8653
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8653 |
Rozszerzenie: |
8653 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8653 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8653 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8653 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Wiktor Willmann
Ze wspomnie� wojennych lotnika
skanowanie i edycja: Verbat
2004
M�j pierwszy lot
zisiaj, kiedy powietrzne przestworza zosta�y w�a�ciwie zdobyte
przez cz�owieka, kiedy codzie� nad naszemi g�owami warcz�
setki samolot�w, a komunikacja lotnicza nale�y do
powszechnych prawie �rodk�w lokomocji, s�owa te wydaj� si�
mo�e prze�ytkiem, ale trzeba pami�ta�, �e to g�o�ne dzisiaj
lotnictwo, to jeszcze bardzo m�ode stworzenie, kt�re zaledwie kilkana�cie lat temu by�o
dopiero w kolebce swego istnienia.
Wspomnienia te nie by�yby zatem wcale ciekawe, gdyby to, co opowiem, nie
dzia�o si� wiosn� 1914 roku, a wi�c przed 13 1/2 laty.
Pami�tam jak dzi� t� chwil�, kiedy pierwszy raz w �yciu, jako brzd�c w kadeckim
mundurze, zobaczy�em samolot. Ta tajemnicza maszyna, szybuj�ca w powietrzu by�a
dla mnie najciekawsz� zabawk�, a cz�owiek w niej siedz�cy wydawa� mi si�
najszcz�liwszym z ludzi. Z ca�ym zapa�em i naiwno�ci� m�odego ch�opca zacz��em
marzy� i my�le� o lotnictwie. Na ok�adkach ksi��ek i zeszyt�w rysowa�em tylko
skrzyd�a i �migi, id�c na przechadzk� zadziera�em g�ow� do g�ry, by �aden samolot nie
uszed� mej uwagi, a w�wczas w mojem poj�ciu nikt z historycznych bohater�w, o
kt�rych prawili mi profesorowie, nie by� godny takiej czci i uznania, jak �wcze�ni
lotnicy. Koledzy przeto dali mi przezwiska �Luftner", co nie da si� dok�adnie
przet�umaczy�, ale oznacza bzika na punkcie lotnictwa. Tak, to by�y pierwsze objawy
zami�owania, kt�re p�niej wype�ni�o mi ca�e dotychczasowe �ycie.
Niestety moje zap�dy hamowa�a dyscyplina i surowy regulamin obowi�zuj�cy
wychowank�w. Zobaczy� czasem z daleka kr���cy aparat, przeczyta� jaki� artyku� o
lotnictwie, oto wszystko co mog�o zaspakaja� moje pragnienia. Lepsze dopiero czasy
nasta�y, gdy po uko�czeniu wy�szej szko�y realnej wst�pi�em do akademji wojskowej w
Wr. Neustadt. Wprawdzie rygor panowa� tutaj jeszcze wi�kszy i nas nowicjusz�w
traktowano prawie jak rekrut�w, tak i� nawet podczas pierwszych dw�ch miesi�cy nie
udzielano nam przepustek, p�ki, jak mawiano, nie nauczymy si� salutowa�, a
�panowie" koledzy z wy�szych kurs�w spogl�dali na nas z pogard� i lekcewa�eniem.
Wreszcie min�� ten ci�ki okres i nadszed� czas tak oczekiwanej � pierwszej przepustki.
Niema bardziej radosnego momentu dla m�odych, rw�cych si� do swobody junak�w,
zamkni�tych w go�ych, klasztornych prawie �cianach koszar, jak owa uroczysta chwila
pierwszego wyj�cia na ciekawy �wiat. I jak to ju� bywa, jedni wybierali si� do kina, inni
szli na rojne ulice rzuca� zalotne spojrzenia, wszystkich przedewszystkiem poch�ania�a
fala t�tni�cego �ycia.
Ja r�wnie� by�em bardzo ucieszony t� kr�tk�, bo zaledwie parogodzinn�
wolno�ci� i nie my�la�em prze�uwa� swych my�li w ponurych, imponuj�cej grubo�ci
murach, ale ci�gn�o mnie narazie co� innego, ni� pozosta�ych koleg�w. Szybkim
krokiem uda�em si� poza miasto. By� listopad i zimny wiatr hula� po zamar�ych polach,
wdzieraj�c si� pod po�y mego lekkiego p�aszcza, ale ja, poch�oni�ty jedn� my�l�, tego
nie czu�em. Wreszcie dotar�em do celu swej wycieczki, a by�o nim lotnisko odleg�e od
akademji w prostej linji o 4 w rzeczywisto�ci okr�g�o 7 klm. Tu jednak zasta� mnie
dotkliwy zaw�d. Na wielkich b�oniach panowa�a kompletna pustka, hangary sta�y,
pozamykane, kryj�c w swych �cianach t�sknych marze� mych tajemnicze skarby.
Nigdzie nie mog�em dojrze� �ywej duszy i tylko znudzony Wartownik przechadza� si�
miarowym krokiem od szopy do szopy. By�o to ca�kiem naturalne. W niedziel� po
po�udniu, rzecz jasna, ka�dy chce u�ywa� zas�u�onego wypoczynku czy rozrywki, ale
w swej zapalonej g�owie nie mog�em tego przewidzie�. A wi�c wszystkie moje projekty
run�y jak karciany domek. W�a�nie nosi�em si� z zamiarem pozna� kogo�kolwiek z
za�ogi i zobaczy� chocia� zbliska takiego cudacznego ptaka. Oczywi�cie nie mia�em
odwagi, by marzy� o poznaniu jakiego� pilota, bo ci w�wczas nieliczni pionierzy
lotnictwa uchodzi� za wysokich, niedost�pnych dygnitarzy, kt�rych uwa�ano nieledwie
za p�bog�w. Chcia�em poprostu porozmawia� z prostym �o�nierzem z obs�ugi w
pobrudzonym drelichu, kt�ry naci�ga �mig� przy starcie lub wytacza aparat z hangaru.
Pomimo nieudanej wyprawy nie da�em za wygran� i nast�pnej niedzieli
powt�rzy�em wycieczk�, ale niestety zn�w nadaremnie. By�em prawie zrozpaczony, a
jednak ani na chwil� nie zrezygnowa�em ze swych zamiar�w.
Nadesz�a zima i �nieg okry� bia�� szat� naddunajskie niziny. �ycie na lotnisku
zamar�o, bo w�wczas przy cokolwiek silniejszym wietrze nie pr�bowano startowa�, a
ju� od jesieni do wiosny nie latano wcale. Musia�em zatem czeka� bardziej sprzyjaj�cej
pory.
Zapa�y moje jednak nie ostyg�y. Pami�tam najwyra�niej, jak nieraz wieczorem,
gdy �wiat�a pogas�y, a przez okna olbrzymiej sali sypialnej zagl�da� ksi�yc blady lub
wyiskrzone oczy gwiazd, a woko�o mnie panowa�a cisza, przerywana jedynie
spokojnemi oddechami m�odych p�uc, le�a�em bezsennie, marz�c o lotach w b��kitnych
przestworzach, o dalekich podr�ach w nieznane krainy, o kusz�cej - promiennej
s�awie. Marzenia... py� marny � a jednak one s� prawdziwem zwierciad�em istotnych
pragnie� m�odzie�czej duszy. I niecierpliwie oczekiwa�em wiosny, kt�ra jedynie mog�a
spe�ni� cho� cz�stk� mych d��e�.
Tymczasem u�o�y�em sobie ca�y plan dzia�ania. Jesienne do�wiadczenie
wskazywa�o, �e �wi�teczne wycieczki s� bezowocne, postanowi�em przeto wybra� si�
na lotnisko dnia powszedniego i to przed po�udniem, kiedy z pewno�ci� mo�na
zobaczy� co� ciekawego, a wi�c ... podczas wyk�ad�w.
By�o to po��czone z pewnemi trudno�ciami, ale wiadomo przecie�, �e nikt tak
mistrzowsko nie umie obchodzi� przepis�w jak wychowankowie wszelkich zak�ad�w
zamkni�tych, a mur, nawet bardzo wysoki, dla m�odych musku��w nie jest przeszkod�
nie do przebycia. Pomy�la�em te� o zdobyciu �rodk�w lokomocji do tych wypraw, bo
przecie� m�j nieoficjalny spacer nie m�g� trwa� zbyt d�ugo, wi�c zawar�em z jednym
koleg� nast�puj�c� a ca�kiem prost� tranzakcj�: on mia� mi po�yczy� roweru, ja
wzamian za to zobowi�za�em si� pomaga� mu w rysowaniu map. Stary �lusarz,
mieszkaj�cy obok pobliskiego klasztoru, kt�ry by� w wielu sprawach powiernikiem
kilku pokole� wychowank�w akademji, ch�tnie zgodzi� si� na przechowywanie roweru
w swym warsztacie, w zrozumieniu, i� przeprawia� si� ka�dorazowo przez p�ot z
rowerem na plecach, to znaczy�o narazi� si� na pewn� wsyp�.
