7753

Szczegóły
Tytuł 7753
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7753 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7753 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7753 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

O�e� Honczar CYKLON T�umaczy�a MARIA DOLI�SKA WYDAWNICTWO LUBELSKIE n::,ira-.| ,�..�!. :��'���-11-�'�"�""�I-1 CZʌ� PIERWSZA Na ca�ym wybrze�u bry�y rozwalonego betonu. Ja-il' mi, 11 crakles XX wieku stoczy� tu walk� irzem I pozostawi� betonowe rozwalisko: tony �el-betu jak po bombardowaniu le�� wzd�u� brzegu w chaosie ruin. Niedawno by� tu cyklon, sro�y� si� przez kilka dni sztorm o sile huraganu i tak narozrabia�. Kiedy�my tu przybyli, jeszcze rozmawiano o falach wysoko�ci dwupi�trowego domu, o barkasach, kt�re zgin�y bez �ladu... Naje�one rumowisko brzegu. Tam, gdzie wszystko by�o starannie zabudowane i sta�o w bia�ej symetrii balustrad i altanek, teraz ci�gnie si� ca�ymi kilometrami poszarpane, pe�ne kamiennych spi�trze� pustkowie. Jakby zwalone z g�r od�amy skalne usia�y wszystko doko�a. W g�owie si� nie mie�ci, �e wszystko to robota morza, �e dokona�o si� to bez trotylu czy dynamitu... Z szarymi zwa�ami betonu kontrastuj� bielej�ce resztki jakich� schod�w, zda si�, antycznych, zniszczonych por�czy, elewacji z �adnego bia�ego kamienia. Z chaosu bry� stercz� poskr�cane szyny, zardzewia�e, pogi�te pr�ty... �ywio� pokaza� tu, co potrafi. Wprost nie do wiary, �e czego� takiego jest w stanie dokona� sama tylko �agodna si�a wody. Dopiero kiedy zahuczy i zagrzmi ca�y brzeg,, kiedy od wstrz�s�w zacznie noc� dygota� nasz dom, a z rana ujrzymy, jak kot�uje si� ca�e wybrze�e w wirze ol�niewaj�cych, bia�ych jak �nieg grzywaczy, jak nap�ywaj� rozp�dzone fale i rozbijaj� si� o zwa�y betonu strzelaj�c rozpryskami i wodn� kurzaw� a� do pierwszego pi�tra � do nas! � dopiero wtedy uwierzymy. Uwierzymy, �e �agodne fale mog� si� sta� gro�n�, rozszala�� si��, jakiej nie uda si� zaku� w �aden beton. Morze p�dzi ku brzegowi p�ynn� stal grzywaczy. Ju� wiosna, kwitn� na podg�rzu drzewa migda�owe, ale ch�odna jest ta wiosna, z wiatrami, z deszczami, sztormy wiej� niemal co dzie�. Wieczorem siedz� d�ugo z naszym operatorem Sergiuszem na balkonie. Na innych balkonach nie,wida� nikogo: sezon si� jeszcze nie zacz��, hotel jest na wp� pusty i po korytarzach hula wiatr. Pr�cz nas jest tu jeszcze dru�yna pi�karska, mieszkaj� ch�opaki na parterze, ale ju� �pi�, pos�uszni regulaminowi. Wybrze�e st�ka. W ci�gu dnia morze uspokaja si� czasem na jak�� godzin�, odpoczywa sobie, a pod wiecz�r nabrawszy si� przyst�puje znowu do dzie�a. Z ciemno�ci nap�ywaj� jeszcze gro�niejsze fale ni� w dzie�. Wal� grzmotem kanonady. Po tamtej strome zatoki znaczy si� wygi�t� lini� �a�cuszek �wiate� osady rybackiej. Raz po raz mi�dzy nami a osad� wzbijaj� si� w powietrze ca�e chmury wody, czarne wybuchy nocnego �ywio�u, i na chwil� zas�aniaj� nam ten daleki szlaczek �wiate� rybackich, kt�re ukazuj� si� znowu, gdy spi�trzona woda opada. Jaka� pos�pna jest dekoracja �wiata. Szturmuj�ce bez ko�ca morze. Reflektor strzeli czasem sk�dci� w morze, w rozszala�y, nieprzenikniony mrok. Ksi�yc niby zamglony k��b plazmy w�r�d poszarpanych chmur... Jeszcze sylwety g�r z prawej strony. Na jednym ze szczyt�w pulsuje gwiazdka latarni morskiej. ije tak niestrudzenie ka�dej nocy. Dalej w g��- znajduje si� obserwatorium. Zapewne w tej 11 gdzie� tam przy teleskopie stoi na swoim sta- posterunku m�j stary znajomy, siwy profesor. �pi planeta. Nocami przez wyrwy chmur wbija oczy we wszech�wiat. Za ka�dym uderzeniem przyboju, kiedy w przy- brze�ne ciemno�ci zag��biaj� si� daleko szelesty bia�ej iy, noc si� rozja�nia. Widz� zadumany profil Ser- za. Zwisaj�ce ze zm�czenia ramiona. Nie�atwe �y- ma laki operator dokumentalista. Nie pierwszy raz i u raj razem. Gdzie te� nas losy nie rzuca�y! Ro- cia na terenie bada� archeologicznych. Fo- ni lwierdz� Owidiusza nad wodami limanu. nowo narodzonego statku. Granit pomni- i;i miejscu dawnych oboz�w koncentracyjnych. mienio�omy. Ptasie sejmiki... Potem by�a jeszcze racja. Szczeg�lna, odpowiedzialna. Jedna z takich, i Jakie czekamy zwykle d�ugo, a potem spadaj� na -podzianie. Jesie� by�a sucha, p�on�ca pur- �. Z takiego samego balkonu, tyle �e spowitego wi- - i�l�, patrzyli�my, jak p�kaj� spadaj�ce kasztany, jak rdzewiej� palczaste li�cie, a dalej przez cisz�-drzew prze�wiecaj� z�ote kopu�y Sofii... Stali�my nas�uchuj�c czego�. Potem telefon: zbierajcie si�, polecicie daleko, Iziecie kr�cili... sami wiecie co. I lecimy. Drzemie ko�o mnie Sergiusz w fotelu samolotu. W dole � jary,-siedlisko demon�w, kryj�wki yeti, my za� lecimy nad grzbietami najwy�szych g�r, nad cyklonami i czujemy si� niemal niebianami! Pow�d� �wiat�a woko�o. W �wietle wy�yn, w �wietle najczystszym, niemal nieskalanym, p�awi si� nasz statek, ja i m�j towarzysz o bujnej czuprynie, zapas starannie opakowanej czu�ej ta�my. Niczym jest jeszcze ta ta�ma, tabula rasa, ale przywieziemy na niej stamt�d tro- pikalny skwar, tchnienie d�ungli i czyj� b�l, i czarny dym napalmu. Monta�, dzia� maszyn kopiuj�cych, ekran. I znowu w drog�r Ale czy� nie pragn��em takiego w�a�nie �ycia? Pe�nego wiecznych niepokoj�w i trw�g, w codziennej gotowo�ci, by otrzyma� zlecenie i wy-, ruszy� z kamer� bodaj na koniec �wiata... Albo do jakiej� najzwyczajniejszej kopalni odkrywkowej... Pewnego razu mieli�my razem z "Sergiuszem kr�ci� szczeg�ln� detonacj� w kamienio�omach. Oko�o dwunastej wszystko by�o przygotowane. Wci�gni�to na maszt chor�giewk� sygna�ow�. Wsz�dzie umieszczono znaki ostrzegawcze: �Strza�! Niebezpiecze�stwo �mierci!" Cisza zaleg�a nad odkrywkami, ludzie pochowali si� w kryj�wkach. Oczekuj� w trwodze i napi�ciu decyduj�cej chwili... Cisza, cisza. Powietrze �wieci si� i migoce, brz�czy pszczel� z�ocisto�ci�. Huczy i wibruje niby wielkanocne dzwony z dalekiego dzieci�stwa. Opu�ciwszy r�wnie� niebezpieczn� stref� poczynili�my przygotowania: kamery nastawione, ta�ma za�o�ona, co najmniej sze��dziesi�ciometrowa skr�tka z niebywa�� detonacj�. Lada moment cisz� rozerwie grzmot, kurz spowije s�o�ce, zabrz�cz� gdzie� szyby. Dzie� wype�ni si� bia�ym wiatrem, zastukaj� doko�a