7109

Szczegóły
Tytuł 7109
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7109 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7109 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7109 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jadwiga Courths-mahler Zachowaj w sercu Tytu� orygina�u: Will 's tief im Herzen tragen � Copyright by Gustav H. Lubbe Yerlag GmbH, Bergish Gladbach � Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice � Translation by Stefania Poleszczuk Olbrzymi samolot pasa�erski, lec�cy z Kolonii do Berlina, pewnie przecina� przejrzyste, zimne powietrze. Ciemnob��kitne niebo wznosi�o si� nad nim i tylko w oddali, na horyzoncie pojawi�y si� ma�e, bia�e ob�oki, kt�re wygl�da�y jak kule �nie�ne, wysoko podrzucone przez rozbawionych ch�opc�w. W samolocie siedzia�o tylko dwoje pasa�er�w, m�czyzna i kobieta. M�czyzna przylecia� z Pary�a w towarzystwie kilku innych, jego towarzysze pozostali jednak w Kolonii. Od Kolonii jedyn� wsp�- pasa�erk� by�a siedz�ca obok kobieta. Siedzia� przy jednym z okien, ona naprzeciw niego, przy drugim. Oboje spogl�dali w milczeniu na krajobraz, kt�ry roztacza� si� pod nimi. Z g�ry wydawa� si� dziwnie p�aski. Od czasu do czasu przelatywali nad jakim� miastem, kt�re rozci�ga�o si� przed ich oczyma jak wspaniale narysowany plan. W�skie rzeki przecina�y krajobraz niczym srebrne wst�gi. Od czasu do czasu m�czyzna rzuca� przelotne spojrzenie na siedz�c� naprzeciw kobiet�. By�a m�oda i bardzo elegancko ubrana. Kasztanowe w�osy sp�ywa�y ciemnymi, g�stymi falami wok� pi�knej twarzy o du�ych, szarych oczach i �adnie wykrojonych ustach. Twarz by�a urocza i przyci�ga�a uwag�; jej szlachetne rysy, na kt�rych rysowa�a si� powaga, zdradza�y lekkie zm�czenie. Opar�a g�ow� na smuk�ej d�oni w szarej du�skiej r�kawiczce, si�gaj�cej do w�skiego przegubu. Elegan- cki, szary kostium podkre�la� jej zgrabn�, niezwykle pi�kn� figur�, a lu�na, niedbale zarzucona sk�rzana peleryna mi�kko otacza�a jej M ISBN 83-86812-44-3 Projekt ok�adki i strony tytu�owej Marek Mosi�ski Redakcja El�bieta Kury�o Korekta Marzena Rudnicka * Wydanie pierwsze Wydawca: Edytor s.c., Katowice 1996 Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad" Katowice Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne szyj�. Kr�tko m�wi�c, nieznajoma by�a osob� niew�tpliwie przyci�ga- j�c� uwag�. Zachowywa�a si� spokojnie, lecz z dystansem, tylko kilkakrotnie obrzuci�a spojrzeniem swych pi�knych, cudownie b�ysz- cz�cych oczu siedz�cego naprzeciw m�czyzn�. Jednak te kr�tkie, wydawa�oby si� zdawkowe spojrzenia, pozwoli�y dostrzec, �e jej towa- rzysz nie jest bynajmniej ma�o interesuj�c� postaci�. Jego twarz trudno by�o wprawdzie zaliczy� do przystojnych, mia� bowiem ostre, twarde rysy, niezwykle m�skie i zdradzaj�ce niespo�yt� energi�, stalowob��kit- ne, pos�pne oczy, g��boko osadzone pod pi�knie sklepionym, wysokim czo�em i mocno zaci�ni�te, w�skie.usta o ogromnej sile wyrazu. By� wysoki i, jak si� zdawa�o, bardzo wysportowany, silny. Jeszcze na lotnisku w Kolonii zauwa�y�a, �e porusza� si� lekko i p�ynnie. Niew�t- pliwie nale�a� do tych niebezpiecznych m�czyzn, kt�rzy ciesz� si� niezwyk�ym powodzeniem u kobiet. Nie zdradzi�a jednak �adnym gestem, jak bardzo wyda� si� jej interesuj�cy. Jej oczy by�y ch�odne i spokojne, tak �e Hans Wendland zda� sobie spraw�, �e jej dusza nie nale�y jeszcze do nikogo. Raz po raz spogl�da� z zainteresowaniem na t� m�od� i pi�kn� twarz, kt�ra nie zmienia�a si� i nie zdradza�a wewn�trznych prze�y� ani my�li. Samolot wpad� niespodziewanie w burz�; wydawa�o si�, jakby opada�, potr�cany porywami powietrza, coraz ni�ej i ni�ej... Pasa�ero- wie poczuli, jak krew gwa�townie nap�ywa im do twarzy i brakuje im tchu. Hans Wendland spojrza� z trosk� na m�od� kobiet�* kt�ra, utraciwszy sw�j spok�j, poblad�a i spojrza�a na niego z pop�ochem w oczach. � Nic si� nie sta�o, niech si� pani uspokoi! � zawo�a�, by us�ysza�a go mimo panuj�cego ha�asu. U�miechn�a si� niepewnie, jakby chcia�a umniejszy� sw�j strach. Wiedzia�, �e wpadli w dziur� powietrzn�; nie po raz pierwszy podr�owa� samolotem. Ona jednak odbywa�a sw�j pierwszy lot i to zaburzenie przestraszy�o j� nieco, mimo i� zazwyczaj by�a odwa�na. Po chwili odzyska�a r�wnowag� i lekkim skinieniem g�owy podzi�kowa�a za s�owa, kt�re mia�y jej doda� odwagi. Lot samolotu wyr�wna� si�. Zn�w zacz�li wygl�da� przez okna, nie zwracaj�c ju� na siebie uwagi. Jednak Hans Wendland zapami�ta� jej nie�mia�y u�miech, kt�ry niezmiernie go poruszy�. Powa�na, m�oda twarz nabra�a dzi�ki niemu ca�kiem innego wyrazu i Hans zacz�� si� zastanawia�, jak wygl�da�aby w chwili, kiedy ta kobieta wita�aby ukochanego m�czyzn�. Z�y na siebie, stara� si� odsun�� podobnie niedorzeczne my�li. C� go obchodzi�a ta wyra�nie niedojrza�a, m�oda kobieta! Mimo to pos�a� jej jeszcze jedno, ukradkowe spojrzenie. Wydawa�a mu si� ogromnie kobieca, co w dzisiejszych czasach spotyka si� niezmiernie rzadko. W jej oczach nie by�o ani �ladu kokieterii, a w mimice typowo kqbiecych, czasem wr�cz nie�wiadomych gierek, instynktownie zmierzaj�cych do podbicia serca m�czyzny. Wyraz jej delikatnej, owalnej twarzy by� jeszcze niemal dziecinny, lecz mimo to w jej oczach by�o co� niezwyk�ego i urzekaj�cego, co go do niej przyci�ga�o i podsyca�o jego ciekawo��... Jakby g�os przeznaczenia. Tak, gdy ta m�oda kobieta pewnego dnia zbudzi si� ze swego dziecinnego snu, kt�rego jeszcze do ko�ca nie wy�ni�a, przeobrazi si� w istot�, kt�ra nawet na nim, mimo i� nie poddawa� si� �atwo kobiecym wdzi�kom, wywrze mocne wra�enie. Ale zanim do tego dojdzie, ich drogi na pewno si� rozejd� i ona zniknie z jego �ycia. Pojawi�a si� w nim niczym motyl, kt�ry dopiero co wydosta� si� z kokonu i spr�bowa� odfrun��. l Zastanawia�a go jeszcze jedna sprawa: jak to si� sta�o, �e tak m�oda i z pewno�ci� wytworna kobieta podr�owa�a sama, bez opieki. Nikt nie odprowadzi� jej na lotnisko. Pojawi�a si� ca�kiem sama, trzymaj�c w r�ku ma��, eleganck� walizk�. Wesz�a spokojnie i pewnie, uprzejmie poprosi�a, by wskazano jej miejsce, kt�re natychmiast zaj�a. Skarci� si�, �e nieustannie o niej my�li. C� go