7265

Szczegóły
Tytuł 7265
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7265 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7265 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7265 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Orson Scott Card Zadomowienie Prze�o�y�a: Maciejka Mazan rok wydania orygina�u: 1998 Mike'owi i Mary Bernice przyjacio�om i wsp�cywilizatorom barbarzy�skich hord Dzi�kuj�: Mojej �onie Kristine, kt�ra wsp�pracowa�a ze mn� przy pracy nad koncepcj� powie�ci; Emily i Geoffreyowi Gardom, Erin i Phillipowi Absherom oraz Peterowi Johnsonowi, kt�- rych uwagi na najwcze�niejszym etapie pisania nada�y pierwszemu szkicowi powie�ci pe�- niejszy kszta�t i tre��. Clarkowi i Kathy Kiddom za go�cinno�� i co� wi�cej, kiedy zacz��em pisa� drug� wersj� ksi��ki; i jeszcze raz Kathy za przeczytanie tej�e wersji �wie�ym okiem. Markowi i Margaret Parkom, w kt�rych pokoju go�cinnym napisa�em i przefaksowa�em niejeden rozdzia�. Kathleen Bellamy, mojej asystentce, kt�ra zawsze czyta ostatnia, dzi�ki czemu wy�apuje b��dy, kt�re wszyscy inni przeoczyli. I (znowu i nieustannie) mojej �onie Kristine i moim dzieciom: Geoffowi, Em, Charlie Benowi i Zinie, kt�re nauczy�y mnie, po co jest dom i czym mo�e si� sta� Rozdzia� pierwszy Nowy dom Rok 1874 Doktor Calhoun Bellamy zaaran�owa� wszystko tak, by nie by� �wiadkiem burze- nia starego domu Varleya. Nie chcia� zapami�ta� tych scen. Natomiast pragn�� obser- wowa� ka�dy kolejny etap budowy nowego domu, kt�ry zaprojektowa� dla Renee i ich przysz�ych dzieci. Jego najwi�kszym marzeniem by�y studia na wydziale architektury, zw�aszcza odk�d ojciec wys�a� go za granic� po wojnie secesyjnej. Marzenie kszta�towania przestrzeni wok� ludzi obudzi�y w nim nie wspania�e europejskie wielkie budowle, katedry i pa�a- ce, pomniki i muzea, lecz wiejskie domy z Toskanii, Prowansji i Anglii. W jego oczach stopi�y si� w dziwny amalgamat: mozaika willi stworzonych dla wiecznego �r�dziem- nomorskiego lata i wiosny oraz niezdobytych angielskich twierdz, kt�rych mieszka�- cy czuli si� bezpiecznie i przytulnie mimo srogich zim i nieustannego deszczu. Wr�- ci� z g�ow� pe�n� projekt�w dom�w, kt�re zmieni�yby �ycie Amerykan�w � po czym przekona� si�, �e tutejsi architekci nie s� zainteresowani nowymi pomys�ami. Nikt nie chcia� przyj�� m�odego zapale�ca na ucznia. Wreszcie Cal zdecydowa� si� na studia me- dyczne i poszed� w �lady ojca. Lecz teraz, kiedy do �lubu zosta� niespe�na rok, pozwoli� sobie na ostatnie szale�stwo. W porozumieniu z architektem z Richmond zaprojektowa� dom, kt�ry z zewn�trz wy- gl�da� jak konwencjonalna wiktoria�ska budowla, ale wewn�trz mia� zachowa� niekt�- re pomys�y, kt�re nawiedzi�y Cala za granic�. Nic dziwacznego, jedynie niekonwencjo- nalne wykorzystanie przestrzeni, na widok kt�rej budzi�y si� marzenia o wiruj�cych pa- rach na balu w wiejskiej posiad�o�ci, �uki