7142

Szczegóły
Tytuł 7142
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7142 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

"Dziedzictwo tajemnic" Elizabet Adler 1 Maudie Ardnavama, Connemara Poniewa� ta opowie�� w r�wnym stopniu dotyczy przesz�o�ci, jak i czas�w obecnych, musz� wreszcie przyzna�, �e jestem star� kobiet�. Ale gdyby kto� z was nazwa� mnie star� Maudie Molyneux, pewnie po szczu�abym go psami - tymi dalmaty�czykami, kt�re le�� za mn� rozparte w wielkim starym fotelu niczym dwie c�tkowane, przero�ni�te poduchy. Sko�czmy z kwesti� lat, by�my nie musieli ju� do niej powraca�. Nigdy nie my�l� o sobie "stara", ale od tak dawna k�ama�am na temat w�asnego wieku, �e doprawdy nie jestem ju� w stanie spami�ta�, ile mam lat, nawet je�li Niewierna Brygida w kuchni nie daje mi o nich zapomnie�. - Jak mog�a pani powiedzie� Georgiemu Putnamowi, �e ma dopiero siedemdziesi�tk� - zapyta�a w�a�nie kilka dni temu - skoro on wie, �e jest od pani o dziesi�� lat m�odszy? - To przywilej kobiety - odpowiedzia�am jej wynio�le, cho� poczu�am - wyznaj� - rumieniec wstydu." Ot� Niewiem a Brygida jest poniek�d moj� dobr� przyjaci�k�. Urodzi�y�my si� mniej wi�cej w tym samym czasie, a gdy by�a m�oda, podj�a prac� w Wielkim Domu i od tej pory jest ze mn�. Chcecie wiedzie�, dlaczego nazywa si� Niewiern� Brygid�? Takie przezwisko nadali jej za m�odu wie�niacy. By�a wtedy przystojn� dziewczyn�, postawn� i ho��, i zmienia�a m�czyzn jak r�kawiczki, za �adnego nie wychodz�c. Zawsze jej m�wi� o swym domniemaniu, �e powodem by�o to, i� mia�a w sobie co� z kokotki. - Mo�e by ju� pani przymkn�a usta - wrzeszczy na mnie, gdy si� z ni� tak drocz�. - Ka�e pani ludziom uwierzy� w t� potwarz! Ja nigdy nie by�am kokot�, jak to pani zwie. Raczej ju� na odwr�t, z tego, co pami�tam. - tu ma chyba racj�. Gdy by�am dziewczyn�, wcale nie mo�na mnie by�o nazwa� pi�kn�; nawet �adna brzmia�oby zbyt optymistycznie. Podobnie jak moja matka, Ciel Molyneux, by�am drobna, chuda i rudow�osa, z twarz� psotnego kota, a m�j �miech, na co zawsze uskar�a� si� papcio, by� zbyt g�o�ny. Zmor� mojego �ycia stanowi�y piegi. Z wyj�tkiem czas�w, gdy mia�am dwadzie�cia lat i pozna�am Archiego, kt�ry zwyk� je liczy�. Och, a to mo�e sta� si� niebezpieczn� zabaw�... Cho� mo�e raczej nie wypada tego m�wi�? Mamusia zawsze powiada�a, �e powinnam opanowa� sztuk� dyskrecji, a tak�e wiedzie�, kiedy nale�y zamilkn��, aleja nigdy tego nie potrafi�am, wi�c teraz te� nie b�d� zmienia� obyczaj�w. A jak wygl�dam dzisiaj, je�li kto� pragnie zapyta�? W gruncie rzeczy niewiele si� zmieni�am. Drobna, chuda, o przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu, z rudymi loczkami, kt�re farbuj�, i przez to s� mo�e nieco zbyt dziewcz�ce, ale takie w�a�nie lubi� mie�. Nosz� zawsze m�j ulubiony, szerokoskrzyd�y kapelusz Jack Yeats z czarnego filcu, wgnieciony na czubku, a poniewa�, jak wi�kszo�� Irlandczyk�w, jestem zwariowana na punkcie koni, mam zazwyczaj na sobie p�owe bryczesy, model z oko�o 1930 roku, szerokie w udach niczym wory i czerwon� kurtk� my�liwsk�, co prawda wyblak�� i wystrz�pion� na szwach, ale skoro ju� musz� by� stara, to do licha niech si� chocia� czuj� swobodnie. No i te buty, kt�re le�� jak ula� i nadal s� wy�mienite. Zrobi� je najs�ynniejszy z londy�skich szewc�w. Och, dla Molyneux�w liczy�o si� w�wczas tylko to, co najlepsze. To, co najlepsze - przez ca�e lata i stulecia. No i nigdy nie wyrzucali�my niczego; mam ka�d� z sukien, jakie kiedykolwiek nosi�am, z wyj�tkiem tych najulubie�szych, kt�re po prostu zdar�y si� od cz�stego noszenia. W mojej szafie, je�li tylko ruszycie ry�� kotk� Klar� - tam w�a�nie powi�a swoje koci�ta - znajdziecie prawdziwe kreacje Chanel z 1930 roku i "New Look" Diora z 1947 roku. Szperajcie dalej, a napotkacie stroje od Schiaparelli oraz mamusine suknie z kolekcji i Poireta, i Douceta, i Yionneta. S� tam tak�e kreacje Fortuny i Fam i Worth, a wszystko to uwielbiam nosi�. Nadal mamy tu zwyczaj przebiera� si� do obiadu. Wiadomo, trzeba przestrzega� pewnych norm. To samo dotyczy tego domu, Ardnavamy. Zalany morzem przedmiot�w nagromadzonych w ci�gu minionych stu pi��dziesi�ciu lat, i zaniedbany, jest nadal najbardziej uroczym domem, w jakim kiedykolwiek po sta�a moja noga. "Jeste� stronnicza", mo�ecie powiedzie� i b�dziecie mieli racj�, lecz on wci�� pozostaje pi�kny. To irlandzki dw�r w stylu georgia�skim, nie za du�y i nie za ma�y. Bia�a farba �uszczy si�, s�odko pachn�ce letnie r�e pn� si� wok� jak szalone, kiedy pisz� te s�owa, a trawnik pod moim oknem pokrywa gruby dywan stokrotek, otoczony niesforn� g�stwin� zmagaj�cych si� ze sob� barwnych kwiat�w i wybuja�ych chwast�w, aczkolwiek sk�onna jestem przyzna�, �e chwasty maj� przewag�. Wysokie okna o podnoszonych skrzyd�ach s� szeroko otwarte, by chwyta� s�oneczny blask p�nego popo�udnia, a z naszych komin�w unosi si� gryz�cy dym torfowy. Drzwi wej�ciowe to doskona�y przyk�ad najlepszego georgia�skiego stylu: z dw�ch stron obramowane par� wysokich, w�skich okien i zwie�czone wdzi�cznym oknem p�kolistym; jak zwykle stoj� szeroko otworem na powitanie przyjaci�, co w jaki� spos�b t�umaczy, dlaczego irlandzkie domy na wsi s� notorycznie zimne. Ja sama zawsze my�la�am, �e Ardnavama jest niczym klejnot spowity w zielony at�as. Trawniki, rabaty, krzewy - i poro�ni�te drzewami wzg�rza, wspinaj�ce si� z ty�u za domem i opieku�czo otaczaj�ce go doko�a. A na prawo, w prze�wicie pomi�dzy wzniesieniami, wida� przelotny b�ysk morza. Wewn�trz wszystko jest pokryte wyblak�� tapet� w kolorze eau de nile i wystrz�pionym perkalem. Od dawna nie tkni�to tu niczego - od k�d w latach czterdziestych mamusi sko�czy�y si� pieni�dze. Nadal jednak pozostaj� nam resztki wielko�ci i nasze wspomnienia: srebrne trofea z wystaw koni, potrzebuj�ce wyczyszczenia, walcz� na kredensie o skrawek miejsca z chyba dwudziestk� chromowych mieszalnik�w do koktajli i srebrnych georgia�skich wiaderek do lodu. D�bowe pod�ogi pokryte s� wys�u�onymi perskimi dywanami, a ogromne chi�skie wazy stoj� przepe�nione zasuszonymi hortensjami i r�ami, kt�rych barwy wyblak�y, nabieraj�c czarownegojasnop�owego koloru, tak dobrze wsp� graj�cego z patyn� starego drewna. S� tu