7781

Szczegóły
Tytuł 7781
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7781 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7781 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7781 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PATRICK LYNCH �semka Powie�ci Patricka Lyncha w Wydawnictwie Amber Omesa �semka Polisa Zwiastowanie PATRICK LYNCH [7 Przek�ad Marek Mastalerz AMBER Tytu� orygina�u FIGUR� OF EIGHT Redakcja stylistyczna MAGDALENA STACHOWICZ Redakcja techniczna ANNA BONIS�AWSKA Korekta MACIEJ KORBASI�SKI Ilustracja na ok�adce DANILODUCAK. Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER MliiSEA BitUfflfiM PUBUE2NA w Zabrzu n * , ZN. KLAS. NR |NW. 2>S3h KSI�GARNIA INTERNETOWA WYDAWNICTWA AMBER Tu znajdziesz informacje o nowo�ciach i wszystkich naszych ksi��kach! Tu kupisz wszystkie nasze ksi��ki! http://www.amber.supermedia.pl Copyright �> 2000 by Patrick Lynch Ali rights reserved. For the Polish edition � Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 2000 ISBN 83-7245-425-6 WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62 Warszawa 2000. Wydanie I Druk: Cieszy�ska Drukarnia Wydawnicza Syfoie i Sarah Los Angeles, 24 listopada 1993 We wtorek w nocy Stacey wysz�a z �azienki z ociekaj�c� pian� maszynk� do golenia i z nieprzytomnym, nieobecnym wyrazem twarzy. Na pod-brzuszu, tam gdzie do tej pory by� ciemny klin w�os�w, teraz ja�nia� r�wny, g�adki tr�jk�t. Uzna�a, �e to wszystko upro�ci, �e w ten spos�b uniknie si� brudu. I tak to si� zacz�o. O trzeciej nad ranem w �rod� zwin�li dywan w jej sypialni i zmyli pod�og� chloroksem. Bez sensu. Nie spos�b przecie� by�o wysterylizowa�,pok�j, a poza tym nie by�o to potrzebne. To te nerwy i ci�ar przybijaj�cych wydarze�. Zwlekli po�ciel z ��ka. Wrzucili satynowe poduszki, markow� ko�dr� i puchate zabawki do pud�a, kt�re pow�drowa�o do gara�u razem z koszem na brudn� bielizn�. Postawili nogi ��ka na owini�tych w polietylen ceg�ach. On chcia� nawet zmy� �ciany, ale Stacey nie pozwoli�a rusza� plakat�w. - Musi na to patrze� - powiedzia�a, celuj�c palcem w twarz na suficie. -Chc�, �eby to widzia�. Teraz by�a w ��ku, w pozycji nazywanej przez lekarzy kolankow�. Stopy oparte mia�a na przystawionym do n�g ��ka fotelu, niemal dotykaj�c udami brzucha, tak �e srom by� ca�kowicie ods�oni�ty. Koszulka z kr�tkimi r�kawami podwin�a si� do g�ry, ods�aniaj�c blade, pokryte �y�kami piersi. Stacey zaci�gn�a si� g��boko �wie�o zwini�tym skr�tem, zadr�a�a, postu-ka�a jarz�cym si� ko�cem w popielniczk� i powiedzia�a co�, czego on nie dos�ysza�. By�a na coraz wi�kszym haju - wzlatywa�a w przestworza pod wp�ywem diazepamu i dobiegaj�cej z salonu muzyki Jimiego Hendriksa. On wola�by, �eby Stacey kompletnie straci�a �wiadomo��. Zada� sobie wiele trudu i wyda� mn�stwo pieni�dzy, by zdoby� nebulizator i zbiorniki do podawania halotanu, dziewczyna jednak wzbrania�a si� przed g��bokim u�pieniem. Ba�a si� my�li, �e podda j� narkozie. Przecie� nie mia� do tego kwalifikacji, a poza tym ludzie w znieczuleniu og�lnym czasami umierali. Zdawa�a sobie jednak doskonale spraw�, �e nie wo�no jej otwarcie kwestionowa� jego medycznych kompetencji, powtarza�a wi�c tylko, �e chce by� przy tym obecna. T�umaczy� jej, �e istnieje ryzyko skurcz�w, wyja�nia�, jakie to mo�e wyrz�dzi� szkody - ale nie zdo�a� zmieni� ani na jot� jej stanowiska. Upar�a si�, �e inaczej nie podda si� zabiegowi, wi�c musia� si� dostosowa�. W ko�cu przeprowadzili par� pr�b generalnych, stosuj�c tabletki diazepamu i ulubion� trawk� Stacey. Skurcze na szcz�cie nie wyst�pi�y. - W porz�dku? - zapyta�. Przekr�ci�a g�ow�, poro�ni�t� kr�tkimi, nastroszonymi w�osami, i spr�bowa�a skupi� na nim wzrok. - Jestem bhanda - powiedzia�a i za�mia�a si� jak szalona. - Banda? - To znaczy naczynie... zbiornik, pojemnik. - U�miech znik� z jej twarzy. - Jego naczynie. Zaczyna�a wygadywa� swoje hinduistyczne androny. Zwykle by�a to u niej oznaka najwy�szego odpr�enia. Wyj�� jej skr�ta spomi�dzy palc�w, wyni�s� go z pokoju i wr�ci� ze sterylnymi serwetami, kt�rymi okry� jej nogi. Otworzy� stoj�c� na pod�odze czarn�, sk�rzan� torb� i wyj�� z niej stalowe narz�dzie, przypominaj�ce ptasi dzi�b. - Wk�adam wziernik - uprzedzi�. Ale Stacey ju� go nie s�ucha�a. Utkwi�a wzrok w u�miechni�tej twarzy aktora na suficie i porusza�a ustami, powtarzaj�c ledwie s�yszaln� mantr�. Przetar� stalowy dzi�b sol� fizjologiczn� i w�o�y� wziernik do pochwy dziewczyny. Wstrzyma�a na chwil� oddech, ale zaraz si� rozlu�ni�a. Zacz�� kr�ci� �rub�, rozwieraj�c dwie po��wki wziernika, by uzyska� swobodny dost�p do szyjki macicy. - Z-zimny- wymamrota�a p�przytomnie Stacey. - Zaraz si� rozgrzeje. - Potar� �luz�wk� wok� wziernika wacikiem, zmoczonym w soli fizjologicznej. Upewniwszy si�, �e wszystko jest gotowe do zabiegu, wyprostowa� si�. - Wy��czam �wiat�a. - Bhaga - powiedzia�a sennie. - �ono, wagina, dobry los, szcz�cie, dos-ko-na-�o��. Przez chwil� widzia� tylko ciemno��. Po chwili, kiedy oczy przywyk�y do mroku, dostrzeg� przenikaj�cy pok�j st�umiony, purpurowy blask. By� to pomys� Stacey - zarzuci�a apaszk� na nocn� lampk�. - Id� do �azienki - powiedzia�. - Powinna� si� odpr�y�. Jimi Hendrix zacz�� gra� Ali Along the Watchtower. �azienka spe�nia�a funkcj� sali przedoperacyjnej. Wyczyta� gdzie�, �e na desce klozetowej jest mniej bakterii ni� na przeci�tnym zlewie kuchennym. Poza tym by�a tu glazura, a wi�c nigdzie w domu nie znalaz�by czystszego miejsca. Zas�onk� od prysznica wyni�s� wcze�niej razem z pluszowymi zwierzakami. Wszystko inne zmy� chloroksem, a potem przetar� g�adkie powierzchnie p��tnem nasyconym alkoholem. Zas�aniaj�c d�oni� oczy, wy��czy� �wiat�o. Przez chwil� sta� nieruchomo, oddychaj�c g��boko, �wiadom narastaj�cego napi�cia w karku i ramionach. Zdawa� sobie spraw�, �e b�dzie ci�ko. Przekraczali barier�. Teraz mieli do czynienia z �yciem, a z tym wi�za�y si� pot�ne emocje. Martwi� si�, �e przedobrzy� z amfetamin�. Gdyby zaczaj si� trz��� w nieodpowiednim momencie, mog�oby to mie� katastrofalne skutki. Przymkn�� oczy i powiedzia� sobie, �e zabieg jest prosty i �atwy. W niekt�rych klinikach wykonywa�y go piel�gniarki, nawet nie lekarze. Musia� tylko pokona� nieca�e pi�� centymetr�w ciemno�ci, by doprowadzi� do