5028

Szczegóły
Tytuł 5028
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5028 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zefowicz Tadeusz Na pograniczu I Pawe� le�a� na w�zku przed sal� operacyjn�. Na korytarzu obok niego ci�gle kto� przechodzi�, to przeje�d�a� jaki� w�zek i by�o s�ycha� ciche, prawie szeptem wymawiane s�owa. Z dalszej cz�ci korytarza dochodzi�y g�o�niejsze rozmowy i odg�os rozstawianych talerzy. W szpitalu by�a pora �niadaniowa. Wszystko to dzia�o si� jednak jakby w innym �wiecie. A mo�e to on, Pawe�, znajdowa� si� w innym �wiecie. Teraz dopiero pocz�� zastanawia� si�, w jaki spos�b tu si� znalaz�. Kiedy po�egna� swoich go�ci z nieznanej planety, d�ugo rozmy�la� nad t� nies�ychan� tragedi�, a� ogarn�� go bezw�ad. Potem poczu� gwa�towne bicie serca i zrobi�o mu si� gor�co, a czo�o zrosi� zimny pot. Za�y� tabletk�, jaka zwykle przynosi�a mu ulg�, ale i to nie wp�yn�o na popraw� jego samopoczucia. Wprost przeciwnie. Czu� si� coraz gorzej i zacz�� go ogarnia� dziwny l�k. Z ostatkiem si� podszed� do telefonu i zadzwoni� do swojego lekarza. By�o par� minut po sz�stej i lekarz w�a�nie wybiera� si� do pracy. Mieszka� niedaleko, tote� wkr�tce zjawi� si� u Paw�a. Kiedy spojrza� na niego i zapozna� si� z dolegliwo�ciami, nawet go nie bada�, tylko da� mu zastrzyk i zabra� ze sob� do szpitala. W szpitalu badanie by�o kr�tkie. I oto le�a� teraz na ruchomym ��ku przed sal� operacyjn�. By�o mu ca�kiem oboj�tne, co si� z nim stanie. Gdyby mu powiedziano, �e za chwil� opu�ci ten �wiat, nie zmartwi�by si� tym wcale. Zapewne czu� si� tak pod wp�ywem zastrzyku, jaki dosta� zanim umieszczono go na tym w�zku. Chcia�by jeszcze zobaczy� swoje dzieci i wnuki, ale je�li nie zd��� przyjecha� przed jego odej�ciem, to wida� tak musi by�. Przypomnia� sobie, z jak� determinacj� Doranno i Wirulla s�uchali straszliwych wiadomo�ci o losach swoich najbli�szych i ca�ej planety. Gdzie oni byli teraz i co porabiali. Dla niego oni istnieli ju� tylko we wspomnieniach, tak jak jego �ona, rodzice, siostry, przyjaciele i wszyscy znajomi, kt�rzy odeszli z tego �wiata. W�a�ciwie co on wiedzia� teraz o nich. Ci, co pomarli i ci, kt�rzy odlecieli na dalek� planet�, odeszli na zawsze. Doranno i Wirulla przeszli do innego �ycia. Czy nie to samo m�wi si� o tych, kt�rzy odeszli na tamten �wiat? By� mo�e Doranno i Wirulla lub ich dzieci czy wnuki przylec� kiedy� na ziemi�, ale nie spotkaj� si� z nim, Paw�em, tylko z innymi lud�mi. Mo�e tak samo ci, kt�rzy pomarli, odrodz� si� kiedy�, ale i z nimi on nigdy si� nie zobaczy. Sk�d zreszt� wiadomo, �e to b�d� ci sami, kt�rzy kiedy� ju� �yli. �eby si� jednak o tym przekona�, trzeba rozsta� si� z �yciem i przej�� na drug� stron�. Paw�owi nagle wyda�o si� to takie proste i naturalne, �e zapragn�� przedosta� si� na tamten �wiat. Nigdy nie wyobra�a� sobie miejsca wiecznego szcz�cia, spokoju i bezczynno�ci. Tym bardziej nie m�g� sobie wyobrazi� miejsca wiecznej kary. Obce mu by�o poj�cie wiecznego bytu w jednostajno�ci, ale te� nie m�g� pogodzi� si� z my�l�, �e po �mierci nie pozostanie po nim nic pr�cz gar�ci prochu i stopniowo zanikaj�cego o nim wspomnienia. To wszystko by�o dla niego niezrozumia�e. Dalsze rozwa�ania zm�ci�y g�osy kilku os�b zbli�aj�cych si� do jego w�zka. - Jak pan si� czuje? - spyta�a m�oda, s�dz�c z g�osu, kobieta, kt�ra przedstawi�a si� wcze�niej jako anestezjolog. Czu� si� dobrze. Nic go nie bola�o, nie mia� �adnych l�k�w, nie dociera�o nawet do jego �wiadomo�ci, �e czeka go powa�na operacja. Tymczasem zauwa�y�, �e jego w�zek zacz�� przesuwa� si� w stron� sali operacyjnej. Zorientowa� si�, �e nadesz�a decyduj�ca chwila. Nie czu� obawy. By� spokojny jak dotychczas, a jednak pod�wiadomie doznawa� dziwnego uczucia. By� to niepok�j, wywo�any nie strachem o siebie, lecz raczej ciekawo�ci�. Takie podniecenie odczuwa�, kiedy przyst�powa� do egzamin�w. Wiedzia�, �e by� dobrze przygotowany, a jednak gdzie� w g��bi duszy tkwi� okruch niepewno�ci i ciekawo�ci. Teraz nie my�la� o gro��cej mu �mierci, ale r�wnie� by� ciekawy, jak b�dzie przebiega� ca�a operacja i co b�dzie odczuwa�, kiedy nast�pi koniec. Tymczasem przygotowywano go do zabiegu. Nigdy w �yciu nie le�a� na stole operacyjnym i nie bardzo zdawa� sobie spraw�, co si� z nim dzia�o. Co� do niego m�wiono, na co odpowiada� mechanicznie, nie zwracaj�c nawet uwagi, o co go pytano i czy jego odpowiedzi by�y logiczne. Wiedzia�, �e przymocowano go do sto�u, umyto klatk� piersiow� i pod��czono jakie� w�yki. Odezwa�y si� sygna�y d�wi�kowe, poczu� kilka uk�u� i g�osy otaczaj�cych go os�b pocz�y si� oddala�, a on sam zapad� w g��bok� przepa��. Nie potrafi� okre�li� stanu, w jakim si� znajdowa�. Zupe�nie straci� poczucie �wiat�a, nie s�ysza� �adnych odg�os�w, nie czu� nic poza �wiadomo�ci�, �e istnieje. Nie zatraci� r�wnie� pami�ci. Nie zdawa� sobie jednak sprawy, jak d�ugo to trwa�o i kiedy popad� w stan ca�kowitej nie�wiadomo�ci. Nagle poczu�, �e jaka� si�a podrzuci�a go do g�ry tak, �e min�� osoby stoj�ce doko�a sto�u operacyjnego i zawisn�� pod sufitem. Nie wiedzia�, jak to si� sta�o, ale le�a� na wznak w powietrzu, niczym na wygodnym ��ku. