7679
Szczegóły |
Tytuł |
7679 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7679 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7679 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7679 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Deaver Jeffery
Czarny tancerz
T�umaczenie: Micha� Ignar
As kryminalistyki, Lincoln Rhyme, zna metod�, kt�ra pomo�e mu przechytrzy�
b�yskotliwego szale�ca. Trzeba wnikn�� w jego umys�. �My�le� jak on, czu� to
samo i pod��a�
jego �ladem. Tym razem jednak trafi�a kosa na kamie�. W przebieg�o�ci i
zwodzeniu Czarny
Tancerz nie ma sobie r�wnych.
Rozdzia� pierwszy
Kiedy Edward Carney �egna� si� z �on� Percey, nawet mu na my�l nie przysz�o, �e
widzi j�
po raz ostatni.
Po wyj�ciu z domu wsiad� do samochodu zajmuj�cego cenne na wag� z�ota miejsce
parkingowe na Osiemdziesi�tej Pierwszej Wschodniej na Manhattanie i w��czy� si�
do ruchu.
Carney by� spostrzegawczy, wi�c nie usz�a jego uwagi czarna furgonetka
zaparkowana w pobli�u
domu. Pojazd mia� zachlapane b�otem przyciemniane szyby. M�czyzna przyjrza� si�
uwa�nie
zdezelowanemu samochodowi zarejestrowanemu w Wirginii Zachodniej i u�wiadomi�
sobie, �e
w ci�gu ostatnich paru dni ju� kilka razy widzia� go na ulicach miasta. Sznur
samochod�w przed
nim w�a�nie przyspieszy�. Uda�o mu si� przemkn�� jeszcze na ��tym �wietle i
zupe�nie
zapomnia� o furgonetce. Wkr�tce mkn�� na p�noc alej� Roosevelta.
Dwadzie�cia minut p�niej uj�� w d�o� s�uchawk� telefonu samochodowego i
wykr�ci�
numer domowy. Zaniepokoi� si�, �e �ona nie odbiera. Percey mia�a lecie� razem z
nim �
poprzedniego wieczoru rzut monet� zdecydowa�, kto b�dzie pierwszym pilotem.
Swoj� wygran�
Percey skwitowa�a reklamowym u�miechem. Potem jednak, o trzeciej nad ranem,
dosta�a
okropnego b�lu g�owy, jedynej dolegliwo�ci, kt�ra by�a w stanie zatrzyma� j� w
��ku. Kiedy
znale�li dla niej zast�pstwo, Percey zn�w si� po�o�y�a.
Edward Carney, o chudej i ko�cistej sylwetce, mimo swoich czterdziestu pi�ciu
lat nadal
ostrzy�ony na rekruta, kiwa� g�ow� ws�uchany w monotonny sygna� po drugiej
stronie linii. Po
w��czeniu si� automatycznej sekretarki, pe�en niepokoju od�o�y� s�uchawk� na
wide�ki.
Kiedy przyby� do biura firmy czarterowej Hudson Air, na terenie Okr�gowego
Lotniska
w Mamaroneck w hrabstwie Westchester, czeka� na niego tort upieczony z okazji
zawarcia
nowego kontraktu. Ka�dy z kilkunastu pracownik�w pa�aszowa� swoj� porcj�, ale
Carney ledwie
skubn�wszy kilka k�s�w, wda� si� w rozmow� o locie z Ronem Talbotem, kt�rego
okr�g�y
brzuch zdradza� zami�owanie do tort�w, cho� na co dzie� obywa� si� papierosami i
kaw�. Talbot,
sprawuj�cy jednocze�nie stanowisko administratora i dyrektora ekonomicznego,
wyra�a� na g�os
swoje obawy, czy �adunek zostanie dostarczony terminowo i czy odpowiednio
wycenili przelot.
Carney odda� mu reszt� swojego kawa�ka tortu i radzi� si� odpr�y�.
Przypomnia� sobie o Percey. Wszed� do gabinetu i podni�s� s�uchawk�. Nadal nikt
nie
odbiera� telefonu. Zaniepokoi� si� nie na �arty. Prywatni przedsi�biorcy zawsze
odbieraj�
dzwoni�cy telefon. Od�o�y� z trzaskiem s�uchawk� i zastanawia� si�, czy nie
zadzwoni� do
s�siada, kt�ry m�g�by sprawdzi�, co si� dzieje. Ale w�a�nie wtedy pod hangar
stoj�cy obok biura
podjecha�a wielka, bia�a ci�ar�wka, jednocze�nie pojawi� si� drugi pilot � Tim
Randolph.
Wybi�a osiemnasta � czas rusza� w drog�.
Smuk�a brunetka, Lauren, asystentka Talbota, mia�a na sobie przynosz�c� jej
szcz�cie
sukienk�, kt�ra niebieskim kolorem doskonale pasowa�a do logo Hudson Air �
sylwetki soko�a
lec�cego nad globem poci�tym siatk� po�udnik�w i r�wnole�nik�w. Nachyli�a si� do
Carneya
i powiedzia�a szeptem:
� Teraz ju� wszystko si� u�o�y, prawda? � Oczywi�cie � uspokoi� j�.
Obj�li si� na chwil�. Zaproponowa�a mu kawa�ek tortu na drog�, ale odm�wi�. Ed
Carney
chcia� ju� rusza�. Znale�� si� z dala od sentyment�w i uroczysto�ci. Daleko od
ziemi.
Wkr�tce wzbi� si� w powietrze. Szybowa� pi�� kilometr�w nad ziemi�, za sterami
leara 35A,
najlepszego prywatnego odrzutowca o srebrnym kad�ubie po�yskuj�cym jak rybia
�uska. Lecieli
ku zatykaj�cemu dech w piersi zachodowi s�o�ca � regularna pomara�czowa tarcza
chowa�a si�
z wolna za wielkimi, strz�piastymi chmurami w odcieniu r�owofioletowym, przez
kt�re s�czy�y
si� ostatnie promienie.
Odleg�o�� 1164 kilometr�w do lotniska O�Hare pokonali w nieca�e dwie godziny.
O�Hare
jest najbardziej ruchliwym lotniskiem na �wiecie, nic wi�c dziwnego, �e kontrola
ruchu
powietrznego kaza�a im kr��y� na wysoko�ci dw�ch tysi�cy pi�ciuset metr�w nad
zachodnimi
przedmie�ciami Chicago.
Dziesi�� minut p�niej Carney spojrza� na jasne punkciki konstelacji gwiezdnych
na
ciemnym niebie i pomy�la� sobie: Popatrz, Percey, wszystkie gwiazdy na
wieczornym niebie.
I wtedy, po raz pierwszy w ca�ej swojej karierze zawodowej, uleg� zupe�nie
nieprofesjonalnej
s�abo�ci. Troska o Percey wr�ci�a ze zdwojon� si��. Musia� za wszelk� cen� z ni�
si�
skontaktowa�.
� Przejmij stery � poleci! Timowi.
� Zrozumia�em � odezwa� si� drugi pilot, ujmuj�c wolant w d�onie. Wie�a
kontrolna
odezwa�a si� w�r�d trzask�w:
� Dziewi�tka Charlie Juliet, zejd� na wysoko�� tysi�ca dwustu pi��dziesi�ciu
metr�w.
Oczekuj na l�dowanie.
� Zrozumia�em, Chicago � powiedzia� Tim. � Schodz� z dw�ch tysi�cy pi�ciuset na
tysi�c
dwie�cie pi��dziesi�t.
Carney zmieni� cz�stotliwo�� radiostacji, �eby nawi�za� ��czno�� ze swoim
biurem. Kiedy
us�ysza� g�os Rona Talbota, poprosi� go o po��czenie z domem. Oczekuj�c na
rozmow�, razem
z Timem, przygotowali maszyn� do l�dowania � sprawdzili pr�dko�� i klapy.
� Chicago, Dziewi�tka Charlie Juliet przechodzimy punkt trasy. Przez pi�ty do
czwartego.
Kiedy Tim m�wi� te s�owa do mikrofonu, Carney us�ysza�, jak telefon dzwoni w
jego domu,
odleg�ym o 1100 kilometr�w. Odbierz Percey. Gdzie jeste�? B�agam...
� Dziewi�tka Charlie Juliet, zmniejsz pr�dko�� do trzystu sze��dziesi�ciu
kilometr�w.
Odezwijcie si� do wie�y. Dobry wiecz�r.
� Zrozumia�em, Chicago. Trzysta sze��dziesi�t kilometr�w. Dobry wiecz�r.
Trzy sygna�y. Gdzie� ona si� podzia�a? Co si� sta�o?
�o��dek coraz bardziej podchodzi� mu do gard�a.
Silniki turbinowe wy�y, powoduj�c mia�d��cy ha�as. Uk�ad hydrauliczny j�cza�.
W s�uchawkach Carney s�ysza� zak��cenia. I nareszcie trzask po drugiej stronie
linii.