zetkni�cia ko�c�wki cewnika z wyczekuj�c� �cian� krwi. W�o�y� maseczk� chirurgiczn� na usta i nos. Popatrzy� w swoje oczy w lustrze. - Nic trudnego - powiedzia�. - Najprostsza rzecz, jak� kiedykolwiek robi�e�. Zaczerpn�� g��boko tchu i zdj�� nakrywki z szalek. Po pi�ciu minutach wyszed� z �azienki. Trzyma� w d�oni strzykawk� z do��czonym gi�tkim cewnikiem. - Chc� ju� zej�� - powiedzia�a Stacey. - �ci�gnij mnie st�d. i Odlecia�a, ale wci�� by�a upierdliwa. Z wystawionymi w g�r� nogami wygl�da�a jak indyk na �wi�to Dzi�kczynienia. - Zaraz b�dzie po wszystkim. - Nie! - Podnios�a na niego wzrok i zobaczy�, �e p�acze. - Nie chc� tego robi�! Opad�a na ��ko. Ugi�te uda zako�ysa�y si�. By�a zbyt nawalona, �eby chocia� przewr�ci� si� na bok. - Zwariowa�a�? - powiedzia�. - Przecie� si� zgodzi�a�, Stacey. - Nie chc�. - Nie mo�emy czeka�. Teraz albo nigdy, wiesz przecie�. Nie odpowiedzia�a, chocia� dr�a�y jej ramiona. Przykl�k� u st�p ��ka. Stalowy wziernik wygl�da� jak cz�� cia�a kobiety. Skojarzy� mu si� z metalowymi znaczkami w krowich uszach. - Wprowadzam cewnik - zapowiedzia�. - Poczujesz go, ale musisz le�e� bez ruchu. Nie odpowiedzia�a, tylko pokr�ci�a powoli g�ow� z boku na bok. Ginekolog twierdzi�, �e jama jej nieco pochylonej do przodu macicy ma nieca�e pi�� centymetr�w d�ugo�ci. Podczas pr�b generalnych nie natkn�li si� na �adne przeszkody. Dosun�� cewnik do szyjki i bardzo delikatnie przeprowadzi� go przez cie��. Brzeg wziernika s�u�y� mu jako punkt orientacyjny; obserwowa�, jak przesuwaj�si� nad nim oznaczenia na teflonowej kryzie. By�o bardzo wa�ne, �eby kraniec kryzy pozosta� poza jam� macicy. Inaczej m�g�by spowodowa� obfite krwawienie. - Male�stwo, male�stwo, male�stwo... - powtarza�a miarowo Stacey. Nie podnosi� g�owy. I tak nie m�wi�a do niego; pewnie przesta�a sobie nawet zdawa� spraw� z jego obecno�ci. Zrobi�o mu si� jej �al. Zmarszczy� czo�o, zmuszaj�c si� do skupienia uwagi na strzykawce w d�oniach. Elastyczny cewnik zgi�� si�, dotykaj�c �cianki kryzy. Zdo�a� wprowadzi� go do macicy, dalej musia� jednak porusza� si� na o�lep. Musia� wepchn�� go po sam kres ciemnej jamy, a� po dno - pomi�dzy odchodz�ce od macicy jajowody. Zmru�y� oczy, wyciskaj�c z nich pot. Obserwowa�, jak cewnik zag��bia si� milimetr po milimetrze w szyjce. Przez moment stan�� mu przed oczami obraz rozwijaj�cego si� dziecka, jego malutkiego, bij�cego serca. Jego oczu. Ch�opiec czy dziewczynka? Zadr�a�y mu r�ce. Co za znaczenie mia�o, jakiej jest p�ci? To by�a idea, marzenie... - We� si� w gar��. - Co... G�owa Stacey osun�a si� na bok. Osi�gn�� wreszcie cel. Ko�c�wka cewnika znalaz�a si� najwy�ej pi�� milimetr�w od dna macicy. Dalej nie wa�y� si� go posun��. Przymkn�� oczy. - Chyba si� uda�o. Znowu us�ysza� dobiegaj�c� z drugiego pokoju muzyk�. Stacey cicho p�aka�a. Powoli wyci�gn�� cewnik i popatrzy� na jego czubek. Dopiero teraz zorientowa� si�, �e przeprowadzi� ca�y zabieg przy zgaszonych �wiat�ach. Musia� przej�� do �azienki, by obejrze� cewnik i upewni� si�, �e wszystko przebieg�o jak nale�y. Stacey unios�a si� z trudem na �okciach. - Nie wolno ci wstawa�. - B�dzie dobrze? - zapyta�a sennym od lek�w g�osem. Musn�� stalowy dzi�b, wci�� tkwi�cy mi�dzy jej nogami. - Zaufaj mi - powiedzia�. Cz�� pierwsza Morfologia seksualna kobiety Sze�� lat p�niej, sobota, 17 lipca Brentwood. Kr�ta ulica, odchodz�ca od Mandeville Canyon Road. Detektyw Larry Hagmeier popatrzy� przez g�sto rosn�ce kaktusy na trzy-kondygnacyjny budynek w stylu rezydencji na plantacji Po�udnia, wznosz�cy si� w�r�d bugenwilli i palm. Rze�bione kolumny podtrzymywa�y taras, biegn�cy dooko�a pierwszego pi�tra. - S�u��ca m�wi, �e nie mo�emy wy��czy� zraszaczy. Hagmeier odwr�ci� si� i zobaczy�, �e Matt Kronin opiera masywn� nog� na wzg�rku �wie�o wykopanej ziemi. Otar� twarz chusteczk�. - Maj� zegar steruj�cy - stwierdzi�. - Lada chwila powinny wy��czy� si� same. - Obydwaj spojrzeli w stron� czarnego worka na �mieci, kt�rym przykryli dziur�. - No dobra, co jest grane? - zapyta� Hagmeier. Kronin wskaza� kciukiem altan� przy basenie. Hagmeier wszed� za nim do �rodka. Min�o kilka sekund, zanim ich oczy przywyk�y do ciemno�ci. Dostrzegli tekowe le�aki, elegancki grill z polerowanej stali na grubych k�kach, parasol pla�owy i le��c� w k�cie par� �y�worolek. Wn�trze pachnia�o wilgotnym tynkiem i chlorem. Farba na jednej ze �cian �uszczy�a si� wielkimi p�atami. Kronin od�ama� jej kawa�ek i rozkruszy� mi�dzy palcem wskazuj�cym a kciukiem. - Pani Cusak ma k�opoty z pompami. Woda przesi�ka w grunt. Firma budowlana nie wykona�a porz�dnego odwodnienia, i st�d ten ca�y bajzel. - �adnie. 13 - Robotnicy przyjechali wczoraj po po�udniu i zacz�li kopa�. Zesz�ej nocy, tak przynajmniej s�dzi s�u��ca, musia� tu wle�� pies s�siad�w i pokopa� troch� g��biej. - S�ysza�a to? - M�wi, �e tak jej si� wydaje. S�siad mia� dosy� ludzi staraj�cych si� sfotografowa� pani� Cusak, wi�c kupi� psa. Dobermana. - Ludzi? - Paparazzich. Pismak�w, rozumiesz. - Nie s�dzi�em, �e wci�� jest dla nich warta zachodu. - Te� tak my�la�em, ale niedawno rozwiod�a si� z Douglasem Gormanem. - No tak, wszystko jasne. Pewnie dosta�a dom w ramach podzia�u maj�tku. Wyszli na zewn�trz. Z s�siedniej posesji nios�a si� wo� sma�onego boczku. Hagmeier zda� sobie spraw�, �e jest g�odny. Rozejrza� si� za funkcjonariuszem, kt�ry zg�osi� si� na wezwanie. Chcia� wys�a� go po p�czki, ciasto, cokolwiek, ale policjanta nie by�o nigdzie wida�. Pewnie stara� si� zapu�ci� �urawia do sypialni gospodyni. Lada chwila nale�a�o si� spodziewa� technik�w z laboratorium kryminalistycznego i ludzi Serratosy z urz�du koro-nera. Hagmeier mia� nadziej�, �e przynios� ze sob� jakie� jedzenie. - Zawiadomienie z�o�y�a s�u��ca? - zapyta� nieuwa�nie. - Zgadza si�. Pani Dominguez. Tu� po si�dmej. Pani Cusak wyjecha�a wcze�nie, na jaki� wywiad czy co� w tym rodzaju. - Nic jej nie jest? - Komu? - Tej Dominguez. - Troch� ni� wstrz�sn�o. Zraszacze si� wy��czy�y. Hagmeier wszed� do do�u, staraj�c si� nie obsypywa� ziemi. Zdj�� worek na �mieci i utkwi� wzrok w p�ku wysuszonych w�os�w, wci�� stercz�cych z tego, co niegdy� by�o skroni�. Dom. Ci�ki zapach przenikaj�cy pok�j, sta�y, ulotny poszum, przypominaj�cy d�wi�k deszczu na dachu. Telewizor