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e mia� ca�kiem bystry wzrok i widzia� doskonale najdrobniejsze szparki na suficie. Pod sob� s�ysza� rozmow�, jak� prowadzili operuj�cy go lekarze, kt�rzy nawet nie zauwa�yli, jak obok nich przelatywa�. Jak mogli go operowa�, kiedy on znajdowa� si� ponad nimi, wreszcie jak si� tu dosta� i czemu nie opada�. Lekarze zdawali si� go nie dostrzega�, jakby by� niewidzialny. Wszystko to by�o jakie� dziwne i niezrozumia�e. Obr�ci� si� twarz� ku do�owi i ze zdumieniem zauwa�y�, �e cho� znalaz� si� pod sam� lamp�, nie odczuwa� bij�cego od niej ciep�a i nie widzia� swojego cienia, kt�ry powinien j� zas�ania�. Ujrza� za to swoje cia�o le��ce na stole operacyjnym i kilka os�b krz�taj�cych si� doko�a. W otwartej klatce piersiowej lekarz dokonywa� jakiego� zabiegu. Wida� by�o, �e wszyscy byli skupieni, powa�ni i bardzo zm�czeni. Co chwila pada�y jakie� polecenia, kt�rych nie rozumia�. Za ka�dym poleceniem lekarza siostra asystuj�ca podawa�a jakie� b�yszcz�ce narz�dzie. Nie rozumia� te�, czemu wszyscy ci ludzie tak si� troszczyli. Chcia� nawet powiedzie� im, by odpocz�li, lecz nie m�g� wydoby� g�osu. Znalaz� si� wi�c w niezwyk�ej sytuacji. Na stole operacyjnym le�a�o jego cia�o, jak wida� z dzia�ania personelu medycznego, jeszcze �ywe, ale pozbawione wszelkiej �wiadomo�ci i czucia. �wiadomym wszystkiego by� on, kt�ry unosi� si� w powietrzu, widzia�, s�ysza�, zachowa� dobr� pami��, ale sam by� lotn� postaci� utkan� ze srebrzystej mgie�ki, niewidzialn� dla tych, kt�rzy m�czyli si� nad jego cia�em. Nie m�g� z nimi nawi�za� �adnego kontaktu. Po prostu dla nich nie istnia�. Zauwa�y� przy tym, �e wszelkimi ruchami swojej mglistej postaci nie kierowa� wysi�kiem fizycznym. Wysi�ek fizyczny by� mu niepotrzebny i w og�le nie istnia�. Dla spe�nienia jakiego� czynu wystarczy�a tylko jego wola. Unosi� si� teraz nad ca�ym zespo�em lekarzy operuj�cych jego cia�o. Jego srebrzyste d�onie ociera�y im pot z czo�a i �ciska�y im r�ce, bo w ten spos�b chcia� doda� im otuchy i podzi�kowa� za trud. Zauwa�y� przy tym, �e cho� pot pozosta� na twarzach, to jego uczucie wdzi�czno�ci jakby przynosi�o im ulg�. Niczego wi�cej nie m�g� dla nich uczyni�, a �e nie interesowa�o go jego cia�o, pocz�� kr��y� doko�a sali. Szybko przyzwyczai� si� do nowych warunk�w, jakby by�y czym� naturalnym. Bawi�o go przelatywanie z okna na lamp�, od drzwi do szafy, a nawet siada� swobodnie na ramieniu lekarza i przygl�da� si� jego pracy. Nagle zauwa�y�, �e w miejscu gdzie by�o okno, rozsun�a si� �ciana i ukaza� si� ciemny, obszerny tunel, na ko�cu kt�rego widnia�o jasne, ale �agodne �wiat�o. Czyta� kiedy�, �e ludzie b�d�cy na pograniczu �ycia i �mierci miewali podobne zwidzenia, postanowi� wi�c zag��bi� si� w mrokach tunelu, by przekona� si�, jaki b�dzie koniec tej przygody. II Za Paw�em jakby zatrzasn�y si� drzwi dotychczasowego istnienia. Znikn�o jego cia�o, znikli lekarze, znikn�a sala operacyjna i pozosta� ciemny tunel prowadz�cy ku owemu tajemniczemu �wiat�u. Znajdowa� si� w dziwnym stanie. Zdawa� sobie spraw� z niezwyk�o�ci sytuacji, w jakiej si� znajdowa�, a jednak czu� si� bezpiecznie tu w ciemnym nieznanym tunelu. Nie stara� si� nawet wp�ywa� w jakikolwiek spos�b na sw�j los, tylko biernie poddawa� si� temu, co mia�o nast�pi�. Nie odczuwa� �alu za �yciem ani �adnego l�ku o to, co go mog�o spotka�. Jedynym uczuciem, jakie nim ow�adn�o, by� jaki� niewypowiedziany b�ogi spok�j i ciekawo�� tego, co mia�o nast�pi�. Bezwiednie p�yn�� �rodkiem tunelu, d���c niejako do swego przeznaczenia. Nagle zauwa�y� w bocznej �cianie wg��bienie zako�czone szklanymi drzwiami. R�wnocze�nie jaka� si�a nakaza�a mu zobaczy�, co si� za nimi znajduje i natychmiast znalaz� si� w szpitalnej sali. Sta�o w niej 10 metalowych, bia�ych ��ek. Pomi�dzy nimi przesuwa� si� m�czyzna w bia�ym fartuchu, kieruj�c si� ku jednemu z pacjent�w. - Nie mo�e pan si� wysika�? Zaraz temu zaradzimy. Sanitariusz podszed� do ��ka, na kt�rym le�a� m�czyzna lat mo�e oko�o 60. - Nie mia� pan czasami w m�odo�ci trypelka? W p�niejszych latach lubi si� to tak m�ci� na cz�owieku. - Nic z tych rzeczy. Po prawdzie nawet nie by�o okazji si� o to postara�. Teraz po operacji przepukliny nie mog� odda� moczu. Pytanie by�o bez znaczenia. Sanitariusz zada� je, by powiedzie� co�, co mia�o go zbli�y� do pacjenta, a zarazem wykaza�, �e tu, w szpitalu, nie potrzeba si� niczym kr�powa�. Odkry� ko�dr� i przyst�pi� do wykonywania swych czynno�ci. Tymczasem pacjent czy to dla zapomnienia o niemi�ym zabiegu, czy te� z potrzeby wyrzucenia z siebie goryczy zacz�� m�wi�. Zrazu niby do sanitariusza, a potem chyba do samego siebie i pozosta�ych pacjent�w. - Pan jest m�odym cz�owiekiem i �yje w innym �wiecie. Kiedy ja by�em w pa�skim wieku, zabrali mnie do wojska. Tamto wojsko to nie to, co dzisiaj. Wys�ali cz�owieka gdzie� na Sybir, z daleka od kraju, od swoich i to na kilka lat. - Ale wypuszczali was chyba z koszar, �eby sobie przygrucha� jak�� babk�? - przerwa� mu sanitariusz, rad, �e pacjent nie my�la� o zabiegu. - Pewnie. Na przepustk� mo�na