spadaj�ce kamienie. Lada chwila. Nagle Sergiusz odk�ada kamer�. �� Nie b�d� kr�ci�. � Co si� sta�o? - � Dosy�. Mam tych wszystkich strza��w powy�ej uszu... � � Ale� to tw�rczy strza� � namawiam go p�artem. Upar� si� jednak. Muzyk� pszczo�y, jej lot � owszem, zgoda, ale to... Papieros ju� mu przylgn�� do wargi, obrz�k�a twarz zamkn�a si� w bezgranicznej oboj�tno�ci na wszystko. ' - . � Bierz kamer�! Za chwil� strza�! Operator si� nie poruszy�. � Jeszcze jeden grzyb po wybuchu... Nie rozumie-cie, �e nie mog� tego znie��. Moja psychika tego nie trawi. Ani metra ta�my na te rzeczy � i po�o�y� si� na wznak w rowie. Patrzy� w bezdenn� otch�a� nieba sm�tnie i sennie. - Wi�c po kiego lich� przyjechali�my do tego kamienio�omu? Przecie� chodzi�o nam w�a�nie o ten strza�, otrzymali�my na to zam�wienie, a teraz... Pok��cili�my si�. I chocia� brzmi to paradoksalnie, ale chyba od tej iii w�a�nie przyja�nimy si� jeszcze bardziej. Nie to bynajmniej, �e zapanowa� mi�dzy nami b�ogi 7. kim� takim jak m�j kolega nie ka�dy prze-11 zyma: j�zyk ma jak ta brzytwa, wci�� si� cze-i sepia, co� mu nie daje spokoju. Na zebraniach W wytw�rni i na r�nych spotkaniach nie lubi zabiera� losu, ale zazwyczaj strzela ripostami w m�wc�w, na-je�eli s� to osobisto�ci, co � rzecz jasna � nie Uchodzi mu p�azem. W swoim rzemio�le Sergiusz jest |ednak wirtuozem i trudno si� nie liczy� z jego fachowymi umiej�tno�ciami. Pewne osi�gni�cia kr�tko-metra�owe, zreszt� bardzo skromne, wytw�rnia zawdzi�cza w�a�nie kamerze Sergiusza. Nienawi�� do sztampy, ��dza poszukiwa�, sta�e niezadowolenie z sie-bie � Sergiusz ma te wszystkie w�a�ciwo�ci i czy� nie nale�y mu za riie przebacza� pewnych rzeczy? Jeden /. naszych koleg�w z wytw�rni podziwia czasem moj� cierpliwo��: � �e te� potrafisz si� z nim dogada�, z tym Sergiuszem Tanczenk�L Przecie� to wariat. Ma... mani� sprawiedliwo�ci. . -� v �Mania sprawiedliwo�ci" jest oczywi�cie wad� nie byle jak�, ale kiedy trzeba by�o wytypowa� operatora do bardzo trudnej pracy, wyb�r pad� mimo wszystko znowu na Sergiusza. Odpowiada mi jego spos�b pracy. Mniej teraz robi zdj�� trickowych, kt�rymi pasjonowa� si� w swoim czasie. Kamera Sergiusza szuka dzi� przede wszystkim �cis�o�ci, plastyki, naturalnej-g��bi. Nie obawia si� Sergiusz nawert �nie�adnego" kadru, je�eli jest mu potrzebny, czasami niemal z niczego wydobywa najprawdziwsze diamenty. A teraz mamy nakr�ci� po raz pierwszy pe�nometra�owy film - fabularny. Dano nam do przeczytania pud scenariuszy, dano czas na rozmy�lania i oto we dw�jk� z Sergiuszem przyw�drowali�my tu, daleko od filmowej wie�y Babel. Zarzucili�my kotwic�, tolerujemy si� wzajemnie, koegzy-stujemy. Mo�na si� tu rzeczywi�cie skupi� i zastanowi�. Sergiusz umie czyta� galopem i zapewnia, �e ze wszystkim si� �zapozna�". Nie ma teraz co robi�, wi�c ca�ymi dniami chodzi z k�ta w k�t i a� poszarza� z nud�w. Potrafi godzinami milcze� pogr��ony we w�asnych my�lach. Je�eli niekiedy narusza milczenie^ to tylko po to, �eby rzuci� jeszcze jeden nie opatentowany pomys� udoskonalenia aparatury filmowej albo jeszcze jedn� k��liw� uwag� pod adresem swoich bli�nich, pi�karzy, kt�rzy jako hotelowi s�siedzi dzia�aj� czasem Sergiuszowi na nerwy. Ch�opaki jak ch�opaki, �yj� wed�ug swego rozk�adu, trenuj� na tutejszym boisku przygotowuj�c si� do wiosennych batalii, ale ich bramek Sergiusz u�ywa najcz�ciej jako kamienia, na kt�rym ostrzy swoje paradoksy. Nie znajduj� w nich nic ani dynamicznego, ani demonicznego. Doro�li, kt�rzy zabawiaj� innych doros�ych... Siad pi�ki na zielonym polu � albo� taki �lad powinien zostawi� po sobie cz�owiek? Nie podoba mu si�, �e pi�karze chodz� tacy pewni siebie, �e gwi�d�� na korytarzu, �e wa�� si� po ka�dym treningu, �e kiedy pada deszcz, schodz� si� w hal-lu i na czarnej tablicy kred� strzelaj� przeciwnikowi 10 f wyimaginowane bramki. Opracowuj� podst�pne kombinacje, �ami� sobie g�owy, jak go najlepiej oszuka�' i zwie��, a wszystko to zamiast otwartej walki. Czy� to uczciwie? . . Spi m�j kolega ma�o, twarz ma jakby opuchni�t� i cos chyba sowiego w okr�g�ych i naiwnych jak u dziecka oczach. Nos te� ma ptasi. Dziewcz�ta na poczcie co dzie� widz� ten gogolowski nos i pe�n�, blad� /. niewyspania twaiz �a�o�nie zagl�daj�c� w okienko: a mo�e co� jest? Ale dla operatora znowu nic nie ma. Kto� do niego pisze i ani rusz napisa� nie mo�e... Czasem Sergiusz pozwala sobie w porcie uraczy� szklaneczk� mocno kwa�nego rieslinga i po chwili u,, maska nudy opada z jego twarzy; przychodzi Wtedy, k�adzie Si� na kanapie w naszym zimnym pokoju pierwszej kategorii i otaczaj�c si� k��bami dymu zaczyna roztrz�sa� nie rozstrzygni�te dot�d problemy �wiatowe. Najcz�ciej sprowadza je Sergiusz do pal�cych problem�w dziesi�tej muzy. Jest szczerze zafrasowany, czy film nie upada. Bo by�y przecie� wielkie dzie�a! By� Wielki Niemy... Dzi� wiecz�r m�j kolega chyba te� jest nie w humorze. Siedzi na bujaku, pali i spogl�da spode �ba na ekran burzliwej nocy. Niechby si� bodaj ostrzyg�, bo stercz� mu kosmyki spoza uszu, a z przodu w�osy opadaj� na czo�o jak u beatlesa. � Wi�c co wybieramy? � pytam Sergiusza. � Ten pud scenariuszowej rudy... czy da nam wiele radu? � Radu nie ma, jes.t �miecie � Sergiusz u�ywa zreszt� jeszcze dosadniejszego s�owa. Taki ju� ma styl, wali prosto z mostu z ca�� kategoryczno�ci�. ' � Wi�c czytali�my niepotrzebnie? Zmarnowali�my czas? � Jeste� innego zdania? Znalaz�e� co�? M�wi zgry�liwie, ironizuje, ma zreszt� z czego... Te 11 wyroby rzemios�a scenariuszowego go�ci�y ju� zapewne w niejednej wytw�rni... Komu� si� nie spodoba�y, wi�c odbito pi�k� nam... � A o tej ogniwowej, co hoduje len... Jeste� przecie� Poleszukiem, a poleski koloryt tam jest. Nie wzi�o ci�? Sergiusz milczy chwil�. � Nie m�w o Polesiu. Nie m�w o' kolorycie lokalnym! � niemal krzyczy i b�l d�wi�czy w jego g�osie, kt�ry �cisza po chwili: � Pal� si� ludzie zamkni�ci w szkole... Z p�on�cej stajni wyrywa si� ko�... Noc taka straszna, ogie�, strzelanina, krzyki... Le�� jak zaj�c w �opianach... Wstrzymuj� oddech. Lepiej nie oddycha�, nie rusza� si�, bo przyjd� i zad�gaj�! Ogie� huczy, wali si� strop, przestraszony ko� r�y... Ta pUr-purowa, straszna noc � to wszystko, co stamt�d