7230
Szczegóły |
Tytuł |
7230 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7230 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7230 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7230 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
James Kahn
Powr�t Jedi
Prolog
G��bia przestrzeni. Istnia�a d�ugo��, szeroko�� i wysoko��; jednak te trzy
wymiary zwija�y si�,
tworz�c zakrzywion� czer�, mierzaln� jedynie migotaniem gwiazd, mkn�cych poprzez
otch�a�,
by znikn�� w niesko�czono�ci. G��bia kosmosu.
Gwiazdy znaczy�y up�yw czasu wszech�wiata. By�y tu dogasaj�ce, pomara�czowe
g�ownie,
b��kitne kar�y i podw�jne ��te olbrzymy. By�y kolapsuj�ce gwiazdy neutronowe i
gniewne
supernowe, wrz�ce w lodowatej pustce. Gwiazdy rodzi�y si�, pulsowa�y i umiera�y.
By�a te�
Gwiazda �mierci.
Gwiazda �mierci orbitowa�a na skraju Galaktyki, wok� zielonego ksi�yca Endor �
ksi�yca,
kt�rego planeta macierzysta dawno temu rozpad�a si� w nie-odgadnionym
kataklizmie i
rozp�yn�a w nico��. Gwiazda �mierci by�a opancerzon� Stacj� Bojow� Imperium,
niemal
dwukrotnie wi�ksz� od swej poprzedniczki, zniszczonej przed wielu laty przez
flot�
Rebeliant�w. Niemal dwukrotnie wi�ksz� i ponad dwukrotnie pot�niejsz�. Jej
budowa jeszcze
trwa�a.
Ta nie doko�czona kula zwisa�a nad �ywym, zielonym �wiatem Endoru, wyci�gaj�c ku
niemu
macki konstrukcji. Przypomina�y chwytne odn�a jadowitego paj�ka.
Imperialny Gwiezdny Niszczyciel zbli�a� si� do gigantycznej stacji bojowej z
pr�dko�ci�
rejsow�. By� ogromny jak miasto, lecz porusza� si� z niezwyk�� gracj�, niby w��
morski.
Ochrania�o go mniej wi�cej dziesi�� my�liwc�w Twin Ion Engine � o podw�jnym
nap�dzie
jonowym. Czarne, podobne do owad�w jednostki przemyka�y wok� niszczyciela we
wszystkie
strony � bada�y przestrze�, sondowa�y, przegrupowywa�y si� i l�dowa�y,
Bez najmniejszego d�wi�ku otworzy�o si� g��wne stanowisko startowe statku.
Zaja�nia�a
zap�onowa struga wylotowa i imperialny prom przemkn�� z mroku hangaru w mrok
przestrzeni,
w stron� nie doko�czonej Gwiazdy �mierci.
W kabinie dow�dca i drugi pilot, wpatrzeni w instrumenty, kontrolowali sekwencj�
l�dowania.
Wykonywali ten manewr ju� tysi�ce razy, mimo to obaj byli wyra�nie zdenerwowani.
Dow�dca
wcisn�� prze��cznik transmitera,
� ST trzysta dwadzie�cia jeden do stanowiska dowodzenia. Kod Wej�ciowy
Niebieski.
Rozpoczynamy manewr zbli�ania. Wy��czcie pole ochronne.
W odbiorniku odezwa�y si� trzaski, potem g�os kontrolera portu:
� Dezaktywacja deflektora os�ony po uzyskaniu potwierdzenia transmisji kodu.
Przygotujcie
si�...
W kabinie zapad�a cisza. Dow�dca przygryz� warg� i u�miechn�� si� nerwowo do
drugiego
pilota.
� Byle szybko � mrukn��. � �eby to nie trwa�o za d�ugo. On nie lubi czeka�.
Starali si� nie patrze� za siebie, w stron� przedzia�u pasa�erskiego, gdzie
zgodnie z
regulaminem l�dowania wygaszono �wiat�a. Dobiegaj�cy stamt�d odg�os
mechanicznego
oddechu pot�gowa� nerwowo�� za�ogi.
W dole, w sterowni Gwiazdy �mierci, wzd�u� pulpit�w sterowniczych poruszali si�
sprawnie
operatorzy. Kontrolowali ca�y ruch w tym obszarze, otwierali korytarze
przelotowe, kierowali
jednostki do odpowiednich rejon�w. Kontroler pola spojrza� nagle przera�ony na
sw�j monitor.
Ekran ukazywa� Stacj� Bojow�, Endor i sie� energii � pole deflektora �
rozci�gaj�ce si� z
zielonego ksi�yca, by obj�� Gwiazd� �mierci. Teraz jednak sie� ochronna
otwiera�a si�,
tworz�c tunel. A tunelem p�yn�� niczym nie powstrzymywany czarny punkcik
imperialnego
promu.
Kontroler pola natychmiast wezwa� dow�dc�. Nie wiedzia�, jak powinien reagowa�,
� O co chodzi?
� Ten prom ma pierwszy stopie� priorytetu � kontroler stara� si�, by w jego
g�osie brzmia�o
raczej niedowierzanie, ni� strach.
Oficer tylko raz spojrza� na ekran. Od razu zrozumia�, kto jest pasa�erem.
� Vader! � szepn�� do siebie. Przeszed� do iluminatora, sk�d m�g� obserwowa�
ko�cowe
manewry l�duj�cej jednostki,
� Zawiadom komendanta, �e przyby� prom Lorda Vadera.
Stateczek przysiad� mi�kko. Wobec ogromu hali l�dowiska wydawa� si� ca�kiem
male�ki.
Setki �o�nierzy stan�y w szyku, otaczaj�c podstaw� rampy wej�ciowej: szturmowcy
w bia�ych
pancerzach, oficerowie w szarych mundurach i elitarna Gwardia Imperialna w
czerwonych
kostiumach. Stan�li na baczno��, gdy wkroczy� Moff Jerjerrod � wysoki, szczup�y
i arogancki
dow�dca Gwiazdy �mierci. Bez po�piechu przeszed� wzd�u� szereg�w �o�nierzy a� do
rampy
promu.
Jerjerrod nie uznawa� po�piechu, gdy� po�piech sugerowa�, �e chcia�by si�
znale�� gdzie
indziej. A przecie� by� cz�owiekiem, kt�ry trafi� dok�adnie tam, gdzie chcia�.
Wielcy ludzie nigdy
si� nie spiesz�, jak cz�sto mawia�. Wielcy ludzie zmuszaj� do po�piechu innych.
Ambicja nie odebra�a mu jednak rozs�dku. Nie m�g� lekcewa�y� wizyty kogo�
takiego, jak ten
wielki Czarny-Lord. Sta� wi�c obok promu i czeka� � z szacunkiem, lecz bez
nadgorliwo�ci.
W�az opad� nagle, a �o�nierze wypr�yli si� jeszcze bardziej. Z pocz�tku w
otworze widzieli
jedynie ciemno��, potem stopnie. Us�yszeli charakterystyczny oddech, niby
tchnienie maszyny.
Wreszcie z pustki wyszed� Darth Vader, Lord Sith.
Zszed� ramp�, spogl�daj�c na zgromadzone wojsko. Zatrzyma� si� obok Jerjerroda,
kt�ry z
u�miechem sk�oni� g�ow�.
� To niespodzianka i przyjemno��, Lordzie Vader. Pa�ska obecno�� jest dla nas
zaszczytem.
� Darujmy sobie uprzejmo�ci, komendancie
� zdawa�o si�, �e g�os Vadera dobiega z dna studni.
� Imperator martwi si� wolnym post�pem budowy. Przylecia�em, by dopilnowa�
realizacji
planu.
Jerjerrod zblad�. Nie takiego powitania si� spodziewa�.
� Zapewniam, Lordzie Vader, �e moi ludzie pracuj� najszybciej, jak mog�.
� Mo�e zdo�am sk�oni� ich do przyspieszenia tempa. Znam sposoby, kt�re nie
przysz�yby
panu do g�owy � warkn�� przybysz. Oczywi�cie, mia� swoje sposoby; by� z tego
znany. Wiele,
bardzo wiele sposob�w.
Jerjerrod m�wi� spokojnie, cho� gdzie� z g��bi duszy upi�r strachu torowa� sobie
drog� do
jego gard�a.
� To nie b�dzie konieczne, panie. Stacja zostanie uko�czona zgodnie z planem.
Nie ma
�adnych w�tpliwo�ci.
� Obawiam si�, �e Imperator nie podziela pa�skiego optymizmu.
� L�kam si�, �e ��da rzeczy niemo�liwych � odpar� komendant.
� Mo�e wi�c sam mu pan to wyja�ni, gdy przyb�dzie � twarz Vadera by�a
niewidoczna pod
czarn� mask� ochronn�, lecz w modyfikowanym elektronicznie g�osie wyra�nie
zabrzmia�a
gro�ba.
Jerjerrod zblad� jeszcze bardziej.
� Imperator chce tu przylecie�?
