7213
Szczegóły |
Tytuł |
7213 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7213 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
SZULER
ODWET
Winnetou powr�ci� bardzo pr�dko; obserwuj�c ob�z Yuma, przekona� si�, �e wys�ali dw�ch wywiadowc�w.
��Tych oczywi�cie schwytamy? � zapyta�em, on jednak nie odpowiedzia� wcale, gdy� uwa�a� to za rzecz zupe�nie naturaln�.
Odjechali�my zatem nieco od lasu, �eby czerwonosk�rzy nie pos�yszeli krok�w naszych koni, i skr�cili�my potem na jego po�udniow� stron�, wzd�u� kt�rej musieli posuwa� si� zwiadowcy. Mniej wi�cej po kwadransie jazdy skierowali�my si� zn�w ku lasowi i dotar�szy do pierwszych drzew, zsiedli�my z koni. Przywi�zawszy je do krzak�w, cofn�li�my si� i usiedli na ziemi, w upatrzonym miejscu. Wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa musieli owi Yuma t�dy przechodzi�.
Tymczasem rozja�ni�o si� nieco; ksi�yc wszed� na niebo i o�wietli� wspaniale ��k�; nie widzieli�my go jednak, gdy� by� jeszcze ukryty za lasem, kt�ry rzuca� cie� na do�� znacznej przestrzeni.
Czekali�my mo�e oko�o dziesi�ciu minut, gdy wtem dobieg�y nas kroki zbli�aj�ce si� z prawej strony. Wywiadowcy nadeszli, trzymaj�c si� tak blisko lasu, �e widzieli�my dok�adnie ich postacie, rys�w twarzy nie mogli�my jednak rozpozna�. Szli jeden za drugim. Jeden wy�szy i t�szy od swego towarzysza wydawa� mi si� znajomy.
��Ja pierwszego, ty drugiego � szepn��em do Winnetou.
Jeszcze chwila i przeszli obok nas, powoli, ostro�nie, rozgl�daj�c si� na wszystkie strony. Wyskoczyli�my zza drzew. W paru szybkich skokach przebiegaj�c obok drugiego, uderzy�em go pi�ci� w skro�, �eby u�atwi� Winnetou walk�, a nast�pnie chwyci�em pierwszego Indianina obydwiema r�kami za gard�o, uderzy�em go kolanem w plecy i, poci�gn�wszy wstecz, przewr�ci�em na ziemi�. Gdy potem kl�kn��em mu szybko na piersiach i zbli�y�y si� nasze twarze, pozna�em, kogo mam przed sob�. By� to Wielkie Usta, w�dz Yuma, we w�asnej osobie. Prawe rami� mia� na temblaku i nawet, gdybym go tak mocno nie �cisn�� za gard�o, nie m�g�by si� broni� skutecznie swoj� lew� r�k�.
Rzut oka na Winnetou powiedzia� mi, �e ten skorzysta� wiele z uderzenia, jakie wymierzy�em towarzyszowi wodza. Apacz, kl�cza� na plecach zwiadowcy, zdj�� z niego lasso i zwi�za� mu nim r�ce z ty�u. Czerwonosk�ry, oszo�omiony chwilowo, nie pr�bowa� si� broni�. Winnetou podszed� do mnie i, podczas gdy ja trzyma�em wodza, zwi�za� go tak samo, jak swojego je�ca. Rozpozna� teraz rysy skr�powanego, zaskoczony, zawo�a� wbrew swemu zwyczajowi:
��Uff! Czy m�j bia�y brat widzia�, kogo wzi�li�my do niewoli?
��Tak � odpowiedzia�em, uwalniaj�c szyj� Vete�ya. � Po��w by� znakomity.
Jeniec zaczerpn�� g��boko powietrza i zgrzytn��, patrz�c na mnie przeszywaj�cym wzrokiem:
��Old Shatterhand! Ciebie m�g� tylko z�y duch tutaj sprowadzi�!
��Nie z�y duch, lecz wojownik, kt�rego widzisz przy mnie � odpowiedzia�em, wskazuj�c na Apacza. � Spojrzyj! Czy znasz go?
W�a�nie w tej chwili ukaza� si� ksi�yc z poza rogu lasu, o�wietlaj�c jasno mojego czerwonego przyjaciela.
��Winnetou! Uff, uff! W�dz Apacz�w! � wyrwa�o si� z ust Yuma.
��Tak, Winnetou! � pochwyci�em. � Przyznasz zapewne, �e nie oswobodzisz si� ju� nigdy. � Kto dostanie si� w moc Winnetou, ten odzyska tylko w�wczas wolno��, gdy mu w�dz Apacz�w da j� dobrowolnie.
��Mylisz si�! � odpowiedzia� Vete�ya tonem gro�by. � W ci�gu kilku minut b�d� zn�w wolny.
��Jak to?
��Uwolni� mnie moi wojownicy. Ja i m�j towarzysz wyprzedzili�my ich tylko, a oni post�puj� tu� za nami. Jeste�cie zgubieni. Je�li nas jednak zaraz rozwi��ecie, b�d� got�w was pu�ci�.
��Najg�upsze to s�owa, jakie kiedykolwiek wypowiedzia�e� � za�mia�em si� na g�os.
��M�wi� prawd�! � obstawa� w�dz.
��Gdyby� m�wi� do ludzi niedo�wiadczonych, m�g�by ci si� uda� podst�p; poniewa� jednak masz przed sob� mnie i Winnetou, wi�c to jedynie �miechu warte, �e nas usi�ujesz zastraszy�. Czy twoi wojownicy maj� konie, czy nie?
��Maj�, wiesz przecie� o tym. Tym pr�dzej przyb�d� tutaj.
��Wi�c oni maj� konie, a wy nie jedziecie, lecz idziecie pieszo przed nimi? Nie uwa�asz nas chyba za dzieci! Ju� to, co powiedzia�em, wystarczy�oby, �eby�my wszystko zrozumieli; my wiemy jednak opr�cz tego, �e Yuma roz�o�yli si� obozem, a wy dwaj poszli�cie na poszukiwanie Mimbrenj�w. Jeste�cie zwiadowcami i wasi wojownicy nie wyrusz� nigdzie przed waszym powrotem.
��Obra�asz mnie! Jak mo�esz wodza nazywa� zwiadowc�!
��Dlaczego nie, je�li nim jeste�? Tak bardzo zale�a�o ci na tym, aby mnie schwyta� powt�rnie, �e sam si� wybra�e� na poszukiwania.
��Ale ja powiadam raz jeszcze, �e si� mylisz. Rozwi��cie lassa, gdy� inaczej uwolni� nas wojownicy nasi w ci�gu kilku chwil. Wtedy nie b�d� m�g� si� za wami wstawi�; zginiecie z ich r�k niechybnie!
��Nie boimy si� was � odpar� Winnetou. � Tak jak schwytali�my przed chwil� zwiadowc�w, tak schwytamy wszystkich waszych wojownik�w!
��Oni b�d� si� broni� i zniszcz� was � grozi� Vete�ya.
��Twoja mowa jest pr�na jak worek od prochu, z kt�rego wysypano ostatnie ziarnko. M�wi� ci ja, Winnetou, �e ty sam wydasz rozkaz swoim wojownikom, �eby zaniechali wszelkiej obrony przeciw nam.
��Nigdy!
��Nigdy? Post�pisz tak, skoro tylko wstanie dzie�! Jestem tego tak pewny, �e nie b�d� chowa� przed tob� tajemnicy, lecz powiem otwarcie, co mam jeszcze om�wi� w tej sprawie z moim bratem Old Shatterhandem. Mo�esz si� przys�uchiwa�.
Zwr�ciwszy si� po tych s�owach do mnie, ci�gn�� dalej:
��Kt�ry z nas pojedzie z je�cami do naszych przyjaci�? Jeden ma pozosta�, a�eby obserwowa� Yuma i przeszuka� okolic� ich obozu jeszcze dok�adniej ni� przedtem, a drugi musi sprowadzi� naszych sprzymierze�c�w.
��Niech Winnetou postanowi � odpowiedzia�em.
��Wi�c ja zostan�, a ty pojedziesz. Gdy wr�cicie, znajdziesz mnie na tym samym miejscu, gdzie teraz jeste�my. Je�cy wsi�d� na mojego konia i pozwol� przywi�za� si� do niego. Na najmniejsz� pr�b� obrony, odpowiedzieliby�my no�ami!
Przyprowadzi� konie. Je�cy uznali, �e musz� zrezygnowa� z wszelkiego oporu. Nie przysz�o im na my�l wo�a� o pomoc, gdy� byli�my tak oddaleni od ich obozu, �e najg�o�niejsze nawet wycie nie dosz�oby do uszu Yuma.
Obydwaj czerwoni musieli wsi��� na karosza Winnetou i zostali skr�powani w ten spos�b, �e praw� nog� wodza zwi�zali�my z lew� nog� jego podw�adnego i na odwr�t, uniemo�liwiaj�c im ucieczk� nawet w razie jakiego� nieprzewidzianego wypadku. Niebawem odjechali�my w kierunku wschodnim, ku obozowisku Mimbrenj�w, podczas gdy Winnetou uda� si� na zwiady.
