7109
Szczegóły |
Tytuł |
7109 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7109 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7109 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7109 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jadwiga Courths-mahler
Zachowaj w sercu
Tytu� orygina�u: Will 's tief im Herzen tragen
� Copyright by Gustav H. Lubbe Yerlag GmbH, Bergish Gladbach
� Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice
� Translation by Stefania Poleszczuk
Olbrzymi samolot pasa�erski, lec�cy z Kolonii do Berlina, pewnie
przecina� przejrzyste, zimne powietrze. Ciemnob��kitne niebo wznosi�o
si� nad nim i tylko w oddali, na horyzoncie pojawi�y si� ma�e, bia�e
ob�oki, kt�re wygl�da�y jak kule �nie�ne, wysoko podrzucone przez
rozbawionych ch�opc�w.
W samolocie siedzia�o tylko dwoje pasa�er�w, m�czyzna i kobieta.
M�czyzna przylecia� z Pary�a w towarzystwie kilku innych, jego
towarzysze pozostali jednak w Kolonii. Od Kolonii jedyn� wsp�-
pasa�erk� by�a siedz�ca obok kobieta.
Siedzia� przy jednym z okien, ona naprzeciw niego, przy drugim.
Oboje spogl�dali w milczeniu na krajobraz, kt�ry roztacza� si� pod nimi.
Z g�ry wydawa� si� dziwnie p�aski. Od czasu do czasu przelatywali nad
jakim� miastem, kt�re rozci�ga�o si� przed ich oczyma jak wspaniale
narysowany plan. W�skie rzeki przecina�y krajobraz niczym srebrne
wst�gi.
Od czasu do czasu m�czyzna rzuca� przelotne spojrzenie na
siedz�c� naprzeciw kobiet�. By�a m�oda i bardzo elegancko ubrana.
Kasztanowe w�osy sp�ywa�y ciemnymi, g�stymi falami wok� pi�knej
twarzy o du�ych, szarych oczach i �adnie wykrojonych ustach. Twarz
by�a urocza i przyci�ga�a uwag�; jej szlachetne rysy, na kt�rych rysowa�a
si� powaga, zdradza�y lekkie zm�czenie. Opar�a g�ow� na smuk�ej d�oni
w szarej du�skiej r�kawiczce, si�gaj�cej do w�skiego przegubu. Elegan-
cki, szary kostium podkre�la� jej zgrabn�, niezwykle pi�kn� figur�,
a lu�na, niedbale zarzucona sk�rzana peleryna mi�kko otacza�a jej
M
ISBN 83-86812-44-3
Projekt ok�adki i strony tytu�owej
Marek Mosi�ski
Redakcja
El�bieta Kury�o
Korekta
Marzena Rudnicka *
Wydanie pierwsze
Wydawca: Edytor s.c., Katowice 1996
Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad" Katowice
Druk i oprawa:
Opolskie Zak�ady Graficzne
szyj�. Kr�tko m�wi�c, nieznajoma by�a osob� niew�tpliwie przyci�ga-
j�c� uwag�. Zachowywa�a si� spokojnie, lecz z dystansem, tylko
kilkakrotnie obrzuci�a spojrzeniem swych pi�knych, cudownie b�ysz-
cz�cych oczu siedz�cego naprzeciw m�czyzn�. Jednak te kr�tkie,
wydawa�oby si� zdawkowe spojrzenia, pozwoli�y dostrzec, �e jej towa-
rzysz nie jest bynajmniej ma�o interesuj�c� postaci�. Jego twarz trudno
by�o wprawdzie zaliczy� do przystojnych, mia� bowiem ostre, twarde
rysy, niezwykle m�skie i zdradzaj�ce niespo�yt� energi�, stalowob��kit-
ne, pos�pne oczy, g��boko osadzone pod pi�knie sklepionym, wysokim
czo�em i mocno zaci�ni�te, w�skie.usta o ogromnej sile wyrazu. By�
wysoki i, jak si� zdawa�o, bardzo wysportowany, silny. Jeszcze na
lotnisku w Kolonii zauwa�y�a, �e porusza� si� lekko i p�ynnie. Niew�t-
pliwie nale�a� do tych niebezpiecznych m�czyzn, kt�rzy ciesz� si�
niezwyk�ym powodzeniem u kobiet.
Nie zdradzi�a jednak �adnym gestem, jak bardzo wyda� si� jej
interesuj�cy. Jej oczy by�y ch�odne i spokojne, tak �e Hans Wendland
zda� sobie spraw�, �e jej dusza nie nale�y jeszcze do nikogo. Raz po raz
spogl�da� z zainteresowaniem na t� m�od� i pi�kn� twarz, kt�ra nie
zmienia�a si� i nie zdradza�a wewn�trznych prze�y� ani my�li.
Samolot wpad� niespodziewanie w burz�; wydawa�o si�, jakby
opada�, potr�cany porywami powietrza, coraz ni�ej i ni�ej... Pasa�ero-
wie poczuli, jak krew gwa�townie nap�ywa im do twarzy i brakuje im
tchu. Hans Wendland spojrza� z trosk� na m�od� kobiet�* kt�ra,
utraciwszy sw�j spok�j, poblad�a i spojrza�a na niego z pop�ochem
w oczach.
� Nic si� nie sta�o, niech si� pani uspokoi! � zawo�a�, by us�ysza�a
go mimo panuj�cego ha�asu.
U�miechn�a si� niepewnie, jakby chcia�a umniejszy� sw�j strach.
Wiedzia�, �e wpadli w dziur� powietrzn�; nie po raz pierwszy
podr�owa� samolotem. Ona jednak odbywa�a sw�j pierwszy lot i to
zaburzenie przestraszy�o j� nieco, mimo i� zazwyczaj by�a odwa�na. Po
chwili odzyska�a r�wnowag� i lekkim skinieniem g�owy podzi�kowa�a
za s�owa, kt�re mia�y jej doda� odwagi. Lot samolotu wyr�wna� si�.
Zn�w zacz�li wygl�da� przez okna, nie zwracaj�c ju� na siebie uwagi.
Jednak Hans Wendland zapami�ta� jej nie�mia�y u�miech, kt�ry
niezmiernie go poruszy�. Powa�na, m�oda twarz nabra�a dzi�ki niemu
ca�kiem innego wyrazu i Hans zacz�� si� zastanawia�, jak wygl�da�aby
w chwili, kiedy ta kobieta wita�aby ukochanego m�czyzn�.
Z�y na siebie, stara� si� odsun�� podobnie niedorzeczne my�li. C�
go obchodzi�a ta wyra�nie niedojrza�a, m�oda kobieta! Mimo to pos�a�
jej jeszcze jedno, ukradkowe spojrzenie. Wydawa�a mu si� ogromnie
kobieca, co w dzisiejszych czasach spotyka si� niezmiernie rzadko. W jej
oczach nie by�o ani �ladu kokieterii, a w mimice typowo kqbiecych,
czasem wr�cz nie�wiadomych gierek, instynktownie zmierzaj�cych do
podbicia serca m�czyzny. Wyraz jej delikatnej, owalnej twarzy by�
jeszcze niemal dziecinny, lecz mimo to w jej oczach by�o co� niezwyk�ego
i urzekaj�cego, co go do niej przyci�ga�o i podsyca�o jego ciekawo��...
Jakby g�os przeznaczenia. Tak, gdy ta m�oda kobieta pewnego dnia
zbudzi si� ze swego dziecinnego snu, kt�rego jeszcze do ko�ca nie
wy�ni�a, przeobrazi si� w istot�, kt�ra nawet na nim, mimo i� nie
poddawa� si� �atwo kobiecym wdzi�kom, wywrze mocne wra�enie. Ale
zanim do tego dojdzie, ich drogi na pewno si� rozejd� i ona zniknie z jego
�ycia. Pojawi�a si� w nim niczym motyl, kt�ry dopiero co wydosta� si�
z kokonu i spr�bowa� odfrun��. l
Zastanawia�a go jeszcze jedna sprawa: jak to si� sta�o, �e tak m�oda
i z pewno�ci� wytworna kobieta podr�owa�a sama, bez opieki. Nikt nie
odprowadzi� jej na lotnisko. Pojawi�a si� ca�kiem sama, trzymaj�c
w r�ku ma��, eleganck� walizk�. Wesz�a spokojnie i pewnie, uprzejmie
poprosi�a, by wskazano jej miejsce, kt�re natychmiast zaj�a.