� Owszem, komendancie. I nie b�dzie zachwycony op�nieniem realizacji planu �
go��
m�wi� g�o�no, by us�ysza�o go jak najwi�cej ludzi.
� Zdwoimy wysi�ki, Lordzie Vader.
Jerjerrod nie przesadza�. Przecie� w chwilach szczeg�lnej potrzeby nawet
wielkich ludzi
mo�na zach�ci� do po�piechu.
� Mam nadziej�, komendancie � Vader znowu zni�y� g�os. � Le�y to w pa�skim
interesie.
Imperator nie zniesie dalszego op�niania ostatecznej likwidacji tej bezprawnej
Rebelii.
Otrzymali�my tajne wie�ci
� m�wi� szeptem, by us�ysza� wy��cznie Jerjerrod.
� Flota Rebeliant�w gromadzi si�y, ��cz�c si� w jedn�, gigantyczn� armad�.
Nadchodzi
moment, gdy zgnieciemy ich bez lito�ci, jednym ciosem.
Przez u�amek sekundy zdawa�o si�, �e jego oddech przyspieszy�, lecz zaraz wr�ci�
do
dawnego rytmu, wydobywaj�c si� spod maski niby podmuch lekkiego wiatru.
I
Na zewn�trz chatki z suszonej w s�o�cu ceg�y burza piaskowa wy�a jak bestia,
kt�ra nie mo�e
skona�. Przyt�umiony j�k dobiega� do wn�trza.
W�r�d mur�w by�o ch�odniej, ciszej i ciemniej. Tam wy�a bestia burzy, tu za�, w
kr�lestwie
cieni i nieostrych kontur�w, pracowa�a okryta opo�cz� posta�.
Opalone d�onie trzymaj�ce z�o�one instrumenty wysuwa�y si� z r�kaw�w
przypominaj�cej
kaftan szaty, Posta� przykucn�a na ziemi. Obok le�a�o niezwyk�e, dyskokszta�tne
urz�dzenie. Z
jednej strony stercza�y p�ki przewod�w, z drugiej, na p�askiej powierzchni,
wyryto jakie�
symbole. Cz�owiek przymocowa� przewody do g�adkiego, cylindrycznego uchwytu,
przeci�gn��
przez biologiczne z wygl�du z��cze i po��czy� razem za pomoc� innego narz�dzia.
Skin�� na
cie� w k�cie, a ten potoczy� si� ostro�nie ku niemu.
� Wrrrr-dit duiit? � spyta� nie�mia�o niewielki R2, Zatrzyma� si� o p� metra od
cz�owieka w
opo�czy i jego dziwnego aparatu.
M�czyzna skin�� na robota, by zbli�y� si� jeszcze troch�. Erdwa Dedwa migocz�c
pokona�
dziel�c� ich odleg�o��. D�onie cz�owieka zawis�y nad niewielk� kopu�� robota,
Drobny piach uderza� o zbocza wydm na Tatooine. Zdawa�o si�, �e wiatr wieje ze
wszystkich
stron r�wnocze�nie: miejscami nabiera pot�gi huraganu, gdzie indziej wiruje
tr�b� powietrzn�,
by nagle bez przyczyny zamrze� w bezruchu.
Droga wi�a si� przez pustynn� r�wnin�. Ulega�a ci�g�ym zmianom � w jednej chwili
zasypywa� j� bruna-
tno��ty piach, w nast�pnej wiatr wymiata� go do czysta. Migota�a w rozgrzanym
nad ziemi�
powietrzu. By�a bardziej efemeryda, ni� szlakiem, drog�, kt�r� jednak nale�a�o
pod��a�. Nie
istnia�a inna, wiod�ca do pa�acu Jabby Hutta.
Jabba by� najohydniejszym gangsterem w Galaktyce, zamieszanym w przemyt, handel
niewolnikami i morderstwa. Wsz�dzie mia� swoich agent�w. Kolekcjonowa� i sam
wymy�la�
okrucie�stwa, a jego dw�r by� miejscem niepor�wnywalnego zepsucia. M�wi�o si�,
�e Jabba
wybra� na sw� rezydencj� Tatooine, gdy� mia� nadziej�, �e jedynie w wypalonym
tyglu tej
planety jego dusza nie przegnije ca�kowicie � gor�ce s�o�ce zapieka�o ropiej�ce
wrzody,
W ka�dym razie by�o to miejsce, o kt�rym niewielu uczciwych ludzi wiedzia�o, a
jeszcze mniej
do niego dociera�o � siedlisko z�a, gdzie nawet najm�niejsi dr�eli przed
z�o�ci� ohydnego
Jabby.
� Puut-wIIt beDOO gang uubi DIIp � zwokalizowa� Erdwa Dedwa,
� Pewnie, �e si� martwi� � odpar� Ce Trzypeo. � l ty te� powiniene�. Biedny
Lando
Calrissian nigdy st�d nie powr�ci�. Wyobra�asz sobie, co z nim zrobili?
Erdwa gwizdn�� zatroskany.
Z�ocisty android brn�� przez sypki piach wydmy, a� znieruchomia�, gdy przed nim
wy�oni� si�
nagle mroczny pa�ac Jabby, Erdwa wpad� niemal na niego i pospiesznie przemkn��
na skraj
drogi.
� Uwa�aj, jak chodzisz, Erdwa. � Ce Trzypeo ruszy� dalej, chocia� wolniej, u
boku swego
ma�ego przyjaciela. � Dlaczego Chewbacca nie m�g� przekaza� tej wiadomo�ci? Nie,
kiedy
tylko trafi si� jaka� niebezpieczna misja, od razu przychodz� do nas. Nikt si�
nie martwi o
roboty. Zastanawiam si� czasem, dlaczego w�a�ciwie robimy to wszystko.
Burcza� bez przerwy, pokonuj�c ostatni odcinek zasypanej ci�gle drogi. Wreszcie
stan�li pod
bram� pa�acu � masywne, �elazne wrota wznosi�y si� poza zasi�g wzroku Trzypeo.
By�y
elementem ci�gu kamiennych i �elaznych konstrukcji tworz�cych kilka ogromnych,
cylindrycznych wie�, wie�cz�cych g�r� ubitego piachu.
Roboty rozgl�da�y si� niepewnie, szukaj�c oznak �ycia, kogo�, kto by wyszed� im
na
spotkanie, albo urz�dzenia sygnalizacyjnego, kt�rym obwie�ciliby swoj� obecno��.
Poniewa�
nie znalaz�y niczego, co mo�na by zaliczy� do jednej z tych trzech kategorii, Ce
Trzypeo zebra�
si� na odwag� (t� funkcj� zaprogramowano mu ju� dawno), trzy razy delikatnie
zastuka� w
metal wr�t i odwr�ci� si� natychmiast.
� Chyba nikogo nie ma � poinformowa� przyjaciela. � Wracajmy. Powiemy o tym panu
Luke.
Wtedy w�a�nie w samym �rodku p�aszczyzny bramy otworzy�a si� niewielka klapka,
wypuszczaj�c paj�cze, mechaniczne rami�, zwie�czone elektronicznym okiem, Oko
spojrza�o
na nich badawczo. Potem prze-m�wi�o,
� Tee chuta hhat yudd!
Trzypeo sta� dumnie wyprostowany, mimo lekkiego dr�enia obwod�w. Popatrzy�
prosto w oko,
wskaza� na Erdwa Dedwa i na siebie.
� Erdwa Dedwawha bo Cetrzypeosha ey toota odd mischka Jabba du Hutt.
Oko uwa�nie zlustrowa�o oba roboty, po czym znikn�o. Trzasn�a zamykana klapka.
� Buu-dIIp gaNUUg � szepn�� zatroskany Erdwa. Trzypeo skin�� g�ow�.
� Nie s�dz�, by nas wpu�cili. Lepiej chod�my. Odwr�ci� si�, a Erdwa zahucza�
pe�nym
wahania czw�rd�wi�kiem.
Nagle rozleg� si� przera�liwy, g�o�ny zgrzyt i �elazna brama wolno ruszy�a w
g�r�. Roboty
spojrza�y niepewnie. Przed nimi zia�a gro�nie czarna jama. Czeka�y, boj�c si�
wej�� i boj�c si�
odej��.
� Nudd chaa! � rozleg� si� w mroku dziwaczny g�os oka,
Erdwa zabrz�cza� i ruszy� w ciemno��. Trzypeo waha� si� przez chwil�, wreszcie
pobieg� za
swym przysadzistym towarzyszem.
� Zaczekaj na mnie! � zawo�a�. A kiedy stan�li razem, doda� z wyrzutem: �
Zgubisz si�.
Wielkie wrota opad�y z og�uszaj�cym hukiem, kt�ry rozbrzmiewa� echem w ciemnej
pustce.
Dwa przera�one roboty zamar�y na moment. Potem niepewnie post�pi�y do przodu,
Natychmiast pojawili si� trzej wielcy gamorrea�scy stra�nicy � pot�ne, podobne
do
wieprzk�w bestie, znane ze swej nienawi�ci do android�w. Nie skin�wszy im nawet,
pop�dzili
oba roboty w g��b mrocznego korytarza. Gdy dotarli do pierwszego, s�abo
o�wietlonego
rozwidlenia, jeden z nich burkni�ciem wyda� jakie� polecenie. Erdwa zapiszcza�
pytaj�co.