ustawiony na stercie podr�cznik�w, by mo�na go ogl�da� w ��ku. �Czy pa�stwo to pami�taj�?" - pyta kobiecy g�os. Ellen Cusak, wspinaj�ca si� na podium przed dekoracj� z�otym medalem na mistrzostwach �wiata. �A to?". Ekran wype�nia obraz Ellen Cusak - zawieszonej w powietrzu, zni�aj�cej si� nad tafl� w zwolnionym tempie po potr�jnym lutzu, obracaj�cej 14 si� zbyt szybko, ci�ko padaj�cej na l�d z otwartymi ustami i uginaj�cymi si� kolanami. �y�wiarka podnosi si� i sunie dalej z ukryt� w d�oniach twarz�. Na ekran wraca prowadz�ca program. Wielkie okulary. Nastroszone w�osy. Rhoda jaka� tam. �Tego pami�tnego wieczoru w tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�tym trzecim roku nast�pi� upadek Ellen Cusak. Zesz�a z lodowiska i znik�a z �ycia milion�w adoruj�cych j�wielbicieli. By� to koniec jednego z najkr�tszych, lecz najbardziej ol�niewaj�cych rozdzia��w w historii �y�wiarstwa. I oto... - prowadz�ca program u�miecha si�, odwraca twarz od kamery i spogl�da na kogo� na planie - .. .legenda jest zn�w w�r�d nas. Przyby�a do nas opowiedzie� o swoim �yciu, mi�o�ci i powrocie na l�d. Prosz� pa�stwa, Ellen Cusak. Wspaniale ci� widzie�, Ellen...". Promieniej�ca twarz. Reflektory w studiu przydaj�jasnym, prawie bia�ym w�osom metalicznego blasku. Straci�a nieco na wadze. Wygl�da na to, �e wa�y jeszcze mniej ni� podczas start�w w zawodach - mniej ni� czterdzie�ci cztery kilogramy. Jelena. - Ziemia jest tutaj sucha. Prawie pustynia - powiedzia� Serratosa, zmiataj�c py� z poczernia�ej, zmumifikowanej g�owy. - P�yny ustrojowe s� szybko wch�aniane, wskutek czego zostaje... - Zamilk� na chwil� i wskaza� co� d�oni�. Policyjny fotograf przesun�� si� do przodu i zacz�� robi� zbli�enia. Gdy sko�czy�, Serratosa podni�s� z ziemi par� szkie� i popatrzy� na Hag-meiera. - Kobiece okulary. - Jej? - Tak... Tak s�dz�. - Serratosa wskaza� bok g�owy. Sucha sk�ra zmarszczy�a si� w niewielk� fa�d� tam, gdzie by�o ucho. Ciemna, cienka kreska bieg�a poziomo nad ni� w stron� oczodo�u. - Ten �lad sugeruje, �e nosi�a szk�a... �e mia�a je na sobie, gdy cia�o ulega�o mumifikacji. Prawdopodobnie pies je str�ci�. Je�li mam racj�, na oprawce znajd� si� resztki tkanek. - My�li pan, �e to kobieta? - spyta� Kronin. - Na to wskazuje wygl�d czaszki, no i w�osy. - Serratosa roztar� suche, rudawe kosmyki mi�dzy palcami w gumowej r�kawiczce. - Wygl�daj� na farbowane. Oczywi�cie to nic pewnego. B�dziemy wiedzieli ostatecznie, gdy zbadamy miednic�. - Je�eli tu jest - rzek� Kronin. Lekarz, zast�pca koronera, podni�s� wzrok na policjanta i os�oni� oczy lew� d�oni�. Patolog by� niskim, prawie zawsze u�miechni�tym m�czyzn� o ciemnej karnacji. U�miecha� si� i teraz, ukazuj�c przebarwione od kawy z�by. 15 - S�uszna uwaga, detektywie. Wci�� u�miechni�ty Serratosa wr�ci� do ogl�dzin szcz�tk�w. Cz�ciowo zmumifikowany szkielet zosta� odkopany do obojczyk�w. Napi�te jak pow�oka b�bna p�aty tkanek przypomina�y wyprawion� br�zow� sk�r�. - Co ma na szyi? - zapyta� Hagmeier. - Apaszk�? - Chyba resztki swetra. Golf. Niebieski, we�niany. - Patolog wsun�� palce w r�kawiczce pod potylic� i wyci�gn�� nylonow� metk�. - Firma Gap. Powinni�cie sprawdzi�, kiedy wprowadzili na rynek ten wz�r. Mo�e dzi�ki temu uda si� ustali� dok�adniej dat� jej znikni�cia. - Domy�la si� pan, doktorze, kiedy to mog�o by�? - S�dz�c po wygl�dzie ko�ci, jakie� trzy lata temu, ale czego� wi�cej dowiemy si� p�niej. Hagmeier obejrza� si� na Kronina. - Kiedy postawiono ten dom, Matt? Kronin wzruszy� ramionami i zanotowa� sobie to pytanie. - Zaprojektowa� go George Stanford Brown. Doug Gorman wybudowa� go bodaj�e w dziewi��dziesi�tym sz�stym. Trzej m�czy�ni obejrzeli si�, �eby zobaczy�, kto to m�wi. Okaza�o si�, �e jeden z funkcjonariuszy. Przenosi� teraz ci�ar cia�a z nogi na nog� i zerka� na wszystkie strony, pe�en satysfakcji. - Sk�d to wiesz, do diab�a? - zapyta� Hagmeier. - Z gazet - odpar� policjant, wzruszaj�c ramionami. Hagmeier pokr�ci� g�ow� i dalej przygl�da� si� czynno�ciom Serratosy. Patolog wr�ci� do odgrzebywania zw�ok, przez ca�y czas m�wi�c niskim g�osem. Potrzaskiwanie policyjnych odbiornik�w i dobiegaj�ce z oddali ujadanie psa sprawia�o, �e trudno go by�o zrozumie�. - Ma te� na sobie... kurtk�, chyba narciarsk�. Najprawdopodobniej z goreteksu. Na razie mo�emy wi�c przyj��, �e zgin�a podczas ch�odniejszych miesi�cy. Nie ubieg�ej zimy, mo�e poprzedniej. - Do�� ciep�o ubrana jak na te strony, doktorze - zmarszczy� brwi Hagmeier. - Nawet jak na zim�. - Mo�e - odpowiedzia� bez przekonania Serratosa. - Mojej �onie jest zwykle zimno przez ca�� zim�. Przynajmniej w nocy. - Mo�e nie zosta�a zamordowana tutaj - podsun�� Kronin. - Mo�e zabito j� w jakiej� zimniejszej okolicy, na przyk�ad w g�rach. - Tak, pewnie. - Hagmeier obejrza� si� z dezaprobat� na swojego partnera. - Zabito j� na jakim� zadupiu i przewieziono cia�o w miejsce, gdzie mo�na by�o liczy� na �wiadk�w. - Odwr�ci� si� ponownie ku Serratosie. � Jak pan s�dzi, doktorze, jaka by�a przyczyna zgonu? Serratosa zmarszczy� brwi. Najwyra�niej nie lubi�, by go poganiano. 16 - Nie widz�... - Zacz�� energiczniej rozgarnia� ziemi�. Pojawi� si� lewy bark. Przez rozdarcie w czerwonej kurtce mo�na by�o dostrzec obojczyk i pierwsze �ebra. - Nie widz� blizny po zadzierzgni�ciu ani ran g�owy. To mo�e znaczy�... S�uchajcie, mo�e panienk� przejechano i tu porzucono cia�o? Znajduje si�, moim zdaniem, w niezwyk�ej pozycji. Niemal pionowej. Mo�e tu by� d� i ktokolwiek j� zabi�, po prostu wrzuci� tu cia�o. Je�eli dotrzemy do r�k, mo�e zdo�amy... Patolog zamilk� na chwil�, po czym mrukn�� co� do siebie po hiszpa�sku. Hagmeier wychyli� si� do przodu. Obsun�a si� mu stopa, rozkruszona ziemia posypa�a si� do do�u. - O co chodzi, doktorze? Rhoda chce od razu us�ysze� z�e wiadomo�ci. Najpierw o �mierci ojca Ellen, nast�pnie o jej rozwodzie. O karierze, a potem o jej porzuceniu. Gdy porusza temat ma��e�stwa, zaczyna kiwa� g�ow�, staraj�c si� wyrazi� wsp�czucie. Chce wiedzie�, kiedy Ellen zorientowa�a si�, �e ma��e�stwo prze�ywa kryzys. �Na pewno ci�ko ci o tym m�wi�" - stwierdza. Ellen chwyta por�cze obitego niebieskim aksamitem masywnego fotela. �By�o... C�, do�� wcze�nie sta�o si� jasne, �e... hmm, nie rozumiemy si� z Dougiem w pewnych