10784

Szczegóły
Tytuł 10784
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10784 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10784 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10784 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Magdalena Kozak Zb�jcy Zb�jcy byli profesjonalistami. Przynajmniej na pocz�tku wszystko robili nad wyraz profesjonalnie. Zr�cznie zarzucone kotwiczki z przywi�zanymi do nich linami trafi�y prosto w oba najwy�sze okna Wie�y. Zaraz potem cztery czarno odziane postacie zacz�y si� wspina� po murze. Akcja przeprowadzona by�a w niemal�e ca�kowitej ciszy, dzi�ki czemu Stra�nik nie otworzy� nawet oka. Paskuda r�wnie�. Ze wzgl�du na panuj�ce ostatnio niemi�osierne upa�y, Ksi�niczka nie zamyka�a na noc okiennic. Zb�jcy wi�c bez przeszk�d wtargn�li do jej komnaty. Otoczyli bogato rze�bione �o�e i pochylili si� nad �pi�c� niewiast�, b�yskaj�c gro�nie nagimi ostrzami mieczy. Po chwili wahania, jeden z nich pochyli� si� i tr�ci� placem kr�g�e ramie obleczone w batyst koszulki. Ksi�niczka zamruga�a niech�tnie, przewr�ci�a si� na wznak, otworzy�a oczy... i krzykn�a na ca�y g�os. � Dzie� dobry, Wasza Wysoko�� � rzek� zb�jca uprzejmie. Ksi�niczka nie wyartyku�owa�a �adnej odpowiedzi. Po prostu wrzeszcza�a nadal, g�o�no i dosy� niesk�adnie. Zaalarmowany krzykiem Stra�nik poderwa� si� z ��ka natychmiast. Chwyci� pierwszy lepszy miecz z kolekcji i pop�dzi� schodami na g�r�. Pod drzwiami uprzytomni� sobie, �e nie wzi�� kluczy. Zawr�ci� wi�c po�piesznie, �omocz�c bosymi stopami w drewniane stopnie. W tym czasie jeden ze zb�jc�w podszed� do drzwi i zacz�� upycha� jakie� sprytnie pomy�lane kawa�ki drutu w dziurce od klucza. Dw�ch jego kamrat�w przesun�o si� pod okna, trzymaj�c bro� w pogotowiu i wspieraj�c si� plecami o �ciany tu� obok otwor�w. Ten po prawej wyjrza� szybko, jakby wypatruj�c kogo� w pobliskim lesie. Dostrzeg� go chyba, bo kilkukrotnie zamacha� r�k�. Cofn�� si� zaraz potem i znowu przywar� do �ciany. Ksi�niczka urwa�a krzyk dosy� gwa�townie. Rozejrza�a si� wok�, jakby zdziwiona, �e nie przyni�s� on �adnego efektu � Ooo, tak lepiej. � Pokiwa� g�ow� ten ze zb�jc�w, kt�ry wci�� tkwi� przy niej. � I zdrowiej dla nas wszystkich, to na pewno. Kroki Stra�nika zn�w za�omota�y na schodach. Zamek u drzwi zazgrzyta�, zapewne Stra�nik usi�owa� w�o�y� we� klucz. � Lepiej przesta� � poradzi� mu zb�j, pilnuj�cy drzwi. � Popsujesz zamek. A jakby ci si� nawet uda�o otworzy�, wtedy od razu j� zabijemy. Wiesz, kogo. J�. Zgrzytanie usta�o natychmiast. � Jeste�my Frontem Wolno�ci � oznajmi� ten, kt�ry sta� przy Ksi�niczce. � Nasza organizacja jest �ci�le tajna oraz podziemna. Oczywi�cie, nie podamy wam naszych prawdziwych imion. Do mnie b�dziecie m�wi� Pierwszy. Jasne? Ksi�niczka pokiwa�a g�ow� z wyj�tkowo og�upia��, zdumion� min�. Stra�nik nie odpowiedzia�. � Ej, ty tam, za drzwiami! � Pierwszy podni�s� nieco g�os. � Jasne? To potwierd� i to ju�. I nie udawaj, �e nie s�yszysz. Tu na pewno dobrze s�ycha�. Inaczej po co by� przy�azi� co wiecz�r, pods�uchiwa�, co ona tu gada do siebie? � rzuci� triumfalnie. � Tak, tak, zrobili�my rozpoznanie, a co � pochwali� si�. � Jeste�my w pe�ni profesjonalni! Stra�nik odburkn�� co� w�ciekle a Ksi�niczka u�miechn�a si� pod nosem, pomimo d�awi�cego j� strachu. Przychodzi� do niej, no prosz�.... � No wi�c jak, s�ycha�, czy nie? � indagowa� Pierwszy nieust�pliwie. � S�yyycha� � potwierdzi� w ko�cu Stra�nik tonem pe�nym g��bokiego niezadowolenia. � Dobrze! � U�miechn�� si� zb�jca. � To teraz dalej. Ten przy drzwiach to Drugi. � Ale to ja jestem Drugi! � zaprotestowa� zb�jca spod okna oburzonym tonem. � Ustalali�my przecie�... � Zamknij si�! � odparowa� ten spod drzwi natychmiast. � Eron m�wi, �e jestem Drugi, to jestem. Ty mo�esz by� Trzeci... � Jestem tu d�u�ej od ciebie! � Nie dawa� za wygran� tamten. � Nale�y mi si� lepsza cyfra! Eron, powiedz mu, przecie� sam m�wi�e�... � Zaraz obaj b�dziecie Trzeci! � zapieni� si� Pierwszy, zwany te� Eronem. � I nie m�wcie do mnie po imieniu! � Ja przynajmniej wiem na pewno, �e jestem Czwarty. Ale mi to nie przeszkadza � oznajmi� pogodnie zb�jca przy toaletce. � Ja tam si� nie pcham, poczekam na swoj� kolej... � To