wynios�em. To m�j koloryt lokalny. Umilk� tym razem na d�ugo. Robi� sobie w duchu wyrzuty, �e przypomnia�em mu Polesie. To dramat jego lat dzieci�cych. By� jako nieletni ch�opak w partyzantce i tylko szcz�liwym trafem uratowa� si�, gdy jego oddzia� rozgromiono... Czuj�, �e prze�ycia te pozostawi�y mu j�trz�c� si� po dzi� dzie� ran�. Rozmowa ju� si� teraz nie klei. Nic koniec ko�cem nie wybrali�my. Jak si� okazuje, nie takie to �atwe zadanie znale�� warto�ciowy scenariusz... Do�� na dzisiaj. Spa�. Mo�e co� si� przy�ni. . - A z rana znowu ol�niewaj�ce rozb�yski i �nie�na biel grzywaczy i jaki� niestraszny ju� po nocy huk uderze� na ca�ym wybrze�u. Wali po nim morze i l�ni przybrze�nym pasem, mimo �e dzie� jest chmurny 12 i si�pi deszcz. Las na stromych zboczach g�rskich znaczy si� mokr� czerni�, a czapy g�r jak bieguny mars-ja�skie pokryte s� od szczytu do po�owy szronem. Mi�dzy kaskadami rozrzuconych po podg�rzu domk�w, w�r�d jeszcze ciemnych, wiosennie p�czniej�cych sad�w tu i �wdzie prze�wieca r�owo�� � kwitn� -drzewa migda�owe. Wczesne, jakby nawet niezgodne z por� roku kwitni�cie. Co ranka z przybrze�nej dali wynurza si� on. Czyj� syn. Ch�opak w tym, wieku, kiedy bujnie rozkwita fantazja i dzieci z wybrze�a wydaj� ^si� sobie Magellanami. Sk�dci� z tego rybackiego krajobrazu, nad skrz�c� smug� przyboju � ukazuje si� jak wczoraj i przedwczoraj ta ciemna, szczup�a figurka. Rysuje si� coraz wyra�niej przez zas�on� m�awki, idzie ch�opak brzegiem i od razu robi mi si� jako� cieplej i weselej na sercu. Ani �ywej duszy; g�ry w�r�d poszarpanych strz�p�w chmur, kt�re siwe i mokre spowi�y lasy na zboczach; morze wci�� p�dzi grzywiaste ba�wany; p�a-wa, kt�ra nigdy nie znika podczas takiej czy innej pogody, ko�ysze si� w�r�d l�ni�cych, rozhu�tanych grzywaczy, zanurza si� i wynurza mi�dzy nimi samotna; a tutaj, tak samo samotny na ca�ym wybrze�u, ukazuje si� ch�opak. Pewnie syn jakiego� rybaka. W czarnej kurteczce, spod kt�rej wygl�da barwne pasmo pulowera, w szarym kaszkiecie idzie bez po�piechu swoj� codzienn� przybrze�n� tras�. W r�ku ma wytart� szkoln� teczk�, kt�r� trzyma jakby za ucho... Na morzu ani jednej ��dki czy cz�na. Jest wzburzone, ruchliwe, z bia�ymi grzywami piany. Ods�ania ca�y sw�j bezgraniczny przestw�r. Dot�d nie ma statk�w rybackich, kt�re chyba powinny, ju� by�y wr�ci� z Atlantyku. Ale ch�opak jest. Ca�a perspektywa wybrze�a tonie w m��cej mgle i z tej m�awki codziennie i niezawodnie wy�ania si� ch�opiec. !3 Idzie mimo betonowego zwaliska, zbli�aj�c si� przeskakuje niekiedy z kamienia na kamie�, stoi chwil� i wpatruje si� w bladozielony i nieprzyjazny bezmiar �ywio�u. Mo�e czeka na trawlery z Atlantyku? Mo�e jest tam jego ojciec lub brat? Czasem przysiadzie na stoj�cej sztorcem bryle, przechyla si� i patrzy w d�, w kot�uj�cy si� przyb�j i l�ni�c� biel piany. Jakby pyta�: �Co to? Dlaczego tak si� �wiecisz?" Albo mo�e interesuje g� tam co� innego. Co wyniesie morze? Srebrn� monet�, kt�r� kto� dawno wrzuci� na szcz�cie? A mo�e tropi jak�� niezwyk�� rybk� lub raka czy m�odego rannego delfina (przed kilku dniami znaleziono takie delfini�tka, porozbijane podczas sztormu o kamienie). A mo�e przyjemnie mu po prostu patrze�, jak zardzewia�e, wygi�te szyny wynurzaj� si� ze sk��bionej piany i znowu si� zanurzaj� w ol�niewaj�cej, szeleszcz�cej kipieli. Mo�na si� d�ugo przygl�da�, jak woda d�ugimi mu�ni�ciami oblizuje ko�law� bry��, jak na u�amek sekundy spowija prze�roczyst�, przelewaj�c� si� pow�ok� po�amane stopnie, scementowane, skrz�ce si� pod cienk� warstw� wody p�ytami z bia�ego i gdzieniegdzie r�owawego jak cia�o ludzkie kamienia; w�r�d grubych kloc�w betonowych biel tych p�yt taka jest delikatna, chyba rzeczywi�cie jest w nich co� z antyku... Nie zaczepiamy m�odocianego badacza morza, nie chcemy odwraca� jego uwagi od �ywio�u. Nie warto o nic pyta�, nie b�dziemy si� dowiadywa�, czego tam szuka, mo�e ch�opak sam jeszcze nie u�wiadamia sobie natury w�asnej ciekawo�ci i pewnie nie potrafi�by dobrze wyt�umaczy�, dlaczego w�a�ciwie tak go poci�ga kot�uj�cy si� przyb�j i wiosenny niepok�j morza. � M�ody sfinks w czerwonym pulowerze �� stwierdza Sergiusz przypatruj�c mu si� z balkonu. : .. I � I sam jest zagadk�, i widzi doko�a same zagadki... Podobno ju� w genach za�o�ona jest ��dza badania nieznanej przestrzeni... Wraz z instynktem i barw� oczu zakodowany jest poci�g do nieznanego. Wygl�da to jak jaka� zabawa: raz morze podkrada si� do ch�opaka, to zn�w ch�opak wes��o skrada si�-do morza. Spod sfatygowanego kaszkiecika z za�amanym daszkiem stercz� czerwone, wych�ostane przez wiatr uszy. Trampki nachodzi�y si� chyba niema�o i odskakuj� tak zr�cznie, kiedy nadbiega fala... Twarzyczka szczup�a, skupiona. Zw�aszcza kiedy malec tak przykucnie nachylony, odrzuci teczk� i bez przerwy czemu� si� przypatruje z cierpliwo�ci� prawdziwego badacza. Czasem u�miecha si� do siebie i siedzi tak kilka chwil opromieniony tym u�miechem. Ciekawe, jaka jest przyczyna tego zaiste zagadkowego u�miechu. Rozpogadza si� poci�g�a twarzyczka i wszystko rozkwita w po�wiacie pieni�cych si� biel� fal, �wiat�o jest nawet w u�miechu, ch�opiec w swoich niestrudzonych poszukiwaniach doznaje chyba nagle b�ysku natchnienia. Mi�dzy nim a morzem nawi�zuje si� jakby jaka� wi�, niepoj�te dla nikogo innego wzajemne zrozumienie, harmonia zrodzona i utrzymywana czym� niedost�pnym dla nas. I przejdzie tak w swoim zapatrzeniu mimo naszego domu, a my go nie zapytamy, czego szuka, czemu si� przypatruje, po prostu obserwujemy z przyjemno�ci�, jak zadumany i baczny obchodzi wybrze�e bez wzgl�du na' pogod�, nie l�ka si� bowiem ten aborygen ani wiatru, ani deszczu i cz�owiek w jego wieku nie doznaje chyba ani waha�, ani w�tpliwo�ci, zahamowa� czy smutku... Opanowany ciekawo�ci� i ��dz� poznania, ca�kowicie oddany swoim nie znanym nikomu poszukiwaniom, niekiedy nie zauwa�y pewnie nawet sztormu, nie us�yszy jego huku zapatrzony i zas�uchany 14 w co�, co go zauroczy�o, w nieodgadnion� mow� �ywio�u. Ale w chwili zadumy instynkt samozachowawczy nie zawiedzie go mimo wszystko, mokre trampki ani na chwil� nie zatrac� ostro�nej czujno�ci, nie zapomn� w por� odskoczy� przed fal� z