5028
Szczegóły |
Tytuł |
5028 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5028 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zefowicz Tadeusz
Na pograniczu
I
Pawe� le�a� na w�zku przed sal� operacyjn�. Na korytarzu obok niego ci�gle kto�
przechodzi�, to
przeje�d�a� jaki� w�zek i by�o s�ycha� ciche, prawie szeptem wymawiane s�owa. Z
dalszej cz�ci
korytarza dochodzi�y g�o�niejsze rozmowy i odg�os rozstawianych talerzy. W
szpitalu by�a pora
�niadaniowa. Wszystko to dzia�o si� jednak jakby w innym �wiecie. A mo�e to on,
Pawe�,
znajdowa� si� w innym �wiecie. Teraz dopiero pocz�� zastanawia� si�, w jaki
spos�b tu si� znalaz�.
Kiedy po�egna� swoich go�ci z nieznanej planety, d�ugo rozmy�la� nad t�
nies�ychan� tragedi�, a�
ogarn�� go bezw�ad. Potem poczu� gwa�towne bicie serca i zrobi�o mu si� gor�co,
a czo�o zrosi�
zimny pot. Za�y� tabletk�, jaka zwykle przynosi�a mu ulg�, ale i to nie wp�yn�o
na popraw� jego
samopoczucia. Wprost przeciwnie. Czu� si� coraz gorzej i zacz�� go ogarnia�
dziwny l�k. Z
ostatkiem si� podszed� do telefonu i zadzwoni� do swojego lekarza. By�o par�
minut po sz�stej i
lekarz w�a�nie wybiera� si� do pracy. Mieszka� niedaleko, tote� wkr�tce zjawi�
si� u Paw�a. Kiedy
spojrza� na niego i zapozna� si� z dolegliwo�ciami, nawet go nie bada�, tylko
da� mu zastrzyk i
zabra� ze sob� do szpitala. W szpitalu badanie by�o kr�tkie. I oto le�a� teraz
na ruchomym ��ku
przed sal� operacyjn�. By�o mu ca�kiem oboj�tne, co si� z nim stanie. Gdyby mu
powiedziano, �e
za chwil� opu�ci ten �wiat, nie zmartwi�by si� tym wcale. Zapewne czu� si� tak
pod wp�ywem
zastrzyku, jaki dosta� zanim umieszczono go na tym w�zku. Chcia�by jeszcze
zobaczy� swoje
dzieci i wnuki, ale je�li nie zd��� przyjecha� przed jego odej�ciem, to wida�
tak musi by�.
Przypomnia� sobie, z jak� determinacj� Doranno i Wirulla s�uchali straszliwych
wiadomo�ci o
losach swoich najbli�szych i ca�ej planety. Gdzie oni byli teraz i co porabiali.
Dla niego oni istnieli
ju� tylko we wspomnieniach, tak jak jego �ona, rodzice, siostry, przyjaciele i
wszyscy znajomi,
kt�rzy odeszli z tego �wiata. W�a�ciwie co on wiedzia� teraz o nich. Ci, co
pomarli i ci, kt�rzy
odlecieli na dalek� planet�, odeszli na zawsze. Doranno i Wirulla przeszli do
innego �ycia. Czy nie
to samo m�wi si� o tych, kt�rzy odeszli na tamten �wiat? By� mo�e Doranno i
Wirulla lub ich
dzieci czy wnuki przylec� kiedy� na ziemi�, ale nie spotkaj� si� z nim, Paw�em,
tylko z innymi
lud�mi. Mo�e tak samo ci, kt�rzy pomarli, odrodz� si� kiedy�, ale i z nimi on
nigdy si� nie
zobaczy. Sk�d zreszt� wiadomo, �e to b�d� ci sami, kt�rzy kiedy� ju� �yli. �eby
si� jednak o tym
przekona�, trzeba rozsta� si� z �yciem i przej�� na drug� stron�. Paw�owi nagle
wyda�o si� to takie
proste i naturalne, �e zapragn�� przedosta� si� na tamten �wiat. Nigdy nie
wyobra�a� sobie miejsca
wiecznego szcz�cia, spokoju i bezczynno�ci. Tym bardziej nie m�g� sobie
wyobrazi� miejsca
wiecznej kary. Obce mu by�o poj�cie wiecznego bytu w jednostajno�ci, ale te� nie
m�g� pogodzi�
si� z my�l�, �e po �mierci nie pozostanie po nim nic pr�cz gar�ci prochu i
stopniowo zanikaj�cego
o nim wspomnienia. To wszystko by�o dla niego niezrozumia�e.
Dalsze rozwa�ania zm�ci�y g�osy kilku os�b zbli�aj�cych si� do jego w�zka.
- Jak pan si� czuje? - spyta�a m�oda, s�dz�c z g�osu, kobieta, kt�ra
przedstawi�a si� wcze�niej jako
anestezjolog. Czu� si� dobrze. Nic go nie bola�o, nie mia� �adnych l�k�w, nie
dociera�o nawet do
jego �wiadomo�ci, �e czeka go powa�na operacja. Tymczasem zauwa�y�, �e jego
w�zek zacz��
przesuwa� si� w stron� sali operacyjnej. Zorientowa� si�, �e nadesz�a decyduj�ca
chwila. Nie czu�
obawy. By� spokojny jak dotychczas, a jednak pod�wiadomie doznawa� dziwnego
uczucia. By� to
niepok�j, wywo�any nie strachem o siebie, lecz raczej ciekawo�ci�. Takie
podniecenie odczuwa�,
kiedy przyst�powa� do egzamin�w. Wiedzia�, �e by� dobrze przygotowany, a jednak
gdzie� w g��bi
duszy tkwi� okruch niepewno�ci i ciekawo�ci. Teraz nie my�la� o gro��cej mu
�mierci, ale r�wnie�
by� ciekawy, jak b�dzie przebiega� ca�a operacja i co b�dzie odczuwa�, kiedy
nast�pi koniec.
Tymczasem przygotowywano go do zabiegu. Nigdy w �yciu nie le�a� na stole
operacyjnym i nie
bardzo zdawa� sobie spraw�, co si� z nim dzia�o. Co� do niego m�wiono, na co
odpowiada�
mechanicznie, nie zwracaj�c nawet uwagi, o co go pytano i czy jego odpowiedzi
by�y logiczne.
Wiedzia�, �e przymocowano go do sto�u, umyto klatk� piersiow� i pod��czono
jakie� w�yki.
Odezwa�y si� sygna�y d�wi�kowe, poczu� kilka uk�u� i g�osy otaczaj�cych go os�b
pocz�y si�
oddala�, a on sam zapad� w g��bok� przepa��. Nie potrafi� okre�li� stanu, w
jakim si� znajdowa�.
Zupe�nie straci� poczucie �wiat�a, nie s�ysza� �adnych odg�os�w, nie czu� nic
poza �wiadomo�ci�,
�e istnieje. Nie zatraci� r�wnie� pami�ci. Nie zdawa� sobie jednak sprawy, jak
d�ugo to trwa�o i
kiedy popad� w stan ca�kowitej nie�wiadomo�ci.
