8065
Szczegóły |
Tytuł |
8065 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8065 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8065 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8065 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KRZYSZTOF BARANOWSKI
HOBO
ISKRY � WARSZAWA � 1974
Ok�adk� projektowa� MIECZYS�AW KOWALCZYK
Mieszanka firmowa
Zacz�o si� od Niagary. Nie mog�em pogodzi� si� z faktem, ze nazw� wielkich wodospad�w wymawia si� po angielsku w zgo�a nieludzki spos�b, co �wiadczy�oby raczej na niekorzy�� moich j�zykowych wiadomo�ci. Nie mog�em si� te� pogodzi� z biernym wysiadywaniem w domu i ewentualnymi spacerami asfaltowanym brzegiem jeziora Ontario. Dobre to by�o na pierwsze tygodnie odwiedzin u rodziny. P�niej czekanie przez pi�� dni na weekend, �eby pojecha� na kr�tk� wycieczk�, obrzyd�o mi ca�kiem. Mimo dobrych rad i ostrze�e� zacz��em od Niagary.
Nie by�o to daleko, jakie� sto kilometr�w w jedn� stron�. Wyszed�em na drog� i ze zmiennym szcz�ciem zacz��em robi� pierwsze mile ameryka�skiego autostopu. Trudno�ci j�zykowe sta�y si� ma�o znacz�cym drobiazgiem od czasu, kiedy bezb��dnie opanowa�em wymow� nazwy miejscowo�ci, do kt�rej jecha�em. M�j pierwszy towarzysz na szcz�cie nie by� rozmowny. Wiedzia�, dok�d jad�, wi�c wysadzi� mnie tam, gdzie by�o trzeba.
Dziesi�tki samochod�w przelatywa�y nie zwalniaj�c nawet na m�j widok. Mo�na by�o bez skutku czeka� godzin� i dwie, ale zostawiaj�c sobie odpowiedni margines czasu na niecierpliwe czekanie z wystawion� r�k� jecha�o si� w ko�cu dalej.
Wr�ci�em tego samego dnia do domu budz�c w�r�d mojej zamerykanizowanej rodziny podziw bohaterstwem wyczynu i tylko-ameryka�sk�-zaradno�ci�. Chwa�y starczy�o na kilka dni, po czym zapanowa� nastr�j nudy � jak wy�ej.
Zhezczelnia�em troch�. O�wiadczy�em, �e wybieram si� do Brytyjskiej Kolumbii, czyli na drug� stron� kontynentu. Gdyby m�j plan doszed� do skutku, zosta�bym w gronie ameryka�skich znajomych uznany za wariata i strace�ca, przynajmniej do czasu powrotu. Pierwszy �nieg, kt�ry zasypa� p�nocn� szos� kanadyjsk�, zako�czy� dyskusj�.
Pojecha�em do Halifaxu. Przez Montreal, prowincj� Quebec, Nowy Brunszwik i Now� Szkocj�. Po drodze zawadzi�em o wi�zienia i po kilku dniach wr�ci�em nad Ontario. W rodzinnym gronie nad szklaneczk� wi�ni�wki odkrywa�em im Ameryk�.
Dalej by�y r�ne pr�by r�nej pracy, a kiedy zima nieodwo�alnie nadesz�a, pojecha�em przez Nowy Jork na Floryd�, gdzie sezon si� w�a�nie zaczyna�.
To by�o wi�ksze szcz�cie, ni� mog�em oczekiwa� � zaczepi�em si� jako pomywacz naczy� w jednym z wi�kszych hoteli na zachodnim wybrze�u Florydy. Przed Bo�ym Narodzeniem zwia�em, �eby zgodnie z polska tradycj� zasi��� z rodzin� przy wigilijnym stole. Wymaga�o to przejechania autostopem tych paru tysi�cy kilometr�w, kt�re dziel� Ontario od Florydy, co nie by�oby przykre, gdyby nie okaza�o si�, �e tradycja ameryka�ska w tym domu nie przewidzia�a wigilijnej wieczerzy.
W domu nie by�o nic do roboty pr�cz tego co dotychczas. Wymieni�em ci�ki worek �eglarski z namiotem na l�ejszy chlebak i znan� drog� przez Nowy Jork wr�ci�em na Floryd�. Do hotelu nie by�o po co wraca�.
Milioner, u kt�rego pracowa�em, udzieli� mi podstawowej lekcji o warto�ci dolara. Przez dwa miesi�ce byczy�em si� na jachcie spe�niaj�c tam wszelkie mo�liwe w tej sytuacji obowi�zki. Uczciwie zarobione pieni�dze postanowi�em przepu�ci� w Nowym Orleanie.
Jak zwykle, plany krzy�uje przypadek. Zamiast w Nowym Orleanie znalaz�em si� w Los Angeles nad Pacyfikiem. Z San Diego, wzd�u� granicy meksyka�skiej, jecha�em przez Arizon�, Nowy Meksyk i Teksas. Potem w g�r�, na ukos mapy do St Louis i Chicago. Do granicy kanadyjskiej by�o ju� niedaleko.
W Kanadzie odwiedzi�em jeszcze rezerwat w Te-magami, kt�ry wprawdzie nie przysporzy� mi tysi�cy mil do autostopowego rachunku (by�o tam tylko p� tysi�ca), ale nauczy�, jak pos�ugiwa� si� canoe pod opieku�czymi skrzyd�ami wielkiego Manitou. Nakarmiony Ameryk� na d�u�szy czas grzecznie wr�ci�em, aby uko�czy� politechniczne studia i ukradkiem pope�ni� niniejsz� ksi��k�.
Cud zatrudnienia
To prawda, �e ca�y proceder nie jest legalny, gdyby kto� chcia� si� przyczepi�. Dzi�ki zbiegowi okoliczno�ci otrzyma�em kart� zatrudnienia w jednym z portowych miast, gdzie nikt si� nie dziwi� cudzoziemskiemu akcentowi.
W tym bogobojnym mie�cie na skraju jeziora Ontario zmieniono mi w biurze zatrudnienia kart� z zawodem �doker� na �technik elektryczny�. Nikt si� nie pyta�, w jaki spos�b zdoby�em poprzedni�, nie musia�em wi�c t�umaczy�.
Nie mia�em powodu s�dzi�, �e pracy nie dostan�. Przez trzy tygodnie naiwnie czeka�em na zawiadomienie.
Przy nast�pnej wizycie w biurze zatrudnienia by�em m�drzejszy, nie pcha�em si� na g�r� (trzecie pi�tro � wy�sze wykszta�cenie, drugie pi�tro � �rednie wykszta�cenie, pierwsze pi�tro � bez zawodu).
Przy bocznym wej�ciu do pomieszcze� na parterze sta�o kilku m�czyzn. Kiedy im si� bli�ej przyjrza�em, za�wita�o mi, �e pewnie tu trafia si� szansa szybkiego otrzymania pracy. Poniewa� i mnie by�o wszystko jedno, co b�d� robi�, byle m�c troch� zarobi�, wszed�em do �rodka, gdzie czeka� ju� ca�y t�um. Oparci o �ciany, t�ocz�cy si� przy kontuarze, czytaj�cy gazety, �mi�cy papierosy, wytarci ludzie.
Przycisn��em si� do barierki.
� Gdzie ty? O tej porze? Przyjd� jutro rano, zapiszesz si� do kolejki.
Posta�em troch�, �eby popatrze�. Co jakie� p� godziny, kilkana�cie minut wywo�ywano nazwiska, kogo� nie by�o, nast�pny, t�umek si� rusza�, czytaj�cy podnosili g�owy i znowu wszystko zastyga�o w oczekiwaniu. Szcz�liwiec dowiadywa� si� szczeg�owych warunk�w i niedba�ym krokiem wychodzi� na spotkanie kilku dolar�w.
Praca, kt�r� okre�lano jako ,,desperate job�, mie�ci�a w sobie wszystkie mo�liwe do wykonania przez cz�owieka zaj�cia � pocz�wszy od strzy�enia trawnika do czyszczenia �mietnika. By�y oferty luksusowe, jak zaprowadzenie dziecka do lekarza, bo matka zaj�ta, by�y naprawd� desperackie, jak przeczyszczenie kana��w z gwarancj� przezi�bienia czy brodzenie po pas w b�ocie dla jakich� tam cel�w.
Kolejny na li�cie mia� prawo zrzec si� swego udzia�u na korzy�� nast�pnych. I ci ludzie, kt�rym zale�a�o na zjedzeniu dobrego obiadu, rezygnowali z podejmowania ofert, kt�re im nie odpowiada�y. Dalej czekali. A oferta bieg�a wzd�u� kolejki, a� napotyka�a prawdziwego desperata, kt�ry nie wytrzymywa� nerwowo tej gry, ryzyka odej�cia z niczym po godzinie drugiej. Reszta czeka�a, zabawiaj�c si� rozmowami, paleniem i czytaniem. Do czasu nast�pnego telefonu dzwoni�cego na kontuarze.