tak zdziwi�o? Przecie� z kobietami w dzisiejszych czasach nie obchodzono si� delikatnie niczym z jajkiem; wywalczy�y sobie bowiem swobod� poruszania si�, same decyduj� o sobie, usamodzielni�y si�. Tylko on tego nie dostrzeg�, gdy� przez d�ugie lata �y� z dala od wielkiego �wiata. A gdy wreszcie zdecydowa� si� wr�ci� do Europy, pojawi�a si� przed nim, niczym ma�y cud, ta �liczna towarzyszka podr�y, kt�ra mia�a w sobie jeszcze co�, co przypomina�o mu kobiety z czas�w jego wczesnej m�odo�ci. Brakowa�o jej na przyk�ad beztroski wsp�czesnych kobiet, kt�re nawet wobec m�czyzn przejmowa�y inicjatyw�. W ostatnich tygodniach spotka� wiele kobiet, kt�re stara�y si� go zdoby�, gdy� by�y tak swobodne, jak kiedy� jedynie niekt�rzy m�odzi m�czy�ni. Pocz�tkowo dziwi� si�, potem jednak zacz�o go to bawi�. Nie podoba�o mu si� jednak; mia� przedwojenne pogl�dy. Zaraz po wojnie opu�ci� kraj. A gdy wr�ci� wreszcie z obczyzny, zasta� �w produkt nowych czas�w, kt�ry nie wyda� mu si� szczeg�lnie atrakcyjny. Jego towarzyszka najwidoczniej jednak nie by�a kobiet� tego typu, pragn�c� obj�� m�czyzn� w posiadanie � nie, by�a dam� w ka�dym calu. A mimo to zdecydowa�a si� na samotn� podr�, bez niczyjej opieki? Zn�w wr�ci� do refleksji na temat zmiany obyczaj�w. Teraz, od kiedy powr�ci� do cywilizowanego �wiata i zamieni� znoszony, splamio- ny olejem i zakurzony kombinezon na elegancki, modny garnitur, nie opuszcza�o go uczucie zdziwienia. Przede wszystkim z powodu kobiet. C� te nowe czasy z nich uczyni�y! Przelatywali nad terenem Niemiec. Gdy przed trzydziestoma laty opuszcza� ojczyzn�, jecha� kolej�, wagonem czwartej klasy, gdy� mia� tak ma�o pieni�dzy, �e musia� wybra� najta�szy �rodek lokomocji, by dotrze� do celu podr�y. Doskonale przypomina� sobie ostatni dzie�, kt�ry sp�dzi� w Berlinie. Odwiedzi� wtedy przyjaciela, Freda von Hallerna, by otrzyma� od niego chocia�by najmniejsz� sum� pieni�dzy. Bo to Fred ponosi� win� za to, �e Hans popad� w tarapaty. Hans Wendland sprzeda� bowiem wszystko, co posiada�, by da� Hallernowi dziesi�� tysi�cy marek, kt�rych ten potrzebowa� na pokrycie honorowego d�ugu. Gdyby go nie sp�aci�, jego wuj... wuj, kt�ry mia� uczyni� go swoim spadkobierc�, z pewno�ci� dowiedzia�by si� o tym i wydziedziczy�by lekkomy�lnego gracza. W tamtych czasach dziesi�� tysi�cy marek by�o poka�n� kwot� dla Hansa. By pom�c przyjacielowi, musia� podj�� w banku niewielki spadek, kt�ry otrzyma� po �mierci ciotki. Uczyni� to jednak bez namys�u. By kwota by�a pe�na, musia� do�o�y� swoje ostatnie pieni�dze, przeznaczone na bie��ce wydatki. Wiedzia� doskonale, �e kolejny miesi�c b�dzie dla niego bardzo ci�ki i b�dzie musia� �y� na granicy ub�stwa. Mimo to pom�g� przyjacielowi, nie ��daj�c od niego �adnego innego zabezpieczenia poza zwyk�ym zapewnieniem, �e pieni�dze zostan� mu zwr�cone, gdy tylko Fred otrzyma spadek po wuju. Poniewa� jednak wuj by� �wawym m�czyzn�, oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu lat, mog�o up�yn�� du�o czasu, zanim Hans odzyska�by swoje pieni�dze. A sam bardzo ich wtedy potrzebowa�, bowiem dwa dni p�niej otrzyma� wiadomo��, �e jego ojcu �nie poszcz�ci�o si� na polowaniu". Tak okre�lili s�siedzi samob�jstwo ojca, kt�re pope�ni�, gdy zrozumia�, �e nic nie uratuje jego maj�tku przed licytacj�. Ojciec zatai� przed synem, w jak ci�kiej sytuacji finansowej si� znalaz�, a poniewa� do samego ko�ca by� w stanie przysy�a� mu pieni�dze na utrzymanie, Hans nie mia� poj�cia, jak przedstawia�a si� sytuacja w domu. Przez d�ugi okres wojny Hans nie by� ani razu w domu. Tragedia rodzinna poruszy�a go w dw�jnas�b, tym bardziej, �e ostatnie grosze odda� swemu przyjacielowi. Hans pojecha� do domu, by pochowa� ojca. Znalaz� tam kartk� od niego, na kt�rej by�o kilka linijek: Ukochany Hansie dalej tak by� nie mo�e. Jestem zrujnowany. Nie mog� opu�ci� ziemi, gdzie si� urodzi�em, postanowi�em wi�c po�o�y� temu\kres! Ty masz przecie� dziesi�� tysi�cy marek, kt�re odziedziczy�e� po\ioci Lenie, to pozwoli Ci utrzyma� si� jako� na powierzchni do chwili, kiedy zaczniesz prowadzi� �ycie na w�asny rachunek. Nie chc� odbiera� Ci tych pieni�dzy. Wybacz mi, ch�opcze, �e nie powiedzia�em Ci nic o moich k�opotach finansowych. I tak nie m�g�by� mi pom�c, a nie powiniene� straci� swego, i tak niewielkiego dziedzictwa. Tych kilka groszy nie mog�oby w gruncie rzeczy wiele zmieni�. �egnam Ci� zatem, m�j ch�opcze, i �ycz� du�o szcz�cia w �yciu. Pozw�l jednak, �e udziel� Ci ostatniej rady: wyjed� z kraju; tutaj przez d�ugie lata nie zdo�asz osi�gn�� sukcesu. Odrzu� spadek po mnie, dzi�ki temu nie b�dziesz musia� sp�aca� nale��cych do niego d�ug�w. Nie wyszed�by� na tym dobrze. Nikt nie odbierze Ci tego n�dznego kawa�ka piachu, kt�ry kupi�a Twoja ciocia i kt�ry po niej odziedziczy�e�, ale nie b�dziesz mia� z niego wielkiego po�ytku; ziemia nie jest urodzajna, a dom, kt�ry na nim stoi, nie zapewni ci komfortu. Daj sobie z tym spok�j, radz� Ci z ca�ego serca. Zdob�d� odpowiedni� pozycj� gdzie� za granic�. I wybacz swemu ojcu to, co uczyni�. Naprawd� nie mog�em post�pi� inaczej. Niech Ci� B�g b�ogos�awi! Tw�j, oddany Ci a� do �mierci Ojciec Do dzisiaj zna� na pami�� ten list, kt�ry pozostawi� po sobie ojciec! Pochowa� go l post�pi� zgodnie z jego radami. Odm�wi� przyj�cia spadku, a wierzyciele wystawili maj�tek Oberwiesen na licytacj�, by w ten spos�b odzyska� pieni�dze. Na niewielkim maj�tku, zakupionym przez jego ciotk�, kt�ra by�a zdziwacza�� star� pann� i chcia�a tam mieszka� sama, niezale�na od innych, osadzi� sw� dawn� mamk� i jej m�a. Mieli na nim gospodarowa�, zachowuj�c dla siebie ewentualne dochody, kt�re z pewno�ci� nie by�yby osza�amiaj�ce. Gdyby ju� nigdy nie wr�ci� lub gdyby dowiedzieli si� o jego �mierci, mia� sta� si� ich w�asno�ci�. W ten spos�b zatroszczy� si�, najlepiej jak potrafi�, o losy swej starej niani. Dopiero wtedy pojecha� do Berlina i odwiedzi� Freda. Zasta� go akurat w trakcie weso�ej libacji. B�d� co b�d�, Hans Wendland sp�aci� jego honorowy d�ug, a wuj przys�a� mu nowy czek, Fred mia� wi�c wystarczaj�cy pow�d do zadowolenia. Jednak pojawie- nie si� Hansa, kt�ry zdziwionym spojrzeniem