Skarci� si�, �e nieustannie o niej my�li. C� go tak zdziwi�o? Przecie�
z kobietami w dzisiejszych czasach nie obchodzono si� delikatnie niczym
z jajkiem; wywalczy�y sobie bowiem swobod� poruszania si�, same
decyduj� o sobie, usamodzielni�y si�. Tylko on tego nie dostrzeg�, gdy�
przez d�ugie lata �y� z dala od wielkiego �wiata. A gdy wreszcie
zdecydowa� si� wr�ci� do Europy, pojawi�a si� przed nim, niczym ma�y
cud, ta �liczna towarzyszka podr�y, kt�ra mia�a w sobie jeszcze co�, co
przypomina�o mu kobiety z czas�w jego wczesnej m�odo�ci. Brakowa�o
jej na przyk�ad beztroski wsp�czesnych kobiet, kt�re nawet wobec
m�czyzn przejmowa�y inicjatyw�. W ostatnich tygodniach spotka�
wiele kobiet, kt�re stara�y si� go zdoby�, gdy� by�y tak swobodne, jak
kiedy� jedynie niekt�rzy m�odzi m�czy�ni. Pocz�tkowo dziwi� si�,
potem jednak zacz�o go to bawi�. Nie podoba�o mu si� jednak; mia�
przedwojenne pogl�dy. Zaraz po wojnie opu�ci� kraj. A gdy wr�ci�
wreszcie z obczyzny, zasta� �w produkt nowych czas�w, kt�ry nie wyda�
mu si� szczeg�lnie atrakcyjny.
Jego towarzyszka najwidoczniej jednak nie by�a kobiet� tego typu,
pragn�c� obj�� m�czyzn� w posiadanie � nie, by�a dam� w ka�dym
calu. A mimo to zdecydowa�a si� na samotn� podr�, bez niczyjej
opieki?
Zn�w wr�ci� do refleksji na temat zmiany obyczaj�w. Teraz, od
kiedy powr�ci� do cywilizowanego �wiata i zamieni� znoszony, splamio-
ny olejem i zakurzony kombinezon na elegancki, modny garnitur, nie
opuszcza�o go uczucie zdziwienia. Przede wszystkim z powodu kobiet.
C� te nowe czasy z nich uczyni�y!
Przelatywali nad terenem Niemiec. Gdy przed trzydziestoma
laty opuszcza� ojczyzn�, jecha� kolej�, wagonem czwartej klasy,
gdy� mia� tak ma�o pieni�dzy, �e musia� wybra� najta�szy �rodek
lokomocji, by dotrze� do celu podr�y. Doskonale przypomina�
sobie ostatni dzie�, kt�ry sp�dzi� w Berlinie. Odwiedzi� wtedy
przyjaciela, Freda von Hallerna, by otrzyma� od niego chocia�by
najmniejsz� sum� pieni�dzy. Bo to Fred ponosi� win� za to, �e Hans
popad� w tarapaty. Hans Wendland sprzeda� bowiem wszystko, co
posiada�, by da� Hallernowi dziesi�� tysi�cy marek, kt�rych ten
potrzebowa� na pokrycie honorowego d�ugu. Gdyby go nie sp�aci�, jego
wuj... wuj, kt�ry mia� uczyni� go swoim spadkobierc�, z pewno�ci�
dowiedzia�by si� o tym i wydziedziczy�by lekkomy�lnego gracza.
W tamtych czasach dziesi�� tysi�cy marek by�o poka�n� kwot� dla
Hansa. By pom�c przyjacielowi, musia� podj�� w banku niewielki
spadek, kt�ry otrzyma� po �mierci ciotki. Uczyni� to jednak bez
namys�u. By kwota by�a pe�na, musia� do�o�y� swoje ostatnie pieni�dze,
przeznaczone na bie��ce wydatki. Wiedzia� doskonale, �e kolejny
miesi�c b�dzie dla niego bardzo ci�ki i b�dzie musia� �y� na granicy
ub�stwa. Mimo to pom�g� przyjacielowi, nie ��daj�c od niego �adnego
innego zabezpieczenia poza zwyk�ym zapewnieniem, �e pieni�dze
zostan� mu zwr�cone, gdy tylko Fred otrzyma spadek po wuju.
Poniewa� jednak wuj by� �wawym m�czyzn�, oko�o sze��dziesi�ciu
pi�ciu lat, mog�o up�yn�� du�o czasu, zanim Hans odzyska�by swoje
pieni�dze.
A sam bardzo ich wtedy potrzebowa�, bowiem dwa dni p�niej
otrzyma� wiadomo��, �e jego ojcu �nie poszcz�ci�o si� na polowaniu".
Tak okre�lili s�siedzi samob�jstwo ojca, kt�re pope�ni�, gdy zrozumia�,
�e nic nie uratuje jego maj�tku przed licytacj�.
Ojciec zatai� przed synem, w jak ci�kiej sytuacji finansowej si�
znalaz�, a poniewa� do samego ko�ca by� w stanie przysy�a� mu
pieni�dze na utrzymanie, Hans nie mia� poj�cia, jak przedstawia�a si�
sytuacja w domu.
Przez d�ugi okres wojny Hans nie by� ani razu w domu. Tragedia
rodzinna poruszy�a go w dw�jnas�b, tym bardziej, �e ostatnie grosze
odda� swemu przyjacielowi. Hans pojecha� do domu, by pochowa� ojca.
Znalaz� tam kartk� od niego, na kt�rej by�o kilka linijek:
Ukochany Hansie
dalej tak by� nie mo�e. Jestem zrujnowany. Nie mog� opu�ci� ziemi,
gdzie si� urodzi�em, postanowi�em wi�c po�o�y� temu\kres! Ty masz
przecie� dziesi�� tysi�cy marek, kt�re odziedziczy�e� po\ioci Lenie, to
pozwoli Ci utrzyma� si� jako� na powierzchni do chwili, kiedy zaczniesz
prowadzi� �ycie na w�asny rachunek. Nie chc� odbiera� Ci tych pieni�dzy.
Wybacz mi, ch�opcze, �e nie powiedzia�em Ci nic o moich k�opotach
finansowych. I tak nie m�g�by� mi pom�c, a nie powiniene� straci� swego,
i tak niewielkiego dziedzictwa. Tych kilka groszy nie mog�oby w gruncie
rzeczy wiele zmieni�. �egnam Ci� zatem, m�j ch�opcze, i �ycz� du�o
szcz�cia w �yciu. Pozw�l jednak, �e udziel� Ci ostatniej rady: wyjed�
z kraju; tutaj przez d�ugie lata nie zdo�asz osi�gn�� sukcesu. Odrzu�
spadek po mnie, dzi�ki temu nie b�dziesz musia� sp�aca� nale��cych do
niego d�ug�w. Nie wyszed�by� na tym dobrze. Nikt nie odbierze Ci tego
n�dznego kawa�ka piachu, kt�ry kupi�a Twoja ciocia i kt�ry po niej
odziedziczy�e�, ale nie b�dziesz mia� z niego wielkiego po�ytku; ziemia nie
jest urodzajna, a dom, kt�ry na nim stoi, nie zapewni ci komfortu. Daj
sobie z tym spok�j, radz� Ci z ca�ego serca. Zdob�d� odpowiedni� pozycj�
gdzie� za granic�. I wybacz swemu ojcu to, co uczyni�. Naprawd� nie
mog�em post�pi� inaczej.
Niech Ci� B�g b�ogos�awi!
Tw�j, oddany Ci a� do �mierci
Ojciec
Do dzisiaj zna� na pami�� ten list, kt�ry pozostawi� po sobie ojciec!
Pochowa� go l post�pi� zgodnie z jego radami. Odm�wi� przyj�cia
spadku, a wierzyciele wystawili maj�tek Oberwiesen na licytacj�, by
w ten spos�b odzyska� pieni�dze. Na niewielkim maj�tku, zakupionym
przez jego ciotk�, kt�ra by�a zdziwacza�� star� pann� i chcia�a tam
mieszka� sama, niezale�na od innych, osadzi� sw� dawn� mamk� i jej
m�a. Mieli na nim gospodarowa�, zachowuj�c dla siebie ewentualne
dochody, kt�re z pewno�ci� nie by�yby osza�amiaj�ce. Gdyby ju� nigdy
nie wr�ci� lub gdyby dowiedzieli si� o jego �mierci, mia� sta� si� ich
w�asno�ci�. W ten spos�b zatroszczy� si�, najlepiej jak potrafi�, o losy
swej starej niani.
Dopiero wtedy pojecha� do Berlina i odwiedzi� Freda. Zasta�
go akurat w trakcie weso�ej libacji. B�d� co b�d�, Hans Wendland
sp�aci� jego honorowy d�ug, a wuj przys�a� mu nowy czek, Fred
mia� wi�c wystarczaj�cy pow�d do zadowolenia. Jednak pojawie-
nie si� Hansa, kt�ry zdziwionym spojrzeniem obrzuci� st�, na
kt�rym sta�y jeszcze resztki wystawnej kolacji, wprawi�o go w lekkie
zak�opotanie. Poczu� si� jeszcze bardziej zmieszany, gdy Hans
poprosi� go o rozmow� w cztery oczy, w czasie kt�rej opowie-
dzia� mu kr�tko o krytycznej sytuacji, w jakiej niespodziewanie si�
znalaz�.
