735
Szczegóły |
Tytuł |
735 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
735 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 735 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
735 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Giovanni Boccaccio
Dekameron.
Wydanie dziesi�te.
Prze�o�y� Edward Boye Tekst poprawi�, uzupe�ni� i przedmow� opatrzy� Mieczys�aw Brahmer Warszawa:
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, 1986
Spis rzeczy
Przedmowa O przek�adzie Wst�p Prolog Dzie� pierwszy Opowie�� pierwsza Spowied� Ciappelletta Opowie�� druga Podr� Abrahama z Pary�a do Rzymu Opowie�� trzecia Trzy pier�cienie Opowie�� czwarta Ci�ki grzech Opowie�� pi�ta Kury Opowie�� sz�sta Sto za jedno Opowie�� si�dma Poskromienie sk�pca Opowie�� �sma Sk�piec Grimaldi Opowie�� dziewi�ta P�tniczka Opowie�� dziesi�ta Zakochany starzec Dzie� drugi Opowie�� pierwsza Martellino-kaleka Opowie�� druga Modlitwa do �wi�tego Juliana Opowie�� trzecia Dziwne ma��e�stwo Opowie�� czwarta Landolfo Rufolo Opowie�� pi�ta Andreuccio z Perugii Opowie�� sz�sta Znalezione dzieci Opowie�� si�dma Alatiel, narzeczona kr�la Algarbii Opowie�� �sma Przypadki grabiego Antwerpii Opowie�� dziewi�ta Nieszcz�cia poczciwej bia�og�owy Opowie�� dziesi�ta Kalendarz starych m��w Dzie� trzeci Opowie�� pierwsza Wilk w owczarni Opowie�� druga Kr�l w�osy strzy�e Opowie�� trzecia Spowied� Opowie�� czwarta Droga do raju Opowie�� pi�ta Ko� i �ona Opowie�� sz�sta W mi�o�ci jak na wojnie Opowie�� si�dma Pielgrzym Opowie�� �sma Ferondo w czy��cu Opowie�� dziewi�ta Giletta z Narbonny Opowie�� dziesi�ta Diabe� i piek�o Dzie� czwarty Opowie�� pierwsza Ghismonda i Guiscardo Opowie�� druga Mi�ostki Archanio�a Gabriela Opowie�� trzecia Zazdro�� Opowie�� czwarta Narzeczona kr�la Granady, czyli nieszcz�ni mi�o�nicy Opowie�� pi�ta Lisabetta z Mesyny Opowie�� sz�sta Dwa sny Opowie�� si�dma Dow�d niewinno�ci Opowie�� �sma Ofiary mi�o�ci Opowie�� dziewi�ta Okrutny m�� Opowie�� dziesi�ta Cudowne przytrafienie pewnego nieboszczyka Dzie� pi�ty Opowie�� pierwsza Podw�jne porwanie Opowie�� druga Strza�y Martuccia Opowie�� trzecia Na w�os od �mierci Opowie�� czwarta S�owik Opowie�� pi�ta Dwaj rywale Opowie�� sz�sta Szcz�liwe spotkanie Opowie�� si�dma Violanta Opowie�� �sma Okrutne �owy Opowie�� dziewi�ta Sok� Opowie�� dziesi�ta Zgodny m�� Dzie� sz�sty Opowie�� pierwsza Zr�czna odpowied� Opowie�� druga Piekarz Opowie�� trzecia Fa�szywa moneta Opowie�� czwarta Jednonogi �uraw Opowie�� pi�ta Szpetny wygl�d Opowie�� sz�sta Dow�d szlachectwa Opowie�� si�dma Niewierna �ona Opowie�� �sma Dobra rada Opowie�� dziewi�ta Guido Cavalcanti Opowie�� dziesi�ta Brat Cipolla Dzie� si�dmy Opowie�� pierwsza Pokutuj�ca dusza Opowie�� druga Kad� i �ona Opowie�� trzecia W nag�ym przypadku Opowie�� czwarta Kamie� i kosa Opowie�� pi�ta M�� spowiednikiem Opowie�� sz�sta Podw�jne oszustwo Opowie�� si�dma Obity i ukontentowany Opowie�� �sma Nitka pani Sismondy Opowie�� dziewi�ta Zaczarowana grusza Opowie�� dziesi�ta Go�� z tamtego �wiata Dzie� �smy Opowie�� pierwsza Przykry zaw�d Opowie�� druga Przypadki proboszcza z Varlungo Opowie�� trzecia Poczciwy Calandrino Opowie�� czwarta Na gor�cym uczynku Opowie�� pi�ta S�dzia bez spodni Opowie�� sz�sta Ukradziona �winia Opowie�� si�dma Zemsta uczonego Opowie�� �sma Rogi za rogi Opowie�� dziewi�ta Przygoda mistrza Simona Opowie�� dziesi�ta Oszustka na hak przywiedziona Dzie� dziewi�ty Opowie�� pierwsza Ci�kie pr�by Opowie�� druga Belka i s�omka Opowie�� trzecia Calandrino przy nadziei Opowie�� czwarta Przygoda Cecca Angiulieri Opowie�� pi�ta Mi�osna przygoda Calandrina Opowie�� sz�sta Nocne pomy�ki Opowie�� si�dma Sen Talana Opowie�� �sma Wino za ryby Opowie�� dziewi�ta Rady Salomona Opowie�� dziesi�ta Gdyby nie ogon Dzie� dziesi�ty Opowie�� pierwsza Wspania�y kr�l Opowie�� druga Ghino di Tacco Opowie�� trzecia Mitrydan i Natan Opowie�� czwarta Wspania�omy�lno�� mi�o�nika Opowie�� pi�ta Cudowny ogr�d Opowie�� sz�sta Rybaczki Opowie�� si�dma Kr�l rycerz Opowie�� �sma Dwaj przyjaciele Opowie�� dziewi�ta Przytrafienia Saladyna i Torella Opowie�� dziesi�ta Gryzelda
Pos�owie
Giovanni Boccaccio Dekameron.
Wydanie dziesi�te. Prze�o�y� Edward Boye Tekst poprawi�, uzupe�ni� i przedmow� opatrzy� Mieczys�aw Brahmer Warszawa: Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, 1986
Przedmowa Rok 1348 by� dla Florencji rokiem kl�ski i �a�oby. Wyludni�o si� miasto ra�one zaraz�. Pom�r, co prawda, nie nale�a� w owych wiekach do zjawisk wyj�tkowych. Ale ten w�a�nie, obj�wszy ogromn� po�a� Europy, mia� silniej od innych zapisa� si� w ludzkiej pami�ci, utrwalony opisem wielkiego artysty s�owa, kt�ry przekaza� potomnym wizj� katastrofy, niezr�wnan� w sugestywnej autentyczno�ci. Rzecz przy tym osobliwa: epizod tak ponury sta� si� ostateczn� klamr� ksi��ki, kt�ra mia�a by� �r�d�em weso�o�ci dla wielu pokole� i najszersz� podstaw� s�awy swojego autora. S�awy mocno dwuznacznej. Dano Boccacciowi miejsce zaszczytne i zas�u�one po�r�d wielkich klasyk�w: mistrz noweli, niepospolity architekt prozy - tymi i innymi napisami okry�a wst�gi jego wie�c�w historia literatury. Ale spoza tego pomnika wy�ania� si� zawsze mniej dostojny i kpi�co spozieraj�cy sobowt�r - wytrawny narrator przyg�d erotycznych, woko�o kt�rego skupia�a si� znacznie liczniejsza gromada pe�nych uznania wielbicieli. Mi�dzy Panteonem a zau�kiem wieczornych schadzek gubi� si� po trosze prawdziwy autor Dekameronu. Rozpowszechnione i uporczywe kierowanie uwagi na zmys�ow� barw� opowie�ci Boccaccia przes�ania�o pobie�nym czytelnikom inne, r�wnie istotne rysy tego pisarza. Ale nago�ci, pr꿹cej si� swobodnie w niemal �e renesansowym ju� s�o�cu, nie plami� po��dliwe spojrzenia starc�w czatuj�cych na Zuzann� (ile� to razy posta� jej powraca� b�dzie w poezji i malarstwie Odrodzenia!). Przy tym reklamowa opaska ksi��ki "gorsz�cej" musia�a z biegiem lat mocno wyblakn��. Rekordy erotyczne, o kt�rych m�wi� mnogie - przyznajmy - ust�py Dekameronu, a m�wi� najcz�ciej z tym �miechem uznania, jaki towarzyszy wszelkim objawom ludzkiej sprawno�ci, rekordy te �owcom dreszczyk�w i sensacji mog� si� dzi� wyda� naiwne i pozbawione wyrafinowania: s� jak wiejski razowiec, kt�remu znawca prawdziwy rad b�dzie, ale kt�ry nie po�echce podniebienia chciwego wymy�lnych dozna�. Czy