Nie chc�c traci� czasu, korzysta�em z blasku ksi�yca i jecha�em galopem. Je�cy zachowywali d�ugi czas zupe�ne milczenie; na koniec jednak nie m�g� si� w�dz powstrzyma� od zapytania, do kt�rego przywi�zywa� wielk� wag�;
��Kto s� ci ludzie, do kt�rych Old Shatterhand jedzie?
��Moi przyjaciele � odpar�em kr�tko.
��O tym wiedzia�em, nie pytaj�c. Chcia�em �eby� mi powiedzia�, czy to s� blade twarze, czy te� m�owie czerwoni.
��Czerwoni.
��Z jakiego szczepu?
��Mimbrenjowie.
��Uff! � zawo�a� przestraszony. � Czy dowodzi nimi Winnetou?
��Nie. Przebywa u nich tylko jako go��.
��Wi�c kt� jest wodzem?
W innym wypadku z pewno�ci� nie przysz�oby mi do g�owy udziela� mu wiadomo�ci. Obecnie jednak mia�em ku temu wa�ne powody. Wiedzia�em o nienawi�ci, jak� �ywili do siebie on i Silny Baw�, wi�c jasne by�o, �e imi� tego wodza musia�o Vete�ya odebra� reszt� nadziei, je�li j� jeszcze w og�le posiada�. Dlatego odpowiedzia�em ch�tnie:
��Nalgu Mokaszi.
��Uff! Silny Baw�! W�a�nie on! Nie m�g� to by� kto inny!
��Przestrach ci� ogarnia? Czy nie wiesz, �e wojownikowi nie wolno ba� si� �adnego niebezpiecze�stwa, �adnego cz�owieka?
��Ja si� nie boj�! � zapewni� dumnie. � Nalgu Mokaszi jest moim najzawzi�tszym wrogiem. Ilu wojownik�w ma przy sobie?
��Daleko wi�cej ni� ty.
��Wiem, �e b�dzie ��da� mojej �mierci. Czy we�miesz mnie w opiek�?
��Ja?! Pytanie twoje jest pytaniem szale�ca. Chcia�e� mnie zamordowa� przy palu m�czarni, a teraz pytasz czy ci� wezm� w opiek�!
��Ale obchodzi�em si� z tob� dobrze. Nie cierpia�e� ani g�odu, ani pragnienia. Czy nie powiniene� by� mi za to wdzi�czny?
��Kto mo�e powiedzie�, �e Old Shatterhand by� kiedy niewdzi�czny!
��Wi�c ja tak�e Ucz� na twoje wzgl�dy.
��Masz prawo do tego. Jestem got�w uczyni� dla ciebie to samo, co ty dla mnie uczyni�e�.
��Jak to rozumiesz?!
��Nalgu Mokaszi b�dzie ��da� twojej �mierci; zaprowadzi ci� do wigwam�w Mimbrenj�w, gdzie umrzesz przy palu m�czarni.
��Ty dopu�cisz do tego?!
��Tak. Ale postaram si�, �eby si� z tob� dobrze obchodzono podczas drogi i �eby� nie cierpia� ani g�odu, ani pragnienia.
W�dz odczu� ironi� zawart� w tych s�owach i zamilk�. Wiedzia�em jednak, �e to milczenie nie potrwa d�ugo. Indian z Meksyku nie mo�na por�wnywa� pod wzgl�dem bohaterstwa z ich czerwonosk�rymi bra�mi ze Stan�w Zjednoczonych. Apacz, Koma�cz, nawet Dakota uwa�a�by sobie za ha�b� wszczyna� ze mn� teraz rozmow�. Podda�by si� na poz�r spokojnie swemu losowi, a r�wnocze�nie czatowa�by chciwie na sposobno�� ucieczki. Je�liby si� taka sposobno�� nadarzy�a, poszed�by na spotkanie najokrutniejszej �mierci, nie wypowiedziawszy ani s�owa i nie okazawszy ani jednym odruchem jak gor�ce �ywi pragnienie wolno�ci. Indianie po�udniowi nie s� jednak stoikami, udaj� ich wprawdzie, mo�e nawet przekonani, �e s� nimi, ale w obliczu rzeczywisto�ci znika ich rzekoma oboj�tno�� i nieczu�o��. W�dz Yuma wiedzia�, �e u Nalgu Mokaszi nie znajdzie �aski; my�l�c wi�c nad sposobami ratunku, doszed� na koniec do przekonania, �e mo�e go znale�� tylko u mnie, albo przeze mnie. Wobec tego po kilku minutach podj��:
��S�ysza�em, �e Old Shatterhand jest przyjacielem czerwonych m��w?
��Przyjacielem tak czerwonosk�rych jak i bia�ych, jestem jednak wrogiem ka�dego z�ego cz�owieka, bez wzgl�du na to, czy barw� oblicza ma jasn� czy te� ciemn�.
��Czy uwa�asz mnie za z�ego?
��Tak.
��A gdybym si� poprawi�?
��Nie masz na to czasu. Kto umar� przy palu m�czarni, ten nie mo�e si� ju� poprawi�.
��Wi�c daj mi czas!
��Dlaczego? Po co? Dla mnie jest rzecz� najzupe�niej oboj�tn�, czy si� poprawisz, czy nie. Gdyby� nawet mia� czas i m�g� si� zmieni�, to przecie� nie przynios�oby mi to �adnej korzy�ci.
Po tych s�owach spu�ci�em g�ow� i uda�em, �e si� namy�lam; nast�pnie rzek�em:
��Jednak�e zastanowiwszy si� nad tym, dochodz� do przekonania, �e przecie� znalaz�by si� jeszcze pow�d, dla kt�rego m�g�bym zaj�� si� tob�.
��Wi�c m�w! Wyjaw ten pow�d!
��Jestem got�w z�agodzi� tw�j los, a mo�e nawet b�d� przemawia� za uwolnieniem twoim, ��dam jednak za to, aby� mi powiedzia� prawd�.
��Jak� prawd�?
��Zapytam o Meltona i Wellera; od szczero�ci odpowiedzi zale�e� b�dzie tw�j los.
��Wi�c pytaj! Jestem got�w powiedzie� ci wszystko!
��Nie teraz, lecz p�niej, gdy� zbli�amy si� do celu naszej jazdy. Galop obu szybkonogich wierzchowc�w zani�s� nas w kr�tkim czasie na miejsce, gdzie obozowali Mimbrenjowie; zwolni�em wi�c biegu i ostatni kawa�ek drogi przejechali�my k�usem. Wkr�tce wynurzy�o si� kilkunastu Indian, kt�rzy, skierowawszy na nas swoje strzelby, kazali stan��.
��Old Shatterhand! � zawo�a�em do nich.
Zostali�my przepuszczeni przez lini� stra�y. Mimbrenjowie nie palili ognisk, cofn�li si� w cie� lasu. Poniewa� wartownicy nie mogli si� oddali�, a�eby nas doprowadzi� do wodza, nadesz�o kilku wojownik�w; sam w ciemno�ciach nie�atwo odnalaz�bym miejsce postoju. Nalgu Mokaszi, zobaczywszy dwa konie, przypuszcza�, �e wracam z Winnetou, gdy jednak zatrzyma�em si� przed nim i zeskoczy�em na ziemi�, spostrzeg� dwie obce postacie siedz�ce na drugim koniu i zapyta�:
��Powracasz bez wodza Apacz�w? Gdzie on jest i co to za czerwoni m�owie, kt�rych przyprowadzasz ze sob�? Dlaczego nie zsiadaj�?
��Bo nie mog�. Z powodu ciemno�ci nie widzisz, �e s� do konia przywi�zani.
��Przywi�zani? Wi�c to schwytane psy Yuma?
��Tak.
��To dobrze! Nie zobacz� ju� nigdy wolno�ci i mam nadziej�, �e najgorszy z nich Vete�ya, wpadnie nam r�wnie� w r�ce. Zdejmijcie ich z konia i przy wi��cie do drzew!
Wydawszy ten rozkaz chcia� si� odwr�ci� od je�c�w i rozmawia� ze mn� w dalszym ci�gu; dlatego rzek�em:
��M�wisz o wodzu Yuma. Czy nie zechcesz przypatrze� si� bli�ej je�com?
Na te s�owa podszed� Nalgu Mokaszi do konia Winnetou i spojrza� na posta� pierwszego je�d�ca. Nast�pnie cofn�� si� szybko i zawo�a�:
��Uff! Czy widz� dobrze, czy te� myli mnie cie�, w kt�rym stoj�? Czy to jest rzeczy wi�cie ten pies, kt�ry chcia� zamordowa� moje dzieci?
��Tak jest.
��A wi�c naprawd�! Vete�ya! S�uchajcie, waleczni wojownicy Mimbrenj�w Vete�ya w niewoli!