obrzuci� st�, na kt�rym sta�y jeszcze resztki wystawnej kolacji, wprawi�o go w lekkie zak�opotanie. Poczu� si� jeszcze bardziej zmieszany, gdy Hans poprosi� go o rozmow� w cztery oczy, w czasie kt�rej opowie- dzia� mu kr�tko o krytycznej sytuacji, w jakiej niespodziewanie si� znalaz�. � Chcia�em ci� prosi�, by� spr�bowa� zdoby� w jakikolwiek spos�b dziesi�� tysi�cy marek, kt�re ci po�yczy�em. Chcia�bym, by� mi je zwr�ci�. Mam nadziej�, �e dopomog� mi w rozpocz�ciu nowego �ycia za granic� � powiedzia�. Hallern wyja�ni�, �e Hans z pewno�ci� zdaje sobie spraw�, i� zdobycie tej sumy jest dla niego absolutnie niemo�liwe. Mimo najszczer- szych ch�ci nie by� w stanie zwr�ci� mu w tej chwili jego pieni�dzy. Hans spodziewa� si� podobnej odpowiedzi, mimo to jednak poczu� roz- goryczenie. ' � W takim razie zdob�d� dla mnie przynajmniej tysi�c marek, Fred, reszt� mo�esz przysy�a� mi ratami, gdy uda ci si� troch� zaoszcz�dzi�. Fred von Hallern spojrza� na niego z zak�opotaniem. � Sk�d mam wzi�� nagle tysi�c marek, Hans? Przyjaciel obrzuci� go dziwnym spojrzeniem. � Przecie� przyjmujesz swoich przyjaci�, Fred, cz�stujesz ich szampanem. Czy nie powiniene� przeznaczy� cz�ci tych pieni�dzy dla mnie? Potrzebuj� ich na wyjazd. Hallern wyj�� portfel. _ Masz, sam zobacz. Dosta�em w�a�nie czek od mojego wuja, opiewa na pi��set marek. Gdy zap�ac� za kolacj�, kt�r� od dawna winien by�em moim przyjacio�om, zostanie mi oko�o trzystu marek. Musz� za to prze�y� ca�y miesi�c. Przecie� nie mog� ci odda� ostatnich groszy! Hans obrzuci� go ponurym spojrzeniem. � Ja bez wahania odda�em ci ostatniego feniga, kt�ry pozosta� mi z mojej miesi�cznej wyp�aty, by da� ci dziesi�� tysi�cy marek, kt�rych potrzebowa�e� na pokrycie swego d�ugu. Zosta�o mi oko�o dwudziestu marek. Daj mi te trzysta marek, ty sobie jako� tutaj poradzisz do czasu nadej�cia kolejnego czeku. Przystojna twarz Freda zaczerwieni�a si� z oburzenia. � Hans, tak przecie� nie mo�na, nie mog� odda� ci ostatnich groszy, jakie posiadam... ^-- Wtedy Hans zmierzy� go od st�p do g��w i nie odezwawszy si� ju� ani s�owem, zostawi� go w pokoju. Wyszed� z jego domu w milczeniu, pozostawiaj�c Freda w nie najlepszym nastroju. � Co za bezwzgl�dny cz�owiek, popsu� mi ca�y wiecz�r! S�owa te nie dosz�y ju�, na szcz�cie, do uszu Hansa, w przeciwnym razie jego rozczarowanie by�oby jeszcze wi�ksze, a gorycz zapad�aby mu jeszcze g��biej w serce. Zrozumia� jednak, �e w�a�nie straci� przyjaciela. Po tym, jak Fred zachowa� si� wobec niego, nie zas�ugiwa� ju� na jego przyja��. Hans z gorycz� spakowa� rzeczy, opr�ni� swe kawalerskie mieszka- nie, sprzedaj�c wszystko, co mog�o mu przynie�� cho� troch� pieni�dzy: ksi��ki, z�oty zegarek, futro, kilka dzie� sztuki, kt�re kiedy� kupi�, urz�dzaj�c sw�j pok�j, jednym s�owem wszystko, co do niego nale�a�o i mia�o jak�kolwiek warto��. Postanowi� wyjecha�, tak jak radzi� mu ojciec, poszuka� szcz�cia za granic�. Celem wszystkich rozbitk�w �yciowych by�a w tych czasach Ameryka. Do tego, aby tam pojecha�, sk�oni�o go r�wnie� to, �e niegdy� wyjecha� tam brat jego matki, hrabia von Malten. Ostatnia, a w�a�ciwie jedyna wiadomo�� od niego po- chodzi�a z Teksasu. By�a wi�c iskierka nadziei, �e zdo�a odszuka� swego wuja i wtedy b�dzie mu ra�niej na obczy�nie. Uda� si� wi�c do Hamburga, by stamt�d wyruszy� statkiem do Ameryki. Okres oczeki- wania na rejs nie by� czasem straconym. Przez przypadek pozna� pisarza, kt�ry wybiera� si� do Nowego �wiata, aby nawi�za� kontakty z tamtejszymi wydawnictwami i poszukiwa� sekretarza, kt�ry zdecydo- wa�by si� na dalek� podr�. Mia� spore k�opoty, aby znale�� odpowied- ni� osob�, dop�ki nie pozna� Hansa Wendlanda, kt�ry wyda� mu si� cz�owiekiem sympatycznym i godnym zaufania zar�wno ze wzgl�du na jego kwalifikacje, jak i cechy osobiste. Wendlandowi by�o to r�wnie� bardzo na r�k�, bo zatrudniaj�c si�, m�g� zaoszcz�dzi� wi�cej pieni�dzy ze swoich skromnych zasob�w. Praca u s�ynnego pisarza nie by�a dla Hansa uci��liwa, wprost przeciwnie � dawa�a mu wiele satysfakcji; m�g� si� du�o nauczy� w dziedzinie dot�d mu zupe�nie obcej. Podr� up�yn�a im niezwykle pracowicie, ale przyjemnie. W czasie d�ugich wieczor�w na statku prowadzili nie ko�cz�ce si� dyskusje na temat aktualnej polityki, jak r�wnie� roli pisarzy i dziennikarzy we wsp�czesnym �wiecie. Na miejscu, ju� w Ameryce, okaza�o si�, �e Hans jest r�wnie� niezast�piony jako t�umacz, poniewa� pisarz nie najlepiej sobie radzi� w rozmowach z wa�nymi osobisto�ciami ameryka�skiej prasy i wydawnictw. Dzi�ki temu r�wnie� Hans sta� si� znany w tych kr�gach. To pozwoli�o mu nawi�za� cenne kontakty, kt�re zaowocowa- �y niebawem. Sam napisa� kilka artyku��w, kt�re zosta�y przyj�te przez wydawnictwo i opublikowane w gazecie. W ten spos�b zosta� cenionym dziennikarzem i m�g� si� utrzyma� z tej pracy. Poniewa� koniecznie chcia� odszuka� swojego wuja w Teksasie, zdo�a� przekona� swoich zwierzchnik�w, �eby wys�ali go tam w celu napisania serii artyku��w o tym ciekawym rejonie Ameryki. Uda� si� tam i faktycznie znalaz� wiele interesuj�cych temat�w do swych dziennikarskich relacji. Wymaga�o to od niego sporej odwagi, niekiedy musia� si� bowiem tu�a� po jeszcze dzikich terenach. Warunki, w jakich przysz�o mu przebywa�, odbiega�y bardzo do tego, co mo�na nazwa� cywilizacj�. Wi�d� zatem awantur- nicze �ycie. Sypia� byle gdzie, bywa�o, �e z r�k� na rewolwerze, gdy z ka�dej strony czyha�o niebezpiecze�stwo utraty �ycia. Za to jego artyku�y o Teksasie podoba�y si� zar�wno szefom gazety, jak i szerokiej rzeszy czytelnik�w, tak wi�c nie pozosta�o mu nic innego, jak pisa� dalej, 10 bo otrzymywane za to pieni�dze pozwala�y mu ja�niej patrze� w przy- sz�o��. Nie jeden raz cierpia� g��d i bied�. Z ka�dym dniem coraz bardziej popada� w rozpacz, z przera�eniem my�l�c, �e przyjdzie mu do ko�ca �ycia pozosta� na obczy�nie. Pierwsze lata okaza�y si� jednak najtrudniejsze. Z biegiem czasu pozna� sympatycznych i przychylnych mu ludzi; szcz�cie wreszcie si� do niego u�miechn�o. M�g� te� liczy� na popraw� sytuacji finansowej, ale musia� w�o�y� w to wiele wysi�ku. Dopiero po latach wyt�onej pracy stan�� na nogi i wtedy