Przyszed�em z samego rana, by�em w kolejce mniej wi�cej czterdziesty. Transport mebli, kopanie grz�dek, kilku do pracy przy drodze. Kilku odesz�o, kilkudziesi�ciu przysz�o, wczorajszy nastr�j czekania powr�ci�. Znowu jeden szcz�liwiec wyszed�, po trzech godzinach by�em ju� trzydziesty. Ci, kt�rzy mieli do zaoferowania prac�, wyra�nie o�ywili si� ko�o godziny jedenastej, wzros�a cz�stotliwo�� telefon�w.
� Praca na farmie, trzydzie�ci mil st�d, kto?! Dwie osoby!
Facet stoj�cy za kontuarem rozgl�dn�� si�, t�um falowa�, ale nikt si� nie zg�asza�. Za daleko.
� Ja!! � przerwa�em cisz� pe�n� pomruk�w. Serce mi si� t�uk�o jak przed startem w zawodach sportowych. Ludzie si� rozst�pili, robi�c mi przej�cie.
� I ja!! � z boku wyskoczy� ma�y m�czyzna pod pi��dziesi�tk� w bluzie w czerwon� krat�. Szpakowate w�osy kr�ciutko przystrzy�one, biegaj�cy wzrok. Pierwszy si� zorientowa�, �e wykombinuj� samoch�d na doje�d�anie, bo pewnie inaczej bym si� nie zgodzi�. I w samochodzie b�dzie miejsce. Kiedy wpisywali�my si�, nie omieszka� o to zapyta�. Teraz ju� wszyscy wiedzieli, patrzyli niech�tnie, jak wychodzimy.
Farma by�a ukryta przy bocznej drodze. W gumowych wysokich butach i ciep�ych kurtach spotykali�my si� przed g��wnym budynkiem z w�oskimi wie�niaczkami i gospodarzem. Platforma dowozi�a nas na kapu�ciane pole.
Punktualnie o si�dmej W�oszki pochyla�y si� nad g��wkami kapusty, kt�re obci�te w�drowa�y do drewnianych skrzynek z deszczu�ek spi�tych drutami. Przeskakiwa�em z bruzdy w bruzd� od jednej do drugiej skrzynki, przyciska�em kolanem wieko i zapl�tywa�em druty. Tam, gdzie si� nie chcia�o zamkn��, przestawia�em kilka g��wek i zamyka�em na si��. I tak ca�e pole w �lad za babami, kt�re nuci�y � �bouna fortuna, buona fortuna...�
Potem przyje�d�a� samoch�d. W�oszki nie przerywa�y pracy, m�czy�ni z dw�ch stron podawali dwudziestokilogramowe skrzynki trzeciemu, kt�ry sta� na wozie. Samoch�d stale i uparcie jecha� z jednego kra�ca pola w drugi, wymiataj�c z bruzd paczkowan� kapust�. Op�nianie w za�adunku zmusza�o gospodarza do pomagania nam w noszeniu, tego nale�a�o unika�. Biegali�my wi�c sp�ukani w�asnym potem. Samoch�d ani nie zwalnia�, ani nie przy�piesza�. Zawraca� na ko�cu pola i nie stawa�, p�ki paczki nie zape�ni�y go a� na wysoko�� przed�u�onych burt.
Odjazd samochodu witali�my z westchnieniem ulgi. Zamiast odpoczynku trzeba by�o obskoczy� i pozamyka� wszystkie zapakowane kapust� skrzynki. Znowu skakanie przez bruzdy. I znowu nast�pny samoch�d.
Zabrudzeni ziemi�, umorusani i wy��ci wracali�my o czwartej do domu. M�j nowy znajomy splun�� w k�t samochodu i wymamrota� par� przekle�stw. Nie mia� gdzie plu�, cholera jasna? Poza tym ma w�a�ciwie racj�.
Po tygodniu pracy na najni�szej stawce � dolar za godzin� � i o�miogodzinnej har�wce uzna�em, �e maj�tku nie zbi�em, a za kondycj� i tak mi nikt nie zap�aci. Mia�em kieszonkowe na dalsz� wycieczk�.
Biuro zatrudnienia, to z wy�szych pi�ter, nadal milcza�o.
Z pijanym lotnikiem do Halifaxu
Trzeba by�o przew�drowa� dwa tysi�ce kilometr�w, aby mie� przyjemno�� zjedzenia ciep�ej kolacji w portowej spelunce Halifaxu. Nawet wrzaski pijanych marynarzy brzmi� sympatycznie po gor�cym rosole. Jako� nie by�o czasu dobrze zje��. Jak opad�y li�� niesie cz�owieka jesienny wiatr, jaki� wiatr ciekawo�ci. Zobaczy� Halifax... Czym si� r�ni od naszego Gda�ska? A gdy cel osi�gni�ty, zapomina si�, ze po drodze o rynsztok si� zawadzi�o i z koszem na �mieci zawar�o znajomo��.
Postrz�pione, ponure chmury, nios�ce jesienn� ulew�, wp�dzi�y mnie pod most drogowej koniczynki w pobli�u Toronto. Mokra, czarna autostrada przerywa si� pod mostem, zostawiaj�c suchy, szary pasek asfaltu, po kt�rym drepcz� w k�ko, schodz�c co chwila na �wirowe pobocze przed nadje�d�aj�cymi samochodami. W trawie obok le�y male�ki plecak, niewielki maj�tek, a nad g�ow� przelatuj� samochody w kierunku poprzecznym. Ulewa ko�czy si� wreszcie. Zarzucam plecak na rami� i maszeruj� do zakr�tu, gdzie wszyscy z konieczno�ci zwalniaj�. Tu powinno by� dobre miejsce, zarzu�my wi�c sieci. Robi� niewinn� min� i prosz�co wyci�gam r�k� tam... licho wie gdzie. Dlaczego nikt nie chce mnie zabra�? Po kr�tkiej lekcji cierpliwo�ci zabiera mnie ameryka�ska para jad�ca do Ottawy. Oboje ubrani w grube, ��te swetry omawiaj� domowe sprawy nie zwracaj�c uwagi na mnie, siedz�cego z ty�u. Zwolniony od konwersacji obserwuj� miasteczka nad jeziorem Ontario, przez kt�re wiedzie nasza droga. Co pewien czas migaj� ma�e tabliczki na s�upkach, oznaczaj�ce numer drogi. Czarna dw�jka, a nad tym napis: droga kr�lewska i korona wy�amuj�ca si� ponad tarcz� god�a. Szosa numer dwa b�dzie mi towarzyszy� ca�y czas.
Przejechali�my wzd�u� ca�ego jeziora dostatecznie szybko, aby zgubi� ciemne chmury. Za Kingston Amerykanie wysiedlaj� mnie z wygodnego miejsca � skr�caj� na p�noc. Tutaj wody Ontario Lak� przechodz� lejkowato w Rzek� �w. Wawrzy�ca. Zawarto�� tego lejka stanowi tysi�c wysp, jak wskazuje nazwa tego obszaru: Thousand Islands. Spaceruj�c brzegiem szosy mam okazj� ogl�da� polodowcowe cuda skalistej opoki, wystaj�ce nad powierzchni� wody, poro�ni�te szczecin� drzew. Po�udniowe s�o�ce u�miechn�o si� ciep�o, a wszystkie drzewa zaprezentowa�y kolory, w kt�rych najwi�cej czerwieni i ��ci. Na wi�kszych wysepkach wida� domki kempingowe, teraz puste i osamotnione, jak ja, jedyny piechur na tej drodze. Ruch jest nawet poka�ny, ale kanadyjski autostop wymaga troch� cierpliwo�ci.
� Takim samochodem jeszcze nie jecha�em � mrucz� zadowolony, obserwuj�c zatrzymuj�cy si� nowy model Volkswagena o kszta�tnych liniach i sportowym wygl�dzie. M�ody, elegancko ubrany m�czyzna zaprasza do �rodka ur�kawiczon� d�oni�. Zamieniamy ze sob� zaledwie kilka zda�, gdy� podwozi mnie nie wi�cej ni� kilka mil. Na skrzy�owaniu dr�g Volkswagen ostro hamuje. Wysiadam.
� Tu skr�cam � powiada � good luck!
I wr�cza mi zwitek papieru. Dolar?! Mi�tosz� w r�ku banknot, nie wiedz�c, co powiedzie�, ale i tak ju� nie ma do kogo. Spogl�dam po sobie, czy a� tak bardzo jestem obdarty, i dochodz� do wniosku, �e polsk� dum� trzeba od�o�y� na bok i zje�� dobry lunch.