� Halo? � us�ysza� g�os �ony.
Roze�mia� si� rozlu�niony. Ju� mia� co� powiedzie�, gdy samolotem mocno
szarpn�o � tak
silnie, �e w u�amku sekundy si�a wybuchu zerwa�a mu masywne s�uchawki z uszu.
Od�amki
i iskry rozpierzch�y si� na wszystkie strony.
Przera�ony Carney chwyci� bezw�adny wolant lew� d�oni�; nie mia� ju� prawej.
Odwr�ci� si�
w stron� Tima, gdy ten w�a�nie przelatywa� przez ogromn� dziur� w kad�ubie.
� B�agam, nie, nie...
Ca�y kokpit oderwa� si� od rozpadaj�cego si� samolotu, skrzyd�a i silniki
zosta�y w tyle,
poch�on�a je kula ognia.
� Och, Percey � wyszepta� � Percey...
Nie by�o ju� mikrofonu, kt�ry przekaza�by jego s�owa.
Wielkie jak asteroidy, ��ciutkie.
Ziarenka piasku skrzy�y si� na monitorze komputera. M�czyzna siedzia� nachylony
z obola�ym karkiem, mocno mru��c oczy.
W oddali rozleg� si� grzmot. Niebo o �wicie jarzy�o si� ��tozielonym blaskiem,
nadci�ga�a
burza. Wiosna by�a wyj�tkowo deszczowa w tym roku.
Ziarenka piasku...
� Powi�kszy� � wyda� polecenie i obraz na ekranie pos�usznie powi�kszy� si�
dwukrotnie.
Dziwne, pomy�la�.
� Kursor w d�. Stop.
Pochyli� si� znowu, wyt�a� wzrok wbity w monitor.
Piasek, pomy�la� Lincoln Rhyme, to rozkosz dla kryminologa. Okruchy ska�y
przywieraj� do
ubrania jak mokra farba, a potem grzecznie odpadaj� na miejscu zbrodni i
pomagaj� po��czy�
ofiar� z morderc�. Potrafi� zdradzi�, gdzie by� podejrzany. Matowy piasek
�wiadczy o tym, �e
by� na pustyni. Przezroczysty � na pla�y. Obsydian � na Hawajach. Kwarc � w
Nowej Anglii.
Rhyme nie mia� jednak zielonego poj�cia, sk�d pochodzi piasek, kt�remu si�
przygl�da�. Ten
z okolic Nowego Jorku to g��wnie kwarc i skale�. Grubszy nad cie�nin� Long
Island, drobny
mia� nad Atlantykiem. �w jednak by� bia�y, po�yskuj�cy, o nier�wnej powierzchni,
zmieszany
z drobniutkimi czerwonymi kuleczkami i bia�ymi kr��kami przypominaj�cymi
mikroskopijne
pokrojone m�twy. Ta zagadka nie pozwoli�a Rhyme�owi spa� do czwartej nad ranem.
Niedawno
wys�a� pr�bk� piasku do kolegi z laboratorium kryminalistyki FBI w Waszyngtonie.
Jaki� ruch za oknem przyci�gn�� jego wzrok. To jego s�siedzi � para niewielkich
soko��w
w�drownych wybiera�a si� na �owy do pobliskiego Central Parku. Strze�cie si�
go��bie, pomy�la�
Rhyme, kiwaj�c g�ow�.
Kto� szybko wspina� si� po schodach. Thom wpu�ci� do domu go�ci, na kt�rych
Rhyme nie
mia� najmniejszej ochoty. Rozdra�niony spojrza� w kierunku korytarza. Intruz�w
by�o dw�ch �
jeden o za�ywnej sylwetce, drugi szczup�y.
Energicznie zapukali w otwarte drzwi i nie czekaj�c na zaproszenie, weszli do
pokoju. Lon
Sellitto by� doskona�ym detektywem z Nowojorskiego Wydzia�u Policji. Towarzyszy�
mu
m�odszy i chudszy partner, Jerry Banks, elegancik w szarym garniturze z
przedniej tkaniny
w krat�, o niesfornych blond w�osach u�o�onych za pomoc� lakieru.
Grubasek rozejrza� si� po sypialni znajduj�cej si� na pierwszym pi�trze.
� Co si� tu zmieni�o, Linc? Robi�e� przemeblowanie? � Nie.
� Ju� wiem � powiedzia� Banks. � Porz�dek.
� No pewnie � przytakn�� Thom, nieskazitelny w swoich wyprasowanych, br�zowych
spodniach, bia�ej koszuli i kwiecistym krawacie, kt�ry Rhyme uzna� za zbyt
krzykliwy, cho� sam
mu go wybra� na prezent z katalogu wysy�kowego. By� asystentem Rhyme�a ju� od
kilku lat
i kryminolog, cho� zwalnia� go dwa razy, a raz przyj�� jego wym�wienie, za
ka�dym razem zn�w
zatrudnia� swojego opiekuna o stoickim spokoju. Thom tak dobrze si� zna� na
wszystkim, co
dotyczy�o pora�enia ko�czyn, �e sam m�g�by by� lekarzem. Rhyme nazywa� go w
zale�no�ci od
nastroju � swoim opiekunem lub dr�czycielem. Thom krz�ta� si� przy go�ciach.
� Wbrew jego woli wzi��em sprz�taczk�, kt�ra wypucowa�a wszystko na wysoki
po�ysk. Nie
odzywa� si� do mnie przez ca�y nast�pny dzie�.
� Po co by�o sprz�ta�? Teraz nic nie mog� znale��.
� Ale przecie� nie musi niczego szuka�, prawda? � odgryz� si� Thom. � To ju�
moja rola.
Rhyme nie mia� nastroju do �art�w.
� A wi�c? � skierowa� swoje przystojne oblicze ku Sellitcie. � O co chodzi?
� Jest sprawa. Pomy�la�em sobie, �e m�g�by� nam pom�c.
� Nie mam czasu.
� A c� to? � Banks podszed� do nowego komputera stoj�cego przy ��ku Rhyme�a.
� To ostatni krzyk mody � powiedzia� Thom z irytuj�cym u�mieszkiem. �
Zademonstruj im,
Lincolnie.
� Nie mam ochoty.
� Poka�, jak to dzia�a � nalega� Thom.
� Nie chc� � warkn�� Rhyme.
� Wstydzi si� � wyja�ni� m�ody asystent. � Nie wiem, czemu si� tak zachowuje.
Jeszcze
wczoraj by� dumny jak paw z nowego sprz�tu.
� Nieprawda.
W tej chwili Lincolna Rhyme�a absorbowa�y tylko plasterki malutkich m�tw i
piasek,
z kt�rym by�y zmieszane.
� Komputer ma pod��czony mikrofon � ci�gn�� Thom. � Roz poznaje ka�de jego
s�owo.
Faktycznie, Rhyme by� bardzo zadowolony z szybkiego jak b�yskawica komputera
i oprogramowania rozpoznaj�cego mow�. M�g� za pomoc� g�osu kierowa� kursorem,
tak samo
jak osoba sprawna myszk� czy klawiatur�. M�g� r�wnie� w ten sam spos�b
przykr�ci�
i podkr�ci� ogrzewanie, w��czy� wie�� czy telewizor, albo gdzie� zadzwoni�.
� Mo�e nawet komponowa� muzyk� � opowiada� go�ciom Thom.
� Ale praktyczne � skomentowa� Rhyme sarkastycznie. � Muzyka, muzyka.
Rhyme, kt�ry dozna� urazu na wysoko�ci czwartego kr�gu szyjnego, nie mia�
problem�w
z przytakiwaniem. Potrafi� r�wnie� wzrusza� ramionami, cho� nie tak energicznie
jakby chcia�.
Kolejn� jego sztuczk� by�o poruszanie palcem serdecznym lewej r�ki o kilka
milimetr�w
w dowolnym kierunku.
� Mo�e te� gra� � doda� Thom.
� Nie znosz� gier. Nigdy nie grywam.
Sellitto, kt�ry przypomina� Rhyme�owi wielkie nieza�cielone ��ko, spojrza� na
komputer
bez entuzjazmu.
� S�uchaj, Lincolnie � zacz�� � to zadanie specjalne. Dotyczy nas i federalnych.
Mamy
k�opoty.
� Wpadli�my jak �liwka w kompot � stwierdzi� Banks.
� Pomy�leli�my sobie, �e mo�e zechcesz nam pom�c � powiedzia� Sellitto.
Chcie� im pom�c?
� Pracuj� teraz nad czym� � wyja�ni� Rhyme. � Pracuj� dla Freda Dellraya.
Fred Dellray, prawdziwy weteran FBI, mia� pod swoj� piecz� wi�kszo�� tajniak�w
z wydzia�u na Manhattanie. Dellray sam by� naczelnym tajniakiem Biura. Zd��y�
zebra� �niwo
pochwal za dotarcie dos�ownie wsz�dzie, od siedziby g��wnej baron�w
narkotykowych
z Harlemu po organizacje walki o prawa Murzyn�w.
