7721

Szczegóły
Tytuł 7721
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7721 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7721 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7721 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sarban D�wi�k rogu The Sound of His Horn Prze�o�y� i pos�owiem opatrzy�: Lech J�czmyk Wydanie oryginalne: 1952 Wydanie polskie: 2001 Rozdzia� pierwszy � To strach jest niezno�ny. Wszyscy spojrzeli�my na Alana Querdiliona. Po raz pierwszy w��czy� si� do tego sporu, w�a�ciwie po raz pierwszy odezwa� si� od kolacji. Siedzia� tylko, pal�c fajk�, i przenosi� wzrok na kolejnych dyskutant�w z wyrazem �agodnego zdziwienia na twarzy, kt�ry ostatnio towarzyszy� mu prawie stale, a kt�ry kojarzy� mi si� nie tyle z niewinno�ci� dziecka, co z prostot� dzikusa, dla kt�rego d�wi�k obcego g�osu jest wa�niejszy od tego, o czym si� m�wi. Ogl�daj�c ten wyraz twarzy od trzech dni, zrozumia�em, co mia�a na my�li jego matka, kiedy ze smutkiem powiedzia�a mi na osobno�ci, �e Niemcy nie wypu�cili z wi�zienia w czterdziestym pi�tym ca�ego Alana. Nie widzia�em go od prawie dziesi�ciu lat, od dnia, kiedy wszed� na pok�ad swojego okr�tu jako porucznik Marynarki Kr�lewskiej. Mo�e zbyt po�piesznie przyj��em za�o�enie, �e czas i wojna maj� wielki wp�yw na charakter cz�owieka: p�niej by�em zdumiony, �e tak ma�o przej��em si� przemian� w Alanie. Mimo �e to przej�cie od pewnego siebie, tryskaj�cego energi�, weso�ego, m�odego cz�owieka i utalentowanego sportowca do milcz�cego, nieruchawego i zamy�lonego osobnika nak�ada�o si� na og�ln� apati� oraz upadek si� duchowych i materialnych, kt�re dotkn�y Angli� po wojnie. �atwo, by�o zapomnie� tego dawnego Alana. �atwo podczas pierwszych trzech dni mojej wizyty w Thorsway, do czasu rozmowy z jego matk�. To ona, spokojnie i ze smutkiem pytaj�c, co si� sta�o z Alanem, zmusi�a mnie do zauwa�enia w nim przemiany. By�o to tak, jakby my�la�a, �e b�d�c jego najbli�szym przyjacielem w szkole i na uniwersytecie, mog� wykupi� z niewoli t� cz�� jego umys�u, kt�ra wci�� jeszcze jest gdzie� przetrzymywana. Tak to w�a�nie uj�a: �Oni� odes�ali jego mniej wi�cej zdrowe cia�o i tyle z jego umys�u, ile wystarcza�o do prowadzenia niewielkiego gospodarstwa po ojcu, ale reszt� zatrzymali. Co oni z nim zrobili? Ale co on ze sob� zrobi�, w czasie tych czterech lat w obozie jenieckim? Stara�em si� wykr�ci� od roli amatorskiego psychiatry, jak� mi to zaufanie matki podsuwa�o. Zas�oni�em si� jakimi� og�lnikami o do�wiadczeniach wojennych i monotonii �ycia obozowego, jakie nagromadzi�em po rozmowach z wieloma by�ymi je�cami wojennymi, a poza tym, doda�em mo�e niezbyt grzecznie, Alan jest teraz o dziesi�� lat starszy, nie mo�na oczekiwa�, �e b�dzie wiecznym ch�opcem. Potrz�sn�a g�ow�. � To jest co� bardziej osobistego i smutno mi g��wnie ze wzgl�du na Elizabeth. � Mog�em tylko zapewni� j� bez przekonania, �e nie zauwa�am w nim a� tak wielkiej zmiany. Niew�tpliwie pozosta�e osoby, zebrane w saloniku tego zimowego wieczoru przyjmowa�y bierno�� albo zamy�lenie Alana za rzecz normaln�, a przecie� te� znali go sprzed wojny. My�l�, �e jego w��czenie si� do rozmowy zaskoczy�o ich nie mniej ni� mnie. Byli tam pa�stwo Hedleyowie i ich c�rka Elizabeth. Major Hedley, obecnie na emeryturze, by� starym s�siadem Querdilion�w i podobnie jak Alan prowadzi� teraz gospodarstwo. By� tam te� Frank Rowan, kuzyn Alana, wyk�adaj�cy ekonomik� na Uniwersytecie P�nocnym. Tak jak i ja sp�dza� tu tygodniowe wakacje. I on, i Hedleyowie znali Alana od dziecka i je�eli uwa�ali, �e co� z nim jest nie tak, to nie zdradzili si� przede mn� ani s�owem: traktowali go jak prostego, dobrodusznego s�siada, kt�ry potrafi uruchomi� oporny traktor albo pod�uba� przy starym silniku, kt�ry mo�e zaskoczy� zr�czno�ci�, z jak� wdrapie si� na dach stodo�y albo przeskoczy przez p�ot, ale nie jak kogo�, kto mo�e co� wnie�� do sporu, jaki toczyli�my tego wieczoru. A jednak jego matka mia�a racj�. Ten sp�r bardziej ni� cokolwiek innego u�wiadomi� mi zmian�, jaka si� w nim dokona�a. Sam nie polowa� na lisy, ale przyja�ni� si� z my�liwymi i lubi� wszystkie �wiczenia fizyczne. Przed wojn� nale�a� do klubu my�liwskiego i je�eli nie bra� udzia�u w polowaniach, to dlatego, �e by� raczej biegaczem ni� je�d�cem. W Cambridge s�yn�� jako prze�ajowiec i bardzo dobry wszechstronny sportowiec, ale nie je�dziec. W swoim rodzimym otoczeniu kojarzy� mi si� raczej z dziedzictwem wolnych kmieci ni� szlachty, widzia�em go jako potomka starej rasy farmer�w z Lincolnshire, kt�rzy woleli charty od ogar�w i pieszo przemierzali z nimi smagane wiatrem bezle�ne wy�yny. Ale my�listwo mia� we krwi i gdyby Frank w tamtych czasach zaatakowa� polowania na lisy, Alan pierwszy ruszy�by do akcji w ich obronie. Teraz jednak milcza� przez p�torej godziny, podczas gdy inni toczyli za�arty sp�r. Frank Rowan w wojowniczym nastroju broni� przegranej sprawy, gdy� Izba Gmin odrzuci�a w�a�nie projekt prawa zakazuj�cego polowa� na lisy. Frank by� agresywny, zjadliwy, prowokacyjny i jak na m�j gust nieco niegrzeczny w stosunku do naszej gospodyni i jej s�siad�w, kiedy podkre�la� moraln� i umys�ow� ni�szo�� wszystkich, kt�rzy uprawiaj� lub aprobuj� krwawe sporty. Major Hedley ��czy� skromno�� wytrwa�ego zawodowego �o�nierza z w�a�ciw� ziemianinowi znajomo�ci� tematu i broni� swego stanowiska w sprawie polowa� na dobrze sobie znanym gruncie, nie pozwalaj�c si� wci�gn�� na grz�ski teren filozofii i psychologii, gdzie nie m�g�by stawi� czo�a Frankowi. Inaczej Elizabeth Hedley, i najdziwniejsze by�o to, �e Alan nawet nie b�kn�� w jej obronie i nie wykona� najmniejszego gestu, �eby ratowa� j� z gmatwaniny sprzeczno�ci i niekonsekwencji, w kt�r� Frank zap�dzi� j� swoj� z�o�liw� dialektyk�. Jej zapa� poruszy�by m�czyzn� znacznie mniej ulegaj�cego urokom m�odych, o�ywionych zapa�em kobiet, ni� dawny Alan. Teraz sprawia� tylko wra�enie zdziwionego, a raz czy dwa zaniepokojonego. Elizabeth mia�a dwadzie�cia dwa lata, by�a �adna i pe�na �ycia. Urodzi�a si� i wychowa�a w Thorsway i przed wojn�, jako jedenaste � czy dwunastoletnie dziecko, sp�dza�a du�o czasu z Alanem, kt�rego niezmiennie