7679

Szczegóły
Tytuł 7679
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7679 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7679 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7679 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Deaver Jeffery Czarny tancerz T�umaczenie: Micha� Ignar As kryminalistyki, Lincoln Rhyme, zna metod�, kt�ra pomo�e mu przechytrzy� b�yskotliwego szale�ca. Trzeba wnikn�� w jego umys�. �My�le� jak on, czu� to samo i pod��a� jego �ladem. Tym razem jednak trafi�a kosa na kamie�. W przebieg�o�ci i zwodzeniu Czarny Tancerz nie ma sobie r�wnych. Rozdzia� pierwszy Kiedy Edward Carney �egna� si� z �on� Percey, nawet mu na my�l nie przysz�o, �e widzi j� po raz ostatni. Po wyj�ciu z domu wsiad� do samochodu zajmuj�cego cenne na wag� z�ota miejsce parkingowe na Osiemdziesi�tej Pierwszej Wschodniej na Manhattanie i w��czy� si� do ruchu. Carney by� spostrzegawczy, wi�c nie usz�a jego uwagi czarna furgonetka zaparkowana w pobli�u domu. Pojazd mia� zachlapane b�otem przyciemniane szyby. M�czyzna przyjrza� si� uwa�nie zdezelowanemu samochodowi zarejestrowanemu w Wirginii Zachodniej i u�wiadomi� sobie, �e w ci�gu ostatnich paru dni ju� kilka razy widzia� go na ulicach miasta. Sznur samochod�w przed nim w�a�nie przyspieszy�. Uda�o mu si� przemkn�� jeszcze na ��tym �wietle i zupe�nie zapomnia� o furgonetce. Wkr�tce mkn�� na p�noc alej� Roosevelta. Dwadzie�cia minut p�niej uj�� w d�o� s�uchawk� telefonu samochodowego i wykr�ci� numer domowy. Zaniepokoi� si�, �e �ona nie odbiera. Percey mia�a lecie� razem z nim � poprzedniego wieczoru rzut monet� zdecydowa�, kto b�dzie pierwszym pilotem. Swoj� wygran� Percey skwitowa�a reklamowym u�miechem. Potem jednak, o trzeciej nad ranem, dosta�a okropnego b�lu g�owy, jedynej dolegliwo�ci, kt�ra by�a w stanie zatrzyma� j� w ��ku. Kiedy znale�li dla niej zast�pstwo, Percey zn�w si� po�o�y�a. Edward Carney, o chudej i ko�cistej sylwetce, mimo swoich czterdziestu pi�ciu lat nadal ostrzy�ony na rekruta, kiwa� g�ow� ws�uchany w monotonny sygna� po drugiej stronie linii. Po w��czeniu si� automatycznej sekretarki, pe�en niepokoju od�o�y� s�uchawk� na wide�ki. Kiedy przyby� do biura firmy czarterowej Hudson Air, na terenie Okr�gowego Lotniska w Mamaroneck w hrabstwie Westchester, czeka� na niego tort upieczony z okazji zawarcia nowego kontraktu. Ka�dy z kilkunastu pracownik�w pa�aszowa� swoj� porcj�, ale Carney ledwie skubn�wszy kilka k�s�w, wda� si� w rozmow� o locie z Ronem Talbotem, kt�rego okr�g�y brzuch zdradza� zami�owanie do tort�w, cho� na co dzie� obywa� si� papierosami i kaw�. Talbot, sprawuj�cy jednocze�nie stanowisko administratora i dyrektora ekonomicznego, wyra�a� na g�os swoje obawy, czy �adunek zostanie dostarczony terminowo i czy odpowiednio wycenili przelot. Carney odda� mu reszt� swojego kawa�ka tortu i radzi� si� odpr�y�. Przypomnia� sobie o Percey. Wszed� do gabinetu i podni�s� s�uchawk�. Nadal nikt nie odbiera� telefonu. Zaniepokoi� si� nie na �arty. Prywatni przedsi�biorcy zawsze odbieraj� dzwoni�cy telefon. Od�o�y� z trzaskiem s�uchawk� i zastanawia� si�, czy nie zadzwoni� do s�siada, kt�ry m�g�by sprawdzi�, co si� dzieje. Ale w�a�nie wtedy pod hangar stoj�cy obok biura podjecha�a wielka, bia�a ci�ar�wka, jednocze�nie pojawi� si� drugi pilot � Tim Randolph. Wybi�a osiemnasta � czas rusza� w drog�. Smuk�a brunetka, Lauren, asystentka Talbota, mia�a na sobie przynosz�c� jej szcz�cie sukienk�, kt�ra niebieskim kolorem doskonale pasowa�a do logo Hudson Air � sylwetki soko�a lec�cego nad globem poci�tym siatk� po�udnik�w i r�wnole�nik�w. Nachyli�a si� do Carneya i powiedzia�a szeptem: � Teraz ju� wszystko si� u�o�y, prawda? � Oczywi�cie � uspokoi� j�. Obj�li si� na chwil�. Zaproponowa�a mu kawa�ek tortu na drog�, ale odm�wi�. Ed Carney chcia� ju� rusza�. Znale�� si� z dala od sentyment�w i uroczysto�ci. Daleko od ziemi. Wkr�tce wzbi� si� w powietrze. Szybowa� pi�� kilometr�w nad ziemi�, za sterami leara 35A, najlepszego prywatnego odrzutowca o srebrnym kad�ubie po�yskuj�cym jak rybia �uska. Lecieli ku zatykaj�cemu dech w piersi zachodowi s�o�ca � regularna pomara�czowa tarcza chowa�a si� z wolna za wielkimi, strz�piastymi chmurami w odcieniu r�owofioletowym, przez kt�re s�czy�y si� ostatnie promienie. Odleg�o�� 1164 kilometr�w do lotniska O�Hare pokonali w nieca�e dwie godziny. O�Hare jest najbardziej ruchliwym lotniskiem na �wiecie, nic wi�c dziwnego, �e kontrola ruchu powietrznego kaza�a im kr��y� na wysoko�ci dw�ch tysi�cy pi�ciuset metr�w nad zachodnimi przedmie�ciami Chicago. Dziesi�� minut p�niej Carney spojrza� na jasne punkciki konstelacji gwiezdnych na ciemnym niebie i pomy�la� sobie: Popatrz, Percey, wszystkie gwiazdy na wieczornym niebie. I wtedy, po raz pierwszy w ca�ej swojej karierze zawodowej, uleg� zupe�nie nieprofesjonalnej s�abo�ci. Troska o Percey wr�ci�a ze zdwojon� si��. Musia� za wszelk� cen� z ni� si� skontaktowa�. � Przejmij stery � poleci! Timowi. � Zrozumia�em � odezwa� si� drugi pilot, ujmuj�c wolant w d�onie. Wie�a kontrolna odezwa�a si� w�r�d trzask�w: � Dziewi�tka Charlie Juliet, zejd� na wysoko�� tysi�ca dwustu pi��dziesi�ciu metr�w. Oczekuj na l�dowanie. � Zrozumia�em, Chicago � powiedzia� Tim. � Schodz� z dw�ch tysi�cy pi�ciuset na tysi�c dwie�cie pi��dziesi�t. Carney zmieni� cz�stotliwo�� radiostacji, �eby nawi�za� ��czno�� ze swoim biurem. Kiedy us�ysza� g�os Rona Talbota, poprosi� go o po��czenie z domem. Oczekuj�c na rozmow�, razem z Timem, przygotowali maszyn� do l�dowania � sprawdzili pr�dko�� i klapy. � Chicago, Dziewi�tka Charlie Juliet przechodzimy punkt trasy. Przez pi�ty do czwartego. Kiedy Tim m�wi� te s�owa do mikrofonu, Carney us�ysza�, jak telefon dzwoni w jego domu, odleg�ym o 1100 kilometr�w. Odbierz Percey. Gdzie jeste�? B�agam... � Dziewi�tka Charlie Juliet, zmniejsz pr�dko�� do trzystu sze��dziesi�ciu kilometr�w. Odezwijcie si� do wie�y. Dobry wiecz�r. � Zrozumia�em, Chicago. Trzysta sze��dziesi�t kilometr�w. Dobry wiecz�r. Trzy sygna�y. Gdzie� ona si� podzia�a? Co si� sta�o? �o��dek coraz bardziej