7967
Szczegóły |
Tytuł |
7967 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7967 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7967 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7967 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Piers Anthony
B��kitny Adept
Cykl: Adept tom2
Przek�ad Sylwia Twardo i Anna Kidawa
Tytu� orygina�u Blue Adept
Rozdzia� 1
JEDNORO�EC
Samotny jednoro�ec galopowa� przez pola ku B��kitnemu Zamkowi. By� to ogier o
b�yszcz�cej, ciemnoniebieskiej sier�ci, czerwonych skarpetkach na zadnich nogach
i
skr�conym w eleganck� spiral� rogu. Biegn�c, gra� na tym pustym w �rodku
instrumencie,
wydaj�c d�wi�ki przypominaj�ce aksamitny g�os saksofonu. Muzyka mkn�a przed nim
przez
r�wnin�.
Stile podszed� do parapetu i spojrza� w d�. By� on drobnym, lecz niezwykle
sprawnym m�czyzn�, niegdy� d�okejem, ale nigdy nie straci� formy. Mia� na sobie
b��kitn�
koszul� i d�insy, cho� wielu uwa�a�o, i� str�j ten nie przystoi jego pozycji,
aczkolwiek by�a
ona na tyle wysoka, �e m�g� j� - do pewnego stopnia - bezkarnie ignorowa�.
- To Clip! - wykrzykn��, rozpoznaj�c go�cia. - Neyso, chod�, to tw�j brat!
Ale Neysa ju� o tym wiedzia�a. Mia�a przecie� lepszy s�uch. K�usem wypad�a z
zamku
i spotkawszy Clipa przy g��wnej bramie, skrzy�owa�a z nim rogi w pospiesznym
pozdrowieniu. A potem oba jednoro�ce wykona�y pe�ny ceremonia� witania, biegn�c
zgodnie
bok w bok i graj�c w duecie. R�g Neysy d�wi�cza� jak harmonijka i pi�knie si�
komponowa�
z g�osem saksofonu.
Stile patrzy� i s�ucha�, oczarowany, i to wcale nie magi�. Zawsze czu� du��
sympati�
do koni, a jednoro�ce polubi� jeszcze bardziej. Nie potrafi� by�, oczywi�cie,
bezstronny;
Neysa by�a jego najlepszym przyjacielem w tym �wiecie. A jednak...
Jednoro�ce przyspieszy�y rytm; ich kopyta uderza�y do taktu o muraw�. Przesz�y w
synkopowy, pi�ciotaktowy krok, ch�d jednoro�ca, dopasowuj�c do niego muzyk�.
Stile, nie
mog�c si� powstrzyma�, wyci�gn�� harmonijk� i przy��czy� si� do muzykowania,
wybijaj�c
nog� takt najlepiej, jak potrafi�. Mia� wrodzone zdolno�ci muzyczne, a ostatnio
m�g�
rozwin�� swe umiej�tno�ci, gdy� by�y one nieod��cznie zwi�zane z jego magi�.
Kiedy gra�,
wok� niego gromadzi�a si� nieuchwytna moc. Lecz Stile nie przejmowa� si� tym
zbytnio;
magia stawa�a si� faktem, dopiero gdy przyzwa� j� we w�a�ciwy spos�b.
Jednoro�ce zako�czy�y sw�j taniec rado�ci i pocwa�owa�y do zamku. Zbli�ywszy si�
do bramy, przybra�y ludzkie kszta�ty, przemieniaj�c si� w przystojnego
m�odzie�ca i drobn�
jak elf, lecz r�wnie� prawdziwie pi�kn� dziewczyn�. Stile pospieszy� przywita�
je na
dziedzi�cu.
- Pozdrowienia, Adepcie, i wiadomo�� od G��wnego Ogiera Stada - oznajmi� Clip.
Trzyma� siostr� za r�k�, ku jej niememu zawstydzeniu; nie by�a tak wylewna jak
brat. Oboje
odziani byli w archaiczne, ziemskie stroje, tak jak wyobra�a� je sobie nieludzki
umys�, w
kolorach mniej wi�cej przypominaj�cych ich naturalne barwy.
- Mi�e jest mi twe pozdrowienie - powiedzia� Stile. - A tak�e pos�anie, je�li
skierowano je w pokoju.
- I takim jest w istocie, Adepcie. G��wnemu Ogierowi spodoba�o si� wezwa� klacz
Neys�, by zosta�a za�rebiona. - Umilk�, a po chwili doda� w�asny komentarz: -
Nareszcie.
- To wspaniale! - zawo�a� Stile. - Po trzech latach, podczas kt�rych odmawiano
jej
tego, wreszcie b�dzie mia�a �rebaka!
Spostrzeg� nagle, �e Neysa nie zareagowa�a wybuchem rado�ci, jakiej si� po niej
spodziewano. Spojrza� na ni� z trosk�. - Czy nie raduje ci� to, przyjaci�ko?
My�la�em, �e twe
najg��bsze pragnienie...
- Siostro, s�dzi�em, �e przynosz� ci dobre wie�ci... - Clip tak�e patrzy� na ni�
ze
zdumieniem.
Neysa odwr�ci�a wzrok. By�a zgrabn� dziewczyn�, oko�o cala ni�sz� od Stile'a -
cho�
czu�, �e to g�upie, to wzrost ten bardzo mu odpowiada�. Jako klacz nale�a�a do
najmniejszych,
mia�a zaledwie czterna�cie d�oni w k��bie; gdyby by�a cho� odrobin� ni�sza,
zaliczono by j�
do kucyk�w, ko�skiego odpowiednika Ma�ego Ludu. Jej ludzka posta� by�a jedynie
odbiciem
tego, a tylko male�ki guziczek rogu na czole ukazywa� jej prawdziw� natur�.
Stile dawno ju� nauczy� si� �y� ze �wiadomo�ci�, �e wszyscy m�czy�ni i
wi�kszo��
kobiet przewy�szaj� go wzrostem, a Neysa w og�le nie nale�a�a do gatunku
ludzkiego. Lecz
mimo to by�a dla niego najbli�szym towarzyszem zar�wno w ludzkim, jak i ko�skim
znaczeniu tego s�owa. Cho� potrafi�a m�wi�, nie nale�a�a do istot rozmownych.
Nie
odznacza�a si� te� specjaln� �ywo�ci� charakteru, cho� od czasu do czasu w
subtelny spos�b
ujawnia�a nieco przekorne poczucie humoru.
Clip i Stile spojrzeli po sobie. Co to mia�o znaczy�? - Czy inna samica b�dzie
wiedzia�a? - spyta� Clip.
Stile kiwn�� g�ow�.
- Ta jedna b�dzie. - Podni�s� troch� g�os: - Pani!
B��kitna Pani nadesz�a po kr�tkiej chwili. Odziana by�a jak zawsze w r�ne
odcienie
b��kitu: b��kitn� sztruksow� sp�dnic�, jasnoniebiesk� bluzk�, granatowe pantofle
i diadem z
b��kitnych gwiazd. Jej uroda, jak za ka�dym razem, wstrz�sn�a Stile'em. - Panie
m�j -
szepn�a.
Stile wola�by, �eby si� tak do niego nie zwraca�a. Nie by� wcale jej w�adc� i
Pani
�wietnie o tym wiedzia�a. Nie potrafi� jednak sprzeciwi� si� konwencjom tego
�wiata, ani te�
niezbyt subtelnym aluzjom, jakie czyni�a B��kitna Pani. Uwa�a�a go za intruza w
B��kitnym
Kr�lestwie, za mniejsze z�o. I mia�a powody.
- Pani - powiedzia�, stosuj�c si� do etykiety, kt�r� mu narzuci�a. - G��wny
Ogier
wzywa do siebie nasz� drog� Neys�, aby zosta�a za�rebiona i urodzi�a wreszcie
dziecko, a
jednak nie wydaje si� ona z tego zadowolona. Czy rozumiesz to, pani, i czy
zechcia�aby�
o�wieci� nasze m�skie umys�y?
B��kitna Pani podesz�a do Neysy i obj�a j�. W ich stosunkach nie da�o si�
zauwa�y�
cienia rezerwy.
- Przyjaci�ko, pozw�l, bym to obja�ni�a memu panu - poprosi�a Neys� i
dziewczyna-
jednoro�ec kiwn�a g�ow�.
Pani zwr�ci�a si� ku Stile'owi.
- To prywatna sprawa - oznajmi�a i godnym krokiem opu�ci�a dziedziniec.
Nie musia�a nawet pyta�; intuicja powiedzia�a jej wszystko!
- Zaraz wracam - powiedzia� Stile i pospieszy� za ni�.
Kiedy znale�li si� sami, przestali udawa�.
- Co to za tajemnica? - warkn�� Stile. - Ona jest moim najlepszym przyjacielem,
lepszym ni� ty. Dlaczego nie chce mi powiedzie�?
- Twoja magia jest silna - odpar�a Pani - lecz zdolno�� pojmowania s�aba.