� Chcia�em ci� prosi�, by� spr�bowa� zdoby� w jakikolwiek spos�b
dziesi�� tysi�cy marek, kt�re ci po�yczy�em. Chcia�bym, by� mi je
zwr�ci�. Mam nadziej�, �e dopomog� mi w rozpocz�ciu nowego �ycia za
granic� � powiedzia�.
Hallern wyja�ni�, �e Hans z pewno�ci� zdaje sobie spraw�, i�
zdobycie tej sumy jest dla niego absolutnie niemo�liwe. Mimo najszczer-
szych ch�ci nie by� w stanie zwr�ci� mu w tej chwili jego pieni�dzy. Hans
spodziewa� si� podobnej odpowiedzi, mimo to jednak poczu� roz-
goryczenie. '
� W takim razie zdob�d� dla mnie przynajmniej tysi�c marek,
Fred, reszt� mo�esz przysy�a� mi ratami, gdy uda ci si� troch�
zaoszcz�dzi�.
Fred von Hallern spojrza� na niego z zak�opotaniem.
� Sk�d mam wzi�� nagle tysi�c marek, Hans?
Przyjaciel obrzuci� go dziwnym spojrzeniem.
� Przecie� przyjmujesz swoich przyjaci�, Fred, cz�stujesz ich
szampanem. Czy nie powiniene� przeznaczy� cz�ci tych pieni�dzy dla
mnie? Potrzebuj� ich na wyjazd.
Hallern wyj�� portfel.
_ Masz, sam zobacz. Dosta�em w�a�nie czek od mojego wuja,
opiewa na pi��set marek. Gdy zap�ac� za kolacj�, kt�r� od dawna
winien by�em moim przyjacio�om, zostanie mi oko�o trzystu marek.
Musz� za to prze�y� ca�y miesi�c. Przecie� nie mog� ci odda� ostatnich
groszy!
Hans obrzuci� go ponurym spojrzeniem.
� Ja bez wahania odda�em ci ostatniego feniga, kt�ry pozosta� mi
z mojej miesi�cznej wyp�aty, by da� ci dziesi�� tysi�cy marek, kt�rych
potrzebowa�e� na pokrycie swego d�ugu. Zosta�o mi oko�o dwudziestu
marek. Daj mi te trzysta marek, ty sobie jako� tutaj poradzisz do czasu
nadej�cia kolejnego czeku.
Przystojna twarz Freda zaczerwieni�a si� z oburzenia.
� Hans, tak przecie� nie mo�na, nie mog� odda� ci ostatnich
groszy, jakie posiadam... ^--
Wtedy Hans zmierzy� go od st�p do g��w i nie odezwawszy si� ju� ani
s�owem, zostawi� go w pokoju. Wyszed� z jego domu w milczeniu,
pozostawiaj�c Freda w nie najlepszym nastroju.
� Co za bezwzgl�dny cz�owiek, popsu� mi ca�y wiecz�r!
S�owa te nie dosz�y ju�, na szcz�cie, do uszu Hansa, w przeciwnym
razie jego rozczarowanie by�oby jeszcze wi�ksze, a gorycz zapad�aby mu
jeszcze g��biej w serce. Zrozumia� jednak, �e w�a�nie straci� przyjaciela.
Po tym, jak Fred zachowa� si� wobec niego, nie zas�ugiwa� ju� na jego
przyja��.
Hans z gorycz� spakowa� rzeczy, opr�ni� swe kawalerskie mieszka-
nie, sprzedaj�c wszystko, co mog�o mu przynie�� cho� troch� pieni�dzy:
ksi��ki, z�oty zegarek, futro, kilka dzie� sztuki, kt�re kiedy� kupi�,
urz�dzaj�c sw�j pok�j, jednym s�owem wszystko, co do niego nale�a�o
i mia�o jak�kolwiek warto��. Postanowi� wyjecha�, tak jak radzi� mu
ojciec, poszuka� szcz�cia za granic�. Celem wszystkich rozbitk�w
�yciowych by�a w tych czasach Ameryka. Do tego, aby tam pojecha�,
sk�oni�o go r�wnie� to, �e niegdy� wyjecha� tam brat jego matki, hrabia
von Malten. Ostatnia, a w�a�ciwie jedyna wiadomo�� od niego po-
chodzi�a z Teksasu. By�a wi�c iskierka nadziei, �e zdo�a odszuka� swego
wuja i wtedy b�dzie mu ra�niej na obczy�nie. Uda� si� wi�c do
Hamburga, by stamt�d wyruszy� statkiem do Ameryki. Okres oczeki-
wania na rejs nie by� czasem straconym. Przez przypadek pozna�
pisarza, kt�ry wybiera� si� do Nowego �wiata, aby nawi�za� kontakty
z tamtejszymi wydawnictwami i poszukiwa� sekretarza, kt�ry zdecydo-
wa�by si� na dalek� podr�. Mia� spore k�opoty, aby znale�� odpowied-
ni� osob�, dop�ki nie pozna� Hansa Wendlanda, kt�ry wyda� mu si�
cz�owiekiem sympatycznym i godnym zaufania zar�wno ze wzgl�du na
jego kwalifikacje, jak i cechy osobiste. Wendlandowi by�o to r�wnie�
bardzo na r�k�, bo zatrudniaj�c si�, m�g� zaoszcz�dzi� wi�cej pieni�dzy
ze swoich skromnych zasob�w. Praca u s�ynnego pisarza nie by�a dla
Hansa uci��liwa, wprost przeciwnie � dawa�a mu wiele satysfakcji;
m�g� si� du�o nauczy� w dziedzinie dot�d mu zupe�nie obcej.
Podr� up�yn�a im niezwykle pracowicie, ale przyjemnie. W czasie
d�ugich wieczor�w na statku prowadzili nie ko�cz�ce si� dyskusje na
temat aktualnej polityki, jak r�wnie� roli pisarzy i dziennikarzy we
wsp�czesnym �wiecie. Na miejscu, ju� w Ameryce, okaza�o si�, �e Hans
jest r�wnie� niezast�piony jako t�umacz, poniewa� pisarz nie najlepiej
sobie radzi� w rozmowach z wa�nymi osobisto�ciami ameryka�skiej
prasy i wydawnictw. Dzi�ki temu r�wnie� Hans sta� si� znany w tych
kr�gach. To pozwoli�o mu nawi�za� cenne kontakty, kt�re zaowocowa-
�y niebawem. Sam napisa� kilka artyku��w, kt�re zosta�y przyj�te przez
wydawnictwo i opublikowane w gazecie. W ten spos�b zosta� cenionym
dziennikarzem i m�g� si� utrzyma� z tej pracy. Poniewa� koniecznie
chcia� odszuka� swojego wuja w Teksasie, zdo�a� przekona� swoich
zwierzchnik�w, �eby wys�ali go tam w celu napisania serii artyku��w
o tym ciekawym rejonie Ameryki. Uda� si� tam i faktycznie znalaz� wiele
interesuj�cych temat�w do swych dziennikarskich relacji. Wymaga�o to
od niego sporej odwagi, niekiedy musia� si� bowiem tu�a� po jeszcze
dzikich terenach. Warunki, w jakich przysz�o mu przebywa�, odbiega�y
bardzo do tego, co mo�na nazwa� cywilizacj�. Wi�d� zatem awantur-
nicze �ycie. Sypia� byle gdzie, bywa�o, �e z r�k� na rewolwerze, gdy
z ka�dej strony czyha�o niebezpiecze�stwo utraty �ycia. Za to jego
artyku�y o Teksasie podoba�y si� zar�wno szefom gazety, jak i szerokiej
rzeszy czytelnik�w, tak wi�c nie pozosta�o mu nic innego, jak pisa� dalej,
10
bo otrzymywane za to pieni�dze pozwala�y mu ja�niej patrze� w przy-
sz�o��. Nie jeden raz cierpia� g��d i bied�. Z ka�dym dniem coraz
bardziej popada� w rozpacz, z przera�eniem my�l�c, �e przyjdzie mu do
ko�ca �ycia pozosta� na obczy�nie. Pierwsze lata okaza�y si� jednak
najtrudniejsze. Z biegiem czasu pozna� sympatycznych i przychylnych
mu ludzi; szcz�cie wreszcie si� do niego u�miechn�o. M�g� te� liczy� na
popraw� sytuacji finansowej, ale musia� w�o�y� w to wiele wysi�ku.
Dopiero po latach wyt�onej pracy stan�� na nogi i wtedy poczu�
nieprzepart� ochot� odwiedzenia ojczyzny. Coraz cz�ciej my�la� o wy-
je�dzie do kraju. Pozostawi� tam rodzinny maj�tek, swoj� star�
piastunk�, ale te� nie wyr�wnane rachunki ze swym by�ym przyjacielem.
Nigdy nie upomnia� si� u Hallerna o zwrot d�ugu, jednak gdyby ten mia�
odrobin� honoru, odda�by go po �mierci wuja. Nie uczyni� tego jednak.