w ko�cu kto jest Drugi? � piekli� si� zb�jca spod drzwi. � Nie mo�emy by� obaj Trzeci, i Alik i ja. To nie b�dzie sprawiedliwie no i zaszkodzi przy organizacji... B�dzie si� myli�o co chwil�. Zb�j spod okna demonstracyjnie opu�ci� miecz i opar� ostrze o pod�og�. Wyjrza� za okno, pogwizduj�c pod nosem. � Alik jest Drugi � rozstrzygn�� Eron zdecydowanie. � Ma racj�, jest d�u�ej. Alik natychmiast rozja�ni� si� w szerokim u�miechu, podni�s� miecz i z powrotem jak najbardziej profesjonalnie przywar� plecami do �ciany. Zb�jca pod drzwiami obrzuci� go w�ciek�ym, zazdrosnym spojrzeniem. � Nie generuj k�opot�w, Rosz. � Eron postanowi� uprzedzi� jakikolwiek komentarz. � Trzecie miejsce to te� medalowa pozycja... � spr�bowa� go udobrucha� cho� troszk�. Rosz westchn��, po czym popatrzy� na przyw�dc� i z wyra�nym oporem pokiwa� g�ow�. � No dobrze � podda� si� niech�tnie. � Ale do mnie nie powiecie po imieniu, co? � rzuci� niedbale Czwarty. � Chocia� tyle jeste�cie mi winni za umieszczenie mnie na szarym ko�cu... � Dobrze, Zen � zgodzi� si� Eron, zadowolony, �e przynamniej ten nie zg�asza pretensji w temacie hierarchii. � Nie powiemy. � I by by�o tyle. � Pokr�ci� g�ow� zdegustowany Zen i odwr�ci� si� do okna. � Dzi�ki za konspiracj�, Eron. Pierwszy zb�jca wykrzywi� si� i uderzy� si� d�oni� w czo�o. � Jak tam smok? � zapyta� szybko, pokrywaj�c zmieszanie. � �pi? Elik i Zen wyjrzeli przez okna. � �pi. � Pokiwali zgodnie g�owami. � Paaasiuuu!� rozwrzeszcza�a si� natychmiast Ksi�niczka, przypominaj�c sobie poniewczasie o swoim g��wnym obro�cy. � Paaasiuuu! Jezioro zabulgota�o dosy� niemrawo w odpowiedzi. Powierzchnia wody zafalowa�a, unios�a si� nieco, a� wreszcie rozst�pi�a si� z pluskiem przed d�wigaj�cym si� leniwie cia�em smoka. � Mniam? � zachrypia�a Paskuda, rozgl�daj�c si� wok� pytaj�co i mrugaj�c zaspanymi �lepiami. � Tuuutaaaj! � zawo�a�a Ksi�niczka, zrywaj�c si� z ��ka i biegn�c ku oknu. � U mnie w Wie�y! Bandyci! Ratunku! Eron pochwyci� j� wp�, powl�k� z powrotem do ��ka i posadzi� na wymi�tej po�cieli. � Nic z tego � oznajmi� zdecydowanie. � Najpierw nasze warunki. Uspok�j smoka, bo... � zawiesi� g�os znacz�co. � Je�eli Ksi�niczce spadnie chocia� w�os z g�owy... � zapieni� si� za drzwiami Stra�nik � nie znajdziecie miejsca na tej ziemi, gdzie mogliby�cie si� ukry� przede mn�! Czarni M�ciciele to przedszkole w por�wnaniu z tym, co ja wam zrobi�! Spr�bujcie j� tkn�� cho�by palcem! Zb�jcy przyjrzeli si� swojej brance do�� krytycznie. Zarumieni�a si� wstydliwie pod ich szacuj�cymi spojrzeniami. M�czy�ni popatrzyli po sobie pytaj�co i jednocze�nie z lekka pokr�cili g�owami. � Nic jej z naszej strony nie grozi. � Eron podsumowa� t� niem� narad� z cieniem rozczarowania w g�osie. � Oczywi�cie, o ile wype�nicie nasze ��dania. Jeste�my tu z pobudek ideowych, nie dla prywaty. Ksi�niczka poczerwienia�a jeszcze bardziej, tym razem przybieraj�c do�� ura�on� min�, a Stra�nik westchn�� pod drzwiami z nieskrywan� ulg�. � Jakie s� te ��dania? � rzuci� po�piesznie. W sukurs przysz�o mu pytaj�ce spojrzenie Paskudy, kt�ra dobudzi�a si� wreszcie, przycz�apa�a pod Wie�� i zbli�y�a pysk do okien, zagl�daj�c ciekawie do �rodka. � Jeste�my Frontem Wolno�ci! � oznajmi� Eron patetycznie. � Dlatego te� walczymy o szeroko rozumian� wolno��, pod ka�dym wzgl�dem i w ka�dym wydaniu... I dla ka�dego! � Do rzeczy � przerwa�a mu Ksi�niczka oschle. � Jak rozumiem, bynajmniej nie dla ka�dego, bo o moj� wolno�� wcale wam nie chodzi. Raczej jestem teraz podw�jnie uwi�ziona, co bynajmniej uwolnieniem nie jest. Odpu��cie wi�c sobie ca�� t� wasz� ideologi� i m�wcie wprost. Czego chcecie? Zb�jcy popatrzyli po sobie stropieni. Nie przewidzieli chyba takiego postawienia sprawy. Milczeli przez chwil�, zastanawiaj�c si�. � Kwesti� twojej wolno�ci przedyskutujemy kiedy indziej � podj�� wreszcie Eron, chrz�kaj�c z zak�opotaniem. � Przyjdzie czas i na ciebie. O, w�a�nie: uwolnimy ci� na samym ko�cu i w ten spos�b zwie�czymy nasz� misj�. Szczeg�y p�niej. � Rozejrza� si� po towarzyszach, napotykaj�c ich pe�ne aprobaty spojrzenia. � A teraz, do rzeczy. Nasze pierwsze ��danie: uwolni� smoka! Ksi�niczka zamruga�a oczami, pokr�ci�a g�ow� w zdumieniu i wpatrzy�a