Pozostawiony sam sobie z pewno�ci� wpadniesz w k�opoty.
- Racja - odrzek� lekko Stile, cho� wcale nie by� tym zachwycony. - Na szcz�cie
mam
opiekun�w w postaci Hulka, Neysy i ciebie, pani. Nied�ugo pozb�d� si� g��wnego
niebezpiecze�stwa, kt�re zagra�a mej pozycji Adepta, i nie b�d� wi�cej
potrzebowa� kontroli.
Ale ironia, jaka kry�a si� w tych s�owach, nie przynios�a �adnego efektu. Uroda
i
subtelno�� B��kitnej Pani kry�y w sobie nieugi�t� si��, z jak� walczy�a o
zachowanie tego, co
stworzy� jej zmar�y m��. W oddaniu, z jakim czci�a jego pami��, nie by�o �adnej
s�abo�ci. -
Niech i tak b�dzie, lecz klacz czuje, �e nie powinna opuszcza� ci� w takiej
chwili. Hulk
zawsze mo�e odej��, a nie jestem zwi�zana z tob� tak jak Neysa. A wi�c klacz
wola�aby
odwlec urodzenie dziecka, dop�ki nie upewni si�, �e jeste� bezpieczny.
- Ale� to nie ma sensu! - zaprotestowa� Stile. - Nie powinna si� tak dla mnie
po�wi�ca�! Mog� jej zaofiarowa� tylko trudy i niebezpiecze�stwa.
- To prawda - zgodzi�a si� Pani.
- A wi�c pom�w z ni�, pani. Przekonaj j�, by uda�a si� do Ogiera.
- Ogier kieruje si� tak� sam� m�sk� logik� jak i ty, panie - stwierdzi�a Pani. -
On
r�wnie� nie zrozumie powod�w tej troski. Nie, nie mog� tak jej zawie��.
Stile skrzywi� si�.
- Czy podobnie traktowa�a�, pani, swego m�a?
Zarumieni�a si�.
- Tak.
Zrobi�o mu si� przykro.
- Wybacz mi, pani. Dobrze wiem, jak bardzo go kocha�a�.
- Nie na tyle, jak wida�, by ocali� mu �ycie. Mo�e gdyby sta� przy nim
jednoro�ec...
Da�a tu o sobie zna� przenikliwo�� jej umys�u.
- Poddaj� si�. Nie ma drugiego takiego stra�nika jak Neysa. Co mam zrobi�, by j�
zadowoli�?
- Postaraj si�, by odroczono wezwanie do czasu, gdy Neysa poczuje, �e mo�e ci�
opu�ci�.
- My�l�, �e jest to mo�liwe. - Stile kiwn�� g�ow�. - Dzi�kuj� ci, pani, za te
wyja�nienia.
- Zrobi�am, o co prosi�e� - odpar�a ch�odno. - Jeste� teraz B��kitnym Adeptem,
pierwszym magiem tego kr�lestwa. Ale postaraj si� znale�� w sobie tyle rozumu,
by nie
obrazi� klaczy sposobem, w jaki oznajmisz jej sw� decyzj�.
- A gdzie znajd� tyle rozumu, by nie obrazi� ciebie, �ono mego zmar�ego
sobowt�ra?
Wiesz przecie�, �e jego pragnienia s� moimi.
Zostawi�a go, nie raczywszy odpowiedzie�. Stile wzruszy� ramionami i wr�ci� na
dziedziniec. Pragn�� B��kitnej Pani bardziej ni� czegokolwiek na �wiecie, a ona
�wietnie o
tym wiedzia�a. Ale zdoby� j� m�g� tylko we w�a�ciwy spos�b. Si�a jego magii
potrafi�aby
zmieni� jej nastawienie, ale Stile nigdy by tego nie zrobi� i Pani r�wnie�
zdawa�a sobie z tego
spraw�. W wielu kwestiach rozumia�a go lepiej ni� on sam; zazna�a przecie�
mi�o�ci z jego
sobowt�rem.
Clip i Neysa powr�cili do swej naturalnej postaci i pa�li si� na skrawku bujnej
wiechliny ��kowej, posadzonej specjalnie w tym celu obok fontanny. Stanowili
idealnie
dobran� par�; jego b��kit kontrastowa� z jej czerni�, a czerwone skarpetki
stanowi�y pi�kne
dope�nienie bia�ych. Ubarwienie Clipa by�o typowe dla jednoro�c�w; Neys�
wykluczono
kilka lat temu ze stada, gdy� jej ma�� zbyt przypomina�a ko�sk�. My�l o tym
wci��
wywo�ywa�a gniew Stile'a.
Kiedy si� zbli�y�, Neysa unios�a g�ow�, spomi�dzy jej warg stercza�o �d�b�o
trawy, a
czarne uszy by�y czujnie nastawione. Jednoro�ce, tak jak i wi�kszo��
koniowatych,
przestawa�y �u�, gdy tylko co� rozproszy�o ich uwag�.
- �a�uj�, ale nie mog� pozwoli�, by Neysa skorzysta�a z tej mo�liwo�ci -
oznajmi�
kr�tko Stile. - B��kitny Adept ma, jak wszyscy wiemy, tajemniczego wroga,
prawdopodobnie
innego Adepta, kt�ry ju� raz go zabi� i pr�buje to powt�rzy�. Nie mam zapasowego
�ycia.
Dop�ki nie pokonam wroga, moje bezpiecze�stwo zale�y od umiej�tnej obrony i
opieki. Nikt
nie mo�e zrobi� tego r�wnie dobrze jak klacz. A wi�c postaram si� o cofni�cie
rozkazu
Ogiera do czasu rozwi�zania problemu. Zdaj� sobie spraw�, �e nara�am Neys� na
trudy i
post�puj� samolubnie...
Neysa parskn�a melodyjnie, zadowolona, cho� wcale nie da�a si� nabra� na t�
przemow�. Zacz�a znowu �u�. Clip spojrza� na ni� spode �ba, lecz widz�c, �e
jest
usatysfakcjonowana, milcza�.
W ten spos�b Stile zamieni� jeden k�opot na drugi. �adna klacz nie mia�a prawa
sprzeciwia� si� woli G��wnego Ogiera. Stile musia�, jako B��kitny Adept, sam to
zrobi�. W
nieformalnej acz sztywnej hierarchii tego �wiata, przyw�dcy stad, watah,
szczep�w, a tak�e
Adepci uwa�ani byli za r�wnych pozycj�, chocia�, oczywi�cie, ostateczna w�a- dza
spoczywa�a w r�kach Adept�w. Stile m�g� wi�c pertraktowa� z Ogierem jak r�wny z
r�wnym.
Najpierw jednak musia� za�atwi� sprawy B��kitnego Kr�lestwa. Porozmawia� z
Hulkiem, swym ludzkim stra�nikiem z drugiego �wiata. Hulk by� uderzaj�co tak
du�y, jak
Stile ma�y: g�ra mi�ni, prawdziwy olbrzym wy�wiczony we wszystkich rodzajach
walk, lecz
mimo to nie nale�a� do g�upich, cho� tak s�dzili ci, kt�rzy go nie znali.
- B�d� musia� opu�ci� zamek na dzie� lub dwa - powiedzia� mu Stile. - Powinienem
porozmawia� z Ogierem jednoro�c�w, a nie mog� go tu wezwa�.
- Oczywi�cie - zgodzi� si� Hulk. - Nigdy nie darzy� ci� sympati�. Lepiej z tob�
p�jd�.
Ten jednoro�ec to twardy go��.
- Nie, przyjacielu. Nic mi nie grozi ze strony jednoro�c�w, ale martwi� si� o
B��kitn�
Pani�. Chcia�bym, �eby� czuwa� nad ni� w czasie mej nieobecno�ci, tak by m�j
bezimienny
wr�g nie pr�bowa� ugodzi� mnie przez ni�. Nie masz magicznych umiej�tno�ci, a w
ka�dym
razie nie u�ywasz ich, lecz je�li nikt nie b�dzie wiedzia�, �e odszed�em, nie
powiniene�
spotka� si� z zakl�ciami wroga. A we wszystkich innych wypadkach poradzisz sobie
r�wnie
dobrze jak ja.
Hulk gestem wyrazi� zgod�.
- Pani warta jest wszelkiej opieki.
- Tak. Potrafi�a utrzyma� B��kitne Kr�lestwo, gdy jej pan, m�j sobowt�r, zosta�
zamordowany. Bez jej pomocy nie m�g�bym spe�nia� obowi�zk�w Adepta. Mam moc
magii,
lecz brak mi do�wiadczenia. Ka�dy dzie� mi to pokazuje. - Stile u�miechn�� si�
kwa�no,
przypominaj�c sobie, jak B��kitna Pani instruowa�a go w sprawie Neysy. - A poza
tym...
- A poza tym to niezwykle atrakcyjna kobieta - doko�czy� Hulk. - I przyci�ga
k�opoty.
- M�j sobowt�r odznacza� si� doskona�ym gustem.