przywodz�ce na my�l otwarte drzwi i koryta- rze dom�w na Riwierze, a tak�e wzg�rza ponad Florencj�... Architekt usi�owa� go prze- kona�, �e w takim domu nikt nie b�dzie si� czu� dobrze, ale Cal nieodmiennie i rado- �nie odpiera� jego zarzuty. Takiego domu pragn��; architekt mia� tylko narysowa� plan budowli, kt�ra przetrwa a� do Wniebowzi�cia, jak to skromnie okre�li� Cal. 4 � A kiedy mia�oby to nast�pi�? � spyta� architekt, jedynie odrobin� sarkastycznie. � Nie chcia�bym marnowa� pa�skich pieni�dzy na nadmierne umocnienia. � Niech b�dzie niezniszczalny � odpar� Cal. � Tak na wszelki wypadek. Teraz pozosta�o ju� tylko usun�� stary dom rodziny kwakr�w, zbudowany przy uli- cy Baker na d�ugo przed uzyskaniem przez Greensborough praw miejskich. Miasto roz- rasta�o si� w kierunku zachodnim, a dzielnica, cho� niezamo�na, by�a jak najbardziej urzekaj�ca. W�a�nie w takim miejscu syn i spadkobierca najznakomitszego lekarza wmie�cie m�g� wybudowa� domostwo dla swojej narzeczonej. Poro�ni�ty drzewami w�w�z na ty�ach dzia�ki gwarantowa� prywatno�� i pi�kny widok z okien; wielka powo- zownia oraz pomieszczenia dla s�u�by oddziela�y budynek od s�siedniej parceli, a zacie- nione ulice obejmowa�y go z dw�ch pozosta�ych stron. W rezultacie dom mia� by� od- izolowany od innych, konwencjonalnie przyjemny na zewn�trz, zaskakuj�cy i czaruj�- cy wewn�trz. Dlatego Cal nie by� zadowolony, kiedy do jego gabinetu wpad� zdyszany s�u��cy i upar� si� przekaza� mu wiadomo�� od majstra ekipy wyburzaj�cej stary dom. � Lepiej, coby pan przyszed�. Oni tam znale�li co� takiego, co musi pan to zoba- czy�. � Powiedz im, �eby zaczekali godzin�. Nie pojmuj�, �e mam tu pacjent�w, kt�rzy mnie pilnie potrzebuj�? Ch�opak zagapi� si� na niego t�po. Nie by�o nadziei, �e przeka�e odpowied� w zro- zumia�y spos�b. � Niewa�ne. Powiedz im, �eby zaczekali, dop�ki nie przyjd�. � Tak, prosz� pana � wymamrota� s�u��cy i zawr�ci� biegiem. Bez w�tpienia zwol- ni, kiedy tylko zniknie za rogiem i dalej powlecze si� jak ��w. Tak to w�a�nie jest z tymi lud�mi. Mo�na da� im wolno��, ale nie zrobi si� z nich dobrych pracownik�w. Istniej� pewne granice tego, co armia P�nocy mo�e narzuci� podbitemu Po�udniu. W�a�ciwie tego dnia doktor nie mia� pacjent�w, wi�c po paru minutach opu�ci� ga- binet. Szed� pieszo, poniewa� dzie� by� pi�kny; spodziewa� si�, �e dogoni s�u��cego, ale najwyra�niej albo go nie doceni�, albo ch�opak potrafi� si� dobrze ukrywa�. Nie zdziwi� go widok bezczynnie czekaj�cych robotnik�w � w ko�cu p�aci� im dni�wki. Je�li majster czu� si� zawstydzony faktem, �e marnuj� pieni�dze pracodawcy, nie zdradzi� tego w �aden spos�b. � Nikt si� tego nie spodziewa� � powiedzia� � wi�c tylko wy mo�ecie podj�� de- cyzj�. � Jak� decyzj�? � Lepiej niech �askawy pan zejdzie ze mn� do starej piwnicy, to poka��. Wobec rozpaczliwego stanu domu nie by�o to bezpieczne przedsi�wzi�cie. Nawet kiedy dotarli