poczu� nieprzepart� ochot� odwiedzenia ojczyzny. Coraz cz�ciej my�la� o wy- je�dzie do kraju. Pozostawi� tam rodzinny maj�tek, swoj� star� piastunk�, ale te� nie wyr�wnane rachunki ze swym by�ym przyjacielem. Nigdy nie upomnia� si� u Hallerna o zwrot d�ugu, jednak gdyby ten mia� odrobin� honoru, odda�by go po �mierci wuja. Nie uczyni� tego jednak. �y� spokojnie i w dobrych warunkach w maj�tku Nimschen, kt�ry odziedziczy�. Le�a� on w bezpo�rednim s�siedztwie Oberwiesen, by�ego maj�tku ojca Hansa Wendlanda. Teraz Hans wraca� do swej ojczyzny. Pchn�a go do tego nie t^lko t�sknota za tym kawa�kiem ziemi, nie, sk�oni�y go do tego te� inne powody. Przede wszystkim chcia� odwiedzi� sw� star� piastunk�, k"��i do tej pory �y�a w ma�ym maj�tku, pozostawionym mu przez ciotk� Len�. Potem chcia� jeszcze raz spotka� si� ze swym fa�szywym przyjacie- lem, by rozliczy� si� z przesz�o�ci�. Poza tym mia� jeszcze inne powody, kt�re sk�oni�y go do powrotu. Stale wyobra�a� sobie wyraz twarzy Freda von Hallerna, gdy nagle si� przed nim pojawi. Najprawdopodobniej przypuszcza on, �e Hans od dawna nie �yje. Zachowa� si� wobec niego wyj�tkowo podle i Hans nie m�g� tego przebole�. Mia� ju� za sob� czasy, kiedy te dziesi�� tysi�cy marek by�o mu niezmiernie potrzebne. C�, Fred jako cz�owiek honoru by� sko�czony. Nawet mieszkaj�cy w maj�tku Nimschen, dumny z siebie i niezmiernie bogaty, dla niego pozostanie ju� na zawsze �a�osnym zerem. Hans u�miechn�� si� gorzko, gdy zda� sobie spraw�, w jakim kierunku pobieg�y jego my�li. Nagle spojrza� na m�od� kobiet� siedz�c� naprzeciw, prosto w jej wspania�e oczy. Jego nieweso�y u�miech nie uszed� jej uwagi i nie mog�a si� zmusi� do odwr�cenia do niego wzroku. Ich spojrzenia spotka�y si�, przez chwil� nie potrafili oderwa� od siebie 11 oczu, jakby przyci�ga�a je jaka� magnetyczna si�a. Potem dziewczyna, nie potrafi�c ukry� nap�ywaj�cego na jej twarz rumie�ca, odwr�ci�a si� gwa�townie. Pe�na goryczy twarz m�czyzny dziwnie j� poruszy�a, jego ponure oczy i surowo zaci�ni�te usta wywar�y na niej silne wra�enie. Jaki� szczeg� jego twarzy zdradzi� jej, �e los wystawi� tego cz�owieka na ci�kie pr�by i cierpienia, co w jej czu�ym sercu zrodzi�o ju� co� na kszta�t wsp�czucia. Po chwili sama zgani�a si� za nadmierny sentymen- talizm. C� j� obchodzi ten nieznajomy m�czyzna? Przecie� i ona mia�a wystarczaj�co du�o trosk i k�opot�w. W�a�nie zosta�a wezwana do umieraj�cej matki i, mimo i� samolot szybko pru� powietrze, jej si� wydawa�o, �e leci zbyt wolno i podr� trwa bez ko�ca. Westchn�a cicho, co spowodowa�o, �e Hans uwa�nie przyjrza� si� tej pi�knej, m�odej, dziewcz�cej twarzy. A mo�e... mo�e by�a ju� kobiet�?,- Nie, by�a zbyt niewinna, zbyt niedo�wiadczona, to by�a twarz dziewczy- ny, nie kobiety. Wreszcie odwr�ci� oczy i skierowa� spojrzenie za okno. W oddali bowiem pojawi�y si� ju� wie�e Berlina, os�oni�te osobliw�, o�owian� mg��, kt�ra niczym wst�ga wi�a si� wok� wspania�ego miasta. Wkr�tce samolot delikatnie obni�y� lot. Pasa�erowie poczuli niemi�e zawroty g�owy, gdy maszyna gwa�townie traci�a wysoko��. Obydwoje niemal instynktownie z�apali za uchwyty przy siedzeniach. Po chwili samolot osiad� na twardym pod�o�u i ko�owa� ju� tylko niczym du�y i bardzo niezgrabny ptak. Potem nasta�a cisza. Na lotnisku Hans pom�g� towarzyszce podr�y przy wysiadaniu. Nie usz�o jego uwagi, �e jej d�o� lekko dr�a�a, a ona oddycha�a mocno, z wyra�n� ulg�. Podzi�kowa�a mu jedynie kr�tkim spojrzeniem i skinie- niem g�owy. A potem, w dalszym ci�gu stoj�c ko�o niego, wpatrywa�a si� uporczywie w zbli�aj�cy si� t�um ludzi, wyra�nie kogo� szukaj�c. � Czy m�g�bym pani w czym� pom�c? � zapyta� grzecznie, bez cienia natarczywo�ci. Na jej pi�knie wykrojonych ustach pojawi� si� ledwo dostrzegalny u�miech. � Dzi�kuj� panu. Kto� na mnie czeka. Wycofa� si� z uk�onem, jednak z coraz wi�ksz� si�� narasta�o w nim uczucie, �e to rozstanie z m�od� towarzyszk� podr�y, najpraw- 12 dopodobniej na zawsze, sprawia mu niewyt�umaczaln� przykro��. Dlatego te� zwleka� z odej�ciem, udaj�c przed sob�, �e musi co� poprawi� przy walizce. Odwr�ci� si� plecami do m�odej kobiety, lecz pod�wiadomie wyt�a� wszystkie zmys�y, by odgadn��, co si� za nim dzieje. Koniecznie chcia� poczeka�, a� m�oda kobieta rzeczywi�cie znajdzie si� pod czyj�� opiek�: ow�adn�o nim dziwne prze�wiadczenie, �e nie powinien jej zostawia� samej... nigdy wi�cej. Sam nie wiedzia�, sk�d wzi�y si� w nim podobne uczucia, niemniej opanowa�y go i wp�ywa�y na jego dzia�ania. W tej chwili za plecami us�ysza� okrzyk: � Fred! Tu jestem! Na to zawo�anie m�odej kobiety natychmiast odpowiedzia� m�ski gjos: � Fee... Dzi�ki Bogu, wreszcie mam ci� przy sobie! Hans podni�s� si� gwa�townie znad walizki i powoli si� odwr�ci�. Ten m�ski g�os kogo� mu przypomina�. I wtedy zobaczy� j� w obj�ciach owego m�czyzny; widzia�, jak tych dwoje wymienia�o poca�unki i nagle z wielk� si�� poczu�, �e musi wyrwa� sw� towarzyszk� podr�y z ramion tego m�czyzny, �e nie mo�e znie�� tego, i� tamten trzyma j� w ramionach. Poniewa� tym m�czyzn� by� � jego by�y przyjaciel, Fred von Hallern. Podczas gdy Hans, gwa�townie walcz�c z burz� uczu� wpatrywa� si� b�yszcz�cymi oczami w Freda von Hallerna, ten poczu� chyba jego wzrok i uni�s� twarz. Drgn��, gdy rozpozna� Hansa, mimo i� w jego oczach pojawi� si� cie� niedowierzania. Szybko odwr�ci� wzrok, po chwili jednak z powrotem spojrza� na podr�nego. Dwaj m�czy�ni stan�li niczym przykuci naprzeciw siebie. Dopiero po chwili do uszu Hansa dobieg� g�os m�odej kobiety: � Fred, powiedz mi wreszcie, jak si� czuje mama? Fred usi�owa� odzyska� spok�j, podobnie jak i Wendland, kt�remu uda�o si� przywr�ci� na twarzy wyraz oboj�tno�ci. Us�ysza�, jak Hallern odpowiedzia� prawie mechanicznie: � Mama czeka z ut�sknieniem na ciebie, Fee; musimy si� po- spieszy�! Chcia� poci�gn�� za sob� m�od� kobiet�, Hans jednak szybko zareagowa�. Podszed� do Freda z niemal gro�n� min� i obrzuci� go Przeszywaj�cym spojrzeniem. Wtedy Hallern podj�� decyzj�; zmusi� si� do nieco zak�opotanego u�miechu, po czym pu�ci� m�od� kobiet�. 