by�o wychodzi�, ale co z tego. Ma�a tatarska miejscowo��. Dziewczyny na mie�cie nie u�wiadczy�e�, a je�eli, to zawsze pod opiek�. Kiedy� poszli�my nawet ca�� paczk� do domu publicznego. Ta ich burdelmama przyprowadzi�a nam ca�� gromad� nagich dziewczyn do wyboru, do koloru. Niekt�re nawet tak z twarzy wygl�da�y ca�kiem do rzeczy, ale poza tym nie by�o czym si� zachwyca�. Jedne jako� nalane i t�uste, inne zn�w jak ko�ciotrupy, a wszystkie jak jedna mia�y wygolone �cipki� do go�ej sk�ry. Tote� odesz�a nas ch��, ku wielkiemu zdziwieniu ich szefowej. Wszystkie by�y wygolone jak nale�y, co u nich uchodzi�o widocznie za szczyt elegancji, a my�my nie chcieli. Na sali zapanowa�a cisza. Dopiero kiedy opowiadaj�cy przesta� m�wi�, s�siad z najbli�szego ��ka zauwa�y� �artem: - A to ci pech. Prawdziwe nieszcz�cie. - Co pan wie o nieszcz�ciu. �ycz� panu, �eby pan nie mia� wi�kszych nieszcz��, jak takie, o kt�rym opowiedzia�em. Sanitariusz zako�czy� zabieg i opu�ci� sal�. Starszy cz�owiek chwil� odpoczywa�, jakby nabiera� si� do dalszego opowiadania. - Je�li chce pan wiedzie�, m�ody cz�owieku, co to jest nieszcz�cie, to pos�uchaj pan, co opowiem. W wojsku za dobre sprawowanie dosta�em 7 dni urlopu. Niby to nie tak ma�o, ale z tamtych koszar do Polski te� niema�a droga. Urlopu wystarczy�oby akurat na tyle, �eby pojecha� do domu, uca�owa� klamk� i wr�ci� do koszar. Razem ze mn� dosta� r�wnie� 7 dni urlopu jeden Ukrainiec. Na imi� mu by�o Borys. Dobre ch�opisko, tote� zaprzyja�nili�my si� ze sob� szczerze. Kiedy dowiedzia� si�, �e mam urlop tak samo jak on, zaproponowa� mi, bym pojecha� razem z nim do jego domu. Mieszka� na Ukrainie, gdzie� nad Donem. Z Azji te� kawa� drogi, ale nie tak daleko, jak do Polski. By�em mu wdzi�czny za to zaproszenie i pojechali�my razem. Mia� �adne gospodarstwo i �adn� �on�. Ucieszy�a si� na nasz widok i cz�stowa�a, czym tylko mog�a. Byli�my zm�czeni podr�, tote� zaraz po kolacji poszli�my spa�. Wkr�tce te� zasn��em. Nie wiem, kt�ra mog�a by� godzina, kiedy poczu�em, �e obejmuj� mnie czyje� ramiona, a policzki pal� mnie od poca�unk�w. To by�a Paraska, �ona Borysa. Wszystko to nast�pi�o tak nagle i niespodziewanie, �e sam nie wiem, kiedy zwarli�my si� i zacz�li�my si� kocha�. - Dobrze si� panu trafi�o - odezwa� si� kto� ze sali. - Dobre �arcie i ciep�a kobitka do ��ka. Te� bym chcia� taki urlop. - Tak samo m�wi� na drugi dzie� Borys, kiedy si� z nim �egna�em. Namawia� mnie, �ebym pozosta�. Wiedzia�, �e �ona sp�dzi�a ze mn� noc. Znalaz�em si� w g�upiej sytuacji, ale on nie mia� do mnie o to �alu. Jak mi powiedzia�, by� impotentem, a ona m�oda, zdrowa i potrzebowa�a m�czyzny. Ucieszy�aby si�, gdyby zasz�a w ci���. - I pan wyjecha�? Ale frajer z pana - odezwa� si� ten sam g�os, co poprzednio. - Tak pan uwa�a? W jakim charakterze mia�em tam pozosta�? Rozp�odowcem by� nie chcia�em, a kochankiem �ony przyjaciela - nie mog�em. M�wi�em, �e Paraska by�a �adn� kobiet�. Co by by�o, gdybym pozosta� d�u�ej i by�my si� w sobie zakochali? Nie wiem, jak Borys i jego �ona rozwi�zali sw�j problem. Zreszt�, jak si� okaza�o, czeka� mnie w�asny problem i w�asne nieszcz�cie. - Wr�ci�em z wojska i po kilku latach o�eni�em si�. �ona by�a dobra, zgrabna i �liczna. Jak my�my si� kochali! Widocznie jednak nie dane mi by�o d�ugo cieszy� si� szcz�ciem. Wybuch�a pierwsza wojna, zabrali mnie do wojska, wys�ali na front i w kt�rej� potyczce dosta�em ran� w okolicy j�der i kilka drobniejszych. Front przesun�� si� na wsch�d, ja dosta�em si� do niewoli niemieckiej, ale po wyleczeniu ran pu�cili mnie do domu. - Bez jajek. - Znowu przerwa� ten sam pacjent. - J�dra pozosta�y, lecz martwe. Sta�em si� impotentem, jak Borys. Czemu wtedy nie zgin��em?... - Wr�ci�em do domu i powiedzia�em o wszystkim �onie. Cho� dusza rwa�a mi si� w strz�py z rozpaczy, wyrazi�em zgod� na rozw�d i poradzi�em, by poszuka�a sobie innego, prawdziwego ch�opa. ona si� pop�aka�a i o�wiadczy�a, �e nie chce nikogo innego i �e mnie nie opu�ci do �mierci. B�dzie si� modli� i na pewno odzyskam swoj� m�sk� si��. Ka�dy promyk nadziei jest drogi. Ja te� uczepi�em si� tej nadziei. Czego to ja nie wyczynia�em! Chodzi�em z �on� do ko�cio�a, nie opu�ci�em �adnego odpustu, pi�em zi�ka, kaza�em nawet sobie odczynia� uroki, nie by�o lekarza czy znachora, kt�rego bym nie odwiedzi�. Si�a m�ska jednak nie wr�ci�a. Utwierdza�a si� natomiast m�ska decyzja, �e musz� si� usun��, by nie dr�czy� siebie i �ony. �al by�o patrze� na moj� �on�. By�o jej brak m�czyzny, to prawda, a do tego widzia�a moj� udr�k�. Kocha�a mnie jak dawniej i tym wi�ksza by�a jej zgryzota. Nadal spali�my razem. My�leli�my, �e nasze zbli�enie pobudzi we mnie m�sko��, ale to tylko odbiera�o nam wszelk� nadziej�. ona mimo wszystko nie szuka�a zbli�enia z obcymi m�czyznami, cho� bym jej tego nie broni�. Widzia�em, jak si� m�czy, a ona widzia�a, jak ja si� m�cz�. Cierpieli�my oboje: ja z powodu niej, ona z powodu mnie. Takie �ycie na dalsz� met� sta�o si� nie do zniesienia. Wiedzia�em, �e s�siad, m�j dobry przyjaciel, godnie by mnie zast�pi�. Kiedy nas odwiedza�, �ona jako� rumieni�a si�, to blad�a na