- Ale wci�� nie mog� zrozumie� jednej rzeczy. Je�li zas�on� oddzielaj�c� oba
�wiaty
mo�e przej�� tylko ten, kogo sobowt�r nie �yje, to co ze mn�? Czy mia�em
sobowt�ra, kt�ry
zmar�?
Stile zastanowi� si�.
- Prawo pobytu na Protonie obejmuje dwadzie�cia lat. Czy twoi rodzice mieszkali
tam,
zanim si� urodzi�e�?
- Nie. Zg�osi�em si�, gdy mia�em pi�tna�cie lat. M�j pobyt ko�czy si� za kilka
miesi�cy. A rodzice nigdy nie byli na Protonie. Mieszkaj� pi�tna�cie lat
�wietlnych st�d.
- Tak wi�c twoj� obecno�� na tej planecie t�umaczy jedynie fakt, �e przyj�to ci�
na
s�u�b� - zadecydowa� Stile. - Nie urodzi�e� si� na Phaze. Nie masz sobowt�ra,
kt�ry
zajmowa�by twoje miejsce w alternatywnym �wiecie. A wi�c mo�esz swobodnie
przekracza�
zas�on�.
- Wi�c nie zosta�em zamordowany - podsumowa� Hulk. - To cieszy.
- Kt� zdo�a�by ci� zabi�? - Stile u�miechn�� si�. - Zmia�d�y�by� �mia�ka jednym
chwytem.
- Z wyj�tkiem ciebie, tak jak wtedy, gdy razem uczestniczyli�my w Grze.
- Szcz�liwy traf - odpar� Stile. - W r�wnej walce nie by�bym dla ciebie godnym
przeciwnikiem.
- Nie dra�nij si� ze mn�, ma�y olbrzymie. - Hulk roze�mia� si� dobrodusznie. - W
walce wr�cz jeste�my sobie r�wni.
- Ale ka�dy w swojej wadze - u�ci�li� Stile.
Jak dobrze pogada� z kim�, kto rozumie ojczysty �wiat Stile'a i regu�y Gry.
***
W ci�gu godziny byli gotowi do drogi. Stile zagra� na harmonijce, gromadz�c
wok�
siebie magi�, i za�piewa� jedno z przygotowanych wcze�niej zakl��: Niech magia
moja
sprawi cud, bym przezroczysty by� jak l�d. Nie potrafi� wygoi� zakl�ciem swoich
ran ani
wyleczy� si� z choroby, ale m�g� zmienia� sw�j wygl�d w oczach innych. Uni�s�
d�o� i
pomacha� ni� przed oczami. By� niewidzialny.
Neysa, rozpoznawszy go w�chem i s�uchem, nie sp�oszy�a si�.
- W ten spos�b - wyja�ni� Stile - m�j wyjazd z zaniku nie b�dzie si� rzuca� w
oczy.
- Pilny obserwator dostrze�e, �e klacz niesie na sobie ci�ar - zauwa�y�a Pani.
- Racja - zgodzi� si� zaskoczony Stile. Przez chwil� zastanawia� si�, a potem
za�piewa�: Niech sprawi magii mojej g�os, bym by� lekki niczym w�os. Poczu�, jak
znika ci�ar
jego cia�a. - Doskonale.
Hulk i Pani wygl�dali na zdziwionych. Stile roze�mia� si�.
- Odpowiem po kolei na wasze pytania. Pani, po moim g�osie wiesz, �e stoj� wci��
na
ziemi; jak to jest, i� nie unios�em si� do sufitu? Moje zakl�cie by�o bardzo
podobne do
poprzedniego, a poniewa� nie mo�na dwa razy u�y� tego samego zakl�cia, to
straci�o ono
wiele ze swej mocy. Nie sta�em si� lekki jak w�os; m�j ci�ar zmniejszy� si�
tylko o cztery
pi�te. Wa�� teraz oko�o dwudziestu funt�w, mo�e ciut wi�cej. A teraz twoje
pytanie, Hulk.
Dlaczego moje cia�o nie b�yszczy jak l�d, skoro tego s�owa u�y�em w zakl�ciu?
Ot�, s�owa
zakl�cia tylko wyra�aj� to, co widzi m�j umys�, i to on definiuje -poszczeg�lne
terminy.
Gdybym chcia� b�yszcze� jak l�d, b�d�c przy tym ca�kowicie przezroczystym,
u�y�bym tych
samych s��w, zmieniaj�c tylko obraz w moim umy�le, i zakl�cie zadzia�a�oby
odpowiednio.
- Stile jest mi�o�nikiem magii - wymamrota� Hulk - ale ja w to nie wierz�.
- Gdyby nie to, te� m�g�by� zosta� Adeptem - zauwa�y� Stile. Roze�mia� si� przy
tym,
by zaznaczy�, �e to �art, cho� podejrzewa�, i� kryje si� w nim sporo prawdy.
Ka�dy ma cho� troch� zdolno�ci magicznych, ale tylko nieliczni posiadaj�
prawdziw�
moc. Odpowiednikiem magicznych talent�w Stile'a by�, w racjonalnym �wiecie
Protonu, ca�y
szereg innych zdolno�ci, na przyk�ad do Gry, a w tym Hulk by� prawie tak dobry
jak on.
Gdyby tylko zechcia� spr�bowa�, by�by w stanie nauczy� si� czarnoksi�stwa.
Niew�tpliwie
istnia�o wielu takich, kt�rzy mogliby osi�gn�� podobny stopie� umiej�tno�ci,
gdyby tylko
potrafili w to uwierzy� i pracowali nad udoskonaleniem swej techniki. Ale na
tysi�c os�b
najwy�ej jedna by�a w stanie uwierzy�, st�d tak niewielu Adept�w. Oczywi�cie ci,
kt�rzy
zdobyli ju� pozycj� Adepta, bezlito�nie eliminowali pojawiaj�cych si�
potencjalnych rywali,
tak wi�c bezpieczniej by�o unika� tej ga��zi wiedzy. Wrogo�� Adepta budzi�a
groz�.
Stile po�egna� si� przed wyjazdem, wskoczy� na Neys� - nie potrzebowa� ani
siod�a,
ani uzdy - i do��czy� do Clipa. Dwa jednoro�ce �wawym k�usem min�y bram�.
Wygl�da�o to
tak, jakby Clip odprowadza� siostr� do miejsca rozp�odu, jak mu przykazano. Te
troch�
ci�aru, kt�re nios�a Neysa, nie rzuca�o si� w oczy.
Dobrze by�o zn�w podr�owa� na grzbiecie jednoro�ca. Stile nie by� pewien, czy
potrafi�by przenosi� si� z miejsca na miejsce si�� samej magii. Je�eli da�oby
si� to zaliczy� do
zakl�� zmieniaj�cych go w oczach innych, to pewnie m�g�by; gdyby natomiast by�
to jeden z
czar�w przekszta�caj�cych i lecz�cych cia�o, to raczej nie uda�oby mu si� tego
dokona�. Na
razie wola� nie eksperymentowa�; na skutek nieudanego zakl�cia m�g�by znale��
si� w
�miertelnym niebezpiecze�stwie. Tak wi�c potrzebowa� �rodka transportu i nie
m�g� marzy�
o lepszym od Neysy. By�a jego pierwszym rumakiem w �wiecie magii i pierwszym
prawdziwym przyjacielem. Mi�o��, jak� czu� do koni, rozci�gn�a si� zaraz na
jednoro�ce;
stworzenia te by�y super-ko�mi wyposa�onymi ponadto w r�g, kt�ry by� zar�wno
niszczycielsk� broni�, jak instrumentem muzycznym, w ludzk� inteligencj�,
zdolno�� zmiany
postaci, umiej�tno�ci akrobatyczne i kroki pozostaj�ce poza granicami mo�liwo�ci
konia.
Tak, jednoro�ec to istota, kt�rej Stile poszukiwa� przez ca�e �ycie, nie wiedz�c
o tym, dop�ki
go nie napotka�.
Neysa, w swej kobiecej postaci, zosta�a jego kochank�, zanim jeszcze spotka�
B��kitn�
Pani� i zrozumia�, �e jego przeznaczeniem jest istota nale��ca do tego samego co
on gatunku.
Pocz�tkowo nie wszystko uk�ada�o si� dobrze mi�dzy Neys� a B��kitn� Pani�, ale
teraz
Neysa, zwi�zana przysi�g� z samym B��kitnym Adeptem, nie potrzebowa�a innych
gwarancji.
W magicznym �wiecie Phaze przyja�� wykracza�a poza ramy zwyk�ych zwi�zk�w p�ci,
a
przysi�ga przyja�ni by�a najwa�niejszym ze zobowi�za�.