podchodzi� mu do gard�a. Silniki turbinowe wy�y, powoduj�c mia�d��cy ha�as. Uk�ad hydrauliczny j�cza�. W s�uchawkach Carney s�ysza� zak��cenia. I nareszcie trzask po drugiej stronie linii. � Halo? � us�ysza� g�os �ony. Roze�mia� si� rozlu�niony. Ju� mia� co� powiedzie�, gdy samolotem mocno szarpn�o � tak silnie, �e w u�amku sekundy si�a wybuchu zerwa�a mu masywne s�uchawki z uszu. Od�amki i iskry rozpierzch�y si� na wszystkie strony. Przera�ony Carney chwyci� bezw�adny wolant lew� d�oni�; nie mia� ju� prawej. Odwr�ci� si� w stron� Tima, gdy ten w�a�nie przelatywa� przez ogromn� dziur� w kad�ubie. � B�agam, nie, nie... Ca�y kokpit oderwa� si� od rozpadaj�cego si� samolotu, skrzyd�a i silniki zosta�y w tyle, poch�on�a je kula ognia. � Och, Percey � wyszepta� � Percey... Nie by�o ju� mikrofonu, kt�ry przekaza�by jego s�owa. Wielkie jak asteroidy, ��ciutkie. Ziarenka piasku skrzy�y si� na monitorze komputera. M�czyzna siedzia� nachylony z obola�ym karkiem, mocno mru��c oczy. W oddali rozleg� si� grzmot. Niebo o �wicie jarzy�o si� ��tozielonym blaskiem, nadci�ga�a burza. Wiosna by�a wyj�tkowo deszczowa w tym roku. Ziarenka piasku... � Powi�kszy� � wyda� polecenie i obraz na ekranie pos�usznie powi�kszy� si� dwukrotnie. Dziwne, pomy�la�. � Kursor w d�. Stop. Pochyli� si� znowu, wyt�a� wzrok wbity w monitor. Piasek, pomy�la� Lincoln Rhyme, to rozkosz dla kryminologa. Okruchy ska�y przywieraj� do ubrania jak mokra farba, a potem grzecznie odpadaj� na miejscu zbrodni i pomagaj� po��czy� ofiar� z morderc�. Potrafi� zdradzi�, gdzie by� podejrzany. Matowy piasek �wiadczy o tym, �e by� na pustyni. Przezroczysty � na pla�y. Obsydian � na Hawajach. Kwarc � w Nowej Anglii. Rhyme nie mia� jednak zielonego poj�cia, sk�d pochodzi piasek, kt�remu si� przygl�da�. Ten z okolic Nowego Jorku to g��wnie kwarc i skale�. Grubszy nad cie�nin� Long Island, drobny mia� nad Atlantykiem. �w jednak by� bia�y, po�yskuj�cy, o nier�wnej powierzchni, zmieszany z drobniutkimi czerwonymi kuleczkami i bia�ymi kr��kami przypominaj�cymi mikroskopijne pokrojone m�twy. Ta zagadka nie pozwoli�a Rhyme�owi spa� do czwartej nad ranem. Niedawno wys�a� pr�bk� piasku do kolegi z laboratorium kryminalistyki FBI w Waszyngtonie. Jaki� ruch za oknem przyci�gn�� jego wzrok. To jego s�siedzi � para niewielkich soko��w w�drownych wybiera�a si� na �owy do pobliskiego Central Parku. Strze�cie si� go��bie, pomy�la� Rhyme, kiwaj�c g�ow�. Kto� szybko wspina� si� po schodach. Thom wpu�ci� do domu go�ci, na kt�rych Rhyme nie mia� najmniejszej ochoty. Rozdra�niony spojrza� w kierunku korytarza. Intruz�w by�o dw�ch � jeden o za�ywnej sylwetce, drugi szczup�y. Energicznie zapukali w otwarte drzwi i nie czekaj�c na zaproszenie, weszli do pokoju. Lon Sellitto by� doskona�ym detektywem z Nowojorskiego Wydzia�u Policji. Towarzyszy� mu m�odszy i chudszy partner, Jerry Banks, elegancik w szarym garniturze z przedniej tkaniny w krat�, o niesfornych blond w�osach u�o�onych za pomoc� lakieru. Grubasek rozejrza� si� po sypialni znajduj�cej si� na pierwszym pi�trze. � Co si� tu zmieni�o, Linc? Robi�e� przemeblowanie? � Nie. � Ju� wiem � powiedzia� Banks. � Porz�dek. � No pewnie � przytakn�� Thom, nieskazitelny w swoich wyprasowanych, br�zowych spodniach, bia�ej koszuli i kwiecistym krawacie, kt�ry Rhyme uzna� za zbyt krzykliwy, cho� sam mu go wybra� na prezent z katalogu wysy�kowego. By� asystentem Rhyme�a ju� od kilku lat i kryminolog, cho� zwalnia� go dwa razy, a raz przyj�� jego wym�wienie, za ka�dym razem zn�w zatrudnia� swojego opiekuna o stoickim spokoju. Thom tak dobrze si� zna� na wszystkim, co dotyczy�o pora�enia ko�czyn, �e sam m�g�by by� lekarzem. Rhyme nazywa� go w zale�no�ci od nastroju � swoim opiekunem lub dr�czycielem. Thom krz�ta� si� przy go�ciach. � Wbrew jego woli wzi��em sprz�taczk�, kt�ra wypucowa�a wszystko na wysoki po�ysk. Nie odzywa� si� do mnie przez ca�y nast�pny dzie�. � Po co by�o sprz�ta�? Teraz nic nie mog� znale��. � Ale przecie� nie musi niczego szuka�, prawda? � odgryz� si� Thom. � To ju� moja rola. Rhyme nie mia� nastroju do �art�w. � A wi�c? � skierowa� swoje przystojne oblicze ku Sellitcie. � O co chodzi? � Jest sprawa. Pomy�la�em sobie, �e m�g�by� nam pom�c. � Nie mam czasu. � A c� to? � Banks podszed� do nowego komputera stoj�cego przy ��ku Rhyme�a. � To ostatni krzyk mody � powiedzia� Thom z irytuj�cym u�mieszkiem. � Zademonstruj im, Lincolnie. � Nie mam ochoty. � Poka�, jak to dzia�a � nalega� Thom. � Nie chc� � warkn�� Rhyme. � Wstydzi si� � wyja�ni� m�ody asystent. � Nie wiem, czemu si� tak zachowuje. Jeszcze wczoraj by� dumny jak paw z nowego sprz�tu. � Nieprawda. W tej chwili Lincolna Rhyme�a absorbowa�y tylko plasterki malutkich m�tw i piasek, z kt�rym by�y zmieszane. � Komputer ma pod��czony mikrofon � ci�gn�� Thom. � Roz poznaje ka�de jego s�owo. Faktycznie, Rhyme by� bardzo zadowolony z szybkiego jak b�yskawica komputera i oprogramowania rozpoznaj�cego mow�. M�g� za pomoc� g�osu kierowa� kursorem, tak samo jak osoba sprawna myszk� czy klawiatur�. M�g� r�wnie� w ten sam spos�b przykr�ci� i podkr�ci� ogrzewanie, w��czy� wie�� czy telewizor, albo gdzie� zadzwoni�. � Mo�e nawet komponowa� muzyk� � opowiada� go�ciom Thom. � Ale praktyczne � skomentowa� Rhyme sarkastycznie. � Muzyka, muzyka. Rhyme, kt�ry dozna� urazu na wysoko�ci czwartego kr�gu szyjnego, nie mia� problem�w z przytakiwaniem. Potrafi� r�wnie� wzrusza� ramionami, cho� nie tak energicznie jakby chcia�. Kolejn� jego sztuczk� by�o poruszanie palcem serdecznym lewej r�ki o kilka milimetr�w w dowolnym kierunku. � Mo�e te� gra� � doda� Thom. � Nie znosz� gier. Nigdy nie grywam. Sellitto, kt�ry przypomina� Rhyme�owi wielkie nieza�cielone ��ko, spojrza� na komputer bez entuzjazmu. � S�uchaj, Lincolnie � zacz�� � to zadanie specjalne. Dotyczy nas i federalnych. Mamy k�opoty. � Wpadli�my jak �liwka w kompot � stwierdzi� Banks. � Pomy�leli�my sobie, �e mo�e zechcesz nam pom�c � powiedzia� Sellitto. Chcie� im pom�c? � Pracuj� teraz nad czym� � wyja�ni� Rhyme. � Pracuj� dla Freda Dellraya. Fred Dellray, prawdziwy