13 � Poczekaj chwil�, Fee, przyjd� do ciebie za chwil�. � Podszed� do Hansa i niepewnie wyci�gn�� do niego r�k�: � Hans! Hans Wendland, czy to naprawd� ty? Hans uda�, �e nie widzi wyci�gni�tej d�oni, cofn�� si� o krok, nie spuszczaj�c z dawnego przyjaciela zimnego spojrzenia. Gdyby spotka� go w innych okoliczno�ciach, z pewno�ci� min��by go, nawet nie zauwa�ywszy. Jednak obecno�� m�odej kobiety zobowi�zywa�a go do zachowania pewnych form. Nie u�cisn�� r�ki Hallerna, odezwa� si� jednak kr�tko i szorstko: � Ja, we w�asnej osobie, nie m�j duch, czego, zdaje si�, oczekiwa�e�. Nie przedstawisz mi swej m�odej towarzyszki? Hallern poblad�, gdy Wendland tak ostentacyjnie zignorowa� jego wyci�gni�t� d�o�. � Wybacz, Fee. To jest pan Wendland, m�j przyjaciel z m�odo�ci... Moja narzeczona, panna Fedora von Plessen. Wendland sk�oni� si� g��boko przed m�od� kobiet�. Spojrza�a na niego ze zdziwieniem, gdy spostrzeg�a, jak jego twarz poblad�a i drgn�a, gdy Fred przedstawi� j� jako swoj� narzeczon�. Poczu�a skr�powanie � straci�a pewno�� siebie. Zmusi�a si� jednak do u�miechu i poda�a mu d�o�. � Ciesz� si�, mog�c pozna� przyjaciela mego narzeczonego. Ale... skoro jest pan tym Hansem Wendlandem, synem dawnego w�a�ciciela Oberwiesen... W takim razie... c�... znamy si� ju� od dawna. Spojrza� na ni� w zamy�leniu i nagle wyraz jej oczy wyda� mu si� rzeczywi�cie znajomy. Fedora von Plessen? Zastanawia� si� przez chwil� i nagle przypo- mnia� sobie. W jednym z s�siednich maj�tk�w, ko�o Oberwiesen. w Gros-Schlemitz, mieszkali panowie von Plessen. Tak... przypomina� sobie, �e wtedy ^ wpad�a mu w oko ma�a, dzika dziewczynka, ze zmierzwionymi warkoczami i jasnymi, szarymi oczami, kt�re b�yszcza�y rado�ci� �ycia i swawol�. Mia�a z pewno�ci� jakie� pi�� lat, gdy widywa� j� od czasu do czasu u cioci Leny. Jej obraz na trwa�e wry� si� w jego pami��... i teraz jak �ywy pojawi� si� przed oczami jego dusz>. U�miechn�� si�. � Tak... � powiedzia�, jakby przypominaj�c sobie sen � pa- mi�tam czerwon� sukienk�, dwa grube warkocze i roze�miane... omiennie roze�miane... oczy... To by�o u cioci Leny, siedzia- �a� na ko�le... Przytakn�a ze �miechem: � Tak, rzeczywi�cie, to by�am ja. Uk�oni� si� raz jeszcze i dotkn�� wargami jej d�oni. _ \V ten spos�b pragn� prosi� o wybaczenie, �e nie pozna�em w pani ma�ej Fee sprzed kilku lat. Niezwykle mi przykro. Nieco zmieszana spojrza�a w oczy wpatrzone w jej twarz. Mia�y dziwny wyraz. _ Tak, mogliby�my kiedy� powspomina� stare czasy. C�, mam nadziej�, �e uda nam si� to zrobi�. Teraz jednak musz� jecha� szybko do domu. Moja mama jest ci�ko chora; zosta�am wezwana telegraficznie do powrotu. Fred, przyjecha�e� samochodem? Fred z mieszanymi uczuciami przys�uchiwa� si� ich rozmowie. � Tak, przed chwil� go zatankowa�em. Je�li tylko chcesz, mo�emy w tej chwili rusza� w dalsz� drog�. � Naturalnie �e chc�, Fred. Uspokoj� si� dopiero wtedy, gdy znajd� si� wreszcie u boku mamy. Do zobaczenia, panie Wendland... Wraca pan wreszcie w ojczyste strony? � Tak... wracam... ju� wkr�tce! Do widzenia, szanowna pani. Fred nie odwa�y� si� ju� wyci�ga� do przyjaciela r�ki na po�egnanie. Powiedzia� jedynie nieco niepewnie: � C�, w takim razie do zobaczenia, Hans! Hans g��boko si� uk�oni�. � Tak, z pewno�ci� jeszcze si� zobaczymy � powiedzia� zapal- czywie. W uszach Freda von Hallerna s�owa te zabrzmia�y niczym skrywana gro�ba. Hans wiedzia� jednak, �e od tej chwili b�dzie czu� do by�ego przyjaciela nie tylko pogard�, jak do tej pory, lecz nienawi��, lodowat� a jednocze�nie zapiek�� nienawi��, kt�ra odt�d b�dzie zatruwa� mu serce. Tak, nienawidzi� go, nie z powodu jego nikczemno�ci, lecz dlatego, �e ten odwa�y� si� przywi�za� do siebie Fedor� von Plessen. Ogarn�o go wsp�czucie dla tej m�odej, niewinnej dziewczyny. W duchu zobaczy� j� znowu tak�, jak� by�a kiedy�: �miej�c� si� i swawoln�, ubran� w czerwon� sukienk�, z dwoma zmierzwionymi warkoczami. Przypomnia� te� sobie upartego koz�a, kt�ry dok�ada� 15 14 wszelkich stara�, by zrzuci� j� ze swego grzbietu, co wywo�ywa�o na jej ustach jedynie radosny, szeroki u�miech. A potem ujrza� j� znowu oczami duszy tak�, jak� by�a w samolocie: doros�a, spokojna, opanowa- na i z �agodnym, czaruj�cym u�miechem na ustach, kt�rym obdarzy�a go, gdy doda� jej odwagi i uspokoi� jej przera�enie. Ach, dlaczego nie rozpozna� w jej twarzy znajomych rys�w? Mogliby w czasie podr�y wspomina� dawne czasy, mo�e uda�oby mu si� wybudowa� most, kt�ry po��czy�by przesz�o�� z tera�niejszo�ci�. I znowu poczu� w sercu pal�c� nienawi��, nienawi�� do Hallerna, kt�ry m�g� przytula� i ca�owa� t� dziewczyn�, kt�ra teraz nale�a�a do niego. Zazgrzyta� z�bami; musia� w jaki� spos�b da� upust tej nienawi�ci. Odprowadzi� wzrokiem dwoje ludzi, kt�rzy rami� przy ramieniu przeszli przez lotnisko i wsiadali w�a�nie do zaparkowanego w pobli�u samo- chodu. Jej matka by�a chora? Ci�ko chora? Z pewno�ci� dlatego dziewczy- na zosta�a zmuszona do samotnej podr�y. Pewnie wezwano j� telegraficznie do powrotu do domu, a ona wybra�a samolot, by nie traci� czasu i jak najszybciej si� w nim znale��. W Kolonii przebywa�a niew�tpliwie z wizyt� u krewnych b�d� znajomych. A narzeczony odwozi� j� teraz z Berlina, by jak najszybciej dosta�a si� do domu. Jak d�ugo mo�e potrwa� podr�? Pewnie jakie� cztery godziny... Tak, tyle czasu trzeba, by dotrze� do maj�tku po�o�onego nad morzem. My�l, �e ona przez tyle godzin b�dzie siedzie� w samochodzie sam na sam z Fredem � kierowcy przecie� nie mo�na bra� pod uwag� � sprawia�o, �e ponownie zazgrzyta� z�bami, mimo �e stara� si� siebie przekona�, �e g�upot� jest denerwowa� si� z takich powod�w. Co go w ko�cu obchodzi narzeczona Freda von Hallerna? Zdecydowanym ruchem uj�� uchwyt walizki i odszed� stamt�d. Gdy siedzia� ju� w samochodzie, kt�ry wi�z� go do centrum, jego my�li mimowolnfe powr�ci�y do Fedory von Plessen. Teraz przypomi- na� sobie r�wnie� jej rodzic�w. Jej matka by�a pi�kn�, szczup�� i ma�om�wn� kobiet�; mia�a dziwnie cierpi�cy wyraz oczu. Cechowa�a j� delikatno�� i., tak, ta sama kobieco��, kt�r� teraz zaobserwowa� u jej c�rki. A pan von Plessen by� ograniczonym, upartym, zawsze maj�cym racj� posiadaczem ziemskim, surowym, czasami wr�cz brutalnym. W