Jak na ironi�, w�a�nie przyja�� stan�a na drodze do spe�nienia jej najwi�kszego
marzenia - urodzenia �rebaka. Prawdopodobnie Neysa rozumowa�a prawid�owo; Stile
naprawd� potrzebowa�, by chroni�a go przed pu�apkami tego ledwo co poznanego
�wiata,
dop�ki nie upora si� ze swym tajemniczym wrogiem. Jednoro�ce odporne by�y na
wi�kszo��
rodzaj�w magii; tylko zakl�cia Adept�w mog�y ich dosi�gn��. Stile mia� powody,
by
przypuszcza�, �e jego wrogiem jest Adept; jego w�asna si�a magiczna uzupe�niana
ochronn�
aur� jednoro�ca mog�a zapewni� mu bezpiecze�stwo nawet wobec ataku kogo�
nale��cego do
tej klasy. Jak zauwa�y�a B��kitna Pani, poprzedni B��kitny Adept nie mia�
os�aniaj�cego go
jednoro�ca, a to mog�o stanowi� o r�nicy mi�dzy �yciem a �mierci�. Stile
naprawd�
potrzebowa� Neysy.
Kiedy jednoro�ce rozgrza�y si�, przesz�y najpierw w cwa�, a potem w galop. Oba
bieg�y krok w krok, graj�c przy tym na rogach; Neysa parti� sopranu na
harmonijk�, a Clip
altu na saksofonie. By� to wspania�y polifoniczny duet, podkre�lany mocnym
rytmem
uderzaj�cych o ziemi� kopyt. Stile ch�tnie by si� do nich przy��czy�, ale musia�
ukrywa�
swoj� obecno��, na wypadek gdyby byli obserwowani. Wiele przera�aj�cych stworze�
czyha�o w tych spokojnych lasach i polach; reputacja jednoro�c�w jako wojownik�w
i ich
doskona�a znajomo�� terenu powodowa�y, �e otoczenie by�o tak bezpieczne, jak si�
wydawa�o. Ale nie mia�o najmniejszego sensu wystawianie B��kitnego Adepta jako
przyci�gaj�cej niebezpiecze�stwa przyn�ty.
Clip dobrze zna� drog�. Stado jednoro�c�w pas�o si� w miejscu wskazanym przez
G��wnego Ogiera, przemieszczaj�c si� na rozleg�ym obszarze z pastwiska na
pastwisko. Inne
stada zajmowa�y swoje tereny; nigdy nie narusza�y granic w�asnych w�o�ci.
Ludzkie istoty
mog�y uwa�a� ten region za w�asno�� B��kitnego Adepta, ale zwierz�ta traktowa�y
go jako
nale��cy do tego w�a�nie stada. Wilko�aki, gobliny i inne stworzenia r�wnie�
zajmowa�y
swoje specyficzne nisze ekologiczne, a ka�dy gatunek s�dzi�, �e to on dominuje.
Stile zadba�
o to, by mie� dobre stosunki ze wszystkimi; w �wiecie Phaze tego typu polityka
odpr�enia
mia�a wi�ksze znaczenie ni� w innych, niemagicznych �wiatach. Zreszt� szczerze
szanowa� te
stworzenia. Wilko�aki, na przyk�ad, dopomog�y mu w odnalezieniu swego miejsca
tutaj, a
ca�a lokalna wataha zwi�zana by�a przysi�g� przyja�ni z Neys�.
Galopowali na zach�d przez tereny, na kt�rych Stile spotka� po raz pierwszy
Neys�;
miejsce to mia�o dla obojga specjalne znaczenie. Si�gn�� r�kami do jej szyi, by
j�
niepostrze�enie obj��; w odpowiedzi zastrzyg�a uchem i poruszy�a sk�r� na karku,
tam gdzie
trzyma� r�ce, jakby odgania�a muchy. Sekretny sygna�, niewypowiedzianie cenny.
Na po�udnie od nich rozci�ga� si� ogromny masyw G�r Purpurowych; na p�noc -
G�ry �nie�ne. Phaze nie ogranicza�a si�, oczywi�cie, do tej jednej szerokiej
doliny, lecz Stile
nie znalaz� na razie sposobno�ci, by zobaczy� co� wi�cej. Postanowi�, �e gdy
tylko upora si�
ze swoim wrogiem i zabezpieczy sw� pozycj�, zbada t� planet� dok�adniej. Kt�
m�g�
wiedzie�, jakie cuda kry�y si� za horyzontem?
Jechali przez dwie godziny na zach�d, pokonuj�c dwadzie�cia mil. Ten �wiat
u�ywa�
archaicznych, przepojonych magi� jednostek miar i Stile jeszcze si� ich nie
nauczy�.
Dwadzie�cia mil to by�o w jednostkach lepiej mu znanych oko�o trzydziestu dw�ch
kilometr�w. Stile potrafi�by przebiec sam taki dystans w podobnym czasie; by�
opr�cz innych
rzeczy marato�czykiem. Lecz dla niego taki bieg oznacza�by ogromny wysi�ek,
wymagaj�cy
kilkudniowego odpoczynku; dla jednoro�c�w by�a to tylko przyjemna przebie�ka.
Je�li
musia�y, potrafi�y godzinami biec z pr�dko�ci� dwukrotnie wi�ksz� ni� teraz, a
na kr�tkich
dystansach nawet jeszcze szybciej.
S�o�ce zacz�o si� zni�a�, �wiec�c im prosto w oczy. Zbli�a�a si� pora popasu.
Jednoro�ce, tak jak konie, nie s� tylko maszynami do biegania; musz� sp�dza�
du�� cz��
�ycia jedz�c. Stile m�g�by wyczarowa� dla nich ziarno, lecz jednoro�ce, uparcie
podkre�laj�ce sw� niezale�no��, wola�y same poszuka� sobie pokarmu. Odpoczywa�y
pas�c
si�. Neysa zwolni�a, znalaz�a kawa�ek go�ej ska�y i odda�a mocz na jego skraju,
tak jak to
czyni� konie. W ten spos�b zag�uszy�a ha�as, jaki m�g�by zrobi� Stile,
zeskakuj�c z jej
grzbietu. Odesz�a potem, pas�c si� w�r�d bujnych traw i ca�kowicie go ignoruj�c,
cho�
jednocze�nie �wietnie zdawa�a sobie spraw�, gdzie Stile si� znajduje. By�a w tym
doskona�a;
�aden obserwator nie zauwa�y�by, �e jest z ni� niewidzialny cz�owiek, a na skale
nie
powstawa�y �adne �lady.
Stile mia�, oczywi�cie, ze sob� w�asne zapasy; B��kitna Pani ju� o to zadba�a.
Nawet
je�li pomin�� konieczno�� oszcz�dzania jednorazowych zakl��, ujawnianie swej
obecno�ci
tylko po to, by wyczarowa� jedzenie, nie mia�o wi�kszego sensu. Usi�dzie na
skale i
spokojnie spo�yje posi�ek.
Ostro�nie opu�ci� si� na ziemi�, staraj�c si� oszcz�dza� kolana. W�asne
do�wiadczenie
nauczy�o go, �e kolana nie goj� si� �atwo. Magia mog�aby je wyleczy�, ale nie
potrafi� sam
siebie zaczarowa�, a nie mia� tyle zaufania, by powierzy� to zadanie innemu
Adeptowi.
Przypu��my, �e poprosi�by o t� przys�ug� Adepta, kt�ry pragnie jego �mierci?
Jako� sobie
jeszcze poradzi; kolana bola�y tylko wtedy, gdy je maksymalnie zgina�. M�g�
normalnie
chodzi�, biega� i je�dzi� konno. Ucierpia�y na tym, co prawda, jego akrobatyczne
umiej�tno�ci, lecz wiele jeszcze potrafi� dokona� bez nadmiernego obci��ania
kolan.
Napas�szy si�, Neysa podesz�a do ska�y i uci�a sobie ma�� drzemk� na stoj�co.
Stile
wskoczy� na ni�, tak jak sobie �yczy�a, i zasn�� na jej grzbiecie. By�a ciep�a,
bezpieczna i
przyjemnie pachnia�a koniem. Nie by�o miejsca, w kt�rym wola�by si� teraz
znale��, chyba �e
w ramionach B��kitnej Pani, ale na ten zaszczyt jeszcze nie zas�u�y� i r�wnie
dobrze m�g� go
nigdy nie dost�pi�. Pani pozostawa�a wierna swemu m�owi, sobowt�rowi Stile'a,
cho� ju�
nie �y�, i nigdy nie myli�a go ze Stile'em.
Nast�pnego ranka wyruszyli znowu w drog�. K�usowali niespiesznie a� do po�udnia,
kiedy to spostrzegli stado. Pas�o si� na szerokim zboczu, wiod�cym ku rozleg�ym
moczarom.
Za nim, przypomnia� sobie Stile, znajdowa� si� pa�ac Wyroczni, kt�rej ka�dy m�g�
zada�
jedno tylko w �yciu pytanie. Wyrocznia poradzi�a Stile'owi, by pozna� sam
siebie, i pomimo
�e rada wydawa�a si� nieprzydatna, okaza�a si� kluczem do jego przysz�o�ci. A
kiedy pozna�
sam siebie, okaza�o si�, �e jest B��kitnym Adeptem.
