10766
Szczegóły |
Tytuł |
10766 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10766 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10766 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10766 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Jastrz�bski
Ja Dragon
Czy mo�na okre�li� rzeczywisto�� w spos�b jednoznaczny i sko�czony zarazem?
Mo�na tylko pr�bowa� zbli�y� si� do tego punktu, z kt�rego �wiat wydaje si� by� coraz
prostszy lecz i ten punkt jest wypadkow� tysi�cy innych spojrze�.
By� mo�e wi�c istotnie nazywam si� Dias dun Dragon, ogl�dam szerokie plecy
miecznika id�cego o kilka krok�w przede mn� po czarnym, mi�kkim i puszystym chodniku w
stron� drewnianego podwy�szenia, cie�le ca�� noc stukali, gdzie stoi ju� tron i wy�cie�any
szkar�atn� tkanin� podn�ek w kszta�cie smoka Yr, kwiat trzymany wypiel�gnowan� d�oni�
tu� przy ustach niemal zupe�nie odcina mnie od reszty �wiata, zachwycony szmer t�umu,
pokrzykiwania i warkni�cia amazonek, szelest szat gawiedzi spragnionej widoku swego
w�adcy. Poprzez cieliste p�atki kwiatu, poprzez jego odurzaj�cy aromat, wiem tylko, �e za
mn�, jak cienie, pod��aj� dwaj bosonodzy pretorianie, czuj� ich oddech na plecach, szybkie,
czujne spojrzenia rzucane w t�um, poprzez cieliste p�atki kwiatu widz� tylko plecy miecznika
i odblaski dwu s�o�c na wysmuk�ej klindze miecza skierowanej ostrzem w g�r�. Na
schodkach, niskich, szerokich, w�adca nie mo�e si� przem�cza�, na kr�tk� chwil�, w zapachu
kwiatu, jak siekiera wbije si� �ywica i niezapomniany smak lasu, fraucymer ju� ustawiony,
kornie pochylone g�owy, d�onie na sercach i r�koje�ciach mieczy, mog� stan��, uciszy� t�um,
usi��� i czeka�, kwiat przy ustach, a� mistrz ceremonii pozwoli nam, poprzez uniesienie si� i
pozostanie w tej pozycji odda� szacunek tej, kt�ra nie zna lito�ci.
By� mo�e wi�c jestem dun Dragonem, stoj� na podwy�szeniu pod �cian� placu
p�aczu, jak nazywaj� go ci z t�umu i ogl�dam egzekucje buntownik�w, ostatni� ju� orgi�
�mierci, trwaj�c� nieprzerwanie od czterdziestu z g�r� dni, kwiat, trzymany przy ustach
paruje mocnym, odurzaj�cym zapachem, musi mie� co� z kobiety skoro potrafi tak syci�
otoczenie swoj� istot�, ale co? mo�e dusz�. Kat ruga pomocnika, bo ten, niski o czerwonej
twarzy idioty, nie naostrzy� porz�dnie no�a i teraz kat, czarna maska na twarzy,
czworograniasty sztylet �aski na szyi, musi go doszlifowa� osobi�cie, co za wstyd, pod okiem
w�adcy, a ja, dun Dragon patrz� poprzez cielist�, kwiatow� kotar�, bo kwiaty lubi� gdy przez
nie ogl�da� opadaj�cy rytmicznie n� gilotyny. Kwiaty lubi�, by� mo�e, wszystko z
wyj�tkiem wi�dni�cia, jesieni i zimna, zjawisk tak nierozerwalnie zwi�zanych ze �mierci�,
grzmi� przeci�gle, g�ucho, ukryte rogi, lud na placu wzdraga si�, przypomina otrz�saj�cy si�
po deszczu �an kwiat�w; czepki, he�my, szyszaki, birety, pawie pi�ra i n� gilotyny,
majestatycznie niczym lataj�ce domy Nieludzi, wznosi si� w g�r�, kto� z ty�u chichocze,
chyba b�azen, ma pecha, zawsze trafi na m�j z�y humor, cztery razy baty, raz u�askawienie od
�mierci w lochu g�odowym, b�azen wi�c cienko chichocze, panna z fraucymeru fuka
oburzona, a ja? dalej wch�aniam aromat storczyka Ujejskiego, jak go nazywa m�j znachor.
T�um nieruchomieje jak n� gilotyny, dobre trzy metry nad ziemi�, nad �wiatem, rogi bucz�
coraz dono�niej, g��biej, cie� zawisa nad dziedzi�cem, s�odko w ustach. Teraz otwieraj� si�
bramy wi�zienia i wyprowadzaj� ostatni� trzynastk� skazanych, moi gwardzi�ci za blachami
puklerzy z szarej stali otaczaj� ich, a oni sami, brodaci, obszarpani, ze �ladami tortur, kat
musia� nie�le zarobi� na tym buncie, to jest to, pisarz do nogi, zapisa� - na buntach najlepiej
wychodz� kaci - poszed� won, uczony mu�, wi�c moi gwardzi�ci trzymaj� ich w kupie,
prowadz� na okr�g�� platform� gilotyny i tam oddaj� pod opiek� czarnemu mistrzowi, kt�ry
bynajmniej mistrzem nie jest, tylko ca�kiem zr�cznie udaje, jak wszyscy kaci zreszt�, mistrz
wi�c dyryguje, sztylet �aski ko�ysze si�, pomocnicy ci�gn� te �achmany, k�ad� na obwodzie
platformy, g�owami na zewn�trz, tak, aby mogli po raz ostatni nasyci� oczy widokiem
kwiecistej ��ki, twarzy i g��w plebsu zebranego na dziedzi�cu, na podwy�szeniu, maj�c za
plecami magiczne niemal skupienie fraucymeru, s�ysz� szcz�k zatrzask�w wok� n�g i
kad�ub�w powsta�c�w, kt�rzy dopiero teraz, w obliczu sko�nookiej pani, pokorniej� i modl�
si� do swych bog�w, ruszaj�ce si� gor�czkowo wargi, roztrz�sione brody Prorok�w buntu,
kt�ry� z nich nazwa� mnie potworem nie z tej ziemi, szkoda, �e tak uparcie milcz�,
pokaza�bym mu i� istotnie, nikt si� nie myli, nawet Prorok, a tak? le�� wszyscy, wyba�uszaj�
oczy, kwiat bli�ej, a� do oszo�omienia, gawied� zastyga wszystkie oczy zwracaj� si� ku mnie,
czekaj�, nie lubi� tego zbiorowego wzroku nasyconego �lin� i po��daniem, wzroku bestii
spragnionych �wie�ej krwi. Wi�c daj� znak, a c� innego m�g�bym zrobi�? podnosz�c
nieznacznie, do oczu, cieliste p�atki kwiatu i opuszczaj�c, kat, czarna bestia, wie co robi�.