podziwia�a. Przez ca�e �ycie pasjonowa�y j� konie i przy ka�dym naszym spotkaniu w czasie tych trzech dni na wsi, m�wi�a tylko o polowaniu, wystawach koni, zebraniach klubu je�dzieckiego i hodowli ps�w my�liwskich. Mo�na by oczekiwa�, �e to j� najbardziej zmartwi zmiana, jaka zasz�a w Alanie, ale najwyra�niej zgodzi�a si� wyj�� za niego, jak tylko wr�ci� z niewoli i nikt opr�cz pani Querdilion nawet si� do mnie nie zaj�kn��, �e nie wszystko si� mi�dzy nimi uk�ada�o. Z tego, co widzia�em, w stosunku Elizabeth do Alana nie by�o ani cienia lito�ci czy protekcjonizmu, �adnej przesadnej troskliwo�ci, jak� dziewczyna o dobrym sercu okazywa�aby komu�, kto wr�ci�by z wojny jako kaleka lub �lepiec. M�wi�, �e byli zar�czeni, ale nie wiem, czy zar�czyny zosta�y kiedykolwiek og�oszone. Uwa�a�em to za rzecz oczywist�, s�dz�c ze sposobu, w jaki m�wili o nich pa�stwo Hedley i matka Alana. Co prawda, zastanawia�o mnie nieco, dlaczego tak przeci�gaj� narzecze�stwo, bo chocia� Elizabeth mia�a zaledwie osiemna�cie lat, kiedy Alan wr�ci�, i jej rodzice niew�tpliwie woleliby, �eby poczeka�a, ale zupe�nie nie widzia�em powodu, dla kt�rego nie mieliby si� pobra� w ubieg�ym roku. Potem, kiedy obserwowa�em Elizabeth podczas tego zajad�ego sporu wok� polowa� na lisy, i dostrzeg�em skrywany strach w oczach biednego Alana, kiedy ona z oburzeniem kontrowa�a ataki Franka, musia�em przyzna�, �e matka Alana mia�a racj�. Alan zatraci� ducha, jego m�sko�� zanik�a albo by�a w u�pieniu, co� tak go zmieni�o, �e jej o�ywienie, m�odo��, zapa� i uroda napawa�y go l�kiem. On si� jej po prostu ba� i chocia� inni mogli uwa�a� ich zar�czyny za co� oczywistego, to zrozumia�em, �e ani dla niego, ani dla niej, nie by�o to takie proste, bo on nie mia� odwagi poprosi� jej o r�k�. Jego matka wiedzia�a, �e Alan straci Elizabeth, je�eli si� nie zmobilizuje i stwierdzi�em, �e podzielam jej niepok�j. Stanowiliby tak dobr� par�, Elizabeth wnosi�aby o�ywienie i energi�, kt�rych Alan tak potrzebowa�, a nie chcia�o mi si� wierzy�, �eby zmieni� si� do tego stopnia, �eby nie reagowa� na jej fizyczn� urod�. Potrzebowa� tylko jakiego� starego przyjaciela, kt�ry mu u�wiadomi niebezpiecze�stwo, na jakie si� nara�a, pozwalaj�c, �eby nabyta niemrawo�� wzi�a w nim g�r� nad jego prawdziwymi pragnieniami... Zanim sprzeczka dobieg�a ko�ca, zgodzi�em si� na rol�, jak� mi przeznaczy�a pani Querdilion. Sp�r zako�czy� si� w spos�b zgo�a nieoczekiwany. Frank, jak s�dz�, wyg�asza� swoje pogl�dy bardziej dlatego, �e bawi�o go prowokowanie Elizabeth, ni� dlatego, �e by� z zasady przeciwnikiem polowa�. Ich dyskusja, jak ju� wspomnia�em, stawa�a si� momentami bardzo ostra i, jak na m�j gust, prawie obra�liwa, chocia� zapewne znali si� tak dobrze, �e mogli ok�ada� si� s�owami, nie dochodz�c do granicy obrazy. Mimo to po jakim� czasie Frank zacz�� si� wycofywa� i stopniowo zmienia� sp�r w przekomarzanie si� i �arty, a� doszed� do momentu, w kt�rym m�g� powiedzie�: � C�, nikt jak dot�d nie przebi� Oscara Wilde�a, kt�ry zdefiniowa� polowanie na lisa jako �po�cig niezno�nych za niejadalnym�. A wtedy Alan wyj�� z ust fajk� i stwierdzi� cichym, rzeczowym g�osem: � To strach jest niezno�ny. Zaskoczy� nas pozorny brak zwi�zku tej uwagi z dyskusj� i powr�t do powa�nego tonu, a tak�e fakt, �e Alan jednak zdecydowa� si� zabra� g�os. Frank i major wygl�dali na zdezorientowanych, ale Elizabeth, po wyra�aj�cym niezrozumienie spojrzeniu, odezwa�a si� ostro, z wyczuwaln� nut� wrogo�ci w g�osie: � Strach? Jaki strach? Alan pochyli� si� z fajk� zaci�ni�t� mi�dzy d�o�mi i w zamy�leniu spojrza� na kota, zwini�tego w k��bek na dywaniku przed kominkiem. Widocznie trudno mu by�o sformu�owa� my�l i czekali�my, przynajmniej my trzej m�czy�ni, ze zbyt oczywist� cierpliwo�ci�. Major, kt�ry przeszed� od zdziwienia do rozbawienia, u�miechn�� si� zach�caj�co jak do dziecka, maj�cego k�opot z recytacj� wierszyka. � Chodzi mi � powiedzia� Alan w ko�cu, nie spuszczaj�c wzroku z kota � chodzi mi o strach, jaki odczuwa istota, na kt�r� poluj�. To jest w�a�nie co�, czego nie mo�na opisa�, co� niezno�nego. Elizabeth unios�a brwi i szeroko otworzy�a oczy. Ca�y wyraz jej twarzy sygnalizowa� niezgod� i wyzwanie. Spodziewa�em si�, �e wybuchnie okrzykiem �Bzdura!� lub czym� podobnym i naskoczy na niego z agresywno�ci�, z jak� ju� wielokrotnie tego wieczoru atakowa�a Franka Rowana, twierdz�c, �e gwa�towna �mier� stanowi naturalne i najbardziej mi�osierne zako�czenie �ycia wszystkich dzikich stworze�, �e zwierz�ta nie maj� wyobra�ni i nie s� w stanie prze�ywa� okropno�ci �mierci, zanim ta nie nadejdzie, a wi�c wyliczaj�c wszystkie wytarte argumenty tych my�liwych, kt�rzy maj� nieostro�no�� przywo�ywa� lisa na �wiadka. By�em pewien, �e zarzuci tym wszystkim Alana, bo wyraz jej twarzy zdradza� a� nadto jej zamiar, zanim jednak zd��y�a otworzy� usta, jej my�li wyra�nie skierowa�y si� w inne i ca�kowicie odmienne �o�ysko. Sprzeciw i zapalczywo�� ust�pi�y; przygl�da�a si� Alanowi, kt�rego postawa wyra�a�a przygn�bienie i skr�powanie, kiedy tak siedzia� pochylony, odwracaj�c od niej g�ow�. Trudno by�o odgadn��, jakie zrozumienie, jak� now� interpretacj� do�wiadcze�, ods�oni�y przed ni� jego s�owa. Mog�em si� tylko domy�la�, �e dla niej przedmiotem zainteresowania przesta�o by� polowanie na lisa, a sta� si� nim sam Alan. Jakby nagle odkry�a, �e strach, o kt�rym m�wi�, w jaki� dziwny spos�b mia� co� wsp�lnego z ni�, i zareagowa�a instynktownie zwi�kszeniem czujno�ci, zdecydowana nie ujawnia� swoich my�li. Czeka�a, a� odezwie si� kto� inny. Tymczasem jednak pani Hedley zacz�a si� zbiera� do wyj�cia i Alan w milczeniu wsta� i wyszed�, �eby zapali� �wiat�o w hallu, a kiedy po�egnali�my go�ci, wzi�� latarni� i wyszed� po co� na dw�r. Pani Querdilion wkr�tce po�yczy� nam dobrej nocy, a Frank, po�artowawszy chwil�, zadowolony ze zwyci�stwa w sporze i rozbawiony dziwn� interwencj� Alana, te� uda� si� na spoczynek. Nie przyzwyczajony do zasypiania o tak wczesnej godzinie, nala�em sobie piwa, zgasi�em �wiat�o i podsyci�em ogie� w kominku. Kot wskoczy� na por�cz mojego fotela i podwin�wszy przednie �apy, u�o�y� si�, wpatrzony w p�on�ce w�gle. Odg�osy krok�w i