7498
Szczegóły |
Tytuł |
7498 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7498 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7498 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7498 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA RODZIEWICZ�WNA
JERYCHONKA
1895
I
Magda Domont�wna wr�ci�a oko�o po�udnia do swojej pracowni z dalekiego poza miasto
spaceru. P�k jesiennych stokroci i astr�w w�o�y�a do wody w dzbanie i ustawi�a niedaleko
stalug. Potem zdj�a z siebie okrycie, w�o�y�a bluz� robocz�, obejrza�a farby i p�dzle,
spojrza�a na zegar.
� Hm, robi� si� pedantk� i punktualn�. To dow�d dojrza�o�ci� Marynia si� ucieszy! �
rzek�a sama do siebie z weso�ym u�miechem.
Otworzy�a okno i wychyli�a si� przez nie, ciesz�c si� �licznym wrze�niowym dniem i
s�o�cem, kt�re zalewa�o pracowni�. Co� nuc�c spogl�da�a na dziedziniec, gdzie bawi�y si�
dzieci i grucha�o stado go��bi. Naprzeciw, w oficynie, przez otwarte okna s�ycha� by�o
gromadne czytanie. Widocznie by�a tam szko�a.
Na �rodku podw�rza stara lipa wyci�ga�a ku s�o�cu konary i jedna ga���, na p� z�ota,
pochyla�a si� ku oknu pracowni.
Magda wyci�gn�a r�k�, ale by�o za daleko, aby cho� listek uj��.
� Mo�e jeszcze za rok � szepn�a. � Mo�e na wiosn� podamy sobie r�ce. A mo�e
uschniesz?
Zamkn�a okno, posz�a do sto�u zarzuconego szkicami i papierami i wzi�a stary, wytarty
album.
Wyci�gn�a si� na kanapie i zacz�a go przerzuca�. Czego tam nie by�o. Krajobrazy i
studia, karykatury, gmachy, szkice, zwierz�ta, typy.
Powoli, kartka po kartce przesuwa�y si� zarazem wspomnienia. Wyraziste rysy artystki
zmienia�y si� przy ka�dej stronicy. Prze�ywa�a na nowo te wra�enia, kt�re czu�a wtedy, gdy
rzuca�a na papier te obrazki w swych artystycznych w�dr�wkach.
Tymczasem g�o�ne czytanie w szkole ucich�o, rozleg�o si� suwanie sprz�t�w i wnet na
podw�rze wysypa� si� r�j dziewcz�tek; zaszumia�o chichotem, piskiem, nawo�ywaniem.
Jednocze�nie prawie drzwi mieszkania Magdy kto� otworzy�, rozleg� si� gruby g�os,
najpierw w kuchni, potem w przedpokoju, i jak burza wpad�a do pracowni kobieta wysokiego
wzrostu, chuda i zamaszysta, o siwiej�cych w�osach, ubrana czarno.
� Magda, jeste� ju�?
� Jestem! � odpar�a artystka, nie przestaj�c przerzuca� kartek.
� No, dzi�ki Bogu. My�la�am, �e znowu z twojej �aski b�d� musia�a bawi� twoj�
baronow� zamiast my�le� o obiedzie. Co robisz?
� Bawi� si�. Wiesz, ten nasz album z podr�y. Jakbym tam by�a znowu!
� Dzi�ki Bogu, �e to si� sko�czy�o. Ale kupi�a� jab�ek?
� Jab�ek?
� No, przecie� m�wi�am, �e kucharka zapomnia�a, a �e� mia�a i�� przez rynek, obieca�a�
przynie��.
� A prawda! � podnios�a g�ow� i zamy�li�a si� zupe�nie serio. � By�am na rynku, alem
zapomnia�a, co mianowicie mia�am kupi�. Nie przypomnia�am sobie, wi�c wzi�am kwiat�w
na straganie. Ot, tam stoj�.
� Dzi�kuj� ci. Dostaniesz je na wety, bo ja n�g nie mam biega� za ciebie. Nigdy
rachowa� na ciebie nie mo�na.
� Ciekawam, com gorszego od kucharki? Jej wolno by�o zapomnie�, a mnie nie? Patrz tu,
poznajesz? To ty jeste� na widok frutti di mare w Wenecji!
� Pfuj! Jeszcze mi stoj� w oczach; a ten sw�d! O, �em ju� Krak�w zobaczy�a!
� Nie pojecha�aby� znowu ze mn�?
� Za nic! Za nic!
� A ja cho�by jutro!
� Zwariowa�a�� Masz tyle obstalunk�w.
� To i c�? Mog� poczeka�. Czeka�am i ja na nic. Pojedziemy, Maryniu!
� Ani my�l�. Dosy� g�upstw. Sied� i pilnuj roboty, kt�ra ci chleb daje. I jeszcze jaki! Co
prawda, dogadzaj�c ci w twojej pasji do malarstwa, nigdym nie pomy�la�a, �e z tego b�dzie
jaki rzetelny po�ytek.
� Dlaczeg� wi�c m�czy�a� si� tyle lat dla mnie w Dre�nie, Monachium i W�oszech?
My�la�am, �e wierzysz we mnie!
� At, naprawd�, kiedym obj�a nad tob� opiek�, mia�a� pi�tna�cie lat: fatalny wiek!
Wola�am z dwojga z�ego, �eby� smarowa�a p��tna, ni� w bezczynno�ci zacz�a marzy� o
oficerach.
� Malarzy koleg�w to� si� nie l�ka�a? � za�mia�a si� Magda.
� To brudasy, wariaty! Zreszt�, tam w szko�ach to ci� Filip pilnowa�. By�am spokojna.
� Wi�c to Filip by� moim anio�em str�em z twojego ramienia? Patrz, tu jest Filip, jak mu
Anglik po�o�y� baedeckera na �wie�ej podmal�wce.
� Nie wspominaj mi tego ch�ystka! � burkn�a. � Przez rok m�g�by cho� s��wkiem si�
odezwa�. Ale mu spadek w g�owie przewr�ci�. Potrzebne mu by�y te krocie! M�g�by mi co�
da� na szko�� przynajmniej, ale on si� nawet nie pochwali�, nie spyta� o rad�
Magda zatrzyma�a oczy na ostatniej kartce albumu. By� na niej stary mur przy Via Appia,
pami�taj�cy cezar�w, zwalisko pot�ne z ciemnej ceg�y, kt�r� bluszcze spoi�y. P�oty z
suchego winogradu i ciernia okala�y olbrzyma, a na jego szczycie wiek XIX postawi�
czerwony s�upek z izolatorem telegrafu. Drut przecina� szafir nieba; siedzia�y na nim dwie
jask�ki przelotne, tul�c si� do siebie.
� Wiesz, co si� z tymi ptaszkami sta�o? � rzek�a, pokazuj�c siostrze obrazek. � Jedna
ulecia�a, druga pad�a martwa. Znale�li�my j� w cierniach i pochowali w papiero�nicy Filipa u
st�p tych ruin.
� Trzeba� takie g�upstwa pami�ta�!
� A bo to nie by�o ostatnie, co�my razem pope�nili? Tego� wieczora przysz�a owa s�awna
depesza z Wiednia o spadku i Filip pojecha�.
� B�dzie temu dwa lata. Dwa lata s�owa nie napisa�! Pracownia jego kosztuje mnie
dwie�cie re�skich rocznie. Ciekawam, po co ja p�ac�? On ju� malowa� nie b�dzie!
� Pozw�l mi ten koszt ponosi� i nie m�w �le o nieobecnych. Musz� mojego anio�a str�a
wzi�� w obron�. Ma wstr�t do list�w, wiesz o tym dobrze; przy tym �wiat wielki, a on zawsze
marzy�, aby go zwiedzi�. Jest teraz mo�e na Alasce lub na Borneo. Z kolei przyjedzie i do
Krakowa.
� Du�o rzeczy toleruj�, lecz tracenia pieni�dzy w podr�ach wcale nie rozumiem.
W��czyli�cie mnie po wszystkich w�oskich dziurach i kazali�cie si� zachwyca�! Czym,
prosz�? Ska�a, woda, drzewo, niebo� to mi osobliwo��! Tylko jedzenie tam jest osobliwie
obrzydliwe i �ebractwa wi�cej ni� gdzie indziej. Ale po to nie warto jecha� tyle dni i godzin.
� Widz�, �e stanowczo nie dasz si� na powt�rzenie w�dr�wki nam�wi�. Musz�
zaproponowa� panu Sylwestrowi, aby mi towarzyszy�.
� No, no, bardzo prosz�! Gotowa� dla �artu to zrobi�, a on uwierzy. Tego by tylko brak�o,
�eby si� go nigdy nie pozby�.
� Co on ci szkodzi? Zacno�ci cz�owiek.
� Doprawdy? Cz�owiek w jego wieku, �eby by� zacny, toby siedzia� u �w. Barbary, nie u
ciebie. Modli�by si� o �mier� szcz�liw�, ale nie przewraca� oczu do m�odej dziewczyny,
kt�ra mo�e by� jego wnuczk�.