weteran FBI, mia� pod swoj� piecz� wi�kszo�� tajniak�w z wydzia�u na Manhattanie. Dellray sam by� naczelnym tajniakiem Biura. Zd��y� zebra� �niwo pochwal za dotarcie dos�ownie wsz�dzie, od siedziby g��wnej baron�w narkotykowych z Harlemu po organizacje walki o prawa Murzyn�w. � Znikn�� jeden z ludzi Dellraya. � S�yszeli�my � powiedzia� Banks. � Tajemnicza sprawa. Rhyme przewr�ci� oczami na to ma�o oryginalne sformu�owanie, kt�re, niestety, by�o trafne. Tajny agent, Tony Panelli, znikn�� kilka dni temu ze swojego samochodu sprzed gmachu Biura FBI w centrum Manhattanu oko�o 21.00. Silnik by� w��czony, drzwi otwarte. Ani �ladu krwi czy strza�u, �adnych �wiadk�w. Faktycznie tajemnicza sprawa. Dellray mia� do dyspozycji doskona�� grup� dochodzeniow�, w jej sk�adzie tak�e zesp� zabezpieczaj�cy dowody fizyczne � PERT. Ale to Rhyme stworzy� ten zesp� i w�a�nie jego Dellray poprosi� o zbadanie �lad�w z miejsca przest�pstwa. Funkcjonariusz policji, kt�ry pracowa� jako partner Rhyme�a, sp�dzi� wiele godzin w samochodzie Penellego, nie znalaz� jednak �adnych podejrzanych odcisk�w palc�w, zebra� dziesi�� torebek bezu�ytecznych �lad�w dowodowych oraz jedyny �lad, kt�ry m�g� okaza� si� istotny � kilkadziesi�t nietypowych ziaren piasku, kt�re w�a�nie po�yskiwa�y na monitorze. � W znikni�cie Panellego maj� si� zaanga�owa� jeszcze inni, Lincolnie � ci�gn�� Lon Sellitto. � My�l� jednak, �e chcia�by� si� zaj�� nasz� spraw�. I zn�w powiedzia� �chcia�by��. Rhyme domy�la� si�, �e Sellitto chowa jeszcze jakiego� asa w r�kawie. � No dobra, Lon, m�w, o co chodzi. Sellitto skin�� na Banksa. � Phillip Hansen � powiedzia� dobitnie m�ody detektyw. Rhyme zna� to nazwisko z prasy. Hansen � pot�ny, twardy biznesmen, w�a�ciciel firmy zajmuj�cej si� sprzeda�� hurtow� w Armonk w stanie Nowy Jork, kt�ra uczyni�a go multimilionerem. Jednak w�adze federalne i nowojorskie dok�ada�y wszelkich stara�, �eby j� zamkn�� i wsadzi� jej w�a�ciciela za kratki, poniewa� PH Distributors nie sprzedawa�a, jak brzmia�a jej oficjalna deklaracja, u�ywanych samochod�w zbywaj�cych w wojsku, ale bro�, nierzadko kradzion� z licznych baz wojskowych, a potem nielegalnie importowan�. Na pocz�tku roku dw�ch szeregowc�w straci�o �ycie przy mo�cie George�a Washingtona podczas porwania ci�ar�wki wype�nionej broni� r�czn�, zmierzaj�cej do New Jersey. Hansen macza� w tym palce � o czym wiedzia� ameryka�ski prokurator generalny, brakowa�o jednak dowod�w. � Starali�my si� posk�ada� do kupy wszystkie fragmenty tej sprawy � powiedzia� Sellitto. � Ale sz�o nam jak po grudzie. � W zesz�ym tygodniu nast�pi� w ko�cu prze�om � doda� Banks. � Wiesz, Hansen jest pilotem. Jego firma posiada magazyny na lotnisku w Mamaroneck � tym obok White Plains. Przeszukali�my je, jednak bez �adnego skutku. Ale w zesz�ym tygodniu o p�nocy, gdy lotnisko by�o ju� zamkni�te, cho� pracowali tam jeszcze jacy� ludzie, trzech �wiadk�w widzia�o faceta, kt�rego rysopis pasuje do Hansena. Podjecha� do swojego prywatnego samolotu, wrzuci� do niego kilka ogromnych work�w marynarskich i odlecia�. Bez pozwolenia. Wr�ci� po czterdziestu minutach, wyl�dowa�, wsiad� do samochodu i odjecha� z piskiem opon. Worki ulotni�y si� jak kamfora. � Zorientowa� si�, �e mu depczecie po pi�tach � odezwa� si� Rhyme � i chcia� si� pozby� dowod�w ��cz�cych go z zab�jstwami. Zaczyna� rozumie�, jaka mia�a by� w tym wszystkim jego rola. � Czy wie�a kontrolna �ledzi�a jego lot? � W La Guardia z�apano go na chwil�. Gdy by� tu� nad cie�nin� Long Island. Potem przez oko�o dziesi�� minut lecia� tak nisko, �e znik� z radaru. � Pewnie zakre�lili�cie obszar, jak daleko m�g� si� zapu�ci�. Czy nurkowie przeszukuj� teren? � Zgadza si�. My�leli�my, �e Hansen pu�ci farb�, kiedy dowie si� o tr�jce �wiadk�w. Uda�o nam si� go przymkn�� do poniedzia�ku. Areszt federalny. � No i co pan Hansen na to? � za�mia� si� Rhyme. � Nie pisn�� ani s�owa. Jest kuty na cztery nogi. Jego prawnik wszystkiemu zaprzecza i szykuje pozew o bezprawne aresztowanie. Je�li odnajdziemy worki, sprawa trafi w poniedzia�ek przed s�d przysi�g�ych i szast prast, mamy go w gar�ci. � O ile w workach jest co� obci��aj�cego. � Na pewno znajdzie si� w nich co� obci��aj�cego. � Sk�d ta pewno��? � Bo Hansen trz�sie portkami. Wynaj�� morderc�, kt�ry ma zlikwidowa� wszystkich �wiadk�w. Jednego ju� dopad�. Zesz�ej nocy wysadzi� jego samolot w pobli�u Chicago. Pewnie, pomy�la� sobie Rhyme, chc�, �ebym odnalaz� te worki. � B�d� potrzebowa� map cie�niny � zacz��. � Poza tym szkic�w samolotu. � Nie o to nam chodzi � powiedzia� Sellitto. � Nie o znalezienie work�w � doda� Banks. � Nie? Wi�c o co? � Rhyme odrzuci� z czo�a niesforny kosmyk ciemnych w�os�w i spojrza� z konsternacj� na m�odego m�czyzn�. � Chcemy, �eby� nam pom�g� dopa�� tego morderc� wynaj�tego przez Hansena. Powstrzyma� go, nim dorwie dw�jk� pozosta�ych �wiadk�w. � I? � czu�, �e Sellitto nie powiedzia� jeszcze wszystkiego. Spogl�daj�c za okno, detektyw rzek�: � Wszystko wskazuje na to, �e to Tancerz, Lincolnie. � Czarny Tancerz? Jeste�cie tego pewni? Sellitto przytakn��. � S�yszeli�my, �e kilka tygodni temu mia� mokr� robot� w stolicy. Zabi� doradc� Kongresu zamieszanego w handel broni�. Od kryli�my, �e z budki przed domem Hansena telefonowano do hotelu, w kt�rym mieszka� Tancerz. To musi by� on. Rhyme straci� ca�e zainteresowanie ziarenkami piasku, wielkimi jak asteroidy, g�adkimi jak kobiece ramiona. � To mamy niez�y pasztet � powiedzia� cicho. Rozdzia� drugi Przypomnia�a sobie: zesz�ej nocy podobny do �wierszcza sygna� telefonu zm�ci� monotoni� m�awki uderzaj�cej o okno w sypialni. Spojrza�a na aparat ze z�o�ci�, jakby to firma telekomunikacyjna ponosi�a win� za jej koszmarny b�l g�owy. W ko�cu z trudem stan�a na nogi i po czwartym dzwonku podnios�a s�uchawk�. � Halo? Us�ysza�a pusty d�wi�k z g�o�nika pok�adowego radia wielozakresowego. Potem chyba czyj� g�os. A mo�e �miech. Pot�ny huk. Trzask. Cisza. �adnego sygna�u. Po prostu cisza, kt�r� m�ci�o rozdzieraj�ce pulsowanie w uszach. � Halo? Halo? Od�o�y�a s�uchawk� i ponownie zasn�a. P� godziny p�niej