Nagle poczu�, �e jaka� si�a podrzuci�a go do g�ry tak, �e min�� osoby stoj�ce
doko�a sto�u
operacyjnego i zawisn�� pod sufitem. Nie wiedzia�, jak to si� sta�o, ale le�a�
na wznak w powietrzu,
niczym na wygodnym ��ku. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e mia� ca�kiem bystry wzrok
i widzia�
doskonale najdrobniejsze szparki na suficie. Pod sob� s�ysza� rozmow�, jak�
prowadzili operuj�cy
go lekarze, kt�rzy nawet nie zauwa�yli, jak obok nich przelatywa�. Jak mogli go
operowa�, kiedy
on znajdowa� si� ponad nimi, wreszcie jak si� tu dosta� i czemu nie opada�.
Lekarze zdawali si� go
nie dostrzega�, jakby by� niewidzialny. Wszystko to by�o jakie� dziwne i
niezrozumia�e. Obr�ci� si�
twarz� ku do�owi i ze zdumieniem zauwa�y�, �e cho� znalaz� si� pod sam� lamp�,
nie odczuwa�
bij�cego od niej ciep�a i nie widzia� swojego cienia, kt�ry powinien j�
zas�ania�. Ujrza� za to swoje
cia�o le��ce na stole operacyjnym i kilka os�b krz�taj�cych si� doko�a. W
otwartej klatce
piersiowej lekarz dokonywa� jakiego� zabiegu. Wida� by�o, �e wszyscy byli
skupieni, powa�ni i
bardzo zm�czeni. Co chwila pada�y jakie� polecenia, kt�rych nie rozumia�. Za
ka�dym poleceniem
lekarza siostra asystuj�ca podawa�a jakie� b�yszcz�ce narz�dzie. Nie rozumia�
te�, czemu wszyscy
ci ludzie tak si� troszczyli. Chcia� nawet powiedzie� im, by odpocz�li, lecz nie
m�g� wydoby�
g�osu. Znalaz� si� wi�c w niezwyk�ej sytuacji. Na stole operacyjnym le�a�o jego
cia�o, jak wida� z
dzia�ania personelu medycznego, jeszcze �ywe, ale pozbawione wszelkiej
�wiadomo�ci i czucia.
�wiadomym wszystkiego by� on, kt�ry unosi� si� w powietrzu, widzia�, s�ysza�,
zachowa� dobr�
pami��, ale sam by� lotn� postaci� utkan� ze srebrzystej mgie�ki, niewidzialn�
dla tych, kt�rzy
m�czyli si� nad jego cia�em. Nie m�g� z nimi nawi�za� �adnego kontaktu. Po
prostu dla nich nie
istnia�. Zauwa�y� przy tym, �e wszelkimi ruchami swojej mglistej postaci nie
kierowa� wysi�kiem
fizycznym. Wysi�ek fizyczny by� mu niepotrzebny i w og�le nie istnia�. Dla
spe�nienia jakiego�
czynu wystarczy�a tylko jego wola. Unosi� si� teraz nad ca�ym zespo�em lekarzy
operuj�cych jego
cia�o. Jego srebrzyste d�onie ociera�y im pot z czo�a i �ciska�y im r�ce, bo w
ten spos�b chcia�
doda� im otuchy i podzi�kowa� za trud. Zauwa�y� przy tym, �e cho� pot pozosta�
na twarzach, to
jego uczucie wdzi�czno�ci jakby przynosi�o im ulg�. Niczego wi�cej nie m�g� dla
nich uczyni�, a
�e nie interesowa�o go jego cia�o, pocz�� kr��y� doko�a sali. Szybko
przyzwyczai� si� do nowych
warunk�w, jakby by�y czym� naturalnym. Bawi�o go przelatywanie z okna na lamp�,
od drzwi do
szafy, a nawet siada� swobodnie na ramieniu lekarza i przygl�da� si� jego pracy.
Nagle zauwa�y�,
�e w miejscu gdzie by�o okno, rozsun�a si� �ciana i ukaza� si� ciemny, obszerny
tunel, na ko�cu
kt�rego widnia�o jasne, ale �agodne �wiat�o. Czyta� kiedy�, �e ludzie b�d�cy na
pograniczu �ycia i
�mierci miewali podobne zwidzenia, postanowi� wi�c zag��bi� si� w mrokach
tunelu, by przekona�
si�, jaki b�dzie koniec tej przygody.
II
Za Paw�em jakby zatrzasn�y si� drzwi dotychczasowego istnienia. Znikn�o jego
cia�o,
znikli lekarze, znikn�a sala operacyjna i pozosta� ciemny tunel prowadz�cy ku
owemu
tajemniczemu �wiat�u. Znajdowa� si� w dziwnym stanie. Zdawa� sobie spraw� z
niezwyk�o�ci
sytuacji, w jakiej si� znajdowa�, a jednak czu� si� bezpiecznie tu w ciemnym
nieznanym tunelu. Nie
stara� si� nawet wp�ywa� w jakikolwiek spos�b na sw�j los, tylko biernie
poddawa� si� temu, co
mia�o nast�pi�. Nie odczuwa� �alu za �yciem ani �adnego l�ku o to, co go mog�o
spotka�. Jedynym
uczuciem, jakie nim ow�adn�o, by� jaki� niewypowiedziany b�ogi spok�j i
ciekawo�� tego, co
mia�o nast�pi�. Bezwiednie p�yn�� �rodkiem tunelu, d���c niejako do swego
przeznaczenia.
Nagle zauwa�y� w bocznej �cianie wg��bienie zako�czone szklanymi drzwiami.
R�wnocze�nie
jaka� si�a nakaza�a mu zobaczy�, co si� za nimi znajduje i natychmiast znalaz�
si� w szpitalnej sali.
Sta�o w niej 10 metalowych, bia�ych ��ek. Pomi�dzy nimi przesuwa� si� m�czyzna
w bia�ym
fartuchu, kieruj�c si� ku jednemu z pacjent�w.
- Nie mo�e pan si� wysika�? Zaraz temu zaradzimy.
Sanitariusz podszed� do ��ka, na kt�rym le�a� m�czyzna lat mo�e oko�o 60.
- Nie mia� pan czasami w m�odo�ci trypelka? W p�niejszych latach lubi si� to
tak m�ci� na
cz�owieku.
- Nic z tych rzeczy. Po prawdzie nawet nie by�o okazji si� o to postara�. Teraz
po operacji
przepukliny nie mog� odda� moczu.
Pytanie by�o bez znaczenia. Sanitariusz zada� je, by powiedzie� co�, co mia�o go
zbli�y� do
pacjenta, a zarazem wykaza�, �e tu, w szpitalu, nie potrzeba si� niczym
kr�powa�. Odkry� ko�dr� i
przyst�pi� do wykonywania swych czynno�ci. Tymczasem pacjent czy to dla
zapomnienia o
niemi�ym zabiegu, czy te� z potrzeby wyrzucenia z siebie goryczy zacz�� m�wi�.
Zrazu niby do
sanitariusza, a potem chyba do samego siebie i pozosta�ych pacjent�w.
- Pan jest m�odym cz�owiekiem i �yje w innym �wiecie. Kiedy ja by�em w pa�skim
wieku, zabrali
mnie do wojska. Tamto wojsko to nie to, co dzisiaj. Wys�ali cz�owieka gdzie� na
Sybir, z daleka od
kraju, od swoich i to na kilka lat.
- Ale wypuszczali was chyba z koszar, �eby sobie przygrucha� jak�� babk�? -
przerwa� mu
sanitariusz, rad, �e pacjent nie my�la� o zabiegu.
- Pewnie. Na przepustk� mo�na by�o wychodzi�, ale co z tego. Ma�a tatarska
miejscowo��.
