7328
Szczegóły |
Tytuł |
7328 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7328 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7328 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7328 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
David Brin
S�oneczny Nurek
(Sundiver)
T�umaczy� Piotr Sitarski
Data wydania oryginalnego 1980
Data wydania polskiego 1995
Dla moich braci Dana i Stana
dla Arlebargle IV...
i dla kogo� jeszcze
CZʌ� PIERWSZA
...mo�na mie� uzasadnion� nadziej�,
�e w niezbyt odleg�ej przysz�o�ci
potrafimy zrozumie� rzecz
tak prost� jak gwiazda.
A. S. Eddington, 1926
1. Poza sen wieloryba
- Makakai, jeste� gotowa?
Jacob nie zwraca� uwagi na ciche brz�czenie silnik�w i zawor�w metalowego kokonu.
Le�a� bez ruchu, czekaj�c na odpowied�, a woda z delikatnym pluskiem uderza�a o bulwiasty
nos mechanicznego wieloryba.
Jeszcze raz rzuci� okiem na malutkie wskaz�wki przyrz�d�w �wiec�ce wewn�trz he�mu.
W porz�dku, radio dzia�a�o. Pilot drugiego mechanicznego p�ywacza, kt�ry le�a� na wp�
zanurzony kilka metr�w dalej, s�ysza� ka�de s�owo.
Woda by�a dzi� wyj�tkowo przejrzysta. Spogl�daj�c w d� zdo�a� dojrze� ma�ego rekina
lamparciego, kt�ry przep�ywa� leniwie w pobli�u, zab��kany z dala od brzegu.
- Makakai... jeste� gotowa?
Stara� si� nie okazywa� zniecierpliwienia ani nie zdradza� napi�cia, kt�re opanowa�o jego
kark, kiedy czeka�. Zamkn�� oczy i rozlu�ni� po kolei wszystkie odpowiedzialne za to
mi�nie. Ci�gle czeka�, a� jego uczennica odpowie.
- Jessstem gotowa... zaczynajmy! - rozleg� si� wreszcie szczebiocz�cy, piskliwy g�os.
S�owa brzmia�y tak, jakby wypowiadano je z niech�ci�, �api�c przy okazji oddech.
Ca�kiem d�ugie przem�wienie, jak na Makakai. Jacob widzia� maszyn� treningow�
m�odego delfina obok swojej, jej obraz odbija� si� w lusterkach otaczaj�cych przedni� szyb�.
Przebiega�y przez ni� dr�enia, a jej szary metalowy ogon unosi� si� i opada� nieznacznie.
Sztuczne p�etwy porusza�y si� bezw�adnie i niemrawo pod �ci�gni�t� w drobne fale
powierzchni� wody.
Jest gotowa jak nigdy dot�d - pomy�la�. Nadszed� wreszcie czas, �eby przekona� si�, czy
technika mo�e odzwyczai� delfina od Snu Wieloryba.
Ponownie nacisn�� podbr�dkiem w��cznik mikrofonu.
- W porz�dku, Makakai. Wiesz, jak dzia�a p�ywacz. Wzmocni ka�dy tw�j ruch, tylko
kiedy b�dziesz chcia�a u�y� rakiet, komend� musisz wyda� po angielsku. A �eby by�o
sprawiedliwie, ja musz� zagwizda� w troistym, by uruchomi� moje.
- Usss�ysza�am - zasycza�a. Szare p�etwy jej p�ywacza z hukiem uderzy�y w g�r� i w d�,
rozpryskuj�c s�on� wod�.
Mrucz�c modlitw� do Wielkiego Marzyciela, Jacob dotkn�� przycisku zwalniaj�cego
wzmacniacze na waldzie Makakai i jego w�asnym, a potem ostro�nie poruszy� ramionami,
�eby wprawi� w ruch p�etwy. Podkurczy� nogi, a kiedy masywny ogon szarpn�� gwa�townie
w odpowiedzi, maszyna natychmiast przekozio�kowa�a i si� zanurzy�a.
Jacob spr�bowa� wyr�wna�, ale przesadzi�, i p�ywacz zatoczy� si� jeszcze mocniej.
Uderzenia p�etw zmieni�y na chwil� otoczenie w spienion� kipiel, a� wreszcie cierpliwie,
metod� pr�b i b��d�w, wyprostowa� kurs.
Jeszcze raz ostro�nie odepchn�� si�, �eby m�c nabra� rozp�du, potem wygi�� plecy w �uk
i wierzgn�� nogami. P�ywacz odpowiedzia� smagni�ciem ogona, kt�re poderwa�o go w
powietrze.
Delfin by� prawie kilometr dalej. Kiedy maszyna Jacoba osi�gn�a najwy�szy punkt �uku,
zobaczy�, jak Makakai opada z wdzi�kiem z wysoko�ci dziesi�ciu metr�w, g�adko rozcinaj�c
wzburzon� powierzchni� wody.
Skierowa� prz�d he�mu w d� i zielona �ciana morza nagle si� przybli�y�a. Wstrz�s
wywo�any nurkowaniem uruchomi� brz�czyk, ale Jacob ledwie go s�ysza�, przedzieraj�c si�
przez spl�tane �odygi wodorost�w i p�osz�c po drodze garbika.
Schodzi� w d� zbyt ostro. Zakl�� i kopn�� dwa razy, �eby wyprostowa� tor. Ci�kie,
metalowe p�etwy maszyny bi�y wod� w rytm ruch�w st�p, a ka�de uderzenie wprawia�o
kr�gos�up Jacoba w wibracje i dociska�o go do grubego podbicia skafandra. W odpowiedniej
chwili zn�w wygi�� si� i kopn��, a maszyna wyrwa�a si� na powierzchni�.
Promie� s�o�ca uderzy� jak pocisk w lewe okienko, gasz�c swoim blaskiem przy�mione
�wiate�ka ma�ej tablicy rozdzielczej. Jacob wygi�� si�, pochyli� i znowu run�� w jasn� to�,
s�ysz�c w he�mie westchni�cie komputera.
A� gwizdn�� z uciechy, widz�c, jak tu� przed nim gromadka drobnych srebrnych sardeli
rozpryskuje si� na wszystkie strony.
Jego d�onie ze�lizgn�y si� po tablicy a� do manetki rakiet, a przy nast�pnym wyskoku
zagwizda� kod w troistym. Silniki zamrucza�y i z zewn�trznego szkieletu po obu bokach
wysun�y si� lotki. Kiedy z dzikim dudnieniem w��czy�y si� dopalacze, nag�e przyspieszenie
docisn�o he�m w g�r� do pokrywy, gniot�c mu ty� czaszki w rytmie fal przesuwaj�cych si�
pod p�dz�cym pojazdem.
Spad� z wielkim rozbryzgiem niedaleko Makakai, kt�ra wygwizda�a przenikliwe
powitanie w troistym. Jacob poczeka�, a� rakiety wy��cz� si� samoczynnie, i powr�ci� do
wspomaganych mechanicznie skok�w obok delfina.
Przez jaki� czas poruszali si� zgodnie. Z ka�dym susem Makakai nabiera�a �mia�o�ci,
wykonuj�c zwroty i piruety podczas drugich sekund przed upadkiem w wod�. Raz nawet
wyszczebiota�a w delfinim nieprzyzwoity limeryk, niezbyt udany, ale Jacob mimo wszystko
mia� nadziej�, �e nagrano go na statku, bo uderzaj�c w wod� przegapi� puent�.
Reszta zespo�u treningowego pod��a�a za nimi na poduszkowcu. Przy ka�dym wyskoku
widzia� k�tem oka du�� ��d�, teraz pomniejszon� przez odleg�o��, a� wstrz�s zag�usza�
wszystko opr�cz d�wi�ku rozbijanej wody, pisku sonaru Makakai i fosforyzuj�cej,
niebieskozielonej kipieli burz�cej si� dooko�a maszyny.
Zegar Jacoba wskazywa�, �e up�yn�o dziesi�� minut. Nie m�g�by dotrzymywa� kroku
Makakai d�u�ej ni� p� godziny, bez wzgl�du na to, jak wielkiego wzmocnienia by u�y�.
Mi�nie i uk�ad nerwowy cz�owieka nie by�y przystosowane do ci�g�ych wyskok�w i
upadk�w.
- Makakai, ju� czas spr�bowa� rakiet. Powiedz mi, kiedy b�dziesz gotowa, i zrobimy to
przy nast�pnym skoku.
Oboje zanurzyli si� w morze i Jacob zacz�� energicznie porusza� ogonem maszyny w
spienionej wodzie, przygotowuj�c si� do kolejnego susa. Wyskoczyli jeszcze raz.
- Makakai, teraz m�wi� powa�nie. Jeste� gotowa?
Szybowali razem wysoko w powietrzu. Kiedy jej mechaniczny p�ywacz obr�ci� si� przed
zanurkowaniem, dojrza� za plastykowym okienkiem jej ma�e oko. Chwil� p�niej ju� spada�.