kwestiach. Nie patrzymy tak samo na rozmaite sprawy". �Chodzi ci o twoj� karier�, Ellen?". �Nie, nie o to. Po mistrzostwach �wiata w dziewi��dziesi�tym trzecim...". �Po twoim upadku?". �W�a�nie. Wtedy postanowi�am, �e nie b�d� d�u�ej wyst�powa�. Wydawa�o si�, �e to najlepsze, co mog� zrobi� dla naszego ma��e�stwa. W gr� wchodzi�y jednak... inne rzeczy". Rhoda pochyla si� do przodu, przekrzywia g�ow� i pyta zni�onym g�osem: �Chodzi�o... o inne kobiety?". Przez sekund� wydaje si�, �e Ellen zamierza odpowiedzie�, ale po chwili zaciska usta w w�sk� kresk� i potrz�sa g�ow�. Producent reaguje na to jak rekin na krew w wodzie. Kamera wykonuje najazd. �Przykro mi, ale... chyba nie potrafi� jeszcze o tym m�wi�". Na twarzy Rhody pojawia si� wyraz zawodu. Po chwili dostaje jak�� instrukcj� przez g�o�niczek w uchu i podejmuje konwersacj� na nowo: �Jeste� zatem dwudziestosiedmioletni� rozw�dk�... - Zawiesza g�os, czekaj�c na reakcj�, ale El�en wpatruje si� w ni� bez s�owa. - Na pewno wydaje si� to d�ug� drog� od mistrzowskiego podium". 2 - �semka 17 �By�am wtedy inna - odpowiada wreszcie Ellen. - Czu�am si�, jakbym mia�a ca�y �wiat u st�p". �Nast�pi�o to zbyt szybko?" - pyta Rhoda, z g�ry przytakuj�c. �Czasami tak mi si� wydaje. Kiedy indziej nie jestem jednak pewna, czy mog�am zwolni�. Powstrzyma� s�aw�". �Odnios�a� b�yskawiczny sukces, od �achman�w do bogactwa". �Tak by�o - wzrusza ramionami Ellen. - To jak skok ze spadochronem. Cz�owiek pracuje nad tym ca�ymi miesi�cami, nic jednak nie mo�e przygotowa� go na rzeczywisto��, gdy staje si� przed t�umem, w blasku reflektor�w, przy d�wi�kach muzyki. Nagle jest si� w powietrzu i leci w stron� ziemi z szybko�ci� miliona kilometr�w na godzin�". �A spadochron czasami si� nie otwiera" - dopowiada Rhoda ze �mierteln� powag�. �Tak - wzrusza ramionami Ellen. - Czasami si� upada". �Ale ty si� podnios�a�". Rhoda jest bardzo z siebie zadowolona. Ellen r�wnie� si� u�miecha. Ma idealny u�miech. Ten s�awny u�miech by� wart milion rocznie za prawa do jego reprodukcji, gdy jeszcze z powodzeniem wykonywa�a skomplikowane kombinacje. �Bardzo pomog�y mi w tym dzieci" - m�wi. �Chodzi ci o dzieci z Instytutu Francka?". �Owszem". �Opowiedz nam o nich". �C�, instytut prowadzi program dla dzieci z trudno�ciami w nauce, obejmuj�cy muzyk� i ruch. Pomaga�am w jego opracowaniu. Widz�, jak dzieci si� ciesz�, gdy zabieramy je na l�d i... mnie samej bardzo wiele to daje. Zacz�am dzi�ki temu powa�nie zastanawia� si� nad powrotem na tafl�". Rhoda przytakuje z fascynacj� i zachwytem. �A nast�pny krok?". �Tournee z Dziadkiem do orzech�w. Gram Klar�. Zapowiada si� doskonale". �Z tego, co wiem, program trasy jest bardzo napi�ty". �Och, tak. - Ellen patrzy prosto w kamer�. - Tylko w listopadzie obje�d�amy dwadzie�cia miast. Przewa�nie wyst�pujemy w nich tylko po jednym razie. Oczekuj� tego z niecierpliwo�ci�. Organizatorzy dobrali �wietny zesp�, w sk�ad kt�rego wejdzie Todd, Brian i Nicole. B�d� wyst�powa�a z przyjaci�mi". �I rywalami? - pyta Rhoda. - Czy mo�emy tak�e oczekiwa� twojego powrotu do start�w w zawodach? Czy zamierzasz p�j�� �ladem Elaine Zayak?". �Nie s�dz�". 18 �Nie chcesz chyba powiedzie�, �e jeste� za stara?" - �mieje si� Rhoda. �C�, maj�c dwadzie�cia siedem lat, istotnie jestem nieco za stara" -odpowiada El�en. �Powa�nie?". �Niestety. Aby radzi� sobie z potr�jnymi skokami, trzeba wa�y� poni�ej czterdziestu kilogram�w. Kiedy zacznie si�...". �Nabiera� kszta�t�w?". �W�a�nie, przybiera� na wadze... Wtedy ma si� pod g�rk�. Trzeba walczy� z innymi dziewczynami, z s�dziami, a na dodatek z grawitacj�. To najtrudniejsze wyzwanie dla m�odej �y�wiarki. Wszystkie przez to przechodzimy. W miar� stawania si� kobiet� skakanie diabli bior�". �M�wisz, jakby� wola�a pozosta� ma�� dziewczynk�". W niebieskich oczach Ellen pojawia si� prze�omy b�ysk emocji. �Nie - m�wi. - Nie mam nic przeciwko byciu kobiet�". Serratosa wylaz� z do�u. Wygl�da� mizernie, jakby by� bardzo zm�czony. Wyj�� chusteczk� z kieszeni i otar� czo�o. Za jego plecami mimo jaskrawego �wiat�a s�o�ca wida� by�o b�yski flesza. - To nie wypadek drogowy - powiedzia� patolog. - Morderstwo. Moim zdaniem wygl�da na atak z zaskoczenia. Na lewej d�oni znalaz�em rany obronne. Kiedy obejrzymy ko�ci pod mikroskopem, b�dziemy mogli powiedzie� co� wi�cej o narz�dziu zbrodni, ale uwa�am, �e to by� n�,Du�y. Drobne ko�ci lewego nadgarstka i �r�dr�cza s� porozsuwane, jakby roze-pchni�te... jak przy ukrzy�owaniu. Ofiara usi�owa�a zas�oni� si� przed napastnikiem, a ten w ni� uderza�. Mia� pewnie n� do oprawiania mi�sa... Podobne obra�enia s� na klatce piersiowej. Jest ich wiele, wszystkie po lewej stronie. Mostek nosi �lady licznych uraz�w, dwa �ebra s� z�amane. -Serratosa dotkn�� palcem w r�kawiczce w�asnej piersi, wskazuj�c okolic�, o kt�r� mu chodzi�o. - Bezpo�rednio nad sercem. Kronin obejrza� si� w stron� domu. - Doktorze, jest pan pewien, �e napastnik by� m�czyzn�? Serratosa popatrzy� na zw�oki. - Moim zdaniem tak. Najprawdopodobniej silnym m�czyzn�. I prawor�cznym. - Prawdopodobnie. - Owszem. Bardzo chcia� pozbawi� j��ycia, zupe�nie jakby mia� ochot� wydrze� jej serce. A p�niej... - Serratosa uni�s� d�onie w wyra�aj�cym zdziwienie ge�cie - .. .w�o�y� jej czyste ubranie. - Ubra� j�? Serratosa odwr�ci� si� i popatrzy� na zdezorientowanego Hagmeiera. 