7308

Szczegóły
Tytuł 7308
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7308 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7308 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7308 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PETER F. HAMILTON DYSFUNKCJA RZECZYWISTO�CI EKSPANSJA T�umaczy� Dariusz Kopoci�ski 1 Graeme Nicholson siedzia� na swoim ulubionym sto�ku w �Roz- bitym Kontenerze", mo�liwie najdalej od ha�a�liwego bloku audio. Przys�uchiwa� si� uwa�nie s�owom Diega Sanigry, kt�ry narzeka� na nieludzkie traktowanie �Bryanta" przez Colina Rexrewa. Trans- portowiec kolonizacyjny przylecia� na Lalonde przed dwoma dnia- mi i na razie �aden z pi�ciu i p� tysi�ca osadnik�w nie zosta� wyj�- ty z kapsu�y zerowej. Zdaniem rozgoryczonego Sanigry, gubernator nie mia� prawa wstrzymywa� wysadzania pasa�er�w, bo wyrz�dza� im tym wielk� niesprawiedliwo��. A tymczasem energia zu�ywana przez statek w ci�gu godzin postoju kosztowa�a maj�tek. Jak ju� nieraz bywa�o, przedsi�biorstwo przewozowe obarczy win� za�og�. Zarobki p�jd� w d�, premie zostan� cofni�te, a perspektywy awan- su oddal� si� � mo�e nawet na zawsze. Graeme Nicholson kiwa� wsp�czuj�co g�ow�, zapisuj�c te �a- �osne biadolenia w nanosystemowej kom�rce pami�ciowej. By� to dobry materia� wyj�ciowy, cho� niewiele nadawa�o si� do wykorzy- stania. Losy zwyczajnych ludzi w dziejowej zawierusze. Sprawy, kt�re zawsze tak umiej�tnie przedstawia�. Graeme mia� siedemdziesi�t osiem lat, przy czym od pi��dzie- si�ciu dw�ch pracowa� jako reporter. W sztuce dziennikarstwa nie nauczy�by go niczego nowego �aden kurs dydaktyczny. Dzi�ki zdo- bytym do�wiadczeniom m�g�by uk�ada� w�asne kursy, tyle �e nie narodzi� si� jeszcze taki kierownik agencji informacyjnej, kt�ry chcia�by do tego stopnia deprawowa� pocz�tkuj�cych koresponden- t�w. By� rasowym �owc� reporta�y, ka�de prozaiczne nieszcz�cie umia� podnie�� do rangi wielkiej bohaterskiej tragedii. Przygl�da� si� bacznie ciemnej stronie ludzkiej duszy, wyci�gaj�c na �wiat�o dzienne cierpienia i niedole maluczkich � skazanych na ponie- wierk�, nie umiej�cych broni� si� przed brutalnymi, bezdusznymi mechanizmami rz�d�w, koncern�w i biurokracji. O nie, nie wyra�a� w ten spos�b buntu przeciwko moralnemu porz�dkowi �wiata, nie widzia� siebie w roli obro�cy uci�nionych. Obna�anie prawdziwych uczu� cz�owieka po prostu dodawa�o pikanterii opowiadanej histo- rii, zapewnia�o lepsz� ogl�dalno��. Nawet, w pewnej mierze, upo- dobni� si� do nieszcz�nik�w, kt�rych towarzystwo tak lubi� � mniej podejrzliwych wobec osobnika w �le skrojonym ubraniu, maj�cego nalan� twarz i zwilgotnia�e oczy. Jego doniesienia wypada�y ca�kiem nie�le w popularnych serwi- sach informacyjnych, ale poniewa� koncentrowa� si� na ponurych aspektach �ycia, wyrabiaj�c sobie mark� specjalisty od taniej sensa- cji, z czasem zosta� ca�kowicie odsuni�ty od presti�owych spraw; nie pami�ta�, aby w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat powierzono mu bodaj jeden powa�ny temat. Ostatnio w neuronowym nanosystemie rzadziej zapisywa� nagrania sensywizyjne, a cz�ciej uruchamia� programy stymulacyjne. Przed o�miu laty szefowie Time Universe na czas nieograniczony wys�ali go w teren, gdzie dostawa� b�ahe i niewdzi�czne zadania, jakie powinien odrzuci� ka�dy szanuj�cy si� reporta�ysta. Robili wszystko, byle nie widywa� go w studiach czy biurach redakcyjnych, dok�d przenie�li si� jego r�wie�nicy. Ale teraz z tym koniec! Nareszcie przestan� si� z niego na�mie- wa�. Tylko on przebywa� na miejscu wydarze� i zna� tutejsze realia. By� niezast�piony. Dzi�ki Lalonde zamierza� zgarn�� nagrody, kt�- re go omija�y przez te wszystkie lata, a p�niej mo�e wr�ci� na oj- czystego Decatura i tam wystara� si� o ciep�� posadk� za biurkiem. Na Lalonde przylecia� przed trzema miesi�cami, aby zebra� gar�� plener�w i sensywizyjnych wra�e� do rdzeni pami�ciowych w re- dakcyjnej bibliotece. Mia� skompletowa� materia� dokumentalny o pionierskim �yciu w nowym �wiecie. A� nagle spad�o na planet� to wspania�e nieszcz�cie. Co jednak mogli uwa�a� za nieszcz�cie tutejsi mieszka�cy, Rexrew i personel administracyjny LDC... by�o dla Nicholsona przys�owiow� mann� z nieba. Mieli tu do czynienia z wojn�, powstaniem skaza�c�w albo inwazj� ksenobiont�w � w zale�no�ci od tego, z kim si� rozmawia�o. Rozwa�ania na temat wszystkich trzech teorii umie�ci� na fleksach, kt�re w zesz�ym ty- godniu �Eurydice" zabra� na Avon. Nie m�g� si� jednak nadziwi�, �e cho� min�o dwa i p� tygodnia, gubernator Rexrew nie wyja�ni� jeszcze w oficjalnym o�wiadczeniu, co w�a�ciwie dzieje si� w hrab- stwach nad Quallheimem i Zamjanem. � Ten bliski wsp�pracownik Rexrewa, Terrance Smith, m�wi� co�, �e chc� nas odes�a� na inn� planet� w pierwszym stadium zasie- dlania � skar�y� si� Diego Sanigra. Poci�gn�� �yk piwa ze szklane- go kufla. � Jakby to mia�o za�atwi� spraw�. Bo wyobra� sobie, �e jeste� kolonist�, zap�aci�e� za przelot na Lalonde, a� tu raptem po wyj�ciu z kapsu�y dowiadujesz si�, �e to Liao-tung Wan. No wiesz, rdzennie chi�ska planeta. Na pok�adzie mamy samych eurochrze�ci- jan; my�lisz, �e miejscowi powitaliby ich z otwartymi ramionami? � Czy Smith proponowa�, �eby�cie ich tam zabrali? Sanigra prychn�� z irytacj�. � Daj� ci tylko taki przyk�ad. � A co z rezerw� paliwa? Macie do�� helu i deuteru, �eby polecie� na drug� planet� kolonialn�, a potem jeszcze wr�ci� na Ziemi�? Diego Sanigra zacz�� co� t�umaczy�. Nicholson nie przys�uchiwa� si� zbyt uwa�nie, b��dz�c wzrokiem po dusznym, zat�oczonym po- mieszczeniu. Na kosmodromie jedna ze zmian sko�czy�a w�a�nie prac�. W tych dniach McBoeingi odbywa�y niewiele lot�w. Na orbi- cie roz�adowywano zaledwie trzy frachtowce, a dow�dcy sze�ciu transportowc�w kolonizacyjnych wci�� czekali na decyzj� Rexrewa w sprawie pasa�er�w. Wi�kszo�� za��g kosmolot�w przychodzi�a do pracy tylko po to, �eby im p�niej nie odm�wiono wyp�aty. Ciekawe, jak zareagowali, gdy odebrano im nadliczb�wki, roz- my�la� Graeme. Mo�na by z tego u�o�y� interesuj�cy reporta�. Tutaj, w �Rozbitym Kontenerze", nie odczuwa�o si� tak wyra�- nie dramat�w rozgrywaj�cych si� w innych cz�ciach miasta. W tym peryferyjnym dystrykcie nikt