si� w zb�jc� pytaj�co, jakby chcia�a si� upewni�, czy ten aby nie �artuje. Stra�nik oderwa� policzek od drzwi, potrz�sn�� g�ow�, pod�uba� w uchu palcem. Przes�ysza� si� czy co? Paskuda sapn�a gwa�townie, cofn�a si� i przysiad�a na ogonie w zdumieniu. Twarze zb�jc�w rozpromieni�y si�. Widocznie obmy�lili ten manewr ju� na samym pocz�tku planowania akcji i nie mogli doczeka� si� jego wykonania. � Drogi smoku! � zawo�a� Eron. � Podejd� tu bli�ej! Paskuda natychmiast przybli�y�a pysk do okien, �ypi�c �lepiami z prawdziwym zainteresowaniem. � Trzymaj� ci� tu w poni�aj�cych warunkach! � przem�wi� Pierwszy Zb�j z patosem. � I zmuszaj� do wykonywania wyj�tkowo niegodziwej pracy. Po�erasz szlachetnych rycerzy, kt�rzy ci w niczym nie zawinili, a wszystko to po to, by wspiera� ��dnych w�adzy krwiopijc�w i chroni� kastow� nieskalano�� c�rki swego ciemi�yciela! Paskuda wbi�a w niego zszokowane spojrzenie, po czym sapn�a ponownie i zamy�li�a si�. � Mniam? � rzuci�a wreszcie, bardzo nie�mia�o i cichutko. � Mniam, ble? Buuu... � oznajmi�a z �alem. � Niestety, to prawda. Powinna� wi�c natychmiast zerwa� z tym nikczemnym procederem. Rozumiemy jednak, �e kajdan niewoli nie da si� odrzuci� tak �atwo! � kontynuowa� Eron, ka�de jego s�owo tchn�o niezg��bion� empati� � I mo�e by� ci trudno dzia�a� przeciwko dotychczasowym panom... Nie b�dziemy zatem nalega� na �adne zdecydowane akcje z twojej strony, droga Paskudo. Tak si� bowiem nazywasz, prawda? Paskuda popatrzy�a na niego z wdzi�czno�ci� i pokiwa�a gorliwie �bem, rzucaj�c r�wnie� kr�tkie, ukradkowe spojrzenie w kierunku Ksi�niczki. � Oto, co ci proponujemy: pozosta� neutralna! � zaproponowa� Eron do�� protekcjonalnym tonem. � Pozw�l nam dzia�a� na rzecz twojej wolno�ci... A ja ci obiecuj�, �e twojej dotychczasowej pani w�os nie spadnie z g�owy, o ile oczywi�cie spe�nione zostan� nasze ��dania. W ko�cu, ona te� tu jest poniek�d ofiar� dotychczasowego re�imu... Paskuda pokiwa�a entuzjastycznie pyskiem, a Ksi�niczka popatrzy�a na zb�jc� ze zdumieniem, mieszanym z nie�mia�� nadziej�. � Jestem ofiar�... � powt�rzy�a za nim machinalnie. � No, w�a�ciwie to tak... � Nic ci to nie pomo�e � przerwa� jej Eron kategorycznie. � Tak czy inaczej, obecnie nale�ysz do re�imu. Dla ciebie nie b�dziemy mieli �adnych wzgl�d�w. A nawet je�eli jakie�, to dopiero na samym ko�cu. Na razie jeste� nasz� zak�adniczk� i chyba nie musz� opisywa�, co ci mo�e grozi� ze strony takich pod�ych zb�jc�w, jak my. Jasne? Ksi�niczka zwiesi�a sm�tnie g�ow�, wzdychaj�c �a�o�nie. Stra�nik za�omota� w�ciekle pi�ci� w drzwi. � Ja tu wszystko s�ysz�! � upomnia� zb�jc�, troch� bezsensownie. � Niech mi tylko w�os z jej g�owy spadnie... � Dalsze ��dania � oznajmi� Eron, nie podejmuj�c dyskusji. � Zak�adnik za zak�adnika. Uwolni� Agrabiego, naszego mistrza i duchowego przyw�dc�. � Niby jak to mam zrobi�? � Ksi�niczka podnios�a g�ow�, oburzona. � Nawet nie znam cz�owieka... Czy wy�cie nie pomylili Wie�y przypadkiem? � Agrabi jest przetrzymywany w lochu Ksi�cia Pana � wmiesza� si� Alik z wyja�nieniem. � Niby to za przyw�aszczenie sobie powierzonych mu funduszy na zakup aprowizacji... Oczywi�cie, Ksi��� Pan zostawi� mu te dukaty specjalnie. Wszyscy wiemy, �e to nic innego, jak tylko polityczna prowokacja! � Nasz mistrz przeszkadza� mo�nym, wywalaj�c im prawd� w same oczy � wycedzi� ponuro Eron. � Ale raz uwolnionej wolno�ci nie da si� zniewoli� z powrotem! � wypali� z determinacj�. Jego kamraci z przekonaniem pokiwali g�owami. � Na dodatek �o�dacy Ksi�cia Pana zagarn�li te fundusze razem z Agrabim, nikczemnie pl�druj�c jego kryj�wk�! � zdenerwowa� si� nagle Zen, siedz�cy dot�d cicho przy oknie w pobli�u toaletki. � A mieli�my przeznaczy� je na sp�at� d�ug�w i rozw�j naszej organizacji... � Rzuci� porozumiewawcze spojrzenie w kierunku Erona, kt�ry �askawym skinieniem udzieli� mu przyzwolenia. � Teraz Ksi��� Pan ma nam je odda� i to na dodatek podw�jnie! � kontynuowa� wi�c o�mielony Zen. � To jest nasze trzecie i ostatnie ��danie. Jak na razie! � zastrzeg�. Ksi�niczka pokr�ci�a g�ow�, po czym schowa�a twarz w d�onie. � To przegrana sprawa � westchn�a ci�ko. � Ojciec nigdy nikomu nie odda ani potencjalnej ofiary, ani, tym