P� godziny p�niej stoj� znowu na rozstaju u�miechaj�c si� do wszystkich kierowc�w. U�miechni�tego m�odzie�ca zabiera si� ch�tniej ni� ponuraka. A oto jaka� niewiasta wyje�d�a zza zakr�tu. Teraz to si� �miej� ca�� g�b� widz�c, jak samoch�d zarzuca na piaszczystym poboczu. Co?! Do mnie kiwa r�k�? Podbiegam do stoj�cego Austina. � Yes! You. � Nie ukrywam zdziwienia tak nies�ychanym faktem, poniewa� nie zdarza si�, �eby kobiety zabiera�y kogo� z drogi. Wyja�nienie przychodzi szybko, bo szofer w sp�dnicy jest bardzo gadatliwy: obserwowa�a mnie w restauracji znad fili�anki herbaty i dosz�a do przekonania, �e nie wygl�dam na takiego w��cz�g�, jakim w rzeczywisto�ci jestem. Motor pracuje r�wno, a Angielce usta si� nie zamykaj�. Nie mam czasu obserwowa� krajobrazu, gdy� musz� uwa�a�, gdzie wtr�ci� yes, a gdzie no. Na po�egnanie dzi�kujemy sobie nawzajem za mi�� konwersacj� i Austin znika za stacj� benzynow� Shella.
Niedaleko, w pobli�u miasteczka Iroquois, znajduje si� bodaj�e najwa�niejszy punkt sea-way, drogi morskiej, kt�ra po��czy�a Wielkie Jeziora z Atlantykiem. Zapora pi�trzy wody Rzeki �w. Wawrzy�ca w du�e jezioro, a rw�cy nurt w przepustach zmienia si� w wielkich turbinach w energi� elektryczn�. Wewn�trz nowoczesnego budynku cicho i czysto, wszystko przygotowane dla zwiedzaj�cych. Jak na produkt ostatnich lat przysta�o, dominuje aluminium i szk�o. Cicha winda mknie na szczyt. Z tarasu, z wysoko�ci czterech pi�ter, wida� po�yskliw� tafl� za�aman� w �uk tamy. Z przeciwnej strony, nad brzegiem pieni�cej si� wody, pracuj� koparki. Jeszcze ma�y spacer po l�ni�cych korytarzach. W szklanej rotundzie, o�wietlonej ostatnimi promieniami s�o�ca, znajduje si� samoczynnie dzia�aj�cy model elektrowni, a za przezroczyst� �cian� rzeczywisty pok�j kontroli. Sto�y ustawione w podkow� jarz� si� r�nokolorowymi �wiate�kami. Trzech pracownik�w siedzi i dyskutuje nad kawa�kiem papieru, ale przez grub� szyb� nie dociera �aden g�os. Zapalone �wietl�wki przypominaj�, �e wiecz�r si� zbli�a.
Czerwony blask zachodu zastaje mnie znowu na drodze. Najpierw jad� kawa�ek z farmerem o wygl�dzie typowego polskiego ch�opa, a. potem ma�y, czarny Francuz w meloniku na g�owie zabiera mnie a� do Montrealu. Okazuje si�, �e wraca od najdro�szej i �pieszy si� bardzo do domu, co mo�na wywnioskowa� z szybko�ci. Lecimy jak torpeda. Na wyboistym obje�dzie facet pruje siedemdziesi�t mil na godzin� (ponad sto dziesi�� kilometr�w). Nic nie m�wi�, ale powoli �egnam si� z �yciem. Promienne �lepia nadje�d�aj�cych aut zagl�daj� do �rodka przez u�amek sekundy i uciekaj�, wlok�c czerwone punkty tylnych �wiate�. Przy ka�dym mijanym samochodzie karoseria jak gdyby wychyla�a si� w resorach i przechodz�c tu� przy s�siednim wozie wraca�a na swoje miejsce na podwoziu, kt�re cudem jakim� przenikn�o na drug� stron�. Francuz jedzie jak szaleniec, ale nic si� nie dzieje, wi�c siadam wygodniej, zadowolony, �e tabliczki przy drodze zmieni�y wygl�d � prowincja Quebec. Pozosta�a tylko czarna dw�jka. Korona znik�a, a pojawi�a si� lilijka burbo�ska. Trudno o bardziej francuski motyw, a trzeba wiedzie�, �e Quebec jest na wskro� francuski. Osi�gamy Montreal p�nym wieczorem. I jako� �mierci nie by�o na drodze. Widocznie by� objazd.
Maszeruj� przez Sherbrook, ulic� biegn�c� na przestrza� przez ca�e miasto. Atwater Street przenosi mnie na ST. Catherine. �wiat�a wielkiego miasta migoc� tysi�cem reklam. Kolorowe neony mrugaj� wzd�u� i w poprzek. Za wielkimi szybami salon�w samochodowych po�yskuj� nowe modele. Schronienia na noc udziela mi m�odzie�owa organizacja YMCA, co jednak nie�le kosztuje.
Wygrzeba� si� z ��ka jest czasem trudno, ale wygrzeba� si� ze �rodka metropolii jest nie lada sztuk�. Na dodatek zaspa�em i przed wieczorem zrobi�em niewiele wi�cej ni� p� drogi do Quebec City, odleg�ego o sto siedemdziesi�t mil od Montrealu. Pod�e szcz�cie, ma�y ruch i ci�ka opona chmur (oby gwo�dzia z�apa�a), wszystko szare ��cznie z mgie�k� nad Rzek� �w. Wawrzy�ca. Wolnym krokiem id� przez niewielkie miasteczko pe�ne bia�ych domk�w z ma�ymi ogr�dkami, u�ywaj�c rynsztoka zamiast chodnika dla podkre�lenia, �e do tej zapad�ej dziury nie nale��, a oczekuj� pomocy z drogi. Jako� i mi�a okazja si� przydarza. Jedzie na czterech k�kach i jest w�asno�ci� Francuza, kt�ry ma na imi� Jean. Rozpieram si� na mi�kkim siedzeniu, gdy dowiaduj� si�, �e jedzie kilkaset mil na p�nocny wsch�d. �adna szansa. Jean kaleczy troch� angielski, ale nie przestaje rozmawia�. Dowiaduj� si�, �e s�u�y� w g�rskiej policji, �e zwiedzi� ca�� P�nocn� Ameryk� i p� Europy, ze urodzi� si� w okolicy, przez kt�r� przeje�d�amy, �e Kanada to �liczny kraj, a wszyscy Kanadyjczycy s� go�cinni, serdeczni i przyja�ni. W to ostatnie nie bardzo wierz�, wspominaj�c, ile to samochod�w mog�o mnie dzisiaj zabra�. Ale Jean jest rzeczywi�cie dobrym przyk�adem. Zaprasza mnie na wy�cigi trup�w, poniewa� to sobotni wiecz�r.
� Mnie si� nie spieszy � powiada. Poniewa� i dla mnie czas nie odgrywa roli, godz� si� z rado�ci�, chocia� nie bardzo wiem, o co chodzi.
� Zobaczysz sam, na czym polega zabawa.
- W wi�kszym miasteczku skr�camy z g��wnej szosy i wje�d�amy na jak�� zupe�nie nie o�wietlon� drog�. Ko�a wpadaj� w liczne koleiny, a w �wietle reflektor�w pojawiaj� si� drzewa. Przeje�d�amy przez zagajnik. Tu pomi�dzy drzewami parkuje pe�no samochod�w, a zza pobliskiego pag�rka dochodzi ryk zdezelowanych wehiku��w. O takie to trupy chodzi! Z drewnianych trybun niesie si� wrzawa godna huku startuj�cych maszyn. Akurat trafiamy na drug� po�ow� zawod�w. Reflektory o�wietlaj� ca�y owal piaszczystej bie�ni. Spiker umieszczony w budce nad lini� mety zapowiada przez ochryp�e g�o�niki parad� zawodnik�w. Poch�d otwiera karetka pogotowia, co wydaje si� bardzo na miejscu, za ni� w�z techniczny b�yskaj�cy czerwonym �wiate�kiem i sznurek warcz�cych wrak�w. Z motor�w lec� b�yski wybuchaj�cych spalin. O t�umikach mowy nie ma. To by popsu�o zabaw�. Cztery k�ka, motor i kierownica, wi�cej nie potrzeba. Wy�cigi odbywaj� si� po kilka woz�w. Warkot wzmaga si� zag�uszaj�c wszystko inne, machni�cie chor�gwi�-szachownic� i piasek leci strumieniem spod k�. Trupy zarzucaj�, stukaj� si� nawzajem, a widownia otwiera usta do okrzyku przy ka�dej kolizji. Podobno ginie tu- nie wi�cej ni� jeden szofer rocznie, ale widok jest morderczy. Maj� czym si� pasjonowa� okoliczni farmerzy. Im wi�cej zderze�, tym lepiej: najwi�ksza zabawa jest, gdy na niezbyt szerokim torze p�dzi dziesi�� samochod�w. Spiker zach�ystuje si� podawaniem pozycji lidera, a Jean co chwila pyta, czy mi si� podoba. Zostawiamy wrzaskliwe trybuny okrzykuj�ce zwyci�zc� i wracamy na parking.