weso�� ch�opi�c� zr�czno�ci�. Morze si� sro�y, przyb�j huczy, beton rozbity przez sztormy le�y wsz�dzie ca�ymi zwa�ami, a nad tym wszystkim idzie nieul�kle oddaj�c si� swoim porannym rozmy�laniom i wymachuj�c teczk� ma�y cz�owiek. Co rano niesie w sobie t� nienasycon� ��dz� wyszukiwania na brzegu czego�, co dla nas mo�e niewiele znaczy, ale dla niego, ma�ego uczniaka, jest takie wa�ne i zadziwiaj�ce, �e sam si� do siebie u�miecha patrz�c w d�, w ol�niewaj�co bia�� topiel przy-boju. Idzie, idzie sobie czyje� dzieci�stwo zupe�nie inne ni� dzieci�stwo Sergiusza, kt�ry sm�tnym spojrzeniem odprowadza ma�� figurk�. � Oto syn cz�owieczy... Ma�y Herakles o odstaj�cych uszach, w- kaszkieciku... Kroczy ze staro�ytno�ci w przysz�o��... Wieczorem stoimy nad morzem na jednym z cypl�w wyszczerbionego wybrze�a. Utkwili�my spojrzenia w ciemnym punkcie, kt�ry raz po raz wy�ania si� z morza w�r�d fal, tonie i zn�w si� wynurza... Zupe�nie jakby jaka� �ywa istota miota�a si� w�r�d ba�wan�w walcz�c resztkami si� o �ycie. Nie opodal hotelowi pi�karze stroj� sobie �arty z kolegi, kt�ry sp�ni� si�, przyjecha� dopiero dzisiaj i jeszcze nie zorientowany od razu zaalarmowa� ca�y brzeg: � Cz�owiek tonie! Stara Ormianka, sprz�taczka, uspokoi�a nowo przyby�ego napastnika, �e to nie cz�owiek, tylko p�awa ko�ysze si� na falach... Wi�c uspokoi� si� ten nowy i teraz z powag� i w milczeniu wpatruje si� wraz ze wszystkimi w przedwieczorne morze.' Noc� wci�� ta sama dekoracja: morze, szczyty g�r, ksi�yc niby meduza p�yn�cy przez dziurawe chmury. Dzisiaj Sergiusz nie sypie tak cz�sto sarkastycznymi uwagami i jest raczej usposobiony do filozofowania. Wyci�gn�� si� na bujaku, pod�o�y� pod g�ow� r�ce. � �W bezgranicznych dalach kosmosu nasza ziemia wydaje si� pi�kn� oaz�" � cytuje kogo�. Nie po raz pierwszy s�ysz� ten jego ulubiony frazes. Przypominamy sobie naszego wsp�lnego przyjaciela, pewnego artyst� ludowego, kt�ry w chwilach szczero�ci , dzieli si� niekiedy z nami swoim do�wiadczeniem z zakresu psychologii tw�rczo�ci. �Bywam niedobry, bywam nawet z�y i ma�ostkowy � wyzna� nam pewnego razu. � Ale przed wej�ciem na scen� staram si� oczy�ci� dusz� od wszelkiego �yciowego brudu, obudzi� w sobie wszystko, co najlepsze i najczystsze... Tylko wtedy do ludzi dociera m�j �piew, przekona�em si� ju� o tym". � Cudowna zasada dla artysty � wypowiada si� na ten temat Sergiusz. � Powinien tak post�powa� tak�e literat, zanim usi�dzie przy biurku. I my, zanim zabierzemy si� do zdj��... �piewa z czyst� dusz�. Dlatego �piewa tak bosko i st�d to wra�enie, kt�re najlepiej okre�li�a nie wielbicielka-recenzentka, tylko zwyk�a ch�opka po�tawska: �Kiedy Iwan Piotrowicz �piewa przez radio, wydaje mi si�, �e w chacie... pachnie polnymi kwiatami". �..��; Sergiusz pods�ucha� te s�owa chyba gdzie� w jarmar- 16 � Cyklon 17 cznym t�umie � pasjami lubi w��czy� si� po jarmarkach i bazarach. Latem mo�na go niespodzianie spotka� w jakim� Kahar�yku na targach powiatowych, gdzie oczy trudno oderwa� od barwnej obfito�ci glinianych dzbank�w i dzbanuszk�w, misek, makutr i innych wyrob�w, co mieni� si� w s�o�cu d�wi�czne, �wie�o wypalone, chyba jeszcze ciep�e � o takich wyrobach m�wi si�: ogie� piecu daje d�wi�czno��, duszy ogie� daj� pi�kno��. Przy swoich wytworach rozsiedli si� swobodnie, niby nad rzek� czasu, sami mistrzowie -� jedni pal�, drudzy siedz� sobie po prostu w zamy�leniu. W s�owa s� sk�pi, z nabywcami rozmawiaj� lakonicznie i statecznie, bez jarmarcznego o�ywienia: � Za tyle sprzedacie? � Nie sprzedam. � A na tyle b�dzie zgoda? � Zgoda. Tylko jeden z nich, staruszek czerwony na twarzy jak burak, w mocno podesz�ym wieku, bardzo weso�o zachwala swoje �y�ki i chochle � pewnie ju� z samego rana zajrza� do kieliszka. � Bez takiej chochli w chacie pusto... Bierz, mo�o-dycia, b�dziesz dobr� gospodyni�!... Nie wybieraj, nie warto, wszystkie s� jednakowe... Co, bi� si� ni� b�dziesz? � Mo�e b�d�. O pieni�dze stary nie dba, zapomnia� ju�, kto mu zap�aci�, kto nie. Mruga do m�odych kobiet i przy�piewuje: Widdaj mene za toho, Szczo �o�eczki struze... � Dziadku, kino urz�dzasz! �- �miej� si� kobiety. S�yszymy ten ich weso�y �miech nawet tu, nad morzem. 18 Sergiusz zrobi� si� wielkoduszny � niazawodna o-snaka, �e na poczcie u�miechni�to si� do niego w okienku lub mo�e wr�czono od dawna oczekiwany list r/y depesz�. W jego improwizacjach na temat rodzinni go miasta d�wi�cz� teraz liryczne nutki, rysuj� si� pogr��one w wieczornym mroku aleje, kandelabry kasztan�w. Nawet w stosunku do pi�karzy zaznacza si� co� w rodzaju pob�a�liwo�ci. Ko�o s�upa z afiszami Sergiusz us�ysza� dzi� przypadkiem, jak rozmawiali o nowym filmie, i zdziwi� si�, �e ch�opcy my�l� to samo co on. Gniew od razu ust�pi�, �askawo�ci. � Nie taka znowu ciemna masa. Niekt�re g�by s� nawet dosy� my�l�ce... Taki ju� ma charakter. Znowu przypominamy sobie malca, kt�rego widzieli�my z rana. Ten jego marsz, wypatrywanie, ��dza poznania, zagadkowe u�miechy � wszystko to jako� wydaje si� nam wa�ne. � Jakby si� wynurzy� z mitu i znowu w nim pogr��y�... Przeszed� ko�o nas brzegiem w stron� mitu przysz�o�ci. B�dzie �y� w trzecim tysi�cleciu, pomy�l tylko... Warto by nakr�ci� film dla niego � Sergiusz jak zwykle zapala si� szybko. � Film dla syna rybaka! � O czym? Sergiusz krzywi si� z niezadowoleniem. Pud scenariuszy nic nam nie da�, wszystkie odrzucili�my kategorycznie. I nie dlatego, �e wszystkie s� beznadziejne, mo�liwe, �e kto� inny znajdzie nawet w tej rundzie co� godnego uwagi... Ale my musimy szuka� dalej. Chcemy znale�� co�, co by harmonizowa�o z �yciem ka�dego z nas, odpowiada�o naszej mentalno�ci i gustom, gdy� tylko pod tym warunkiem stworzymy prawdziwe dzie�o, zrodzone z pasji, o�ywione sercem... Ale nie znale�li�my tego na razie. 