- W porz�dku, Makakai. Je�li mi nie odpowiesz, b�dziemy musieli zaraz to sko�czy�.
P�yn�li obok siebie, a b��kitna woda burzy�a si� za nimi, nios�c ob�oki piany.
Makakai obr�ci�a si� i zanurkowa�a w d�, zamiast wznie�� si� do nast�pnego wyskoku.
Za�wiergota�a co� w troistym tak szybko, �e prawie nie mo�na by�o tego zrozumie�... Co� o
tym, �e nie powinien psu� zabawy.
Jacob pozwoli� swojej maszynie wynurzy� si� wolno na powierzchni�.
- Chod�, kochanie, i m�w poprawnie po angielsku. Musisz to zrobi�, je�li chcesz, �eby
twoje dzieci wyruszy�y kiedy� w kosmos. A to przecie� nie byle co! Dalej! Powiedz
Jacobowi, co o nim my�lisz.
Przez kilka sekund panowa�a cisza. Potem Jacob zobaczy�, jak co� pod nim porusza si�
bardzo szybko. To co� pomkn�o jak b�yskawica w g�r� i zanim uderzy�o o powierzchni�,
us�ysza� kpi�cy pisk Makakai:
- G-go� mnie, zakuta p-pa�o! Ja leeec�!
Przy ostatnim s�owie jej mechaniczny ogon machn�� pot�nie i Makakai wystrzeli�a
ponad wod� na kolumnie p�omieni.
�miej�c si� Jacob zanurkowa� dla rozp�du, a potem �mign�� w powietrze za swoj�
uczennic�.
Gdy tylko sko�czy� drug� fili�ank� kawy, Gloria wr�czy�a mu wykres. Jacob pr�bowa�
skupi� wzrok na wij�cych si� liniach, ale ich g�szcz przyp�ywa� i odp�ywa� jak fale oceanu.
Odda� jej kart�.
- P�niej przyjrz� si� danym. Mo�esz mi przedstawi� samo streszczenie? Wezm� te�
jedn� kanapk�, je�li pozwolisz mi potem posprz�ta�.
Podsun�a mu �ytni chleb z tu�czykiem i usiad�a na kontuarze, opieraj�c r�ce na brzegu,
�eby zr�wnowa�y� ko�ysanie �odzi. Jak zwykle, nie mia�a na sobie prawie nic. �adna,
czarnow�osa i dobrze zbudowana, m�oda pani biolog wygl�da�a doskonale w prawie niczym.
- My�l�, Jacob, �e mamy wreszcie te informacje o falach m�zgowych, kt�re s� nam
potrzebne. Nie wiem, jak to zrobi�e�, ale nat�enie uwagi w angielskim by�o u Makakai
przynajmniej dwa razy wi�ksze ni� normalnie. Manfred uwa�a, �e odkry� mn�stwo
po��czonych skupisk synaptycznych. Podobno mo�e dzi�ki temu ulepszy� nast�pny zestaw
mutacji eksperymentalnych. Jest par� w�z��w, kt�re chcia�by rozwin�� w lewej p�kuli
m�zgu u potomstwa Makakai. Moja grupa jest w zupe�no�ci zadowolona z tego, co ju� mamy.
Makakai z �atwo�ci� pos�uguje si� p�ywaczem, a to dowodzi, �e obecne pokolenie mo�e
korzysta� z maszyn.
Jacob westchn��.
- Je�li masz nadziej�, �e te wyniki przekonaj� Konfederacj� do zrezygnowania z
nast�pnych zmutowanych pokole�, to raczej na to nie licz. Oni si� coraz bardziej boj�. Nie s�
zadowoleni, �e musz� ci�gle polega� na poezji i muzyce, �eby udowodni� inteligencj�
delfin�w. Chc� rasy, kt�ra potrafi u�ywa� narz�dzi w spos�b analityczny, a to nie ma nic
wsp�lnego z wydawaniem komend do uruchomienia rakietowego p�ywacza. Stawiam
dwadzie�cia do jednego, �e Manfred b�dzie m�g� u�y� skalpela.
- Operacje! - zawo�a�a Gloria czerwona ze zdenerwowania. - To s� LUDZIE, ludzie,
kt�rzy maj� przepi�kny sen. Przykroimy ich na in�ynier�w, a stracimy ras� poet�w!
Jacob od�o�y� resztk� kanapki i strz�sn�� okruchy z piersi. Teraz �a�owa�, �e w og�le
zacz�� t� rozmow�.
- Wiem, wiem. Ja te� bym chcia�, �eby sprawy posuwa�y si� troch� wolniej. Ale sp�jrz na
to w ten spos�b: mo�e finy potrafi� kiedy� uj�� Sen Wieloryba w s�owa. Nie b�dziemy
potrzebowali troistego, �eby porozmawia� o pogodzie, ani �amanej angielszczyzny
Aborygen�w do rozm�w o filozofii. Finy b�d� mog�y do��czy� do szympans�w i zagra� na
nosie Galaktom, a my osi�gniemy status dostojnych doros�ych.
- Ale...
Jacob przerwa� jej podnosz�c r�k�.
- Czy mo�emy porozmawia� o tym p�niej? Chcia�bym si� na chwil� wyci�gn��, a
potem zej�� na d� odwiedzi� nasz� dziewczynk�.
Gloria spojrza�a na niego niezadowolona, ale zaraz si� u�miechn�a.
- Przepraszam, Jacobie. Pewnie jeste� strasznie zm�czony. Ale dzisiaj przynajmniej
wszystko si� uda�o.
Jacob odwzajemni� u�miech, przez co na jego szerokiej twarzy wok� ust i oczu
uwydatni�y si� g��bokie bruzdy.
- Tak - powt�rzy�, podnosz�c si� - dzi� wszystko si� uda�o.
- A przy okazji, by� telefon do ciebie, kiedy by�e� na dole. Jaki� Iti! Johnny tak si� tym
podnieci�, �e prawie zapomnia� przyj�� wiadomo��. Gdzie� tutaj powinna by�.
Odsun�a na bok talerze z obiadu, wydoby�a kartk� papieru i wr�czy�a mu j�.
G�ste brwi Jacoba �ci�gn�y si�, kiedy czyta� wiadomo��. Cer� mia� smag�� i napi�t�, na
co z�o�y�y si� zar�wno cechy dziedziczne, jak i dzia�anie s�o�ca i morskiej wody. Br�zowe
oczy zw�zi�y si� w szparki, jak zawsze, gdy by� skupiony. �ylast� d�oni� g�adzi�
zakrzywiony, india�ski nos, zmagaj�c si� z niewyra�nym pismem radiooperatora.
- My�l�, �e wszyscy wiedzieli�my o twojej wsp�pracy z Itimi - powiedzia�a Gloria. -
Ale nie mia�am poj�cia, �e a� tutaj b�d� mia�a jednego z nich przy telefonie! Zw�aszcza
takiego, co wygl�da jak wielki kalafior i gada jak Mistrz Ceremonii.
Jacob gwa�townie uni�s� g�ow�.
- Dzwoni� jaki� Kanten? Tutaj? Powiedzia�, jak si� nazywa?
- Powinno by� tam zapisane. To by�o to, co m�wisz? Kanten? Nie znam chyba naszych
obcych a� tak dobrze. Rozpozna�abym Synthianina albo Tymbrymczyka, ale takiego
widzia�am pierwszy raz.
- Hm, b�d� musia� do kogo� zadzwoni�. Posprz�tam naczynia p�niej, nie wa� si� ich
dotyka�! Powiedz Manfredowi i Johnny'emu, �e za par� chwil zejd� na d� odwiedzi�
Makakai. I jeszcze raz dzi�kuj�. - U�miechn�� si� i lekko tr�ci� jej rami�, ale kiedy si�
odwr�ci�, jego twarz na powr�t przybra�a wyraz zatroskanego skupienia.
�ciskaj�c w r�ku otrzyman� wiadomo��, ruszy� w stron� przedniego luku. Gloria
spogl�da�a za nim przez moment, a potem zebra�a wykresy z danymi, my�l�c przy tym, �e
chcia�aby wiedzie�, jak utrzyma� zainteresowanie tego m�czyzny d�u�ej ni� przez godzin�
albo jedn� noc.
Kabina Jacoba by�a w�a�ciwie kom�rk� z w�sk�, sk�adan� koj�, ale stanowi�a zaciszny
k�t. Jacob wyci�gn�� z szafki obok drzwi przeno�ny teleaparat i ustawi� go na koi.
Nie by�o powodu przypuszcza�, �e Fagin dzwoni� w celu innym ni� towarzyski. W ko�cu
naprawd� interesowa� si� prac� z delfinami.
Zdarzy�o si� jednak kilka razy, �e wiadomo�ci od obcych prowadzi�y do samych
k�opot�w. Jacob zastanowi� si�, czy nie by�oby lepiej zapomnie� o telefonie Kantena.