Stoj�cy na stra�y jednoro�ec zagrzmia� na rogu. Pas�ce si� zwierz�ta unios�y
g�owy i
truchtem zebra�y si� w jednym miejscu, tworz�c wielkie p�kole otwarte w
kierunku
zbli�aj�cej si� pary jednoro�c�w. Widz�c to gro�ne zgrupowanie rog�w, Stile by�
zadowolony, �e nie przychodz� jako wrogowie. Kiedy �wiczy� fechtunek z Neys�
jako
przeciwnikiem, przekona� si�, i� r�g mo�e sta� si� �miertelnie gro�n� broni�.
By�a to jeszcze
jedna zasadnicza r�nica mi�dzy jednoro�cami a ko�mi; mia�y rogi i r�wnie dobrze
mog�y
ruszy� do ataku, jak i do ucieczki. �aden rozs�dny tygrys nie rzuci�by si� na
jednoro�ca.
Wjechali w utworzone przez jednoro�ce p�kole. Po�rodku sta� G��wny Ogier,
wspania�y okaz ewolucji konio-watych. Mia� per�owoszar� sier��, przechodz�c� na
nogach w
czer�; jego grzywa i ogon by�y srebrzyste, a g�owa l�ni�a z�otem. Mia�
osiemna�cie d�oni w
k��bie i wspania�e mi�nie. Jego r�g stanowi� prawdziwe arcydzie�o: spiralnie
skr�cone,
migocz�ce ostrze, kt�rego nie nale�a�o lekcewa�y�. Zagra� na nim jeden muzyczny
akord i
ko�o zamkn�o si� za plecami nowo przyby�ych.
Stile poczu�, �e staje si� coraz ci�szy i ujrza� swoje r�ce. Czar
niewidzialno�ci i
lekko�ci zanika�, cho� Stile go nie odwo�ywa�.
Ogier parskn��. Clip i Neysa pospiesznie zawr�cili i zaj�li miejsca na brzegu
ko�a.
Stile zeskoczy� na ziemi� przed Ogierem. By� znowu w pe�ni widzialny i wa�y�
tyle, ile
powinien.
Ogier przekszta�ci� si� w m�czyzn�. By� pot�nie zbudowany i umi�niony, cho�
nie
a� tak jak Hulk. Z czo�a stercza� mu kr�ciutki r�g.
- Witamy na naszym terytorium, B��kitny Adepcie - powiedzia�. - Czemu
zawdzi�czamy t� w�tpliw� przyjemno��?
A wi�c zamkni�ty kr�g jednoro�c�w niweczy� nawet zakl�cia Adept�w! Magia mog�a
pokona� jednego jednoro�ca, ale nie ca�e stado, chyba �e w wyj�tkowych
okoliczno�ciach.
Oczywi�cie oba zakl�cia zosta�y rzucone poprzedniego dnia i ich dzia�anie
os�ab�o - �aden
czar nie jest wieczny. Mimo to zjawisko godne by�o zanotowania. Stile'owi nie
zagra�a�y przy
tym wrogie zakl�cia, gdy� kr�g jednoro�c�w chroni� go przed wszelk� magi�. W ten
spos�b
tajny charakter misji zosta� zachowany. - Pozdrowienia, Ogierze. Przybywam na
pertraktacje.
M�czyzna-Ogier uni�s� trzy palce do ust i wyda� d�wi�k przypominaj�cy do
z�udzenia g�os rogu jednoro�ca. Podbieg�o zaraz dwoje zwierz�t, nios�cych na
rogach jaki�
przedmiot. Postawi�y go i odesz�y. By� to zmontowany ze starych rog�w st� z
przymocowanymi do niego siedzeniami. Na pewno wart by� znacznie wi�cej ni� ko��
s�oniowa, gdy� znaczna cz�� magii jednoro�c�w gromadzi si� w ich rogach.
Ogier usiad�, gestem zapraszaj�c Stile'a, by poszed� w jego �lady.
- O czym chcia�by radzi� Adept z tak prostym zwierz�ciem jak ja?
Stile poj��, �e rozmowa b�dzie trudna. Ogier nie przepada� za nim, odk�d Stile
zawstydzi� go w czasie ich pierwszego spotkania. Musi rozegra� ostro�nie.
- Jak zapewne wiesz, nie tak dawno temu zosta�em zamordowany.
- Nie ma potrzeby, by� negocjowa� w sprawie swego stanowiska czy praw do
B��kitnego Kr�lestwa - odpar� zdziwiony Ogier. - Uszanujemy to, co postanowione.
Tylko
moje stado i wataha Kurrelgyre wiedz�, �e� nie jest prawdziwym Adeptem.
Przyjmujemy ci�
na jego miejsce, gdy� magia twa r�wna jest jego magii, a ty sam jeste� istot�
praw�, tak jak i
my. �adna wiadomo�� o twej to�samo�ci nie wysz�a z mego stada.
Stile u�miechn�� si�.
- Nie o to mi idzie, panie. Nie ukrywam, kim jestem. Musz� jednak umocni� moj�
pozycj� i pom�ci� morderstwo.
- Niew�tpliwie.
- Pewny jestem, i� m�j wr�g jest jednym z Adept�w. A wi�c musz� post�powa�
ostro�nie i ufa� tylko najbardziej wypr�bowanym przyjacio�om. Do nich nale�y
Neysa, z
kt�r� ��czy mnie przysi�ga przyja�ni. A wi�c...
- Teraz pojmuj�. Ci�arna klacz nie podo�a takiemu zadaniu.
- Dok�adnie. Prosz� wi�c, by nie zosta�a za�rebiona, dop�ki nie zako�cz� mojej
misji.
Ogier zmarszczy� czo�o.
- Straci�a ju� dwa lata...
- Bo wykluczono j� ze stada - odrzek� ponuro Stile. - Z powodu ma�ci. Jej
ubarwienie
nie uleg�o zmianie.
- Tak, lecz zmieni� si� jej status! Ma koneksje, kt�rych wcze�niej jej
brakowa�o.
Zwierz�ta z mego stada polubi�y j�, a wilko�aki, z kt�rymi wcze�niej
walczyli�my, nie atakuj�
ju� nas, dzi�ki niej. Spo�r�d wszystkich stad pas�cych si� w dolinach Phaze
tylko jedno ma w
swych szeregach jednoro�ca b�d�cego wierzchowcem Adepta.
- Wierzchowcem i przyjacielem - uzupe�ni� Stile. - Przyja�� ta zosta�a drogo
okupiona.
- Mo�liwe. W ka�dym razie kompensuje to jej braki...
- Braki? - spyta� z�owrogo Stile, si�gaj�c po harmonijk�. Mia� zamiar rozegra�
to
pokojowo, ale ubarwienie Neysy stanowi�o czu�y punkt.
Ogier zastanowi� si�. Siedzieli w kr�gu jedonoro�c�w, lecz nie zosta�o jeszcze
udowodnione, �e powstrzyma to �wie�e zakl�cie rzucone przez rozw�cieczonego
Adepta. Nie
nale�y tak nieostro�nie obra�a� Adepta ani tych, kt�rzy s� im bliscy. Ogier,
ujmuj�c to
obrazowo, cofn�� si� o p� kroku. - Powiedzmy, �e jej ubarwienie zacz�o mi si�
podoba�, a
to, co znajduje moj� aprobat�, nie stanie si� przedmiotem uwag jakiegokolwiek
innego
jednoro�ca.
- To wielce trafna uwaga - odrzek� Stile, odk�adaj�c harmonijk�. Odkry� ju�
wcze�niej,
�e jednoro�ce rzadko oponuj�, gdy chwali si� lub broni jednego z ich.
Za�rebienie podrz�dnej
klaczy by�oby poni�ej godno�ci Ogiera. - Pragn�, by Neysa przebywa�a u mego boku
--
ci�gn�� Stile. - Kt� z twego stada, panie, m�g�by dor�wna� jej w biegu?
Ogier uni�s� eleganckim lukiem jedn� ze swych z�ocistych, ludzkich brwi.
- Zapewne chcia�e� powiedzie�, kt� opr�cz mnie?
Teraz Stile musia� wycofa� si� dyplomatycznie.
- Oczywi�cie. Mia�em na my�li klacze.
- Przyznaj�, �e jak na jej wzrost...
- Czy co� jest nie tak z jej wzrostem? - By� to jeszcze jeden wybieg, maj�cy
wprawi�
przeciwnika w zak�opotanie; Neysa w�r�d jednoro�c�w by�a r�wnie ma�a, jak Stile
w�r�d
m�czyzn.
- Jest w�a�ciwy. Pewien jestem, �e urodzi pi�knego �rebaka.
Ten s�owny pojedynek prowadzi� donik�d. Ogier wci�� chcia� za�rebi� Neys�.