Quebee City zostaje na uboczu, bo przeskakujemy o�wietlonym mostem na drug� stron� Rzeki �w. Wawrzy�ca. Gnamy wzd�u� niewidocznego brzegu, odkrywaj�c w �wietle reflektor�w coraz nowe miasteczka o francuskich nazwach. Wreszcie p�n� noc� wje�d�amy do Riviere du Loup. Tutaj szosa numer dwa skr�ca w prawo, w g��b l�du. Szcz�liwej drogi dla monsieur Jean i zostaj� sam.
Pierwszego lepszego przechodnia pytam o YMCA.
� Are you English?
Dla uproszczenia kiwam twierdz�co g�ow�.
� Excusez-moi... � bezradnie rozk�ada r�ce.
Ko�o p�nocy niewielu jest przechodni�w na ciemnej ulicy ma�ego miasteczka, a w dodatku nikt nie potrafi skleci� sensownie kilku s��w po angielsku. Wreszcie jaki� �wiatlejszy Francuz w czarnym bereciku radzi p�j�� na policj�, gdzie mog� dosta� potrzebne informacje. Posterunek policji przytyka do ratusza, kt�ry �atwo znale��. W brudnej, ale ciep�ej izbie trzech policjant�w w rozpi�tych koszulach gra w karty. Moje wej�cie nie budzi zdziwienia. Grubas o czerwonym nosie i nalanych policzkach podnosi si� ci�ko z zydla i otwiera �elazne drzwi opatrzone kilkoma ryglami, za kt�rymi wida� kratki.
� Co?! Za co?! � Zaczynam szybko t�umaczy�, �e szukam jakiego� noclegu i...
� W�a�nie, w�a�nie � u�miecha si� grubas. Drzwi zatrzaskuj� si�, zanim zd��y�em co� wi�cej powiedzie�. Troch� si� g�upio czuj� w nowej sytuacji. Stoj� na �rodku d�ugiego korytarzyka, o�wietlonego dwiema brudnymi �ar�wkami, przed rz�dem cel O masywnych drzwiach. Przez judasza na wprost zerkaj� ciekawe oczy i p�ynie francuska mowa. No, monsieur, niewiele z tego rozumiem. Chwila ciszy I tym razem angielski:
� Na jak d�ugo ci� wsadzili?
� Na jedn� noc � odpowiadam.
� Aha � domy�la si� reszty.
W�druj� wzd�u� okratowanych okienek. Z jednego dobiega chrapanie. Na ko�cu korytarzyka ma�y klo-zecik i umywalka. Cela dla mnie przeznaczona ma drzwi otwarte. Na dwupi�trowym ��ku ze spr�ynowym materacem le�y gazeta.
� Chcesz koc? � s�ycha� cichy g�os obok. � Mam dwa.
Przez w�skie kraty od frontu s�siada wyci�gam cienki, brudny koc.
� Dzi�kuj�. Zobaczymy si� jutro.
Zdejmuj� kurtk� i podk�adam pod g�ow� jako poduszk�, portfel z tylnej kieszeni spodni chowam na piersi, owijam si� w koc od nieznanego kolegi; natychmiast twardo zasypiam.
Budzi mnie krz�tanina na korytarzu. Rozmyta, �wietlna plamka z krzy�ykiem kratki przybiera posta� ma�ego okienka. Spuszczam nogi z ��ka i drapi� si� po plecach, na kt�rych spr�yny materaca odcisn�y wi�zienne pi�tno.
� Siedz� w wi�zieniu � m�wi� p�g�osem, aby potwierdzi� rzeczywisto�� tego faktu. S�oneczny kwadracik na drzwiach ucieka w g��b i przez szpar� wsuwa si� czarna, rozczochrana g�owa.
� Jak si� spa�o?
� Wybornie � odpowiadani drapi�c sw�dz�ce odciski.
Osiemnastoletni wyrostek w niebieskich, brezentowych spodniach i takiej� kurtce wsuwa si� i siada obok. Jestem rozczarowany, nie ma pasiak�w.
� O �smej rano otwieraj� cele i mo�emy spacerowa� po korytarzyku. Ja mieszkam obok � stuka w �cian�.
� Dzi�kuj� za kocyk...
� Och, drobiazg. Oni takim jak ty nic nie daj�. Hitchhiker?
� Owszem, w�druj� autostopem z Ontario.
� I ja w�drowa�em, zanim mnie wsadzili...
Tu wsuwa si� drugi m�odzieniec podobnie ubrany. Blond w�osy spadaj� mu na czo�o. P�otwarte usta pod haczykowatym nosem wygl�daj� jak kropka pod znakiem zapytania.
� Za co siedzicie? � zwracam si� do obydwu.
� To samo, gwizdni�cie kilku dolar�w � �mieje si� czarny.
Opowiadam im troch� o sobie, tak uk�adaj�c zdania, �e mo�na je wieloznacznie rozumie�.
� ...te trampki nie by�y wprawdzie moje, ale teraz ja je nosz�, it doesn't matter...
Czarny rechocze porozumiewawczo. To im imponuje, czuj� we mnie bratni� dusz�. Blondyn zamyka na chwil� usta, a w bezmy�lnych, niebieskich oczach odbija si� zaduma. Rzuca par� s��w po francusku, czarny podskakuje.
� Jeste� g�odny? � I nie czeka na odpowied�, tylko przynosi chleb i gor�c� kaw� w kubku.
� Jeszcze bardzo gor�ca, wi�c nie pili�my. S�ysz�, jak �o��dek mruczy marsza, wi�c dzi�kuj�
i zabieram si� do jedzenia bez �enady. Przy okazji parz� sobie usta.
� Ale co ty?... � zatrzymuj� si� w p� k�sa.
� Ja nie jestem g�odny.
Haczykowaty blondyn u�miecha si� od ucha do ucha zadowolony ze swego pomys�u, a czarny t�umaczy mi, gdzie znale�� najlepsze miejsca na z�apanie d�ugiej jazdy, gdzie zatrzymuj� si� wielkie ci�ar�wki, kursuj�ce na d�ugich dystansach. Jak p�niej sprawdzi�em, wszystkie informacje by�y trafne. Uwa�nie przys�uchuj� si� jego mowie, w kt�rej pe�no wyraz�w, jakich pr�no by� szuka� w s�owniku. I takie wiadomo�ci mog� by� po�yteczne w �rodowiskach u�ywaj�cych �kuchennej �aciny�.
� Warto by si� ogoli�... � zauwa�am. � Najgorsze, �e zapomnia�em �yletki.
� Don't worry � blondyn wyci�ga zegarek bez wskaz�wek i zaczyna manipulowa� brudnym palcem. Wieczko koperty odskakuje i w grubych palcach pojawia si� cienka, stalowa blaszka.
� Voila!
� Nie wolno nam przez ca�y czas trzyma� ostrych' rzeczy � t�umaczy czarny, kt�ry zna angielski o wiele lepie]. Wychodz� na korytarzyk, gdzie wisi rozbite lusterko, ale nie bardzo wiem, jak si� takim male�stwem mo�na ogoli�. Dopiero, gdy dostaj� do r�ki uchwyt, do kt�rego pasuje ostrze, wszystko staje si� �atwe. Dzi�ki wam, bracia z�odziejaszki.
� Kto� jeszcze tu siedzi? � pytam przypominaj�c sobie wczorajszego rozm�wc�.
� A, to stary pijaczyna, wsadzili go za wypadek samochodowy; prowadzi� zawiany. Ma troch� kr��ka... Hej tam!
� Czego � odzywa si� ochryp�y g�os z dalszej celi. Wy�azi m�czyzna pod pi��dziesi�tk� w bia�ej koszuli i szarych spodniach. Na nogach ma tylko skarpetki. Jasne, niebieskie oczy wygl�daj� jak wyblak�e. G��bokie bruzdy pokrywaj� twarz, a w k�cikach oczu czai si� u�miech, tylko skrzywione w d� usta nadaj� twarzy beznadziejny wyraz. M�ody blondyn opowiada mu. co� po francusku.
� Aaa, Polonais � potrz�sa moj� r�k� � coma on � odci�ga mnie na bok.
� Popatrz � pokazuje jaki� blankiecik � to jest czek na pi��dziesi�t dolar�w. Ja ci mog� da� prac�. Mam samoch�d i will�...