Po kr�tkim wahaniu wystuka� na aparacie kod i usiad� wygodnie, �eby si� uspokoi�. Gdy
nadarza�a si� okazja, nie potrafi� oprze� si� pokusie porozmawiania z ET, wszystko jedno
gdzie i kiedy.
Na ekranie rozb�ysn�� szereg cyfr kodu dw�jkowego, podaj�cy aktualne po�o�enie
aparatu, do kt�rego dzwoni�. Rezerwat ET Baja. To ma sens - pomy�la� Jacob. Tam w�a�nie
jest Biblioteka. - Pojawi� si� urz�dowy komunikat przestrzegaj�cy Nadzorowanych przed
kontaktami z obcymi. Jacob przygl�da� mu si� z niech�ci�. Jasne punkciki wy�adowa�
elektrostatycznych zamrowi�y si� przed ekranem, a potem na wyci�gni�cie r�ki przed
Jacobem wyr�s� Fagin, a raczej jego wierna kopia.
ET rzeczywi�cie przypomina� troch� kalafior. Z jego pr��kowanego, pokrytego guzami
tu�owia wyrasta�y zaokr�glone niebieskie i bia�e odro�le, uk�adaj�ce si� w symetryczne,
kuliste grudy. Tu i �wdzie drobne krystaliczne p�atki okrasza�y kilka ga��zi, kt�re tworzy�y
p�k u wierzcho�ka, nad niewidocznym nozdrzem.
Listowie zako�ysa�o si�, a zebrane u g�ry kryszta�y zabrz�cza�y poruszone powietrzem,
kt�re stw�r w�a�nie wydycha�.
- Witaj, Jacobie - g�os Fagina zad�wi�cza� metalicznie w powietrzu. - Witam ci� z
rado�ci� i z wdzi�czno�ci� oraz z surowym brakiem wszelkich konwenans�w, kt�rego tak
cz�sto i �arliwie si� domagasz.
Jacob zdusi� w sobie �miech. Fagin przypomina� mu staro�ytnego mandaryna, zar�wno ze
wzgl�du na melodyjny akcent, jak i na zawi�y ceremonia�, kt�ry stosowa� nawet wobec
swoich najbli�szych ludzkich przyjaci�.
- Pozdrawiam ci�, przyjacielu Faginie, i z g��bokim szacunkiem �ycz� ci wszystkiego
dobrego. A teraz, kiedy mamy to ju� za sob�, i zanim powiesz cho�by jedno s�owo, moja
odpowied� brzmi: nie.
Kryszta�ki zadzwoni�y cichutko.
- Jacob! Jeste� tak m�ody, a mimo to tak przenikliwy! Podziwiam twoj� intuicj� i to, �e
domy�li�e� si�, w jakim celu dzwoni�em do ciebie.
Jacob potrz�sn�� g�ow�.
- Fagin, tw�j wyra�ny sarkazm niezbyt mi pochlebia. Nalegam na u�ywanie potocznej
angielszczyzny, bo to jedyny spos�b, �eby mi nerwy nie pu�ci�y, kiedy mam do czynienia z
tob�. I ty ju� dobrze wiesz, o czym m�wi�!
Obcy zatrz�s� si� w parodii wzruszenia ramion.
- Och, Jacobie, musz� przychyli� si� do twojej woli i pos�ugiwa� si� t� zaszczytn�
uczciwo�ci�, kt�ra powinna napawa� dum� tw�j gatunek. Zaiste, jest pewna drobna
przys�uga, o kt�r� o�mieli�em si� prosi�. Teraz jednak, skoro udzieli�e� mi ju� odpowiedzi...
opartej bez w�tpienia na pewnych nieprzyjemnych zaj�ciach z przesz�o�ci, z kt�rych wszak�e
wi�kszo�� sko�czy�a si� jak najlepiej... powinienem po prostu porzuci� ten temat. Czy
m�g�bym zapyta�, jak post�puj� prace ze wspania�� ras� podopieczn� mor�win�w?
- Hm, tak, praca idzie znakomicie. Dzisiaj mieli�my prze�omowy dzie�.
- To wy�mienicie. Jestem pewien, �e nie sta�oby si� to bez twojego udzia�u. S�ysza�em,
�e tw�j wk�ad jest trudny do przecenienia!
Jacob potrz�sn�� g�ow�, chc�c wyja�ni� t� spraw�. Czu�, �e Faginowi zn�w w jaki�
spos�b uda�o si� przej�� inicjatyw�.
- C�, to prawda, �e na pocz�tku mog�em troch� pom�c przy problemie Wodnego
Sfinksa, ale od tamtej pory m�j udzia� nie by� wcale taki wielki. Do diab�a, ka�dy potrafi�by
zrobi� to, czym si� ostatnio zajmowa�em.
- Ach, w co� takiego jest mi bardzo trudno uwierzy�.
Jacob zmarszczy� brwi. Niestety, by�a to prawda. A teraz jego praca w Centrum
Wspomagania stanie si� jeszcze bardziej rutynowa.
Setka specjalist�w czeka�a tylko, �eby w��czy� si� do bada�, a wielu z nich zna�o si� na
psychologii mor�win�w lepiej od niego. Centrum pewnie chcia�oby go zatrzyma�, po cz�ci z
wdzi�czno�ci, ale czy on sam naprawd� chcia� zosta�? Ostatnio by� tego coraz mniej pewny,
chocia� tak bardzo kocha� delfiny i morze.
- Fagin, przepraszam, �e na pocz�tku by�em niezbyt uprzejmy. Chcia�bym jednak
dowiedzie� si�, w jakiej sprawie do mnie dzwoni�e�... Ale zastrzegam, �e odpowied� ci�gle
raczej brzmi: nie.
Li�cie Fagina zaszele�ci�y.
- Zamierza�em zaprosi� ci� na niewielkie przyjacielskie spotkanie z pewnymi zacnymi
istotami r�nych gatunk�w, w celu przedyskutowania wa�nego problemu natury czysto
intelektualnej. Spotkanie to odb�dzie si� w ten czwartek, w O�rodku dla Przybysz�w w
Ensenadzie, o jedenastej. Twoje ewentualne przybycie nie poci�gnie za sob� �adnych
zobowi�za�.
Jacob przez chwil� rozwa�a� ten pomys�.
- M�wisz, �e b�d� tam ET. Kto? Po co jest to spotkanie?
- �a�uj� niezmiernie, Jacobie, ale tego nie powinienem wyjawia�, przynajmniej nie przez
teleaparat. Na szczeg�y musisz poczeka�, a� przyb�dziesz we czwartek, je�li przyb�dziesz.
Jacob natychmiast nabra� podejrze�.
- S�uchaj, ten problem nie ma nic wsp�lnego z polityk�, co? Jeste� okrutnie tajemniczy.
Obraz obcego pozosta� nieruchomy. Tylko jego listowie marszczy�o si� powoli, jak gdyby
pogr��y� si� kontemplacji.
- Nigdy nie potrafi�em zrozumie�, Jacobie - odezwa� si� wreszcie melodyjny g�os -
czemu cz�owiek taki jak ty tak ma�o interesuje si� gr� potrzeb i emocji, kt�r� wy nazywacie
polityk�. Gdyby taka metafora by�a w�a�ciwa, rzek�bym, �e polityk� mam we krwi. Za to ty
masz j� z pewno�ci�.
- Mojej rodziny do tego nie mieszaj. Chcia�bym si� tylko dowiedzie�, dlaczego musz�
czeka� do czwartku, �eby us�ysze�, o co w tym wszystkim chodzi!
Kanten zawaha� si� ponownie.
- S� pewne... aspekty tej sprawy, kt�re nie powinny by� omawiane w eterze. Niekt�re z
bardziej "talamicznych" od�am�w twojego spo�ecze�stwa mog�yby zrobi� niew�a�ciwy
u�ytek z tej wiedzy, gdyby... pods�uchano nasz� rozmow�. Jednak�e mog� ci� zapewni�, �e
tw�j udzia� b�dzie mia� charakter wy��cznie techniczny. Chcieliby�my wykorzysta� tylko
twoj� wiedz� i umiej�tno�ci, kt�rymi pos�ugiwa�e� si� w Centrum.
Bzdura - pomy�la� Jacob - chcecie czego� wi�cej.
Zna� Fagina. Je�li we�mie udzia� w spotkaniu, Kanten na pewno b�dzie pr�bowa�
wykorzysta� to jako pretekst do wpl�tania go w jak�� absurdalnie skomplikowan� i
niebezpieczn� awantur�. Do tej pory obcy zrobi� mu co� takiego ju� trzykrotnie.
O dwa pierwsze razy Jacob nie mia� pretensji - wtedy jednak by� inny, lubi� takie rzeczy.