szerokie, skrzypi�ce schody z desek d�bowych, �miertelnie zdradliwe w czasach mojej lekkomy�lnej m�odo�ci. Wystarczy� jeden niebaczny krok na drugim stopniu od g�ry, a wszelkie zwariowane po mys�y mog�y si� zako�czy�. Z�ote brokatowe zas�ony s� za� tak stare, �e nie wolno ich zaci�ga�, je�li si� nie chce, by rozpad�y si� w r�kach na proch. Torfowe ogienki bez przerwy tl� si� sennie na ozdobnych �elaznych paleniskach, pokrywaj�c czerni� marmurowe kominki i zlewaj�c sw� gryz�c� wo� z delikatnym aromatem mieszanki korzeni i zi�, z do chodz�cym z kuchni rozkosznym zapachem �wie�o upieczonych dro�d��wek i placuszk�w, a tak�e z wszechobecnym kurzem. I gdy tak patrz�, mam wra�enie, �e na ka�dym krze�le le�y stos ksi��ek i oko�o miliona starych egzemplarzy "Horse and Hound" oraz "Irish Field", a mo�e te� jeden lub dwa koty. Obdarzam to miejsce wielk� mi�o�ci�, mimo �e nie tutaj si� urodzi�am. Zjawi�am si� na tym �wiecie w pewien letni dzie�, na po�y s�oneczny, a na po�y deszczowy, w roku 1910, nie dalej ni� o mil� st�d. W Wielkim Domu. M�j ojciec ju� zawczasu nastawi� dobre porto, kt�re popijam teraz wieczorami; widzicie, spodziewa� si� ch�opca, a dla ch�opc�w zawsze wstawiano m�ode porto do piwnicy, tak by dojrza�o do wypicia, gdy syn sko�czy dwadzie�cia jeden lat Oczywi�cie, kiedy si� pojawi�am, ojciec spojrza� tylko na mnie, wzruszy� ramionami i powiedzia� do mojej matki: - No c�, je�li to wszystko, co mogli�my zdzia�a�, dopilnujmy przy najmniej, by je�dzi�a konno jak m�czyzna. I dopilnowa�. Inni pami�taj� dziecinne w�zeczki, a ja pami�tam stajnie. Zapach koni jest moim pierwszym wspomnieniem. I, chwa�a Bogu, polubi�am je tak jak inne dziewczynki lubi�y lalki. Nigdy nie czu�am strachu. Mia�am swojego ma�ego, �agodnego kucyka z Connemara, ciemnobr�zowej ma�ci, a gdy ju� sko�czy�am trzy lata, papa wybaczy� mi, �e nie jestem ch�opcem. My�l�, �e - co wi�cej - by� wr�cz dumny ze swojej nieustraszonej c�reczki-amazonki. Papcio i mamusia byli zapalonymi podr�nikami i zawsze brali mnie ze sob�, poczynaj�c od roku moich narodzin. Mamusia powiedzia�a, �e nie zamierza pozosta� w domu, a tatu� - �e nawet mu si� nie �ni�o zostawia� j�, tak wi�c wyruszyli�my wszyscy razem. Oczywi�cie do Pary�a i do Deauville na wy�cigi. Potem kasyna w Monte Carlo i Biarritz, gdy� mamusia uwielbia�a dreszczyk emocji. Powr�t tutaj na polowanie i �owienie ryb, a potem do Londynu na sezon towarzyski, do Ascot i Goodwood, i na �agle w Cowes. Och, no i przyj�cia. Nigdy ju� nie b�dzie tak wspania�ych przyj��! A mo�e to m�odo�� sprawia, �e wszystkie przyj�cia s� udane. Gdy ma si� lat siedemna�cie... A potem jeszcze Baden-Baden i Schwarzwald, i wreszcie narty w Saint Moritz. Och, doprawdy by�am w�druj�cym dzieckiem, z guwernantk� i z kufrem pe�nym zabawek oraz z dwojgiem uwielbiaj�cych mnie rodzic�w. Kiedy mia�am dziesi�� lat, zd��y�am ju� przywykn�� do je�d�enia poci�giem-promem z Victoria Statioo w Londynie do Pary�a. W wieku lat czternastu za� sta�am si� ma�� bywalczyni� Blue Train na trasie do Riwiery. Podr�owa�am tak cz�sto, �e mog�abym z powodzeniem je�dzi� sama, cho� oczywi�cie rodzice nigdy mi na to nie pozwolili. No i znali mnie wszyscy portierzy w najlepszych hotelach: Claridges, Lancaster, Hotel de Paris i Gritti Pal�ce. Wam, m�ode stworzenia, wraz z waszymi d�insami i kowbojskimi butami, uczelniami i karierami, wydaje si� to chyba r�wnie odleg�e w czasie jak inna planeta, ale kiedy mamusia i papcio uznali, �e wymykam im si� spod kontroli i wyprawili mnie, bym sko�czy�a szko�� w Pary�u, po my�la�am, �e to kres mojego �wiata. By�am zes�a�cem z Ardnavamy, niczym os�awiona Lily. Ale o Lily opowiem wam p�niej - "wszystko w swoim czasie", jak mawia�a mamusia, gdy si� niecierpliwi�am. A jednak dziw bierze, �e rozmowa wci�� wraca do "Nikczemnej" Lily Molyneux, cho� z drugiej strony, by�a to kobieta, kt�rej si� nie da zapomnie�. Tak czy inaczej, zosta�am zes�ana na rok. Walczy�am przeciw tej decyzji, i to jak walczy�am! Wyla�am ca�e wiadra �ez, lecz bez skutku. A gdy si� tam znalaz�am, spodoba�o mi si�, cho� oczywi�cie nigdy im si� do tego nie przyzna�am. U�ala�am si� nieustannie, a� do ko�ca. Niech sobie cierpi� katusze. Wys�ano mnie tam w nadziei, �e przeistocz� si� w m�od� dam�, ale nikt nie wydawa� si� zaskoczony, gdy tak si� nie sta�o. Mamusia powiedzia�a, �e jestem indywidualistk� i nigdy nie nak�ania�a mnie do udawania kogo� innego. Mia�am siedemna�cie lat, p�omiennorude loki, zabawn�, drobn� twarzyczk� i niebieskie oczy jak wiele z rodu Molyneux. By�am rozgarni�ta, �ywa, sk�onna do �art�w i lubi�a mnie nies�ychanie ca�a gromada przyjaci�. Potem wr�ci�am do domu i musia�am odgrywa� rol� wchodz�cej w towarzystwo panienki. Czy mo�ecie sobie wyobrazi� mnie, ton�c� w bia�ych tiulach, z pi�rami we w�osach niczym nastroszona papuga? Maj�c dwadzie�cia lat, my�la�am tylko o koniach i m�czyznach. W tej w�a�nie kolejno�ci. Z wyj�tkiem Pary�a, gdzie by�o inaczej: w pierwszym rz�dzie m�czy�ni, a p�niej konie. Wy co prawda wiecie, �e nigdy nie by�am pi�kno�ci�, ale m�wiono, �e jestem zabawna z owym nieustaj�cym potokiem s��w i wibruj�cym �miechem kt�ry odziedziczy�am po mamusi - ludzie pragn�li go s�ucha�. - Maudie Molyneux nie staje po niczyjej stronie - mawiano. - Ona jest mi�a dla ka�dego. - Musz� wyzna�, �e ciekawe plotki dawa�y mi prawie tyle samo przyjemno�ci, co porz�dna, forsowna jazda przez pola w mglisty jesienny dzie�. Uwielbia�am te� Pary� i stroje, i jeszcze dzisiaj wstyd mi si� przyzna�, ile pieni�dzy roztrwoni�am na kapelusze. Szczeg�lnie na te ma�e koktajlowe kapelusiki, kt�re nosi�o si� w latach trzydziestych. Na Faubourg St Honore by�a pewna kobieta; jak�e si� ona nazywa�a? Ach, prawda: Madame Simonetta, kt�ra robi�a te ma�e p�czki nakrapianej siateczki i pi�r, przy czym ka�dy z nich kosztowa� fortun�. Ale by�y boskie, warte ka�dego wydanego pensa. Mam je ci�gle na pi�trze, wraz z ca�� reszt� rupieci. Komu w owych beztroskich dniach �ni�o si� to, co mia�o wkr�tce nast�pi�? Zawsze powiadam, �e prze�y�am dziesi�� wspania�ych lat, po czym wszyscy z nas, g�upiutkie m�ode stworzenia, byli�my zmuszeni dorosn��. A gdy nadszed� rok 1939, zbyt wielu z nas musia�o umrze�. Moi przyjaciele rozproszyli