Rogi wreszcie milkn�, ich d�wi�k zawsze porusza mi co� w �o��dku, pomocnicy z�a�� na d�,
na pia�cie wielkiego ko�a, jakim jest platforma strace� pozostaje tylko jej katowskie
przed�u�enie; w czarnej masce, z ta�cz�cym u szyi czworograniastym sztyletem �aski, ko�o
rusza, pomocnicy napr�aj� grzbiety, n� zaczyna drga�, kat czeka, r�ce skrzy�owane na
piersiach, a jak�e, platforma przy�piesza, posp�lstwo cofa si� nieco, dlaczego oni boj� si�
dotyku krwi? przecie� ss� j� z �y� ojc�w zanim jeszcze ujrz� jasne oblicze boga. N�
wykonuje ju� p�metrowe skoki, skaza�cy skr�cili si� w zabrudzone ko�o na obwodzie
platformy, nareszcie d�ugo oczekiwana chwila, cie� ponad placem napr�a si� i usztywnia.
Wo� kwiatu zanika zalana fal� ciekawo�ci granicz�cej ze zbiorowym orgazmem
roz�adowanych instynkt�w, kat nachyla si� i obur�cz wyci�ga kr�tki, drewniany ko�ek, po
czym ju� wyprostowany zastyga w poprzedniej kamiennej zdawa�oby si� pozie na trz�s�cej
si� osi ko�a. N� zaczyna swoj� niezmordowan� prac�: g�ra, pisk, d�, krew, g�ra, krzyk, d�,
uci�te g�owy, g�ra, lec� jak, d�, kamienie z procy, g�ra, w t�um, d�, bezg�owe kad�uby,
g�ra, chlustaj� ciemn� krwi�, d�, na plecy moich gwardzist�w, g�ra, strzeg�cych porz�dku,
ci, d�, otrz�saj� si� z niej, g�ra, a n� chodzi. Bogowie, jak on chodzi, miecz najlepszej
amazonki jest niczym wobec jego precyzji, musi trafi� za ka�dym razem w kark skazanego,
krew, skrzyp, krzyk, wo� kwiatu odchodzi, zast�puje j� s�odkawo-mdl�cy zapach krwi. Ko�o
zwalnia wreszcie, z wirowego ruchu wy�ania si� trzyna�cie kr�tko obci�tych szyj, z kt�rych
pe�zn�c w powietrzu, wyciekaj� ostatnie stru�ki ciemnej krwi, ludzie rozchodz� si� z wolna,
ci, co stali bli�ej wycieraj� twarze z krwi, a ja, dun Dragon upuszczam kwiat na nieheblowane
deski podwy�szenia, wiedz�c, �e nikt si� po niego nie schyli, bo po c� komukolwiek
zwi�dni�te p�atki kwiatu storczyka Ujejskiego? Patrz� jeszcze chwil�, cie� znikn��, rozpu�ci�
si� w �wie�ej krwi, na krz�taj�cych si� pomocnik�w mistrza, po czym poprzedzany przez
miecznika, za plecami maj�c cienie pretorian i szepcz�cy fraucymer, schodz� z
podwy�szenia, wo� �ywicy zmiesza�a si� z oparami spod gilotyny, powsta�o krwawi�ce
drzewo �ycia i �mierci, ten zapach co� mi przypomina, podobnie pachn� Nieludzie, i po
puszystym, czarnym chodniku, zaraz go pewno zwin�, w kierunku karety, wo�nica w
barwach w�adcy, czerwie� i fiolet, k�ania si� w pas, na szyi dynda mu platynowy symbol
Jedynej Wiary, Marsza�ek podaje mi r�k�, korzystam z niej, ma przyjemny ch��d, jedwabisty
niemal, padam w poduszki, naprzeciwko mnie Kanclerz i Marsza�ek siadaj� z czci� i
szacunkiem, bro� bo�e potr�ci� kr�la. Pojazd chwil� jeszcze stoi nieruchomo, dopiero
przeci�g�e eeejjaaaach powo��cego sprawia, �e ruszamy, Kanclerz patrzy pytaj�co na
Marsza�ka, ten prowokuj�co wygl�da przez okno, m�w - rozkazuj�, Kanclerz potrafi uk�oni�
si� nawet w jad�cym powozie, g�aszcze nerwowym ruchem swoj� lask� - panie - g�os ma
spokojny - poselstwo Seeth jest w drodze do stolicy - c� z tego? pytam, Seeth, niewielkie
lecz pot�ne pa�stewko za g�rami Thra - pa�stwem lotnik�w - przys�ali do mnie umy�lnego,
aby� m�g� si� zapozna� z ich propozycj� - patrzy na mnie wyczekuj�co. Marsza�ek odrywa
si� od okna, patrzy z wyra�n� pogard� na Kanclerza - panie - m�wi - Wielki Imperator Seeth
proponuje wsp�lnymi si�ami zaatakowa� i rozbi� pa�stwo Thra - Kanclerz patrzy na niego z
ukosa - c� wy, moja rada, o tym s�dzicie? - pytam - spogl�daj�c na nich - sytuacja w kraju
wygl�da nie najgorzej - po chwili namys�u odpowiada Kanclerz - st�umi�e� panie jeden bunt,
nast�pny nie wybuchnie wcze�niej ni� za p� roku, wojna przesun�aby go o rok mo�e o dwa,
zale�y jak d�ugo by si� przeci�gn�a, wschodnie rejony kraju odetchn�yby,
zabezpieczyliby�my granic� poprzez g�ry i zyskaliby�my tysi�ce niewolnik�w nie licz�c
ziemi - wpada mu w s�owo Marsza�ek - w tej chwili - ci�gnie - jest pod broni� trzydzie�ci
kilka chor�gwi ponad pi�tna�cie tysi�cy wojownik�w, doda� nale�y oddzia�y przyklasztorne -
przynajmniej pi��, sze�� tysi�cy, w ci�gu miesi�ca bez trudu mo�emy zmobilizowa� jeszcze
raz tyle, wi�c gdyby� rozkaza� panie, za miesi�c mo�emy dysponowa� osiemdziesi�cioma
chor�gwiami, za dwa stu dwudziestoma - �ywno�� Kanclerzu - przerywam jego wyw�d -
spichlerze s� pe�ne, wszak ostatnia wojna jak� prowadzi� nasz kraj z twojej woli, panie -
uk�on w moja stron� - by�a ju� trzy lata temu. - Na ile czasu wystarcz�? - pytam pomijaj�c
milczeniem aluzj� w odpowiedzi Kanclerza - ten nie wygl�da na zdziwionego - zapasy
wystarcz� na rok prowadzenia dzia�a� wojennych przez pi��dziesi�ciotysi�czn� armi�, doda�
do tego nale�y tegoroczne zbiory, razem na oko�o p�tora roku - teraz obydwaj patrz� na mnie
wyczekuj�c, te� chc� tej wojny, ja jednak pytam tylko - kiedy przyb�dzie oficjalne poselstwo?