bardziej, pieni�dzy. Nie macie po co nawet zaczyna� negocjowa�... � Nie b�dziemy negocjowa� � oznajmi� Eron powa�nie, a jego koledzy przybrali marsowe miny. � Wys�ali�my jednego z nas do Zamku. Nie b�dzie negocjowa�, na to jest stanowczo za g�upi. Ma tylko przekaza�, �e je�eli do jutra rana nie pojawi si� tutaj Agrabi, sam, tylko z got�wk�... Czy musz� ci m�wi�, co dalej? Chyba nie chcesz tego wiedzie�... Ksi�niczka natychmiast podnios�a g�ow� i wbi�a w niego zaniepokojone spojrzenie. � Masz dwadzie�cia cztery godziny. � Zb�j �ciszy� g�os do scenicznego szeptu. � Do jutra rana. A potem... � Gwa�townym ruchem przesun�� palcem wskazuj�cym po szyi. � Chlast! Ksi�niczka wzruszy�a demonstracyjnie ramionami, kt�re jednak lekko dr�a�y. Paskuda parskn�a zza okna z wyra�nym protestem. � Tylko tak m�wi� � z�agodnia� Eron natychmiast, odwracaj�c si� do smoczycy. � A ty pami�taj, mia�a� si� nie wtr�ca�. Neutralno��, moja droga, to jedyna otwarta �cie�ka ku twojej wolno�ci � zako�czy� patetycznie. Paskuda poparska�a jeszcze przez chwil�, po czym odwr�ci�a si� i pocz�apa�a do jeziora, kr�c�c we wzburzeniu �bem i co� sobie bulgocz�c pod nosem. Zanurzy�a si� dosy� po�piesznie i pozosta�a w g��binach. � A wi�c mamy jasn� sytuacj� � podsumowa� przyw�dca zb�jc�w z nieskrywan� satysfakcj�. � To teraz pozostaje nam tylko czeka�. Agrabi b�dzie tu dzi� wieczorem... Najp�niej jutro rano, o ile Ksi��� ma jeszcze odrobin� oleju w g�owie. W oczach Ksi�niczki zakr�ci�y si� �zy. Zwiesi�a smutnie g�ow� i poci�gn�a parokrotnie nosem. Stra�nik odwr�ci� si� i opar� plecami o drzwi, uderzaj�c w nie ty�em g�owy w ge�cie pe�nym bezsilnej rozpaczy. Zb�jcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym w milczeniu posiadali na pod�odze, na wszelki wypadek trzymaj�c bro� w pogotowiu. Rozpocz�y si� d�ugie, pe�ne napi�cia godziny... *** �wit zasta� ich w sytuacji niewiele zmienionej. Zb�jcy wci�� okupowali komnat� na szczycie Wie�y. Z pocz�tku starali si� nieco rozrusza� Ksi�niczk�, zapewniaj�c dobrodusznie, �e nie powinna tej ca�ej historii traktowa� zbyt osobi�cie. Ta jednak siedzia�a ca�y czas na ��ku, wtulaj�c si� w k�t bez jednego nawet s��wka. Nawet na propozycj� zagrania w okr�ty celem zabicia czasu odpowiedzia�a jedynie wzgardliwym, wynios�ym ruchem g�owy. Zb�jcy markotnieli wi�c coraz bardziej, nudz�c si� setnie i przemy�liwuj�c pos�pnie, �e ich arcygenialny plan by� mo�e wcale nie by� a� tak genialny. Stra�nik za� miota� si� gor�czkowo po schodach pomi�dzy g�rn� komnat� a w�asn� izdebk�. Wymy�li� ju� by� w mi�dzyczasie sto tysi�cy plan�w wydostania Ksi�niczki ze szpon�w oprawc�w. Niestety, �aden z nich nie nadawa� si� do realizacji. Ka�dy m�g� si� bowiem zako�czy� scen�, w kt�rej Ksi�niczka zawiera zbyt blisk� znajomo�� ze zb�jeckim no�em, a do tego Stra�nik nie m�g� absolutnie dopu�ci�. Odrzuca� wi�c pomys� za pomys�em, kln�c pod nosem siarczy�cie. Gdyby chocia� mia� do pomocy Paskud�... Ta jednak, skryta w jeziorze, nie dawa�a znaku �ycia. By� mo�e faktycznie zaakceptowa�a swoj� neutralno�� jako �cie�k� ku upragnionej wolno�ci. W ko�cu Stra�nik usiad�, zrezygnowany, pod drzwiami na g�rze, by przynajmniej nas�uchiwa� i jako� kontrolowa� sytuacj�. Dnia�o coraz bardziej i bardziej nieust�pliwie, �wit nieuchronnie zmieni� si� w poranek, ten po jakim� czasie przeszed� w przedpo�udnie... A wie�ci z Zamku wci�� nie by�o. �adnych. Wraz z up�ywem czasu atmosfera robi�a si� coraz bardziej napi�ta. Zb�jcy co i rusz podchodzili do okna, wpatruj�c si� w horyzont zm�czonym wzrokiem. Byli niewyspani i w dodatku g�odni. Odm�wili bowiem przyj�cia przygotowanego przez Stra�nika posi�ku, wietrz�c w tym, nie bez pewnej dozy s�uszno�ci, jaki� podst�p. Czekali wi�c i czekali, coraz cz�ciej zawieszaj�c pytaj�ce spojrzenia na Eronie, kt�ry jednak uporczywie udawa�, �e niczego takiego nie dostrzega. � No to co? � Nie wytrzyma� wreszcie Rosz, staj�c przed prowodyrem w wyczekuj�cej pozycji i rzucaj�c znacz�ce spojrzenie w kierunku Ksi�niczki. � Ciach? Eron powi�d� po nim niech�tnym wzrokiem, po czym pokr�ci� g�ow�, bardzo, bardzo powoli. � To zawsze zd��ymy � rzuci� z niejakim rozdra�nieniem w g�osie. � Zreszt�, ranek jeszcze si� nie sko�czy�... � Tia, przecie� dopiero