przemian i czym pr�dzej wyszukiwa�a sobie zaj�cie w innym pokoju albo sz�a do sypialni, bo nagle dostawa�a b�lu g�owy. Nie by�o rady. Musia�em si� usun�� i to w taki spos�b, by nie wzbudzi� podejrze�. - By�o to podczas wojny bolszewickiej. Dzi�ki znajomym postara�em si� o wezwanie do wojska. Musia�em tak uczyni�, by przekona� �on�, �e id� nie z w�asnej woli. Przy po�egnaniu poprosi�em przyjaciela, by zaopiekowa� si� �on� na wypadek mojej �mierci. Uda�o mi si� przedosta� na front. My�la�em, �e zgin� w boju i sko�czy si� moja udr�ka, jak� zgotowa�a ni poprzednia wojna. Niestety nie zgin��em, ale uda�o mi si� uwolni� od siebie moj� �on�. Wszyscy �o�nierze mieli numery identyfikacyjne. Ot� uda�o mi si� zamieni� m�j numer z �o�nierzem, kt�ry poleg� obok mnie. �on� powiadomili o mojej �mierci. Ja tymczasem dosta�em si� do niewoli, a z czasem do pracy w lasach syberyjskich. W czasie wojny z Niemcami zg�osi�em si� do polskiej armii, ale tak�e nie zgin��em. Z wojskiem polskim wr�ci�em pod przybranym nazwiskiem do kraju i �yj� sobie w swojej le�nicz�wce po�r�d zwierzyny le�nej, ptak�w i drzew, a w pobliskiej wiosce �yje moja �ona, kt�ra po mojej rzekomej �mierci wysz�a za mojego przyjaciela. Cz�sto w lesie spotykam ich wnuki, kt�re nic o mnie nie wiedz�. Pokazuj� im, gdzie s� �adne jagody czy grzyby i to jest ca�a moja pociecha w nieszcz�ciu, jakiego dozna�em przez t� przekl�t� wojn�. III Pawe� ponownie znalaz� si� w tunelu. Nie zauwa�y� nawet, w jaki spos�b znikn�a sala szpitalna i ci wszyscy chorzy. Natomiast przypomnia� sobie, �e chyba przed p� wiekiem by� rzeczywi�cie w szpitalu na obserwacji z powodu jakiej� dolegliwo�ci. By�o wtedy podejrzenie o zatrucie czy co� takiego. W ka�dym b�d� razie nie musia�o by� nic wa�nego, skoro dawno o tym zapomnia�. By�o to kilka lat po wojnie i cz�owiek, kt�ry opowiada� t� histori�, na pewno ju� odszed� ze �wiata �yj�cych wraz ze swoj� tragedi�. Przecie� wtedy mia� ponad 60 lat. Dlaczego w�a�nie teraz si� przypomina� i opowiada� na nowo swoj� tragedi�? Pawe� pami�ta� i prze�ywa� ka�de s�owo, jakby ca�a scena odegra�a si� naprawd�, tylko s�owa wymawiane teraz brzmia�y jako� dziwnie, jakby by�y tylko echem brzmi�cym w jego pami�ci. Na dalsze rozwa�ania nie by�o czasu, bo zauwa�y� now� wn�k� w �cianie tunelu i jak poprzednio szklane drzwi. Bez �adnego wysi�ku przedosta� si� przez nie i znalaz� si� znowu w szpitalnej sali. Jak poprzednio zawisn�� pod sufitem po�rodku pokoju, sk�d mia� dobry widok na wszystko, co si� dzia�o doko�a. Tym razem by� to niedu�y pok�j, w kt�rym sta�y 4 ��ka. Dwa przy drzwiach, a dalsze dwa przy oknie. Obok ka�dego ��ka sta�a nocna szafka i taboret, po�rodku niedu�y st�, a w k�cie umywalka. Dw�ch pacjent�w pochyla�o si� nad szachownic�, stoj�c� na stole. Na jednym ��ku obok drzwi le�a� m�czyzna z banda�em na oczach. Po drugiej stronie siedzia� na swoim ��ku czwarty m�czyzna. By� to na wygl�d stary, zgarbiony cz�owiek, z twarz� pokryt� zmarszczkami i bliznami. Jedno oko mia� zaci�gni�te bielmem, a zamiast drugiego - oczod� zakryty powiek�. Rzadkie siwe w�osy opada�y bez�adnie na czo�o poorane jak ca�a twarz bruzdami. Pawe� ze zdziwieniem przypomnia� sobie, �e zna� ten pok�j i tych ludzi. Przecie� on tam kiedy� by�, kiedy zachorowa� na zapalenie spoj�wek. Nieraz grywa� w szachy z s�siadem spod okna. By� na obserwacji, bra� zastrzyki, chodzi� na r�ne zabiegi, ale nie musia� le�e� w ��ku, tak samo jak jego partner szachowy. Jak si� ten partner nazywa� i tamci dwaj pozostali? Pawe� przez moment si� zastanawia�. Wkr�tce jednak wszystko si� wyja�ni�o, bo odezwa� si� m�czyzna siedz�cy na ��ku. - G�bu�, o�wici� no mi papirosa. M�czyzna nazwany G�busiem wsta� od szach�w, wzi�� zapalniczk� i podszed� do wo�aj�cego. Ten pochyli� g�ow� do przodu, przypali� papierosa i zakrztusi� si� od silnego kaszlu. G�bu� sta� przy nim chwil�, jakby ba� si�, �e stanie mu si� co� z�ego i b�dzie musia� pospieszy� z pomoc�. Kiedy kaszel ust�pi�, powiedzia�: - Musi pan przesta� pali�, panie Jo�czyk, albo przynajmniej pali� �agodniejsze papierosy, bo ten kaszel pana dobije. I tak dziwne, �e nie goni� nas z tym paleniem. - Nie b�j sie, G�bu�. Jeszcze ciebie na �wiecie nie by�o, to jo ju� poli�em i to papirosy nie z taki lichy machory, jak ta. We wsi zawsze znalaz�o sie troche samosiejki, a jak nie by�o, to sie poli�o li�cie z wi�ni, burok�w czy insze. No i jako� �yje. �eby nie te oczy, to jeszcze by�oby galancie, ale jak cz�owiek �lepy, to cho� sie ino obwiesi�. Podczas ostatnich s��w Jo�czyka do pokoju wesz�y dwie osoby. Pawe� przypomnia� sobie, �e by� to przedstawiciel zwi�zku niewidomych z przewodniczk�. Panowa� w tamtych latach zwyczaj, �e skoro tylko dowiedziano si� o przypadku �lepoty, natychmiast szed� do szpitala przedstawiciel zwi�zku niewidomych, by zaznajomi� si� z tym przypadkiem. Dzi�ki takim odwiedzinom �wie�o ociemnia�y dowiadywa� si� o organizacji, kt�ra mu przychodzi�a z pomoc�. Tak by�o i tym razem. Kiedy Jo�czyk zako�czy� swoj� przemow� beznadziejnym wnioskiem, przybysz powiedzia�, �e jest przedstawicielem zwi�zku niewidomych �e ma na imi� Kazimierz i