si� tak po kontynencie europejskim, jak i po Anglii czy Irlandii. Niekt�rzy nawet walczyli po przeciwnej stronie. Wszyscy byli�my jak oszo�omieni: jednego dnia flirtowali�my ze sob� i urz�dzali zabawy, a ju� nazajutrz mieli�my si� nawzajem nienawidzi�. Ale przypuszczam, �e na tym polegaj� wszystkie wojny. Kilku nikczemnych z�oczy�c�w kieruje do walki tych dobrych i odwa�nych, by pos�u�y� si� nimi do w�asnych cel�w. M�j wybrany znalaz� si� w�r�d pierwszych, kt�rzy poszli na wojn�. Archie Herbert. Ten od liczenia pieg�w. Och, Archie by� taki przystojny. Wysoki brunet o arystokratycznym wygl�dzie, z ciemnym w�sikiem i uduchowionymi br�zowymi oczyma. Prezentowa� si� tak osza�amiaj�co pi�knie w mundurze koloru khaki z tymi wszystkimi wyglansowanymi szelkami i paskami z br�zowej sk�ry, i z l�ni�cymi z�otymi guzikami. Rzecz jasna, zakocha�am si� w nim do szale�stwa. W chwili wypowiedzenia wojny przebywa� jako oficer zawodowy z misj�w Pary�u - i zosta� tam, by zobaczy�, do czego m�g� by si� przyda�. Wzi�to go do niewoli i wys�ano do Niemiec - no c�, jego rodzina by�a bardzo wysoko postawiona, tak �e pojmanie go stanowi�o dla nazist�w nie lada gratk�. Dosta�am od niego jeden list, je�li mo�na to nazwa� listem... kilka linijek, po�owa z nich wykre�lona przez cenzur�. A potem ju� nic wi�cej. Nadal pisywa�am do niego w nadziei, �e wci�� tam jest i mo�e otrzymuje moje listy. A potem, ju� po wojnie, odnaleziono jego �lady. Zmar� w obozie dla je�c�w wojennych w 1942 roku. Zamorzyli g�odem tego wspania�ego, przystojnego m�odego cz�owieka. Nie s�dz�, bym kiedykolwiek zdo�a�a si� z tym pogodzi�. Rzecz jasna, ka�dy z nas mia� sw�j niewielki udzia� w tej wojnie. Ja wst�pi�am do marynarki, do Pomocniczej Morskiej S�u�by Kobiet (WRNS), przede wszystkim dlatego, �e ich mundury by�y najbardziej eleganckie. Ch�tnie wst�pi�abym do kawalerii, ale tam nie przyjmowano kobiet, a poza tym nie korzystano ju� z koni. W Pomocniczej S�u�bie zrobiono mnie oficerem, bynajmniej nie z powodu doskona�ego wykszta�cenia, gdy� B�g mi �wiadkiem, �e nigdy go nie uzyska�am. W�ada�am za to trzema j�zykami. Przez ca�� wojn� nie uda�o mi si� zobaczy� okr�tu, natomiast zabawia�am si� znakomicie, obwo��c oficer�w po Londynie. Nast�pnie przeniesiono mnie do admiralicji, gdzie na wielkich plastycznych mapach ocean�w �wiata przesuwano w r�ne strony miniaturki �odzi podwodnych i niszczycieli. Och, moi drodzy, wojna sta�a si� okresem wielu flirt�w. W Londynie mieli�my raczej ma�o doczesnych przyjemno�ci: �adnych jedwabnych po�czoch, perfum ani stroj�w - i cholernie ma�o jedzenia. Cho� zawsze mo�na by�o wypi� porz�dnego drinka w Cafe de Paris, p�ki jej nie zbombardowano. A dobre hotele, Claridges i Savoy, robi�y wszystko, co w �wczesnych warunkach si� da�o, by zaoferowa� przyzwoity lunch ju� za kilka szyling�w. Czynne by�y te� puby i kluby nocne z muzyk�, a wi�c cz�sto ta�czyli�my i �miali�my si� - i r�wnie cz�sto p�akali. A potem nadszed� koniec wojny i gdy opad�a euforia, spostrzeg�y�my, jak niewielu naszych przyjaci� powr�ci�o do domu. M�odzi m�czy�ni, z kt�rymi wsp�lnie �mia�y�my si� i �artowa�y�my, ch�opcy z kt�rymi gra�y�my w tenisa i ta�czy�y�my. I z kt�rymi si� kocha�y�my. Nasz �wiat ju� nigdy nie mia� by� taki sam jak przedtem. Po wojnie wr�ci�am do domu, do Ardnavamy. Przez ca�y czas by�a tam mamusia, kt�ra hodowa�a swoje kurcz�ta, owce i krowy. Farmereczka na ca�ego! Dopiero p�niej poj�am, co by�o tego przyczyn�. Musia�a sta� si� teraz bardziej samowystarczalna. Dawniej nikt z nas nie zaprz�ta�by sobie g�owy pieni�dzmi. Gdy sieje mia�o, nale�a�o je wydawa�, a gdy ich brakowa�o - trzeba by�o jako� sobie radzi�. Ale r�d Molyneux zawsze mia� pieni�dze, a przy tym nie �yli�my szczeg�lnie rozrzutnie: �adnych jacht�w ani przegrywania maj�tk�w w Monte Carlo, ani te� szalonych ekstrawaganckich wydatk�w na s�ynne kurtyzany lub bajeczne klejnoty. Pieni�dzy nie brakowa�o tu nigdy, przez ca�e stulecia. Sko�czy�y si� dopiero teraz. A w ka�dym razie zosta�o ich niewiele. Wiecie, �e to najstarsi synowie zawsze dziedzicz� domy i pieni�dze; ot� m�j ojciec by� drugim z kolei synem, tak wi�c niewiele m�g� odziedziczy�. Wszystko, czym dysponowa�, stanowi�o niewielk� sum� po jego babce, ale s�dz�, �e wi�kszo�� tego ju� w�wczas wydali�my. Maj�tek mamusi zosta� niegdy� zainwestowany za granic�, w stal niemieck� i w nie istniej�ce ju� linie okr�towe oraz plantacje kauczuku, kt�re zbankrutowa�y - wszystko wybrane jak najgorzej. Ten stan rzeczy sprawi�, �e wysz�am za m��. Za Irlandczyka. Do�� mi�ego faceta, kt�rego zna�am, odk�d si�gn� pami�ci�. Ale po Archiem nie mog�am znale�� sobie miejsca. M�� nudzi� mnie przera�liwie, tak wi�c w ci�gu jednego roku zebra�am si� w sobie i rzuci�am go. A potem spotka�am innego m�czyzn�. �ci�le m�wi�c, spotka�am go ponownie: by� to oficer marynarki znany mi ju� z admiralicji. Wozi�am go kiedy� s�u�bowym samochodem, na samym pocz�tku mojego pobytu w S�u�bie Pomocniczej. Polubi�am go wtedy i teraz podoba� mi si� nadal. Oczywi�cie istnia� pewien szkopu�, poniewa� wci�� jeszcze pozostawa�am m�atk�, mieszkali�my wi�c po prostu razem w Ardnavamie. Nikomu to nie przeszkadza�o. Dopiero kiedy zamierza�am wyst�pi� o rozw�d i ponownie wyj�� za m��, zacz�y si� k�opoty. Wszystko by�o w po rz�dku, p�ki mieszka�o si� z facetem; ludzie mogli udawa�, �e niczego nie widz�. Ale rozw�d? W owych czasach? Bro� Bo�e! I B�g zabroni�, za po�rednictwem samego biskupa. Mia�am wi�c do wyboru: albo uzyska� rozw�d, po�lubi� tego m�czyzn� i �y� na wygnaniu, albo pozosta� u siebie, w Ardnavamie. Wybra�am Ardnavam� i nigdy nie �a�owa�am tej decyzji, chocia� i tak m�j pierwszy m�� zmar� par� lat p�niej i znowu by�am woln� kobiet�. Sta�am si� Weso�� Wd�wk� Molyneux - poniewa� tak jak wszystkie kobiety z rodziny Molyneux nie przybra�am nazwiska m�a. A przy okazji: wymawia sieje Molynoo; po prostu tak je upraszczamy. �ycie p�yn�o dalej. Mia�am mn�stwo przyjaci� rozrzuconych po wszystkich kontynentach, a �e nareszcie wesz�am w posiadanie pieni�dzy mojego dziadka Molyneux, mog�am ich odwiedza�, ilekro� tego zapragn�am. Mia�am te� swoje konie, a i Pary� powr�ci�, zn�w swinguj�cy ameryka�skim jazzem, pe�en znanych ludzi... och, ja