��Vete�ya, Vete�ya! � przelecia�o przez szeregi czerwonosk�rych. � Wszyscy zbli�yli si� do nas, ka�dy chcia� go widzie�, ka�dy ciska� gro�by i przekle�stwa, kt�re nie dadz� si� powt�rzy�. Zerwaliby go z konia, pomimo wi�z�w, gdybym temu nie przeszkodzi�.
��Cofnijcie si�! � rozkaza�em. � Jeniec nale�y do mnie; nie wy, lecz ja wzi��em go do niewoli!
��Ale ty nale�ysz do nas, � przerwa� mi Nalgu Mokaszi � dlatego jeniec jest zar�wno nasz, jak i tw�j. Teraz jednak nie stanie mu si� nic z�ego. Przywi��cie jego i towarzysza do drzewa i strze�cie pilnie, �eby ich odesz�a wszelka nadzieja ucieczki.
��Nie! � odpowiedzia�em. � Przywi��cie ka�dego z nich do osobnego konia! Musimy wyruszy� natychmiast do Yuma, kt�rzy obozuj� za p�nocno zachodnim brzegiem lasu. Winnetou pozosta� w ich pobli�u, a�eby ich obserwowa�.
��Czy napadniemy na nich?
��S�dz�, �e nie ma wcale potrzeby rozpoczyna� walki.
Nie mia�em czasu naradzi� si� z Winnetou, ale jest on na pewno tego samego mniemania co ja, �e we�miemy nieprzyjaci� do niewoli bez rozlewu krwi.
��Tym lepiej; w�wczas umr� wszyscy przy palu m�czarni, a w wigwamach Mimbrenj�w zapanuje wielka rado�� i uciecha. � Czy s�yszeli�cie, wojownicy, Old Shatterhand ka�e wyruszy� w drog�!
Dwie minuty p�niej siedzieli wszyscy na koniach i galopem pop�dzili�my t� sam� drog�, kt�r� dopiero co przyby�em. O je�c�w ju� si� nie k�opota�em, przekonany, �e znajdowali si� pod stra�� wi�cej ni� pewn�. Jad�c z Nalgu Mokaszi na czele oddzia�u, opowiedzia�em mu przebieg naszej wyprawy wywiadowczej.
��M�j brat, Old Shatterhand, znajdowa� si� w wielkim niebezpiecze�stwie � rzek� w�dz, gdy sko�czy�em. � Wojownicy Mimbrenj�w wiedz�, �e puma nawet w nocy nie zaczepia je�d�ca; nas nie m�g�by� oszuka�. Psom Yuma uszed�e�, gdy� ich czaszki s� wype�nione zgni�� traw�. S�dzisz wi�c, �e obejdzie si� bez walki?
��Tak jest.
��Yuma s� tch�rzliwymi �abami, ale nadci�gn�li z wielk� si��; jestem przekonany, �e b�d� si� broni�.
��Kto si� broni, ten musi by� napadni�ty; my jednak nie b�dziemy ich wcale zaczepia�.
��A mimo to si� poddadz�?
��Tak.
��Wtedy byliby warci, �eby ich opluwano i wy�miano. Jestem stary i prze�y�em ju� wiele rzeczy, kt�rych inni nigdy nie do�wiadcz�, nie zdarzy�o mi si� jednak widzie�, �eby si� kto� podda� bez przymusu.
��Us�yszysz reszt� p�niej, gdy si� porozumiem z Winnetou. Teraz spieszmy si�, aby jak najpr�dzej do niego przyby�!
Jak wiatr p�dzili�my wzd�u� lasu, dop�ki nie dotarli�my do miejsca, na kt�rym rozsta�em si� z Winnetou. Sta� tam, wyprostowany, w �wietle ksi�yca, �eby�my go natychmiast spostrzegli. Zsiad�szy z koni, przywi�zali�my je do drzew wzd�u� skraju lasu; je�c�w obstawiono podw�jn� stra��; wszyscy czerwonosk�rzy usadowili si� w cieniu i wkr�tce zapanowa�a taka cisza, �e chyba tylko jaki� wyj�tkowy zwiadowca m�g�by nas tutaj wy�ledzi�.
Winnetou, Nalgu Mokaszi i ja siedzieli�my razem, �eby om�wi� plan pojmania Yuma. �aden z wojownik�w nie odwa�y� si� zbli�y� do nas tak, a�eby m�c s�ysze� rozmow�; Indianin jest wprawdzie wolnym wojownikiem i nie zna wojskowej dyscypliny, dow�dcy swemu jednak okazuje nie mniejszy szacunek, ni� �o�nierz genera�owi.
Nalgu Mokaszi by� daleko starszy ni� ja lub Winnetou, a przecie� ust�powa� nam pod wzgl�dem cierpliwo�ci. Zaledwie zaj�li�my miejsca obok siebie rozpocz��:
��Te psy Yuma zabieg�y nam drog�; po�pieszmy si�, nie pozw�lmy im wr�ci� do ich dziur i jaski�!
Winnetou zwleka� z odpowiedzi�, ja r�wnie� milcza�em. Stary w�dz by� chciwy krwi; mnie jednak �mier� tylu ludzi przejmowa�a wstr�tem. Pragn��em doprowadzi� do pokojowej ugody mi�dzy obydwoma szczepami; atoli nie chcia�em wyjawi� tego w tej chwili wodzowi Mimbrenj�w; wzbudzi�bym podejrzenia i mog�em si� spodziewa�, �e jego zapami�ta�o�� doradzi mu dzia�anie na w�asn� r�k� i wed�ug w�asnego przekonania. Co do Winnetou by�em pewien, �e zgodzi si� ze mn� przynajmniej w tym, �eby, ile mo�no�ci, unikn�� rozlewu krwi.
Poniewa� zwlekali�my z odpowiedzi� wi�c Nalgu Mokaszi ci�gn�� dalej:
��Czy moi bracia s�yszeli me s�owo? Czemu nie m�wi� nic? Old Shatterhand nie chce walczy�. C� wi�c mamy przedsi�wzi��? Czy Winnetou mo�e mi to powiedzie�?
��Mog� � odpar� Apacz.
��Moje uszy s� otwarte i pragn� go s�ysze�.
��Yuma poddadz� si� nie podnosz�c broni.
��W to nie wierz�. Gdyby tak post�pili, byliby wi�kszymi tch�rzami, ni� mog� przypuszcza�, pomimo mojej pogardy dla nich.
��Czy nie mo�na dzielnego cz�owieka zmusi� do poddania si� bez walki? Dobry wojownik musi by� nie tylko waleczny, lecz tak�e ostro�ny, rozwa�ny i m�dry. Kto mo�e powiedzie�, �e Winnetou zabrak�o kiedy odwagi, �e okaza� si� tch�rzem? A przecie� zdarza�o mu si� nieraz podda� wrogom bez walki. Gdyby walczy�, pad�by zabity, nie wyrz�dzaj�c szkody nieprzyjacielowi. Pozwoliwszy si� natomiast wzi�� do niewoli, ucieka� p�niej i kara� wroga. Co wi�c by�o lepsze: �lepa waleczno�� czy przezorna odwaga?
��Rozwaga � przyzna� Mimbrenjo.
��A czy Old Shatterhand nie post�pi� tak samo? Gdy go Yuma porwali, m�g� si� broni�, dop�ki nie by�by pad� pod ich ciosami. On jednak nie uczyni� tego, lecz da� si� pojma�. Popatrz na niego! Czy nie jest wolny? Czy nie wzi�� do niewoli ich wodza? Czy mo�e post�pi� jak tch�rz? Nie! Dzia�a� roztropnie. Tak samo zrobi� Yuma, gdy si� przekonaj�, �e op�r by�by dla nich zgub�.
��Czy Winnetou potrafi ich przekona�?
��Tak, je�li pomog� mi wojownicy Mimbrenj�w.
��Wi�c powiedz, jaki masz plan!
��Otoczymy Yuma. Gdy Old Shatterhand odjecha�, przypatrzy�em si� dok�adnie obozowi. Yuma s� bardzo znu�eni; �pi� w trawie, na skraju lasu; nie rozstawili stra�y, gdy� licz� na swoich obydwu wywiadowc�w. Tylko w pobli�u koni, puszczonych na pasz�, dwaj wojownicy czuwaj�, aby zwierz�ta nie oddali�y si� zanadto. Czy nie jest wi�c �atwo otoczy� �pi�cych?
��Od strony lasu �atwo, niepodobna za� od strony ��ki. W lesie jest ciemno, wi�c mo�na si� tam zakra��. ��k� natomiast jasno o�wietla ksi�yc, ludzie czuwaj�cy przy koniach zobaczyliby, jak nadchodzimy i zbudziliby innych.
��Tak jest, ksi�yc �wieci jasno, a jednak oczy Nalgu Mokaszi nie widz�, w jaki spos�b mo�emy sobie poradzi�. Yuma nie spostrzeg� nas absolutnie. Zakradniemy si� pieszo, nie na koniach. �aden z nieprzyjaci� nie dojrza�by teraz cz�owieka pe�zaj�cego na brzuchu w trawie.