mo�e wi�c i pod innymi wzgl�dami ta stara ksi��ka zwietrza�a, jak podniecaj�ce ongi� wonno�ci z gotowalni prababki? C� ka�e pami�ta� o niej, przedrukowywa� j� nie tylko we W�oszech, zajmowa� si� ni� w ponawianych raz po raz studiach krytycznych? Jak zwykle, gdy idzie o ksi��k� dawn�, nastr�czaj� si� dwa punkty widzenia: jej znaczenie historyczne i warto�� obecna. Obie zreszt� sprawy splataj� si� z sob�. Czym by� Dekameron, w chwili gdy si� ukazywa�, i czym zdo�a� pozosta� do dzi�? Dwie strony tego samego medalu, okre�laj�ce jego cen�. *** Jednym z rzucaj�cych si� w oczy rys�w literatury w�oskiej s� jej skromne osi�gni�cia w dziedzinie powie�ci. Zapewne i ona powo�a� si� mo�e na klasyczne utwory Manzoniego, a zw�aszcza Vergi, w mniejszym za� ju� stopniu Fogazzara, na uznanie �wiatowe towarzysz�ce Gracji Deledda, na godne uwagi - i zauwa�one r�wnie� przez obcych - ksi��ki niekt�rych pisarzy mi�dzywojennych, jak Bontempelli lub Alvaro czy wreszcie ostatnimi czasy na paru m�odszych, zw�aszcza bliskich neorealizmowi filmu w�oskiego. Ale czy to idzie o poziom artystyczny, czy o rol� w dziejach literackiego rodzaju, czy o poczytno�� poza granicami w�asnego kraju, powie�� w�oska, oceniana w skali mi�dzynarodowej, zosta�a daleko w tyle nie tylko poza powie�ci� francusk�, angielsk� lub rosyjsk�, ale tak�e skandynawsk� i ameryka�sk�. Uznawali to upo�ledzenie wybitni krytycy w�oscy - jak Luigi Russo. Starano si� je te� usprawiedliwi�. Wskazywano tedy, �e W�ochy, w przeciwie�stwie do lud�w m�odszych kultur�, u �r�de� swych znajdowa�y nie mroki barbarzy�stwa, sprzyjaj�ce narodzinom mitu, nie epicki matecznik legendy, ale gaj klasycznych faun�w i nimf. A przy tym dziedziczne przywi�zanie do tradycyj artystycznych antyku nie sprzyja�o uprzywilejowaniu formy obcej poetyce klasycznej. Charakterystyczn� pod tym wzgl�dem jest cho�by wzgardliwa niech��, jak� jeszcze u schy�ku XIX wieku zwyk� by� okazywa� powie�ci Carducci, czo�owy poeta pierwszej generacji W�och zjednoczonych. Prawda, renesansowa epika w�oska oktawami swymi podbi�a niegdy� �wiat - ale ten nurt poetycki, igraj�cy ba�niow� fantastyk� i tak cz�sto uleg�y kaprysowi bawi�cego si� swym w�tkiem autora, pozosta� daleki od wymog�w, jakie zwykli�my stawia� powie�ciowemu realizmowi. Rzecz jednak szczeg�lna: pozbawiona narrator�w o szerokim oddechu, literatura w�oska wykaza� si� mo�e d�ug� lini� nieprzeci�tnych nowelist�w. Si�ga ta tradycja samych pierwocin pi�miennictwa - anonimowej setki kr�tkich, jak szkielet nagich powiastek z ko�ca XIII wieku, kt�re zreszt� mia�y by� tylko punktem oparcia dla rozwijaj�cego fabu�� narratora. Obok g�o�nych pisarzy Renesansu nie braknie na tych obszarach bujnej we W�oszech literatury gwarowej (do�� przypomnie� siedemnastowieczny zbi�r neapolita�skich ba�ni Basilego). A je�li sukcesy sceniczne Pirandella przes�oni�y w pewnym okresie jego tw�rczo�� nowelistyczn�, kt�ra cz�sto bywa�a zal��kiem p�niejszych dramat�w, to niebawem po zgonie teatralnego sofisty autor nowel upomnia� si� o r�wne i nale�ne mu prawa. Chwilami w�oskiej wenie narracyjnej nie dowierzano tak dalece, �e i kunszt Boccaccia chciano t�umaczy� cudzoziemskim rodowodem. Usi�owano wywie�� go z kraju, kt�ry pierwszy w wiekach �rednich zas�yn�� na Zachodzie sztuk� opowiadania - z Francji. Jedni my�leli przy tym tylko o literackich wzorach i podnietach, inni gotowi nawet byli powo�a� si� na przymieszk� obcej krwi w �y�ach w�oskiego pisarza. Niepewne by�o zawsze, gdzie i w jakich okoliczno�ciach spojrza� on po raz pierwszy na �wiat. Najcz�ciej jednak powtarzano, �e - chocia� potomek florenckiego kupca - urodzi� si� w Pary�u (1313) i nabytkiem by� importowanym. Po matce, francuskiej szlachciance, wzi�� pono� imi�, a podejrzewano, �e odziedziczy� po niej r�wnie� obrotno�� j�zyka, je�li zaufa� por�ce Villona: Il n'est bon bec que de Paris - nie masz g�busie, jak paryska. Niewiele, niestety, przys�u�y�a si� ta g�busia biednej Joannie, kt�ra umrze� mia�a rych�o, w opuszczeniu. Przedsi�biorczy jej adorator o�eni� si� tymczasem w�r�d swoich, nie pozbawiony wszelako sentyment�w ojcowskich sprowadzi� osieroconego malca do Florencji. Ca�y ten pierwszy rozdzia� biografii Boccaccia wydawa� si� godnym zaufania. Cz�ste by�y przecie� podr�e kupc�w florenckich do Francji, gdzie w okre�lonych porach roku obroty handlowe, a zw�aszcza zakupy dla rodzimego przemys�u tkackiego zatrzymywa�y ich na s�ynnych targach w Szampanii, a niekiedy w samej stolicy. Boccaccio opowie w przysz�o�ci (II, 9) o kilku takich mo�nych obie�y�wiatach - grandissimi mercanti - kt�rym w Pary�u wypa�� musia� post�j d�u�szy, je�li kompan ich mia� trzy miesi�ce czasu, by dla wygrania zak�adu odby� wypraw� do W�och i z powrotem. Mimo to histori� o porzuconej Joannie uznano - nieledwie wczoraj - za wymys� potomnych, nie znajduj�cy potwierdzenia w najdawniejszych �r�d�ach (G. Billanovich, Restauri Boccacceschi, Rzym 1945). Miejsca urodzenia pisarza szuka� wi�c raczej wypadnie w Toskanii, mo�e po prostu w gnie�dzie jego przodk�w, w mie�cinie Certaldo, s�ynnej z urodzaju cebuli, gdzie wys�uchujemy kazania brata Cipolli (VI, 10). Pewniejsze jest, �e mimo wszelkich wysi�k�w trze�wo patrz�cego rodzica ch�opiec nie m�g� wzbudzi� w sobie poci�gu do �okcia i rejestru d�u�nik�w. Z woli ojca, kt�ry pozostawa� w s�u�bie wielkiego domu bankowego Bardich, jako pi�tnastoletni wyrostek wys�any zosta� do Neapolu, gdzie florenccy finansi�ci wa�ne utrzymywali plac�wki. Ale zar�wno sprawy pieni�dza, jak rozpocz�te pod naciskiem studia prawnicze wyda�y mu si� �a�osn� strat� czasu. Lata neapolita�skie nie posz�y jednak na marne. Id�c za obudzonymi w nim upodobaniami humanisty, zaprzyja�nia si� Boccaccio z tamtejszymi mi�o�nikami staro�ytno�ci, poczyna si� uczy� po grecku, wchodzi do ko�a wielbicieli starszego o lat dziesi��, ale ju� g�o�nego Petrarki, kt�ry podr�e po �wiecie przeplata okresami osiad�ego �ywota na po�udniu Francji, w kraju swego dzieci�stwa i swojej mi�o�ci. R�wnocze�nie niedosz�y bankier poznaje z bliska odurzaj�ce, zmys�owe �ycie andegawe�skiego dworu, kt�ry blask sw�j w niema�ym stopniu zawdzi�cza� florenckiemu z�otu. Ojciec Boccaccia za wa�kie us�ugi otrzyma� od kr�la Roberta tytu� radcy i szambelana, nazywany by� uroczy�cie: familiaris et fidelis noster. Syn tedy znalaz� utorowan� drog� w