- Wydaje mi si�, �e nie zdo�a�e� do ko�ca unikn�� wp�ywu przysi�gi przyja�ni -
zauwa�y� Stile. - Klacz bardziej si� podoba ni� kiedy�.
Ogier wzruszy� ramionami. To moc zakl�cia rzuconego przez Stile'a spowodowa�a,
�e
inne jednoro�ce i wilko�aki wymieni�y z Neys� przysi�g� przyja�ni, i Ogier nie
chcia� si�
przyzna�, i� czar wp�yn�� te� na niego. Nie da� si� jednak sprowokowa�.
- Mo�liwe, lecz tutaj twoja moc s�absza jest od mojej, tak jak w twym kr�lestwie
twoja by�a silniejsza.
W czasie poprzedniego spotkania Stile zmusi� jednoro�ca do ust�pstwa. Teraz
Ogier
mia� satysfakcj�. Obra�anie dzier��cego w�adz� stworzenia zawsze wi�za�o si� z
pewnym
ryzykiem, nawet je�li by�o si� Adeptem.
- Potrzebuj� Neysy w tym roku. Jak mog� uzyska� odroczenie?
- To sprawa honoru i dumy. Musisz walczy� ze mn� tak, jak walcz� jednoro�ce, t�
sam� broni�. I je�li pokonasz mnie w uczciwej walce, spe�ni� tw� pro�b�. Je�li
za�
przegrasz...
Stile zda� sobie spraw�, jak okrutny mo�e to by� pojedynek.
- Je�li? - przynagli� Ogiera.
Ogier u�miechn�� si�.
- Je�li przegrasz, spe�nisz moje �yczenie. Nie walczymy o �ycie, lecz o
pierwsze�stwo
praw. Ja roszcz� sobie prawo do za�rebiania mych klaczy, kiedy i gdzie chc�; ty
za� ��dasz,
by honorowano wi�zy przyja�ni ��cz�ce ci� z klacz�. Nie wypada, by�my walczyli
inaczej ni�
pokojowo.
- Zgoda. - Stile wcale nie pragn�� walki na �mier� i �ycie! Mia� nadziej�, �e
wystarczy
zwyk�a pro�ba, lecz okaza�o si� to naiwno�ci�. - Czy zaczynamy teraz?
- W �adnym wypadku, Adepcie! - Ogier uda� zdziwienie. - Nie dopuszcz�, by
m�wiono, �e wygra�em, zmuszaj�c do walki nie przygotowanego przeciwnika.
Protok�
wymaga zachowania w�a�ciwego przedzia�u czasowego. Powiedzmy za dwa tygodnie,
podczas Ro�colimpiady.
- Ro�colimpiady?
- Dorocznych zmaga� sportowych naszego gatunku, odbywaj�cych si� r�wnolegle z
Wilkolimpiad� wilko�a-k�w, Wampolimpiad� ludzi-nietoperzy, Gnomolimpiad�...
- Rozumiem. Czy Neysa we�mie w niej udzia�?
Ogier najwyra�niej nie podj�� jeszcze decyzji.
- Nigdy nie startowa�a, z przyczyn, o kt�rych lepiej teraz nie m�wi�. S�dz�, �e
w tym
roku b�dzie mile widziana.
- I nie b�d� konieczne wyja�nienia dotycz�ce niuans�w barwy czy wzrostu, na
kt�re
mog�yby zwr�ci� uwag� mniej spostrzegawcze zwierz�ta?
- Oczywi�cie.
Stile nie by� zadowolony ze zw�oki, ale wiedzia� te�, �e nie ma wielkiej szansy
w
walce z Ogierem, kt�ry wygl�da�, jakby wa�y� ton�, wprost tryska� zdrowiem, a na
rogu
zakarbowanych mia� wiele zwyci�stw. Stworzenie to dawa�o mu, w rzeczywisto�ci,
czas na
ponowne przemy�lenie ca�ej sprawy, tak �eby Stile m�g� zmieni� zdanie i uzna�
racje Ogiera,
nie nara�aj�c si� na upokorzenie pora�ki. By� to �adny gest, zw�aszcza �e
jednocze�nie Ogier
zgodzi� si�-, by Neysa wyst�pi�a na zawodach, je�li tego zechce. Stile by�
pewien, �e Neysa
zna wszystkie typowe sztuczki jednoro�c�w, a udzia� w zawodach pozwoli jej to
wreszcie
udowodni�. Przez ca�e lata musia�a si� wstydzi� samej siebie; teraz mia�a
szans�, by
publicznie dochodzi� swych praw.
- A wi�c za dwa tygodnie - zgodzi� si� Stile.
Ogier wyci�gn�� r�k� i Stile poda� mu swoj�. Jego d�o� uton�a w ogromnej,
szorstkiej
�apie o kopytokszta�tnych paznokciach. Stile st�umi� w sobie pojawiaj�c� si�
automatycznie
uraz� i poczucie ni�szo�ci. Wcale nie jest gorszy, a Ogier zachowa� si�
honorowo. Zawarli
uczciwy kompromis.
Ogier wr�ci� do swej naturalnej postaci. Zagra� kr�tki akord na rogu. Kr�g
jednoro�c�w rozst�pi� si� i Stile poczu�, �e jego cia�o staje si� coraz l�ejsze
i bardziej
przezroczyste. W miar� jak s�ab�o magiczne oddzia�ywanie jednoro�c�w, jego stare
zakl�cia
nabiera�y mocy. Warto to zapami�ta�: zakl�cia dzia�a�y ca�y czas, tylko ich
efekt uleg�
chwilowemu przyt�umieniu.
Neysa podesz�a do nich z widocznym wahaniem.
- Ogier zaprasza ci� do udzia�u w Ro�colimpiadzie za dwa tygodnie - poinformowa�
j�
Stile, wskakuj�c na jej grzbiet.
Tak j� to zdumia�o, �e o ma�o co nie przekszta�ci�a si� w dziewczyn�, co akurat
teraz
by�oby dosy� niewygodne. Zagra�a pytaj�c� nut�, nie �mi�c wierzy� nowinie. Lecz
Ogier
odpowiedzia� jej potwierdzaj�cym akordem.
- B�d� tam r�wnie�, by spotka� si� z Ogierem na ubitej ziemi - doda� po namy�le
Stile.
Tym razem naprawd� zmieni�a kszta�t i Stile spostrzeg�, �e siedzi na plecach
dziewczyny, obejmuj�c nogami jej cienk� tali�. Pospiesznie zsiad�.
- Nie... - powiedzia�a Neysa.
- Rzeczywi�cie, nie! Gdybym nie by� lekki jak pi�rko i niewidzialny, upad�aby�
pod
moim ci�arem i le�a�a teraz w bardzo nieeleganckiej pozycji. Wracaj natychmiast
do
w�a�ciwej postaci, ty koniu!
Pospiesznie spe�ni�a jego ��danie. Wskoczy� na grzbiet i galopem opu�cili stado.
Wydawa�o si�, �e �aden z jednoro�c�w nic nie zauwa�y�, dop�ki nie us�yszeli
drwi�cego
�miechu saksofonu. Clip nie zdo�a� d�u�ej powstrzymywa� swej rado�ci.
Neysa odpowiedzia�a mu gniewn� salw� d�wi�k�w i pogalopowa�a szybciej. Prawie
frun�li nad zboczem. Wkr�tce byli ju� daleko.
- Odp�a� mu, zmuszaj�c go do wzi�cia udzia�u w Ro�colimpiadzie - zaproponowa�
Stile i Neysa parskn�a potwierdzaj�co.
Stile powr�ci� zaraz do swego g��wnego problemu.
- Mo�e m�g�bym zapyta� Wyroczni�, jak poradzi� sobie z Ogierem? - rozmy�la� na
g�os. Ale to nie by� dobry pomys�; zu�y� ju� swoje jedyne pytanie, kiedy
usi�owa� pozna� sw�
to�samo�� w tym �wiecie.
- Jeszcze jedna rzecz mnie niepokoi - zauwa�y� po chwili Stile, gdy galopowali
pi�kn�
r�wnin�. - Dlaczego Ogier by� dla mnie taki uprzejmy? M�g� przecie� zmusi� mnie
do walki
ju� dzisiaj i na pewno by wygra�. Nie jestem mu do niczego potrzebny, a jednak
potraktowa�
mnie niezwykle uczciwie.
Neysa skr�ci�a ku k�pie d�b�w. Kiedy znale�li si� w bezpiecznej g�stwinie,
poruszy�a
�opatkami sygnalizuj�c, �e powinien zsi���, a pozbywszy si� go, przybra�a posta�
dziewczyny.
- To twoje zakl�cie - wyja�ni�a. - Ca�e stado zwi�zane jest ze mn� przysi�g�
przyja�ni
i gdyby zdoby� mnie nieuczciwym sposobem, upokarzaj�c ci�, wszyscy zwr�ciliby
si�
przeciwko niemu.
Stile uderzy� si� w czo�o niewidzialn� d�oni�.
- Oczywi�cie! Nawet kr�l musi bra� pod uwag� nastroje poddanych.