Widz�, jak za jego plecami czarny kr�ci wymownie palcem po czole i pewnie niedowierzanie odbi�o si� na mojej twarzy, bo stary zaczyna si� oburza�.
� Co, nie wierzysz? Sp�jrz na t� koszul�, czy widzia�e� gdzie� taki materia�?
Musia�em pomaca� bia�� materi� i przyzna�, �e jest bardzo kosztowna.
� ...Polacy s� moimi przyjaci�mi... wi�c poczekaj jeszcze jeden dzie�, jutro mnie dopiero wypuszczaj�.
Dzi�kuj�, niekt�re rzeczy w tym opowiadaniu wydaj� si� zgadza� z opisem czarnego, kt�ry teraz siedzi na ma�ym zydelku i u�miecha si� ironicznie. Z g�upiej sytuacji wyci�ga mnie, a raczej wywo�uje rumiany stra�nik.
� Czy my�lisz spa� ca�y dzie�? � taki jest sens jego przemowy, kt�rego si� raczej domy�lam, ni� rozumiem. �ciskam r�ce trzem wi�niom, dzi�kuj�c ca�kiem szczerze.
� Good luck to you � leci za mn�.
Przed opuszczeniem wi�zienia jeszcze jedna formalno��. Nazwisko, sk�d przybywa, dok�d jedzie i adieu.
Krocz� brzegiem szumi�cego potoku, dziel�cego Ri-viere du Loup na po�ow�, i zastanawiam si�, �e w�a�nie w wi�zieniu spotka�em si� z wi�ksza go�cinno�ci� ni� przeci�tnie w Kanadzie. Ciekawy suplement dla Jeana. Maszeruje pe�en najlepszych nadziei, wychodz� za miasto, ale jako� szcz�cie nie dopisuje. Mimo �e s�o�ce przy�wieca, w ma�ych ka�u�ach tafelki lodu. W dodatku silny wiatr zamra�a my�li. Przechodz� obok dobrych miejsc, gdzie mo�na z�apa� jaki� samoch�d. Wreszcie ogrzewam si� w jakiej� landarze, ale po chwili facet skr�ca w bok wyrzucaj�c mnie znowu na mr�z.
Ale� dziwna nazwa miasteczka: Saint Louis du Ha! Ha! Chyba weso�o tu by� musi. Wspinam si� drog� na szczyt wzg�rza, a ko�o g�owy wiruj� drobiny �niegu, kt�re komicznie wygl�daj� w pe�nym s�o�cu. Z g�ry roztacza si� pi�kny widok na niebieskie jezioro pe�ne bia�ych kreseczek, znacz�cych grzebienie fal. Drog�, kt�r� przed chwil� przeszed�em, p�dzi ci�ar�wka pe�na olbrzymich bali drzewa. Im bli�ej wierzcho�ka, tym bardziej wielki �truck� traci impet. Jest ju� blisko i jedzie wolniutko. Jeden z dw�ch m�odzie�c�w siedz�cych w szoferce kiwa r�k�, wi�c czekam, a� stanie. Ale pot�ny samoch�d mija mnie z rozp�dem i nie my�li si� zatrzyma�. Szkoda. Nieoczekiwanie jednak drzwiczki otwieraj� si� przyja�nie. Podbiegam wzd�u� wolno sun�cych pni-olbrzym�w, skok na wysoki stopie� i l�duj� w ciep�ej szoferce. Nawet troch� za mocno si� odbi�em, bo m�j sukces zosta� uwie�czony stukni�ciem g�ow� w daszek. Jednak u�miecham si� dzi�k-czynnie do m�odych ludzi, kt�rzy zrobili mi miejsce. Z drzewnym ci�arem mkniemy w d� dolinki, a potem znowu do g�ry. Czuj�, jak motor si� poci pracuj�c ci�ko na zboczu. I ja si� poc�, gdy� w szoferce jest okropnie gor�co. Kierowca ostrzy�ony na je�a opowiada dowcipnie i weso�o o swoich przygodach w marynarce, o przykrych i mi�ych chwilach na autostopie. Na ameryka�skim kontynencie marynarze poruszaj� si� tylko w ten spos�b i jako umundurowane jednostki maj� najwi�ksze szcz�cie.
Z daleka wida� wy�aniaj�cy si� wysoki komin tartaku. Tu si� ko�czy rajd z drzewem. Szofer przerywa opowiadanie, by powiedzie�:
� Bye and good luck!
Granic� nowej prowincji, Nowy Brunszwik, przekraczam (czytaj � przeje�d�am) w niebieskim Fordzie. Od razu zauwa�am oryginalne tabliczki stoj�ce przy drodze, oznaczaj�ce nazwy strumyk�w na tle du�ych liter NB. Informacja przyjemnie podana. Ka�dy mijany samoch�d na numerze rejestracyjnym nosi ma�y napis: New Brunswick � picture province. To ju� zbiorowa reklama stosowana powszechnie w Ameryce, ka�dy ze stan�w dobra� sobie odpowiedni przymiotnik. Nie wiem tylko, jakim cudem Ontario i Quebec uchroni�y si� od tego.
Mimo �e Quebec zosta� ju� za pag�rkiem, Madawaske, pierwszy powiat Nowego Brunszwiku, zamieszkuj� jeszcze Francuzi. Angielski j�zyk panuje dopiero od Grand Falls. Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej.
Jak nazwa wskazuje, w Grand Falls powinny by� wodospady. Jest! �liczny. Woda pieni si� na ska�ach i wpada do g��bokiego kanionu, nad kt�rym przerzucono most. To Rzeka �w. Jana wierzga po przebyciu zapory kilkaset metr�w przed wodospadem. Nie do poznania zmienia si� b��kit spokojnej wody, atakuj�cej o�liz�e g�azy w bia�ej furii. Wiatr przynosi wilgotny opar, kt�ry k�adzie si� mokrymi pasami na por�czach mostu. Tablica informuje, �e Grand Falls jest jednym z najwi�kszych wodospad�w na wsch�d od Niagary.
Dalsza droga wije si� po zboczach doliny St. John River, przeskakuj�c co jaki� czas z jednego brzegu na drugi. Za wzg�rzami o jesiennych kolorach biegnie ameryka�ska granica. Autostop wlecze si� ci�gle kilkunastomilowymi kawa�kami. Jeszcze nie mia�em tak pod�ego szcz�cia. Ale dzi�ki temu mog� spacerowa� i podziwia� pi�kno bystrej rzeki, kt�ra uspokaja si� i ro�nie w oczach. Nie tak dawno mkn�li t�dy Indianie w lekkich canoe...
Bia�e chmurki robi� si� r�owe, a wielkie s�o�ce chowa si� w po�owie za ameryka�sk� granic�. Tak ko�czy si� dzie� sp�dzony na drodze. Jesienne pi�kno tego uroczego zak�tka Kanady wynagradza ca�y �al do nieufnych kierowc�w, dzi�ki kt�rym pobi�em ��wi rekord hitchhike'u. Z zachodu s�o�ce puszcza ostatnie oczko, gdy siwy farmer wyrzuca mnie w Hartland. Przez ostatnie pi�� minut musia�em wys�ucha� o szcz�ciu i dobrobycie, o cudownej krainie, o tym, �e musz� si� tu osiedli�, �e nigdzie na �wiecie nie jest tak jak tu...
Ka�dy kocha sw�j kraj � powiedzia�em do siebie, a farmerowi w podartej kurtce w czerwon� krat� odrzek�em uprzejmie, �e si� jeszcze zastanowi�.
Teraz stoj� przed najd�u�szym na �wiecie krytym mostem. Liczy sobie 1282 stopy i wcale nie wygl�da okazale, raczej antycznie. Widocznie inni to te� ocenili, gdy� opodal wznosz� si� �uki pod nowoczesny most. Przechodz� na drug� stron� rzeki t� wielk�, drewnian� k�adk�, wzmocnion� stalowymi ta�mami, i czuj� w nogach, �e istotnie jest d�ugi. Mimo to jestem sceptycznie nastawiony do rzeczy z serii naj.., bo, jak wiadomo, Ameryka ma lekkiego bzika na tym punkcie.
