7230

Szczegóły
Tytuł 7230
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7230 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7230 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7230 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Kahn Powr�t Jedi Prolog G��bia przestrzeni. Istnia�a d�ugo��, szeroko�� i wysoko��; jednak te trzy wymiary zwija�y si�, tworz�c zakrzywion� czer�, mierzaln� jedynie migotaniem gwiazd, mkn�cych poprzez otch�a�, by znikn�� w niesko�czono�ci. G��bia kosmosu. Gwiazdy znaczy�y up�yw czasu wszech�wiata. By�y tu dogasaj�ce, pomara�czowe g�ownie, b��kitne kar�y i podw�jne ��te olbrzymy. By�y kolapsuj�ce gwiazdy neutronowe i gniewne supernowe, wrz�ce w lodowatej pustce. Gwiazdy rodzi�y si�, pulsowa�y i umiera�y. By�a te� Gwiazda �mierci. Gwiazda �mierci orbitowa�a na skraju Galaktyki, wok� zielonego ksi�yca Endor � ksi�yca, kt�rego planeta macierzysta dawno temu rozpad�a si� w nie-odgadnionym kataklizmie i rozp�yn�a w nico��. Gwiazda �mierci by�a opancerzon� Stacj� Bojow� Imperium, niemal dwukrotnie wi�ksz� od swej poprzedniczki, zniszczonej przed wielu laty przez flot� Rebeliant�w. Niemal dwukrotnie wi�ksz� i ponad dwukrotnie pot�niejsz�. Jej budowa jeszcze trwa�a. Ta nie doko�czona kula zwisa�a nad �ywym, zielonym �wiatem Endoru, wyci�gaj�c ku niemu macki konstrukcji. Przypomina�y chwytne odn�a jadowitego paj�ka. Imperialny Gwiezdny Niszczyciel zbli�a� si� do gigantycznej stacji bojowej z pr�dko�ci� rejsow�. By� ogromny jak miasto, lecz porusza� si� z niezwyk�� gracj�, niby w�� morski. Ochrania�o go mniej wi�cej dziesi�� my�liwc�w Twin Ion Engine � o podw�jnym nap�dzie jonowym. Czarne, podobne do owad�w jednostki przemyka�y wok� niszczyciela we wszystkie strony � bada�y przestrze�, sondowa�y, przegrupowywa�y si� i l�dowa�y, Bez najmniejszego d�wi�ku otworzy�o si� g��wne stanowisko startowe statku. Zaja�nia�a zap�onowa struga wylotowa i imperialny prom przemkn�� z mroku hangaru w mrok przestrzeni, w stron� nie doko�czonej Gwiazdy �mierci. W kabinie dow�dca i drugi pilot, wpatrzeni w instrumenty, kontrolowali sekwencj� l�dowania. Wykonywali ten manewr ju� tysi�ce razy, mimo to obaj byli wyra�nie zdenerwowani. Dow�dca wcisn�� prze��cznik transmitera, � ST trzysta dwadzie�cia jeden do stanowiska dowodzenia. Kod Wej�ciowy Niebieski. Rozpoczynamy manewr zbli�ania. Wy��czcie pole ochronne. W odbiorniku odezwa�y si� trzaski, potem g�os kontrolera portu: � Dezaktywacja deflektora os�ony po uzyskaniu potwierdzenia transmisji kodu. Przygotujcie si�... W kabinie zapad�a cisza. Dow�dca przygryz� warg� i u�miechn�� si� nerwowo do drugiego pilota. � Byle szybko � mrukn��. � �eby to nie trwa�o za d�ugo. On nie lubi czeka�. Starali si� nie patrze� za siebie, w stron� przedzia�u pasa�erskiego, gdzie zgodnie z regulaminem l�dowania wygaszono �wiat�a. Dobiegaj�cy stamt�d odg�os mechanicznego oddechu pot�gowa� nerwowo�� za�ogi. W dole, w sterowni Gwiazdy �mierci, wzd�u� pulpit�w sterowniczych poruszali si� sprawnie operatorzy. Kontrolowali ca�y ruch w tym obszarze, otwierali korytarze przelotowe, kierowali jednostki do odpowiednich rejon�w. Kontroler pola spojrza� nagle przera�ony na sw�j monitor. Ekran ukazywa� Stacj� Bojow�, Endor i sie� energii � pole deflektora � rozci�gaj�ce si� z zielonego ksi�yca, by obj�� Gwiazd� �mierci. Teraz jednak sie� ochronna otwiera�a si�, tworz�c tunel. A tunelem p�yn�� niczym nie powstrzymywany czarny punkcik imperialnego promu. Kontroler pola natychmiast wezwa� dow�dc�. Nie wiedzia�, jak powinien reagowa�, � O co chodzi? � Ten prom ma pierwszy stopie� priorytetu � kontroler stara� si�, by w jego g�osie brzmia�o raczej niedowierzanie, ni� strach. Oficer tylko raz spojrza� na ekran. Od razu zrozumia�, kto jest pasa�erem. � Vader! � szepn�� do siebie. Przeszed� do iluminatora, sk�d m�g� obserwowa� ko�cowe manewry l�duj�cej jednostki, � Zawiadom komendanta, �e przyby� prom Lorda Vadera. Stateczek przysiad� mi�kko. Wobec ogromu hali l�dowiska wydawa� si� ca�kiem male�ki. Setki �o�nierzy stan�y w szyku, otaczaj�c podstaw� rampy wej�ciowej: szturmowcy w bia�ych pancerzach, oficerowie w szarych mundurach i elitarna Gwardia Imperialna w czerwonych kostiumach. Stan�li na baczno��, gdy wkroczy� Moff Jerjerrod � wysoki, szczup�y i arogancki dow�dca Gwiazdy �mierci. Bez po�piechu przeszed� wzd�u� szereg�w �o�nierzy a� do rampy promu. Jerjerrod nie uznawa� po�piechu, gdy� po�piech sugerowa�, �e chcia�by si� znale�� gdzie indziej. A przecie� by� cz�owiekiem, kt�ry trafi� dok�adnie tam, gdzie chcia�. Wielcy ludzie nigdy si� nie spiesz�, jak cz�sto mawia�. Wielcy ludzie zmuszaj� do po�piechu innych. Ambicja nie odebra�a mu jednak rozs�dku. Nie m�g� lekcewa�y� wizyty kogo� takiego, jak ten wielki Czarny-Lord. Sta� wi�c obok promu i czeka� � z szacunkiem, lecz bez nadgorliwo�ci. W�az opad� nagle, a �o�nierze wypr�yli si� jeszcze bardziej. Z pocz�tku w otworze widzieli jedynie ciemno��, potem stopnie. Us�yszeli charakterystyczny oddech, niby tchnienie maszyny. Wreszcie z pustki wyszed� Darth Vader, Lord Sith. Zszed� ramp�, spogl�daj�c na zgromadzone wojsko. Zatrzyma� si� obok Jerjerroda, kt�ry z u�miechem sk�oni� g�ow�. � To niespodzianka i przyjemno��, Lordzie Vader. Pa�ska obecno�� jest dla nas zaszczytem. � Darujmy sobie uprzejmo�ci, komendancie � zdawa�o si�, �e g�os Vadera dobiega z dna studni. � Imperator martwi si� wolnym post�pem budowy. Przylecia�em, by dopilnowa� realizacji planu. Jerjerrod zblad�. Nie takiego powitania si� spodziewa�. � Zapewniam, Lordzie Vader, �e moi ludzie pracuj� najszybciej, jak mog�. � Mo�e zdo�am sk�oni� ich do przyspieszenia tempa. Znam sposoby, kt�re nie przysz�yby panu do g�owy � warkn�� przybysz. Oczywi�cie, mia� swoje sposoby; by� z tego znany. Wiele, bardzo wiele sposob�w. Jerjerrod m�wi� spokojnie, cho� gdzie� z g��bi duszy upi�r strachu torowa� sobie drog� do jego gard�a. � To nie b�dzie konieczne, panie. Stacja zostanie uko�czona zgodnie z planem. Nie ma �adnych w�tpliwo�ci. � Obawiam si�, �e Imperator nie podziela pa�skiego optymizmu. � L�kam