A wi�c zakl�cie naprawd� podzia�a�o na Ogiera, cho� bardzo okr�n� drog�,
poprzez
tych, z kt�rymi mia� do czynienia.
Czeka�a, nie zmieniaj�c postaci i patrz�c na niego z nadziej�, cho�, oczywi�cie,
go nie
widzia�a. Wzi�� j� w ramiona. - Chyba jeszcze nigdy nie wypowiedzia�a� do mnie
tylu s��w
za jednym razem - rzek� i poca�owa� j�. Potem j� pu�ci�, lecz ona wci�� czeka�a.
Stile wiedzia�
na co, ale nie m�g� tego zrobi�. Byli kiedy� kochankami, a Neysa w swej ludzkiej
postaci
wci�� by�a najmilsz� i naj�adniejsz� dziewczyn�, jak� zna�. Nie przeszkadza�a mu
te� my�l, �e
w rzeczywisto�ci jest jednoro�cem. Lecz stosunki ich uleg�y zmianie, gdy Stile
spotka�
B��kitn� Pani�. Zrozumia�, �e nie posiada mo�liwo�ci psychicznych, by mie� w
ka�dym z
alternatywnych �wiat�w wi�cej ni� jedn� kochank� w tym samym czasie. Ironia
polega�a na
tym, �e B��kitna Pani nie by�a dla niego ani kochank�, ani niczym innym, cho�
tego pragn��.
Je�li mia�a mu wystarczy� lojalno��, kole�e�stwo, a nawet seks, to Neysa by�a
ich
uciele�nieniem.
I w tym ca�a rzecz. Jego aspiracje niepomiernie wzros�y. Nie mia� �adnej
pewno�ci, �e
zdob�dzie to, czego pragnie, lecz musia� post�powa� tak, jakby by�o to mo�liwe.
I musia�
wyt�umaczy� to Neysie tak, by nie zrani� jej uczu�.
- To, co zasz�o mi�dzy nami, by�o dobre - zacz��. - Ale teraz pragn� samicy z
mego
w�asnego gatunku, tak jak ty pragniesz urodzi� �rebaka, kt�rego da� ci mo�e
tylko samiec
jednoro�ca. Nasza przyja�� przetrwa, gdy� wyrasta ponad to; zmieni si� tylko jej
charakter.
Gdyby nasz zwi�zek nie straci� seksualnego charakteru, utrudni�oby to moj�
przyja�� z twoim
�rebakiem, kt�ry nied�ugo przyjdzie na �wiat, i twoj� z moim dzieckiem, o ile
b�d� je kiedy�
mia�.
Neysa wygl�da�a na zaskoczon�. Wydawa�o si�, �e wr�cz pr�buje zastrzyc uszami.
Nie pomy�la�a o tym aspekcie sprawy. Przyja�� oznacza�a dla niej bezgraniczne
zaufanie i
oddanie, nie podlegaj�ce wp�ywom skomplikowanych interakcji z innymi istotami.
Stile mia�
nadziej�, �e b�dzie w stanie zrozumie� i zaakceptowa� zmienion� rzeczywisto��.
Nagle Neysa pochyli�a si� i poca�owa�a go, odnajduj�c jego twarz z niesamowit�
dok�adno�ci� - a mo�e to zakl�cie os�ab�o? - i w chwili gdy ich wargi zetkn�y
si�, powr�ci�a
do swej naturalnej postaci. Stile zobaczy�, �e ca�uje jednoro�ca. Zarzuci� jej
r�ce na szyj� i ze
�miechem poci�gn�� za czarn�, l�ni�c� grzyw�.
A potem wskoczy� na jej grzbiet, obj�� j� jeszcze raz i ruszyli w dalsz� drog�.
Wszystko by�o w porz�dku.
Rozdzia� 2
PANI
Po powrocie do B��kitnego Kr�lestwa Stile cofn�� zakl�cia: sta� si� widzialny i
odzyska� ci�ar, po czym odes�a� Neys� na pastwisko i rozpocz�� rozmow� z
Hulkiem i
B��kitn� Pani�.
- Za dwa tygodnie mam stoczy� rytualny pojedynek z Ogierem - powiedzia�. - W
czasie obchod�w Ro�colimpiady. B�dziemy walczy� o honor i prawo do posiadania
Neysy w
tym sezonie. Nie wyobra�am sobie, jak m�g�bym mu dor�wna�, i na pewno sko�czy
si� to
dla mnie poni�eniem.
- I o to w�a�nie mu chodzi - stwierdzi� Hulk. - Nie o krew, a o honor. Ogier
pragnie
odebra� co� cennego B��kitnemu Adeptowi, publicznie, a nie dzi�ki kradzie�y lub
kruczkom
prawnym, lecz zgodnie z wszelkimi regu�ami.
Niebieskie oczy Pani zab�ys�y ogniem. W tym �wiecie wyra�enie to nale�a�o bra�
dos�ownie: s�o�ce na chwil� zaja�nia�o. Pani nie by�a co prawda Adeptem, ale
mia�a spore
umiej�tno�ci magiczne. Takie drobiazgi wci�� interesowa�y Stile'a, kt�ry dopiero
od
niedawna przebywa� na Phaze.
- �adne stworzenie nie jest w stanie upokorzy� B��kitnego Adepta! - zawo�a�a.
- Tak naprawd� to nim nie jestem i Ogier dobrze o tym wie - przypomnia� jej,
zupe�nie
niepotrzebnie, Stile.
- Masz jego wygl�d, moc i stanowisko - odpar�a stanowczo. - To nie twoja wina,
�e
nim nie jeste�. Dla dobra kr�lestwa nie mo�esz pozwoli�, by jednoro�ec ci�
pokona�.
Dla niej wszystko ogranicza�o si� do kwestii przetrwania B��kitnego Kr�lestwa.
Stile'a
traktowa�a jak marionetk�.
- Got�w jestem zaakceptowa� wszelkie propozycje - odpar� �agodnie. - Zapyta�bym
Wyroczni�, jak mog� zwyci�y�, gdyby nie to, �e wykorzysta�em ju� moje pytanie,
zdobywaj�c obecne stanowisko.
- Wyrocznia - powt�rzy� Hulk. - Ka�dy ma prawo do jednego pytania, tak?
- Tylko jednego - potwierdzi� Stile.
- Wobec tego ja mog� je zada�!
- Nie powiniene� marnowa� swego pytania na rozwi�zywanie cudzych spraw -
zaprotestowa� Stile. - Zapytaj lepiej o swoj� przysz�o�� na Phaze. Kto wie, co
dobrego mo�e
ci� tu czeka� - wystarczy, �e zapytasz.
- Ale ja chc� to zrobi� - upiera� si� Hulk. - Neysa jest r�wnie� moim
przyjacielem, a ty
pokaza�e� mi, jak dosta� si� do tego cudownego, niewiarygodnego �wiata. Nie mog�
nie
pom�c ci w tej sprawie.
- Pozw�l mu i�� - szepn�a Pani.
Stile roz�o�y� r�ce.
- Je�li naprawd� tak uwa�asz, to id�, i niech towarzyszy ci moje
b�ogos�awie�stwo.
Pozostan� na zawsze twoim d�u�nikiem. I oczywi�cie zorganizuj� ci magiczny
pojazd...
- Nie, wol� uda� si� tam na w�asnych nogach.
- To zbyt daleko. Nie zd��ysz wr�ci� na czas. Musz� jak najszybciej wiedzie�, co
mam robi�. Je�li oka�e si�, �e musz� si� czego� nauczy�...
- No, niech b�dzie - zgodzi� si� Hulk. - Ale pami�taj, �e nie umiem je�dzi� na
jednoro�cach.
Pani u�miechn�a si� i ca�a komnata na chwil� poja�nia�a.
- Nie znam nikogo opr�cz mego pana, Stile'a i mnie, kto zdo�a�by dosi���
jednoro�ca
bez jego przyzwolenia. Adept zawezwie dla ciebie lataj�cy dywan.
- O, nie! Tylko nie lataj�cy dywan. Jestem pewien, �e zakl�cie przestanie
dzia�a�, gdy
tylko znajd� si� nad przepa�ci� albo legowiskiem smoka. Wiecie przecie�, �e nie
jestem zbyt
lekki. Czy nie da�oby si� za�atwi� czego� w rodzaju motocykla?
- Motocykla? - powt�rzy�a bezmy�lnie Pani.
- To urz�dzenie z tamtego �wiata - wyja�ni� Stile. - Co� w rodzaju podr�uj�cego
ko�a,
przypominaj�ce nisko lec�cy dywan. To nie najgorszy pomys�. Technika tu nie
zadzia�a, ale
wyczaruj� magiczny pojazd.