- wje�d�amy ju� na dziedziniec pa�acu, ko�a turkocz� po kamiennym bruku - za trzy dni -
odpowiada Kanclerz - mamy zatem wystarczaj�co du�o czasu do namys�u - m�wi� i w sam�
por� bo kareta si� w�a�nie zatrzymuje, fraucymer ju� czeka, kto� z zewn�trz otwiera
drzwiczki przekr�caj�c z�ot� klamk�, Koniuszy, wysiadam i id� w stron� komnat
pa�stwowych - zwo�aj Ma�� Rad� na jutro - m�wi� jeszcze do Kanclerza, id� a za mn� dwa
bosonogie cienie, c� jest bardziej pewnego od dwu cieni w s�oneczne po�udnie?
pretoria�skie cienie ze sto�ecznej szko�y, sam j� ufundowa�em w drugim cyklu panowania,
id�, gotowi odeprze� ka�dy atak przeciwko mnie, wierniejsi od ps�w, bo ka�dy z nich ma
kropl� mojej krwi w �y�ach. Fraucymer dworzanek i przybocznych amazonek rozsypuje si�
tworz�c wolne przej�cie, pochylone g�owy, strzelaj�ce na boki spojrzenia, tylko amazonki
stoj� sztywno z d�o�mi na r�koje�ciach kr�tkich, strasznych w zwarciu mieczy, wchodz� po
kamiennych schodach, za mn� dwa cienie, szepty dworu, przed wej�ciem do sali audiencyjnej
ogrodnik podaje mi us�u�nie bukiet, wybieram na chybi� trafi� fioletow� geruzj�, przy tronie
Drugi Marsza�ek, wida�, �e ju� jest gotowy do zap�odnienia, gruczo�y ma j�drnie l�ni�ce.
Siadam na tronie, nad moj� g�ow� szczerzy z�by archikot, ubity przez za�o�yciela dynastii,
czyli przeze mnie - dun Dragona czterysta lat temu, za sob� czuj� dwa cienie, Marsza�ek, ten
pierwszy, podaje mi ber�o i odbiera m�j miecz z d�ug� kling�, zawsze zawadzam nim gdy
wstaj�, a wstawa� trzeba, wyroki te� kto� musi wydawa�, k�adzie go w zasi�gu r�ki, tak na
wszelki wypadek, chocia� kusznicy pod sufitem na pewno nie �pi�, po tym jak stracono
trzech z nich za spanie na s�u�bie, wyci�ga d�o� lecz widz�c moj� niech�� cofa i geruzja
pachn�ca wrzosowiskami Arkan-dur zostaje w moim r�ku, oczy b�yszcz�, o nie Marsza�ku,
nie b�d� tym kt�rego zap�odnisz gdy przyjdzie czas, nie urodz� twego dziecka, inny
m�czyzna b�dzie go dotyka� swymi �y�ami karmicielskimi, wreszcie odsuwa si� na bok,
amazonka podaje mi wielki miecz, symbol w�adzy wojennej i siada na niskim karle u moich
st�p. Cienko, przenikliwie wyje fanfara, tr�bacz nadyma policzki, kiedy� ci p�kn�, wchodzi
Wice-kanclerz, pok�on, d�ugie w�osy zamiataj� posadzk� prostuje si� i odczytuje z
pergaminowego rulonu - Pari Soti z Hamaruten - g�os ma ciep�y, dono�ny, nie ochryp� jeszcze
na polach bitew. Za drzwiami jakie� przepychanie i wpada, najprawdopodobniej kopni�ty
przez kt�rego� z gwardzist�w, pal ich diabli, szczup�y, m�czyzna w zgrzebnej lecz czystej
szacie, z ma�ym jeszcze dzieckiem mocno przyssanym do �y�y karmicielskiej na piersi,
pok�on - z czym przychodzisz do nas Dias dun Dragona? to m�j g�os - z niesprawiedliwo�ci�
panie - przedstaw wi�c swoj� spraw� - zapach geruzji dociera wreszcie do mojego m�zgu,
zostawia tam delikatne, fioletowe �lady owijaj�ce si� wok� ca�ej sali subteln� mg�� - jest
rzecz� m�czyzny rodzi�, wychowywa� i rz�dzi� - m�wi tamten, dziecko powoli zmienia
zabarwienie, z jasnoczerwonego na ciemny, przechodz�cy w fiolet odcie�, jak stara krew -
jest rzecz� kobiety walczy�, tak m�wi� prawa Hobbi - podstawa naszego �wiata. Prawa
Hobbi; d�ugie szeregi opancerzonych kobiet pr� na siebie w b�yskach kr�tkich, stalowych
mieczy, las oszczep�w pochyla si�, cofa i wylatuje do g�ry, opada w d� grz�zn�c w cia�ach
amazonek, prawa Hobbi, faluj�ce, rozedrgane w�ciek�o�ci� szeregi wojownik�w, prawa
Hobbi - a ona zabra�a mi moich spias�w i powiedzia�a, �e je�eli nie przenios� si� do niej i nie
urodz� jej dziecka, umr� z g�odu wraz z moimi dzie�mi, prosz� o sprawiedliwo�� - wlepi� we
mnie spojrzenie kopni�tego usuasi. Trzeba wsta�, niech�tnie, fiolet poszerza swoje
terytorium, nogi gn� si� - Kitty an Moet odda natychmiast swoje w�o�ci i wszystko co posiada
z wyj�tkiem �uku, miecza, tarczy, zbroi i wojennej szaty, Pari Soti, kt�remu od tej chwili
przys�uguje tytu� an Moet i uda si� do klasztoru S�u�ek Boga gdzie pozostanie do ko�ca
swoich dni, zachowuj�c imi� i tytu�. Kto okrada wdowca wojennego ten boga okrada, tak
m�wi� prawa Hobbi, pisarz skrzypi, m�czyzna pada na twarz, nie zagnie� dziecka ty
odwa�ny g�upku, b�d�c tob� dawno bym urodzi� dziecko tej Kitty, be�kot podzi�kowa�, ruch
kwiatem, wynosz� go z sali, uwa�ajcie na dziecko wy samice. Fiolet, mn�stwo pachn�cego
fioletu, nawet spokojna twarz Marsza�ka jest pe�na wrzosowisk Arkandur. Pi�knie jej do
twarzy z tym zapachem. M�g�bym j� pokocha�, c� z tego, kiedy w g�rach Pma jest jaskinia -
naj�wi�tsze miejsce w ca�ym kr�lestwie, jaskinia dynastii Dragon�w, tam udaj� si� w�adcy
gdy ju� czuj�, �e koniec blisko, tam znikaj� samotnie w czarnej gardzieli, dw�r czeka
ucztuj�c trzy dni, potem pojawia si� nowy, m�ody w�adca, podaj� mu pachn�cy kwiat do r�ki,
wnosz� do lektyki i ruszaj� z nim do stolicy aby m�g� zasi��� na tronie swych poprzednik�w.