Dumny ze swych pomys��w oczekiwa�em tylko sposobnej pory do ich
wykonania.
Nareszcie nadesz�y ciep�e podmuchy, drzewa okry�y si� zielonym p�aszczem,
powietrze rozbrzmiewa�o echem ptasich �wiegot�w. Zawita�a wiosna roku 1914,
ostatnia �agodna i pogodna wiosna przed wybuchem krwawej po�ogi wojennej, kt�ra za
kilka miesi�cy mia�a na d�ugo ogarn�� ca�� Europ�. Ale tymczasem nikt nie
przewidywa� tego kataklizmu i �ycie, z�o�one z tysi�cy drobnych trosk i k�opot�w,
p�yn�o normalnie.
I u nas wszystko sz�o pod�ug okre�lonego i przewidzianego trybu; zbli�a�
si� okres wi�kszych �wicze� polowych i trudniejszych repetycyj. Jedni cieszyli si� na
urlopy wakacyjne, inni martwili egzaminami, tak zwyczajnie, jak to bywa w�r�d ucz�cej
si� m�odzie�y. Ja za� pomy�la�em przedewszystkiem o zrealizowaniu swych projekt�w.
Gdy nadszed� wreszcie pewien jasny s�oneczny dzie�, a oficerem inspekcyjnym by�
starszy i niedo��ny ju� troch� kapitan, odwa�y�em si� na pierwsz� tego rodzaju
wycieczk�. Obawia�em si� nieco ewentualnej kary, ale przewa�y�a ch�� zobaczenia
samolot�w.
Z ob�udn� oboj�tno�ci� skierowa�em si� w najbardziej zaciszne ustronie
przepi�knego olbrzymiego parku akademji i wkr�tce stan��em przed wysokim g�adkim
murem. Miejsce to tradycj� by�o u�wi�cone, jako poufna furtka i ceg�y te musia�y by�
bardzo dyskretne, �eby nie zdradzi� wielu winowajc�w i jestem przekonany, �e
prawie �aden ze starszych koleg�w, kt�rzy tak wynio�le nas traktowali nie m�g�
spojrze� z czystem sumieniem na to miejsce. Obejrza�em si� jeszcze za siebie, czy nie
zbli�a si� jaki niepo��dany �wiadek, w kilku chwytach wdrapa�em si� na mur i
zeskoczy�em na drug� stron�. Troch� zdar�em sobie sk�r� na r�kach, bluza nieco si�
rozpru�a, ale by�y to drobnostki niegodne uwagi. Dalej posz�o wszystko ju� jak po
ma�le.
Po kilku takich wycieczkach zna�em ju� prawie wszystkich mechanik�w, ba!
nawet �pan�w pilot�w" i czu�em si� na lotnisku zupe�nie zadomowiony. Na szcz�cie
opr�cz dwu wtajemniczonych koleg�w s�siad�w, kt�rzy mieli dyplomatycznie
zas�ania� moj� nieobecno��, nikt z akademji nie zauwa�y� tych wypraw, tak, �e mog�em
je spokojnie kontynuowa� nadal. Tam na polu ogl�da�em najdrobniejsze szczeg�y
motor�w, kr�ci�em si� po hangarach i warsztatach, wdrapywa�em si� nawet do wn�trza
samolot�w i bacznie �ledzi�em wszystkie czynno�ci, zwi�zane ze startem i l�dowaniem.
Jednem s�owem wsz�dzie by�o mnie pe�no, A ci dumni rycerze powietrza przyja�nie
spogl�dali na m�odocianego entuzjast� i pal�c papierosy z u�miechem obserwowali
moje zainteresowanie ich dziedzin�.
W nied�ugim czasie poczu�em si� na pewnym gruncie i wkr�tce z nie�mia�ego
obserwatora sta�em si� ciekawym natr�tem. Dopytywa�em si� o szczeg�y budowy
aparat�w i nieraz do�wiadczalnie sprawdza�em udzielone obja�nienia. Nie wystarcza�a
mi ju� rola biernego widza. Oczywi�cie w bardziej poufa�ych stosunkach by�em tylko
z mechanikami i ni�szym personelem, a oficerom zbytnio si� nie narzuca�em,
chocia�by dlatego, �e ka�dy z nich m�g� poprostu spyta�: �A co o tej godzinie robi pan
akademik *) na lotnisku?". I wtedy mog�o by� bardzo niemi�o, no i nieswojo!... Ale
wobec sier�ant�w nie czu�em tej obawy, a oni zn�w widz�c z�ote podw�jne galony na
moim ko�nierzu, oznaczaj�ce bardzo dobre post�py w nauce, odnosili si� do mnie z
pewnem powa�aniem. Zreszt� prawdziwe zainteresowanie lotnictwem, kt�re
okazywa�em zjedna�o mi mimowolnie sympatj� ca�ego personelu i nie usz�o nawet
uwagi oficer�w, kt�rzy chocia� te� nieco wynios�e, ale przychylnie odnosili si� do mnie.
To te� z�o�y�o si� tak, �e mechanicy w przyst�pie dobrego humoru pozwalali mi
spe�nia� pewne drugorz�dne czynno�ci na starcie, kt�re wtedy cokolwiek d�u�ej
*) Taki by� oficjalny tytu� wychowank�w wy�szych szk�l oficerskich w Austrji
trwa�y ni� obecnie, lub pozwalali si� wyr�cza� w obs�udze motor�w. Oczywi�cie by�em
bardzo dumny z tych funkcyj i wobec najbli�szych koleg�w udawa�em znawc�
lotnictwa. A trzeba mi przyzna�, �e do�� chytrze chodzi�em: ko�o swoich spraw i aby
nikt nie zaoponowa� przeciw w�a�ciwie bezprawnemu wa��saniu si� po lotnisku,
ka�demu stara�em si� odda� jak�� drobn� przys�ug�. To pocz�stowa�em mechanika
papierosem, kupionym za ostatnie grosze, to zaopiekowa�em si� - psem - pana
porucznika, lub pomog�em ubiera� si� �panu" pilotowi, szykuj�cemu si� do lotu i tak
wszystkim by�em na co� przydatny. A jednak pomimo tego nie mog�em i nie mia�em
widok�w wyj�� z roli pomocnika,
O lataniu naturalnie nie by�o mowy. Co� nawet o tem b�kn��em nie�mia�o
jednemu podoficerowi, ale on zawsze uleg�y mym pro�bom, jako� nic nie odpowiedzia�,
tylko przecz�cym ruchem g�owy jakby stanowczo odm�wi�. Dopiero zjawienie si�
nowego dow�dcy by�o punktem zwrotnym w mej �karjerze".
Gdy wi�c pewnego ranka jak zwykle zjawi�em si� na lotnisku, odrazu uderzy�
mnie panuj�cy wsz�dzie wzorowy �ad i porz�dek, czego przedtem zbytnio nie
przestrzegano. Samoloty sta�y wyci�gni�t� linj� na starcie, a s�o�ce l�ni�o na ich
zaoliwionych lecz wymytych skrzyd�ach, dooko�a warsztat�w i hangar�w pozamiatano
starannie. Zapanowa� ruch, i �wawe krz�tanie. Oto pomy�la�em, zna� nowe rz�dy.
Istotnie znajomy st. �o�nierz (pan �Gefreiter") powiedzia� mi, �e jaki� nowy kapitan
przyby� par� dni temu z Wiednia i obj�� dow�dztwo eskadry szkolnej.
Przy aparatach tymczasem sta�a skupiona grupka lotnik�w. Zbli�y�em si� do
nich. Byli to uczniowie-piloci. W �rodku ko�a zobaczy�em kr�pego oficera z odznakami
kapitana na ko�nierzu. Jasno i zrozumia�e wy�o�y� on swoim s�uchaczom zasady startu,
poczem wsiad� do pierwszego z brzegu aparatu i zademonstrowa� prawid�owe
startowanie. Kto� szepn�� mi, �e jest to w�a�nie nowy dow�dca eskadry, kpt. Miller. Z
podziwem patrzyli wszyscy, jak dow�dca spokojn� a wprawn� r�k� prowadzi� samolot.
Niewielkie ko�o, kt�re zatoczy� w powietrzu, przypomnia�o rytmiczny obr�t tancerki.
Przez umys� m�j przeszed� tymczasem �a�cuch zw�tpie� i obaw. Nowy
zwierzchnik, to du�a zmiana w �yciu eskadry. Czy pomo�e on w ziszczeniu mych
pragnie�, czy te� jako nieub�agany s�u�bista zabroni przychodzi� mi na lotnisko?
