7407

Szczegóły
Tytuł 7407
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7407 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7407 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7407 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

William Boyd B��kitne popo�udnie William Boyd (ur. 1952), prozaik angielski, jeden z czo�owych - obok Davida Lodge'a i Barry'ego Unswortha - brytyjskich przedstawicieli tak zwanej literatury �rodka. W Polsce ukaza�y si� wcze�niej dwie powie�ci tego autora: Jak lody w s�o�cu i Pancernik. Kay Fisher jest m�od� architektk�, mieszkank� Los Angeles, kt�r� los zd��y� ju� bole�nie do�wiadczy�. Nieudane ma��e�stwo, �mier� dziecka, zdrada wsp�lnika. Jakby tego by�o ma�o, w jej �yciu pojawia si� nagle tajemniczy, starszy m�czyzna, podaj�cy si� za jej ojca. Mimo pewnych opor�w kobieta daje si� wci�gn�� w gr� i wyrusza z nieznajomym w odkrywcz� podr� do Lizbony. Podczas rejsu poznaje fascynuj�c� histori�, kt�ra rozegra�a si� na pocz�tku wieku w bajkowej scenerii Filipin, histori� naznaczon� seri� zagadkowych morderstw oraz wielk�, szalon� mi�o�ci�, zdoln� przetrwa� dziesi�ciolecia. William Boyd B��kitne popo�udnie Tytu� orygina�u The Blue Afternoon Prze�o�y�a Ma�gorzata Dobrowolslka 2000 Susan po�wi�cam Odsun�� grom, odgarn�� warstw� chmur i kolosaln� iluzj� sklepienia. Ale niebo wci�� belo niebieskie. Pragn�� tego, co nieuchwytne. Chcia� widzie�. Chcia�, �eby oko, uwolnione od dotyku b��kitu, ujrza�o niewidzialne powietrze.... Gdyby tak m�g� sobie zamiast tego wyobrazi�, �e siedzi na kanapie, na tarasie. Pod nim Morze �r�dziemne � szmaragd zmieniaj�cy si� w prawdziwe �zmaragdy. M�g�by patrze� na palmy, wachluj�ce si� w upale zielonymi uszami. Na z�ote wino w kieliszku i �lad parowca na wodzie, m�wi�c sobie; �To, co nuc� pod nosem, to chyba rytm tej niebieskiej pantomimy�. Wallace Stevens, �Krajobraz z �odzi��. Prolog Wci�� mam w pami�ci tamto popo�udnie, nied�ugo potem, jak wyruszyli�my w podr�. Siedzieli�my na pok�adzie w �agodnym s�o�cu otwartego Atlantyku. Dzie� by� przygaszony, s�o�ce jakby za mg��, komin statku odcina� si� od bladego, wodnistego b��kitu nieba. Spyta�am ojca, jak to jest, kiedy si� bierze n� i wbija go w �ywe, ludzkie cia�o. Odpowiedzia� po solennym namy�le: - To zale�y, w jakie miejsce si� go wbija. Czasami jest tak, jakby n� wchodzi� w glin� lub w wosk modelarski. Kiedy indziej jakby w zimny pudding albo... albo zimnego, surowego kurczaka. Poduma� jeszcze chwil�, po czym si�gn�� do kieszeni p�aszcza i wyj�� skalpel. Zdj�� ma�y sk�rzany kapturek, ubezpieczaj�cy ostrze, i poda� mi smuk�y no�yk. - We�. Zobacz sama. Wzi�am od niego skalpel, nie wi�kszy od wiecznego pi�ra, ale znacznie ci�szy, ni� si� spodziewa�am. Ojciec spojrza� na st�, na resztki naszego lunchu: okrawek sera z grub� ��t� sk�rk�, misk� owoc�w, cztery jab�ka, zielony melon, kilka bu�ek. - Zamknij oczy - powiedzia�. - Znajd� ci co�, jaki� dobry odpowiednik. Zamkn�am oczy i uj�am mocno skalpel pomi�dzy kciuk i dwa palce. Poczu�am r�k� ojca na swojej, �agodny nacisk jego suchych, szorstkich palc�w. Uni�s� moj� r�k� i prowadzi�, dop�ki wycelowane w przestrze� ostrze nie natrafi�o na jak�� powierzchni�: tward�, a jednak poddaj�c� si�. - Zr�b naci�cie - powiedzia�. - Niewielkie. Naci�nij. Nacisn�am. Czymkolwiek by�o to, co ci�am, poddawa�o si� �atwo, wi�c zag��bi�am ostrze mniej wi�cej na cal - tak mi si� przynajmniej wydawa�o. Posz�o g�adko, bez problemu. - Nie otwieraj oczu. Jakie uczucie? Zastanawia�am si� kilka sekund, nim odpowiedzia�am. Chcia�am, �eby wypad�o to w�a�ciwie, precyzyjnie, naukowo. - To by�o jak... Jak zimne mas�o, wiesz, takie z lod�wki. Albo pol�dwica. Jakby si� kroi�o delikatn� pol�dwic�. - Widzisz? - powiedzia�. - Nie ma w tym nic zagadkowego, �adnego powodu do pop�ochu. Otworzy�am oczy i ujrza�am jego szerok� twarz, �miej�c� si� do mnie triumfalnie, jakby odni�s� zwyci�stwo w sporze. Wyci�ga� przed siebie ods�oni�te lewe rami�. R�kawy koszuli i marynarki by�y podwini�te do �okcia. Na wypuk�o�ci mi�nia, sze�� cali powy�ej nadgarstka widnia�a w�ska, d�uga na dwa cale szczelina, z kt�rej s�czy�y si� jasne p�cherzyki krwi. - Widzisz - powiedzia�. - To nie takie trudne. Pi�kne ci�cie. Pewny, r�wnomierny nacisk, nawet ci r�ka nie zadr�a�a. I to z zamkni�tymi oczyma. Jego twarz zmieni�a si� w tym momencie, przybieraj�c szczeg�lny wyraz smutku pomieszanego z dum�. - Wiesz co? - powiedzia�. - By�by z ciebie znakomity chirurg. Los Angeles, 936 Z Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca skr�ci�am w Micheltoreno, kieruj�c si� w stron� placu budowy. Dzie� by� pochmurny. Nier�wne, nerwowe podmuchy wiatru szarpa�y li��mi m�odych palemek, kt�rymi firma budowlana obsadzi�a drog�, wydobywaj�c z nich d�wi�k przypominaj�cy grzechotanie. Zatrzyma�am si� pod numerem 2265 i od rafii wpad� mi w oko ten starszy go��. Tak naprawd� po raz pierwszy zwr�ci�am w�wczas na niego uwag�, ale co� mi m�wi�o, �e musia�am go tu widywa� ju� wcze�niej. Kiedy spostrzeg�, �e mu si� przygl�dam, obejrza� najpierw swoje d�onie, a potem - co dziwniejsze - zlustrowa� do�� nieporadnie podeszwy but�w, jak gdyby wdepn�� dopiero co w psi� kupk� czy kawa�ek gumy do �ucia. Nie znalaz�szy niczego, odwr�ci� si� i oddali� szparkim krokiem. Nie zaprz�ta�am sobie tym g�owy. By� zaniedbany, robi� wra�enie zahukanego, mo�e szuka� jakiej� roboty. Zapewne nie zdawa� sobie sprawy, �e to ja jestem architektem - takie sytuacje wci�� si� powtarza�y. Zapomnia�am o wszystkim, zrzucaj�c buty i wci�gaj�c kalosze. Budowa prowadzona by�a na pochy�o�ci i po zesz�otygodniowych deszczach rozryta, zmieszana z glin� ziemia by�a wilgotna �liska. Ten ma�y dom, prawie na uko�czeniu, stoj�cy na stromym skrawku gruntu, stanowi� ca�� moj� przysz�o��. Niezale�nie od wszystkiego, czego mia�am w zwi�zku z nim do�wiadczy� w przysz�o�ci, za ka�dym razem, gdy go widzia�am, czu�am lekki dreszcz... czego? - chyba mi�o�ci lub jakiego� zbli�onego do niej uczucia. Wymarzy�am sobie ten dom, zaprojektowa�am, nadzorowa�am jego budow�. Do ogrodzenia