si�, �e ��da rzeczy niemo�liwych � odpar� komendant. � Mo�e wi�c sam mu pan to wyja�ni, gdy przyb�dzie � twarz Vadera by�a niewidoczna pod czarn� mask� ochronn�, lecz w modyfikowanym elektronicznie g�osie wyra�nie zabrzmia�a gro�ba. Jerjerrod zblad� jeszcze bardziej. � Imperator chce tu przylecie�? � Owszem, komendancie. I nie b�dzie zachwycony op�nieniem realizacji planu � go�� m�wi� g�o�no, by us�ysza�o go jak najwi�cej ludzi. � Zdwoimy wysi�ki, Lordzie Vader. Jerjerrod nie przesadza�. Przecie� w chwilach szczeg�lnej potrzeby nawet wielkich ludzi mo�na zach�ci� do po�piechu. � Mam nadziej�, komendancie � Vader znowu zni�y� g�os. � Le�y to w pa�skim interesie. Imperator nie zniesie dalszego op�niania ostatecznej likwidacji tej bezprawnej Rebelii. Otrzymali�my tajne wie�ci � m�wi� szeptem, by us�ysza� wy��cznie Jerjerrod. � Flota Rebeliant�w gromadzi si�y, ��cz�c si� w jedn�, gigantyczn� armad�. Nadchodzi moment, gdy zgnieciemy ich bez lito�ci, jednym ciosem. Przez u�amek sekundy zdawa�o si�, �e jego oddech przyspieszy�, lecz zaraz wr�ci� do dawnego rytmu, wydobywaj�c si� spod maski niby podmuch lekkiego wiatru. I Na zewn�trz chatki z suszonej w s�o�cu ceg�y burza piaskowa wy�a jak bestia, kt�ra nie mo�e skona�. Przyt�umiony j�k dobiega� do wn�trza. W�r�d mur�w by�o ch�odniej, ciszej i ciemniej. Tam wy�a bestia burzy, tu za�, w kr�lestwie cieni i nieostrych kontur�w, pracowa�a okryta opo�cz� posta�. Opalone d�onie trzymaj�ce z�o�one instrumenty wysuwa�y si� z r�kaw�w przypominaj�cej kaftan szaty, Posta� przykucn�a na ziemi. Obok le�a�o niezwyk�e, dyskokszta�tne urz�dzenie. Z jednej strony stercza�y p�ki przewod�w, z drugiej, na p�askiej powierzchni, wyryto jakie� symbole. Cz�owiek przymocowa� przewody do g�adkiego, cylindrycznego uchwytu, przeci�gn�� przez biologiczne z wygl�du z��cze i po��czy� razem za pomoc� innego narz�dzia. Skin�� na cie� w k�cie, a ten potoczy� si� ostro�nie ku niemu. � Wrrrr-dit duiit? � spyta� nie�mia�o niewielki R2, Zatrzyma� si� o p� metra od cz�owieka w opo�czy i jego dziwnego aparatu. M�czyzna skin�� na robota, by zbli�y� si� jeszcze troch�. Erdwa Dedwa migocz�c pokona� dziel�c� ich odleg�o��. D�onie cz�owieka zawis�y nad niewielk� kopu�� robota, Drobny piach uderza� o zbocza wydm na Tatooine. Zdawa�o si�, �e wiatr wieje ze wszystkich stron r�wnocze�nie: miejscami nabiera pot�gi huraganu, gdzie indziej wiruje tr�b� powietrzn�, by nagle bez przyczyny zamrze� w bezruchu. Droga wi�a si� przez pustynn� r�wnin�. Ulega�a ci�g�ym zmianom � w jednej chwili zasypywa� j� bruna- tno��ty piach, w nast�pnej wiatr wymiata� go do czysta. Migota�a w rozgrzanym nad ziemi� powietrzu. By�a bardziej efemeryda, ni� szlakiem, drog�, kt�r� jednak nale�a�o pod��a�. Nie istnia�a inna, wiod�ca do pa�acu Jabby Hutta. Jabba by� najohydniejszym gangsterem w Galaktyce, zamieszanym w przemyt, handel niewolnikami i morderstwa. Wsz�dzie mia� swoich agent�w. Kolekcjonowa� i sam wymy�la� okrucie�stwa, a jego dw�r by� miejscem niepor�wnywalnego zepsucia. M�wi�o si�, �e Jabba wybra� na sw� rezydencj� Tatooine, gdy� mia� nadziej�, �e jedynie w wypalonym tyglu tej planety jego dusza nie przegnije ca�kowicie � gor�ce s�o�ce zapieka�o ropiej�ce wrzody, W ka�dym razie by�o to miejsce, o kt�rym niewielu uczciwych ludzi wiedzia�o, a jeszcze mniej do niego dociera�o � siedlisko z�a, gdzie nawet najm�niejsi dr�eli przed z�o�ci� ohydnego Jabby. � Puut-wIIt beDOO gang uubi DIIp � zwokalizowa� Erdwa Dedwa, � Pewnie, �e si� martwi� � odpar� Ce Trzypeo. � l ty te� powiniene�. Biedny Lando Calrissian nigdy st�d nie powr�ci�. Wyobra�asz sobie, co z nim zrobili? Erdwa gwizdn�� zatroskany. Z�ocisty android brn�� przez sypki piach wydmy, a� znieruchomia�, gdy przed nim wy�oni� si� nagle mroczny pa�ac Jabby, Erdwa wpad� niemal na niego i pospiesznie przemkn�� na skraj drogi. � Uwa�aj, jak chodzisz, Erdwa. � Ce Trzypeo ruszy� dalej, chocia� wolniej, u boku swego ma�ego przyjaciela. � Dlaczego Chewbacca nie m�g� przekaza� tej wiadomo�ci? Nie, kiedy tylko trafi si� jaka� niebezpieczna misja, od razu przychodz� do nas. Nikt si� nie martwi o roboty. Zastanawiam si� czasem, dlaczego w�a�ciwie robimy to wszystko. Burcza� bez przerwy, pokonuj�c ostatni odcinek zasypanej ci�gle drogi. Wreszcie stan�li pod bram� pa�acu � masywne, �elazne wrota wznosi�y si� poza zasi�g wzroku Trzypeo. By�y elementem ci�gu kamiennych i �elaznych konstrukcji tworz�cych kilka ogromnych, cylindrycznych wie�, wie�cz�cych g�r� ubitego piachu. Roboty rozgl�da�y si� niepewnie, szukaj�c oznak �ycia, kogo�, kto by wyszed� im na spotkanie, albo urz�dzenia sygnalizacyjnego, kt�rym obwie�ciliby swoj� obecno��. Poniewa� nie znalaz�y niczego, co mo�na by zaliczy� do jednej z tych trzech kategorii, Ce Trzypeo zebra� si� na odwag� (t� funkcj� zaprogramowano mu ju� dawno), trzy razy delikatnie zastuka� w metal wr�t i odwr�ci� si� natychmiast. � Chyba nikogo nie ma � poinformowa� przyjaciela. � Wracajmy. Powiemy o tym panu Luke. Wtedy w�a�nie w samym �rodku p�aszczyzny bramy otworzy�a si� niewielka klapka, wypuszczaj�c paj�cze, mechaniczne rami�, zwie�czone elektronicznym okiem, Oko spojrza�o na nich badawczo. Potem prze-m�wi�o, � Tee chuta hhat yudd! Trzypeo sta� dumnie wyprostowany, mimo lekkiego dr�enia obwod�w. Popatrzy� prosto w oko, wskaza� na Erdwa Dedwa i na siebie. � Erdwa Dedwawha bo Cetrzypeosha ey toota odd mischka Jabba du Hutt. Oko uwa�nie zlustrowa�o oba roboty, po czym znikn�o. Trzasn�a zamykana klapka. � Buu-dIIp gaNUUg � szepn�� zatroskany Erdwa. Trzypeo skin�� g�ow�. � Nie s�dz�, by nas wpu�cili. Lepiej chod�my. Odwr�ci� si�, a Erdwa zahucza� pe�nym wahania czw�rd�wi�kiem. Nagle rozleg� si� przera�liwy, g�o�ny zgrzyt i �elazna brama wolno ruszy�a w g�r�. Roboty spojrza�y niepewnie. Przed nimi zia�a gro�nie czarna jama. Czeka�y, boj�c si� wej�� i boj�c si� odej��. � Nudd chaa! � rozleg� si� w mroku dziwaczny g�os oka, Erdwa zabrz�cza� i ruszy� w ciemno��. Trzypeo waha� si� przez chwil�, wreszcie pobieg� za swym przysadzistym towarzyszem. � Zaczekaj na mnie! � zawo�a�. A kiedy stan�li