�y� spokojnie i w dobrych warunkach w maj�tku Nimschen, kt�ry
odziedziczy�. Le�a� on w bezpo�rednim s�siedztwie Oberwiesen, by�ego
maj�tku ojca Hansa Wendlanda.
Teraz Hans wraca� do swej ojczyzny. Pchn�a go do tego nie t^lko
t�sknota za tym kawa�kiem ziemi, nie, sk�oni�y go do tego te� inne
powody. Przede wszystkim chcia� odwiedzi� sw� star� piastunk�, k"��i
do tej pory �y�a w ma�ym maj�tku, pozostawionym mu przez ciotk�
Len�. Potem chcia� jeszcze raz spotka� si� ze swym fa�szywym przyjacie-
lem, by rozliczy� si� z przesz�o�ci�. Poza tym mia� jeszcze inne powody,
kt�re sk�oni�y go do powrotu.
Stale wyobra�a� sobie wyraz twarzy Freda von Hallerna, gdy nagle
si� przed nim pojawi. Najprawdopodobniej przypuszcza on, �e Hans od
dawna nie �yje. Zachowa� si� wobec niego wyj�tkowo podle i Hans nie
m�g� tego przebole�. Mia� ju� za sob� czasy, kiedy te dziesi�� tysi�cy
marek by�o mu niezmiernie potrzebne. C�, Fred jako cz�owiek honoru
by� sko�czony. Nawet mieszkaj�cy w maj�tku Nimschen, dumny
z siebie i niezmiernie bogaty, dla niego pozostanie ju� na zawsze
�a�osnym zerem.
Hans u�miechn�� si� gorzko, gdy zda� sobie spraw�, w jakim
kierunku pobieg�y jego my�li. Nagle spojrza� na m�od� kobiet� siedz�c�
naprzeciw, prosto w jej wspania�e oczy. Jego nieweso�y u�miech nie
uszed� jej uwagi i nie mog�a si� zmusi� do odwr�cenia do niego wzroku.
Ich spojrzenia spotka�y si�, przez chwil� nie potrafili oderwa� od siebie
11
oczu, jakby przyci�ga�a je jaka� magnetyczna si�a. Potem dziewczyna,
nie potrafi�c ukry� nap�ywaj�cego na jej twarz rumie�ca, odwr�ci�a si�
gwa�townie.
Pe�na goryczy twarz m�czyzny dziwnie j� poruszy�a, jego ponure
oczy i surowo zaci�ni�te usta wywar�y na niej silne wra�enie. Jaki�
szczeg� jego twarzy zdradzi� jej, �e los wystawi� tego cz�owieka na
ci�kie pr�by i cierpienia, co w jej czu�ym sercu zrodzi�o ju� co� na
kszta�t wsp�czucia. Po chwili sama zgani�a si� za nadmierny sentymen-
talizm. C� j� obchodzi ten nieznajomy m�czyzna? Przecie� i ona mia�a
wystarczaj�co du�o trosk i k�opot�w. W�a�nie zosta�a wezwana do
umieraj�cej matki i, mimo i� samolot szybko pru� powietrze, jej si�
wydawa�o, �e leci zbyt wolno i podr� trwa bez ko�ca.
Westchn�a cicho, co spowodowa�o, �e Hans uwa�nie przyjrza� si�
tej pi�knej, m�odej, dziewcz�cej twarzy. A mo�e... mo�e by�a ju� kobiet�?,-
Nie, by�a zbyt niewinna, zbyt niedo�wiadczona, to by�a twarz dziewczy-
ny, nie kobiety.
Wreszcie odwr�ci� oczy i skierowa� spojrzenie za okno. W oddali
bowiem pojawi�y si� ju� wie�e Berlina, os�oni�te osobliw�, o�owian�
mg��, kt�ra niczym wst�ga wi�a si� wok� wspania�ego miasta.
Wkr�tce samolot delikatnie obni�y� lot. Pasa�erowie poczuli niemi�e
zawroty g�owy, gdy maszyna gwa�townie traci�a wysoko��. Obydwoje
niemal instynktownie z�apali za uchwyty przy siedzeniach. Po chwili
samolot osiad� na twardym pod�o�u i ko�owa� ju� tylko niczym du�y
i bardzo niezgrabny ptak. Potem nasta�a cisza.
Na lotnisku Hans pom�g� towarzyszce podr�y przy wysiadaniu.
Nie usz�o jego uwagi, �e jej d�o� lekko dr�a�a, a ona oddycha�a mocno,
z wyra�n� ulg�. Podzi�kowa�a mu jedynie kr�tkim spojrzeniem i skinie-
niem g�owy. A potem, w dalszym ci�gu stoj�c ko�o niego, wpatrywa�a si�
uporczywie w zbli�aj�cy si� t�um ludzi, wyra�nie kogo� szukaj�c.
� Czy m�g�bym pani w czym� pom�c? � zapyta� grzecznie, bez
cienia natarczywo�ci.
Na jej pi�knie wykrojonych ustach pojawi� si� ledwo dostrzegalny
u�miech.
� Dzi�kuj� panu. Kto� na mnie czeka.
Wycofa� si� z uk�onem, jednak z coraz wi�ksz� si�� narasta�o w nim
uczucie, �e to rozstanie z m�od� towarzyszk� podr�y, najpraw-
12
dopodobniej na zawsze, sprawia mu niewyt�umaczaln� przykro��.
Dlatego te� zwleka� z odej�ciem, udaj�c przed sob�, �e musi co�
poprawi� przy walizce. Odwr�ci� si� plecami do m�odej kobiety, lecz
pod�wiadomie wyt�a� wszystkie zmys�y, by odgadn��, co si� za nim
dzieje. Koniecznie chcia� poczeka�, a� m�oda kobieta rzeczywi�cie
znajdzie si� pod czyj�� opiek�: ow�adn�o nim dziwne prze�wiadczenie,
�e nie powinien jej zostawia� samej... nigdy wi�cej.
Sam nie wiedzia�, sk�d wzi�y si� w nim podobne uczucia, niemniej
opanowa�y go i wp�ywa�y na jego dzia�ania.
W tej chwili za plecami us�ysza� okrzyk: � Fred! Tu jestem!
Na to zawo�anie m�odej kobiety natychmiast odpowiedzia� m�ski
gjos: � Fee... Dzi�ki Bogu, wreszcie mam ci� przy sobie!
Hans podni�s� si� gwa�townie znad walizki i powoli si� odwr�ci�.
Ten m�ski g�os kogo� mu przypomina�.
I wtedy zobaczy� j� w obj�ciach owego m�czyzny; widzia�, jak tych
dwoje wymienia�o poca�unki i nagle z wielk� si�� poczu�, �e musi wyrwa�
sw� towarzyszk� podr�y z ramion tego m�czyzny, �e nie mo�e znie��
tego, i� tamten trzyma j� w ramionach. Poniewa� tym m�czyzn� by�
� jego by�y przyjaciel, Fred von Hallern.
Podczas gdy Hans, gwa�townie walcz�c z burz� uczu� wpatrywa� si�
b�yszcz�cymi oczami w Freda von Hallerna, ten poczu� chyba jego
wzrok i uni�s� twarz. Drgn��, gdy rozpozna� Hansa, mimo i� w jego
oczach pojawi� si� cie� niedowierzania. Szybko odwr�ci� wzrok, po
chwili jednak z powrotem spojrza� na podr�nego.
Dwaj m�czy�ni stan�li niczym przykuci naprzeciw siebie. Dopiero
po chwili do uszu Hansa dobieg� g�os m�odej kobiety:
� Fred, powiedz mi wreszcie, jak si� czuje mama?
Fred usi�owa� odzyska� spok�j, podobnie jak i Wendland, kt�remu
uda�o si� przywr�ci� na twarzy wyraz oboj�tno�ci. Us�ysza�, jak Hallern
odpowiedzia� prawie mechanicznie:
� Mama czeka z ut�sknieniem na ciebie, Fee; musimy si� po-
spieszy�!
Chcia� poci�gn�� za sob� m�od� kobiet�, Hans jednak szybko
zareagowa�. Podszed� do Freda z niemal gro�n� min� i obrzuci� go
Przeszywaj�cym spojrzeniem. Wtedy Hallern podj�� decyzj�; zmusi� si�
do nieco zak�opotanego u�miechu, po czym pu�ci� m�od� kobiet�.
13
� Poczekaj chwil�, Fee, przyjd� do ciebie za chwil�. � Podszed� do
Hansa i niepewnie wyci�gn�� do niego r�k�: � Hans! Hans Wendland,
czy to naprawd� ty?