� Wiesz, musz� wyrysowa� twoj� min�, gdy mnie pan Sylwester ukradnie, bo uwa�am,
�e dobrowolnie mnie za niego nie dasz.
� A nie dam, bo to by�by nonsens. Gada�a� zawsze o kap�a�stwie sztuki, bardzo pi�knie.
Chc� w to wierzy�, ale tylko w kap�a�stwo bez�enne, jakem prawa katoliczka. B�d��e sobie
kap�ank�, bo do niczego wi�cej nie jeste� zdatna. Zastan�w si�, w jakim stanie by�by obiad
twego m�a i jego bielizna! A te� dzieciska nieszcz�sne od razu, dla uratowania ich od
�mierci, trzeba by odda� do podrzutk�w.
� To jest projekt genialny. Id� za m��! Rozwi�za�a� jedyn� kwesti�, kt�ra mnie
powstrzyma�a w oddaniu r�ki i serca panu Sylwestrowi.
� Tobie wszystko s�u�y za pow�d do �miechu. Rany Pa�skie kto� dzwoni! To pewnie
baronowa do portretu, a tutaj kurzu i �mieci po kostki! Otw�rz okna, niech tylko terpentyna
wywietrzeje.
� Ani my�l�. Terpentyna utrzymuje moje makaty od naj�cia moli, a mnie jest koniecznie
do �ycia potrzebna. Dawaj�e tu t� bella donn�.
Wsta�a do�� opieszale i zrzuci�a zas�on� ze stalug. Ukaza� si� na p� podmalowany portret
bardzo pi�knej kobiety w stroju balowym. Ca�a w bieli sta�a wyzywaj�ca, ch�odna, na tle
wschodniej makaty.
Portret pysznie si� zapowiada�, wart s�awy Magdy Domont�wny, kt�ra przed rokiem
dosta�a medal z�oty w salonie paryskim.
Spojrza�a na swe dzie�o i umaczawszy szmat� w terpentynie star�a fa�d� materii, potem
pilnie zacz�a j� przemalowywa�.
W tej chwili baronowa wesz�a do pracowni, rzuci�a na st� karton i rzek�a rozpinaj�c
stanik:
� Tym razem ja si� sp�ni�am, lecz to wina fryzjera, kt�ry mi nie m�g� dogodzi�. Pani ju�
przy pracy?
� Zaledwie od minuty.
Obejrza�a si� na pi�kn� pani�, rozbieraj�c� si� przed zwierciad�em i u�miechaj�c� si� do
siebie samej z lubo�ci� zupe�nego zadowolenia.
By�a bardzo pi�kna i �licznie zbudowana, wygl�da�a na dziewczyn� dwudziestoletni�, a
mia�a lat trzydzie�ci i od dw�ch lat rozwiedziona by�a z m�em, kt�rego znano w Krakowie,
bo s�u�y� tam d�u�szy czas w wojsku; po zerwaniu z �on� wyni�s� si� i przepad� bez wie�ci.
Ojciec baronowej, aferzysta wiede�ski, w Krakowie by� znany jako dostawca wojskowy i
tam�e sobie �on� wynalaz�, zbogacon� mieszczk�, kt�ra mu wnios�a w posagu dwie
kamienice i sporo got�wki. Skutkiem jakich� tajemniczych zawik�a� w interesach musia� si� z
Austrii wynie��. Podr�owa� wiele z �on�, za granic� im si� c�rka urodzi�a i tam j�
wychowano, tam te� stary umar�. Po jego �mierci wdowa zjecha�a do Krakowa z fortun�
powa�n� i pi�kn� pann� na wydaniu.
Tymczasem ludzie troch� zapomnieli o powodzie dobrowolnej banicji, reszt� zatar�y posag
i uroda panny, i nikt si� nie zdziwi�, �e z�o�y�y wizyty i wesz�y do towarzystwa.
Co� w niespe�na rok rotmistrz Faustanger o pann� si� o�wiadczy� i zosta� przyj�ty.
Ma��e�stwo to nied�ugo cieszy�o si� sob�. Po dw�ch latach rotmistrz przeni�s� si� do
Styrii, pi�kna Alicja wr�ci�a do matki.
M�wili jedni, �e on by� gwa�towny i zazdrosny, drudzy, �e ona nudzi�a si� w Krakowie,
gdzie m�a stale trzyma�a s�u�ba.
Te panie zesz�y ludziom na jaki� czas z oczu, a gdy o nich troch� zapomniano, wr�ci�y
znowu i odt�d co rok sp�dza�y tu kilka miesi�cy, kt�rych stara radczyni u�ywa�a do
interes�w, m�oda pani do odpoczynku po zagranicznych sezonach.
Magda zna�a baronow� od wiosny. Zam�wi�a portret, pozowa�a kilka razy i wyjecha�a do
Ostendy, bo jej si� zda�o, �e ma reumatyzm, a troskliwo�� o zdrowie posuwa�a do dziwactwa.
Teraz za powrotem przeb�aga�a artystk� i znowu regularnie przychodzi�a co dzie� do
pracowni.
Magda nie mog�a si� oprze� pi�kno�ci tej twarzy i kszta�t�w, mia�a prawdziw�
przyjemno�� umys�ow� w rozmowie z ni�. Przyznawa�a jej wykszta�cenie wszechstronne,
wdzi�k rzadki, �atwo�� obej�cia i rozmowy, lecz pomimo to wszystko nie czu�a do niej
sympatii, przeciwnie � nieprzepart� nieufno�� i jakby strach. Przezwa�a j� �artem bella
donna i nazwa ta kr��y�a po mie�cie, gdzie artystka mia�a ca�e legiony znajomych, przyjaci�
i koleg�w i lubiana by�a og�lnie.
Baronowa ubra�a si� szybko i stan�a do pozowania. Magda przyjrza�a si� uwa�nie,
zmieni�a troch� uk�ad postaci i usiad�a przed stalugami.
� Wolno m�wi�? � u�miechn�a si� pi�kna pani.
� I owszem.
� Czy pani mnie nie znajduje pi�kn�?
� Ja? � za�mia�a si� artystka ubawiona pytaniem wym�wionym tonem rozpieszczonego
dziecka. � Przeciwnie, widz�, �e pani ma charakter i wyraz rzadki przy takiej pi�kno�ci.
� To czemu mi pani nie powie tego nigdy?
� Zachwyty moje bywaj� milcz�ce.
� Jak pani to m�wi? Nigdy nie mo�na dociec, czy pani �artuje, czy m�wi serio. To mnie i
gniewa, i zajmuje, i podoba si�.
� A jak pani si� dowie, przestan� ju� zajmowa�?
� To zale�y! Je�li si� przekonam, �e pani drwi ze mnie, postaram si� zadrwi� z pani.
� S�u��, i owszem! � odpar�a Magda zawsze u�miechni�ta.
Na sekund� brwi baronowej zbieg�y si� i nozdrza rozd�y. Musia�a by� gwa�towna i
nieprzywyk�a do oporu. Magda wyraz ten przelotny uchwyci�a jednak�e, u�miech jej o cie�
jeden sta� si� bardziej drwi�cym.
Ale ju� baronowa ozwa�a si� swobodnie:
� Mam do pani pretensj�. Zosta�am obdarzona przezwiskiem wcale niepochlebnym. Sk�d
mi pani daje w�asno�ci truj�ce?�
� Przeciwnie, to w�a�nie pow�d, �em uzna�a pani pi�kno��: Bella donna.
� A nie boi si� pani jej trucizny za przezwisko?
� Nie. Bardzo tylko nierozs�dne i g�odne ptaszki bior� si� na te jagody. Ale kt� to pani
m�j �art powt�rzy�?
� Ach, nie pami�tam nawet. Wbrew przys�owiu jest pani bardzo lubiana i powa�ana w
kraju w�asnym i nie ma pani wrog�w.
� Bo i ja wszystkich lubi�. Jestem dzieckiem krakowskim i bardzo gr�d sw�j kocham.
� I nie jest pani belladonn�. � w zamy�leniu powa�nym wym�wi�a baronowa.
Chwil� milcza�y, a� pi�kna pani rzek�a �ywo:
� Chcia�am spyta� pani o nazwisko pani siostry. Wczoraj powiedzia�a mi je i wyda�o mi
si� znanym.
� Osiecka. M�� jej s�u�y� w u�anach i umar� m�odo wskutek pora�enia s�onecznego w
czasie manewr�w. Zaledwie go pami�tam.
� Ma syna?
� Nie. Ma tylko mnie, kt�r� wychowuje od dziesi�ciu lat.
� Spotka�am w Ostendzie m�odego cz�owieka tego nazwiska.
� To pewnie Filip.
� Kto taki?
� Syn brata jej m�a.
� Pani go zna?
� Jak�e! Jak brata i koleg�. Chowali�my si� razem pod jej opiek�.
� To dziwne, �e mi o pani nie wspomnia�, gdy�my m�wili o Krakowie.