Zwr�ci�em si� przeto do mego wysokiego protektora podporucznika Fekete z
zapytaniem, czy nie odm�wi mi swego poparcia, W�gier pokaza� rz�dy swych bia�ych,
l�ni�cych z�b�w i odrzek�: �Masz szcz�cie m�j kochany. Nowy szef to Polak, wi�c
napewno pomo�e swemu rodakowi. Zreszt� przedstawi� ci�", dorzuci�, opieraj�c
zamaszy�cie sw� krzepk� d�o� na mojem ramieniu. By�em uradowany. Nawiasem
dodam, �e cz�owiek ten w 1922 roku przewi�z� samolotem z zacisznej Szwajcarji na
W�gry excesarza Karola, kt�remu sprzykrzy�y si� turystyczne wywczasy, gdy�
zat�skni� zn�w do tronu. Ale wtedy oczywi�cie nikt z nas nie przewidywa� ani
przysz�ych stosunk�w, ani w�asnych los�w.
Tymczasem zacz�y si� �wiczenia pilot�w i te pr�by poch�on�y ca�� moj� uwag�.
W�wczas nie znano aparat�w z podw�jnym sterem, kt�ry dzisiaj u�ywa si�
powszechnie przy szkoleniu pilot�w. Teraz ka�dy pocz�tkuj�cy lotnik mo�e wznosi� si�
w takim aparacie, maj�c pewno��, �e zawsze jego b��d poprawi siedz�cy za nim
instruktor. Wtedy nauka tej sztuki by�a utrudniona i dzieli�a si� na kilka okres�w.
Najpierw wi�c �wiczono pr�b� motoru i ster�w, kt�r� wykonywano w samolocie
(Etrich Taube), stoj�cym nieruchomo na ziemi, p�niej uczniowie przyst�powali do
�rulowania" po ziemi. �wiczenia te wykonywano na t.zw. �rulerach", tj. aparatach,
zbudowanych wy��cznie w tym celu, Przytem pilot-ucze� m�g� tylko na tyle w��czy�
gazu, ile by�o konieczne do tego, aby aparat posuwa� si� po ziemi. Ponadto �wiczenia te
musia�y, by� wykonywane wed�ug podstawowej zasady startu, a wi�c bezwarunkowo
pod wiatr. Ucze� wybrawszy sobie jaki� �atwo widoczny punkt na horyzoncie powinien
by� prowadzi� aparat po ziemi �ci�le w tym kierunku. Ci, kt�rzy wykazali ju� wpraw�
w startowaniu, zaczynali t. zw. �skoki" (po niemiecku �Hupferln"). To znaczy, �e
podczas rulowania ucze� mia� prawo otworzy� pe�ny gaz, wznie�� si� kilka metr�w nad
ziemi�, ale obowi�zany by� niezw�ocznie zamkn�� motor i zaraz wyl�dowa�. Stopniowo
skoki w miar� umiej�tno�ci ros�y i ros�y, by wreszcie przeistoczy� si� w pierwsz� rund�,
czyli prawdziwy ma�y lot. O tem marzy� ka�dy ucz�cy si� pilot, bo taki pierwszy lot by�
jakby pasowaniem na skrzydlatego rycerza, zdobyciem prawa na miano lotnika. A dnia
owego musia� koniecznie sycze� szampus w kieliszkach koleg�w.
Na tem narazie �wiczenia sko�czy�y si� i m�j protektor nie zapomnia� o
spe�nieniu swej obietnicy. Wzi�� mnie pod r�k� i zaprowadzi� do dow�dcy, a
przedstawiaj�c rzek�: �Oto jeden ze zwarjowanych amator�w na lotnika, a w dodatku
pa�ski rodak, panie kapitanie", poczem nadmieni� o moich gor�cych zapa�ach do
awjacji. Ko�cz�c za� doda� u�miechaj�c si� chytrze: �dlatego te� jest tak cz�stym
go�ciem tutaj � nawet podczas godzin swych wyk�ad�w". Zarumieni�em si� po uszy i
nieufnie spojrza�em na roze�mianego W�gra. To jego powiedzenie by�o zupe�nie
niedyplomatyczne. Ale na szcz�cie powa�ny zwierzchnik nie zwr�ci� na to uwagi,
natomiast obrzuci� mnie badawczem, spojrzeniem i milcz�co poda� r�k�.
Po kilku dniach zaskoczy�a mnie radosna niespodzianka, bo zosta�em przez
mego przyjaciela protektora zaproszony na kole�e�sk� fet�. Wiecz�r ten urz�dza� on z
okazji odbycia swej setnej �rundy". Mo�na sobie wyobrazi� jak dumn� mia�em min�,
wchodz�c do sali restauracyjnej �Pod bia�ym jeleniem" w towarzystwie kilku lotnik�w.
Wkr�tce gwar miesza� si� z trzaskiem otwieranych butelek, kielichy kr��y�y cz�sto, a
toast�w nie brak�o. Beztroski �miech i weso�e wiwaty brzmia�y bez przerwy. Krew
wtedy szybciej kr��y w �y�ach, a odwaga i fantazja dwoi si�. Ja sam poczu�em szum w
g�owie, ale patrz�c na serdeczne i przyjacielskie ruchy zaszczytnych wsp�biesiadnik�w
zdo�a�em jeszcze poj��, �e w tym momencie ludzie ci zdolni s� do szerokich gest�w i �e
to jedyna chwila, kt�r� trzeba chwyta�, by zrealizowa� swe pragnienie. I bez namys�u
paln��em: �Ja takbym chcia� uczy� si� chocia�by rulowa�!" Zaskoczy�a ich nieco moja
czupurna pro�ba, a jednak fundator przyj�cia podskoczy� chwil� p�niej do mnie,
u�ciska� szczerze i rzek�: �Podobasz, si� nam zuchu, wi�c pro�ba twa, tak powiedzia� mi
przed chwil� dow�dca, zostanie spe�niona, ale o prawdziwym lataniu nie wa� si� nawet
my�le�".
Podskoczy�em na krze�le i mia�em ochot� krzykn�� z nieopisanej rado�ci. Narazi�
niczego wi�cej nie pragn��em. I zn�w znalaz� si� pow�d do nowej kolejki. Wiele ju�
pustych butelek sta�o na stoliku i przybieg�a ju� p�na godzina, gdy sko�czyli�my
libacj�. Wracaj�c do akademji marzy�em o rozkoszach rulowania, lecz nogi moje
zdradza�y dziwn� tendencj� do kolistych linji, wi�c zosta�em odprowadzony przez
wszystkich kompan�w, kt�rzy te� wykonywali r�ne �skoki i skoczki", nie zawsze
fortunnie l�duj�c.
Moje nadzieje zacz�y nabiera� realnych kszta�t�w. Co to by�a za uciecha, gdy
pierwszy raz wsiad�em do ukochanego pud�a i mog�em chocia� kilka ruch�w potoczy�
aparatem po murawie lotniska. Czynno�� ta wydawa�a mi si� bohaterstwem i rado��
przesyca�a ka�d� cz�stk� mego jestestwa. A tak w tem zasmakowa�em, �e nie traci�em
�adnej sposobno�ci, by wskoczy� do p�atowca.
Wkr�tce mia�em za sob� ju� kilkana�cie �wicze�. Rulowanie zaczyna�o si�
zwykle na jednym ko�cu lotniska. Ucze� mia� obowi�zek we wskazanym kierunku po
linji prostej podjecha� kilkaset metr�w, zatrzyma� samolot, by po chwili zn�w to samo
powtarza� i tak posuwaj�c si� dociera� do drugiego ko�ca lotniska, poczem wr�ci� do
punktu startu, gdzie oczekiwa� na niego srogi instruktor, kt�ry zaraz wykazywa�
adeptowi wszystkie fuszerki, pope�nione podczas �wiczenia. I ja nie unikn��em takiej
bury, ale rzadziej mi si� to dostawa�o, bo przecie� nie, traktowano mej nauki zbyt
powa�nie. Doda� musz�, �e podczas takich pr�b gaz by� mniej wi�cej do po�owy
zamkni�ty w samolocie na plomb� i w ten spos�b, udaremnione by�y wszelkie szalone
pomys�y �wicz�cych.
Prawdopodobnie na tych przyziemnych biegach ko�czy�yby si� moje jazdy,
gdyby nie nieprzewidziany przypadek. Ot� 20 maja, bo daty tej nie zapomn� chyba
nigdy, jak zwykle poszed�em utartym zwyczajem na rulowanie. By�em jednak z�y na
koleg�w, bo wie�� o moich wycieczkach zbyt szeroko rozesz�a si� po klasach mego
rocznika, tak, �e nale�a�o lada moment oczekiwa� porz�dnej wsypy z koszarowym
aresztem. Jad�c przeto na lotnisko, ze z�o�ci� wypycha�em peda�y roweru, nawet
dra�ni�y mnie ma�e chmurki przys�aniaj�ce co chwila poranne s�o�ce.