sama prze�ywa�am szalone dawne lata. Potem pojecha�am z papciem i mamusi� na wycieczk� do Indii. Tacie zdarzy� si� fatalny upadek z kuca, podczas gry w polo, i w kilka dni p�niej zachorowa� na t�ec. Umar� przed up�ywem tygodnia, ja za� musia�am odwie�� mamusi� do domu. Czu�a si� bez niego zupe�nie zdruzgotana, i ja oczywi�cie te�. Mamusia pozosta�a na sta�e w ustroniu Ardnavamy, piel�gnuj�c swoje ogrody - a zapewniam was, �e w tamtych latach by�y one pi�kne jak malowanie, ja za� po jakim� czasie znowu wr�ci�am na swoje dawne szlaki, polatuj�c jak motyl mi�dzy Londynem, Pary�em i Dublinem. Zawsze jednak wraca�am do Ardnavamy na sezon �owiecki. Nasze staj nie nale�a�y do najlepszych w kraju, nasze dalmaty�czyki by�y najlepszego chowu, znakomite potomstwo ps�w nale��cych niegdy� do Lily, a nasze ogrody - najpi�kniejsze w Connemara. A potem, gdy mamusia w ko�cu umar�a, wr�ci�am do Ardnavamy ju� na dobre. Ale oto zn�w m�wi� o sobie samej, tak jak wytyka mi to zawsze Niewierna Brygida, cho� przez ca�y czas mam zamiar opowiedzie� wam o tym, co wydarzy�o si� zaledwie wczoraj, o moich nieoczekiwanych go�ciach. 2. Tego ranka pada� deszcz, a psy by�y zm�czone, gdy� mieli�my ju� za sob� nasz� zwyk�� przeja�d�k� wzd�u� pla�y. Zazwyczaj one bieg�y, a ja jecha�am na mojej Kessidy - smuk�ej gniadoszce do polowa� z go�czymi lub na szalonym Malachy, kasztanie, kt�ry potrafi p�dzi� jak wicher, a robi to cz�sto, czy chcesz tego, czy nie. Jest to sprytna stara bestia, wi�c ty musisz by� sprytniejszy i u�wiadomi� mu, kto tu rz�dzi, a wtedy zapewni ci wspania�� jazd�. Nieustraszony, szybki, o budowie wo�u - to jest w�a�nie Malachy. Najcz�ciej je�dzimy g�rskimi �cie�kami le�nymi, po czym w d� na pla��, by cwa�owa� wzd�u� wody, a ja wtedy krzycz� i �miej� si� niczym jaka� szalona istota. Tak bardzo si� ciesz�. A psy biegn� obok na �eb na szyj�, szczekaj�c jak nieprzytomne z samej rado�ci. To w�a�nie s� dla mnie najmilsze chwile dnia. Wiatr �wiszcz�cy w uszach, fale przy brze�ne, kt�re t�uk� si� mocno jak moje serce - i rozp�dzony ko� pode mn�. Mog� wam wyzna�, �e to najlepsza rzecz jak� znam, pomijaj�c kochanie si� oczywi�cie. Ach, i tu mnie niesie: zn�w roni� swoje tajemnice niczym wino z przepe�nionego kieliszka. "Do�� ju� twojego gadania", jak powiada�a moja mamusia. Panie �wie� nad jej dusz�, kiedy plot�am co� nieroztropnie. I widzicie, �e mia�a racj�. Czy nigdy nie byli�cie w Connemara? A wi�c czeka was uczta duchowa, zobaczy� bowiem Connemara po raz pierwszy to tak, jak gdyby ujrze� we �nie krain� samego Boga. Krajobraz zmienia si� co par� kilometr�w. Najpierw wszystko jest niego�cinne i opuszczone: nagie niebiesko-zielone g�ry i od czasu do czasu rw�cy kryszta�owy potok, kt�ry dr��y swe koryto z g�ry na d�, ku wartko p�yn�cej brunatnej rzece. Potem zostawiacie sk�py, skalisty pejza� za sob� i macie ju� ca�e mile torfowisk koloru gorzkiej czekolady - i tajemnicze, zaro�ni�te trzcinami srebrne jeziora w otoczeniu drzew. Tam, gdzie teren obni�a si� w stron� oceanu, ujrzycie ma�e, surowe domki z pobielonego wapnem kamienia, o strzechach przymocowanych sznurami na wypadek srogich zimowych zawieruch. Niebo nad Connemara �ci�ga artyst�w ze wszystkich zak�tk�w �wiata. Ma barw� ksi�ycowych kamieni i opali, a niekiedy jest per�owoszare, do k�adnie w odcieniu morza, co ka�e mi marzy� o tym, bym umia�a malowa�. Jad�c dalej, ujrzycie mo�e samotn� karmelowo-br�zow� krow�, kt�ra le��c na sp�achetku trawy po�r�d ska� co� prze�uwa spokojnie i obserwuje was. A mo�e ma�y kucyk z Connemara minie was, biegn�c luzem wzd�u� drogi z male�kim �rebi�ciem, kt�re drepcze u jego boku - bia�e, o k�dzierzawej, rozwianej na wietrze grzywie, z ogonem niczym pi�ropusz, przypominaj�c konika z ba�ni. Niekt�rzy m�wi�, �e to odludna kraina, ale dla mnie jest ona r�wnie spokojna, jak ka�da inna na tym zm�czonym, starym padole. Tak czy owak, tamto popo�udnie by�o s�oneczne i ciep�e. Dosiada�am Kessidy, ale tym razem psy mi nie towarzyszy�y. Zostawi�am te leniwe bestie �pi�ce na frontowych stopniach i jecha�am dla odmiany k�usa, opuszczaj�c posiad�o�� i dalej zd��aj�c li�ciast� alej�. Po chwili zobaczy�am ma�ego fiata, kt�ry torowa� sobie drog� przecink� w stron� Wielkiego Domu, z m�od� rudow�os� dziewczyn� za kierownic�. Ot� nie�atwo jest trafi� do Domu; stary drogowskaz rozpad� si� ju� przed laty, zreszt� nigdy nie by� czym� godnym uwagi. Zwyk�y kawa�ek drewna z odr�cznym napisem, nadwer�ony dzia�aniem pogody, teraz chyli si� po pijacku ku ziemi, jakby ju� nikt nigdy nie musia� zna� drogi do Ardnavamy. Jest to ostry, niewielki zjazd z drugorz�dnej szosy, kt�ry - z tym u�amanym drogowskazem i tak dalej �atwo mo�na przeoczy�. Od razu wiedzia�am wi�c, �e nie jest to zwyk�a turystka, zagubiona i zdezorientowana w poszukiwaniu wjazdu do parku narodowego. Ta rudow�osa m�oda kobieta by�a osob�, kt�rej przy�wieca� jaki� cel. Ciekawo�� jest kolejn� moj� wad�, dlatego oczywi�cie pod��y�am za ni�, z tym �e wybra�am �atwiejsz� drog� wiod�c� mi�dzy drzewami, poniewa� z biegiem lat aleja sta�a si� nie wi�cej ni� zwyk�� kolein�, prawie niemo�liw� do pokonania, gdy pada deszcz i jest b�oto. Dawno min�y dni, kiedy do Ardnavamy wiod�a bita droga, utrzymywana przez rodzin� Molyneux w doskona�ym stanie. Wsp�czu�am nieznajomej dziewczynie, kt�ra trz�s�a si� po wybojach przez ponad mil�, nim stan�a przy rozpadaj�cych si� kamiennych s�upach bramy do Wielkiego Domu, zwie�czonych par� lw�w, kt�re �apami podtrzymuj� nasz� tarcz� herbow�. Ozdobne �elazne skrzyd�a bramy s� na sta�e zaklinowane ci�kimi g�azami, a ze s�ynnego niegdy� podjazdu zosta�y tylko zielska i dalsze koleiny, buki za� wyros�y dzi� tak wielkie, �e nie dopuszczaj� �wiat�a. Wygl�da to przygn�biaj�co i deprymuj�co, nawet w s�oneczny dzie�. Skr�ci�a na podjazd i potelepa�a si� w stron� domu, a ja z ty�u kierowa�am Kessidy w �lad za ni�, kryj�c si� mi�dzy drzewami tak, �e nie mog�a mnie widzie�. Ten podjazd liczy mil� d�ugo�ci i prowadzi zakolami w�r�d drzew, dra�ni�c tu i tam przelotnym widokiem wie�yczek z szarego kamienia i doprowadza do sza�u zniecierpliwionego go�cia, ciekawego, kiedy wreszcie zobaczy rezydencj�. A gdy wynurzasz si� spomi�dzy listowia, oto ju� jest, rysuje