Magda u�miechn�a si� po swojemu.
� Mo�e mia� ciekawszy temat do rozmowy.
Baronowa u�miechn�a si� tak�e po swojemu, troch� lekcewa��co.
� A mo�e to kto inny? �redniego wzrostu, szczup�y, z�oty blondyn z czarnymi oczyma,
�liczne ma z�by, a �mieje si� cz�sto i �ywy jak student. Wraca� z Egiptu opalony jak Beduin.
Grywa� mi na tamecznej gitarze oryginalne wschodnie melodie. �adny ma g�os i og�lnie
bardzo mo�e si� podoba�. Przy tym jest w nim co� tajemniczego; wygl�da, jakby poza
jednym by� drugi cz�owiek.
� Poza �wiatowcem jest artysta.
� Wi�c naprawd� jest koleg� pani?
� Tak, ale raczej mistrzem nigdy niedo�cig�ym. Czy� nie m�wi� pani, �e maluje?
� Ani wspomnia�. Domy�lam si� raczej tego po �wietnych opisach zwiedzanych okolic.
Czu�, �e co widzia�, widzia� dobrze.
� Szkoda! � szepn�a Magda. � Pracownia jego dwa lata stoi pustk�, a na stalugach
obraz rozpocz�ty na wystaw�. Przerwa� go dla podr�y do W�och i stamt�d w �wiat ruszy�.
Szkoda� nie powinien si� zmarnowa�.
By�a w tej chwili bardzo powa�n�, surow� nawet.
� Wygl�da� bardzo szcz�liwy i wes�. Naprawd�, po co ma by� koniecznie s�awnym!
� Czy pani nie wierzy w powo�anie?
� Owszem, wierz�, �e nikt go nie spe�nia.
� To wielka prawda. Dlatego tylu jest ludzi wykolejonych i z�amanych. Wiedz�c to i
spotykaj�c co krok, nie chc�, by Filip w�r�d nich si� znalaz�.
� Pani go widocznie wyszczeg�lnia w swej sympatii?
� Tak. Zreszt� znam go jak siebie i wiem, czego jego dusza potrzebuje. Daj Bo�e, by on
to sobie przypomnia�!
� S�dz�, �e go pani rych�o zobaczy w Krakowie � rzek�a baronowa z u�miechem
dwuznacznym.
Magda spojrza�a na ni� uwa�nie, badawczo i rzek�a swobodnie:
� Ano, to b�dzie zupe�nie naturalne.
� Co takiego?
� Co wart artysta, je�li nie czci pi�kna?
Baronowa skrzywi�a si�.
� Znowu nie wiem, czy pani drwi, czy m�wi serio?
� Pani troch� zmieni�a pozycj� lewej r�ki. Odrobin� wy�ej, je�li �aska. Tak, dobrze.
� Pani si� nigdzie w �wiat nie wybiera?
� Tej zimy nie. Mam mn�stwo zam�wionych portret�w i lubi� Krak�w.
� I ja tu zimuj� niestety! Matka z roku na rok jest sk�psza. Nie rozumiem, co b�d� robi�a
tu w tej dziurze przez tyle miesi�cy!
� Tak, gdy si� nawyknie do ruchu i zmian, trudno bez tego si� obej��.
� Pani bo szcz�liwa, ma swoj� sztuk�. �ebym ja umia�a tworzy�, �ycie inaczej by
posz�o. Ale ja tylko umiem na�ladowa� i to mnie doprowadza do rozpaczy. Z nudy wzi�am
si� teraz do czytania i muzyki, ale to nie wystarcza. Czy pani maluje ca�y dzie�?
� O nie! Wstaj� bardzo rano i odbywam dalekie spacery. Pracuj� do obiadu, potem
odwiedzaj� nas znajomi. Wieczorem, gdy jeste�my same, czytuj� g�o�no siostrze lub gram.
�ycie jak w zegarku. Zreszt� siostra nie daje mi pr�nowa�.
� Pani Osiecka ma szko�� podobno?
� Ach, to jej konik. Zbiera mi�dzy op�otkami dziatw� ubog� i dzik� i mustruje to stado do
po�udnia. Co za tragikomiczne bywaj� co dzie� w tym pa�stwie wydarzenia! Jest zawsze
oszukiwana, wyzyskiwana i cz�sto jeszcze wy�miewana, ale zawsze z rezultatu rada.
Podziwiam, jak jej czasu wystarcza na tyle zaj��, bo maj�c ju� swoj� ukochan� szko��, nale�y
jeszcze do zarz�du dw�ch ochron i przytuliska starc�w i kalek. No i zarz�dza mn� i moim
domem, i ma mn�stwo towarzyskich stosunk�w.
� I nigdy si� panie nie sprzeczaj�?
� Nie. Ona na mnie cz�sto gderze za roztargnienie, a ja si� �miej� z jej codziennych
niepowodze� z dziatw�. Zreszt� harmonii naszej nic nie zak��ca. Zanadto jeste�my do siebie
przywi�zane.
� A ma te� pani kogo szczeg�lnie wybranego w�r�d tej masy znajomych?
� O, zapewne. Mam kole�ank� z Drezna, Berwi�sk�, wyborna dziewczyna! Mam dwoje
staruszk�w, Zaklickich, kt�rzy gospodarz� na ziemi o mil par� za miastem. Ano, lubi� bardzo
Andrzeja Ory�a, malarza, kt�ry mnie zawsze ods�dza od wszelkich zalet, i pana Sylwestra,
kt�ry mnie broni przed jego krytyk�.
� Tego znam!
� To nietrudno! Nie ma domu, gdzie by nie bywa�, i kamienia w Krakowie, kt�ry by bez
niego po�o�ono od lat pi��dziesi�ciu.
� M�wi�, �e jest bardzo maj�tny.
� Zapewne, je�li m�g� zgromadzi� tyle cennych przedmiot�w. Dom jego to istne
muzeum.
� Doprawdy? Musz� si� do niego zaprosi�. Mam kult dla takich starych grat�w.
� Znajdzie tam pani, co zechce: od br�z�w do sztych�w, od po�amanych mebli do
koronek.
� To nawet si� op�aci ze staruszkiem poflirtowa�.
� O, niezawodnie! Tym bardziej tutaj, w cichym Krakowie, gdzie wyb�r, s�dz�,
niewielki.
� Pani toleruje t� zabawk�?
� Je�li to kogo bawi� dlaczego nie?
� A pani tego nie pr�buje?
� Flirtu? Nie! Zanadto jestem roztargniona, a to gra wymagaj�ca wielkiej przytomno�ci
umys�u. Ci�gle bym zapomina�a, �em zacz�a i z kim w�a�ciwie.
W tej chwili zegar wybi� godzin�. Baronowa zerwa�a si� gwa�townie.
� Dla Boga! Ju� trzecia, a ja mia�am o pierwszej by� u szwaczki. Anim si� spostrzeg�a.
� Ani ja � rzek�a Magda oboj�tnie, nie przestaj�c malowa�. Baronowa ubiera�a si�
spiesznie, troch� zagniewana na siebie sam�.
� To jest nie do darowania. Szwaczki ju� nie zastan�, a matka mi piek�o zrobi o
�niadanie. Ca�y porz�dek dnia zm�cony. Teraz dopiero czuj�, jakem zm�czona. Cz�onki mi
�cierp�y. Chyba ju� jutro sprawi� sobie i pani rekreacj�.
� O nie! � zaprotestowa�a Magda. � Jeszcze tylko tydzie� posiedze�; niech si� pani
po�wi�ci. Wyko�czenie i akcesoria zrobi� ju� bez pani, ale tego tygodnia nie ust�pi�.
� Rada pani mnie si� pozby�, uwa�am.
� Bynajmniej, ale musi pani odpokutowa� Ostend�.
� C� mam robi�. Przyjad� pod warunkiem, �e pani mnie b�dzie bawi�a. No, do widzenia
zatem.
Ju� ubrana, poda�a artystce r�k� w bardzo eleganckiej r�kawiczce i doda�a z wabnym
u�miechem:
� Bardzo bym rada po sko�czeniu portretu pozosta� w gronie znajomych pani.
Magda uk�oni�a si� w milczeniu i u�cisn�a podan� d�o�. Potem przeprowadzi�a baronow�
do przedpokoju i wr�ci�a do roboty. Malowa�a pilnie, korzystaj�c ze �wie�ej pami�ci, zaj�ta
wy��cznie swym dzie�em, kt�re coraz doskonalej wyst�powa�o jak �ywe na p��tno.
Kr�tko jednak dano jej pracowa�, bo majorowa wpad�a jak burza.
� My�la�am, �e tu zanocuje! Czy sfiksowa�a? Nie wie, �e w ka�dym porz�dnym domu
ludzie s� g�odni o trzeciej? Obiad przepalony na nic! Chod��e pr�dzej! Ju� tylko patrze�, jak
Ory� z Sylwestrem si� zjawi�.