Dziewczyny na mie�cie nie u�wiadczy�e�, a je�eli, to zawsze pod opiek�. Kiedy�
poszli�my nawet
ca�� paczk� do domu publicznego. Ta ich burdelmama przyprowadzi�a nam ca��
gromad� nagich
dziewczyn do wyboru, do koloru. Niekt�re nawet tak z twarzy wygl�da�y ca�kiem do
rzeczy, ale
poza tym nie by�o czym si� zachwyca�. Jedne jako� nalane i t�uste, inne zn�w jak
ko�ciotrupy, a
wszystkie jak jedna mia�y wygolone �cipki� do go�ej sk�ry. Tote� odesz�a nas
ch��, ku wielkiemu
zdziwieniu ich szefowej. Wszystkie by�y wygolone jak nale�y, co u nich uchodzi�o
widocznie za
szczyt elegancji, a my�my nie chcieli.
Na sali zapanowa�a cisza. Dopiero kiedy opowiadaj�cy przesta� m�wi�, s�siad z
najbli�szego
��ka zauwa�y� �artem:
- A to ci pech. Prawdziwe nieszcz�cie.
- Co pan wie o nieszcz�ciu. �ycz� panu, �eby pan nie mia� wi�kszych nieszcz��,
jak takie, o
kt�rym opowiedzia�em.
Sanitariusz zako�czy� zabieg i opu�ci� sal�. Starszy cz�owiek chwil� odpoczywa�,
jakby nabiera�
si� do dalszego opowiadania.
- Je�li chce pan wiedzie�, m�ody cz�owieku, co to jest nieszcz�cie, to
pos�uchaj pan, co opowiem.
W wojsku za dobre sprawowanie dosta�em 7 dni urlopu. Niby to nie tak ma�o, ale z
tamtych koszar
do Polski te� niema�a droga. Urlopu wystarczy�oby akurat na tyle, �eby pojecha�
do domu,
uca�owa� klamk� i wr�ci� do koszar. Razem ze mn� dosta� r�wnie� 7 dni urlopu
jeden Ukrainiec.
Na imi� mu by�o Borys. Dobre ch�opisko, tote� zaprzyja�nili�my si� ze sob�
szczerze. Kiedy
dowiedzia� si�, �e mam urlop tak samo jak on, zaproponowa� mi, bym pojecha�
razem z nim do
jego domu. Mieszka� na Ukrainie, gdzie� nad Donem. Z Azji te� kawa� drogi, ale
nie tak daleko,
jak do Polski. By�em mu wdzi�czny za to zaproszenie i pojechali�my razem. Mia�
�adne
gospodarstwo i �adn� �on�. Ucieszy�a si� na nasz widok i cz�stowa�a, czym tylko
mog�a. Byli�my
zm�czeni podr�, tote� zaraz po kolacji poszli�my spa�. Wkr�tce te� zasn��em.
Nie wiem, kt�ra mog�a by� godzina, kiedy poczu�em, �e obejmuj� mnie czyje�
ramiona, a
policzki pal� mnie od poca�unk�w. To by�a Paraska, �ona Borysa. Wszystko to
nast�pi�o tak nagle i
niespodziewanie, �e sam nie wiem, kiedy zwarli�my si� i zacz�li�my si� kocha�.
- Dobrze si� panu trafi�o - odezwa� si� kto� ze sali. - Dobre �arcie i ciep�a
kobitka do ��ka. Te�
bym chcia� taki urlop.
- Tak samo m�wi� na drugi dzie� Borys, kiedy si� z nim �egna�em. Namawia� mnie,
�ebym
pozosta�. Wiedzia�, �e �ona sp�dzi�a ze mn� noc. Znalaz�em si� w g�upiej
sytuacji, ale on nie mia�
do mnie o to �alu. Jak mi powiedzia�, by� impotentem, a ona m�oda, zdrowa i
potrzebowa�a
m�czyzny. Ucieszy�aby si�, gdyby zasz�a w ci���.
- I pan wyjecha�? Ale frajer z pana - odezwa� si� ten sam g�os, co poprzednio.
- Tak pan uwa�a? W jakim charakterze mia�em tam pozosta�? Rozp�odowcem by� nie
chcia�em, a
kochankiem �ony przyjaciela - nie mog�em. M�wi�em, �e Paraska by�a �adn�
kobiet�. Co by by�o,
gdybym pozosta� d�u�ej i by�my si� w sobie zakochali? Nie wiem, jak Borys i jego
�ona rozwi�zali
sw�j problem. Zreszt�, jak si� okaza�o, czeka� mnie w�asny problem i w�asne
nieszcz�cie.
- Wr�ci�em z wojska i po kilku latach o�eni�em si�. �ona by�a dobra, zgrabna i
�liczna. Jak
my�my si� kochali! Widocznie jednak nie dane mi by�o d�ugo cieszy� si�
szcz�ciem. Wybuch�a
pierwsza wojna, zabrali mnie do wojska, wys�ali na front i w kt�rej� potyczce
dosta�em ran� w
okolicy j�der i kilka drobniejszych. Front przesun�� si� na wsch�d, ja dosta�em
si� do niewoli
niemieckiej, ale po wyleczeniu ran pu�cili mnie do domu.
- Bez jajek. - Znowu przerwa� ten sam pacjent.
- J�dra pozosta�y, lecz martwe. Sta�em si� impotentem, jak Borys. Czemu wtedy
nie zgin��em?...
- Wr�ci�em do domu i powiedzia�em o wszystkim �onie. Cho� dusza rwa�a mi si� w
strz�py z
rozpaczy, wyrazi�em zgod� na rozw�d i poradzi�em, by poszuka�a sobie innego,
prawdziwego
ch�opa. ona si� pop�aka�a i o�wiadczy�a, �e nie chce nikogo innego i �e mnie nie
opu�ci do �mierci.
B�dzie si� modli� i na pewno odzyskam swoj� m�sk� si��.
Ka�dy promyk nadziei jest drogi. Ja te� uczepi�em si� tej nadziei. Czego to ja
nie wyczynia�em!
Chodzi�em z �on� do ko�cio�a, nie opu�ci�em �adnego odpustu, pi�em zi�ka,
kaza�em nawet sobie
odczynia� uroki, nie by�o lekarza czy znachora, kt�rego bym nie odwiedzi�. Si�a
m�ska jednak nie
wr�ci�a. Utwierdza�a si� natomiast m�ska decyzja, �e musz� si� usun��, by nie
dr�czy� siebie i
�ony. �al by�o patrze� na moj� �on�. By�o jej brak m�czyzny, to prawda, a do
tego widzia�a moj�
udr�k�. Kocha�a mnie jak dawniej i tym wi�ksza by�a jej zgryzota. Nadal spali�my
razem.
My�leli�my, �e nasze zbli�enie pobudzi we mnie m�sko��, ale to tylko odbiera�o
nam wszelk�
nadziej�. ona mimo wszystko nie szuka�a zbli�enia z obcymi m�czyznami, cho� bym
jej tego nie
broni�. Widzia�em, jak si� m�czy, a ona widzia�a, jak ja si� m�cz�. Cierpieli�my
oboje: ja z powodu
niej, ona z powodu mnie. Takie �ycie na dalsz� met� sta�o si� nie do zniesienia.
Wiedzia�em, �e
s�siad, m�j dobry przyjaciel, godnie by mnie zast�pi�. Kiedy nas odwiedza�, �ona
jako� rumieni�a
si�, to blad�a na przemian i czym pr�dzej wyszukiwa�a sobie zaj�cie w innym
pokoju albo sz�a do
sypialni, bo nagle dostawa�a b�lu g�owy. Nie by�o rady. Musia�em si� usun�� i to
w taki spos�b, by
nie wzbudzi� podejrze�.