Tak wi�c nic z tego m�j pi�kny Marsza�ku, nie czekaj� mnie twoje u�ciski lecz skalne nawisy
groty Dragon�w i hucz�ca czelu�� wn�trzno�ci Machiny. Delegacja rajc�w stolicy, trzej
m�odzi m�czy�ni, wszyscy w d�ugich, �a�obnych szatach barwy �niegu. Pok�on uleg�y,
chocia� dr��cy niecierpliw�, m�odzie�cz� si�� - z czym przychodzicie rajcowie do nas, dun
Dragona? - tamci chwil� wahaj� si� po czym �rodkowy odpowiada - z pro�b� panie nasz i
w�adco - musi to by� ci�ka pro�ba skoro sk�oni�a tak nisko wasze g�owy, m�wcie wi�c dalej
- nie zosta�y one �ci�te lecz twoja wola przeznaczy�a je do walk gladiatorskich, jutro, w dniu
�wi�ta Boga Wojny, s� w�r�d nich nasze �ony, prosimy o �ask� dla nich, znowu trzeba wsta�,
kwiat ju� ci��y w d�oni, trzymaj Marsza�ku, ma�o fioletu ju� w nim zosta�o lecz mo�e i dla
ciebie wystarczy kr�lewskich kwiat�w m�dro�ci? - Kto podnosi miecz przeciw swemu
w�adcy musi zgin��, tak m�wi� prawa Hobbi - jest rzecz� kobiety walczy� - to jeden z tych
m�odych, ciekawe czy ju� urodzi� dziecko, jeszcze co� m�dralo, znawco praw Hobbi - m�w
s�uchamy ci�, my Dias dun Dragon. - By� mo�e ci� obra�� panie m�j, lecz powiem,
powiniene� og�osi� wojn�, bunty zawsze wybuchaj� gdy przez d�u�szy czas nie ma wojny,
wszak rzecz� kobiety jest walczy�, sprawa nie jest wa�na. - Odwa�ny jeste� m�odzie�cze,
odpowiedz wi�c dlaczego �ona twoja nie zaci�gn�a si� do kt�rej� z chor�gwi najemnych? nie
znasz odpowiedzi, wi�c oddal si� i pozostaw sprawy ich naturalnemu biegowi. Ogrodniku
zbli� si� i podaj mi horacj�, ten fiolet ju� m�czy. Wi�c siadam spokojnie i w�chani rze�k�
horacj�, smak kamiennego morza w ustach, w uszach wiatr lodowatych przestrzeni, bia�e pola
Semirandy skute wieczyst�, niezbrukan� biel�. - Wi�c to twe ostatnie s�owo panie? - tak
m�czyzno, to moje ostatnie s�owo - wi�c gi� - wszyscy trzej zrywaj� si�, post�puj� kilka
gwa�townych krok�w do przodu, spod szat wyci�gaj� kr�tkie miecze, moje pretoria�skie
cienie wysuwaj� si� zza tronu, zza szeroko rozpostartych �ap archikota, mo�e nazw� go
archiknotem. Wi�c zaledwie miecze zd��y�y b�ysn�� w zalanej przera�liwie bia�ym �wiat�em
sali a ju� spod sufitu wyleci im na spotkanie dziesi�� kr�tkich, grubych strza� wypuszczonych
przez niewidocznych kusznik�w, cia�a, przed chwil� jeszcze �ywe umr� aby z �oskotem i
brz�kiem upa�� na l�ni�c� posadzk� z kunsztownie u�o�onych p�ytek r�nych barw,
przewa�nie czerni i czerwieni, od�o�� horacj� to przy�pieszenie czasu bywa denerwuj�ce.
Wi�c dopiero teraz strza�y kusz wbijaj� si� w mi�kkie cia�a, miecze wypadaj� z bezsilnych
r�k, a cia�a, pl�cz�c si� w d�ugich szatach, sk�aniaj� si� ku ponurym wizjom artysty
uk�adaj�cego posadzk� maj�c� przedstawia� bitw� pod murami Haaru. Teraz trzeba
powiedzie� - koniec audiencji - w�adca jest zm�czony, nied�ugo, gdy zajdzie jedno ze s�o�c,
zrobi si� mroczniej, Kanclerz jeszcze wyrecytuje ostatni� formu�k� nad cia�ami zabitych - kto
podnosi miecz przeciw swemu w�adcy musi zgin�� - nad ka�dym z osobna, my�l� �e
formu�ka �mierci zapewni im �ycie w nowym wcieleniu, zgodnie z prawami Hobbi. Nie
wiedz� jeszcze, �e �y� b�d� jedynie ci, kt�rzy umr� z broni� w r�ku, a kt�rych dusze porw�
czarne ptaki-dziewice boga, zakonni kap�ani ju� dawno doszli do tej prawdy, dlatego gdy
czuj� koniec, bior� miecz wychodz� na ulic� i szukaj� �mierci. Tylko ja - Dragon nie musz�
umiera� aby �y� jeszcze raz, kiedy czterysta lat temu k�ad�em si� pierwszy raz do Machiny
s�dzi�em �e umieram, teraz wiem �e �y� mog� wiecznie, przynajmniej dop�ki Machina
wytrzyma, a j� budowa�em w�asnymi r�koma i s�dz� i� wytrzyma jeszcze kilka tysi�cy lat,
gdy ja b�d� rz�dzi� tym pa�stwem. Bo jest rzecz� m�czyzny rodzi�, wychowywa� i rz�dzi�,
moj� za� rzecz� jest tylko rz�dzi�. Podnosz� si� wi�c z tronu, ujmuj� pochw� miecza i
owijaj�c sk�rzane rzemienie dooko�a nadgarstka ruszam w stron� drzwi, dwa cienie z ty�u, za
mn� idzie kto� jeszcze, s�ysz� ci�kie, cz�api�ce kroki, chyba Kanclerz, oboj�tne, teraz
chcia�bym odpocz��, nie chc� je��, zbyt du�o krwi dzisiaj ogl�da�em, id� wi�c w stron�
sypialni, d�ugim ciemnym korytarzem, nieliczni napotykani dworacy po�piesznie schodz� z
drogi k�aniaj�c si� a� do ziemi, daleko w ko�cu korytarza blaskiem jednego ze s�o�c l�ni ma�e
okienko, k�adzie smugi blasku na zbroi amazonki stoj�cej przed drzwiami sypialni w�adcy,
zbli�am si� wi�c do drzwi, gdzie w ciemnym zau�ku czeka stary ogrodnik o twarzy zoranej
mn�stwem zmarszczek, u�miech na twarzy, zdobiony pi�rami kaluasa kapelusz przyci�ni�ty
do piersi, czy kiedy� doczekam takiej siwizny? c� tam przyjacielu l�ni ogniem w twojej
s�katej d�oni? Jedyny, dopiero teraz rozkwit�? ciesz� si�, �e pami�ta�e� o mnie, chocia� ja,
widzisz, rozumiesz, nie pami�tam nawet twego imienia, dzi�kuj� ci ogrodniku za pos�pny
ogie� Calci, wszak to m�j ulubiony kwiat, tak masz racj�, aromat ma niezr�wnany,
przypomina mi zapach kobiety, bo�e, co w kosmosu czerni, kiedy� ja ostatni raz mia�em
kobiet�? czterysta lat, wieczno��, puste s�owa, lecz pami�tam, paruj�ce czym� nieziemskim
cia�o, twardo�� piersi, niezr�wnany zapach Calci, bia�e uda roz�o�one zapraszaj�co, podobno
w Strzelcu �yje lud jaki� - sk�d takie rzeczy przychodz� mi do g�owy, dlaczego sypialnia jest
czarna, niby ju� dawno powinienem si� przyzwyczai� a jednak ci�ko, te amazonki nie maj�
seksu wi�cej ni� krowa czy lemur na przyk�ad, mo�e gdy przylec� Nieludzie proponowa�
swoje dziwaczne interesy wyja�ni� mi wreszcie gdzie podziali si� ludzie i dlaczego ich nie ma
na szlakach galaktycznego milczenia? No tak, tego si� mo�na by�o domy�le�, w ko�cu sam
przywiod�em si� do tej sprawy, niczyja wina, mo�e dlatego �e lubi� Calci gdy ten wyzwala
we mnie poczucie winy. Mo�e wi�c Martin mia� racj� m�wi�c, �e jestem psychicznym
masochist�, mo�e naprawd� powinienem zosta� m�czennikiem, krzycze� na krzy�u, dobra
niech b�dzie, po�ciel przygotowana, kwiat przy ustach, mo�e si� po�o�y� i wspomina�, jak to
si� sta�o, ju� dawno powinienem si� otorbi� i krzycze�: czemu� Mi� opu�ci�? Wtedy to by�a
przecie� kwestia istnienia, zabijesz lub ciebie zabij�, czterysta lat nie �ciera krwi, zosta�a tam,
g��boko, wrak statku ju� dawno przegni�, zosta�a tylko Machina, kochana metalowa macica
reinkarnacji, gdzie do niej zwyk�ej gilotynie. Kto potrafi� tak malowa� bitw�? Tam, na suficie,
barwy tak wspaniale graj� z moimi my�lami, staj� si� moj� cz�ci�, niepowtarzaln�, wi�c
chcieli�my si� z Martinem nawzajem powstrzyma�, chcia� zu�y� reszt� energii na pr�b�
nadania sygna�u, wrzuci� reszt� erg�w w rozbit� radiostacj�, wierz�c, �e ocala�a jej cz��
nadawcza, nie wierz� w przypadki, ta spluwa, musia�em ju� wcze�niej przeczu� co nast�pi,
skoro straci�em kilka godzin grzebi�c w magazynie zanim j� wyci�gn��em i doprowadzi�em
do stanu u�ywalno�ci, oliwa, pociski, metal. By�a tak�e decyduj�ca rozmowa, rzucanie sobie
w twarz oskar�e�, w ko�cu skoczy� na mnie ze skalpelem w r�ku, sprowokowa�em go? a ja?