� Daruj� im moj� porcj�. Patrz, czy dobrze? Majorowa przys�oni�a oczy i zachodzi�a to z
prawej, to z lewej strony sztalug.
� Podobna! Nie ma co m�wi�. Ale to zgroza tak si� obna�a�. Nie mog� do tego
przywykn��. Ale wiesz, com o niej s�ysza�a? M�� si� z ni� rozszed� dla gach�w. Wszyscy
oficerowie byli u niej w �askach.
� Dotychczas zbiera�a� po Krakowie tylko b��kaj�ce si� dzieci, teraz, uwa�am, �e
zaczynasz zbiera� plotki.
� To nie s� plotki. Chc�, �eby� wiedzia�a, co o niej m�wi�, i �eby� by�a ostro�n�.
� Dawno wiem, co m�wi�. Ory� przecie� od tego jest, �eby mi prawi� skandale; lecz nie
cierpi�, gdy kobiety obgaduj� si� wzajemnie, i ka�da oczerniona ma we mnie obro�c�. Nie
godzi si� powtarza� oszczerstw nie popartych �adnymi faktami.
� A to wy�mienite! Wi�c to ma�y fakt, �e od niej uciek�?�
� Pewnie, �e to niczego nie dowodzi. Mogli si� w tysi�cach innych rzeczy nie pogodzi�.
Zreszt�, co mi tam! Nie cierpi�, gdy kogo obgaduj�, i basta!
Majorowa zamrucza�a co� dla utrzymania swej powagi i ostatniego s�owa, ale serce jej
pe�ne by�o rado�ci z oburzenia siostry. Ona czasem tak jej pr�bowa�a dla przyjemno�ci
us�yszenia zdrowej, �mia�ej prawdy. Lubi�a t� dziewczyn� nad �ycie za jej szczero�� i
poczucie honoru. Dumna by�a, �e wychowa�a tak�, i pewna, �e to jej wp�yw i zasady tak� j�
uczyni�y. Chocia�, je�li kto nad kim mia� w�adz�, to Magda nad ni�.
� Wiesz, gdzie jest Filip? � ozwa�a si� artystka, nie odrywaj�c si� od roboty.
� No?
� W Ostendzie grywa� na gitarze baronowej i tu pr�dko przyjedzie.
� Nie mo�e by�! A to ch�ystek! Niech�e mi si� na oczy nie pokazuje.
� Bo go wpakujesz do szko�y jako moralnie opuszczone dziecko i w��cz�g�.
� Wi�c si� zakocha� w tej lali, a ona si� przechwala. Winszuj�.
� Znowu zaczynasz. Ja za� dziwi�abym si�, gdyby si� nie zakocha�; nie by�by artyst�. Ona
si� tym nie przechwala. Zanadto jest pi�kn�, aby jej ju� nie spowszechnia�y ludzkie zachwyty.
� Ja tam w niej nic tak nadzwyczajnego nie widz�. At sobie!
� Maryniu, bo ci� wygoni� z pracowni. B�j si� Boga, kobieto, spojrzyj na jej linie, na
kszta�t bioder, na karnacj�, na ramiona, na profil. To� �ywy pos�g grecki!
� Dzi�kuj� ci za tak� pi�kno��! Dosy� wstydu mia�am w��cz�c si� z wami po galeriach.
A ja ci powiadam, �e to jest chorobliwe, ten wasz zachwyt nad tak� marno�ci�. Zgnije i tylko
fetor zostanie.
Magda ze z�o�ci� rzuci�a palet�, p�dzel i zakry�a portret.
� �ebym ciebie nie kocha�a, tobym znienawidzi�a! � zawo�a�a oburzona.
A majorowa �mia�a si� z dobrodusznym triumfem i otwieraj�c okno pracowni rzek�a:
� Dzi�ki Bogu, przecie� postawi�am na swoim. Zjemy w por� obiad, bo oto Ory� dzwoni.
Magda obejrza�a si� za broni� odporn� i porwawszy z dzbana p�k astr�w, zacz�a nimi
uderza� siostr�, p�dz�c j� ku drzwiom i wo�aj�c �artobliwie:
Id��e do jad�a, napoju,
Zostaw�e mnie w spokoju,
A kysz, a kysz!
� Kto potrzebuje sukursu? � zawo�a� z salonu Andrzej Ory�.
� Naturalnie ja � odpar�a majorowa. � Patrz pan, jak ona moje siwe w�osy postponuje!
Zgroza!
Malarz stan�� przed Magd� i usi�owa� odebra� jej p�k kwiat�w. By� to cz�owiek m�ody,
suchy i �niady, bardzo brzydki, nadzwyczaj bystrego wyrazu twarzy, przy kt�rym zupe�nie
zapomina�o si� o brzydocie. Magda, �miej�c si� weso�o, umyka�a mu kwiaty, wreszcie,
zm�czona, rzuci�a je na st� i wymkn�a si� z pracowni.
� Wr�g sromotn� podj�� ucieczk� � zadeklamowa� Ory� � pozostawiaj�c �upy w r�ku
zwyci�zcy!
Zebra� kwiaty i chwil� trzyma� je w r�ku smutno si� wpatruj�c. Wybra� jeden, w�o�y� w
klap� surduta, potem, jakby zawstydzony, wyj��. Na to wr�ci�a Magda, ju� przebrana do
obiadu, nuc�c p�g�osem.
� Co to? Pan stokrotki obrywa! � za�mia�a si�.
� Tak, pytam, czy mnie kto kocha � odpar� ironicznie.
� Niech pan mnie spyta. Ja wiem.
� A ja wcale nie chc� s�ysze� tego, co pani wie. Wol� stokro� kocha� bez nadziei, ni� by�
kochanym przez kogo� oboj�tnego.
� To dow�d, �e� pan bardzo jeszcze m�ody.
� Mia�em ju� czas m�odo�� zmarnowa�, ale mi�o�� beznadziejna daje natchnienie, a tamta
odbiera. Wi�c nieg�upim zmienia�.
� Patrzcie no, wi�c pan w sercu krwaw� ran� nosi! Niech�e si� panu przypatrz� i oddam
cze��.
� S�uszn�. I przyjmuj�. Uczyni� pani� nawet moj� powiernic�. Kocham bez wzajemno�ci
moj� praczk�.
� Winszuj�, ale jej si� nie dziwi�. �adna praczka nie odda serca abnegatowi. To by by�a
za wielka ofiara. Mia�am dzisiaj trzy godziny baronow�� wie pan!
Ory� podszed� do stalug i odkry� portret. D�ugi czas przygl�da� si� w milczeniu � oczy
jego zab�ys�y, nozdrza si� rozd�y � nie m�wi� nic, a� och�on��.
� C� dzisiaj drzewo czy bawe�na? � spyta�a Magda, uk�adaj�c kwiaty.
� Nadmuchana ciel�cina � zdecydowa� Ory�. � Tak fuszerowa� i ja bym potrafi�. Ta
dama nie ma mi�ni ani krwi� to jest bohomaz! Takie sprzedaj� na �okcie po kramach na
odpustach!
� Takie! � za�mia�a si� Magda. � Kup mi pan trzy �okcie takich �wi�tych!
Spojrza�a na swe dzie�o, a Ory� j�� jej r�ne punkta wskazywa�.
� Dlaczego to rami� spuchni�te? Tu, ani chybi, formuje si� wrz�d, a ten palec
rzeczywi�cie jest krzywy. A te sine zygzaki, czy� to maj� by� �y�ki? Nikt �ywy takich nie
widzia� dotychczas.
Gdybym by� baronow�, tobym to straszyd�o darowa� na kurtyn� do gabinetu figur
woskowych.
Magda s�ucha�a bez gniewu, owszem z zaj�ciem. �ledzi�a uwa�nie wskazane punkty i
potakiwa�a g�ow�.
� To prawda. Przemaluj� jutro � rzek�a.
� Na co si� to zda? Zma�e pani jeden, a zrobi trzy b��dy � odpar� Ory� wci�� si�
wpatruj�c.
� To zma�� wszystko!
Wzi�a szczotk� i butelk� z terpentyn� i bez �artu zabiera�a si� do roboty.
Wtedy Ory� pr�dko p��tno zakry� i �ywo rzek�:
� Po obiedzie! Po obiedzie!
Wybuchn�a �miechem, a on spostrzeg�, �e si� zdradzi�, i doda� odprowadzaj�c j� od
stalug:
� Bo to daremny trud. B�dzie pani smarowa�a i �le smarowa�a, wi�c po co z pani�
walczy�? To jest mania, a g�upcy utrzymuj� w niej pani�. �wiat tyle si� zna na sztuce, co
Sylwester. Maluj sobie pani dla takich.
� To dobrze. Wzroku panu nie b�d� wi�cej zabija�a widokiem bohomaz�w.