� Znikn�� jeden z ludzi Dellraya.
� S�yszeli�my � powiedzia� Banks. � Tajemnicza sprawa.
Rhyme przewr�ci� oczami na to ma�o oryginalne sformu�owanie, kt�re, niestety,
by�o trafne.
Tajny agent, Tony Panelli, znikn�� kilka dni temu ze swojego samochodu sprzed
gmachu Biura
FBI w centrum Manhattanu oko�o 21.00. Silnik by� w��czony, drzwi otwarte. Ani
�ladu krwi czy
strza�u, �adnych �wiadk�w. Faktycznie tajemnicza sprawa.
Dellray mia� do dyspozycji doskona�� grup� dochodzeniow�, w jej sk�adzie tak�e
zesp�
zabezpieczaj�cy dowody fizyczne � PERT. Ale to Rhyme stworzy� ten zesp� i
w�a�nie jego
Dellray poprosi� o zbadanie �lad�w z miejsca przest�pstwa. Funkcjonariusz
policji, kt�ry
pracowa� jako partner Rhyme�a, sp�dzi� wiele godzin w samochodzie Penellego, nie
znalaz�
jednak �adnych podejrzanych odcisk�w palc�w, zebra� dziesi�� torebek
bezu�ytecznych �lad�w
dowodowych oraz jedyny �lad, kt�ry m�g� okaza� si� istotny � kilkadziesi�t
nietypowych ziaren
piasku, kt�re w�a�nie po�yskiwa�y na monitorze.
� W znikni�cie Panellego maj� si� zaanga�owa� jeszcze inni, Lincolnie � ci�gn��
Lon
Sellitto. � My�l� jednak, �e chcia�by� si� zaj�� nasz� spraw�.
I zn�w powiedzia� �chcia�by��. Rhyme domy�la� si�, �e Sellitto chowa jeszcze
jakiego� asa
w r�kawie.
� No dobra, Lon, m�w, o co chodzi. Sellitto skin�� na Banksa.
� Phillip Hansen � powiedzia� dobitnie m�ody detektyw.
Rhyme zna� to nazwisko z prasy. Hansen � pot�ny, twardy biznesmen, w�a�ciciel
firmy
zajmuj�cej si� sprzeda�� hurtow� w Armonk w stanie Nowy Jork, kt�ra uczyni�a go
multimilionerem. Jednak w�adze federalne i nowojorskie dok�ada�y wszelkich
stara�, �eby j�
zamkn�� i wsadzi� jej w�a�ciciela za kratki, poniewa� PH Distributors nie
sprzedawa�a, jak
brzmia�a jej oficjalna deklaracja, u�ywanych samochod�w zbywaj�cych w wojsku,
ale bro�,
nierzadko kradzion� z licznych baz wojskowych, a potem nielegalnie importowan�.
Na pocz�tku
roku dw�ch szeregowc�w straci�o �ycie przy mo�cie George�a Washingtona podczas
porwania
ci�ar�wki wype�nionej broni� r�czn�, zmierzaj�cej do New Jersey. Hansen macza�
w tym palce
� o czym wiedzia� ameryka�ski prokurator generalny, brakowa�o jednak dowod�w.
� Starali�my si� posk�ada� do kupy wszystkie fragmenty tej sprawy � powiedzia�
Sellitto. �
Ale sz�o nam jak po grudzie.
� W zesz�ym tygodniu nast�pi� w ko�cu prze�om � doda� Banks. � Wiesz, Hansen
jest
pilotem. Jego firma posiada magazyny na lotnisku w Mamaroneck � tym obok White
Plains.
Przeszukali�my je, jednak bez �adnego skutku. Ale w zesz�ym tygodniu o p�nocy,
gdy lotnisko
by�o ju� zamkni�te, cho� pracowali tam jeszcze jacy� ludzie, trzech �wiadk�w
widzia�o faceta,
kt�rego rysopis pasuje do Hansena. Podjecha� do swojego prywatnego samolotu,
wrzuci� do
niego kilka ogromnych work�w marynarskich i odlecia�. Bez pozwolenia. Wr�ci� po
czterdziestu
minutach, wyl�dowa�, wsiad� do samochodu i odjecha� z piskiem opon. Worki
ulotni�y si� jak
kamfora.
� Zorientowa� si�, �e mu depczecie po pi�tach � odezwa� si� Rhyme � i chcia� si�
pozby�
dowod�w ��cz�cych go z zab�jstwami.
Zaczyna� rozumie�, jaka mia�a by� w tym wszystkim jego rola.
� Czy wie�a kontrolna �ledzi�a jego lot?
� W La Guardia z�apano go na chwil�. Gdy by� tu� nad cie�nin� Long Island. Potem
przez
oko�o dziesi�� minut lecia� tak nisko, �e znik� z radaru.
� Pewnie zakre�lili�cie obszar, jak daleko m�g� si� zapu�ci�. Czy nurkowie
przeszukuj�
teren?
� Zgadza si�. My�leli�my, �e Hansen pu�ci farb�, kiedy dowie si� o tr�jce
�wiadk�w. Uda�o
nam si� go przymkn�� do poniedzia�ku. Areszt federalny.
� No i co pan Hansen na to? � za�mia� si� Rhyme.
� Nie pisn�� ani s�owa. Jest kuty na cztery nogi. Jego prawnik wszystkiemu
zaprzecza
i szykuje pozew o bezprawne aresztowanie. Je�li odnajdziemy worki, sprawa trafi
w poniedzia�ek
przed s�d przysi�g�ych i szast prast, mamy go w gar�ci.
� O ile w workach jest co� obci��aj�cego.
� Na pewno znajdzie si� w nich co� obci��aj�cego.
� Sk�d ta pewno��?
� Bo Hansen trz�sie portkami. Wynaj�� morderc�, kt�ry ma zlikwidowa� wszystkich
�wiadk�w. Jednego ju� dopad�. Zesz�ej nocy wysadzi� jego samolot w pobli�u
Chicago.
Pewnie, pomy�la� sobie Rhyme, chc�, �ebym odnalaz� te worki.
� B�d� potrzebowa� map cie�niny � zacz��. � Poza tym szkic�w samolotu.
� Nie o to nam chodzi � powiedzia� Sellitto.
� Nie o znalezienie work�w � doda� Banks.
� Nie? Wi�c o co? � Rhyme odrzuci� z czo�a niesforny kosmyk ciemnych w�os�w i
spojrza�
z konsternacj� na m�odego m�czyzn�.
� Chcemy, �eby� nam pom�g� dopa�� tego morderc� wynaj�tego przez Hansena.
Powstrzyma� go, nim dorwie dw�jk� pozosta�ych �wiadk�w.
� I? � czu�, �e Sellitto nie powiedzia� jeszcze wszystkiego. Spogl�daj�c za
okno, detektyw
rzek�:
� Wszystko wskazuje na to, �e to Tancerz, Lincolnie.
� Czarny Tancerz? Jeste�cie tego pewni? Sellitto przytakn��.
� S�yszeli�my, �e kilka tygodni temu mia� mokr� robot� w stolicy. Zabi� doradc�
Kongresu
zamieszanego w handel broni�. Od kryli�my, �e z budki przed domem Hansena
telefonowano do
hotelu, w kt�rym mieszka� Tancerz. To musi by� on.
Rhyme straci� ca�e zainteresowanie ziarenkami piasku, wielkimi jak asteroidy,
g�adkimi jak
kobiece ramiona.
� To mamy niez�y pasztet � powiedzia� cicho.
Rozdzia� drugi
Przypomnia�a sobie: zesz�ej nocy podobny do �wierszcza sygna� telefonu zm�ci�
monotoni�
m�awki uderzaj�cej o okno w sypialni. Spojrza�a na aparat ze z�o�ci�, jakby to
firma
telekomunikacyjna ponosi�a win� za jej koszmarny b�l g�owy. W ko�cu z trudem
stan�a na nogi
i po czwartym dzwonku podnios�a s�uchawk�.
� Halo?
Us�ysza�a pusty d�wi�k z g�o�nika pok�adowego radia wielozakresowego. Potem
chyba czyj�
g�os. A mo�e �miech.
Pot�ny huk. Trzask. Cisza. �adnego sygna�u. Po prostu cisza, kt�r� m�ci�o
rozdzieraj�ce
pulsowanie w uszach.
� Halo? Halo?
Od�o�y�a s�uchawk� i ponownie zasn�a. P� godziny p�niej obudzi� j� telefon
z wiadomo�ci�, �e lear Dziewi�tka Charlie Juliet spad� przy podchodzeniu do
l�dowania,
przynosz�c �mier� jej m�owi i m�odemu Timowi Randolphowi.