19 Patrz�c na l�ni�cy biel� pas przybrze�ny Sergiusz puszcza wodze fantazji. � To �wiat�o przyboju, co z do�u pad�o na ch�opca i ukaza�o nam jego zagadkowy jak u Mony Lisy u�miech... Czy� ono samo nie jest cudem? Przecie� �wiat�o to jedna wielka zagadka, przynajmniej dla mnie! Przedziwny, najszlachetniejszy rodzaj materii, jej najdoskonalszy kszta�t... Granica mo�liwo�ci jej ruchu. Nieprze�cignione w swojej pr�dko�ci... Jednocze�nie i fala, i cz�stka... I mo�e co� jeszcze... � Przeciwie�stwo ciemno�ci kosmicznej. � E, od razu �artujesz... Ale bo rzeczywi�cie... Szczytowe samowyra�enie natury, jej arcydzie�o! Jest dla nas przecie� znakiem czysto�ci, doskona�o�ci, najwy�szej energii �yciowej. Mo�e istotnie dokonuje si� tutaj przej�cie elementu realnego w idealny? M�wi si� przecie�: �wiat�o rozumu, �wiat�o nadziei... Tak! Chcia�bym kr�ci� film... o �wietle. O �wietle jako takim. I pod tym w�a�nie tytu�em: ��wiat�o". � A jak go sobie wyobra�asz? Sergiusz nie s�yszy pogr��ony w zadumie: � �wiat�o na przyk�ad jako tre��, a forma... No, powiedzmy, ko�o. Wszystko,w naturze usi�uje przybra� form� ko�a, wypuk�o�ci, kuli. Planety i elektron, cia�o niebieskie i jab�ko lub kropla wody... I nawet ludzki m�zg z jego p�kulami... My�l�, �e w�a�nie w formie ko�a natura potrafi najlepiej ujawni� si�, zademonstrowa� swoj� doskona�o��. � Po chwili milczenia m�wi znowu: � Dowiedzia�em si� raz od pewnego cyrkowca, �e ko�o areny ma sta�� �rednic�, jednakow� we wszystkich cyrkach na �wiecie � trzyna�cie metr�w. Ani mniej, ani wi�cej, tylko tak, bo inaczej ko� nie p�jdzie po kole, zdenerwuje si�, wszystko mu si� pomyli... Koniecznie trzyna�cie. Dlaczego? Po prostu jaka� kabalistyka. �...'. 20 � Ale� tak mo�na zwariowa�, bracie. �wiat�o... Kolo... Te� si� nam w ko�cu wszystko pomyli jak tym koniom w cyrku... S�owem, to si� chyba dla nas nie nadaje. A je�eli postanowimy zrobi� film o �wietle, niech to b�dzie film o �wietle ducha ludzkiego. Zdaje si�, �e kiedy� zamierza�e� sam napisa� scenariusz? � Pr�bowa�em. Chcia�em o dzieci�stwie... Ale potem odst�pi�em od tego zamiaru. Zbyt zaciemnione t�o. Jakie� fragmentaryczne i ci�kie uj�cia impresyjne... Noc krwawej rozprawy, mrok, chaos jak pod Gu-ernic� i tyle... Ale ty by� m�g�. ' � Te� o dzieci�stwie? � Nie, o wczesnej m�odo�ci. Opowiada�e� kiedy� o sobie i swoich kolegach. Mo�na by, powiedzmy, o owej czarnej odysei okr��enia. � By�y ju� filmy na ten temat. � Huragany wybuch�w, po�ogi bitewne � nie o to mi chodzi. Refleksje o niespo�yto�ci cz�owieka � tak to sobie wyobra�am... Co wam przy�wieca�o? Co utrzymywa�o ka�dego z was przy �yciu w�r�d tego powszechnego chaosu? Jacy byli�cie w istocie? Przecie� powiedziane to jest chyba o tobie i twoich r�wie�nikach: �Wysocy�my byli, o jasnych w�osach. B�dziemy czyta� jak mity... o tych, co poszli, wyrwawszy si� z obj��, nie dopaliwszy papierosa..." Teraz kiedy dystans czasa wiele zatar�, przyt�umi�... Nie, bracie! Ani odleg�o��, ani czas tego nie zatrze. Jak w tobie �yje b�l z powodu takich poleskich Lidie, tak we mnie � boi, zadany mi owym gorzkim i najtragiczniejszym filmem �ycia. Jest taki b�l, co chyba na zawsze zapieka si� w sercu... Krwawi ta rana przy najl�ejszym dotkni�ciu... Nasz brocz�cy krwi� batalion studencki stoi w�r�d �yta pochylony nad pierwsz� m�od� �mierci�... �ywy Dnieproges jest pod zwarciem, pal� si� ju� tam generatory, j�zyki ognia trzepoc� 21 \ w oknach hali maszyn... Owa gorycz zniszczenia, rozpacz, b�l, kt�ry przestaje by� b�lem � jakie kadry odtworz� to wszystko? Trudno b�dzie? Takie wstrz�saj�ce, bolesne! A mo�e w�a�nie dlatego warto to zrobi�, �e takie jest bolesne? � Tak, tak, powiniene� napisa� � nalega Sergiusz. � Wi�cej nawet, nie masz prawa nie napisa�! Film o tych najci�szych prze�yciach? Wskrzesi� tych, przez nikogo nie filmowanych, wprowadzi� na ekran?... A mo�e nie bardzo to etycznie wystawi� na pokaz koleg�w, uczyni� z nich przedmiot sztuki? Przecie� wcale si� nie przygotowywali do �ycia na ekranie. �yli zwyczajnie. Walczyli. Nikt z nich nie my�la�, �e jakie� jego s�owa, przypadkowy ruch lub post�pek ukazany zostanie po pewnym czasie na ekranie oczom wszystkich. A wreszcie co powiedz� oni, ci ludzie z ekranu, temu komu�, co b�dzie �y� w trzecim tysi�cleciu, gdzie� poza granicami naszego istnienia? Mo�e lepiej milcze�? Czy warto �eby wiedzia�? �eby ich us�ysza� i zrozumia�? �eby wszystko o nich zapami�ta�? Czuj�, �e w�a�ciwie od.dawna dojrzewa�o to we mnie. Mo�e nawet od tej chwili, kiedy to w p�aszczu wojskowym przyszed�em po zdemobilizowaniu odbudowywa� sw�j Dnieproges i spotka�em owego zas�u�onego wyg� filmowego, kt�rego kamera uwiecznia�a w�a�nie chaos �elbetowych ruin. By� mu potrzebny robotnik, operator o�wietlenia. Ch�opak, kt�ry to robi� dotychczas, spad� z poharatanego uzbrojenia i odwieziono go z powa�nym urazem do szpitala, trzeba go by�o na gwa�t kim� zast�pi� i tym kim� by�em ja. Olbrzymia hydroelektrownia w gruzach, porohy, w�ciek�y huk wody przelewaj�cej si� przez wy�omy w zaporze � wszystko to trzeba by�o sfilmowa�, sama historia ��da�a tego dokumentu filmowego. Dnieproges � stolica turbinowego �wiat�a, b��kitna ba�� mego dzieci�stwa m-u- 22 i� znowu odrodzi�. Rany si� zabli�ni�, cudowny li proges obudzi si� znowu do �ycia ca�kowicie �d-\any wysi�kiem ca�ego narodu. Pracowano dnia-i i nocami, sam �azi�em po nocach w�r�d ruin ze ii kaga�cem, wspina�em si� nad przepa�ciami �cznie jak ma�pa, zjawia�em si� bezzw�ocznie na wsze zawo�anie, by o�wietli� wi�zk� promieni ten inny fragment chaosu. Nawet te ruiny nie mog� pa�� dla wieczno�ci, musz� przem�wi� j�zykiem ikt�w, oskar�enia i przestrogi. Wszystko, na co pada�o iat�o reflektora, by�o mi takie bliskie i drogie, dla mych ran duchowych o�ywczym balsamem by�a sama itmosfera zbiorowej pracy i �ywio�owej gorliwo�ci odbudowy, szale�czo radosnej pracy, przypominaj�cej wyra entuzjazmem pierwsze noce na budowie Dnie-progesu... By�em sumiennym o�wietleniowcem, ale te� hra� mnie do galopu ten stary filmowiec w gumowych strasznie zab�oconych butach! Ani podesz�y wiek, ani astma nie przeszkadza�a mu by� niezmordowanym i zara�a� wszystkich swoim nienasyceniem. �Kr�� ten kadr! Chwytaj moment! Nie to! Tamto! Tamto!" A dlaczego w�a�nie tamto? P�kni�ty beton, ciemna wod� w dudni�cym wirze, zielonkawy liszaj na kamieniu... Po co mu to? Wszystko, wszystko jest cenne. Ledwie nakr�ci� uj�cie, ju� szuka innego, szuka tak przez ca�e �ycie. Grunt to uchwyci� w por�, nie przegapi�. Potem ju� si� oka�e, co jest warte to znalezisko. Na razie nie ma nawet nazwy. �O, tamto, tamto!" Na razie szczerze podziwia�em swego grubego i astmatycznego