Nieco podniecony przyby�em do eskadry. Tu zwyk�ym trybem bieg�y zaj�cia i
�wiczenia i gdy zacz��em kr�ci� si� mi�dzy samolotami, instruktor-kapitan, chc�c jakby
zaspokoi� moj� milcz�c� natr�tno��, kaza� mi wsi��� do szkolnego aparatu. Z rado�ci�
wskoczy�em na siode�ko Etricha, a czuj�c w r�kach ko�o sterowe (wolant) zapomnia�em
zupe�nie o moich k�opotach. Ogarn�o mnie pe�ne zadowolenie. Instruktor wskaza� r�k�
kierunek rulowania, poczem samolot m�j potoczy� si� po g�adkim kobiercu
�wiczebnego b�onia. Ale nie up�yn�o nawet kilkunastu sekund, jak poczu�em, �e ze
mn� i z maszyn� poczyna si� dzia� co� niesamowitego, czego dot�d nie bywa�o.
Samolot przesta� k�kami dotyka� ziemi i jaka� mocarna a niewidzialna d�o� zacz�a
go unosi� ku g�rze coraz wy�ej i wy�ej. W g�owie powsta� szum, ale jednocze�nie
niepokonany l�k zaciska� mi krta�, hamowa� oddech w piersiach i ko�ata� strwo�onem
sercem. A wi�c te najwy�sze marzenia, wypieszczone w najskrytszych zak�tkach
duszy, tajemniczo przeistoczy�y si� w rzeczywisto��. Zdawa�o mi si�, �e nadludzki
si�acz schwyci� mnie za kark i unosi hen ku zawrotnym wy�ynom. Trzask rozhukanego
Austro-Daimlera (65 HP!), p�d rozcinanego powietrza by�y godnym akompaniamentem
mych drgaj�cych wra�e� i wiruj�cych my�li. Nieprzytomnie prawie spojrza�em w d�.
U moich st�p le�a�y �miesznie teraz ma�e budynki olbrzymiej fabryki amunicji
Wollersdorf, podobne raczej do ma�ych pude�eczek, dalej czernia� szmat g�stego lasu,
falisto rzuconego w�r�d wzg�rz wiede�skiego lasu. Samolot na pe�nym gazie unosi� si�
ci�gle wzwy�. By�em ca�kiem oszo�omiony, gdy nagle zdrowa, krzepka my�l za�wita�a
w mym m�zgu. Natychmiast postanowi�em po m�sku dzia�a� w tej ryzykownej sytuacji
i za wszelk� cen� opanowa� p�dz�cy p�atowiec. W takiej chwili ka�dy mi�sie� i ka�dy
nerw ��czy si� w zgodnym wysi�ku nad ocaleniem �ycia. Nie wiem jak, ale pami�tam, �e
w pami�ci stan�y mi nagle zasady latania, kt�re wyczyta�em par� tygodni temu w
popularnej ksi��ce por. Flassiga, pod tytu�em: �Wie lernt man fliegen"? I tak jakby
ksi��ka le�a�a przedemn�, zacz��em czyta�: ...�Je�li przy unoszeniu si� w g�r� samolot
wybiega poza granic� lotniska, w�wczas wolno i ostro�nie wypychaj lew� nog�, lewy
boczny ster. P�atowiec w�wczas rozpoczyna wira�, przy kt�rym kierunek lotu musi si�
zmieni� o 180 st. Gdy samolot dokona� ju� ca�kowitego obrotu, nale�y praw� nog�
wyr�wna� ster i kierunek. Znajduj�c si� zn�w ponad lotniskiem, zamkn�� gaz, poczem
przechodz�c w lot �lizgowy na motorze o tylu i tylu (ju� nie pami�tam) obrotach,
spokojnie l�dowa�"... Tak �atwo i prosto przedstawia�a si� teorja, ale gdy si� pierwszy
raz znajduje w powietrzu, przedstawia si� to bardziej zawile. Ale wszystkie te
rozwa�ania z b�yskawiczn� szybko�ci� przesun�y si� przez m� �wiadomo��. Na
namys�y i wahania nie by�o czasu, Z determinacj� postawi�em wi�c nog� na
wspomnianym sterze. Tysi�czny u�amek sekundy napi�tego oczekiwania, samolot
drgn�� i wolno zarzuci� ogonem. Mimo trwogi i przera�enia ogarn�� mnie p�omie�
rado�ci na my�l, �e oto ja, skurcz mojego musku�u, tchnienie mojej woli, zwr�ci�o
mechanicznego ptaka. Nabra�em energji i rozmachu, wycelowa�em na hangary i
zamkn��em gaz. Aparat obni�a� si�, a ja mia�em wra�enie, �e spadam w bezdenn�
przepa��. Niewiadomo kiedy, co� mnie podrzuci�o kilka razy, co� trzas�o i aparat stan��
na ziemi. Wyl�dowa�em szcz�liwie, �nadwyr�y�o" si� tylko nieco podwozie. � Musz�
si� przyzna�, �e mimo ca�ego zapa�u do latania jednak niewys�owiona ulga wst�pi�a we
mnie, gdy poczu�em pod sob� poczciw�, nieruchom� ziemi�. Nie chcia�o mi si� wierzy�,
�e to ja w�a�nie przed chwil� by�em w powietrzu i sam prowadzi�em p�atowiec.
Oszo�omiony zaj�ciem siedzia�em bezw�adnie w pochylonem pudle. Nie mia�em
wprost si�y ani ruszy� si�, ani wyrzec s�owa � to by�a reakcja zm�czonych nerw�w. Na
my�l o przywitaniu jakie zgotuje mi eskadra, a szczeg�lnie jej surowy zwierzchnik i
nast�pstwa, kt�re mnie czekaj�, zrobi�o mi si� zimno. I ledwiem si� zdo�a� nad tem
zastanowi�, ju� stan�� przy uszkodzonej maszynie kpt. Miller. Spojrza� na mnie
powa�nie i twardo, ale nic nie m�wi�c po�o�y� �agodnie sw� d�o� na mej g�owie. To by�
ruch sprawiedliwego i wyrozumia�ego opiekuna. Wyskoczy�em wtedy z aparatu, a
kapitan wskaza� na plomb� od gazu � by�a zerwana. Przyczyna niespodzianki sta�a si�
odrazu widoczn�.
Tak przez figiel przypadku wykona�em sw�j pierwszy lot .......
______
Nie mog� tutaj nie wspomnie� o moim pierwszym nieoficjalnym zwierzchniku
lotniczym, kt�rego osoba ��czy si� tak �ci�le z opowiedzianem wy�ej prze�yciem.
Jego dzia�alno�� przypomni nam to, czego sami my, a tembardziej obcy nieraz nie
pamietaj�, �e ju� w zaraniu rozwoju, nad lotnictwem pracowa�o wielu dzielnych i
wykszta�conych Polak�w.
�.p. kpt. Miller, kt�rego brat jest obecnie pu�kownikiem w armji polskiej,
sko�czy� austriacki korpus kadet�w, ale od najm�odszych lat �ywo interesowa� si�
wszystkiem co by�o zwi�zane z technik� i lotnictwem. Go�cinne wyst�py Bleriota w
Wiedniu w 1910 r. budz� jego entuzjazm lotniczy. Wkr�tce potem udaje si� do Pary�a,
gdzie ko�czy szko�� lotnicz�. Po powrocie z Francji zostaje d-c� 1-ej, jaka wog�le istnia�a
w b. Austrji eskadry szkolnej. Mi�dzy uczniami jego by�o kilku Polak�w, kt�rzy
dzisiaj zajmuj� czo�owe stanowiska w naszem lotnictwie. W 1913 r, �. p. kapitan bierze
udzia� konkursowym przelocie z Wiednia do Berlina i zdobywa drugie miejsce. Zmar�y
nale�a� wtedy do najlepszych pilot�w monarchji i uchodzi� za wybitnego znawc�
lotnictwa. Chocia� by� w obcej s�u�bie, jednak przy ka�dej sposobno�ci zaznacza�
swoj� polsko��, a ja osobi�cie zawdzi�czam mu pierwsze zetkni�cie si� z samolotem.
Niestety ten szlachetny i nieprzeci�tny cz�owiek zgas� przedwcze�nie, na pocz�tku
wojny �wiatowej. Wyznaczony na dow�dc� lotnictwa austrjackiego na froncie serbskim,
zgin�� tragicznie podczas wypadku samochodowego, a zw�oki jego z�o�ono na
W�grzech.
