m� - doda�. - To by� naprawd� kawa�
dobrej roboty; po prostu nie nacisn�a� w�a�ciwych guzik�w.
- Nie m�w mi, jak mam wykonywa� swoj� prac�.
26
- A ty mi nie m�w, jak wykonywa� moj�. - Teraz on r�wnie� pochyli� si� nad
stolikiem. - Grzebi� si� w tej cholernej polityce od pi�ciu lat. Nie podam ci
Kapitolu na z�otym talerzu, Carmichael. Je�li masz zastrze�enia do mojej pracy,
zwr�� si� z tym do Morrisona. - Wymieni� nazwisko szefa waszyngto�skiego biura
CNC.
- Jeste� taki z siebie zadowolony - Liv ch�tnie by go teraz udusi�a -taki pewny
siebie, jakby� trzyma� w r�ku �wi�tego Graala.
- W tym mie�cie, Carmichael, gdy mowa o polityce, nikt nie mo�e by� pewny siebie
- ci�gn�� Thorpe. - Jestem tutaj, poniewa� wiem, jak si� tu gra. Mo�e
potrzebujesz kilku lekcji.
- Nie od ciebie.
- Mog�aby� trafi� gorzej. - Umilk� na chwil�, po czym doda�: - Pos�uchaj, w imi�
zawodowej solidarno�ci powiem ci tyle: potrzeba wi�cej ni� roku, aby w tym
�rodowisku zapu�ci� korzenie. Ludzie nie czuj� si� tu bezpiecznie, ich interesy
zale�� od tak wielu spraw. Polityka to niezbyt przyjemnie pachn�ce s�owo,
szczeg�lnie od s�ynnej afery Watergate. Wyci�ganie takich spraw to oczywi�cie
nasz obowi�zek. Nie mog� nas ignorowa�, a wi�c pr�buj� traktowa� nas tak, jak my
traktujemy ich.
- Nie m�wisz czego�, o czym sama bym nie wiedzia�a.
- Mo�e i tak - przyzna�. - Ale masz pewien atut, kt�rego zupe�nie nie doceniasz:
urod� i klas�.
- Nie rozumiem, co to ma...
- Nie b�d� idiotk� - przerwa� jej niecierpliwym ruchem r�ki. - Reporter musi
umie� korzysta� ze wszystkiego. Twoja twarz nie ma nic wsp�lnego z twoim
intelektem, ale ma wiele wsp�lnego z tym, jak ludzie ci� postrzegaj�. To
zupe�nie normalne.
Zastanawia�a si� nad tym, co Thorpe przed chwil� powiedzia�, i musia�a przyzna�,
�e by�o w tym du�o racji. Urok osobisty pracowa� dla jednych, obcesowo�� i
szorstko�� dla innych, a klasa, jak utrzymywa� Thorpe, mo�e pracowa� dla niej.
- W sobot� jest przyj�cie w jednej z ambasad. Zabior� ci� ze sob�. Spojrza�a na
niego ze zdumieniem.
- M�wisz, �e...
- Je�li chcesz otworzy� drzwi, wybierz te, kt�re s� w zasi�gu twojej r�ki. -
Niedowierzanie w jej oczach ogromnie go rozbawi�o. - Po paru lampkach szampana
mo�na w damskiej toalecie us�ysze� wiele ciekawych rzeczy.
27
- Zdajesz si� wiele o tym wiedzie� - z ironi� zauwa�y�a Liv.
- By�aby� z pewno�ci� zaskoczona.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego mia�by� to zrobi�. Postawi� przed ni� jej
kieliszek z winem.
- Istnieje powiedzenie o darowanym koniu.
- Istnieje tak�e o koniu troja�skim. Roze�mia� si�.
- Dobry reporter otworzy�by drzwi i mia�by prawdziw� bomb�. Oczywi�cie mia�
racj�, ale Liv wcale si� to nie podoba�o. Zdawa�a
sobie spraw�, �e gdyby to by� kto� inny, a nie Thorpe, nie waha�aby si� ani
chwili. To jeszcze bardziej go mo�e o�mieli�, powiedzia�a sobie i w-zi�a do
r�ki torebk�.
- Zgoda. Jaka ambasada?
- Kanadyjska. -Bawi�o go, jak walczy�a ze sob�, aby podj�� t� decyzj�.
- O kt�rej godzinie si� spotkamy?
- Przyjad� po ciebie.
Ju� mia�a wsta� od stolika, ale teraz nagle si� zatrzyma�a.
- Nie.
- Moje party, moje warunki. Przyjmij je albo odrzu�.
Nie by�a tym zachwycona. Mia�a w�tpliwo�ci, czy zThorpe'em jakakolwiek kobieta
mo�e si� czu� bezpieczna. Zap�dzi� j� do naro�nika. Je�li mu teraz odm�wi,
wyjdzie na idiotk�.
- W porz�dku. - Liv si�gn�a po notes. - Zapisz� ci adres.
- Znam tw�j adres.
Spojrza�a na niego podejrzliwie. Thorpe u�miechn�� si�.
- Jestem reporterem, Liv. Zbieranie informacji to moja specjalno��. -Wsta� od
stolika. - Wyjd� z tob�.
Wzi�� j� pod r�k� i poprowadzi� do drzwi. Liv milcza�a. Nie by�a pewna, czy
zrobi�a krok do przodu czy raczej dwa do ty