si� przed tob�, o�wietlona od ty�u s�o�cem popo�udnia, jawi�c si� ca�emu �wiatu tak, jakby wci�� jeszcze by�a zamieszkana. Dziewczyna wydosta�a si� z samochodu i w�o�y�a r�ce do kieszeni d�ins�w, patrz�c na dom; zauwa�y�am, �e jej opuszczone ramiona wyra�aj� rozczarowanie. Jest to bowiem ju� tylko poczernia�y szkielet. Dach zapad� si� w kilkudziesi�ciu miejscach, bluszcz zarasta okna bez szyb. Naturalnie, wci�� jeszcze wida� �lady dawnej �wietno�ci: imponuj�cy portyk z czterema korynckimi kolumnami i pot�ne drzwi wej�ciowe, na tyle szerokie, �e mo�na przejecha� przez nie konno, co podobno m�j pradziadek uwielbia� robi� zawsze w wiecz�r sylwestrowy, kiedy siedz�c na ko�skim grzbiecie w wielkiej brukowanej sieni, jednym haustem wypija� kieliszek szampana. "Za pomy�lno�� rodu Molyneux" - mawia�. W tym wypadku nieborak zawi�d� si� bardzo. Zsiad�am z konia i zrobi�am kilka krok�w w stron� dziewczyny. - Przyjecha�a� obejrze� star� ruin�, prawda? zapyta�am. Obr�ci�a si� do mnie. - Oczywi�cie, mam na my�li siebie, a nie dom - powiedzia�am, �miej�c si� g�o�no ze swego �arciku. - A kim mo�esz by� ty, kt�ra wkraczasz do mojej posiad�o�ci? - Do pani posiad�o�ci? - Oczywi�cie, �e mojej - odpar�am zniecierpliwiona. Ka�dy to wie. Spodziewam si�, �e jeste� jednakowo� obca. Nikt z okolicy nie zechcia�by nawet spojrze� na t� kup� gruzu. Patrzy�a na mnie oniemia�a, a jej zdumione spojrzenie �wiadczy�o, �e dziwi j� m�j wiek i dziewcz�ce rude loczki w po��czeniu ze sfatygowanym kapeluszem z czarnego filcu, wgniecionym na czubku, moja sp�owia�a czerwona kurtka my�liwska, stare workowate bryczesy i elegancko wyglansowane buty. - Je�li szuka�a� zamku Ardnavama, to w�a�nie on - powiedzia�am �ywo. - A mo�e raczej to, co z niego pozosta�o. By�a to istna kr�likarnia, pi��dziesi�t dwa pokoje, po jednym na ka�dy tydzie� roku. Piekielnie zimna - bardziej ni� sama Moskwa zim�, jak zawsze m�wi�a moja matka. I to pomimo czterdziestu komink�w pracuj�cych pe�n� par�- nigdy nie pozwalano im wygasn��, nawet gdy rodzina wyje�d�a�a. Ogrzewanie tego domu przypomina�o zaopatrywanie statku w paliwo, a kosztowa�o dziesi�� razy wi�cej. - Pewnie chcesz si� dowiedzie�, co si� sta�o. By�o to w 1922 roku, gdy my, Irlandczycy, prze�ywali�my "trudno�ci", a ch�opcy z�o�yli nam ma�� wizyt�. Miejscowe zuchy, pozna�am ich wszystkich, pomimo masek. Powiedzieli, �e jest im bardzo, bardzo przykro, ale maj� polecenie spali� dom. "No to do dzie�a" - m�wi� na to ze z�o�ci�. - "Pierwszy raz, odk�d go zbudowano, zrobi si� w tym cholernym domu ciep�o". - Mia�am dopiero dwana�cie lat i by�am sama, pomijaj�c t� g�upi� guwernantk�, kt�ra uciek�a, by schowa� si� w oran�erii. Ca�a s�u�ba wiedzia�a oczywi�cie, co ma si� wydarzy�, i poznika�a jak senne marzenie. Ch�opcy dali mi pi�tna�cie minut na zabranie tego, co zechc�, a ja szybko si� zastanawia�am. Ratowa� Rubensy, van Dycki, portrety rodzinne i srebra, czy per�y mojej matki... wszystko bezcenne, nie do zast�pienia. - W ko�cu oczywi�cie pobieg�am do stajni, wypu�ci�am konie i psy. Uwolni�am kurczaki i wyp�oszy�am je daleko, za to ca�a reszta posz�a z dymem, a ja nigdy nie �a�owa�am swojej decyzji ani przez chwil�. - Za�mia�am si�, przypomniawszy sobie wyraz twarzy mamusi, kiedy jej to opowiada�am. - Ale moja matka nigdy mi nie wybaczy�a tych pere�. Dziewczyna tylko patrzy�a na mnie, nie�mia�a i wielkooka, nie wiedz�c, czy ma powiedzie�, �e jej przykro ze wzgl�du na mnie, czy �e jest jej mi�o, a ja niecierpliwie trzasn�am szpicrut� o udo, czekaj�c, by mi si� przedstawi�a. - A wi�c? - zapyta�am. - Kim�e pani jest? Wyprostowa�a si� w taki spos�b, jakby sta�a przed dyrektork� szko�y, bezwiednie wyg�adzaj�c na sobie wymi�t� sp�dniczk� z bia�ej bawe�ny. Mia�a bujnie wij�ce si� miedzianorude w�osy i oczy w kolorze ch�odnej szaro�ci pod ciemnymi rz�sami oraz piegi - takie jak ja. Na tychmiast z�agodnia�am. Ona za� rzek�a: - Jestem Shannon Keeffe. - Jeste� Keeffe, powiadasz? - Nie mog�a rzec mi nic bardziej zdumiewaj�cego i za�mia�am si� znowu, niezmiernie ubawiona tym razem. - No, no - powiedzia�am. - Zawsze by�am ciekawa, kiedy si� po ka�e kt�ry� z b�kart�w Lily. Zala�a si� ognistym rumie�cem zak�opotania. - To w�a�nie jeden z powod�w, dla kt�rych tu jestem - wykrzykn�a. - Aby dowiedzie� si� czego� o Lily. Kim ona by�a? - Kim by�a Lily? No jak�e, Lily by�a s�awna. "Nikczemna Lily", jak j� tu w okolicy nazywano, i mo�e s�usznie. Lily mia�a ten rodzaj urody, o kt�rym d�ugo kr��� opowie�ci; okr�ca�a m�czyzn wok� ma�ego palca i sia�a spustoszenie, gdziekolwiek si� znalaz�a. Rozbija�a rodziny i r�ni�a mi�dzy sob� braci, siostry, kochank�w, m��w i �ony. A nawet dzieci. A je�li jeste� ciekawa, Shannon Keeffe, sk�d to wszystko wiem, to powiem ci, �e moja matka. Ciel Molyneux, by�a m�odsz� siostr� Lily. Jej oczy rozszerzy�y si� z ciekawo�ci. - Och - szepn�a z dr�eniem w g�osie - a wi�c mo�e mi pani wszystko o niej opowiedzie�? - To zale�y od tego, po co chcesz to wiedzie� - odpar�am zr�cznie. Ostatecznie nie mia�am zamiaru pokazywa� szkielet�w w rodzinnej szafie osobie zupe�nie nieznanej. W�o�y�am palce do ust i zagwizda�am, a Kessidy przyk�usowa�a do mnie spomi�dzy drzew. - Ale opowiem ci - doda�am, zwinnie wskakuj�c na grzbiet klaczy. - Nie jeste� pierwsz� osob� id�c� po �ladach Lily. - Ruszaj�c w cwa� podjazdem, krzykn�am: Jed� za mn�, Shannon Keeffe, wzd�u� przecinki. Manewrowa�a fiatem z ty�u za mn�, alejk� na lewo od podjazdu. By�o to niewiele wi�cej ni� �cie�ka dla konia, tak w�ska, �e je�yny grozi�y zdrapaniem farby z karoserii samochodu, a li�cie wielkich paproci prawie go zakrywa�y. A potem nagle drzewa si� przerzedzi�y, paprocie rozst�pi�y - i mia�y�my przed sob� Ardnavam�. Blask s�oneczny roz�wietla� strzeliste okna, ostra wo� torfowego dymu unosi�a si� z komin�w, a dalmaty�czyki w malowniczych pozach spoczywa�y na schodach. Drzwi, jak zwykle, by�y szeroko otwarte, a gdzie� dalej, na zielonych wzg�rzach m�ody ch�opiec stajenny wygrywa� na swej trzcinowej fujarce p�aczliw� melodyjk�, co brzmia�o dok�adnie tak jak �piew s�owika. Zwietrzywszy obcego, psy podnios�y g�owy, a potem zerwa�y si� jak na komend� i rzuci�y w naszym kierunku. Zeskoczy�am z Kessidy i klepni�ciem