- By�o to podczas wojny bolszewickiej. Dzi�ki znajomym postara�em si� o wezwanie
do wojska.
Musia�em tak uczyni�, by przekona� �on�, �e id� nie z w�asnej woli. Przy
po�egnaniu poprosi�em
przyjaciela, by zaopiekowa� si� �on� na wypadek mojej �mierci. Uda�o mi si�
przedosta� na front.
My�la�em, �e zgin� w boju i sko�czy si� moja udr�ka, jak� zgotowa�a ni
poprzednia wojna.
Niestety nie zgin��em, ale uda�o mi si� uwolni� od siebie moj� �on�. Wszyscy
�o�nierze mieli
numery identyfikacyjne. Ot� uda�o mi si� zamieni� m�j numer z �o�nierzem, kt�ry
poleg� obok
mnie. �on� powiadomili o mojej �mierci. Ja tymczasem dosta�em si� do niewoli, a
z czasem do
pracy w lasach syberyjskich. W czasie wojny z Niemcami zg�osi�em si� do polskiej
armii, ale tak�e
nie zgin��em. Z wojskiem polskim wr�ci�em pod przybranym nazwiskiem do kraju i
�yj� sobie w
swojej le�nicz�wce po�r�d zwierzyny le�nej, ptak�w i drzew, a w pobliskiej
wiosce �yje moja
�ona, kt�ra po mojej rzekomej �mierci wysz�a za mojego przyjaciela. Cz�sto w
lesie spotykam ich
wnuki, kt�re nic o mnie nie wiedz�. Pokazuj� im, gdzie s� �adne jagody czy
grzyby i to jest ca�a
moja pociecha w nieszcz�ciu, jakiego dozna�em przez t� przekl�t� wojn�.
III
Pawe� ponownie znalaz� si� w tunelu. Nie zauwa�y� nawet, w jaki spos�b znikn�a
sala szpitalna
i ci wszyscy chorzy. Natomiast przypomnia� sobie, �e chyba przed p� wiekiem by�
rzeczywi�cie w
szpitalu na obserwacji z powodu jakiej� dolegliwo�ci. By�o wtedy podejrzenie o
zatrucie czy co�
takiego. W ka�dym b�d� razie nie musia�o by� nic wa�nego, skoro dawno o tym
zapomnia�. By�o
to kilka lat po wojnie i cz�owiek, kt�ry opowiada� t� histori�, na pewno ju�
odszed� ze �wiata
�yj�cych wraz ze swoj� tragedi�. Przecie� wtedy mia� ponad 60 lat. Dlaczego
w�a�nie teraz si�
przypomina� i opowiada� na nowo swoj� tragedi�? Pawe� pami�ta� i prze�ywa� ka�de
s�owo, jakby
ca�a scena odegra�a si� naprawd�, tylko s�owa wymawiane teraz brzmia�y jako�
dziwnie, jakby by�y
tylko echem brzmi�cym w jego pami�ci.
Na dalsze rozwa�ania nie by�o czasu, bo zauwa�y� now� wn�k� w �cianie tunelu i
jak poprzednio
szklane drzwi. Bez �adnego wysi�ku przedosta� si� przez nie i znalaz� si� znowu
w szpitalnej sali.
Jak poprzednio zawisn�� pod sufitem po�rodku pokoju, sk�d mia� dobry widok na
wszystko, co si�
dzia�o doko�a. Tym razem by� to niedu�y pok�j, w kt�rym sta�y 4 ��ka. Dwa przy
drzwiach, a
dalsze dwa przy oknie. Obok ka�dego ��ka sta�a nocna szafka i taboret, po�rodku
niedu�y st�, a w
k�cie umywalka. Dw�ch pacjent�w pochyla�o si� nad szachownic�, stoj�c� na stole.
Na jednym
��ku obok drzwi le�a� m�czyzna z banda�em na oczach. Po drugiej stronie
siedzia� na swoim
��ku czwarty m�czyzna. By� to na wygl�d stary, zgarbiony cz�owiek, z twarz�
pokryt�
zmarszczkami i bliznami. Jedno oko mia� zaci�gni�te bielmem, a zamiast drugiego
- oczod�
zakryty powiek�. Rzadkie siwe w�osy opada�y bez�adnie na czo�o poorane jak ca�a
twarz bruzdami.
Pawe� ze zdziwieniem przypomnia� sobie, �e zna� ten pok�j i tych ludzi. Przecie�
on tam kiedy�
by�, kiedy zachorowa� na zapalenie spoj�wek. Nieraz grywa� w szachy z s�siadem
spod okna. By�
na obserwacji, bra� zastrzyki, chodzi� na r�ne zabiegi, ale nie musia� le�e� w
��ku, tak samo jak
jego partner szachowy. Jak si� ten partner nazywa� i tamci dwaj pozostali? Pawe�
przez moment si�
zastanawia�. Wkr�tce jednak wszystko si� wyja�ni�o, bo odezwa� si� m�czyzna
siedz�cy na ��ku.
- G�bu�, o�wici� no mi papirosa.
M�czyzna nazwany G�busiem wsta� od szach�w, wzi�� zapalniczk� i podszed� do
wo�aj�cego.
Ten pochyli� g�ow� do przodu, przypali� papierosa i zakrztusi� si� od silnego
kaszlu. G�bu� sta�
przy nim chwil�, jakby ba� si�, �e stanie mu si� co� z�ego i b�dzie musia�
pospieszy� z pomoc�.
Kiedy kaszel ust�pi�, powiedzia�:
- Musi pan przesta� pali�, panie Jo�czyk, albo przynajmniej pali� �agodniejsze
papierosy, bo ten
kaszel pana dobije. I tak dziwne, �e nie goni� nas z tym paleniem.
- Nie b�j sie, G�bu�. Jeszcze ciebie na �wiecie nie by�o, to jo ju� poli�em i to
papirosy nie z taki
lichy machory, jak ta. We wsi zawsze znalaz�o sie troche samosiejki, a jak nie
by�o, to sie poli�o
li�cie z wi�ni, burok�w czy insze. No i jako� �yje. �eby nie te oczy, to jeszcze
by�oby galancie, ale
jak cz�owiek �lepy, to cho� sie ino obwiesi�.
Podczas ostatnich s��w Jo�czyka do pokoju wesz�y dwie osoby. Pawe� przypomnia�
sobie, �e by�
to przedstawiciel zwi�zku niewidomych z przewodniczk�. Panowa� w tamtych latach
zwyczaj, �e
skoro tylko dowiedziano si� o przypadku �lepoty, natychmiast szed� do szpitala
przedstawiciel
zwi�zku niewidomych, by zaznajomi� si� z tym przypadkiem. Dzi�ki takim
odwiedzinom �wie�o
ociemnia�y dowiadywa� si� o organizacji, kt�ra mu przychodzi�a z pomoc�. Tak
by�o i tym razem.
Kiedy Jo�czyk zako�czy� swoj� przemow� beznadziejnym wnioskiem, przybysz
powiedzia�, �e jest
przedstawicielem zwi�zku niewidomych �e ma na imi� Kazimierz i r�wnie� straci�
wzrok. Mimo to
nie my�li si� wiesza�. Po chwili wywi�za�a si� o�ywiona rozmowa. Zw�aszcza
m�czyzna z
obanda�owanymi oczami, kt�ry dotychczas robi� wra�enie �pi�cego, by� ni� bardzo
poruszony.