Zacz�� pr�bowa� i w ko�cu Hulk otrzyma� sw�j motocykl: dwa drewniane ko�a,
dr��ek sterowniczy, siode�ko i szyba ochronna. Urz�dzenie to oczywi�cie nie
mia�o silnika,
baku czy kontrolek - nap�dzane by�o magi�. Hulk musia� jedynie wydawa�
podstawowe ustne
komendy i sterowa�. Z czystej ciekawo�ci panowie dok�adnie zbadali konstrukcj�
pojazdu,
eksperymentalnie sprawdzili zakres dzia�ania magii i ustalili, gdzie znajduje
si� granica
mi�dzy funkcjonuj�c� magi� i niefunkcjonuj�c� technik�.
W ko�cu Hulk dosiad� magicznego motocykla i odjecha� bezg�o�nie, wzniecaj�c
tumany kurzu. Stadko przera�onych tym widokiem kuropatw poderwa�o si� do lotu.
- Mam nadziej�, �e nie zab��dzi i nie wpadnie w szczelin� albo na potwora -
powiedzia� Stile. - M�g�by zrobi� potworowi krzywd�.
- Nie, Hulk nie jest w stanie nikogo skrzywdzi� - zaprotestowa�a Pani, pomijaj�c
milczeniem �art. - W tym ciele atlety kryje si� �agodna dusza. Hulk to m�dry i
uczciwy
cz�owiek.
- Racja. To jeden z powod�w, dla kt�rych go tu sprowadzi�em.
Pani podnios�a si� i odwr�ci�a, b��kitna szata �agodnie zafalowa�a. Porusza�a
si� z tak�
elegancj�!
- Teraz, kiedy zostali�my sami, chcia�abym z tob� pom�wi�, Adepcie.
Stile pr�bowa� opanowa� nag�e bicie serca. Przecie� chyba nie powie mu, �e jej
uczucia w stosunku do niego uleg�y zmianie. Wiedzia�, �e w oczach Pani wci��
pozostaje
uzurpatorem. Jej lojalno�� wobec zmar�ego m�a stanowi�a przedmiot zazdro�ci i
pragnie�
Stile'a. Gdyby� odnosi�a si� tak do niego!
- Kiedy zechcesz, pani - odpar�.
Zaprowadzi�a go do swej komnaty i posadzi�a na wygodnym, b��kitnym fotelu. Z
oddaniem i mi�o�ci� piel�gnowa�a b��kitne symbole Kr�lestwa. �A� dziwne�,
pomy�la� z
dobrotliw� ironi�, ��e nie przefarbowa�a sobie w�os�w na niebiesko�.
- Tw�j towarzysz opowiedzia� mi, kim by�e� w alternatywnym �wiecie - rzek�a
Pani. -
Prosi�am go o to, gdy by�e� nieobecny, gdy� nie godzi si�, abym nic o tobie nie
wiedzia�a.
Wyci�ga�a z Hulka informacje, to jasne.
- Sam bym ci wszystko powiedzia�, pani, gdyby� si� tylko spyta�a.
Oczywi�cie, chcia�a uzyska� obiektywny obraz. Do czego zmierza?
- Wiem teraz, z ust bezstronnego �wiadka, �e wielce przypominasz mego ma��onka -
cz�owieka wielkiego serca i m�dro�ci, kt�ry niejedno wycierpia� z racji swojego
wzrostu.
Neysa te� mi du�o o tobie opowiada�a.
- Neysa ma stanowczo za d�ugi j�zyk - mrukn�� Stile. By� to oczywi�cie �art,
klacz
s�yn�a ze swej ma�om�wno�ci.
- Jeste� dobrym cz�owiekiem, a ja skrzywdzi�am ci� swoj� pow�ci�gliwo�ci�. Lecz
tak� mam natur� i winna ci jestem wyja�nienie.
- Nie chc� ci� do niczego zmusza� - odpar� szybko Stile, cho� w rzeczywisto�ci
by�
got�w s�ucha� wszystkiego, co zechcia�aby mu opowiedzie�.
- A wi�c powiem ci dobrowolnie - odpar�a, obdarzaj�c go przelotnym u�miechem, od
kt�rego stopnia�o mu serce. Czy to mo�liwe, �e polubi�a go cho� troch�? Nie,
stara�a si� tylko
by� sprawiedliwa i przekaza� mu niezb�dne informacje.
Stile s�ucha� opowie�ci z przymkni�tymi oczami, ch�on�c jej s�odki g�os i widz�c
wszystko, o czym m�wi�a, z najdrobniejszymi szczeg�ami.
- Od chwili gdy Phaze zosta�a odci�ta od mitycznego �wiata techniki, min�y
setki lat,
i wci�� pozostawa�a w izolacji od wszelkich innych �wiat�w. Przez trzysta lat
nasz gatunek
rozprzestrzenia� si� na tej ziemi i odkrywa� moc, kt�ra si� tu kry�a. Kr�lestwa
zwierz�ce tak�e
zdobywa�y nowe terytoria i walczy�y ze sob�, a� ka�dy gatunek zaj�� swoj� nisz�:
smoki na
po�udniu, demony �niegu na pomocy, giganci na dalekim zachodzie, i tak dalej.
Wkr�tce
najzdolniejsi z ludzi zostali adeptami magii, zabraniaj�c innym jej u�ywania,
chyba �e w
bardzo w�skiej dziedzinie. Nie wi�cej ni� dziesi�ciu mag�w mog�o �y�
jednocze�nie.
Wyr�nia� ich tylko talent, nie honor czy zas�ugi osobiste, i ka�dy, kto
aspirowa� do statusu
Adepta, lecz mniej by� wprawny ni� mistrzowie, gin�� z ich r�ki. Dzi� zwykli
ludzie u�ywaj�
tylko najprostszych zakl�� i omijaj� Adept�w; podobnie i zwierz�ta trzymaj� si�
od nich z
dala.
Wyros�am w licz�cej pi�tna�cie rodzin wiosce, na wsch�d st�d, niedaleko
wybrze�a.
Znano tam niewiele zakl��, tylko te najprostsze. Mog�am wyj�� za m�� za ch�opca
z mojej
wioski, ale rodzice radzili, �ebym si� nie spieszy�a. Nie wiedzia�am wtedy
dlaczego; uwa�ali,
�e jestem �adna, i nie chcieli, �ebym zmarnowa�a �ycie, wychodz�c za miejscowego
rybaka
czy farmera. Gdyby wiedzieli, kto stanie si� moim m�em, czym pr�dzej oddaliby
mnie
pierwszemu lepszemu �winiopasowi! Lecz oni nie mogli przewidzie�, i� pragnie
mnie jeden z
Adept�w, a �e byli�my zamo�ni i posiadali�my wiele p�l i zwierz�t, nie by�o
potrzeby, bym
pr�dko wychodzi�a za m��. M�j ojciec jest czym� w rodzaju uzdrowiciela, cho� nie
wiem, czy
zawdzi�cza to swojej naturze, czy umiej�tno�ciom, a ja odziedziczy�am jego
sztuk�.
Pomagali�my chorym i rannym zwierz�tom z naszej wioski, nigdy nie popisuj�c si�
naszym
talentem, tote� nigdy nie spocz�o na nas z�owrogie spojrzenie nieprzyjaznego
Adepta.
Kiedy sko�czy�am dziewi�tna�cie lat, wi�kszo�� moich r�wie�nic by�a ju� zam�na.
Lecz ja kocha�am swoje zwierz�ta i nie odczuwa�am samotno�ci. M�wi si�, �e
m�czyznom
najbardziej podobaj� si� te kobiety, kt�re ich nie potrzebuj�, i tak by�o w moim
przypadku.
Pewnego dnia �rebi� urodzone przez moj� klacz zab��ka�o si� z dala od stajni i
nie wr�ci�o na
noc. Nazywali�my je �nie�ynk�, mia�a sier�� bia�� jak �nieg, cho� temperament
ognisty.
Cz�sto zdarza�o si� jej oddala�, lecz tym razem zgin�a naprawd�. Wzi�am moj�
dzieln�
klacz, Gwiazdeczk�, matk� �nie�ynki, i d�ugo szuka�y�my zguby, lecz �lady
prowadzi�y w
samo serce lasu. Wtedy poczu�am w g��bi duszy, �e �nie�ynk� spotka�o co� z�ego.
Mia�am
dziewi�tna�cie lat i kocha�am j�, wi�c ruszy�am za ni� do puszczy, chocia�
wiedzia�am, �e to
szale�stwo.
W puszczy napotka�am zakryte ca�unami mch�w drzewa, kt�re z sykiem si�ga�y po
mnie. Piasek wci�ga� kopyta mego wierzchowca, a dziwne kszta�ty i cienie
pojawia�y si�
coraz bli�ej i bli�ej. Poczu�am l�k.
Wiedzia�am, �e musz� zawr�ci�. �nie�ynka by�a ju� stracona i czu�am, �e ja te�
nara�am si� na zgub�, nie przerywaj�c i tak daremnych poszukiwa�. Lecz
uwielbia�am moje
�rebi�tko, tak jak wszystkie konie, i my�l o �nie�ynce, samotnej i opuszczonej w
g�uszy, by�a
dla