razem, doda� z wyrzutem: � Zgubisz si�. Wielkie wrota opad�y z og�uszaj�cym hukiem, kt�ry rozbrzmiewa� echem w ciemnej pustce. Dwa przera�one roboty zamar�y na moment. Potem niepewnie post�pi�y do przodu, Natychmiast pojawili si� trzej wielcy gamorrea�scy stra�nicy � pot�ne, podobne do wieprzk�w bestie, znane ze swej nienawi�ci do android�w. Nie skin�wszy im nawet, pop�dzili oba roboty w g��b mrocznego korytarza. Gdy dotarli do pierwszego, s�abo o�wietlonego rozwidlenia, jeden z nich burkni�ciem wyda� jakie� polecenie. Erdwa zapiszcza� pytaj�co. �Lepiej, �eby� nie wiedzia� � odpar� boja�liwie z�ocisty android. � Przeka�my szybko wiadomo�� od pana Luke'a i wyno�my si�. Zanim zd��y� wykona� kolejny krok, z p�mroku bocznego tunelu wynurzy�a si� inna posta�: Bib Fortuna, prostacki majordomus zdegenerowanego dworu Jabby. By� wysokim, humanoidalnym stworem, kt�rego oczy. widzia�y tylko to, co powinny, a szata zas�ania�a wszystko. Z potylicy wyrasta�y mu dwie grube, mackowate wypustki, zale�nie od potrzeb spe�niaj�ce funkcje chwytne, zmys�owe lub badawcze. Bib zarzuca� je na ramiona dla ozdoby lub � gdy sytuacja wymaga�a zachowania r�wnowagi � zwiesza� z ty�u niby podw�jny ogon. Stan�� przed robotami i u�miechn�� si� kwa�no. � Die wanna wanga. � Die wanna wanaga � odpowiedzia� formalnym tonem Trzypeo. � Przynosimy wiadomo�� dla twego pana, Jabby Hutta. Erdwa zagwizda� post scriptum, na co android skin�� g�ow� i doda�: � I prezent. Zastanowi� si�, a jego oczy b�ysn�y. � Prezent? Jaki prezent? � szepn�� g�o�no. Bib z �alem pokr�ci� g�ow�. � Nee Jabba no badda. Me chaade su goodie. Wyci�gn�� d�o� do Erdwa Dedwa. Ma�y robot cofn�� si� z l�kiem. � bDuuu II NGrwrrr Op dbuuDIlop! � zaprotestowa�. � Erdwa, daj mu to � nalega� Trzypeo. Doprawdy, pomy�la�, ten Erdwa zachowuje si� czasem tak dwoi�cie... Jednak Erdwa wyra�nie si� zbuntowa�. Bucza� i gwizda� na Trzypeo i Fortun�, jakby obaj mieli wykasowane programy, Wreszcie android kiwn�� g�ow�, niezbyt zachwycony reakcj� przyjaciela. Sk�oni� si� przepraszaj�co. � Twierdzi, �e nasz pan poleci� przekaza� prezent wy��cznie Jabbie, osobi�cie � Bib zastanawia� si�, a Trzypeo wyja�nia� dalej: � Bardzo mi przykro. Niestety, jest w tych sprawach wyj�tkowo uparty � jego ton wyra�a� dezaprobat�, a jednocze�nie pob�a�anie wobec ma�ego towarzysza. Bib skin�� r�k�. � Nudd chaa. Ruszy� w ciemno��. Roboty sz�y tu� za nim, a tr�jka gamorrea�skich stra�nik�w zamyka�a poch�d. Ce Trzypeo pochyli� si� nad nisk� jednostk� R2. � Wiesz, mam z�e przeczucia � szepn��. Ce Trzypeo i Erdwa Dedwa stali u wej�cia do sali tronowej, �Jeste�my zgubieni � szepn�� z�ocisty android, po raz tysi�czny �a�uj�c, �e nie mo�e zamkn�� oczu. W ogromnej hali t�oczy�y si� wszelkie m�ty Galaktyki, groteskowe stwory z zapad�ych system�w, oszo�omione mocnym trunkiem i w�asnymi wyziewami. Gamorreanie, zmutowani ludzie, Jawowie � wszyscy tarzali si� w prymitywnych rozkoszach lub che�pili przest�pczymi dokonaniami. A u szczytu sali, na podwy�szeniu, przygl�daj�c si� tej rozpu�cie le�a� Jabba Hutt. G�ow� mia� trzy, mo�e czterokrotnie wi�ksz� od ludzkiej, ��te, gadzie oczy i w�ow� sk�r�, pokryt� warstewk� t�uszczu. Nie mia� szyi, za to ci�g podbr�dk�w, przechodz�cych w wielkie, nabrzmia�e cielsko, wypasione do granic wytrzyma�o�ci kradzionymi k�skami. Kar�owate, niemal bezu�yteczne ramiona wyrasta�y z torsu, a lepkie palce prawej d�oni �ciska�y ust-nik nargili. W�osy powypada�y mu w wyniku najrozmaitszych zaka�e�. Nie mia� n�g � tu��w zw�a� si� stopniowo w d�ugi, gruby ogon, podobny do wa�ka dro�d�owego ciasta i si�gaj�cy do kraw�dzi podwy�szenia, pe�ni�cego rol� tronu. Szerokie, pozbawione warg usta si�ga�y prawie uszu; �lini� si� bez przerwy. By� zdecydowanie obrzydliwy. Obok, przykuta za szyj�, siedzia�a smutna tancerka, przedstawicielka rasy Fortuny. Dwie smuk�e macki zwisa�y z jej karku, opadaj�c na nagie, umi�nione plecy. Mia�a na imi� Oola. Z nieszcz�liw� min� odsun�a si� na sam skraj podium, jak najdalej od Jabby. Tu� obok brzucha Jabby przycupn�o niewielkie, podobne do ma�py stworzonko zwane Lubie�nym Okruchem. Chwyta�o wszelkie po�ywienie i p�yny, spadaj�ce z palc�w i sp�ywaj�ce z ust jego pana, by je po�yka� z przyprawiaj�cym o md�o�ci chichotem, Padaj�ce z g�ry promienie s�o�ca o�wietla�y cz�ciowo pijanych dworak�w, kt�rych w drodze do podium wymija� Bib Fortuna, Sala zbudowana by�a z nie ko�cz�cego si� ci�gu niszy i gabinet�w, wi�c wi�kszo�� z tego, co si� dzia�o, by�o tylko cieniem i wra�eniem ruchu, Majordomus stan�� przed swym za�linionym w�adc�, pochyli� si� i szepn�� mu co� do ucha. Oczy Jabby zmieni�y si� w szparki... Z maniakalnym chichotem skin�� dw�m robotom, by podesz�y bli�ej. � Bo shuda � wychrypia� i zakaszla�. Zna� kilka j�zyk�w, uwa�a� jednak za punkt honoru, by m�wi� wy��cznie po hutta�sku. By� to jego jedyny punkt honoru. Dr��ce roboty zbli�y�y si� do w�adcy, cho� narusza�o to ich najg��biej wprogramowan� wra�liwo��. � Wiadomo��, Erdwa! � przynagla� Trzypeo. � Wiadomo��! Erdwa �wisn�� kr�tko, a z kopu�y b�ysn�� promie� �wiat�a, generuj�cy hologram Luke'a Skywalkera. Obraz r�s� szybko, a� m�ody Jedi osi�gn�� ponad trzy metry wzrostu, wznosz�c si� nad zebranym mot�ochem. Gwar ucich� natychmiast, � B�d� pozdrowiony, dostojny � odezwa� si� hologram. � Pozw�l, �e si� przedstawi�. Jestem Luke Skywalker, Rycerz Jedi i przyjaciel kapitana Solo. Pragn� uzyska� audiencj� u Waszej Wysoko�ci, by wykupi� jego �ycie. Ca�a sala rykn�a �miechem. Jabba uciszy� gwar jednym ruchem r�ki. Luke m�wi� dalej, � Wiem, �e jeste� wielki i wspania�y, Jabbo. R�wnie wielki jest tw�j gniew na Solo, Jestem jednak pewien, �e wypracujemy obop�lnie korzystne porozumienie. Jako dow�d mej dobrej woli przesy�am ci dar: te dwa roboty. Trzypeo podskoczy� jak pora�ony. � Co? Co on powiedzia�? � S� pracowite i b�d� ci dobrze s�u�y� � zako�czy� Luke i hologram znikn��. Trzypeo z rozpacz� potrz�sn�� g�ow�. � Nie, to niemo�liwe. Erdwa, musia�e� odtworzy� inn� wiadomo��. Jabba plu� i rechota�. � Targ zamiast walki? � zdziwi� si� Bib. � �aden z niego Jedi, Jabba