powiew ch�odnego powietrza wyrwa�y mnie nie z drzemki, ale z rozpami�tywania d�ugiej sekwencji wspomnie�, kt�re przep�ywa�y przez m�j umys� jedno za drugim, jak obrazy we �nie. To wr�ci� Alan. S�ysza�em, jak cicho zamyka drzwi wej�ciowe. Wsta�em, �eby zapali� �wiat�o i wpad�em na niego w drzwiach do saloniku. Zach�ysn�� si� powietrzem i chwyci� mnie za klapy marynarki. Kiedy si� odezwa�em, roze�mia� si� z ulg� i zwolni� uchwyt. � Zapomnia�em o kocie � powiedzia�. � Czy jest mo�e tutaj? My�la�em, �e wszyscy ju� �picie. G�os mu dr�a�. W��czy�em �wiat�o i wstrz�sn�� mn� widok jego bladej jak papier twarzy. Pe�en skruchy, �e tak go przestraszy�em, przeprosi�em go za to moje chodzenie po ciemku. Z wyra�nym zawstydzeniem wymamrota�, �ebym si� nie przejmowa� i podszed� do kominka, demonstracyjnie rozgl�daj�c si� za kotem, ale jego nerwowe ruchy zdradza�y, �e wci�� jeszcze dochodzi do siebie po szoku. Pomy�la�em, �e wypada co� powiedzie�, i nawi�za�em do g��wnego tematu wieczoru. � Nie zdziwi�bym si�, gdyby dzi� wieczorem Elizabeth dostrzeg�a co� w humanitarnych protestach przeciwko polowaniom. Na skutek tego, oczywi�cie, co ty powiedzia�e�, albo tego, jak to powiedzia�e�. Zdaje si�, �e da�o jej to do my�lenia. Odwr�ci� si� do mnie gwa�townie. � Ona poluje przez ca�e �ycie. Dlaczego co�, co ja powiedzia�em, mia�oby tu co� zmieni�? Sta�o si� dla mnie jasne, �e omawiali ju� t� spraw� mi�dzy sob� i to z pewn� zapalczywo�ci�, a chocia� mnie r�nica opinii w takiej kwestii mi�dzy par� zakochanych wydawa�a si� nieistotna, to rozumia�em, �e w �wiecie, gdzie polowanie traktuje si� z powag�, sprawa mog�a by� istotna. Ale dlaczego Alan mia�by nie chcie�, �eby Elizabeth polowa�a teraz? � Sam nie wiem � odpowiedzia�em. � Uzna�em za rzecz naturaln�, �e twoja opinia si� liczy, na pewno du�o bardziej ni� opinia Franka. Poza tym swego czasu ka�de twoje s�owo by�o dla niej wyroczni�. Pochyli� si� i do�o�y� do ognia, jakby zupe�nie zapomnia�, �e ma i�� do ��ka. Potem sta� chwil�, obserwuj�c w milczeniu, jak polano zajmuje si� ogniem i dymi. Wreszcie, nie patrz�c na mnie, powiedzia� starannie kontrolowanym g�osem: � Matka rozmawia�a z tob� o mnie i o Elizabeth, prawda? � Tak... � przyzna�em. � O tobie... Troch� si� martwi. My�li chyba, �e co� ci� gn�bi. Co do mnie, to nie widz� w tobie wi�kszej r�nicy, poza tym, �e chwilami jakby� straci� j�zyk w g�bie i, je�eli si� nie pogniewasz, twoje nerwy nie s� w najlepszym stanie. S�dz�, �e nie jeste� w zbyt dobrej formie, a tu na wsi to jest konieczne. To chyba nie alkohol, co? Alan roze�mia� si�. � Od tych trzech dni, kiedy tu przyjecha�e�, my�l�, �e jeste�my par� tych samych facet�w, co dawniej. Tw�j przyjazd dobrze mi zrobi�. Czuj�, �e jednak si� nie zmieni�em. � C� � powiedzia�em � charakter i uczucia powinny w nas pozostawa� bez zmiany, ale przed ludzko�ci� nie by�oby nadziei, gdyby do�wiadczenia nie zmienia�y naszego zachowania i pogl�d�w. Masz za sob� sze�� lat wojny i obozu. Mog� doskonale zrozumie�, �e po czym� takim cz�owiek zmienia spojrzenie na wiele spraw. � Tak � powiedzia�. � Ty by� zrozumia�. Albo w ka�dym razie okaza� zainteresowanie. � Wyprostowa� si� gwa�townie i odwr�ci� w moj� stron�. � Nie jeste� �pi�cy? Chcesz, �ebym ci co� opowiedzia�? Pozw�l, �e nape�ni� ci szklank�, a potem usi�dziemy i opowiem ci pewn� histori�. Nala� piwa sobie i mnie, zgasi� �wiat�o, potem poruszy� polana w kominku, a� wystrzeli�y p�omieniem. � �atwiej mi b�dzie opowiada� przy �wietle z kominka � powiedzia�, zasiadaj�c w fotelu naprzeciwko mnie � a jak ci� znudz�, b�dziesz m�g� spokojnie zasn�� w spos�b niezauwa�ony. Nabili�my fajki i czeka�em. � Nie opowiada�em o tym nikomu, ani mojej matce, ani Elizabeth. I zanim zaczn�, chc� podkre�li�, �e to jest opowie��. Tylko opowie��, kt�r� ci opowiadam w nadziei, �e mo�e ci� zaciekawi�. Nie prosz� ci�, �eby� s�ucha� z nastawieniem, �e masz odgadn��, na czym polega m�j problem. Wiem to doskonale sam, i nikt tu nic nie mo�e pom�c. Pozostaje czeka�, czy to co� si� powt�rzy. Jak na razie nie zdarzy�o si� to przez trzy lata i je�eli nie powt�rzy si� przez nast�pny rok, uznam, �e ju� si� nie zdarzy, a wtedy b�d� m�g� bezpiecznie poprosi� Elizabeth o r�k� i wszystko b�dzie dobrze. Mo�e sobie je�dzi� na polowania i nie b�d� si� z ni� o to k��ci�, dop�ki nie zechce, �ebym ja w tym uczestniczy�. A tego ona nie zrobi. Rozdzia� drugi � �Nie jestem szalony, szlachetny Festusie�. Nie. Ale by�em. Nie jaki� tam niezr�wnowa�ony czy zdziwacza�y, ale autentycznie, ponad wszelk� w�tpliwo�� zwariowany. Teraz jestem znowu normalny. Ca�kowicie normalny, jak s�dz�. Tyle �e przeskoczywszy raz bardzo gwa�townie na inny bieg, wiem, jak szybko i �atwo mo�e si� to zdarzy� i czasem co� niespodziewanego na chwil� przejmuje mnie strachem. Dop�ki si� nie upewni�, �e jestem po tej stronie muru, �e tak powiem. Nie jest, oczywi�cie, czym� niezwyk�ym, �e cz�owiekowi w obozie jenieckim odbija. Mo�e si� to zdarzy� ka�demu i to niekoniecznie temu najbardziej wra�liwemu albo maj�cemu najwi�cej k�opot�w. Widzia�em takich, zanim mnie si� to przydarzy�o. Nazywali�my ich szcz�liwymi. My�l�, �e znam pow�d ich specyficznej oboj�tno�ci: oni po prostu nie wiedz�, co si� dzieje w tym �wiecie, bo tak s� zaj�ci tym drugim. I cz�owiek czuje si� wyj�tkowo przytomnie. Jestem pewien, przynajmniej w moim przypadku, �e b�d�c po tamtej stronie, by�em dwukrotnie bardziej aktywny umys�owo i dwukrotnie bardziej wra�liwy, ni� kiedy wr�ci�em do rzeczywisto�ci i znalaz�em si� na powr�t w klatce. By�em zadowolony, �e by�a to inna klatka. Nikt z moich wsp�towarzyszy nie wiedzia�, �e mia�em przerw� w �yciorysie i kiedy wychodzili�my, psychiatrzy uznali mnie za ca�kowicie normalnego. Nie powiedzia�em im, rzecz jasna, tego, co opowiadam teraz tobie. Zostali�my zbombardowani i zatopieni u wybrze�y Krety w roku czterdziestym pierwszym i sp�dzi�em dwa lata w obozie we Wschodnich Niemczech: Oflag XXIX Z. Ma�y �wiat, kt�ry sta� si� a� zbyt dobrze znajomy: druty kolczaste, oczywi�cie, po�piesznie sklecone baraki, zimno w zimie, gor�co w lecie, brudne umywalnie, �mierdz�ce latryny, lekka piaszczysta gleba, w oddali czarny sosnowy las i