przybity by� naoczny dow�d tego faktu - moja wywieszka: �K. L. Fischer, architekt�. Ma�� niebiesk� tabliczk� szpeci� jedynie �lad po bezceremonialnym usuni�ciu nazwiska mojego by�ego wsp�lnika. Nie by�o ju� Eryka Meyersena, tylko pasek czarnej farby na szyldziku. Gdybym tak umia�a r�wnie �atwo wymaza� z pami�ci wspomnienie naszej wsp�pracy! Meyersen i Fischer - pi�� lat ob�udy, k�amstw i perfidnych oszustw. Jedyn� pociech� by� dla mnie fakt, �e kt�rego� dnia - nie mia�am co do tego w�tpliwo�ci - dostanie to, na co zas�u�y�. Przest�pi�am pr�g i znalaz�am si� w mrocznym holu. Z g�ry dobiega�o ha�a�liwe walenie m�ota i d�wi�k pi�y oraz entuzjastyczny tenor Larry�ego Rugoli - kierownika budowy - �piewaj�cego �Gdyby� by�a jedyn� dziewczyn� na �wiecie�. Jedno po drugim obchodzi�am pomieszczenia dolnej kondygnacji. Dom by� niewielki, pi�trowy, ukszta�towanie terenu precyzyjnie okre�la�o jego rozmiary. Na g�rze dwie sypialnie, �azienka i szeroki ganek, kt�remu nada�am do�� wymy�ln� nazw� �napowietrznego podestu�, na dole pok�j dzienny z aneksem jadalnym, kuchni� i wewn�trznym ogrodem. Od strony ulicy dom przedstawia� si� jako szereg p�askich, cementowych prostok�t�w, pokrytych kremowym stiukiem, kt�re rozst�powa�y si�, ukazuj�c szk�o b�d� pust� przestrze�, albo zachodzi�y na siebie nieznacznie, stwarzaj�c wra�enie oddalaj�cych si� segment�w. Podkre�leniem i przeciwwag� surowej geometrii tej kompozycji by�y dwie sosny, kt�re kaza�am pozostawi� na skraju drogi. Zestawienie s�katego, powykr�canego pnia sosny z g�adkimi, sk�panymi w s�o�cu powierzchniami, na kt�rym cienie odcina�y si� ostr� lini�, stwarza�o wyj�tkowo korzystny efekt. Pierzeja od strony doliny zaprojektowana by�a w czystym tak zwanym stylu mi�dzynarodowym: �ciany z litego szk�a, z mocnymi poziomami i nieregularnymi pionami stiukowych p�yt. Luka, kt�r� tworzy� napowietrzny podest, wygl�da�a, jak gdyby r�ka olbrzyma usun�a ca�y fragment budynku, ale sp�jno�� przestrzeni zosta�a zachowana dzi�ki masywnym, d�bowym belkom kratownicy. Wewn�trz kr�lowa�a prostota. Niskie sufity, pod�ogi z d�bu koloru mas�a, gabloty z drewna l�kowego, szafy �cienne i boazerie, �ciany albo szklane, ukazuj�ce panoram� okolicy, albo z g�adkiego, p�owego stiuku. Tam gdzie widzia�am potrzeb� mi�kszej faktury, surowe p�aszczyzny �agodzi� grubo tkany dywan barwy kreciego futerka. Wszystko to, rzecz jasna, powo�ywa�a do �ycia moja wyobra�nia, gdy sta�am po�r�d stos�w tarcicy, z�ocistych, wij�cych si� stru�yn, porozrzucanych narz�dzi, niemalowanych �cian, kabli zwisaj�cych w miejscach przysz�ych gniazdek. Wci�� jeszcze daleko nam by�o do idea�u. - O, pani Fischer. - Larry zadudni� na schodach, wywijaj�c trzymanym w r�ku m�otkiem niczym gangsterskim sze�ciostrza�owcem. - Nie dostali�my tych boazerii. W tartaku m�wi�, �e nie mog� przyj�� tak du�ego zam�wienia bez depozytu got�wkowego - powiedzia� z nie�mia�ym, porozumiewawczym u�miechem. - Ale mamy tam przecie� otwarty kredyt, na lito�� bosk�. - Tu samu im powiedzia�em Oni na to, �e Meyrsen i Fischer tak, ale �aden rachunek na K. L. Fischer nie istnieje. Odwr�ci�am si� na pi�cie, podesz�am do �ciany z walcowanego szk�a i spojrza�am w dal. Tereny s�siaduj�ce ze sztucznym zbiornikiem, po�o�one na p�noc od centrum miasta, a na wsch�d od Hollywoodu, pomi�dzy dwoma pasmami wzg�rz, ochrzczono pretensjonalnym mianem Silver Lake. W�skie szutrowe drogi, biegn�ce w�r�d d�b�w i drzew pieprzowych, ko�owa�y i zatacza�y p�tle na kszta�t poziomic. Micheltoreno by�a jedn� z najd�u�szych. Ci�gn�a si�, wznosz�c si� i opadaj�c, wij�c i klucz�c, od Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca a� do samego akwenu. Na szczycie otwiera� si� widok w obu kierunkach - wschodnim i zachodnim - ale na tej wysoko�ci strome zbocza ogranicza�y panoram� rozrzuconego w dole miasta, si�gaj�cego miejscami a� po ocean, skrz�cy si� �wietlist� lini� na horyzoncie. Skupi�am ca�� uwag� na tym, co mia�am przed oczami. L�ni�ce dachy pojazd�w, sun�cych w d� i w g�r� Bulwaru, rzuca�y o�lepiaj�ce b�yski, ma�y cz�o wieczek rozwiesza� na sznurze wielki meksyka�ski koc, kobieta w kobaltowego koloru dwucz�ciowym kostiumie opala�a si� na krytym pap� dachu. Opar�am ko�ce palc�w o cieple szk�o i poczu�am, jak drobne, akustyczne wibracje wprawiaj� w dr�enie jego przezroczyst� g�ad�. Dziewczyna na dachu wciera�a sobie w okolice talii co�, co przypomina�o wygl�dem margaryn� Oleo. Kiedy odzyska�am spok�j, zapewni�am Larry�ego, �e pojad� do tartaku i osobi�cie wszystko wyja�ni�. - W porz�dku. Ten starszy go�� zn�w tu by� i pyta� o pani�. Przynajmniej tak s�dz�, �e to o pani� chodzi�o. - O czym ty m�wisz? Jaki starszy go��? - Dopiero co wyszed�. Pyta�, czy pani nazywa si�, eee... zaraz, �ebym nie pokr�ci�... Chyba Carriscant. Aha, tak, panna Carriscant. - Carriscant? - Powiedzia�em, �e to jaka� pomy�ka. Tu jest tylko pani Fischer, a nie panna Jaka�tam. Zawsze si� tak nazywa�a, o ile mi... - Przerwa� i zacz�� si� przygl�da� mojej chmurnej twarzy z autentycznym - jak na Larry�ego - zatroskaniem. - Mam nadziej�, �e nie zrobi�em... To znaczy... - Nie. To dziwne... Nic, w porz�dku. Nie ma problemu. 2 Nazywam si� Kay Fischer. W czasie, gdy si� to dzia�o, by�am trzydziestodwuletni� rozw�dk�, uprawiaj�c� zaw�d architekta. Mia�am pi�� st�p i sze�� cali wzrostu (nadal mam tyle), matowe br�zowe w�osy i �ywe oczy te go samego koloru. A tak�e �adn�, okr�g�� buzi� i przenikliwy umys�. Jak wi�kszo�� os�b, �wiadomych swojej przewagi intelektualnej nad zdecydowan� wi�kszo�ci� pokrewnych im ludzkich istot, bywa�am czasem nieco okrutna. Za du�o pali�am, nadu�ywa�am te� jad�a i napoju - zapewne dlatego, �e cz�ciej bywa�o mi w tym czasie smutno ni� weso�o. Wskutek tego moja niegdy� zgrabna figura sta�a si� pulchna i przysadzista. Ale by�o mi to oboj�tne. Najzupe�niej oboj�tne. Wr�ci�am z tartaku, gdzie - po latach bezproblemowego korzystania z udogodnie� kredytowych - musia�am zap�aci� dwie�cie dolar�w, aby otworzy� nowy rachunek. Urz�dnicy, kt�rzy mieli ze mn� do czynienia, odk�d rozpocz�am praktyk�, z �alem powo�ywali si� na przepisy i regulaminy, odsy�aj�c mnie do m�odego kierownika, siedz�cego w przeszklonym pomieszczeniu biurowym. - Nie rozumie pan - zaatakowa�am tego szarego, mrugaj�cego oczyma osobnika - �e to Meyersen jest bankrutem, a przynajmniej b�dzie, kiedy z nim sko�cz�? - grzmia�am, uskrzydlona w�asn� brawur�. - Przepisy s� przepisami - powtarza� kierownik, zr�cznie unikaj�c mojego wzroku, tak �e koniec ko�c�w potulnie zap�aci�am. W domu zaparzy�am sobie dzbanek kawy. Moje mieszkanko znajdowa�o si� nieopodal Laurel Avenue, na jednym z nowszych osiedli zachodniej cz�ci Hollywoodu, nazwanym bezwstydnie Escorialem w ho�dzie dla jego hiszpa�skich, kolonialnych korzeni. Popijaj�c mocny, smolisty napar, pogr��y�am si� na powr�t w rozpami�tywaniu zdrady Eryka Meyersena. Dom Taylor�w w Pasadenie, centrum handlowe w Burbank... Trzy lata pracy, mojej pracy, nale�a�y teraz do Meyersena i jego nowej, hochsztaplerskiej firmy. W nag�ym przyp�ywie w�ciek�o�ci zadzwoni�am do swojego prawnika, George�a Fugala, ale jego automatyczna sekretarka poinformowa�a mnie, �e wyjecha� na weekend. Mimo wszystko kawa by�a dok�adnie taka jak trzeba, gor�ca i aromatyczna. Wypaliwszy jednego po drugim trzy picayuny, �eby si� jeszcze bardziej pod�adowa�, przemierza�am wojowniczym krokiem sw�j schludny pok�j. Zdrowa funkcjonalno�� Escorialu nie pozostawia�a mi zbyt wielkiego pola manewru. Ograniczy�am do minimum swoje potrzeby w zakresie umeblowania, a ozdobne, spiralne sztukaterie kaza�am zniwelowa� i pomalowa� na bia�o. Naprzeciw siebie ustawi�am dwa chromowane, kryte sk�r� fotele Breuera. Pomi�dzy nimi, na niebiesko��tym dywaniku Gertrudy Arndt, sta� szklany stolik do kawy. Pr�cz tego jedynym meblem w pokoju by� m�j st� kre�larski. Na �cianach nie by�o obraz�w, ksi��ki trzyma�am w sypialni. Swoj� maksym� � �rzeczy niezb�dne, nie luksusy� - zapo�yczy�am od Hannesa Meyera. Efekt by�, moim zdaniem, na tyle oszcz�dny i koj�cy, na ile to by�o mo�liwe do uzyskania w willowym osiedlu w Los Angeles. W 963 roku po�rednik handlu nieruchomo�ciami wyburzy� apartamenty Escorialu, a na ich miejscu wzni�s� trzy nowe, paskudne bloki. W czasie, gdy tam mieszka�am, najelegantsze lokale (m�j do nich nie nale�a�) otacza�o b��kitne oczko niewielkiego basenu. Kiedy wychyli�am si� z kuchennego okna - co w�a�nie zrobi�am, p�ucz�c dzbanek do kawy - mog�am dostrzec jaskrawy tr�jk�t jego p�ytszego ko�ca. Popo�udniowe s�o�ce roz�wietla�o kryte dach�wk� dachy dom�w i mandarynkowe tynki �cian. Chaotyczne, odbite do wody blaski ta�czy�y na szklanych frontonach balkon�w. Us�ysza�am plusk wody i d�wi�czny, radosny �miech dziewczyny. Nagle strasznie mi si� zachcia�o p�ywa�, zanurzy� si� w tym chlorowanym b��kicie, zmy� z siebie Meyersena i pomniejsze upokorzenia, kt�rych dozna�am w tartaku. Przesz�am do sypialni, wybra�am kostium k�pielowy i zrzuci�am sukienk�, kiedy m�j wzrok pad� na stoj�ce na toaletce lusterko, w kt�rym odbija�y si� moje uda i po�ladki. Dosz�am do wniosku, �e lepiej b�dzie, je�li raczej troch� popracuj�. Perspektywa znacznie wi�kszego upokorzenia - gdyby mieszka�cy Escorialu zobaczyli mnie w tym stroju - podzia�a�a jak zimny prysznic. Usiad�am przy desce kre�larskiej, ustawi�am lamp� i rozwin�am plany wewn�trznej elewacji domu przy Micheltoreno 2265. Moje kredo jako architekta by�o najprostsze, jakie uda�o mi si� wymy�li�. Wszystko sprowadza si� do przestrzeni - kt�r� ja lub m�j klient chcemy uzyska� - oraz tego, w jaki spos�b ta przestrze� ma by� ograniczona. Wyzwolenie, kt�re przynios�y ze sob� materia�y budowlane XX wieku, jeszcze wyra�niej ukaza�o, jakie s� priorytety naszego zawodu. Wyodr�bniona przestrze� sta�a si� wa�niejsza ni� to, co j� wyodr�bnia. Inni wyra�ali t� prawd� z wi�ksz� elokwencj�, ale dla mnie stiukowe poszycia, szklane bloki i zbrojony beton, bakelit i chrom, p�yta pil�niowa i aluminium by�y dobrodziejstwem o tyle, o ile s�u�y�y przestrzeni, kt�r� mia�y ogranicza�. Moim drugim kryterium by�a prostota. Zaprojektowa� i skonstruowa� przestrze�, stosuj�c minimum �rodk�w. Dom przy Micheltoreno zrodzi� si� w mojej wyobra�ni jako niewa�ka budowla, z�o�ona z powietrznych blok�w. Niekt�re mia�y si� znale�� pomi�dzy stiukowymi �cianami lub w przezroczystym zamkni�ciu szklanych p�aszczyzn, granice innych wyznacza�y belki, drewniane listwy i d�wigary balkon�w, jeszcze innych - organiczne kszta�ty drzew, kt�re poleci�am zostawi�, kiedy przygotowywano teren pod budow�. M�j aktualny dylemat polega� na tym, �e chcia�am wbudowa� szaf� �cienn� w najwi�kszej sypialni, co wymaga�oby okrojenia powierzchni pokoju. Nie taki zn�w dramat w skali problem�w �wiata - ale pok�j nie mia�by ju� dok�adnie tych samych wymiar�w, co ganek, na kt�ry wychodzi�. Przestrze�, kt�r� zaprojektowa�am, harmonia, kt�rej pragn�am, by�aby nara�ona na kompromis. Bawi�am si� przez chwil� wymiarami, zanim rozwi�zanie nasun�o mi si� samo. Wbudowa� szaf�, po czym, jako jej odbicie, umie�ci� na ganku dwa drewniane s�upy � niecentryczne �podpory� kratownicy daszku. Ich funkcja by�aby symboliczna, ale symetria zachowana, ganek pozosta�by przestrzenn� replik� s�siaduj�cego z nim pokoju. Jak dot�d, znakomicie. Teraz zacz�am si� g�owi� nad ��kiem, kt�re pasowa�oby do moich niewa�kich. powietrznych blok�w Z recepcji zadzwoni� portier. - Pani Fischer, jaki� pan chce si� z pani� widzie�. Spojrza�am na zegarek. Filip Brockway, m�j by�y m��, zjawi� si� przed czasem. Wiedzia�am, �e chce po�yczy� pieni�dzy. Oskar�y�am go o to, gdy tylko us�ysza�am w s�uchawce jego g�os, gdy zatelefonowa�, a on zaprzeczy� tak gwa�townie, �e nie mia�am ju� �adnych w�tpliwo�ci. Zarzeka� si�, �e chce si� ze mn� po prostu zobaczy�, wciskaj�c mi jakie� g�odne kawa�ki o �dawnych czasach�. Mimo wszystko, id�c teraz korytarzem w stron� recepcji, my�la�am o Filipie bez zbytniej niech�ci. By� taki �adny, ze swoj� przystojn� twarz� s�abeusza, z ma�ym dziewcz�cym nosem i g�st� br�zow� czupryn�. Podrocz� si� z nim troch�, ka�� zabra� si� gdzie� na koktajl, nim ulegn� i po raz kolejny dam mu pieni�dze, �eby