obudzi� j� telefon z wiadomo�ci�, �e lear Dziewi�tka Charlie Juliet spad� przy podchodzeniu do l�dowania, przynosz�c �mier� jej m�owi i m�odemu Timowi Randolphowi. Teraz, w ten mroczny poranek, Percey Rachel Clay zrozumia�a, �e tajemniczy nocny telefon by� od m�a. Ron Talbot wyja�ni�, �e sam prze��cza� do niej t� rozmow�. Percey otworzy�a srebrn� piersi�wk� i poci�gn�a z niej. �zy nap�ywa�y jej do oczu. � Percey, ju� do�� � powiedzia� m�czyzna siedz�cy na tapczanie w salonie. � Prosz� ci�. � Wskaza� na butelk�. � Dobra, dobra � odpar�a ponurym g�osem. � Oczywi�cie � i poci�gn�a kolejny �yk. � Czemu on do diab�a dzwoni� do mnie przed l�dowaniem? � Mo�e martwi� si� o twoje zdrowie � podrzuci� Brit Hale. Podobnie jak Percey, Hale nie spa� zesz�ej nocy. Talbot do niego te� zadzwoni�. Hale natychmiast przyjecha� tu z Bronxville i by� przy niej a� do rana, a potem pomaga� wykona� wszystkie konieczne telefony. Znali si� od lat. Hale by� jednym z pierwszych pilot�w Hudson Air, jeszcze nim firma zacz�a przynosi� zyski. Przez kilka miesi�cy pracowa� bez wynagrodzenia. Wygl�da� na �ylastego, surowego belfra, w rzeczywisto�ci by� jednak dowcipny i pogodny � wywiera� na Percey koj�cy wp�yw, jak balsam. Chyba nie by�o innego drugiego pilota, z kt�rym by tak dobrze si� czu�a w powietrzu, jak z nim. � Och, Brit � osun�a si� na tapczan obok niego. Przygarn�� j� siln� r�k�. Opar�a g�ow� na jego ramieniu. � Wszystko b�dzie dobrze, moje biedactwo � powiedzia�. � Obiecuj� ci. � Musz� zadzwoni� do Talbota � powiedzia�a. � Trzeba co� zrobi�. Przecie� firma... �mier� Eda by�a brzemienna w skutki dla wielu ludzi, na pewno �le si� odbije na ich firmie czarterowej, kto wie, czy nie doprowadzi jej do bankructwa. Tyle rzeczy trzeba za�atwi�, a Percey Clay by�a jak przykuta do tapczanu. Dziwne, pomy�la�a, jakby patrz�c na siebie z boku, nie mam si�y si� ruszy�. Och, Ed, Ed. � Zrobi� ci kawy � zaproponowa� Hale i uda� si� do kuchni. Chcia� przez to powiedzie�, �e do�� ju� alkoholu. Percey zrozumia�a aluzj�. Zakr�ci�a piersi�wk� i rzuci�a j� na st� z g�o�nym stukiem. � Dobrze ju�, dobrze. Wsta�a i przesz�a si� po pokoju. Ujrza�a swoje odbicie w lustrze. Pyszczek mopsa. Czarne w�osy w mocno skr�conych, niesfornych lokach. Drobna figura i oczy czarne jak aksamit, jej mama mawia�a, �e s� wyj�tkowej jako�ci. Mia�a na my�li to, �e s� jedyne w swoim rodzaju. Spojrza�a przez okno, poprzez drzewa na ulic�. Samochody mkn�y przed siebie. I wtedy powr�ci�a pewna ulotna my�l. Niepokoj�ce wspomnienie. Ale jakie? O czym konkretnie? Rozleg� si� dzwonek u drzwi wej�ciowych i nieuchwytne przeczucie umkn�o. Percey otworzy�a drzwi � w progu sta�o dw�ch krzepkich policjant�w. � Nowojorski Wydzia� Policji � oznajmili, pokazuj�c legitymacje. � Mamy si� pani� opiekowa�, p�ki nie zostan� wyja�nione oko liczno�ci �mierci pani m�a. � Prosz� wej�� � powiedzia�a. � Jest ju� u mnie Brit Hale. Wzrok jej pad� na ulic� za plecami policjant�w i ulotna my�l po wr�ci�a. � Musz� chyba panom o czym� powiedzie� � oznajmi�a, a jeden z oficer�w wyj�� notes. � Widzia�am furgonetk�, czarn� furgonetk�. � Chwileczk� � powiedzia� Rhyme. Lon Sellitto przerwa� sw�j monolog. Rhyme s�ysza�, jak zbli�aj� si� czyje� kroki. Ani ci�kie, ani zbyt lekkie. Wiedzia�, kto idzie. Nie by�a to sprawa dedukcji. Po prostu s�ysza� je ju� tyle razy. Amelia Sachs o pi�knej twarzy okolonej d�ugimi rudymi w�osami wspina�a si� po schodach. Rhyme ujrza�, jak wchodzi do pokoju. Ubrana w niemal kompletny granatowy mundur patrolowy, tyle �e bez czapki i krawata. Nios�a w r�ku reklam�wk�. Jerry Banks pos�a� jej u�miech. Wszyscy wiedzieli, �e si� w niej podkochiwa� i wcale si� temu nie dziwili � niewielu oficer�w z Madison Avenue mog�o poszczyci� si� tak wzorow� s�u�b�, jak wysoka, ol�niewaj�ca Amelia Sachs. Jednak w jej spojrzeniu nie mo�na by�o dostrzec cho�by cienia uwielbienia dla niego. � Cze��, Jerry � powiedzia�a. Do Sellitta zwr�ci�a si� bardziej oficjalnie � Dzie� dobry, panu. � Wygl�dasz na zm�czon� � zauwa�y� Sellitto. � Nie spa�am � odpar�a. Z reklam�wki wyj�a oko�o dziesi�ciu plastikowych woreczk�w. � Zbiera�am piasek. � �wietnie � pochwali� j� Rhyme. � Ale teraz mamy inne zada nie. Do miasta przyby� pewien cz�owiek, a my mamy go z�apa�. � To morderca � doda� Sellitto. � Zawodowiec? � spyta�a Sachs. � Z przest�pczych kr�g�w? � Tak, to zawodowiec � odpowiedzia� Rhyme. � Ale, o ile nam wiadomo, dzia�a na w�asn� r�k�. Z mafii rekrutowa�a si� wi�kszo�� p�atnych morderc�w. � Nie jest z nikim zwi�zany. Nazywamy go Czarnym Tancerzem. � Czemu? � Sachs unios�a brwi. � Tylko jedna z jego ofiar widzia�a go na tyle z bliska i �y�a na tyle d�ugo, by przekaza� nam jakiekolwiek szczeg�y. To bia�y m�czyzna, prawdopodobnie po trzydziestce. Ma na ramieniu tatua�, kt�ry przedstawia pos�pnego �niwiarza ta�cz�cego przy trumnie z kobiet�. � Szukali�cie tego tatua�u? � spyta�a Sachs. � Jasne � odpar� Rhyme. � Nawet na ko�cu �wiata. Do pokoju wszed� Thom. � Wybaczcie mi pa�stwo � zwr�ci� si� do wszystkich. � Ale musz� si� czym� zaj��. Przerwano rozmow�, kiedy m�ody m�czyzna zacz�� oklepywa� boki swego pracodawcy. Pomaga� mu w ten spos�b oczy�ci� p�uca. Osoby sparali�owane personifikuj� niekt�re swoje cz�ci cia�a i traktuj� je w spos�b szczeg�lny. Kiedy przed laty, podczas przeszukiwania miejsca zbrodni, pogruchota�o Rhyme�owi kr�gos�up, r�ce i nogi sta�y si� jego najbardziej zajad�ymi wrogami, walczy� z nimi zapiek�e, by sta�y mu si� powolne. Jednak one zawsze by�y g�r�, wci�� bezw�adne jak kloce drewna. W�wczas zaj�� si� swoimi p�ucami. W ko�cu, po roku rehabilitacji, m�g� od��czy� si� od respiratora. Potrafi� ju� samodzielnie oddycha�. To by�o jedyne zwyci�stwo, jakie odni�s� nad w�asnym cia�em, w g��bi ducha by� jednak przekonany, �e p�uca tylko przyczai�y si�, by zada� mu ostateczny cios. Podejrzewa�, �e w ci�gu roku czy dw�ch umrze na zapalenie lub rozedm� p�uc. Lincoln Rhyme w�a�ciwie nie ba� si� �mierci. Ale umrze� mo�na na wiele sposob�w, a jemu zale�a�o na tym, �eby nie cierpie� przed zgonem. � Jakie� �lady? Ostatni adres zamieszkania? � dopytywa�a