wartownicy na wie�yczkach stra�niczych. A tak�e wszystkie te fortele, sztuczki, studia i wynalazki, kt�re si� nam wydawa�y tak wa�ne; zreszt� one by�y wa�ne w �wiecie zredukowanym do takich rozmiar�w. Pochlebia�em sobie, �e znosz� ob�z jeniecki o wiele lepiej ni� wi�kszo�� ludzi. Nigdy nie jestem naprawd� nieszcz�liwy, dop�ki mog� co� robi� w�asnymi r�kami, i a� zadziwia, jak zaj�tym rzemie�lnikiem mo�na si� sta� w takich warunkach, je�eli si� ma odpowiednie sk�onno�ci. Jestem naprawd� dumny z niekt�rych rzeczy, kt�re zbudowa�em z puszek po konserwach. Pilnowa�em si� te�, �eby my�le� obiektywnie. Postanowi�em przypomnie� sobie grek�. Pewnie rozs�dniej by�oby nauczy� si� niemieckiego, ale, jak s�dz�, greka poci�ga�a mnie, bo wydawa�a si� taka czysta i �wie�a, i nie mia�a nic wsp�lnego z obozem. Wspominam o tym, �eby podkre�li�, �e nale�a�em do bardziej optymistycznych je�c�w. Brakowa�o mi, oczywi�cie, mojej porcji �wicze� fizycznych, ale, bior�c pod uwag� marne wy�ywienie, zapewne uzyskiwa�em to, co mo�liwe, dzi�ki codziennej gimnastyce. Poza tym, nie mia�em �adnych k�opot�w rodzinnych. Otrzymywa�em listy od matki i od Elizabeth tak regularnie, jak to by�o mo�liwe, i dop�ki te dwie istoty mia�y si� dobrze, od tej strony by�em spokojny. Mo�esz powiedzie�, �e wymuszone towarzystwo os�b wy��cznie p�ci m�skiej stanowi ograniczenie, mog�ce wywo�a� napi�cie psychiczne... ale sam nie wiem, to dotyczy�o nas wszystkich. My�la�o si�, rzecz jasna, o r�nych figlikach, ale my�l�, �e �atwiej jest spojrze� filozoficznie na rozstanie z nimi, je�eli zazna�o si� tych przyjemno�ci przed trafieniem za druty. Najwi�kszy k�opot mieli z tym ch�opcy, a nie faceci w moim wieku. Nie, patrz�c na to ca�kowicie uczciwie i obiektywnie, a ob�z jeniecki jest dobrym miejscem do mierzenia r�nic mi�dzy dewiacj� a norm�, powiedzia�bym, �e by�em jednym z ostatnich w kolejce do wariatkowa. Ale faktem jest, �e trafi�o na mnie. Oczywi�cie przyczyn� m�g� by� wstrz�s, elektryczny, czy co mnie tam porazi�o: zaraz do tego dojd�. Ale z drugiej strony, prze�y�em wcze�niej gorsze wstrz�sy. Zosta�em storpedowany dwukrotnie w ci�gu trzech miesi�cy na Morzu P�nocnym, nie m�wi�c o tej nieszcz�snej bombie. Dla mojego cia�a by�y to znacznie powa�niejsze prze�ycia ni� to, czego dozna�em przy tym p�ocie w Hackelnberg, a przecie� nie za�mi�y mojego umys�u. No c�. Nie uwierzy�by�, ile razy zastanawia�em si� nad stanem swojej psychiki w ci�gu tych dw�ch lat, jak przesiewa�em fakty, �eby znale�� jakie� oznaki ukrytej s�abo�ci, i na nic nie trafi�em. A powinienem. Powinienem m�c znale�� przyczyn� tego, �e na pewien czas postrada�em zmys�y, bo to, rozumiesz, by�oby najlepszym dowodem normalno�ci. Nie tylko mojej, ale ca�ego tego porz�dku, w kt�ry wierzymy, z w�a�ciwym nast�pstwem czasu, prawami przestrzeni i materii, prawd� ca�ej naszej fizyki, bo, widzisz, je�eli to nie ja oszala�em, to w samym porz�dku rzeczy musi tkwi� szale�stwo, kt�rego rozmiary przekraczaj� zdolno�� jego akceptacji przez najodwa�niejszy umys�. A trzeba pami�ta�, �e by�em uwa�any za najspokojniejszego, najrozs�dniejszego, najsolidniejszego starego konia w ca�ym obozie. Mieli�my tam komitet ucieczkowy z�o�ony z doborowych m�zg�w w�r�d oficer�w starszych: potrafili oceni� cz�owieka lepiej ni� wi�kszo�� waszych psychiatr�w. Ju� kto jak kto, ale oni, ze swoim znawstwem zwariowanych pomys��w, zdo�aliby dostrzec we mnie jakie� p�kni�cie, tymczasem jako doradca czy pomocnik mia�em udzia� w przygotowaniu prawie wszystkich ucieczek. Sta�em si� swego rodzaju konsultantem, ekspertem, kt�rego rady zasi�gano przed przedstawieniem komitetowi planu do zatwierdzenia. Ucieczka oczywi�cie by�a celem, wok� kt�rego obraca�y si� wszystkie nasze my�li. Nasze ma�e zaj�cia i rozrywki stanowi�y jakby powierzchniowe fale, a przygotowania do ucieczki morze, kt�re ko�ysa�o wszystkim, co robili�my. W praktyce wszystkie plany ucieczek stanowi�y warianty jednej metody. Istnia� tylko jeden spos�b na pokonanie drut�w: krecia robota czyli podkop. Uczestniczy�em w planowaniu wielu tuneli i by�em cz�onkiem wielu zespo��w kopi�cych i ukrywaj�cych ziemi�, ale nie mieli�my ani jednej udanej ucieczki z Oflagu XXIX Z do czasu, kiedy pr�b� podj��em ja z jednym z koleg�w. Nie chc� wdawa� si� w szczeg�y planowania i dr��enia podkopu, ale dowodzi�yby one czego� wr�cz przeciwnego, ni� usi�uj� dowie�� t� histori�, poniewa� tunel zosta� bezb��dnie zaplanowany i znakomicie wykonany. Ca�y ob�z pracowa� na nasz sukces. Uciekli�my w nocy pod koniec maja, na godzin� przed wschodem ksi�yca. Nasz tunel wychodzi� na powierzchni� sto jard�w za drutami, pozostawiaj�c nam pi��dziesi�t jard�w sprintu do skraju lasu. Wi�kszo�� plan�w zawiod�a, poniewa� tunele nie zosta�y wyprowadzone odpowiednio daleko za druty. Praca by�a tak ci�ka, a czas tak si� d�u�y�, �e natychmiast po wyj�ciu za ogrodzenie pojawia�a si� przemo�na pokusa, �eby przesta� kopa� i zaryzykowa� d�u�szy odcinek biegu. My oparli�my si� tej pokusie i odnie�li�my sukces, przynajmniej je�eli chodzi o dotarcie do mrocznego schronienia lasu bez wywo�ania alarmu. Wykorzystali�my znan� metod�, polegaj�c� na tym, �e nasi koledzy wszcz�li b�jk� w jednym z barak�w, �ci�gaj�c na siebie uwag� stra�nik�w: stara sztuczka nie zawiod�a. Oparli�my si� te� pokusie szczeg�owego zaplanowania dalszych etap�w ucieczki. Jim Long i ja mieli�my r�ne wyobra�enia na temat poruszania si� po Niemczech czasu wojny i ustalili�my, �e ka�dy podr�uje na w�asn� r�k�. Miastem docelowym by� Szczecin, tam mieli�my skontaktowa� si� z kim� z podziemia i dosta� na szwedzki statek. Tak wygl�da� og�lny zarys planu i takim go pozostawili�my. Mo�na powiedzie�, �e byli�my nieprecyzyjni i liczyli�my na �ut szcz�cia, ale �ycie pokaza�o, �e to si� mog�o uda�. Long dojecha� do Szczecina poci�giem, ukrywa� si� przez tydzie� w domu marynarza, zosta� przemycony na pok�ad szwedzkiego statku z rud� i wyszed� z tego ca�o. Ja nie mia�em takiego szcz�cia. Obaj zgadzali�my si�, �e nale�y podr�owa� poci�giem, ale r�nili�my si� co do tego, gdzie nale�y wsi���. Jim, kt�ry bardzo dobrze zna� niemiecki i francuski, chcia� doj�� do najbli�szej stacji, pokaza� swoje