do jasno o�wietlonego punktu w miejscu, gdzie pod�oga na parterze zo- sta�a zerwana, i tak bez przerwy obijali sobie g�owy lub �ydki o jakie� niewidoczne prze- szkody. W ko�cu majster zatrzyma� si� przy kamiennym murze fundamentu, w kt�rym czernia�a niewielka dziura. � Widzicie, panie? Cal nie widzia� absolutnie nic, dop�ki majster nie wyj�� jeszcze kilku kamieni i nie uni�s� latarni. Dopiero wtedy okaza�o si�, �e za �cian� ci�gnie si� tunel ��cz�cy piwni- c� z... z czym? � Dok�d prowadzi? � Pos�a�em ch�opaka, coby przez niego przeszed�. Wylaz� w w�wozie. Widzi mi si�, co te Varleye przed wojn� przeprowadzali t�dy czarnuchy. Cal zacisn�� usta. � Ufam, �e nigdy wi�cej nie wypowiecie tego s�owa w mojej obecno�ci. � Upraszam �aski, chcia�em powiedzie�: czarne. � Nie dziwi mnie, �e kwakrzy �amali prawo. Nie sympatyzuj� z nimi, lecz ceni� ich za odwag� i prawo��. Majster skrzywi� si� z pogard�. � Ale lepiej, co si� wynie�li na zach�d. Dobrze m�wi�? � Bez w�tpienia � przyzna� Cal i u�miechn�� si� nieznacznie. � Wi�c jak, mamy to zasypa�? Cal zastanowi� si� przez chwil�. To prawie zabytek, czy� nie? Tunel, przez kt�ry prze- prowadzano niewolnik�w, nadawa� jego domostwu nieco szlachetnej patyny. Amery- ka�skie budynki rzadko mog� si� pochwali� jak�� przesz�o�ci�. � Zostawcie, jak jest. Zbudujemy fundamenty w taki spos�b, �eby go zachowa�. Mo�e zrobi� tu piwniczk� na wino. � Wedle �yczenia �askawego pana. Cal wraca� do gabinetu jak na skrzyd�ach. Zbuduj� nowy dom dla mojej �ony, lecz jednocze�nie b�dzie on stary niczym rzymskie katakumby, pomy�la�. Rozdzia� drugi Ponowne odkrycie Rok 1996 Dom Bellamych starza� si� wraz z ca�ym College Hill. Dostatni wiek dziewi�tna- sty wyczarowa� po obu stronach ulic rz�dy wielkich, ekstrawaganckich posiad�o�ci, ale po wybuchu wojny �wiatowej bogacze woleli wznosi� swoje siedziby w okolicach klu- bu w Irving Park, a College Hill zacz�o powoli podupada�. Owdowia�e staruszki nadal mieszka�y w domach, kt�re wybudowali im bogaci m�owie, lecz inne budynki sta�y opustosza�e; wykupywali je ludzie, kt�rzy urz�dzali w nich mieszkania do wynaj�cia, z kuchniami i �azienkami dobudowanymi gdzie popad�o. W miar� rozprzestrzeniania si� rozk�adu cena czynszu spada�a, a� wreszcie na ich wynaj�cie mogli sobie pozwoli� studenci z uniwersytetu. To by� koniec tej dzielnicy. Pocz�tkowo mieszkania wynajmowa�y m�ode student- ki, a zatem osoby bardziej cywilizowane, lecz bez wzgl�du na to, jak doskona�e mia- �y maniery, by�y jedynie lokatorkami, a domy nie nale�a�y do nich. Potem uczelnie sta- �y si� koedukacyjne i college dla dziewcz�t zmieni� si� w Uniwersytet Karoliny P�noc- nej w Greensboro. �e�skie i m�skie organizacje studenckie zagarn�y dla siebie najlep- sze budynki w pobli�u campusu. Reszta dom�w zosta�a podzielona na jeszcze mniejsze mieszkanka, w kt�rych studenci cisn�li si� jak �ledzie. Nie troszczyli si� o trawniki; w�a- �ciciele