Sachs. � Ostatnio mieszka� w stolicy � powiedzia� Sellitto z silnym akcentem brookly�skim. � Tyle wiadomo. Tylko tyle. Nie raz o nim s�yszeli�my. Dellray wie o nim wi�cej. Tancerz jest jak dziesi�� r�nych os�b. Operacje uszu, implanty twarzy, silikon. Do tego blizny, usuwanie blizn. Tyje, chudnie. Wszystko drobiazgowo planuje. Atakuje dopiero wtedy, gdy ma opracowane plany awaryjne. Jest piekielnie skuteczny. Zaniepokojenie Sellitta by�o dziwne jak na cz�owieka, kt�ry na co dzie� zajmuje si� tropieniem zawodowych morderc�w. Zapatrzony w widok za oknem, Rhyme podj�� w�tek: � Tancerz zaatakowa� ostatnio pi�� lat temu w Nowym Jorku na Wall Street. Wszystko za�atwi� w bia�ych r�kawiczkach. Cz�onek mojego zespo�u, kt�ry przeszukiwa� miejsce zbrodni, wyj�� z pojemnika na �mieci zwitek papieru. To spowodowa�o wybuch ukrytego tetraazotanu pentaerytrolu. Dwoje technik�w zgin�o na miejscu; bomba zniszczy�a wszystkie �lady. � Przykro mi � powiedzia�a Sachs. Zapad�a niezr�czna cisza. Od ponad roku by�a jego uczennic� i partnerk�, sta�a si� r�wnie� przyjaci�k�. Czasem nawet zostawa�a u niego na noc, �cieli�a sobie w�wczas na tapczanie, albo wraz z Rhyme�em spali niewinnie jak rodze�stwo w jego wa��cym p� tony ��ku klinitron. Rozmawiali wy��cznie o pracy. Omijali prywatne tematy. I sta� j� by�o teraz tylko na s�owa: � To musia�o by� straszne. Rhyme zby� jej wsp�czucie potrz��ni�ciem g�owy. Wbi� wzrok w pust� �cian�, ale gdzie� w g��bi odczu� czyst� rozpacz, przypominaj�c sobie tragiczny wybuch. � Ten cz�owiek, kt�ry wynaj�� Tancerza, wyda� go policji? � Chcia� mu si� dobra� do sk�ry, ale niewiele m�g� zrobi� � Rhyme wci�gn�� g��boko powietrze. � Dostarczy� got�wk� i pisemne instrukcje w um�wione miejsce. Nigdy nie spotkali si� osobi�cie. Najgorsze jest to, �e bankier, kt�ry zap�aci� za zab�jstwo, rozmy�li� si�, ale to ju� nie mia�o znaczenia. Tancerz powiedzia� mu otwarcie: �Wycofanie si� z naszej umowy nie wchodzi w gr�. Sellitto opowiedzia� Amelii w skr�cie o sprawie przeciwko Phillipowi Hansenowi, o �wiadkach, kt�rzy widzieli, jak startuje i l�duje, oraz o bombie pod�o�onej na pok�adzie. � Kim s� pozostali �wiadkowie? � spyta�a. � Percey Clay, �ona pilota, kt�ry zgin�� zesz�ej nocy. Jest prezesem ich wsp�lnej firmy, Hudson Air. Jej m�� by� wiceprezesem. Kolejnym �wiadkiem jest Britton Hale, jeden z ich pilot�w. Wy s�a�em ludzi, kt�rzy zaopiekuj� si� nimi. Fred Dellray szykuje dla nich bezpieczne schronienie w ramach rz�dowego programu ochrony �wiadk�w. S�owa detektywa nie dociera�y do Lincolna Rhyme�a. Wspomina� wybuch bomby Tancerza sprzed pi�ciu lat. Pojemnik na �mieci eksplodowa� jak granat. Dusz�cy sw�d chemikali�w. Osmalone cia�a dwojga jego technik�w. Popiskiwanie faksu wyrwa�o go z ponurych my�li. Jerry Banks wzi�� do r�ki pierwsz� stron�. � Raport z miejsca katastrofy samolotu. Rhyme energicznie odwr�ci� g�ow� w stron� faksu. � Trzeba si� bra� do roboty, moi pa�stwo. Wyszoruj je. Wyszoruj je do czysta. Masz ju� czyste d�onie, �o�nierzu? Tak jest, prawie, panie poruczniku. M�czyzna po trzydziestce, solidnej budowy cia�a, sta� w toalecie kawiarni na Lexington Avenue, ca�kowicie poch�oni�ty szorowaniem d�oni. Szorowa�, szorowa�, szorowa�. Stephen Kall ogl�da� dok�adnie nask�rek na d�oniach i wielkie zaczerwienione knykcie. Wygl�daj� na czyste. �adnych robak�w. Ani jednego. Kiedy wcze�niej odje�d�a� z ulicy czarn� furgonetk�, by j� zaparkowa� w g��bi podziemnego gara�u, czu� si� dobrze. Stephen zabra� z wozu ca�e potrzebne mu wyposa�enie, wspi�� si� po podje�dzie i wyszed� na ruchliw� ulic�. Ju� wcze�niej dzia�a� w Nowym Jorku, ale wci�� przyt�acza� go tutejszy t�um. Przera�a mnie. Czuj�, jakby zjada�y mnie robaki. Zaszed� wi�c na chwil� do m�skiej toalety, �eby si� troch� umy�. Jeszcze nie sko�czy�e�, �o�nierzu? Masz jeszcze dwa obiekty do wyeliminowania. Tak jest, ju� ko�cz�, panie poruczniku. Nie mog� sobie pozwoli� na pozostawienie jakichkolwiek �lad�w ze wzgl�du na dalsz� cz�� mojego zadania. Gor�ca woda obmywa�a d�onie. Szorowa� je szczoteczk�, kt�r� nosi� w specjalnej plastikowej torebce. Wyciska� r�owe myd�o z dozownika. Szorowa� dalej. Stephen nosi� przebranie, cho� nie by� to mundur wojskowy. Mia� na sobie d�insy, robocz� koszul�, szar� wiatr�wk� poplamion� farb�. Wygl�da� jak przeci�tny robotnik budowlany z Manhattanu; nikogo nie dziwi, �e w wiosenny dzie� pracownik fizyczny ma na d�oniach r�kawiczki z sukna. Wyszed� na zewn�trz. T�um nadal by� g�sty. Ale d�onie mia� ju� czyste, przesta� si� ba�. Przystan�� na rogu i spojrza� na ulic�, przy kt�rej sta� dom M�a i �ony, teraz nale��cy ju� tylko do �ony, poniewa� wybuch nad stanem Illinois rozerwa� M�a na drobne kawa�ki. Przy �yciu pozosta�o jeszcze dwoje �wiadk�w, oboje musz� zgin��, nim w poniedzia�ek zbierze si� s�d przysi�g�ych. Spojrza� na sw�j cebulasty zegarek z nierdzewnej stali. By�a 1.30 rano, sobota. Czy to do�� czasu, �o�nierzu, �eby zlikwidowa� oboje? Chyba nie uda mi si� ich oboje zabi� teraz, panie poruczniku, ale zosta�o mi jeszcze prawie czterdzie�ci osiem godzin. To w zupe�no�ci wystarczy na zlokalizowanie i unicestwienie obydwu obiekt�w, panie poruczniku. Przed domem, tak jak si� spodziewa�, sta� w�z patrolowy. Szed� chodnikiem, wyszorowane d�onie piek�y. Cho� jego plecak wa�y� blisko trzydzie�ci kilo, prawie nie czu� jego ci�aru. Kiedy tak szed�, wyobra�a� sobie, �e jest zwyk�ym mieszka�cem, a nie Stephenem Kallem, czy te� cz�owiekiem o dziesi�tkach pseudonim�w, kt�rych u�ywa� przez te wszystkie lata. Nagle skr�ci�, by wej�� do budynku naprzeciwko domu �ony. Gwa�townym ruchem otworzy� drzwi frontowe, potem wyjrza�, by przyjrze� si� ogromnemu przedniemu oknu domu z przeciwka. Za�o�y� drogie, zabarwione na ��to okulary do strzelania i refleksy w szybie znik�y. Widzia� postaci poruszaj�ce si� w �rodku. Stephen schyli� si� i otworzy� plecak. Jeden gliniarz � nie, dw�ch. M�czyzna zwr�cony plecami do okna. Mo�e Przyjaciel, kolejny �wiadek, kt�rego mia� zabi�. Widzia� �on�. Niska. Nie�adna. Ch�opi�ca. Mia�a na sobie bia�� bluzk�. Doskona�y cel. Przeniesiono go na