przytakn��. � Nie b�dzie �adnych targ�w � wychrypia� w stron� Trzypeo. � Nie mam zamiaru rezygnowa� ze swojej ulubionej rze�by. Chichocz�c z�o�liwie wskaza� s�abo o�wietlon� nisz� obok tronu. Na �cianie wisia�a karbonadyzowana posta� Hana Solo. Twarz i r�ce wynurza�y si� z zimnej, twardej p�yty, jakby pos�g si�ga� nad powierzchni� kamiennego morza. Erdwa i Trzypeo maszerowali sm�tnie wilgotnym korytarzem, pop�dzani przez gamorrea�skiego stra�nika. Przera�liwe krzyki b�lu dobiega�y zza drzwi cel, odbija�y si� echem od kamiennych mur�w i cich�y w g��bi niesko�czonych katakumb. Od czasu do czasu jaka� r�ka, szpon czy macka si�ga�a przez kraty, pr�buj�c pochwyci� nieszcz�sne roboty, Erdwa popiskiwa� �a�o�nie. Trzypeo kr�ci� tylko g�ow�. � Co mog�o op�ta� pana Luke'a? Nigdy nie wyra�a� niezadowolenia z mojej pracy... Drzwi na ko�cu korytarza otworzy�y si� samoczynnie i Gamorreanin wepchn�� ich do wn�trza. Natychmiast w ich uszy uderzy�y og�uszaj�ce, mechaniczne ha�asy: zgrzyt k�, stuk t�ok�w, szum wody, warkot silnik�w. K��by pary ogranicza�y widoczno��. Trafili do ciep�owni albo do zaprogramowanego piek�a. Straszliwy elektroniczny wrzask, niby odg�os nie dopasowanych k� z�batych, �ci�gn�� ich uwag� w r�g pomieszczenia. Z mg�y wyszed� EV-9D9, cz�ekokszta�tny robot o niepokoj�co ludzkich odruchach. Trzypeo dostrzeg�, jak w g��bi, na �o�u tortur, wyrywaj� androidowi nogi, innemu za�, wisz�cemu g�ow� w d�, przyk�adaj� do st�p czerwon� od �aru �elazn� sztab�. On w�a�nie wyemitowa� przed chwil� elektroniczny krzyk, gdy obwody sensor�w w metalowej pow�oce zacz�y topnie� w b�lu, Z�ocisty android zadr�a�, a jego w�asne uk�ady wsp�czuj�co trzaska�y �adunkiem elektrostatycznym. Dziewi��dedziewi�� zatrzyma�a si� przed Trzypeo i serdecznie roz�o�y�a chwytniki ramion. � Nowe nabytki � stwierdzi�a z g��bokim zadowoleniem, � Jestem Eva Dziewi��dedziewi��, szef dzia�a� cyborg�w. A ty jeste� androidem protokolarnym, Zgadza si�? � Jestem Ce Trzypeo, ludzki cyborg od... � Wystarczy tak albo nie � przerwa�a ch�odno Dziewi��dedziewi��. � Wi�c tak � odpar�. B�d� problemy z tym robotem, pomy�la�. To jeden z tych, co wiecznie pr�buj� udowodni�, �e s� bardziej androidalne od rozm�wcy. � Ile znasz j�zyk�w? Trzypeo uzna�, �e tak�e potrafi jej czym� zaimponowa�. Odtworzy� najbardziej oficjaln� ta�m� prezentacyjn�. � U�ywam p�ynnie ponad sze�ciu milion�w metod komunikacji i potrafi�... � Znakomicie � stwierdzi�a rado�nie Dziewi��dedziewi��. � Brakuje nam t�umacza, odk�d nasz pan zdenerwowa� si� jak�� wypowiedzi� poprzedniego androida protokolarnego i zdezintegrowa� go. � Zdezintegrowa�! � j�kn�� Trzypeo, Ca�kiem zapomnia� o protokole. � Ten si� przyda � oznajmi�a Dziewi��dedziewi�� �wi�skiemu stra�nikowi, kt�ry pojawi� si� nie wiadomo sk�d. � Dopasujcie mu sworze� ogranicznika i zabierzcie do sali audiencyjnej. Stra�nik burkn�� co� i pchn�� Trzypeo ku drzwiom. � Erdwa, nie opuszczaj mnie! � krzykn�� android, ale Gamorreanin chwyci� go i odci�gn��. Znikn�li, Erdwa wyda� z siebie d�ugi, �a�osny pisk. Potem zwr�ci� si� do Dziewi��dedziewi�� i przez chwil� bucza� gniewnie. Dziewi��dedziewi�� roze�mia�a si�. � Bezczelny jeste�, ale ju� wkr�tce nauczysz si� szacunku, Mam dla ciebie miejsce na �aglowej Barce naszego pana. Ostatnio znikn�o par� astrodroid�w. Pewnie rozkradli je na cz�ci zamienne. Nadasz si� na ich miejsce. Robot na �o�u tortur wyemitowa� g�o�ny j�k wysokiej cz�stotliwo�ci, zaiskrzy� i ucich�. Dw�r Jabby Hutta popad� w z�o�liw� ekstaz�. Oola � pi�kna, przykuta do w�adcy istota � ta�czy�a na �rodku sali, a pijane monstra wrzeszcza�y i tupa�y. Trzypeo sta� czujnie za tronem, staraj�c si� nie rzuca� nikomu w oczy. Co chwila musia� odskakiwa� przed jakim� ci�ni�tym owocem lub przest�powa� tocz�ce si� cia�o. Na og� jednak sta� pochylony. Co m�g� robi� android protokolarny w miejscu, gdzie nikt nie przestrzega� protoko�u? Jabba patrzy� po��dliwie na Ool� poprzez smug� dymu hooka. Wreszcie skin��, by siad�a przy nim. Natychmiast przerwa�a taniec, spojrza�a z l�kiem i cofn�a si�, kr�c�c g�ow�. Najwyra�niej nie pierwszy raz by�a w ten spos�b zapraszana. Jabba zirytowa� si�. Wskaza� stanowczo miejsce obok siebie na podium. � Da eitha! � warkn��. Oola jeszcze gwa�towniej potrz�sn�a g�ow�, a jej twarz zmieni�a si� w mask� przera�enia. � Na chuba negatorie. Na! Na! Natoota... Jabb� ogarn�a w�ciek�o��. Z furi� machn�� r�k� w stron� Ooli. � Boscka! Puszczaj�c �a�cuch wdusi� jaki� przycisk, Nim dziewczyna zd��y�a odskoczy�, ze zgrzytem opad�a klapa w pod�odze i Oola run�a do lochu. Klapa zatrzasn�a si� natychmiast. Nast�pi�a chwila ciszy, potem niski, grzmi�cy ryk, przera�liwy krzyk i znowu cisza. Jabba rechota�, a� ca�kiem si� zaplu�. Tuzin gapi�w pospieszy�o do kuchni, by przez krat� obserwowa� �mier� pi�knej tancerki. Trzypeo pochyli� si� jeszcze ni�ej i szukaj�c otuchy spojrza� na zastyg�� posta� Hana Solo, kt�ra niby p�askorze�ba zwisa�a nad pod�og�. To by� cz�owiek bez wyczucia protoko�u, pomy�la� t�sknie robot. Nienaturalna cisza przerwa�a jego zamy�lenie. Bib Fortuna przepycha� si� przez t�um, a za nim dwaj ga-morrea�scy stra�nicy i gro�ny �owca nagr�d w p�aszczu i he�mie. Prowadzi� na �a�cuchu sw� zdobycz: Wookiego Chewbacc�. Trzypeo j�kn�� przera�ony. � Nie! To niemo�liwe! Przysz�o�� rysowa�a si� w bardzo ponurych barwach. Bib szepn�� co� do ucha Jabby, wskazuj�c �owc� nagr�d i jego wi�nia. Hutt s�ucha� z uwag�. �owca by� humanoidem, niewysokim i szczup�ym; jego kurtk� opasywa�a ta�ma z nabojami, a w�ska szczelina w masce he�mu robi�a wra�enie, �e potrafi przejrze� wszystko na wylot. Sk�oni� si� nisko i przem�wi� p�ynnym uba�skim. � Witaj, Wasza Wysoko��. Jestem Boushh � by�a to ostra, gard�owa mowa, dostosowana do warunk�w ojczystej planety tego plemienia nomad�w, Jabba odpowiedzia� w tym samym j�zyku, cho� wolniej i kalecz�c s�owa. � Nareszcie kto� mi przyprowadzi� pot�nego Chewbacc�... � chcia� m�wi� dalej, ale zaci�� si� na jakim� s�owie i ze �miechem spojrza� na Trzypeo. � Gdzie m�j gadadroid? � hukn��. Skin�� r�k� na nieszcz�snego robota, a ten