podrobione papiery francuskiego robotnika, kupi� bilet kolejowy i zawierzy� zwyczajno�ci tego post�powania. M�j plan natomiast polega� na tym, �eby wsi��� do poci�gu jak najdalej od obozu. Wybra�em Daemmerstadt, do kt�rego planowa�em dotrze� dwoma nocnymi marszami, �pi�c w lesie w ci�gu dziel�cego je dnia. Mia�em podr�owa� jako oficer bu�garskiej marynarki handlowej, spiesz�cy na sw�j statek w Szczecinie. M�j mundur Marynarki Kr�lewskiej po nieznacznych przer�bkach m�g�, jak s�dzi�em, uj�� za co�, co prawie ka�dy Niemiec zaakceptuje jako str�j bu�garskiego marynarza, a nasi ch�opcy od dokument�w zaopatrzyli mnie w przekonywuj�cy zestaw papier�w, ��cznie z jednym wypisanym cyrylic�, wygl�daj�cym bardzo egzotycznie i po ba�ka�sku. Moim najwi�kszym ryzykiem by�o, �e mog� natkn�� si� na kogo� znaj�cego bu�garski, ale uzna�em, �e szanse na to s� niewielkie. Co do reszty, to mia�em dzi�ki kolegom �ywno�� na cztery dni, kompas w guziku, kt�rego Niemcy nie znale�li, kiedy mnie brali do niewoli na pla�y, troch� niemieckich pieni�dzy i dobr� map�, dostarczon� przez komitet ucieczkowy. Po�egnali�my si� z Jimem po�piesznie w ciemno�ciach lasu, podczas gdy z obozu dobiega�y nas odg�osy sfingowanej bijatyki. Psy ujada�y jak szalone i wartownicy wrzeszczeli, ale �aden nie skierowa� reflektora na nasz� stron� drut�w. Wszystko wskazywa�o na to, �e faza druga operacji zako�czy�a si� pe�nym sukcesem. Zna�em swoj� map� na pami�� i mia�em kierunki dobrze pouk�adane w g�owie. Pierwsza cz�� pierwszego nocnego odcinka zapowiada�a si� najgorzej: musia�em wzi�� kurs prosto na wsch�d przez sosnowy las, �eby po jakich� trzech godzinach marszu wyj�� na poln� drog�, kt�r� z kolei mia�em przej�� cztery czy pi�� mil z grubsza w kierunku p�nocno-wschodnim, potem zn�w skr�ci� na wsch�d, �eby obej�� wiosk�, potem zygzakiem po ma�ych dr�kach przeby� ma�o zamieszkan� szerok� r�wnin� i doj�� do nast�pnego pasma las�w, do kt�rego powinienem dotrze� o brzasku. Tam mia�em zamiar ukry� si� i odpocz��. Nast�pnej nocy powinienem p�j�� na zmian� przez lasy i pola, �eby mniej wi�cej o �wicie dotrze� do linii kolejowej na po�udnie od Daemmerstadt. Nie mia�em z�udze� co do trudno�ci w�drowania noc� przez las i stara�em si� korzysta� z dr�g, o ile tylko uwa�a�em to za bezpieczne. Uzna�em, �e mog� zaryzykowa� spotkanie z rolnikami albo wiejskimi policjantami na bocznych drogach, bo wiadomo�� o naszej ucieczce pewnie jeszcze do nich nie dotar�a, i by�em pewien, �e potrafi� odegra� zagranicznego bosmana, kt�ry, popiwszy sobie, przegapi� poci�g albo wysiad� na niew�a�ciwej stacji, bo spotyka�em takich nie raz. Bory sosnowe maj� jedn� zalet�. S� wprawdzie piekielnie ciemne, ale za to w por�wnaniu z lasami li�ciastymi prawie nie maj� poszycia. Pierwszy etap mojego marszu okaza� si� trudniejszy ni� przypuszcza�em i zrozumia�em, �e nie doceni�em wp�ywu dw�ch lat obozu na moj� kondycj�, ale chocia� dotarcie do drogi zaj�o mi prawie pi�� godzin a nie trzy, doszed�em do niej i, co z perspektywy czasu wydaje mi si� najdziwniejsze, prawie dok�adnie w przewidzianym miejscu. Mia�em, co prawda kompas, ale my�l�, �e wa�niejsze by�o to, co, jak powiadaj� w marynarce, jest najbardziej pomocne w nawigacji: �ut szcz�cia. Ulg� by�o znalezienie si� na drodze i mo�liwo�� okre�lenia swojej pozycji. Odpocz��em troch� i przek�si�em, ale nie mog�em sobie zbytnio folgowa�, je�eli mia�em tej nocy doj�� do nast�pnego lasu. Mo�esz sobie wyobrazi� m�k� tej w�dr�wki w ciemno�ciach: by�o to gorsze od wszystkich wycieczek, kt�re odbywali�my razem, za dawnych czas�w. Kiedy tylko zobaczy�em �wiat�a samochodu, musia�em zakrada� si� do sadu albo kry� si� w rowie, i te przerwy w jednostajnym rytmie marszu stawa�y si� w miar� up�ywu nocy coraz bardziej m�cz�ce. Par� razy, kiedy zmusi�em si� do powstania z rowu, my�la�em, �e nie uda mi si� zmusi� n�g do dalszego wysi�ku ani pokona� piek�cego b�lu b�bli na stopach. Mog� ci powiedzie�, �e kiedy niebo zaczyna�o szarze�, nie zale�a�o mi ju� na tym, czy mnie z�api�, czy nie. My�la�em tylko o tym, �eby przesta� i�� i napi� si� wody. To by� m�j drugi b��d. �eby si� nie obci��a�, nie zabra�em butelki z wod�. Liczy�em na to, �e w Europie nigdy nie jest daleko do jakiej� wzgl�dnie czystej wody. Okaza�o si�, �e to nie jest tak, w ka�dym razie w Europie Wschodniej. Unika�em, rzecz jasna, wsi, a w tym piaszczystym regionie nie ma potok�w ani jeziorek tylko studnie, a te s�, oczywi�cie, w gospodarstwach. Dotar�em do drugiego pasma las�w bez jakiego� powa�niejszego zagro�enia, chocia� s�o�ce by�o ju� wysoko na niebie, kiedy si� tam wreszcie znalaz�em. Widzia�em w pobli�u ma�e gospodarstwo z bardzo kusz�cym korytem do pojenia byd�a na pastwisku, ale nie mia�em odwagi, �eby si� tam podkra�� i napi�. By� ju� jasny dzie� i chocia� nikogo nie widzia�em w pobli�u, obawia�em si� psa. Jedyne, co mog�em zrobi�, to poku�tyka� w cie� lasu i prze�uwa� �d�b�a rosn�cej tu i �wdzie trawy. Odpoczywa�em ca�y dzie� w najch�odniejszym miejscu, jakie mog�em znale��. By�em zbyt odwodniony i chory z wyczerpania, �eby je��, ale spa�em niespokojnym snem cz�owieka przem�czonego. P�cherze, bol�ce mi�nie i wysuszone gard�o pobudzaj� dzia�alno�� m�zgu, podczas gdy wola, czy co tam dobiera i dyscyplinuje my�li, jest zbyt os�abiona, �eby postawi� na swoim. Znasz to uczucie, jakby tw�j umys� by� projektorem filmowym, kt�ry nagle o�y�, przej�� kontrol�, wykopa� z kabiny operatora i zacz�� puszcza� ca�e mile filmu dla swojej w�asnej diabelskiej rozrywki, z coraz wi�ksz� szybko�ci�. Nie pami�tam �adnych szczeg��w tych dziennych zm�r na skraju sosnowego boru, ale pami�tam ich ci�ar na m�zgu, ich straszn� liczb� i szybko��. Mo�e w�a�nie wtedy to si� zacz�o: skutek ogromnego wysi�ku fizycznego i stresu psychicznego. Nie by�em przygotowany na to, �e mog� si� za�ama�. Chyba nale�a�o si� trzyma� Jima Longa. O zmierzchu pozbiera�em si� jako� i wyruszy�em w dalsz� drog�, ale ta noc by�a zupe�nie inna. Straci�em wiar� w swoje fizyczne zdolno�ci do wykonania zadania, co by�o dla mnie wielkim szokiem. Po raz pierwszy w �yciu moje cia�o odm�wi�o wykonania rozkazu i pogubi�em si�. Zamiast oszcz�dza� si�y, jak na