19 - Tak. O ile zdo�a�em ustali�, na ubraniu nie ma krwi. Sam materia� jest przetarty i gdzieniegdzie porozdzierany, ale moim zdaniem to robota owad�w. Uwa�am, �e ktokolwiek to zrobi�, po morderstwie ubra� ofiar�. My�l�, �e gdy j�zabija�, by�a naga. Wydaje si� to najbardziej... najbardziej prawdopodobne. Hagmeier zastanowi� si� przez sekund�, po czym pokr�ci� g�ow�. - Taa, ale po co zak�ada� jej okulary, doktorze? Wtorek, 27 lipca Tam, gdzie przed chwil� by�o oko Karen Bonner, �arzy� si� popi�. Pete Golding przesun�� powoli zapalonym papierosem wzd�u� linii policzka i przekrzywi� g�ow� na bok. Zastanowi� si�, gdzie przenie�� papierosa, wreszcie wcisn�� go w �rodek g�rnej wargi, tu� pod perfekcyjnym, skorygowanym chirurgicznie nosem gwiazdy oper mydlanych. Papier poczernia�, pokry� si� p�cherzami i pop�ka�. - Wiem, jak to jest, Raymond. - Golding zakre�li� k�eczko papierosem, a� powsta�o ma�e, gorej�ce �O". - Piszesz mi�y list. �eby wiedzia�a, �e uwielbiasz jej gr�. Piszesz, ile dla ciebie znaczy. I co dostajesz w zamian? Dwuwierszowy li�cik z inicja�ami jakiego� popychad�a. Piszesz wi�c znowu. Przecie� gdyby nie ludzie tacy jak ty, nie znalaz�aby si� na topie i nie zarabia�a mn�stwa szmalu. By�aby nikim, prawda? Raymond Lubett, oty�y, czterdziestotrzyletni facet, siedzia� cicho jak trusia i wpatrywa� si� przez grube soczewki w nadpalony plakat. W kuchni by�o gor�co. �mierdzia�o odpadkami i zw�glonym t�uszczem. - Ona... ona sama go podpisa�a - powiedzia�, wskazuj�c nie�mia�ym gestem zdj�cie. Golding zaci�gn�� si� papierosem i przytrzyma� plakat na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia, podziwiaj�c swoje dzie�o. Twarz Karen Bonner przesta�a by� twarz� - zamieni�a si� w teatraln� mask� bez oczu i ust. Golding zmi�t� okruch popio�u z jej dekoltu. - Piszesz nast�pny list i tym razem w og�le nikt ci nie odpowiada -ci�gn��. - Zero. Piszesz wi�c znowu. I jeszcze raz. I jeszcze. Ka�dego cholernego dnia, poniewa� nale�y ci si� odpowied�, prawda? No i co si� dzieje, do diab�a? Jaki� pieprzony prawnik zawiadamia ci� wreszcie, �e to n�kanie. Sam powiedz, czy to uczciwe? 20 Lubett prze�kn��. Golding nie by� zbyt wysoki ani mocno zbudowany. Mia� wyraziste rysy, niebieskie oczy i jasnobr�zowe w�osy. Przeci�tny m�czyzna, nie wygl�daj�cy na swoje trzydzie�ci pi�� lat. Jego spojrzenie cechowa�a jednak osobliwa krucho��, zagubienie wytr�caj�ce z r�wnowagi, tym bardziej �e nie pasowa�o do reszty. Czu�o si�, �e w ka�dej chwili m�g� wpa�� w gniew, a wtedy nie odpowiada�by za swoje post�powanie. - Musisz wi�c wybra� si� do niej, prawda? Przecie� nie zostawili ci wyboru, prawda? Musisz z ni� porozmawia�. Musisz sprawi�, by zrozumia�a. .. prawda, Raymond? Zwin�� plakat w ciasny rulon zadrukowan� stron� na zewn�trz. Po skroniach Lubetta �cieka� pot, przesi�kaj�c baczki i d�ugi, rzadki kucyk. - Chcia�em tylko... chcia�em... - Chcia�e� wszystko wyja�ni�. Ona ma kup� forsy, a s�ugusi wciskaj� jej sko�czone brednie. Wbili jej do g�owy, �e jest za dobra dla zwyczajnych ludzi. - Golding odwr�ci� si� i zwini�tym plakatem dotkn�� ko�ca nosa Lubetta. � Gdy jednak dzie� si� ko�czy, okazuje si�, �e ona jest kobiet�, a ty m�czyzn�. Trzeba jej tylko delikatnie przypomnie�, na czym stoi. - Nigdy nie chcia�em... - Lubett spr�bowa� odzyska� oddech. - Nie m�g�bym jej skrzywdzi�. Nie... - Zamknij si�, Raymond. - Odwr�ci� si� w stron� kuchenki i przekr�ci� kurek. - Ej, powiedz, jak to si� zapala? - Ten facet wci�� dla ciebie pracuje, Tom? Wiesz, o kt�rego mi chodzi: Goldberg, Gold... jako� tak. Tom Reynolds, za�o�yciel i szef agencji ochrony Alpha Global Protec-tion, podni�s� g�ow� znad stosu list�w na biurku, ale szybko opu�ci� wzrok. - Pete Golding? Pewnie. Jest na naszej li�cie prywatnych detektyw�w. Nie s�dz� jednak, �eby... - Podziwiam spos�b, w jaki za�atwi� si� z tym sukinsynem... z facetem, kt�ry chodzi� za Maddy Olsen. Mogliby�my skorzysta� z jego us�ug. Potrzeba nam chyba zdecydowanego dzia�ania. Reynolds uni�s� d�o�. Zna� od dawna Lenny'ego Mayota i uwa�a� go za potencjalnie przydatnego. By� to niski, czterdziestotrzyletni cz�owieczek z �ysin� na czubku g�owy. Jego twarz mia�a anielski wyraz, gdy si� u�miecha�, a wojowniczy przez reszt� czasu. Rozpocz�� karier� jako adwokat, zajmuj�cy si� sprawami karnymi - broni� pijanych kierowc�w i sprawc�w drobnych b�jek. Nale�a�o to jednak do przesz�o�ci. Teraz kierowa� karierami mniej wi�cej tuzina s�aw, ��cznie z wschodz�c� prezenterk� wiadomo�ci telewizyjnych, kucharzem z w�asn� audycj� w telewizji i garstk� dawnych 21 sportowc�w - w tym �y�wiark� Ellen Cusak. Nie by� to zestaw najbardziej imponuj�cy w Los Angeles, lecz Lenny dzielnie krz�ta� si� wok� nawi�zywania kontakt�w i promowania swoich pupili. Wszyscy znali jego nazwisko. Alpha Global powinna chucha� na takiego klienta, bowiem agencja specjalizowa�a si� w ochronie znakomito�ci, skar��cych si� na n�kanie przez wielbicieli, a czasami na rzeczy o wiele gorsze. K�opot z Lennym Mayotem polega� jednak na tym, �e je�li uczepi� si�jakiego� pomys�u, to nie umia� popu�ci�. - No dobrze, ci faceci maj� nier�wno pod sufitem - powiedzia�. - Potrafi� to zrozumie�. Mog� ich nawet po�a�owa�, ale trzeba by� naprawd� porz�dnie szurni�tym, �eby nie zrozumie�, co znaczy, gdy kto� mierzy do ciebie z pistoletu. Rozumie pan, o co mi chodzi? Wymierzony w g�ow� pistolet to oczywi�cie uog�lnienie. Reynolds pod��y� za spojrzeniem Mayota ku wisz�cym na �cianie pami�tkom z pracy w Wydziale Policji Los Angeles: odznaka, para poz�acanych kajdanek i l�ni�cy rewolwer kaliber trzydzie�ci osiem. - Panie Mayot, w gruncie rzeczy stosujemy zupe�nie inne metody... - Pistolet i facet, kt�ry wie, jak go u�ywa�. Tak jak ten Golding. Reynolds wyszczerzy� z�by w przekonuj�cej, mia� nadziej�, imitacji u�miechu. - Mam na my�li, �e sprawa Olsen by�a jedna na milion. McGinley przecie� pierwszy otworzy� ogie� z dubelt�wki, prawda? Pete strzeli� w zwyk�ej samoobronie. Nasza praca nie polega na zabijaniu ludzi. - Wiem, wiem - Lenny Mayot uni�s� d�onie. - M�wi� tylko, �e mi�o jest wiedzie�, �e w razie potrzeby mo�na polega� na takim go�ciu. Przecie� uratowa� jej �ycie, prawda? Nie mo�e pan temu zaprzeczy�. - Oczywi�cie, �e nie. Nie chcia�bym tylko, �eby pan... - Na pewno wp�yn�o to korzystnie na pa�skie interesy, prawda? Dla mnie tak w�a�nie powinna wygl�da� globalna ochrona. Przez chwil� Reynolds nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Mayot mia� bez w�tpienia racj�: zako�czenie sprawy Maddy Olsen okaza�o si� korzystne dla firmy. Agencja dzia�a�a zaledwie od miesi�ca, gdy aktorka si� do niej zg�osi�a. Nie uwa�ano jej jeszcze za gwiazd� - wyst�pi�a w paru odcinkach seriali telewizyjnych i reklamie soku owocowego - ale Alpha Global wzi�a t� spraw�, bo nie mia�a �adnej innej. Dziesi�� tygodni p�niej Arthur McGinley, kt�ry zobaczy� Madeleine Olsen po raz pierwszy dwa lata wcze�niej, gdy pracowa� jako recepcjonista, pojawi� si� pod jej domem w Pasadenie z na�adowan� dubelt�wk� Ithaca Mag 19 Roadblocker, pistoletem automatycznym Brenten kaliber czterdzie�ci pi�� i no�em my�liwskim. W nagrywanym przez siebie na wideo pami�tniku zostawi� wiadomo��, �e zamierza zastrzeli� j� i siebie. Nie wyja�ni�o si�, po co by� mu n� my�liwski. Na szcz�cie dla aktorki pod jej domem znajdowa� si� w tym czasie r�wnie� Pete Golding. 