�Lepiej, �eby� nie wiedzia� � odpar� boja�liwie z�ocisty android. � Przeka�my
szybko
wiadomo�� od pana Luke'a i wyno�my si�.
Zanim zd��y� wykona� kolejny krok, z p�mroku bocznego tunelu wynurzy�a si� inna
posta�:
Bib Fortuna, prostacki majordomus zdegenerowanego dworu Jabby. By� wysokim,
humanoidalnym stworem, kt�rego oczy. widzia�y tylko to, co powinny, a szata
zas�ania�a
wszystko. Z potylicy wyrasta�y mu dwie grube, mackowate wypustki, zale�nie od
potrzeb
spe�niaj�ce funkcje chwytne, zmys�owe lub badawcze. Bib zarzuca� je na ramiona
dla ozdoby
lub � gdy sytuacja wymaga�a zachowania r�wnowagi � zwiesza� z ty�u niby podw�jny
ogon.
Stan�� przed robotami i u�miechn�� si� kwa�no.
� Die wanna wanga.
� Die wanna wanaga � odpowiedzia� formalnym tonem Trzypeo. � Przynosimy
wiadomo��
dla twego pana, Jabby Hutta.
Erdwa zagwizda� post scriptum, na co android skin�� g�ow� i doda�:
� I prezent.
Zastanowi� si�, a jego oczy b�ysn�y.
� Prezent? Jaki prezent? � szepn�� g�o�no. Bib z �alem pokr�ci� g�ow�.
� Nee Jabba no badda. Me chaade su goodie. Wyci�gn�� d�o� do Erdwa Dedwa. Ma�y
robot
cofn�� si� z l�kiem.
� bDuuu II NGrwrrr Op dbuuDIlop! � zaprotestowa�.
� Erdwa, daj mu to � nalega� Trzypeo. Doprawdy, pomy�la�, ten Erdwa zachowuje
si�
czasem tak dwoi�cie...
Jednak Erdwa wyra�nie si� zbuntowa�. Bucza� i gwizda� na Trzypeo i Fortun�,
jakby obaj mieli
wykasowane programy,
Wreszcie android kiwn�� g�ow�, niezbyt zachwycony reakcj� przyjaciela. Sk�oni�
si�
przepraszaj�co. � Twierdzi, �e nasz pan poleci� przekaza� prezent wy��cznie
Jabbie, osobi�cie
� Bib zastanawia� si�, a Trzypeo wyja�nia� dalej: � Bardzo mi przykro. Niestety,
jest w tych
sprawach wyj�tkowo uparty � jego ton wyra�a� dezaprobat�, a jednocze�nie
pob�a�anie wobec
ma�ego towarzysza.
Bib skin�� r�k�.
� Nudd chaa.
Ruszy� w ciemno��. Roboty sz�y tu� za nim, a tr�jka gamorrea�skich stra�nik�w
zamyka�a
poch�d. Ce Trzypeo pochyli� si� nad nisk� jednostk� R2.
� Wiesz, mam z�e przeczucia � szepn��.
Ce Trzypeo i Erdwa Dedwa stali u wej�cia do sali tronowej,
�Jeste�my zgubieni � szepn�� z�ocisty android, po raz tysi�czny �a�uj�c, �e nie
mo�e
zamkn�� oczu.
W ogromnej hali t�oczy�y si� wszelkie m�ty Galaktyki, groteskowe stwory z
zapad�ych
system�w, oszo�omione mocnym trunkiem i w�asnymi wyziewami. Gamorreanie,
zmutowani
ludzie, Jawowie � wszyscy tarzali si� w prymitywnych rozkoszach lub che�pili
przest�pczymi
dokonaniami. A u szczytu sali, na podwy�szeniu, przygl�daj�c si� tej rozpu�cie
le�a� Jabba
Hutt.
G�ow� mia� trzy, mo�e czterokrotnie wi�ksz� od ludzkiej, ��te, gadzie oczy i
w�ow� sk�r�,
pokryt� warstewk� t�uszczu. Nie mia� szyi, za to ci�g podbr�dk�w, przechodz�cych
w wielkie,
nabrzmia�e cielsko, wypasione do granic wytrzyma�o�ci kradzionymi k�skami.
Kar�owate, niemal
bezu�yteczne ramiona wyrasta�y z torsu, a lepkie palce prawej d�oni �ciska�y
ust-nik nargili.
W�osy powypada�y mu w wyniku najrozmaitszych zaka�e�. Nie mia� n�g � tu��w
zw�a� si�
stopniowo w d�ugi, gruby ogon, podobny do wa�ka dro�d�owego ciasta i si�gaj�cy
do kraw�dzi
podwy�szenia, pe�ni�cego rol� tronu. Szerokie, pozbawione warg usta si�ga�y
prawie uszu;
�lini� si� bez przerwy. By� zdecydowanie obrzydliwy.
Obok, przykuta za szyj�, siedzia�a smutna tancerka, przedstawicielka rasy
Fortuny. Dwie
smuk�e macki zwisa�y z jej karku, opadaj�c na nagie, umi�nione plecy. Mia�a na
imi� Oola. Z
nieszcz�liw� min� odsun�a si� na sam skraj podium, jak najdalej od Jabby.
Tu� obok brzucha Jabby przycupn�o niewielkie, podobne do ma�py stworzonko zwane
Lubie�nym Okruchem. Chwyta�o wszelkie po�ywienie i p�yny,
spadaj�ce z palc�w i sp�ywaj�ce z ust jego pana, by je po�yka� z przyprawiaj�cym
o md�o�ci
chichotem,
Padaj�ce z g�ry promienie s�o�ca o�wietla�y cz�ciowo pijanych dworak�w, kt�rych
w drodze
do podium wymija� Bib Fortuna, Sala zbudowana by�a z nie ko�cz�cego si� ci�gu
niszy i
gabinet�w, wi�c wi�kszo�� z tego, co si� dzia�o, by�o tylko cieniem i wra�eniem
ruchu,
Majordomus stan�� przed swym za�linionym w�adc�, pochyli� si� i szepn�� mu co�
do ucha.
Oczy Jabby zmieni�y si� w szparki... Z maniakalnym chichotem skin�� dw�m
robotom, by
podesz�y bli�ej.
� Bo shuda � wychrypia� i zakaszla�. Zna� kilka j�zyk�w, uwa�a� jednak za punkt
honoru, by
m�wi� wy��cznie po hutta�sku. By� to jego jedyny punkt honoru.
Dr��ce roboty zbli�y�y si� do w�adcy, cho� narusza�o to ich najg��biej
wprogramowan�
wra�liwo��.
� Wiadomo��, Erdwa! � przynagla� Trzypeo.
� Wiadomo��! Erdwa �wisn�� kr�tko, a z kopu�y b�ysn�� promie�
�wiat�a, generuj�cy hologram Luke'a Skywalkera. Obraz r�s� szybko, a� m�ody Jedi
osi�gn��
ponad trzy metry wzrostu, wznosz�c si� nad zebranym mot�ochem. Gwar ucich�
natychmiast,
� B�d� pozdrowiony, dostojny � odezwa� si� hologram. � Pozw�l, �e si�
przedstawi�.
Jestem Luke Skywalker, Rycerz Jedi i przyjaciel kapitana Solo. Pragn� uzyska�
audiencj� u
Waszej Wysoko�ci, by wykupi� jego �ycie.
Ca�a sala rykn�a �miechem. Jabba uciszy� gwar jednym ruchem r�ki. Luke m�wi�
dalej,
� Wiem, �e jeste� wielki i wspania�y, Jabbo. R�wnie wielki jest tw�j gniew na
Solo, Jestem
jednak pewien, �e wypracujemy obop�lnie korzystne porozumienie. Jako dow�d mej
dobrej woli
przesy�am ci dar: te dwa roboty.
Trzypeo podskoczy� jak pora�ony.
� Co? Co on powiedzia�?
� S� pracowite i b�d� ci dobrze s�u�y� � zako�czy� Luke i hologram znikn��.
Trzypeo z
rozpacz� potrz�sn�� g�ow�.
� Nie, to niemo�liwe. Erdwa, musia�e� odtworzy� inn� wiadomo��. Jabba plu� i
rechota�.
� Targ zamiast walki? � zdziwi� si� Bib. � �aden z niego Jedi, Jabba przytakn��.
� Nie b�dzie �adnych targ�w � wychrypia� w stron� Trzypeo. � Nie mam zamiaru
rezygnowa� ze swojej ulubionej rze�by.
Chichocz�c z�o�liwie wskaza� s�abo o�wietlon� nisz� obok tronu. Na �cianie
wisia�a
karbonadyzowana posta� Hana Solo. Twarz i r�ce wynurza�y si� z zimnej, twardej
p�yty, jakby
pos�g si�ga� nad powierzchni� kamiennego morza.