Teraz, w ten mroczny poranek, Percey Rachel Clay zrozumia�a, �e tajemniczy nocny
telefon
by� od m�a. Ron Talbot wyja�ni�, �e sam prze��cza� do niej t� rozmow�.
Percey otworzy�a srebrn� piersi�wk� i poci�gn�a z niej. �zy nap�ywa�y jej do
oczu.
� Percey, ju� do�� � powiedzia� m�czyzna siedz�cy na tapczanie w salonie. �
Prosz� ci�. �
Wskaza� na butelk�.
� Dobra, dobra � odpar�a ponurym g�osem. � Oczywi�cie � i poci�gn�a kolejny
�yk. �
Czemu on do diab�a dzwoni� do mnie przed l�dowaniem?
� Mo�e martwi� si� o twoje zdrowie � podrzuci� Brit Hale.
Podobnie jak Percey, Hale nie spa� zesz�ej nocy. Talbot do niego te� zadzwoni�.
Hale
natychmiast przyjecha� tu z Bronxville i by� przy niej a� do rana, a potem
pomaga� wykona�
wszystkie konieczne telefony. Znali si� od lat. Hale by� jednym z pierwszych
pilot�w Hudson
Air, jeszcze nim firma zacz�a przynosi� zyski. Przez kilka miesi�cy pracowa�
bez
wynagrodzenia. Wygl�da� na �ylastego, surowego belfra, w rzeczywisto�ci by�
jednak dowcipny
i pogodny � wywiera� na Percey koj�cy wp�yw, jak balsam. Chyba nie by�o innego
drugiego
pilota, z kt�rym by tak dobrze si� czu�a w powietrzu, jak z nim.
� Och, Brit � osun�a si� na tapczan obok niego. Przygarn�� j� siln� r�k�.
Opar�a g�ow� na
jego ramieniu.
� Wszystko b�dzie dobrze, moje biedactwo � powiedzia�. � Obiecuj� ci.
� Musz� zadzwoni� do Talbota � powiedzia�a. � Trzeba co� zrobi�. Przecie�
firma...
�mier� Eda by�a brzemienna w skutki dla wielu ludzi, na pewno �le si� odbije na
ich firmie
czarterowej, kto wie, czy nie doprowadzi jej do bankructwa.
Tyle rzeczy trzeba za�atwi�, a Percey Clay by�a jak przykuta do tapczanu.
Dziwne,
pomy�la�a, jakby patrz�c na siebie z boku, nie mam si�y si� ruszy�. Och, Ed, Ed.
� Zrobi� ci kawy � zaproponowa� Hale i uda� si� do kuchni.
Chcia� przez to powiedzie�, �e do�� ju� alkoholu. Percey zrozumia�a aluzj�.
Zakr�ci�a
piersi�wk� i rzuci�a j� na st� z g�o�nym stukiem.
� Dobrze ju�, dobrze.
Wsta�a i przesz�a si� po pokoju. Ujrza�a swoje odbicie w lustrze. Pyszczek
mopsa. Czarne
w�osy w mocno skr�conych, niesfornych lokach. Drobna figura i oczy czarne jak
aksamit, jej
mama mawia�a, �e s� wyj�tkowej jako�ci. Mia�a na my�li to, �e s� jedyne w swoim
rodzaju.
Spojrza�a przez okno, poprzez drzewa na ulic�. Samochody mkn�y przed siebie. I
wtedy
powr�ci�a pewna ulotna my�l.
Niepokoj�ce wspomnienie. Ale jakie? O czym konkretnie?
Rozleg� si� dzwonek u drzwi wej�ciowych i nieuchwytne przeczucie umkn�o. Percey
otworzy�a drzwi � w progu sta�o dw�ch krzepkich policjant�w.
� Nowojorski Wydzia� Policji � oznajmili, pokazuj�c legitymacje. � Mamy si�
pani�
opiekowa�, p�ki nie zostan� wyja�nione oko liczno�ci �mierci pani m�a.
� Prosz� wej�� � powiedzia�a. � Jest ju� u mnie Brit Hale. Wzrok jej pad� na
ulic� za plecami
policjant�w i ulotna my�l po wr�ci�a.
� Musz� chyba panom o czym� powiedzie� � oznajmi�a, a jeden z oficer�w wyj��
notes. �
Widzia�am furgonetk�, czarn� furgonetk�.
� Chwileczk� � powiedzia� Rhyme. Lon Sellitto przerwa� sw�j monolog.
Rhyme s�ysza�, jak zbli�aj� si� czyje� kroki. Ani ci�kie, ani zbyt lekkie.
Wiedzia�, kto idzie.
Nie by�a to sprawa dedukcji. Po prostu s�ysza� je ju� tyle razy.
Amelia Sachs o pi�knej twarzy okolonej d�ugimi rudymi w�osami wspina�a si� po
schodach.
Rhyme ujrza�, jak wchodzi do pokoju. Ubrana w niemal kompletny granatowy mundur
patrolowy, tyle �e bez czapki i krawata. Nios�a w r�ku reklam�wk�.
Jerry Banks pos�a� jej u�miech. Wszyscy wiedzieli, �e si� w niej podkochiwa� i
wcale si�
temu nie dziwili � niewielu oficer�w z Madison Avenue mog�o poszczyci� si� tak
wzorow�
s�u�b�, jak wysoka, ol�niewaj�ca Amelia Sachs. Jednak w jej spojrzeniu nie mo�na
by�o dostrzec
cho�by cienia uwielbienia dla niego.
� Cze��, Jerry � powiedzia�a. Do Sellitta zwr�ci�a si� bardziej oficjalnie �
Dzie� dobry, panu.
� Wygl�dasz na zm�czon� � zauwa�y� Sellitto.
� Nie spa�am � odpar�a.
Z reklam�wki wyj�a oko�o dziesi�ciu plastikowych woreczk�w.
� Zbiera�am piasek.
� �wietnie � pochwali� j� Rhyme. � Ale teraz mamy inne zada nie. Do miasta
przyby� pewien
cz�owiek, a my mamy go z�apa�.
� To morderca � doda� Sellitto.
� Zawodowiec? � spyta�a Sachs. � Z przest�pczych kr�g�w?
� Tak, to zawodowiec � odpowiedzia� Rhyme. � Ale, o ile nam wiadomo, dzia�a na
w�asn�
r�k�.
Z mafii rekrutowa�a si� wi�kszo�� p�atnych morderc�w.
� Nie jest z nikim zwi�zany. Nazywamy go Czarnym Tancerzem.
� Czemu? � Sachs unios�a brwi.
� Tylko jedna z jego ofiar widzia�a go na tyle z bliska i �y�a na tyle d�ugo, by
przekaza� nam
jakiekolwiek szczeg�y. To bia�y m�czyzna, prawdopodobnie po trzydziestce. Ma
na ramieniu
tatua�, kt�ry przedstawia pos�pnego �niwiarza ta�cz�cego przy trumnie z kobiet�.
� Szukali�cie tego tatua�u? � spyta�a Sachs.
� Jasne � odpar� Rhyme. � Nawet na ko�cu �wiata. Do pokoju wszed� Thom.
� Wybaczcie mi pa�stwo � zwr�ci� si� do wszystkich. � Ale musz� si� czym� zaj��.
Przerwano rozmow�, kiedy m�ody m�czyzna zacz�� oklepywa� boki swego pracodawcy.
Pomaga� mu w ten spos�b oczy�ci� p�uca. Osoby sparali�owane personifikuj�
niekt�re swoje
cz�ci cia�a i traktuj� je w spos�b szczeg�lny. Kiedy przed laty, podczas
przeszukiwania miejsca
zbrodni, pogruchota�o Rhyme�owi kr�gos�up, r�ce i nogi sta�y si� jego
najbardziej zajad�ymi
wrogami, walczy� z nimi zapiek�e, by sta�y mu si� powolne. Jednak one zawsze
by�y g�r�, wci��
bezw�adne jak kloce drewna. W�wczas zaj�� si� swoimi p�ucami. W ko�cu, po roku
rehabilitacji,
m�g� od��czy� si� od respiratora. Potrafi� ju� samodzielnie oddycha�. To by�o
jedyne
zwyci�stwo, jakie odni�s� nad w�asnym cia�em, w g��bi ducha by� jednak
przekonany, �e p�uca
tylko przyczai�y si�, by zada� mu ostateczny cios. Podejrzewa�, �e w ci�gu roku
czy dw�ch
umrze na zapalenie lub rozedm� p�uc.
Lincoln Rhyme w�a�ciwie nie ba� si� �mierci. Ale umrze� mo�na na wiele sposob�w,
a jemu
zale�a�o na tym, �eby nie cierpie� przed zgonem.
� Jakie� �lady? Ostatni adres zamieszkania? � dopytywa�a Sachs.
� Ostatnio mieszka� w stolicy � powiedzia� Sellitto z silnym akcentem
brookly�skim. � Tyle
wiadomo. Tylko tyle. Nie raz o nim s�yszeli�my. Dellray wie o nim wi�cej.