za pi�� dwunasta � zauwa�y� Alik spod okna zgry�liwie. � Kupa czaaasuu, nie ma co szale�... � Musimy dotrzyma� s�owa! � oznajmi� Rosz z przekonaniem. � Inaczej nikt nie b�dzie traktowa� nas powa�nie. M�wi� ci, Eron: ciach! Stra�nik spi�� si� pod drzwiami. A wi�c jednak dosz�o do ostateczno�ci. Chc�c nie chc�c, b�dzie musia� wdro�y� kt�ry� z tych ryzykownych plan�w... Zbieg� kilka schodk�w w d� i posta� przez chwil� nieruchomo, oddychaj�c g��boko i koncentruj�c si� z ca�ych si�. Wreszcie zamachn�� si�, jakby chcia� wzi�� rozbieg... Ale zatrzyma� si� w miejscu, us�yszawszy radosny ryk kt�rego� zb�jcy. � Jest! � dar� si� triumfalnie Alik, machaj�c energicznie r�kami w kierunku kropki, na horyzoncie. � Tak, to chyba on! To Ciamik! Zb�jcy st�oczyli si� przy oknie. Zapewne rozpoznali kamrata, zacz�li bowiem wymachiwa� r�kami, wydaj�c przy tym przepe�nione ulg� okrzyki. Ciamik p�dzi� ku nim co tchu, a� wreszcie zatrzyma� si�, zziajany, u st�p Wie�y. Podni�s� g�ow� ku kolegom, usi�uj�c wydusi� z siebie jak�� wiadomo��. Nie zd��y�. Stra�nik wypad� z Wie�y w dzikim p�dzie. Przetoczy� si� po przybyszu jak burza, b�yskawicznie krepuj�c go i knebluj�c. Wreszcie rzuci� swoj� ofiar� na ziemi� i powi�d� triumfalnym wzrokiem po twarzach pozosta�ych zb�jc�w, z niepokojem obserwuj�cych t� scen� z g�ry. � No to mamy jeden � jeden � oznajmi� powa�nie. � Zak�adnik za zak�adnika. Idziecie na to? Pokr�cili przecz�co g�owami. � Nie op�aca si�. Ksi�niczka jest zbyt cenna � orzek� z przekonaniem Eron. Wi�zie� zacz�� si� gor�czkowo miota� u st�p Stra�nika. Pr�bowa� co� wykrzycze�, pomimo d�awi�cego go knebla. Rzuca� si� i szarpa� zawzi�cie, nie reaguj�c na uspokajaj�ce kopniaki, kt�rymi tamten zacz�� go cz�stowa� obficie. � On chyba ma co� wa�nego do powiedzenia � domy�lili si� zb�jcy na g�rze. � Mo�e go odknebluj chocia�, co? � zaproponowali. � Najpierw uwolnijcie Ksi�niczk� � odpali� Stra�nik twardo. � Potem ponegocjujemy. Przybra� bardzo zawzi�t� min� i spojrza� do g�ry z wyra�nym wyzwaniem. � Zupe�nie si� nie znasz na negocjacjach � westchn�� w odpowiedzi Eron, kr�c�c g�ow� z rozczarowaniem. � Jak j� uwolnimy, to nie b�dzie ju� po co negocjowa�, prawda? No. Ale jak chcesz, mo�emy j� zakneblowa� a potem odkneblujemy z powrotem. �eby� wtedy ty m�g� odkneblowa� naszego. Stra�nik popatrzy� na niego ponuro, najwyra�niej zmuszony do uznania tej argumentacji. Westchn�� ci�ko, po czym pochyli� si� i zdecydowanymi ruchami rozkneblowa� z�oczy�c�, kln�c przy tym co niemiara. � Jad� tutaj Czarni M�ciciele! � zakrzykn�� pojmany, kiedy tylko m�g� m�wi�. � Oj, b�dzie gor�co! Zr�wnaj� Wie�� z ziemi�, tak m�wili! � Jak to? � zapyta� Eron, nie kryj�c zdenerwowania. � Jak to? � do��czyli do� natychmiast pozostali. � Bul bul? � rzuci�a niespokojnie Paskuda, wynurzaj�c si� po�piesznie z jeziora. � Co znowu spieprzy�e�, m�ody? � z udr�k� wymamrota� Alik, chwytaj�c si� obur�cz za g�ow�. � Z tob� to zawsze tak, same k�opoty... � Niczego nie spieprzy�em, bracie! � odparowa� Ciamik z oburzeniem, przekr�caj�c si� z plec�w na bok. � Poszed�em do Zamku, jak by�o ustalone! I przekaza�em wszystko tak, jak mia�o by�! A potem uciek�em szybko i oto jestem... � popatrzy� w g�r� na Stra�nika. � Zwi�zany i bezbronny, wydany na pastw� tego s�ugusa krwiopijc�w! Co WY spieprzyli�cie tym razem? Mieli�cie go unieszkodliwi� przecie�! Rosz, to by�o twoje zadanie! I co si� z nim sta�o? � Nie wypi� tej herbaty jednak... Wiesz, tej, co j� zostawi� na murku wieczorem... Albo wypi� za ma�o � odmrukn�� niech�tnie Rosz. � Zapomnia�em sprawdzi�... A potem, no, potem ju� by�o za p�no i my tu a on tam, no i wiesz... tego... � Ale sk�d Czarni M�ciciele? � przerwa� mu Eron zniecierpliwiony. � Jak przebiega�a twoja misja? Ciamik, raportuj! � No wi�c... tego... � wezwany przybra� dosy� niepewn� min�. � Pobieg�em do Zamku no i dotar�em tam strasznie wcze�nie... A ustalali�my przecie�, �e nie mo�emy im da� za du�o czasu na reakcj�, bo jeszcze co� uknuj�... No to przespa�em si� troch� w tej naszej starej bazie, wiecie, tej fajniejszej, a �e by�em zm�czony no i zdenerwowany, to ciut d�ugo mi si� zesz�o. Wi�c jak si� obudzi�em rano, to ju� dwadzie�cia cztery godziny min�y, co