22 McGinley skona� po kilku sekundach z trzema kulami w piersiach. Strzelanina odbi�a si� szerokim echem w ca�ym kraju. Po kilku dniach Reynolds m�g� robi� co� zupe�nie nowego - przebiera� w klientach. Na szcz�cie do wiadomo�ci publicznej nie dotar�y przyczyny, dla kt�rych Maddy Olsen zrezygnowa�a z us�ug agencji na pewien czas przed incydentem. Od tej pory Reynolds zd��y� przyj�� do pracy nowych ludzi i przenie�� siedzib� agencji do eleganckiego nowego biura w Century City, z kt�rego roztacza� si� widok na Beverly Hills i Alej� Gwiazd. Mimo to szef agencji mia� opory. Przeszed� do sektora prywatnego po dwudziestu latach pracy w Wydziale Policji Los Angeles. Pomaga� w zorganizowaniu Grupy Neutralizowania Gr�b - pierwszej policyjnej jednostki, zajmuj�cej si� uporczywymi pogr�kami i przypadkami n�kania. Przez wszystkie te lata - a wi�kszo�� z nich przepracowa� w wydziale zab�jstw - ani razu nie strzela� do cz�owieka. Alpha Global z za�o�enia mia�a zapewnia� us�ugi analityczne: ocenia� poziom zagro�enia i doradza�, jakie zastosowa� metody zabezpieczaj�ce i �rodki bezpiecze�stwa. Agencja mia�a pomaga� ludziom unika� konfrontacji, a nie rozstrzyga� je za nich. Poza tym mia�a �ci�le przestrzega� zasad prawa. Reynolds czasami si� zastanawia�, czy Golding istotnie to rozumie. - No c� - powiedzia� wreszcie. - Pete w�a�nie pracuje nad pewn� spraw�. Zrolowany plakat zaj�� si� ogniem dopiero po d�u�szej chwili. Go�ding mamrota� co� pod nosem, trzymaj�c go nad palnikiem. Co par� sekund unosi� go i sprawdza�, czy nie ga�nie. - Nie mo�na by� zbyt ostro�nym, gotuj�c na gazie - powiedzia�. -Zw�aszcza w takim miejscu. Wsz�dzie pe�no t�uszczu i innego badziewia. Powiniene� od czasu do czasu tu posprz�ta�. Na pewno taki t�u�cioch jak ty nie chce usma�y� si� na �mier�. Pali�by� si� pewnie jak jaka� kurewska �wieca. I to ca�ymi dniami. Lubett rzuci� spojrzenie na drzwi, najwyra�niej zastanawiaj�c si�, czy zd��y do nich dotrze�. - Niech pan pos�ucha... nie mia�em na my�li nic z�ego. By�em rozgniewany, tak jak pan powiedzia�, i... - Wszed�e� do budynku, w kt�rym mieszka panna Bonner, Lubett. Dosta�e� si� do �rodka, u�ywaj�c fa�szywej odznaki policyjnej. - Si�gn�� do kieszeni po tani� imitacj� i wyci�gn�� przed siebie, prezentuj�c bezsporny dow�d. - Panna Bonner mia�a chyba szcz�cie, �e nie by�o jej w domu, prawda? 23 - Nie, nie! Nawet nie zamierza�em jej tkn��! Nie... - Sam m�wi�e�, �e chcesz da� jej nauczk�. Nagrali�my tw�j telefon. Powiedzia�e�, �e masz zamiar... jak to okre�li�e�?... �Da� jej posmakowa� swojego b�lu". Co przez to w�a�ciwie rozumiesz? Plakat zd��y� zaj�� si� ogniem. Golding odwr�ci� si� i podszed� o krok bli�ej, trzymaj�c p�on�c� rolk� przed sob�. Popatrzy� krytycznie, zastanawiaj�c si�, w jaki tw�rczy spos�b j� wykorzysta�. - Prosz�!!! - Ten sam rodzaj b�lu, jaki sprawia�e� swojej �onie? To znaczy by�ej �onie? Pomara�czowe p�omienie liza�y powietrze kilka centymetr�w od twarzy Lubetta. - K�ama�a! K�ama�a!!! - G�os grubasa zamieni� si� w falset. - Nigdy jej nie tkn��em. - Raz z�ama�e� jej rami�. Trafi�a przez ciebie do szpitala. Czy to samo chcia�e� zrobi� Karen? - Upad�a! Przysi�gam, �e tego nie chcia�em! - A mo�e chodzi�o ci o co� trwalszego? - Nie! Nie, ja... Rozleg�o si� k�a�ni�cie jak z pistoletu startowego i odg�os p�kaj�cego drewna. Lubett run�� w ty�, wywijaj�c nogami w powietrzu. Upad� na pod�og� i charcza� bezradnie w�r�d kawa�k�w roztrzaskanego krzes�a. Golding wrzuci� niedopa�ek papierosa do zlewu i stan�� nad Lubettem. - Sam si� prosi�e� o wypadek - powiedzia�. - T�usty facet, tanie meble. - Ramiona Lubetta ta�czy�y groteskowo, jakby stara� si� ochroni� ca�ego siebie naraz. - Ju� wierri! - stwierdzi� pogodnie Golding. - Powiniene� przej�� na diet�. Wypoci� z siebie troch� g�wna. - Popatrzy� na rulon w d�oni i pomacha� nim, a� zagasi� p�omienie. - Prosz�, troch� w�gla na niestrawno��, Raymond. Wepchn�� plakat Lubettowi w usta. - Oczywi�cie, otrzymywanie takich list�w zawsze jest denerwuj�ce -powiedzia� Reynolds. - Wyobra�am sobie, co czuje pani Cusak. Musi pan jednak pami�ta�, �e w wi�kszo�ci przypadk�w te listy s� specjalnie tak pisane, by wytr�ca� z r�wnowagi. Mo�emy uzna� to za pociech�. - Pociech�? - spyta� Mayot, wskazuj�c na listy. - Facet pisze, �e ode-tnie jej twarz. Odetnie jej �liczn� buzi� i wsadzi do zamra�arki. - Tak, widzia�em. Chodzi mi jednak o to, �e w podobnych przypadkach przemoc zwykle znajduje uj�cie w listach i nigdzie poza nimi. Facet chce odegra� si� z sobie tylko wiadomych powod�w na pani Cusak, dlatego 24 stara si� j� przestraszy�. I to mu wystarcza. Gdyby rzeczywi�cie chcia� zrobi� jej krzywd�, w to w�a�nie w�o�y�by wysi�ek, a nie w pisanie list�w. - Twierdzi pan zatem, �e nie mamy si� czym przejmowa�? - zapyta� Mayot, marszcz�c brwi. - Prawdopodobnie nie. - Prawdopodobnie? Reynolds odchyli� si� na oparcie fotela, balansuj�c d�ugopisem pomi�dzy palcami. - M�j kolega doktor Romero przeprowadzi� interesuj�ce badania w tej kwestii. Wiele zale�y od natury zwi�zku mi�dzy prze�ladowc� a ofiar�. - Zwi�zku? - Lenny uni�s� d�onie. - Nie ma �adnego zwi�zku. - C�, to dopiero b�dziemy musieli ustali� - odpar� Reynolds, kiwaj�c z namys�em g�ow�. - Prosz� zrozumie�: je�li pani Cusak kiedykolwiek spotka�a si� twarz� w twarz z tym cz�owiekiem... cho�by by� to przelotny kontakt, kt�rego sobie teraz nawet nie przypomina, na przyk�ad k��tnia o miejsce na parkingu czy jakie� nieporozumienie w sprawach zawodowych... wywo�a�o to w tym m�czy�nie rozdra�nienie, gniew, poczucie braku bezpiecze�stwa, najrozmaitsze negatywne emocje, ale prawdopodobnie nie jest gro�ny. Je�eli jednak ten zwi�zek istnieje tylko w jego umy�le, natomiast nigdy nie mia� miejsca w rzeczywisto�ci, mamy do czynienia z kim� cierpi�cym na powa�ne problemy natury psychiatrycznej: paranoj�, schizofreni�, a mo�e nawet erotomani� prawdziw�. Mayot wsun�� palec pod ko�nierzyk i potar� podra�nione miejsce. Podteksty tocz�cej si� w�a�nie rozmowy budzi�y w nim niepok�j. Czu� si� jak w szpitalu: mia� wra�enie, �e znalaz� si� niebezpiecznie blisko