mistrza, kt�ry nie zatraci� wewn�trznego ognia, nienasyconej ��dzy �ycia i kt�ry podczas s�oty jesiennej biega� za swoim �o, tamto" do upad�ego. A mo�e o to w�a�nie chodzi, �e gdzie� owo co� istnieje, tylko umyka przed nami, nie pozwala si� wzi��? Mo�e w tym ca�y urok, �e jak s�oneczny zaj�czek wiecznie ucieka i nie poz- 23 walaj�c si� schwyta� pozostawia nam jedynie uczucie niedosytu, budzi nowe pragnienie?.. P�niej sam pozna�em ten stan, t� pasj�, ten wilczy kronikarski apetyt, kt�ry z pocz�tku dziwi� mnie tylko. A,jno�e w�a�nie wtedy, kiedy jako robotnik zatrudniony przy pracach o�wietleniowych cierpliwie wystawa�em noc� w�r�d betonowego chaosu, budzi� si� we mnie artysta, taki sam niezmordowany poszukiwacz, kt�rego zaczaruje na zawsze �wiat�opis ekranu? W przesuwaj�cych si� przede mn�, podzielonych na klatki ta�mach dopatrywa�em si� czego� wsp�lnego z pe�nymi artyzmu staro�ytnymi fryzami. � Wielka sztuka wysuwa wielkie zagadnienia � m�wi� stary filmowiec. � Wieczne, zasadnicze zagadnienia rzeczywi�cie istniej� dla ludzko�ci... A kto zdo�a� bodaj je postawi� przed swoj� epok�, zmusi� do my�lenia nad nimi, ten nie prze�y� �ycia na pr�no... Stopniowo zacie�nia�a si� moja przyja�� z owym wyg� filmowym, z tym niestrudzonym i chyba zawsze zagonionym siwym ju� pracownikiem filmu, co objecha� ze swoj� kamer� p� �wiata. Niechlujny, z bujn� srebrn� czupryn� wdziera� si� wraz z pierwszymi �o�nierzami do oboz�w koncentracyjnych Europy, �eby utrwali� na ta�mie ludzkie cienie, chodz�ce �ywe szkielety... Niegdy�, jeszcze jako bardzo m�ody cz�owiek, sfilmowa� ostatni� przepraw� pilot�w przez porohy, przez Nienasytiec, kt�ry wkr�tce mia� by� zatopiony. W chwilach dobrego humoru, podczas wieczornych wynurze� stary lubi� si� pochwali� tymi epizodami ze swojej m�odo�ci, kiedy filmowa� sam� histori�, jej szale�stwa i najgwa�towniejsze zrywy, �w dzie�, gdy stary Jawornieki, dziwak, cz�onek akademii i oczajdusza, stoj�c z pilotami na tratwie oddala� si� od kamery, odp�ywa� jakby w inny �wiat i co� przera�liwie krzycza� do obiektywu usi�uj�c zag�uszy� huk poroh�w... 24 I )awno ju� nie ma wygi filmowego. Do ostatniej rhwili nie zazna� spokoju, wci�� �a�owa�, �e �tamte-;f,o", najwa�niejszego, koniec ko�c�m nie uj��... Ale w�a�nie on zaszczepi� mi umi�owanie mego niespokojnego zawodu i wzi�� ode mnie s�owo, �e wtedy, kiedy on sam stary p�dziwiatr, znajdzie si� ju� �za kadrem" (tak to w�a�nie powiedzia�), pirzejm� i jego ulubion� kamer� ajmo, i wszystkie jego niewygas�e troski, �e b�d� chwyta� jego obiektywem ten nieuchwytny �wiat... �Masz t� iskierk�, Ko�osowski � m�wi� stary na kr�tki czas przed ko�cem. � Nie darmo jeste� / Hellenami za pan brat... Potrafisz uj�� samo j�dro wydarzenia, wy�uska� kadr z rudy nieistotnych szczeg��w. �e nie masz specjalistycznych studi�w? A ja? A Dow�enko? Film lubi takich przygodnych �mia�k�w. Przy lizanych mamy sporo, dajcie nam nowych przybysz�w, szorstkich, o bystrym oku i �wie�ym spojrzeniu. Ty masz to oko, Ko�osowski, odczuwasz �wiat�o, rytm... I w og�le umiesz my�le�... No, a ca�a ta nasza alchemia... Nie taki diabe� straszny, jak go maluj� w instytucie sztuki filmowej!..." Doda� mi otuchy, umocni� wiar� we w�asne si�y i oto sam si� teraz rozbijam po �wiecie jako Holen-der-Tu�acz, a winien jest wci�� on, m�j pierwszy nauczyciel, ochryp�y od krzyku, ze zdartym gard�em, cz�owiek, kt�ry pozostawi� mi w spadku niewygasaj�c� ��dz� odtwarzania na ta�mie wzburzonego makrokos-mosu �ycia... �yj� z uczuciem, �e rzeczywi�cie znalaz�em si� w swoim �ywiole, coraz cz�ciej odbieram wra�enia z otaczaj�cego mnie �wiata jako szereg przedziwnych migawek i moje nienasycenie wci�� si� pot�guje, wi�c chwytam te wra�enia, wybieram, rozszyfrowuj�. Z poszarpanymi nerwami, z niemal fanatycznym po��daniem got�w jestem p�dzi�, licho wie dok�d, za upatrzonym uj�ciem, po�wi�cam si� dobro- 25 wolnie tej wiecznej pogoni j nawet nie czekam na �adne szczeg�lne laury � zamiast nich przypadaj� mi najcz�ciej w udziale kolce, a kr�tka rado�� odkrycia zn�w ust�puje niedosytowi. , �Chwytaj! �ap kadr, Ko�osowski! Z�ap i utrwal! Wstrzymaj czas w jego w�ciek�ym p�dzie! Ka� si� zatrzyma� chwili. Najprawdziwszy z ciebie doktor Faus-tus z jego zuchwa�ym �yczeniem. Ka�d� kropelk� �ycia, ka�dy jego rozb�ysk zatrzymaj, a staniesz si� czarodziejem, gdy� posi�dziesz to, czego nikomu jeszcze nie uda�o si� posi���. Ale to, czego nikt jeszcze nie uj��, umyka tak�e przed tob�..." B�d� si� nudzi�y zakochane pary ogl�daj�c moj� kronik� przed pe�nometra�ow� mi�o�ci�, b�d� czeka�y z niecierpliwo�ci�, kiedy si� wreszcie sko�czy ta relacja z dni powszednich. Jeszcze jedna budowa z metalowymi zbrojeniami i zimnym po�yskiem d�wig�w. Kombajny ruszaj�ce na pierwsz� ko�b�... Nawet w t� powszednio�� stara�em si� w�o�y� serce. Poetycka do-kumentalno�� jest przecie� mo�liwa! Czy� fale bana�u musz� koniecznie zalewa� ekran? Jestem reporterem filmowym i kr�c� uj�cia migawkowe, z czasem nabra�em ju� chyba cech psychicznych dokumentalisty, kronikarza chwili. Wtargn�wszy w zawieruch� dni wybieram to i owo do filmu, patrz� na dzisiejsze nami�tno�ci jakby z perspektywy jutra, moja kamera bierze za �eb nawa�nic�, ja sam musz� by� obiektywny jak b�g. M�j w�asny nastr�j, rado��, a zw�aszcza smutek � wszystko to pozostaje poza filmem, musz� pokaza� fakt, nagi jak gw�d� w �cianie... A gdzie� jest �tamto"? Jakie jest we mnie samym, w moich uczuciach? W jakim stopniu si� uzewn�trznia w mojej indywidualnej wizji �wiata? W reporta�u filmowym pozwoli� sobie na wiele nie spos�b, w kronice wydarze� nie ma miejsca na subiektywne emocje i filozofo- tnie... A je�eli pozwol� sobie za wiele, czeka mnie, �: unienie za nadmierne zu�ycie ta�my i przekroczenie limitu! � ..- �' Nareszcie ods�ania si� teraz mo�liwo��. Wi�c odezwij si�! Wprowad� na ekran tych, kt�rych pr�cz ciebie nikt nie wprowadzi! Ale jak? Jaki powinien by� ten n Im? W jakiej tonacji i barwach? Niejedn� jeszcze noc sp�dzam na intensywnych rozmy�laniach. Kt� bowiem orzeknie stanowczo, na jakich szlakach nale�y zuka� tego, co jest naszym nieuchwytnym �tamtym"? 