zostawi� mnie w spokoju. Pchn�am wahad�owe drzwi, prowadz�ce do holu, i zobaczy�am cz�owieka z placu budowy - m�czyzn�, kt�ry dopytywa� si� o pann� Carriscant. By� stary, siwy, ale barczysty i mocno zbudowany. Mia� na sobie czarny garnitur, tak samo jak wtedy. �ciskaj�c przed sob� filcowy kapelusz niczym kierownic� samochodu, zrobi� trzy kroki w moim kierunku, wpatruj�c si� we mnie usilnie, jakby w oczekiwaniu sygna�u, �e go poznaj�. Jego rzucaj�ce si� w oczy onie�mielenie doda�o mi pewno�ci siebie. - O co chodzi? - zapyta�am. - Dlaczego pan... - Panna Carriscant? - Nie, nie jestem pann� Carriscant. Wyci�gn�� r�k� i - jakby dla upewnienia si� - dotkn�� przelotnym ruchem mojego ods�oni�tego ramienia. Jego palce by�y suche, szorstkie, o mocno zgrubia�ym nask�rku. - Peter! - zawo�a�am w stron� portiera. - Ten pan wychodzi. - Pani nazywa si� Kay Carriscant. - Jestem Kay Fischer. Pope�nia pan irytuj�c� i nu��c� omy�k�, panie... - Dobrze, dobrze. Kiedy� nazywa�a si� pani Kay Carriscant. Urodzi�a si� pani dziewi�tego stycznia tysi�c dziewi��set czwartego roku po po�udniu. Widzi pani, ja... - Czy by�by pan uprzejmy zostawi� mnie w spokoju, panie Jak-panu-tam? Ten absurd zaczyna by�... - Nazywam si� Carriscant. Salvador Carriscant. Czy wie pani, kim jestem? - Sk�d�e. Cierpki, odpychaj�cy ton mojego g�osu, d�wi�cz�ca w nim jawna irytacja sprawi�y, �e w spojrzeniu m�czyzny pojawi� si� cie� smutku. Przez kr�tk� chwil� wida� by�o, jak g��boko jest dotkni�ty. To mnie zmi�kczy�o. �al mi si� zrobi�o tego cz�owieka, goni�cego bez sensu za jak�� pann� Carriscant. - Czego pan chce? - zapyta�am nieco �agodniejszym tonem. - Kim pan jest? Jego twarz si� skurczy�a. Skuli� si�, jakby go co� zak�u�o w �rodku. Przymkn�� oczy i zacisn�� wargi. - Jestem twoim ojcem - powiedzia� z westchnieniem. 3 Filip przyj�� pi�� banknot�w, po dziesi�� dolar�w ka�dy, kt�re wr�czy�am mu od niechcenia, jakby to by�y papierosy. Staraj�c si� nie u�miecha�, zwin�� je i w�o�y� do portfela z ciel�cej sk�ry. - Dzi�ki, Kay. Jestem twoim d�u�nikiem. - Jasne, �e jeste�. Dwie�cie dolar�w plus procenty. - Uhum, hm. To tylko pieni�dze. - Tylko moje pieni�dze - roze�mia�am si�. Mimo wszystko Filip by� dzisiaj uroczy, jak to tylko on potrafi�, i sprawia�o mi to przyjemno��. Siedzieli�my w barze �U Moo� - spelunce po�o�onej w centrum, przy skrzy�owaniu Broadwayu i Trzeciej, lokalu, kt�ry Filip zna� i gdzie jego kredyt sta� dobrze. By�o to przedziwne miejsce, jedyna w swoim rodzaju mieszanina polinezyjskiej idylli i wioski rybackiej z okolic Nantucket. W przedsionku rozsuwa�o si� zas�on� z paciork�w i przechodzi�o przez mostek z bali drzewnych nad p�yn�cym strumieniem, aby znale�� si� w ciemnej sali, z pianinem i kontuarem udekorowanym flagami sygna�owymi oraz p�ywakami z korka, barmani nosili pasiaste marynarskie podkoszulki i czerwone chusty na szyjach. Bujne k�py doniczkowych palm os�ania�y intymne kajutki, sklecone ze skrzy� i wyrzuconych na brzeg kawa�k�w drewna. Pod�wietlone rze�bione egzotyczne maszkary s�u�y�y za kinkiety, rzucaj�c m�tne, szkar�atnopomara�czowe �wiat�o na oprawne w bambus, zajmuj�ce ca�� �cian� malowid�o, na kt�rym rejowy kliper umyka� przed lodowatym, wyciskaj�cym �zy z oczu wichrem. By�a to antyteza wszystkiego, co wyznawa�am jako architekt. Wprawi�o mnie to w szampa�ski humor. Fantazjowali�my z Filipem na temat porucze�, jakich Moo mia�a udziela� swojemu projektantowi wn�trz: �Czujesz? Co� jak Paul Gauguin spotyka si� z Moby Dickiem, no nie?�, �Gor�co i duchota, a przy tym ch�odek i prostota�, �Mokry sen Nathaniela Hawthome�a�. Na ka�dym stole umieszczono poz�acany elektryczny dzwonek, na wypadek gdyby kto� chcia� wezwa� kelnerk�. �Egzotyczne� pi�kno�ci - g�ra bez plec�w, sp�dniczka z trawy, kwiatek za uchem - tkwi�y naburmuszone w mroku za kontuarem, dogaduj�c marynarzom. Filip wyci�gn�� r�k�, �eby nacisn�� guzik. Kostki jego d�oni otar�y si� o moj� pier�. - Wygl�dasz inaczej, Kay. Jeste�... no wiesz... wi�ksza. Podoba mi si� to. Hm... Do twarzy ci z tym. - To mia� by� komplement? - Dobrze, wobec tego mo�e inaczej: Czy m�g�bym zosta� dzisiaj u ciebie na noc? - Panna Peroxide nie b�dzie mia�a nic przeciwko temu? - To nie fair. Wiesz, �e to dawno sko�czone. - Nie, Filipie. - Prosz�... - Nie. - W moim g�osie pojawi� si� ten szczeg�lny, znu�ony ton, jakby echo dawnych k��tni, i Filip wiedzia�, �e nie powinien d�u�ej nalega�. - Musz� i�� na stron� - powiedzia�, wstaj�c. - Dla mnie jeszcze raz to samo. Patrzy�am za nim, jak lekkim krokiem toruje sobie drog� mi�dzy stolikami. Jego wysoka, smuk�a sylwetka przegina�a si�, gdy mija� kelnerki i pij�cych, wysuwaj�c naprz�d raz lewe. raz prawe ramie, jak w ta�cu. Szkocki taniec, figura �sma... Dlaczego przysz�o mi to do g�owy? Z u�miechem przypomnia�am sobie blade, niemal bezw�ose cia�o Filipa, jego smuk�e kostki i ods�oni�te, napr�one �ci�gno Achillesa, jak u id�cej kocim krokiem modelki. W ��ku by� sprawny, ale samolubny. Ukrywa� g�ow� w zgi�ciu mojej szyi, nie podnosz�c wzroku, nie patrz�c mi w oczy, dop�ki nie sko�czy�. Zam�wi�am drinki dla nas obojga i powr�ci�am my�lami do cz�owieka imieniem Salvador Carriscant, kt�ry twierdzi�, �e jest moim ojcem. Kiedy z�o�y� swoje niecodzienne o�wiadczenie, od razu powiedzia�am mu, �e m�j ojciec nie �yje, to go jednak by najmniej nie speszy�o. �cisn�� tylko moje przedrami� jeszcze gwa�towniej i powiedzia� mi�kko, ale z naciskiem: - Tw�j ojciec stoi przed tob� tutaj i teraz, zdr�w i ca�y. Wiem, �e ci� skrzywdzi�em, ale teraz potrzebuj� twojego przebaczenia. Przebaczenia i pomocy. Jeszcze raz zawo�a�am Petera i wyszarpn�am rami� z u�cisku Carriscanta. Recepcjonista szybko podszed� do niego z ty�u i chwyci� go za �okcie, �ciskaj�c je razem: - Dobra, braciszku, wychodzimy. - Pu�� mnie - powiedzia� Carriscant. - Trzymaj r�ce przy sobie, ostrzegam ci�. Jaki� szczeg�lny ton w jego g�osie sprawi�, �e Peter go us�ucha�. Carriscant wycofa� si� w stron� bramy z ku tego �elaza, wci�� przygl�daj�c mi si� uporczywym, b�agalnym spojrzeniem. - Musimy porozmawia�, Kay - o�wiadczy�. - Wszystko si� wtedy wyja�ni. Ostatnie s�owo wym�wi�: �wyha�ni�, z brytyjsk� manier�, i po raz pierwszy dostrzeg�am u niego �lad akcentu. Jego angielszczyzna by�a trudna do zlokalizowania, mia�a w sobie ow� nieco sztuczn� perfekcj� osoby stu procentowo dwuj�zycznej. - Kay, to wszystko, o co ci� prosz�. - Mi�nie mu na brzmia�y i wydawa�o si�, �e jego szeroka twarz poczerwienia�a, jakby wysi�ek t�umienia w sobie tego, co mia� mi wyzna�, rozsadza� go od wewn�trz. Odwr�ci� si� i odszed� spiesznie wybetonowan� �cie�k� zdumiewaj�co dziarskim krokiem, jak na osob� w tym wieku. Wkr�tce znikn�� po drugiej stronie ulicy. Filip pojawi� si� w tym samym momencie, co nasze drinki. Opad�szy na �aweczk�, przesuwa� si� tak d�ugo, a� jego udo zetkn�o si� z moim. - Jutro jestem zaproszony na lunch nad brzegiem morza. Do Lisy van Baker. Wybra�aby� si� ze mn�? - Przykro mi, ale nie mog�. - Ale tam b�d� gwiazdy filmowe - powiedzia�, rozk�adaj�c r�ce i unosz�c brwi, komicznie zgorszony moim brakiem zainteresowania. - Nie znosz� gwiazd filmowych. - A jak� masz konkurencyjn� atrakcj�? - Prawdziwe domowe jedzenie. 4 Patrzy�am, jak cienkie plastry obranych, wydr��onych jab�ek wpadaj� do blaszanego durszlaka. Ostry brzeg wys�u�onego no�yka wchodzi� w blado��lty mi��sz z chrz�stem przypominaj�cym ostro�ne kroki na zlodowacia�ym �niegu. Matka by�a ca�kowicie poch�oni�ta t� czynno�ci�, precyzyjnie odmierzaj�c grubo�� ka�dego kr��ka. By�a drobn� kobiet�, skromn� i nie�mia��. Odk�d pami�tam, zawsze nosi�a tak� sam� fryzur�. Jej w�osy by�y zaczesane do ty�u i zwini�te w kok na bok od czubka g�owy po kark. Rysy mia�a pospolite, niczym si� niewyr�niaj�ce. Jedynie gdy wk�ada�a okulary, jej twarz nabiera�a nieco indywidualno�ci. Mieszka�a w Long Beach z Rudolfem Fischerem - moim ojczymem. Stary jednorodzinny domek mia� drewniane poszycie wyblak�ej kanarkowej barwy i czterospadowy dach, kryty gontem. Nowszym dodatkiem by� gara� na dwa samochody, zajmuj�cy wi�kszo�� tego, co kiedy� by�o rachitycznym trawnikiem. Rz�d cyprys�w odgradza� posesj� od identycznego domku w s�siedztwie, pomalowanego na cukierkowy r�. Tutaj si� wychowa�am, ale urodzi�am si� zupe�nie gdzie indziej. Moim rodzinnym krajem by�a Nowa Gwinea, dawna kolonia niemiecka. Urodzona w Nowej Gwinei - wychowana w Long Beach: zawsze uwa�a�am to zestawienie za przejaw wielkiej niesprawiedliwo�ci losu. Mojego rodzonego ojca nie pami�ta�am w og�le. Rudolf - papcio - jak nazywali�my go wszyscy, matki nie wy��czaj�c, by� zawsze obecny w moim �yciu, ze swoj� du��, rumian� twarz�, k�dzierzawym, �ysiej�cym �bem i osobliw� naro�l� p�l cala poni�ej prawego k�cika ust, tward� i l�ni�c�, jak gdyby kto� wetkn�� tam wyssany cukierek. �Niczym Oliver Cromwell - mawia�. - Taki jestem i takiego mnie macie�. By� du�ym, rozro�ni�tym m�czyzn� o towarzyskim usposobieniu, kt�rego jowialno�� maskowa�a s�aby charakter. Moja schludna, nie�mia�a mama stanowi�a w tym domu rzeczywisty o�rodek w�adzy, czemu ha�a�liwa, zwalista, cz�api�ca obecno�� papcia zdawa�a si� zadawa� k�am. Tylko rodzina orientowa�a si�, jak jest naprawd�. Papcio by� Amerykaninem w drugim pokoleniu, synem imigrant�w z Westfalii, kt�rzy w �wiadomym akcie asymilacji przestali m�wi� po niemiecku, gdy tylko nauczyli si� kleci� podstawowe zdania po angielsku. Chcieli mie� pewno��, �e ich dzieci wyrosn� na monoj�zycznych Amerykan�w. Moja matka, wed�ug jej w�asnych s��w, przesta�a m�wi� po niemiecku, kiedy za niego wysz�a. Zapewnia�a, �e teraz nawet �ni po angielsku. Ale mnie wci�� zdarza�o si� s�ysze� - kiedy si� nie pilnowa�a - jak nuci swoje ulubione piosenki: �An die ferne Geliebte� i �Es war, als hatt� der Himmel�. Spojrza�am przez rami� w stron� saloniku. Papcio siedzia� w klubowym fotelu i s�ucha� radia. Usta mia� otwarte, gotowe do �miechu. Mama starannie przek�ada�a �y�k� jab�eczne kr��ki na cienk� warstw� ciasta. - Opowiedz mi o ojcu - poprosi�am. - Papcio? Och, noga wci�� mu dokucza. Powiedzia�am... - Nie. Chodzi mi o mojego ojca. Op�uka�a r�ce pod kranem, zyskuj�c nieco czasu do namys�u, po czym rzuci�a mi jedno z tych swoich czujnych, przenikliwych spojrze�. To w�a�nie w chwilach zaskoczenia - takich jak ta - dostrzega�am jej twardo�� i zaczyna�am rozumie�, sk�d wzi�� si� ten rys w moim w�asnym charakterze. - Hugh - wym�wi�a cicho jego imi�, jak gdyby smakowa�a je niczym dziwny owoc, egzotyczny deser. - O czym tu m�wi�? To by�o tak dawno. M�j ojciec, Hugh Paget, angielski misjonarz i nauczyciel, spotka� i po�lubi� matk�, nauczycielk� Annalies� Leys, w 903 roku, w niemieckiej Nowej Gwinei. Ja urodzi�am si� w roku 904, a w dwa miesi�ce p�niej m�j ojciec ju� nie �y�, spopielony w po�arze. Dwa lata p�niej pani� Paget wraz z jej ma�� c�reczk� wzi�� pod swoje obszerne skrzyd�a Rudolf Fischer, owdowia�y kupiec z Los Angeles, importer w��kna kokosowego i konopi. Firma chlubi�a si�, �e siedemna�cie procent wycieraczek w po�udniowej Kalifornii wykonanych jest z w��kna dostarczanego przez Fischer Coir. Rudolf i Annaliesa pobrali si� w 907 roku i osiedli w Long Beach. - A jego rodzice, krewni? - rzuci�am od niechcenia, przetrz�saj�c kieszenie w poszukiwaniu paczki papieros�w. - Jego bliscy ju� nie �yli, kiedy go pozna�am. W Coventry by�a siostra Meredith. A mo�e w Ipswich? Przeprowadzali si� cz�sto. Korespondowa�y�my ze sob�, ale kontakt si� urwa�. - U�miechn�a si�. - Tak to wygl�da. Z pocz�tku starasz si� ze wszystkich si� zachowa� pami��. Przychodzi to coraz trudniej, �ycie pod��a swoim torem. Po pewnym czasie... - Masz jeszcze te listy? - Nie s�dz�. Sk�d to zainteresowanie? - Jestem ciekawa, po prostu. Cz�owiek zaczyna si� zastanawia� - wiesz, jak to jest. - Jasne. Ja te� o nim my�l�. - Posmutnia�a, wspominaj�c tego nieznajomego - mojego ojca. Zapali�am papierosa. - Czy mog�abym zobaczy� jego zdj�cie? - Oczywi�cie. Kiedy? - Teraz. Hugh Paget sta� przed prostok�tnym budynkiem z blachy falistej, z dachem krytym palmowymi li��mi; drewniane zwie�czenia w kszta�cie krzy�a umieszczono na obu jego ko�cach. Mia� na sobie drelichowy p�aszcz i