��Uff! Je�li Winnetou tak sobie t� rzecz przedstawia, to nie mog� nie przyzna� mu s�uszno�ci. Co jednak dalej uczynimy?
��Za��damy, aby z�o�yli bro�.
��Czy m�j brat ufa, �e pos�uchaj�?
Nalgu Mokaszi wypowiedzia� to pytanie z niezbyt tajonym u�miechem. Winnetou za� odpar� spokojnie:
��Jestem nawet przekonany o tym.
��Wobec tego powiem wodzowi Apacz�w, co si� stanie. Yuma spostrzeg�szy, �e s� otoczeni, przebij� si� z �atwo�ci� przez nasz kr�g i uciekn�.
��Niech wi�c Nalgu Mokaszi powie, jak rozumie owo s�owo ��atwo�! Czy mog� uciec przez las?
��Nie, gdy� tam b�d� stali nasi wojownicy ukryci za drzewami, a ka�dy z nich m�g�by zabi� dziesi�ciu wrog�w, zanim jedenasty dotar�by do niego. Musz� wi�c rzuci� si� w stron� ��ki.
��Ale tam b�d� przecie� tak�e nasi wojownicy!
��Ci nie przeszkodz� ucieczce, gdy� najlepszy nawet biegacz nie dop�dzi konia.
��Uff! Zatem Nalgu Mokaszi my�li, �e zaatakuj� nas konno?
��Tak jest. Skoro zobacz�, �e s� otoczeni, wskocz� na konie i przebij� si� przez szeregi naszych, kieruj�c si� ku ��ce.
��S�usznie, ale koni nie dosi�d� � odpar� Winnetou z w�a�ciw� siebie pewno�ci�.
Teraz dopiero zacz�o �wita� w g�owie Nalgu Mokaszi. Wydmuchn�� powietrze przez usta z przyt�umionym �wistem, jakby na znak zdziwienia i zapyta�:
��Winnetou chce im zabra� konie? Przyjdzie to z trudno�ci�, z wielk� trudno�ci�.
��Przyjdzie to z �atwo�ci�, nawet dziecku. Bez koni nie przepu�cimy ich. Ka�d� pr�b� w tym kierunku przypiecz�tuj� krwi�.
��Wiec nie uczyni� tego, ale si� te� nie poddadz�. Co zamy�la Winnetou w�wczas?
��Wezwiemy ich, aby z�o�yli bro�. Wielkie Usta ka�e swoim ludziom si� podda�.
��Czy chcesz go zmusi� do tego pod gro�b� �mierci?
��Mo�emy spr�bowa� tego �rodka.
��To si� nie uda, chocia� jest tch�rzem. Wie, �e nie zabijemy go zaraz, lecz we�miemy ze sob�, by umar� przy palu m�czarni. B�dzie si� wi�c spodziewa�, �e umknie nam po drodze.
��M�j brat przypisuje mu zbyt wielk� niezaradno��. Czy przypuszczasz naprawd�, �e Vete�ya pozwoli�by zastrzeli� wszystkich swoich wojownik�w w tym celu, �eby�my go samego wlekli dalej ze sob�? Czy nie zgodzi si�, aby jego ludzie byli razem z nim w niewoli? Im wi�cej je�c�w, tym �atwiejsza ucieczka.
��Ale tym wi�ksza nasza czujno��! Gdyby ucieczk� mia� zapewnion�, uwierzy�bym, �e zgodzi si� na poz�r na nasze ��danie.
��Wi�c trzeba tylko da� mu t� pewno��, a ja znam cz�owieka, kt�ry mo�e to zrobi� z �atwo�ci�. Jest nim Old Shatterhand.
��Old Shatterhand, m�j bia�y brat? W jaki spos�b m�g�by wpoi� w wodza Yuma mniemanie, �e je�li si� podda ze wszystkimi wojownikami, b�dzie m�g� umkn�� � a je�li nie, to zginie?
��Zapytaj jego samego! Podczas gdy ja rozmawia�em z tob�, on namy�la� si� nad tym. Vete�ya chce go oszuka�, nie b�dzie wi�c trudno go w b��d wprowadzi�.
By�o to rzeczywi�cie godne podziwu jak Winnetou potrafi� odgadn�� moje my�li. Nie wspomnia�em mu o tym, nie wiedzia�em, jakie S�owa zamieni�em z pojmanym wodzem, a przecie� zapowiedzia� teraz, jak my�l� post�pi�.
��Czy jest naprawd� tak, jak Winnetou m�wi? � zapyta� Mimbrenjo.
��Tak jest rzeczywi�cie. Vete�ya wezwie swoich ludzie, �eby si� nam poddali.
��I ty, ty podejmujesz si� doprowadzi� do tego?
��Tak; mianowicie podst�pem, poniewa� on ze swojej strony pragnie mnie podej��. Przyrzekn�, �e jego i wszystkich Yuma po kryjomu uwolni�.
��Vete�ya nie uwierzy.
��Uwierzy, gdy� wie, �e Old Shatterhand nie z�ama� jeszcze nigdy danego s�owa.
��Tym razem musia�by� je przecie� z�ama� i zosta� k�amc�! A mo�e chcia�by� dotrzyma� przyrzeczenia i wypu�ci� ich wbrew naszej woli? � Tak jest!
��I ja mam ci dopom�c? Czy z przyjaciela i brata sta�e� si� moim wrogiem?
��Nie, gdy� nie pozwol�, �eby Yuma uciekli.
��A przed chwil� m�wi�e� co� wr�cz przeciwnego. Nie wiedzia�em, �e posiadasz dwa j�zyki. Kt�remu mam wierzy�?
��Mam tylko jeden j�zyk i jemu musisz wierzy�.
��Ale on prawi raz czarno raz bia�o!
��M�wi prawd�, nic wi�cej. To, co tobie m�wi� jest prawd� i to, co powiem wodzowi Yuma, b�dzie tak�e prawd�. Vete�ya wpadnie we w�asne sid�a. Przyrzekn� mu wolno�� pod pewnym warunkiem. On si� zgodzi pozornie, p�niej jednak nie spe�ni umowy, a wtedy b�d� zwolniony ze s�owa.
��Wi�c wiesz na pewno, �e Vete�ya nie dotrzyma przyrzeczenia?
��Wiem.
��Jaki to warunek mu postawisz?
���eby mi opowiedzia�, co za pow�d sk�oni� Meltona do napadu na hacjend� del Arroyo. Wymy�li jakie� opowiadanie, kt�re jednak b�dzie k�amstwem. Zreszt� nie ma potrzeby ju� teraz o tym m�wi�. Wystarczy, �e wiem co si� stanie i jak mam si� zabra� do rzeczy. Plan jest dobry. Nie tra�my czasu, lecz wykonajmy go! P�noc ju� przesz�a, a Yuma musimy otoczy�, zanim wstanie dzie�.
��Powiedzieli�cie wasze zdanie i tak chcecie uczyni�, niech wi�c si� stanie wed�ug waszej woli. Winnetou i Old Shatterhand wiedz� zawsze, co czyni�; nie chc� si� zatem sprzeciwia�, chocia� nie mog� was w zupe�no�ci zrozumie�. Howgh!
S�owo howgh oznacza stwierdzenie, �e to, co zosta�o postanowione, nie mo�e ju� ulec zmianie.
Teraz wydano odpowiednie rozkazy. Pi�ciu Indian mia�o zosta� tutaj z je�cami i zabi� ich raczej, ni� pozwoli� uciec. Sze��dziesi�ciu czerwonosk�rych wyznaczono, aby si� ukryli w lesie, poza obozem Yuma, reszta za� mia�a uda� si� na ��k�, a�eby utworzy� drug� po�ow� pier�cienia i zetkn�� si� z ko�cem pierwszego oddzia�u. W lesie mia� dowodzi� Winnetou, na ��ce Nalgu Mokasz i reszt� pozostawiono mnie. Zdawa�oby si�, �e zadanie moje nie by�o trudne, a jednak w pewnych okoliczno�ciach mog�o nabra� pierwszorz�dnej wagi; najmniejszy przypadek, nieopanowany przeze mnie, zburzy�by wszystko.
Winnetou, kt�ry stan�� na czele sze��dziesi�ciu wojownik�w, wezwa� mnie przed wyruszeniem.
��Niech m�j brat mi towarzyszy, gdy� najch�tniej z mm p�jd� do koni Gdybym wzi�� ze sob� kogo innego, musia�bym zabi� stra�nik�w. By�o mi to na r�k�; przy��czy�em si� do niego i wyruszyli�my w drog�. Pokonanie dw�ch stra�nik�w znajduj�cych si� przy koniach, by�o w�a�ciwie zabaw�; musieli�my jednak dzia�a� z najwi�ksz� ostro�no�ci�, gdy� najdrobniejszy podejrzany szmer m�g� nas zdradzi� i zniweczy� ca�y plan.