1'ocz�wszy od pewnego stadium nikt ju� nam nic nie doradzi. * Widocznie ka�dy cz�owiek powinien szuka� .sam najkr�tszej drogi do prawdy... A wi�c film... Obraz Rzeki Ludzkiej, ci�kiej rzeki nieszcz�cia, m�g�by si� tu ukaza� po raz pierwszy. Przez wysch�e, bezwodne jary p�ynie niesko�czony potok ludzki. Kto ogl�da� t� rzek� z g�ry, z samolotu, tak j� pewnie widzia� � wszystkimi �o�yskami parow�w, pod lufami dzia� wycelowanych ze stoj�cych na wzniesieniach czo�g�w p�ynie i p�ynie ta rzeka ludzka, szara lawina ludzkich istnie�... Przez pio�uny. Zaro�la tarniny. Po wypalonym i wydeptanym dnie parowu toczy si� niesko�czonym mn�stwem czyich� ponurych los�w, zaro�ni�tych twarzy, rozb�yskuj�cych my�li i nieodgadnio-nych �wiat�w; kt�re w zas�pieniu niesie w sobie ka�dy niczym pr�cz nieszcz�cia niepodobny do innych... I moi koledzy id� gdzie� tam w dali lat, w�r�d skwarnych step�w. Zakurzeni, w wyp�owia�ych, skrwawionych bluzach... ' Gdzie� tam... 27 G�ra nad miastem. Na g�rze � wi�zienie. W wi�zieniu � my. Kriegsgefangenenlager. Tak si� to nazywa. �elazne s�owo. Mury i druty kolczaste odgradzaj� nas od pozosta�ej cz�ci planety. Z czterech wie�,� czterech stron �wiata czatuje na nas jednooka karabinowa �mier�. Ze wszystkiego, co �yje, pozosta�y nam tylko muchy, kt�re rojami unosz� si� nad nami, opadaj� nas, jak kruki. S� gdzie� or�y, s� lwy, bia�oskrzyd�e mewy, ale tutaj s� tylko muchy. Rany i pa�ki nadzorc�w, wreszcie my � wdeptani w proch. Dusi nas smr�d, spala skwar, niemal za szcz�ciarza uwa�any jest ten, co zd��y� zagarn�� skrawek cienia pod �cian�. Pe�no nas na wszystkich pi�trach, nie ma gdzie nogi postawi� na schodach, roi si� od nas na ca�ym podw�rzu. Wszyscy jednakowi w naszym poni�eniu le�ymy jakby pogr��eni w jakim� transie; wygasaj� nasze m�zgi, gasn� oczy, z ka�dym dniem przybli�amy si� do owego feralnego progu, progu ostatecznego zoboj�tnienia. Po�ow� podw�rza zajmuj� latryny, krwawe, dezynteryjne topielisko. Skr�caj� si� tam ludzie w kurczach, m�cz� si� i umieraj�. �mier� nikogo ju� nie dziwi, przesta�a by� zagadk�, tajemnic�. Ilu nas tu jest? Podobno sto tysi�cy. Sto tysi�cy bezimiennych, nie ponumerowanych, str�conych w nico��. Rzuconych na �er muchom i temu smrodliwemu s�o�cu. Z ka�dym dniem topniej� nasze si�y. Giniemy. Coraz ostrzej stercz� �ebra, wyrastaj� brody. Wkr�tce b�dziemy tacy, jak ten oto wyschni�ty szkielet ludzki, co zwin�wszy si� siedzi przed nami w skwarze wi�ziennego dziedzi�ca i cicho, niepocieszenie p�acze. 28 Wielkie jest jego nieszcz�cie. Wszystkie wydarzenia, wszystkie biedy i kataklizmy �wiata bledn�, jak si� okazuje, w por�wnaniu z takim nieszcz�ciem: �; Skradli mi mena�k�... Skradli mena�k�! Kl�czy jak do modlitwy i rozgl�da si� beznadziejnie, lej�c gorzkie �zy. Nie ma mena�ki. Jest teraz skazany. Nie b�dzie m�g� otrzyma� nawet porcji tej obrzydliwej zupy z robakami. Jego Wykrzywione b�lem wargi, kt�re szepta�y przedtem co� o domu, o ma�ych dzieciach, nie s� ju� w stanie szepta�, tylko dr��, zesch�e jak pergamin i martwe. Wie, �e jest skazany. Nie prosi, nie b�aga o pomoc, bo nie ma tu nikogo, kto by mu dopom�g�. Poczciwy Re-szetniak pierwszy by si� ofiarowa�, rzecz jasna, ale sam zmuszony jest podstawia� pod czerpak swoj� przepoco-n� fura�erk� � tylko ta jego fura�erka ratuje nas na razie. Jest gdzie� jego rodzina i ma�e dzieci, �ycie, kt�rym �y�, ale pozosta�y mu teraz tylko oczodo�y, jeszcze wype�niaj�ce si� �zami i przepa�ciste, i mo�e jedynie w l�nieniu �ez przeb�yskuje w nich po raz ostatni tajemnica ludzkiej egzystencji... Nie szuka u nas wsp�czucia, pogodzi� si� ze swoim olbrzymim nieszcz�ciem, kt�re przedtem wstrz�sn�oby nami, poruszy�o, ale teraz nie zdo�a ju� chyba przebi� ci�kiej, lepkiej senno�ci Raszych udr�czonych dusz. Czy�by�my zatracali dar wsp�czucia? By�oby to najstraszniejsze. Zimna G�ra � to nie tylko nasze wi�zienie i ca�a groza lagru, staje si� ju� poj�ciem. Na to jest chyba obliczona, �eby depta�, niszczy� cz�owieka, rujnowa�. Tak, niewola wyniszcza cz�owieka bardziej ni� rany, ni� choroba i g��d, przekona�em si� o tym tutaj. Najstrasz-niejszym dla-nas niebezpiecze�stwem, jakie kryje Zimna G�ra, jest jej zdolno�� zaszczepiania nam oboj�tno�ci wzgl�dem innych, pogr��ania nas w stan aliena- 29 I cji, roz��czania, zrywania wi�zi mi�dzy lud�mi. Nienawidz� w�asnej bezsilno�ci i tego uczucia wyobcowania, kt�re nie rokuje nic dobrego. Jestem wdzi�czny Reszetniakowi, �e zdoby� si� mimo wszystko na par� s��w: radzi nieszcz�nikowi, �eby poszed� do nitowa-czy, kt�rzy zorganizowali tu ju� ca�y cech; mo�e uda mu si� tam wymieni� koszul� na puszk� po konserwie. A przecie� byli�my lud�mi! Przyja�nili�my si�, szli�my do ataku. Z w�a�ciw� halucynacji wyrazisto�ci� wyobra�am sobie od razu �w gor�cy dzie� czerwcowy, w kt�rym wraz ze swoj� szturmuj�c� miasto kompani� wdzieram si� do Charkowa od strony szosy Bi�ho-rodzkiej. sNie bali�my si� wtedy �mierci � ci, co brali udzia� w walkach i' doznali ekstatycznego szcz�cia w natarciu, rozumiej� ten stan. Je�eli ju� umrze�, to w�a�nie w ataku, w p�dzie, wyzwalaj�c rodzinne miasto... By�a to niemal mania: je�eli ju� koniec, to tylko taki, tylko tam, na placu Dzier�y�skiego, przed Der�-promem � przybiec i pa��, jak padali niegdy� go�cy zwiastuj�cy zwyci�stwo na placach staro�ytnych miast... Troch� w tym ipozy? Ale poza te� jest co� warta, je�eli p�aci si� za ni� w�asnym �yciem. W ka�dym razie z tym m�odzie�czym idealizmem, z tymi mo�e nawet nieco pr�nymi marzeniami l�ej mi by�o i�� do ataku... Niszczyli�my i t�pili plugastwo faszystowskie, a teraz mamy je nad sob�, na wie�ach obserwacyjnych. Nie czujemy aromatu �ycia, tylko od�r i miazmaty niewoli. �wiat, zeszpecony i splugawiony przez faszyst�w, zmieni� si� nie do poznania, wydaje si� nam martwy, jest dla nas jedynie wi�zieniem i b�dzie wi�zieniem, poty nie umrzemy lub nie poczujemy znowu broni w r�ku, nie p�jdziemy znowu do szturmu, do ataku... W nocy wszyscy, co nie maj� p�aszczy, usi�uj� si� wcisn�� do pomieszcze�; mi�dzy k��bami cia� na scho- dach udaje si� nam niekiedy dotrze� na najwy�sze pi�tro. St�d, ze szczytu mego wi�zienia, pr�buj� dostrzec przez ciemno�� nocn� to, co�my niegdy� lubili oboje. A lubili�my park Szewczenki ze stosami szeleszcz�cych li�ci jesiennych i bia�� kolumnad� naszego