p��cienne buty, chroni�ce przed moskitami, spodnie wetkn�� za cholewy. Na szyi widnia�a bia�a wst��ka koloratki. Patrz�c na tego szczup�ego, wysokiego m�czyzn� o zatartych rysach, zdawa�am sobie spraw�, �e nawet szk�o powi�kszaj�ce nie wydob�dzie z nich niczego, co przypomina�oby indywidualna fizjonomi�. Wiatr uni�s� mu kosmyk w�os�w z czo�a i fotografia utrwali�a to rozwichrzenie po wsze czasy. Zwodnicza my�l, ale wygl�da�o to jak wskaz�wka, klucz do charakteru. Entuzjazm, ch�opi�ce nieokrzesanie... Z w�a�ciwym sobie brakiem powodzenia pr�bowa�am wpasowa� jak�� osobowo�� w te nic nie m�wi�ce ramy. Jasne w�osy. Jasne... Moje by�y ciemne. Musia�y by� jakie� zdj�cia �lubne. - M�wi�am ci, �e stracili�my wszystko w po�arze. Mia�am szcz�cie, �e to zdj�cie by�o w kaplicy. Na tym na razie poprzesta�am. Mama nie mia�aby zapewne nic przeciwko dalszym pytaniom, ale musia�oby j� w ko�cu zastanowi�, co sprowokowa�o t� nag�� indagacj�. W�wczas ona zacz�aby pyta�, a ja co jej mia�am odpowiedzie�? Na dobr� spraw� nie potrafi�am wyja�ni� mojego nieoczekiwanego zainteresowania postaci� ojca. Dlaczego zachowywa�am si� tak, jakby absurdalne wymys�y tego dziwaka mia�y co� wsp�lnego z prawd�? Kim by� Salvador Carriscant i czemu akurat mnie sobie upatrzy� na c�rk�? Los Angeles by�o pe�ne szale�c�w, ale, co do�� zastanawiaj�ce, Carriscant nie wygl�da� na cz�owieka szczeg�lnie niezr�wnowa�onego. Co m�g� wiedzie� na temat Hugh Pageta? I dlaczego pojawi� si� teraz, ponad trzydzie�ci lat po �mierci mojego ojca, insynuuj�c, �e by� on uzurpatorem... Powiedzia�am sobie, �e to jedna wielka bzdura, i niewiele brakowa�o, a opowiedzia�abym matce o dziwnym incydencie, ale przeszkodzi� mi przyjazd mojej przyrodniej siostry Bruny z c�rkami Amy i Gret�. Niewielki dom nape�ni�y teatralne, pe�ne uwielbienia okrzyki papcia. Mama wsun�a placek do piekarnika i starannie wytar�a r�ce w fartuch. - Kiedy si� urodzi�am? - zapyta�am. - To znaczy, o jakiej porze dnia? - Po po�udniu, oko�o wp� do pi�tej. Czemu pytasz? - Po prostu by�am ciekawa. - Podoba mi si� ten kostium, Kay - powiedzia�a, u�miechaj�c si� do mnie nieznacznie. - Wygl�dasz elegancko. Bardzo szykowny. A wi�c temat by� zamkni�ty, tak czy inaczej. Podzi�kowa�am, pochwali�am w rewan�u jej broszk� i razem posz�y�my do salonu. 5 Kiedy wk�ada�am klucz do zamka, rzuci� mi si� w oczy wystaj�cy spod drzwi r�g koperty. Przystan�am, wydoby�am j� stamt�d i w�o�y�am do kieszeni. Chocia� nie by�o adresu, wiedzia�am, �e to od Carriscanta. Wesz�am do �rodka, po�o�y�am list na biurku i posz�am, �eby nala� sobie ma�� whisky. Czu�am, �e znajduj� si� na rozdro�u. Znacie to uczucie, kiedy cz�owiek niemal fizycznie dostrzega przed sob� r�ne kierunki, w jakich mo�e potoczy� si� jego �ycie, i zdaje sobie spraw�, �e zadecyduje o tym wyb�r, kt�rego ma za chwil� dokona�. Wie, �e nie b�dzie odwrotu i �e nic nie b�dzie ju� takie, jak przedtem. Mog�am podrze� list bez otwierania, ignorowa� jego nadawc� w przysz�o�ci i wezwa� policj�, gdyby nadal mi si� naprzykrza�. Albo otworzy� go, przeczyta� i pozwoli�, by ten cz�owiek wci�gn�� mnie jeszcze bardziej w sw�j osobliwy �wiat i dziwn� obsesj� na punkcie naszego pokrewie�stwa. Otworzy�am list. Moja droga Kay, Zastanawiasz si� pewnie, czy nie masz do czynienia z szale�cem. Wierz mi, �e tak nie jest. Jestem r�wnie zdrowy na umy�le, jak Ty. Musimy porozmawia� spokojnie, bez po�piechu i os�b postronnych. Nie b�d� Ci si� wi�cej narzuca�, chcia�em Ci� tylko powiadomi�, �e zatrzyma�em si� przy Olive Street 05. B�d� tam jeszcze tylko przez dziesi�� dni. Prosz�, skontaktuj si� ze mn�, mamy sobie tak wiele do powiedzenia. dr Salvador Carriscant Dokona�am wyboru. 6 Wynurzy�am si� z tunelu przy Trzeciej Ulicy i pojecha�am dalej Hill Street, skr�caj�c w Pi�t�, kt�ra zaprowadzi�a mnie na szczyt Bunker Hill, do Olive Street. Wida� st�d by�o wysoki gmach nowej siedziby w�adz miejskich, l�ni�cy biel� w jaskrawych �wiat�ach reflektor�w. W prze�witach mi�dzy starymi domami, ponad niezabudowanym terenem, miga�a w dali rozjarzona strza�a d�ugiego na szesna�cie mil bulwaru Wilshire, toruj�cego sobie drog� na zach�d, w stron� oceanu. Na niebie widnia�y ostatnie, cynamonowe pasy zachodz�cego s�o�ca. Numer 05 przy Olive Street by� star� rezydencj� w stylu epoki kr�lowej Anny, zbudowan� prawdopodobnie w osiemdziesi�tych latach ubieg�ego stulecia. Budynek by� mile asymetryczny i nie tak bardzo prze�adowany ozdobami, jak zdarza�o mi si� widywa�. Dach kryty by� gontem u�o�onym w �rybi� �usk�, spor� wie�yczk� wie�czy�a kopu�a z wygi�tym piorunochronem. Kunsztownie rze�biony fryz okalaj�cej trzy czwarte domu werandy by� straszliwie poobijany i wygl�da� jak wystrz�piony brzeg papierowej serwetki. Zakurzone drzewo pieprzowe z hu�tawk� ze starej opony ros�o na skrawku ubitej ziemi, kt�ra kiedy� by�a trawnikiem. Dawna rezydencja pe�ni�a obecnie skromn� funkcj� domu noclegowego dla przyjezdnych robotnik�w. W oknie widnia�a tekturowa wywieszka z r�cznie wykonanym napisem: POKOJE, l dolar. Kilku m�czyzn siedzia�o na frontowych schodach, pal�c papierosy. Byli niscy, br�zowi, czysto, cho� tanio ubrani. Pomy�la�am, �e to Japo�czycy. Podjecha�am bli�ej i zatrzyma�am si� przy kraw�niku. Sama dobrze nie wiedzia�am, na co czekam, ale czu�am potrzeb�, by chocia� na chwil� odwr�ci� role, poobserwowa� go z ukrycia, tak jak on obserwowa� mnie, nim przyst�pimy do tej donios�ej rozmowy, o kt�r� tak usilnie prosi�. Carriscant pojawi� si� w bramie po jakich� czterdziestu minutach, ubrany w obcis�y niebieski p�aszcz o marynarskim kroju. Na g�owie mia� sw�j filcowy kapelusz. Zostawi�am samoch�d i pod��y�am za nim w stron� stacji kolejki linowej, kursuj�cej ze szczytu wzg�rza do po�o�onej w dole Hill Street. Uzna�am, �e niezbyt rzucam si� w oczy. W marynarskich spodniach, trenczu i naci�gni�tym na czo�o berecie mog�abym w�a�ciwie uchodzi� za m�czyzn�. Carriscant wsiad� do ma�ego kremowego wagoniku i zaj�� miejsce na samym przedzie. Czeka�am do ostatniej chwili, w�lizguj�c si� tu� przed odjazdem i trzymaj�c si� w pobli�u drzwi. Poczu�am