Hans uda�, �e nie widzi wyci�gni�tej d�oni, cofn�� si� o krok, nie
spuszczaj�c z dawnego przyjaciela zimnego spojrzenia. Gdyby spotka�
go w innych okoliczno�ciach, z pewno�ci� min��by go, nawet nie
zauwa�ywszy. Jednak obecno�� m�odej kobiety zobowi�zywa�a go do
zachowania pewnych form. Nie u�cisn�� r�ki Hallerna, odezwa� si�
jednak kr�tko i szorstko:
� Ja, we w�asnej osobie, nie m�j duch, czego, zdaje si�, oczekiwa�e�.
Nie przedstawisz mi swej m�odej towarzyszki?
Hallern poblad�, gdy Wendland tak ostentacyjnie zignorowa� jego
wyci�gni�t� d�o�.
� Wybacz, Fee. To jest pan Wendland, m�j przyjaciel z m�odo�ci...
Moja narzeczona, panna Fedora von Plessen.
Wendland sk�oni� si� g��boko przed m�od� kobiet�. Spojrza�a na
niego ze zdziwieniem, gdy spostrzeg�a, jak jego twarz poblad�a i drgn�a,
gdy Fred przedstawi� j� jako swoj� narzeczon�. Poczu�a skr�powanie
� straci�a pewno�� siebie. Zmusi�a si� jednak do u�miechu i poda�a mu
d�o�.
� Ciesz� si�, mog�c pozna� przyjaciela mego narzeczonego. Ale...
skoro jest pan tym Hansem Wendlandem, synem dawnego w�a�ciciela
Oberwiesen... W takim razie... c�... znamy si� ju� od dawna.
Spojrza� na ni� w zamy�leniu i nagle wyraz jej oczy wyda� mu si�
rzeczywi�cie znajomy.
Fedora von Plessen? Zastanawia� si� przez chwil� i nagle przypo-
mnia� sobie. W jednym z s�siednich maj�tk�w, ko�o Oberwiesen.
w Gros-Schlemitz, mieszkali panowie von Plessen. Tak... przypomina�
sobie, �e wtedy ^ wpad�a mu w oko ma�a, dzika dziewczynka, ze
zmierzwionymi warkoczami i jasnymi, szarymi oczami, kt�re b�yszcza�y
rado�ci� �ycia i swawol�. Mia�a z pewno�ci� jakie� pi�� lat, gdy widywa�
j� od czasu do czasu u cioci Leny. Jej obraz na trwa�e wry� si� w jego
pami��... i teraz jak �ywy pojawi� si� przed oczami jego dusz>.
U�miechn�� si�.
� Tak... � powiedzia�, jakby przypominaj�c sobie sen � pa-
mi�tam czerwon� sukienk�, dwa grube warkocze i roze�miane...
omiennie roze�miane... oczy... To by�o u cioci Leny, siedzia-
�a� na ko�le...
Przytakn�a ze �miechem: � Tak, rzeczywi�cie, to by�am ja.
Uk�oni� si� raz jeszcze i dotkn�� wargami jej d�oni.
_ \V ten spos�b pragn� prosi� o wybaczenie, �e nie pozna�em
w pani ma�ej Fee sprzed kilku lat. Niezwykle mi przykro.
Nieco zmieszana spojrza�a w oczy wpatrzone w jej twarz. Mia�y
dziwny wyraz.
_ Tak, mogliby�my kiedy� powspomina� stare czasy. C�, mam
nadziej�, �e uda nam si� to zrobi�. Teraz jednak musz� jecha� szybko do
domu. Moja mama jest ci�ko chora; zosta�am wezwana telegraficznie
do powrotu. Fred, przyjecha�e� samochodem?
Fred z mieszanymi uczuciami przys�uchiwa� si� ich rozmowie.
� Tak, przed chwil� go zatankowa�em. Je�li tylko chcesz, mo�emy
w tej chwili rusza� w dalsz� drog�.
� Naturalnie �e chc�, Fred. Uspokoj� si� dopiero wtedy, gdy
znajd� si� wreszcie u boku mamy. Do zobaczenia, panie Wendland...
Wraca pan wreszcie w ojczyste strony?
� Tak... wracam... ju� wkr�tce! Do widzenia, szanowna pani.
Fred nie odwa�y� si� ju� wyci�ga� do przyjaciela r�ki na po�egnanie.
Powiedzia� jedynie nieco niepewnie:
� C�, w takim razie do zobaczenia, Hans!
Hans g��boko si� uk�oni�.
� Tak, z pewno�ci� jeszcze si� zobaczymy � powiedzia� zapal-
czywie.
W uszach Freda von Hallerna s�owa te zabrzmia�y niczym skrywana
gro�ba.
Hans wiedzia� jednak, �e od tej chwili b�dzie czu� do by�ego
przyjaciela nie tylko pogard�, jak do tej pory, lecz nienawi��, lodowat�
a jednocze�nie zapiek�� nienawi��, kt�ra odt�d b�dzie zatruwa� mu
serce. Tak, nienawidzi� go, nie z powodu jego nikczemno�ci, lecz
dlatego, �e ten odwa�y� si� przywi�za� do siebie Fedor� von Plessen.
Ogarn�o go wsp�czucie dla tej m�odej, niewinnej dziewczyny.
W duchu zobaczy� j� znowu tak�, jak� by�a kiedy�: �miej�c� si�
i swawoln�, ubran� w czerwon� sukienk�, z dwoma zmierzwionymi
warkoczami. Przypomnia� te� sobie upartego koz�a, kt�ry dok�ada�
15
14
wszelkich stara�, by zrzuci� j� ze swego grzbietu, co wywo�ywa�o na jej
ustach jedynie radosny, szeroki u�miech. A potem ujrza� j� znowu
oczami duszy tak�, jak� by�a w samolocie: doros�a, spokojna, opanowa-
na i z �agodnym, czaruj�cym u�miechem na ustach, kt�rym obdarzy�a
go, gdy doda� jej odwagi i uspokoi� jej przera�enie. Ach, dlaczego nie
rozpozna� w jej twarzy znajomych rys�w? Mogliby w czasie podr�y
wspomina� dawne czasy, mo�e uda�oby mu si� wybudowa� most, kt�ry
po��czy�by przesz�o�� z tera�niejszo�ci�. I znowu poczu� w sercu pal�c�
nienawi��, nienawi�� do Hallerna, kt�ry m�g� przytula� i ca�owa� t�
dziewczyn�, kt�ra teraz nale�a�a do niego.
Zazgrzyta� z�bami; musia� w jaki� spos�b da� upust tej nienawi�ci.
Odprowadzi� wzrokiem dwoje ludzi, kt�rzy rami� przy ramieniu przeszli
przez lotnisko i wsiadali w�a�nie do zaparkowanego w pobli�u samo-
chodu.
Jej matka by�a chora? Ci�ko chora? Z pewno�ci� dlatego dziewczy-
na zosta�a zmuszona do samotnej podr�y. Pewnie wezwano j�
telegraficznie do powrotu do domu, a ona wybra�a samolot, by nie traci�
czasu i jak najszybciej si� w nim znale��. W Kolonii przebywa�a
niew�tpliwie z wizyt� u krewnych b�d� znajomych. A narzeczony
odwozi� j� teraz z Berlina, by jak najszybciej dosta�a si� do domu. Jak
d�ugo mo�e potrwa� podr�? Pewnie jakie� cztery godziny... Tak, tyle
czasu trzeba, by dotrze� do maj�tku po�o�onego nad morzem.
My�l, �e ona przez tyle godzin b�dzie siedzie� w samochodzie sam na
sam z Fredem � kierowcy przecie� nie mo�na bra� pod uwag�
� sprawia�o, �e ponownie zazgrzyta� z�bami, mimo �e stara� si� siebie
przekona�, �e g�upot� jest denerwowa� si� z takich powod�w. Co go
w ko�cu obchodzi narzeczona Freda von Hallerna?
Zdecydowanym ruchem uj�� uchwyt walizki i odszed� stamt�d.
Gdy siedzia� ju� w samochodzie, kt�ry wi�z� go do centrum, jego
my�li mimowolnfe powr�ci�y do Fedory von Plessen. Teraz przypomi-
na� sobie r�wnie� jej rodzic�w. Jej matka by�a pi�kn�, szczup��
i ma�om�wn� kobiet�; mia�a dziwnie cierpi�cy wyraz oczu. Cechowa�a
j� delikatno�� i., tak, ta sama kobieco��, kt�r� teraz zaobserwowa� u jej
c�rki. A pan von Plessen by� ograniczonym, upartym, zawsze maj�cym
racj� posiadaczem ziemskim, surowym, czasami wr�cz brutalnym.