Erdwa i Trzypeo maszerowali sm�tnie wilgotnym korytarzem, pop�dzani przez
gamorrea�skiego stra�nika. Przera�liwe krzyki b�lu dobiega�y zza drzwi cel,
odbija�y si� echem
od kamiennych mur�w i cich�y w g��bi niesko�czonych katakumb. Od czasu do czasu
jaka�
r�ka, szpon czy macka si�ga�a przez kraty, pr�buj�c pochwyci� nieszcz�sne
roboty,
Erdwa popiskiwa� �a�o�nie. Trzypeo kr�ci� tylko g�ow�.
� Co mog�o op�ta� pana Luke'a? Nigdy nie wyra�a� niezadowolenia z mojej pracy...
Drzwi na ko�cu korytarza otworzy�y si� samoczynnie i Gamorreanin wepchn�� ich do
wn�trza.
Natychmiast w ich uszy uderzy�y og�uszaj�ce, mechaniczne ha�asy: zgrzyt k�,
stuk t�ok�w,
szum wody, warkot
silnik�w. K��by pary ogranicza�y widoczno��. Trafili do ciep�owni albo do
zaprogramowanego
piek�a.
Straszliwy elektroniczny wrzask, niby odg�os nie dopasowanych k� z�batych,
�ci�gn�� ich
uwag� w r�g pomieszczenia. Z mg�y wyszed� EV-9D9, cz�ekokszta�tny robot o
niepokoj�co
ludzkich odruchach. Trzypeo dostrzeg�, jak w g��bi, na �o�u tortur, wyrywaj�
androidowi nogi,
innemu za�, wisz�cemu g�ow� w d�, przyk�adaj� do st�p czerwon� od �aru �elazn�
sztab�. On
w�a�nie wyemitowa� przed chwil� elektroniczny krzyk, gdy obwody sensor�w w
metalowej
pow�oce zacz�y topnie� w b�lu, Z�ocisty android zadr�a�, a jego w�asne uk�ady
wsp�czuj�co
trzaska�y �adunkiem elektrostatycznym.
Dziewi��dedziewi�� zatrzyma�a si� przed Trzypeo i serdecznie roz�o�y�a chwytniki
ramion.
� Nowe nabytki � stwierdzi�a z g��bokim zadowoleniem, � Jestem Eva
Dziewi��dedziewi��, szef dzia�a� cyborg�w. A ty jeste� androidem protokolarnym,
Zgadza si�?
� Jestem Ce Trzypeo, ludzki cyborg od...
� Wystarczy tak albo nie � przerwa�a ch�odno Dziewi��dedziewi��.
� Wi�c tak � odpar�. B�d� problemy z tym robotem, pomy�la�. To jeden z tych, co
wiecznie
pr�buj� udowodni�, �e s� bardziej androidalne od rozm�wcy.
� Ile znasz j�zyk�w?
Trzypeo uzna�, �e tak�e potrafi jej czym� zaimponowa�. Odtworzy� najbardziej
oficjaln� ta�m�
prezentacyjn�.
� U�ywam p�ynnie ponad sze�ciu milion�w metod komunikacji i potrafi�...
� Znakomicie � stwierdzi�a rado�nie Dziewi��dedziewi��. � Brakuje nam t�umacza,
odk�d
nasz pan zdenerwowa� si� jak�� wypowiedzi� poprzedniego androida protokolarnego
i
zdezintegrowa� go.
� Zdezintegrowa�! � j�kn�� Trzypeo, Ca�kiem zapomnia� o protokole.
� Ten si� przyda � oznajmi�a Dziewi��dedziewi�� �wi�skiemu stra�nikowi, kt�ry
pojawi� si�
nie wiadomo sk�d. � Dopasujcie mu sworze� ogranicznika i zabierzcie do sali
audiencyjnej.
Stra�nik burkn�� co� i pchn�� Trzypeo ku drzwiom.
� Erdwa, nie opuszczaj mnie! � krzykn�� android, ale Gamorreanin chwyci� go i
odci�gn��.
Znikn�li,
Erdwa wyda� z siebie d�ugi, �a�osny pisk. Potem zwr�ci� si� do
Dziewi��dedziewi�� i przez
chwil� bucza� gniewnie.
Dziewi��dedziewi�� roze�mia�a si�.
� Bezczelny jeste�, ale ju� wkr�tce nauczysz si� szacunku, Mam dla ciebie
miejsce na
�aglowej Barce naszego pana. Ostatnio znikn�o par� astrodroid�w. Pewnie
rozkradli je na
cz�ci zamienne. Nadasz si� na ich miejsce.
Robot na �o�u tortur wyemitowa� g�o�ny j�k wysokiej cz�stotliwo�ci, zaiskrzy� i
ucich�.
Dw�r Jabby Hutta popad� w z�o�liw� ekstaz�. Oola � pi�kna, przykuta do w�adcy
istota �
ta�czy�a na �rodku sali, a pijane monstra wrzeszcza�y i tupa�y. Trzypeo sta�
czujnie za tronem,
staraj�c si� nie rzuca� nikomu w oczy. Co chwila musia� odskakiwa� przed jakim�
ci�ni�tym
owocem lub przest�powa� tocz�ce si� cia�o. Na og� jednak sta� pochylony. Co
m�g� robi�
android protokolarny w miejscu, gdzie nikt nie przestrzega� protoko�u?
Jabba patrzy� po��dliwie na Ool� poprzez smug� dymu hooka. Wreszcie skin��, by
siad�a
przy nim. Natychmiast przerwa�a taniec, spojrza�a z l�kiem i cofn�a si�, kr�c�c
g�ow�.
Najwyra�niej nie pierwszy raz by�a w ten spos�b zapraszana.
Jabba zirytowa� si�. Wskaza� stanowczo miejsce obok siebie na podium.
� Da eitha! � warkn��.
Oola jeszcze gwa�towniej potrz�sn�a g�ow�, a jej twarz zmieni�a si� w mask�
przera�enia.
� Na chuba negatorie. Na! Na! Natoota... Jabb� ogarn�a w�ciek�o��. Z furi�
machn�� r�k� w
stron� Ooli.
� Boscka!
Puszczaj�c �a�cuch wdusi� jaki� przycisk, Nim dziewczyna zd��y�a odskoczy�, ze
zgrzytem
opad�a klapa w pod�odze i Oola run�a do lochu. Klapa zatrzasn�a si�
natychmiast. Nast�pi�a
chwila ciszy, potem niski, grzmi�cy ryk, przera�liwy krzyk i znowu cisza.
Jabba rechota�, a� ca�kiem si� zaplu�. Tuzin gapi�w pospieszy�o do kuchni, by
przez krat�
obserwowa� �mier� pi�knej tancerki.
Trzypeo pochyli� si� jeszcze ni�ej i szukaj�c otuchy spojrza� na zastyg�� posta�
Hana Solo,
kt�ra niby p�askorze�ba zwisa�a nad pod�og�. To by� cz�owiek bez wyczucia
protoko�u, pomy�la�
t�sknie robot.
Nienaturalna cisza przerwa�a jego zamy�lenie. Bib Fortuna przepycha� si� przez
t�um, a za
nim dwaj ga-morrea�scy stra�nicy i gro�ny �owca nagr�d w p�aszczu i he�mie.
Prowadzi� na
�a�cuchu sw� zdobycz: Wookiego Chewbacc�.
Trzypeo j�kn�� przera�ony.
� Nie! To niemo�liwe!
Przysz�o�� rysowa�a si� w bardzo ponurych barwach.
Bib szepn�� co� do ucha Jabby, wskazuj�c �owc� nagr�d i jego wi�nia. Hutt
s�ucha� z uwag�.
�owca by� humanoidem, niewysokim i szczup�ym; jego kurtk� opasywa�a ta�ma z
nabojami, a
w�ska szczelina w masce he�mu robi�a wra�enie, �e potrafi przejrze� wszystko na
wylot. Sk�oni�
si� nisko i przem�wi� p�ynnym uba�skim.
� Witaj, Wasza Wysoko��. Jestem Boushh � by�a to ostra, gard�owa mowa,
dostosowana
do warunk�w ojczystej planety tego plemienia nomad�w,
Jabba odpowiedzia� w tym samym j�zyku, cho� wolniej i kalecz�c s�owa.
� Nareszcie kto� mi przyprowadzi� pot�nego Chewbacc�... � chcia� m�wi� dalej,
ale zaci��
si� na jakim� s�owie i ze �miechem spojrza� na Trzypeo. � Gdzie m�j gadadroid? �
hukn��.
Skin�� r�k� na nieszcz�snego robota, a ten wyst�pi� z wahaniem, lecz i z
godno�ci�.
� Powitaj naszego przyjaciela � rozkaza� dobrodusznie Jabba, � I spytaj o cen�
tego
Wookiego.