Cho� zmrok pozarzuca� ju� pierwsze szare siatki na ca�� okolic�, udaje mi si� z�apa� dobr� jazd�. W nowym samochodzie jedzie rodzinka rozmawiaj�ca tylko na tematy samochodowe. Chocia� t�oczno, znajduje si� dla mnie miejsce i lecimy w coraz ciemniejsz� noc. Mijamy po drodze wodospad o dziwnej nazwie Pokiok. Oczywi�cie nic nie wida� pr�cz napisu na tle NB. Niestety, przyjemno�� si� ko�czy, rodzinka skr�ca w boczn� drog�. Zostaj� w ciemno�ciach, a czerwone �wiate�ka gin�, unosz�c sprzeczk� o automatycznej zmianie bieg�w. Mam do Fredericton, stolicy prowincji, dwadzie�cia mil, co jest raczej do�� daleko jak na spacer, a nietrudno odgadn��, co my�l� kierowcy widz�c wy�aniaj�c� si� sylwetk� w��cz�gi (turyst� nazywa si� zazwyczaj tego, kto siedzi w samochodzie): mo�e uciek� z wi�zienia. W tym wypadku nie s� dalecy od prawdy.
Id� do jedynego widocznego �wiate�ka w okolicy. Jasna reklama o�wietla wej�cie do przydro�nego sklepu. Tutaj moja obecno�� mo�e mie� jakie� sensowne uzasadnienie. Gdy ju� si� do�� namarz�em, wchodz� do �rodka i pytam o rad�. Sprzedawczyni bardzo mi wsp�czuje, radzi spr�bowa� obok, mo�e przyjm� mnie na nocleg, ona ju� sklep zamyka. Jest godzina dziesi�ta i ga�nie reklama, w kt�rej �wietle wyci�ga�em r�k� prosz�c o lift. W oknie na pi�terku uchyla si� firanka. Prosz� si� nie obawia�, ju� odchodz�. Gdy w nast�pnym domu, gdzie pierwszy wita mnie pies, odmawiaj� mi pomocy, ga�nie te� moja nadzieja na nocleg. Ruszam w mrok gryz�c orzeszki kupione za dwadzie�cia cent�w. To ma by� moje jedzenie na ca�onocn� w�dr�wk�.
Nogi same si� wlok�, a �o��dek burczy vivace, wi�c zjadam ostatni� paczuszk�. Oczywi�cie przy ka�dym nadje�d�aj�cym samochodzie odwracam si� i robi� automatyczny gest. I w�a�nie kiedy stwierdzi�em, �e w �adnej kieszeni nie ma ju� ani okruszyny do pogryzania, zatrzyma� si� kto� na skraju szosy. A przecie� jeszcze dw�ch mil nie uszed�em. Wida� dobrzy ludzie nie wymarli. Ma��e�stwo, kt�rych twarzy nie mog� zobaczy�, podwozi mnie do centrum Fredericton. Jednak z tym autostopem nie jest tak �le. Jestem im wdzi�czny, bo oto jeszcze p�nocy nie ma, a ja mog� wej�� do baru i zje�� co� gor�cego. Tak przyjemnie, ciep�o. Wdzi�czno�� musi by� ciep�a...
Wpadam w senny nastr�j, wi�c nie wahaj�c si� wiele, pytam o wi�zienie. Jestem dumny z kapitalnego pomys�u. Informacja jest dok�adna, lecz zapytany ogl�da si� za mn� kilkakrotnie z niewyra�n� min�. Wcale si� tym nie przejmuj� i pe�en ufno�ci schodz� schodkami do suteren ratusza, pod kt�rymi widnieje du�y napis �Police station�. Tym razem nie z Francuzami mam do czynienia, wi�c �przyj�cie� musi si� odby� formalnie. Jako dow�d osobisty s�u�y kanadyjskie prawo jazdy. Jedyna ostra rzecz, jak� mam, to male�ki scyzoryk, kt�ry w�druje do bia�ej koperty z uwag�: �w�asno�� K. B.� i razem z ni� na gw�d�. Ostatecznie jednak zostawiam przed krat� ca�y plecak, a w nim portfel, bo tym razem towarzystwo jest liczniejsze. Gdy �elazne drzwi zatrzaskuj� si� z hukiem, robi si� troch� ch�odno ko�o serca, mimo �e upa� jest niemo�liwy. Pomieszczenie nie wygl�da zach�caj�co: w ma�ej salce z betonow� posadzk� jedn� �cian� zajmuj� cztery boksy, drug� trzy i drzwi wyj�ciowe. Dwie pozosta�e s�u�� jako tablice do pisania. Spro�ne rysuneczki maj� podpisy, jakby nie by�o wiadomo, o co chodzi. Przechodz� obok cel, z kt�rych wida� tylko stopy �pi�cych. Wszystkie cele maj� grube kraty, ale s� otwarte. Jedna z g��w si� podnosi.
� Za co ci� wsadzili? � pyta Murzyn z przekrwionymi oczami i �wie�� szram� na policzku (niechybnie morderca)
� Ja tylko z wizyt�...
W k�cie znajduj� woln� cel� i sadowi� si� na pi�trowym ��ku zrobionym z kilku stalowych p�at�w blachy. K�ad� si� na tej stalowej po�cieli i zasypiam z g�ow� na �okciu.
Budz� si� po trzech godzinach, bo komu� zachcia�o si� pi�, a kran jest automatyczny i przy pociskaniu robi straszliwy ha�as. �wiat�o pali si� ca�y czas i tylko wskaz�wki zegarka sk�aniaj� mnie do za�ni�cia. Spragniony towarzysz jest widocznie chory, bo co chwila wymiotuje do muszli, w kt�re s� wyposa�one wszystkie cele. Zamkni�cie drzwi nie pomo�e, bo to krata, wi�c zasypiam znowu mimo przykrych odg�os�w. Ale nie dane jest mi wyspa� si� w tym gor�cu. Po dw�ch godzinach budz� si� znowu. Facet ci�gle rzyga. Odczytuj� po kolei wszystkie autografy pisane kopciem na suficie: jaki� W�gier, dalej Bob Evans, dok�adny adres kogo� w ST. John, Jim... Jestem na szcz�cie zm�czony, i ani zauwa�am, jak Bob Evans zaczyna mi si� �ni�. Jest to Murzyn ze szram� na policzku, kt�ry przychodzi do mojej celi trzymaj�c w r�ku przemycon� �yletk�.
� Nie ruszaj mnie! � Murzyn b�yska bia�kami i przyk�ada �yletk� do czo�a z niedwuznacznym zamiarem... Budz� si� zlany potem, z g�ow� opart� o �elazne ostalowanie pryczy. Brrr...
Patrz� na zegarek � si�dma. Przyzwoicie czekam do �smej, w celach robi si� ruch. Wstaj� i ja, i nie�wiadom wi�ziennych zwyczaj�w stukam mocno w drzwi. Nie ma odpowiedzi. Jeszcze raz. Siwy i zezowaty starzec u�wiadamia mnie, �e wypuszcz� nas o dziewi�tej. Okazuje si�, �e opr�cz mnie jeszcze trzech bezrobotnych korzysta z tego rodzaju noclegu. Jednym z nich jest wy�ej wspomniany starzec. Co on mo�e robi�? Wi�niowie wa��saj� si� po ma�ej przestrzeni mi�dzy boksami, zagaduj� do siebie, przegl�daj� jedyn�, ale aktualn� gazet�, i dyskutuj� nad og�oszeniami o pracy. Nic nie wskazuje, �e za murami zaczyna si� dzie�. Tu �wieci wiecznie s�o�ce, dwu-stuwatowa �ar�wka, upstrzona piegowato przez muchy.
Dziewi�ta! Zgrzyta klucz w zamku. Podskakuj� jak na spr�ynie, ale to tylko �niadanie dla sta�ych mieszka�c�w. Poniewa� puco�owaty m�czyzna nie mo�e je�� (to on wymiotowa�), starzec dzieli si� jego jedzeniem z dandysem o przylizanych w�osach i spodniach wytartych na kolanach i siedzeniu. Ja si� do kompanii nie licz�, ja mam zegarek, a drugi m�odzik �pi nieprzytomnie w celi. Jest ju� kwadrans po dziewi�tej, a oni nie okazuj� niepokoju.
Wreszcie o p� do dziesi�tej przychodzi stra�nik, znowu trzask kraty (jak�e s�odki tym razem), i wy-czytuje nazwiska. Kulawego m�odzie�ca trzeba �ci�gn�� z pryczy. Jest niesamowicie zaspany. Wychodzimy w dwuminutowych odst�pach czasu.
Powietrze na wolno�ci smakuje tak przyjemnie. Ch�odny poranek zapowiada �liczny dzie�. Szron na zacienionej stronie zakrywa wszelkie brudy. Fredericton. A mo�e to miasto jest czyste? Rezygnuj� jednak ze zwiedzania. Jedno muzeum dziennie wystarczy.
Przechodz� jeszcze raz St John River, tym razem ostatni. Tu spacer przez most trwa kilkana�cie minut, a czarna woda wydaje si� zupe�nie nieruchoma. Tylko przejrzysta mgie�ka, poranny opar, sunie majestatycznie nad powierzchni�.