Posuwali�my si� wzd�u� skraju lasu; nie opodal jego rogu weszli�my mi�dzy drzewa, post�puj�c dalej ze zdwojon� uwag�. Znajdowali�my si� teraz na zachodniej stronie lasu i przybyli�my wkr�tce na miejsce, niedaleko kt�rego, na ��ce, obozowali Yuma. Id�c jeszcze wolniej i ostro�niej, zostawiali�my co kilka krok�w wojownika. Gdy ostatni z nich stan�� na posterunku, tworzyli wszyscy �uk naoko�o le��cego pod lasem obozu. Ka�dy Mimbrenjo wyszuka� sobie takie stanowisko, �eby m�g� uwa�nie obserwowa� nieprzyjaci�, Sam nie nara�aj�c si� na odkrycie. Instrukcje, dotycz�ce ich czynno�ci, otrzymali zawczasu.
Po tych przygotowaniach stan��em z Winnetou pod pierwszymi drzewami, �eby si� rozejrze� w� sytuacji. Chocia� do tej strony lasu nie dochodzi�o �wiat�o, mogli�my rozr�ni� prawie ka�dego Yuma.
Niekt�rzy z nich padli zmo�eni snem przy koniach, inni jednak�e, a tych by�o wi�cej, le�eli pokotem tam, gdzie kto znalaz� miejsce; nieopodal widnia�a bro�, z�o�ona razem. Dalej pas�y si� konie, pilnowali ich dwaj czerwoni.
Winnetou wskaza� na nich i szepn��:
��Darujmy im �ycie. M�j brat we�mie na siebie jednego, a ja drugiego!
Chcia� si� oddali�, lecz zatrzyma�em go pytaniem:
��Czy Winnetou spostrzeg�, �e warty zmieniaj� si� co godzina?
��Tak.
��A wi�c musimy zaczeka�; odkryliby wszystko za wcze�nie!
��Old Shatterhand ma s�uszno��. Dopiero gdy opaszemy pier�cieniem ca�y ob�z, oboj�tne nam b�dzie odkrycie. Niech wi�c m�j bia�y brat powr�ci i powie Silnemu Bawo�owi, �eby wyruszy� ze swoimi lud�mi.
��Dobrze! B�d� im towarzyszy�. Wiem, gdzie s� ko�ce naszego p�kola; sam dopilnuj�, by szczelnie zacie�niono pier�cie�, nie wymknie si� �ywa dusza!
��Potem wr�cisz do mnie?
��Gdzie ci� znajd�?
��B�d� czeka� tutaj.
Gdy powraca�em napotka�em ca�� sze��dziesi�tk� i przekona�em si�, �e wszyscy trwali na stanowisku; �aden Yuma nie m�g� si� t�dy przedosta�.
Kiedy dotar�em do Silnego Bawo�u, rozkaza� natychmiast wyruszy�. Wzi�li�my konie za cugle i pomaszerowali g�siego; ja i w�dz na czele. Najpierw min�li�my koniec lasu, zataczaj�c ko�o; �rednic� jego by� brzeg lasu, a �rodkiem ob�z Yuma. Co pewien czas pozostawiali�my jednego wojownika wraz z koniem, dop�ki ostatni nie stan�� na wyznaczonym stanowisku.
Posterunki by�y tak oddalone od obozu, �e nie mog�y ich dosi�gn�� kule Yuma. Ka�dy z nas najpierw przywi�za� konia, potem pope�zn�� dwie�cie krok�w naprz�d, aby doczeka� wschodu s�o�ca. Konie by�y niezb�dne do �cigania wrog�w, gdyby Yuma przerwali �a�cuch naszych ludzi.
A wi�c pier�cie� dooko�a obozu zamkni�to! Wewn�trz ko�a sta�y r�wnie� wierzchowce Yuma; nale�a�o je schwyta� za wszelk� cen�.
Teraz po�o�y�em si� i poczo�ga�em do miejsca, gdzie mia� na mnie czeka� Winnetou. Spostrzeg� mnie z daleka i nie czekaj�c a� do niego dotr�, po�pieszy� na moje spotkanie.
��Przed kilkoma minutami zmieniono warty � rzek� szeptem. � Po�o�yli si� z pewno�ci� i z pewno�ci� usn� nied�ugo.
��Mo�emy wi�c przyst�pi� do dzie�a. Gdzie umie�cimy tych dw�ch?
��W lesie, przy naszych ludziach, aby ich pilnowali.
��Tego nie �yczy�bym sobie. Nasi ludzie powinni wyt�y� ca�� czujno�� w kierunku obozu. Je�li powierzymy im jeszcze inne zadanie, nie b�d� mogli mu sprosta� i pope�ni� jak�� nieostro�no��. Pozostaw ich mnie. Powiod� stra�nik�w do wodza, gdzie b�d� dla nas nieszkodliwi, podczas gdy tutaj mog� zaalarmowa� ca�y ob�z swoimi krzykami.
��M�j bia�y brat ma s�uszno��. Zatem zajmij si� tym, kt�ry nadchodzi. Mija� nas nieopodal jeden ze stra�nik�w, trzymaj�c wierzchowca za cugle. Pope�za�em na czworakach, przyciskaj�c si� do ziemi, na miejsce, do kt�rego zd��a� i po�o�y�em si� mi�dzy ko�mi. Czerwony nadszed�, stan�� w pobli�u i spojrza� na niebo, odwr�ciwszy si� do mnie plecami. Nie wiem, jakiego rodzaju by�y jego rozmy�lania, astronomiczne czy poetyckie, do��, �e skutek mia�y dla niego fatalny.
Prze�lizgn��em si� pod brzuchem wierzchowca i stan��em za Indianinem. Schwyci�em go lew� r�k� za gard�o, pi�ci� prawej grzmotn��em w skro� � run�� jak k�oda; odr�twia�ego powlok�em w bok.
Obejrza�em si� na drugiego stra�nika; ju� go nie by�o. Winnetou za�atwi� si� z nim r�wnie pr�dko. Teraz zbli�a� si�, pe�zn�c i ci�gn�� za sob� Yuma. Zawlekli�my obydwu do najbli�szych posterunk�w Mimbrenj�w; oddali�my im je�c�w, rozkazuj�c zak�u� ich, je�li tylko spr�buj� wszcz�� ha�as. Nadszed� czas, by si� zabra� do koni Yuma. Uprowadzenie ich nie nastr�cza�o trudno�ci, gdy� wierzchowce coraz bardziej si� oddala�y, poszukuj�c paszy. Z pocz�tku pop�dzili�my dwie sztuki poza Uni� naszych. Zacz�ty natychmiast zajada� �wie�� traw�; pozosta�e za�, spostrzeg�szy to, przysz�y za nimi dobrowolnie. Gdy zmiarkowa�y, �e ich nie odp�dzamy, pocz�y si� coraz bardziej oddala�, dop�ki nie zap�dzi�y si� w poszukiwaniu strawy a� do naszych koni, gdzie wreszcie obra�y sobie popas.
Figiel si� uda�! Apacz powr�ci� na swoje stanowisko. Teraz, gdy ju� nie mieli koni, a woko�o otaczali ich wrogowie, mogli si� wojownicy Yuma obudzi�; nasi byli przygotowani si� do walki. Trzeba by�o jeszcze umie�ci� w bezpiecznym miejscu pojmanych stra�nik�w. Byli og�uszeni, lecz poczynali si� ju� otrz�sa� z odr�twienia. Nasi Mimbrenjowie, aczkolwiek t�gie ch�opy, nie mogli sobie jako� da� rady z kr�powaniem je�c�w; siedzieli przy nich, gro��c no�ami, by zmusi� do milczenia. Musia�em pom�c przy wi�zaniu je�com d�oni na plecach. Sznur�w by�o dosy�, gdy� stra�nicy mieli swoje lassa. Zagrozi�em Yuma �mierci�, je�eli odwa�� odezwa� si� s�owem i zmusi�em ich, by poszli za mn�. Nie opierali si�, nie mog�c broni� i obawiaj�c rewolweru, b�yszcz�cego w mojej d�oni.
Doszli�my wreszcie do po�udniowej cz�ci lasu, gdzie le�a� w�dz Yuma wraz z pozosta�ymi je�cami pod stra�� pi�ciu Mimbrenj�w. Prawdopodobnie by� zdumiony i w�ciek�y, �e zn�w sprowadzi�em dw�ch jego wojownik�w, lecz nie odezwa� si� ani s�owem. Sz�o mi o to, aby mu dowie��, �e okr��yli�my Yuma i �e �adnemu z nich nie uda si� przedosta� przez nasz �a�cuch. Musia�em zatem pokaza� wodzowi nasze pozycje; dlatego odwi�za�em rzemienie, kr�puj�ce mu nogi, aby m�g� p�j�� za mn�. Natomiast ze zdwojon� moc� skr�powa�em jego ramiona, pomimo zranionej r�ki i umocowa�em woko�o pasa rzemie�, drugi koniec przywi�za�em do mojego i rzek�em:
��Wielkie Usta na pewno t�skni za swoim obozem; niech p�jdzie za mn�, a ujrzy go.