nie, wi�c poszed�em prosto do Ksi�cia Pana i powiedzia�em, co mia�em do powiedzenia. Ale si� w�ciek�! Wi�c ja od razu myk i przybieg�em tutaj. A oni tam... Powiesili Agrabiego od razu. No a teraz szykuj� si� na nas, rzecz jasna. Czarni M�ciciele, m�wi�em przecie�. � Co powiedzia�e� Ksi�ciu Panu? � podejrzanie spokojnym, lodowatym tonem zapyta� Eron. Ciamik rozejrza� si� dosy� nerwowo po okolicy, kt�rej g��wnym elementem widzianym z jego perspektywy by�y buty Stra�nika. Uzna� je chyba za nadzwyczaj interesuj�ce, bowiem zacz�� si� w nie wpatrywa� z napi�ciem. � Co powiedzia�e�, Ciamik?! � wrzasn�� Eron, trac�c panowanie nad sob�. � Co znowu pokr�ci�e�, ty cholerna ciamajdo? Zza jego plec�w wychyli�a si� ciekawie Ksi�niczka, nie zdo�awszy ju� d�u�ej wytrzyma� w swojej kr�lewskiej oboj�tno�ci. � Ooo... � powiedzia� Ciamik, wyba�uszaj�c na ni� w zdumieniu oczy. � H�? � Co po-wie-dzia-�e� Ksi�-ciu Pa-nu! � wyskandowali zb�jcy ch�rem. � Cia-mik! � Przecie� nie tak mia�o by�! � zakrzykn�� indagowany z wyra�nym protestem. � Czemu nie dotrzymali�cie s�owa? Mieli�cie j�... tego... ciach... skoro �wit! No to ja tak w�a�nie powiedzia�em. Stra�nik pokiwa� powoli g�ow�, patrz�c z g�ry na swego wi�nia. Domy�li� si�, jak nale�a�oby ustawi� ten element �amig��wki. . � Powiedzia�e�, �e Ksi�niczk� stracono o �wicie, tak? � rzuci� sucho. � A potem wysun��e� list� ��da�... � Dok�adnie! � potwierdzi� Ciamik gorliwie. � Tak, jak to mia�o by�. Mieli j� straci� o �wicie, a by�em tak troch� jakby p�niej, to my�la�em, �e ju� po wszystkim. Powiedzia�em wi�c Ksi�ciu Panu, jak si� sprawy maj�, i wysun��em list� ��da�. Wype�ni�em swoj� misj� skrupulatnie, co do joty. � A teraz jad� tutaj Czarni M�ciciele... � pokiwa� g�ow� Stra�nik. � Aby pom�ci� Ksi�niczk� i zr�wna� Wie�� z ziemi�. � Zabij� wszystkich, kt�rych tu spotkaj�! � wykrzykn�� Rosz, chwytaj�c Erona za r�kaw. � Uciekajmy! � Przed Czarnymi nie uciekniesz � obja�ni�a go lodowatym tonem Ksi�niczka, po czym z godno�ci� wycofa�a si� w g��b pokoju i usiad�a na ��ku. � Macie przer�bane, panowie. � dorzuci�a, u�miechaj�c si� z satysfakcj�. � Tata w�a�nie spu�ci� ze smyczy swoje ulubione zwierz�tka. Nie daruj� nikomu. � A ty si� tak nie ciesz! � pogrozi� jej Eron, odwracaj�c si� ku niej zapalczywie. � Wci�� jeszcze mo�emy ci�... no wiesz... ciach! Wzruszy�a ramionami. � To tylko pogorszy rodzaj przygotowanej wam �mierci � rzuci�a wzgardliwie. � No i macie, czego chcieli�cie. Ponegocjujecie mo�e? Z Czarnymi M�cicielami? Ch�tnie pos�ucham... � nie mog�a sobie odm�wi� drobnej z�o�liwo�ci. Eron odwr�ci� si� z powrotem do okna, uderzaj�c pi�ci� we framug� desperackim gestem. � A ty te� si� tam nie ciesz! � sykn�� w kierunku u�miechaj�cego si� triumfalnie Stra�nika. � Nie masz z czego. Zadyndasz razem z nami, stary! Jak znam Ksi�cia Pana, nie b�dzie zadowolony z �enuj�cego wr�cz sposobu, w jaki zawali�e� swoje obowi�zki. Tak si� da� podej��, wiesz, co... Stra�nikowi od razu zrzed�a mina. Ksi�niczka otworzy�a szeroko oczy z przera�enia i poderwa�a si� z miejsca gwa�townie. � On tutaj niczego nie zawali�! � zaprzeczy�a zapalczywie. � W umowie o prac� ma napisane, �e ma nie pozwoli� nikomu mnie uwolni�... O zapobieganiu uwi�zieniu, zw�aszcza podw�jnemu, nie ma tam ani s�owa! � I komu chcesz to wcisn��, dziewczynko? � parskn�� Eron zjadliwie. � Zupe�nie, jakby� nie zna�a Ksi�cia Pana... Wcale nie b�dzie patrzy� na jakie� tam umowy. Powiesi Stra�nika od razu, bez ceregieli. I smoka te� ka�e zastrzeli�, zobaczycie! � zapowiedzia� z gorycz�. Paskuda zabulgota�a gwa�townie, po czym zacz�a si� skwapliwie rozgl�da� po obecnych. Wreszcie zawiesi�a pytaj�ce spojrzenie na Ksi�niczce, kt�ra w odpowiedzi jedynie popatrzy�a na ni� ponuro. � Buuuu... � Paskuda zaj�cza�a z pocz�tku cicho, potem coraz g�o�niej. � Chlip... Chlip... Buuuu... Ca�e zb�jeckie towarzystwo zacz�o przest�powa� z nogi na nog�, z wyra�nie narastaj�cym niepokojem. Paskuda za� bucza�a i chlipa�a coraz g�o�niej i coraz bardziej �a�o�liwie. � Cicho, Pasiu � odezwa� si� nagle Stra�nik, wykonuj�c uspokajaj�cy ruch r�k�. � Panowie! � rzuci� powoli, z namys�em. � Mam pewien pomys�... Proponuj� przyst�pi� do negocjacji. Tak, jak �e�cie chcieli