arystokratyczny �wiat tradycyj feudalnych, tak r�ny od atmosfery mieszcza�skiej i handlowej Florencji. Ten �wiat sta� si� uprzywilejowanym kr�giem jego wyobra�ni, lubuj�cej si� w bogatej dekoratywno�ci wygodnego, dostatniego �ywota, jaka cechuje r�wnie� troskliwie inscenizowane wczasy przyjacielskiego grona w Dekameronie. Zabawy dworskie nie mog�y si� oby� bez mi�osnego w�tku. Tym bardziej gdy sz�o o m�odego poet� i gdy �mia�ek dostrzega� przed sob� szczebel spo�ecznego awansu przez sypialni�, n�c�cy niejednego z przedsi�biorczych bohater�w jego p�niejszych nowel. Rych�o te� g�o�ne si� sta�y neapolita�skie amory obrotnego, nie tylko w pi�rze, Florentczyka. Jak nakazywa�a ustalona ju� tradycja poetycka, pocz�a si� ta mi�o�� od spotkania w ko�ciele. W Wielk� Sobot� roku 1336 u �w. Wawrzy�ca m�odzieniec dozna� ol�nienia. Lecz jego �r�d�o, Maria d'Aquino, nie�lubna c�rka kr�la Roberta, wola�a zosta� bli�sz� ziemi ni� Beatrycze Dantego i Laura Petrarki. Nie tylko wi�c - jak one - w wizjach sennych okazywa�a pow�ci�gliwie �askawo�� rozmi�owanemu, ale nie sk�pi�a mu r�wnie� nagrody na jawie i zanim Boccaccio ust�pi� musia� miejsca innemu z kolejno wyr�nionych, prze�y� z ni� niezapomniane trzy lata uniesie� i goryczy. Maria umia�a w nim pobudzi� tak�e ambicje pisarza i jako Fiammetta (P�omyk) zaj�a w jego tw�rczo�ci tron naczelnej muzy. Tak m�wiono o tym do niedawna - i tego chlubnego miejsca nie spos�b b�dzie Mari� pozbawi�, przynajmniej w zasi�gu fikcji literackiej, chocia� krytyk-rewizjonista zachwia� mocno r�wnie� wiarygodno�ci� s�ynnego od wiek�w romansu. Dowodzi on, znajduj�c powa�nych zwolennik�w, �e Maria nie znana jest �r�d�om, kt�re przechowa�y wiadomo�ci o innych, cho�by ubocznych postaciach andegawe�skiego rodu. W oczach najnowszych badaczy historia mi�osna Boccaccia jest tylko powie�ci�, stylizowan� wed�ug obowi�zuj�cych wzor�w przez literata dba�ego o dobre imi� tak�e w�r�d pami�tnych kochank�w. Czy te� jeszcze jedn� z legend mi�osnych, maj�cych by� biograficznym, domy�lnym komentarzem tw�rczo�ci, jakie znane s� ju� z �yciorys�w trubadur�w prowansalskich. Niedole nie chodz� luzem. Ucze� trubadur�w, kt�ry w "�owach Diany" z�o�y� ho�d poetycki wszystkim pi�kno�ciom Neapolu, obnosi� w�a�nie pod Wezuwiuszem swe skargi, gdy na jego rodzinne miasto spad�a druzgoc�ca kl�ska. Niewyp�acalno�� kr�la angielskiego spowodowa�a ruin� dwu pot�nych kompanij - Bardich i Peruzzich, kt�re zbyt pochopnie okaza�y gotowo�� finansowania wyprawy brytyjskiej na kontynent - prologu wojny stuletniej. A sz�o o sumy nie byle jakie, si�gaj�ce niemal p�tora miliona floren�w, co wedle s�usznej oceny wsp�czesnego kronikarza Villaniego przedstawia�o warto�� ca�ego kr�lestwa (Klemens VI w tych latach za 80 tysi�cy naby� Awinion od Joanny Neapolita�skiej). A �e ogromna wi�kszo�� tych sum pochodzi�a z depozyt�w licznej rzeszy ufnych klient�w, wi�c bankructwo dotkn�o nie tylko potentat�w kapita�u, ale i pomniejszych reprezentant�w przemys�u i handlu lub prostych nawet ciu�aczy. Katastrofa poderwa�a podstawy dobrobytu starego Boccaccia, kt�ry zubo�awszy i owdowiawszy wezwa� syna do Florencji (1340). Coraz szerzej znany i ceniony, m�ody pisarz nie znajduje jednak odpowiedniego pola dzia�ania, wi�c w latach nast�pnych w�druje tu i tam po p�wyspie, szukaj�c oparcia. Miasto nad Arnem nie zdo�a�o jeszcze d�wign�� si� po wstrz�sie, jakim by�o dla niego za�amanie si� filar�w jego finansowej pot�gi, gdy m�r pozbawi� go wielu z tych, co mieli straty odrobi�. Niemniej jednak pogrzebawszy ojca, osiedla si� tutaj Boccaccio na sta�e. We Florencji te� podejmuje Petrark� jad�cego do Rzymu: nareszcie mo�e u�cisn�� d�o� cz�owieka z dawna podziwianego i przyja�� zawrze� dozgonn�, kt�ra w najtrudniejszych chwilach b�dzie mu niezawodn� ostoj�. Wzruszaj�cy jest list, w kt�rym - nieco p�niej - s�owami pe�nymi oddania opisuje chwile sp�dzone razem w padewskim domu Petrarki, kiedy to imieniem Signorii ofiarowywa� wielkiemu humani�cie katedr� w Studium Florenckim: "Tusz�, �e przypominasz sobie, najlepszy m�j mistrzu, jak... sp�dzi�em z tob� kilka dni, kt�re up�yn�y nam, niemal bez wyj�tku, w ten sam spos�b. Ty oddawa�e� si� lekturze tekst�w �wi�tych, a ja, spragniony posiadania twych utwor�w, pisz�c bez przerwy, zaj�ty by�em ich kopiowaniem. Gdy nast�pnie dzie� mia� si� ku zachodowi, uko�czywszy razem nasze prace, szli�my do twego ogr�dka, ju� od wiosny zdobnego w krzewy i kwiaty... i przechadzaj�c si�, to zn�w siadaj�c w�r�d gaw�dy, reszt� dnia, a� do nocy, obracali�my na spokojne i godne pochwa�y wytchnienie..." Przezwyci�aj�ca kryzys Florencja ofiarowuje zaszczyty i powierza misje dyplomatyczne pisarzowi i humani�cie, kt�ry uzna� j� za sw� ojczyzn�, ale nie umie uwolni� go od trosk powszednich, z biegiem lat coraz bardziej dokuczliwych i zmuszaj�cych nieraz do ogl�dania si� za materialn� pomoc�. Pozbawiony bojowego zaci�cia, trzyma si� Boccaccio z dala od gry politycznej stronnictw, tak gwa�townej we W�oszech �wczesnych, jest jednak pe�en oddania dla spraw republiki. Szczerym uczuciem zwi�zany z lud�mi sobie bliskimi, a w�r�d nich z w�asn�, nielegaln� rodzin�, skromny i pozbawiony zawi�ci, jak na mistrza spogl�da na przyjaciela Petrark�, kt�ry umieraj�c, jako dow�d serdecznej troski, zapisze mu sw� sukni� futrem podbit�, by chroni�a towarzysza przed ch�odem nocy sp�dzanych nad ksi��k�. Z uwielbieniem wczytuje si� w Dantego i jego poemat w ostatnich latach �ycia obja�nia publicznie, z utworzonej specjalnie katedry. Lecz zmarszczka dantejska nie przysta�aby jego czo�u i nie pogodzi�aby si� z zasobnym podbr�dkiem, jaki ogl�damy na dawnych wizerunkach. Pogodny mimo doznawanych brak�w, rozsmakowany w zmys�om dost�pnych urokach �ywota, przywi�zany do ziemskiej urody istnienia, chcia� si� ni� nacieszy� w spokoju. Mi�o�nik dobrego dowcipu i trafiaj�cego w sedno powiedzenia, pe�en kpi�cej troch� pob�a�liwo�ci dla wielorakich b��d�w ludzkich, zespoli� w sobie epikureizm Po�udnia z ci�to�ci� je�li nie Pary�a, to Florencji. Ale i ten wyznawca zacisznego szcz�cia, Ja� beztroskiego ducha - Johannes tranquillitatum, jak go nazywano - nie uchroni� si� od chwili za�amania i zw�tpienia w dzie�o w�asne. Dochodzi� w�a�nie pi��dziesi�tki (1362), gdy odwiedzi� go mnich tajemniczy wzywaj�c do opami�tania si� p�ki czas, do