� O, dzi�kuj� pani z ca�ego serca � odpar� wdzi�cznie. Ory� by� prawie domownikiem u
nich, bo si� sto�owa� i mia� w przechowaniu u majorowej sw�j kuferek z drogocennymi
rzeczami. Nie trzyma� go w swej pracowni, bo ta by�a periodycznie licytowana przez
lichwiarzy. M�wi� te� dlatego z przechwa�k�, �e nigdy nie mo�e nad��y� z robot� i �e ka�de
jego p��tno ma nabywc�w, zaledwie obeschnie.
Zdolny by� nies�ychanie, ale pr�niak i cygan. �y� z ilustracyj; pracowa� tylko wtedy, gdy
go trzymano jak na uwi�zi albo gdy nie mia� nawet centa na cygaro.
Rano wa��sa� si� bez celu. Po obiedzie szed� do knajpy; rzadko w domu nocowa�. Czasami
gin�� gdzie� na ca�e tygodnie.
Majorowa lubi�a go przecie, bo jej co dzie� prawie przyprowadza� ze swych w�dr�wek
obdartus�w do szko�y i bardzo si� t� szko�� zajmowa�. Zreszt� mia�a to przekonanie, �e ze�
zrobi statecznego cz�owieka, i dlatego karmi�a go dobrze, bo m�wi�a, �e porz�dny wikt
wp�ywa najskuteczniej na popraw� obyczaj�w.
Rzeczywi�cie, Ory� od roku, jak do nich przysta�, do�� regularnie przychodzi� i czasami
nawet p�aci�. Gdy Magda malowa�a po obiedzie, czytywa� jej g�o�no, i je�li go chcia�a mie� z
sob� wieczorem w teatrze lub na spacerze � nie szed� do knajpy.
Przepada� czasami bez wie�ci, ale tylko wtedy, gdy te panie czas jaki� bywa�y zaj�te
towarzyskimi stosunkami i o nim zapomnia�y. Wraca� wprost do nich i jakby wczoraj
po�egna�, prosi� o klucz od kuferka, siada� do obiadu i pl�drowa� po pracowni Magdy.
Majorowa wo�a�a z jadalni. Zasiedli do sto�u.
� C� s�ycha� w szkole? � zagadn�� Ory�, kt�ry jad� ma�o i nawet na potraw� nie
spojrza�.
� By�o ich dzisiaj trzydzie�cioro � pochwali�a si� majorowa.
� Winszuj�. A moja Wikta nie uciek�a jeszcze?
� Nie. Teraz mam na nie spos�b. Daj� �niadanie. Nie do�� na tym! Bia�� kaw�! Kto
przychodzi umyty i uczesany, dostaje w dodatku bu�k�.
� Bagatela! � za�mia� si� Ory�. � Na takich warunkach tobym si� i ja my� i czesa� co
dzie�.
� To mi doradzi� ks. Walery od �w. Barbary. I wie pan, okaza�o si� to nadzwyczaj
skuteczne. Ju� dzisiaj da�am dwadzie�cia bu�ek.
� Ale� to pani� musi porz�dnie kosztowa� ta trz�dka b��dnych owiec!
� Tylko� to! �yj� na koszt Magdy ju� teraz, a na tamto wystarczam ze swoich.
� To jednak musi by� zabawne mie� zawsze pieni�dze na ka�d� potrzeb�.
� Warto, �eby pan tego spr�bowa�. Czas si� ustatkowa�, panie Andrzeju.
� Nie chc�! To nie szyk w naszym cechu � odpar� Ory� pogardliwie. � O czym pani
my�li? � zwr�ci� si� do Magdy.
Drgn�a, budz�c si� z zadumy. Ale on nie da� jej odpowiedzie�.
� Niech pani nic nie m�wi, bo to b�dzie k�amstwo.
� O, bardzo prosz�! Nigdy sobie tej fatygi nie zadaj�, aby zmy�la�. My�la�am o Filipie.
� Odnalaz� si�?
� Tak. Pozna�a go baronowa w Ostendzie; ma tu przyjecha� rych�o. My�la�am tedy, �e si�
we�mie do pracy.
� Romansowania z baronow�? To niezawodnie.
� Ale� jedno drugiego nie wy��cza! Mi�o�� daje natchnienie.
� Jak komu; mnie przeciwnie.
� Ba, je�li kto marzy o praczce! � odci�a.
� Lepiej o praczce ni� o baronowej. Bo ta rozskubie jego dusz� na szarpie i zrobi z nich
sobie taburecik lub poduszk� dla pinczera!
� Oho, pan nie znasz Filipa � wtr�ci�a majorowa. � Nie tak �atwo go rozskuba�! Da
sobie rad�,
� Zreszt�, co tam! � machn�� r�k� Ory�. � Cz�owiek po to �yje, by si� zmarnowa�.
Wi�c, czy si� zmarnuje od knajpy czy od buduaru, od d�ug�w czy od perfum� to rezultatu
nie zmienia.
� Panie Andrzeju, bez urazy, ale przyjd� pan do szko�y na par� lekcyj katechizmu �
rzek�a majorowa �artobliwie. � Nauka nied�uga, nietrudna do poj�cia, a r�wnie skuteczna jak
r�zga, na kt�r�, niestety, pan ju� za stary.
� Dzi�kuj� pani i skorzystam, skoro pani rozszerzy sw�j zak�ad i na ch�opc�w.
� A wie pan, �e ju� o tym my�l�. Ksi�dz Walery bardzo mnie do tego namawia. Tylko w
tym domu ciasny lokal.
� Dzi�ki Bogu. Mam jeszcze czas powa��sa� si� nad Rudaw�, zanim mnie pani do
katechizmu zap�dzi.
Obiad by� spo�yty. Powstali tedy i przeszli do saloniku. Majorowa przynios�a stos
dzieci�cych zeszyt�w do przejrzenia, Ory� zapali� cygaro, Magda usiad�a do fortepianu i
brz�ka�a co� od niechcenia.
Ory� s�ucha� chwil�, potem wsta�.
� Nie jestem dzisiaj paniom na nic potrzebny? � spyta� majorowej.
� Ach i owszem. Wyrysuj mi pan �adny zygzak na plecionki. Potrzebuj� modelu, a u
Magdy doprosi� si� go nie mog�. Nar�b mi pan te� �adnych monogram�w do haftu!
Ory� z widocznym zadowoleniem przyni�s� z pracowni papier i o��wki i na kolanie j��
rysowa�. Nigdy go nie mo�na by�o nam�wi�, by u�ywa� sto�u.
W tej chwili dzwonek si� ozwa� i Magda rzek�a:
� Jest pan Sylwester.
Go�� by� to niem�ody jegomo��, oty�y, czerwony i u�miechni�ty, bardzo starannie ubrany i
ruchliwy. Wygl�da� na cz�owieka, kt�remu �ycie sz�o g�adko :i weso�o jak strumyk bardzo
jasny ale i g�adki.
Ju� w przedpokoju gadal ze s�u��c�, a witaj�c towarzystwo m�wi� nie przestawa�.
� W przelocie wpad�em, okropnie mi si� spieszy! Mam dla pani majorowej lokal, cacko ,
na szko��. Radz� si� spieszy�, bo zajm� Ale m�wi�em z w�a�cicielem, obieca� do jutra czeka�.
Nie by�o pani panno Magdo, dzisiaj na wystawie, a szkoda, s� nowe kartony Matejki. Pana to
chc� porwa� z sob� jako eksperta.
� Od czego? Albo� fan pijasz piwo?
� Pijam niekiedy. Ale nie o to rzecz idzie. Dano mi zna� �e jest do nabycia prawdziwy
Carlo Dolci. Boj� si�, czy nie blaga
� I niezawodnie. Gdzie� to cudo ma by�? � spyta�a Magda.
� Na Podg�rzu, u jakiej� wdowy po muzykancie. Mam tu adres. A mo�e by te� pani
zechcia�a nam towarzyszy�? Pogoda prze�liczna, przejedziemy si� za jedn� drog�. M�j pow�z
czeka
� Dzi�kuj�, ale nie mam ochoty. S�onecznych dni ju� ma�o�musz� z nich korzysta�.
Zreszt� pewna jestem, �e to kopia albo na�ladownictwo.
� A ja nie ekspert i nie pojad� � rzek� Ory�. � Filistrem nie jestem ani ma�p�, �eby
mnie obwo�ono bud� po mie�cie We� pan sobie Malickiego; ten si� wysypia� dwa miesi�ce w
Uficjach florenckich i dowodzi, �e jest znawc�.
� Malicki jeszcze w Zakopanem bawi. Ale, s�yszeli pa�stwo maj� dawa� pojutrze Mari�
Stuart z Modrzejewsk�. Dosta�em ostatni� lo��. Mo�e p�jdziemy?
� I owszem � zgodzi�a si� Magda.
Ory� co� zamrucza� � zapewne znowu, �e nie jest ma�p�, �eby si� pokazywa� w lo�y.
� Ale najciekawsza rzecz na ko�cu! � u�miechn�� si� pan Sylwester. � Mam dla pani
uk�ony od pana Osieckiego.
� Od kt�rego? � zawo�a�a majorowa.