W ka�dym przypadku nie nadawa� si� na ma��onka tak delikatnej
16
� czticiowej kobiety. Jak to si� sta�o, �e zostali ma��e�stwem? Najwi�k-
sze przeciwie�stwa zawsze si� przyci�gaj�. Dopiero teraz, gdy nieco
�ebiej si� nad tym zastanowi�, zrozumia�, �e �agodna pani von Plessen
nie mog�a by� szcz�liwa u boku takiego ma��onka. O tym �wiadczy�y
cho�by jej pe�ne cierpienia oczy. A Fedora von Plessen b�dzie mia�a
kiedy� ten sam cierpi�cy wyraz oczu, jak kiedy� jej matka. I tak ju� teraz
s� o wiele powa�niejsze ni� w dzieci�stwie. Gdy by�a dzieckiem,
promieniowa�y rado�ci� i swawol�. Teraz wyziera�a z nich spokojna,
g��boka powaga. A gdy zostanie �on� Freda von Hallerna, w miejscu
powagi pojawi si� cierpienie, kt�ra nada jej oczom ten sam wyraz, jaki
mia�a jej matka.
Z�y sam na siebie zrzuci� kapelusz z g�owy i od�o�y� go na sie-
dzenie obok. Zrobi�o mu si� nagle gor�co. Odetchn�� z ulg� dopiero
wtedy, gdy wiosenny powiew powietrza och�odzi� mu nieco rozognione
czo�o.
Jego my�li nieustannie kr��y�y wok� Fedory von Plessen.
Dlaczego to delikatne, m�ode stworzenie pozwoli�o zbli�y� si�
do siebie Fredowi? Z drugiej strony i on sam by� kiedy� jego przy-
jacielem, powoli� mu si� omami� i oczarowa�. Fred by� przystoj-
nym m�czyzn�, ale pustym. I on przed laty najwyra�niej tego
nie zauwa�y�, mimo i� od czasu do czasu denerwowa�o go post�po-
wanie Hallerna. Jeszcze wtedy, gdy byli dobrymi przyjaci�mi,
dochodzi�o mi�dzy nimi do nieporozumie� wywo�anych r�nica-
mi pogl�d�w, Fred mia� jednak szczeg�lny dar szybkiego ich za-
�egnywania, tak �e nie mo�na si� by�o d�ugo na niego gniewa�. Wiele
os�b by�o gotowych ponie�� dla niego ofiary, gdy przychodzi� do nich
i prosi� ich w tak przemi�y spos�b o pomoc, �e nikt nie potrafi� mu
odm�wi�.
Wszystko urwa�o si� w jednej chwili, gdy musia� si�, niestety,
przekona�, �e Fred jest bezwarto�ciowym cz�owiekiem. Nie m�g� ju�
by� d�u�ej jego przyjacielem. C�, co by�o to by�o, ale czy Fee powinna
sta� si� jego kolejn� ofiar�? Czy on ma si� spokojnie przygl�da�, jak jej
oczy ciemniej� pod wp�ywem b�lu? Zastanawia� si�, czy bardzo go
kocha.
Nie m�g� oderwa� si� od dr�cz�cych my�li nawet wieczorem, gdy
siedzia� w teatrze, staraj�c si� s�rtSmft�CtKe�ci sztuki.
2 ^chowa� g��boko w sercu / SJ l / ^f\
? w Trzebini |:
Postanowi�, �e zmieni plany; nie sp�dzi, jak zamierza�, tygodnia
w Berlinie. Chcia� st�d wyjecha� w ci�gu najbli�szych dni, wr�ci�
w rodzinne strony.
Fedora von Plessen siedzia�a w samochodzie przy narzeczonym,
kt�ry w�a�nie chcia� czule obj�� jej ramiona. Wyprostowa�a si� gwa�tow-
nie i spojrza�a na niego badawczo.
� Co zasz�o mi�dzy tob�, a Hansem Wendlandem, Fred?
Jego twarz zdradza�a zdenerwowanie.
� Powinni�my my�le� o czym� innym, Fee.
� Tak, wiem, powinnam pomy�le�, jak czuje si� mama. Powiedz
mi, czy jest z ni� naprawd� tak �le, �e musieli�cie wysy�a� do mnie
telegram? Tak strasznie si� przestraszy�am.
� Tw�j ojciec podj�� tak� decyzj�. Nie wiem,' co ci napisa�.
Wyci�gn�a z torebki pomi�t� kartk� papieru i poda�a mu j�.
Fred ucieszy� si�, �e odeszli od tematu Hansa Wendlanda, gdy� jego
niespodziewany powr�t do kraju wytr�ci� go z r�wnowagi.
Tre�� telegramu brzmia�a nast�puj�co: Wracaj jak najszybciej,
matka �miertelnie chora, operowana, straszne zmartwienie.
Odda� jej kartk�.
� C�, Fee, w gruncie rzeczy wys�ano ci� do Kolonii, do ciotki
Marianny tylko po to, by zaoszcz�dzi� ci zmartwie� z powodu operacji
twojej matki.
� M�j Bo�e, jak mogli�cie mnie wys�a� gdziekolwiek w takiej
chwili? Nawet nie podejrzewa�am, �e mama jest tak ci�ko chora!
Rzeczywi�cie, odk�d sobie przypominam, nie by�a szczeg�lnie zdrowa,
nigdy jednak nie le�a�a przykuta do ��ka, zawsze wywi�zywa�a si� ze
swoich obowi�zk�w, by�a tylko tak strasznie blada... Moja kochana
mama! Znasz szczeg�y jej choroby?
� C�, wiem tylko tyle, �e jest zwi�zana z d�ugoletnimi cierpieniami
i �e lekarze uwa�ali ju� od dawna, �e operacja jest bezwzgl�dnie
konieczna. Jednak tw�j ojciec s�dzi�, �e lekarze chc� jedynie zarobi�
18
. nj�dze, a poniewa� twoja matka, jak mi kiedy� powiedzia�, nigdy na
ic si� nie skar�y�a, my�la�, �e jej choroba nie jest na tyle powa�na. Tak
wiec operacj� odk�adano na p�niej przez wiele lat i... okaza�o si�, �e nie
mo�na ju� by�o wiele pom�c.
Fee poblad�a. Wok� jest ust pojawi�a si� pe�na b�lu i goryczy
zmarszczka. Wiedzia�a, �e ojciec cz�sto stara� si� oszcz�dza� na tym, od
czego zale�a�o dobro jej matki. A ona i tak stara�a si� zapomina�
o swoich potrzebach, nie stawia�a najmniejszych wymaga�. Fee na-
p�yn�y �zy do oczu. Pomy�la�a o rozstaniu z matk� przed jej wyjazdem
do Kolonii. Jak zawsze uca�owa�a Fee z czu�o�ci� i powiedzia�a:
�Niezale�nie, czy jeste�my razem, czy oddalone od siebie, moja Fee,
zawsze pozostaniemy sobie bliskie, zawsze b�d� przy tobie. Jed�
z Bogiem, moje kochane dzieko, i niech ci B�g b�ogos�awi".
Dopiero teraz Fee zrozumia�a, dlaczego to po�egnanie by�o dla
matki takie ci�kie: nie wiedzia�a przecie�, czy przygotowana w tajem-
nicy operacja zako�czy si� pomy�lnie. Matka wys�a�a j� z domu w�a�nie
dlatego, by oszcz�dzi� jej bolesnego niepokoju i zdenerwowania.
� A jak si� mama teraz czuje, Fred?
By�o mu nieco przykro, �e nie by� dla niej najwa�niejsz� osob�, �e
matka by�a dla niej o wiele wa�niejsza.
� Obecnie czuje si� ca�kiem dobrze, Fee; strasznie za tob� t�skni�a.
Prawdopodobnie nie wie nawet, �e tw�j ojciec tak pilnie wezwa� ci� do
domu. Niepotrzebnie tak ci� przestraszy�, to by�o zb�dne. Nie martw si�,
wszystko b�dzie dobrze. A kiedy wreszcie otrzymam od ciebie czu�y
poca�unek?
Z nieco nieobecnym wyrazem twarzy nadstawi�a usta.
� Rozumiesz chyba, Fred, �e najpierw chc� si� upewni� co do stanu
zdrowia mamy. W drodze prze�ywa�am m�ki strachu, �e mog� przyby�
za p�no i �e mama nie b�dzie ju� �y�a. Wiesz przecie�, jak bardzo j�
kocham.
Jego twarz drgn�a, nabra�a prawie ponurego wyrazu.
� O, tak, wiem, najwa�niejsza jest dla ciebie matka, dopiero potem
ja.
W duchu przyzna�a mu racj�. Sama ju� nie wiedzia�a, dlaczego
zgodzi�a si� na ich zar�czyny. Z pewno�ci� dlatego, �e Fred zawsze jej si�
Podoba�, gdy przyje�d�a� w odwiedziny do swego wuja. By� niezmiernie
19
elegancki i wytworny, czu�y i uwa�ny, poza tym od dawna stara� si� o jej
wzgl�dy. Niemniej nigdy nie my�la�a o tym, �e pewnego dnia mog�aby
zosta� jego �on�. Dopiero gdy zmar� jego wuj, a on zosta� w�a�cicielem
maj�tku Nimschen, zwr�ci� si� do jej ojca, by zgodnie z przyj�tymi
konwenansami poprosi� o jej r�k�. A ojciec z zapa�em przysta� na ich
zar�czyny i nie zostawi� c�rce ani chwili czasu na zastanowienie. A gdy
Fee zapyta�a matk�, co powinna zrobi�, czy powinna przyj�� o�wiadczy-
ny pana von Hallerna, pani Plessen odpowiedzia�a tylko:
� Sama powinna� wiedzie�, Fee, czy tego chcesz, czy nie. Nie ma
w�tpliwo�ci, �e jest to wspania�a propozycja, a poza tym... by�aby�
wreszcie niezale�na od ojca.