r�wnie� straci� wzrok. Mimo to nie my�li si� wiesza�. Po chwili wywi�za�a si� o�ywiona rozmowa. Zw�aszcza m�czyzna z obanda�owanymi oczami, kt�ry dotychczas robi� wra�enie �pi�cego, by� ni� bardzo poruszony. Okaza�o si� bowiem, �e tak przedstawiciel zwi�zku, jak i on byli ofiarami wojny. Tamten straci� wzrok w powstaniu warszawskim, a on przy odbudowie Warszawy. Podczas prac remontowych natrafi� na niewypa�. - �eby mnie cho� zabi�o - zako�czy� swoje opowiadanie - to mia�bym spok�j, a bez oczu jak tu �y�. Nasta�a chwila milczenia, kt�r� przerwa� Kazimierz. - Nie dziwi� si�, �e jeste�cie panowie za�amani, ja te� taki by�em, lecz nie jest tak �le. - Tylko niech pan nie wmawia, �e cz�owiek �lepy jest szcz�liwszy od widz�cego. Zaledwie od kilku dni nie mam oczu, a ju� s�ysza�em takie brednie. - I ja to kiedy� s�ysza�em - przerwa� Kazimierz. - Kiedy� nawet w rozdra�nieniu powiedzia�em, �e jak komu� mi�a �lepota, niech sobie powybija oczy. Ale nie warto si� denerwowa�. Ludzie pocieszaj� jak mog�. Nie zachwycam si� brakiem wzroku, tylko chcia�em powiedzie�, �e trzeba si� z tym pogodzi�. Up�yn�o kilka lat od czasu wojny, a jeszcze daje si� ona we znaki. - Mnie sie da�a we znaki pirszo wojna i do dzisiej jom pamintom - odezwa� si� Jo�czyk. S�owa te zainteresowa�y Kazimierza. Ze szcz�tk�w rozmowy, jak� uda�o mu si� us�ysze� przy wej�ciu do pokoju, by� pewien, �e utrata wzroku Jo�czyka nast�pi�a w ostatnich dniach, a tu us�ysza� o pierwszej wojnie. Tote� zaciekawi� si� tym wypadkiem. - W�a�ciwie kiedy pan straci� wzrok, teraz czy w pierwsz� wojn�. - Ano zaczy�o sie w pirszom wojne, a sku�czy�o tero. Mio�em 14 lat, jak wybuch�a tamta wojna. Ojca nie paminto�em, bo jak poszed na japo�skom wojne, to z ni nie wr�ci�. Matka pracowa�a we dworze, a jak umar�a, pozostawili me z parobkim. Jak sie zbli�y� frunt, to my wszyscy pouciekali, gdzie kto m�g. Pa�stwo ze dworu wyjecha�o ju� wcze�ni. Ruskie sie wycofali, a Nimcy jeszcze nie nadeszli. Jak my z ch�opokami wr�cili z boru, gdzie my sie schowali, to we dworze nie by�o nikogo, tylko my znale�li du�o kul i starom armate. Pojedlimy sobie galancie, bo w �pi�arni jeszcze jad�a pozosta�o. A p�ni zabawilimy sie w �o�mirzy. Skierowalimy armate na takom sokore, na�adowalimy kule, �ciungnylimy drutym tam, gdzie by�a popynkano, i wystrzelilimy. Kula przesz�a ko�o sokory i zginy�a w lesie. To my nabili jeszcze roz, nacylowalimy dobrze, jeszcze mocni obciungnyli drutym i wystrzelili. Tym razym by�oby wszystko dobrze, tylko �e rozsadzi�o armate. Celowniczego i jego pumocnika rozerwa�o w kawo�ki, a my, co�my stali z boku, prze�ylimy. Jeden dosto� w rynke, drugi w noge, a mnie wybi�o jedno oko, a drugie osmali�o. Wesz�a na nie tako mg�a. Te blizny, co mom na twarzy, to ty� od tego wybuchu. Co mio�em robi�. Uciek�em ze dworu, bo sie bo�em, �e me wezmom do kozy. Na dziada by�em za m�ody i jako� mi by�o wstyd, a do roboty ty� me nikt nie chcio�. Chodzi�em od wsi do wsi, to narumbo�em drzewa, to przypilnowo�em krowy, �eby nie laz�y w szkode, to naciunem sieczki i ludzie nie dali mi zginun� z g�odu. W ku�cu by�em za pumocnika u takigo majstra. Gruntu to un ni mio�, ale sprytny by� jucha do ka�dy roboty. Potrafi� garnek zalutowa� i piec postawi�, �winie zaszlachtowa�, a i cha�upe niejednom postawi�. U niego by�em za pumocnika, niejednygo ty� sie wyuczy�em. O�yni�em sie z jego c�rkom. Nikt ji nie chcio�, bo by�a garbato, a �e jo by�em prawie �lepy, to my jako� sie dogodali i razym pyndzilimy bide. Najlepi �y�o mi sie dopiro po wojnie. Z parcelacji dosto�em kawo�ek gruntu, to kartofli nie brak�o, a i kilka kurek sie uchowa�o. Postawi�em nowom cha�upe, bo zaro po wojnie by�o du�o rozbitych dom�w po wsiach i w naszym najbli�szym mie�cie i mo�no by�o nabra� desek, cegie�, a nawet gotowych drzwi i okin. Zbiro�em po tych gruzowiskach �elastwo i oddawo�em na z�om. W pustych piwnicach by�o tyle bogactwa. To by� dobry zarobek. Kiedy� znalozem dwaj�cia pi�� motor�w na elektryke. Nie wiedzio�em, co z nimi zrobi�, to oddo�em w miejski radzie. Zabrali i tylem je widzio�. Nie dali mi nawet �odnygo papirka. O psiawiary, pomy�lo�em sobie, dom jo wom na drugi roz. Toty� jak znalozem korkownice do korkowania butelek, nie by�em taki g�upi. Rozebro�em na czyn�ci, po�amo�em na kawo�ki i oddo�em na z�om. By�y tam kawo�ki miedzi, niklu i insze kolorowe metale. Tak samo zrobi�em ze srybnymi �y�kami i �y�eczkami. Po�omo�em na kawo�ki i na z�om. Odku�em sie na tym galancie. Kupi�em sobie nawet kunia za pi�dziesiunt z�otych. Ku� by� taki, �e nadawo� sie ino do hycla, ale jak go podpas�em suchym chlebem, to jeszcze mi pociungnu� kilka tygodni. Jak zdech, ty� nie straci�em. Za samom sk�re dali mi tyle, ile zap�aci�em za niego ca�ygo. Minsa z niego je�� sie nie da�o, bo twarde i suche. Wyrzuci�em je za stodo�e. Tam jak sie muchy do niego dobra�y, to po kilku dniach m�j ku� ca�y a� sie ruszo� od robactwa. Oj, kury mia�y sie dobrze. Jak sie na�ar�y tych robok�w, to od razu lepi sie nies�y. - Wyobra�am sobie, jaki tam panowa� smr�d. - Zauwa�y� G�bu�. - Wielki mi smr�d. Tak Gembu� godosz, jak moje sumsiady. Nas�ali mi kumisje