Obrzuci� mnie wzrokiem, w kt�rym malowa�o si� radosne zdziwienie; zapewne pomy�la� w pierwszej chwili, �e jego poprzedni apel do mojego chrze�cija�skiego sumienia nie poszed� na marne, ale wnet wspomnia� na przygotowania i odpar�, �ci�gn�wszy ponuro brwi:
��Dok�d chcesz mnie zawlec? W ka�dym razie nie do naszego obozu!
��Tak! Nie tam, lecz w pobli�e; mam jednak nadziej�, �e w ci�gu popo�udnia spe�ni� twoje �yczenie.
��A dlaczego teraz nie mo�esz tego uczyni�?
��Wojownicy twoi przyj�liby mnie kulami, a nie mam najmniejszej na to ochoty.
��Oni ci nie wyrz�dz� krzywdy, b�d� nawet bardzo wdzi�czni za sprowadzenie wodza do obozu.
��Cieszy mnie to wielce. Dlatego te� wola�bym zaczeka� a� do poranku. Teraz jeszcze, mimo blasku ksi�yca, za ciemno jest, aby dusza moja mog�a rozp�yn�� si� w zachwycie na widok twoich wojownik�w, tak mi�ych memu sercu.
��Dusza twoja jest ciemniejsza od ponurej nocy nie rozja�nionej najs�abszym promieniem ksi�yca, a s�owa twoje, aczkolwiek brzmi� serdecznie, kryj� w sobie niewys�owion� chytro�� i podst�p, kt�rego nie mog� odgadn��!
��Cz�owieka, kt�ry gotuje niespodziank�, nie nale�y pos�dza� o z�o�liwo��. P�jd�! Zobaczysz, co ci chc� pokaza�!
Musia� us�ucha�, bo poci�gn��em rzemie�; prawdopodobnie jednak, nawet bez przymusu, poszed�by, p�dzony ciekawo�ci�. Doprowadzi�em go do pierwszej naszej warty na skraju lasu, a stamt�d w g��b, zagroziwszy:
��Pami�taj o tym, co ci teraz powiem! Nie wa� si� wyda� najl�ejszego d�wi�ku bez mojego pozwolenia, za ka�de g�o�niejsze chocia�by westchnienie poczujesz ostrze no�a.
Wyci�gn��em n� i z lekka przeszywaj�c jego odzie� na piersiach, rozci��em mu cokolwiek sk�r�. Zl�k� si� gwa�townie i szepn��, pomimo mego zakazu;
��Nie zak�uwaj mnie! B�d� milcza�; nie us�yszysz ani jednego d�wi�ku!
��Mam nadziej�, �e mnie pos�uchasz, inaczej zap�acisz za to natychmiast. Nie �artuj�! Teraz id� dalej, trzymaj si� mnie i uwa�aj na wszystko!
Poprzednio spostrzeg� naszego pierwszego stra�nika, le��cego w zaro�lach. Teraz poszli�my do drugiego. By�o bardzo ciemno pod drzewami; obawiaj�c si�, by wartownik nie wzi�� mnie za wroga, zawo�a�em z cicha:
��To ja, Old Shatterhand; czy wydarzy�o si� co� nowego?
��Nie. �pi� jeszcze.
Chodzi�em tak z Wielkimi Ustami od jednego wartownika do drugiego, zamieniaj�c z ka�dym par� s��w, zatem w�dz musia� zauwa�y�, �e jego ludzie s� szczelnie okr��eni.
Na przeciwnym ko�cu linii wartownik�w napotka�em wodza Apacz�w. Gdy ujrza� Yuma, odgad� m�j zamiar i zawo�a�:
��Przychodzisz si� przekona�, czy �aden z tych ps�w nie przedostanie si� t�dy? S� tysi�ckro� gorsi od ps�w, gdy� te zwierz�ta czuwaj� przynajmniej, podczas gdy Yuma chrapi� pokotem. Wstyd by� wodzem takich ludzi! Gdy zbudz� si�, ogarnie ich �miertelny strach. Je�eli nie zechc� si� podda�, wystrzelamy wszystkich bez lito�ci!
Spostrzeg�em, �e Vete�ya chce co� powiedzie�; by� mo�e by�a to cisn�ca si� na usta pro�ba, widocznie jednak przypomnia� sobie moj� gro�b� i zamilk�. Ruszyli�my dalej z lasu na otwart� przestrze�, p�ki nie obeszli�my ca�ego p�kola. Po drodze spotka�em Silnego Bawo�u, kt�ry tutaj dowodzi�. Nie dorastaj�c inteligencj� Winnetou nie odgad� mego zamiaru. Dlatego spyta� tonem brzmi�cym prawie niech�tnie:
��Dlaczego Old Shatterhand taszczy ze sob� tego psa? Czy chce mu da� sposobno�� ucieczki? Zostaw go lepiej dozorcom! Ty masz tylko jedn� par� ramion i oczu, oni za� pi��!
��Moje oczy s� r�wnie dobre, jak ich dziesi�cioro, a co si� tyczy moich ramion, to wi�cej zdzia�a�y ni� ich! Czemu si� gniewasz? Czy� sam przedtem nie powiedzia�, �e Old Shatterhand wie zawsze, co czyni?
��Ale je�li przybywasz si� przekona�, czy jeste�my czujni, po co sprowadzasz je�ca? To zupe�nie niepotrzebne!
��Nie przyszed�em wcale, by was kontrolowa�, lecz z zupe�nie innego powodu. Czy s�dzisz, �e chocia� jeden z wojownik�w Yuma przedostanie si� t�dy?
��Po c� pytasz, kiedy wiesz r�wnie dobrze jak my, �e to niemo�liwe? Je�eli spr�buj� ucieczki, wystrzelamy ich do nogi!
��Chcia�em si� w�a�nie w tym upewni�. Je�eli napadnie ci� uczucie mi�osierdzia, zwalcz je! Im wi�cej wrog�w sprz�tn� kule nasze, tym mniej potem b�dziemy mieli roboty!
��Mi�osierdzie! � za�mia� si� gniewnie, z ironi�. � Czy ten pies zlitowa� si� nad moimi dzie�mi? Gdyby� si� nie zjawi�, nie uratowa� ich, teraz gniliby w ziemi! A ty m�wisz o lito�ci! Dop�ki cho� jeden Mimbrenjo �yje, �aden Yuma nie zazna �aski!
Odwr�ci� si�, plun�� w twarz wodzowi Yuma i odszed�. Spostrzeg�em, �e s�owa i ca�e zachowanie si� starego wodza Mimbrenj�w wywar�y na je�cu silne wra�enie.
Skorzysta�em z tego i pozwoli�em mu si� odezwa�.
��Teraz wolno ci m�wi�. Wiesz, �e Mimbrenjowie maj� wi�cej wojownik�w od Yuma. Pokaza�em ci ich stanowiska; wszystkie strzelby s� gotowe do strza�u. Wielu z twoich ludzi padnie od pierwszej salwy, pozostali za� b�d� musieli si� podda�, nie chc�c zgin�� marnie.
��Przebij� si�!
��Przez ogniwa naszego �a�cucha nie prze�lizgnie si� nawet jaszczurka. Wiesz o tym!
��Jestem przekonany, �e tak nie jest. Je�eli gwa�townie i niespodziewanie rusz� galopem, jak lawina, to co prawda kilku zginie od waszych kul, ale reszta ujdzie.
��Na wierzchowcach? Lecz gdzie je maj�?
��Tam � odpowiedzia�, wskazuj�c palcem okolic�, gdzie pas�y si� konie.
��Tam, to prawda. A gdzie le�y wasz ob�z? Czy� nie zauwa�y� po drodze, �e konie wasze uprowadzono?
��Uff! � zawo�a� przera�ony.
��Sp�jrz i przekonaj si�, �e nasi wojownicy le�� mi�dzy ko�mi, a twoim obozem! A wi�c plan przebicia si� jest niewykonalny.
Schyli� w milczeniu g�ow� ku ziemi, a i ja nie odezwa�em si�, nie chc�c os�abia� wra�enia. Przesz�o par� chwil; Yuma wreszcie podni�s� g�ow� i rzek�:
��Je�li Mimbrenjowie zaraz dadz� ognia, b�dzie to zwyczajne morderstwo, gdy� moi wojownicy nie s� przygotowani.
��A ty, czy nie napad�e� bezbronnych i nie zlupi�e� ich wioski? R�wnie� nie byli na to przygotowani. Czy nie chcia�e� zabi� dzieci Silnego Bawo�u? Czy� nie napad� na hacjend� del Arroyo, pal�c, morduj�c i niszcz�c? Po�o�enie twoich wojownik�w w tym wypadku nie zas�uguje na uwzgl�dnienie i lito��! Ty nie znasz co to mi�osierdzie i lito��, wi�c i ja nie znam.