wszech�wiata cierpienia. - Erotomani�? To lepiej czy gorzej? Reynoldsa rozbawi�a naiwno�� pytania. - Moim zdaniem, w ostatecznym rozrachunku potencjalnie gorzej. M�wimy o zaburzeniach urojeniowych. O kim�, kto wyobrazi� sobie, �e ��czy go wi� z pani� Cusak, i czuje teraz gniew lub zazdro��, �e ona nie reaguje na jego pr�by kontaktu. Musimy przebada� listy bardziej szczeg�owo, by znale�� oznaki takiego nastawienia. Statystyki wskazuj� jednak, �e na erotomani� cierpi� przede wszystkim kobiety, upatruj�c sobie m�skie obiekty uczu�. By�bym zaskoczony, gdyby�my znale�li wiele jednoznacznych dowod�w uroje�. Trafniejsza by�aby zapewne diagnoza zaburze� obsesyjnych. - No dobrze. A zatem... - Mayot popatrzy� na masywny zegarek do nurkowania. Za pi�tna�cie minut by� um�wiony na obiad. - Przejd�my do konkret�w, Tom. Twoim zdaniem mamy k�opot czy nie? Reynolds milcza� przez chwil�, analizuj�c w my�lach pytanie. Nie znosi�, gdy go poganiano. Podczas pracy w Grupie Neutralizowania Gr�b zawsze 25 J m�g� m�wi� tak d�ugo, jak mia� ochot�, poniewa� ludzie wiedzieli, �e ma odpowiednie do�wiadczenie i wiedz�, a przede wszystkim rang�. W sektorze prywatnym klienci chcieli przede wszystkim, by ich problemy znik�y. Nie interesowa�o ich, sk�d si� bra�y ani jak nale�a�o je rozwi�za�. Reynolds wci�� nie potrafi� do tego przywykn��. Jedn� z do�� istotnych przyczyn tego stanu rzeczy by� fakt, �e gdy si� mia�o do czynienia z szale�cami, nie zawsze dawa�o si� zrealizowa� wol� klienta. Szef agencji odchrz�kn�� wreszcie. - M�wi� tylko, �e samymi listami nie ma co si� zanadto przejmowa�. Istniej�jednak pewne odmiany zaburze� obsesyjnych, na kt�re nie zawsze zwracaj� uwag� w�adze i przedstawiciele medycyny. Mo�emy mie� z nimi do czynienia w tym w�a�nie przypadku. Dla pewno�ci zajmiemy si� spraw� dok�adniej, ale najprawdopodobniej pana klientce nie grozi niebezpiecze�stwo. - Dobrze. Przy�lecie kogo�, prawda? - jjie ma sensu ryzykowa� - przytakn�� Reynolds. - Pewnie. Widzi pan, chc� tylko by� kryty na wszystkie strony. Nie chc� te�, �eby Ellen nie mog�a nadal przez to spa�. Chc�, �eby czu�a, i� wszystkim si� zaj�li�my. Nie ma pan poj�cia, ile czasu potrzebowa�em, by nam�wi� j� do wyj�cia z jej skorupy. Jest bardzo czu�a na punkcie prywatno�ci. - Wiem o tym - zgodzi� si� znowu Reynolds. - Nie, na pewno pan nie wie - u�miechn�� si� Mayot, kr�c�c g�ow�. -Bo niby sk�d? Przez ostatnie cztery lata nikt o niej nie s�ysza�. Wycofa�a si� ca�kowicie. Odrzuca�a wszystkie propozycje. Wie pan, dlaczego? Poniewa� uwa�a�a to za zak��canie jej spokoju. Rozumie pan, o co mi chodzi? - Tak... - Dlaczego wi�c nie chce pan przydzieli� do sprawy Goldinga? Nie przychodzi mi do g�owy nikt, w kim m�g�bym pok�ada� wi�ksze zaufanie, je�li jakim� cudem sprawy przybior� z�y obr�t... - Mayot podsumowa� zdanie wzruszeniem ramion. Reynolds zamilk�, by nad��y� za tokiem jego rozumowania. Na tym w�a�nie polega� problem w rozmowach z agentami i prawnikami - mieli w�asne cele i nie chcieli zrozumie�, na czym polegaj� najlepsze interesy klient�w Trzeba by�o si� z tym pogodzi� i dostosowa�, chocia� o wiele �atwiej by�o pracowa�, gdy ludzie m�wili sami za siebie. - Lenny... Hmm, naprawd� nie s�dz�, �eby Golding by� odpowiednim cz�owiekiem. M�wi�c mi�dzy nami... - Reynolds pochyli� si� nad biurkiem i zni�y� g�os -.. .Pete czasami ma k�opoty z anga�owaniem si� w spraw�. - 0 co panu chodzi? - Mayot zmarszczy� brwi, nie przekonany. - Jest leniwy? Reynolds zacisn�� usta. 26 - Chodzi mi o to, �e potrafi zaanga�owa� si� a� za bardzo. Niekt�rzy ludzie uwa�aj�, �e czasem... posuwa si� za daleko. Lubett siedzia� oparty o lod�wk�. Wci�� wypluwa� strz�py zw�glonego papieru. Usta i podbr�dek mia� wymazane �lin� i popio�em. Golding si�gn�� do tylnej kieszeni i wyj�� z niej z�o�on� na trzy cz�ci kartk� sztywnego papieru. - Oto tymczasowy nakaz, wydany przez s�dziego Irvinga. - M�wi� powoli, jakby t�umaczy� co� dziecku. Roz�o�y� arkusz i przybli�y� go do przekrwionych oczu Lubetta. - Napisano tu, �e nie wolno ci dzwoni� do panny Bonner. Nie wolno ci pisa� do panny Bonner. Na mocy orzeczenia S�du Najwy�szego nie wolno ci zbli�y� si� do panny Bonner na odleg�o�� mniejsz�ni� trzysta metr�w... a� do posiedzenia s�du w przysz�ym miesi�cu. Zamierzamy wtedy uzyska� sta�y nakaz o takiej samej tre�ci. - Z�o�y� arkusz i si�gn�� do wyci�cia w przepoconej niebieskiej koszulce tenisowej Lubetta. Ten spr�bowa� si� uchyli� i r�bn�� potylic� o drzwi lod�wki. -Mo�esz z tym zrobi�, co ci si� podoba - ci�gn�� Golding. - Mo�esz spali� nakaz, spu�ci� go z wod� w klopie, zje�� go, je�li masz ochot�. Wszystko mi jedno. - Uj�� po�� koszuli Lubetta w dwa palce i starannie w�o�y� za ni� z�o�on� kartk�. - Je�eli jednak chocia� raz spr�bujesz n�ka� Raren Bonner, wr�c� tutaj, i to naprawd� wkurzony. Nie chcesz tego, prawda, Raymond? - Nie chc�... - Lubett potrz�sn�� przecz�co g�ow�. - Nie chc� �adnych k�opot�w. - Wiem, �e nie, Raymond. - Golding wyprostowa� si� i wytar� d�onie w chusteczk�. -1 wiesz co? My�l�, �e w g��bi duszy Karen Bonner te� to wie. Golding wszed� do siedziby agencji, nios�c jedzenie na wynos z restauracji China Joe. Przechodzi� w�a�nie do niewielkiej, podzielonej przegr�dkami cz�ci biura, kt�r� zajmowa� z dwoma innymi detektywami, De-nisonem i Rossem, gdy us�ysza�: - Pan Reynolds powiedzia�, �eby wpad� pan do niego natychmiast po powrocie. Powiedzia�a to Andrea Craig, trzydziestojednoletnia kierowniczka administracyjna, w tej chwili pe�ni�ca dy�ur jako recepcjonistka. By�a szczup�a, 27 mia�a sztywno u�o�one fale i blad� cer�, kt�r� przewa�nie ukrywa�a pod grubym makija�em. Jako jedyna osoba w agencji mia�a za sob� sta� pracy w korporacjach. Golding nigdy nie zdo�a� prze�ama� dziel�cych ich lod�w. -- C�, w takim razie chyba do niego zajrz� - powiedzia�, stawiaj�c tac� z jedzeniem obok doniczkowej ro�liny, kt�r� Andrea niedawno zakupi�a do sekretariatu. - Mia� pan te� telefon - doda�a. - Prawdopodobnie nagrany w pa�skiej poczcie g�osowej. Chyba od Jackie. Samo wspomnienie tego imienia wystarczy�o, by wzbudzi� w Goldin-gu przyp�yw niechcianych uczu�: mi�o�ci, poczucia winy, straty. Nie widzia� si� z siostr� od trzech dni - w sobot� zjedli kolacj� w jej mieszkaniu. Mia� nadziej�, �e nic jej