z�o�� przekracza�em swoje mo�liwo�ci. W tej sytuacji trudno si� dziwi�, �e zboczy�em z trasy. Mia�em i�� prosto na p�noc, ale co jaki� czas trafia�em na g��bokie jary i w�wozy, kt�re musia�em obchodzi� w poszukiwaniu �atwiejszej drogi, kilkakrotnie widzia�em �wiat�o, ale znajdowa�em w sobie do�� odwagi i determinacji, �eby je obej��, zamiast p�j�� prosto i z ulg� si� podda�. Tymczasem zacz�a mnie zawodzi� pami��; moimi jedynymi punktami orientacyjnymi by�y por�by, a nie pami�ta�em, ile ich ju� przeszed�em, i nie potrafi�em odnale�� ich na mapie. Zu�y�em wszystkie zapa�ki, usi�uj�c co� na niej odczyta�, ale by�em zbyt wyczerpany i przygn�biony, �eby prawid�owo rozumowa�. W ko�cu dotar�em do piaszczystego traktu, dobrze o�wietlonego blaskiem ksi�yca, kt�ry wprawdzie odchyla� si� nieco na wsch�d od kierunku p�nocnego, ale r�wna, prosta i o�wietlona droga by�a zbyt siln� pokus� po wybojach ciemnego lasu. Widzia�em �lady k� i kopyt ko�skich, przypuszcza�em wi�c, �e droga prowadzi do jakiego� gospodarstwa, ale by�o mi ju� wszystko jedno. Z powodu �atwiejszej drogi m�j umys� zacz�� si� uspokaja�, a regularny rytm krok�w wprawi� mnie w rodzaj automatyzmu. Przypomnia�em sobie star� sztuczk� z dzieci�stwa, polegaj�c� na powtarzaniu czego� w tempie marszu, najpierw jakich� bezsensownych fraz a potem wierszy. Znasz ballad� o Orzechowej Pannie? Jej cztery linijki pulsowa�y w mojej g�owie jak odg�os silnika, kt�ry nap�dza� mnie przez B�g wie ile mil: Cz�ek �cigany zna swe prawa: D�ugo nie po�yje, Gdy dopadnie go ob�awa, w�o�� sznur na szyj�. Dziwi� si�, �e przy tej mechanicznej recytacji potrafi�em chwilami zastanawia� si� nad sensem tej ballady i odnajdowa� w niej dziwny nowy patos. Lito�� dla �ciganego przez prawo, nigdy wcze�niej o tym nie my�la�em. Autor tej ballady wiedzia�, �e bandyci nie byli romantycznymi bohaterami i domagali si� tylko lito�ci. Wielkie okrucie�stwo wyj�cia spod prawa polega�o w�a�nie na zamkni�ciu drzwi do wsp�czucia ze strony zwyk�ych ludzi. Gdyby m�j piaszczysty trakt doprowadzi� mnie do gospodarstwa, to my�l�, �e opar�bym g�ow� o drzwi i b�aga� wie�niaka o lito��, ale na ko�cu drogi nie by�o �adnej ludzkiej siedziby. Doszed�em do miejsca, gdzie �ciany lasu rozst�pi�y si� przede mn�. Zatrzyma�em si� i stwierdzi�em, �e m�j szlak doprowadzi� mnie do niskiego i szerokiego wzniesienia, pozbawionego drzew i poro�ni�tego szorstk� traw�, si�gaj�c� mi do kolan. Cz�sto zastanawia�em si� p�niej, czy widzia�em to w rzeczywisto�ci. Wiem dok�adnie, jak to wygl�da�o w moich oczach po przej�ciu na drug� stron�, �e tak powiem, ale da�bym wiele, �eby przypomnie� sobie dok�adnie, co widzia�em moim prawdziwym wzrokiem, kt�rego u�ywam teraz. K�opot polega na tym, �e jak s�dz�, tamtej nocy stopniowo traci�em zmys�y. Zm�czenie i strach znalaz�y we mnie szczelin� i pog��bia�y j� przez ca�y czas, a� wreszcie, kiedy doszed�em do tej otwartej przestrzeni, nast�pi�o zupe�ne p�kni�cie. Kiedy ziemia otwiera ci si� pod nogami, co decyduje, na kt�r� stron� skoczysz? Ksi�yc �wieci� do�� jasno. Wydawa�o mi si�, �e widz� d�ugi trawiasty grzbiet, biegn�cy z p�nocnego zachodu na po�udniowy wsch�d. Trawa bez �lad�w byd�a i ludzi po�yskiwa�a szaro w blasku ksi�yca, a bia�e kwiatki tworzy�y nad ni� mleczn� po�wiat�. Moja droga zanik�a. U�wiadomi�em sobie, �e od pewnego czasu nie widzia�em kolein wozu, ale nie pami�tam, gdzie skr�ci�y. Widocznie do �rodka tego bezle�nego pasa, zanim si� zatrzyma�em, bo widzia�em las po drugiej stronie, schodz�cy w d� z �agodnego zbocza. Ale �adne ksi�ycowe �wiat�o, przynajmniej w Europie, nie mog�o by� tak jasne, �ebym widzia� tamten drugi las tak wyra�nie jak w pogodny letni poranek, a by� to las zupe�nie inny: nie czarny, monotonny b�r sosnowy, ale jasny li�ciasty las, z�o�ony z d�b�w, brz�z, jesion�w i bia�o kwitn�cych g�og�w. Kontrast by� ogromny, jak mi�dzy noc� a dniem, wi�zieniem a wolno�ci�, �mierci� a �yciem. I patrz�c z mojego wzniesienia, widzia�em za czubkami najbli�szych drzew po tamtej stronie polan� z blado po�yskuj�cym ma�ym jeziorkiem. Wprawienie na powr�t moich n�g w ruch by�o istn� m�czarni�, czu�em si� tak, jakby moje mi�nie skamienia�y, ale mimo to ruszy�em si� i poszed�em prosto na ten b�ysk wody. By�a jeszcze jedna rzecz, kt�r� zobaczy�em i zn�w du�o bym da�, �eby wiedzie�, czyimi oczami j� zobaczy�em, bo w g��bi serca wci�� nie jestem przekonany, �e to pora�enie, kt�rego wtedy dozna�em, by�o rzeczywiste. Wiem tylko, �e co� tam zauwa�y�em, mi�dzy mn� a tym kusz�cym lasem, co� zaprzeczaj�cego do�wiadczeniu, zjawisko, kt�re nie by�oby niczym nadzwyczajnym we �nie, ale nie by�oby te� ca�kiem niemo�liwe w rzeczywisto�ci. Czu�em, schodz�c na obola�ych nogach po �agodnym zboczu, �e opr�cz blasku ksi�yca mam przed sob� jakie� s�absze �wiat�o, jak�� stref� s�abej po�wiaty, rozci�gaj�c� si� daleko w obie strony, i nie prost�, jak snop �wiat�a z reflektora, ale z lekka wij�c� si�, jakby obrysowywa�a kontury wzniesienia. Wiem, �e to si� nie zgadza z prawami optyki, �eby tak s�abe �r�d�o �wiat�a by�o widoczne w silniejszym blasku ksi�yca, a jednak przysi�gam, �e co� widzia�em. Czy�bym ju� wtedy zosta� pozbawiony praw ju� nie ludzkich, ale fizycznych? Nic nie mog�o mnie powstrzyma� od pr�by dotarcia do tej wody. Pokonawszy pocz�tkow� m�k�, zwi�zan� z ponownym uruchomieniem n�g, pu�ci�em si� niepewnym truchtem. Widocznie posuwa�em si� jak �lepiec, z wyci�gni�tymi przed siebie r�kami, bo to moje r�ce pierwsze odczu�y wstrz�s. Najpierw pal�cy b�l przeszy� moje d�onie i nadgarstki, potem szok wprawi� w dr�enie ka�d� ko�� mojego cia�a i pogna� w g�r�, uderzaj�c od spodu w kopu�� czaszki. Moje oczy porazi� bole�nie wybuch ��tego �wiat�a, a moje cia�o, pozbawione masy i spoisto�ci, ulecia�o spiral� w mrok. Rozdzia� trzeci Cia�o, przy wszystkich jego ograniczeniach, jest czym�, co daje poczucie pewno�ci i bezpiecze�stwa i czego warto si� trzyma�. Przeskoczy�em na drug� stron�, to pewne, ale nadal mia�em �wiadomo�� drugiej strony. Nie pami�ta�em jej w jakich� okre�lonych s�owach czy obrazach, tak jak pami�ta si� wydarzenia ostatniego tygodnia albo kt�rego� dnia z ubieg�ego roku, ale mia�em �wiadomo�� wcze�niejszego