Nie ujrza� odrodzonego kraju, ani nawet po �mierci nie spocz�� na ojczystej ziemi,
kt�rej oby zosta� zwr�cony.
Cze�� jego �wiat�ej pami�ci!
Fatalny lot 13
lotnikach kr��� wie�ci, i� maj� mn�stwo najrozmaitszych
przes�d�w oraz charakterystycznych zwyczaj�w, � nie mo�na
zaprzeczy�, �e jest w tem pewna ilo�� prawdy. I ja te� przywi�zuj�
do tych rzeczy du�� wag�, gdy� z niemi wi��e si� ca�y szereg
wra�e� i przyg�d, kt�re prze�y�em w skrzydlatej s�u�bie.
Z tym oryginalnym �savoir vivre", zapozna�em si� ju� podczas pierwszych dni
pobytu w oddzia�ach lotniczych. Pami�tam jak dzi� ten pochmurny poranek 1916 roku,
kiedy zameldowa�em si� w �10-ej" eskadrze, nieoficjalnie �hrabiowsk�" zwanej i
przydzielonej do armji sprzymierzonych, walcz�cych na Wo�yniu.
Na wst�pie odrazu poddany by�em balotowaniu, ale jako� szcz�liwie uzyska�em
�votum zaufania". Tego samego dnia jeszcze z�o�y� mi wizyt� szef pilot, oznajmiaj�c:
� Panie poruczniku jest u nas przyj�te, �e ka�dy nowicjusz, taki n. p. jak pan, za
szcz�cie nale�enia do naszego czcigodnego, arystokratycznego grona, a
przedewszystkiem za honor i wyr�nienie, jakie spotka�y go przez przydzia� do
lotnictwa, sk�ada nast�puj�cy haracz: za przynale�no�� do eskadry � 10 butelek
szampana; za szcz�liwy (bez wypadk�w) lot debiutowy 5 butelek szampana; za 10-ty
lot frontowy, prawid�owy, po��czony z nominacj� na obserwatora � 5 butelek; za lot
frontowy, po��czony z przymusowem l�dowaniem podczas powrotu -10 butelek.
Razem 30 butelek.
Tworzy�o to �adn� sumk�, je�li wzi�� pod uwag�, �e sycz�cy nap�j musia� by�
pierwszorz�dnej marki. Ale nie mog�em protestowa� przeciw tej s�onej taryfie,
u�wi�conej tradycj�.
�Nolens volens" wyrazi�em sw� zgod� o kt�r� � m�wi�c nawiasem � mnie nie
pytano. Zreszt� wypr�nione butelki przysporzy�y wiele weso�ych chwil i pomog�y do
u�o�enia si� dobrych stosunk�w kole�e�skich. Los by� dla mnie do�� �askawym, bo
wypad�o mi postawi� tylko 20 butelek, gdy� szcz�liwie unikn��em przymusowego
l�dowania. Jako� tam sz�o, do 12-go lotu przynajmniej.
Fortuna by�a mniej uprzejm� dla mego kolegi, wiede�czyka, kt�ry jednocze�nie
ze mn� zameldowa� si� w eskadrze i podlega� tym samym wst�pnym ceremoniom.
�ciga�o go jakie� fatum. Do�� powiedzie�, �e zdo�a� wykona� wszystkiego 5 lot�w
frontowych. Co to jest 5 marnych lot�w � oczywi�cie nic, gdyby nie okoliczno�ci, kt�re
im towarzyszy�y.
W pierwszych chwilach zdawa�o mi si�, �e b�dzie on dla mnie gro�nym
wsp�zawodnikiem; Trz�s�em si� ze z�o�ci, po�era�a mi� zazdro��, gdym si� dowiedzia�,
�e �aska dow�dcy jemu w�a�nie sprzyja�a i on, ten chudy i d�ugi, jak tyka, �Bumser" (tak
nazywano artylerzyst�w fortecznych) dozna� zaszczytu by� wypuszczonym wpierw
nad nieprzyjaciela i tem samem odby� lot �chrzestny" wcze�niej, ni� ja. A trzeba
wiedzie�, �e palili�my si� do latania wi�cej mo�e, ni� konie wy�cigowe przy starcie. Gdy
och�on��em z pierwszego gniewu, przypomnia�em sobie m�dre przys�owie: �Niema
tego z�ego, coby na dobre nie wysz�o".
Tymczasem m�j towarzysz, imieniem Wilhelm, z min� triumfatora i w
doskona�ym humorze wsiad� do aparatu i ulecia� w przestworza. Przekornie
pomy�la�em sobie, czy ta pewno�� i rado�� nie s� przedwczesne. Ogarn�o wszystkich
zrozumia�e zainteresowanie, jak sko�czy si� wyst�p debjutanta.
P�torej godziny oczekiwania. Wilu� nie wraca. Zaczynamy si� niepokoi�.
Up�yn�o dwie, dwie i p� godziny, a Wilhelm nie zjawi� si� na horyzoncie.
Zdenerwowanie wzrasta: �Go si� sta�o?" � pytaj� si� wszyscy wzajemnie,
wymieniaj�c przytem wiele r�norakich domys��w i przypuszcze�. Mia� przecie� tak
dobrego i do�wiadczonego pilota.
Wtem telefon wzywa dow�dc�. Na twarzach pozosta�ych odbija si� niecierpliwe
wyczekiwanie.
Po chwili dow�dca kpt. Kahlen wraca z u�miechem na ustach:
� Przymusowe l�dowanie ko�o X. � m�wi, � Chwa�a Bogu.
I tego wieczora kr��y�y kielichy w kasynie, wywo�uj�c beztroski nastr�j.
Tak zacz�� Wilhelm cykl swych tragikomicznych produkcyj, gdy� to samo, z
ma�emi tylko zmianami, dzia�o si� przy drugim, trzecim i czwartym jego locie. Przy tym
ostatnim tylko, w czasie obowi�zkowego ju� l�dowania, kt�re odby�o si� ze szcz�liw�
kraks� (tak lotnicy nazywaj� awarj� samolotow�) powr�t na lotnisko odby� si� nieco
odmiennie, troch� nawet komicznie.
Czekaj�c w�wczas znowu przesz�o trzy godziny, zniecierpliwieni, wyt�ali�my
wzrok w kierunku, z kt�rego powr�t naszego pechowca by� spodziewany, gdy ni zt�d
ni z ow�d zjawi� si� nagle w przeje�dzie kolejowym w�z, zaprz�ony w n�dzn� szkap�
ch�opsk�. Przyjrzawszy si� temu pojazdowi zbliska, parskn�li�my serdecznym
�miechem.
W�z by� nape�niony dymi�cym jeszcze gnojem, a na nim w pe�nym ekwipunku
lotniczym, z rozwianym szalem siedzia� nasz kochany... Wilhelm!
Szcz�liwy je�dziec! Zn�w po przymusowem l�dowaniu, po��czonem jednak z
kraks�, nie maj�c innego �rodka lokomocji, tym wygodnym wehiku�em dotar� do swego
gniazda.
I zn�w tego wieczora w kasynie by�o wesolutko.
Te przej�cia nie przeszkadza�y naszemu Wilusiowi by� ci�gle w najlepszym
humorze i kosztem swego sta�ego pecha bawi� nas wybornie. Udawa�o mu si� to
zazwyczaj, gdy� w dodatku by� �wietnym
pianist� � pie�niarzem prawdziwego, a tak sympatycznego, wiede�skiego genre'u.
Lecz co komu s�dzonem jest � to go nie ominie. Wyleciawszy 24. grudnia 1916
po raz pi�ty w przestworza pi�knego Wo�ynia... ju� nie wr�ci� Biedny Wilhelm. Przesta�
wsp�zawodniczy� ze mn�. Polubili�my go bardzo, bo jak�e nie lubi� takiego mi�ego
pechowca.
Smutne mieli�my �wi�ta Bo�ego Narodzenia, a szczeg�lnie podczas wieczerzy
wigilijnej sm�tny ogarn�� nas nastr�j. Ka�dy ucieka� my�l� daleko poza front, gdzie mia�
jakie� drogie istoty.
Czy ujrzy kiedykolwiek te kochane twarze? Jednocze�nie nasuwa�a si� pos�pna
refleksja: �Dzi� tobie, a jutro mnie!"
Czas jednak nie stoi, porwa� nas wir �ycia bojowego i wkr�tce zatar�y si� w
pami�ci te przykre wra�enia.
Jak ju� wspomina�em, los mi sprzyja�. W chwili gdy niefortunne wyst�py mojego
wsp�zawodnika tak nagle i niespodziewanie si� sko�czy�y, by�em
ju� po czwartym bojowym locie, W szybkiem tempie, bo ju� po kilku dniach doszed�em
do numeru dwunastego. Z dum� my�la�em o ilo�ci wykonanych lot�w a jednak mimo
dotychczasowego powodzenia przysz�o�� mia�a dla mnie gro�ne oblicze. To przecie
wojenka, kt�ra zbiera codzie� tak strasznie krwawe �niwo.