w�zek inwalidzki B�yskawica. Teraz Rhyme m�g� ju� porusza� si� samodzielnie, kieruj�c w�zkiem za pomoc� s�omki, kt�r� chwyci� w usta. Wjecha� do ciasnej windy � kiedy� by�a tu szafa � kt�ra zwioz�a go na parter jego domu, gdzie ju� czekali na niego Thom i Amelia Sachs. W latach dziewi��dziesi�tych XIX wieku, gdy zbudowano ten dom, pok�j, do kt�rego teraz wjecha�, by� salonikiem przylegaj�cym do jadalni, ozdobionym sztukateri� z motywami kwiatowymi, solidn� pod�og� pokrywa�a d�bowa klepka. Obecnie obydwa pomieszczenia by�y zagracone wyposa�eniem detektywistycznym, takim jak: rura gradientowa, chromatograf gazowy sprz�ony ze spektrometrem masowym, niezwykle kosztowny mikroskop elektronowy, do kt�rego przymocowano aparat rentgenowski. Pe�no tu by�o codziennych narz�dzi pracy kryminologa: gogle, r�kawiczki lateksowe odporne na �cieranie, zlewki, szczypce, skalpele, s�oiczki, torebki foliowe, tace do bada�. Tuziny par pa�eczek, bowiem Rhyme kaza� swoim asystentom podnosi� z ziemi wszelkie dowody. Rhyme podjecha� do biurka sw� b�yszcz�c�, czerwon� jak jab�ko B�yskawic�. Thom za�o�y� mu mikrofon i w��czy� komputer. Po chwili pojawili si� w drzwiach Sellitto i Banks, towarzyszy� im Fred Dellray, kt�ry nadjecha� niedawno. Wysoki, d�ugonogi, o sk�rze ciemnej jak opona. Mia� na sobie zielony garnitur i krzykliw� ��t� koszul�. � Cze��, Fred. � Witajcie, Lincolnie, Amelio. � Cze�� � Sachs kiwn�a mu g�ow�, wchodz�c do pokoju. Dellray szybko przemierzy� pok�j, stan�� przy oknie i spl�t� na piersiach chude jak patyki r�ce. Nikt � nawet Rhyme � nie potrafi� rozgry�� go do ko�ca. Mieszka� sam w niewielkim mieszkanku, uwielbia� czyta� literatur� i filozofi�, a jeszcze bardziej lubi� grywa� w bilard w gwarnych barach. Fred Dellray by� niegdy� czarnym koniem w�r�d tajniak�w FBI, dzi�ki niemu aresztowano ponad tysi�c os�b. By�o tylko kwesti� czasu, kiedy zostanie rozpoznany i zabity przez jakiego� dealera narkotyk�w czy bossa mafii. Dlatego niech�tnie nadzorowa� prac� innych tajniak�w czy tajnych informator�w. � Powiadacie, ch�opcy, �e mamy do czynienia z samym Tancerzem � m�wi� niewyra�nie, pos�uguj�c si� w�a�ciwym sobie �argonem. � Tancerz... uderzy. Tym razem musimy go dopa��. � Jakie� szczeg�y o tym, co zrobi� zesz�ej nocy? � spyta�a Sachs. Sellitto przejrza� plik kartek z faksu i notatek. � Ed Carney wystartowa� o osiemnastej osiemna�cie. Hudson Air podpisa� w�a�nie kontrakt na przew�z � zwr��cie uwag� � organ�w do transplantacji do szpitali ze �rodkowego Wschodu. Konkurencja w tej bran�y jest teraz ogromna. � Wr�cz mordercza � Banks za�mia� si� z w�asnego �artu. � Klientem by�a Ameryka�ska S�u�ba Zdrowia. Carney mia� bardzo napi�ty harmonogram. Chicago, St. Louis, Memphis, Cleveland, post�j w Erie i powr�t dzi� rano. � Mia� pasa�er�w? � spyta� Rhyme. � Tylko �adunek � odpar� Sellitto. � Ca�y lot przebiega� rutynowo. I nagle, dziesi�� minut przed l�dowaniem na lotnisku O�Hare, wybucha bomba. � Jest ju� raport NTSB? � spyta� Rhyme. � B�dzie gotowy dopiero za dwa, trzy dni. � Nie sta� nas na dwa, trzy dni zw�oki � Rhyme zaprotestowa� tubalnym g�osem. R�owa blizna po rurce od respiratora by�a wci�� widoczna na jego szyi, ale Lincoln Rhyme potrafi� drze� si� jak marynarz. � Zadzwoni� do mojego kumpla z Chicago � zaoferowa� Dellray. � Jest mi winien przys�ug�. Ka�� mu bezzw�ocznie przes�a� wszystko, co tylko ma. Rhyme kiwn�� g�ow�. � Potrzebny jest ka�dy, najmniejszy nawet drobiazg. Musimy mie� dos�ownie wszystko. � Zrozum, Linc � powiedzia� Sellitto � samolot by� p�tora kilometra nad ziemi�, kiedy eksplodowa�. Szcz�tki rozsypa�y si� po wielkim obszarze. � A c� mnie to obchodzi? � �achn�� si� Rhyme. � Czy dalej przeczesuj� teren? Dellray zadzwoni� do agenta specjalnego FBI. � Powiedz mu, �e chcemy mie� ka�dy szcz�tek, na kt�rym s� �lady materia��w wybuchowych. Cho�by liczone w nanogramach. Chc� mie� t� bomb� � powiedzia� Rhyme. Dellray przekaza� jego s�owa, potem podni�s� wzrok i z niedowierzaniem potrz�sn�� g�ow�. � Miejsce tragedii nie jest ju� ogrodzone? � Co? � warkn�� Rhyme. � Po dwunastu godzinach? W g�owie si� nie mie�ci. � Musieli otworzy� ulice. Powiedzia�... � Stra� po�arna! � wykrzykn�� Rhyme. � Co? � Ka�dy w�z stra�y po�arnej, karetka pogotowia, radiow�z wy s�ane na miejsce katastrofy. Chc�, �eby pobrali pr�bki z opon i prze s�ali je do mnie. Dellrayowi uda�o si� przekona� ludzi z Chicago, �eby pobrano pr�bki z opon z tylu woz�w, z ilu tylko si� da. � Nie �z ilu si� da� � powiedzia� Rhyme. � Ze wszystkich. Dellray pokr�ci� g�ow�, przekaza� to ��danie i roz��czy� si�. � Thom! � gwa�townie zawo�a� Rhyme. � Thom, gdzie ty si� po dzia�e�? Zapracowany asystent pojawi� si� po chwili w drzwiach. � By�em w pralni. � Do diab�a z praniem. Potrzebny nam grafik z godzinami. Za pisuj wszystko na tablicy. Tej du�ej. Rhyme spojrza� na Sellitta. � Kiedy �wiadkowie maj� stan�� przed s�dem przysi�g�ych? � O dziewi�tej rano w poniedzia�ek. Mikrobus podjedzie po nich o si�dmej. Rhyme popatrzy� na zegar �cienny. By�a dziesi�ta rano w sobot�. � Mamy dok�adnie czterdzie�ci pi�� godzin. Thom, zapisz: �Pierw sza godzina z czterdziestu pi�ciu�. Popatrzy� na wszystkich zgromadzonych w pokoju. Dostrzeg� w ich oczach pow�tpiewanie. � My�licie, �e jestem melodramatyczny? � spyta�. � Przed si�dm� w poniedzia�kowy poranek albo dopadniemy Tancerza, albo oboje �wiadkowie b�d� w�chali kwiatki od spodu. Nie ma innej mo�liwo�ci. Thom waha� si�, ale w ko�cu wzi�� kred� i zapisa�, o co go proszono. Cisz� zm�ci� telefon kom�rkowy Banksa. Wys�ucha�, co rozm�wca ma do powiedzenia, potem uni�s� wzrok. � Co� maj� � powiedzia�. � Co? � spyta� Rhyme. � Chodzi o tych mundurowych, kt�rzy pilnuj� pani Clay i tego drugiego �wiadka, Brittona Hale�a. Pani Clay powiedzia�a im, �e przez kilka dni na ulicy przed jej domem sta�a czarna furgonetka, kt�rej nie widzia�a nigdy przedtem. Mia�a tablice rejestracyjne z innego stanu. � Spisa�a numer? Albo cho� stan? � Nie � odpar� Banks. � Powiedzia�a, �e znik�a na jaki� czas zesz�ej nocy, kiedy jej m�� pojecha� na lotnisko. � I co? � Rhyme