Okaza�o si� bowiem, �e tak przedstawiciel zwi�zku, jak i on byli ofiarami wojny.
Tamten straci�
wzrok w powstaniu warszawskim, a on przy odbudowie Warszawy. Podczas prac
remontowych
natrafi� na niewypa�.
- �eby mnie cho� zabi�o - zako�czy� swoje opowiadanie - to mia�bym spok�j, a bez
oczu jak tu �y�.
Nasta�a chwila milczenia, kt�r� przerwa� Kazimierz.
- Nie dziwi� si�, �e jeste�cie panowie za�amani, ja te� taki by�em, lecz nie
jest tak �le.
- Tylko niech pan nie wmawia, �e cz�owiek �lepy jest szcz�liwszy od widz�cego.
Zaledwie od
kilku dni nie mam oczu, a ju� s�ysza�em takie brednie.
- I ja to kiedy� s�ysza�em - przerwa� Kazimierz. - Kiedy� nawet w rozdra�nieniu
powiedzia�em, �e
jak komu� mi�a �lepota, niech sobie powybija oczy. Ale nie warto si� denerwowa�.
Ludzie
pocieszaj� jak mog�. Nie zachwycam si� brakiem wzroku, tylko chcia�em
powiedzie�, �e trzeba si�
z tym pogodzi�. Up�yn�o kilka lat od czasu wojny, a jeszcze daje si� ona we
znaki.
- Mnie sie da�a we znaki pirszo wojna i do dzisiej jom pamintom - odezwa� si�
Jo�czyk.
S�owa te zainteresowa�y Kazimierza. Ze szcz�tk�w rozmowy, jak� uda�o mu si�
us�ysze� przy
wej�ciu do pokoju, by� pewien, �e utrata wzroku Jo�czyka nast�pi�a w ostatnich
dniach, a tu
us�ysza� o pierwszej wojnie. Tote� zaciekawi� si� tym wypadkiem.
- W�a�ciwie kiedy pan straci� wzrok, teraz czy w pierwsz� wojn�.
- Ano zaczy�o sie w pirszom wojne, a sku�czy�o tero. Mio�em 14 lat, jak wybuch�a
tamta wojna.
Ojca nie paminto�em, bo jak poszed na japo�skom wojne, to z ni nie wr�ci�. Matka
pracowa�a we
dworze, a jak umar�a, pozostawili me z parobkim. Jak sie zbli�y� frunt, to my
wszyscy pouciekali,
gdzie kto m�g. Pa�stwo ze dworu wyjecha�o ju� wcze�ni. Ruskie sie wycofali, a
Nimcy jeszcze nie
nadeszli. Jak my z ch�opokami wr�cili z boru, gdzie my sie schowali, to we
dworze nie by�o
nikogo, tylko my znale�li du�o kul i starom armate. Pojedlimy sobie galancie, bo
w �pi�arni jeszcze
jad�a pozosta�o. A p�ni zabawilimy sie w �o�mirzy. Skierowalimy armate na takom
sokore,
na�adowalimy kule, �ciungnylimy drutym tam, gdzie by�a popynkano, i
wystrzelilimy. Kula
przesz�a ko�o sokory i zginy�a w lesie. To my nabili jeszcze roz, nacylowalimy
dobrze, jeszcze
mocni obciungnyli drutym i wystrzelili. Tym razym by�oby wszystko dobrze, tylko
�e rozsadzi�o
armate. Celowniczego i jego pumocnika rozerwa�o w kawo�ki, a my, co�my stali z
boku,
prze�ylimy. Jeden dosto� w rynke, drugi w noge, a mnie wybi�o jedno oko, a
drugie osmali�o.
Wesz�a na nie tako mg�a. Te blizny, co mom na twarzy, to ty� od tego wybuchu. Co
mio�em robi�.
Uciek�em ze dworu, bo sie bo�em, �e me wezmom do kozy. Na dziada by�em za m�ody
i jako� mi
by�o wstyd, a do roboty ty� me nikt nie chcio�. Chodzi�em od wsi do wsi, to
narumbo�em drzewa,
to przypilnowo�em krowy, �eby nie laz�y w szkode, to naciunem sieczki i ludzie
nie dali mi
zginun� z g�odu. W ku�cu by�em za pumocnika u takigo majstra. Gruntu to un ni
mio�, ale sprytny
by� jucha do ka�dy roboty. Potrafi� garnek zalutowa� i piec postawi�, �winie
zaszlachtowa�, a i
cha�upe niejednom postawi�. U niego by�em za pumocnika, niejednygo ty� sie
wyuczy�em.
O�yni�em sie z jego c�rkom. Nikt ji nie chcio�, bo by�a garbato, a �e jo by�em
prawie �lepy, to my
jako� sie dogodali i razym pyndzilimy bide. Najlepi �y�o mi sie dopiro po
wojnie. Z parcelacji
dosto�em kawo�ek gruntu, to kartofli nie brak�o, a i kilka kurek sie uchowa�o.
Postawi�em nowom
cha�upe, bo zaro po wojnie by�o du�o rozbitych dom�w po wsiach i w naszym
najbli�szym mie�cie
i mo�no by�o nabra� desek, cegie�, a nawet gotowych drzwi i okin. Zbiro�em po
tych gruzowiskach
�elastwo i oddawo�em na z�om. W pustych piwnicach by�o tyle bogactwa. To by�
dobry zarobek.
Kiedy� znalozem dwaj�cia pi�� motor�w na elektryke. Nie wiedzio�em, co z nimi
zrobi�, to
oddo�em w miejski radzie. Zabrali i tylem je widzio�. Nie dali mi nawet �odnygo
papirka. O
psiawiary, pomy�lo�em sobie, dom jo wom na drugi roz. Toty� jak znalozem
korkownice do
korkowania butelek, nie by�em taki g�upi. Rozebro�em na czyn�ci, po�amo�em na
kawo�ki i
oddo�em na z�om. By�y tam kawo�ki miedzi, niklu i insze kolorowe metale. Tak
samo zrobi�em ze
srybnymi �y�kami i �y�eczkami. Po�omo�em na kawo�ki i na z�om. Odku�em sie na
tym galancie.
Kupi�em sobie nawet kunia za pi�dziesiunt z�otych. Ku� by� taki, �e nadawo� sie
ino do hycla, ale
jak go podpas�em suchym chlebem, to jeszcze mi pociungnu� kilka tygodni. Jak
zdech, ty� nie
straci�em. Za samom sk�re dali mi tyle, ile zap�aci�em za niego ca�ygo. Minsa z
niego je�� sie nie
da�o, bo twarde i suche. Wyrzuci�em je za stodo�e. Tam jak sie muchy do niego
dobra�y, to po kilku
dniach m�j ku� ca�y a� sie ruszo� od robactwa. Oj, kury mia�y sie dobrze. Jak
sie na�ar�y tych
robok�w, to od razu lepi sie nies�y.
- Wyobra�am sobie, jaki tam panowa� smr�d. - Zauwa�y� G�bu�.
- Wielki mi smr�d. Tak Gembu� godosz, jak moje sumsiady. Nas�ali mi kumisje
sanitarnom,
zabrali mi kunia i jeszcze musio�em zap�aci� kare.