Potem przysz�a Ig�a. Koszmar ekwadorski ca�kowicie zmieni� jego �ycie. Nie mia� ochoty
pakowa� si� w co� takiego jeszcze raz.
Z drugiej strony bardzo nie chcia� rozczarowa� starego Kantena. Fagin nigdy go tak
naprawd� nie ok�ama�, a przy tym spo�r�d wszystkich ET, kt�rych Jacob spotka�, by�
jedynym autentycznym wielbicielem ludzkiej kultury i historii, A chocia� ze wszystkich
znanych Jacobowi stworze� Fagin by� fizycznie najbardziej obcy, to przecie� w�a�nie on
najbardziej stara� si� zrozumie� Ziemian.
Powinienem by� bezpieczny, je�li po prostu powiem Faginowi prawd� - pomy�la� Jacob.
- Je�li zacznie za bardzo nalega�, powiem mu o moim stanie psychicznym: eksperymentach z
autohipnoz� i ich dziwacznych rezultatach. Nie b�dzie naciska� zbyt mocno, je�eli odwo�am
si� do jego poczucia uczciwo�ci.
- W porz�dku - westchn��. - Wygra�e�, Fagin. Zjawi� si� tam. Tylko nie spodziewaj si�,
�e b�d� g��wn� atrakcj� spotkania.
W �wistliwym �miechu Fagina s�ycha� by�o oboje i klarnety.
- Tym sobie nie zaprz�taj g�owy, przyjacielu Jacobie! To b�dzie szczeg�lne spotkanie i
nikt nie we�mie ci� za g��wn� atrakcj�!
Kiedy szed� po g�rnym pok�adzie do pomieszczenia Makakai, blado-pomara�czowe
s�o�ce ci�gle jeszcze wisia�o nad horyzontem, a jego dobrotliwe i zwyczajne �wiat�o
przedziera�o si� przez rzadkie chmury na zachodzie. Na chwil� zatrzyma� si� przy barierce,
podziwiaj�c barwy wieczoru i wdychaj�c zapach morza.
Zamkn�� oczy i czeka�, a� promienie ogrzej� mu twarz i z �agodnym uporem przenikn� w
g��b ogorza�ej sk�ry. W ko�cu przerzuci� nogi przez barierk� i zeskoczy� na dolny pok�ad.
Nastr�j o�ywienia wypar� prawie zupe�nie ca�odzienne wyczerpanie. Zacz�� nuci� jak��
melodi�, oczywi�cie w niew�a�ciwej tonacji.
Stan�� przy kraw�dzi basenu, do kt�rej leniwie podp�yn�� zm�czony delfin. Makakai
przywita�a go wierszem w troistym, zbyt szybkim, by go zrozumie�, ale o niew�tpliwie
frywolnej tre�ci. Co� o jego �yciu erotycznym. Delfiny opowiada�y ludziom �wi�skie
dowcipy przez tysi�ce lat, jeszcze zanim ludzie zacz�li je hodowa�, rozwija� ich umys� i
zdolno�ci mowy, a w ko�cu rozumie�.
Makakai jest o wiele bystrzejsza od swoich przodk�w - pomy�la� Jacob - ale jej poczucie
humoru pozosta�o najzupe�niej delfinie.
- No c� - powiedzia� - pracowity by� dzisiaj dzie�.
Ochlapa�a go wod�, s�abiej ni� zazwyczaj, i powiedzia�a co�, co brzmia�o zupe�nie jak:
Waaal si�!
Podp�yn�a jednak bli�ej, kiedy przykucn��, �eby zanurzy� r�k� w wodzie i przywita� si�
z ni�.
2. Sk�rzani i koszule
Wiele lat temu dawne rz�dy Ameryki P�nocnej zr�wna�y z ziemi� Pas Pogranicza, aby
m�c kontrolowa� ruch z Meksykiem. Teren, na kt�rym kiedy� niemal styka�y si� dwa miasta,
pokry�a pustynia.
Od czas�w Przewrotu i ko�ca ucisku Biurokracji dawnych rz�d�w syndykalistycznych
w�adze Konfederacji utrzymywa�y na tym obszarze rezerwat przyrody. Strefa graniczna
mi�dzy San Diego i Tihuan� by�a obecnie jednym z najwi�kszych teren�w zalesionych na
po�udnie od parku Pendleton.
Nadchodzi�y jednak zmiany. Jad�c wynaj�tym samochodem po nadziemnej autostradzie
na po�udnie, Jacob dostrzega� �lady �wiadcz�ce o tym, �e pas powraca� do swojego dawnego
przeznaczenia. Po obu stronach drogi, na wsch�d i zach�d od niej, pracowali robotnicy,
wycinaj�c drzewa i ustawiaj�c w trzydziestometrowych odst�pach cienkie tyczki w
cukierkowych kolorach. Tyczki by�y okropne. Odwr�ci� wzrok.
W miejscu gdzie szereg �erdzi krzy�owa� si� z autostrad�, wida� by�o wielk� zielono-
bia�� tablic�.
Nowe Pogranicze
POZAZIEMSKI REZERWAT BAJA
Mieszka�cy Tihuany, kt�rzy nie posiadaj�
praw obywatelskich,
proszeni s� o zg�aszanie si� do Ratusza
w celu odebrania wysokiej premii dla przesiedle�c�w!
Jacob pokr�ci� g�ow� i mrukn��:
- Oderint, dum metuant. - Niech nienawidz�, byleby si� bali . - To co, �e kto� mieszka�
w mie�cie ca�e �ycie. Je�li nie ma prawa wyborczego, musi si� wynie��, bo nadchodzi post�p.
Tihuana, Honolulu, Oslo i jeszcze kilka innych miast mia�o znale�� si� w nowych,
rozszerzonych granicach rezerwat�w dla ET. Pi��dziesi�t czy sze��dziesi�t tysi�cy sta�ych i
czasowych Nadzorowanych b�dzie musia�o si� wyprowadzi�, �eby miasta sta�y si�
"bezpieczne" dla tysi�ca obcych. Niewygody nie b�d� w istocie wielkie. Wi�ksza cz��
powierzchni Ziemi ci�gle jeszcze nie interesowa�a ET, wi�c ci bez praw obywatelskich mieli
mn�stwo miejsca. Poza tym rz�d przyznawa� wysokie odszkodowania.
Nie zmienia�o to jednak faktu, �e na Ziemi znowu pojawili si� uchod�cy.
Na po�udniowej kraw�dzi Pasa zn�w zaczyna�o si� miasto. Wiele budynk�w na�ladowa�o
styl hiszpa�ski czy neohiszpa�ski, na og� jednak dominowa� eksperymentalizm
architektoniczny, typowy dla nowoczesnych aglomeracji meksyka�skich. Budowle utrzymane
by�y w tonacji bia�o-b��kitnej. Ruch po obu stronach autostrady wype�nia� powietrze cichym
piskiem silnik�w elektrycznych.
Maj�c� nadej�� zmian� og�asza�y rozstawione w ca�ym mie�cie zielono-bia�e metalowe
tablice, podobne do tej na granicy. Jedna z nich, w pobli�u autostrady, zosta�a pomazana
czarnym sprayem. Przeje�d�aj�c obok niej Jacob zdo�a� uchwyci� wzrokiem zarys krzywo
nabazgranych s��w "Okupacja" i "Inwazja".
Pewnie robota jakiego� sta�ego Nadzorowanego - pomy�la�. Obywatel nie zrobi�by
czego� tak zwariowanego, skoro mia� setki legalnych sposob�w na wyra�enie swojej opinii. A
czasowy Nadzorowany, skazany na okres pr�bny za przest�pstwo, nie chcia�by przed�u�enia
wyroku. Czasowy zdawa�by sobie spraw�, �e na pewno go z�api�.
Z pewno�ci� jaki� biedny, czekaj�cy na eksmisj� Sta�y wy�adowa� swoje uczucia, nie
dbaj�c o konsekwencje. Jacoba ogarn�o wsp�czucie. Do tej pory ten SP by� ju� pewnie w
areszcie.
Jacob nie interesowa� si� szczeg�lnie polityk�, chocia� sam pochodzi� z rozpolitykowanej
rodziny. Dw�ch jego dziadk�w by�o bohaterami Przewrotu, w kt�rym ma�ej grupie
technokrat�w uda�o si� obali� Biurokracj�. Rodzina Jacoba �ywi�a w stosunku do Prawa
Nadzoru nami�tn� niech��.
W ci�gu ostatnich kilku lat Jacob nabra� zwyczaju unikania wspomnie� przesz�o�ci. W tej
chwili jednak pewien obraz powr�ci� do niego ze szczeg�ln� si��.