nie buntowa� si� ani nie wznosi� gniew- nych okrzyk�w przeciwko zes�a�com czy gubernatorowi: w okoli- cy mieszka�y przewa�nie rodziny pracownik�w LDC. Wieczorem t�umnie zagl�dali tu ludzie chc�cy przy alkoholu zapomnie� o co- dziennych troskach. Kelnerki zwija�y si� mi�dzy stolikami jak w ukropie. Wentylatory obracaj�ce si� chy�o pod sufitem nie ra- dzi�y sobie z duchot�. Blok audio zacz�� szwankowa�: Graeme us�ysza�, jak muzy- ka zwalnia, a g�os piosenkarki pog��bia si� do groteskowego, baso- wego be�kotu. Potem jeszcze raz zmieni� barw�, przechodz�c tym razem w dziewcz�cy sopran. Zebrani wok� s�uchacze wybuchali �miechem, a jeden r�bn�� pi�ci� w urz�dzenie. Po chwili d�wi�ki wydobywaj�ce si� z kolumny zabrzmia�y znowu normalnie. Opodal przechodzi�a akurat przeurocza nastolatka w towarzy- stwie wysokiego m�czyzny. Jego twarz wyda�a si� Nicholsonowi dziwnie znajoma. W dziewczynie rozpozna� jedn� z tutejszych kelne- rek, aczkolwiek na ten wiecz�r w�o�y�a d�insy i zwyk�� bawe�nian� bluzeczk�. Za to jej kompan, dr�gal w �rednim wieku z kr�ciutk� br�dk� i ma�ym kucykiem, ubrany w szykown� sk�rzan� kurtk� i szare szorty, wygl�da� jak wykapany edenista. Szklanka wypad�a z odr�twia�ych palc�w Nicholsona, by roztrzas- ka� si� na drewnianej pod�odze. Piwo ochlapa�o mu buty i skarpetki. � Jasna cholera � wychrypia� przez �ci�ni�te gard�o. � Co z tob�, ch�opie? � Diego wygl�da� na zdenerwowane- go, �e przerwano mu w p� skargi. Graeme z trudem oderwa� wzrok od nowo przyby�ych. � Ee... nic mi nie jest � wyj�ka�. Dzi�ki Bogu, �e nikt nie zwr�ci� na niego uwagi. Zarumieniony, pochyli� si�, �eby pozbiera� kawa�ki szk�a. Kiedy si� wyprostowa�, podejrzana para dotar�a do barku. Up�yn�a kr�tka chwila, a jednak uda�o im si� ju� przecisn�� przez ci�b�. Cho� nie mog�o by� mowy o pomy�ce, Graeme poleci� nanosys- temowi uruchomi� w trybie nadrz�dno�ci wyszukiwark� progra- mow�. Z katalogu osobisto�ci �ycia publicznego wy�oni�a si� wizu- alizacja, kt�r� zapisa� do kom�rki pami�ciowej przed czterdziestu laty. Pasowa�a jak ula�. Laton! Porucznik Jenny Harris szarpn�a cuglami gniadosza, obje�- d�aj�c szerokim �ukiem wielkie drzewo kaltukowe. Jej jedyne do- �wiadczenia z ko�mi ogranicza�y si� do kursu dokszta�caj�cego i tygodnia sp�dzonego w siodle, kiedy przed pi�ciu laty ESA orga- nizowa�a na Kulu szkolenia z zakresu wykorzystania zast�pczych �rodk�w transportu. I oto do czego dosz�o: dowodzi�a ekspedycj� wojenn� w jednym z najdzikszych zak�tk�w d�ungli w dorzeczu Juliffe, staraj�c si� nie wpa�� na zbrojne oddzia�y wroga. Powr�ci�a na siod�o w niezbyt mi�ych okoliczno�ciach. Mia�a wra�enie, �e ko� wyczuwa jej udr�k�, trudno nim by�o kierowa�. Wystarczy�y trzy go- dziny jazdy, �eby mi�nie dolnej partii tu�owia zacz�y domaga� si� odpoczynku, r�ce zdr�twia�y, a otartym po�ladkom, przez chwil� wr�cz pozbawionym czucia, coraz bardziej dokucza� piek�cy b�l. Ciekawe, jak implanty daj� sobie rad� z tymi niewygodami? Neuronowy nanosystem uruchomi� program rozszerzonej analizy sensorycznej, poprawi� widzenie peryferyjne i przesun�� pr�g s�y- szalno�ci, badaj�c zbierane sygna�y w poszukiwaniu �lad�w ukryte- go wroga. Doprawdy, elektroniczna paranoja. Odk�d zeszli z pok�adu �Isakore", nic nie stanowi�o dla nich za- gro�enia, je�li nie liczy� sejasa, kt�ry jednak wola� nie rzuca� si� w pojedynk� na trzy konie. Z ty�u brn�li przez d�ungl� Dean Folan i Will Danza. Zastana- wia�a si�, jak sobie radz� ze zwierz�tami. �wiadomo��, �e j� os�a- niaj� dwaj �o�nierze z oddzia�u taktycznego brygady G66 nale��cej do Agencji, uspokaja�a nerwy skuteczniej ni� najlepszy program sty- mulacyjny. Sama otrzyma�a og�lne przeszkolenie z zakresu tajnej dzia�alno�ci w terenie, lecz oni zostali do niej dos�ownie stworzeni: odpowiednie po��czenie nanonicznych suplement�w i modyfikacji genetycznych uczyni�o z nich gro�ne maszyny do zabijania. Dean Folan by� spokojnym trzydziestokilkuletnim m�czyzn� o hebanowej sk�rze i tego rodzaju mi�kkich rysach, jakie spotyka�o si� u wi�kszo�ci ludzi genetycznie udoskonalonych. By� �redniego wzrostu, ale za to ko�czyny mia� tak d�ugie i krzepkie, i� w por�w- naniu z nimi tu��w wydawa� si� skarla�y. Jenny wiedzia�a, �e stoj� za tym wzmacniane mi�nie i ko�ci utwardzane w��knem krzemo- wym � specjalnie wyd�u�one, aby u�atwi� stosowanie d�wigni i da� wi�cej miejsca dla implant�w. Will Danza idealnie pasowa� do popularnego wyobra�enia o no- woczesnym �o�nierzu: dwadzie�cia pi�� lat, wysoki, barczysty, d�u- gie i pr�ne mi�nie. Genotyp dawnego pruskiego �o�nierza: blon- dyn, kulturalny, rzadko u�miechni�ty. Roztacza� wok� siebie niemal namacaln� aur� zagro�enia; z kim� takim nikt, cho�by najbardziej pi- jany, nie szuka� w barze zaczepki. Jenny podejrzewa�a, �e poczucie humoru jest mu obce, cho� z drugiej strony w ci�gu ostatnich trzech lat trzykrotnie bra� udzia� w tajnych misjach w terenie. Kiedy przygo- towywali wypraw� do d�ungli, przejrza�a plik z danymi na jego te- mat i musia�a przyzna�, �e by�y to ci�kie zadania: po jednej z akcji trafi� na osiem miesi�cy do szpitala, gdzie dos�ownie odbudowano go ze sklonowanych organ�w, ale te� otrzyma� Szmaragdow� Gwiazd� z r�k samego diuka Saliona, najstarszego kuzyna Alastaira II i prze- wodnicz�cego komisji bezpiecze�stwa Tajnej Rady Kulu. Podczas rejsu w g�r� rzeki nigdy o tym nie rozmawia�. Puszcza zacz�a z wolna zmienia� swe oblicze. Roz�o�yste, spl�- tane drzewa ust�powa�y miejsca wysokim, smuk�ym pniom z pi�ro- puszami puszystych li�ci wyrastaj�cych trzydzie�ci metr�w nad zie- mi�. Na dole p�o�y� si� zwarty kobierzec pn�czy, kt�re wi�y si� po drzewach prawie do po�owy ich wysoko�ci niczym sto�kowe, inkru- stowane kolumny. Widoczno�� wyra�nie si� polepszy�a, lecz konie musia�y wy�ej podnosi� kopyta. W g�rze pn�czaki przeskakiwa�y z pnia na pie� niewiarygodnymi susami, �migaj�c w stron� daj�cych im schronienie li�ci. A� dziw, �e nie zsuwa�y si� po �liskiej korze. Po kolejnych czterdziestu minutach dotarli nad brzeg strumyka. Jenny powoli i ostro�nie zsun�a si� z siod�a, �eby ko� m�g� spo- kojnie ugasi� pragnienie. W oddali dostrzeg�a stado danderil�w uciekaj�ce w podskokach od potoku, nad kt�rym unosi�a si� zwiew- na