lekkie szarpni�cie i wagonik zacz�� zsuwa� si� po pochy�o�ci w stron� po�o�onych w dole ruchliwych ulic. Noc by�a tak pogodna, �e widzia�am �wiat�a w Huntington Park i na Montebello, a jeszcze da lej na po�udnie - wielkie, pomara�czowe �uny p�l naftowych w Compton na terenach Dominguez�w. Szlam za Carriscantem, kt�ry przeci�� Hill Street i zmierza� w kierunku Main Street. Na chodnikach panowa� spory ruch. Po obu stronach ulicy ci�gn�y si� kina, teatrzyki komedii, groszowe muzea, tanie pasa�e handlowe i strzelnice. W�r�d przechodni�w by�o wielu Meksykan�w i grupki marynarzy z koszar marynarki wojennej w San Pedro. Carriscant zatrzyma� si� przed antykwariatem i przez chwil� przegl�da� zawarto�� wystawionych przed sklepem pude�. Odwr�ci�am si� do restauracyjnej witryny i wbi�am wzrok w plastry nienaturalnie czerwonych stek�w, roz�o�onych wachlarzem na wy�ci�ce z kruszonego lodu niczym t�uste, gumowe karty do gry. Carriscant ruszy� wreszcie dalej, kieruj�c si� w stron� jaskrawo o�wietlonej, ca�onocnej jad�odajni, gdzie zaj�� stolik przy ko�cu sali. Pospacerowa�am troch� pod oknem, przygl�daj�c si�, jak sk�ada zam�wienie. Zauwa�y�am, �e nie zdj�� kapelusza. Kiedy mia�am rozpocz�� trzecie dyskretne okr��enie, dosz�am nagle do wniosku, �e dalsze przeci�ganie sprawy nie ma sensu. Pchn�am szklane drzwi i wesz�am do �rodka. Nie wydawa� si� ani troch� zaskoczony moim widokiem, co mnie w pierwszej chwili zirytowa�o. Na moment po�a�owa�am swojej impulsywno�ci. Uni�s� si� z krzes�a i uchyli� kapelusza przepisowym gestem. To przypomnia�o mu chyba, ze wci�� ma go na g�owie, bo zdj�� kapelusz ostro�nie i po�o�y� na wolnym krze�le obok siebie. Obur�cz, powolnym gestem, przyg�adzi� w�osy. Zaskoczy� mnie jego zm�czony, postarza�y wygl�d. Jasne �wiat�a w sali rzuca�y ostre cienie na jego twarz, pog��biaj�c wydatne bruzdy, kt�re wygl�da�y teraz niczym szramy. Usiad�am naprzeciw niego. - Zam�wi� ci co� - powiedzia�. - Nie, nie. Przysz�am, �eby si� z panem zobaczy�. Pa�ski list... Pisze pan, �e potrzebuje pomocy. - Potrzebuj�, to prawda. - U�miechn�� si� do mnie. - Sz�a� za mn� a� tutaj? - Tak. Za�mia� si� cicho. - Kochana Kay. Zignorowa�am to. - Ma pan k�opoty? - K�opoty? Niezupe�nie - odpowiedzia� po chwili namys�u, jak gdyby rozwa�a� to s�owo w aspekcie semantycznym. - Ale potrzebuj� pomocy. Nie znam tutaj nikogo. Absolutnie nikogo. Kelner przyni�s� mu jego zam�wienie - du�y talerz ciemnego gulaszu o ciastowatej konsystencji, z ziemniakami puree i czym�, co przypomina�o dyni�. Nim Carriscant zabra� si� do jedzenia, ostentacyjnie powybiera� przero�ni�te chrz�stk� kawa�ki mi�sa i starannie je pokroi� w kostk�. - Wi�cej mi�sa jest u wr�bla na pi�cie - mrucza� gniewnie. - Takie jedzenie to wstyd i ha�ba. Nic tego nie usprawiedliwia, i to jeszcze w tym kraju. Gotowa�bym sobie sam, ale w domu noclegowym nie ma na to warunk�w. - Lubi pan gotowa�? - Mia�am sobie za z�e te nieporadne pr�by nawi�zania rozmowy, ale czu�am si� w jego obecno�ci dziwnie niezr�cznie, jakbym przyjmuj�c jego zaproszenie, straci�a przewag�, kt�r� mia�am w naszych dotychczasowych spotkaniach. On - przeciwnie - wydawa� si� odpr�ony i u�miecha� si� do mnie �agodnie. - Jestem kucharzem. Uwielbiam gotowa�. - Nie rozumiem. Czy to pa�skie zaj�cie? - Tak. A przynajmniej by�o nim przez ostatnich pi�tna�cie �at. - W li�cie podpisa� si� pan �doktor�. - Najpierw by�em lekarzem, potem kucharzem. Niemal ze zgroz� patrzy�am, w jakim tempie opr�nia. sw�j talerz - energicznie i w skupieniu - jak gdyby obawia� si�, �e kto� mu go sprz�tnie sprzed nosa. Gdy sko�czy�, o�wiadczy�, �e jest zm�czony i nie ma ochoty na dalsz� rozmow�. Poszli�my wi�c w stron� stacji napowietrznej kolejki Angel Flight, kt�ra zawioz�a nas z powrotem na Bunker Hill. Milcza�, ale zauwa�y�am, �e rozgl�da si� wok� siebie niemal z l�kiem. Kalejdoskop wielkiego miasta, panuj�cy wok� harmider i blask nape�nia�y go respektem. W rozproszonym �wietle elektrycznych latarni jego sk�ra nabra�a oliwkowego odcienia, tak �e m�g�by wr�cz uchodzi� za Meksykanina czy Latynosa. Zn�w pomy�la�am o ojcostwie, kt�re przyni�s� mi w podarunku. Ca�y pomys� wyda� mi si� absurdalny, W por�wnaniu z jego karnacj� moja sk�ra wydawa�a si� blada i bezbarwna. Wsp�lne nam obojgu ciemne w�osy i br�zowe oczy stanowi�y mizern� podstaw� do ustalenia ojcostwa. Pod drzwiami domu noclegowego um�wili�my si�, �e spotkamy si� nazajutrz. Mali ludzie nadal siedzieli na stopniach, tak jak ich zostawili�my godzin� wcze�niej. Przypatrywali mi si� ciekawie, bez wrogo�ci czy niech�ci. - Sk�d tutaj tylu Japo�czyk�w? - zapyta�am po cichu. Odwr�ci� si� i powiedzia� co� do siedz�cych na schodach m�czyzn w j�zyku, kt�rego nie rozpozna�am. Roze�miali si�, szczerze ubawieni. - Japo�czyk�w? - powt�rzy� Carriscant tonem wyrzutu. - Ci ludzie s� Filipi�czykami. 7 Siedzieli�my z Salvadorem Carriscantem na wyk�adanym listewkami siedzeniu. Czerwony trolejbus toczy� si� z ha�asem przed siebie. Na wysoko�ci Sawtelle przeci�li�my bulwar Pico, kieruj�c si� na zach�d, w stron� Santa Monica. Na niekt�rych odcinkach bulwar by� poszerzany. Ca�e ci�gi ma�ych, parterowych sklep�w zosta�y zr�wnane z ziemi�, aby utworzy� nowy pas ruchu. Wkr�tce ka�dy b�dzie m�g� bez przeszk�d dojecha� nad morze. Mijaj�c pola fasoli, dotarli�my do ko�cowego przystanku przy Ocean Avenue i poszli�my dalej pieszo w stron� parku. Zn�w zauwa�y�am, �e nap�r t�umu, ha�as i jaskrawe barwy parasoli zdaj� si� r�wnocze�nie poci�ga� go i onie�miela�. Zatrzymywali�my si� przy japo�skich pasa�ach gier losowych, gdzie grano raczej o fanty ni� o pieni�dze, mijali�my nadbrze�ne kawiarnie i niezliczone falochrony, karuzele i diabelskie m�yny. Powietrze rozbrzmiewa�o krzykami dzieci i natr�tnym buczeniem motor�wek dowo��cych w�dkarzy na rybackie barki - stare szkunery bez maszt�w i klipery o drewnianych kad�ubach - zakotwiczone oko�o stu jard�w od brzegu. Tylko ma�pia farma wywar�a na Carriscancie przygn�biaj�ce wra�enie. Ludzie otaczali klatki sze�ciokrotnym kordonem i nie�atwo si� by�o docisn��, �eby zobaczy�, co