Ale s�u�ba nie dru�ba. Powinno�� i obowi�zek nie pytaj�, czy to lub owo stoi na
przeszkodzie, a tembardziej, jakie� tam przes�dy i przeczucia.
Z kolei rzeczy przyszed� lot Nr. 13. M�j powietrzny rumak zawarcza�, drgn�� i
ulecia� w powietrzn� to�. Mimo pobrz�kiwania i ha�asu motoru, jaki� tajemniczy g�os
krzycza� mi ci�gle natr�tnie: To 13-ty lot, 13-ty lot, tak 13-ty � czy wiesz? Przekl�ta
trzynastka!
Huk pierwszych powitalnych granat�w i szrapneli przerwa� te refleksje i zwr�ci�
m� uwag� we w�a�ciwym kierunku. Przelatywali�my w�a�nie nad frontem.
By�a sroga zima. Stycze�.
Lot w taki mro�ny dzie� jest rozkoszn� przeja�d�k� a zadanie polecone do
wykonania mog�em traktowa� jako pewnego rodzaju sport. Rozkaz, kt�ry otrzyma�em
brzmia�: �Sfotografowa� ca�y odcinek frontu od m. Zaturcy do m. Korytnicy w��cznie".
Z ca�ym zapa�em i ambicj� m�odego obserwatora fotografowa�em bez ko�ca.
Przeszkadza�y tylko chmury, kt�re co chwila trzeba by�o omija�. Spojrza�em na zegarek
� 3.30 po po�udniu, wi�c musia�em si� piekielnie spieszy�, gdy� dzie� mia� si� ju� ku
schy�kowi. Tak poch�oni�ty prac� znalaz�em si� nad po�udniowym kra�cem
wymienionego odcinka. Ogarn�a mnie szalona rado��, gdy� zadanie mia�em prawie
wyko�czone (24 zdj�cia, �adny plon, co?)
A wi�c feralna trzynastka nie przynios�a mi nic z�ego, pomy�la�em triumfalnie i
ju� za�o�y�em ostatni� kaset�, gdy aparat znalaz� si� nagle w bia�ej i g�stej mgle,
hu�tany i podrzucany we wszystkich mo�liwych kierunkach.
Ogarn�a mi� w�ciek�o��.
Wrzeszcza�em a� do ochrypni�cia na mego podoficera pilota, poczciwego
Madziara, obsypuj�c go ca�� litanj� wyrafinowanych przekle�stw. Czy nie mia�em racji?
On przecie prowadzi� maszyn�, zna� moje zadanie, wi�c m�g�, jak zawsze przedtem,
omin�� chmur�. .Czas ucieka i �ciemnia si�, a zadanie niewykonane jeszcze ca�kowicie.
� Zamkn�� gaz, pikowa�, wyj�� jak najpr�dzej z ob�ok�w � krzycza�em, trz�s�c
si� ca�y ze z�o�ci.
Po tak wyczerpuj�cej chwili ujrza�em znowu pod sob� szmat ziemi. Mia�em
zamiar doko�czy� swoje dzie�o, gdy z najwi�kszem przera�eniem spostrzeg�em, �e
terenu tego nie znam wcale.
Psiakrrr... 13-tka zacz�a szczerzy� z�by. Ale nie by�o czasu, na rozmy�lania.
Gdzie jeste�my?
Pytanie to mo�e tysi�c razy przesz�o mi b�yskawicznie przez my�l. Trzeba
ratowa� sytuacj�.
Wyrwa�em map� z zanadrza i rozpocz��em gor�czkowo szuka� i orjentowa� si�
r�nemi mo�liwemi tylko metodami. (Fotografuj�c poprzednio, mapa nie by�a mi
potrzebna, bo odcinek sw�j zna�em ju� doskonale). Wstyd si� przyzna�, ale zbiera�o mi
si� na p�acz. B��dzi�em wzrokiem po horyzoncie, to zn�w wbija�em oczy w map�.
skacz�c i obracaj�c si� w maszynie, jak dziki zwierz w klatce. Wszystko zacz�o mi
przeszkadza�, szal, r�kawiczki, okulary!
� Do stu djab��w! gdzie jeste�my? � powtarza�em z pasj�.
A teren niewzruszony, ci�gle spokojny, mieni� si� barwami odbitych promieni
zachodz�cego s�o�ca, jak gdyby naigrywaj�c si� z mego tragicznego po�o�enia.
Przez chwil� ow�adn�o mojem jestestwem jedno tylko uczucie, � by�a nim
straszna, bezgraniczna rozpacz. Nast�pnie stwierdzi�em nieub�agany fakt, � ��e
zb��dzili�my!"
�adna historja. Zacz�li�my kr��y� bez okre�lonego celu, maj�c iskierk� nadziei,
�e mo�e w ten spos�b ujrzymy jaki� punkt, kt�ry pozwoli nam si� zorjentowa� w
sytuacji.
Wreszcie, widz�c, �e to latanie w k�ko na nic si� nie przyda (gdy� mimo
wyt�onej uwagi nie mog�em nigdzie zauwa�y� �adnych urz�dze� frontowych, ani
wi�kszych stacyj kolejowych), ogarn�a mi� taka determinacja, �e zdecydowany by�em
nawet lecie� tak nisko, by ewentualnie nazw� stacji przeczyta�, lecz gdy i to si� okaza�o
niemo�liwem, da�em, w�ciek�y i skonsternowany, pilotowi rozkaz l�dowania na
pierwszej lepszej ��ce obok najbli�szej wioski. Cogorsza, m�j jedyny towarzysz podr�y
nie rozumia� zupe�nie ani grozy po�o�enia, ani nie umia� odczu� tych wstrz�saj�cych
wzrusze�, kt�re..., przeciwnie nawet by� w dobrym humorze. Nie dziwi�em si� temu
dopiero p�niej, gdym si� dowiedzia�, �e by� to jego pierwszy lot frontowy. Wreszcie
jako� tam po dwukrotnej pr�bie wyl�dowali�my szcz�liwie.
�miga stan�a.
Tymczasem zapad� zupe�ny zmierzch. Wysiad�em z maszyny zostawiaj�c na
wszelki wypadek pilota przy sterze, sam za� zwr�ci�em swe kroki w kierunku wioski,
by ostro�nie wypyta� si� o jej nazw�. Ju� podczas lotu zdj��em okulary, oczy mia�em
wi�c za�zawione i zm�czone, musia�em przeto dobrze wyt�y� wzrok, by w panuj�cej
pomroce dojrze� ciemn� plam� na horyzoncie. By�y to przypuszczalnie kontury wsi,
obok kt�rej usiedli�my.
Ostro�nie, ogl�daj�c si� na wszystkie strony, pod��y�em ku wiosce. Zaledwie
uszed�em kilkadziesi�t krok�w zamajaczy�y w oddali ciemne sylwetki je�d�c�w. Ale
jacy? zapyta�em siebie, swoi czy nieprzyjacielscy? Postanowi�em chwilk� poczeka�.
Nieznani kawalerzy�ci posuwali si� szybko wzd�u� wioski, pochylaj�c si� cz�sto
nad �bami swych ma�ych wierzchowc�w i wymachuj�c czem�, co podobne by�o do
lanc.
A wi�c znale�li�my si� po stronie nieprzyjaciela. B�yskawicznie u�wiadomi�em
sobie, �e musz� to by� kozacy (austrjacka jazda nie posiada�a przecie� lanc).
Trzynastka nie �artuje. Jedynie szybko�� dzia�ania mo�e nas ocali�.
Wr�ci� do maszyny, zapu�ci� motor, wystartowa� w jakimkolwiek kierunku �
oto plan, kt�ry u�o�y�em sobie w jednej sekundzie.
Dobieg�em z powrotem do maszyny, wdrapa�em si�. copr�dzej na moje
siedzenie, rzucaj�c pilotowi tylko dwa okrzyki: �Moskale!.. Startowa�!..."
To mu wystarczy�o. �Bassama", mrukn��, ujmuj�c ster w r�ce. I mia� podw�jn�
s�uszno��. Po pierwsze dlatego; �e wyl�dowa� w nieprzyjacielskim kraju nie nale�a�o
do zbytnich przyjemno�ci i naszych zamiar�w, po drugie, co zrobi� w�wczas, je�li
motor nie zaskoczy?
Zimny dreszcz przebieg� po mojem ciele. O tym wypadku, uniemo�liwiaj�cym
ucieczk�, zapomnia�em w tych opa�ach najzupe�niej. Co to b�dzie, je�li motor odm�wi
pos�usze�stwa?,.. Niewola!