wyst�pi� z wahaniem, lecz i z godno�ci�. � Powitaj naszego przyjaciela � rozkaza� dobrodusznie Jabba, � I spytaj o cen� tego Wookiego. Trzypeo przet�umaczy�. Boushh s�ucha� uwa�nie, obserwuj�c r�wnocze�nie zebrane na sali dzikie stwory, szukaj�c mo�liwych dr�g odwrotu, s�abych punkt�w. D�ug� chwil� patrzy� na stoj�cego obok drzwi Bob� Fetta � najemnika, kt�ry schwyta� Hana Solo. Przybysz ogarn�� wszystko jednym, szybkim spojrzeniem, po czym spokojnie odpowiedzia�: � Wezm� pi��dziesi�t tysi�cy, ani tysi�ca mniej. Trzypeo przet�umaczy�, a Jabba zirytowa� si� natychmiast i jednym ciosem grubego ogona zrzuci� androida z podium. Trzypeo run�� z brz�kiem i przez chwil� le�a� nieruchomo. Nie wiedzia�, co w takich sytuacjach nakazuje protok�. Jabba wykrzykiwa� co� gard�owym hutta�skim, Boushh przesun�� bro� w wygodniejsze miejsce, a robot z westchnieniem wspi�� si� na podwy�szenie, opanowa� z wysi�kiem i przet�umaczy�, cho� bez przesadnej dok�adno�ci. � Mo�e zap�aci� najwy�ej dwadzie�cia pi�� tysi�cy. .. Jabba skin�� na dw�ch �wi�skich stra�nik�w, by odprowadzili Chewbacc�. Para Jaw�w zbli�a�a si� do Boushha, Boba Fett tak�e podni�s� bro�. � Powiedz mu: dwadzie�cia pi�� tysi�cy plus jego �ycie � doda� Hutt. Trzypeo przet�umaczy�. W sali zapad�a pe�na napi�cia cisza. � Powiedz tej nad�tej g�rze �miecia � rzuci� wreszcie Boushh, niezbyt g�o�no � �e powinien podwy�szy� ofert�. W przeciwnym razie b�d� wyskrobywa� jego cuchn�c� sk�r� ze wszystkich k�t�w tej sali. Trzymam w r�ku detonator termiczny. Trzypeo dostrzeg� nagle niewielk�, srebrzyst� kulk�, zas�oni�t� cz�ciowo palcami Boushha, S�ysza�, jak buczy, cicho i gro�nie. Spojrza� nerwowo na Jabb�, potem zn�w na Boushha. � No! � warkn�� Hutt. � Co powiedzia�? Trzypeo odchrz�kn��. � Wasza wspania�o��, on.,. tego.,. on... � Wykrztu� wreszcie! � rykn�� Jabba. � Oj! � przerazi� si� robot. Przygotowany na najgorsze, przem�wi� w doskona�ym hutta�skim. � Boushh z ca�ym szacunkiem pozwoli� sobie nie zgodzi� si� z wasz� emocjonalno�ci�. Prosi o ponowne rozwa�enie kwoty... inaczej zwolni termiczny detonator, kt�ry trzyma w r�ku. W sali zapanowa�o nerwowe poruszenie, Wszyscy cofn�li si�, jakby te kilka krok�w robi�o jak�kolwiek r�nic�. Jabba patrzy� na srebrn� kul� w zaci�ni�tych palcach �owcy. Zaczyna�a l�ni�. Ca�y t�um zamar� w napi�ciu. Przez kilka d�ugich sekund Jabba wbija� w �owc� wrogie spojrzenie. Potem, z wolna, jego szerokie usta wykrzywi� u�miech satysfakcji. Z bezdennej otch�ani brzucha podni�s� si� rechot, niby p�cherz gazu na bagnach. � Lubi� takich drani, jak ten �owca. Nieustraszony i pomys�owy. Zgadzam si� na trzydzie�ci pi��, nie wi�cej. I niech nie kusi swojego losu. Trzypeo z ulg� powita� zwrot sytuacji. Przet�umaczy�. Wszyscy obserwowali czujnie, jak zareaguje Boushh, Bro� trzymano w pogotowiu, Wtedy �owca zwolni� prze��cznik. Detonator zamar�, � Zeebuss � skin�� g�ow�. � Zgadza si� � oznajmi� robot, T�um krzykn�� z rado�ci, a Jabba rozlu�ni� si� wyra�nie. � We� udzia� w naszych uroczysto�ciach, przyjacielu � zaprosi�. � Mo�e znajd� dla ciebie jakie� zaj�cie. Android prze�o�y�, a go�cie Jabby wr�cili do swych odra�aj�cych zabaw. Chewbacca warkn�� pod nosem, id�c za Gamorrea-nami. M�g�by skr�ci� im karki cho�by za to, �e s� tacy paskudni, albo �eby przypomnie� wszystkim, �e Wookie zawsze s� gro�ni. Jednak tu� przy drzwiach dostrzeg� znajom� twarz. Ukryty za p�mask� g�rskiego dzika, w mundurze gwardzisty sta� Lando Calrissian. Chewbacca nie zdradzi� si�, �e go poznaje; nie opiera� si� te�, gdy stra�nik prowadzi� go do celi, Lando kilka miesi�cy temu dosta� si� do tego gniazda w�y, by sprawdzi�, czy zdo�a uwolni� Solo. Uczyni� to z kilku powod�w. Przede wszystkim czu� � i s�usznie � �e to z jego winy Han znalaz� si� w trudnej sytuacji. Chcia� naprawi� szkody � oczywi�cie pod warunkiem, �e zdo�a to zrobi� bez zb�dnego ryzyka. Wtopienie si� w t�um, jako jeden z pirat�w, nie stanowi�o problemu � udawanie by�o stylem �ycia Lando. Po drugie, chcia�by do��czy� do kumpli Hana w dow�dztwie Powsta�czego Sprzymierzenia. Zamierzali zwyci�y� Imperium, a w tej chwili niczego bardziej nie pragn��. Imperialna policja o jeden raz za du�o przeszkodzi�a mu w dzia�aniu i teraz Lando czu� do niej g��bok� uraz�. Poza tym chcia�by sta� si� cz�ci� grupy Solo � ci ludzie maczali palce we wszystkich akcjach przeciw Imperium, Po trzecie, ksi�niczka Leia prosi�a o pomoc, a on nie potrafi� odmawia� ksi�niczkom prosz�cym o pomoc, Zreszt�, nigdy nie wiadomo, jak zechce si� odwdzi�czy�. Wreszcie, Lando postawi�by ca�y maj�tek na to, �e Solo nie uda si� uratowa� z tego miejsca. Nie umia� si� oprze� wyzwaniu. �y� wi�c w pa�acu i obserwowa�. Obserwowa� i oblicza�. Jak w tej w�a�nie chwili, gdy odprowadzano Chewiego. Przyjrza� si� temu uwa�nie, by po chwili znikn�� w�r�d mur�w, Zacz�a gra� orkiestra niebieskiego, k�apouchego wyj ca imieniem Max Rebo. Tancerze wyszli na scen�. Dworacy wrzeszczeli i jeszcze bardziej zatruwali w�asne m�zgi. Wsparty o kolumn� Boushh rozgl�da� si� oboj�tnie. Omiata� wzrokiem ca�y dw�r, tancerzy, palaczy, zapa�nik�w, graczy,,, a� napotka� r�wnie nieruchome spojrzenie z przeciwnego ko�ca sali. Boba Fett obserwowa� go. Boushh zmieni� pozycj� i stan�� trzymaj�c miotacz niby ukochane dziecko. Boba Fett nawet nie drgn��, cho� jego pogardliwy u�miech mo�na by�o dostrzec nawet pod stalow� mask�. �wi�scy stra�nicy prowadzili Chewbacc� mrocznym, podziemnym korytarzem. Jaka� macka wysun�a si� zza drzwi i si�gn�a do zadumanego Wookiego. � Rreeaaahhr! � rykn��, a macka odskoczy�a i z powrotem skry�a si� w celi. Nast�pne drzwi sta�y otworem. Zanim Chewie w pe�ni zrozumia�, co si� dzieje, stra�nicy z ca�ej si�y pchn�li go do �rodka. Trzasn�y drzwi, zamykaj�ce go w ciemno�ci. Podni�s� g�ow� i wyda� �a�osne wycie, kt�re przez g�r� �elaza i piasku wzlecia�o a� do niesko�czenie cierpliwego nieba. Sala tronowa by�a pusta i ciemna, gdy noc wpe�z�a w jej brudne zakamarki. Krew, wino i �lina plami�y pod�og�, z hak�w zwisa�y strz�py ubra�, a nieprzytomne cia�a zalega�y pod strzaskanymi meblami. Bankiet