Tancerz jest jak
dziesi�� r�nych os�b. Operacje uszu, implanty twarzy, silikon. Do tego blizny,
usuwanie blizn.
Tyje, chudnie. Wszystko drobiazgowo planuje. Atakuje dopiero wtedy, gdy ma
opracowane
plany awaryjne. Jest piekielnie skuteczny.
Zaniepokojenie Sellitta by�o dziwne jak na cz�owieka, kt�ry na co dzie� zajmuje
si�
tropieniem zawodowych morderc�w. Zapatrzony w widok za oknem, Rhyme podj��
w�tek:
� Tancerz zaatakowa� ostatnio pi�� lat temu w Nowym Jorku na Wall Street.
Wszystko
za�atwi� w bia�ych r�kawiczkach. Cz�onek mojego zespo�u, kt�ry przeszukiwa�
miejsce zbrodni,
wyj�� z pojemnika na �mieci zwitek papieru. To spowodowa�o wybuch ukrytego
tetraazotanu
pentaerytrolu. Dwoje technik�w zgin�o na miejscu; bomba zniszczy�a wszystkie
�lady.
� Przykro mi � powiedzia�a Sachs.
Zapad�a niezr�czna cisza. Od ponad roku by�a jego uczennic� i partnerk�, sta�a
si� r�wnie�
przyjaci�k�. Czasem nawet zostawa�a u niego na noc, �cieli�a sobie w�wczas na
tapczanie, albo
wraz z Rhyme�em spali niewinnie jak rodze�stwo w jego wa��cym p� tony ��ku
klinitron.
Rozmawiali wy��cznie o pracy. Omijali prywatne tematy. I sta� j� by�o teraz
tylko na s�owa:
� To musia�o by� straszne.
Rhyme zby� jej wsp�czucie potrz��ni�ciem g�owy. Wbi� wzrok w pust� �cian�, ale
gdzie�
w g��bi odczu� czyst� rozpacz, przypominaj�c sobie tragiczny wybuch.
� Ten cz�owiek, kt�ry wynaj�� Tancerza, wyda� go policji?
� Chcia� mu si� dobra� do sk�ry, ale niewiele m�g� zrobi� � Rhyme wci�gn��
g��boko
powietrze. � Dostarczy� got�wk� i pisemne instrukcje w um�wione miejsce. Nigdy
nie spotkali
si� osobi�cie. Najgorsze jest to, �e bankier, kt�ry zap�aci� za zab�jstwo,
rozmy�li� si�, ale to ju�
nie mia�o znaczenia. Tancerz powiedzia� mu otwarcie: �Wycofanie si� z naszej
umowy nie
wchodzi w gr�.
Sellitto opowiedzia� Amelii w skr�cie o sprawie przeciwko Phillipowi Hansenowi,
o �wiadkach, kt�rzy widzieli, jak startuje i l�duje, oraz o bombie pod�o�onej na
pok�adzie.
� Kim s� pozostali �wiadkowie? � spyta�a.
� Percey Clay, �ona pilota, kt�ry zgin�� zesz�ej nocy. Jest prezesem ich
wsp�lnej firmy,
Hudson Air. Jej m�� by� wiceprezesem. Kolejnym �wiadkiem jest Britton Hale,
jeden z ich
pilot�w. Wy s�a�em ludzi, kt�rzy zaopiekuj� si� nimi. Fred Dellray szykuje dla
nich bezpieczne
schronienie w ramach rz�dowego programu ochrony �wiadk�w.
S�owa detektywa nie dociera�y do Lincolna Rhyme�a. Wspomina� wybuch bomby
Tancerza
sprzed pi�ciu lat. Pojemnik na �mieci eksplodowa� jak granat. Dusz�cy sw�d
chemikali�w.
Osmalone cia�a dwojga jego technik�w.
Popiskiwanie faksu wyrwa�o go z ponurych my�li. Jerry Banks wzi�� do r�ki
pierwsz� stron�.
� Raport z miejsca katastrofy samolotu.
Rhyme energicznie odwr�ci� g�ow� w stron� faksu.
� Trzeba si� bra� do roboty, moi pa�stwo.
Wyszoruj je. Wyszoruj je do czysta.
Masz ju� czyste d�onie, �o�nierzu?
Tak jest, prawie, panie poruczniku.
M�czyzna po trzydziestce, solidnej budowy cia�a, sta� w toalecie kawiarni na
Lexington
Avenue, ca�kowicie poch�oni�ty szorowaniem d�oni.
Szorowa�, szorowa�, szorowa�. Stephen Kall ogl�da� dok�adnie nask�rek na
d�oniach
i wielkie zaczerwienione knykcie. Wygl�daj� na czyste. �adnych robak�w. Ani
jednego.
Kiedy wcze�niej odje�d�a� z ulicy czarn� furgonetk�, by j� zaparkowa� w g��bi
podziemnego
gara�u, czu� si� dobrze. Stephen zabra� z wozu ca�e potrzebne mu wyposa�enie,
wspi�� si� po
podje�dzie i wyszed� na ruchliw� ulic�. Ju� wcze�niej dzia�a� w Nowym Jorku, ale
wci��
przyt�acza� go tutejszy t�um.
Przera�a mnie. Czuj�, jakby zjada�y mnie robaki.
Zaszed� wi�c na chwil� do m�skiej toalety, �eby si� troch� umy�.
Jeszcze nie sko�czy�e�, �o�nierzu? Masz jeszcze dwa obiekty do wyeliminowania.
Tak jest, ju� ko�cz�, panie poruczniku. Nie mog� sobie pozwoli� na pozostawienie
jakichkolwiek �lad�w ze wzgl�du na dalsz� cz�� mojego zadania.
Gor�ca woda obmywa�a d�onie. Szorowa� je szczoteczk�, kt�r� nosi� w specjalnej
plastikowej torebce. Wyciska� r�owe myd�o z dozownika. Szorowa� dalej.
Stephen nosi� przebranie, cho� nie by� to mundur wojskowy. Mia� na sobie d�insy,
robocz�
koszul�, szar� wiatr�wk� poplamion� farb�. Wygl�da� jak przeci�tny robotnik
budowlany
z Manhattanu; nikogo nie dziwi, �e w wiosenny dzie� pracownik fizyczny ma na
d�oniach
r�kawiczki z sukna.
Wyszed� na zewn�trz. T�um nadal by� g�sty. Ale d�onie mia� ju� czyste, przesta�
si� ba�.
Przystan�� na rogu i spojrza� na ulic�, przy kt�rej sta� dom M�a i �ony, teraz
nale��cy ju�
tylko do �ony, poniewa� wybuch nad stanem Illinois rozerwa� M�a na drobne
kawa�ki.
Przy �yciu pozosta�o jeszcze dwoje �wiadk�w, oboje musz� zgin��, nim w
poniedzia�ek
zbierze si� s�d przysi�g�ych. Spojrza� na sw�j cebulasty zegarek z nierdzewnej
stali. By�a 1.30
rano, sobota.
Czy to do�� czasu, �o�nierzu, �eby zlikwidowa� oboje?
Chyba nie uda mi si� ich oboje zabi� teraz, panie poruczniku, ale zosta�o mi
jeszcze prawie
czterdzie�ci osiem godzin. To w zupe�no�ci wystarczy na zlokalizowanie i
unicestwienie obydwu
obiekt�w, panie poruczniku.
Przed domem, tak jak si� spodziewa�, sta� w�z patrolowy. Szed� chodnikiem,
wyszorowane
d�onie piek�y. Cho� jego plecak wa�y� blisko trzydzie�ci kilo, prawie nie czu�
jego ci�aru. Kiedy
tak szed�, wyobra�a� sobie, �e jest zwyk�ym mieszka�cem, a nie Stephenem Kallem,
czy te�
cz�owiekiem o dziesi�tkach pseudonim�w, kt�rych u�ywa� przez te wszystkie lata.
Nagle skr�ci�, by wej�� do budynku naprzeciwko domu �ony. Gwa�townym ruchem
otworzy� drzwi frontowe, potem wyjrza�, by przyjrze� si� ogromnemu przedniemu
oknu domu
z przeciwka. Za�o�y� drogie, zabarwione na ��to okulary do strzelania i
refleksy w szybie znik�y.
Widzia� postaci poruszaj�ce si� w �rodku.
Stephen schyli� si� i otworzy� plecak.
Jeden gliniarz � nie, dw�ch. M�czyzna zwr�cony plecami do okna. Mo�e
Przyjaciel,
kolejny �wiadek, kt�rego mia� zabi�. Widzia� �on�. Niska. Nie�adna. Ch�opi�ca.
Mia�a na sobie
bia�� bluzk�. Doskona�y cel.
Przeniesiono go na w�zek inwalidzki B�yskawica.