wyrzeczenia si� p�ochej literatury, a jako ostrze�enie opowiedzia� wizj�, kt�r� przed zgonem mia� zmar�y niedawno w aureoli �wi�to�ci kartuz siene�ski. Przesz�o��, rozmi�owana w grozie i w�osiennicy, nie chcia�a odej�� zwyci�ona. To patetyczne wyst�pienie nie odegra�oby zapewne roli decyduj�cej, gdyby pos�pne memento nie pad�o na grunt podatny, nie przysz�o w chwili przygn�bienia starzej�cego si� pisarza. Tak silny niepok�j moralny ow�adn�� w�wczas Boccacciem, �e got�w by� rzuci� w ogie� swoje ksi��ki. Ale w por� ukochany Petrarka powstrzymuje go, sk�ania, by pozosta� w kr�gu dotychczasowych zainteresowa� i prac. Odt�d jednak skruszony lekkoduch oddaje si� ju� tylko erudycji, pisze po �acinie du�e i uczone ksi�gi o charakterze encyklopedycznym, obiecuj�c sobie, �e w imi� tej pokuty wybaczone mu b�d� literackie grzechy m�odo�ci i wieku dojrza�ego. Ale nie dane mu by�o sta� si� humanist� na miar� ukochanego Petrarki lub Erazma z Rotterdamu. I w�r�d �mudnych trud�w szarej erudycji mijaj� mu lata ostatnie. Umiera w p�tora roku po swym mistrzu i przyjacielu (1395), jako ostatni z trzech wielkich tw�rc�w narodowej literatury w�oskiej, kszta�tuj�cej si� w�a�nie na prze�omie dw�ch epok. *** �ci�le odmierzona po�owa wieku XIV to lata powstawania Dekameronu. Og�asza Boccaccio najpierw pierwsze trzy "dni" (st�d przedmowa poprzedzaj�ca dzie� czwarty), a� wreszcie w roku 1353, a mo�e nieco wcze�niej, pojawia si� zbi�r ca�y, kt�rego zawarto�� jednak narasta�a z pewno�ci� od dawna. W spu�ci�nie autora, podobnie jak w ramach umownych stulecia, zajmuje on stanowisko centralne. Jest szczytem i syntez� dzia�alno�ci literackiej Boccaccia, nim pisarz i artysta zagrzebie si� w erudycji. Jest zarazem soczewk�, kt�ra skupia w sobie i przekazuje nast�pcom ca�y dotychczasowy dorobek nowelistyki, tak jak Canzoniere Petrarki zawar� w sobie osi�gni�cia poezji lirycznej w jej paruwiekowym rozwoju, od trubadur�w prowansalskich poczynaj�c, by sta� si� na d�ugo szko�� nadchodz�cych pokole�. Z wcze�niejszych dzie� Boccaccia - niejednokrotnie obszernych - wi�kszo�� pomno�y�a jedynie archiwa przesz�o�ci. Dwu tylko nie z�ar� py� biblioteczny. Jedno to Fiammetta: wyznania kobiety zdradzonej (uwa�ane zbyt pochopnie za odwr�cenie domniemanej sytuacji autora w Neapolu), zarys powie�ci psychologicznej, nie wolnej chwilami od retoryki, uczono�ci i wynik�ych st�d d�u�yzn, ale g�os oddaj�cy nareszcie kobiecie, a nie jej uduchowionemu cieniowi, kt�ry snu� si� tak d�ugo w mi�osnych zwierzeniach kilku poetyckich pokole�. Drugim jest poemat oktaw� o nimfach z Fiesole (Ninfale Fiesolano), pe�en wdzi�ku mit dwu florenckich strumieni, zabarwiony oczywista klasycznie w duchu Owidiusza, ale nie sp�tany erudycj�, �wie�y i delikatny - niecz�sty w wierszu sukces Boccaccia, kt�ry nie by� wielkim poet�, jak nie by� wielkim uczonym. Jeszcze mniej osta�o si� - poza fragmentarycznym komentarzem dantejskim - z p�niejszych jego pism. Najwi�cej czytelnik�w zachowa� Corbaccio (Bicz), gwa�towna, pe�na sarkazmu satyra na przewrotno�� niewie�ci�, zdaniem biograf�w, zemsta podstarza�ego zalotnika, rozdra�nionego niepowodzeniem z urodziw� wdow� florenck�. Nale�y Boccaccio do pisarzy, w kt�rych tw�rczo�ci wielkie dzie�o lat dojrza�ych wzbija si� wysoko ponad wcze�niejsze i p�niejsze ich ksi��ki. Do dzie�a tego gromadzi� materia� d�ugo, materia� r�norodny. Zbiera� go nie tylko z kart r�kopis�w, zawsze ch�tn� d�oni� wertowanych, ale przede wszystkim uwa�nym uchem chwyta� opowie�ci, czy to kr���ce w�r�d kupc�w bywa�ych na szerokim �wiecie, czy te� powtarzane na zamkowych pokojach. Zachowa�y te� jego nowele w przewa�nej cz�ci charakter rzeczy m�wionych i wyra�n� akustyk� towarzyskiego zebrania. W ten spos�b oba �rodowiska, przez kt�re przeszed�, mieszcza�skie i dworskie, przyczyni�y si� - mo�e po r�wni - do powstania jego ksi��ki. Nie pozosta�o w tyle i �rodowisko trzecie: grono ludzi, w kt�rym pocz�tkuj�cy wielbiciel antyku wykszta�ci� swe retoryczne sk�onno�ci i przywyk� do d�wi�cznej kadencji bujnie rozga��zionych zda�. Ta szko�a humanizmu ma na sumieniu i tytu� pedantyczny: za jej to podniet� dla wyra�enia podzia�u na dni dziesi�� gorliwy hellenista uciek� si� do stosowanej w�wczas (chocia� nie zawsze na trafnym wyczuciu znacze� opartej) igraszki - do zespalania s��w greckich, kt�re nietrudno te� odnale�� w imionach takich, jak Panfilo (ca�kowicie oddany mi�o�ci) lub Filostrato (mi�o�ci� z�amany). Wiele pisano, dawniejszymi zw�aszcza czasy, o �r�d�ach Dekameronu. Istotnie, autor jego, jak tylu wielkich pisarzy, do oryginalno�ci tematu wagi nie przyk�ada�, wi�c powinowactwa mo�na by�o wykry� mnogie, chocia� o wiele trudniej przychodzi wskaza� �r�d�o uchwytne, indywidualne. W znacznej cz�ci idzie bowiem o w�tki obiegowe - podobne w tym do ba�ni lub przys��w - kt�re spotyka si� w r�nych krajach i w r�nych epokach. Boccaccio jednak posiada� ogromn�, dla urodzonego narratora szczeg�lnie znamienn�, umiej�tno�� lokalizacji spraw, o kt�rych opowiada�. Postaciom swym nadawa� rzeczywiste, niekiedy dobrze znane nazwiska, umieszcza� je najch�tniej w bliskim sobie i �ci�le okre�lonym k�cie �wiata. Tote� i historie, najoczywi�ciej przej�te sk�din�d, zdaj� si� u niego nierozerwalnie zespala� z t�em w�oskim. Wyra�na troska (nawet w sytuacjach karko�omnych) o mo�liwie wysok� doz� naturalno�ci i bodaj pozory prawdopodobie�stwa idzie w parze z wiernym, cho� nie drobiazgowym przedstawieniem ubior�w i wn�trz, miejsc i obyczaj�w. Pomna�a to warto�� Dekameronu dla dziej�w kultury, a realizm Boccaccia ma tak� moc sugestii, tak ufano w pewnym okresie jego powie�ciowym aluzjom do historycznych wypadk�w i os�b, �e przyznawano im zbyt skwapliwie wag� dokumentu. Ale brak kronikarskiej �cis�o�ci w obliczu fakt�w podrz�dnych nie narusza prawdziwo�ci obrazu og�lnego, bo uchwycono w nim to w�a�nie, co istotne i typowe w do�� wyra�nie zakre�lonych granicach czasu. Jest to - w stosunku do chwili powstania Bokacjuszowego zbioru - przesz�o�� bezpo�rednia, cz�sto wczorajsza, a zawsze dost�pna poprzez ustn� tradycj� paru pokole�. Raz po raz s�ycha� pog�osy historycznych wydarze� XII, XIII lub XIV wieku - echa wypraw krzy�owych, wojen, w kt�rych scalaj� si� stopniowo monarchie nowej Europy, walk wewn�trznych, rozsadzaj�cych gminy w�oskie i u�atwiaj�cych obce interwencje