Opowiadanie o kurach ob�eraj�cych si� robakami na ko�skiej padlinie nie
wzbudzi�o w Pawle
obrzydzenia, jak kiedy�, kiedy by� w swoim ciele. Zauwa�y�, �e teraz nie
odczuwa� wra�enia na
takie bod�ce, jak temperatura czy zapach. Nie odczuwa� g�odu ni pragnienia, by�
oboj�tny na
wszystko. Pami�ta�, jak wtedy kto�, aby zmieni� temat rozmowy, zapyta� Jo�czyka,
z czego si�
utrzymywa�, kiedy nie mia� z�omu. Jakby w odpowiedzi na to wspomnienie Jo�czyk
opowiada�, jak
dawniej.
- Zawsze co� sie skombinowa�o. Po sumsiedzku by� zak�ad materia��w budowlanych.
Mieli tam
du�o �elaznych belek, szyn, rur i r�nygo �elastwa. Jak nie by�o z�omu, szed�em
do nich z
flaszkom. Robotniki przerzucili bez p�ot jednom bele abo dwie i ju� by� z�om.
- A jakby kto� pozna�, �e to kradzione? - Spyta� kt�ry� ze s�uchaczy.
- Jakie kradziune? Przecie to wszystko by�o nasze, bo pa�stwowe. Zresztom za
ka�dym razem
robotniki dostawali za fatyge flache bimbru swoi roboty. A na kierownika
sk�adnicy z�omu ty�
mio�em spos�b. Na takie �elazo ca�o rodzina sika�a bez kilka dni, jak wda�a sie
drdza, k�adlimy je
na do�ek i w tym dole polilimy ogi�. �elazo sie pogi�o, okopci�o i kto tam
wiedzio�, skund je
dosto�em. Trzeba by�o sobie radzi�, �eby �y�.
- M�wi� pan, �e jedno oko straci� pan w pierwsz� wojn�, jak pan by� tym
nieszcz�snym
artylerzyst�, a co z drugim okiem? - Zainteresowa� si� Kazimierz.
- M�wi�em, �e to jedno oko mi wyp�yny�o, a to drugie zasz�o mg�om. I tak coroz
gorzy. Jeszcze jak
�y� syn, to mio�em pumocnika, a jak zginu� od niewypa�u przy oraniu pola, to ju�
ni mio�em nikogo
do pumocy. D�wignu�em kiedy� cin�ki �eliwny wa�ek i zrobi�o mi sie cimno w tym
pozosta�ym
oku. Doktory m�wiom, �e licho nadzieja. I tak to jest. Jeszcze nie jezdem taki
stary i nie by�em na
wojnie, a bez niom jezdem tero �lepym dziadem bez grosza i bez pracy.
IV
Zaledwie przebrzmia�y ostatnie s�owa Jo�czyka, kiedy Pawe� pogr��y� si� w mroku
tunelu.
Zdawa� sobie spraw�, �e znajdowa� si� w jakiej� niezwyk�ej sytuacji, nie
wiedzia� tylko, co o tym
s�dzi�. Czy by� jeszcze po tej, czy ju� po drugiej stronie �ycia, a mo�e to by�
tylko sen. Nieraz
przecie� miewa� marzenia senne, �udz�co podobne do prawdziwych zdarze�. Niekt�re
z nich nawet
si� powtarza�y lub by�y przed�u�eniem sn�w poprzednich. Czasem by�y
zniekszta�conym odbiciem
rzeczywistych prze�y�. Nigdy jednak nie trwa�y tak d�ugo i zwykle urywa�y si� w
momencie, kiedy
u�wiadamia� sobie, �e to tylko tak mu si� �ni. Tym razem by�o jednak inaczej. To
nie by� sen, to nie
by�a rzeczywisto��, to nie by�o �ycie pozagrobowe. Kiedy odlatywa� z sali
operacyjnej, lekarze
m�czyli si� nad jego cia�em, a wi�c jeszcze �y�.
Tymczasem sytuacja, w jakiej si� znajdowa� od chwili rozpocz�cia operacji, by�a
niezwyk�a. Kim
w�a�ciwie teraz by� i co by�o nim samym. Czy bezw�adne cia�o bez czucia, pami�ci
i �wiadomo�ci,
czy �wiadomo�� i pami�� zawarta w niewidzialnej dla nikogo, bezsilnej mgle.
U�wiadomi� sobie,
chyba jak nigdy dot�d, �e samo cia�o bez rozumu i �wiadomo�ci nie jest
cz�owiekiem w ca�ym
znaczeniu tego s�owa, tak samo jak nim nie jest sama �wiadomo�� i pami��. Gdzie
znajdowa� si�
tunel, w kt�rym swobodnie �eglowa� od jednego do drugiego obrazu z przesz�o�ci.
Czy�by to by�
przedsionek do innego �ycia? Nie potrafi� tego zrozumie�, ale czu� niemal
instynktownie, �e by� na
pograniczu �ycia i �mierci.
Dalsze rozwa�ania przerwa�o nowe zjawisko. Oto poczu�, �e zako�czy� sw�j lot i
zasiad�
wygodnie w fotelu wisz�cym przed �cian�, kt�ra poja�nia�a, a potem zamieni�a si�
w szeroki ekran.
Z razu pojawi�y si� na nim m�tne zarysy nieokre�lonych bli�ej kszta�t�w, a potem
ukaza� si�
wyra�ny obraz. Ze zdumieniem Pawe� ujrza� znajomy sad, a w nim ca�� swoj�
rodzin�: ojca, matk�,
dwie m�odsze siostrzyczki i kilkunastoletniego ch�opca, w kt�rym rozpozna�
samego siebie. Widok
by� niezwyk�y. Widzie� samego siebie i ca�� rodzin� sprzed kilkudziesi�ciu lat,
to przechodzi�o
wszelkie poj�cie. Jak wygl�da�oby ich spotkanie, gdyby zjawi� si� w�r�d nich.
Czy mogliby
nawi�za� ze sob� kontakt? Paw�em ow�adn�o nieodparte pragnienie, by przedosta�
si� do sadu, tak
jak przedosta� si� do jednej i drugiej sali szpitalnej. Tym razem jednak jego
pragnienie si� nie
spe�ni�o. By� jakby przywi�zany niewidzialnymi pasami do niewidzialnego fotela i
m�g� tylko
patrze� na przesuwaj�ce si� obrazy sprzed sze��dziesi�ciu kilku lat, niby na
stary, dobrze znany
film. A� za dobrze zna� ten film, kt�ry zacz�� si� tak pogodnie. By�a to
ostatnia niedziela sierpnia
1939 roku. Pogodny, s�oneczny dzie� i nic nie wskazywa�o na zbli�aj�c� si�
po�og� wojenn�,
nios�c� �mier� i zniszczenie. A jednak wszyscy byli powa�ni i jacy� zatroskani.
Nic dziwnego.
Psychoza wojenna wisia�a w powietrzu. Ojciec dosta� wezwanie do wojska i to by�y
ostatnie
chwile, jakie prze�yli razem. Rodzice siedzieli na �awce pod grusz� i cicho ze
sob� rozmawiali. On
przykucn�� przy �awce i przys�uchiwa� si� rozmowie. Tylko dziewczynki ochoczo
bawi�y si� w
klasy. W g��bi obrazu wida� by�o niewielki dom o bia�ych �cianach, na tle
kt�rych r�owia�y
wysokie malwy i p�on�y czerwieni� georginie. By� to niezapomniany widok.