w zad odes�a�am j� do stajni, gdzie mia� zaj�� si� ni� stajenny, a potem machni�ciem r�ki odgoni�am psy. - Le�e�, przekl�te kreatury - wrzasn�am rozz�oszczona, a one uspokoi�y si�, przysiad�y na zadach i merda�y swoimi durnymi ogonami wiedz�c, �e nic podobnego nie mia�am na my�li. - Sko�czone g�upki - powiedzia�am do Shannon Keeffe - ale strasz nie je lubi�, mimo wszystko. M�wi�c prawd�, nie mog�abym bez nich �y�. Dziewczyna wpatrywa�a si� w dom z wyrazem oczarowania na twarzy, co znaczy�o, �e ju� by�a w nim zakochana, a ja u�miechn�am si�, zadowolona. - Napijmy si� herbaty - zaproponowa�am i gestem r�ki zaprosi�am j� do �rodka. Jej �liczne oczy szeroko otwar�y si� z zachwytu, gdy rozgl�da�a si� po zagraconym holu i zakurzonych, starych pokojach, wdychaj�c ich wo�. A ja ju� wiedzia�am, �e j� lubi�. - Jest to najbardziej urzekaj�cy dom, jaki kiedykolwiek widzia�am - wyrazi�a sw�j zachwyt cichym g�osem, delikatnym i dr��cym, tak jak by by�a ca�kowicie zawojowana. - Wydaje si� �yw� istot�. - Za�mia�a si�. - Prawie s�ycha�, jak oddycha. - To prawda - przyzna�am skromnie, przepuszczaj�c j� przed sob� do kuchni, nic bowiem milszego nad drobne pochlebstwo, je�li dotyczy tego, co bliskie twemu sercu. Jestem delikatna i drobna niczym wr�belek. Niewierna Brygida za�, za�ywna i gruboko�cista, wydaje si� ca�kowitym moim przeciwie�stwem. Ma okr�g�� twarz o potr�jnym podbr�dku, a jej siwe w�osy rozdzielone s� przedzia�kiem - idealnie po�rodku g�owy - i podpi�te tu� nad uszami spinkami z bia�ego plastiku. Jej r�owy fartuch roboczy jest zwykle kr�tszy z ty�u o trzy cale i wida� spod niego pulchne uda, gdy za� Brygida pracuje w kuchni, zawsze nosi na niewiarygodnie male�kich stopach par� starych, zielonych wellington�w. "To dla wygody", powiada, by najmniej nie zastanawiaj�c si�, jak to wygl�da. - To jest Niewierna Brygida - powiedzia�am, odsuwaj�c na drugi koniec sto�u stosy gazet, ksi��ek oraz dwa �pi�ce rude koty. - Brygido, przyprowadzi�am Shannon Keffee, aby napi�a si� z nami herbaty - do da�am g�o�no. Stara pannica sta�a si� ostatnimi czasy nieco g�ucha. - To cho� dobrze, �e w�a�nie wyj�am z pieca blach� placuszk�w - odburkn�a opryskliwie. - Na drugi raz, moja pani, je�li zaprosisz kogo� na herbatk�, zechciej mnie powiadomi� nieco wcze�niej, bym mog�a si� przygotowa� jak trzeba. - M�wi�c to, wzi�a ogromny talerz �wie�ych placuszk�w, umie�ci�a go z �oskotem na stole, po czym podrepta�a do kredensu i wyci�gn�a wielki garnek d�emu. - �wie�e maliny, sama zbiera�am - wyszepta�am konfidencjonalnie, gdy Brygida ha�a�liwie stawia�a garnek z d�emem na stole przed nami. Potem wzi�a niebiesk� miseczk� ze �mietan� i r�wnie ha�a�liwie postawi�a j� na stole obok d�emu. - Porzeczki jeszcze nie ostyg�y, b�dziecie musia�y wi�c zje�� z tym - zamrucza�a, drepcz�c z powrotem w stron� kuchni. Wiedz�c, czym mo�na zirytowa� Brygid�, opowiedzia�am Shannon histori� przydomka "Niewierna". Brygida rzuci�a mi w�ciek�e spojrzenie, a ja u�miechn�am si� szeroko. Spychaj�c dalmaty�czyki z krzese�, na kt�rych siedzia�y nieruchomo jak pos�gi oczekuj�c smako�yk�w, nala�am mocnej herbaty do delikatnych fili�anek z serwisu Spode. - Prosz�, to dla ciebie, Niewierna Brygido - powiedzia�am kpi�co, dok�adnie wiedz�c, co na to odpowie. - No, a przecie� pani wie, �e ja zawsze pij� w dawnym kubku od golenia po pani ojcu - zaburcza�a, przysuwaj�c si� szybko do sto�u. To istota z przyzwyczajeniami, ta moja Brygida. Odk�d j� znam, a wy ju� wiecie, �e znam j� od bardzo wielu lat, Brygida wydaje si� w ci�g�ym ruchu - zupe�nie tak jak ja wydaj� si� w ci�g�ym zawieszeniu: biega to tu, to tam, lekko jak bokser wagi koguciej, pomimo du�ej masy cia�a i starych wellington�w. Z ustami pe�nymi ciasta, odezwa�am si� do Shannon: - Oczywi�cie, Brygida jest starsza ode mnie. Opiekowa�a si� mn�, gdy jeszcze by�am male�k� dziewuszk�. Teraz musi mie� ju� ponad sto lat. - Nic podobnego - Brygida odparowa�a �ywo, wymachuj�c szerokim no�em w powietrzu ponad lepk� marmolad� z czarnych porzeczek. - Jeste�my w tym samym wieku, i pani to dobrze wiesz. Po prostu nigdy si� do tego nie przyznajesz. Nakarmi�am natr�tne ry�e koty i dalmaty�czyki kawa�kami ciasta i zerkn�am na dziewczyn�. - Chyba wybaczysz Brygidzie - powiedzia�am wielkodusznie. - Ta staruszka nigdy nie zna�a swego miejsca. Brygida naburmuszy�a si�, ale nic nie powiedzia�a, a ja u�miechn�am si� promiennie do Shannon, my�l�c, �e nadesz�a pora, by dowiedzie� si�, co j� sprowadza. Przygl�da�am si� jej bacznie. By�o dla mnie jasne, �e jest to pi�kno��, cho� musi dopiero rozkwitn��. Mia�a wspania�e w�osy koloru miedzi, jak niegdy� ja, cho� moje nigdy nie by�y nawet w po�owie tak bujne. A co do tych cudownych szarych oczu, tak spokojnych i jasnych - wiedzia�am, �e pewnego dnia b�d� doprowadza� m�czyzn do szale�stwa. Je�li, oczywi�cie, ju� si� tak nie dzieje. Pochyli�am si� naprz�d, ogl�daj�c jej piegi. - Mam tak� ma�� - powiedzia�am p�g�osem - przygotowywan� wed�ug przepisu mojej matki, we wsi po drugiej stronie Kylemore. Dzia�a cuda z piegami. Zapewne dlatego, �e robi si� j� blisko opactwa �wi�tobliwych zakonnic, jak zawsze mawia�a moja matka. - Hm! - skomentowa�a to g�o�no Brygida od strony kuchni. - Nie zwracaj na ni� uwagi - powiedzia�am, przysuwaj�c si� bli�ej ze swym krzes�em - i opowiedz mi o sobie. - Dobrze - rzek�a z wahaniem. - M�j ojciec nazywa� si� Bob Keeffe. S�ysza�am, jak za moimi plecami Brygida odwr�ci�a si�, by si� przy s�uchiwa�, ale nie rzek�a nic. Ja te� nie. - Zastanawia�am si�, czy pani go zna�a? - Dlaczego mia�abym go zna�? - zapyta�am nieufnie. Spojrza�a na mnie skonfundowana. - Bo przecie� zna pani nazwisko, Keeffe. I m�wi�a pani, �e jestem jednym z b�kart�w Lily! Skin�am g�ow�, popijaj�c ma�ymi �yczkami herbat� i czeka�am, by us�ysze�, co ona ma do powiedzenia, zanim zdradz� tajemnice rodziny. - To d�uga historia - powiedzia�a z ci�kim westchnieniem - a wi�c przypuszczam, �e najlepiej zacz�� od pocz�tku. - Miejsce r�wnie dobre, jak ka�de inne - zgodzi�am si�, a Brygida przysun�a krzes�o i ju� by�y�my gotowe do s�uchania. 