si� nie sta�o. Golding zapuka� i wszed� do gabinetu Reynoldsa. Szefowi agencji towarzyszy� doktor Frank Romero. Psychiatra s�dowy by� drugim z za�o�ycieli Alpha Global. Przez wi�kszo�� kariery specjalizowa� si� w przypadkach n�kania i zachowa� obsesyjnych. Pracowa� w Instytucie Psychiatrii S�dowej i Nauk Behawioralnych Uniwersytetu Po�udniowej Kalifornii i by� konsultantem w setkach spraw, prowadzonych przez organizacje zar�wno prywatne, jak i pa�stwowe. Do agend oficjalnych, z kt�rymi wsp�pracowa�, nale�a�a r�wnie� Grupa Neutralizowania Gr�b, w kt�rej zetkn�� si� z Tomem Reynoldsem. Stanowili osobliw�, ale skuteczn�w dzia�aniu par�. Wysoki, zawsze powa�ny Reynolds o ogorza�ej twarzy i r�wno przystrzy�onych w�osach ubiera� si� ze spokojn� elegancj�, jak przysta�o pa�stwowemu urz�dnikowi. Romero by� niedu�y, kr�py i z regu�y niedbale ubrany - zwykle w sztruksy i swetry wyci�te w serek. Swoim zaanga�owaniem dowodzi�, jak bardzo kocha i ceni swoj� prac�. Romero przekonywa� cz�owieka, �e potrzebuje pomocy, natomiast Reynolds ��da� dla niego kary do�ywotniego wi�zienia - tak przynajmniej ocenia� ich Golding. - Witam. Golding pozosta� na progu. Mia� nadziej�, �e sprawa, kt�r� do niego mieli, nie zabierze du�o czasu. Chcia� odpowiedzie� na telefon Jackie. Romero, kt�ry czyta� co�, stoj�c pod oknem, odwr�ci� si� i przywita� Pete'a skinieniem g�owy. - Wr�czy�e� nakaz Lubettowi? - zapyta� Reynolds. - Oczywi�cie. Bez problem�w. - Jak go przyj��? - Przyj��, i tyle - wzruszy� ramionami Golding. Reynolds pokiwa� w zadumie g�ow�. - B�dzie go przestrzega�? 28 - Wie pan, jaki jest Lubett. Nawet on sam nie wie, co zrobi za chwil�. - Nie naciska�e� na niego za bardzo? Nie zrobi�e�... niczego niepo��danego? - Wr�czy�em mu papier. - Golding odwr�ci� d�onie wn�trzem do g�ry. - Wyja�ni�em, jaka jest sytuacja. - No dobrze. W porz�dku. - Reynolds pokiwa� g�ow� jeszcze przez chwil�, po czym wskaza� fotel. - Usi�d�, Pete. Mamy co� dla ciebie. -Golding g��boko zaczerpn�� tchu i zaj�� miejsce. Romero wci�� stercza� za jego plecami, czytaj�c dokumenty. By�o p�ne popo�udnie, zni�aj�ce si� s�o�ce odbija�o si� w szkle i stali fasad stoj�cych naprzeciwko wysoko�ciowc�w. - S�ysza�e� kiedykolwiek o Ellen Cusak? - zapyta� Reynolds. - Pewnie. �y�wiarka. Mistrzyni �wiata sprzed... Kiedy to by�o? Sprzed siedmiu lat? - O�miu. W�a�nie si� rozwiod�a. - Niedawno wyst�pi�a te� w reklamie Forda - doda� Romero. Golding przypomnia� sobie uj�cia czterodrzwiowego samochodu z nap�dem na cztery ko�a, zakr�caj�cego w p�dzie po zamarzni�tym jeziorze, przeplatane migawkami stukilowych zawodnik�w dru�yny Kuguar�w w hokejowych strojach. L�d pryska� spod �y�ew hokeist�w, wpadali na siebie nawzajem i na band� tafli - a pomi�dzy scenami tego pobojowiska pojawia�a si� sylwetka wdzi�cznie szybuj�cej w powietrzu �y�wiarki. Slogan reklamowy brzmia� bodaj�e: �Czym jest si�a bez wdzi�ku?". - Tak czy owak wygl�da na to, �e ma wielbiciela - powiedzia� Reynolds. Przesun�� po biurku grub� plastikow� teczk�. W �rodku znajdowa�o si� oko�o tuzina list�w i kopert r�nych rozmiar�w i kolor�w. Wi�kszo�� list�w napisano drukowanymi literami, d�ugopisem; do kilku u�yto elektrycznej maszyny do pisania. Zanim Golding zd��y� wyj�� pierwszy z nich, Romero poda� mu czytany przez siebie arkusz. - To ostatni - powiedzia�. - Przyszed� dwa dni temu. List zosta� napisany na bladoniebieskiej papeterii, na jakiej zwykle prowadzi si� osobist� korespondencj�. Czarny d�ugopis wyry� g��bokie bruzdy w papierze, obsceniczne s�owa by�y dwukrotnie podkre�lone. Brzeg arkusza by� poplamiony - kaw� lub piwem. Czytaj�c list, Golding poczu�, �e ogarnia go ch��d. - Listy zacz�y przychodzi� mniej wi�cej dwa miesi�ce temu - wyja�ni� Reynolds. - Ellen Cusak pierwsze wyrzuca�a. Od tamtej pory dostaje jeden lub dwa w tygodniu. - Nikt nie pr�bowa� si� z ni� skontaktowa�? Nie by�o telefon�w? - Na razie nie - odpar� Romero. - Autor jednak o tym wspomina. W czterech ostatnich listach trzykrotnie powt�rzy� si� zwrot: �B�d� czeka�". Opisy przemocy te� sta�y si� bardziej dosadne. 29 - Martwimy si�, �e mo�e dodawa� sobie ducha przed zbli�eniem si� do pani Cusak - doda� Reynolds. Golding przerzucil zawarto�� teczki. - Lodowaty. Kiepska poezja. - Lodowaty, Nemesis, Kochanek. Lubi zmienia� pseudonimy, ale to wszystko robota tego sarriego cz�owieka. W gruncie rzQC7^ strasznie si� powtarza. Golding popatrzy� Oa Franka Romero. - No dobrze, Co to za wariat? Psychiatra nie }ubi� takich pyta�. Opar� si� o parapet i skrzy�owa� ramiona. - Na pewno rna problemy osobowo�ciowe. To nie jest dzie�o zr�wnowa�onego umys�u. Oczywi�cie nie mog� wykluczy�, �e za�ywa narkotyki, ale czy jest szale�cem w klinicznym sensie? Trudno wyci�gn�� taki wniosek. - No dobrze, jest tylko wkurzony. Wiadomo dlaczego? / - Jego niech�� skupia si� na tym, co postrzega jako dowody bogactwa i statusu spo�ecznego - powiedzia� Romero. - A tak�e na rzekomej oboj�tno�ci pani Cusak \vobec zwyczajnych ludzi. Agresja seksualna ma to samo �r�d�o: gniew, wywo�any JeJ niedost�pno�ci�... Chocia� nale�y zaznaczy�, �e listy zacz�y przychodzi� dopiero po jej rozwodzie. - Czyli wtedy, gdy powinna sta� si� dost�pna - wysun�� przypuszczenie Golding. - Facet poprosi� o randk� i dosta� kosza. - Najwidoczniej nie - powiedzia� Reynolds. - Pani Cusak nie ma poj�cia, kim mo�e by� ten cz�owiek. Wed�ug jej agenta, nikt nie sk�ada� jej takich propozycji. - Jej agenta? - Lenny'ego Mayota - pokiwa� znacz�co g�ow� Reynolds. - Spotkasz go. Oczywi�cie, r�ie zaszkodzi tego sprawdzi�... na wypadek gdyby pani Cusak o czym� zapomnia�a. - Jasne, o ile b�d� mia* okazj� - powiedzia� Golding. - Mam spotka� si� z jej osobistym agentem czy rzecznikiem prasowym? - Porozmawiasz z ni� osobi�cie. Pojedziesz do niej jutro o dwunastej. Prawd� m�wi�c, nje s�dz�, �eby pani Cusak mia�a rzecznika prasowego. Golding wyci�gn�� z teczki jedn� kopert�. - Wiadomo, gdzie je nadano? - S�dz�c po Znaczkach, przewa�nie tutaj, w aglomeracji Los Angeles - odpar� Reynolds. -W Santa Monica, Venice. Nie ma raczej w�tpliwo�ci, �e to miejscowy. - I wie, gdzie ona mieszka - uzupe�ni� Romero. - Chocia� to zbytnio nas nie dziwi. O iie mi wiadomo, dom pani Cusak zosta� opisany w licznych artyku�ach, \vi�c nie potrze