Pawe� wiedzia�, co mia�o nast�pi� i ch�tnie uciek�by od tego, ale by� nadal
bezsilny. Widocznie
musia� jeszcze raz przej�� przez t� straszliw� gehenn� i na nowo prze�y�
wszystko to, co widzia� na
ekranie. Przesuwaj�ce si� obrazy by�y wiernym odtworzeniem nie tylko tamtych
zdarze�, ale
przypomina�y mu stan psychiczny, w jakim si� w�wczas znajdowa�. Tymczasem
zmieni� si� obraz
na ekranie. Przez zasnute dymem, nocne niebo przelatywa�y ogniste b�yskawice,
znacz�ce drog�
armatnich pocisk�w, przetaczaj�cych si� to z jednej, to z drugiej strony.
Kanonada trwa�a przez
dwie doby. Nikt nie opuszcza� domu, bo cho� nie stanowi� on ochrony przed
kulami, to jednak
dawa� z�udzenie bezpiecze�stwa. W jego �cianach nie by�o s�ycha� �wistu
przelatuj�cych kul i nie
odczuwa�o si� podmuchu wiatru wywo�ywanego przelatuj�cymi pociskami. Wreszcie po
dw�ch
dniach ucich�a kanonada. W�e b�yskawic przelatywa�y gdzie� z boku i nie tak
cz�sto. Pawe�
wybieg� z domu, by rozejrze� si� doko�a i zaczerpn�� wody ze studni. Zaledwie
uszed� kilkana�cie
krok�w, gdy o�lepi� go blask i szarpn�� nim pot�ny wybuch, kt�ry rzuci� nim o
ziemi�.
Kiedy si� ockn��, na miejscu domu tli�y si� zgliszcza i unosi� si� s�up dymu. W
pierwszej chwili
nie wiedzia�, co si� sta�o. Wkr�tce jednak oprzytomnia� i zrozumia� wszystko.
Taka nim wtedy
ow�adn�a rozpacz, �e chcia� si� rzuci� w roz�arzone zgliszcza. Zamiarowi
przeszkodzili
uciekinierzy, kt�rzy chronili si� przed nadci�gaj�cym frontem. Nie opiera� si� i
poszed� z nimi. Nie
przesta� tylko obwinia� siebie za to, �e nie pozosta� razem z matk� i siostrami.
Dopiero kiedy min��
pierwszy szok, zrozumia�, �e w tym co si� sta�o, nie by�o jego winy. Gdyby
w�wczas wiedzieli, co
nast�pi, to wszyscy opu�ciliby mieszkanie. On przecie� nie wychodzi� z domu, aby
unikn��
�mierci. Czemu pozosta� sam jeden przy �yciu. Po tym, co si� sta�o, straci�
nadziej�, �e ujrzy
jeszcze kiedy� ojca.
V
W tunelu zrobi�o si� ciemno, tylko tajemnicze �wiat�o rozprasza�o p�mrok. Pawe�
och�on�� z
wra�enia i pocz�� zastanawia� si�, dlaczego ukazywa�y mu si� sceny sprzed
kilkudziesi�ciu lat. Co
mia�y oznacza�, o czym przypomina�? Nie potrafi� da� sobie na to odpowiedzi.
Ostatni obraz by�
bolesnym przypomnieniem jego rodzinnej tragedii, ale co mia�y znaczy� poprzednie
sceny? Tam
nie dzia�o si� nic, co dotyczy�oby jego czy jego rodziny. By� tylko niemym
�wiadkiem, kt�ry
wys�ucha� opowiada� o ludzkim nieszcz�ciu. Widocznie co� innego ��czy�o te trzy
zdarzenia. Ten,
kt�ry szuka� ukojenia w �mierci, ci, kt�rzy utracili wzrok, i on sam - wszyscy
prze�yli tragedi�. Dla
ka�dego z nich najbole�niejsz� by�a jego tragedia, ale wszystkie one musia�y
mie� jedno �r�d�o.
Pawe� b�yskawicznie dokona� por�wnania tych trzech obraz�w i nagle zrozumia� -
tym �r�d�em
nieszcz�� by�a wojna. Jakby na potwierdzenie tych my�li, na ekranie ukaza�y si�
nowe obrazy.
Pojawi�y si� gromady ludzkie, pod��aj�ce gdzie� w po�piechu, a nad nimi
samoloty, od kt�rych
odrywa�y si� drobne iskierki. To �dzielni� lotnicy strzelali do ludzi. Robili to
sprawnie, bo w
przydro�nych rowach wida� by�o tu i �wdzie zabitych i rannych, wij�cych si� z
b�lu. Samoloty
tymczasem ko�owa�y i powietrzni piraci popisywali si� celnymi strza�ami. A
przecie� ci, co
strzelali i ci, kt�rzy si� przed nimi chronili, nie mieli do siebie �alu. Nawet
si� nie znali. Gdyby nie
wojna, ka�dy z nich �y�by swoim �yciem. Gdyby si� spotkali w innych
okoliczno�ciach, to mo�e
nawet by si� ze sob� zaprzyja�nili. Nie byli mordercami ci piloci. Strzelali do
bezbronnych, bo tak
im kazali ich przyw�dcy. Ca�a ta w�dr�wka ludzi by�a jakim� z�owrogim preludium
wojennym.
Obrazy pocz�y przesuwa� si� teraz coraz szybciej i ukazywa� ca�� groz� wojny.
Nie by�a to
historia walki, lecz pokaz zniszcze� gospodarczych i cierpie� ludzkich. Tote�
nie by�o w tym
wszystkim �adnej chronologii. Jakby dla podkre�lenia ca�ej grozy ukazywa�y si�
wsie i miasta
zadbane i t�tni�ce �yciem, a potem ich zgliszcza i ruiny, zabici i ranni. Pawe�
ujrza� Warszaw�,
tak� jak� raz widzia� przed wojn�, a potem miasto zasnu�o si� chmur� dymu, z
kt�rej wytryska�y
s�upy ognia. Wreszcie kiedy dymy opad�y, nie by�o ju� miasta, tylko zwaliska
gruz�w, w�r�d
kt�rych b��dzi�y gromady wyn�dznia�ych m�czyzn, kobiet i dzieci. Pawe� zna� te
gruzy. By�
jednym z tych, kt�rzy odgruzowywali Warszaw�. Teraz jednak nie my�la� o tym, bo
na ekranie
pojawia�y si� inne zniszczone miasta: Leningrad, Kij�w, Londyn, Berlin, Hamburg,
Drezno wal�ce
si� pod dywanowym nalotem i wiele innych miast i osiedli. Wsz�dzie ruiny,
zgliszcza, po�ary, a na
twarzach strach i przera�enie. Wszystkie widoki wzbudza�y groz�, ale
najstraszniejszy by� widok
Hiroszimy i Nagasaki, zanikaj�cych pod atomowym grzybem. Przecie� to by� szczyt
bestialstwa.
Wojna i bez tego by�a na uko�czeniu i nie trzeba by�o mordowa� dziesi�tk�w
tysi�cy ludzi. To ju�
nie by�a wojna mi�dzy wrogimi armiami. Amok mordowania i niszczenia opanowa�
�wiat. A w tym
morderczym szale nie by�o zwyci�zc�w i zwyci�onych. Gin�li wojskowi i cywile.