3. My�l�, �e wszystko zacz�o si� trzy miesi�ce temu, w dzie� moich dwudziestych czwartych urodzin - powiedzia�a Shannon. - Tego weekendu ojciec wydawa� wielkie przyj�cie w naszej willi na Long Island, aby uczci� zar�wno moje zar�czyny, jak i urodziny - U�miechn�a si� wymuszonym, niewyra�nym u�miechem, kt�ry jednak nie si�gn�� jej pi�knych szarych oczu. - Tak naprawd�, to by�y moje trzecie zar�czyny w przeci�gu dw�ch lat. Tatu� zapyta� mnie: "Czy tym razem to si� utrzyma?" - ja za� odpar�am z przekonaniem, �e oczywi�cie, to ju� jest na sta�e. By� taki odpr�ony, widz�c mnie szcz�liw�, cho� my�l�, �e Buffy, moja macocha, czu�a si� po prostu zadowolona, �e wreszcie wypuszcza mnie spod swoich skrzyde�. - Ka�dy zna� "Wielkiego Boba" Keeffe - rzek�a Shannon, lekko u�miechaj�c si� z dum�. - Jego histori� latami opisywano we wszystkich czasopismach, nawet je�li on sam m�wi� o sobie niech�tnie. Ale gdy si� odniesie sukces taki, jak m�j ojciec, cz�owiek staje si� w pewnym sensie w�asno�ci� publiczn� i nie da si� ju� zachowa� �adnych tajemnic. A przynajmniej tak w�a�nie my�la�am. - Nigdy nie m�wi� publicznie o swoim �yciu osobistym, a jedynie o interesach. By� cz�owiekiem, kt�ry wykreowa� sam siebie, multimilionerem, tak �e ka�dy chcia� wiedzie�, w jaki spos�b to osi�gn��. "Od �achman�w do bogactwa - to w�a�nie ja" - m�wi� im w takim wypadku, lecz to by�o wszystko, co mia� do powiedzenia. - M�wiono, �e zajmuje si� nieruchomo�ciami, ale on si� tylko z tego �mia�. Sam siebie nazywa� "budowniczym" i zawsze pragn�� budowa� co� wi�kszego ni� inni. Jego wie�owce g�ruj� nad horyzontem tuzina ameryka�skich miast, on za� wznosi� budynek swoich marze�, studwudziestopi�ciopi�trow� Wie�� Keeffe na Park Avenue, zaprojektowan� przez I. M. Pei. - Ludziom wydawa�o si� dziwne, �e nigdy nie m�wi� o swojej przesz�o�ci; drwili z niego i powiadali, �e na pewno wstydzi si� lat sp�dzonych w sieroci�cu. Nie by�a to jednak prawda; nigdy nie ba� si� przyzna� do tego, �e kiedy� �y� w ub�stwie. - Czasami, gdy widzia�am go w telewizji, rozprawiaj�cego o swoich projektach, ogarnia�o mnie zdumienie, jak bardzo by� przystojny. W mediach opisywano go jako "krzepkiego, srebrzystow�osego sze��dziesi�ciolatka, kt�ry umie sprawi�, by drobne znikn�y z kieszeni �ebraka, a odzienie - z pi�knych kobiet". - Shannon u�miechn�a si� bole�nie na jego wspomnienie. - my�l�, �e mogli mie� racj�. Mia� przenikliwe jasno niebieskie oczy i g�st� srebrn� czupryn�, kt�ra kiedy� musia�a by� tak czarna, jak zdarza si� to tylko u prawdziwych "czarnych Irlandczyk�w" - i zawsze nieskazitelnie si� ubiera�. Jednak�e jego r�ce zdradza�y cz�owieka pracuj�cego fizycznie: du�e i silne. Powiada�, �e to jego dziedzictwo, i �e pochodzi od ludzi nawyk�ych do ci�kiej pracy, kt�rzy przez ca�e wieki uprawiali kamieniste irlandzkie pola. Westchn�a, pogr��ona we wspomnieniach. Tyle opowie�ci kr��y�o na jego temat, r�wnie� straszne pog�oski o jego zdradach ma��e�skich; jestem jednak pewna, �e nie zdarzy�o si� ich zn�w tak wiele, a przy tym wiem, �e zawsze stara� si� by� dyskretny, ze wzgl�du na mnie. My�l�, �e ze wzgl�du na Buffy te�. I wiem to na pewno, �e nigdy nie zapomnia�, co si� czuje, gdy jest si� biednym i samotnym; wyda� mn�stwo pieni�dzy na cele dobroczynne, robi�c to zawsze anonimowo, poniewa� nie znosi� rozg�osu. Ale s�awa - i nies�awa - jakby same go szuka�y. Wszystkie czasopisma ilustrowane i wszystkie gazety w Stanach zamie�ci�y ju� kiedy� opowie�� o tym, jak Robert Keeffe rozpoczyna� �ycie jako ubogi ch�opiec, sierota, kt�ry musia� pracowa� przez ca�e lata na placach budowy w Bostonie, by op�aci� swoje studia w MIT - Instytucie Technologu Massachusetts. I jak, maj�c wreszcie w kieszeni dyplom in�yniera, po�lubi� Mell�, irlandzk� dziewczyn� z Limeryku. M�wi�o si�, �e by�a to subtelna pi�kno��, wiotka i rudow�osa - mi�o�� jego �ycia, a przy tym r�wnie samotna jak on. Znalaz� sta�� posad� jako in�ynier budowlany, po czym kupili ma�y domek na przedmie�ciach Bostonu. Rok p�niej, gdy na �wiat przysz�a Shannon, czu�, �e �ycie nie mog�oby mu da� ju� nic wi�cej. Byli szcz�liwi. Potem wszystko si� rozpad�o. Mella zachorowa�a na raka, kt�ry rozwija� si� niepostrze�enie do chwili, gdy okaza�o si�, �e ju� jest za p�no. Zmar�a, kiedy Shannon mia�a dwa latka. Bob siedzia� w domu, upijaj�c si� co noc na um�r, sam na sam ze swoim nieszcz�ciem, podczas gdy strapieni s�siedzi opiekowali si� dzieckiem. Po miesi�cu, jak potem opowiada�, smutek zmieni� si� w gniew na ca�y �wiat, kt�ry istnia� dalej bez jego ukochanej Melli, a jeszcze p�niej gniew przeszed� we w�ciek�o�� na samego siebie za to, �e nie by� w stanie jej pom�c. Przesta� pi�, a swoje zawiedzione nadzieje i w�ciek�o�� utopi� w pracy. Dziecko pozostawi� w r�kach �yczliwej s�siadki, a sam wype�nia� prac� ca�y bo�y dzie� - teraz poch�ania�a go wy��cznie �lepa ambicja. Powiada�, �e mia� szcz�cie: zawsze bowiem okazywa� si� w�a�ciwym cz�owiekiem na w�a�ciwym miejscu i we w�a�ciwym momencie. Szybko uda�o mu si� osi�gn�� sukces, lecz to go bynajmniej nie zadowoli�o. Po�yczy� ogromne sumy od bankier�w, na kt�rych zrobi� wra�enie i kt�rych oczarowa� swoj� wymow�, oddaniem si� pracy, wiedz� o tym, czym si� zajmowa�, jak r�wnie� przezorno�ci�. Tak to w ci�gu czterech lat przekszta�ci� sw� ma�� Finn� w wielkie przedsi�wzi�cie. M�wiono, �e by� cz�owiekiem, kt�ry wie, co robi i czego chce. Banki bardzo szybko odkry�y zalety cz�owieka sukcesu. Dawano mu to, o co prosi�, nigdy nie maj�c powodu, by tego �a�owa�, poniewa� Wielki Bob Keeffe nie zawi�d� nikogo. Gdy Shannon mia�a sze�� lat, kupi� apartament przy Park Avenue w Nowym Jorku i zatrudni� wzi�tego dekoratora do urz�dzenia wn�trza. Umie�ci� w domu gosposi� i niani�, a Shannon zapisa� do szko�y przy klasztorze urszulanek. M�wi�o si�, �e z wdzi�czno�ci za sw� pomy�lno�� Bob ofiarowa� swe us�ugi i cz�� pieni�dzy na r�ne cele charytatywne, a potem zacz�to go widywa� na najbardziej eleganckich przyj�ciach w mie�cie. Barbar� van Huyton - zwan� Buffy - spotka� ju� na pierwszym przy j�ciu. By�a wysoka i smuk�a w sukni z czarnego aksamitu, z doskonale ostrzy�onymi blond w�osami do ramion, z nosem, kt�ry jakby wyszed� spod d�uta rze�biarza i �mia�ymi hiacyntowymi oczami. Jej rodzina nosi�a znane nazwisko, lecz nie mia�a pieni�dzy. Buffy uciele�nia�a wyobra�enia Boba o idealnej dziewczynie