Trzypeo przet�umaczy�. Boushh s�ucha� uwa�nie, obserwuj�c r�wnocze�nie zebrane
na sali
dzikie stwory, szukaj�c mo�liwych dr�g odwrotu, s�abych punkt�w. D�ug� chwil�
patrzy� na
stoj�cego obok drzwi Bob� Fetta � najemnika, kt�ry schwyta� Hana Solo.
Przybysz ogarn�� wszystko jednym, szybkim spojrzeniem, po czym spokojnie
odpowiedzia�:
� Wezm� pi��dziesi�t tysi�cy, ani tysi�ca mniej. Trzypeo przet�umaczy�, a Jabba
zirytowa�
si� natychmiast i jednym ciosem grubego ogona zrzuci� androida z podium. Trzypeo
run�� z
brz�kiem i przez chwil� le�a� nieruchomo. Nie wiedzia�, co w takich sytuacjach
nakazuje
protok�.
Jabba wykrzykiwa� co� gard�owym hutta�skim, Boushh przesun�� bro� w wygodniejsze
miejsce, a robot z westchnieniem wspi�� si� na podwy�szenie, opanowa� z
wysi�kiem i
przet�umaczy�, cho� bez przesadnej dok�adno�ci.
� Mo�e zap�aci� najwy�ej dwadzie�cia pi�� tysi�cy. ..
Jabba skin�� na dw�ch �wi�skich stra�nik�w, by odprowadzili Chewbacc�. Para
Jaw�w
zbli�a�a si� do Boushha, Boba Fett tak�e podni�s� bro�.
� Powiedz mu: dwadzie�cia pi�� tysi�cy plus jego �ycie � doda� Hutt.
Trzypeo przet�umaczy�. W sali zapad�a pe�na napi�cia cisza.
� Powiedz tej nad�tej g�rze �miecia � rzuci� wreszcie Boushh, niezbyt g�o�no �
�e
powinien podwy�szy� ofert�. W przeciwnym razie b�d� wyskrobywa� jego cuchn�c�
sk�r� ze
wszystkich k�t�w tej sali. Trzymam w r�ku detonator termiczny.
Trzypeo dostrzeg� nagle niewielk�, srebrzyst� kulk�, zas�oni�t� cz�ciowo
palcami Boushha,
S�ysza�, jak buczy, cicho i gro�nie. Spojrza� nerwowo na Jabb�, potem zn�w na
Boushha.
� No! � warkn�� Hutt. � Co powiedzia�? Trzypeo odchrz�kn��.
� Wasza wspania�o��, on.,. tego.,. on...
� Wykrztu� wreszcie! � rykn�� Jabba.
� Oj! � przerazi� si� robot. Przygotowany na najgorsze, przem�wi� w doskona�ym
hutta�skim. � Boushh z ca�ym szacunkiem pozwoli� sobie nie zgodzi� si� z wasz�
emocjonalno�ci�. Prosi o ponowne rozwa�enie kwoty... inaczej zwolni termiczny
detonator,
kt�ry trzyma w r�ku.
W sali zapanowa�o nerwowe poruszenie, Wszyscy cofn�li si�, jakby te kilka krok�w
robi�o
jak�kolwiek r�nic�. Jabba patrzy� na srebrn� kul� w zaci�ni�tych palcach �owcy.
Zaczyna�a
l�ni�. Ca�y t�um zamar� w napi�ciu.
Przez kilka d�ugich sekund Jabba wbija� w �owc� wrogie spojrzenie. Potem, z
wolna, jego
szerokie usta wykrzywi� u�miech satysfakcji. Z bezdennej otch�ani brzucha
podni�s� si� rechot,
niby p�cherz gazu na bagnach.
� Lubi� takich drani, jak ten �owca. Nieustraszony i pomys�owy. Zgadzam si� na
trzydzie�ci
pi��, nie wi�cej. I niech nie kusi swojego losu.
Trzypeo z ulg� powita� zwrot sytuacji. Przet�umaczy�. Wszyscy obserwowali
czujnie, jak
zareaguje Boushh, Bro� trzymano w pogotowiu,
Wtedy �owca zwolni� prze��cznik. Detonator zamar�,
� Zeebuss � skin�� g�ow�.
� Zgadza si� � oznajmi� robot, T�um krzykn�� z rado�ci, a Jabba rozlu�ni� si�
wyra�nie.
� We� udzia� w naszych uroczysto�ciach, przyjacielu � zaprosi�. � Mo�e znajd�
dla ciebie
jakie� zaj�cie.
Android prze�o�y�, a go�cie Jabby wr�cili do swych odra�aj�cych zabaw.
Chewbacca warkn�� pod nosem, id�c za Gamorrea-nami. M�g�by skr�ci� im karki
cho�by za
to, �e s� tacy paskudni, albo �eby przypomnie� wszystkim, �e Wookie zawsze s�
gro�ni.
Jednak tu� przy drzwiach dostrzeg� znajom� twarz. Ukryty za p�mask� g�rskiego
dzika, w
mundurze gwardzisty sta� Lando Calrissian. Chewbacca nie zdradzi� si�, �e go
poznaje; nie
opiera� si� te�, gdy stra�nik prowadzi� go do celi,
Lando kilka miesi�cy temu dosta� si� do tego gniazda w�y, by sprawdzi�, czy
zdo�a uwolni�
Solo. Uczyni� to z kilku powod�w.
Przede wszystkim czu� � i s�usznie � �e to z jego winy Han znalaz� si� w trudnej
sytuacji.
Chcia� naprawi� szkody � oczywi�cie pod warunkiem, �e zdo�a to zrobi� bez
zb�dnego ryzyka.
Wtopienie si� w t�um, jako jeden z pirat�w, nie stanowi�o problemu � udawanie
by�o stylem
�ycia Lando.
Po drugie, chcia�by do��czy� do kumpli Hana w dow�dztwie Powsta�czego
Sprzymierzenia.
Zamierzali zwyci�y� Imperium, a w tej chwili niczego bardziej
nie pragn��. Imperialna policja o jeden raz za du�o przeszkodzi�a mu w dzia�aniu
i teraz Lando
czu� do niej g��bok� uraz�. Poza tym chcia�by sta� si� cz�ci� grupy Solo � ci
ludzie maczali
palce we wszystkich akcjach przeciw Imperium,
Po trzecie, ksi�niczka Leia prosi�a o pomoc, a on nie potrafi� odmawia�
ksi�niczkom
prosz�cym o pomoc, Zreszt�, nigdy nie wiadomo, jak zechce si� odwdzi�czy�.
Wreszcie, Lando postawi�by ca�y maj�tek na to, �e Solo nie uda si� uratowa� z
tego miejsca.
Nie umia� si� oprze� wyzwaniu.
�y� wi�c w pa�acu i obserwowa�. Obserwowa� i oblicza�. Jak w tej w�a�nie chwili,
gdy
odprowadzano Chewiego. Przyjrza� si� temu uwa�nie, by po chwili znikn�� w�r�d
mur�w,
Zacz�a gra� orkiestra niebieskiego, k�apouchego wyj ca imieniem Max Rebo.
Tancerze
wyszli na scen�. Dworacy wrzeszczeli i jeszcze bardziej zatruwali w�asne m�zgi.
Wsparty o kolumn� Boushh rozgl�da� si� oboj�tnie. Omiata� wzrokiem ca�y dw�r,
tancerzy,
palaczy, zapa�nik�w, graczy,,, a� napotka� r�wnie nieruchome spojrzenie z
przeciwnego ko�ca
sali. Boba Fett obserwowa� go.
Boushh zmieni� pozycj� i stan�� trzymaj�c miotacz niby ukochane dziecko. Boba
Fett nawet
nie drgn��, cho� jego pogardliwy u�miech mo�na by�o dostrzec nawet pod stalow�
mask�.
�wi�scy stra�nicy prowadzili Chewbacc� mrocznym, podziemnym korytarzem. Jaka�
macka
wysun�a si� zza drzwi i si�gn�a do zadumanego Wookiego.
� Rreeaaahhr! � rykn��, a macka odskoczy�a i z powrotem skry�a si� w celi.
Nast�pne drzwi sta�y otworem. Zanim Chewie w pe�ni zrozumia�, co si� dzieje,
stra�nicy z
ca�ej si�y pchn�li go do �rodka. Trzasn�y drzwi, zamykaj�ce go w ciemno�ci.
Podni�s� g�ow� i wyda� �a�osne wycie, kt�re przez g�r� �elaza i piasku wzlecia�o
a� do
niesko�czenie cierpliwego nieba.
Sala tronowa by�a pusta i ciemna, gdy noc wpe�z�a w jej brudne zakamarki. Krew,
wino i �lina
plami�y pod�og�, z hak�w zwisa�y strz�py ubra�, a nieprzytomne cia�a zalega�y
pod
strzaskanymi meblami. Bankiet dobieg� ko�ca.
Jaka� ciemna posta� przesuwa�a si� w�r�d cieni, zatrzymuj�c si� co chwila za
kolumn� czy
pos�giem. Dyskretnie przekrada�a si� pod �cianami. Przest�pi�a chrapi�cego Yaka
Face'a.
Porusza�a si� bezszelestnie.