Teraz Rhyme m�g� ju� porusza� si� samodzielnie, kieruj�c w�zkiem za pomoc�
s�omki,
kt�r� chwyci� w usta. Wjecha� do ciasnej windy � kiedy� by�a tu szafa � kt�ra
zwioz�a go na
parter jego domu, gdzie ju� czekali na niego Thom i Amelia Sachs.
W latach dziewi��dziesi�tych XIX wieku, gdy zbudowano ten dom, pok�j, do kt�rego
teraz
wjecha�, by� salonikiem przylegaj�cym do jadalni, ozdobionym sztukateri� z
motywami
kwiatowymi, solidn� pod�og� pokrywa�a d�bowa klepka. Obecnie obydwa
pomieszczenia by�y
zagracone wyposa�eniem detektywistycznym, takim jak: rura gradientowa,
chromatograf gazowy
sprz�ony ze spektrometrem masowym, niezwykle kosztowny mikroskop elektronowy,
do
kt�rego przymocowano aparat rentgenowski. Pe�no tu by�o codziennych narz�dzi
pracy
kryminologa: gogle, r�kawiczki lateksowe odporne na �cieranie, zlewki, szczypce,
skalpele,
s�oiczki, torebki foliowe, tace do bada�. Tuziny par pa�eczek, bowiem Rhyme
kaza� swoim
asystentom podnosi� z ziemi wszelkie dowody.
Rhyme podjecha� do biurka sw� b�yszcz�c�, czerwon� jak jab�ko B�yskawic�. Thom
za�o�y�
mu mikrofon i w��czy� komputer.
Po chwili pojawili si� w drzwiach Sellitto i Banks, towarzyszy� im Fred Dellray,
kt�ry
nadjecha� niedawno. Wysoki, d�ugonogi, o sk�rze ciemnej jak opona. Mia� na sobie
zielony
garnitur i krzykliw� ��t� koszul�.
� Cze��, Fred.
� Witajcie, Lincolnie, Amelio.
� Cze�� � Sachs kiwn�a mu g�ow�, wchodz�c do pokoju.
Dellray szybko przemierzy� pok�j, stan�� przy oknie i spl�t� na piersiach chude
jak patyki
r�ce. Nikt � nawet Rhyme � nie potrafi� rozgry�� go do ko�ca. Mieszka� sam w
niewielkim
mieszkanku, uwielbia� czyta� literatur� i filozofi�, a jeszcze bardziej lubi�
grywa� w bilard
w gwarnych barach. Fred Dellray by� niegdy� czarnym koniem w�r�d tajniak�w FBI,
dzi�ki
niemu aresztowano ponad tysi�c os�b. By�o tylko kwesti� czasu, kiedy zostanie
rozpoznany
i zabity przez jakiego� dealera narkotyk�w czy bossa mafii. Dlatego niech�tnie
nadzorowa� prac�
innych tajniak�w czy tajnych informator�w.
� Powiadacie, ch�opcy, �e mamy do czynienia z samym Tancerzem � m�wi�
niewyra�nie,
pos�uguj�c si� w�a�ciwym sobie �argonem. � Tancerz... uderzy. Tym razem musimy
go dopa��.
� Jakie� szczeg�y o tym, co zrobi� zesz�ej nocy? � spyta�a Sachs. Sellitto
przejrza� plik
kartek z faksu i notatek.
� Ed Carney wystartowa� o osiemnastej osiemna�cie. Hudson Air podpisa� w�a�nie
kontrakt
na przew�z � zwr��cie uwag� � organ�w do transplantacji do szpitali ze
�rodkowego Wschodu.
Konkurencja w tej bran�y jest teraz ogromna.
� Wr�cz mordercza � Banks za�mia� si� z w�asnego �artu.
� Klientem by�a Ameryka�ska S�u�ba Zdrowia. Carney mia� bardzo napi�ty
harmonogram.
Chicago, St. Louis, Memphis, Cleveland, post�j w Erie i powr�t dzi� rano.
� Mia� pasa�er�w? � spyta� Rhyme.
� Tylko �adunek � odpar� Sellitto. � Ca�y lot przebiega� rutynowo. I nagle,
dziesi�� minut
przed l�dowaniem na lotnisku O�Hare, wybucha bomba.
� Jest ju� raport NTSB? � spyta� Rhyme.
� B�dzie gotowy dopiero za dwa, trzy dni.
� Nie sta� nas na dwa, trzy dni zw�oki � Rhyme zaprotestowa� tubalnym g�osem.
R�owa blizna po rurce od respiratora by�a wci�� widoczna na jego szyi, ale
Lincoln Rhyme
potrafi� drze� si� jak marynarz.
� Zadzwoni� do mojego kumpla z Chicago � zaoferowa� Dellray. � Jest mi winien
przys�ug�.
Ka�� mu bezzw�ocznie przes�a� wszystko, co tylko ma.
Rhyme kiwn�� g�ow�.
� Potrzebny jest ka�dy, najmniejszy nawet drobiazg. Musimy mie� dos�ownie
wszystko.
� Zrozum, Linc � powiedzia� Sellitto � samolot by� p�tora kilometra nad ziemi�,
kiedy
eksplodowa�. Szcz�tki rozsypa�y si� po wielkim obszarze.
� A c� mnie to obchodzi? � �achn�� si� Rhyme. � Czy dalej przeczesuj� teren?
Dellray zadzwoni� do agenta specjalnego FBI.
� Powiedz mu, �e chcemy mie� ka�dy szcz�tek, na kt�rym s� �lady materia��w
wybuchowych. Cho�by liczone w nanogramach. Chc� mie� t� bomb� � powiedzia�
Rhyme.
Dellray przekaza� jego s�owa, potem podni�s� wzrok i z niedowierzaniem
potrz�sn�� g�ow�. �
Miejsce tragedii nie jest ju� ogrodzone?
� Co? � warkn�� Rhyme. � Po dwunastu godzinach? W g�owie si� nie mie�ci.
� Musieli otworzy� ulice. Powiedzia�...
� Stra� po�arna! � wykrzykn�� Rhyme. � Co?
� Ka�dy w�z stra�y po�arnej, karetka pogotowia, radiow�z wy s�ane na miejsce
katastrofy.
Chc�, �eby pobrali pr�bki z opon i prze s�ali je do mnie.
Dellrayowi uda�o si� przekona� ludzi z Chicago, �eby pobrano pr�bki z opon z
tylu woz�w,
z ilu tylko si� da.
� Nie �z ilu si� da� � powiedzia� Rhyme. � Ze wszystkich. Dellray pokr�ci�
g�ow�, przekaza�
to ��danie i roz��czy� si�.
� Thom! � gwa�townie zawo�a� Rhyme. � Thom, gdzie ty si� po dzia�e�?
Zapracowany asystent pojawi� si� po chwili w drzwiach.
� By�em w pralni.
� Do diab�a z praniem. Potrzebny nam grafik z godzinami. Za pisuj wszystko na
tablicy. Tej
du�ej.
Rhyme spojrza� na Sellitta.
� Kiedy �wiadkowie maj� stan�� przed s�dem przysi�g�ych?
� O dziewi�tej rano w poniedzia�ek. Mikrobus podjedzie po nich o si�dmej.
Rhyme popatrzy� na zegar �cienny. By�a dziesi�ta rano w sobot�.
� Mamy dok�adnie czterdzie�ci pi�� godzin. Thom, zapisz: �Pierw sza godzina z
czterdziestu
pi�ciu�.
Popatrzy� na wszystkich zgromadzonych w pokoju. Dostrzeg� w ich oczach
pow�tpiewanie.
� My�licie, �e jestem melodramatyczny? � spyta�. � Przed si�dm� w poniedzia�kowy
poranek
albo dopadniemy Tancerza, albo oboje �wiadkowie b�d� w�chali kwiatki od spodu.
Nie ma innej
mo�liwo�ci.
Thom waha� si�, ale w ko�cu wzi�� kred� i zapisa�, o co go proszono.
Cisz� zm�ci� telefon kom�rkowy Banksa. Wys�ucha�, co rozm�wca ma do powiedzenia,
potem uni�s� wzrok.
� Co� maj� � powiedzia�.
� Co? � spyta� Rhyme.
� Chodzi o tych mundurowych, kt�rzy pilnuj� pani Clay i tego drugiego �wiadka,
Brittona
Hale�a. Pani Clay powiedzia�a im, �e przez kilka dni na ulicy przed jej domem
sta�a czarna
furgonetka, kt�rej nie widzia�a nigdy przedtem. Mia�a tablice rejestracyjne z
innego stanu.
� Spisa�a numer? Albo cho� stan?
� Nie � odpar� Banks. � Powiedzia�a, �e znik�a na jaki� czas zesz�ej nocy, kiedy
jej m��
pojecha� na lotnisko.
� I co? � Rhyme nachyli� g�ow�.
� M�wi, �e rano zn�w si� zjawi�a, a teraz ju� jej nie ma.
� Zaalarmujcie Central�! � krzykn�� kryminolog.