I zn�w stan�a mi w oczach ponura 13. Tembardziej, �e istnia�o wiele
prawdopodobie�stwa, i� spotka nas ta najgorsza mo�liwo��. By�a zima, a w dodatku
motor sta� ju� od kilku minut.
Schwyci�em za karabin maszynowy. Zrobi�o si� jeszcze ciemniej. Tajemniczy
wr�g za� d�ug�, rozci�gni�t� linj� zbli�a� si� do nas. Wkr�tce ju� mog�em dostrzec
pojedyncze, ros�e postacie w wielkich baranich, lub okr�g�ych czapach: s�ysza�em te�
s�owa komendy...
� Chcecie mnie otoczy�, lecz nie przyjdzie wam to tak �atwo, zdj�� moich nie
dostaniecie � i z zawzi�to�ci� strace�ca zacz��em strzela� z mej maszynki.
Ogie� m�j musia� im da� si� troch� we znaki, gdy� raptem zrobili w ty� zwrot,
uciekaj�c w pop�ochu. W�wczas obr�ci�em si� natychmiast poza siebie, by zobaczy�, czy
wr�g nie zaszed� mi� z innej strony.
Moja przezorno�� okaza�a si� konieczn�. Z przera�eniem, ujrza�em �o�nierzy
nieprzyjacielskich tu� tu� ko�o samolotu. Dzieli�a ich odleg�o�� zaledwie paru krok�w.
Zd�bia�em. Jeste�my zgubieni, pomy�la�em w okamgnieniu.
Wtem sta� si� cud !
Motor, kochany Austro-Daimler odrazu zaskoczy�, Madziar za�, nie pytaj�c co
robi�, da� pe�ny gaz, wystartowa� poprzez g�sty kordon wroga w mroczn� dal. Moskale,
widz�c, jak wymyka si� prawie ju� upolowana zwierzyna, zacz�li w�ciek�� strzelanin�
karabinow�. Byli�my na razie uratowani.
Lecz dok�d lecie�? Nasta�a ciemna noc. Co dalej b�dzie? Na jak d�ugo starczy
benzyny? Gdzie jeste�my i gdzie wyl�dowa�? Te pytania, trudne do rozwi�zania,
gn�bi�y m�j m�zg.
Ca�e szcz�cie, �e pilot by� tak spokojny, jakgdyby prowadzi� samolot w bia�y
dzie� i na w�asnym terenie. Dopiero co zaprowadzone elektryczne o�wietlenie w
aparacie da�o nam mo�no�� stwierdzenia, �e mamy wszystkiego jeszcze 45 litr�w
benzyny. Chwa�a Bogu, �e motorek dzia�a� bez zarzutu. Ale 45 litr�w nie na d�ugo
starczy.
Znajdowali�my si� na wysoko�ci 300 metr�w. Postanowi�em lecie� na zach�d tak
d�ugo, p�ki benzyna nie wyjdzie, a p�niej... l�dowa� zn�w na chybi� trafi�.
S�aby, ledwie dostrzegalny blask na p�nocno-zachodnim kra�cu horyzontu,
umo�liwi� jeszcze cokolwiek orjentacj�. P�dzili�my tak przez d�u�sz� chwil� w
ciemnych przestworzach niczem duchy pokutuj�ce, ja za�, snuj�c r�ne przypuszczenia
co do niepewnej przysz�o�ci, co moment sprawdza�em up�yw benzyny i wysoko�� lotu.
Gdzie wypadnie nam nocowa�, dzisiaj po 13-ym locie?
Tak up�yn�o oko�o 20 minut od chwili ucieczki z r�k wroga.
Wtem na tle ciemnego nieba wyskoczy�a z do�u jasna, o�lepiaj�ca smuga, jedna,
druga, trzecia, dziesi�ta.
Wkr�tce potem zarysowa�a si� wyra�nie d�uga linja rakiet �wietlnych, id�ca od
p�nocy na po�udnie.
To mo�e by� tylko linja frontu, pomy�la�em sobie i dozna�em uczucia b�ogiej ulgi.
Pilotowi da�em rozkaz, by na m�j znak l�dowa� w miejscu, kt�re wska��.
Po chwili, gdy ju� zdawa�o mi si�, �e front jest dosy� daleko poza nami,
zdecydowa�em opu�ci� si� na ziemi�. Wysilaj�c ju� i tak przem�czone oczy, ujrza�em
pod nami czarn� plam�, kt�ra wydawa�a mi si� ��k�.
Da�em znak do l�dowania. Motor ucich�, nasz mechaniczny ptak szybkim
ruchem opuszcza� si� z szumem coraz bli�ej, bli�ej do zwodniczej ��ki.
Ju� pilot pocz�� wyr�wnywa� maszyn�, by usi���, gdy w ostatniej chwili
spostrzeg�em, �e zamiast mi�kkiej murawy mamy nieledwie pod stopami
wysokopienny las,
� Pe�ny gaz! � hukn��em pilotowi do ucha.
Motor zn�w zawarcza� pot�nie. Pomimo tak niebezpiecznych warunk�w nie
by�o innej rady, jak po chwili zn�w powt�rzy� pr�b� l�dowania. By�o przecie�
techniczn� niemo�liwo�ci� z kilkunastoma litrami benzyny pozostawa� ca�� noc w
powietrzu. To te� nieopodal tego zdradliwego lasu wypatrzy�em jak�� ciemnozielon�
plam� i da�em powt�rnie znak pilotowi. Zdawa�o mi si�, �e tym razem omy�ka jest
wykluczona.
Motor zamilk�, a m�j madziar skierowa� maszyn� w d�. Zdenerwowanie moje
dosi�g�o szczytu. Za chwil� los nasz rozstrzygnie si�. Nie bacz�c na istniej�ce przepisy,
sta�em wyprostowany w maszynie, zamiast siedzie� przywi�zany.
Sekund� p�niej samolot dotkn�� ziemi. Rozleg� si� jeden i drugi g�o�ny trzask,
podwozie zary�o si� w co� grz�skiego, a ja wyrzucony zosta�em jak kamyk z procy,
daleko poza aparat, by zatoczywszy �uk w powietrzu, upa�� z ca�ej si�y na ziemi�.
Wyl�dowali�my...
Nast�pi�a d�u�sza i zupe�na cisza...
Z piersi mej wyrwa�o si� westchnienie doznanej ulgi, gdy och�on�wszy z
pierwszego wra�enia, poczu�em, �e jestem ca�y, tylko troch� pot�uczony.
Jednak to egoistyczne zadowolenie zosta�o zaraz przyt�umione trosk� o samolot i
pilota. Nale�a�o co� dzia�a�, nie mog�em ca�� noc czeka� zmi�owania Bo�ego.
Gdym si� jeszcze raz upewni�, �e nie mam po�amanych ko�ci, ani krwawi�cych
ran, zacz��em bada� grunt naoko�o siebie. Palce moje utkn�y w czem� wilgotnem i
lepkiem. A wi�c wyl�dowali�my na wzgl�dnie suchem miejscu bagna. Przyczyna
kapota�u sta�a ci� odrazu jasna. Powoli, bardzo powoli, podni�s�szy si� nieco, zacz��em
szuka� mojej kraksy, gdy� nie wypada�o mi na razie nic innego robi�. D�ugo jako�
trwa�o to poszukiwanie, lecz czo�gaj�c si� na czworakach w kierunku, gdzie
przypuszczalnie m�g� le�e� aparat, natkn��em si� wreszcie na jaki� czarny kad�ub.
W ciemno�ci niczego rozpozna� nie mog�em. Wsz�dzie dooko�a panowa�a
niczem niezam�cona cisza. Lecz c� si� mog�o sta� z moim pilotem? Nas�uchiwa�em w
nadziei, �e mo�e zabrzmi jego g�os, wo�anie lub j�k � lecz napr�no nadstawia�em uszy
� nie dolatywa� do mnie najl�ejszy nawet szmer.
W�wczas my�l�c, �e mo�e i on, mnie szuka, cicho, cichute�ko zawo�a�em go po
nazwisku. Natychmiast otrzyma�em do�� g�o�n� odpowied�:
� Hieeer bin ich Herr Oberleutnant.
Trwo�nie zbli�y�em si� tam, sk�d jego g�os si� odezwa�, s�dz�c, �e b�d� musia�
mo�e nawet wyci�ga� go z pod szcz�tk�w samolotu. Oczom moim przedstawi� si�
natomiast niezwyk�y widok. Zamiast le�e� przygnieciony pogruchotan� maszyn�, m�j
wsp�towarzysz losu siedz�c na wywr�conym motorze, najspokojniej w �wiecie pali�
sobie papierosa. Milcz�co, lecz serdecznie podali�my sobie d�onie. Ju� mia�em
rozpocz�� narad� nad nowowytworzon� sytuacj�, gdy nagle do naszych uszu dolecia�y
szmery, szeptania, rozmowy i komendy.