T� postaci� by� Boushh, �owca nagr�d.
Dotar� do os�oni�tej niszy, gdzie podtrzymywana si�owym polem wisia�a p�yta,
kt�ra by�a
kiedy� Hanem Solo, Boushh rozejrza� si� czujnie, po czym pstrykn�� wy��cznikiem
umieszczonym na �ciance w�glowej trumny. Buczenie pola ucich�o i p�yta z wolna
opad�a na
pod�og�,
Boushh odst�pi� i spojrza� na zamarzni�t� twarz kosmicznego pirata. Dotkn��
karbonadyzowanego policzka � ostro�nie, jakby by� to rzadki, szlachetny kamie�.
Zimny i
twardy jak diament.
Przez chwil� studiowa� rz�d prze��cznik�w na bocznej �ciance p�yty, potem
wcisn�� kilka.
Wreszcie, spojrzawszy jeszcze raz na �ywy pos�g, przesun�� d�wigni�
dekarbonadyzacji,
P�yta wyemitowa�a wysoki pisk. Boushh rozejrza� si� nerwowo, sprawdzaj�c, czy na
pewno
nikt go nie us�ysza�. Twarda skorupa, kt�ra kry�a zarys twarzy
Solo, topnia�a z wolna. Wkr�tce znikn�a ca�a przednia pokrywa, a wzniesione
r�ce, od tak
dawna zamro�one w ge�cie protestu, opad�y bezw�adnie. Twarz przypomina�a teraz
�mierteln�
mask�. Boushh chwyci� cia�o, wyj�� je z w�glowej p�yty i delikatnie u�o�y� na
pod�odze.
Zbli�y� gro�nie wygl�daj�cy he�m do ust Hana, szukaj�c nerwowo oznak �ycia, Brak
oddechu.
Brak pulsu. A� nagle Solo otworzy� oczy i zakaszla�. Boushh podtrzyma� go i
pr�bowa� uciszy�
� przecie� m�g� us�ysze� jaki� stra�nik.
� Cicho � szepn��. � Tylko spokojnie. Han stara� si� rozpozna� niewyra�n�,
pochylon� nad
nim sylwetk�.
� Nic nie widz�... co si� dzieje?
By� zdezorientowany. Sze�� miesi�cy sp�dzi� na tej pustynnej planecie w stanie
zatrzymania
proces�w �yciowych. Dla niego ten okres by� bezczasowy. Mia� wra�enie, jakby
przez ca��
wieczno�� usi�owa� nabra� tchu, poruszy� si�, krzykn��; ka�da chwila mija�a w
�wiadomym,
bolesnym bezdechu. I teraz, niespodziewanie, run�� w ha�a�liw�, czarn�, zimn�
otch�a�.
Zmys�y atakowa�y go ze wszystkich stron. Powietrze k�sa�o sk�r� tysi�cami
lodowych z�b�w;
nieprzenikniona zas�ona opad�a na oczy; podmuchy uderza�y w uszy z moc�
huraganu. Nie
wiedzia�, gdzie jest g�ra, gdzie d�; miliony zapach�w przyprawia�y go o
md�o�ci; nie potrafi�
powstrzyma� �linotoku, bola�y go wszystkie ko�ci... a potem pojawi�y si� wizje.
Wizje dzieci�stwa, ostatniego �niadania, dwudziestu siedmiu napad�w na statki...
jak gdyby
kto� wt�oczy� wszystkie wspomnienia do balonu, kt�ry p�k�, a one rozsypa�y si� i
bez�adnie
trafia�y z powrotem, To
przyt�acza�o, powoduj�c przeci��enie zmys��w, a raczej przeci��enie pami�ci.
Ludzie wpadali w
ob��d podczas pierwszych minut po dekarbonadyzacji. Beznadziejni, sko�czeni
szale�cy, nigdy
ju� nie potrafili sensownie i wybi�rczo uporz�dkowa� dziesi�ciu miliard�w
obraz�w
sk�adaj�cych si� na �ycie ludzkie,
Solo by� bardziej odporny. P�yn�� na fali wra�e�, a� opad�a, zatopi�a mas�
wspomnie�,
pozostawiaj�c na powierzchni jedynie naj�wie�sze: zdrad� Lando Calrissiana,
kt�rego nazywa�
kiedy� przyjacielem; rozpadaj�cy si� statek; ostatnie spotkanie z Leia;
schwytanie przez Bob�
Fetta, �owc� nagr�d w �elaznej masce, kt�ry...
Gdzie jest? Co si� wydarzy�o? Ostatnim wspomnie-nieniem by� Boba Fett, patrz�cy
spokojnie, jak Han zmienia si� w karbonadow� bry��. Czy to Fett roztopi� go, by
nadal dr�czy�?
S�ysza� w uszach ryk wichru;
oddech by� nieregularny, jakby obcy. Pomacha� r�k� przed twarz�.
Boushh pr�bowa� go uspokoi�.
� Uwolni�e� si� z karbonadu i cierpisz na chorob� hibernacyjn�. Wzrok odzyskasz
za jaki�
czas. Chod�, trzeba si� spieszy�, je�li chcemy uciec z tego miejsca.
Han odruchowo dotkn�� �owcy, trafi� na okratowan� mask� he�mu i cofn�� r�k�.
� Nigdzie nie id�. Nie wiem nawet, gdzie jestem. � Poci� si� intensywnie, serce
znowu
pompowa�o krew, a umys� szuka� odpowiedzi. � Kim ty w og�le jeste�? � zapyta�
podejrzliwie.
Mo�e to jednak Boba Fett?
�owca zdj�� he�m. Pod mask� kry�a si� pi�kna twarz ksi�niczki Lei.
� Kim�, kto ci� kocha � szepn�a. Delikatnie uj�a jego twarz w okryte
r�kawicami d�onie i
mocno uca�owa�a w usta.
II
Han usi�owa� j� dojrze�, jednak wci�� mia� oczy noworodka.
� Leia! Gdzie jeste�my?
� W pa�acu Jabby. Usiad� niepewnie.
� Widz� tylko m�tne plamy. Nie bardzo mog� ci pom�c,
Spojrza�a na niego � na swoj� niewidom� mi�o��. Przeby�a lata �wietlne, by go
odnale��,
ryzykowa�a �ycie, traci�a bezcenny czas, tak potrzebny Powstaniu, kt�rego nie
wolno jej by�o
marnowa� na przedsi�wzi�cia osobiste... ale przecie� kocha�a go.
� Uda si� nam � szepn�a ze �zami w oczach.
Pod wp�ywem impulsu obj�a go i poca�owa�a znowu. Han tak�e poczu� nag�y
przyp�yw emocji
� powr�ci� z martwych, trzyma� w ramionach pi�kn� ksi�niczk�, kt�ra wyrywa�a go
z otch�ani
nico�ci. By� oszo�omiony. Nie potrafi� si� poruszy�, nie m�g� nawet m�wi�. Tuli�
j� tylko mocno,
zamykaj�c niewidz�ce oczy, by odgrodzi� si� od wszystkich nikczemno�ci, kt�re
zaatakuj� a�
nazbyt szybko.
A nawet szybciej, jak si� okaza�o. Nagle zabrzmia� przera�liwy gwizd. Han
wyt�y� wzrok, ale
nadal by� �lepy. Leia spojrza�a w stron� niszy za plecami i w jej oczach
b�ysn�o przera�enie.
Odsuni�to bowiem zas�on�, a ca�� wn�k�, od pod�ogi po sufit, wype�nia�y
najbardziej
odra�aj�ce stwory dworu Jabby, gapi�ce si�, za�linione i zasapane.
Leia zakry�a d�oni� usta.
� Co si� dzieje? � chcia� wiedzie� Han. Najwyra�
niej sta�o si� co� bardzo niedobrego. Wyt�a� wzrok, wbija� w ciemno��.
Z�o�liwy chichot zabrzmia� w g��bi niszy. Hutta�ski chichot.
Han spu�ci� g�ow� i zamkn�� oczy, jakby chcia� na chwil� odsun�� nieuniknione.
� Znam ten �miech,
Zas�ona w g��bi odp�yn�a nagle. Za ni� siedzia� Jabba, Ishi Tib, Bib, Boba i
kilku stra�nik�w.
Wszyscy si� �miali, ryczeli ze �miechu. To mia� by� element kary.
� No, no... c� za wzruszaj�cy obrazek � mrucza� Jabba. �Han, m�j ch�opcze,
widz�, �e
poprawi� ci si� gust, chocia� szcz�cie niestety nie.
Nawet w tej sytuacji Solo pos�ugiwa� si� g�adkimi s��wkami z wi�ksz� �atwo�ci�,
ni�
pieprzojad.
�Pos�uchaj, Jabba, lecia�em, �eby ci zap�aci�. Musia�em troch� zboczy�. Wiem, �e
mieli�my
drobne nieporozumienia, ale z pewno�ci� jako� si� dogadamy...