Wakacyjna szko�a w posiad�o�ci klanu Alvarez�w na wzg�rzach ponad Caracas... w tym
samym domu, gdzie Joseph Alvarez i jego przyjaciele trzydzie�ci lat wcze�niej
przygotowywali swoje plany... Trwa� w�a�nie wyk�ad wuja Jeremy'ego, kt�rego s�uchali
kuzyni Jacoba i kuzyni adoptowani - w uszach pe�no samych podnios�ych hase�, a w g�owach
s�cz�ca si� powoli letnia nuda. Jacob wierci� si� w k�cie, chc�c jak najszybciej znale�� si� w
swoim pokoju, gdzie razem z przyrodni� siostr� Alice umie�cili skonstruowane przez siebie
"tajne urz�dzenie".
Jeremy, uk�adny i pewny siebie, wchodzi� wtedy dopiero w wiek �redni, wyrastaj�c na
znacz�c� posta� w Zgromadzeniu Konfederacji. Wkr�tce mia� zosta� przyw�dc� rodu
Alvarez�w, usuwaj�c w cie� swojego starszego brata, Jamesa.
Wuj Jeremy opowiada� o tym, jak dawna Biurokracja zarz�dzi�a, �e ka�dy zostanie
poddany badaniom stwierdzaj�cym jego sk�onno�ci do przemocy, a wszyscy, kt�rzy nie
przejd� tego testu, znajd� si� pod sta�� kontrol� - Nadzorem.
Jacob pami�ta� s�owo w s�owo to, co wuj m�wi� tamtego popo�udnia, kiedy
dwunastoletnia Alice zakrad�a si� do Biblioteki z twarz� rozpalon� od ekscytacji.
"Zadali sobie wiele trudu, aby przekona� masy - g�os Jeremy'ego by� niski i grzmi�cy -
�e prawo to zmniejszy przest�pczo��". I rzeczywi�cie - odnios�o ono taki skutek. Osobnik z
nadajnikiem radiowym w kr�gos�upie najcz�ciej zastanawia� si� dwa razy, zanim zrobi� co�
z�ego swoim bli�nim.
Wtedy, tak jak i teraz, obywatele uwielbiali Prawo Nadzoru. Bez trudu zapomnieli, �e
�ama�o ono wszystkie tradycyjne, zagwarantowane w Konstytucji prawa do uczciwego
procesu. Zreszt� wi�kszo�� obywateli mieszka�a w krajach, kt�re nigdy nie zna�y podobnych
subtelno�ci.
Kiedy za� szcz�liwy traf pozwoli� Josephowi Alvarezowi i jego przyjacio�om pobi�
Biurokrat�w na g�ow� wykorzystuj�c przy tym te prawa - no c�, w�wczas przepe�nieni
tryumfem Obywatele pokochali testy na Nadzorowanie jeszcze bardziej. Podniesienie kwestii
Prawa Nadzoru nie wysz�o na dobre przyw�dcom Przewrotu. Mieli zreszt� dosy� k�opot�w z
ustanawianiem Konfederacji...
Jacobowi chcia�o si� krzycze�. Tutaj stary wuj Jeremy gl�dzi� w k�ko o tych samych
starych bzdurach, a tymczasem Alice - ta szcz�ciara Alice, kt�rej teraz przypad�a kolej
nara�a� si� na gniew doros�ych i nastawia� ucha przy pods�uchu zamontowanym przez nich
na odbiorniku kosmicznym - co te� ona us�ysza�a!
To musia� by� statek kosmiczny! Jedyny z trzech wielkich, powolnych pojazd�w, kt�ry w
og�le powr�ci�! Tylko to mog�o wyja�nia� telefon z Si� Kosmicznych i wielkie zamieszanie
we wschodnim skrzydle, gdzie doro�li mieli swoje biura i laboratoria.
Jeremy ci�gle rozwodzi� si� nad trwaj�cym w spo�ecze�stwie brakiem wsp�czucia, ale
Jacob nie widzia� go ju� ani nie s�ysza�. Stara� si� zachowa� powa�n� i niewzruszon� min�,
kiedy Alice przychyli�a si�, �eby wyszepta� - nie, raczej wysapa� mu w podnieceniu do ucha:
"...Obcy, Jacob! S� z nimi istoty spoza Ziemi! W swoich w�asnych statkach! Ach, Jake,
Vesarius przywozi do domu Itich!"
Jacob us�ysza� wtedy to s�owo po raz pierwszy. Cz�sto zastanawia� si�, czy to w�a�nie
Alice je wymy�li�a. Przypomnia� sobie, �e maj�c dziesi�� lat, rozmy�la�, czy nazwa Iti
sugeruje, �e kto� inny mia� by� zjedzony .
Jad�c teraz ponad ulicami Tihuany, zda� sobie spraw�, �e na to pytanie wci�� nie ma
odpowiedzi.
Przy kilku g��wnych skrzy�owaniach usuni�to po jednym naro�nym budynku, wstawiaj�c
w to miejsce t�czowe "Toalety dla ET". Jacob dostrzeg� te� sporo nowych niskich odkrytych
autobus�w przystosowanych do przewo�enia ludzi, oraz �lizgaj�cych si� lub chodz�cych
trzymetrowych obcych.
Mijaj�c Ratusz, zobaczy� pikiet� oko�o dziesi�ciu Sk�rzanych. W ka�dym razie wygl�dali
jak Sk�rzani: mieli na sobie futra i wymachiwali plastykowymi dzidami. Kt� inny ubiera�by
si� w ten spos�b przy takiej pogodzie?
Podkr�ci� radio g�o�niej i prze��czy� je na wyszukiwanie g�osem.
- Wiadomo�ci lokalne - powiedzia�. - S�owa kluczowe: Sk�rzani, Ratusz, pikieta.
Po kr�tkiej chwili z tablicy rozdzielczej mechaniczny g�os o nieco fa�szywie brzmi�cej
modulacji rozpocz�� wyg�aszanie komputerowego biuletynu wiadomo�ci. Jacob pomy�la�, �e
tego g�osu pewnie nigdy nie uda im si� ustawi� jak nale�y.
- Przegl�d wiadomo�ci. Streszczenie. - Sztuczny g�os m�wi� z oksfordzkim akcentem. -
Wyci�g: dzi� jest 12 stycznia 2246 roku, godzina dziewi�ta czterdzie�ci jeden. Dzie� dobry.
Trzydzie�ci siedem os�b pikietuje Ratusz miasta Tihuany w spos�b zgodny z prawem.
Oficjalnie zg�oszonym powodem za�alenia jest rozszerzenie Rezerwatu Istot Pozaziemskich,
streszczone w odpowiednim dodatku. Prosz� przerwa�, je�li �yczy pan sobie przes�ania
faksem lub ods�uchania zarejestrowanego manifestu protestacyjnego.
Aparat ucich� na moment. Jacob te� milcza�, zastanawiaj�c si�, czy naprawd� chce mu si�
wys�uchiwa� reszty wyci�gu. Protest Sk�rzanych przeciwko skutkom Rezerwatu zna� do��
dobrze: wed�ug nich przynajmniej niekt�rzy ludzie nie nadawali si� do wsp�ycia z obcymi.
- Dwudziestu sze�ciu spo�r�d trzydziestu siedmiu cz�onk�w grupy protestacyjnej posiada
wszczepione na mocy Prawa Nadzoru nadajniki - komputer ci�gn�� raport. - Reszta to
oczywi�cie Obywatele. Dla por�wnania: og�em w Tihuanie jeden Nadzorowany przypada na
stu dwudziestu czterech Obywateli. Zachowanie i str�j protestuj�cych pozwalaj� okre�li� ich
wst�pnie jako rzecznik�w tak zwanej Etyki Neolitycznej, potocznie za� jako "Sk�rzanych".
Poniewa� �aden z Obywateli nie powo�a� si� na przywilej tajemnicy osobistej, mo�na
stwierdzi�, �e trzydziestu spo�r�d trzydziestu siedmiu protestuj�cych to mieszka�cy Tihuany,
reszt� za� stanowi� przybysze...
Jacob pchn�� przycisk wy��cznika i g�os zamar� w p� zdania. Widowisko sprzed Ratusza
dawno ju� znikn�o z pola widzenia, wi�c i relacja straci�a aktualno��.
Spory wok� rozszerzenia Rezerwatu ET przypomnia�y mu, �e od jego ostatniej wizyty u
wuja Jamesa w Santa Barbara min�y ju� prawie dwa miesi�ce. Stary bufon tkwi� teraz
pewnie po uszy w procesach o prawa po�owy tihua�skich Nadzorowanych. Chyba jednak
zauwa�y�by, gdyby Jacob wyjecha� w jak�� d�ug� podr� bez po�egnania z nim albo z innymi
wujami, ciotkami i kuzynami rozgadanego i k��tliwego rodu Alvarez�w.
D�uga podr�? Jaka d�uga podr�? - zreflektowa� si� nagle. - Nigdzie si� nie wybieram.