dobieg� ko�ca. Jaka� ciemna posta� przesuwa�a si� w�r�d cieni, zatrzymuj�c si� co chwila za kolumn� czy pos�giem. Dyskretnie przekrada�a si� pod �cianami. Przest�pi�a chrapi�cego Yaka Face'a. Porusza�a si� bezszelestnie. T� postaci� by� Boushh, �owca nagr�d. Dotar� do os�oni�tej niszy, gdzie podtrzymywana si�owym polem wisia�a p�yta, kt�ra by�a kiedy� Hanem Solo, Boushh rozejrza� si� czujnie, po czym pstrykn�� wy��cznikiem umieszczonym na �ciance w�glowej trumny. Buczenie pola ucich�o i p�yta z wolna opad�a na pod�og�, Boushh odst�pi� i spojrza� na zamarzni�t� twarz kosmicznego pirata. Dotkn�� karbonadyzowanego policzka � ostro�nie, jakby by� to rzadki, szlachetny kamie�. Zimny i twardy jak diament. Przez chwil� studiowa� rz�d prze��cznik�w na bocznej �ciance p�yty, potem wcisn�� kilka. Wreszcie, spojrzawszy jeszcze raz na �ywy pos�g, przesun�� d�wigni� dekarbonadyzacji, P�yta wyemitowa�a wysoki pisk. Boushh rozejrza� si� nerwowo, sprawdzaj�c, czy na pewno nikt go nie us�ysza�. Twarda skorupa, kt�ra kry�a zarys twarzy Solo, topnia�a z wolna. Wkr�tce znikn�a ca�a przednia pokrywa, a wzniesione r�ce, od tak dawna zamro�one w ge�cie protestu, opad�y bezw�adnie. Twarz przypomina�a teraz �mierteln� mask�. Boushh chwyci� cia�o, wyj�� je z w�glowej p�yty i delikatnie u�o�y� na pod�odze. Zbli�y� gro�nie wygl�daj�cy he�m do ust Hana, szukaj�c nerwowo oznak �ycia, Brak oddechu. Brak pulsu. A� nagle Solo otworzy� oczy i zakaszla�. Boushh podtrzyma� go i pr�bowa� uciszy� � przecie� m�g� us�ysze� jaki� stra�nik. � Cicho � szepn��. � Tylko spokojnie. Han stara� si� rozpozna� niewyra�n�, pochylon� nad nim sylwetk�. � Nic nie widz�... co si� dzieje? By� zdezorientowany. Sze�� miesi�cy sp�dzi� na tej pustynnej planecie w stanie zatrzymania proces�w �yciowych. Dla niego ten okres by� bezczasowy. Mia� wra�enie, jakby przez ca�� wieczno�� usi�owa� nabra� tchu, poruszy� si�, krzykn��; ka�da chwila mija�a w �wiadomym, bolesnym bezdechu. I teraz, niespodziewanie, run�� w ha�a�liw�, czarn�, zimn� otch�a�. Zmys�y atakowa�y go ze wszystkich stron. Powietrze k�sa�o sk�r� tysi�cami lodowych z�b�w; nieprzenikniona zas�ona opad�a na oczy; podmuchy uderza�y w uszy z moc� huraganu. Nie wiedzia�, gdzie jest g�ra, gdzie d�; miliony zapach�w przyprawia�y go o md�o�ci; nie potrafi� powstrzyma� �linotoku, bola�y go wszystkie ko�ci... a potem pojawi�y si� wizje. Wizje dzieci�stwa, ostatniego �niadania, dwudziestu siedmiu napad�w na statki... jak gdyby kto� wt�oczy� wszystkie wspomnienia do balonu, kt�ry p�k�, a one rozsypa�y si� i bez�adnie trafia�y z powrotem, To przyt�acza�o, powoduj�c przeci��enie zmys��w, a raczej przeci��enie pami�ci. Ludzie wpadali w ob��d podczas pierwszych minut po dekarbonadyzacji. Beznadziejni, sko�czeni szale�cy, nigdy ju� nie potrafili sensownie i wybi�rczo uporz�dkowa� dziesi�ciu miliard�w obraz�w sk�adaj�cych si� na �ycie ludzkie, Solo by� bardziej odporny. P�yn�� na fali wra�e�, a� opad�a, zatopi�a mas� wspomnie�, pozostawiaj�c na powierzchni jedynie naj�wie�sze: zdrad� Lando Calrissiana, kt�rego nazywa� kiedy� przyjacielem; rozpadaj�cy si� statek; ostatnie spotkanie z Leia; schwytanie przez Bob� Fetta, �owc� nagr�d w �elaznej masce, kt�ry... Gdzie jest? Co si� wydarzy�o? Ostatnim wspomnie-nieniem by� Boba Fett, patrz�cy spokojnie, jak Han zmienia si� w karbonadow� bry��. Czy to Fett roztopi� go, by nadal dr�czy�? S�ysza� w uszach ryk wichru; oddech by� nieregularny, jakby obcy. Pomacha� r�k� przed twarz�. Boushh pr�bowa� go uspokoi�. � Uwolni�e� si� z karbonadu i cierpisz na chorob� hibernacyjn�. Wzrok odzyskasz za jaki� czas. Chod�, trzeba si� spieszy�, je�li chcemy uciec z tego miejsca. Han odruchowo dotkn�� �owcy, trafi� na okratowan� mask� he�mu i cofn�� r�k�. � Nigdzie nie id�. Nie wiem nawet, gdzie jestem. � Poci� si� intensywnie, serce znowu pompowa�o krew, a umys� szuka� odpowiedzi. � Kim ty w og�le jeste�? � zapyta� podejrzliwie. Mo�e to jednak Boba Fett? �owca zdj�� he�m. Pod mask� kry�a si� pi�kna twarz ksi�niczki Lei. � Kim�, kto ci� kocha � szepn�a. Delikatnie uj�a jego twarz w okryte r�kawicami d�onie i mocno uca�owa�a w usta. II Han usi�owa� j� dojrze�, jednak wci�� mia� oczy noworodka. � Leia! Gdzie jeste�my? � W pa�acu Jabby. Usiad� niepewnie. � Widz� tylko m�tne plamy. Nie bardzo mog� ci pom�c, Spojrza�a na niego � na swoj� niewidom� mi�o��. Przeby�a lata �wietlne, by go odnale��, ryzykowa�a �ycie, traci�a bezcenny czas, tak potrzebny Powstaniu, kt�rego nie wolno jej by�o marnowa� na przedsi�wzi�cia osobiste... ale przecie� kocha�a go. � Uda si� nam � szepn�a ze �zami w oczach. Pod wp�ywem impulsu obj�a go i poca�owa�a znowu. Han tak�e poczu� nag�y przyp�yw emocji � powr�ci� z martwych, trzyma� w ramionach pi�kn� ksi�niczk�, kt�ra wyrywa�a go z otch�ani nico�ci. By� oszo�omiony. Nie potrafi� si� poruszy�, nie m�g� nawet m�wi�. Tuli� j� tylko mocno, zamykaj�c niewidz�ce oczy, by odgrodzi� si� od wszystkich nikczemno�ci, kt�re zaatakuj� a� nazbyt szybko. A nawet szybciej, jak si� okaza�o. Nagle zabrzmia� przera�liwy gwizd. Han wyt�y� wzrok, ale nadal by� �lepy. Leia spojrza�a w stron� niszy za plecami i w jej oczach b�ysn�o przera�enie. Odsuni�to bowiem zas�on�, a ca�� wn�k�, od pod�ogi po sufit, wype�nia�y najbardziej odra�aj�ce stwory dworu Jabby, gapi�ce si�, za�linione i zasapane. Leia zakry�a d�oni� usta. � Co si� dzieje? � chcia� wiedzie� Han. Najwyra� niej sta�o si� co� bardzo niedobrego. Wyt�a� wzrok, wbija� w ciemno��. Z�o�liwy chichot zabrzmia� w g��bi niszy. Hutta�ski chichot. Han spu�ci� g�ow� i zamkn�� oczy, jakby chcia� na chwil� odsun�� nieuniknione. � Znam ten �miech, Zas�ona w g��bi odp�yn�a nagle. Za ni� siedzia� Jabba, Ishi Tib, Bib, Boba i kilku stra�nik�w. Wszyscy si� �miali, ryczeli ze �miechu. To mia� by� element kary. � No, no... c� za wzruszaj�cy obrazek � mrucza� Jabba. �Han, m�j ch�opcze, widz�, �e poprawi� ci si� gust, chocia� szcz�cie niestety nie. Nawet w tej sytuacji Solo pos�ugiwa� si� g�adkimi s��wkami z wi�ksz� �atwo�ci�, ni� pieprzojad. �Pos�uchaj, Jabba, lecia�em, �eby ci zap�aci�. Musia�em