Tym razem Jabba za�mia� si� szczerze,
� Za p�no, Solo. By�e� najlepszym przemytnikiem w okolicy, ale teraz jeste�
tylko �arciem
dla banth�w
� spowa�nia� i skin�� na stra�e. � Zabierzcie go.
�o�nierze pochwycili Lei� i Hana. Odci�gn�li kore-lia�skiego kapitana na bok,
ksi�niczka
tymczasem broni�a si� i wyrywa�a.
� P�niej pomy�l�, w jaki spos�b ma umrze� � mrukn�� Hutt.
� Zap�ac� potr�jnie! � wo�a� Solo. � Jabba, odrzucasz fortun�. Nie b�d�
durniem...
Znikn�� za drzwiami.
Spo�r�d stra�nik�w wysun�� si� szybko Lando, chwyci� Lei� za rami� i usi�owa�
wyprowadzi�.
� Czekaj! � zatrzyma� ich Jabba. � Daj j� tutaj! Lando i Leia stan�li
nieruchomo. Calrissian
napi�� mi�nie, lecz nie wiedzia�, jak si� powinien zachowa�. Czas dzia�ania
jeszcze nie
nadszed�. Stosunek si� wci�� by� dla niego niekorzystny. Czu�, �e gra tu rol�
asa w r�kawie, a
nie ka�dy umia� rozegra� takiego asa.
� Poradz� sobie � szepn�a Leia.
� Nie jestem przekonany � odpar�. Lecz chwila min�a i teraz w niczym ju� nie
m�g� jej
pom�c. Razem z Ishi Tibem, ptakogadem, zaci�gn�li ksi�niczk� do Jabby.
Trzypeo obserwowa� wszystko ze swego miejsca za plecami Hutta, ale nie m�g�
d�u�ej
patrze�. Odwr�ci� si� przera�ony.
Leia za to sta�a dumnie wyprostowana przed odra�aj�cym w�adc�. Dygota�a z
w�ciek�o�ci. W
Galaktyce wrza�a wojna, a ona zosta�a schwytana na tej kuli piachu przez
jakiego� drobnego
z�odziejaszka... to wi�cej, ni� mog�a znie��. Mimo to m�wi�a spokojnie; by�a w
ko�cu
ksi�niczk�.
� Mamy pot�nych przyjaci�, Jabbo. Po�a�ujesz tego...
� Na pewno, na pewno! � hukn�� z uciech� stary gangster, � Ale tymczasem b�d�
si�
rozkoszowa� twoim towarzystwem.
Przyci�gn�� j� gwa�townie, a� ich twarze dzieli�o najwy�ej kilka centymetr�w.
Brzuch Lei
dotyka� �liskiej sk�ry Hutta. Pomy�la�a, �e zabije go, tu i teraz. Powstrzyma�a
si� jednak. Te
szczury mog� zabi� j� tak�e, zanim zdo�a uciec z Hanem. Z pewno�ci� trafi si�
jeszcze lepsza
sposobno��. Na razie musia�a jako� znie�� t� bek� t�uszczu.
Trzypeo rzuci� okiem i odwr�ci� si� natychmiast.
� Nie! Nie mog� na to patrze�!
Jabba, ta wstr�tna bestia, wystawi� t�usty, ociekaj�cy �lin� j�zor i wycisn��
gwa�towny
poca�unek na ustach ksi�niczki.
Cisn�li go do lochu; trzasn�y drzwi. Upad� na pod�og�, potem pozbiera� si�
jako� i usiad� pod
�cian�, Przez chwil� wali� pi�ci� o ziemi�, potem, troch� spokojniejszy,
spr�bowa� zebra�
my�li,
Ciemno��. Do licha, �lepota to �lepota. Nie ma co marzy� o rosie na meteorycie.
Tyle �e to
irytuj�ce. Zosta� przywr�cony �yciu przez jedyn� osob�, kt�ra...
Leia! �o��dek kapitana zacisn�� si� nagle na my�l o tym, co musi teraz
prze�ywa�. Gdyby
chocia� wiedzia�, gdzie si� znajduje. Ostro�nie zastuka� w �cian�... lita ska�a.
Co mo�e zrobi�? Mo�e si� potarguje? Ale co m�g�by zaoferowa�? G�upie pytanie,
pomy�la�.
Czy mia� kiedy cokolwiek, czym m�g�by teraz handlowa�?
Pieni�dze? Jabba mia� wi�cej, ni� m�g� wyda�. Przyjemno�ci? Nic nie sprawi mu
wi�kszej
rozkoszy, ni� zbrukanie ksi�niczki i zabicie Solo. Nie, sprawy wygl�daj�
fatalnie... w�a�ciwie
trudno sobie wyobrazi�, by sytuacja jeszcze si� pogorszy�a.
Wtedy us�ysza� warkni�cie: g�uchy, przenikliwy warkot w�r�d g�stej czerni.
Dobiega� z
przeciwnego k�ta celi. To musia�a by� jaka� pot�na i w�ciek�a bestia.
Poczu�, jak je�� mu si� w�osy na sk�rze ramion. Wsta� szybko i stan�� plecami do
muru,
� Chyba mam towarzystwo � mrukn��.
� Groawwwwr! � rykn�� szale�czo dziki stw�r, Pop�dzi� do Solo, obj�� go
gwa�townie,
podni�s� do g�ry i u�ciskiem wypchn�� powietrze z p�uc.
Na kilka d�ugich sekund Han znieruchomia�. Nie wierzy� w�asnym uszom,
� To ty, Chewie?
Ogromny Wookie szczekn�� z rado�ci.
Po raz drugi w ci�gu ostatniej godziny Solo poczu�
si� szcz�liwy. Teraz jednak by�o to zupe�nie inne
szcz�cie.
� Dobrze, dobrze. Poczekaj chwil�. Zgnieciesz mnie.
Chewbacca postawi� przyjaciela na ziemi. Han podrapa� go w pier�. Chewie pisn��
jak ma�y
szczeniak.
�Ju� dobrze, Co si� tu dzieje? � Han natychmiast wr�ci� do najwa�niejszych
kwestii. Mia�
niewiarygodne szcz�cie: spotka� kogo�, z kim mo�e u�o�y� jaki� plan. I to nie
byle kogo, ale
najwierniejszego przyjaciela w Galaktyce.
� Arh arhaghh shpahrgh rahr aurowwwrahrah grop rahp ran � wyja�ni� szczeg�owo
Chewie.
� Plan Lando? A co on tutaj robi? Chewie zaszczeka� wylewnie.
� Czy Luke oszala�? � potrz�sn�� g�ow� Han. � Czemu go pos�ucha�e�? Ten dzieciak
sam
wymaga opieki. Jak zdo�a kogokolwiek uratowa�?
� Rowr ahrgh awf ahraroww rohngrgrgrff rf rf.
� Rycerz Jedi? Daj spok�j. Wystarczy, �e znikn� na chwil�, a ju� wszyscy ulegaj�
z�udzeniom...
Chewbacca warkn�� z uporem.
W ciemno�ciach Han z pow�tpiewaniem kiwn�� g�ow�.
� Uwierz�, kiedy zobacz� � o�wiadczy�, id�c sztywno do �ciany. �Je�li wolno mi
u�y�
takiego wyra�enia.
�elazne wrota pa�acu Jabby, konserwowane jedynie przez piasek i czas, unios�y
si� ze
zgrzytem. Na zewn�trz, w niesionych wiatrem tumanach kurzu, patrz�c w ciemn�
g��bi� bramy,
sta� Luke Skywalker.
Mia� na sobie czarn� szat� Rycerza Jedi, w�a�ciwie habit. Nie nosi� jednak
miotacza ani
�wietlnego mie
cza. Sta� spokojnie, ani �ladu dawnej brawury. Ocenia� miejsce, do kt�rego mia�
wkroczy�. By�
ju� m�czyzn�. I zm�drza�, jak m�czyzna. Postarza� si�, lecz mniej z up�ywu
lat, ni� z
poniesionej straty. Straci� iluzje, straci� poczucie przynale�no�ci. Na wojnie
straci� przyjaci�.
Zmartwienia odebra�y mu sen. Straci� zdolno�� �miechu.I r�k�,
Lecz najwi�ksza by�a strata wynikaj�ca z wiedzy i z g��bokiego przekonania, �e
nigdy nie
zdo�a zapomnie� o tym, czego si� dowiedzia�. Tak wiele by�o rzeczy, o kt�rych
wo�a�by nie
s�ysze�. Ci�ar tej wiedzy doda� mu lat.
Naturalnie, wiedza przynosi�a tak�e pewne korzy�ci. Luke sta� si� mniej
porywczy, dojrza�o��
da�a mu perspektyw�, ram�, do kt�rej m�g� dopasowa� fakty swego �ycia �
kratownic�
wsp�rz�dnych przestrzennych i czasowych obejmuj�c� ca�e jego istnienie, od
najdawniejszych
wspomnie� a� do stu alternatywnych przysz�o�ci. Kratownic� g��bi, zagadek i
przeci��, poprzez
kt�re potrafi� spojrze� z w�a�ciwego dystansu na dowolne zdarzenie. Kratownic�
k�t�w i cieni,
biegn�cych w dal, po horyzont umys�u, A czarne otwory kraty dodawa�y wszystkiemu
takiej
perspektywy,., no c�, w pewnym sensie kratownica okry�a go mrokiem.