mgie�ka. Od zachodu nadci�ga�y bia�e ob�oki. Wiedzia�a, �e za godzin� b�dzie pada�. Dean Folan r�wnie� zeskoczy� na ziemi� i tylko Will Danza zo- sta� jeszcze w siodle, sk�d rozgl�da� si� uwa�nie po okolicy. Wszy- scy nosili identyczne oliwkowozielone jednocz�ciowe kombinezo- ny przeciwpociskowe, powleczone specjaln� warstw� izolacyjn� do rozpraszania �adunk�w energetycznych. Lekki, doskonale dopaso- wany do cia�a pancerz wy�o�ony by� od wewn�trz g�bk� chroni�c� sk�r�. Wplecione w tkanin� w��kna rozprowadzaj�ce ciep�o utrzy- mywa�y temperatur� cia�a na zadanym poziomie, co na Lalonde by�o prawdziwym b�ogos�awie�stwem. Trafienie pocisku uaktyw- nia�o umieszczone przy nadgarstkach generatory mikrowalencyjne, kt�re b�yskawicznie usztywnia�y tkanin� i rozprasza�y si�� uderze- niow�, chroni�c cia�o przed podziurawieniem w ogniu ci�g�ym (Jen- ny �a�owa�a tylko, �e nie chroni�y jej w siodle przed otarciami). Do pancerza dochodzi� jeszcze he�m pow�okowy, wykrojony z r�wn� precyzj� co reszta kombinezonu. Ca�y str�j nadawa� cz�owiekowi owadzi wygl�d, do czego przyczynia�y si� g��wnie szerokie so- czewki gogli i ma�e spiczaste wloty filtr�w powietrza. W ko�nierzu mie�ci� si� pier�cie� z sensorami optycznymi, po��czony z neurono- wym nanosystemem, dzi�ki czemu mogli widzie� to, co dzieje si� za nimi. System wielokrotnego wykorzystania tlenu pozwala� prze- �y� p� godziny pod wod�. Konie nie zra�a�y si� tym, �e kamienie w mulistym strumieniu oblepione s� wodorostami. Na widok zwierz�t gasz�cych pragnienie Jenny za��da�a napoju od he�mu pow�okowego. Ss�c zimny sok po- mara�czowy, za pomoc� bloku inercjalnego naprowadzania okre�la�a dok�adn� pozycj� oddzia�u. Kiedy Dean i Will zamienili si� rolami, zwr�ci�a si� datawizyj- nie do bloku nadawczo-odbiorczego w pancernym kombinezonie o otworzenie szyfrowanego kana�u ��czno�ci z Murphym Hewlet- tem. Po opuszczeniu �Isakore" komandosi z Si� Powietrznych roz- stali si� z grup� wys�an� przez ESA. Logika podpowiada�a, �e dzia�aj�c z osobna, maj� wi�ksz� szans� pochwyci� jednego z zase- kwestrowanych kolonist�w. � Zosta�o nam jeszcze osiem kilometr�w do Oconto � po- wiedzia�a. � �adnych �lad�w wroga ani ludno�ci tubylczej. � U mnie to samo � odpar� porucznik dowodz�cy komando- sami. � Jeste�my sze�� kilometr�w na po�udnie od was. Tylko my, jak te kurczaki, �azimy jeszcze po d�ungli. Nawet je�li nadz�r- ca z Oconto poprowadzi� pi��dziesi�ciu ludzi w po�cig za zes�a�ca- mi, to t�dy nie przechodzi�. Pi�tna�cie kilometr�w st�d jest niewiel- ka sawanna, a na niej blisko setka gospodarstw. Troch� tam pow�- szymy. Na kana� wdar�y si� szumy. Jenny natychmiast skonsultowa�a si� z uk�adem walki radioelektronicznej, lecz czujniki wskazywa�y brak aktywno�ci. Pewnie zak��cenia atmosferyczne. � W porz�dku, zbli�ymy si� do wioski � przekaza�a datawi- zyjnie. � Oby�my kogo� znale�li, zanim tam dotrzemy. � Zrozumia�em. Proponuj�, aby�my co p� godziny wymienia- li si� informacjami. Nie mo�na... � Jego g�os uton�� w�r�d trza- sk�w. � Cholera! Dean, Will, co� nas zag�usza! Dean sprawdzi� w�asny blok do prowadzenia walki radioelektro- nicznej. � Nie wykrywam aktywno�ci � oznajmi�. Jenny uspokoi�a konia, wsun�a stop� w strzemi� i przerzuci�a nog� przez siod�o. Opodal Will po�piesznie szed� w jej �lady. Ka�de z nich bada�o okoliczn� d�ungl�. Ko� Deana zar�a� nerwowo. Jenny szarpn�a za cugle, gdy jej wierzchowiec obr�ci� si� gwa�townie. � Oni tu s� � stwierdzi� Will beznami�tnym g�osem. � Gdzie? � zapyta�a Jenny. � Nie wiem, ale mam wra�enie, �e patrz� w nasz� stron�. Nie lubi� nas. Jenny powstrzyma�a si� od uszczypliwej uwagi. W takiej sytua- cji wola�aby nie polega� na �o�nierskich przeczuciach, aczkolwiek Will by� od niej du�o bardziej do�wiadczony w bezpo�redniej wal- ce. Szybka kontrola stanu urz�dze� technicznych wykaza�a, �e na razie �le dzia�a jedynie jej blok nadawczo-odbiorczy. Uk�ad walki radioelektronicznej uparcie milcza�. � W porz�dku � powiedzia�a. � Wszystko p�jdzie dobrze, je�li nie wpadniemy na ca�� zgraj�. Edeni�ci twierdzili, �e najsil- niejsi s� w grupie. Zabierajmy si� st�d! Mo�e w ko�cu wyjdziemy z tej strefy zak��ce�. Oni pewnie poruszaj� si� wolniej. � Dok�d teraz? �� zapyta� Dean. � Mimo wszystko chcia�abym dotrze� do wioski. Prosta droga nie b�dzie chyba bezpieczna, wi�c skierujemy si� na po�udniowy zach�d, a potem zatoczymy �uk do Oconto. Jakie� pytania? �ad- nych? W takim razie ty prowadzisz, Dean. Przeprawili si� z pluskiem przez rzeczk�. Wydawa�o si�, �e ko- nie z zadowoleniem opuszczaj� to miejsce. Z olstra przy kulbace Will Danza wyci�gn�� termoindukcyjny karabinek impulsowy i trzy- ma� go luf� do g�ry w zgi�ciu prawej r�ki. Datawizyjne informacje procesora celowniczego rejestrowa�y si� w jego umy�le niby cichy szum. Nie zwraca� na nie �wiadomej uwagi, stanowi�y rzecz tak normaln� jak spokojny ch�d konia czy blask s�o�ca; uzupe�nia�y jego �wiat. Jecha� na ko�cu trzyosobowego oddzia�u, sprawdzaj�c na bie- ��co obrazy przekazywane przez czujniki umieszczone z ty�u he�mu pow�okowego. Gdyby go spytano, dlaczego uwa�a, �e w pobli�u czai si� nieprzyjaciel, musia�by wzruszy� bezradnie ramionami. In- stynkt mia� na niego wp�yw r�wnie nieodparty, co zapach py�ku kwiatowego na pszczo�y. Wr�g gdzie� tu si� chowa�, gdzie� bardzo blisko, kimkolwiek by�. Lub czymkolwiek. Obr�ci� si� w siodle, nastawiaj�c implanry wzrokowe na maksy- malne powi�kszenie. Nie widzia� nic opr�cz smuk�ych, czarnych pni i sto�k�w zieleni u ich podstaw; przy niestabilnym wsp�czynniku powi�kszenia kontury drzew rozp�ywa�y si� w gor�cym powietrzu. Co� si� poruszy�o. Will niemal odruchowo strzeli� z karabinka impulsowego. W je- go polu widzenia zab�ys�y niebieskie ramki celownika, gdy pew- nym, p�ynnym ruchem opuszcza� luf� broni. Czerwone k�ko na- �o�y�o si� na �rodkowy prostok�t, a wtedy neuronowy nanosystem rozpocz�� pi��setstrza�ow� seri� w trybie wahad�owym. Impulsy indukcyjne szatkowa�y drzewa i krzaki. Fragment d�ungli zamkni�ty niebieskim prostok�tem migota� pomara�czo- wymi iskrami. Wszystko trwa�o dwie sekundy. � Na ziemi�! � przekaza� datawizyjnie Will. � Wr�g na godzinie czwartej. Zsun�� si� momentalnie z konia i wyl�dowa� na szerokich