ka�dym przypadku nie nadawa� si� na ma��onka tak delikatnej 16 � czticiowej kobiety. Jak to si� sta�o, �e zostali ma��e�stwem? Najwi�k- sze przeciwie�stwa zawsze si� przyci�gaj�. Dopiero teraz, gdy nieco �ebiej si� nad tym zastanowi�, zrozumia�, �e �agodna pani von Plessen nie mog�a by� szcz�liwa u boku takiego ma��onka. O tym �wiadczy�y cho�by jej pe�ne cierpienia oczy. A Fedora von Plessen b�dzie mia�a kiedy� ten sam cierpi�cy wyraz oczu, jak kiedy� jej matka. I tak ju� teraz s� o wiele powa�niejsze ni� w dzieci�stwie. Gdy by�a dzieckiem, promieniowa�y rado�ci� i swawol�. Teraz wyziera�a z nich spokojna, g��boka powaga. A gdy zostanie �on� Freda von Hallerna, w miejscu powagi pojawi si� cierpienie, kt�ra nada jej oczom ten sam wyraz, jaki mia�a jej matka. Z�y sam na siebie zrzuci� kapelusz z g�owy i od�o�y� go na sie- dzenie obok. Zrobi�o mu si� nagle gor�co. Odetchn�� z ulg� dopiero wtedy, gdy wiosenny powiew powietrza och�odzi� mu nieco rozognione czo�o. Jego my�li nieustannie kr��y�y wok� Fedory von Plessen. Dlaczego to delikatne, m�ode stworzenie pozwoli�o zbli�y� si� do siebie Fredowi? Z drugiej strony i on sam by� kiedy� jego przy- jacielem, powoli� mu si� omami� i oczarowa�. Fred by� przystoj- nym m�czyzn�, ale pustym. I on przed laty najwyra�niej tego nie zauwa�y�, mimo i� od czasu do czasu denerwowa�o go post�po- wanie Hallerna. Jeszcze wtedy, gdy byli dobrymi przyjaci�mi, dochodzi�o mi�dzy nimi do nieporozumie� wywo�anych r�nica- mi pogl�d�w, Fred mia� jednak szczeg�lny dar szybkiego ich za- �egnywania, tak �e nie mo�na si� by�o d�ugo na niego gniewa�. Wiele os�b by�o gotowych ponie�� dla niego ofiary, gdy przychodzi� do nich i prosi� ich w tak przemi�y spos�b o pomoc, �e nikt nie potrafi� mu odm�wi�. Wszystko urwa�o si� w jednej chwili, gdy musia� si�, niestety, przekona�, �e Fred jest bezwarto�ciowym cz�owiekiem. Nie m�g� ju� by� d�u�ej jego przyjacielem. C�, co by�o to by�o, ale czy Fee powinna sta� si� jego kolejn� ofiar�? Czy on ma si� spokojnie przygl�da�, jak jej oczy ciemniej� pod wp�ywem b�lu? Zastanawia� si�, czy bardzo go kocha. Nie m�g� oderwa� si� od dr�cz�cych my�li nawet wieczorem, gdy siedzia� w teatrze, staraj�c si� s�rtSmft�CtKe�ci sztuki. 2 ^chowa� g��boko w sercu / SJ l / ^f\ ? w Trzebini |: Postanowi�, �e zmieni plany; nie sp�dzi, jak zamierza�, tygodnia w Berlinie. Chcia� st�d wyjecha� w ci�gu najbli�szych dni, wr�ci� w rodzinne strony. Fedora von Plessen siedzia�a w samochodzie przy narzeczonym, kt�ry w�a�nie chcia� czule obj�� jej ramiona. Wyprostowa�a si� gwa�tow- nie i spojrza�a na niego badawczo. � Co zasz�o mi�dzy tob�, a Hansem Wendlandem, Fred? Jego twarz zdradza�a zdenerwowanie. � Powinni�my my�le� o czym� innym, Fee. � Tak, wiem, powinnam pomy�le�, jak czuje si� mama. Powiedz mi, czy jest z ni� naprawd� tak �le, �e musieli�cie wysy�a� do mnie telegram? Tak strasznie si� przestraszy�am. � Tw�j ojciec podj�� tak� decyzj�. Nie wiem,' co ci napisa�. Wyci�gn�a z torebki pomi�t� kartk� papieru i poda�a mu j�. Fred ucieszy� si�, �e odeszli od tematu Hansa Wendlanda, gdy� jego niespodziewany powr�t do kraju wytr�ci� go z r�wnowagi. Tre�� telegramu brzmia�a nast�puj�co: Wracaj jak najszybciej, matka �miertelnie chora, operowana, straszne zmartwienie. Odda� jej kartk�. � C�, Fee, w gruncie rzeczy wys�ano ci� do Kolonii, do ciotki Marianny tylko po to, by zaoszcz�dzi� ci zmartwie� z powodu operacji twojej matki. � M�j Bo�e, jak mogli�cie mnie wys�a� gdziekolwiek w takiej chwili? Nawet nie podejrzewa�am, �e mama jest tak ci�ko chora! Rzeczywi�cie, odk�d sobie przypominam, nie by�a szczeg�lnie zdrowa, nigdy jednak nie le�a�a przykuta do ��ka, zawsze wywi�zywa�a si� ze swoich obowi�zk�w, by�a tylko tak strasznie blada... Moja kochana mama! Znasz szczeg�y jej choroby? � C�, wiem tylko tyle, �e jest zwi�zana z d�ugoletnimi cierpieniami i �e lekarze uwa�ali ju� od dawna, �e operacja jest bezwzgl�dnie konieczna. Jednak tw�j ojciec s�dzi�, �e lekarze chc� jedynie zarobi� 18 . nj�dze, a poniewa� twoja matka, jak mi kiedy� powiedzia�, nigdy na ic si� nie skar�y�a, my�la�, �e jej choroba nie jest na tyle powa�na. Tak wiec operacj� odk�adano na p�niej przez wiele lat i... okaza�o si�, �e nie mo�na ju� by�o wiele pom�c. Fee poblad�a. Wok� jest ust pojawi�a si� pe�na b�lu i goryczy zmarszczka. Wiedzia�a, �e ojciec cz�sto stara� si� oszcz�dza� na tym, od czego zale�a�o dobro jej matki. A ona i tak stara�a si� zapomina� o swoich potrzebach, nie stawia�a najmniejszych wymaga�. Fee na- p�yn�y �zy do oczu. Pomy�la�a o rozstaniu z matk� przed jej wyjazdem do Kolonii. Jak zawsze uca�owa�a Fee z czu�o�ci� i powiedzia�a: �Niezale�nie, czy jeste�my razem, czy oddalone od siebie, moja Fee, zawsze pozostaniemy sobie bliskie, zawsze b�d� przy tobie. Jed� z Bogiem, moje kochane dzieko, i niech ci B�g b�ogos�awi". Dopiero teraz Fee zrozumia�a, dlaczego to po�egnanie by�o dla matki takie ci�kie: nie wiedzia�a przecie�, czy przygotowana w tajem- nicy operacja zako�czy si� pomy�lnie. Matka wys�a�a j� z domu w�a�nie dlatego, by oszcz�dzi� jej bolesnego niepokoju i zdenerwowania. � A jak si� mama teraz czuje, Fred? By�o mu nieco przykro, �e nie by� dla niej najwa�niejsz� osob�, �e matka by�a dla niej o wiele wa�niejsza. � Obecnie czuje si� ca�kiem dobrze, Fee; strasznie za tob� t�skni�a. Prawdopodobnie nie wie nawet, �e tw�j ojciec tak pilnie wezwa� ci� do domu. Niepotrzebnie tak ci� przestraszy�, to by�o zb�dne. Nie martw si�, wszystko b�dzie dobrze. A kiedy wreszcie otrzymam od ciebie czu�y poca�unek? Z nieco nieobecnym wyrazem twarzy nadstawi�a usta. � Rozumiesz chyba, Fred, �e najpierw chc� si� upewni� co do stanu zdrowia mamy. W drodze prze�ywa�am m�ki strachu, �e mog� przyby� za p�no i �e mama nie b�dzie ju� �y�a. Wiesz przecie�, jak bardzo j� kocham. Jego twarz drgn�a, nabra�a prawie ponurego wyrazu. � O, tak, wiem, najwa�niejsza jest dla ciebie matka, dopiero potem ja. W duchu przyzna�a mu racj�. Sama ju� nie wiedzia�a, dlaczego zgodzi�a si� na ich zar�czyny. Z pewno�ci� dlatego, �e Fred zawsze jej si� Podoba�, gdy przyje�d�a� w odwiedziny do swego wuja. By� niezmiernie 19 