spokojnie strzeli�em w jego szerok� pier�, mo�e to by�y plecy a on siedzia� nachylony nad
radiostacj�, d�ubi�c co� �rubokr�tem, to by� du�y kaliber, krew sikn�a na boki a ja
wyszed�em, nie czekaj�c a� skona na wy�cielonej g�bk� pod�odze. Calci tracisz sw�j aromat,
potem by�y d�ugie, trzy lata wype�nione budowaniem Machiny, zabezpieczanie jej, i nauka
sztuki walki wszystkimi rodzajami broni u mistrza Tiech, dwadzie�cia d�ugich lat nauki.
Prawa Hobbi m�wi�: jest rzecz� m�czyzny rz�dzi�, prawa s� jednakowe dla wszystkich,
inne prawo m�wi tylko: godny by sprawowa� w�adz�. Wi�c skoro nie ma wystarczaj�co
godnego m�czyzny, rz�dzi kobieta, jaka tam kobieta, kawa� draba o usposobieniu i
agresywno�ci gniazda os, tylko te zaokr�glone kszta�ty. Wi�c kiedy mistrz Tiech nauczy�
mnie ju� wszystkiego co umia� i umar�, szybka to by�a �mier�, jedno z najtrudniejszych
uderze� jakie kiedykolwiek wykona�em, w dniu �wi�ta boga wojny - Tootha, uda�em si� do
stolicy aby stan�� na udeptanym placu, oko w oko z w�adczyni� Garim. Dzie� mia� si� ju� ku
ko�cowi, gdzieniegdzie zapalono nawet skwiercz�ce pochodnie i poprzez ich rozmywaj�cy
si� blask widzia�em amazonk� w kr�lewskiej purpurze, sta�a spokojnie, nie poruszy�a si�
nawet odrobin�, rz�dzi�a ju� trzy lata, trzy wielkie wojny, jeszcze kilka lat i nie mia�aby kim
rz�dzi�, umiej�tno�� szermierki nie oznacza zdolno�ci strategicznych i ekonomicznych, wi�c
sta�a naprzeciwko, za plecami maj�c o�tarz, �wie�o splamiony krwi� ofiarnego je�ca a ja -
w�drowiec, unios�em miecz. I w�a�nie wtedy kto� z t�umu, milcz�cego, przypatruj�cego si�
kolejnym walkom, krew wsi�k�a ju� w piasek, kto� z t�umu rzuci� na aren� czerwony kwiat
boga - krwisty Agni, do dzisiaj nie wiem czy to jego zapach czy s�odkawy aromat krwi
wyzwoli�y we mnie taki nastr�j jakiemu wtedy uleg�em, mia�em by� jej ostatnim m�czyzn�
tego dnia i gdy ju� uderzy�a, przemkn��em si� pomi�dzy lec�cym z g�ry mieczem a jego
cieniem sun�cym nieub�aganie z boku i szarpni�ciem jednej r�ki poderwa�em jej tarcz� do
g�ry, drug� w tym czasie, uzbrojon� w stalowe ostrze zapu�ci�em g��boko, w jej trzewia, tak,
�e gdy ju� z bliska poczu�em jej zapach poprzez wo� Agni, ostrze wysz�o jej pomi�dzy
�opatkami na plecach, wysoko. Odskoczy�em a ona sta�a na chwiej�cych si� nogach, potem
zacz�a ta�czy�, powinna ju� dawno upa�� z mieczem wbitym tak g��boko, lecz nie chcia�a,
ta�czy�a, zatacza�a ko�a, w jedn� stron�, w drug�, jej oczy widzia�y ju� tylko mg�� a ona
ta�czy�a i wreszcie w tym ta�cu zrozumia�a chyba, otworzy�a usta, bluzn�a krew, s�odkawo-
ostry zapach krwi to ulubiony zapach boga, i ten zapach sp�yn�� po niej, po �uskowym
pancerzu, upad� na piasek i ona upad�a w nim, jej nogi w z�otych nagolennikach ta�czy�y
jeszcze chwil�, ale ona ju� odesz�a, wielki czarny ptak zni�y� lot, dziewica boga odebra�a jej
dusz� aby ta, wraz z innymi, maszerowa�a w wielkim legionie boga. Ptak poderwa� lot,
poszybowa� w g�r� a ona ju� nie �y�a, tylko r�ka bezwiednie zaciska�a si� na uchwycie
miecza - Kto umrze z broni� w r�ku nie umrze do ko�ca - i Dias dun Dragon sta� si� w�adc�.