tr�j- k�tnych li�ciach. Dean i Jenny natychmiast poszli za jego przy- k�adem: przykucn�wszy, trzymali w pogotowiu karabinki termoin- dukcyjne. Wszyscy troje obr�cili si�, tak by ka�de mog�o pokry� ogniem inny wycinek d�ungli. � Co to by�o? � zapyta�a Jenny. � Zdaje si�, �e dw�ch namierzy�em. Will odtworzy� w pami�ci zapis zdarzenia. Co� jakby g�sty, czarny cie� wyskoczy�o zza drzewa, a potem rozdzieli�o si� na dwoje. Wtedy wystrzeli�... i nagranie sta�o si� niewyra�ne. Czarne kszta�ty nie chcia�y si� wyostrzy�, cho� uruchamia� najlepsze pro- gramy rozpoznawania obrazu. Nie przypomina�y sejas�w rozmiara- mi. I posuwa�y si� w jego stron�, szukaj�c kryj�wek za krzaczasty- mi podstawami drzew. Patrzy� na nich z podziwem. Byli naprawd� dobrzy. � Co teraz? � spyta� datawizyjnie. Nikt mu nie odpowie- dzia�. � Co teraz? � powt�rzy� na g�os. � Rozpoznanie i ocena sytuacji. � Jenny nagle u�wiadomi�a sobie, �e nawet datawizyjne przekazy na blisk� odleg�o�� s� ju� niemo�liwe. � Nie wyszli�my jeszcze z tej strefy zak��ce�. Raptem w g�rze da� si� zauwa�y� pomara�czowy b�ysk, kt�re- mu nie towarzyszy� �aden odg�os. Trzecia cz�� rosn�cego dziesi�� metr�w dalej drzewa zacz�a si� wolno pochyla�, przy czym w miej- scu z�amania po pniu pozosta�y d�ugie, zw�glone drzazgi. Kiedy pa- daj�ce drzewo osi�gn�o poziome po�o�enie, g�ste pierzaste li�cie zaj�y si� ogniem. Chwil� skwiercza�y, puszczaj�c k��by szaronie- bieskiego dymu, by pa�� pastw� strzelaj�cych p�omieni. Z po�ogi wyskoczy�y, piszcz�c z b�lu, dwa paskudnie poparzone pn�czaki. Zanim drzewo trzasn�o o ziemi�, �ar�oczne p�omienie trawi�y ju� ca�� koron�. Konie stawa�y d�ba z trwo�nym kwiczeniem, lecz dzi�ki nie- przeci�tnej sile �o�nierze dawali sobie z nimi rad�. Jenny przewi- dywa�a trudno�ci, jakich mog�y im jeszcze przysporzy�. Neurono- wy nanosystem informowa�, �e czujniki kombinezonu zarejestro- wa�y promie� masera, kt�ry trafi� w drzewo i spowodowa� jego p�kni�cie. Nie wykry� jednak wi�zki energii odpowiedzialnej za podpalenie. Czujniki Deana r�wnie� wy�ledzi�y promie� masera. �o�nierz odda� seri� pi��dziesi�ciu strza��w w stron� jego �r�d�a. Od�amany czub drzewa dopali� si� z sykiem. Pozosta�a po nim kupa popio�u obok nagiego, stercz�cego do g�ry kikuta. W szero- kim kr�gu tli�y si� sczernia�e naziemne pn�cza. � Do diab�a, co to by�o? � zdziwi� si� Dean. � Brak danych � odpar�a Jenny. � Ale nie chcia�abym tym oberwa�. Bia�e �wiat�a pomkn�y ku koronom pobliskich drzew niczym l�ni�ce banieczki jakiej� przedziwnej astralnej cieczy. P�kaj�ca ko- ra odpada�a d�ugimi p�atami, a gdzie obna�one drewno zajmowa�o si� ogniem, tam z ka�d� chwil� gwa�towniejsze p�omienie rycza�y jak w piecu hutniczym. Wok� agent�w ESA wyros�o dwana�cie ol- brzymich pochodni o�lepiaj�cego blasku. Implanty siatk�wkowe Jenny pr�bowa�y poradzi� sobie z zale- wem foton�w. Ko� usi�owa� si� wyrwa�: znowu stawa� d�ba, wygi- na� szyj� i macha� przednimi kopytami niebezpiecznie blisko jej g�owy. Oczy zwierz�cia b�yszcza�y przera�eniem. Toczy�o z pyska pian�, kt�ra kapa�a na jej kombinezon. � Ratujcie sprz�t! � krzykn�a. � Nie upilnujemy koni w tym piekle! Will us�ysza� rozkaz Jenny, kiedy jego wierzchowiec zacz�� wierzga�, celuj�c tylnymi nogami w wyimaginowanych wrog�w. Will zacisn�� d�o� w pi�� i zdzieli� zwierz� mi�dzy oczy. Znieru- chomia�o na moment w niepomiernym zdumieniu, po czym zako- �ysa�o si� wolno i run�o na ziemi�. Jedno z p�on�cych drzew za- skrzypia�o z�owieszczo i zacz�o si� szybko pochyla�. Przygniot�o konia, �ami�c mu nogi i �ebra, wpalaj�c si� w trzewia. Znad cia�a podnios�a si� chmura t�ustego dymu. Will przyskoczy� i szarpn�� za troki przy siodle. Kombinezon przes�a� do neuronowego nanosyste- mu zbi�r datawizyjnych ostrze�e�, gdy zewn�trzn� pow�ok� zaata- kowa�a fala gor�ca. Nad g�owami szybowa�y kule pomara�czowego ognia, wyp�- dzaj�c z ga��zi czarne niewyra�ne istoty: pn�czaki gin�y w trakcie ucieczki, kiedy ich gniazda zamienia�y si� w popi�. Na ziemi� spa- da�y poparzone cia�a, niekt�re drgaj�ce jeszcze w agonii. Dean i Jenny nadal m�czyli si� z ko�mi, z�orzecz�c na czym �wiat stoi. Kombinezon Willa wyda� ostrzegawczy d�wi�k, kiedy ilo�� doprowadzanego ciep�a zacz�a osi�ga� pu�ap wytrzyma�o�ci materia�u. Poradzi� sobie wreszcie z trokami i odskoczy�, chroni�c w ramionach torby ze sprz�tem. Warstwa radiacyjna kombinezonu, wypromieniowuj�c nadmiar ciep�a, jarzy�a si� wi�niow� czerwie- ni�. Spod st�p ulatywa�y smu�ki dymu. Wali�y si� kolejne drzewa, po�erane przez p�omienie ze zdumie- waj�c� pr�dko�ci�. Na jedn� upiorn� chwil� �o�nierze zostali kom- pletnie odci�ci od �wiata �cian� �mierciono�nego, dziwnie bia�ego ognia. Jenny zdj�a z konia torby ze sprz�tem i pu�ci�a uzd�. Pogalopo- wa� na o�lep przed siebie, o w�os unikaj�c padaj�cego drzewa. Jeden z p�on�cych pn�czak�w wyl�dowa� mu jeszcze na grzbiecie, zanim z �a�osnym kwikiem wpad� w p�omienie. Wywr�ci� si�, spr�bowa� nieudolnie powsta�, lecz po chwili osun�� si� bezw�adnie na ziemi�. Teren p�on�� w kr�gu o �rednicy stu metr�w i tylko w samym �rodku pozosta�o nieco wolnej przestrzeni. Jenny, Dean i Will przy- padli do siebie, gdy �ama�y si� dwa ostatnie drzewa. Po�oga obej- mowa�a zaro�la, z kt�rych strzela�y ��te j�zyki ognia i unosi�y si� k��by sinego dymu. Jenny przyci�gn�a torby i przetestowa�a urz�dzenia. Niedobrze: blok naprowadzaj�cy przekazywa� b��dne dane, a laserowy odleg- �o�ciomierz kombinezonu podawa� niedok�adne odczyty. Pole za- k��caj�ce by�o coraz silniejsze. A je�li wierzy� zewn�trznym czuj- nikom temperatury, to bez kombinezon�w z warstw� rozpraszaj�c� ciep�o �ywcem by si� upiekli. �cisn�a mocniej karabinek impulsowy. � Jak tylko opadn� p�omienie, pokrywamy ogniem zaporo- wym okolic� w promieniu czterystu metr�w. Przyjmiemy ich regu- �y walki. Pokazali nam, co potrafi�, teraz nasza kolej. � W porz�dku � odpar� Will weselszym tonem. Wygrzeba�a z torby jedn� z kulistych wysoko wydajnych baterii, by po��czy� j� skr�canym kablem z kolb� karabinka. Will i Dean robili dok�adnie to samo. � Gotowi? � zapyta�a. P�omienie skaka�y ju� tylko na kilka metr�w w g�r�. Powy�ej k��bi�y si� w powietrzu p�atki popio�u, przy�miewaj�c s�o�ce. � No to do