z wy�szych sfer. W sze�� miesi�cy p�niej po�lubi� j�. Przyjaciele Bufiy orzekli, �e wychodz�c za niego, wymienia swoj� pozycj� spo�eczn� na pieni�dze. I mieli racj�. Bob ofiarowa� jej kontrakt �lubny na milion dolar�w, a do tego milion za ka�dy rok ich ma��e�stwa, wp�acany na jej konto w kolejn� rocznic� �lubu. By�a r�wnie opanowana, jak jej m�� impulsywny, r�wnie ozi�b�a, jak on nami�tny, tak �e -jak g�osi�a plotka -ju� w pierwszym roku ma��e�stwa wzi�� sobie kochank�. A potem m�wi�o si�, �e ta by�a tylko pierwsz� z wielu. - Wiedzia�am o ostatniej kochance ojca, Joannie Belmont, cho� przy puszczam, �e bardzo niewiele os�b s�ysza�o o niej, pomijaj�c Buffy, kt�ra ze zwyk�ej interesowno�ci nie chcia�a o niczym s�ysze�. Buffy po prostu chroni�a sw�j kapita� - doda�a Shannon z gorycz�. - Najwidoczniej nie mog�a uwa�a� Joanny za powa�ne zagro�enie. Przypuszczalnie my�la�a, �e jest to tylko jaka� aktoreczka. Przynajmniej przedtem by�a ona aktork�, poniewa� wiem na pewno, �e od chwili poznania mojego ojca Joanna nie pracowa�a. Wiecie, ona jest pi�kna. Ma trzydzie�ci pi�� lat, na obcasach chyba ponad metr osiemdziesi�t wzrostu, jasne w�osy. Przypuszczam, �e powiedzia�yby�cie, i� jest wspania�a. Teatralne notki na jej temat powiada�y, �e ma u�miech Doris Day, figur� m�odej Ginger Rogers, a nogi Shirley MacLaine. My�l�, �e tato nie potrafi� sobie odm�wi� przyjemno�ci spotykania si� z ni�. A mo�liwe, �e Joannie naprawd� zale�a�o na nim, poniewa� przy jej �ywym temperamencie musia�o jej by� nie�atwo zachowa� tajemnic�. - Wzruszy�a ze znu�eniem ramionami. - W ka�dym razie tak mia�y si� rzeczy w czasie tego wieczornego przyj�cia. 4. Long Island, Nowy Jork Noc by�a ciep�a i parna. Suta kolacja - kawior z jajecznic�, homar z Maine, malmowo-czekoladowe markizy, dobry rocznik szampana wszystko zosta�o ju� poch�oni�te przez cztery setki go�ci, zgromadzonych pod drzewami w �wietle lampion�w i na d�ugim tarasie, sk�d wida� by�o odleg�e jezioro. Teraz za� ta�czono pod okaza�ym i szykownym namiotem z zielono-bia�ego jedwabiu. Jego faluj�ce po�y podwi�zano, by mo�na by�o schwyta� ka�dy powiew wiatru, a elegancko ubrane kobiety przechadza�y si� po trawnikach, och�adzaj�c si� chi�skimi papierowymi wachlarzami na d�ugich r�czkach, w kt�re zaopatrzy�a je Buffy, przewiduj�c upa�. Przygotowa�a r�wnie� na wypadek deszczu parasole, a nad �cie�kami kaza�a rozwiesi� os�ony. Buffy by�a kobiet�, kt�ra nie zostawia�a miejsca na przypadek, i Shannon my�la�a, �e jej macocha sprawdzi�aby si� jako prawnik od spraw korporacji. Buffy nie pochwala�a jednak pomys�u kabaretu, kt�ry w�a�nie mia� si� rozpocz��. Ojciec natomiast upiera� si� przy tym, pomimo wszystkich jej protest�w. - To takie irlandzkie - narzeka�a. - Przecie�, na mi�o�� bosk�, jestem Irlandczykiem - zagrzmia�. - Shannon jest Mandk�, mimo wszystkich twoich wysi�k�w, �eby j� st�amsi�. - I nie namy�laj�c si� d�u�ej, zam�wi� tradycyjn� kapel� irlandzk� oraz zesp� irlandzkich tancerzy i pie�niarzy, by nauczyli go�ci ta�czy� gig�. Toruj�c sobie drog� przez rozbawiony t�um tancerzy, Bob Keeffe chwyci� c�rk� za r�k� i powi�d� j� na podium. Gdy uciszy� ruchem r�ki kapel�, jego pot�ny g�os zagrzmia� wok� trawnik�w, mimo i� nie korzysta� z mikrofonu. - Panie i panowie, moi przyjaciele - zawo�a� i m�odzi ludzie spojrzeli pos�usznie w jego stron�, a ci, co kr��yli na zewn�trz namiotu, od wr�cili si�, by pos�ucha�. - Jak wiecie, jest to przyj�cie na cze�� urodzin Shannon - powiedzia�. - Ale ci ludzie s� tu na cze�� jej irlandzkich rudych w�os�w i roze�mianych irlandzkich oczu. - Po�r�d �miechu chwyci� mikrofon i zapowiedzia�; - Panie i panowie, b�d� dla was gra�y skrzypce, flety i akordeon, a ci uroczy m�odzi ludzie - tu machn�� r�k� w stron� stoj�cych za nim tancerzy - poka�� wam, jak naprawd� si� ta�czy. Muzyka zabrzmia�a, a Bob obj�� ramieniem Shannon i dziarsko obr�ci� j� doko�a. Wci�gu paru minut mn�stwo par szala�o na parkiecie w podskokach, a go�cie zebrani na zewn�trz, na trawnikach, pod��yli z powrotem do namiotu, przyci�gani magnesem tak odmiennej muzyki. Potem, gdy Shannon ta�czy�a ju� ze swym narzeczonym, zauwa�y�a, �e ojciec sam jeden zmierza na skraj namiotu. Oparty o �erdki, z jedn� r�k� w kieszeni bia�ej wieczorowej marynarki o nienagannym kroju, przygl�da� si� stamt�d ta�cz�cym. Shannon pomy�la�a, jak dziwnie samotny wydaje si� ten cz�owiek, kt�ry ma tylu przyjaci�. R�wnie� Buffy patrzy�a na niego. Rzuci�a mu to swoje ch�odne "spojrzenie Buffy", a Shannon wiedzia�a ju�, o czym ona my�li. Umia�a czyta� w my�lach swojej macochy jak w otwartej ksi��ce. Tylko dwie rzeczy stale zaprz�ta�y jej g�ow�. Pieni�dze i pozycja. Buffy nienawidzi�a �ycia w ub�stwie. W wieku dwudziestu lat postanowi�a, �e po�lubi pieni�dze. Wiedzia�a, �e potrzeba jej "impresaria", cz�owieka New Ag� - Nowych Czas�w, kt�ry doszed� do pieni�dzy tak, jakby to on sam je wynalaz�. Takiego kogo� znalaz�a w Bobie Keeffe. Mia�a dwadzie�cia sze�� lat, a Bob sko�czy� czterdzie�ci. �lub odby� si� z przepychem, w obecno�ci ca�ej rodziny i licznych przyjaci� panny m�odej oraz z jego o�mioletni� c�reczk� Shannon w roli druhny. Z nazwiska oKeeffe dyskretnie usuni�to literk� O, tak wi�c ona sta�a si� Buffy Keeffe, a Shannon jej pasierbic�. Buffy okaza�a si� doskona�� pani� domu; zna�a ka�dego, z kim warto by� po imieniu, a przy tym ol�niewa�a urod�. A przecie� wiedzia�a, �e nim jeszcze up�yn�� rok od �lubu, jej m�� wzi�� sobie kochank� i �e od tamtej pory pojawi�y si� te� inne. Mimo to Buffy i Wielki Bob Keeffe pozostali legend� �ycia towarzyskiego, najbardziej wytworn� par� w Nowym Jorku i w Palm Beach. Shannon uwolni�a si� z ramion Wila Davenporta. �miej�c si� rzek�a: - Daj mi odpocz��, Will. Brak mi ju� tchu. Potrzebuj� wody i �wie�ego powietrza. - Dam ci jedno i drugie - odpowiedzia� szarmancko, odprowadzaj�c j� na zewn�trz, na trawnik, po czym odszed� w poszukiwaniu szklanki wody. Shannon u�miechn�a si�, patrz�c za nim. Mija�y ju� trzy miesi�ce, odk�d go pozna�a - i nie mog�a si� doczeka�, by reszt� �ycia sp�dzi� razem z nim. By� wysoki i smag�y - i tak przystojny, jak ka�dy m�ody cz�owiek mo�e sobie tego �yczy�. Wydawa� si� przy tym romantyczny - przesy�a� jej kwiaty przez c