Potoczy�em dooko�a spojrzeniem, t�um zamar�, oto macie m�czyzn�, kt�ry b�dzie wami
rz�dzi�, kt�ry nie b�dzie rodzi�, wychowywa� lecz tylko rz�dzi� i nic poza tym. W�adca na
czas wojny i pokoju i jeszcze ten okrzyk gniewny, wydarty z g��bi piersi, z dna piekie� i
odm�t�w zapomnienia, gdzie sen o Agni, tw�j sen o krwi, o winie, czerwonej jak wzg�rza
Soligatauf, ten krzyk, gniewny, w�ciek�y, pe�en rozpaczy, kiedy ju� wiedzia�em, ju�
zrozumia�em, j� tak�e b�dziesz musia� zabi� Dragonie, wi�c ona wyskoczy�a niczym ranne
zwierz� na udeptany plac, t�um zaszemra� nagle, oni wiedzieli, ja nie, m�oda dziewczyna,
dziecko prawie, by�a jedynym potomkiem zabitej przeze mnie w�adczyni, d�ugie, g�ste w�osy
wysuwa�y si� spod masywnych �cianek he�mu, odpi�a miecz i odrzuci�a go, pomimo sza�u
potrafi�a my�le� logicznie, wiedzia�a jak od kr�tkiego miecza zgin�a jej matka, szarpn�a
wi�c obiema r�koma na boki, wyrwa�a w��cznie dwu gwardzistom, jedn� rzuci�a mi, z�apa�em
w locie, a drug� uj�a chwytem znanym mi jako �czapli dzi�b�, odpowiedzia�em ��ap� Kattt�
tego chyba nie zna�a bo zaatakowa�a, nieszcz�sna, gdy by�a ode mnie na �okie�, dopiero
wtedy spostrzeg�a, b�l musia� by� nik�y, �e jej w��cznia w niewiadomy spos�b rozmin�a si�
z moim cia�em, za� ona sama znajduje si� w po�owie d�ugo�ci w��czni przechodz�cej przez
jej cia�o. Poza jej plecami drzewce parowa�o na ca�ej d�ugo�ci, ostrze by�o czyste, jak nowe,
zawsze si� je poleruje na uroczysto�ci, t�um krzycza�, grzmot wciska� si� do uszu, kiedy i ona
zrozumia�a, z bliska widzia�em wyra�nie jej rozszerzone, ciemne oczy, jednocze�nie ze
zrozumieniem pojawi�y si� tam b�l i nienawi��, plun�a mi w twarz krwist� �lin�, gor�c� jak
blask obu z��czonych s�o�c, wtedy ja, jednym gwa�townym ruchem wyszarpn��em w��czni�,
z�apa�em drzewce w tym miejscu gdzie ju� by�o zanurzone w jej ciele, przez niesko�czenie
kr�tk� chwil� czu�em pod palcami ciep�o jej wn�trza, ona upad�a, t�um krzycza�, czarny ptak
zni�y� lot, porwa� jej dusz� i odlecia� w sfioletowia�e nagle niebo, cia�o bez duszy
podczo�ga�o si� w stron� matki i tam ju� zosta�o. Wtedy, z lo�y w�adc�w, podni�s� si�
m�czyzna, Azael - m�� i ojciec, kt�ry wszystko straci� w ci�gu tych kilku, kr�tkich przecie�,
minut zaledwie. Zawsze by�em ciekaw jak wielki musia� by� jego b�l, wtedy na udeptanym
placu, kto� z dworu poda� mu miecz, inny, d�ugi, u�ywany przez jazd�, dzisiaj my�l� �e to
m�g� by� koniuszy, to on zorganizowa� pierwszy zamach na mnie i pierwszy bunt w czasie
mego panowania, mia� g��bokie, przepastne w swym b��kicie oczy. Azael wi�c, ojciec Iruny,
m�� Kaathao, szed� naprzeciw mnie, zbola�y, pow��cz�c nogami w jaki� spos�b ju� martwy
chocia� z mieczem wzniesionym do uderzenia. Wi�c wed�ug wszelkich prawide� sztuki
pochyli�em si� i lew� d�oni� zaczerpn��em gar�� piachu, w drugiej trzymaj�c w��czni� -
mordercze drzewce, kto ci� raz poczuje - ci tutejsi poeci s� ca�kiem nie tego, rzuci�em mu �w
piasek prosto w oczy, gdy on uchyla� si� przed gar�ci� �wiru w��cznia ju� lecia�a rozcinaj�c z
szumem zg�stnia�e powietrze, t�um ucich� na te godziny, gdy w��cznia z wysi�kiem
pokonywa�a tych kilka metr�w dziel�cych mnie od Azaela, w ko�cu musia�a przecie�
zako�czy� sw�j lot, Azael uchyli� si� przed gar�ci� sklejonego krwi� piachu lecz wpad� na
lec�c� niemal r�wnolegle dzid�, przebi�a mu gard�o na wylot, ostrze wysz�o z drugiej strony.
Zatoczy� si� jak pijany, ci�ar drzewca poci�gn�� go do przodu, krew tryska�a grubym,
ciemnym strumieniem, miecz wypad� z sztywniej�cej d�oni, wreszcie upad� o dwa kroki
przede mn�, dun Dragonem - w�adc� Garim, wi�c przyjd� �nie, wyma� krew z ust moich i
oczu, ze�lij wieczne zapomnienie w kt�rym nie ma nic. Uspok�j dwa pretoria�skie cienie,
patrz�ce niespokojnie jak rzucam si� przez sen - Agni. Nakrycie zsun�o si� na posadzk�,
najdro�sze marmury, wzorki, arabeski i nie ko�cz�ce si� sceny wojenne, p�niej zapalono
wielkie pochodnie i w ich �wietle wielkie, czarne ptaki kilkana�cie dusz porwa�y do nieba,
tam, gdzie pan wojny Tooth szykuje sw�j legion do ostatniej bitwy, wi�c gdy przy �wietle
pochodni schodzi�em ju� z areny ale z now� purpur� na plecach w�drowca, brzemieniem
w�adzy na g�owie, moje my�li by�y przy Machinie, nama�cili mi twarz krwi� ofiarnego je�ca i
zaprowadzili do pa�acu, wtedy jeszcze nie mia�em swoich cieni, do otwarcia szko�y mia�o
up�yn�� troch� czasu, pomy�la�em o Machinie, ojej ch�odnym, metalowym spokoju, i o
Martinie, jak on bardzo chcia� si� st�d wydosta�, bo�e, jak bardzo, wi�c odt�d, przez
trzydzie�ci lat stacza�em takie walki zanim nie ustanowi�em dynastii Dragon�w. Oby trwa�a
wiecznie.
Obudzi�em si� maj�c ci�gle w ustach posmak Agni, kwiatu kt�ry wyr�s� z krwi
utoczonej bogu, krew, krew wsz�dzie, moi pretorianie, ale inni ni� przed za�ni�ciem,
zmieniaj� si� o p�nocy, sam sporz�dzi�em regulamin czuwania, stali czujni, gotowi uderzy�
w ka�dego, kto o�mieli�by si� zak��ci� m�j sen. �wit wstawa� ju�, pierwsz� nog� jak mawiaj�
Perusi, �wiat�o torowa�o sobie drog� pomi�dzy rzadkimi �awicami chmur nad miastem,
raczy�em si� podnie��, na zmi�toszonej po�cieli ponurym blaskiem m�y si� zapomniany i
niepotrzebny Calci, teraz woda, twarz, d�onie, ubiera� si� nie ma potrzeby, rzadko rozbieram
si� do snu, dzisiaj w ca�ym pa�stwie Dragon�w wielkie �wi�to, rocznica pierwszej walki Pana
Wojny - Tootha. Ca�y dzie� wype�niony obowi�zkami g�owy narodu, jaki to jest plan?