Taks�wka podjecha�a pod dom �ony. Wysiad�a z niej starsza kobieta i podesz�a do
drzwi
niepewnym krokiem.
Czy to �atwy cel, �o�nierzu?
Ka�dy strza� wymaga maksymalnej koncentracji i wysi�ku, panie poruczniku. Ale
mog�
strzeli� i �miertelnie rani�.
Kobieta wesz�a po schodach i znik�a w korytarzu. Po chwili Stephen zobaczy�, jak
pojawi�a
si� w salonie �ony. Mign�o co� bia�ego � bluzka �ony. Kobiety u�cisn�y si�.
Trzecia posta�.
Gliniarz? Nie, to Przyjaciel. Oba cele w odleg�o�ci nieca�ych trzydziestu
metr�w.
Ulubiona czterdziestka Stephena zosta�a w wozie. Ale nie potrzebowa� karabinu
snajperskiego do tego strza�u, starczy beretta z d�ug� luf�. Oceni� wzrokiem
cel, zmierzy� k�t
nachylenia, potencjalne wykrzywienie i odchylenie spowodowane przez szyb�.
Strzeli wysoko,
kobieta upadnie, a �ona i Przyjaciel instynktownie do niej podbiegn�,
wystawiaj�c si� na strza�.
Stephen odbezpieczy� bro�, odci�gaj�c zamek. Otworzy� szybkim ruchem drzwi
i przytrzyma� je nog�, spojrza� w prawo i w lewo. Nikogo.
Oddychaj, �o�nierzu. Oddychaj, oddychaj, oddychaj.
Trzyma� bro� pewnie w swych pr�nych d�oniach. Zacz�� prawie niedostrzegalnie
naciska�
spust. Utkwi� wzrok w starszej kobiecie.
Oddychaj, oddychaj.
Rozdzia� trzeci
...godzina 1 z 45
Starsza kobieta ociera �zy, �ona stoi tu� za ni�. Ju� po nich...
�o�nierzu!
Stephen skamienia�, zdj�� palec ze spustu.
�wiat�a! Mrugaj� bezg�o�nie. Koguty na radiowozie. Jeszcze dwa samochody i
kolejnych
dziesi��, a do tego jednostka pogotowia. Nadje�d�aj� z obu stron ulicy.
Zabezpiecz bro�, �o�nierzu.
Stephen opu�ci� bro� i wycofa� si� do ciemnego korytarza.
Policjanci wysypali si� strumieniem z samochod�w. Rozpierzchli si� po chodniku,
spogl�daj�c na dachy. Tak zamaszy�cie otworzyli drzwi do domu �ony, �e p�k�a w
nich szyba.
Pi�ciu cz�onk�w grupy szybkiego reagowania w pe�nym rynsztunku ustawi�o si�
wzd�u�
kraw�nika. �on� i Przyjaciela rzucono na pod�og�. Starsz� pani� te�.
Jeszcze wi�cej samochod�w. Stephena Kalla oblecia� strach. Z�era�o go robactwo.
Pot zrosi�
mu d�onie. Zacisn�� pi�ci, �eby r�kawiczki wch�on�y nadmiar wilgoci.
Zbieraj si� st�d, �o�nierzu.
Otworzy� �rubokr�tem zamek w drzwiach frontowych, wpad� do �rodka i pomkn�� ku
drugiemu wyj�ciu prowadz�cemu na boczn� uliczk�. Wymkn�� si� na zewn�trz. Po
chwili szed�
wmieszany w t�um przechodni�w na po�udnie Lexington Avenue do podziemnego
gara�u, gdzie
zostawi� furgonetk�.
Jeszcze wi�cej glin. Znalaz�em si� w niez�ych tarapatach, panie poruczniku.
Zamkn�li Lexington Avenue trzy przecznice na po�udnie, a dom otoczyli policyjn�
ta�m�.
Zatrzymywali samochody, obserwowali przechodni�w, rozgl�dali si� po okolicy.
Stephen
widzia�, jak dwaj gliniarze kazali jakiemu� m�czy�nie wysi��� z samochodu, a
sami przeszukali
stert� koc�w le��cych na tylnym siedzeniu. Stephen zaniepokoi� si�, bo m�czyzna
by� bia�y
i mia� chyba tyle lat, co on.
Sk�ra mu �cierp�a. Sw�dzia�a i by�a wilgotna. Czu�, jak pot wyst�puje mu na
czo�o i zrasza
pachy. W g�owie ko�ata�a mu my�l � Oni s� wsz�dzie. Szukaj� w�a�nie jego, tropi�
jego.
Z samochod�w. Z ulicy. Z okien.
Uporczywe wspomnienie powr�ci�o. Twarz w oknie.
Nabra� g��boko powietrza.
To by�o niedawno. Stephenowi zap�acono za zlikwidowanie doradcy Kongresu
waszyngto�skiego. Czeka� cztery godziny, a gdy jego ofiara pojawi�a si� przed
domem
w Aleksandrii w stanie Wirginia, Stephen odda� jeden strza�. Przypuszcza�, �e go
trafi�, ale ofiara
upad�a w ogrodzie i znik�a mu z pola widzenia.
Stephen przeskoczy� przez ogrodzenie z ceg�y, �eby przyjrze� si� cia�u doradcy.
Strza� by�
�miertelny.
Ale sta�o si� co� dziwnego. Mo�e to tylko przypadek, mo�e cia�o tak akurat
upad�o.
Wszystko wskazywa�o jednak na to, �e kto� z rozmys�em podci�gn�� jego przesi�k�a
krwi�
koszul�, by przyjrze� si� drobnej ranie postrza�owej.
Stephen rozejrza� si� dooko�a za kim�, kto m�g� to zrobi�. Po drugiej stronie
ogrodu sta�
zdezelowany barakow�z z brudnymi oknami. W jednym z nich zobaczy� � a mo�e tylko
mu si�
zdawa�o � twarz kogo�, kto na niego patrzy�. Nie widzia� zbyt wyra�nie tego
m�czyzny czy
kobiety. Ale ktokolwiek to by�, nie wygl�da� na wystraszonego. Nie ukry� si�,
nie pr�bowa�
ucieka�.
�wiadek. Masz �wiadka, �o�nierzu.
Natychmiast usun� cz�owieka, kt�ry mo�e mnie rozpozna�, panie poruczniku.
Gdy jednak Stephen gwa�townie wdar� si� do barakowozu, nie zasta� w �rodku
nikogo. Kr�ci�
si� dooko�a w�asnej osi jak ob��kany. Czy to tylko wyobra�nia z niego zadrwi�a?
Tak jak drwi�a
z ojczyma, kt�ry w gniazdach jastrz�bi na d�bach w Wirginii Zachodniej widzia�
snajper�w?
W ko�cu wr�ci� do swego hotelu w Waszyngtonie.
Do Stephena strzelano, bito go i d�gano no�em. Nigdy jednak nie prze�ladowa�y go
twarze
ofiar, martwych czy �ywych. Ale ta twarz w oknie by�a jak robak, kt�ry pe�znie
do g�ry po
nodze.
Przera�aj�ce... Tak w�a�nie czu� si� teraz, gdy widzia� czarne otwory brudnych
okien
spozieraj�ce na ulic�, kt�r� szed�. W duchu wypowiada� zakl�cia, �eby nie ujrze�
w �adnym
z nich obserwatora.
Budynek, gdzie zaparkowa� furgonetk�, znalaz� si� wewn�trz kr�gu policyjnych
poszukiwa�.
Nie uda mu si� odjecha�, nie b�d�c zatrzymanym. Po�piesznie wszed� do gara�u,
otworzy� drzwi
furgonetki. Zrzuci� z siebie ubranie robotnika i przebra� si� w d�insy, robocze
buty, czarn�
podkoszulk�, zgni�ozielon� wiatr�wk� i czapk� baseball�wk�. W plecaku mia�
laptop, kilka
telefon�w kom�rkowych, bro� r�czn�, naboje, lornetk�, magnetofon, r�ne
narz�dzia i kilka
opakowa� �adunk�w wybuchowych.
Model 40 schowany by� w futerale na gitar� basow� Fendera. Po�o�y� go wraz z
plecakiem
na ziemi i zastanawia� si�, co zrobi� z furgonetk�. By�a kradziona, ale Stephen
dotyka� jej tylko
w r�kawiczkach. Usun�� numery seryjne i sam zrobi� nowe tablice rejestracyjne.
Postanowi� j�
jednak porzuci�. Opu�ci� gara� wind� prowadz�c� do budynku. Kiedy znalaz� si� na
zewn�trz,
zmiesza� si� z t�umem i pod��y� w kierunku metra.
Percey Clay odepchn�a detektywa, kt�ry rzuci� j� na pod�og�. Matka Eda le�a�a
tu� obok,
twarz jej zastyg�a w szoku. Opartego o �cian� Brita Hale�a os�ania�o dw�ch
barczystych
funkcjonariuszy.