Milcza�. Nie umia� znale�� odpowiedzi. Ja za� ci�gn��em dalej, chc�c go przyt�oczy� do reszty:
��To, co uczynili�cie, by�o, pomijaj�c rabunek, zwyk�� zbrodni�, wo�aj�c� o pomst� do nieba. Ale je�li my was teraz pozabijamy, nie b�dzie to ani zbrodnia, ani morderstwo, tylko zwyk�a kara za pope�nione wyst�pki. Czy mo�esz temu zaprzeczy�?
Nie odpowiada�. Ja r�wnie� nie narusza�em ciszy. Ksi�yc sta� w zenicie i zalewa� ob�z Yuma potokiem srebrnego �wiat�a. Z naszego miejsca wida� by�o ich le��ce postacie. W�dz spogl�da� zl�knionym i badawczym wzrokiem, to na prawo, to na lewo, to przed siebie. Skupia� wszystkie my�li, lecz nie m�g� znale�� wyj�cia. Nie by�o ratunku dla niego, ani jego wojownik�w. Nie przeszkadza�em Vete�ya w rozmy�laniach, gdy� musia�y go w ko�cu zaprowadzi� tam, gdzie chcia�em. Wtem spostrzeg�em, �e stan�� na palcach i podni�s� g�ow�.
��Uff! Teraz, teraz! � zawo�a�.
Pod��y�em za jego wzrokiem, ku obozowi i ujrza�em, �e jeden Yuma wsta� i pocz�� si� rozgl�da�. Spostrzeg�, i� konie nie by�y na poprzednim miejscu, lecz znacznie dalej. Zauwa�y� r�wnie� nasze wierzchowce. Chocia� sta�y pojedynczo p�kolem, kt�rego prawid�owo�� by�a co najmniej dziwna, jednak�e nie �ci�gn�y na siebie jego podejrzenia. Musia� je wzi�� za konie Yuma, gdy� nie zbudzi� nikogo, lecz opu�ci� ob�z, kieruj�c si� do najliczniejszej grupy koni. S�dzi� wida�, �e tam czuwaj� obaj stra�nicy i chcia� im zwr�ci� uwag� na przeoczenie.
��Ju� po nim � wykrztusi� w�dz. � Zaraz padnie strza� i Yuma zginie.
��Nie � odpar�em. � Nie zabij� go!
��S�dzisz wi�c, �e mojego wojownika przepuszcz�?
��Wezm� do niewoli, tak jak ciebie.
��B�dzie si� broni�, zaalarmuje wszystkich!
��Nie zd��y. Wiesz przecie�, gdzie stoi Winnetou; Yuma musi przej�� tu� ko�o niego, je�li chce zachowa� dotychczasowy kierunek, a w�wczas Apacz z�apie go z ty�u, jak ja ciebie. Uwa�aj!
Sta�o si�, jak powiedzia�em. Yuma szed�, nie przeczuwaj�c z�ego; wtem ujrzeli�my b�yskawicznie wychylaj�cego si� za jego plecami Apacza; niebawem zgi�li si� obaj, le�eli w trawie, gdzie ich nie mogli�my dostrzec. Po chwili podni�s� si� Winnetou; ci�gn�� za sob� nieruchomego Yuma i znikn�� wraz z nim za drzewami.
��Ma go, zwyci�y�! � gniewnie wykrzykn�� Wielkie Usta.
��I to tak cicho, �e �aden z twoich ludzi nic nie us�ysza�! Widzisz, jak wspaniale pracuj� nasi? Zreszt� wola�bym, �eby zd��y� podnie�� alarm. Przy�pieszy�by rozwi�zanie. Po co ta zw�oka! Dam znak do ataku!
Podnios�em dwa palce do ust, udaj�c �e chc� gwizdn��; w�dz krzykn�� pr�dko:
��St�j! Nie czy� tego! Poczekaj jeszcze troch�!
��Po co? Przeznaczenie i tak musi si� spe�ni�!
��A mo�e jednak� M�wi�e� o tym sam po drodze do Mimbrenj�w.
��Nie przypominam sobie.
Post�powaniem swoim pragn��em zwi�kszy� jego trosk�. Vete�ya ci�gn�� dalej:
��Musisz sobie przypomnie�!
��Co wi�c rzek�em?
����da�e� ode mnie prawdy!
��Prawdy? Ach tak! Ale je�li nawet j� wyjawisz, zgin� wszyscy, bo nie zechcesz us�ucha� mojego ��dania.
��Jak brzmi to ��danie?
��Ka�esz swoim wojownikom podda� si� i z�o�y� bro�! Zmieszany, schyli� g�ow�.
��M�wi�em, �e uczynisz to z nadej�ciem poranku, lecz ty szydzi�e� z nas. Teraz nie zszarza�a noc jeszcze, a ju� zmieni�e� post�powanie. Dlatego nie wierz� tej zmianie, nie ufam ci. Tkwi w tym podst�p. Dam zaraz znak, niech rozpocznie si� walka!
��Poczekaj jeszcze, poczekaj; pos�uchaj, co mam ci co� wi�cej do powiedzenia!
��M�w wi�c, lecz pr�dko! Nie mam ch�ci traci� czasu na pr�no!
��Czy prawda, �e oszcz�dzisz moich wojownik�w i zwr�cisz im wolno��, je�li si� poddadz�?
��By� mo�e.
���e darujesz mi �ycie i wolno��?
��Z tym trudniejsza sprawa. Twoi ludzie mniej od ciebie zawinili. Zawini�e� tak ci�ko, �e tylko niezwyk�y pow�d mo�e ci� uratowa�. Ale Nalgu Mokaszi w �adnym wypadku, za �adn� cen� nie u�askawi ci�. Do niego nie masz si� po co zwraca�!
��Ale do ciebie, do Winnetou?
��By� mo�e.
��By� mo�e, zawsze to mo�e! M�w jasno, otwarcie, nie torturuj mnie d�u�ej! Je�eli u�ywasz s�owa �mo�e�, to chyba istnieje jaka� mo�liwo��!
��Tak; masz racj�. Chc� wi�c dok�adnie wiedzie�, jak zaznajomi�e� si� z obydwiema bladymi twarzami, Meltonem i Wellerem, dlaczego napad�e� na hacjend� del Arroyo z ich namowy i wreszcie, jakie zamiary maj� te �otry w stosunku do bia�ych emigrant�w. Czy� got�w odpowiedzie� mi na to wszystko?
��A ty, czy uratujesz mnie w zamian za poznanie ca�ej prawdy?
��Je�li to mo�liwe, tak!
��A wi�c powiem wszystko.
��Dobrze! Teraz zadam ci pytania, na kt�re masz odpowiedzie� ca�� prawd�, a wtedy�
��Teraz nie, teraz nie! � przerwa� gwa�townie. � Teraz nie ma na to czasu. Je�eli si� znowu obudzi jaki� m�j wojownik, na pewno nie uda si� go tak bezszelestnie schwyta�. Narobi wrzawy, reszta chwyci za bro�, a wtedy rozpocznie si� strzelanina.
��Tak; masz s�uszno��!
��A je�eli Mimbrenjowie raz zakosztuj� krwi, wtedy b�dzie nas trudno uratowa�, a by� mo�e b�dzie to niepodobie�stwem!
��Jestem o tym przekonany � odpar�em oboj�tnie.
��Spiesz wi�c! Przede wszystkim zapobiegnij rozlewowi krwi! Potem powiem ci wszystko. Przysi�gam!
��Tylko wtedy zaufam twojej przysi�dze, je�li umocnisz j� fajk� pokoju.
��Nie ma na to czasu! Mo�emy j� p�niej zapali�.
��Bardzo pi�knie, ale ja tobie nie dowierzam. Poza tym pomy�l, jak trudno ci� b�dzie ocali�; Silny Baw� nie cofnie si� przed niczym, byle temu przeszkodzi�.
��To mnie nic nie obchodzi, mo�esz przeci�� moje wi�zy w nocy.
��Hm! By� mo�e uczyni� to, gdy� jako chrze�cijanina przejmuje mnie wstr�tem �mier�, nawet mego zawzi�tego wroga, przy palu m�czarni.
��Nie dawaj mi ju� d�u�ej czeka�! Szkoda ka�dej chwili! �pieszy�o mu si� bardziej, ni� uprzednio przypuszcza�em; pomimo to ci�gn��em spokojnie dalej:
��Przedtem musz� dok�adnie wiedzie�, czego mam si� trzyma�! ��dasz, bym uwolni� ciebie i twoich ludzi po kryjomu, a za to przyrzekasz, �e teraz dobrowolnie si� poddadz�?
��Ale� tak, tak!
��I powiesz mi ca�� prawd� o tamtych dw�ch bladych twarzach, tak, abym m�g� przejrze� ich zamiary?