dzie�a! Stan�li w tr�jk�cie rami� przy ramieniu, a nast�pnie otworzyli ogie� z karabink�w impulsowych, kt�re wystrzeliwa�y dwie�cie pi��dziesi�t niewidzialnych, �mierciono�nych �adunk�w na sekun- d�. Procesory celownicze tak dobiera�y parametry ostrza�u, aby po- la ra�enia ka�dego z trzech karabink�w nachodzi�y na siebie. Mi�- nie sterowane sygna�ami neuronowych nanosystem�w precyzyjnie przesuwa�y bro�, by sia�a maksymalne zniszczenie. Ziemia w spopielonym kr�gu zn�w cierpia�a katusze, wkr�tce jednak ogie� zacz�� si� w�era� w rosn�c� dalej ro�linno��. Na pniach drzew i spl�tanych �odygach pn�czy rozb�yskiwa�y o�lepiaj�ce po- mara�czowe gwiazdki � spija�y z nich najpierw wszelk� wilgo�, a p�niej je podpala�y. Pocz�tkowy szmer wybuch�w szybko prze- szed� w huraganowy grzmot, gdy karabinki bezlito�nie pustoszy�y okolic�. � Sma�cie si�, �ajdaki! � krzycza� Will z uniesieniem. � Ma- cie tu ode mnie! Po�ar szala� w ca�ej d�ungli, tocz�c si� �ywio�owo w g��b lasu. Pn�czaki zn�w pada�y g�stym trupem, zeskakuj�c z drzew prosto w obj�cia p�omieni. Neuronowy nanosystem powiadomi� Deana, �e jego bro� zacina si� za ka�dym razem, kiedy lufa mierzy w pewnym okre�lonym kie- runku. Cofn�� j� i przytrzyma�. Szybko�� strzelania spad�a do pi�ciu �adunk�w na sekund�. � Cholera! Jenny, to ich pole zak��ca prac� procesora celowni- czego w moim karabinku! � Poczekaj, przejm� tw�j odcinek. Odebra�a datawizyjnie wsp�rz�dne od Deana: komunikowanie si� nie sprawia�o im ju� k�opot�w. Kiedy skierowa�a karabinek im- pulsowy na wybrany cel, wydajno�� broni spad�a niemal natych- miast, za to urz�dzenia kombinezonu znowu dzia�a�y. � Jezu, nie spotka�am si� nigdy z tak dziwnym zak��caniem. � Mog� was wesprze� � zaofiarowa� si� Wil�. � Nie trzeba. We�miemy si� za nich, tylko najpierw sko�czmy ten ostrza�. Zaj�a si� ponownie w�asnym odcinkiem. Na widok przewa- laj�cej si� nad d�ungl� nawa�y morderczych p�omieni jej serce wez- bra�o dzikim entuzjazmem. Wpada�a w jaki� niebezpieczny trans; si� dodawa�a jej �wiadomo��, �e mo�e przywo�a� na swe rozkazy tak straszn� pot�g�. Musia�a poleci� nanosystemowi, aby uruchomi� program uspokajaj�cy, kt�ry od razu zmniejszy� wydzielanie do krwi naturalnej adrenaliny. Ostrza� zosta� zako�czony i jej cia�o mog�o och�on��. Nadal jednak czu�a si� wy�mienicie. Sto dwadzie�cia metr�w od nich ogromny po�ar trawi� las. � Dobra, zdradzili swoj� pozycj� � powiedzia�a. � Dean, Will, szykujcie karabiny magnetyczne. Pociski od�amkowe i wybu- chowe na przemian w proporcji sze��dziesi�t do czterdziestu. Will u�miechn�� si� zab�jczo pod mask� he�mu pow�okowego, schylaj�c si� ochoczo po bro� wi�kszego kalibru. Ciemnoszara lufa karabinu mia�a p�tora metra d�ugo�ci przy wadze trzydziestu kilo- gram�w, podni�s� j� jednak, jakby by�a wykonana ze styropianu. Sprawdzi�, czy rurka zasilaj�ca po��czona jest z kanciast� skrzynk� zasobnika, przekaza� datawizyjnie proporcj� strzelania i skierowa� luf� w �rodek jaskrawych p�omieni. Obok niego Dean trzyma� w go- towo�ci w�asny karabin. Jenny tymczasem posy�a�a w ogie� kr�tkie serie z karabinka im- pulsowego, aby ustali� dok�adne po�o�enie i rozmiary martwej stre- fy. Wystarczy�o zapami�ta�, kiedy bro� odmawia pos�usze�stwa. Przekaza�a kolegom wsp�rz�dne owalnej powierzchni d�ugo�ci pi��dziesi�ciu metr�w i odleg�ej od nich o sto trzydzie�ci metr�w. � Sto pi��dziesi�t procent pokrycia � nakaza�a. � Ognia! Z podziwem patrzy�a, jak �o�nierze obchodz� si� z broni�. Ka- rabiny magnetyczne wystrzeliwa�y dziesi�� pocisk�w na sekund� � pocisk�w opuszczaj�cych luf� pi�� razy szybciej od pr�dko�ci d�wi�ku. Mimo to prawie si� nie ruszali, cho� odrzut by� silny: ki- wali si� tylko nieznacznie na boki. W�tpi�a, czy jej wzmacniane mi�nie sprosta�yby podobnemu wyzwaniu. Poza �cian� p�omieni powsta�� po poprzednim ostrzale rozleg�a po�a� nie tkni�tej d�ungli eksplodowa�a w�r�d pirotechnicznych fa- jerwerk�w. Detonacje szrapneli pi�� metr�w nad ziemi� uwalnia�y setki tysi�cy ostrych lotek z w�gla krystalicznego, kt�re ci�y po- wietrze z nadd�wi�kow� pr�dko�ci�, ostre niczym skalpele, tward- sze od diamentu. Drzewa, kt�re przetrwa�y wcze�niejszy kataklizm, teraz pada�y pastw� nowego �ywio�u, szatkowane przez w�ciek�e roje w�glowych od�amk�w. �mierciono�ne drzazgi fruwa�y niczym chmury konfetti porwane huraganem. Reszta szrapneli pada�a na ziemi�, siek�c spl�tan� g�stw� pn�- czy i wk�uwaj�c si� na trzydzie�ci-czterdzie�ci centymetr�w w roz- mi�k�� gleb�. Nie mia�y jednak czasu osi���: z g�ry posypa�y si� pociski energetyczne, eksploduj�c dziko w�r�d o�lepiaj�cych jono- wych rozb�ysk�w. Czarna ziemia wyrywa�a si� wysoko w omroczo- ne popio�em niebo. Tworzy�y si� dwumetrowe kratery o stromych �cianach, a grunt gdzieniegdzie falowa� jak wzburzone morze. Na widok tej scenerii zniszczenia trudno by�oby uwierzy�, �e prze�y� cho�by jeden owad, nie m�wi�c ju� o wi�kszych zwie- rz�tach. Agenci ESA przebijali wzrokiem gasn�ce p�omienie, patrz�c, jak ciemna chmura grudek ziemi i kawa�k�w drzewa przes�ania s�o�ce. Nanosystem Jenny uruchomi� seri� program�w diagnostycznych, testuj�c urz�dzenia kombinezonu. � No, wreszcie ust�pi�o to pole zak��ce� elektronicznych � stwierdzi�a lekko dr��cym g�osem, wci�� pod wra�eniem niszczy- cielskich si�, jakie wyzwoli�a. � Zdaje si�, �e dostali za swoje. � O czym wszyscy wiedz� � doda� Dean beznami�tnie. � Po�ar wida� by�o w po�owie drogi st�d do Durringham. Pewnie ci�gn� tu ju� ca�e zast�py wroga. � Masz racj�. � Wci�� tam s� � obwie�ci� Will. � Co takiego?! � zdumia� si� Dean. � Chyba� oszala�! Nikt by nie przetrzyma� takiej kanonady, nawet wojenny mechanoid szturmowy. Wys�ali�my drani do diab�a. � M�wi� serio, ci�gle tam s� � upiera� si� Will. Sprawia� wra�enie podenerwowanego, co nigdy przedtem mu si� nie zda- rza�o. Ch��d bij�cy od tych s��w zdawa� si� przenika� wygodn� izola- cj� kombinezonu Jenny. Co� j� przekonywa�o, �e Will ma jednak racj�. � Je�li kto� tam jeszcze �yje, to nawet lepiej � powiedzia�a. � Nadal chc� wzi�� je�ca dla Hiltcha. Chod�my st�d. I tak musimy zorientowa� si� w sytuacji. Jak b�dziemy marudzi�, to zd��� si� przegrupowa�. Szybko rozdzielili mi�dzy siebie reszt� amunicji, baterie wyci�g- ni�te