na p�wyspie, zmiennych kolei W�och po�udniowych pod rz�dami Norman�w i Hohensztauf�w, Andegawe�czyk�w i Arago�czyk�w. W tym do z�udzenia dok�adnie wytyczonym i nazwanym po imieniu �wiecie g��wnymi o�rodkami s� Florencja i Neapol, najwi�cej miejsca zajmuj�ce w �yciu i sercu nowelisty. Tak wi�c w idealnej niemal r�wnowadze widzimy oba skrzyd�a pot�gi miast w�oskich, zdobytej u progu ery nowo�ytnej - l�dowe i morskie jej oblicze, cz�sto tak odmienne, chocia� b�d�ce wyrazem tego samego wielkiego pr�du przeobra�e� dziejowych. Zar�wno na morskich, jak l�dowych szlakach uwijaj� si� ruchliwi aktorzy Dekameronu, skromni mo�e, ale rzutcy i wytrwali wsp�tw�rcy epickiej epoki mieszcza�stwa w�oskiego, kt�re sieci� swej organizacji handlowej i bankowej oplata rozleg�e po�acie �wczesnego �wiata i chwyta w swe r�ce dyplomatyczne nici nie tylko spraw w�asnego kraju. Na tej szerokiej scenie Rzym podupad�y ledwo si� znaczy, trwa w cieniu, w kt�rym pogr��y�y go lata awinio�skiej niewoli papiestwa. Nie zawsze �yczliwe wzmianki przypadaj� innym prowincjom W�och (partykularyzm wiecznie dra�liwy!). Wzrok Boccaccia zwyk� zreszt� najch�tniej wybiega� ku po�udniowi, w stron� Sycylii i innych wysp Morza �r�dziemnego, ku zatokom os�aniaj�cym korsarzy i falom nios�cym na Wsch�d, szlakiem weneckich czy genue�skich �eglarzy, w dal niespodzianek i przyg�d, w kt�rej g��b przed p� wiekiem wejrze� pozwoli�a rych�o upowszechniona opowie�� Marka Polo. Mniej zdaje si� wabi� go Zach�d, chocia� obyty jest z Francj� i nie zapomina o Hiszpanii, Flandrii czy Anglii. Nade wszystko jednak wierny jest Boccaccio Toskanii. Bo wszak�e nie tylko opowie�ci te p�yn� z ust toska�skich, na toska�skiej ziemi, z podszeptu toska�skiego autora. Wi�cej: pierwsza i najwdzi�czniejsza rola przypada w nich Toska�czykowi. Jest on, jakim go znamy i sk�din�d: bystry, pe�en werwy i z�o�liwy, ale wyposa�ony we wdzi�k, lekko�� i poczucie miary, zr�czny szermierz dowcipu i wz�r obrotno�ci s�owa. Cech� jego r�wnie istotn� - zmys� artystyczny, potrzeba �adu, symetrii i harmonijnego pi�kna. Tote� nie poprzestaje Boccaccio na zebraniu zewsz�d stu nowel. Daje im opraw� s�ynnej opowie�ci ramowej. I ten r�wnie� pomys� kompozycyjny znamy sk�din�d, cho�by z cyklu "Tysi�ca i jednej nocy", a zw�aszcza z ksi�gi Siedmiu m�drc�w, gdzie zastosowany zosta� ze szczeg�lnym powodzeniem. Boccaccio, w�o�ywszy swe opowie�ci w usta dziesi�ciu os�b, kt�re usz�y z miasta przed zaraz�, osi�ga wybitny efekt artystyczny, na przemian wprowadzaj�c w gr� dwie kontrastowo przeciwne sobie tendencje - jedno�� r�wnowa��c rozmaito�ci�. Symetryczny podzia� na dziesi�� dni u�atwia ��czenie nowel w grupy o pokrewnej tematyce, a zw�aszcza o wsp�lnej tonacji - jak mi�o�� tragiczna (IV) lub sytuacje farsowe: figle p�atane m�om przez �ony (VII). By jednak ustrzec si� w tym nadmiernego pedantyzmu i monotonii, dwa dni pozostawia Boccaccio tematom wolnym, a nadto i jeden z opowiadaj�cych, Dioneo, o j�zyku najbardziej niepow�ci�gliwym, zachowuje swobod� s�owa. Ka�dy dzie� przebiega podobnie i podobnie ko�czy si� liryczn� kancon�, ale zar�wno w szczeg�ach programu, jak i w charakterze pie�ni zachodz� odchylenia indywidualne, id�ce r�wnolegle ze zmian� na zabawowym tronie. Jednakowo� chybionymi okaza�y si� parokrotnie podejmowane pr�by, by w poszczeg�lnych postaciach florenckiej dziesi�tki doszuka� si� dostatecznie wyrazistych rys�w odr�bnych osobowo�ci. Bo te� taka wyrazisto�� portretowa by�aby sprzeczna z za�o�eniem opowie�ci, kt�ra ma stanowi� tylko ramy i nie powinna odrywa� wzroku od uj�tego w nie obrazu. Trafnie natomiast architektonik� Dekameronu przyr�wnano do roma�skiego kru�ganka: r�wnych wymiar�w s� jego �uki i kolumny, ale gdy przyjrze� si� bli�ej, ka�dy kapitel okazuje si� odmienny i r�nym jest ornament poszczeg�lnych, smuk�ych kolumn. Z naciskiem powtarza� Boccaccio, �e pisze dla pa�, �e chce da� rozrywk� "delikatnym stworzeniom" niewie�cim, kt�rych los budzi� szczeg�lne jego wsp�czucie. Do nich si� zwraca, one przewa�aj� w�r�d narrator�w, one g��wnie g�os zabieraj� po ka�dej opowie�ci, one - mimo swej m�odo�ci - w lot chwytaj� najbardziej nawet lekkie lub rubaszne aluzje (czemu niekt�rzy krytycy dziwili si� dobrodusznie). I mo�e nigdzie bardziej dotykalnie nie odczuwamy nawarstwienia czasu dziel�cego nas od lat Dekameronu, jak tu w�a�nie, w mi�ej kompanii florenckich m��dek. Wprawdzie, oddychaj�c atmosfer� epoki, kt�ra zmierza do pe�nego cz�owiecze�stwa, nie kryj� si� ju� one w g��bi kuchni lub alkowy, a w ruchach ich wida� wdzi�k, jaki daje swoboda, wprawdzie patrz� �mia�o w oczy swoim towarzyszom i bez pruderii wys�uchuj� swywolnych opowie�ci, nie dopuszczaj�c do wykroczenia poza lini� graniczn� dobrych obyczaj�w - ale gdy m�czyzna, wmieszany w �ycie czynne, �atwo znale�� mo�e przeciwwag� dla swych niepowodze� i zawod�w osobistych, one, biedactwa, je�li tylko mi�o�� nie wype�ni ich dni i nocy, skazane s� nieuchronnie na melancholi� i �a�o�niejsz� od niej nud�, przed kt�rymi uchroni� je pragnie pisarz �yczliwy, cho� niegdy� za spraw� jednej z nich poszkodowany. Mi�o�� jest dla kobiet Dekameronu spraw� jedyn�. Nieuczone, bez ironii przyzna� s� gotowe, �e zaledwie do ko�owrotka si� zdadz�. Kij nie przesta� by� ostatecznym argumentem i �rodkiem zapobiegawczym w r�ku m�czyzny (IX, 9), nakazuj�cym pos�uch i szacunek. Tote� bardziej w�asnej przebieg�o�ci ufaj�, niebo��ta, ni� poetyckim uniesieniom rycerskiej mi�o�ci. Nie dziwmy si�, gdy w�a�nie s�aba kobieta znajduje wyj�cie z najbardziej ryzykownych sytuacji. Nie jest to tylko komplement pisarza, co przeszed� szko�� dworskiej uk�adno�ci, ale wyk�adnik prawa, kt�remu podlega ca�y Bokacjuszowy �wiat. Wygrywa tu spryt, nad si�� fizyczn�, nad przemoc�, nad przywilejem spo�ecznego ustroju tryumf odnosi bardziej lotna inteligencja, zgodnie z zasad� przyj�t� w mieszcza�skiej literaturze wiek�w �rednich: w powie�ci o chytrym lisie lub w wierszowanej nowelistyce pikardzkich fabliaux. G�upota ponosi kl�sk� nieuchronn�, ubodzy duchem s� wy�miani bezwzgl�dnie, ukazani w dosadnej, wyolbrzymionej karykaturze - jak powracaj�cy parokrotnie Calandrino - zapowiada� si� zdaj� tradycyjne typy p�niejszej komedii dell'arte. Nawet na kr�taczy, filut�w i oszust�w - jak Ciappelletto lub brat Cipolla - pomimo �e pomys�y kaznodziei