pierwsza, defilada sto�ecznych chor�gwi, miecze wyostrzone, zbroje wypucowane do blasku,
potem walki gladiator�w w amfiteatrze, obiad na trawie z wojskowych racji, paskudnie
przesolona wo�owina i twardsza chyba od ko�ci, suchary. I tak do wieczora. Szlag by to trafi�,
daj� posi�ek poranny, jedzmy bo czasu ma�o, chor�gwie czekaj�, teraz lekka zbroja, ju� nie te
czasy gdy paradowa�em w zbroi bojowej, ci�kiej jak wszyscy diabli, chod�my w ko�cu, co
ma si� sta� niech si� stanie czym pr�dzej. Nie do wiary? Marsza�ku? kto do licha m�g� zabi�
wartownika na s�u�bie? Nocni rabusie, porachunki prywatne? Teraz trzeba przej�� do
skrzyd�a po�udniowego, tam jest taras, z kt�rego w�adcy przyjmuj� defilady wojsk, z jednej
strony p�askie, rozleg�e wzg�rze dla t�umu, z drugiej za�, czarne mury pa�acu w�adc�w Garim,
ciasne przej�cia, przestronne sale, tupot pancernych but�w, gwar rozm�w, sczernia�e pos�gi i
portrety wielkich wodz�w kr�lestwa, dzie� bez kwiat�w dun Dragonie, przygarbiona posta�
Miecznika z wielkim ostrzem nad g�ow� wysuwa si� do przodu, kosmyki siwych w�os�w
wysuwaj� si� spod l�ni�cego he�mu, w oddali, poza grubymi murami ju� s�ycha� morze
szmer�w, t�um czeka, najlepsze miejsca s� zajmowane ju� wieczorem.
Wi�c stoj� na tarasie defiladowym swego pa�acu, obleczony w lekk�, czarno
oksydowan� zbroj� i przyjmuj� przemarsz wojsk, z ty�u, za pretorianami, dw�r wymienia
p�g�osem uwagi, wzdycha do czasu, gdy chor�gwie rusz� w pole, a w dole maszeruj�. Lasy
gro��cych niebu, ostro zako�czonych w��czni, dywany he�m�w, szeregi d�ugich, ci�gn�cych
si� po ziemi �uk�w. Mordercze instynkty powoduj�ce, �e kobiety zamiast pracowa� aby
wy�ywi� rodzin�, zak�adaj� pancerze, si�gaj� po miecze i tarcze po czym id�, w d�ugich
szeregach, za horyzont, w poszukiwaniu walki i �mierci. Chor�gwie obracaj� twarze
przechodz�c pod tarasem, gdzie stoj� ze stalowym dworem za plecami, widz� je wtedy
wszystkie, siwow�ose matrony, staruszki prawie, kobiety w sile wieku i kwiat - m�ode
dziewczyny, �adne i brzydkie, wszystkie p�dzone jedn� ��dz�, id� i patrz�, ja tak�e patrz� bo i
c� innego m�g�bym robi�? By� mo�e Nieludzie znale�liby jakie� rozwi�zanie, dawno ich ju�
nie by�o, lecz maj� zakaz ingerencji w sprawy wewn�trzne odwiedzanych planet, to od nich
dowiedzia�em si�, �e ludzie znikn�li z galaktycznych szlak�w, zbli�a si� elitarna chor�giew.
Bia�e szaty, piechota i konnica kap�anek boga Wojny, chor�giew, marzenie wszystkich
dziewcz�t nosz�cych tarcze, idzie w zwartym szyku, bia�a, trzepocz�ce wst�gi, ja�niej�ce
zbroje, dw�r wzdycha po�r�d ci�kiego tupotu ko�skich kopyt, krzyki t�umu po drugiej
stronie alei unosz� si�, nabieraj� �ywszych d�wi�k�w, �egnaj� ostatniego bia�ego konia, teraz
b�dzie maszerowa� garnizon stolicy, sze�� pe�nych chor�gwi, ponad trzy tysi�ce amazonek, w
wi�kszo�ci ci�ka piechota, du�o kusznik�w, koni jak na lekarstwo, pi��set, mo�e troch�
wi�cej, zamyka setnia szturmowniczek, kto tam teraz dowodzi? Ksenno zdaje si�, ci�kie
zbroje, nawet strza�a z kuszy ich nie przebije, trzy kr�tkie ci�kie oszczepy maj�ce za zadanie
oczy�ci� przedpole przed atakiem, pupilki dow�dcy garnizonu sto�ecznego, same ros�e
dwudziesto i trzydziestokilkuletnie amazonki. Jeszcze tylko oddzia�y posi�kowe
sprzymierzonych plemion, jak zwykle zamykaj� parad�, Ageni, w lu�nych szatach, bez zbroi,
he�mu i ca�ego tego �elastwa. �uk, ko�czan, dwa miecze - d�ugi i kr�tszy do walki w zwarciu,
szybkie, wytrzymalsze od moich chor�gwi lecz ma�o odporne na strza�y i ju� zupe�nie
bezradne wobec ci�kiej konnicy. Ostatni szereg przep�ywa niemal tym charakterystycznym
tanecznym krokiem, obowi�zkowa gromadka dziewczynek, t�um na wzg�rzu rozpe�za si�,
formuje d�ug� wst�g� zmierzaj�c� w kierunku amfiteatru, ja - Dragon tak�e tam p�jd�, w �lad
za maszeruj�cymi oddzia�ami, po�r�d szpaler�w ludzi machaj�cych przyja�nie czapkami i
u�miechaj�cych si�, nie wiedz� jeszcze nic o poselstwie Seeth, m�czy�ni ciesz� si� pokojem,
kobiety si� nudz�, tak by�o zawsze i tak by� musi.
Schodz� wi�c z tarasu, przed schodami czeka ju� dwudziestka pretorian, kr�tkie
pozdrowienie, moja odpowied� i ruszamy, pieszo, tropi�c oddzia�y posi�kowe. Orszak
prowadzi samotny Miecznik z wielkim ostrzem skierowanym ku niebu, za nim dziesi�tka
pretorian, p�niej ja - Dragon maj�c z ka�dego boku pi�tk� pretorian i jeszcze dwa cienie z
ty�u, za plecami a dopiero potem reszta dworskiego fraucymeru: pi�ciu Marsza�k�w,
Kanclerze, Cze�nicy, Szafarze, Amazonki Przyboczne i ca�a ta kobieco wojownicza czereda
idzie za mn� brz�kaj�c i poszczekuj�c uzbrojeniem. Ludzie stoj� pod �cianami budynk�w
przyciskani przez rozstawionych na trasie gwardzist�w, u�miechaj� si�, wymachuj�, tak jak
by� powinno, tylko tam, pod schodami Admiralicji, grupka m�czyzn patrzy z�owrogo,
zaczynani czu� ten delikatny zapach �mierci, co� jakby kropla krwi we wn�trzu kwiatowego
kielicha, ostry gwizd i ju�, zaczyna si�, wyszarpuj� miecze, krzyki amazonek z gwardii,
zamach, dwie z gwardzistek, te stoj�ce najbli�ej zamachowc�w padaj� z rozci�tymi he�mami,
pi�ciu m�czyzn podbiega bli�ej, ruchy pretorian s� jakby ospa�e, moja r�ka sama zsuwa si�
na uchwyt broni, pretorianie wyszarpuj� swoje lekko zakrzywione miecze i nie mija kilka
szalonych sekund pe�nych �wistu, krzyku, brz�ku i charakterystycznego odg�osu jaki wydaje
przecinane p��tno wraz z wn�trzno�ciami pod spodem a zamachowcy ju� le�� porozp�atywani
straszliwymi d�ugimi ci�ciami, pretorianie wsuwaj� miecze do pochew, ich ruchy znowu s�
powolne jak w transie, id�my dalej, krew zaczyna tworzy� ju� ka�u�e, nie wiadomo sk�d
nadlatuje kilka czarnych ptak�w, czy mog� istnie� stworzenia �ywi�ce si� �mierci�? Bzdura;
tylko �e te ptaki naprawd� to robi�. W ko�cu do wszystkiego mo�na si� przyzwyczai�, do
amazonek, czarnych ptak�w, Machiny, narkotycznych kwiat�w, nawet do zamach�w.