� Ju�ci� nie od nieboszczyka majora, bo pan Sylwester na ducha nie wygl�da! �
mrukn�� Ory�.
� Od pana Filipa. Przyjecha� wczoraj wieczorem i kaza� powiedzie�, �e si� wnet do pa�
zg�osi, gdy sobie locum upatrzy. Spotka�em go na Grodzkiej, wychodzi� z magazynu z
baronow� Faustanger.
� S�yszeli�cie! � ruszy�a ramionami majorowa. � Zg�osi si� patrzcie go. Co za
fanaberia! Niech mu pan powie, �e je�li nie jestem u niego pierwsz�, to �adn�. Obejd� si� bez
jego wizyt obowi�zkowych.
Pan Sylwester mocno zdziwi� si� takiemu przyj�ciu wie�ci, kt�r� mia� za radosn�. Ory�
zacz�� szyderczo si� u�miecha�.
� Tego by te� do katechizmu, do szko�y.
� Ale� Maryniu � wtr�ci�a Magda. � Wczoraj przyjecha� zaledwie.
� Wi�c wczoraj powinien by� przyj��. M�j dom by� jego domem dotychczas. Powinien
by� z kolei wprost zajecha� po klucz od pracowni. Przecie� dwa lata utrzymuj� j� w ca�o�ci!
� Ale� on nie zna naszego adresu � rzek�a Magda.
� Tw�j adres zna ka�dy doro�karz. Zreszt� to s� wykr�ty. Baronow� potrafi� znale��.
Zobaczysz, �e on nie nasz!
� Mo�e by� � ruszy�a ramionami. � Jest ju� w tym wieku, �e opieki twej nie
potrzebuje.
� Ja te� z ni� nie my�l� si� narzuca�. Od jutra nie p�ac� za pracowni�.
� Nie p�a�, ale si� nie gniewaj, bo ka�dy pozna, �e m�wi przez ciebie wielka obra�ona
mi�o��.
� Wcale si� nie zapieram. Wychowa�am go dla siebie, a nie dla jakiej� baronowej.
� On te� jej za stryjenk� i opiekunk� nie uwa�a! � za�mia� si� Ory�.
� To jest cudowna kobieta � ozwa� si� pan Sylwester. � Ale ja si� jej boj�.
� Nabierz pan odwagi, bo chce zwiedzi� pana muzeum i troch� poba�amuci� w�a�ciciela.
Nam�wi�am j� dzisiaj do tego przy pozowaniu.
� �wi�ty Wojciechu, strze� mnie! � zawo�a� Sylwester z udanym strachem, a w rzeczy
samej mile po�echtany zaj�ciem pi�knej pani.
� Zjedz troch� belladonny, staruszku, zjedz � dogadywa� Ory�. � Masz strawny
�o��dek, nie otrujesz si�.
� Wi�c by�a dzi� u pani? Jak�e portret? Cudowny� Marsza�ek prosi� mnie dzi� o
protekcj� do naszej artystki.
� Marsza�ek? Dawaj mi go pan! � zawo�a�a Magda. � Co za pyszna g�owa! Tego bym
malowa�a z rzeteln� przyjemno�ci�.
� Sk�py jest i chciwy.
� A to mu zap�ac� jeszcze, je�li si� zgodzi � za�mia�a si� artystka. � Zatrzymam
portret, a jemu dam kopi�!
� Nie ple�! � upomina�a majorowa. � Prawisz trzy po trzyj rozchodzi si� to po mie�cie
i robi ci niech�tnych.
� Ja jestem jak studnia � broni� si� pan Sylwester z ca�ym przekonaniem, chocia� nigdy
niczego w tajemnicy nie m�g� utrzyma�.
� Studnia publiczna � mrukn�� Ory�, oddaj�c majorowej gotowy rysunek.
� Wolno mi b�dzie zobaczy� portret? � prosz�co rzek� Sylwester. � Tylko bez tego
pana, bo on mi truje zachwyt.
� Jam te� nieciekawy i odchodz�.
� Nie � rzek�a Magda. � Pan zostanie i pojedzie z nami do tego Carlo Dolci, bo i mnie
przysz�a ochota.
� O pani, co za �aska! � wykrzykn�� stary rozpromieniony.
� Co to, to nie! � zbuntowa� si� Ory�. � M�wi�em raz, �e bud� nie je�d��. �egnam
pa�stwa.
Kiwn�� niedbale g�ow� i wyszed�.
� Co za gbur! � szepn�� Sylwester.
Magda znios�a oboj�tnie impertynencj� i otworzy�a drzwi do pracowni.
� Spojrzyj pan na portret i jed�my.
� Jak pani mo�e pozwala� na takie zachowanie si�? Ja bym go spoliczkowa�, gdybym
mia� prawo stan�� w pani obronie!
� Bywaj� grzeczno�ci m�skie daleko wi�cej ubli�aj�ce godno�ci kobiecej ni� jego
nieokrzesanie � odpar�a spokojnie. � W intencji on mnie nie obrazi�. Poz�r trzeba
wybaczy� jak �le wychowanemu dziecku.
Odkry�a portret. Sylwester r�ce z�o�y�.
� �ywa, oddycha, krew w niej kr��y: to arcydzie�o! Pani siebie przesz�a!
Artystka pr�dko zasun�a p��tno.
� S�ucha� pana nie mog�. Pan si� nie zna: tysi�ce b��d�w. B�d� jutro poprawia�a.
� Nie godzi si�. To cudo! Kl�kajcie narody!
� Milcz�e pan przez lito�� i jed�my!
Majorow� zastali w przedpokoju, gotow� do wyj�cia.
� Jedziesz z nami? � zapyta�a Magda.
� Nie mam czasu. Str� mi m�wi� o trojgu sier�t po szewcu. Musz� si� o nie dopyta�.
Mam te� interes do siostry R�y u szarytek.
Magda nie nalega�a. �ycie artystyczne wyrobi�o w niej samodzielno�� i dojrza�o��.
Wsiad�a bez �adnej z�ej my�li do powozu pana Sylwestra i ucieszy�a si� niefrasobliwie
pi�kn� pogod�, ruchem ulicznym i spotykanymi typami.
Znajomi widz�c j� witali z u�miechem.
Mia�a bo wielu przyjaci� z powodu szczerego i weso�ego usposobienia, a bardzo ma�o
zawistnych z powodu zupe�nego braku pychy i zarozumia�o�ci.
By�a zupe�nie szcz�liw� i swobodn�.
Mia�a dostatek materialny dzi�ki fortunie siostry, mia�a s�aw� i talent, mia�a zdrowie i
m�odo�� i by�a og�lnie kochan�.
Czasem, zastanawiaj�c si� nad swoim losem, mawia�a do Heleny Berwi�skiej, swojej
powiernicy i przyjaci�ki:
� Wiesz? Zanadto mi si� wiedzie. Boj� si� odwetu losu i boj� si� sama siebie. Cz�owiek
podobno nie spocznie, a� sobie wyszuka nieszcz�cie!
Dzi�, jad�c na Podg�rze, poza weso�o�ci� i swobod� czu�a w sobie smutek. Nie zdawa�a
sobie z niego sprawy, a raczej nie chcia�a go zg��bia�. Otrz�sa�a si� jak cz�owiek z siln� wol�,
gdy czuje, �e go choroba zaczyna m�czy�.
�G�upstwo! � my�la�a � nie dam si�. Zanadtom rozpieszczona powodzeniem. Zaczynam
wynajdywa� utrapienia�.
Wi�c pozornie bawi�a si�, �artuj�c z panem Sylwestrem. Min�li most i wjechali w
przedmie�cie. Domki tu sta�y bez �adu, ukazywa�y si� ogr�dki, parkany, stare zabudowania
drewniane.
Nareszcie pow�z stan��; trzeba by�o i�� dalej pieszo. Zacz�li kr��y� w labiryncie uliczek i
podw�rzy rozpytuj�c si� przechodni�w o wdow� po muzykancie.
Nagle stan�li przed urwistym brzegiem rzeki i ujrzeli przed sob� Andrzeja Ory�a le��cego
na zapylonej trawie i obserwuj�cego chudego kota, jak si� skrada� do wr�bli na dachu
samotnego domku.
� A pan si� tu sk�d wzi��? � zawo�a� pan Sylwester zdziwiony.
� Z Krakowa � odpar� nie ruszaj�c si�.
� Powinszowa� panu charakteru w nogach.
� M�j ojciec by� listonoszem, a matka roznosi�a pieczywo, mia�em wi�c po kim
dziedziczy�.
� A my�my dot�d nie odnale�li tej wdowy.
� A ja ju�! Tam mieszka. Carlo Dolci jest fa�szywy, ale gdybym m�g�, tobym naby�.
� Chod� pan z nami.
� Mam dosy� tego, com widzia�.
Magda wesz�a pierwsza do sionki zawalonej ogrodniczymi sprz�tami, a z niej do izby
niskiej i wilgotnej, w kt�rej okna osun�y si� a� do pod�ogi. Pustka w niej wia�a i ch��d
piwniczny.