Za zakr�tem �api� pierwszy samoch�d, zabawa zaczyna si� od pocz�tku, nowe mile wystukane na liczniku cudzych samochod�w. Na �niadanie szkoda czasu i pieni�dzy, byle dalej. Kilkana�cie mil za Fredericton �api� ci�ar�wk� jad�c� do Moncton. Porzucamy wkr�tce wielk� rzek� p�yn�c� do miasta o tej samej nazwie, gdzie uchodzi do Atlantyku przez zatok� Fundy. Pogoda jest cudowna, jedziemy przez pag�rkowat� okolic� pokryt� kolorowym lasem. Jaki �liczny zestaw barw prezentuje zielony li�� przed opadni�ciem. Kilka mil przed Moncton napis: wzg�rze magnetyczne w pobli�u. Wyci�gam po�piesznie kompas, oceniam na oko, gdzie dewiacja spowodowana �elazem samochodu b�dzie najmniejsza, i wpatruj� si� w ig�� magnetyczn�. Rzeczywi�cie zaczyna si� obraca�. Uradowany chc� si� podzieli� t� wiadomo�ci� z szoferem, ale zaraz zawstydzony chowam, kompas do kieszeni. Straci�em okazj� ogl�dania �adnego zakr�tu.
Moncton, drugie co do wielko�ci miasto Nowego Brunszwiku, w po�owie przeje�d�am, w po�owie depcz� na piechot�. Nic nie wyr�nia ulic tego miasta ponad przeci�tno��. W pobli�u jest jednak miejsce, z kt�rego mo�na dobrze obserwowa� wysok� fal� przyp�ywu, nadchodz�c� z zatoki Chignecto. Na przyp�yw nie chce mi si� czeka�, wi�c ruszam dalej i gdzie� na peryferiach wst�puj� na kaw�. Sam� wolno�ci� �y� nie mo�na.
Dalsz� drog� musz� sk�ada� z drobnych odcink�w, ka�dy nast�pny kierowca wyrzuca mnie w coraz gorszym miejscu. Tymczasem przekroczy�em granic� Nowej Szkocji, co zosta�o uczczone poci�gni�ciem za ucho. Oczywi�cie, �e moje. Ostatni zostawia mnie o pi�tej po po�udniu w lesie, w kt�rym zamierza polowa�. Warunki do polowania s� istotnie �wietne. Dzi� rano przebieg� mi drog� �o�. A te rogate g�owy ze skrwawion� szyj�, jad�ce na dachu wielu samochod�w, gdzie� tutaj musia�y �y�. Maszeruj� zakr�tami asfaltowej szosy. Co si� sta�o z ruchem? Samochodu na lekarstwo. Czy�by Nowoszkoci oszcz�dzali na benzynie?
Na ma�ym p�lku w pobli�u drogi ro�nie jab�onka. Zbieram kilka owoc�w z trawy. Kwa�ne, ale dobre.
A �e na pusty �o��dek, najwy�ej b�dzie rewolucja. Ze wzgl�du na pobliski domek nie dobieram si� dok�adniej do jab�ek. Po kilkuset metrach �a�uj� jednak swojej uczciwo�ci i wracam. W dalsz� w�dr�wk� puszczam si� dopiero, gdy wszystkie kieszenie s� pe�ne. Co pewien czas spotykam cha�upk�, ale do przenocowania potrzebne jest wi�ksze miasteczko. W ko�cu, gdy noc rozpoczyna panowanie na dobre, nie mam wyboru i aby nie zosta� na kilkustopniowym mrozie, trafiam do domu, kt�rego o�wietlone okna zdradzaj� �ycie wewn�trz. Po omacku otwieram jedne drzwi, nic. Drugie, przedsionek, psa na szcz�cie nie ma. Za trzecimi drzwiami dopiero ciep�a kuchnia. T�umacz� gospodyni, w jakiej jestem sytuacji. Rozczula si�, �e nie jad�em kolacji, ale gdyby zapyta�a o obiad, te� by si� wiele nie znalaz�o do opowiadania. W trakcie rozmowy wychodzi z s�siedniego pokoju starszy cz�owiek o przygarbionych plecach, siwa g�owa, kt�rej brak jednego oka, podniesiona i troch� przekrzywiona. Przerywa nam w p� zdania krzycz�c:
� Wynocha st�d!! Nie ma tu miejsca dla w��cz�g�w! Tu umar�a moja �ona!
Poczciwa kobieta ze �zami w oczach t�umaczy, �e staruszek jest troch� przewra�liwiony, a jemu, �e jestem g�odny i zmarzni�ty. Ale �staruszek� wci�� swoje � wynocha! Wycofuj� si� z honorem, odmawiaj�c nawet tradycyjnej fili�anki herbaty.
Wracam na asfalt przeci�ty bia�� lini�, majacz�c� niewyra�nie w ciemno�ciach. Robi mi si� troch� markotnie, wi�c pokrzepiam si� patriotycznie gwi�d��c �Jeszcze Polska nie zgin�a�. Troch� fa�szywie, ale za to g�o�no. C�, szcz�cie zawsze ka�e na siebie czeka�. Ja niestety nie mog� czeka�, bo troch� za zimno na stanie. Je�li nadje�d�a jaki� samoch�d, ust�puj� na bok. Mimo to omijaj� mnie szerokim �ukiem. Niepotrzebnie wyci�ga�em r�k�, tylko gwizd opon s�ycha� na zakr�cie. I tak ci�gle. Jednak doczeka�em si� niespodzianki: ma�a furgonetka Chevrolet hamuje ostro, a� od opon idzie zapach palonej gumy. Podbiegam i wsiadam dzi�kuj�c szoferowi.
Ruszamy z kopyta. Od razu orientuj� si�, �e co� jest nie w porz�dku. Dla pewno�ci poci�gam nosem � w�dka. Kierowca wylewnie opowiada, �e jest lotnikiem. Zapala �wiat�o i bior�c r�wnocze�nie ostry zakr�t pokazuje mi licencj� pilota: Robert Frost. Odgarnia zmierzwion� czupryn� i widz� br�zowe oczy przys�oni�te mg�� alkoholu. Gdy patrzy na drog�, przygl�dam si� jego profilowi � prosty nos i wargi na jednej linii z podbr�dkiem. Trzymam si� mocno, gdy� siedzenie je�dzi na wira�ach na wszystkie strony. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak prowadzi pijany lotnik. Po chwili ja mu si� rewan�uj� pokazuj�c moje prawo jazdy. Wywi�zuje si� kr�tka dyskusja, w kt�rej z mojej strony padaj� s�owa:
� Tak, owszem, ma pan racj�, s�usznie. Dowiaduj� si�, �e Bob jedzie do Halifaxu, czyli �e
mam wielkie szcz�cie, gdy� zamiast kilkunastu mil do najbli�szego miasteczka zrobi� sto pi��dziesi�t mil do mojego celu podr�y. A on jest dobry cz�owiek i lubi m�odych ludzi.
Na najbli�szej stacji uzupe�niamy zapas paliwa dla samochodu i kierowcy, to znaczy benzyn� i coca-col�. Ale od tej chwili zmieniamy si� rolami. Ja sadowi� si� za k�kiem, a Bob na moim miejscu. Popija coca-col� zmieszan� ze spirytusem i zach�ystuje si� rado�ci� z w�asnego konceptu. Prowadz� samoch�d jak na egzaminie, ca�y napi�ty. �agodnie wchodz� w skr�ty i bia�a linia biegnie r�wno przy lewych ko�ach. Luz w kierownicy jest na p� obrotu, a hamulec dzia�a dopiero przy silnym przyci�ni�ciu, ale lotnik jest zachwycony.
� Good driver! Powiniene� zosta� lotnikiem.
Powoli odpr�am si� i jestem w stanie odpowiedzie� � uhum. Po chwili przechodz� do aha! I tak na zmian�. M�j towarzysz w stanie absolutnej b�ogo�ci zaczyna opowiada� o sobie. Zabra� mnie, da� mi najukocha�szy samoch�d i ja go wioz� do domu! Mo�e mi da� prac�, je�li zechc�, a teraz zaprasza mnie na noc do domu. Ma siedemnastoletni� c�rk� i pianino, je�li lubi� gra�. Nowa Szkocja to biedna prowincja, ale on kocha Kanad� (o piciu nie wspomina) i dlatego on si� cieszy i ja si� ciesz�, �e ja go wioz� do domu...