elegancki i wytworny, czu�y i uwa�ny, poza tym od dawna stara� si� o jej wzgl�dy. Niemniej nigdy nie my�la�a o tym, �e pewnego dnia mog�aby zosta� jego �on�. Dopiero gdy zmar� jego wuj, a on zosta� w�a�cicielem maj�tku Nimschen, zwr�ci� si� do jej ojca, by zgodnie z przyj�tymi konwenansami poprosi� o jej r�k�. A ojciec z zapa�em przysta� na ich zar�czyny i nie zostawi� c�rce ani chwili czasu na zastanowienie. A gdy Fee zapyta�a matk�, co powinna zrobi�, czy powinna przyj�� o�wiadczy- ny pana von Hallerna, pani Plessen odpowiedzia�a tylko: � Sama powinna� wiedzie�, Fee, czy tego chcesz, czy nie. Nie ma w�tpliwo�ci, �e jest to wspania�a propozycja, a poza tym... by�aby� wreszcie niezale�na od ojca. Dla matki ostatni argument by� najwidoczniej najwa�niejszy. W�a�- nie ona, kt�ra �y�a w zawstydzaj�cej wr�cz zale�no�ci od m�a, musia�a si� przed nim nieustannie upokarza�, mia�a prawo s�dzi�, �e najwi�k- szym szcz�ciem dla kobiety jest poczucie niezale�no�ci. A Fee przej�a od niej �w pogl�d i dlatego powiedzia�a �tak". C� jednak wiedzia�a w swym niedo�wiadczeniu o mi�o�ci i ma��e�stwie, co wiedzia�a o tym m�czy�nie? Fred by� wspania�ym m�czyzn�, kt�rego zazdro�ci�y jej wszystkie panny w okolicy, a jego o�wiadczyny niew�tpliwie po�echta�y jej pr�no��. Kr�tko m�wi�c, powiedzia�a �tak". Jej serce tak czy tak nie nale�a�o do nikogo innego. Jednak w tej chwili zacz�a w�tpi�, czy nale�y ono niepodzielnie do Freda von Hallerna. Bez w�tpienia matka by�a dla niej o wiele dro�sza i wa�niejsza. Nigdy jednak nie odwa�y�a si� wyzna� tego g�o�no; sama wstydzi�a si� nieco takiego podej�cia do narzeczonego. Nie ma si� zreszt� czemu dziwi�, tym bardziej, �e Fred by� nieraz zazdrosny o jej mam�. Delikatnie wsun�a d�o� w jego r�k�. � Nie b�d� na mnie z�y, Fred, po prostu strasznie si� o ni� martwi�, prosz� ci�, powiniene� to przecie� zrozumie�. Poniewa� ch�tnie pozwala�a mu si� ca�owa� i pie�ci�, by� got�w zrozumie� wszystko, o co go prosi�a. Jednak po chwili Fee wysun�a si� z jego obj�� i zapyta�a, wracaj�c do przerwanego tematu: � Co by�o mi�dzy tob� a Wendlandem, Fred? Nerwowo zmarszczy� czo�o. � M�j Bo�e, co to znowu ma znaczy�? 20 Spojrza�a na niego badawczo. _ Nie wiem, Fred. Byli�cie kiedy� dobrymi przyjaci�mi, a teraz... teraz nie u�cisn�� nawet twojej r�ki, kt�r� do niego wyci�gn��e� na przywitanie. Jego przystojna twarz pokry�a si� gwa�townie rumie�cem, a oczy b�ysn�y mu ponuro. _ Ach, nie byli�my a� tak bliskimi przyjaci�mi. Nie spuszcza�a wzroku z jego twarzy. � Niemniej jego zachowanie by�o obra�liwe. Wyci�gn��e� do niego r�k�, a on j� zignorowa�. Fred zastanowi� si� szybko nad jak�� odpowiedni� wym�wk�. Wzruszy� ramionami i powiedzia� lekko, bez mrugni�cia okiem: � Wiesz jak to jest; przyja�� zawsze si� ko�czy, gdy w gr� wchodz� pieni�dze, zw�aszcza gdy kto� nie chce ich po�yczy�. Po tym nieszcz�- ciu, jakie spotka�o jego ojca, a on zosta� bez �rodk�w do �ycia, postanowi� wyjecha� do Ameryki, co zreszt� mu si� uda�o. Wtedy przyszed� do mnie i chcia� po�yczy� dziesi�� tysi�cy marek. To poka�na suma, nie dysponowa�em wtedy tak� ilo�ci� pieni�dzy. Mimo najlep- szych ch�ci nie mog�em mu po�yczy�. Poniewa� bardzo mi go by�o �al, zaproponowa�em mu wszystko, co wtedy mia�em, to znaczy trzysta marek. Poczu� si� obra�ony i wzgardzi� moj� pomoc�. Rozstali�my si� niezbyt przyja�nie. Najwidoczniej do dzisiaj mi tego nie zapomnia�. Dlatego pewnie zignorowa� moj� wyci�gni�t� d�o�. C�, trzeba mu to wybaczy�. Spojrza�a przed siebie w zamy�leniu. Nie mog�a uwierzy�, �e to, co opowiedzia� jej Fred, odpowiada prawdzie. Co� w postaci Hansa Wendlanda sprawia�o, �e nie potrafi�a o nim �le my�le�. Mimo to dumnie odrzuci�a g�ow� do ty�u. � Nie powiniene� pozwala� na podobne impertynencje. Nale�a�o za��da� od niego wyja�nie�. � B�d� spokojna, pr�dzej czy p�niej do tego dojdzie. Nie chcia�em wywo�ywa� w twojej obecno�ci niepotrzebnych nieporozumie�. Ma zamiar przyjecha� w rodzinne strony, chocia�, szczerze m�wi�c, nie wiem, czego tu szuka. Oberwiesen nie nale�y ju� przecie� do niego. � Tak, ale nadal jest w�a�cicielem niewielkiego maj�tku, kt�ry kledy� nale�a� do jego ciotki Leny. 21 � Tak? Sk�d o tym wiesz? � Od starego Liirsensa. Hans Wendland osadzi� na tym maj�tku star� mamk� i jej m�a i powiedzia� im, �e w razie gdyby nie wr�ci�, maj�tek nale�y do nich. Fred roze�mia� si� g�o�no. Jego �miech zabrzmia� obrzydliwie. � Mog� sobie wyobrazi�, �e nie b�d� szczeg�lnie uszcz�liwieni, gdy nagle si� u nich pojawi. Oczy Fee rozb�ys�y. � Och, w takim razie s�abo znasz tych staruszk�w. Z ut�sknieniem czekaj� na dzie�, w kt�rym wr�ci ich m�ody pan. Utrzymywali maj�tek w nienagannym porz�dku i zarz�dzali nim tak starannie, �e niew�t- pliwie ucieszy si� na jego widok. Chcieli w jaki� spos�b okaza� mu wdzi�czno�� za jego dobro�. � O, m�j Bo�e, ale� to wzruszaj�ce! � zawo�a� z kpin�. Spojrza�a na niego z wyrzutem. � Och, to by�o wstr�tne z twojej strony, Fred. Nie powiniene� kpi� z ludzi, kt�rzy okazali tyle wierno�ci. Wiesz przecie�, �e to si� rzadko zdarza. � Nie k��� si� ze mn�, Fee! Wiesz, wola�bym, �eby ten Hans Wendland zosta� tam, gdzie by�. � A dlaczego, Fred? Nie s�dzisz, �e bardzo si� cieszy, mog�c wreszcie powr�ci� do ojczyzny? � Je�eli o mnie chodzi, jest mi to ca�kowicie oboj�tne, lepiej by jednak by�o dla niego, gdyby schodzi� mi z drogi. Mo�e sobie wyobra�a, �e skoro zosta�em spadkobierc� wuja, �atwiej uda mu si� nak�oni� mnie do darowizny na jego rzecz. Co� sprawi�o, �e krew nap�yn�a jej do twarzy. � Ale� Fred, on bynajmniej nie wygl�da na cz�owieka, kt�remu by�yby potrzebne twoje pieni�dze. � C�, nawtt je�eli wystroi� si� niczym kr�l, jestem przekonany, �e nie wr�ci� z Ameryki jako krezus. A ludzie jego pokroju nigdy nie" wzgardz� bogatymi przyjaci�mi. Nie zdziwi mnie, je�li znowu zechce mnie wykorzysta�. � Ale� Fred, gdyby by� r�wnie biedny, jak wtedy, gdy opuszcza� kraj, nie podr�owa�by z pewno�ci� samolotem. S�ysza�am, �e przylecia� a� z Pary�a. 22 _ Tak? C�, by� mo�e blefowa�. W ka�dym b�d� razie nie hcia�bym, by cz�sto bywa� w Gros-Schlemitz. Takich ludzi ci�ko si� by�, a on z pewno�ci� nie jest odpowiednim towarzystwem