nieruchomo�ci zajmowali si� nimi jeszcze mniej. Wszystko to sta�o si� udzia�em domu Bellamych, w��cznie z kr�tkim epizodem we wczesnych latach sze��dziesi�tych, kiedy zosta� siedzib� �e�skiej organizacji studenc- kiej. Na pocz�tku lat osiemdziesi�tych dzielnica zacz�a si� starze�, a dom Bellamych zmieni� w�a�ciciela. W 1987 roku �w starszy pan przeni�s� si� na Floryd� i przesta� wy- najmowa� pokoje w z�udnej nadziei, i� pusty dom szybciej si� sprzeda. Budynek szybko uleg� zniszczeniu � zaniedbany, o oknach zabitych deskami, ze zdzicza�ym i zaro�ni�- tym chwastami trawnikiem, koszonym zaledwie par� razy do roku. Tablica �Na sprze- da�" sta�a tak d�ugo, �e czerwona farba z�uszczy�a si� do reszty; podczas jakiej� burzy przewr�ci�a si� i nikt jej ju� nie podni�s�. Nikt nie chcia� domu, kt�ry podczas przera- biania na mieszkania do wynaj�cia zosta� powa�nie zdeformowany. Nikt nie chcia� na- wet parceli, po�o�onej na rogu ulic i z w�wozem z ty�u. Wreszcie w�a�ciciel zapomnia�, �e ma tak� posiad�o��. Jakby specjalnie po to, by dom wygl�da� jeszcze �a�o�niej, powozownia i kwatery s�u�by prezentowa�y si� ca�kiem przyzwoicie. Ju� dawno przerobiono je na pomieszcze- nia mieszkalne; by�y stare, lecz zadbane i mia�y �adnie skoszony trawnik. Kwit�y, pod- czas gdy dom Bellamych powoli gin��. A� do pewnego sierpniowego dnia w 1997 roku, kiedy Don Lark przejecha� obok niego w nieco sfatygowanym czerwonym fordzie furgonetce, po czym zawr�ci�, by jesz- cze raz si� mu przyjrze�. Zaparkowa� na ulicy Baker, wysiad� i obszed� dom na piecho- t�, przygl�daj�c mu si� wnikliwie. Znalaz� na trawniku tablic� z napisem �Na sprzeda�", odwr�ci� j� i odcyfrowa� nazw� agencji handlu nieruchomo�ciami. Od czasu postawienia tablicy agencja zmieni�a nazw� dwa razy, ale numer telefo- niczny pozosta� ten sam. Don zatrzyma� si� przy najbli�szej budce i wyja�ni� kobiecie po drugiej stronie linii, �e jedyna tablica na terenie posiad�o�ci nosi numer telefonu jej agencji. � Przykro mi, ale nie zbieramy ofert na ten adres... � A je�li oferty same przyjd�? � Przykro mi, ale nie rozumiem, co... � Droga pani, nie obchodzi mnie, kto zbiera oferty na kupno tego domu. Macie tam agent�w handlu nieruchomo�ciami, tak? A oni potrafi� znale�� w�a�ciciela tego domu i poinformowa� kupca, w tym przypadku mnie, do kogo mam si� zwr�ci�, czy w�a�ci- ciel chce sprzeda� posiad�o��, a je�li tak, to za ile. M�wi to pani co�? � Ta uszczypliwo�� jest zupe�nie niepotrzebna. � Przepraszam, nie chcia�em by� niegrzeczny. Chc� si� tylko dowiedzie� czego� o tej parceli, a to nie ja namalowa�em numer na tablicy. � Prosz� zaczeka�. Zaczeka�. Musia� wrzuci� jeszcze jedn� monet� i czeka� dalej. A potem w s�uchawce rozleg� si� g�os innej kobiety. � Tu Cindy Claybourne. W czym mog� pom�c? � Pani si� zajmuje nieruchomo�ciami? � Tak mi si� wydaje. � Roze�miany g�os, mi�y dla ucha. � Nazywam si� Don Lark