z work�w oraz podstawowe zestawy ratunkowe. Ka�de z nich trzyma�o w r�ku karabinek impulsowy, a Will i Dean bez s�owa sprzeciwu wsparli na ramionach lufy karabin�w magnetycznych. Jenny ruszy�a przodem, przemierzaj�c ra�nym krokiem tl�ce si� pozosta�o�ci d�ungli w stron� terenu zbombardowanego pociskami z ci�kiej broni. Czu�a si� jak cel na strzelnicy. Ogie� dogasa�, gdy� wszystko ju� si� spali�o, cho� w dali dostrzegali jeszcze tu i �wdzie, jak p�omienie trawi� krzaki i pn�cza. Znajdowali si� po�rodku nie- spe�na kilometrowej polany, jako jedyne kolorowe punkciki na tym obszarze. Wszystko poza nimi by�o czarne: skrusza�e ro�liny pod nogami, dziesi�ciometrowe kikuty drzew spalonych przez naturalny ogie� (w odr�nieniu od bia�ego, kt�rym pos�ugiwali si� wrogowie). Jak okiem si�gn��, ziemi� za�ciela�y setki usma�onych pn�czak�w i innych mniejszych zwierz�t; w�r�d nich zauwa�yli potwornie znie- kszta�cone �cierwo jednego z koni. W powietrzu unosi�y si� roje sza- rych drobinek. Jenny przes�a�a do bloku nadawczo-odbiorczego polecenie otwo- rzenia kana�u ��czno�ci z Murphym Hewlettem. Zdziwi�a si�, gdy zg�osi� si� od razu. � Na Boga, Jenny, co si� sta�o? Nie mogli�my z�apa� kontak- tu, a potem zobaczyli�my �un�. To musia�o by� piek�o, nie walka! Co z wami? � Nic nam nie jest, ale stracili�my konie. My�l�, �e nieprzyja- ciel poni�s� pewne straty. � Pewne straty? � Murphy, miej si� na baczno�ci przed bia�ym ogniem. Na ra- zie u�yli go tylko do podpalenia lasu, lecz nasze czujniki nie s� w stanie powiedzie�, jak kieruj� tym �wi�stwem. Ogie� pojawia si� po prostu znik�d. Ale przedtem uderz� w ciebie polem zak��ce�. Moja rada jest taka: je�li zaczn� wam wysiada� urz�dzenia elektro- niczne, natychmiast ostrzelajcie ca�� okolic�. Tylko tak ich wymie- ciecie. � Chryste, z czym my walczymy? Najpierw ten ko�owiec-wid- mo, teraz niewykrywalna bro�. � Nie wiem, ale zamierzam si� dowiedzie�. � Zaskoczy�a j� w�asna determinacja. � Potrzebujecie wsparcia? Jeste�cie bardzo daleko od statku. � Uwa�am, �e nie powinni�my si� ��czy�. Osobno mamy wi�- ksz� szans� osi�gn�� cel misji. W tej kwestii nic si� nie zmieni�o. � W porz�dku, ale gdyby przyparli was do muru, to jeste�my pod r�k�. � Dzi�ki. S�uchaj, Murphy, nie zamierzam w��czy� si� po d�ungli, gdy zapadn� ciemno�ci. Cholera, nawet za dnia nie wida�, jak nadchodz�. � To najrozs�dniejsza decyzja, jak� dzi� od ciebie us�ysza�em. Skonsultowa�a si� z neuronowym nanosystemem. � Zosta�o siedem godzin do zmroku. Proponuj�, aby�my spo- tkali si� na pok�adzie �Isakore" dok�adnie za sze�� godzin. Nawet je�li nie schwytamy je�ca i nie dowiemy si�, co tu si�, u diab�a, wy- prawia, mo�emy na spokojnie przeanalizowa� sytuacj�. � Zgadzam si�. � Jenny! � Dean nagli� j� opanowanym g�osem. � Jeszcze si� odezw� � powiedzia�a do Murphy'ego. Dotarli na skraj obszaru zasypanego pociskami z karabin�w. Tutaj nie przetrwa�y nawet kikuty drzew. Kratery zachodzi�y jeden na drugi, tworz�c pos�pny krajobraz zdradliwych jam i sto�k�w; z wi�kszo�ci obna�onych usypisk stercza�y w niebo poskr�cane, br�zowe korzenie. D�ugie ob�oki pary, niczym lataj�ce robaki, snu- �y si� z wolna wok� kruchych wynios�o�ci i wkrada�y do dziur, gdzie gromadzi�y si� na dnie w postaci g�stej zawiesinW. Jenny patrzy�a, jak w pewnej odleg�o�ci wygrzebuj� si� z jamy trzej ludzie, szukaj�c na czworakach twardego gruntu. Pomagali so- bie wzajemnie, a czasem czo�gali si� na brzuchu, kiedy ziemia by�a wyj�tkowo sypka. Ich widok przej�� Jenny tym samym t�pym zdumieniem co wi- dok nieziemskiego statku ko�owego, kt�ry spotkali na rzece. Sze��dziesi�t metr�w od agent�w ESA nieznajomi dotarli wresz- cie na r�wny grunt. Podnie�li si�. Dwaj wygl�dali jak wykapani ko- loni�ci: farmerki, grube flanelowe koszule robocze i bujne brody. Trzeci ubra� si� w antyczny mundur koloru khaki; nosi� workowa- te spodnie owi�zane w �ydkach paskami z ��tego materia�u; przy br�zowym sk�rzanym pasie b�yszcza�a kabura na pistolet. Jegomo�� za�o�y� na g�ow� blaszany he�m z pi�ciocentymetrowym rondem. Niemo�liwe, �eby ktokolwiek prze�y�, a jednak... w�a�nie ma- szerowali ku ocala�ym. Przez jedn� straszn� chwil� Jenny zastana- wia�a si�, czy przypadkiem pole zak��caj�ce nie wygra�o z ich tech- nik�, �aduj�c halucynacje wprost do neuronowych nanosystem�w. Przez p� minuty obie strony mierzy�y si� uwa�nym spojrzeniem. Nale��cy do Jenny blok do walki radioelektronicznej doni�s� o rosn�cych szumach w pa�mie datawizyjnym kr�tkiego zasi�gu. Czar prysn��. � Dobra, bierzmy si� za nich! � zakomenderowa�a. Zacz�li okr��a� m�czyzn wzd�u� skraju strefy najwi�kszych zniszcze�. Obcy przygl�dali si� temu w milczeniu. � Chcesz wszystkich? � zapyta� Will. � Wystarczy jeden. Ten �o�nierz musi by� wyposa�ony w naj- pot�niejszy sprz�t zak��caj�cy, skoro mo�e osi�gn�� tego rodzaju efekt maskuj�cy. Je�li damy rad�, to jego w�a�nie schwytamy. � My�la�em, �e kombinezony kameleonowe wtapiaj� si� w otoczenie � mrukn�� Dean. � Nie wiadomo, czy to w og�le ludzie � doda� Will. � Mo�e to ksenobionty, kt�re ich udaj�? Pami�tajcie o tamtym ko�owcu. Jenny postanowi�a omie�� �o�nierza promieniem laserowego od- leg�o�ciomierza; odczyt powinien zawiera� rzeczywisty kontur prze- ciwnika z dok�adno�ci� do p� milimetra. Z boku he�mu pow�oko- wego wystrzeli�a niebieska wi�zka, lecz zamiast obrysowa� posta� �o�nierza, kilka metr�w przed nim rozproszy�a si�, tworz�c turku- sow� mgie�k�. Po sekundzie modu� odleg�o�ciomierza wysiad� na do- bre. Nanosystem informowa�, �e ca�e urz�dzenie nie dzia�a. � Widzieli�cie? � zapyta�a. Pokonali ju� trzeci� cz�� drogi. � Widzia�em � burkn�� Will. � To ksenobionty. Bo czemu kto� mia�by ukrywa� sw�j wygl�d? Narasta�y zak��cenia w pa�mie datawizyjnym. Jenny zauwa- �y�a, �e �o�nierz odpina guziczek kabury. � St�j! � Jej g�os wydoby� si� z hukiem z zewn�trznego g�o�- nika bloku nadawczo-odbiorczego. � Wszyscy trzej jeste�cie aresztowani. Po��cie r�ce na karku i nie wykonujcie �adnych ruch�w. M�czy�ni odwr�cili si� nieznacznie, skupiaj�c na niej wzrok. Neuronowy nanosystem zacz�� informowa� Jenny o usterkach w po- �owie urz�dze� elektronicznych kombinezonu. � Chrzani� to! Musimy ich rozdzieli�, nawet w tr�jk� s� zbyt