Wi�c, skoro ju� jestem przekonany co do realno�ci swojego istnienia, skoro krew
ofiarnego je�ca sp�yn�a kamiennym korytkiem, skoro gladiatorzy pozabijali ju� odpowiedni�
ilo�� spo�r�d siebie, skoro aktorzy odegrali ju� bitw� pod Senno, skoro obiad na trawie z
wojskowych racji zosta� spo�yty i niemal ju� strawiony, skoro ma si� ju� ku wieczorowi
mo�na wsta� i og�osi� �mier� bez Kary. Wi�c ja - Dragon staj� na nogi za mn� z chrz�stem
ca�y fraucymer, unosz� r�k�, t�um cichnie jak zwykle jest okazja za�atwi� w honorowy spos�b
wa�nie, g�upie spory o niewolnik�w w kole amfiteatru nabieraj� rytualnej powagi i
kosmicznego sensu odwiecznej walki, zdzieraj�c wi�c gard�o, og�aszam �mier� bez Kary,
chocia� wiadomo �e do regu� tych pojedynk�w nale�y walka do pierwszej krwi, chodzi tylko
o to aby po pierwszym pchni�ciu do zgonu przeciwnika nie trzeba by�o �adnego nast�pnego.
Walki jak zwykle zaczynaj� najni�sze stany, id�c powoli wzwy� ko�czy si� na fraucymerze,
kiedy� fina�em by�y walki o koron�, dop�ki nie znios�em tego ostatniego punktu programu.
Ju� s� pierwsi ch�tni, nawet zamiatacze ulic maj� swoich �yciowych wrog�w, szybka walka,
wygrywa stra�nik wilg�w, i nast�pna, teraz ju� dyplomowany rzemie�lnik z mistrzem cechu,
ta walka trwa d�ugo, m�odzie� jednak zwyci�a, mistrza znosz� z areny, obci�ta d�o�, ma
wszelkie szans� na wykrwawienie si�. D�ugie walki �o�nierzy, zaci�te, twarde. W ich czasie
zapalone w�a�nie pochodnie zd��y�y si� ju� wypali� prawie do po�owy, t�um jest
podekscytowany, t�um pragnie zobaczy� jak leje si� krew najwy�szych dostojnik�w pa�stwa.
Czu� w powietrzu t� ��dz�, kumuluje si� z wolna i nabiera si�y. �o�nierze i oficerowie ko�cz�
swoje harce, zapada d�uga cisza wzmocniona jeszcze szelestem t�umu, herold nie zjawia si�,
nikt spo�r�d wysokich dostojnik�w nie b�dzie walczy� tego roku, w�r�d widowni przebiega i
narasta grzechot g�os�w niezadowolenia i jednocze�nie kto� wchodzi w jasno�� o�wietlonej
areny, to nie herold, t�um cichnie, co� wisi w wieczornym, wilgotnym powietrzu, groza;
drobna, jakby znajoma posta� podnosi r�k� do g�ry, cisza, g�ucha jak dzwon, spada na
amfiteatr! w tej g�uchej, napi�tej ciszy szczup�y cz�owiek na arenie zaczyna m�wi�. Nie, Bo�e
co w kosmosu czerni... jakie odwieczne prawa, przecie� to niemo�liwe, zabi�em go czterysta
lat temu, duch�w nie ma, strza� by� pewny, krwawa plama na plecach, Martin do dwustu
miliard�w ciemnych gwiazd nie mo�esz, nie masz prawa �y�, po prostu nie mo�esz, a je�eli
ju� �yjesz, to dlaczego chcesz mnie zabi�, zemsta po czterystu latach, Martinie odpowiedz,
t�um czeka, powietrze zamienia si� w krew, ca�y amfiteatr oddycha krwi�, moj�, z ciemno�ci
patrz� na mnie tysi�ce oczu amazonek spragnionych widoku �mierci, Martinie, powiedz, �e to
nieprawda, stuletni sen, obudz� si� w ciep�ej koi rakiety na tydzie� �wiat�a przed celem, gdzie
my wtedy lecieli�my? P�aszcz w�drowca na plecach, jak ja, kiedy� dawno, dawno temu,
Martinie co� ty zrobi� najlepszego? Budzisz Dragona z jego snu. Robisz to.
Wiec ja - Dragon musz� wsta�, zdj�� purpur� z bark�w, zostawi� swoje cienie i
szerokimi schodami zej�� na aren�. Twarze mijane po drodze b�d� ciekawe, �yczliwie
zainteresowane, moj� lub jego �mierci�. Cz�owiek, prawdziwy, zdejmuje tak�e sw�j p�aszcz i
nieporuszony b�dzie czeka� na ucznia mistrza Tiech - kto by� twoim mistrzem Martinie? Za�
ucze�, kt�ry zabi� swego mistrza stanie naprzeciwko niego i podobnie jak on obna�y sw�j
miecz i odrzuci na bok pochw�. Potem ja - Dragon zapytam po prostu - dlaczego? Martinie,
dlaczego? A on nastawiaj�c miecz do odparowania pierwszego ciosu zacznie m�wi�. I ja -
Dragon walcz�c b�d� s�ucha� jego opowie�ci przerywanej brz�kiem zderzaj�cych si� mieczy.
Opowie�ci o czterystu latach samotno�ci, o d�ugiej nauce fechtunku, o nowych ciosach, jakie
nie �ni�y si� dot�d nikomu nawet mistrzowi Tiech, b�d� s�ucha� o d�ugich w�dr�wkach po
ca�ej planecie uwie�czonych odkryciem wielkiej, niezamieszkanej wyspy, daleko za
wschodnim Archipelagiem. Martin ty chyba zwariowa�e�, jakie dzieci? jakie szcz�cie, nawet
je�eli mnie zabijesz to i tak nigdy nie zechc� by� z tob� nie m�wi�c ju� o byciu kobiet�.
Wi�c ja - Dragon b�d� walczy� w beznadziejnym pojedynku skazany na los gorszy od
�mierci, miecze b�d� dzwoni�y i �wiszcza�y do momentu w kt�rym cios precyzyjniejszy od
ci�cia skalpelem pozbawi mnie w�adzy w r�kach i nogach, jak podci�ty upadn� na splamiony
krwi� gladiator�w piasek a Martin zostanie kr�lem. I b�dzie udawa�, �e si� mn� troskliwie
opiekuje a� do momentu kiedy b�dzie m�g� wywie�� mnie do groty Dragon�w, do Machiny
aby tam, w jej ch�odnym wn�trzu przerobi� mnie na swoj� kobiet�. Oto kim mam zosta�. Ja -
Dragon.
Zbigniew Jastrz�bski