Dla matki ostatni argument by� najwidoczniej najwa�niejszy. W�a�-
nie ona, kt�ra �y�a w zawstydzaj�cej wr�cz zale�no�ci od m�a, musia�a
si� przed nim nieustannie upokarza�, mia�a prawo s�dzi�, �e najwi�k-
szym szcz�ciem dla kobiety jest poczucie niezale�no�ci. A Fee przej�a
od niej �w pogl�d i dlatego powiedzia�a �tak". C� jednak wiedzia�a
w swym niedo�wiadczeniu o mi�o�ci i ma��e�stwie, co wiedzia�a o tym
m�czy�nie? Fred by� wspania�ym m�czyzn�, kt�rego zazdro�ci�y jej
wszystkie panny w okolicy, a jego o�wiadczyny niew�tpliwie po�echta�y
jej pr�no��. Kr�tko m�wi�c, powiedzia�a �tak". Jej serce tak czy tak
nie nale�a�o do nikogo innego.
Jednak w tej chwili zacz�a w�tpi�, czy nale�y ono niepodzielnie do
Freda von Hallerna. Bez w�tpienia matka by�a dla niej o wiele dro�sza
i wa�niejsza. Nigdy jednak nie odwa�y�a si� wyzna� tego g�o�no; sama
wstydzi�a si� nieco takiego podej�cia do narzeczonego. Nie ma si�
zreszt� czemu dziwi�, tym bardziej, �e Fred by� nieraz zazdrosny o jej
mam�.
Delikatnie wsun�a d�o� w jego r�k�.
� Nie b�d� na mnie z�y, Fred, po prostu strasznie si� o ni� martwi�,
prosz� ci�, powiniene� to przecie� zrozumie�.
Poniewa� ch�tnie pozwala�a mu si� ca�owa� i pie�ci�, by� got�w
zrozumie� wszystko, o co go prosi�a. Jednak po chwili Fee wysun�a si�
z jego obj�� i zapyta�a, wracaj�c do przerwanego tematu:
� Co by�o mi�dzy tob� a Wendlandem, Fred?
Nerwowo zmarszczy� czo�o.
� M�j Bo�e, co to znowu ma znaczy�?
20
Spojrza�a na niego badawczo.
_ Nie wiem, Fred. Byli�cie kiedy� dobrymi przyjaci�mi, a teraz...
teraz nie u�cisn�� nawet twojej r�ki, kt�r� do niego wyci�gn��e� na
przywitanie.
Jego przystojna twarz pokry�a si� gwa�townie rumie�cem, a oczy
b�ysn�y mu ponuro.
_ Ach, nie byli�my a� tak bliskimi przyjaci�mi.
Nie spuszcza�a wzroku z jego twarzy.
� Niemniej jego zachowanie by�o obra�liwe. Wyci�gn��e� do niego
r�k�, a on j� zignorowa�.
Fred zastanowi� si� szybko nad jak�� odpowiedni� wym�wk�.
Wzruszy� ramionami i powiedzia� lekko, bez mrugni�cia okiem:
� Wiesz jak to jest; przyja�� zawsze si� ko�czy, gdy w gr� wchodz�
pieni�dze, zw�aszcza gdy kto� nie chce ich po�yczy�. Po tym nieszcz�-
ciu, jakie spotka�o jego ojca, a on zosta� bez �rodk�w do �ycia,
postanowi� wyjecha� do Ameryki, co zreszt� mu si� uda�o. Wtedy
przyszed� do mnie i chcia� po�yczy� dziesi�� tysi�cy marek. To poka�na
suma, nie dysponowa�em wtedy tak� ilo�ci� pieni�dzy. Mimo najlep-
szych ch�ci nie mog�em mu po�yczy�. Poniewa� bardzo mi go by�o �al,
zaproponowa�em mu wszystko, co wtedy mia�em, to znaczy trzysta
marek. Poczu� si� obra�ony i wzgardzi� moj� pomoc�. Rozstali�my si�
niezbyt przyja�nie. Najwidoczniej do dzisiaj mi tego nie zapomnia�.
Dlatego pewnie zignorowa� moj� wyci�gni�t� d�o�. C�, trzeba mu to
wybaczy�.
Spojrza�a przed siebie w zamy�leniu. Nie mog�a uwierzy�, �e to, co
opowiedzia� jej Fred, odpowiada prawdzie. Co� w postaci Hansa
Wendlanda sprawia�o, �e nie potrafi�a o nim �le my�le�. Mimo to
dumnie odrzuci�a g�ow� do ty�u.
� Nie powiniene� pozwala� na podobne impertynencje. Nale�a�o
za��da� od niego wyja�nie�.
� B�d� spokojna, pr�dzej czy p�niej do tego dojdzie. Nie chcia�em
wywo�ywa� w twojej obecno�ci niepotrzebnych nieporozumie�. Ma
zamiar przyjecha� w rodzinne strony, chocia�, szczerze m�wi�c, nie
wiem, czego tu szuka. Oberwiesen nie nale�y ju� przecie� do niego.
� Tak, ale nadal jest w�a�cicielem niewielkiego maj�tku, kt�ry
kledy� nale�a� do jego ciotki Leny.
21
� Tak? Sk�d o tym wiesz?
� Od starego Liirsensa. Hans Wendland osadzi� na tym maj�tku
star� mamk� i jej m�a i powiedzia� im, �e w razie gdyby nie wr�ci�,
maj�tek nale�y do nich.
Fred roze�mia� si� g�o�no. Jego �miech zabrzmia� obrzydliwie.
� Mog� sobie wyobrazi�, �e nie b�d� szczeg�lnie uszcz�liwieni,
gdy nagle si� u nich pojawi.
Oczy Fee rozb�ys�y.
� Och, w takim razie s�abo znasz tych staruszk�w. Z ut�sknieniem
czekaj� na dzie�, w kt�rym wr�ci ich m�ody pan. Utrzymywali maj�tek
w nienagannym porz�dku i zarz�dzali nim tak starannie, �e niew�t-
pliwie ucieszy si� na jego widok. Chcieli w jaki� spos�b okaza� mu
wdzi�czno�� za jego dobro�.
� O, m�j Bo�e, ale� to wzruszaj�ce! � zawo�a� z kpin�.
Spojrza�a na niego z wyrzutem.
� Och, to by�o wstr�tne z twojej strony, Fred. Nie powiniene� kpi�
z ludzi, kt�rzy okazali tyle wierno�ci. Wiesz przecie�, �e to si� rzadko
zdarza.
� Nie k��� si� ze mn�, Fee! Wiesz, wola�bym, �eby ten Hans
Wendland zosta� tam, gdzie by�.
� A dlaczego, Fred? Nie s�dzisz, �e bardzo si� cieszy, mog�c
wreszcie powr�ci� do ojczyzny?
� Je�eli o mnie chodzi, jest mi to ca�kowicie oboj�tne, lepiej by
jednak by�o dla niego, gdyby schodzi� mi z drogi. Mo�e sobie wyobra�a,
�e skoro zosta�em spadkobierc� wuja, �atwiej uda mu si� nak�oni� mnie
do darowizny na jego rzecz.
Co� sprawi�o, �e krew nap�yn�a jej do twarzy.
� Ale� Fred, on bynajmniej nie wygl�da na cz�owieka, kt�remu
by�yby potrzebne twoje pieni�dze.
� C�, nawtt je�eli wystroi� si� niczym kr�l, jestem przekonany, �e
nie wr�ci� z Ameryki jako krezus. A ludzie jego pokroju nigdy nie"
wzgardz� bogatymi przyjaci�mi. Nie zdziwi mnie, je�li znowu zechce
mnie wykorzysta�.
� Ale� Fred, gdyby by� r�wnie biedny, jak wtedy, gdy opuszcza�
kraj, nie podr�owa�by z pewno�ci� samolotem. S�ysza�am, �e przylecia�
a� z Pary�a.
22
_ Tak? C�, by� mo�e blefowa�. W ka�dym b�d� razie nie
hcia�bym, by cz�sto bywa� w Gros-Schlemitz. Takich ludzi ci�ko si�
by�, a on z pewno�ci� nie jest odpowiednim towarzystwem dla
ciebie.
Poblad�a lekko i spojrza�a ha niego dumnie.