sanitarnom, zabrali mi kunia i jeszcze musio�em zap�aci� kare. Opowiadanie o kurach ob�eraj�cych si� robakami na ko�skiej padlinie nie wzbudzi�o w Pawle obrzydzenia, jak kiedy�, kiedy by� w swoim ciele. Zauwa�y�, �e teraz nie odczuwa� wra�enia na takie bod�ce, jak temperatura czy zapach. Nie odczuwa� g�odu ni pragnienia, by� oboj�tny na wszystko. Pami�ta�, jak wtedy kto�, aby zmieni� temat rozmowy, zapyta� Jo�czyka, z czego si� utrzymywa�, kiedy nie mia� z�omu. Jakby w odpowiedzi na to wspomnienie Jo�czyk opowiada�, jak dawniej. - Zawsze co� sie skombinowa�o. Po sumsiedzku by� zak�ad materia��w budowlanych. Mieli tam du�o �elaznych belek, szyn, rur i r�nygo �elastwa. Jak nie by�o z�omu, szed�em do nich z flaszkom. Robotniki przerzucili bez p�ot jednom bele abo dwie i ju� by� z�om. - A jakby kto� pozna�, �e to kradzione? - Spyta� kt�ry� ze s�uchaczy. - Jakie kradziune? Przecie to wszystko by�o nasze, bo pa�stwowe. Zresztom za ka�dym razem robotniki dostawali za fatyge flache bimbru swoi roboty. A na kierownika sk�adnicy z�omu ty� mio�em spos�b. Na takie �elazo ca�o rodzina sika�a bez kilka dni, jak wda�a sie drdza, k�adlimy je na do�ek i w tym dole polilimy ogi�. �elazo sie pogi�o, okopci�o i kto tam wiedzio�, skund je dosto�em. Trzeba by�o sobie radzi�, �eby �y�. - M�wi� pan, �e jedno oko straci� pan w pierwsz� wojn�, jak pan by� tym nieszcz�snym artylerzyst�, a co z drugim okiem? - Zainteresowa� si� Kazimierz. - M�wi�em, �e to jedno oko mi wyp�yny�o, a to drugie zasz�o mg�om. I tak coroz gorzy. Jeszcze jak �y� syn, to mio�em pumocnika, a jak zginu� od niewypa�u przy oraniu pola, to ju� ni mio�em nikogo do pumocy. D�wignu�em kiedy� cin�ki �eliwny wa�ek i zrobi�o mi sie cimno w tym pozosta�ym oku. Doktory m�wiom, �e licho nadzieja. I tak to jest. Jeszcze nie jezdem taki stary i nie by�em na wojnie, a bez niom jezdem tero �lepym dziadem bez grosza i bez pracy. IV Zaledwie przebrzmia�y ostatnie s�owa Jo�czyka, kiedy Pawe� pogr��y� si� w mroku tunelu. Zdawa� sobie spraw�, �e znajdowa� si� w jakiej� niezwyk�ej sytuacji, nie wiedzia� tylko, co o tym s�dzi�. Czy by� jeszcze po tej, czy ju� po drugiej stronie �ycia, a mo�e to by� tylko sen. Nieraz przecie� miewa� marzenia senne, �udz�co podobne do prawdziwych zdarze�. Niekt�re z nich nawet si� powtarza�y lub by�y przed�u�eniem sn�w poprzednich. Czasem by�y zniekszta�conym odbiciem rzeczywistych prze�y�. Nigdy jednak nie trwa�y tak d�ugo i zwykle urywa�y si� w momencie, kiedy u�wiadamia� sobie, �e to tylko tak mu si� �ni. Tym razem by�o jednak inaczej. To nie by� sen, to nie by�a rzeczywisto��, to nie by�o �ycie pozagrobowe. Kiedy odlatywa� z sali operacyjnej, lekarze m�czyli si� nad jego cia�em, a wi�c jeszcze �y�. Tymczasem sytuacja, w jakiej si� znajdowa� od chwili rozpocz�cia operacji, by�a niezwyk�a. Kim w�a�ciwie teraz by� i co by�o nim samym. Czy bezw�adne cia�o bez czucia, pami�ci i �wiadomo�ci, czy �wiadomo�� i pami�� zawarta w niewidzialnej dla nikogo, bezsilnej mgle. U�wiadomi� sobie, chyba jak nigdy dot�d, �e samo cia�o bez rozumu i �wiadomo�ci nie jest cz�owiekiem w ca�ym znaczeniu tego s�owa, tak samo jak nim nie jest sama �wiadomo�� i pami��. Gdzie znajdowa� si� tunel, w kt�rym swobodnie �eglowa� od jednego do drugiego obrazu z przesz�o�ci. Czy�by to by� przedsionek do innego �ycia? Nie potrafi� tego zrozumie�, ale czu� niemal instynktownie, �e by� na pograniczu �ycia i �mierci. Dalsze rozwa�ania przerwa�o nowe zjawisko. Oto poczu�, �e zako�czy� sw�j lot i zasiad� wygodnie w fotelu wisz�cym przed �cian�, kt�ra poja�nia�a, a potem zamieni�a si� w szeroki ekran. Z razu pojawi�y si� na nim m�tne zarysy nieokre�lonych bli�ej kszta�t�w, a potem ukaza� si� wyra�ny obraz. Ze zdumieniem Pawe� ujrza� znajomy sad, a w nim ca�� swoj� rodzin�: ojca, matk�, dwie m�odsze siostrzyczki i kilkunastoletniego ch�opca, w kt�rym rozpozna� samego siebie. Widok by� niezwyk�y. Widzie� samego siebie i ca�� rodzin� sprzed kilkudziesi�ciu lat, to przechodzi�o wszelkie poj�cie. Jak wygl�da�oby ich spotkanie, gdyby zjawi� si� w�r�d nich. Czy mogliby nawi�za� ze sob� kontakt? Paw�em ow�adn�o nieodparte pragnienie, by przedosta� si� do sadu, tak jak przedosta� si� do jednej i drugiej sali szpitalnej. Tym razem jednak jego pragnienie si� nie spe�ni�o. By� jakby przywi�zany niewidzialnymi pasami do niewidzialnego fotela i m�g� tylko patrze� na przesuwaj�ce si� obrazy sprzed sze��dziesi�ciu kilku lat, niby na stary, dobrze znany film. A� za dobrze zna� ten film, kt�ry zacz�� si� tak pogodnie. By�a to ostatnia niedziela sierpnia 1939 roku. Pogodny, s�oneczny dzie� i nic nie wskazywa�o na zbli�aj�c� si� po�og� wojenn�, nios�c� �mier� i zniszczenie. A jednak wszyscy byli powa�ni i jacy� zatroskani. Nic dziwnego. Psychoza wojenna wisia�a w powietrzu. Ojciec dosta� wezwanie do wojska i to by�y ostatnie chwile, jakie prze�yli razem. Rodzice siedzieli na �awce pod grusz� i cicho ze sob� rozmawiali. On przykucn�� przy �awce i przys�uchiwa� si� rozmowie. Tylko dziewczynki ochoczo bawi�y si� w klasy. W g��bi obrazu wida� by�o niewielki dom o bia�ych �cianach, na tle kt�rych