silni. Will, jeden pocisk wybuchowy. Pi�� metr�w przed nimi. � Za blisko � rzek� Dean z obaw�, kiedy Will sk�ada� si� do strza�u. � Zgin�. � Przetrwali pierwsz� kanonad� � przypomnia�a mu Jenny. Will strzeli�. W powietrze poderwa�a si� chmura kurzu i ziemi wraz z bia�o-niebiesk� kul� ognia. Fala uderzeniowa wyg�adzi�a kilka najbli�szych kopc�w. Tym razem nanosystem poinformowa� Jenny, �e urz�dzenia elek- troniczne zaczynaj� funkcjonowa� prawid�owo. Lecz gdy ziemia opad�a, okaza�o si�, �e trzej m�czy�ni stoj� pewnie na swoim miej- scu. W pasmo datawizyjne wkrad� si� cichy �wist, kt�rego neurono- wy nanosystem nie potrafi� odfiltrowa�. � Jeden metr! � warkn�a. � Strzelaj. Zatoczyli si� gwa�townie wskutek eksplozji, machaj�c r�kami dla zachowania r�wnowagi. Kt�ry� upad� na kolana. Po raz pierw- szy nast�pi�a reakcja z ich strony: jeden z �farmer�w" wygra�a� im gniewnie. Twarz mia� czarn�, ale nie da�o si� stwierdzi�, czy zo- sta�a obsypana ziemi�, czy spalona od gor�ca. � Nie przestawaj strzela�! Nie mog� znowu zej�� si� razem! � krzykn�a do Willa. � A teraz biegiem! Wok� tr�jki m�czyzn z hukiem detonowa�y �adunki. Will u�y- wa� karabinu magnetycznego w ten sam spos�b, co oddzia� policji pacyfikuj�cy t�um armatki wodnej. Wybuchy, kt�re zwyk�ego cz�o- wieka rozerwa�yby na strz�py, im nie wyrz�dza�y wi�kszej krzyw- dy � najwy�ej padali na plecy. Kusi�o go, �eby jednego z nich tra- fi� bezpo�rednio, tak dla sprawdzenia, co si� stanie. Budzili w nim strach. Jenny p�dzi�a co tchu po zw�glonych pn�czach. Sprz�t i karabi- nek impulsowy wa�y�y tyle co nic, wzmacniane mi�nie radzi�y so- bie bez problemu z takim obci��eniem. Will spisywa� si� �wietnie, oddzieli� od grupy owego �farmera", kt�ry wcze�niej krzycza�. Ob- r�ci�a karabinek impulsowy i wymierzy�a w lew� gole� farmera, gdy neuronowy nanosystem uwzgl�dnia� w poprawce gwa�towne ruchy jej cia�a. Gdyby zdo�ali go obezw�adni�, pozosta�ych dw�ch odp�dziliby albo zabili. Przypalona rana po odci�tej stopie nie by- �aby przecie� �miertelna. Nanosystem zainicjowa� pojedyncze naci�ni�cie spustu. Do- strzeg�a go�ym okiem impuls indukcyjny. Rzecz najzupe�niej nie- mo�liwa, m�wi� zdrowy rozs�dek. Tym niemniej zmaterializowa�a si� przed ni� wiotka fioletowa linia, kt�ra trafi�a farmera w kostk� i rozesz�a si� na boki, posy�aj�c po nodze �wietliste wici. M�czy- zna wrzasn�� przera�liwie i pad� plackiem na ziemi�. � Dean, zajmij si� nim! � rozkaza�a. � Chc� go mie� w jed- nym kawa�ku. Ja z Willem odp�dz� pozosta�ych. Kiedy przesta�a biec, podzia�ka celownika w karabinku usta- wi�a si� na �o�nierzu. Mierzy� do niej z rewolweru. Strzelili r�wno- cze�nie. Jenny zobaczy�a b�yszcz�ce purpurowe wst�gi, owini�te wok� elegancko wyprasowanego munduru. �o�nierz podskoczy� jak ra- �ony pr�dem elektrycznym. Lecz i j� trafi�a kula, do, tego z si�� po- cisku kinetycznego wystrzelonego przez karabin magnetyczny. Kombinezon momentalnie zesztywnia�. Jenny wykona�a chaotycz- ne salto, podczas kt�rego pasy szarego nieba i czarnej ziemi zle- wa�y si� w jeden rozmyty obraz. Na chwil� straci�a s�uch. Kiedy upad�a ci�ko, kombinezon zn�w si� uelastyczni�. Potoczy�a si� jeszcze kilka metr�w, obijaj�c bole�nie �okcie i kolana. Trzy metry dalej hucza� karabin magnetyczny. Will sta� nie- wzruszenie w niewielkim rozkroku � ko�ysa� si� tylko z lekka w biodrach, ostrzeliwuj�c wrog�w �adunkami wybuchowymi. Jenny stan�a oci�ale na nogach. Pi��dziesi�t metr�w od siebie zobaczy�a �o�nierza i jednego z farmer�w. Nie odwracali twarzy od Willa, lecz cofali si� w gwa�townych odskokach, odganiani wybu- chami pocisk�w. Na szcz�cie podczas upadku karabinek nie wyle- cia� jej z r�ki, wi�c znowu wycelowa�a w przeciwnik�w. L�ni�ce purpurowe linie raz jeszcze oplot�y �o�nierza. Uni�s� d�onie, jakby broni� si� fizycznie przed pot�nymi impulsami energii. Nagle on i farmer spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Musia�y pa�� jakie� s�owa, poniewa� obaj odwr�cili si� i pognali w stron� odleg�ego o osiemdziesi�t metr�w obrze�a d�ungli. Dean Folan odrzuci� karabin magnetyczny i plecak, dzi�ki czemu zdo�a� pokona� trzydzie�ci metr�w w dwie i p� sekundy. W tym czasie dwukrotnie strzeli� z karabinka. Promienie rozerwa�y si� na ja- skrawe purpurowe wst�gi, kt�re powali�y farmera. Skoro jego prze- ciwnik zosta� znokautowany, Dean przydusi� go do ziemi po spekta- kularnym pi�ciometrowym susie. Sama waga jego cia�a wraz z kom- binezonem i sprz�tem powinna w�a�ciwie zako�czy� spraw�, lecz m�czyzna b�yskawicznie zacz�� si� podnosi�. Z gard�a Deana wydo- by� si� j�k zaskoczenia, gdy zosta� uniesiony w powietrze. Chcia� chwytem zapa�niczym zad�awi� farmera, lecz ten zmusi� go do roz- warcia ramion. Upad� na plecy, a m�czyzna, stan�wszy nad nim, da� mu pot�nego kopniaka w �ebra. Kombinezon Deana zesztywnia�, jednak si�a ciosu przewr�ci�a go na brzuch. Farmer musia� by� two- rem zbudowanym wy��cznie ze wzmacnianych mi�ni! Neuronowy nanosystem prze��czy� rutynowe programy walki w tryb nadrz�dno- �ci. Dean poderwa� karabinek, lecz nast�pne kopni�cie buta by�o tak silne, �e p�k�a obudowa. Zd��y� jednak podci�� drug� nog� prze- ciwnika, kt�ry run�� na ziemi�. Gdzie� niedaleko karabin magnetyczny wystrzeliwa� z ha�asem pociski wybuchowe. Obaj przyczaili si� na zgi�tych kolanach, po czym rzucili do ata- ku. Dean zrozumia�, �e po raz drugi przegrywa. Po zderzeniu z far- merem odbi� si� i zatoczy� do ty�u, z trudem utrzymuj�c r�wnowa- g�. Spad�y na niego r�ce z si�� hydraulicznych taran�w. Neuronowy nanosystem zrewidowa� taktyk�, informuj�c go, �e fizycznie jest du�o s�abszy od swego przeciwnika. Odchyli� si� wi�c do ty�u i po- ci�gn�� farmera za sob�, a potem uni�s� nog� i wpar� j� w jego brzuch. Klasyka d�udo. Napastnik przelecia� �ukiem w powietrzu, warcz�c ze z�o�ci. Dean si�gn�� po n� rozszczepieniowy z dwu- dziestocentymetrowym ostrzem i odwr�ci� si� w sam� por�, �eby* stan�� do dalszej walki z nacieraj�cym farmerem. Trafi� ostrzem w jego prawe przedrami�. N� rozci�� materia� r�kawa, lecz ��te �wiat�o przygas�o: prze�lizgn�o si� tylko po sk�rze, zadaj�c farme- rowi niegro�n� powierzchown� ran�. Dean patrzy� na w�sk� blizn� w os�upieniu i trwodze. Will