nachyli� g�ow�. � M�wi, �e rano zn�w si� zjawi�a, a teraz ju� jej nie ma. � Zaalarmujcie Central�! � krzykn�� kryminolog. Taks�wka podjecha�a pod dom �ony. Wysiad�a z niej starsza kobieta i podesz�a do drzwi niepewnym krokiem. Czy to �atwy cel, �o�nierzu? Ka�dy strza� wymaga maksymalnej koncentracji i wysi�ku, panie poruczniku. Ale mog� strzeli� i �miertelnie rani�. Kobieta wesz�a po schodach i znik�a w korytarzu. Po chwili Stephen zobaczy�, jak pojawi�a si� w salonie �ony. Mign�o co� bia�ego � bluzka �ony. Kobiety u�cisn�y si�. Trzecia posta�. Gliniarz? Nie, to Przyjaciel. Oba cele w odleg�o�ci nieca�ych trzydziestu metr�w. Ulubiona czterdziestka Stephena zosta�a w wozie. Ale nie potrzebowa� karabinu snajperskiego do tego strza�u, starczy beretta z d�ug� luf�. Oceni� wzrokiem cel, zmierzy� k�t nachylenia, potencjalne wykrzywienie i odchylenie spowodowane przez szyb�. Strzeli wysoko, kobieta upadnie, a �ona i Przyjaciel instynktownie do niej podbiegn�, wystawiaj�c si� na strza�. Stephen odbezpieczy� bro�, odci�gaj�c zamek. Otworzy� szybkim ruchem drzwi i przytrzyma� je nog�, spojrza� w prawo i w lewo. Nikogo. Oddychaj, �o�nierzu. Oddychaj, oddychaj, oddychaj. Trzyma� bro� pewnie w swych pr�nych d�oniach. Zacz�� prawie niedostrzegalnie naciska� spust. Utkwi� wzrok w starszej kobiecie. Oddychaj, oddychaj. Rozdzia� trzeci ...godzina 1 z 45 Starsza kobieta ociera �zy, �ona stoi tu� za ni�. Ju� po nich... �o�nierzu! Stephen skamienia�, zdj�� palec ze spustu. �wiat�a! Mrugaj� bezg�o�nie. Koguty na radiowozie. Jeszcze dwa samochody i kolejnych dziesi��, a do tego jednostka pogotowia. Nadje�d�aj� z obu stron ulicy. Zabezpiecz bro�, �o�nierzu. Stephen opu�ci� bro� i wycofa� si� do ciemnego korytarza. Policjanci wysypali si� strumieniem z samochod�w. Rozpierzchli si� po chodniku, spogl�daj�c na dachy. Tak zamaszy�cie otworzyli drzwi do domu �ony, �e p�k�a w nich szyba. Pi�ciu cz�onk�w grupy szybkiego reagowania w pe�nym rynsztunku ustawi�o si� wzd�u� kraw�nika. �on� i Przyjaciela rzucono na pod�og�. Starsz� pani� te�. Jeszcze wi�cej samochod�w. Stephena Kalla oblecia� strach. Z�era�o go robactwo. Pot zrosi� mu d�onie. Zacisn�� pi�ci, �eby r�kawiczki wch�on�y nadmiar wilgoci. Zbieraj si� st�d, �o�nierzu. Otworzy� �rubokr�tem zamek w drzwiach frontowych, wpad� do �rodka i pomkn�� ku drugiemu wyj�ciu prowadz�cemu na boczn� uliczk�. Wymkn�� si� na zewn�trz. Po chwili szed� wmieszany w t�um przechodni�w na po�udnie Lexington Avenue do podziemnego gara�u, gdzie zostawi� furgonetk�. Jeszcze wi�cej glin. Znalaz�em si� w niez�ych tarapatach, panie poruczniku. Zamkn�li Lexington Avenue trzy przecznice na po�udnie, a dom otoczyli policyjn� ta�m�. Zatrzymywali samochody, obserwowali przechodni�w, rozgl�dali si� po okolicy. Stephen widzia�, jak dwaj gliniarze kazali jakiemu� m�czy�nie wysi��� z samochodu, a sami przeszukali stert� koc�w le��cych na tylnym siedzeniu. Stephen zaniepokoi� si�, bo m�czyzna by� bia�y i mia� chyba tyle lat, co on. Sk�ra mu �cierp�a. Sw�dzia�a i by�a wilgotna. Czu�, jak pot wyst�puje mu na czo�o i zrasza pachy. W g�owie ko�ata�a mu my�l � Oni s� wsz�dzie. Szukaj� w�a�nie jego, tropi� jego. Z samochod�w. Z ulicy. Z okien. Uporczywe wspomnienie powr�ci�o. Twarz w oknie. Nabra� g��boko powietrza. To by�o niedawno. Stephenowi zap�acono za zlikwidowanie doradcy Kongresu waszyngto�skiego. Czeka� cztery godziny, a gdy jego ofiara pojawi�a si� przed domem w Aleksandrii w stanie Wirginia, Stephen odda� jeden strza�. Przypuszcza�, �e go trafi�, ale ofiara upad�a w ogrodzie i znik�a mu z pola widzenia. Stephen przeskoczy� przez ogrodzenie z ceg�y, �eby przyjrze� si� cia�u doradcy. Strza� by� �miertelny. Ale sta�o si� co� dziwnego. Mo�e to tylko przypadek, mo�e cia�o tak akurat upad�o. Wszystko wskazywa�o jednak na to, �e kto� z rozmys�em podci�gn�� jego przesi�k�a krwi� koszul�, by przyjrze� si� drobnej ranie postrza�owej. Stephen rozejrza� si� dooko�a za kim�, kto m�g� to zrobi�. Po drugiej stronie ogrodu sta� zdezelowany barakow�z z brudnymi oknami. W jednym z nich zobaczy� � a mo�e tylko mu si� zdawa�o � twarz kogo�, kto na niego patrzy�. Nie widzia� zbyt wyra�nie tego m�czyzny czy kobiety. Ale ktokolwiek to by�, nie wygl�da� na wystraszonego. Nie ukry� si�, nie pr�bowa� ucieka�. �wiadek. Masz �wiadka, �o�nierzu. Natychmiast usun� cz�owieka, kt�ry mo�e mnie rozpozna�, panie poruczniku. Gdy jednak Stephen gwa�townie wdar� si� do barakowozu, nie zasta� w �rodku nikogo. Kr�ci� si� dooko�a w�asnej osi jak ob��kany. Czy to tylko wyobra�nia z niego zadrwi�a? Tak jak drwi�a z ojczyma, kt�ry w gniazdach jastrz�bi na d�bach w Wirginii Zachodniej widzia� snajper�w? W ko�cu wr�ci� do swego hotelu w Waszyngtonie. Do Stephena strzelano, bito go i d�gano no�em. Nigdy jednak nie prze�ladowa�y go twarze ofiar, martwych czy �ywych. Ale ta twarz w oknie by�a jak robak, kt�ry pe�znie do g�ry po nodze. Przera�aj�ce... Tak w�a�nie czu� si� teraz, gdy widzia� czarne otwory brudnych okien spozieraj�ce na ulic�, kt�r� szed�. W duchu wypowiada� zakl�cia, �eby nie ujrze� w �adnym z nich obserwatora. Budynek, gdzie zaparkowa� furgonetk�, znalaz� si� wewn�trz kr�gu policyjnych poszukiwa�. Nie uda mu si� odjecha�, nie b�d�c zatrzymanym. Po�piesznie wszed� do gara�u, otworzy� drzwi furgonetki. Zrzuci� z siebie ubranie robotnika i przebra� si� w d�insy, robocze buty, czarn� podkoszulk�, zgni�ozielon� wiatr�wk� i czapk� baseball�wk�. W plecaku mia� laptop, kilka telefon�w kom�rkowych, bro� r�czn�, naboje, lornetk�, magnetofon, r�ne narz�dzia i kilka opakowa� �adunk�w wybuchowych. Model 40 schowany by� w futerale na gitar� basow� Fendera. Po�o�y� go wraz z plecakiem na ziemi i zastanawia� si�, co zrobi� z furgonetk�. By�a kradziona, ale Stephen dotyka� jej tylko w r�kawiczkach. Usun�� numery seryjne i sam zrobi� nowe tablice rejestracyjne. Postanowi� j� jednak porzuci�. Opu�ci� gara� wind� prowadz�c� do budynku. Kiedy znalaz� si� na zewn�trz, zmiesza� si� z t�umem i pod��y� w kierunku metra. Percey Clay odepchn�a detektywa, kt�ry rzuci� j� na pod�og�. Matka Eda le�a�a tu� obok, twarz