troch� zboczy�. Wiem, �e mieli�my drobne nieporozumienia, ale z pewno�ci� jako� si� dogadamy... Tym razem Jabba za�mia� si� szczerze, � Za p�no, Solo. By�e� najlepszym przemytnikiem w okolicy, ale teraz jeste� tylko �arciem dla banth�w � spowa�nia� i skin�� na stra�e. � Zabierzcie go. �o�nierze pochwycili Lei� i Hana. Odci�gn�li kore-lia�skiego kapitana na bok, ksi�niczka tymczasem broni�a si� i wyrywa�a. � P�niej pomy�l�, w jaki spos�b ma umrze� � mrukn�� Hutt. � Zap�ac� potr�jnie! � wo�a� Solo. � Jabba, odrzucasz fortun�. Nie b�d� durniem... Znikn�� za drzwiami. Spo�r�d stra�nik�w wysun�� si� szybko Lando, chwyci� Lei� za rami� i usi�owa� wyprowadzi�. � Czekaj! � zatrzyma� ich Jabba. � Daj j� tutaj! Lando i Leia stan�li nieruchomo. Calrissian napi�� mi�nie, lecz nie wiedzia�, jak si� powinien zachowa�. Czas dzia�ania jeszcze nie nadszed�. Stosunek si� wci�� by� dla niego niekorzystny. Czu�, �e gra tu rol� asa w r�kawie, a nie ka�dy umia� rozegra� takiego asa. � Poradz� sobie � szepn�a Leia. � Nie jestem przekonany � odpar�. Lecz chwila min�a i teraz w niczym ju� nie m�g� jej pom�c. Razem z Ishi Tibem, ptakogadem, zaci�gn�li ksi�niczk� do Jabby. Trzypeo obserwowa� wszystko ze swego miejsca za plecami Hutta, ale nie m�g� d�u�ej patrze�. Odwr�ci� si� przera�ony. Leia za to sta�a dumnie wyprostowana przed odra�aj�cym w�adc�. Dygota�a z w�ciek�o�ci. W Galaktyce wrza�a wojna, a ona zosta�a schwytana na tej kuli piachu przez jakiego� drobnego z�odziejaszka... to wi�cej, ni� mog�a znie��. Mimo to m�wi�a spokojnie; by�a w ko�cu ksi�niczk�. � Mamy pot�nych przyjaci�, Jabbo. Po�a�ujesz tego... � Na pewno, na pewno! � hukn�� z uciech� stary gangster, � Ale tymczasem b�d� si� rozkoszowa� twoim towarzystwem. Przyci�gn�� j� gwa�townie, a� ich twarze dzieli�o najwy�ej kilka centymetr�w. Brzuch Lei dotyka� �liskiej sk�ry Hutta. Pomy�la�a, �e zabije go, tu i teraz. Powstrzyma�a si� jednak. Te szczury mog� zabi� j� tak�e, zanim zdo�a uciec z Hanem. Z pewno�ci� trafi si� jeszcze lepsza sposobno��. Na razie musia�a jako� znie�� t� bek� t�uszczu. Trzypeo rzuci� okiem i odwr�ci� si� natychmiast. � Nie! Nie mog� na to patrze�! Jabba, ta wstr�tna bestia, wystawi� t�usty, ociekaj�cy �lin� j�zor i wycisn�� gwa�towny poca�unek na ustach ksi�niczki. Cisn�li go do lochu; trzasn�y drzwi. Upad� na pod�og�, potem pozbiera� si� jako� i usiad� pod �cian�, Przez chwil� wali� pi�ci� o ziemi�, potem, troch� spokojniejszy, spr�bowa� zebra� my�li, Ciemno��. Do licha, �lepota to �lepota. Nie ma co marzy� o rosie na meteorycie. Tyle �e to irytuj�ce. Zosta� przywr�cony �yciu przez jedyn� osob�, kt�ra... Leia! �o��dek kapitana zacisn�� si� nagle na my�l o tym, co musi teraz prze�ywa�. Gdyby chocia� wiedzia�, gdzie si� znajduje. Ostro�nie zastuka� w �cian�... lita ska�a. Co mo�e zrobi�? Mo�e si� potarguje? Ale co m�g�by zaoferowa�? G�upie pytanie, pomy�la�. Czy mia� kiedy cokolwiek, czym m�g�by teraz handlowa�? Pieni�dze? Jabba mia� wi�cej, ni� m�g� wyda�. Przyjemno�ci? Nic nie sprawi mu wi�kszej rozkoszy, ni� zbrukanie ksi�niczki i zabicie Solo. Nie, sprawy wygl�daj� fatalnie... w�a�ciwie trudno sobie wyobrazi�, by sytuacja jeszcze si� pogorszy�a. Wtedy us�ysza� warkni�cie: g�uchy, przenikliwy warkot w�r�d g�stej czerni. Dobiega� z przeciwnego k�ta celi. To musia�a by� jaka� pot�na i w�ciek�a bestia. Poczu�, jak je�� mu si� w�osy na sk�rze ramion. Wsta� szybko i stan�� plecami do muru, � Chyba mam towarzystwo � mrukn��. � Groawwwwr! � rykn�� szale�czo dziki stw�r, Pop�dzi� do Solo, obj�� go gwa�townie, podni�s� do g�ry i u�ciskiem wypchn�� powietrze z p�uc. Na kilka d�ugich sekund Han znieruchomia�. Nie wierzy� w�asnym uszom, � To ty, Chewie? Ogromny Wookie szczekn�� z rado�ci. Po raz drugi w ci�gu ostatniej godziny Solo poczu� si� szcz�liwy. Teraz jednak by�o to zupe�nie inne szcz�cie. � Dobrze, dobrze. Poczekaj chwil�. Zgnieciesz mnie. Chewbacca postawi� przyjaciela na ziemi. Han podrapa� go w pier�. Chewie pisn�� jak ma�y szczeniak. �Ju� dobrze, Co si� tu dzieje? � Han natychmiast wr�ci� do najwa�niejszych kwestii. Mia� niewiarygodne szcz�cie: spotka� kogo�, z kim mo�e u�o�y� jaki� plan. I to nie byle kogo, ale najwierniejszego przyjaciela w Galaktyce. � Arh arhaghh shpahrgh rahr aurowwwrahrah grop rahp ran � wyja�ni� szczeg�owo Chewie. � Plan Lando? A co on tutaj robi? Chewie zaszczeka� wylewnie. � Czy Luke oszala�? � potrz�sn�� g�ow� Han. � Czemu go pos�ucha�e�? Ten dzieciak sam wymaga opieki. Jak zdo�a kogokolwiek uratowa�? � Rowr ahrgh awf ahraroww rohngrgrgrff rf rf. � Rycerz Jedi? Daj spok�j. Wystarczy, �e znikn� na chwil�, a ju� wszyscy ulegaj� z�udzeniom... Chewbacca warkn�� z uporem. W ciemno�ciach Han z pow�tpiewaniem kiwn�� g�ow�. � Uwierz�, kiedy zobacz� � o�wiadczy�, id�c sztywno do �ciany. �Je�li wolno mi u�y� takiego wyra�enia. �elazne wrota pa�acu Jabby, konserwowane jedynie przez piasek i czas, unios�y si� ze zgrzytem. Na zewn�trz, w niesionych wiatrem tumanach kurzu, patrz�c w ciemn� g��bi� bramy, sta� Luke Skywalker. Mia� na sobie czarn� szat� Rycerza Jedi, w�a�ciwie habit. Nie nosi� jednak miotacza ani �wietlnego mie cza. Sta� spokojnie, ani �ladu dawnej brawury. Ocenia� miejsce, do kt�rego mia� wkroczy�. By� ju� m�czyzn�. I zm�drza�, jak m�czyzna. Postarza� si�, lecz mniej z up�ywu lat, ni� z poniesionej straty. Straci� iluzje, straci� poczucie przynale�no�ci. Na wojnie straci� przyjaci�. Zmartwienia odebra�y mu sen. Straci� zdolno�� �miechu.I r�k�, Lecz najwi�ksza by�a strata wynikaj�ca z wiedzy i z g��bokiego przekonania, �e nigdy nie zdo�a zapomnie� o tym, czego si� dowiedzia�. Tak wiele by�o rzeczy, o kt�rych wo�a�by nie s�ysze�. Ci�ar tej wiedzy doda� mu lat. Naturalnie, wiedza przynosi�a tak�e pewne korzy�ci. Luke sta� si� mniej porywczy, dojrza�o�� da�a mu perspektyw�, ram�, do kt�rej m�g� dopasowa� fakty swego �ycia � kratownic� wsp�rz�dnych przestrzennych i czasowych obejmuj�c� ca�e jego istnienie, od najdawniejszych wspomnie� a� do stu alternatywnych przysz�o�ci. Kratownic� g��bi, zagadek i przeci��, poprzez kt�re potrafi� spojrze� z