mia� racj�, to musia� by� ksenobiont. Na oczach �o�nierza sk�ra na przed- ramieniu napastnika zafalowa�a, a szrama znik�a. Farmer za�mia� si� jadowicie, szczerz�c bia�e z�by w ub�oconej twarzy. Ruszy� w stron� Deana, unosz�c gro�nie ramiona, ten jednak wszed� w ob- j�cia i rozkaza� kombinezonowi stwardnie� wok� tu�owia. Far- mer zamkn�� go w nied�wiedzim u�cisku. W��kna kompozytowe, usztywnione przez wbudowane w kombinezon generatory mikro- walencyjne, trzeszcza�y z�owieszczo, kiedy ramiona farmera zwi�k- sza�y nacisk. P�k�o kilka blok�w z wyposa�enia Deana. Instynkt nakaza� mu wy��czy� zasilanie no�a rozszczepieniowego, kt�rego diabelnie ostra klinga pozosta�a czarna i matowa. Wrogowie mieli prawdopodobnie zdolno�� kontrolowania i blokowania wszelkiego rodzaju obwod�w elektrycznych. Mo�e gdyby nie dostarczy� do no�a energii... Dean przysun�� jego czubek pod szcz�k� farmera. � Leczysz rany na r�kach, ale czy z�o�ysz do kupy rozer�ni�ty m�zg? � Docisn�� nieznacznie n�, a� wok� czubka zebra�a si� kropla krwi. � Chcesz spr�bowa�? Farmer sykn�� z gniewem, ale uwolni� Deana z u�cisku. � A teraz zachowuj si� spokojnie � rzek� Dean, przywracaj�c gi�tko�� kombinezonowi �- bo jestem bardzo nerwowy, a w tych okoliczno�ciach nietrudno o wypadek. � B�dziesz cierpia� � ostrzeg� farmer z�owrogim tonem. � B�dziesz cierpia� d�u�ej, ni� to konieczne. Obiecuj�. Dean odsun�� si� na bok, nie odrywaj�c no�a od szyi przeciw- nika. � Widz�, �e umiesz po angielsku. Sk�d jeste�? � St�d. To moje miejsce, wojaku. I twoje. � Ja st�d nie pochodz�. � Nie szkodzi. Zostaniesz tu z nami, zobaczysz. Na zawsze, wojaku. Ju� nigdy nie umrzesz. Czeka ci� czy�ciec. Czy to ci si� podoba, czy nie, niczego nie zdo�asz zmieni�. Za plecami farmera stan�� Will, przyk�adaj�c mu do g�owy luf� karabinu magnetycznego. � Jest m�j � powiedzia�. � Hej, ksenobioncie! Jeden fa�szy- wy ruch, jedno z�e s�owo i zmieszam ci� z okolic�. � Parskn�� �miechem. � Kapujesz? Brudne wargi farmera u�o�y�y si� w wyrazie kpiny. � Pewnie, �e kapuje � rzek� Dean. Jenny podesz�a do nich, przygl�daj�c si� tej dramatycznej sce- nie. Kolonista, mimo swego dziwnego zachowania, wygl�da� ca�- kiem zwyczajnie. Przypomnia�a sobie o jego dw�ch kompanach, kt�rzy uciekli do d�ungli, gdzie czeka�y setki albo i tysi�ce ich to- warzyszy. Mo�e mia� prawo okazywa� but�. � Jak si� nazywasz? � zapyta�a. Farmer strzeli� ku niej oczami. � Kingsford Garrigan. A ty? � Zakuj go, wr�ci z nami na statek! � rozkaza�a Deanowi. � Czeka ci� daleka podr�, Garrigan, zwiedzisz Kulu � zwr�ci�a si� do je�ca, na kt�rego twarzy przemkn�� jakby cie� zaskoczenia. � I lepiej �eby twoi przyjaciele nie pr�bowali nam wchodzi� w drog�. Nie wiem, co�cie za jedni, ale je�li znowu zechcecie pochrzani� nam sprz�t lub je�li b�dziemy musieli ucieka�, to wywalimy ci� jako zb�dny balast. I to z wielkiej wysoko�ci, mo�esz na to liczy�. Farmer splun�� jej od niechcenia na but. Will d�gn�� go kara- binem. Jenny otworzy�a kana� ��czno�ci z platform� geostacjonarn� i po- ��czy�a si� z kontenerem zrzutowym mieszcz�cym ambasad� Kulu. � Pojmali�my jednego z nieprzyjaci� � przekaza�a datawi- zyjnie Ralphowi Hiltchowi. � Kiedy m�wi� �nieprzyjaciel", wcale nie �artuj�. � Fenomenalnie. �wietna robota, Jenny. Teraz wracajcie czym pr�dzej. Przygotowa�em transport je�ca na Ombey. Tamtejsze biuro ESA dysponuje aparatur�, kt�ra umo�liwia przeprowadzenie szcze- g�owej sesji dochodzeniowej. � Nie da�abym g�owy, �e to co� pomo�e. On jest niewra�liwy na strza� z karabinka impulsowego. � Powt�rz, prosz�. � Powiedzia�am, �e karabinek nie wyrz�dza mu krzywdy, im- puls energii po prostu si� rozprasza. Tylko bia�� broni� mo�na mu zagrozi�. Na razie trzymamy go pod luf� karabinu magnetycznego. No i jest silniejszy od ch�opak�w z G66. O wiele silniejszy. Nasta�a chwila milczenia. � Czy to cz�owiek? � spyta� Ralph Hiltch. � Owszem, z kszta�tu cia�a, cho� trudno w to uwierzy�. Szcze- rze m�wi�c, on mi wygl�da na technobiotycznego superandroida. To musi by� obca technobiotyka, i to bardzo zaawansowana. � Bo�e wszechmog�cy! Daj mi jego obraz w pe�nym spek- trum. Uruchomi� kilka program�w por�wnawczych. � Robi si�. Dean wykr�ci� m�czy�nie r�ce za plecy, by za�o�y� mu na nad- garstki kajdanki �lizgowe z poliminium. Mia�y kszta�t �semki i sprz�czk� zatrzaskow� po�rodku. Jenny patrzy�a, jak Dean zaciska srebrzyste bransolety. Na szcz�cie nie by�o zamka elektroniczne- go, tylko zwyczajny, prosty mechanizm. Jej neuronowy nanosystem przekonwertowa� obraz z siatk�wek oczu do postaci zakodowanego zbioru pikseli. Potem przysz�a kolej na podczerwie� i analiz� spektrograficzn�. Dean wyj�� magazynek z p�kni�tego karabinka impulsowego i wraz z zapasow� amunicj� odda� go Jenny. Nast�pnie si�gn�� po sw�j karabin magnetyczny. Wszyscy ra�nym krokiem ruszyli z po- wrotem ku �Isakore". Will pilnowa� je�ca. Jenny nie prowadzi�a ich dok�adnie t� sam� drog�, gdy� jak najszybciej chcia�a si� zag��bi� w las: na wypalonej polanie czu�a si� zbyt eksponowana. � Jenny � odezwa� si� Ralph �o minucie. � Za kogo si� po- dawa� wasz jeniec? � Za Kingsforda Garrigana. � K�ama�. I nie jest to ksenobiotyczny android, jak my�la�a�. Sprawdzi�em w naszym archiwum. Z�apali�cie Geralda Skibbowa, kolonist� z Aberdale. � W Durringham mamy parn�, d�d�yst� noc. Jak wszystkie zreszt� na tej nieszcz�snej, prymitywnej planecie. Duszne powie- trze zatyka mi gard�o i ca�y jestem spocony, jakbym dosta� go- r�czki. Pomimo to na wskro� przenika mnie zimno, ch��d si�ga do najg��bszych kom�rek mego serca. � Czy nie za du�o patosu? A co tam, niech sobie to w biurze zredaguj�. Graeme Nicholson siedzia� w kucki na �cierpni�tych nogach, schowany g��boko w cieniu jednego z wielkich hangar�w kosmo- dromu. M�awka nie ustawa�a, przez co tani syntetyczny garnitur lepi� si� do jego korpulentnego cia�a. Mimo �e krople by�y ciep�e, wstrz�sa�y nim dreszcze: t�uste wa�ki na brzuchu trz�s�y si� zu- pe�nie tak samo jak podczas �miechu. Przez okno biura w oddalonym o pi��dziesi�t metr�w partero- wym budynku administracyjnym s�czy�o si� mizerne �wiate�ko. Tylko tam jeszcze co� si� dzia�o, reszt� biur dawno ju� zamkni�to. Nastawiwszy implanty wzrokowe na najwy�sz