istnienia, wiedzia�em, �e mia�em jakie� bogate i skomplikowane �ycie, zanim ockn��em si� w tym czystym i wygodnym ��ku. Most mi�dzy tymi dwoma �wiatami stanowi�y moje d�onie. Nale�a�y ponad wszelk� w�tpliwo�� do mnie i troch� bola�y. Patrzy�em sobie na nie, jak tak le�� przede mn� na kocu, ca�e schludnie zabanda�owane, zupe�nie bezu�yteczne a jednak bardzo mi bliskie. Poza lekkim b�lem d�oni rzadko kiedy czu�em si� tak dobrze i spokojnie jak tego ranka, kiedy po raz pierwszy zacz��em si� zastanawia�, gdzie ja jestem. Nie by� to bynajmniej pierwszy dzie� mojej przytomno�ci. Wiedzia�em, �e przebywam w tym jasnym, przestronnym pokoju, w kt�rym zapach kwiat�w miesza� si� ze s�absz� woni� lekarstw, �rodk�w dezynfekcyjnych i pasty do pod��g, od pewnego czasu. Bia�e drzwi i ramy okienne, �adne zas�ony i bia�e drewno mebli by�y mi dobrze znane, podobnie jak twarze dw�ch piel�gniarek, opiekuj�cych si� mn� od d�u�szego czasu. Po prostu tego dnia doko�czy�em �agodnego przechodzenia od biernego postrzegania do czynnej obserwacji. Gdyby nie to, �e piel�gniarki by�y w szpitalnych uniformach, s�dzi�bym, �e jestem w domu prywatnym: pok�j w swojej poci�gaj�cej czysto�ci by� zbyt przytulny jak na sal� kt�regokolwiek ze znanych mi szpitali. Nakrycia, szklanki, instrumenty medyczne te� nie mia�y tych charakterystycznych dla szpitali znamion cz�stego u�ywania, a jedzenie by�o o wiele za dobre. Lekki powiew wiatru, wpadaj�cy przez otwarte okno, rozwiewa� zas�ony, i kiedy siostra dzienna opiera�a mnie rano na poduszkach, widzia�em zielone czubki drzew i b��kitne niebo, a dono�ny �piew ptak�w s�ysza�em od �witu do zmroku. R�ce mia�em wci�� nie do u�ytku, piel�gniarka kroi�a mi jedzenie i karmi�a mnie �y�k�. Goli�a mnie te� i my�a, robi�c wszystko z zawodow� wpraw� i u�miechem. Pozna�em piel�gniarki wystarczaj�co, �eby nie oczekiwa� �atwego i pe�nego zaspokojenia swojej ciekawo�ci, mimo to tego dnia spyta�em j�, gdzie jestem i us�ysza�em, oczywi�cie, natychmiastow� �artobliw� odpowied�: � W ��ku! � Wydaje mi si�, �e wszystkie piel�gniarki na �wiecie wyznaj� zasad�, �e najmniejszy przejaw �ycia umys�owego pacjenta utrudnia im prac� albo stanowi zamach na ich wszechw�adz�. Jednak spr�bowa�em jeszcze raz i spyta�em j� o imi�. � To nie ma znaczenia � odpowiedzia�a. � Wystarczy m�wi� do mnie siostro. Ale i ta odpowied� da�a mi do my�lenia. M�wi�a po angielsku i to bardzo dobrze, ale z niemieckim akcentem. To umocni�o pomost do tego bardzo mglistego i odleg�ego drugiego �wiata. Zacz��em metodycznie i spokojnie analizowa� swoje spostrze�enia. Bra�em, rzecz jasna, pod uwag�, co mog�o mi si� przydarzy�, ale zupe�nie mnie to nie niepokoi�o. Wpad�em na ten pomys� a potem od�o�y�em go jako mo�liwo��, kt�r� czas potwierdzi, albo nie. Przeczuwa�em, �e b�d� mia� bardzo du�o czasu. Wra�enie, �e sp�dzi�em dobrych par� dni w stanie p�przytomnym, by�o tak silne, �e w�a�ciwie r�wna�o si� pewno�ci. Poza tym, mia�em konkretny dow�d, �e od mojego wypadku up�yn�o wi�cej czasu ni� nawet przypuszcza�em, bo czu�em w d�oniach ju� tylko sw�dzenie i czasem pulsowanie, podczas gdy moja pami�� zachowa�a z tamtego �wiata niezwykle �ywe uczucie intensywnego b�lu, kiedy dotkn��em tego piekielnego p�otu czy co to by�o. Odnios�em niew�tpliwie ci�kie oparzenia, teraz moje d�onie by�y pawie ca�kowicie zagojone, potwierdzi�y to moje obserwacje przy zmianie opatrunk�w. W kr�tkim czasie nawet blizny znik�y prawie ca�kowicie, teraz prawie nie ma po nich �ladu. To dawa�o mi przynajmniej jak�� miar� up�ywu czasu. Nie maj�c wiedzy medycznej nie mog�em dokona� dok�adnej oceny, ale zdrowy rozs�dek i zwyk�e do�wiadczenie podpowiada�y, �e up�yn�o nie mniej ni� trzy do czterech tygodni. Potwierdza� to stan moich st�p: zagoi�y si� wszystkie moje p�cherze, a wiem do�� dobrze, ile goi si� taki p�cherz. Nie�atwo by�o okre�li� swoje po�o�enie w przestrzeni. Je�eli znajdowa�em si� w takiej instytucji, jak podejrzewa�em, nie mog�em liczy� na uzyskanie najprostszych odpowiedzi. Piel�gniarki zbywa�yby mnie najbardziej niedorzecznymi �garstwami. Nale�a�o zatem zachowywa� si� spokojnie i wykorzystywa� wzrok, zbieraj�c nie�piesznie w ci�gu d�ugich dni dane, a� b�d� m�g� z nich wyci�gn�� jakie� wnioski. Zacz��em, oczywi�cie, od swoich piel�gniarek, a w�a�ciwie od siostry dziennej. T� nocn� widywa�em przez kilka minut po zachodzie s�o�ca i czasem przelotnie wczesnym rankiem. Sypia�em dobrze i nigdy nie musia�em jej wzywa�. Siostra dzienna natomiast by�a niew�tpliwie Niemk� i r�wnie niew�tpliwie profesjonalistk�, a jednak nie wierzy�em, �e mo�e by� piel�gniark� wojskow� albo pracowa� w publicznym szpitalu cywilnym. Co� mi w niej nie pasowa�o. Nie chodzi�o tylko o to, �e jej znakomita znajomo�� angielskiego wskazywa�a na lepsze wykszta�cenie ni� to, kt�rym zwykle wykazuj� si� piel�gniarki, ostatecznie na �wiecie jest niema�o os�b dwuj�zycznych. My�l�, �e rzecz by�a w jej stroju. By� zbyt elegancki, zbyt indywidualny, podobnie jak i sam pok�j. Niew�tpliwie by� to str�j s�u�bowy, czy�ciutki i elegancki, przywodz�cy na my�l higien� i dezynfekcj�, a jednocze�nie �adny, noszony z wdzi�kiem i my�l� o tym, �eby si� podoba�, na co nie pozwoli�by �aden szpital publiczny ani nawet prywatny dom opieki. By�em te� pewien, �e w �adnej publicznej instytucji piel�gniarki nie mog�yby po�wi�ca� mi tyle uwagi ani okazywa� tyle troski, rzecz jasna, w zakresie swoich obowi�zk�w. Te dwie nie sprawia�y wra�enia przepracowanych, prawd� m�wi�c, wkr�tce nabra�em przekonania, �e jestem ich jedynym pacjentem. Piel�gniarka dzienna sp�dza�a przy mnie mn�stwo czasu i nigdy nie s�ysza�em wzywaj�cego j� dzwonka. W�a�ciwie poza g�osami moich piel�gniarek, cichymi krokami na wyfroterowanych drewnianych pod�ogach i �piewem ptak�w za oknem od pewnego czasu nie s�ysza�em �adnych innych d�wi�k�w. My�l�, �e to ta nienaturalna cisza w pierwszych kilku dniach przekona�a mnie, �e jestem w prywatnym zak�adzie dla umys�owo chorych. Zadowoli�em si� t� identyfikacj� miejsca i postanowi�em spr�bowa� za pomoc� tej samej metody obserwacji i dedukcji ustali�, jak si� tu znalaz�em i dlaczego jestem traktowany jak zamo�ny prywatny pacjent a nie jak