� Przepraszam pani�, pani Clay � odezwa� si� jeden z policjant�w. � Ale...
� Co jest grane? � Hale by� zaskoczony.
� Dzwonili do nas z oddzia�u specjalnego � wyja�ni� detektyw. � Przypuszczaj�,
�e facet,
kt�ry zlikwidowa� pana Carneya, �ciga teraz was.
� Ale my ju� mamy opiek� � warkn�a Percey, wskazuj�c g�ow� policjant�w, kt�rzy
pojawili
si� wcze�niej.
Hale wyjrza� przez okno.
� Musi tam by� ze dwudziestu gliniarzy.
� Prosz� nie zbli�a� si� do okna! � nakaza� detektyw stanowczo. Percey obj�a
ramieniem
pani� Carney.
� W porz�dku, mamo?
� Co si� dzieje? O co chodzi? � spyta�a oszo�omiona.
� Mo�liwe, �e grozi im niebezpiecze�stwo � wyja�ni� oficer. � Pa ni Clay i panu
Hale�owi.
S� �wiadkami w sprawie Hansena. Ma my rozkaz odtransportowa� ich do stanowiska
dowodzenia.
Kolejny oficer pojawi� si� w drzwiach: � Ulica jest czysta.
� Pani i pan pojad� z nami.
� A co z mam� Eda? � odezwa�a si� Percey.
� Czy mieszka pani gdzie� w pobli�u? � spyta� oficer.
� Nie. Zatrzyma�am si� u siostry w Saddle River � odpar�a.
� Odwieziemy tam pani�, a przed domem postawimy na stra�y policjanta z New
Jersey. Ta
sprawa nie dotyczy pani, wi�c jestem pewien, �e nic pani nie grozi.
� Moja biedna Percey. Kobiety pad�y sobie w ramiona.
� Nie martw si�, mamo, wszystko b�dzie dobrze � Percey z trudem powstrzymywa�a
�zy.
� Nie b�dzie � odpowiedzia�a w�t�a kobieta. � Ju� nigdy nie b�dzie dobrze.
Oficer odprowadzi� j� do radiowozu.
� Dok�d nas zabieracie? � Percey spyta�a stoj�cego obok policjanta.
� Na spotkanie z Lincolnem Rhyme�em. Wyjdziemy razem, oficerowie otocz� was ze
wszystkich stron. Pochylcie g�owy. Szybko przejdziemy do tamtej furgonetki.
Jasne?
Wskoczycie do �rodka. Nie wygl�dajcie przez okna i zapnijcie pasy. B�dziemy
jechali bardzo
szybko. Jakie� pytania?
Percey otworzy�a piersi�wk� i poci�gn�a �yk bourbona.
� Tak. Kim u diab�a jest ten Lincoln Rhyme?
Thom pojawi� si� w drzwiach u Lincolna Rhyme�a i wprowadzi� go�cia do �rodka.
Schludny
m�czyzna po pi��dziesi�tce, ostrzy�ony na je�yka � kapitan Bo Haumann kierowa�
nowojorsk�
brygad� antyterrorystyczn� � zespo�em policjant�w ze SWAT. Posiwia�y i �ylasty,
wygl�da� jak
sier�ant musztry, kt�rym niegdy� istotnie by�.
� To na pewno on? � spyta�. � Tancerz?
� Tak m�wi� � powiedzia� Sellitto. Dellray przytakn��.
Kr�tka przerwa.
� Wyznaczono kilka oddzia��w pogotowia E-32.
Oficerowie z E-32 to w wi�kszo�ci byli �o�nierze, �wietnie przeszkoleni do
poszukiwa�
i inwigilacji � a r�wnie� nauczeni, jak dzia�a� w razie ataku, ostrzelania przez
snajpera,
porwania.
Po chwili pojawi� si� drobny, �ysiej�cy m�czyzna w niegustownych okularach na
nosie. Mel
Cooper by� najlepszym laborantem Wydzia�u Bada� i Zasob�w � IRD, kt�rym kiedy�
kierowa�
Rhyme. Cooper nigdy w �yciu nie bada� miejsca przest�pstwa, nie aresztowa�
podejrzanego
i chyba ju� zapomnia�, jak si� strzela z ma�ego pistoletu, kt�ry niech�tnie
nosi� przy sk�rzanym
pasku. Cooper marzy� tylko o tym, by zn�w znale�� si� na swoim sto�ku w
laboratorium i patrze�
przez okular mikroskopu.
� My�la�em, �e mam zbada� jaki� piasek � powiedzia� Cooper.
� A tu si� okazuje, �e chodzi o Tancerza.
Wie�ci wewn�trz wydzia�u policji roznosz� si� jeszcze szybciej ni� na ulicy �
pomy�la�
Rhyme.
� Ale tym razem go dopadniemy, Lincolnie. Zobaczysz.
Gdy Banks wprowadza� nowo przyby�ych, Rhyme spojrza� akurat w g�r�. Ujrza�
kobiet�
stoj�c� w drzwiach, bada�a pok�j swymi ciemnymi oczami, analizuj�c ka�dy
szczeg�. Nie by�a
wystraszona ani skr�powana.
� Pani Clay? � spyta�.
Kiwn�a g�ow�. U jej boku pojawi� si� szczup�y m�czyzna. Britton Hale, domy�li�
si�
Rhyme.
� Zapraszam do �rodka � powiedzia� kryminolog. Popatrzy�a na Rhyme�a, a potem na
ca��
�cian�, wype�nion� od g�ry do do�u wyposa�eniem detektywistycznym, przy kt�rej
sta� Mel
Cooper.
� Percey � zwr�ci�a si� zn�w do Rhyme�a. � Prosz� m�wi� do mnie Percey. A pan
pewnie
jest Lincolnem Rhyme�em?
� Zgadza si�. Przykro mi z powodu pani m�a. Kiwn�a zdawkowo g�ow�, wida�
wsp�czucie j� dra�ni�o.
� Pan Hale? � spyta� m�czyzn�.
Chudy pilot kiwn�� g�ow� i zrobi� krok do przodu, wyci�gaj�c d�o� gotow� do
u�cisku, ale
w tym momencie zauwa�y�, �e d�onie Rhyme�a przykute s� do fotela.
� Och � wymamrota�, poczerwienia� na twarzy i wycofa� si�. Rhyme przedstawi� ich
wszystkim, pr�cz Amelii Sachs, kt�ra na jego pro�b� zmienia�a w�a�nie mundur na
d�insy
i bluz�. Wyja�ni� jej, �e Tancerz nie raz ju� zabija� policjant�w, by wprowadzi�
zam�t; chcia�, by
wygl�da�a jak najzwyklejszy cywil.
Oszukany przez w�asne cia�o, Rhyme rzadko zwraca� uwag� na wygl�d innych. Jednak
trudno by�o nie dostrzec Percey Clay. Cho� mia�a niewiele ponad metr
pi��dziesi�t wzrostu,
wr�cz promienia�a niezwyk�� energi�. Mia�a czarne jak atrament, zniewalaj�ce
oczy. Dopiero
gdy oderwa�o si� od nich wzrok, mo�na by�o spojrze� na twarz � ch�opi�c� i
raczej nie�adn� �
przypominaj�c� pyszczek mopsa.
Spostrzeg�, �e i ona taksowa�a go wzrokiem. Ludzie, kt�rzy widzieli Rhyme�a po
raz
pierwszy, zwykle byli skr�powani i wbijali wzrok w jego czo�o, by przypadkowo
nie spojrze� na
zdeformowane cia�o. Ale Percey najpierw popatrzy�a mu w twarz � przystojn�, z
�adnie
wykrojonymi wargami i kszta�tnym nosem, na kt�rej nie by�o zna� jego
czterdziestu paru lat �
a potem na bezw�adne ko�czyny i tu��w. W ko�cu przyjrza�a si� sprz�towi, kt�rym
pos�ugiwa�
si� niepe�nosprawny � l�ni�cemu w�zkowi, s�omce do sterowania nim, s�uchawkom
i komputerowi.
Thom pojawi� si� w pokoju i podszed� do Rhyme�a, by zbada� mu ci�nienie.
� Nie teraz � zaprotestowa� pacjent. � Nie chc�.
� W�a�nie, �e teraz � upiera� si� Thom i zmierzy� ci�nienie. Zdj�� z uszu
s�uchawki.
� Jest niez�e. Ale musisz odpocz��.
� Id� sobie � burkn�� Rhyme.
Zwr�ci� si� zn�w do Percey Clay. Poniewa� by� niepe�nosprawny, sparali�owany
i przypomina� tylko strz�p cz�owieka, go�cie cz�sto m�wili do niego powoli, a
nawet
porozumiewali si� z nim za po�rednictwem Thoma. Ale Percey rozmawia�a z nim jak
z ka�dym
innym.
� S�dzi pan, �e Britowi i mnie grozi nie