Gdzie� w zakamarku �wiadomo�ci s�ysza� jednak g�os, kt�ry zazwyczaj odzywa� si� w
takich sytuacjach, a kt�ry teraz m�wi�, �e co� niedobrego czai si� w organizowanym przez
Fagina spotkaniu. Przez g�ow� Jacoba przebieg� b�ysk przeczucia, a jednocze�nie ch��, by je
st�umi�. Uczucia te pewnie nawet by go zaintrygowa�y, gdyby nie zna� ich tak dobrze.
Jaki� czas jecha� w ciszy. Wkr�tce miasto zast�pi�y pola, a rzeka samochod�w skurczy�a
si� do ma�ego strumyczka. Przez nast�pne dwadzie�cia kilometr�w s�o�ce ogrzewa�o jego
rami�, a w g�owie k��bi�y si� w�tpliwo�ci.
Pomimo prze�ywanych ostatnio rozterek niech�tnie przyznawa�, �e czas ju� opu�ci�
Centrum Wspomagania. Praca z delfinami i szympansami fascynowa�a go i by�a znacznie
spokojniejsza (gdy min�y ju� pierwsze burzliwe tygodnie po sprawie Wodnego Sfinksa) ni�
jego dawny zaw�d detektywa od przest�pstw naukowych. Personel Centrum pracowa� z
zapa�em i - w odr�nieniu od wielu innych zespo��w prowadz�cych obecnie na Ziemi
rozmaite przedsi�wzi�cia badawcze - nie by� zdemoralizowany. Ich zadanie posiada�o
kolosaln� i autentyczn� warto��, a ostateczne otwarcie Oddzia�u Biblioteki w La Paz nie
mia�o z dnia na dzie� pozbawi� ich pracy sensu.
Najwa�niejsze jednak, �e spotka� tam prawdziwych przyjaci�. To w�a�nie oni wspierali
go przez ostatni rok, kiedy zacz�� powoli skleja� swoj� podart� na strz�py psychik�.
Zw�aszcza Gloria. B�d� musia� co� zrobi� w jej sprawie, je�li zostan� - pomy�la� Jacob.
Tym bardziej �e zasz�o mi�dzy nami co� wi�cej ni� wsp�lne sapania i j�ki. Uczucia
dziewczyny coraz wyra�niej rzucaj� si� w oczy.
Zanim wydarzy�a si� katastrofa w Ekwadorze - strata, przez kt�r� zjawi� si� w Centrum,
szukaj�c tam przede wszystkim pracy i spokoju - wiedzia�by, co trzeba zrobi� i mia�by na to
odwag�. Teraz jego uczucia przypomina�y grz�zawisko. W�tpi�, czy kiedykolwiek zdecyduje
si� na co� powa�niejszego ni� przelotna mi�ostka.
Od �mierci Tani up�yn�y dwa d�ugie lata. Zdarza�o mu si� przez ten czas by� samotnym
pomimo pracy, przyjaci� i wci�� tak samo fascynuj�cych gier z w�asnym umys�em.
Pola wok� samochodu znikn�y, a w ich miejsce pojawi�y si� brunatne wzg�rza. Jacob
rozpar� si� wygodnie, rozkoszuj�c si� powolnym rytmem jazdy i spogl�daj�c na mijane
kaktusy. Jeszcze teraz jego cia�o ko�ysa�o si� nieznacznie, jakby nadal by� na morzu.
Za wzg�rzami skrzy� si� b��kitem ocean. Im bli�ej miejsca spotkania wiod�a go wij�ca si�
droga, tym bardziej pragn�� by� daleko st�d: na pok�adzie �odzi wygl�da� pierwszych
garbatych grzbiet�w i uniesionych ogon�w tegorocznej Szarej Migracji, s�ucha� wielorybiej
"Pie�ni Przyw�dcy".
Okr��y� jeden z pag�rk�w i natrafi� na pobocze do parkowania ciasno zastawione
elektrycznymi samochodzikami podobnymi do tego, kt�rym sam jecha�. Dalej, na szczytach
wzg�rz, dostrzec mo�na by�o gromad� ludzi.
Jacob zjecha� na prawo, na pas samoprowadz�cy; samoch�d sun�� powoli, ale on m�g�
wreszcie przesta� wpatrywa� si� w autostrad�. Co tu si� dzia�o? Dwoje doros�ych i kilkoro
dzieci krz�ta�o si� wok� samochodu, wyci�gaj�c z niego koszyki ze �niadaniem i lornetki.
Najwyra�niej byli czym� podekscytowani. Wygl�dali jak typowa rodzina na maj�wce, tyle �e
wszyscy mieli na sobie b�yszcz�ce srebrne tuniki i z�ote amulety. Wi�kszo�� ludzi na wzg�rzu
ubrana by�a podobnie. Wielu mia�o ma�e teleskopy, kt�re kierowali w g�r� drogi. Pag�rek po
prawej stronie zas�ania� Jacobowi cel ich spojrze�.
T�um zebrany na drugim wzg�rzu nosi� jaskiniowe kostiumy oraz pi�ropusze. Poza tym
jednak ci kromanio�czycy z krwi i ko�ci nie byli ortodoksyjni. Opr�cz w��czni i
krzemiennych topor�w uzbrojeni byli w teleskopy, a tak�e zegarki, radia i megafony.
Nic dziwnego, �e te dwie grupy zaj�y przeciwleg�e wzg�rza. Jedyne, co kiedykolwiek
��czy�o Koszule i Sk�rzanych, to ich wsp�lna nienawi�� do Obszaru Kwarantanny Istot
Pozaziemskich.
Mi�dzy szczytami dw�ch wzg�rz wisia� rozpi�ty ponad autostrad� ogromny transparent.
KALIFORNIJSKI REZERWAT POZAZIEMSKI
BAJA
Nieupowa�nionym Nadzorowanym
wst�p wzbroniony
Go�cie przybywaj�cy po raz pierwszy
proszeni s� o zg�oszenie si�
do Centrum Informacyjnego
Zakaz wnoszenia fetyszy i stroj�w neolitycznych
Prosimy o pozostawienie Sk�r w Centrum Informacyjnym
Jacob u�miechn�� si�. Swego czasu gazety nie�le sobie u�ywa�y na tym ostatnim
poleceniu. Na ka�dym kanale mo�na by�o obejrze� kresk�wki, przedstawiaj�ce go�ci
Rezerwatu, zmuszonych do obdzierania si� z w�asnych sk�r pod aprobuj�cym spojrzeniem
pary podobnych do w�y ET.
Na wzniesieniu drogi zaparkowane samochody utworzy�y korek. Kiedy Jacob dotar� do
tego miejsca, jego oczom ukaza�a si� Bariera.
W d�ugim pasie nagiej ziemi ci�gn�cym si� ze wschodu na zach�d bieg�a kolejna linia
kolorowych tyczek; ta by�a uko�czona. Na wielu palikach barwy zd��y�y ju� wyblakn��.
Kurz pokry� kuliste lampy wie�cz�ce ich wierzcho�ki.
Obywatele mogli swobodnie wchodzi� i wychodzi� przez to sito czujnych Wykrywaczy,
tylko Nadzorowani musieli trzyma� si� z daleka, obcy za� - pozostawa� wewn�trz. Brutalnie
przypomina�o to o fakcie tak ch�tnie ignorowanym przez wi�kszo�� spo�ecze�stwa: spora
cz�� ludzko�ci nosi�a wszczepione przeka�niki, poniewa� pozostali im nie ufali. Wi�kszo��
nie chcia�a, �eby pozaziemcy i ci, kt�rzy na te�cie psychologicznym okazali si� "sk�onni do
przemocy", mogli si� kontaktowa�.
Najwyra�niej Bariera dobrze spe�nia�a swoje zadanie. Zbiorowisko po obu stronach drogi
g�stnia�o, kostiumy by�y coraz bardziej zwariowane, ale zbita w ci�b� gromada zatrzyma�a si�
przed lini� tyczek. Cz�� Sk�r i Koszul stanowili zapewne Obywatele, ale i oni pozostali po
tej stronie razem z reszt� - z uprzejmo�ci, a mo�e na znak protestu.
T�um by� najg�stszy tu� przy samej Barierze, po jej p�nocnej stronie. Stoj�cy tutaj
Sk�rzani i Koszule prezentowali przeje�d�aj�cym szybko kierowcom swoje transparenty.
Jacob, zadowolony z widowiska, trzyma� si� pasa samoprowadz�cego i rozgl�da� si� na
wszystkie strony, os�aniaj�c oczy przed o�lepiaj�cym blaskiem.
Po lewej stronie m�ody m�czyzna od st�p do g��w owini�ty w srebrny at�as wyci�ga� w
g�r� afisz g�osz�cy: "Ludzko�� te� by�a wspomagana. Uwolni� naszych pozaziemskich
kuzyn�w!"
Po przeciwnej stronie drogi jaka� kobieta podtrzymywa�a transparent przyczepiony do
drzewca w��czni: "Zrobili�my to sami... Iti precz z Ziemi!"