jeniec wojenny, bo nie mia�em jakiej� ca�kowitej amnezji: przez ca�y czas wiedzia�em, �e jestem oficerem Marynarki Kr�lewskiej oraz pami�ta�em swoje nazwisko, nazw� okr�tu i numer obozu. Wypytywanie siostry dziennej okaza�o si� zupe�nie bezcelowe, chocia� usi�owa�em to robi� najsubtelniej, jak umia�em. Nie by�a ma�om�wna, ale mia�a szczeg�lny talent zachowywania si� jak osoba pogodna i rozmowna, nie m�wi�c jednocze�nie nic, co nie odnosi�oby si� do spraw mojego cia�a. Pojawi� si� tylko jeden fakt: powiedzia�a mi, �e znajdujemy si� w miejscu o nazwie Hackelnberg. Mia�em nad czym my�le� przez ca�y dzie�. By� to zadowalaj�cy, konkretny fakt, ale nie prowadzi� mnie do �adnych wniosk�w albo raczej prowadzi� mnie do innego niewyja�nionego faktu. Stwierdzi�em z wielk� przyjemno�ci�, �e kiedy si� skoncentruj�, potrafi� w umy�le odtworzy� stopniowo ca�� mapk�, otrzyman� od komitetu ucieczkowego, i maj�c t� map� przed zamkni�tymi oczami, upewni�em si�, �e nie by�o na niej nazwy Hackelnberg. Widocznie zatem zosta�em przewieziony dalej ni� czterdzie�ci mil od Oflagu XXIX Z, bo tyle wynosi� zasi�g mojej mapki. Nie widzia�em potrzeby wyci�gania od siostry dziennej, czy wie, �e jestem brytyjskim je�cem wojennym. M�wi�em po angielsku od chwili odzyskania przytomno�ci a tak�e niew�tpliwie bredzi�em w tym j�zyku wcze�niej. Doktor pewnie zawiadomi� policj�, przyjechali zapewne oficerowie wywiadu, wyobrazi�em sobie dw�ch esesman�w, grzebi�cych w moim skromnym baga�u, ogl�daj�cych papiery, map�, kompas w guziku, kt�re powiedzia�y im wszystko, a potem, po rozmowie z doktorem przyjmuj�cych jego diagnoz� co do stanu mojego umys�u i zostawiaj�cych mnie tutaj. Tak, tylko pod czyj� opiek�? Do kogo nale�a�o to miejsce? Dlaczego jego zarz�dcy czy w�a�ciciele mieliby si� mn� zajmowa�? Podobne miejsca nie s� na og� prowadzone przez filantrop�w. Godzinami zastanawia�em si� nad tymi pytaniami i jedynym skutkiem tego by� cie� pow�tpiewania, czy rzeczywi�cie jestem w prywatnym zak�adzie dla umys�owo chorych. Je�eli tak, to najbardziej prawdopodobnym powodem mojego tu pobytu by�o uznanie mnie przez doktora za szczeg�lnie interesuj�cy przypadek; by�bym wi�c trzymany tu i leczony z ciekawo�ci naukowej. Ale teraz dopuszcza�em �je�eli�. Je�eli nie by� to zak�ad psychiatryczny, m�g� to by� tylko dom jakiej� bogatej osoby, obdarzonej ekscentrycznym darem wsp�czucia, a tak�e posiadaj�cej znaczne wp�ywy we w�adzach, mo�e niepe�nosprawnej, co wyja�nia�oby zar�wno obecno�� wykwalifikowanych piel�gniarek jak ich nieoficjalny wygl�d i zachowanie. Powiedzia�em �osoby bogatej�, bo w ca�ej atmosferze tego domu wyczuwa�o si� bogactwo. Nie dostrzeg�em w pokoju nic starego ani niesprawnego. Tak elegancko ubrane i uczesane piel�gniarki by�y bez w�tpienia dobrze p�atne, nieskazitelna czysto�� pod��g i wysoki po�ysk nawoskowanych mebli zdradza� dostatek s�u�by, a wiedzia�em, �e same piel�gniarki nie zajmuj� si� sprz�taniem, i chocia� �wiadomie tego nie obserwowa�em, wkr�tce dowiedzia�em si�, kto tu sprz�ta. Widywa�em go wcze�nie rano: by� to przysadzisty m�ody cz�owiek, w milczeniu z wielkim zapa�em froteruj�cy na kolanach l�ni�c� pod�og�. Po tym, co nazywam swoim pe�nym przebudzeniem, przygl�da�em mu si� bli�ej. By� umi�niony i dobrze od�ywiony, i chocia� przez wi�kszo�� czasu odwraca� g�ow�, parokrotnie widzia�em jego twarz. By�a g�adka i bez wyrazu, mia� kr�tko przystrzy�one kasztanowe w�osy i jasnoniebieskie oczy. Masywno�� jego cia�a, t�pota i ciel�cy wyraz twarzy przy czworono�nej postawie nadawa�y mu wygl�d silnego i �agodnego udomowionego zwierz�cia, jakiego� wo�u roboczego, co podkre�la� jeszcze jego str�j tego ranka, kiedy na niego zwr�ci�em uwag�. Nie mia� na sobie koszuli tylko do�� obcis�e spodnie z jakiego� dobrego, solidnie wygl�daj�cego br�zowego materia�u i par� dobrych but�w, zrobionych ni to z gumy, ni to z jakiej� nieznanej mi sztucznej sk�ry. Sprawia�y wra�enie mocnych, elastycznych i wygodnych. Odezwa�em si� do niego pod nieobecno�� piel�gniarki, ale r�wnie dobrze m�g�bym zagada� do zwierz�cia. Mimo to nietrudno by�o zgadn��, kim jest. Niemiec w jego wieku nie m�g�by by� zatrudniony jako s�u�ba domowa: s�u�y�by w wojsku albo pracowa� w fabryce amunicji. W ka�dym innym kraju powiedzia�bym, �e to jeniec wojenny, ale znajdowa�em si� w Niemczech i zna�em niemiecki system wykorzystywania pracy niewolniczej z kraj�w okupowanych w prywatnych gospodarstwach. Ten cz�owiek by� niew�tpliwie zatrudnionym tu s�owia�skim je�cem, wygl�da� na muzyka. Po tym, jak przyjrza�em si� tak dobrze jego butom i spodniom, zacz��em baczniej obserwowa� inne materia�y w moim otoczeniu i znalaz�em pewne zaskakuj�ce rzeczy. Nie twierdz�, �e jestem znawc� tematu, ani �e w og�le zwraca�em uwag� na tkaniny, ale te wok� mnie wygl�da�y na wyj�tkowo kosztowne. Moja pi�ama, na przyk�ad, by�a z jedwabiu albo z materia�u, kt�rego nie potrafi�em odr�ni� od jedwabiu; po�ciel by�a z najlepszego lnu, narzuta te� z jedwabiu, porcelana, na kt�rej jada�em, by�a wyszukana, a szk�o... obejrza�em szklank� i inne naczynia na stoliku i doszed�em do wniosku, �e to nie szk�o tylko jaki� znakomity plastyk, daj�cy si� ci�� i polerowa� jak szk�o, ale nie ulegaj�cy st�uczeniu. Sprawdzi�em to, str�caj�c zabanda�owan� r�k� jedno z delikatnych naczy� na pod�og�. Nic mu si� nie sta�o. Podobne drobiazgi robi� na cz�owieku wra�enie, bo stanowi� przekonywaj�cy dow�d wysoko rozwini�tego przemys�u i materialnego bogactwa, kt�re umo�liwia ludziom pos�ugiwanie si� wy��cznie nowymi i doskona�ymi przedmiotami. Niemcy oczywi�cie s�yn�y z przemys�u chemicznego, plastyku i w��kien syntetycznych, ale widok takiej obfito�ci w �yciu cywilnym po bez ma�a czterech latach wojny by� przygn�biaj�cy. Natomiast meble i pod�oga nie by�y zrobione z jakiej� syntetycznej �ywicy, mleka czy pulpy drzewnej, ale z naturalnego drewna, zachowuj�cego w swojej fakturze pi�kno i r�norodno�� lasu. Wida� by�o, �e zosta�y dobrane i obrobione z mi�o�ci�. Zaczyna�em poznawa� charakter w�a�ciciela tej posiad�o�ci. By� to kto� niew�tpliwie bogaty, pewnie stary junkier albo jaki� ksi���, kt�rego nazi�ci postanowili zostawi� w spokoju; kto�, kto nie tylko m