s� godne jego prostackiego audytorium, patrzy Boccaccio z wyra�n� sympati�, jakby przyklaskuj�c ich werwie, pewno�ci siebie, wyzywaj�cemu cynizmowi. Aktorzy tych stu ods�on dziel� si� na dwa wielkie rody czy obozy: frant�w i dudk�w, kpiarzy i okpionych, nabieraj�cych i nabranych. Ale trze�wy realizm �yciowy nakazuje te� nie stara� si� odrobi� tego, co najwyra�niej stracone, zamkn�� w sobie w�asne upokorzenie, gdy odwet m�g�by je tylko rozg�osi�. Nic dziwnego, �e idealistyczna krytyka spod znaku Crocego, w poszukiwaniu wszechobejmuj�cej formu�y, kt�ra by najpe�niej wyrazi�a istot� Bokacjuszowego dzie�a, nada�a pisarzowi miano: poeta dell'intelligenza. Lecz w imi� podporz�dkowania wszystkiego jednej cesze naczelnej, �yw� r�norodno�� utworu tak bujnego jak Dekameron, sprowadza si� t� drog� do osch�ej etykiety. A w�a�nie w opowie�ciach uchod�c�w z Florencji obok podziwu dla osi�gni�� wyostrzonego intelektu, r�wnie mocno i pe�no brzmi struna druga: jawne i �akome sycenie si� zmys�ow� urod� istnienia. Sprawno�� rozumu to w oczach Boccaccia najpewniejsza bro� i ostoja wobec zmiennych zrz�dze� i zasadzek losu. Oko�o jedna pi�ta nowel Dekameronu rozwija ni� awanturniczych przyg�d, znajduj�c w nich �r�d�o wzruszenia i �miechu. Pokazuje, jak chwyta� w lot okazj�, by powetowa� nag�� strat�, za przyk�adem rozbitka Landolfa Rufolo (IV, 4), to zn�w si�ga do niewyczerpanej �y�y komizmu: przyg�d naiwnego prowincja�a w wielkim mie�cie, prowincja�a jednak, kt�ry zdaje si� mie� dane, by skorzysta� z otrzymanej nauczki. Gr� niespodzianek �ycia oczyszcza Boccaccio z nalot�w cudowno�ci. Jego trze�wa wyobra�nia r�wnowa�y awanturniczo�� wydarze� realistyczn� precyzj� szczeg��w. Je�li niekiedy, mimo wszystko, zachowa tradycyjny, a w �redniowieczu tak silny pierwiastek czar�w, to idzie mu tylko o spr�yn� przydatn� w konstrukcji noweli i stara si� j� jak najs�abiej nacisn��. Ba�niowe motywy wprowadza jedynie wyj�tkowo. I nawet niezwyk�a wizja w gaju Rawenny, nios�ca motyw jakby balladowy, traci dantejsk� groz� piekielnej kary, wydaje si� przede wszystkim na p� �artobliw� i z�o�liw� pogr�k� wobec opornej bogdanki, niczym Mickiewiczowskie To lubi�. Przykazaniem naczelnym m�dro�ci �yciowej jest dla Boccaccia zgodno�� z natur�, pogodne przyj�cie jej praw, zaufanie sk�onno�ciom wrodzonym, podleg�ym �wiat�emu rozumowi. Najpot�niejsz� za� z si�, kt�re w�adaj� cz�owiekiem, jest mi�o�� - powtarza wielokrotnie. Wrogi perwersyjnym na�ogom, bez wyrafinowanych niedom�wie�, g��d p�ci odzywa si� g�o�no i nie szuka os�onek. "Wola�abym obdarta i bosa chodzi�, a mie� za to prawdziwego m�czyzn� przy sobie" - wykrzykuje jedna z kobiet Dekameronu, z pewno�ci� nie tylko we w�asnym imieniu. Przeto dobrej sposobno�ci nie godzi si� z r�k wypuszcza�: "Lepiej pokutowa� za to, czego si� u�y�o, ani�eli �a�owa� tego, czego si� nie zazna�o" - s�yszymy innym razem. Wyrozumia�y wobec ludzkiej s�abo�ci pod obstrza�ami Amora, wierzy Boccaccio, �e "usta ca�owane nie trac� uroku, ale odnawiaj� si� jak ksi�yc". Lecz rozgrzeszaj�c zmys�y, nie przebaczy nigdy, je�li mi�dzy kochank�w wci�nie si� wyrachowanie i pospolita ��dza zysku. St�d pot�pienie najbardziej bezwzgl�dne, z jakim spotyka si� u niego mi�o�� przedajna. Nikt bodaj przed nim w literaturze ery nowej nie wyrazi� tak wymownie podziwu dla ol�niewaj�cego pi�kna cia�a kobiecego: wystarczy z m�ciwym ucze�cem spojrze� na jego ofiar� ja�niej�c� w noc letni� w drodze do wie�y (VIII, 7). Ale zgo�a odmiennymi �rodkami, ni� dawni trubadurzy i t�skni�cy do anielic poeci dolce stil nuovo, umia� zarazem pokaza�, jak pod wp�ywem kobiecej pi�kno�ci budzi si� nie tylko pragnienie, ale i wy�sze �ycie duchowe w oci�a�ym dot�d gburze i t�paku (V,1). Tym te� g��wnie t�umaczy si� nienawi�� tego aposto�a "natury" do zakonnik�w i mniszek zamkni�tych w klasztorach, gdzie usi�uj� - na pr�no! - przeciwstawia� si� tak drogiej mu zasadzie: "Nic wbrew przyrodzeniu!" A odraza ta przem�wi�a tym silniej, �e znajdowa�a uzasadnienie w obyczajach �wczesnych, w owych przejawach zwyrodnienia �ycia zakonnego, kt�re sta� si� mia�y jednym z bod�c�w Reformacji. Ale wprowadzaj�c na scen� lubie�nych mnich�w i swywolne kobieci�tka w habicie, nie wyr�nia si� Boccaccio ani nowo�ci� tematyki, ani ostro�ci� pi�ra. Te same motywy przewijaj� si� ju� wcze�niej przez fars� i nowel�, a czym�e by�a, w por�wnaniu z nimi, zdumiewaj�ca, gniewna �mia�o�� Dantego! Nie by� Boccaccio satyrykiem z temperamentu, nie zwyk� oburza� si� i zajmowa� postawy atakuj�cego szermierza. Bawi� si� - na og� bez ��ci - widowiskiem, kt�re ogl�da�, i do�� mu by�o, �e czyni� je tak cz�sto przedmiotem powszechnego �miechu. Sprawy religii i Ko�cio�a sprowadzone jednak zosta�y w ten spos�b na poziom rzeczy ludzkich, jak wszelkie tedy rzeczy ludzkie, podleg�ych krytyce, mog�cych by� podniet� do �artu, a nawet wyzbytej szacunku drwiny. Ju� pierwsze trzy nowele dnia pierwszego s� - pod tym wzgl�dem - znamiennym w rzecz wprowadzeniem. B��dem i powa�nym spaczeniem perspektywy historycznej by�o niew�tpliwie, gdy dopatrywano si� w Boccacciu wolterianina, stawiaj�c go opodal walcz�cych umys��w O�wiecenia. Ale bodaj�e wi�kszym jeszcze nieporozumieniem s� pr�by doszukiwania si� �ladu g��bszych uczu� religijnych w autorze Dekameronu (nie interesuje nas w tej chwili cz�owiek w r�nych fazach swego �ycia, a zw�aszcza w swym okresie schy�kowym). Osobn� ksi��k� po�wi�cono opowie�ci o trzech pier�cieniach, kt�rej w�tek przewija si� parokrotnie w literaturze �redniowiecznej, a p�niej odnajdzie si� u Lessinga, najwcze�niej za� wyst�puje w wersji pochodzenia prawdopodobnie �ydowskiego (Mario Penna, La parabola dei tre anelli e la tolleranza nel medio evo, Turyn 1953). Por�wnuj�c szczeg�owo r�ne uj�cia tego tematu, autor rozprawy przeciwstawia si� krytykom z doby pozytywizmu, kt�rzy m�wili o sceptycznej postawie Boccaccia, i usi�uje przekona� czytelnika, �e skoro - w wersji znakomitego nowelisty - jeden z pier�cieni ma kamie� prawdziwy, to wniosek st�d prosty, �e za prawdziw� uwa�a Boccaccio jedn� z trzech wsp�zawodnicz�cych z sob� religii, pod postaci� pier�cieni symbolicznie przedstawionych. W istocie rzeczy, wbrew tym wywodom, punkt ci�ko�ci najoczywi�ciej le�y gdzie indziej: w tym, �e - w �wietle przypowie�ci - nie wiadomo, kt�ra z trzech religii jest prawdziw� i �e mo�e ni� by� wiara Chrystusowa. Ju� sama mo�liwo�� takiego postawienia sprawy �wiadczy o daleko posuni�tej niezale�no�ci my�li, wolnej od nacisku wyznaniowego i �wieckiej w swoim rdzeniu, cho�by autor, podobnie jak niejeden z umys��w jego doby, nie zrywa� z odziedziczonymi wierzeniami. Znamienne jest r�wnie� w noweli poprzedniej stanowisko Abrahama, kt�ry zamierzaj�c przyj�� chrze�cija�stwo, nie oczekuje aktu �aski nadprzyrodzonej, ale postanowienie swe chce oprze� na do�wiadczeniu naocznym i sprawdzalnym (trzeba za� zaiste mie� niesko�czenie wiele dobrej woli, by w jego wniosku pozytywnym nie dostrzec drwi�cego u�mieszku autora, ale bra� go z naiwn� dos�owno�ci�!). Ten powiew, w istocie swej renesansowy, czujemy ju� na wst�pie: groza zarazy nie budzi w kompanii florenckich przyjaci� l�ku przed rych�ym mo�e wezwaniem na s�d w za�wiatach, a chocia� wype�niaj� oni to, co poczytuj� za sw�j religijny obowi�zek lub godny zachowania zwyczaj, i nie gdzie indziej, lecz w ko�ciele rodz� si� ich wsp�lne plany, przecie� niesk�onni s� do posypywania g��w pokutnym popio�em, lecz w weso�o�ci i pogodnej my�li widz� najlepsz� r�kojmi� wymkni�cia si� zag�adzie. I tragiczne bohaterki Dekameronu - �ona Wilhelma z Roussillon (IV, 9) i c�rka kr�la Tankreda, Ghismonda (IV, 1) - gdy szukaj� ucieczki w �mierci, jedna zb�dnych s��w, a druga po wyg�oszeniu - na pr�no - retorycznej apologii, nie daj� si� powstrzyma� my�l� o tym, co mo�e je czeka� po zgonie. Tak broni�c praw cia�a, nie potr�caj�c o nadzieje nie�miertelno�ci, jedno z g��wnych i powszednich zarazem zada� cz�owieka widzi Boccaccio w zachowaniu sprawno�ci fizycznej i umys�owej, a w obliczu gwa�townych star� z losem - w wierno�ci samemu sobie. W mnogiej galerii postaci, jakie przewijaj� si� przez epizody tej pierwszej "komedii ludzkiej", przewodzi typ energetyczny, kt�ry da� podwaliny nowej kulturze Renesansu, g�r� jest dowcip w szerokim, staropolskim tego s�owa znaczeniu, rozstrzyga pomys�owo�� i zdolno�� do czynu jednostki, r�wnocze�nie �mia�ej i przezornej. W przesz�o�� oddali� si� ju� feudalizm �redniowieczny, we W�oszech zreszt� nie zakorzeniony nigdy tak silnie, jak za Alpami. Lecz przesz�o�� ta pozostawi�a w spadku zar�wno liczne rysy okrucie�stwa, powtarzaj�ce si� w Dekameronie, jak i zdobycze dworskiej og�ady, wytworno�ci� manier pokrywaj�ce nieraz szorstk� grubo�� sk�ry. Obcy nostalgii za przesz�o�ci�, Boccaccio jednak - nie odbiegaj�c pod tym wzgl�dem od wy�szych warstw wzbogaconego mieszcza�stwa w�oskiego - przenikni�ty jest kultem rycerskich form wsp�ycia, obyczaj�w, kt�re wyda�y poj�cia tak cz�sto powracaj�ce w strofach poet�w �wczesnych, jak cortesia i gentilezza - dworno�� i szlachetno��. Wiele nowel Dekameronu, wraz z jego sceneri� ramow�, mo�na by przytacza� na dow�d tego upodobania, ale najwi�kszy sukces artystyczny towarzyszy mu w opowie�ci o sokole Fryderyka degli Alberighi. Oto jeden z najbardziej bezspornych tryumf�w Bokacjuszowej sztuki, tryumf tym rzadszy, �e osi�gni�ty dzi�ki dyskrecji i delikatno�ci, dzi�ki prostocie, z kt�r� �ciszonym tonem elegijnym przemawia prawda g��bokiego i opanowanego uczucia - przyk�ad, jak rozleg�� skal� odcieni rozporz�dza pomawiany raczej o rubaszno�� pisarz w�oski. Podupad�y arystokrata florencki, kt�ry umie z godno�ci� �y� na uboczu skromnymi resztkami dawnej �wietno�ci swojej i swego rodu, wierny wielbiciel ukochanej kobiety, dla kt�rego mi�o�� jest wszystkim, mi�o�� osnuta melancholi� i gotowa ju� wyrzec si� nadziei, bez wahania po�wi�ca ulubionego ptaka, ostatni znak zewn�trzny minionej chwa�y rycerskiej. Przejawia si� w tym subtelny realizm Boccaccia, kt�ry umia� prawdziw� rycersko�� ukaza� nie w blaskach wojennej glorii czy fantastycznej przygody, wzorem poet�w feudalnego �wiata, ale w �wietle dnia powszedniego, bez wywy�szaj�cych koturn�w, z dystansu zwyk�ych dozna� ludzkich. R�wnocze�nie jednak �wiadom by� Boccaccio, �e prawdziwa delikatno�� form wsp�ycia przesta�a by� przywilejem szczup�ej elity, lecz upowszechni�a si� w republikach w�oskich, tej szkole obywatelskich cn�t (i przywar partyjnictwa). Przyk�adem tego Cisti, piekarz wzbogacony, kt�ry zna miejsce przypadaj�ce mu w demokratycznym �wiecie i nadal wykonuje sw�j zaw�d, cz�owiek czas�w nowych, kultur� towarzysk� stoj�cy na r�wni z ambasadorami, jako potwierdzenie prawdy og�lnej, �e inteligencja i og�ada nie s� przywilejem klasowym. I podobnie, jak pe�n� miar� uznania czy sympatii obdzieli� Boccaccio oba kr�gi spo�eczne, do kt�rych wprowadzi�o go �ycie, tak w stopniu nie mniejszym przenikni�ty by� tolerancj�, w�a�ciw� cz�owiekowi, co otar� si� o ludzi r�nych wiar i kultur, zwyk� z szacunkiem m�wi� o su�tanie Saladynie lub �ydzie Abrahamie i wysoko ceni� ich umys�owo��, a przygania sk�pstwu Skaligera, tak sprzecznemu z gestem wielkopa�skim. Ukazanie tych spraw mia�o dla Boccaccia walor obiektywnego stwierdzenia, jak stwierdzeniem podobnym by�y s�owa Natana (X, 3): "Najznamienitsi kr�lowie i cesarze nie inn� zazwyczaj sztuk�, tylko zabijaniem, i to nie jednego cz�owieka - jak ty zamierzy�e� - ale tysi�cy ludzi, paleniem miast i obracaniem kraj�w w perzyn� rozszerzali pa�stwa swoje i chwa�� zdobywali." W autorze Dekameronu nie ma bowiem materia�u na rewolucjonist� czy nawet reformatora spo�ecznego. Widz�c nier�wno�� stan�w (ograniczon� przewa�nie do stosunku dwojga kochank�w z r�nych warstw, na co by� szczeg�lnie wra�liwy), nie zdradza odruchu buntu, nie rzuca s�owem zapalnym. "Niech inni za �eb chodz�" - jak powiada� poeta z Czarnolasu. Dzie�o jego - o powierzchni nie zam�conej wirem gwa�townych pr�d�w - pozosta�o jednak wska�nikiem przeobra�e�, kt�rych zal��ki by�y ju� widoczne, a kt�re w przysz�o�ci mia�y silnie zawa�y� na losach p�wyspu. Mija�a ju� bohaterska epoka miast w�oskich, kiedy to statki pod ich flag� nios�y podb�j w dalekie kraje, mno��c bogactwa macierzy. Mieszcza�stwo w�oskie nie przesta�o wprawdzie odgrywa� w �wiecie roli aktywnej i cz�sto przoduj�cej, ale z wolna traci�o zdobywczy sw�j rozmach i zapa� do nowej organizacji �ycia zbiorowego, a wiele przejmowa�o z kultury dwornej i w miar� jak porasta�o w dobrobyt, pogr��a�o si� w kwietyzmie warstw wy�szych. Walki wewn�trzne, przy ca�ej ich ostro�ci i bezwzgl�dno�ci, by�y raczej dowodem wzmagaj�cego si� rozbicia ni� wyrazem dojrzewania