r�owia�y wysokie malwy i p�on�y czerwieni� georginie. By� to niezapomniany widok. Pawe� wiedzia�, co mia�o nast�pi� i ch�tnie uciek�by od tego, ale by� nadal bezsilny. Widocznie musia� jeszcze raz przej�� przez t� straszliw� gehenn� i na nowo prze�y� wszystko to, co widzia� na ekranie. Przesuwaj�ce si� obrazy by�y wiernym odtworzeniem nie tylko tamtych zdarze�, ale przypomina�y mu stan psychiczny, w jakim si� w�wczas znajdowa�. Tymczasem zmieni� si� obraz na ekranie. Przez zasnute dymem, nocne niebo przelatywa�y ogniste b�yskawice, znacz�ce drog� armatnich pocisk�w, przetaczaj�cych si� to z jednej, to z drugiej strony. Kanonada trwa�a przez dwie doby. Nikt nie opuszcza� domu, bo cho� nie stanowi� on ochrony przed kulami, to jednak dawa� z�udzenie bezpiecze�stwa. W jego �cianach nie by�o s�ycha� �wistu przelatuj�cych kul i nie odczuwa�o si� podmuchu wiatru wywo�ywanego przelatuj�cymi pociskami. Wreszcie po dw�ch dniach ucich�a kanonada. W�e b�yskawic przelatywa�y gdzie� z boku i nie tak cz�sto. Pawe� wybieg� z domu, by rozejrze� si� doko�a i zaczerpn�� wody ze studni. Zaledwie uszed� kilkana�cie krok�w, gdy o�lepi� go blask i szarpn�� nim pot�ny wybuch, kt�ry rzuci� nim o ziemi�. Kiedy si� ockn��, na miejscu domu tli�y si� zgliszcza i unosi� si� s�up dymu. W pierwszej chwili nie wiedzia�, co si� sta�o. Wkr�tce jednak oprzytomnia� i zrozumia� wszystko. Taka nim wtedy ow�adn�a rozpacz, �e chcia� si� rzuci� w roz�arzone zgliszcza. Zamiarowi przeszkodzili uciekinierzy, kt�rzy chronili si� przed nadci�gaj�cym frontem. Nie opiera� si� i poszed� z nimi. Nie przesta� tylko obwinia� siebie za to, �e nie pozosta� razem z matk� i siostrami. Dopiero kiedy min�� pierwszy szok, zrozumia�, �e w tym co si� sta�o, nie by�o jego winy. Gdyby w�wczas wiedzieli, co nast�pi, to wszyscy opu�ciliby mieszkanie. On przecie� nie wychodzi� z domu, aby unikn�� �mierci. Czemu pozosta� sam jeden przy �yciu. Po tym, co si� sta�o, straci� nadziej�, �e ujrzy jeszcze kiedy� ojca. V W tunelu zrobi�o si� ciemno, tylko tajemnicze �wiat�o rozprasza�o p�mrok. Pawe� och�on�� z wra�enia i pocz�� zastanawia� si�, dlaczego ukazywa�y mu si� sceny sprzed kilkudziesi�ciu lat. Co mia�y oznacza�, o czym przypomina�? Nie potrafi� da� sobie na to odpowiedzi. Ostatni obraz by� bolesnym przypomnieniem jego rodzinnej tragedii, ale co mia�y znaczy� poprzednie sceny? Tam nie dzia�o si� nic, co dotyczy�oby jego czy jego rodziny. By� tylko niemym �wiadkiem, kt�ry wys�ucha� opowiada� o ludzkim nieszcz�ciu. Widocznie co� innego ��czy�o te trzy zdarzenia. Ten, kt�ry szuka� ukojenia w �mierci, ci, kt�rzy utracili wzrok, i on sam - wszyscy prze�yli tragedi�. Dla ka�dego z nich najbole�niejsz� by�a jego tragedia, ale wszystkie one musia�y mie� jedno �r�d�o. Pawe� b�yskawicznie dokona� por�wnania tych trzech obraz�w i nagle zrozumia� - tym �r�d�em nieszcz�� by�a wojna. Jakby na potwierdzenie tych my�li, na ekranie ukaza�y si� nowe obrazy. Pojawi�y si� gromady ludzkie, pod��aj�ce gdzie� w po�piechu, a nad nimi samoloty, od kt�rych odrywa�y si� drobne iskierki. To �dzielni� lotnicy strzelali do ludzi. Robili to sprawnie, bo w przydro�nych rowach wida� by�o tu i �wdzie zabitych i rannych, wij�cych si� z b�lu. Samoloty tymczasem ko�owa�y i powietrzni piraci popisywali si� celnymi strza�ami. A przecie� ci, co strzelali i ci, kt�rzy si� przed nimi chronili, nie mieli do siebie �alu. Nawet si� nie znali. Gdyby nie wojna, ka�dy z nich �y�by swoim �yciem. Gdyby si� spotkali w innych okoliczno�ciach, to mo�e nawet by si� ze sob� zaprzyja�nili. Nie byli mordercami ci piloci. Strzelali do bezbronnych, bo tak im kazali ich przyw�dcy. Ca�a ta w�dr�wka ludzi by�a jakim� z�owrogim preludium wojennym. Obrazy pocz�y przesuwa� si� teraz coraz szybciej i ukazywa� ca�� groz� wojny. Nie by�a to historia walki, lecz pokaz zniszcze� gospodarczych i cierpie� ludzkich. Tote� nie by�o w tym wszystkim �adnej chronologii. Jakby dla podkre�lenia ca�ej grozy ukazywa�y si� wsie i miasta zadbane i t�tni�ce �yciem, a potem ich zgliszcza i ruiny, zabici i ranni. Pawe� ujrza� Warszaw�, tak� jak� raz widzia� przed wojn�, a potem miasto zasnu�o si� chmur� dymu, z kt�rej wytryska�y s�upy ognia. Wreszcie kiedy dymy opad�y, nie by�o ju� miasta, tylko zwaliska gruz�w, w�r�d kt�rych b��dzi�y gromady wyn�dznia�ych m�czyzn, kobiet i dzieci. Pawe� zna� te gruzy. By� jednym z tych, kt�rzy odgruzowywali Warszaw�. Teraz jednak nie my�la� o tym, bo na ekranie pojawia�y si� inne zniszczone miasta: Leningrad, Kij�w, Londyn, Berlin, Hamburg, Drezno wal�ce si� pod dywanowym nalotem i wiele innych miast i osiedli. Wsz�dzie ruiny, zgliszcza, po�ary, a na twarzach strach i przera�enie. Wszystkie widoki wzbudza�y groz�, ale najstraszniejszy by� widok Hiroszimy i Nagasaki, zanikaj�cych pod atomowym grzybem. Przecie� to by� szczyt bestialstwa. Wojna i bez tego by�a na uko�czeniu i nie trzeba by�o mordowa� dziesi�tk�w tysi�cy ludzi. To ju� nie by�a wojna mi�dzy wrogimi armiami. Amok mordowania i niszczenia opanowa� �wiat. A w tym morderczym szale nie by�o zwyci�zc�w i zwyci�onych. Gin�li wojskowi i cywile. Przed Paw�em