gmachu uniwersyteckiego na ulicy Wolnej Akademii, i wieczorne �wiat�a w aureolach mg�y... Nie ma nic. Martwota. Kamienny g�szcz pogr��onego w ciemno�ciach miasta. Kr�lestwo mroku i patroli, a stamt�d, z niedalekiej przesz�o�ci, migocze do mnie Dnieproges radosnym rozlewem �wiate� turbinowych, Dnieproges, kt�rym w ramach planu GOELRO obdarzy� Ukrain� Lenin. W moich oczach p�ka�a nadziana dynamitem zapora; w�ciek�a, niszcz�ca woda run�a potopem na tereny, gdzie jeszcze pe�no by�o tabor�w i wojska, obni�a� si� poziom Jeziora Lenina, wy�ania�y si� z wody poros�e o�lizg�ym mchem porohy i teraz nawet tutaj, na Zimnej G�rze, og�uszaj� nas swym ponurym, dzikim rykiem. Takie s� tu noce. Serce p�ka z b�lu po utracie* wszystko zalewa ciemno��... A w dzie� znowu ten wstr�tny stan oboj�tno�ci, umieraj�ce z wyczerpania cia�o, ledwie tl�ca si� �wiadomo��, od�r obozowej zupy, naj-charakterystyczniejszy fetor niewoli. Wszystko, co kiedy� by�o, tylko niby majak wy�ania si� czasami z niebywale dalekiej, ba�niowej nierealno�ci. Przecie� nawet teraz nie wsz�dzie s� wie�e obserwacyjne i druty. Mo�e gdzie�, bodaj w d�unglach, rozbrzmiewa �miech, ludzie doznaj� rado�ci i mi�o�ci, kiedy my, �ywe trupy, my�limy tylko o po�ywieniu i ucieczce. Po tamtej" stronie bramy wi�ziennej ca�ymi dniami stoj� czyje� �ony i matki, te wieczne, niestrudzone p�t-nic�ki, co w poszukiwaniu swoich najbli�szych wlok� si� z w�ze�kami, boso, od obozu do obozu, nie omijaj�c tak�e tej przekl�tej Zimnej G�ry w nadziei, �e w jej 30 niewolniczej wie�y Babel znajd� i zobacz� kogo� ze swoich. Zimna G�ra ju� s�ynie ze swoich okropno�ci, znajduje si� tu jeden z najwi�kszych na Ukrainie faszystowskich oboz�w koncentracyjnych i latem tego roku ze wszystkich 'stron ci�gn� tu t�umy zrozpaczonych kobiet. Oczyma Reszetniak jest wci�� tam, w t�umie p�tni-czek. Nie traci nadziei, wierzy, �e wcze�niej czy p�niej stanie przed obozem jego Katria, �e zobaczy j� przed bram�, ogorza�� od wiatru, z dzieckiem na;r�ku. Jest gdzie� przecie� i mimo wszystko dotr� kiedy� do niej jego karteczki � niejedn� ju� zr�cznie rzuci� w t�um przed wi�zieniem unikaj�c pa�ek nadzorc�w... �yje cz�owiek nadziej�, tylko ona go chyba podtrzymuje na duchu w tym niewolniczym piekle. Sypi� si� na niego razy i ciosy, ale potem mimo wszystko czatuje znowu przy bramie, a� kt�ry� nadzorca, zdziwiony niezwyk�ym uporem je�ca, pozwala sobie czasem nawet na �art: � Tak ci pilno na wolno��? St�d, kochasiu, na wolno�� macie'tylko jedn� drog�... � i wskazuje nahajk� w g�r� � tylko przez niebo!... W stanie naszego ostatecznego niemal wyczerpania podekscytowana psychika zaczyna nagle stawia� zadziwiaj�cy op�r wygasaniu, dzi�ki gwa�townym zrywom tajemniczej si�y �ycia, w jej ostatnim napi�ciu ludzie doznaj� "tu niezwyk�ych artystycznych widze�. Z realnego bytu przenosi si� cz�owiek w �wiat halucynacji, staje si� �muzu�maninem" � �argon obozowy nazywa tak tych ju� wyko�czonych, wyczerpanych do ostateczno�ci i niemal, pozbawionych pow�oki cielesnej; tych, co przekroczyli ju� pr�g kr�lestwa majak�w; tych, kt�rych rozgor�czkowany wzrok zamiast brudu obozowego widzi wspania�y �wiat fantazji, kt�rym ukazuj� si� graj�ce wszystkimi barwami �ycia wizje przedzgonne... Oto idzie jeden potykaj�c si�, nieprzytomny, 11 bo siedzi i patrzy nic nie widz�cymi oczyma jak pa-lacz opium, jego wargi za� same szepcz� do �ciany co� inkby modlitw�, a tamten zn�w nieobecny duchem wo-dzl oczyma nad wie�ami, gdzie� w nieziemskim, widmowym �wiecie � tak, to ju� niew�tpliwie �muzu�manin" i nied�ugo ju� b�dzie depta� plac obozowy. K(.\szetniak nie doszed� jeszcze, co prawda, do tego stanu, ale mimo wszystko nagle zrywa si� czasem ze snu i krzyczy jak szalony: �Idzie, idzie! Jest ju� przy bramie, o, z dzieckiem na r�ku..." I p�dzi czym pr�dzej do bramy. Wprost zagadka: obumar�e cia�o, ale m�zg p�onie w ostatnim wysi�ku, duch tworzy sam te �ywe, jaskrawe, chimeryczne obrazy, po�egnalny film podekscytowanej wyobra�ni... A mo�e w�a�nie one przede wszystkim podtrzymuj� Reszetniaka, nie pozwalaj� mu rozsta� si� z �yciem? Czasami idziemy do pracy. Przez otwart� bram� wchodzimy w t�ok dysz�cego upad�ego miasta, kt�re wydaje si� takie nie do poznania, obce. Pod wzmocnionym konwojem gdzie� nas p�dz�, schodzimy z g�ry szar� kolumn�. Kamienie brukowe pal� nasze bose stopy. Zamroczeni wyczerpaniem, z zamglon� �wiadomo�ci� wchodzimy w rozpalone mury, w tunele dusznych ulic. Widzimy na chodnikach ludzi, jakich� nierealnych, zmarkotnia�ych, migaj� m�tne plamy twarzy z wyrazem b�lu, smutku, wsp�czucia. . � Nic tak tnie poni�a jak wyzucie z wszelkich praw. I la�bi cz�owieka fakt, �e go pilnuj�, prowadz� pod wycelowanym peemem, pop�dzaj� okrzykami jak byd�o. Ale mimo wszystko w duchu jeste�my spokojni. I nie spieszno nam do niebytu. �mier� tam, na polu bitwy, mia�aby jak�� warto��. Ale tu? Wyprostowany idzie ko�o mnie Reszetniak, kt�ry nawet w�r�d nas zwraca uwag� s\y5c�im wychudzeniem �- sama sk�ra i ko�ci; po drugiej stronie kroczy jakby z gniewem i dum�, z fajk� w z�bach, w kaszkiecie na bakier Dawid, kaukaski g�ral, kt�rego Reszetniak upracie nazywa Szami-lem. Dla innych jest jednym z szarej mnogo�ci, ale my obaj z Reszetniakiem widzimy tego ch�opaka w aureoli niezwyk�o�ci: wiemy o nim wi�cej ni� inni, wiemy, jakimi piorunami rz�dzi� ten Szamil, i nasza wsp�lna tajemnica zbli�a nas w obozowej mieszaninie... �Dobra, niech b�dzie Szamil" � nasz przyjaciel zgadza si� na to imi�. Najwa�niejsze, �e wartownicy nie domy�laj� si� wcale, kim by� ten czarny, wychud�y dystro-fik z Kaukazu na polu bitwy, jak wymiata� i pali� faszystowsk� piechot� swoimi ognistymi sztormami. Ale teraz nie ma nawet od czego przypali� i co zapali�. Pozosta�a tylko wygas�a fajka, w kt�rej od dawna ju� nie ma tytoniu. Sterczy jednak mocno �ciskana z�bami i .zdaje si� m�wi�: Jeszcze �yjemy. Nie z�amano nas. Zrobili�my wszystko, co by�o w naszej mocy. Niekiedy przychodzi czarna depresja, rozpacz dusi cz�eka tak, �e got�w jest na wszystko, got�w jest rzuci� si� z go�ymi r�koma nawet na bagnety... W chwilach takich kryzys�w duchowych najbardziej podnosi nas na duchu Reszetniak. Przez sw�j spok�j i rozs�dek, bo jako� w s