w�a�ciwego dystansu na dowolne zdarzenie. Kratownic� k�t�w i cieni, biegn�cych w dal, po horyzont umys�u, A czarne otwory kraty dodawa�y wszystkiemu takiej perspektywy,., no c�, w pewnym sensie kratownica okry�a go mrokiem. Niematerialnym, oczywi�cie. Zreszt� niekt�rzy uwa�ali, �e ten cie� pog��bi� jego osobowo��, do tej pory do�� p�ask�, jednowymiarow�. Chocia� takie twierdzenie pochodzi�oby zapewne od steranych �yciem malkontent�w, dyskutuj�cych o ci�kich czasach. Tym niemniej, w ja�ni Luke'a zaistnia�a teraz ciemno��. Wiedza dawa�a te� inne korzy�ci; poczucie rzeczywisto�ci, �wiadomo�� wyboru. Zw�aszcza to ostatnie by�o obosieczn� broni�. Poza tym zyska� sprawno�� w korzystaniu z tych sztuk Jedi, kt�re dot�d jedynie wyczuwa�. Sta� si� bardziej �wiadomy. Z pewno�ci� by�y to po��dane atrybuty dojrzewania; Luke wiedzia�, �e wszystko, co �yje, musi rosn��. Mimo to nios�y za sob� pewien smutek. Odruch �alu. No c�, nikogo nie sta� na to, by wiecznie pozostawa� ch�opcem. Luke pewnym krokiem wszed� pod �ukowe sklepienie bramy, Niemal natychmiast zast�pili mu drog� dwaj Ga-morreanie. � No chuba! � oznajmi� jeden z nich g�osem, kt�ry nie zach�ca� do dyskusji. Luke wyci�gn�� ku nim r�k�. Zanim zd��yli si�gn�� po bro�, obaj trzymali si� ju� za gard�a i krztusili si�, ci�ko dysz�c. Opadli na kolana. Luke opu�ci� rami� i przeszed�. Stra�nicy znowu mogli oddycha�, lecz le�eli bezw�adnie na zasypanych piaskiem stopniach. Nie pr�bowali go �ciga�. Za zakr�tem na spotkanie Luke'a wyszed� Bib Fortuna. Zacz�� m�wi�, zanim jeszcze zbli�y� si� do m�odego Jedi, ten jednak nie zwolni� kroku. Bib musia� zawr�ci� i biec za nim, by kontynuowa� rozmow�. �Jeste� pewnie Skywalkerem. Jego wysoko�� przyjmie ciebie. � Chc� rozmawia� z Jabba. Natychmiast � odpar� spokojnie Luke. Na skrzy�owaniu korytarzy min�li kilku stra�nik�w, kt�rzy ruszyli za nimi, � Wielki Jabba �pi � wyja�ni� Bib. � Poleci� ci przekaza�, �e nie b�dzie �adnych targ�w,,. Luke zatrzyma� si� nagle i spojrza� Bibowi w oczy. Uni�s� d�o� i wykona� lekki ruch. � Zaprowadzisz mnie prosto do Jabby, Bib urwa� i pochyli� g�ow�. Jakie w�a�ciwie dosta� instrukcje? A tak, ju� sobie przypomnia�, � Zaprowadz� ci� prosto do Jabby, Odwr�ci� si� i ruszy� kr�tym korytarzem do sali tronowej. Luke pod��a� za nim poprzez mrok. � Dobrze s�u�ysz swojemu panu � szepn�� Bibowi do ucha, � Dobrze s�u�� swojemu panu � Fortuna z satysfakcj� kiwn�� g�ow�. � Na pewno otrzymasz nagrod�. Majordomus u�miechn�� si� z zadowoleniem. � Na pewno otrzymam nagrod�. Kiedy wkroczyli do sali tronowej, gwar przycich� natychmiast, jakby obecno�� Luke'a wywiera�a na zebranych uspokajaj�cy wp�yw. Wszyscy wyczuli zmian�. Fortuna i m�ody Jedi podeszli do tronu. Luke dostrzeg� Lei� siedz�c� obok Jabby, Mia�a na sobie sk�py kostium tancerki i �a�cuch na szyi. Odbiera� na odleg�o�� jej b�l, ale milcza�, nawet na ni� nie patrzy�, zatrzasn�� si� przed jej cierpieniem. Musia� si� ca�kowicie skoncentrowa� na Jabbie. Leia zrozumia�a to od razu. Ukry�a przed Luke'em swoje my�li, by go nie rozprasza�. R�wnocze�nie jednak umys� mia�a otwarty, gotowy odebra� najdrobniejszy cho�by sygna�, niezb�dny do dzia�ania. Otwiera�y si� nowe mo�liwo�ci. Trzypeo wyjrza� zza tronu. Po raz pierwszy od wielu dni uruchomi� program nadziei. � Och! � roziskrzy� si�. � Nareszcie przyby� pan Luke, �eby mnie st�d uwolni�! Bib stan�� dumnie przed tronem Jabby. � Panie, przedstawiam ci Luke'a Skywalkera, Rycerza Jedi. � M�wi�em, �eby go nie wpuszcza� � warkn�� po hutta�sku wielki �limak. � Musz� z tob� porozmawia� � Luke powiedzia� cichym g�osem, lecz wszyscy obecni s�yszeli jego s�owa. � Musi z tob� porozmawia� � potwierdzi� z namys�em Bib. W�ciek�y Jabba jednym ciosem w twarz powali� Fortun� na pod�og�. � Ty t�py durniu! To stara sztuczka Jedi! �Przyprowadzisz do mnie kapitana Solo i Wookiego. � Twoja psychiczna moc, ch�opcze, nie ma na mnie wp�ywu � u�miechn�� si� ponuro Hutt. � Ludzki wzorzec my�lowy jest mi obcy, Zabija�em takich, jak ty, gdy Jedi co� jeszcze znaczyli � doda� po chwili. Luke zmieni� pozycj�, wewn�trznie i zewn�trznie, � Mimo to zabior� st�d kapitana Solo i jego przyjaci�. Albo na tym zyskasz... albo zginiesz, Wyb�r nale�y do ciebie, ale ostrzegam przed niedocenianiem moich si� � m�wi� ojczystym j�zykiem, kt�ry Jabba doskonale rozumia�. Gangster rykn�� �miechem, jak lew, kt�remu grozi myszka. Trzypeo z napi�ciem obserwowa� ca�� scen�. Teraz pochyli� si�, by szepn��: � Panie, stoisz na... Stra�nik pochwyci� przestraszonego robota i pchn�� go na miejsce za tronem. Luke uni�s� r�k�. Miotacz wyskoczy� z kabury najbli�szego stra�nika i wyl�dowa� g�adko w d�oni Jedi. Ten wymierzy� bro� w Jabb�. Hutt splun��. � Boscka! Pod�oga zapad�a si� nagle, a Luke i stra�nik run�li w przepa��. Klapa zatrzasn�a si� natychmiast, a wszystkie monstra dworu Jabby zbieg�y si�, by popatrze� przez krat�. � Luke! � krzykn�a Leia. Czu�a si� tak, jakby wyrwano cz�� jej cia�a i ci�ni�to w d�. Chcia�a podbiec do zapadni, ale powstrzyma�a j� obro�a na szyi. Z�o�liwy rechot rozbrzmiewa� ze wszystkich stron, dra�ni� nerwy. Leia przygotowa�a si� do walki. Stra�nik-cz�owiek dotkn�� j ej ramienia. Spojrza�a. To by� Lando. Niedostrzegalnie pokr�ci� g�ow�. Lekko rozlu�ni�a mi�nie. Wiedzia�, �e chwila nie jest w�a�ciwa, cho� rozdano odpowiednie karty. Wszyscy byli ju� na miejscu: Luke, Han, Leia, Chewbacca... i stary Lando, as w r�kawie. Nie chcia�, by Leia odkry�a karty, zanim zako�cz� si� zak�ady. Stawka by�a zbyt wysoka. W podziemnym lochu Luke podni�s� si� na nogi. Znalaz� si� w wielkim, podobnym do groty pomieszczeniu o �cianach z pop�kanych, kanciastych g�az�w, Na pod�odze pogryzione ko�ci niezliczonych zwierz�t cuchn�y odorem zepsutego mi�sa i strachu. Osiem metr�w wy�ej, w stropie, tkwi�a krata, przez kt�r� zagl�dali obrzydliwi dworacy Jabby. Nagle stra�nik wrzasn�� z przera�enia. Z boku, w skale, powoli, ze zgrzytem otworzy�y si� wrota, Luke z absolutnym spokojem rozejrza� si� po jaskini, zdj�� szat� Jedi i pozosta� tylko w kr�tkiej tunice, daj�cej wi�ksz� swobod� ruch�w. Cofn�� s