Od razu obraz uderzy� jej oczy, bo wisia� wprost drzwi, na nagiej �cianie, i pali�a si� przed
nim lampka.
Kobieta, jeszcze m�oda i rzadkiej pi�kno�ci, ale wyniszczona i blada, siedzia�a przy
tapczanie, na kt�rym le�a�o chore dziecko, i wpatrzona w obraz p�g�osem odmawia�a litani�.
Na obrazie Matka Bolesna patrzy�a ku ziemi nad wyraz smutnie.
Na skrzyp drzwi kobieta zwr�ci�a twarz i powsta�a ze st�kni�ciem.
� Moja pani, to ten obraz na sprzeda�? � zagai� pan
Sylwester z min� lekcewa��c�.
� A ten � odpar�a lakonicznie kobieta.
� Hm, trzeba by go zdj�� i obejrze�. A jak�� cen� pani za to chce?
� Ja go nie sprzedaj�! � rzek�a kobieta �ywo, oburzona samym przypuszczeniem. � To
gospodarz za komorne.
� A gdzie� gospodarz?
� Nie wiem. Ten grunt kto� naby� niedawno. Domek maj� znie��. Ma by� jaka� fabryka.
Wiem, �em winna za komorne, maj� prawo wzi�� obraz, bo nic wi�cej nie mam opr�cz
dziecka, kt�re umiera.
Odwr�ci�a si� od nich i usiad�a znowu przy tapczanie, ale si� ju� nie modli�a. Twarz jej
sta�a si� ponura i zawzi�ta. Patrzy�a przed siebie z wyrazem dzikiego buntu.
� Co jest dziecku? � spyta�a Magda, pochylaj�c si� nad nim.
� �mier� � burkn�a kobieta. � Wod� a traw� cz�owiek si� nie nakarmi. Starszy d�u�ej
wytrzyma, bo rozum ma, a takie ma�e to co ma zrobi�? K�adzie si� i ga�nie.
Dziecko by�o istotnie tylko cieniem. Spa�o, a raczej zamiera�o z wycie�czenia.
Pan Sylwester podszed� tak�e i rzek�:
� Czemu�e�cie mu dali do tego stopnia zmarnie�? To zgroza!�
� W piersi nie mam mleka, a krwi by nie pi�o � odpar�a dziko.
� Id�cie, kupcie, co trzeba � rzek� podaj�c jej srebrnego guldena.
Kobieta ruszy�a ramionami.
� Po co mu mam konanie przed�u�a�? Dajcie mi pok�j � mrukn�a.
� Szalona � szepn�� Sylwester.
Magda otworzy�a drzwi do sieni.
� Panie Andrzeju! � zawo�a�a.
Podszed� i spojrza� na ni� badawczo.
� Przynie� pan drew, mleka i wina!
� Ju� bym to zrobi� bez pani, gdybym mia� cho� centa w kieszeni.
Poda�a mu swoj� portmonetk� i odetchn�a g��boko, jakby j� d�awi�o chwilami.
Potem wr�ci�a do izby i rzek�a do pana Sylwestra:
� We� pan sw�j pow�z i sprowad� doktora, ja tu zostan�.
� Natychmiast. �e mi to nie przysz�o na my�l! Lec�, lec�.
Magda znowu pochyli�a si� nad dzieckiem i nie maj�c nic innego pod r�k�, przykry�a je
swoim �akietem. Nie odzywa�a si� wi�cej do kobiety.
Po chwili wpad� Ory� z wi�zk� szczap i dwiema butelkami pod pach�. Nie czekaj�c
rozkazu rozpali� ogie� na wystyg�ym od dawna kominie i grza� mleko. Magda, szukaj�c po
k�tach, znalaz�a tylko wyszczerbiony garnuszek, nala�a we� wina i poda�a kobiecie.
� Wypijcie i pom�cie dziecku da� troch� mleka. Potrz�sn�a g�ow� i spojrza�a
po��dliwie na mleko.
� Ja nie chc�. I ono ju� nie prze�knie.
� Spr�bujemy. Prze�knijcie wy pierwej, �eby garnuszek dla niego opr�ni�.
Wtedy kobieta wypi�a wino ju� bez protestu. Potem unios�a troch� g�ow� dziecka i zacz�a
m�wi� zmienionym g�osem:
� Ja�ku, m�j robaczku, otw�rz �lepki. Mama ci da mleczka! Nie �pij, pow�chaj, jak
mleczko pachnie�
Dziecko ockn�o si�, b�ysn�o okiem, poruszy�o ustami i prze�kn�o �yk jeden. Twarz
matki rozja�ni�a si� dziwnie i zacz�y z oczu �zy pada� bez �kania.
Ory� zbli�y� si� do Magdy, wzi�� jej r�k� i poca�owa�.
Spojrza�a na� zdumiona.
� Przepraszam pani�, ale jestem z pani bardzo rad i nie wiedzia�em, jak okaza� � rzek�
czerwony ze wstydu.
� Bardzo mi przykro, �e pan musia� a� do tyla sw� godno�� poni�y� � odpar�a z
u�miechem. � A teraz id� pan i przynie� cokolwiek dla matki.
� Id�, ale niech pani nie dopu�ci, by Sylwester ten obraz kupi�. On got�w za� zap�aci�,
�eby pani si� przypodoba�, a tej kobiecie zrobi nies�ychan� przykro��.
� Dobrze, b�d� pan spokojny i wracaj pr�dko. Wyprawiwszy go, powr�ci�a do kobiety,
kt�rej �zy ul�y�y nieco, bo rzek�a �agodniej:
� Mo�e� to by�, �e on wy�yje?
� Doktor zaraz b�dzie. Niech pani teraz sama troch� mleka wypije i b�dzie dobrej my�li.
Zrobi si� wszystko, co w ludzkiej mocy, aby ch�opak wyzdrowia� wam na pociech�.
� A za co pani tyle robi? Ja pani niczym si� nie wyp�ac�!
� A owszem, wyp�aci mi pani dobrym s�owem i u�miechem. Od tej wyp�aty nie zwolni�.
M�wi�a to serdecznie, szczerze, a� kobieta zn�w p�aka� zacz�a, zwalczona w swej
zaci�to�ci.
� O, byle on �y�, to krew dam za pani�! Byleby on �y� i bylebym �ebra� nie
potrzebowa�a! Nie umiem tego, nie mog�.
� Nie, nie. Znajdzie si� praca, zaj�cie i spok�j. Ot� i doktor.
Pan Sylwester przywi�z� swego medyka, znajomego Magdy. Ju� wiedzia�, do kogo jest
wzywany, i �yczliwie zaj�� si� chorym. Uspokoi� matk�, da� polecenie, obieca� co dzie�
odwiedza�.
� Ale matk� trzeba gwa�tem zmusi� do snu i wypoczynku, bo inaczej ona umrze. Trzeba
tu b�dzie przys�a� szarytk� na dni kilka � rzek� do Magdy.
� Ja p�jd� do si�str � ofiarowa� si� Ory� � i zaraz jedn� przyprowadz�.
� A ja obraz kupi�, cho� to fa�sz, ale b�d� go mia� na pami�tk� naszego spaceru � rzek�
Sylwester uradowany z pomys�u.
� Zrobi� panu obrazek tej izby na pami�tk� � odpowiedzia�a Magda � a ten niech im
zostanie. Trzeba si� dowiedzie�, kto jest w�a�cicielem rudery, i zapobiec, aby ich st�d nie
wyp�dzano.
� Ju� wiem! � zawo�a� Ory�. � Piekarz mnie obja�ni�. Te place naby�a na licytacji
matka baronowej.
� O, to pewnie zrobi�a dobry interes! � wtr�ci� doktor. � Szalony ma nos do interes�w,
tylko j� c�rka kosztuje sumy.
� B�d� u nich dzisiaj wieczorem, to interes za�atwi� � rzek� Sylwester. � Musz� si�
pochwali�, jak ma�ym kosztem nab�d� p��tno naszej s�awy.
� Ale� pan mas� uczyni�! Przecie� panu ci biedacy b�d� zawdzi�czali �ycie. �eby nie
kolektorska �y�ka, nikt by o nich nie wiedzia�.
� A co? Widzi pani! Sylwester wsz�dzie si� zda. Ale jak�e si� oni nazywaj�? Musz� to
sobie zanotowa�.
Kobieta nie s�ucha�a ich rozmowy i gdy do niej si� zwr�ci�, przerazi�a si� nie wiedz�c,
czego ��da. Musia� trzy razy pytanie powt�rzy�.
� Pan pyta o nazwisko? � odpar�a wreszcie i zawaha�a si� sekund�. � Boi�ski zwa� si�
m��, ale my nietutejsi.
� Boi�ski! � zawo�a� Ory�. � Mo�e Stefan?
� A Stefan. Dlaczego si� pan pyta?
� Spod Buczacza? Z Kalin�wki?
Kobieta skin�a g�ow� patrz�c badawczo na malarza. Ten si� roze�mia� dziwnie.