W tych paru s�owach zawarte by�o sedno sporu. Ca�y �wiat chcia� nareszcie przekona�
si�, czy racj� mieli zwolennicy Darwina, czy te� ci, kt�rzy ufali von Danikenowi. Koszule i
Sk�rzani stanowili tylko nieco bardziej fanatyczne przejawy roz�amu, kt�ry podzieli�
ludzko�� na dwa stronnictwa filozoficzne. Kwesti� sporn� by�o, w jaki spos�b powsta� homo
sapiens, istota my�l�ca.
Czy Koszulom i Sk�rzanym chodzi�o tylko o to?
Ci pierwsi zmienili swoj� mi�o�� do obcych w pseudoreligijne szale�stwo. Histeryczna
ksenofilia?
A troglodyci, uwielbiaj�cy jaskiniowe stroje i starodawn� wiedz�? Czy ich wo�anie o
niezale�no�� od wp�ywu pozaziemc�w by�o spowodowane czym� jeszcze bardziej
pierwotnym - l�kiem przed nieznanym, przed pot�nymi obcymi? Ksenofobi�?
Jednego Jacob by� pewien: Koszule i Sk�ry ��czy�o wsp�lne oburzenie. Oburzenie na
ostro�n� polityk� kompromis�w Konfederacji w stosunku do ET. Oburzenie na Prawo
Nadzoru, kt�re tak wielu z nich skazywa�o na izolacj�. Oburzenie na �wiat, w kt�rym �aden
cz�owiek nie by� pewien swych korzeni.
Uwag� Jacoba zwr�ci� starszy, nieogolony m�czyzna. Kuca� przy drodze, podskakuj�c,
wskazuj�c ziemi� przed sob� i krzycz�c po�r�d kurzu wznieconego przez ci�b�. Jacob
zwolni�, zbli�aj�c si� do niego.
M�czyzna nosi� futrzany kaftan i r�cznie szyte sk�rzane spodnie. Jego krzyki i podskoki
sta�y si� jeszcze bardziej szale�cze, kiedy Jacob podjecha� bli�ej.
- O-Pe - wrzasn��, jakby wypowiadaj�c wielk� zniewag�. Kiedy jeszcze raz wskaza� na
ziemi�, jego wargi pokry�y si� pian�. - O-Pe! O-Pe!
Jacob, zaintrygowany, prawie zatrzyma� samoch�d.
Z lewej strony co� przelecia�o ko�o jego g�owy i hukn�o w okno po stronie pasa�era.
Us�ysza� grzmotni�cie w dach, a za sekund� grad ma�ych kamyk�w spad� na samoch�d z
niezno�nym dudnieniem.
Podni�s� szyb� po lewej stronie, gwa�townie wyprowadzi� samoch�d z pasa
prowadz�cego i ruszy� naprz�d. Ka�de trafienie pocisku wgniata�o s�ab� plastykow� mask�.
Nagle w bocznych oknach pojawi�y si� gro�nie wygl�daj�ce twarze - m�ode, drapie�ne,
w�sate. M�odzi biegli obok niemrawo przyspieszaj�cego samochodu, t�uk�c w niego
pi�ciami i wrzeszcz�c.
Do Bariery by�o tylko kilka metr�w, wi�c Jacob postanowi� dowiedzie� si�, o co im
chodzi. Zmniejszy� troch� gaz i odwr�ci� si� do jednego z tych, kt�rzy biegli obok
samochodu, podrostka ubranego jak bohater dwudziestowiecznych komiks�w science fiction.
Plakaty i stroje t�umu na poboczu zlewa�y si� w niewyra�n� plam�.
Zanim zdo�a� cokolwiek powiedzie�, samochodem wstrz�sn�o gwa�towne uderzenie. W
szybie pojawi�a si� dziura, a wn�trze pojazdu wype�ni� zapach spalenizny.
Jacob ruszy� w kierunku Bariery. Przemkn�� ze �wistem obok rz�du tyczek i nagle zosta�
sam. W lusterku wstecznym widzia�, jak ci�ba gromadzi si� na drodze. M�odzi krzyczeli za
nim, podnosz�c pi�ci wysuni�te z r�kaw�w futurystycznych tunik. Wyszczerzy� z�by w
u�miechu i otworzy� okno, �eby im pomacha�.
Jak ja to wyt�umacz� w wypo�yczalni samochod�w? - pomy�la�. - Mam powiedzie�, �e
zaatakowa�y mnie wojska Cesarstwa Ming, czy te� uwierz� w prawdziw� wersj�?
Wezwanie policji nie wchodzi�o w gr�. Miejscowy posterunek nie m�g�by nic zrobi�, nie
ustaliwszy wpierw, kto jest Nadzorowany. A w takim t�umie kilka przeka�nik�w na pewno by
si� zapodzia�o. Poza tym Fagin prosi� go o dyskretne przybycie.
Opu�ci� szyby, �eby podmuch wiatru wywia� dym. Wetkn�� koniec palca w otw�r po kuli
w szybie i u�miechn�� si� z zak�opotaniem.
Podoba�o ci si� to, co? - pomy�la�.
Czym innym by�o pozwoli�, �eby adrenalina swobodnie kr��y�a z krwi�, a zupe�nie czym
innym - �mia� si� z niebezpiecze�stwa. Bardziej ni� tajemnicza gwa�towno�� t�umu
zaniepokoi�o go poczucie uniesienia, kt�re towarzyszy�o mu podczas ca�ej awantury. Zna� ten
symptom z przesz�o�ci.
Nie min�y dwie minuty, kiedy z tablicy rozdzielczej rozleg� si� d�wi�k.
Podni�s� spojrzenie na drog�. Autostopowicz? Tutaj? Nie dalej jak p� kilometra przed
nim na poboczu sta� cz�owiek, przecinaj�c swoj� postaci� tor wi�zki prowadz�cej. Obok
niego le�a�y na ziemi dwie torby.
Jacob zawaha� si�, pami�taj�c o ostatniej przygodzie. Cho� przecie� wewn�trz Rezerwatu
mogli przebywa� tylko Obywatele. Zjecha� do kraw�nika, zaledwie kilka metr�w za
czekaj�cym.
Facet mia� w sobie co� znajomego. By� rumiany i niski, nosi� szary garnitur. Wydatny
brzuch trz�s� mu si�, kiedy d�wiga� dwie ci�kie torby do samochodu Jacoba. Schyli� si� do
drzwi i zajrza� do �rodka, jego twarz by�a pokryta potem.
- Dajcie spok�j, ale upa�! - j�kn��. M�wi� standardowym angielskim z nieco chrypi�cym
akcentem. - Nikt nie u�ywa samoprowadnicy! - kontynuowa�, ocieraj�c czo�o chusteczk�.
- P�dz� jak najszybciej, bo chc� z�apa� troszeczk� wiaterku, prawda? Ale my si� chyba
znamy, musieli�my gdzie� si� wcze�niej spotka�. Jestem Peter LaRoque... Pierre, je�li pan
pozwoli. Pracuj� dla "Les Mondes".
Jacob drgn��.
- Ach tak, pan LaRoque. Rzeczywi�cie, spotkali�my si� ju�. Nazywam si� Jacob Demwa.
Prosz� wsiada�, jad� tylko do Centrum Informacyjnego, ale tam mo�e pan z�apa� autobus.
Mia� nadziej�, �e twarz nie zdradza jego uczu�. Dlaczego od razu nie pozna� LaRoque'a?
M�g�by si� nie zatrzymywa�.
Nie mia� w�a�ciwie nic przeciwko temu cz�owiekowi... z wyj�tkiem niezno�nego egoizmu
LaRoque'a i jego niewyczerpanego zapasu pogl�d�w, kt�re narzuca� ka�demu przy lada
okazji. Pod wieloma wzgl�dami stanowi� on zapewne fascynuj�c� osobowo��. Niew�tpliwie
mia� autorytet w prasie danikenistycznej. Jacob czyta� par� jego artyku��w i podoba� mu si�
ich styl, cho� tre�� - troch� mniej.
LaRoque nale�a� tak�e do hordy dziennikarzy, kt�ra przez d�ugie tygodnie tropi�a Jacoba,
gdy rozwi�za� tajemnic� Wodnego Sfinksa. W dodatku by� jednym z najmniej taktownych
cz�onk�w tej bandy. Artyku� w "Les Mondes" by� pochlebny, a przy tym pi�knie napisany,
ale jednak niewart fatygi Jacoba.
Jacob by� zadowolony, �e prasa nie zdo�a�a go znale�� po wcze�niejszym wydarzeniu, po
ekwadorskiej kl�sce w Waniliowej Igle. Wtedy nie zni�s�by LaRoque'a.
Z trudem przychodzi�o mu uwierzy� w wyra�nie udawany "pierwotny" akcent
LaRoque'a. Dziennikarz m�wi� z jeszcze wi�ksz� chrypk� ni� przy ostatnim spotkaniu, je�li
to w og�le by�o mo�liwe.