To nas zatrwo�y�o. Czy�by to mieli by� moskale?
Po chwili g�osy te i nawo�ywania sta�y si� bli�sze i wyra�niejsze.
� Szukaj� nas � pomy�la�em sobie i postanowi�em spokojnie wyczeka� do
chwili, a� si� upewni�, z kim w�a�ciwie mam do czynienia.
W tem o jakie� 20�30 krok�w mo�e us�ysza�em zupe�nie wyra�nie prusk�
rozmow� z berli�skim akcentem:
� H�rn Sie mal, Feldwebel Recke, sie m�ssen hier sein, die Kerls, Rufen Sie sie
an. Vielleicht leben die noch. �
Cisza.
� Na, meldet euch doch, zum Donnerwetter, wer seid ihr?
Cisza.
Po chwili na prawo od nas us�yszeli�my znowu jakie� pytania, wyzywania i t.p.
we wszystkich j�zykach b. austro-w�gierskiej monarchji. Chwa�a Bogu.
To upewni�o nas ostatecznie, �e jeste�my gdzie� po w�asnej stronie i po kr�tkim
namy�le odezwa�em si�:
� Hier Oberleutnant W. von der 10. �sterreichischen Fliegerkompagnie, gesund,
Maschine zertr�mmert.
Wkr�tce zosta�em razem z pilotem zaprowadzony przed oblicze pruskiego
leutnanta, kt�ry przekonawszy si�, �e ma do czynienia ze sprzymierze�cem zaofiarowa�
sw� pomoc, dzi�ki kt�rej kraks� nasz� w par� minut potem, wyci�gni�to z bagna na
miejsce bezpieczniejsze.
Zacz��em opowiada� memu sztywnemu gospodarzowi nasze dzieje, a ten
wys�uchawszy mi� rzek�:
� Mieli�cie djabelne szcz�cie w nieszcz�ciu, gdyby�cie wyl�dowali jakie 20
metr�w wi�cej w bok, to trafiliby�cie na g��bin�, kt�raby was ca�kowicie poch�on�a.
Winszuj�!
Tak sko�czy� si� m�j 13-ty lot.
Nie oby�o si� jednak bez epilogu.
Par� dni p�niej zosta�em zawezwany przed oblicze dow�dcy armji, genera�a
kawalerji von Tersztyanszky'ego, znanego dobrze zapewne niekt�rym czytelnikom.
I zamiast jednego cho� s�owa uznania, czy czego� podobnego, ten�e, po
udzieleniu mi d�u�szej nagany, zako�czy� temi s�owy:
� Wie pan, po tem wszystkiem, co� pan narobi�, mam wielk� ochot� pana
zamkn��. � Abtreten!
Nad M.-te Volaya
y�o to na w�oskim froncie w r. 1917 przed jesienn� ofensyw�
Izonco � Piave.
Ka�demu, kto walczy� tam wiadomo, �e pozycje alpejskie
znajdowa�y si� przeci�tnie na wysoko�ci ponad 1500 mtr., lecz
tak�e cz�sto ponad 2000, a nawet i 3000 metr�w.
Ot� w pewnym punkcie w�oskie i austrjackie pozycje by�y od siebie oddzielone
stawem szeroko�ci 200 mtr., le��cym na 2100 mtr. ponad poziomem Adrjatyku.
Pozycja w�oska by�a zako�czeniem stromego w�wozu, kt�rego boczne �ciany
stanowi�y pot�ne szczyty Alpejskie.
W w�wozie tym W�osi mieli wygodne tylne urz�dzenia, kt�re le�a�y ju� w
martwym k�cie obstrza�u artyleryjskiego ognia austriackiego. W dodatku otoczenie g�r
s�siednich da�o im poczucie zupe�nego bezpiecze�stwa, nie inaczej jak na wysoko
po�o�onem letnisku.
Sytuacja za� ze strony austriackiej bv�a znacznie gorsz�, nawet mo�na powiedzie�
fataln�, gdy� pozycje ich znajduj�ce si� po drugiej stronie wzmiankowanego jeziora,
le�a�y na samym stoku wzniesienia, kt�re prowadzi�o pod dosy� ostrym k�tem na ty�y
pozycji.
Sytuacja ta pogorszy�a si� znacznie z chwil�, gdy W�osi wprowadzili nasamprz�d
lekkie, a p�niej na dodatek ci�sze armaty g�rskie i kazamatowe. Szczeg�lnie te
ostatnie niepokoi�y bardzo ty�y austriackie na tym odcinku, gdy znowu armaty
mniejszego kalibru doprowadza�y do rozpaczy piechur�w tej tak wysuni�tej plac�wki.
Doda� mi wypada, �e armaty te, ochrzczono nazw� �Tszin-Bum Gesch�tze",
poniewa� eksplozja by�a stale pr�dzej s�yszan�, ni� wystrza� tak, �e nie mo�liwem by�o
w pierwszym momencie rozpocz�cia kanonady schowa� si� do schron�w skalnych,
nazwanych �Kawernami". Powodem tego stanu rzeczy by�o oczywi�cie to, �e armaty te
sta�y bardzo blisko od okop�w austriackich.
Szczeg�lnie w nocy, a zw�aszcza wtedy, gdy odbywa�o si� normalne
zaopatrywanie, wszelkie ruchy by�y mocno niebezpieczne.
Dzi�ki temu po�o�eniu, dzia�a w�oskie, b�d�ce, jak ju� wspomina�em, w
martwym k�cie obstrza�u, czu�y si� wysoce bezpiecznie i kropi�y bez �enady dzie� w
dzie� w austrjak�w, coraz to wi�cej zdemoralizowanych.
Wszelkie wysi�ki austrjackiej artylerji okaza�y
si� daremnymi, a to dzi�ki wy�ej opisanej sytuacji, zamaskowaniu i niemo�no�ci
wykrycia tych dzia�, Jedynem w tem po�o�eniu wyj�ciem okaza�o si�
sfotografowanie w�wozu za pomoc� lotnika, poczynienie odpowiednich pomiar�w na
tej podstawie, by p�niej wsp�lnym wysi�kiem ca�ej b�d�cej do dyspozycji artylerji
g�rskiej (haubic) �wykurzy�" poprostu nieprzyjemnego i natr�tnego przeciwnika.
Pewnego dnia wi�c otrzyma�em od swego d-cy polecenie sfotografowania tego
�przekl�tego" w�wozu.
W najbli�szy pi�kny dzie� alpejski (a kto zna Alpy, ten sobie mo�e te cuda natury
�atwo wyobrazi�), wy�rubowa�em si� z moim dow�dc� jako pilotem wysoko ponad
szczyty g�r i przyleciawszy nad owe miejsce... okaza�o si�, �e zdj�cia w�wozu wykona�
nie mo�na.
Pow�d by� ca�kiem prosty.
S�o�ce znajdowa�o si� w�wczas na samym pocz�tku schy�ku swej drogi
codziennej, a wi�c poza punktem kulminacyjnym, tak �e ca�y w�w�z, dzi�ki stromym
�cianom bocznym, znajdowa� si� w g��bokim cieniu. C� na to by�o robi�?
W tych warunkach, by drogiego i pi�knego lotu nie zmarnowa� sfotografowa�em
ca�y odcinek, z g�ry zrezygnowawszy z przyjemno�ci zobaczenia na nieomylnej p�ycie
�wrog�w piechur�w". Mimo najusilniejszych wysi�k�w obserwacja wzrokowa
(przelatywali�my pozycj� na 500 mtr.) nie da�a po��danych rezultat�w. W�w�z
pozosta� niezbadany.
Po wyl�dowaniu na lotnisku, nie pozostawa�o mi nic innego, jak porozumie� si�
telefonicznie z dow�dc� tego odcinka, kt�ry mi oznajmi�, �e w�w�z �w tylko w
przeci�gu 5-ciu do 10-ciu minut, mi�dzy godz. 11-� a 12-� w po�udnie �widzi" s�o�ce,
poczem cienie stromych jego �cian, rzucone w niego, uniemo�liwiaj� nietylko wszelk�
obserwacje wzrokow�, lecz naturalnie tak�e wykonanie po�ytecznych zdj��,
Nazajutrz zaraz, przy jeszcze pi�kniejszej aurze, wyruszyli�my ponownie,
postanowiwszy skorzysta� z otrzymanych wskaz�wek.
Start by� tak obliczony, �e�my oko�o 11-ej ju� znajdowali si� na odpowiedniej
wysoko�ci po stronie w�asnej, w prostej linji za w�wozem.
I t