� To ju� teraz wiem wszystko! Patrzcie no, jak to daleko ludzie odlatuj�. Ja jestem
Andrzej Ory�. Pani o mnie nic nie wie, ale ja o was wszystko. Ja te� z tamtych stron rodem.
M�j stryj by� proboszczem w Buczaczu.
Patrzyli na siebie uwa�nie i znowu Ory� dziwnym �miechem wybuchn��.
Obecni przys�uchiwali si� ciekawie, ale nikt nie pyta�; tylko Sylwester, nie mog�c si�
pohamowa�, wtr�ci�:
� Musieli pa�stwo by� w lepszym bycie niegdy�. Fortuna ko�em si� toczy.
Kobieta milcz�c ruszy�a ramionami, a Ory� za ni� odpowiedzia�:
� Fortuna w naszym wieku nie jest ani �lepa, ani stoi na kole. Daje si� osiod�a�, okie�zna�
i je�d�� na niej �ydzi. Chcia�em raz to nawet wymalowa�, ale �em portretowa� i j�, i je�d�ca,
wi�c mi panna Magda odradzi�a dla �wi�tego spokoju.
Doktor zacz�� si� �egna�, a i Sylwester kr�ci� si� niespokojnie. Magda z �alem pomy�la�a o
odwrocie.
Spojrza�a raz jeszcze po izbie, do kt�rej wesz�o w tej chwili zachodz�ce s�o�ce i
rozpromieni�o krzywe �ciany, poca�owa�a skro� dziecka, u�cisn�a d�o� kobiety i obiecawszy
przyj�� rano, wysz�a pe�na wielkiej rado�ci.
� Dzi�kuj� panu za spacer i za Carlo Dolci! Wyszukaj pan wi�cej takich. Dawno nie
mia�am tak przyjemnego popo�udnia.
Stary przypad� do jej r�ki i ca�owa�, rozp�ywaj�c si� z zadowolenia:
� Pani moja, pani moja! Ty wiesz, �e �yj� tylko my�l� o tobie � j�ka� przej�ty. � �eby�
chcia�a, �eby� raczy�a!
Ale Magda nie chcia�a ani raczy�a s�ucha� dalej. Ca�� si�� woli hamowa�a �miech i rzek�a,
o ile mog�a najpowa�niej:
� Polecam panu za�atwienie sprawy komornego. Zreszt� bior� tych biedak�w pod swoj�
opiek�. Kobieta musia�a by� bardzo pi�kna. Tymczasem do widzenia z panem.
Zadzwoni�a. Sylwester wzdycha� i g�ow� trz�s� �a�o�nie.
� �eby temu lat trzydzie�ci! � szepn��.
� Toby pan nie przeprowadza� mnie, lecz inne � za�mia�a si�, wchodz�c do mieszkania i
�egnaj�c go kiwni�ciem g�owy.
W salonie majorowa siedzia�a nad robot� przy lampie. Szy�a ciep�� odzie� dla swej trz�dki
i zamiast spyta� siostry o pow�d op�nienia, rzek�a pos�pnie:
� Filip nie przyszed�.
Magda uczu�a wielk� przykro�� i zaw�d, ale nie chcia�a tego okaza� i tylko poruszy�a
ramionami.
� C� robi�? Nie czekaj go, to nie b�dziesz cierpia�a. Wzi�a ksi��k� i zacz�a opowiada�
siostrze zdarzenie z Boi�sk�.
II
Nazajutrz w po�udnie na d�wi�k dzwonka Magda posz�a sama otworzy�, pewna, �e to
baronowa.
Ale w progu stan�� m�ody m�czyzna i ujrzawszy j�, roz�mia� si� z widoczn� uciech�.
Szczup�y, z�oty blondyn z czarnymi oczyma, z min� swawolnego studenta.
Zanim mia�a czas rzec s�owo, ju� wp� j� uj�� i uca�owa�, a potem przyjrza� si� raz jeszcze
i �artobliwie powita�.
� Servus, kolego! Bardzo mi stryjna wymy�la?
� Wcale nie! Za co? � odpar�a.
� Ano, za w��cz�g� i milczenie. Ale bom u�ywa� jak szalony; jeden dzie� do drugiego nie
by� podobny. Dwa razy na jedno nie spojrza�em. Co by�o pisa�! �yj�, wr�ci�em i wiele mam
ci do powiedzenia. B�dziesz s�ucha�a?
� Jak zawsze cierpliwie. Nie mog� czyta� j malowa� jednocze�nie, wi�c b�dziesz mi za
ksi��k� s�u�y�.
� Jeste� tedy s�awn�. Poka� no si�! Czy ci� to zmieni�o? Ani troch�. Przyby�o ci powagi i
godno�ci. Dobrze si� czeszesz, ale� zmizernia�a. Wiesz, dopiero teraz jeste� kobiet�. Gdzie�
stryjna?
� Za godzin� wr�ci. Zaczekasz na ni�. Znasz przecie� baronow� Faustanger, kt�ra lada
minuta przyjdzie do pozowania.
Patrzy�a mu powa�nie w oczy i by�a pewna, �e na to imi� blask gor�cy mign�� w
�renicach, a krew nabieg�a w skronie. On d�oni� przesun�� po w�osach i odpar�:
� Pozna�em w Ostendzie. Czy tu mieszka?
� Mieszka i spacerowa�a z tob� wczoraj po Grodzkiej � odpar�a artystka ze �miechem.
Filip poczerwienia� okropnie zawstydzony. A ona doda�a szyderczo:
� Je�eli zaczynasz od k�amstwa i wykr�tu, znajd� sobie inn� powiernic�. Nie cierpi� by�
zabawian� fa�szem.
� Daruj! � odpar� Filip z dzikim wybuchem. � To nie k�amstwo ani wykr�t. Ja boj� si�
jej wspomnie� nawet, �eby si� nie zdradzi�, �e kocham j� do szale�stwa.
Magda zmarszczy�a brwi na jedn� sekund�. I jej krew uderzy�a do twarzy, jakby j�
zara�a�a nami�tno�� tego wyznania, ale po chwili odpar�a spokojnie:
� Je�eli mam by� powiernic�, to nie wolno ci l�ka� si� zdrady. M�w, l�ej ci b�dzie
milcze� przed lud�mi.
� Chod�my do pracowni. M�wi�a, �e portret pyszny i �e patrz�c na�, pr�dzej si� jej
doczekam.
� Ach, wi�c si� um�wili�cie na spotkanie u mnie! � rzek�a z dziwnym u�miechem.
� Tak. Wiedzia�em, �e u ciebie b�d� jak w domu. Par� godzin spokoju i szcz�cia b�d� ci
zawdzi�cza�!
Magda wesz�a do pracowni, usiad�a do roboty. Filip stan�� za ni� i wch�ania� w siebie
oczyma urok pi�knej kobiety. S�ysza�a, jak oddycha� nerwowo i pr�dko. Potem zacz�� m�wi�
urywanymi zdaniami:
� Przepyszna. Co za linia, wzrost, ca�o�� doskona�a! G�os jej to pieszczota, ruch ka�dy to
wcielenie wdzi�ku. Pomy�le�, jak te usta ca�uj�! To b�stwo!
Magda s�ucha�a w milczeniu rada, �e m�wi� nie potrzebuje. Twarz mia�a surow�, a w
oczach wielki �al i smutek. Filip, zwalczony uczuciem, z odetchnieniem ulgi zacz�� swoj�
spowied�.
� Pozna�em j� w Ostendzie na wybrze�u i m�wi� ci, to by� piorun. Straci�em od razu
g�ow�, a zarazem ca�� odwag� i �mia�o��. Chodzi�em za ni� jak cie� milcz�cy, jak duch
pokutuj�cy, jak ob��kany. Wreszcie przedstawiono nas sobie: przyj�a mnie �askawie. Odt�d
zacz�o si� �ycie jak we �nie. Byli�my ci�gle razem i widzia�em wyra�nie, �e mi rada.
Mia�em niebo na ziemi. Odje�d�aj�c powiedzia�a, �e mnie czeka w Krakowie i �em jej ani
razu nie znudzi�. Gdy o tym pomy�l�, w g�owie mi si� mroczy, ale doprawdy, ona mnie chyba
te� kocha.
� Bardzo by� mo�e! � przerwa�a Magda. � Ale c� z tego? Czy b�dzie ci ona
natchnieniem?
� Co mi po natchnieniu! Ona mi b�dzie w�asno�ci�, skarbem, szcz�ciem! � wybuchn��.
Potrz�sn�a g�ow�.
� To ci nigdy na �ycie nie wystarczy � mrukn�a.
� Owszem! � zaprzeczy� uparcie. � Wzi�� szcz�cie i da� to dosy� dla zape�nienia
�ywota.
� A sk�d�e wiesz, �e dasz? Co za pycha! A sk�d�e wiesz, �e we�miesz? Szalony! Piorun,
m�j drogi, og�usza lub zabija! A ty pio