Niematerialnym, oczywi�cie. Zreszt� niekt�rzy uwa�ali, �e ten cie� pog��bi� jego
osobowo��,
do tej pory do�� p�ask�, jednowymiarow�. Chocia� takie twierdzenie pochodzi�oby
zapewne od
steranych �yciem malkontent�w, dyskutuj�cych o ci�kich czasach. Tym niemniej, w
ja�ni
Luke'a zaistnia�a teraz ciemno��.
Wiedza dawa�a te� inne korzy�ci; poczucie rzeczywisto�ci, �wiadomo�� wyboru.
Zw�aszcza to
ostatnie by�o obosieczn� broni�.
Poza tym zyska� sprawno�� w korzystaniu z tych sztuk Jedi, kt�re dot�d jedynie
wyczuwa�.
Sta� si� bardziej �wiadomy.
Z pewno�ci� by�y to po��dane atrybuty dojrzewania;
Luke wiedzia�, �e wszystko, co �yje, musi rosn��. Mimo to nios�y za sob� pewien
smutek.
Odruch �alu. No c�, nikogo nie sta� na to, by wiecznie pozostawa� ch�opcem.
Luke pewnym krokiem wszed� pod �ukowe sklepienie bramy,
Niemal natychmiast zast�pili mu drog� dwaj Ga-morreanie.
� No chuba! � oznajmi� jeden z nich g�osem, kt�ry nie zach�ca� do dyskusji.
Luke wyci�gn�� ku nim r�k�. Zanim zd��yli si�gn�� po bro�, obaj trzymali si� ju�
za gard�a i
krztusili si�, ci�ko dysz�c. Opadli na kolana.
Luke opu�ci� rami� i przeszed�. Stra�nicy znowu mogli oddycha�, lecz le�eli
bezw�adnie na
zasypanych piaskiem stopniach. Nie pr�bowali go �ciga�.
Za zakr�tem na spotkanie Luke'a wyszed� Bib Fortuna. Zacz�� m�wi�, zanim jeszcze
zbli�y�
si� do m�odego Jedi, ten jednak nie zwolni� kroku. Bib musia� zawr�ci� i biec za
nim, by
kontynuowa� rozmow�.
�Jeste� pewnie Skywalkerem. Jego wysoko�� przyjmie ciebie.
� Chc� rozmawia� z Jabba. Natychmiast � odpar� spokojnie Luke. Na skrzy�owaniu
korytarzy min�li kilku stra�nik�w, kt�rzy ruszyli za nimi,
� Wielki Jabba �pi � wyja�ni� Bib. � Poleci� ci przekaza�, �e nie b�dzie �adnych
targ�w,,.
Luke zatrzyma� si� nagle i spojrza� Bibowi w oczy. Uni�s� d�o� i wykona� lekki
ruch.
� Zaprowadzisz mnie prosto do Jabby, Bib urwa� i pochyli� g�ow�. Jakie w�a�ciwie
dosta�
instrukcje? A tak, ju� sobie przypomnia�,
� Zaprowadz� ci� prosto do Jabby, Odwr�ci� si� i ruszy� kr�tym korytarzem do
sali tronowej.
Luke pod��a� za nim poprzez mrok.
� Dobrze s�u�ysz swojemu panu � szepn�� Bibowi do ucha,
� Dobrze s�u�� swojemu panu � Fortuna z satysfakcj� kiwn�� g�ow�.
� Na pewno otrzymasz nagrod�.
Majordomus u�miechn�� si� z zadowoleniem.
� Na pewno otrzymam nagrod�.
Kiedy wkroczyli do sali tronowej, gwar przycich� natychmiast, jakby obecno��
Luke'a
wywiera�a na zebranych uspokajaj�cy wp�yw. Wszyscy wyczuli zmian�.
Fortuna i m�ody Jedi podeszli do tronu. Luke dostrzeg� Lei� siedz�c� obok Jabby,
Mia�a na
sobie sk�py kostium tancerki i �a�cuch na szyi. Odbiera� na odleg�o�� jej b�l,
ale milcza�, nawet
na ni� nie patrzy�, zatrzasn�� si� przed jej cierpieniem. Musia� si� ca�kowicie
skoncentrowa� na
Jabbie.
Leia zrozumia�a to od razu. Ukry�a przed Luke'em swoje my�li, by go nie
rozprasza�.
R�wnocze�nie jednak umys� mia�a otwarty, gotowy odebra� najdrobniejszy cho�by
sygna�,
niezb�dny do dzia�ania. Otwiera�y si� nowe mo�liwo�ci.
Trzypeo wyjrza� zza tronu. Po raz pierwszy od wielu dni uruchomi� program
nadziei.
� Och! � roziskrzy� si�. � Nareszcie przyby� pan Luke, �eby mnie st�d uwolni�!
Bib stan��
dumnie przed tronem Jabby.
� Panie, przedstawiam ci Luke'a Skywalkera, Rycerza Jedi.
� M�wi�em, �eby go nie wpuszcza� � warkn�� po hutta�sku wielki �limak.
� Musz� z tob� porozmawia� � Luke powiedzia� cichym g�osem, lecz wszyscy obecni
s�yszeli jego s�owa.
� Musi z tob� porozmawia� � potwierdzi� z namys�em Bib.
W�ciek�y Jabba jednym ciosem w twarz powali� Fortun� na pod�og�.
� Ty t�py durniu! To stara sztuczka Jedi!
�Przyprowadzisz do mnie kapitana Solo i Wookiego.
� Twoja psychiczna moc, ch�opcze, nie ma na mnie wp�ywu � u�miechn�� si� ponuro
Hutt.
� Ludzki wzorzec my�lowy jest mi obcy, Zabija�em takich, jak ty, gdy Jedi co�
jeszcze znaczyli
� doda� po chwili.
Luke zmieni� pozycj�, wewn�trznie i zewn�trznie,
� Mimo to zabior� st�d kapitana Solo i jego przyjaci�. Albo na tym zyskasz...
albo zginiesz,
Wyb�r nale�y do ciebie, ale ostrzegam przed niedocenianiem moich si� � m�wi�
ojczystym
j�zykiem, kt�ry Jabba doskonale rozumia�.
Gangster rykn�� �miechem, jak lew, kt�remu grozi myszka.
Trzypeo z napi�ciem obserwowa� ca�� scen�. Teraz pochyli� si�, by szepn��:
� Panie, stoisz na...
Stra�nik pochwyci� przestraszonego robota i pchn�� go na miejsce za tronem.
Luke uni�s� r�k�. Miotacz wyskoczy� z kabury najbli�szego stra�nika i wyl�dowa�
g�adko w
d�oni Jedi. Ten wymierzy� bro� w Jabb�.
Hutt splun��.
� Boscka!
Pod�oga zapad�a si� nagle, a Luke i stra�nik run�li w przepa��. Klapa
zatrzasn�a si�
natychmiast, a wszystkie monstra dworu Jabby zbieg�y si�, by popatrze� przez
krat�.
� Luke! � krzykn�a Leia. Czu�a si� tak, jakby wyrwano cz�� jej cia�a i
ci�ni�to w d�.
Chcia�a podbiec
do zapadni, ale powstrzyma�a j� obro�a na szyi. Z�o�liwy rechot rozbrzmiewa� ze
wszystkich
stron, dra�ni� nerwy. Leia przygotowa�a si� do walki.
Stra�nik-cz�owiek dotkn�� j ej ramienia. Spojrza�a. To by� Lando.
Niedostrzegalnie pokr�ci�
g�ow�. Lekko rozlu�ni�a mi�nie. Wiedzia�, �e chwila nie jest w�a�ciwa, cho�
rozdano
odpowiednie karty. Wszyscy byli ju� na miejscu: Luke, Han, Leia, Chewbacca... i
stary Lando,
as w r�kawie. Nie chcia�, by Leia odkry�a karty, zanim zako�cz� si� zak�ady.
Stawka by�a zbyt
wysoka.
W podziemnym lochu Luke podni�s� si� na nogi. Znalaz� si� w wielkim, podobnym do
groty
pomieszczeniu o �cianach z pop�kanych, kanciastych g�az�w, Na pod�odze
pogryzione ko�ci
niezliczonych zwierz�t cuchn�y odorem zepsutego mi�sa i strachu.
Osiem metr�w wy�ej, w stropie, tkwi�a krata, przez kt�r� zagl�dali obrzydliwi
dworacy Jabby.
Nagle stra�nik wrzasn�� z przera�enia. Z boku, w skale, powoli, ze zgrzytem
otworzy�y si�
wrota, Luke z absolutnym spokojem rozejrza� si� po jaskini, zdj�� szat� Jedi i
pozosta� tylko w
kr�tkiej tunice, daj�cej wi�ksz� swobod� ruch�w. Cofn�� s