za atrakcja �ci�gn�a tutaj ten t�um. Gdy ujrza� melancholijne szympansy i znerwicowane, wyn�dznia�e gibony, siedz�ce w ciasno okratowanych kojcach, wyraz zaciekawienia na jego twarzy w jednej chwili ust�pi� miejsca niesmakowi. Uj�� mnie za �okie� i wyprowadzi� z t�umu. - Co si� sta�o? - zapyta�am. - Te ma�py w klatkach... Nie lubi� tego. - Przypomnia�y mi o kim�. - Chod�my co� zje�� - zaproponowa�, zmieniaj�c temat. - Mam ochot� na ryb�. Poszli�my do jednego z du�ych, nowo pobudowanych hoteli, o nazwie �Soyereign�, kt�ry mia� og�lnie dost�pn� jadalni�. Carriscant zam�wi� makrel� z rusztu po hiszpa�sku, kt�r� spo�y� ze swoim zwyk�ym skupieniem. - To jest �wie�e - przyzna� burkliwie. - Najlepsza rzecz, jak� do tej pory jad�em w Ameryce. Dobre jedzenie u�mierzy�o gniew, jaki wzbudzi�a w nim ma�pia farma, i czu�am, �e jego nastr�j zaczyna si� poprawia�. - Przez wszystkie te lata nigdy nie mog�em naje�� si� ryb do syta - powiedzia� - chocia� byli�my niedaleko od wybrze�a. - Sprzedawali�my wszystko, co z�owili�my. Nie naciska�am, nie pyta�am, co mia� na my�li, m�wi�c o �wszystkich tych latach�. B�dzie do�� czasu, �eby go wysondowa�, poza tym mia�am nadziej�, �e sam mi wszystko opowie, kiedy uzna za stosowne. U�wiadomi�am sobie, �e ta przeja�d�ka nad morze mia�a s�u�y� po prostu dalszemu prze�amywaniu lod�w. Zupe�nie w stylu ojca odbudowuj�cego wi� ze swoj� od lat niewidzian� c�rk�. Moje milczenie, moja ma�om�wno�� stwarza�y po temu odpowiedni klimat i widzia�am, �e m�czyzna jest zadowolony. Nagle zada�am sobie pytanie, dlaczego w�a�ciwie mia�abym go uszcz�liwia�, sk�d bierze si� moja otwarto�� na... na co? - na przyja��, na wi�, kt�ra si� mi�dzy nami zaczyna�a nawi�zywa�. Zna� moj� dat� urodzenia, ale czego to dowodzi�o? Wiedzia�, o jakiej porze dnia si� urodzi�am, ale m�g� to by� trafny domys�, fortunny strza�... W jego post�powaniu ze mn� by� jednak jaki� szczeg�lny rodzaj pewno�ci siebie, jakie� przekonanie, kt�rego - czu�am to - �aden oszust czy naci�gacz nie da�by rady podrobi�. Nie by�o to wymuszone, nie usi�owa� mi w ten spos�b zaimponowa�. W moim towarzystwie wydawa� si� odpr�ony, co z kolei mia�o relaksuj�cy wp�yw na mnie... Podni�s� wzrok znad talerza i obdarzy� mnie kr�tkim, zdecydowanym u�miechem, kt�ry na mgnienie oka pobru�dzi� jego szerok� twarz. By� mo�e, my�la�am, skoro Rudolf Fischer ponad wszelk� w�tpliwo�� nie jest moim ojcem, a Hugh Paget ma substancjalno�� mitu, uchwyci�am si� zbyt mocno tego kandydata z krwi i ko�ci, tak atrakcyjnego w swoim cielesnym istnieniu, w swoim �tu i teraz�. By�a to szczeg�lna pokusa i u�wiadomi�am sobie, przygl�daj�c si� temu silnemu, przystojnemu, starszemu panu, �e nie jestem na ni� tak uodporniona, jak s�dzi�am. Kiedy zapyta�am, czy chcia�by co� na deser, powiedzia�, �e woli jeszcze jedn� ryb�. Zam�wi� p�at kalifornijskiego tu�czyka z wody i spo�y� go powoli, delektuj�c si� jego smakiem, w czasie gdy ja jad�am lody i pali�am papierosa. Po drugiej rybie zam�wi� koniak, najta�szy, jaki mieli w lokalu. Dyskretnie oczy�ci� z�by wyka�aczk� (nosi� przy sobie ich ma�y pakiecik), po czym - o zgrozo - zacz�� sobie p�uka� usta koniakiem. Ni st�d, ni zow�d zacz�am papla�, zupe�nie nie w swoim stylu, pokrywaj�c rosn�ce zak�opotanie. On s�ucha� uprzejmie moich opowie�ci o Santa Monica, Venice i Malibu - takich, jakimi je niegdy� zna�am - ale przez ca�y czas widzia�am, jak s�czy brandy i - co gorsza - s�ysza�am, jak z jego ust dobywaj� si� st�umione odg�osy tych higieniczno-dentystycznych zabieg�w. - ... autostrada Roosevelta jeszcze wtedy nie istnia�a - m�wi�am. - Teraz mo�na objecha� ni� ca�e wybrze�e, a� po Oxnard. ale pami�tam, jak kiedy� wybrali�my si� tam z papciem - musia�am mie� wtedy ko�o dwunastu lat... - Dwunastu? - Tak, ja... Zmarszczy� czo�o. - Czyli gdzie� oko�o 96 roku? - Mniej wi�cej. Dwana�cie czy trzyna�cie, co� ko�o tego. Jeden z klient�w papcia - pan J. W. Considine - mia� w Malibu dom. Musieli�my przeprawi� si� tam �odzi� kursuj�c� z nabrze�a w Santa Monica. To miejsce by�o naprawd� odci�te od �wiata w tamtych... - Kay... Umilk�am natychmiast. Zrozumia�am, �e mnie nie s�ucha�. - Gdybym chcia� odszuka� kogo� w Kalifornii, jak powinienem si� do tego zabra�? - To zale�y... Czy wiadomo, jak ten kto� si� nazywa? - Paton Bobby. Mieszka w Kalifornii, to wszystko, co wiem. A przynajmniej mieszka�. Zdusi�am niedopa�ek papierosa. - Paton Bobby. Jakie� dodatkowe informacje? - Jest troch� starszy ode mnie. I jak s�dz�, by� kiedy� policjantem. - To mo�e u�atwi� spraw�. Co� jeszcze? - To wszystko. Spojrza�am na niego. Wiedzia�am, �e nasze wsp�lne przedsi�wzi�cie, czymkolwiek mia�o si� okaza�, rozpoczyna si� - nieodwo�alnie - w tej w�a�nie chwili. - Czy mog� wiedzie�, jaki jest pow�d tych poszukiwa�? U�miechn�� si� bladym, sennym u�miechem. Jego nastr�j zmieni� si� od chwili, gdy wspomnia�am swoje dzieci�stwo, wypraw� do Malibu, m�j �wczesny wiek i dat�. To przenios�o go wstecz - by� mo�e do tego miejsca, gdzie nigdy nie m�g� naje�� si� ryb do syta - i wci�� tam przebywa� my�lami. - Przepraszam ci�, moja droga. Co m�wi�a�? - Po co te poszukiwania? Westchn��, spojrza� na sw�j pusty talerz, odwr�ci� widelec z�bami w d� i zn�w spojrza� mi w oczy. - Chyba mo�na by to uj�� w ten spos�b - powiedzia�, unosz�c brwi, z niewinnym wyrazem twarzy - �e szukam zab�jcy. 8 Filip wypisa� czek z komiczn�, niewsp�miern� do tego faktu dum� i wr�czy� mi go z dworskim uk�onem. - Dwie�cie dolar�w, p�atne na ��danie pani Kay Fischer - powiedzia� z u�miechem na ustach. - A wi�c masz prac� - skonstatowa�am. - I konto w banku. Sze�� tygodni roboty dla MGM. Jestem trzecim scenarzyst� w �Czterech strzelbach dla Teksasu�. - Pachnie sukcesem. - Pachnie pieni�dzmi. Siedzieli�my w moim biurze przy bulwarze Hollywood. Ze swojego okna widzia�am trzy najwy�sze pi�tra Guaranty Building i zakurzone li�cie palm. Wynajmowa�am trzy pokoje nad hurtowni� odzie�y specjalizuj�c� si� w d�insach, ogrodniczkach i obuwiu roboczym dla pracownik�w przemys�u naftowego. Pok�j od strony bulwaru by� biurem, za nim znaj