_ O tym, czy b�dzie m�g� odwiedza� Gros-Schlemitz, decydowa�
b�dzie wy��cznie m�j ojciec, kt�ry kiedy� by� serdecznie zaprzyja�niony
z Hansem Wendlandem.
_ C�, w takim razie b�d� musia� przekaza� twemu ojcu odpowied-
nie sugestie.
Fee energicznie odsun�a si� do k�ta.
� To nie jest zbyt mi�e z twojej strony. Jak mo�na tak wita�
przyjaciela, tylko dlatego, �e jest ubogi?
Jej s�owa nieco go zawstydzi�y. Ok�ama� Fee tylko dlatego, by
pokaza� siebie w jasnym �wietle. Pod wp�ywem jej s��w nagle si�
opami�ta�.
� W gruncie rzeczy, masz racj�, Fee, oczywi�cie, troch� mnie
ponios�o, bo nie chcia� mi poda� r�ki. Je�eli w przysz�o�ci zachowa si�
wobec mnie nieco inaczej, nie pozwol�, by mu si� �le powodzi�o. Da�em
si� ponie�� gniewowi.
Szybko uda�o mu siej� nieco udobrucha�. Ju� po chwili wyci�gn�a
do niego d�o�.
� To ju� mi si� bardziej podoba. Wendland z pewno�ci� by� z�y
tylko na siebie.
Przywo�a�a wspomnienie jego twarzy i stwierdzi�a, �e z pewno�ci�
nie nale�a�a ona do cz�owieka zdolnego do pod�o�ci. Przez chwil�
siedzia�a w zamy�leniu. Potem powiedzia�a, gwa�townie si� unosz�c:
� Jak to by�o, Fred? Teraz sobie przypominam, jak m�j ojciec
opowiada� kiedy�, �e Hans Wendland uratowa� ci �ycie. Opowiada� mi
to w pewien sztormowy dzie�, gdy wzburzone morze podchodzi�o a�
pod wydmy. Wtedy powiedzia�: � W taki sam dzie� Hans Wendland,
sYn mojego starego przyjaciela, uratowa� �ycie Fredowi von Hallernowi.
Fredowi ponownie krew uderzy�a do twarzy.
� C�, tw�j ojciec jak zwykle nieco przesadza�. Hans Wendland
Przyszed� mi jedynie z pomoc�, gdy wyp�yn��em �agl�wk� mego wuja
nie by�em w stanie sam sobie poradzi� z nadci�gaj�c� nawa�nic�.
23
� Dok�adnie tak opowiada� tata. Ty przesta�e� ju� walczy�; nikt nje
wierzy�, �e uda si� jeszcze ciebie uratowa�. By�e� daleko od pla�y, ��dka
wywr�ci�a si�, trzyma�e� si� jej jeszcze, ale wyra�nie opada�e� z si�. Nikt
nie odwa�y� si� podp�yn�� do ciebie w narastaj�cej burzy. Wtedy
przyszed� Hans Wendland i, mimo �e wszyscy mu to odradzali,
przygotowa� ��d�, wyp�yn�� i przywi�z� ci� z powrotem na brzeg, mimo
i� by�e� ju� prawie bez �ycia.
Fred od lat ju� nie my�la� o tamtym zdarzeniu i zrobi�o mu si� teraz
nieprzyjemnie, �e kto� o�ywi� to niemi�e wspomnienie i �e Fee tak
dok�adnie wie, co mu si� wtedy przytrafi�o. Nie ma najmniejszych
w�tpliwo�ci, �e bez pomocy Hansa nie uszed�by z �yciem z tej przygody.
Nie chcia� si� jednak do tego przyzna� nawet sam przed sob�, czu�by si�
bowiem wobec Wendlanda jeszcze bardziej nie w porz�dku. Roze�mia�
si� g�o�no, r
� A wi�c jednak, tw�j ojciec zrobi� z ig�y wid�y. Rzeczywi�cie
poczu�em si� nieco s�abo i po�o�y�em si� na dnie �odzi. A dla Hansa
Wendlanda nie by� to bynajmniej czyn bohaterski; woda jest dla niego
drugim domem, a ja bywa�em tu jedynie w czasie ferii.
Fee wstydzi�a si� za niego. Bardzo jej si� nie podoba�o, �e usi�owa�
przedstawi� to zdarzenie jako nic nie znacz�cy epizod, zamiast okaza�
wdzi�czno��. Postanowi�a, �e poprosi ojca, by jeszcze raz dok�adnie
opowiedzia� jej t� histori�.
Gdy spojrza�a na Freda, jej oczy nabra�y zamy�lonego, udr�czonego
wyrazu. Zauwa�ywszy to zmiesza� si� i odwr�ci� wzrok, czuj�c, �e
popada w coraz gorszy humor. Pojawienie si� Hansa Wendlanda by�o
mu bardzo nie na r�k�. S�dzi�, mia� nadziej�... tak, nadziej�, �e
Wendland nie �yje, �e rzeczywi�cie zmar� na obczy�nie. �yczy� mu tak
�le, gdy� wstydzi� si� swego zachowania wobec niego. A teraz by�y
przyjaciel ponownie pojawi� si� w jego �yciu i tym nag�ym zjawieniem si�
wprawi� go i nieraz jeszcze wprawi w zak�opotanie. C� wi�c by�o
dziwnego, �e zgodnie ze swym charakterem postanowi� si� broni�
wszelkimi dost�pnymi mu �rodkami, przede wszystkim k�amstwami,
kt�re mia�y poni�y� przyjaciela i usprawiedliwi� jego samego? Dlaczego
Wendland wr�ci� i zburzy� jego spok�j? Z powodu pieni�dzy? C�, to
mo�na by jeszcze jako� za�atwi�, wyp�acaj�c mu odpowiedni� sum�,
mimo i� nadal nie posiada� tyle got�wki, ile by chcia�, tym bardziej, �e
M"aiace si� ma��e�stwo przysparza�o mu wielu wydatk�w. Fee nie
1 'esie bowiem do jego maj�tku takiego posagu, na jaki liczy�. Przysz�y
'� nied�ugo po jego o�wiadczynach, powiedzia� mu otwarcie: � Nie
' j�� Fee poka�nego posagu. My, posiadacze ziemscy, nie dys-
ponujemy, niestety, got�wk�. Pewnego dnia, gdy mnie nie b�dzie ju� na
tvm �wiecie, Fee odziedziczy Gros-Schlemitz. Wtedy b�dzie pan mia�
podw�jne dochody.
Wtedy Fred nieco si� przestraszy�, bowiem liczy� na poka�n�,
okr�g�� sumk�. Dopiero teraz, gdy sam by� w�a�cicielem maj�tku
Nimschen, przekona� si�, �e jego wuj nie przesadza�, zapewniaj�c go, �e
nie jest w stanie zwi�kszy� kwoty wyp�acanej mu co miesi�c, �e
posiadacze ziemscy nie posiadaj� got�wki. Teraz zauwa�y�, �e du�y
i dobrze prosperuj�cy maj�tek mo�e przysparza� wielu trosk i bynaj-
mniej nie zapewnia dostatniego �ycia, jak to sobie wcze�niej wyobra�a�.
Oczywi�cie, m�g� zaci�gn�� kredyt pod hipotek� i przehula� uzyskane
w ten spos�b pieni�dze, wiedzia� jednak, �e hipoteki by�y zazwyczaj
pocz�tkiem ko�ca, szybko rujnuj�cym maj�tek. Nie m�g� jednak cofn��
swych o�wiadczyn dowiedziawszy si�, �e nie mo�e liczy� na poka�ny
posag i �e Fee otrzyma jedynie niewielkie wiano w wysoko�ci dwudzies-
tu tysi�cy marek, z czego po�ow� w ubraniach i bieli�nie. Reszta mia�a
zosta� odpowiednio ulokowana, by odsetki pokrywa�y jej ewentualne
drobne wydatki i by nie musia�a prosi� przysz�ego m�a o pieni�dze na
ka�d� par� nowych r�kawiczek. Kr�tko m�wi�c, Fred uwa�a�, �e
mog�oby by� lepiej, �e m�g� zrobi� o wiele lepsz� parti� i gdyby nie by�
tak bardzo zakochany w Fee, z pewno�ci� znalaz�by spos�b, by
z godno�ci� wycofa� si� z ma�o korzystnego zwi�zku. By� jednak
rzeczywi�cie po uszy zakochany w swej narzeczonej; zakochanie jest'
odpowiednim s�owem, poniewa� znaczenia prawdziwej mi�o�ci nawet
n'e zna�. A teraz nagle mia� znale�� dziesi�� tysi�cy marek dla Hansa
Wendlanda? Tak, zobowi�za� si� przecie� pisemnie, �e odda d�ug
najp�niej po �mierci wuja. Hans z pewno�ci� zachowa� ten dokument
i nie omieszka mu go w najbli�szym czasie przed�o�y�. Sk�d mia� wzi��
e pieni�dze? Mus