jej zastyg�a w szoku. Opartego o �cian� Brita Hale�a os�ania�o dw�ch barczystych funkcjonariuszy. � Przepraszam pani�, pani Clay � odezwa� si� jeden z policjant�w. � Ale... � Co jest grane? � Hale by� zaskoczony. � Dzwonili do nas z oddzia�u specjalnego � wyja�ni� detektyw. � Przypuszczaj�, �e facet, kt�ry zlikwidowa� pana Carneya, �ciga teraz was. � Ale my ju� mamy opiek� � warkn�a Percey, wskazuj�c g�ow� policjant�w, kt�rzy pojawili si� wcze�niej. Hale wyjrza� przez okno. � Musi tam by� ze dwudziestu gliniarzy. � Prosz� nie zbli�a� si� do okna! � nakaza� detektyw stanowczo. Percey obj�a ramieniem pani� Carney. � W porz�dku, mamo? � Co si� dzieje? O co chodzi? � spyta�a oszo�omiona. � Mo�liwe, �e grozi im niebezpiecze�stwo � wyja�ni� oficer. � Pa ni Clay i panu Hale�owi. S� �wiadkami w sprawie Hansena. Ma my rozkaz odtransportowa� ich do stanowiska dowodzenia. Kolejny oficer pojawi� si� w drzwiach: � Ulica jest czysta. � Pani i pan pojad� z nami. � A co z mam� Eda? � odezwa�a si� Percey. � Czy mieszka pani gdzie� w pobli�u? � spyta� oficer. � Nie. Zatrzyma�am si� u siostry w Saddle River � odpar�a. � Odwieziemy tam pani�, a przed domem postawimy na stra�y policjanta z New Jersey. Ta sprawa nie dotyczy pani, wi�c jestem pewien, �e nic pani nie grozi. � Moja biedna Percey. Kobiety pad�y sobie w ramiona. � Nie martw si�, mamo, wszystko b�dzie dobrze � Percey z trudem powstrzymywa�a �zy. � Nie b�dzie � odpowiedzia�a w�t�a kobieta. � Ju� nigdy nie b�dzie dobrze. Oficer odprowadzi� j� do radiowozu. � Dok�d nas zabieracie? � Percey spyta�a stoj�cego obok policjanta. � Na spotkanie z Lincolnem Rhyme�em. Wyjdziemy razem, oficerowie otocz� was ze wszystkich stron. Pochylcie g�owy. Szybko przejdziemy do tamtej furgonetki. Jasne? Wskoczycie do �rodka. Nie wygl�dajcie przez okna i zapnijcie pasy. B�dziemy jechali bardzo szybko. Jakie� pytania? Percey otworzy�a piersi�wk� i poci�gn�a �yk bourbona. � Tak. Kim u diab�a jest ten Lincoln Rhyme? Thom pojawi� si� w drzwiach u Lincolna Rhyme�a i wprowadzi� go�cia do �rodka. Schludny m�czyzna po pi��dziesi�tce, ostrzy�ony na je�yka � kapitan Bo Haumann kierowa� nowojorsk� brygad� antyterrorystyczn� � zespo�em policjant�w ze SWAT. Posiwia�y i �ylasty, wygl�da� jak sier�ant musztry, kt�rym niegdy� istotnie by�. � To na pewno on? � spyta�. � Tancerz? � Tak m�wi� � powiedzia� Sellitto. Dellray przytakn��. Kr�tka przerwa. � Wyznaczono kilka oddzia��w pogotowia E-32. Oficerowie z E-32 to w wi�kszo�ci byli �o�nierze, �wietnie przeszkoleni do poszukiwa� i inwigilacji � a r�wnie� nauczeni, jak dzia�a� w razie ataku, ostrzelania przez snajpera, porwania. Po chwili pojawi� si� drobny, �ysiej�cy m�czyzna w niegustownych okularach na nosie. Mel Cooper by� najlepszym laborantem Wydzia�u Bada� i Zasob�w � IRD, kt�rym kiedy� kierowa� Rhyme. Cooper nigdy w �yciu nie bada� miejsca przest�pstwa, nie aresztowa� podejrzanego i chyba ju� zapomnia�, jak si� strzela z ma�ego pistoletu, kt�ry niech�tnie nosi� przy sk�rzanym pasku. Cooper marzy� tylko o tym, by zn�w znale�� si� na swoim sto�ku w laboratorium i patrze� przez okular mikroskopu. � My�la�em, �e mam zbada� jaki� piasek � powiedzia� Cooper. � A tu si� okazuje, �e chodzi o Tancerza. Wie�ci wewn�trz wydzia�u policji roznosz� si� jeszcze szybciej ni� na ulicy � pomy�la� Rhyme. � Ale tym razem go dopadniemy, Lincolnie. Zobaczysz. Gdy Banks wprowadza� nowo przyby�ych, Rhyme spojrza� akurat w g�r�. Ujrza� kobiet� stoj�c� w drzwiach, bada�a pok�j swymi ciemnymi oczami, analizuj�c ka�dy szczeg�. Nie by�a wystraszona ani skr�powana. � Pani Clay? � spyta�. Kiwn�a g�ow�. U jej boku pojawi� si� szczup�y m�czyzna. Britton Hale, domy�li� si� Rhyme. � Zapraszam do �rodka � powiedzia� kryminolog. Popatrzy�a na Rhyme�a, a potem na ca�� �cian�, wype�nion� od g�ry do do�u wyposa�eniem detektywistycznym, przy kt�rej sta� Mel Cooper. � Percey � zwr�ci�a si� zn�w do Rhyme�a. � Prosz� m�wi� do mnie Percey. A pan pewnie jest Lincolnem Rhyme�em? � Zgadza si�. Przykro mi z powodu pani m�a. Kiwn�a zdawkowo g�ow�, wida� wsp�czucie j� dra�ni�o. � Pan Hale? � spyta� m�czyzn�. Chudy pilot kiwn�� g�ow� i zrobi� krok do przodu, wyci�gaj�c d�o� gotow� do u�cisku, ale w tym momencie zauwa�y�, �e d�onie Rhyme�a przykute s� do fotela. � Och � wymamrota�, poczerwienia� na twarzy i wycofa� si�. Rhyme przedstawi� ich wszystkim, pr�cz Amelii Sachs, kt�ra na jego pro�b� zmienia�a w�a�nie mundur na d�insy i bluz�. Wyja�ni� jej, �e Tancerz nie raz ju� zabija� policjant�w, by wprowadzi� zam�t; chcia�, by wygl�da�a jak najzwyklejszy cywil. Oszukany przez w�asne cia�o, Rhyme rzadko zwraca� uwag� na wygl�d innych. Jednak trudno by�o nie dostrzec Percey Clay. Cho� mia�a niewiele ponad metr pi��dziesi�t wzrostu, wr�cz promienia�a niezwyk�� energi�. Mia�a czarne jak atrament, zniewalaj�ce oczy. Dopiero gdy oderwa�o si� od nich wzrok, mo�na by�o spojrze� na twarz � ch�opi�c� i raczej nie�adn� � przypominaj�c� pyszczek mopsa. Spostrzeg�, �e i ona taksowa�a go wzrokiem. Ludzie, kt�rzy widzieli Rhyme�a po raz pierwszy, zwykle byli skr�powani i wbijali wzrok w jego czo�o, by przypadkowo nie spojrze� na zdeformowane cia�o. Ale Percey najpierw popatrzy�a mu w twarz � przystojn�, z �adnie wykrojonymi wargami i kszta�tnym nosem, na kt�rej nie by�o zna� jego czterdziestu paru lat � a potem na bezw�adne ko�czyny i tu��w. W ko�cu przyjrza�a si� sprz�towi, kt�rym pos�ugiwa� si� niepe�nosprawny � l�ni�cemu w�zkowi, s�omce do sterowania nim, s�uchawkom i komputerowi. Thom pojawi� si� w pokoju i podszed� do Rhyme�a, by zbada� mu ci�nienie. � Nie teraz � zaprotestowa� pacjent. � Nie chc�. � W�a�nie, �e teraz � upiera� si� Thom i zmierzy� ci�nienie. Zdj�� z uszu s�uchawki. � Jest niez�e. Ale musisz odpocz��. � Id� sobie � burkn�� Rhyme. Zwr�ci� si� zn�w do Percey Clay. Poniewa� by� niepe�nosprawny, sparali�owany i przypomina� tylko strz�p cz�owieka, go�cie cz�sto m�wili do niego powoli, a nawet porozumiewali si� z nim za po�rednictwem Thoma. Ale Percey rozmawia�a z nim jak z ka�dym innym. � S�dzi pan, �e Britowi i mnie grozi nie