Zza ci�kich chmur b�yska na chwil� ksi�yc o�wietlaj�c asfaltow� powierzchni� Fundy Bay. Podobno ta woda ma najwi�ksze przyp�ywy na �wiecie. C�, jedno naj... wi�cej. Ksi�yc chowa g�ow� w ob�oczn� pierzyn�, a samoch�d wpada w korytarz z drzew. Zaczyna kropi� deszcz, wi�c szukam kontaktu od wycieraczki i przy okazji gasz� �wiat�a. Po chwili wszystko jest w porz�dku z wyj�tkiem drogi. Biegnie i w d�, i w g�r�, i na boki, omijaj�c skalne wyst�py. Z prawej strony szumi jaka� woda, a wszystko przes�oni�te deszczow� kurtyn�. Jazda jak w weso�ym miasteczku. Dziwi� si�, �e jeszcze trzymam si� drogi, a Bob mamrocze:
� Dobry kierowca, wiedzia�em, good boy, m�wi�em.
Pojawia si� wi�cej �wiate�ek i wje�d�amy na inn� drog�. Bob z chytrym u�miechem t�umaczy mi, �e teraz to on lepiej zna drog�, wobec czego zmieniamy si� zn�w rolami. Nie up�ywa kilka minut, gdy zatrzymujemy si� przy promie kursuj�cym przez zatok�. Z drugiej strony majacz� na p�wyspie �wiate�ka miasta.
� To jest Halifax � pokazuje r�k�. O zaproszeniu nie ma mowy, widocznie wywietrza� troch�.
� Dzi�kuj� za prowadzenie � mruczy � tu masz dziesi�� cent�w na prom. � Szuka po kieszeniach i wyci�ga jeszcze sze��dziesi�t pi�� cent�w. � To na taks�wk�, we�, bo deszcz pada. � Podaje sw�j numer telefonu: � Zadzwo� jutro, to rozgl�dniemy si�... ep... za jak�� prac� dla ciebie.
Prom akurat odchodzi, wi�c szybko wskakuj� i po chwili na g�rnym pok�adzie wystawiam twarz na s�one tchnienie Atlantyku. Po deszczu zosta�o jeszcze kilka wisz�cych w g�rze kropelek, a przez wymyte powietrze wida� mrugaj�ce oczka Halifaxu � kanadyjskiego Gda�ska. Gdzie� tam w centrum miasta ko�czy si� king's highway, kr�lewska droga numer dwa.
Taxi-girls
� Jak b�dziesz w Nowym Jorku, nie zapomnij odwiedzi� taxi-girls.
Rad� pami�ta�em doskonale, natomiast nie mog�em sobie przypomnie�, kto mi j� dawa�.
I sta�o si�, �e stan��em na kilka dni w owym s�awetnym mie�cie. Pierwszej nocy ko�ysa� mnie do snu ryk syren policyjnych woz�w. W Central Parku znaleziono cz�owieka pok�utego no�em. Mordercy rozwiali si� we mgle. Zn�w b�dzie na Portoryka�czyk�w. Ci maj� najbardziej zaszargan� opini�. Dochodzenie trwa. I tak ju� nikt nie zapuszcza si� po p�nocy do nowojorskiej oazy zieleni, a ten przera�liwy ryk syren mo�e tylko nap�dzi� jeszcze wi�kszego stracha porz�dnym ludziom. W ka�dym razie Ludwik gor�co odradza jakie� wieczorne wycieczki do parku.
Ludwika pozna�em na �Batorym�, jecha� w odwiedziny do rodziny w Nowym Jorku. M�odych ludzi by�o w tym rejsie bardzo ma�o, zaprzyja�nili�my si� od pierwszego dnia. Ludwik, jak wielu polskich stypendyst�w, sko�czy� studia techniczne w Moskwie. Pan magister in�ynier wcale na to nie wygl�da. Ch�opi�ca twarz, w�osy na kr�ciutkiego je�yka, nie�mia�y u�miech. Doskona�y w brid�u i ping-pongu, okaza� si� r�wnie� doskona�ym koleg�. �azili�my razem po pok�adzie tak, jak teraz �azimy po ulicach metropolii.
Rano jestem sam, bo Ludwik idzie na kursy angielskiego na New York University, ale taxi-girls mo�na odwiedza� tylko wieczorem, wi�c chyba p�jdziemy razem. Ludwik ju� cztery miesi�ce chodzi na te kursy, kt�re ja mam w pogardzie. Ucz� rzeczywi�cie bardzo dobrze i bior� za to odpowiednio wysokie sumy, ale najbardziej �essential English� to jest ten, z kt�rym si� cz�owiek spotyka na co dzie�. Najpierw si� nauczy�, a potem i�� w �wiat, by sprawdza�, czy si� umie, to strata czasu. Czy� nie lepiej od razu zacz�� od tej esencji?
Ludwik z pewno�ci� dysponuje wi�kszym zasobem s��wek angielskich, ale od tego czasu gdy si� rozstali�my przy nabrze�u w Montreal, ja zebra�em zapas s��w, kt�rych na pewno nie pozna na uniwersytecie. A za te czterysta dolar�w, kt�re Ludwik wyda� na kurs, mo�na by pojecha� na Hawaje i z powrotem.
Na taxi-girls nie trzeba wiele, wystarczy dziesi�� cent�w za taniec. Przy wej�ciu kupuje si� ca�� ta�m� kuponik�w. Mo�na wtedy prosi� kt�r�kolwiek z nich do ta�ca. Po sko�czonym ta�cu odrywa si� kuponik i wr�cza si� partnerce. Mo�na ta�czy� dalej i mo�na kontynuowa� dalej znajomo�� zale�nie od kieszeni klienta i jego wymaga�. Ale te pozataneczne interesy formalnie nie wchodz� w zakres dzia�alno�ci lokalu. Nazwa ta�cz�cych dziewczynek nie pochodzi od taks�wki, kt�ra zreszt� w. wielu wypadkach i tak jest w u�ytku, ale od podatku � tax, kt�ry trzeba p�aci� za zawracanie g�owy nogami. Tak by�o kilka lat temu i podobne lokale mo�na by�o znale�� przy Broadwayu.
Spacerujemy z Ludwikiem po Broadwayu o jedynej porze, kiedy tu nale�y przychodzi�, wieczorem. Przy Times S�uare, centralnym punkcie tej promenady, t�umy ludzi przewalaj� si� tam i z powrotem. Przechodnie, w��cz�dzy, m�odociani chuligani, wszystkie mo�liwe narodowo�ci, kinomani, arty�ci i artystki, narkomani i erotomani, businessmeni i sales-meni, wolno chodz�cy i szybko chodz�cy, dzieciaki w��cz�ce si� po pseudoweso�ych miasteczkach we wn�kach dom�w i kopi�ce w szafy graj�ce, �eby ruszy�y, czy�ciciele but�w, kobiety-profesjonalistki i kobiety-amatorki, portierzy w liberiach przed wej�ciami kin, policjanci usi�uj�cy utrzyma� porz�dek przynajmniej na jezdni, szeregowi Armii Zbawienia �piewaj�cy psalmy na rogu ulicy, �ebracy i pijacy, marynarze i wojskowi, panowie w futrach, panowie w marynarkach z wystrz�pionymi mankietami i dwaj panowie, kt�rzy nie maj� ani futer, ani wystrz�pionych mankiet�w, a poszukuj� taxi-girls, �eby opodatkowa� si� na rzecz Terpsychory.
S�awa �wiate� Broadwayu niesie si� daleko. Wiele film�w, sztuk, opowiada�, shows i melodii nosi tak� w�a�nie nazw�. To, o czym si� marzy jako o feerii niebia�skich �wiate�, to w wi�kszo�ci zwyk�e �ar�wki. Osiemdziesi�t par� lat temu Edison wynalaz� to �wiec�ce dziwo, a jedyn� zmian� jest to, �e w pr�ni �wieci teraz w��kno wolframu zamiast zw�glonego w��kna bambusa. Tysi�ce, miliony �ar�wek wkr�conych we frontony kin o�wietlaj� ulic�. Z �ar�wek u�o�one zapalaj�ce si� litery, z �ar�wek utworzone obramowania wielkich reklam. Przechodzimy kawa�ek �w g�r� ulicy, czyli w kierunku zwi�kszaj�cej si� numeracji poprzecznych ulic, kina znikaj� i okazuje si�, �e ulica jest ca�kiem ciemna. Ludwik usi�uje znale�� jak�� latarni�, ale bezskutecznie. Gdyby na Times Square pogas�y wszystkie reklamy, mog�oby si� okaza�, �e trzeba chodzi� po omacku.
� Chod�, wracamy, widocznie instytucja nie egzystuje pod t� nazw�, spr�bujemy na nosa.
Ludwik si� zgodzi�, Cygan dla towarzystwa da� si� powiesi�, ale nie wyra�a specjalnego entuzjazmu dla moich pomys��w.
Pod jednym z kin zator. Zaimprowizowane ogrodzenie z lin nie dopuszcza, by kot�uj�ca si� publiczno�� wyla�a si� na jezdni�. Jeden za drugim podje�d�aj� samoc