dla ciebie. Poblad�a lekko i spojrza�a ha niego dumnie. _ O tym, czy b�dzie m�g� odwiedza� Gros-Schlemitz, decydowa� b�dzie wy��cznie m�j ojciec, kt�ry kiedy� by� serdecznie zaprzyja�niony z Hansem Wendlandem. _ C�, w takim razie b�d� musia� przekaza� twemu ojcu odpowied- nie sugestie. Fee energicznie odsun�a si� do k�ta. � To nie jest zbyt mi�e z twojej strony. Jak mo�na tak wita� przyjaciela, tylko dlatego, �e jest ubogi? Jej s�owa nieco go zawstydzi�y. Ok�ama� Fee tylko dlatego, by pokaza� siebie w jasnym �wietle. Pod wp�ywem jej s��w nagle si� opami�ta�. � W gruncie rzeczy, masz racj�, Fee, oczywi�cie, troch� mnie ponios�o, bo nie chcia� mi poda� r�ki. Je�eli w przysz�o�ci zachowa si� wobec mnie nieco inaczej, nie pozwol�, by mu si� �le powodzi�o. Da�em si� ponie�� gniewowi. Szybko uda�o mu siej� nieco udobrucha�. Ju� po chwili wyci�gn�a do niego d�o�. � To ju� mi si� bardziej podoba. Wendland z pewno�ci� by� z�y tylko na siebie. Przywo�a�a wspomnienie jego twarzy i stwierdzi�a, �e z pewno�ci� nie nale�a�a ona do cz�owieka zdolnego do pod�o�ci. Przez chwil� siedzia�a w zamy�leniu. Potem powiedzia�a, gwa�townie si� unosz�c: � Jak to by�o, Fred? Teraz sobie przypominam, jak m�j ojciec opowiada� kiedy�, �e Hans Wendland uratowa� ci �ycie. Opowiada� mi to w pewien sztormowy dzie�, gdy wzburzone morze podchodzi�o a� pod wydmy. Wtedy powiedzia�: � W taki sam dzie� Hans Wendland, sYn mojego starego przyjaciela, uratowa� �ycie Fredowi von Hallernowi. Fredowi ponownie krew uderzy�a do twarzy. � C�, tw�j ojciec jak zwykle nieco przesadza�. Hans Wendland Przyszed� mi jedynie z pomoc�, gdy wyp�yn��em �agl�wk� mego wuja nie by�em w stanie sam sobie poradzi� z nadci�gaj�c� nawa�nic�. 23 � Dok�adnie tak opowiada� tata. Ty przesta�e� ju� walczy�; nikt nje wierzy�, �e uda si� jeszcze ciebie uratowa�. By�e� daleko od pla�y, ��dka wywr�ci�a si�, trzyma�e� si� jej jeszcze, ale wyra�nie opada�e� z si�. Nikt nie odwa�y� si� podp�yn�� do ciebie w narastaj�cej burzy. Wtedy przyszed� Hans Wendland i, mimo �e wszyscy mu to odradzali, przygotowa� ��d�, wyp�yn�� i przywi�z� ci� z powrotem na brzeg, mimo i� by�e� ju� prawie bez �ycia. Fred od lat ju� nie my�la� o tamtym zdarzeniu i zrobi�o mu si� teraz nieprzyjemnie, �e kto� o�ywi� to niemi�e wspomnienie i �e Fee tak dok�adnie wie, co mu si� wtedy przytrafi�o. Nie ma najmniejszych w�tpliwo�ci, �e bez pomocy Hansa nie uszed�by z �yciem z tej przygody. Nie chcia� si� jednak do tego przyzna� nawet sam przed sob�, czu�by si� bowiem wobec Wendlanda jeszcze bardziej nie w porz�dku. Roze�mia� si� g�o�no, r � A wi�c jednak, tw�j ojciec zrobi� z ig�y wid�y. Rzeczywi�cie poczu�em si� nieco s�abo i po�o�y�em si� na dnie �odzi. A dla Hansa Wendlanda nie by� to bynajmniej czyn bohaterski; woda jest dla niego drugim domem, a ja bywa�em tu jedynie w czasie ferii. Fee wstydzi�a si� za niego. Bardzo jej si� nie podoba�o, �e usi�owa� przedstawi� to zdarzenie jako nic nie znacz�cy epizod, zamiast okaza� wdzi�czno��. Postanowi�a, �e poprosi ojca, by jeszcze raz dok�adnie opowiedzia� jej t� histori�. Gdy spojrza�a na Freda, jej oczy nabra�y zamy�lonego, udr�czonego wyrazu. Zauwa�ywszy to zmiesza� si� i odwr�ci� wzrok, czuj�c, �e popada w coraz gorszy humor. Pojawienie si� Hansa Wendlanda by�o mu bardzo nie na r�k�. S�dzi�, mia� nadziej�... tak, nadziej�, �e Wendland nie �yje, �e rzeczywi�cie zmar� na obczy�nie. �yczy� mu tak �le, gdy� wstydzi� si� swego zachowania wobec niego. A teraz by�y przyjaciel ponownie pojawi� si� w jego �yciu i tym nag�ym zjawieniem si� wprawi� go i nieraz jeszcze wprawi w zak�opotanie. C� wi�c by�o dziwnego, �e zgodnie ze swym charakterem postanowi� si� broni� wszelkimi dost�pnymi mu �rodkami, przede wszystkim k�amstwami, kt�re mia�y poni�y� przyjaciela i usprawiedliwi� jego samego? Dlaczego Wendland wr�ci� i zburzy� jego spok�j? Z powodu pieni�dzy? C�, to mo�na by jeszcze jako� za�atwi�, wyp�acaj�c mu odpowiedni� sum�, mimo i� nadal nie posiada� tyle got�wki, ile by chcia�, tym bardziej, �e M"aiace si� ma��e�stwo przysparza�o mu wielu wydatk�w. Fee nie 1 'esie bowiem do jego maj�tku takiego posagu, na jaki liczy�. Przysz�y '� nied�ugo po jego o�wiadczynach, powiedzia� mu otwarcie: � Nie ' j�� Fee poka�nego posagu. My, posiadacze ziemscy, nie dys- ponujemy, niestety, got�wk�. Pewnego dnia, gdy mnie nie b�dzie ju� na tvm �wiecie, Fee odziedziczy Gros-Schlemitz. Wtedy b�dzie pan mia� podw�jne dochody. Wtedy Fred nieco si� przestraszy�, bowiem liczy� na poka�n�, okr�g�� sumk�. Dopiero teraz, gdy sam by� w�a�cicielem maj�tku Nimschen, przekona� si�, �e jego wuj nie przesadza�, zapewniaj�c go, �e nie jest w stanie zwi�kszy� kwoty wyp�acanej mu co miesi�c, �e posiadacze ziemscy nie posiadaj� got�wki. Teraz zauwa�y�, �e du�y i dobrze prosperuj�cy maj�tek mo�e przysparza� wielu trosk i bynaj- mniej nie zapewnia dostatniego �ycia, jak to sobie wcze�niej wyobra�a�. Oczywi�cie, m�g� zaci�gn�� kredyt pod hipotek� i przehula� uzyskane w ten spos�b pieni�dze, wiedzia� jednak, �e hipoteki by�y zazwyczaj pocz�tkiem ko�ca, szybko rujnuj�cym maj�tek. Nie m�g� jednak cofn�� swych o�wiadczyn dowiedziawszy si�, �e nie mo�e liczy� na poka�ny posag i �e Fee otrzyma jedynie niewielkie wiano w wysoko�ci dwudzies- tu tysi�cy marek, z czego po�ow� w ubraniach i bieli�nie. Reszta mia�a zosta� odpowiednio ulokowana, by odsetki pokrywa�y jej ewentualne drobne wydatki i by nie musia�a prosi� przysz�ego m�a o pieni�dze na ka�d� par� nowych r�kawiczek. Kr�tko m�wi�c, Fred uwa�a�, �e mog�oby by� lepiej, �e m�g� zrobi� o wiele lepsz� parti� i gdyby nie by� tak bardzo zakochany w Fee, z pewno�ci� znalaz�by spos�b, by z godno�ci� wycofa� si� z ma�o korzystnego zwi�zku. By� jednak rzeczywi�cie po uszy zakochany w swej narzeczonej; zakochanie jest' odpowiednim s�owem, poniewa� znaczenia prawdziwej mi�o�ci nawet n'e zna�. A teraz nagle mia� znale�� dziesi�� tysi�cy marek dla Hansa Wendlanda? Tak, zobowi�za� si� przecie� pisemnie, �e odda d�ug najp�niej po �mierci wuja. Hans z pewno�ci� zachowa� ten dokument i nie omieszka mu go w najbli�szym czasie przed�o�y�. Sk�d mia� wzi�� e pieni�dze? Mus