Przed Paw�em
przesuwa�y si� pola bitew. Ujrza� przemarzni�tych �o�nierzy walcz�cych w�r�d
zasp �nie�nych
p�nocy i tych, kt�rych pali�o s�o�ce i d�awi� piach pustyni libijskiej. Na
ekranie pojawia�y si�
ton�ce okr�ty i p�on�ce w powietrzu samoloty. Pawe� zna� te sceny z opis�w i
film�w, ale to, co
ujrza� w tym niezwyk�ym kinie, przechodzi�o wszelkie poj�cie. To nie by�o
wyre�yserowane
widowisko, lecz okrutna prawda. Pocz�a ogarnia� go panika i nieodczuwany dot�d
strach. A
najgorsze by�o to, �e nie by�o ko�ca tych makabrycznych scen. Kiedy ju� si�
wydawa�o, �e
nadejdzie spok�j, bo zako�czy�a si� wielka wojna, wybucha�y nowe ogniska walki.
W imi� czego
zabijano si� w Korei, Wietnamie, Algerii, Afganistanie? Przed Paw�em przesuwa�y
si� migawki z
p�l bitewnych, tak �e zagubi� si� ju� w tym wirze gwa�tu, krwi i po�ogi. Nie
by�o tu wrog�w ni
przyjaci�. Byli tylko nieszcz�liwi ludzie. Takie prze�wiadczenie towarzyszy�o
Paw�owi przez
ca�e �ycie. A jednak zami�owania filologiczne i praca zawodowa przy�mi�y jego
zapa�. Teraz
u�wiadomi� sobie, �e to by�o jego zaniedbanie. I co z tego, �e zrozumia� to w
tym momencie, kiedy
by� w stanie...
VI
Pawe� tak si� pogr��y� we wspomnieniach, wywo�anych lawin� przera�aj�cych scen,
�e nie
zauwa�y�, kiedy znikn�� obraz na ekranie, a on znalaz� si� nieoczekiwanie przed
samym
tajemniczym �wiat�em. �wiat�o to l�ni�o w g�rze i mruga�o niczym gwiazda
wskazuj�ca drog�
�eglarzowi na morzu czy pielgrzymowi w�druj�cemu noc� przez pustyni�. Z
wdzi�czno�ci�
spojrza� ku g�rze, bo i on czu� si� takim w�drowcem, kt�rego zbawienna gwiazda
przeprowadzi�a
przez ciernist� drog� i przywiod�a do szcz�liwego celu. Unosi� si� teraz nad
brzegiem szerokiej
rzeki, w kt�rej jasnych wodach przegl�da�y si� r�nobarwne kwiaty rosn�ce na
przeciwleg�ym
brzegu, i b��kitne, pogodne niebo. Za rzek� rozci�ga�a si� a� po horyzont
wspania�a kraina.
Wszystko tam by�o niezwyk�e. Ca�y obszar zajmowa�a ��ka pokryta bujn� traw� i
kobiercem
kwiat�w o cudnych barwach. Wysokie drzewa wznosi�y swoje konary, tworz�c nad
ca�� krain�
zielony baldachim, nad kt�rym l�ni�a ju� tylko b��kitna kopu�a nieba, wsparta na
�ukach t�czy.
Mimo g�stwiny ga��zi wznosz�cych si� nad ��k�, z g�ry sp�ywa�o �agodne �wiat�o.
W�r�d tych
drzew i kwiat�w porusza�y si� istoty ludzkie. M�czy�ni i kobiety, starzy,
m�odzi i ma�e dzieci.
Ludzie ci byli pogodni i u�miechni�ci. Wida� by�o, �e nie dr�czy�y ich �adne
cierpienia ni troski.
Jedni spacerowali samotnie lub ma�ymi grupkami, inni siedzieli w�r�d kwiat�w,
zaj�ci swoimi
my�lami, m�odzie� hu�ta�a si� na ga��ziach lub unosi�a si� w przestrzeni. Ma�e
dzieci zabawia�y si�
w swoim gronie. Ze zdziwieniem i zarazem rado�ci� Pawe� rozpozna� w�r�d nich
swoje dwie
m�odsze siostrzyczki, kt�re bawi�y si�, jak bywa�o przed wojn�. Wida� w tej
krainie zatrzyma� si�
czas. Mieszka�cy jej nie starzeli si�, tylko trwali w takim wieku, w jakim tam
przybyli. Nie tylko
ludzie, ale i ca�a przyroda zdawa�a si� nie podlega� jakimkolwiek przemianom.
Nigdzie nie by�o
wida� wygniecionej suchej trawy czy po�amanych zwi�dni�tych kwiat�w. Drzewom ani
ludziom
nie towarzyszy�y cienie, tote� Pawe� nie m�g� oprze� si� wra�eniu, �e znalaz�
si� na skraju
legendarnych P�l Elizejskich. Poczu� nagle t�sknot� do tego raju, od kt�rego
oddziela�a go szeroka
rzeka. Gdy jednak zapragn�� przelecie� nad srebrnymi wodami, wstrzyma�a go jaka�
niewidzialna
si�a. R�wnocze�nie pos�ysza� cichy, ale wyra�ny g�os, sp�ywaj�cy z promieniami
przewodniej
gwiazdy, kt�ra go tu przywiod�a. Taki g�os s�ysza� nieraz we �nie i teraz
podczas odwiedzin w
salach szpitalnych - g�os bezd�wi�czny, a wyra�ny, wydobywaj�cy si� z jakiej�
nieokre�lonej
przestrzeni. Pawe� s�ucha� w skupieniu, a g�os m�wi�:
- Jeszcze nie pora. I ty tam p�jdziesz na jaki� czas, aby odpocz�� po trudach
�ycia i nabra� si� do
dalszej w�dr�wki, ale nie po to przeszed�e� gehenn�, by si� zadr�cza�
wspomnieniami i przej�� z
nimi do innego �ycia. Wracaj do swojego cia�a i opowiedz innym, co� tu widzia�.
Przypomnij im,
co to wojna, bo jedni nie wiedz�, inni zapomnieli, a jeszcze inni zag�uszyli w
sobie sumienie i
wyszukuj� preteksty, by rozp�ta� now� wojn�.
Zdziwi� si� Pawe�, kiedy us�ysza� te s�owa, bo jaki wp�yw m�g� mie� on na
wielkorz�dc�w tego
�wiata. Tajemniczy g�os, jakby czyta� w jego my�lach, bo natychmiast po�pieszy�
z odpowiedzi�.
- Wiadomo, �e ty jeden �wiata nie przebudujesz, ale nie jeste� sam. Do��cz do
tych, co brzydz� si�
wojn�. Im b�dzie was wi�cej, tym pr�dzej zwyci�ycie. Nie doczekasz ty pokoju,
to doczekaj� go
twoje dzieci czy wnuki i tw�j wysi�ek nie b�dzie daremny. Aby ludzie dali wiar�
twoim s�owom,
powt�rz te�, co ci przeka�e ten, kt�ry tu pozostanie. B�d� jego pos�em. W tym
momencie Pawe�
zauwa�y� stoj�cego listonosza, kt�ry od lat przynosi� mu poczt�. Zdziwi�o go to
spotkanie, ale nie
by�o czasu na rozmow�. Listonosz sam opowiedzia�, jak do tego dosz�o, �e tu si�
znalaz�, po czym
przep�yn�� ponad rzek� do krainy jasno�ci, a tajemniczy g�os odezwa� si�
ponownie.
- �piesz si�, bo operacja sko�czona. Po tych s�owach jaka� si�a wypchn�a Paw�a
z tunelu i straci�
wszelk� �wiadomo��.