zbiorowej �wiadomo�ci spo�ecze�stwa, dla kt�rego jedno�� narodowa pozosta� musia�a na wieki nieosi�galn� wizj� kilku marzycieli. Od ustroju republika�skiego, od r�nie realizowanej demokracji otwiera si� droga do rz�d�w jednostkowych, do poddania og�u pod jarzmo silnego autorytetu. Na horyzoncie wy�ania si� poczet mniejszych i wi�kszych tyran�w Renesansu, �wita w�oska signoria. U wielu tych, kt�rzy odsuni�ci zostan� od spraw publicznych, wzrasta� b�dzie oboj�tno�� dla "pospolitej rzeczy" wraz ze sk�onno�ci� do r�norakiej ucieczki od rzeczywisto�ci w sfer� sztuki, antyku, filozoficznej kontemplacji czy tylko wygodnego bytowania pod has�em horacja�skiej r�wnowagi ducha. I w�a�nie u Boccaccia znalaz�y odbicie oba zasadnicze momenty tego dziejowego procesu. Przenika wi�c nowele wysokie napi�cie energii wzbudzonych we W�oszech komunalnych, kt�re tylu ludzi Dekameronu pcha we wszystkich kierunkach na go�ci�ce Europy i otaczaj�ce j� morza - a r�wnocze�nie owa przyjacielska dziesi�tka, uchodz�ca przed niebezpiecze�stwem, by odgrodzi� si� od cierpienia i szpetoty, od smutku istnienia, jest ju� doskona�ym wyrazem wygodnej zachowawczo�ci, dba�ej nade wszystko o trwanie procul negotiis, z dala od trosk. Pogaw�dki i zabawy tego grona staj� si� przyk�adem oderwania od wsp�lnej wszystkim doli, s� wcieleniem arystokratycznego idea�u �ycia humanist�w. Idea�u, kt�remu ulegaj�c, pierwszy warunek szcz�cia upatruje cz�owiek w niezm�conej pogodzie ducha, jak� daje poczucie wyniesienia ponad zmienne humory Fortuny, i �udzi si�, �e odsuni�cie si� od nurtu �ycia zbiorowego czyni go panem w�asnego przeznaczenia. Lecz ten czerw dr��y nie tylko ma�y �wiatek narrator�w Boccaccia, jest to organiczna, rosn�ca niedomoga ca�ych W�och tego czasu. Wskazuj�c symptomy nadchodz�cej s�abo�ci politycznej (zawartego w niej niebezpiecze�stwa autor zreszt� najwyra�niej nie docenia), zarazem jest nowela Boccaccia dobrym miernikiem daleko ju� posuni�tego ze�wiecczenia si�, sekularyzacji kultury, jednego z najistotniejszych proces�w doby Renesansu. Od przypowie�ci s�u��cych zbudowaniu czytelnika lub s�uchacza w traktatach moralizator�w i wywodach kaznodziej�w, od anegdoty pozbawionej uroszcze� d�uga droga do samodzielnego dzie�a sztuki i wielostronnego obrazu epoki zosta�a ju� z powodzeniem przebyta. I w tym dziele sztuki pozosta�, co prawda, pewien osad tendencyj moralizuj�cych przesz�o�ci - widoczny w uwagach, kt�re poprzedzaj� poszczeg�lne nowele. Zazwyczaj s� te uwagi nie przekonywaj�c� artystycznie przybud�wk�, raczej pedantycznym po szkolarsku wi�zad�em. Nieraz te� pobrzmiewa w Dekameronie retoryka, czasem zabawna (jak w�wczas, gdy wymowny uczeniec - czy�by adwokat autora? - dowodzi wy�szo�ci dojrza�ych mi�o�nik�w nad m�okosami), to zn�w, przy ca�ym nieprawdopodobie�stwie sytuacji, zmuszaj�ca do pos�uchu, niczym popisowa tyrada tragedii klasycznej (mowa obro�cza Ghismondy), ale te� niecierpliwi�ca kiedy indziej na dobre, ilekro� nazbyt wchodzi w drog� reali�cie. Zawodzi Boccaccio, gdy w zako�czeniu swej ksi��ki uderzy� chce w ton najwy�szy (maj�c w pami�ci przyk�ad Dantego i Petrarki). St�d tak s�abo przemawia do nas dzie� dziesi�ty. Bo wprawdzie na samym wst�pie (X, 1) godno�� osobista i szlachectwo ducha znajduj� w nim wyraz pow�ci�gliwy, przekonywaj�cy, lecz niedaleko parodii staje chwilami p�niejsze pi�cie si� do wznios�o�ci, gdy ka�dy z opowiadaj�cych chce pobi� rekord swego poprzednika. Najbardziej za� odstr�cza Gryzelda - mimo rozpowszechnienia i rozg�osu, jakiego ongi� zazna�a; mimo wysi�k�w niekt�rych komentator�w dzisiejszych, by przywr�ci� j� do dawnej godno�ci i odkry� w niej trwa�e walory. Nie zdo�amy uwierzy� w prawdziwo�� postaci matki, kt�ra bez protestu godzi si� z my�l� o zag�adzie w�asnych dzieci, a obraz okrutnej, egoistycznej bezwzgl�dno�ci feudalnego pana zyska�by na sile, gdyby mniej w nim by�o papierowych akcesori�w literackich, kt�re tak bardzo przypada�y do smaku wielu humanistom wpatrzonym w pos�gi niez�omnych heroin. Lecz sam Boccaccio zach�ca�, by z ksi��ki jego bra� to co komu przypada do smaku. By� mo�e, i� kilkadziesi�t nawet jego nowel od�o�y� przyjdzie bez �alu do lamusa. Znajdzie si� mi�dzy nimi cho�by dziewi�ta opowie�� dnia �smego, z kt�rej tak za�miewaj� si� florenckie s�uchaczki, a kt�rej gruby, rejowski komizm nie potrafi przes�oni� farsowego nieprawdopodobie�stwa sytuacji. Lecz ile� jest wielkich a obszernych arcydzie� literackich, kt�re zachowa�y nietkni�t� si�� budzenia prze�y� estetycznych, uaktywniania naszej my�li i woli? S� tedy i w Dekameronie nowele zwichni�te, gdzie wybitny artyzm jednej cz�ci nie znajduje odpowiednika w miernym poziomie cz�ci drugiej. S� nie zawsze szcz�liwe koncepty s�owne i w�tpliwej jako�ci roztrz�sania, do kt�rych autor wyra�nie wagi nie przyk�ada�. Ale obok tych i innych przewin jest w nim r�wnocze�nie pod dostatkiem zalet usprawiedliwiaj�cych sze��setletni jubileusz antenata. Wysoki kunszt narracji; umiej�tno�� zespalania cz�owieka z otoczeniem; trafno�� i oszcz�dno�� za�o�e� psychologicznych, potr�canych dyskretnie; nieprzeci�tna zdolno�� syntetycznego spojrzenia, umiej�ca wydoby� rys najbardziej istotny i na nim poprzesta�; powi�zanie realizmu przedstawienia ze stylem niekiedy retorycznym, ale nabieraj�cym swoistej plastyki dzi�ki szczeg�om konkretnym, osadzonym w misternie tkanej siatce zda� - oto par� cech Boccaccia, kt�re i dzi� ka�� w nim uzna� pisarza znakomitego, i to z tym wi�kszym przekonaniem, im dojrzalsza jest nasza umiej�tno�� obcowania ze star� ksi��k�. Zapewne, nie jest to ksi��ka z rz�du owych wiernych towarzyszek, kt�re nie odst�puj� nas w z�ej czy dobrej doli, nie zadziwia rozpi�to�ci� zagadnie�, jakie przed nami ods�ania, nie wiedzie na samotne szlaki my�li oswojonej ze szczytami, nie mie�ci w sobie ogromu gorzkiej i krzepi�cej wiedzy o cz�owieku. Nie postawimy jej pewnie tu� obok Montaigne'a czy Pascala, Szekspira czy Balzaca, Goethego i To�stoja, Dantego i Cervantesa. Ale przyrodzon� jej stref� pozostanie �agodny krajobraz wzg�rz toska�skich, budz�cy zaufanie do m�dro�ci natury, opatrzony wsz�dzie znakiem tw�rczego wysi�ku cz�owieka, gdzie dowcip i �miech kr��� w�r�d dobrej kompanii jak wino, a zmys�owe pi�kno w s�o�cu zanurzonego �wiata pozwala zapomnie� o mrocznych g��biach nocy. Mieczys�aw Brahmer