��Tak; przysi�gam! Lecz ��dam, by� i ty dotrzyma� s�owa! Czy rzeczywi�cie nas uwolnisz?
��Tak.
��A wi�c zgoda. Teraz powiniene� nie dopu�ci� do wymordowania moich wojownik�w.
��Uczyni� to, przypuszczam jednak, �e nie knujesz �adnego podst�pu?
��Dusza moja jest wolna od fa�szywych my�li! Ratuj nas!
��Chod� wi�c do Silnego Bawo�u i Winnetou, powiedz im, �e jeste� got�w rozkaza� przez go�ca swoim wojownikom, by si� poddali.
��Przez go�ca? Nie us�uchaj�; musz� sam i�� do nich!
��Ty sam? Nie mog� na to pozwoli�.
��Musisz, je�li doprawdy chcesz nas uratowa�!
��Musz�? Zapami�taj sobie, �e Old Shatterhand nigdy nic nie musi! Przyrzek�em uwolni� ci� po kryjomu, lecz nie wspomnia�em o tym, �e pozwol� ci si� uda� teraz do swoich wojownik�w.
��Nie mo�esz wi�c nas uratowa�, gdy� wojownicy Yuma p�jd� tylko za moim rozkazem, go�ca nie b�d� chcieli s�ucha�!
��Na to nic nie poradz�, sam b�dziesz winien temu, je�li nie us�uchaj� twoich rozkaz�w, przes�anych przez go�ca. Powiniene� by� wpoi� w nich wi�cej szacunku dla siebie, a przede wszystkim wi�ksz� karno��.
Wiedzia�em przecie�, �e pragn�c osobi�cie uda� si� do obozu, kry� w tym jaki� podst�p. Teraz zrozumia�, �e jestem niewzruszony i rzek�;
��Jak mo�esz ��da�, by us�uchali go�ca � Mimbrenja?
��Czy jeste� jedynym naszym je�cem? Wojownik schwytany wraz z tob�, jecha� r�wnie� z nami i widzia� stanowiska Mimbrenj�w. Podobnie obaj stra�nicy, kt�rych pojmali�my niedawno przy koniach, zostali przeprowadzeni przez wszystkie nasze posterunki i wiedz� r�wnie dobrzem jak ty, �e Yuma b�d� zgubieni, je�li schwycimy za strzelby. Gdy zatem po�l� tych trzech wojownik�w do waszego obozu, by za � nie�li tw�j rozkaz, na pewno nikt ich nie b�dzie podejrzewa� o zdrad�. Zreszt� zrobi� swoje, nie ponios� wi�c �adnej winy za to, i� wojownicy Yuma pragn� �mierci!
��Dobrze, zgadzam si�. Poprowad� mnie do tych trzech!
��Zaczekaj jeszcze chwil�!
Najbli�szemu wartownikowi poleci�em uda� si� do Nalgu Mokaszi i Winnetou i zawiadomi� ich, �e Wielkie Usta got�w jest rozkaza� swoim wojownikom, by z�o�yli bro�. Potem wr�ci�em z wodzem na drug� stron� lasu, gdzie le�a�a reszta pojmanych.
Naturalnie musia� im wyda� rozkazy w mojej obecno�ci. Baczy�em pilnie by nie da� jakiego� podst�pnego zlecenia. Szeptem, by nie s�yszeli Mimbrenjowie, u�wiadomi� go�c�w, �e przyrzek�em uwolni� ich wszystkich i doda� z naciskiem:
��Wiecie wszak wszyscy, �e Old Shatterhand zawsze dotrzymuje przyrzeczenia. Nigdy jeszcze nie z�ama� s�owa!
��Dotrzymam go i nie zmieni� ani na jot�! � potwierdzi�em.
Rozwi�zano im nogi, by mogli biec, ramiona jednak pozosta�y skr�powane. Powr�ci�em z nimi i wodzem, konwojowanym przez dw�ch Mimbrenj�w, do poprzedniego miejsca.
Wkr�tce ujrza�em Winnetou z Nalgu Mokaszi i po�pieszy�em naprzeciw. W�dz Mimbrenj�w by� niezadowolony z takiego obrotu rzeczy. Spostrzeg�szy mnie, krzykn�� porywczo:
��Czy to prawda, �e ten pies Yuma i jego ludzie chc� z�o�y� bro�?!
��Tak.
��A wi�c albo wywo�a�e� cud, albo tkwi w tym jaki� podst�p, kt�rego nie mo�esz przejrze�! Niech Old Shatterhand ma si� na baczno�ci!
Teraz odezwa� si� Winnetou g�osem spokojnym, przekonywuj�cym:
��Nie narodzi� si� jeszcze ten Yuma, kt�ry by zdo�a� oszuka� Old Shatterhanda. Vete�ya naturalnie zostanie u nas. Ci trzej maj� pewnie zanie�� jego rozkazy do obozu?
��Tak, � odpar�em.
��Czy wiedz� ju� dok�adnie, co maj� powiedzie�?
��Mam dla nich jeszcze dwa zlecenia.
��Co takiego jeszcze? � spyta� pr�dko Wielkie Usta, wyczuwaj�c warunki, na kt�re nie m�g�by si� zgodzi�.
��Co� bardzo zwyk�ego, o czym nie wspomnia�em dotychczas, jako �e zrozumia�e by�o samo przez si�. Nagli�e� tak bardzo, �e na pewno nie b�dziesz mia� nic przeciwko temu, aby twoi wojownicy us�uchali ci� natychmiast?
��Jaki termin im dajesz?
��W�a�ciwie �adnego. Musz� podda� si� natychmiast i bez wszelkich warunk�w. Je�eli za��daj� terminu, tym samym nie us�uchaj� rozkazu. Ani my�l� le�e� tutaj dop�ki nie spodoba si� twoim ludziom zawiadomi� mnie �askawie, �e godz� si� na rozkaz. Daj� im p� godziny czasu.
��Daj ca�� godzin�!
��Nie. Tylko p�! I to za wiele. Je�li up�ynie trzydzie�ci minut, a Yuma nie przem�wi�, wyr�cz� ich lufy naszych strzelb. Nie odst�pi� od tego warunku i s�dz�, �e si� na� zgodzisz?
��Musz�! Ale m�wi�e� o dw�ch zleceniach. Jakie drugie?
��Drugie dotyczy wydania broni. Po o�wiadczeniu twoich ludzi, �e godz� si� z�o�y� bro�, wojownicy nasi utworz� w pobli�u waszego obozu ko�o. Tam ma uda� si� ka�dy Yuma pojedynczo i odda� wszystk� bro�, a potem natychmiast powr�ci�. Przypuszczam, �e nie zaprzeczysz s�uszno�ci mego ��dania.
��Zgadzam si� i na to.
��A wi�c dobrze! O�wiadczam ci jednak, �e ka�dy Yuma, kt�ry ukryje bro� lub przedmiot, mog�cy za bro� pos�u�y�, zostanie rozstrzelany, jak zwyk�y wiaro�omca!
��To ci�ki, bardzo ci�ki warunek! A jak si� ma sprawa z ko�mi i reszt� rzeczy, nale��cych do moich ludzi?
��Konie naturalnie nale�� do nas, s� nasz� zdobycz�. Je�eli kt�rego z twoich uwolnimy, mo�emy da� mu wierzchowca, jedynie tytu�em �aski. Amunicja, proch, o��w, formy do lania kul i naboje nale�� do broni i musz� by� wydane. Reszt� waszego dobytku �ci�le zbadamy. Nie chcemy wzbogaca� si� cudzym kosztem, jednak�e wszystko, co pochodzi z napadu na hacjend� del Arroyo, odbierzemy wam i zwr�cimy prawowitemu w�a�cicielowi. Czy chcesz jeszcze o co� zapyta�?
��Nie.
��A wi�c go�cy mog� ruszy�; ty za� usi�dziesz tutaj i nie wstaniesz, p�ki ci na to nie zezwoli jeden z nas: Winnetou, Nalgu Mokaszi lub ja!
Yuma oddalili si�, aby wype�ni� sw� niezbyt zaszczytn� misj�. Wielkie Usta przykucn��, obaj za�� wartownicy stan�li przy nim, ani na chwil� nie spuszczaj�c ze� oczu.
Spojrza�em na zegarek; gdyby termin wyznaczony up�yn�� bez rezultatu, rozkaza�bym da� kilka strza��w na postrach, a nast�pnie dopiero rozpocz�� ogie�.
Go�cy dotarli do obozu i zbudzili �pi�cych. Gdy min�o pierwsze dzikie zamieszanie, Yuma otoczyli wys�a�c�w ko�em. Po chwili rozleg� si� orkan w�ciek�ych okrzyk�w, a raczej ryk przera�liwy. Wys�ani spe�nili poselstwo. Obl�onych ogarn�o nies�ychane wzburzenie, kt�re mog�o przybra� formy niebezpieczne.
Oddali�em si� z Winnetou i wodzem Mimbrenj�w od Vete�ya, aby nie s�ysza� naszej rozmowy. Gdy