przesuwa�y si� pola bitew. Ujrza� przemarzni�tych �o�nierzy walcz�cych w�r�d zasp �nie�nych p�nocy i tych, kt�rych pali�o s�o�ce i d�awi� piach pustyni libijskiej. Na ekranie pojawia�y si� ton�ce okr�ty i p�on�ce w powietrzu samoloty. Pawe� zna� te sceny z opis�w i film�w, ale to, co ujrza� w tym niezwyk�ym kinie, przechodzi�o wszelkie poj�cie. To nie by�o wyre�yserowane widowisko, lecz okrutna prawda. Pocz�a ogarnia� go panika i nieodczuwany dot�d strach. A najgorsze by�o to, �e nie by�o ko�ca tych makabrycznych scen. Kiedy ju� si� wydawa�o, �e nadejdzie spok�j, bo zako�czy�a si� wielka wojna, wybucha�y nowe ogniska walki. W imi� czego zabijano si� w Korei, Wietnamie, Algerii, Afganistanie? Przed Paw�em przesuwa�y si� migawki z p�l bitewnych, tak �e zagubi� si� ju� w tym wirze gwa�tu, krwi i po�ogi. Nie by�o tu wrog�w ni przyjaci�. Byli tylko nieszcz�liwi ludzie. Takie prze�wiadczenie towarzyszy�o Paw�owi przez ca�e �ycie. A jednak zami�owania filologiczne i praca zawodowa przy�mi�y jego zapa�. Teraz u�wiadomi� sobie, �e to by�o jego zaniedbanie. I co z tego, �e zrozumia� to w tym momencie, kiedy by� w stanie... VI Pawe� tak si� pogr��y� we wspomnieniach, wywo�anych lawin� przera�aj�cych scen, �e nie zauwa�y�, kiedy znikn�� obraz na ekranie, a on znalaz� si� nieoczekiwanie przed samym tajemniczym �wiat�em. �wiat�o to l�ni�o w g�rze i mruga�o niczym gwiazda wskazuj�ca drog� �eglarzowi na morzu czy pielgrzymowi w�druj�cemu noc� przez pustyni�. Z wdzi�czno�ci� spojrza� ku g�rze, bo i on czu� si� takim w�drowcem, kt�rego zbawienna gwiazda przeprowadzi�a przez ciernist� drog� i przywiod�a do szcz�liwego celu. Unosi� si� teraz nad brzegiem szerokiej rzeki, w kt�rej jasnych wodach przegl�da�y si� r�nobarwne kwiaty rosn�ce na przeciwleg�ym brzegu, i b��kitne, pogodne niebo. Za rzek� rozci�ga�a si� a� po horyzont wspania�a kraina. Wszystko tam by�o niezwyk�e. Ca�y obszar zajmowa�a ��ka pokryta bujn� traw� i kobiercem kwiat�w o cudnych barwach. Wysokie drzewa wznosi�y swoje konary, tworz�c nad ca�� krain� zielony baldachim, nad kt�rym l�ni�a ju� tylko b��kitna kopu�a nieba, wsparta na �ukach t�czy. Mimo g�stwiny ga��zi wznosz�cych si� nad ��k�, z g�ry sp�ywa�o �agodne �wiat�o. W�r�d tych drzew i kwiat�w porusza�y si� istoty ludzkie. M�czy�ni i kobiety, starzy, m�odzi i ma�e dzieci. Ludzie ci byli pogodni i u�miechni�ci. Wida� by�o, �e nie dr�czy�y ich �adne cierpienia ni troski. Jedni spacerowali samotnie lub ma�ymi grupkami, inni siedzieli w�r�d kwiat�w, zaj�ci swoimi my�lami, m�odzie� hu�ta�a si� na ga��ziach lub unosi�a si� w przestrzeni. Ma�e dzieci zabawia�y si� w swoim gronie. Ze zdziwieniem i zarazem rado�ci� Pawe� rozpozna� w�r�d nich swoje dwie m�odsze siostrzyczki, kt�re bawi�y si�, jak bywa�o przed wojn�. Wida� w tej krainie zatrzyma� si� czas. Mieszka�cy jej nie starzeli si�, tylko trwali w takim wieku, w jakim tam przybyli. Nie tylko ludzie, ale i ca�a przyroda zdawa�a si� nie podlega� jakimkolwiek przemianom. Nigdzie nie by�o wida� wygniecionej suchej trawy czy po�amanych zwi�dni�tych kwiat�w. Drzewom ani ludziom nie towarzyszy�y cienie, tote� Pawe� nie m�g� oprze� si� wra�eniu, �e znalaz� si� na skraju legendarnych P�l Elizejskich. Poczu� nagle t�sknot� do tego raju, od kt�rego oddziela�a go szeroka rzeka. Gdy jednak zapragn�� przelecie� nad srebrnymi wodami, wstrzyma�a go jaka� niewidzialna si�a. R�wnocze�nie pos�ysza� cichy, ale wyra�ny g�os, sp�ywaj�cy z promieniami przewodniej gwiazdy, kt�ra go tu przywiod�a. Taki g�os s�ysza� nieraz we �nie i teraz podczas odwiedzin w salach szpitalnych - g�os bezd�wi�czny, a wyra�ny, wydobywaj�cy si� z jakiej� nieokre�lonej przestrzeni. Pawe� s�ucha� w skupieniu, a g�os m�wi�: - Jeszcze nie pora. I ty tam p�jdziesz na jaki� czas, aby odpocz�� po trudach �ycia i nabra� si� do dalszej w�dr�wki, ale nie po to przeszed�e� gehenn�, by si� zadr�cza� wspomnieniami i przej�� z nimi do innego �ycia. Wracaj do swojego cia�a i opowiedz innym, co� tu widzia�. Przypomnij im, co to wojna, bo jedni nie wiedz�, inni zapomnieli, a jeszcze inni zag�uszyli w sobie sumienie i wyszukuj� preteksty, by rozp�ta� now� wojn�. Zdziwi� si� Pawe�, kiedy us�ysza� te s�owa, bo jaki wp�yw m�g� mie� on na wielkorz�dc�w tego �wiata. Tajemniczy g�os, jakby czyta� w jego my�lach, bo natychmiast po�pieszy� z odpowiedzi�. - Wiadomo, �e ty jeden �wiata nie przebudujesz, ale nie jeste� sam. Do��cz do tych, co brzydz� si� wojn�. Im b�dzie was wi�cej, tym pr�dzej zwyci�ycie. Nie doczekasz ty pokoju, to doczekaj� go twoje dzieci czy wnuki i tw�j wysi�ek nie b�dzie daremny. Aby ludzie dali wiar� twoim s�owom, powt�rz te�, co ci przeka�e ten, kt�ry tu pozostanie. B�d� jego pos�em. W tym momencie Pawe� zauwa�y� stoj�cego listonosza, kt�ry od lat przynosi� mu poczt�. Zdziwi�o go to spotkanie, ale nie by�o czasu na rozmow�. Listonosz sam opowiedzia�, jak do tego dosz�o, �e tu si� znalaz�, po czym przep�yn�� ponad rzek� do krainy jasno�ci, a tajemniczy g�os odezwa� si� ponownie. - �piesz si�, bo operacja sko�czona. Po tych s�owach jaka� si�a wypchn�a Paw�a z tunelu i straci� wszelk� �wiadomo��.