od samego pocz�tku. Popatrzyli na niego ze zdziwieniem, ale i z nadziej�. Paskuda pos�usznie przesta�a bucze�, cho� �lepia mia�a wci�� za�zawione. � Punkt pierwszy � przypomnia� Stra�nik. � Uwolni� smoka. Spojrza� pytaj�co na Ksi�niczk�. Ta za�apa�a od razu. Powoli, z namaszczeniem, pokiwa�a g�ow�. � Pasiu, jeste� wolna � oznajmi�a uroczy�cie. � Mo�esz i��, czy lecie�, dok�d tylko zechcesz. Paskuda obejrza�a si� na ni� ze zdziwieniem. � Tak, Pasiu � powt�rzy�a Ksi�niczka z moc�. � Dok�d tylko zechcesz. I nikt nie mo�e mie� o to do ciebie pretensji. Jeste� wolna. Masz na to moje ksi���ce s�owo. Paskuda otworzy�a szeroko �lepia, zab�ys�e nag�� rado�ci�. Po�piesznymi uderzeniami skrzyde� wzbi�a si� do g�ry. Wykr�ci�a pi�kny piruet i wywin�a salto, po czym, z wyra�n� rozkosz� �opocz�c skrzyd�ami, polecia�a na zach�d. Patrzyli za ni�, jak jej sylwetka maleje i maleje na tle horyzontu... a po chwili zatrzymuje si� i powi�ksza z powrotem. Paskuda zawr�ci�a. By� mo�e na zachodzie nie spodoba�o jej si� wystarczaj�co. Zadarli g�owy, kiedy przelatywa�a nad nimi, kieruj�c si� na wsch�d. Potem jeszcze raz, kiedy polecia�a na p�noc. Na po�udnie ju� jej si� nie chcia�o. Smoczyca wyl�dowa�a pod Wie��, patrz�c na nich oskar�ycielsko. Przest�pi�a z nogi na nog�, najwyra�niej bardzo sfrustrowana. Podrepta�a jeszcze par� krok�w w prawo... Potem w lewo... � Ble! � oznajmi�a nagle stanowczo, po czym pomaszerowa�a wprost do jeziora. Skry�a si� pod powierzchni� wody, burcz�c z ogromnym niezadowoleniem. Ksi�niczka i Stra�nik u�miechn�li si� do siebie ukradkiem. � No dobrze. To teraz... Punkt drugi � powiedzia� Stra�nik, powa�niej�c. � Zak�adnik za zak�adnika. Pochyli� si� i sprawnie porozcina� wi�zy Ciamikowi. Ten usiad� od razu i zacz�� rozciera� �cierpni�te d�onie. Zb�jcy w komnacie poj�li wreszcie jego chytry plan i rzucili si� natychmiast do drzwi. Alik poszpera� chwil� przy zamku, odblokowa� go i otworzy� wyj�cie na o�cie�, zapraszaj�c Ksi�niczk� szarmanckim uk�onem. Wybieg�a wi�c czym pr�dzej, potkn�a si� na schodach ale utrzyma�a r�wnowag�, dotar�a na d� i rzuci�a si� na szyj� Stra�nikowi. Ten przytuli� j� z nieskrywan� ulg� i kontynuowa� gr�. � Punkt trzeci... � powi�d� wzrokiem po zb�jcach, kt�rzy wysypali si� z Wie�y w �lad za Ksi�niczk�. � Kasa. Oczy rozb�ys�y im w nag�ej nadziei. � Nic z tego. � Pokr�ci� g�ow� Stra�nik zdecydowanie. � S�uchajcie, wy te� musicie p�j�� na jakie� ust�pstwa. Wype�nili�my dwa z waszych trzech ��da�. Chyba wystarczy. Popatrzyli po sobie, nie kryj�c rozczarowania. Milczeli pos�pnie przez jaki� czas, prze�uwaj�c gorzkie my�li. � No, c�... � westchn�� wreszcie Eron. � Chyba mo�emy to nazwa� sukcesem, nieprawda�? � rozejrza� si� po towarzyszach niepewnie. � Dwa z trzech ��da�, to wynik ca�kiem niczego sobie... Pokiwali g�owami w milczeniu. � Ale stracili�my mistrza! � przypomnia� Ciamik. � I co teraz b�dzie? � Pami�� o nim nigdy nie zaginie � zar�czy� Eron natychmiast. � A poza tym kto wie, mo�e znajdziemy nowego... Spotkamy go pewnego dnia na naszej �cie�ce... � Z tym to raczej ostro�nie � zaprotestowa� Rosz. � Po co nam jacy� obcy mistrzowie, zreszt� z takimi nigdy nic nie wiadomo. Wybierzmy sobie kogo� z nas, b�dzie nam z tym lepiej. Zgodnie pokiwali g�owami, po czym zacz�li przygl�da� si� sobie nawzajem w napi�ciu. � Zen � zawyrokowa� Eron. � Moim zdaniem najlepiej si� nadaje. Siedzi cicho, niedu�o m�wi, ale jak co� powie, to z sensem. Zen u�miechn�� si� skromnie, pokiwa� g�ow�, popatrzy� w niebo. � Takiego mistrza nam trzeba � popar� Alik t� kandydatur� natychmiast. � Du�o nam nie nabroi. Agrabiego to si� s�ucha� nie da�o czasem. Zw�aszcza jak si� rozkr�ci�... Czy kt�ry� z was w og�le rozumia�, o co mu tak naprawd� chodzi�o? � No jak to o co? � mrukn�� Zen zdziwiony. � O kas�. Jak zwykle. Normalne. Nie? � Mistrzu, prowad�! � zakrzykn�li zb�jcy, usatysfakcjonowani. � Takiego nam by�o trzeba! � Zacz�li go poklepywa� po plecach gorliwie. Zen sta� w miejscu niewzruszenie, wci�� u�miechaj�c si� skromnie. Ksi�niczka i Stra�nik popatrywali na t� scen� z niejakim rozbawieniem, wci�� czule obj�ci. � A teraz, skoro macie te najwa�niejsze wybory za sob�, to jazda st�d, i to ju�! � poradzi� Stra�nik �yczliwie. � Czarni s� ju� pewnie niedaleko. I nie pojawiajcie si� tu wi�cej, dobrze wam radz�... � Jasne, jasne! � przytakn�� Eron z przekonaniem. � Przeniesiemy nasz� dzia�alno�� na inny, bardziej podatny grunt. Krwiopijc�w nigdzie nie brakuje. � Ksi��� Gideford Anamirien z pewno�ci� b�dzie mia� wam wiele do zaoferowania w tym wzgl�dzie � podsun�a Ksi�niczka perfidnie, mrugaj�c porozumiewawczo do Stra�nika. U�miechn�� si� w odpowiedzi i przytuli� j� jeszcze mocniej. � A my c�, b�dziemy udawa�, �e si� nic nie sta�o � obieca�. � Napad? Jaki napad? Sk�d�e znowu! Z�e j�zyki, pom�wienia! Niesprawdzone plotki! Przecie� wszystko jest w porz�dku, wszyscy na miejscach, jak zwykle. Ja na dole, Paskuda w jeziorze a dama w Wie�y... � mina mu zrzed�a, umilk� dosy� raptownie. � Jak zwykle � westchn�a Ksi�niczka z rezygnacj�. � No to my si� b�dziemy �egna�! � wykrzykn�li zb�jcy po�piesznie, dostrzegaj�c na horyzoncie tumany kurzu, wzbijane zapewne przez oddzia� Czarnych M�cicieli. � Mi�o si� z wami negocjowa�o! Pa! � I pop�dzili w kierunku lasu co si�. Ksi�niczka ze Stra�nikiem pobiegli do Wie�y. Wsp�lnymi si�ami zamkn�li i zaryglowali drzwi. Potem Stra�nik omal nie spad� ze schod�w, wracaj�c do siebie co tchu. T�tent galopuj�cych koni stawa� si� wr�cz og�uszaj�cy. Czarni M�ciciele byli tu� tu�. W ostatniej chwili Ksi�niczka dopad�a kuferka z chusteczkami. � Pomocy! Pomocy! � zawo�a�a, pojawiaj�c si� w oknie Wie�y. � Ach, to wy... � mrukn�a z ostentacyjnym rozczarowaniem, odk�adaj�c na bok chusteczk�. � Wasza Wysoko��! � zach�ysn�� si� zdumieniem dow�dca Czarnych, dopadaj�c Wie�y na spienionym koniu. � Ca�a i zdrowa? Tutaj? � A gdzie mam by�? � zdziwi�a si� Ksi�niczka ob�udnie. � Zawsze tu przecie� siedz�... � Chcieli�cie czego�, szlachetny panie? � zagadn�� uni�enie Stra�nik, wychodz�c ze swojej izdebki. Czarny pokr�ci� g�ow� z niedowierzaniem. � Znaczy si�, wszystko w porz�dku? � upewni� si� na wszelki wypadek. � Nic si� specjalnego tutaj nie dzia�o? Stra�nik i Ksi�niczka przybrali wyj�tkowo g�upie, zdumione miny. Pokr�cili g�owami przecz�co. � A gdzie smok? � rzuci� jeszcze M�ciciel podejrzliwie. Paskuda wynurzy�a si� z jeziora, jakby tylko na to czeka�a, i plun�a na niego strumieniem ciep�ej, nagrzanej przez lipcowe s�o�ce wody. � No tak. Wszystko jak zwykle � westchn�� Czarny, teraz ju� ca�kowicie przekonany, po czym odwr�ci� si� do koleg�w. � No patrzcie, ch�opaki, ale numer. Ten przyg�up wprowadzi� nas w b��d! � A my �e�my powiesili tego szefa aprowizacji, Agrabiego. � Pokr�ci� g�ow� jeden z nich. � Ca�kiem niepotrzebnie, jak si� okazuje. No co� takiego... � Eee tam, za co� mu si� na pewno nale�a�o � pocieszy� go dow�dca. � Poza tym, dzi�ki temu jego nast�pca b�dzie si� lepiej stara�. No i nareszcie co� si� dzisiaj dzia�o, do cholery! � Fakt � pokiwali Czarni M�ciciele g�owami. � Niewiele, co prawda. Ale dobre i to... Ksi�niczka i Stra�nik zawiesili na przybyszach ostentacyjnie zm�czone i znudzone spojrzenia. � No, skoro wszystko w porz�dku, to nic tu po nas � zreflektowa� si� natychmiast dow�dca M�cicieli. � Oddzia�, odwr�t! Do widzenia, Wasza Wysoko��! Mi�ego bytowania w Wie�y! Czarni zawr�cili konie i skierowali si� ku Zamkowi, k�usuj�c leniwie. � W sumie... Troch� szkoda, nie uwa�asz? � dolecia�y do Wie�y strz�pki ich rozm�w. � Kogo? Tego z�odzieja ci szkoda? � Nie, tej dzisiejszej akcji... � Zdechniemy tu z nud�w, jak tak dalej p�jdzie... � Racja, stary. Kompletnie nie ma co robi�... � Za dobrzy jeste�my, ot, co... Teraz si� nas wszyscy boj�... � A m�wi�em, �eby co� spieprzy�, to mo�e by by�o ciekawiej, a tak to co, sama nuda, nic si� nie dzieje. � Ej przesta�, Gidefordowi nigdy nic nie spieprzyli, to i nam nie wypada. � Oni te� si� nudz�... � Jak zawsze, stary, jak zawsze... � Taka praca... Rozmowy ucich�y wreszcie, sylwetki M�cicieli znikn�y za horyzontem. Stra�nik i Ksi�niczka jeszcze przez jaki� czas patrzyli za nimi w �lad. Potem wymienili porozumiewawcze spojrzenia i rozeszli si�, ka�de na swoje stare, z dawien dawna okre�lone miejsce. Paskuda zosta�a. Siedzia�a tu� przy brzegu, do po�owy zanurzona w wodzie, z bardzo skupion� min�. Chyba o czym� my�la�a. A mo�e tak tylko chcia�a sobie posiedzie�.