- Demwa. Ach, oczywi�cie! - powiedzia�. Upchn�� torby za siedzeniem i wsiad�. -
Tw�rca aforyzm�w! Znawca tajemnic! Czy jest pan tu przypadkiem po to, by rozwi�zywa�
zagadki z naszymi mi�dzyplanetarnymi go��mi? A mo�e zamierza pan skonsultowa� si� z
Wielk� Bibliotek� w La Paz?
Jacob wr�ci� na pas samoprowadz�cy, �a�uj�c, �e nie wie, kto zacz�� mod� na ten akcent.
M�g�by wtedy udusi� pomys�odawc�.
- Mam tu do wykonania pewne prace konsultacyjne. W�r�d moich pracodawc�w s�
r�wnie� istoty pozaziemskie, je�li o to panu chodzi. Ale nie wolno mi wchodzi� w szczeg�y.
- Ale� oczywi�cie, c� za dyskrecja! - LaRoque z u�miechem pogrozi� palcem. -
Dziennikarza zwodzi� pan tak nie powinien! Pa�skie sprawy mog�yby sta� si� moimi. Ale
pan zapewne zastanawia si�, co te� przywiod�o czo�owego reportera "Les Mondes" w to
odludzie, nieprawda�?
- W istocie - odpar� Jacob - bardzo mnie ciekawi, jak to si� sta�o, �e podr�uje pan
autostopem w samym �rodku tego odludzia.
LaRoque westchn��.
- Rzeczywi�cie, odludzie! Jakie� to smutne, �e ci znakomici obcy przybywaj�cy do nas w
odwiedziny tkwi� tu i na innych pustkowiach, jak pa�ska Alaska.
- I Hawaje, i Caracas, i Sri Lanka, stolice Konfederacji - doda� Jacob. - Wracaj�c jednak
do tego, w jak spos�b zosta� pan...
- W jaki spos�b zosta�em tutaj wys�any? Ale� oczywi�cie, panie Demwa! A mo�e
rozerwiemy si� wsp�lnie pana s�ynnymi zdolno�ciami dedukcyjnymi? Mo�e potrafi�by pan to
sam zgadn��?
Jacob st�umi� j�k. Pochyli� si�, �eby wyprowadzi� samoch�d z pasa prowadz�cego i
nacisn�� silniej na peda� gazu.
- Mam lepszy pomys�, panie LaRoque. Skoro nie chce mi pan powiedzie�, czemu sta� pan
tam, na zupe�nym bezludziu, to mo�e zechce pan wyja�ni� mi inny ma�y sekret.
Jacob opowiedzia� o wydarzeniach przy Barierze. Opu�ci� tylko brutalne zako�czenie,
maj�c nadziej�, �e LaRoque nie zauwa�y� dziury w szybie. Opisa� jednak dok�adnie
zachowanie podskakuj�cego m�czyzny.
- Ale� z przyjemno�ci�! - wykrzykn�� LaRoque. - To nie takie trudne! Zna pan inicja�y
zwrotu, kt�rego pan u�y�, "Sta�y Nadzorowany", tego straszliwego pi�tna, kt�re pozbawia
cz�owieka jego podstawowych praw: prawa wyborczego, prawa do bycia rodzicem...
- Dobrze, zgadzam si� z tym! Mo�e pan sobie darowa� przemow�. - Jacob zastanowi�
si�. Jakie by�y te inicja�y? - A, my�l�, �e rozumiem.
- Tak, ten biedak tylko si� odwzajemnia�! Wy, Obywatele, nazywacie go Es-En... czy� to
wi�c nie zwyk�a sprawiedliwo��, kiedy on oskar�a was o to, �e jeste�cie Oswojeni i
Pos�uszni? Czyli O-Pe!
Jacob za�mia� si� wbrew swojej woli. Droga zacz�a skr�ca�.
- Zastanawiam si�, czemu ci wszyscy ludzie zebrali si� przy Barierze. Wygl�da�o, �e na
kogo� czekaj�.
- Przy Barierze? - powt�rzy� LaRoque. - Ach, tak. S�ysza�em, �e jest tak w ka�dy
czwartek. Iti z O�rodka schodz� si�, �eby popatrze� na nie-Obywateli, a ci z kolei
przychodz�, �eby zobaczy� Itiego. Komiczne, co? Nie wiadomo, kto komu rzuca orzeszki!
Droga okr��y�a wzg�rze i ukaza� si� cel ich jazdy.
Centrum Informacyjne le�a�o kilka kilometr�w na p�noc od Ensenady i by�o rozleg�ym
kompleksem sk�adaj�cym si� z mieszka� ET, muze�w publicznych oraz ukrytych z ty�u
koszar dla stra�y granicznej. Naprzeciw sporego parkingu sta� g��wny budynek, w kt�rym
przybywaj�cy po raz pierwszy go�cie pobierali lekcje ceremonia�u galaktycznego.
Zabudowania le�a�y na ma�ym p�askowzg�rzu mi�dzy autostrad� a oceanem, sk�d
roztacza�a si� szeroka panorama na obydwie strony. Jacob zaparkowa� samoch�d w pobli�u
g��wnego wej�cia.
LaRoque, czerwony na twarzy, zmaga� si� z jak�� my�l�. Nagle podni�s� wzrok.
- Wie pan, �artowa�em, kiedy m�wi�em o orzeszkach. To by� tylko �art.
Jacob skin�� g�ow�, zastanawiaj�c si�, co tamtego napad�o. Dziwne.
3. Wra�enia
Jacob pom�g� LaRoque'owi zanie�� torby do przystanku autobusu, a potem obszed�
g��wny budynek, szukaj�c miejsca, gdzie m�g�by usi���. Do rozpocz�cia um�wionego
spotkania zosta�o dziesi�� minut.
W miejscu, gdzie do budynk�w przylega�a niewielka przysta�, znalaz� ukryt� w cieniu
drzew altan� z kilkoma sto�ami. Wybra� jeden z nich i siad� na nim, opieraj�c nogi o �awk�.
Dotyk ch�odnego kamienia i wiatr znad oceanu przenika�y pod ubranie, ch�odz�c
zaczerwienion� sk�r� i przepocon� koszul�.
Kilka minut siedzia� w ciszy i rozlu�nia� po kolei stwardnia�e mi�nie ramion i plec�w,
pozbywaj�c si� w ten spos�b napi�cia spowodowanego jazd�. Skupi� wzrok na ma�ej
�agl�wce, kt�rej kliwer i g��wny �agiel by�y ziele�sze ni� ocean, a potem pozwoli� oczom
zapa�� w odr�twienie.
Zacz�o si� szybowanie. Jedna po drugiej bada� rzeczy, kt�re odkrywa�y przed nim
zmys�y, po czym usuwa� je. Skupi� si� na mi�niach, by po kolei uwolni� je od napi�� i
dozna�. W cz�onkach powoli narasta� bezw�ad.
Sw�dzenie w udzie nie chcia�o ust�pi�, ale nie porusza� r�koma spoczywaj�cymi na
kolanach, a� wreszcie i ono znikn�o. S�ony zapach morza by� r�wnie przyjemny, co
rozpraszaj�cy. Jacob pozby� si� go. Zatamowa� odg�os uderze� serca s�uchaj�c ich w
ca�kowitym skupieniu, a� sta�y si� zbyt oczywiste, by je zauwa�a�.
Poprowadzi� teraz trans w faz� oczyszczaj�c�, tak jak robi� to przez ostatnie dwa lata.
Obrazy z przera�aj�c� szybko�ci� nadci�ga�y i oddala�y si�, powoduj�c uzdrawiaj�cy b�l,
jakby dwie rozdzielone cz�ci na powr�t pr�bowa�y si� po��czy� w ca�o��. Nigdy nie by�o to
przyjemne.
By� sam, prawie sam. Pozosta�y tylko g�osy, mrucz�ce ledwie s�yszalne strz�py zda� na
granicy sensu. Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e s�yszy, jak Gloria i Johnny k��c� si� o
Makakai, a potem sam� Makakai skrzecz�c� co� pogardliwie w �amanym troistym.
Ostro�nie pozbywa� si� wszystkich d�wi�k�w, czekaj�c na ten, kt�ry jak zawsze
przyszed� z oczekiwan� raptowno�ci�: g�os Tani krzycz�cy co�, czego nie m�g� zrozumie�,
gdy spada�a obok niego z rozpostartymi ramionami. S�ysza� j� jeszcze, kiedy lecia�a ca�e
trzydzie�ci kilometr�w do ziemi, zmieniaj�c si� w male�ki punkcik, a potem ca�kiem
znikaj�c... Krzycza�a bez przerwy.
Ten s�aby g�os tak�e zamar�, ale tym razem wprawi� go w wi�kszy niepok�j ni�
zazwyczaj.
Przez umys� J