i interesuje mnie zrujnowany budynek na rogu Baker i Motley. Na tablicy, kt�ra jest stara i dawno temu si� przewr�ci�a, znalaz�em numer wa- szej agencji. Recepcjonistka powiedzia�a, �e nie szukacie na niego kupca, przynajmniej nie w tej chwili. � Hm, to brzmi tajemniczo. Don przypomnia� sobie wielebnego Gardinera, kt�ry w czasach jego dzieci�stwa od- powiada� na niezliczone pytania: �Hm, s�dz�, �e to tajemnica". U�miechn�� si� i powie- dzia�: � A �eby to wyja�ni�, trzeba wys�a�ca niebios? � Nie, raczej Sherlocka Holmesa. Ch�tnie zajm� si� t� spraw�. Czy mo�e mi pan po- da� sw�j numer? � M�g�bym, gdybym go mia�. � Wi�c telefon do pracy? � Jak powiedzia�em, jestem powa�nym klientem, mam pieni�dze w banku, bez obaw, tylko tak si� z�o�y�o, �e nie posiadam telefonu. B�d� musia� sam zadzwoni� albo przyj�� do agencji. � Tajemnica za tajemnic� � odpar�a. � Dzi� po po�udniu o pi�tej? U nas? � U nas czyli gdzie? Poda�a mu adres. Podzi�kowa� i od�o�y� s�uchawk�. Potem wsiad� do furgonetki i wr�ci� do domu Bellamych. Widzia� co� innego ni� wi�kszo�� ludzi, kt�rzy przygl�dali si� wymarzonemu domo- wi Calhouna Bellamy'ego. Zachwaszczone podw�rko, �uszcz�ca si� farba, zabite deska- mi okna, �ciany pokryte graffiti � to wszystko by�o dla niego prawie niedostrzegalne. On widzia� ca�kiem niez�y dach � w zadziwiaj�co dobrym stanie, zwa�ywszy na wi- doczne zaniedbanie budynku. To znaczy�o, �e wn�trze nie jest zawilgotnia�e. I ani dach, ani ganek nie zapada�y si� � to oznacza�o wytrzyma�� struktur� na solidnym funda- mencie. By� to mocny dom. Don jeszcze raz obszed� parcel�, szukaj�c �lad�w obecno�ci termit�w, wyrw w pod- mur�wce oraz miejsca doprowadzenia pr�du i wody. Pochylnia do wrzucania w�gla na ty�ach domu zdradzi�a, gdzie kiedy� znajdowa�a si� tu �cie�ka; co do staro�wieckiego pieca w�glowego, Don przyj��, i� nadal znajduje si� w piwnicy � kto zdo�a�by wyrzu- ci� takiego potwora? � ale nie u�ywano go co najmniej od pi��dziesi�ciu lat. I dobrze. Darujmy sobie westchnienia za kaflowymi piecami. W domu, kt�ry Don naprawia� par� lat temu, sta� taki jeden. Don zaciekawi� si�, na�adowa� do niego w�gla i podpali�. Zanim uzyska� jakie� rezultaty, wysmarowa� si� na czarno od st�p do g��w, nie wspominaj�c ju� o zadziwiaj�cej ilo�ci sadzy, kt�ra eksplodowa�a z komina. Jej p�atki opada�y niczym popio�y z G�ry �wi�tej Heleny, a przynajmniej tak mu si� to skojarzy�o. Nic dziwnego, �e ludzie rzucili to w choler�, kiedy tylko do u�ytku wesz�o ogrzewanie gazem lub ole- jem opa�owym. Przy tym dra�stwie spaliny wydawa�y si� czyste i zdrowe. Im d�u�ej przygl�da� si� domowi, tym bardziej si� mu podoba�. Stolarka by�a znako- mita, a cho� farba ca�kiem sp�owia�a, prawie nic nie wymaga�o uzupe�nie�. Par� futryn okiennych spaczy�o si� i odstawa�o, lecz szyby nadal by�y ca�e. Gdzie si� podzia�y �obu- zy z kamieniami? Najwyra�niej okna zosta�y zabite deskami, zanim zjawili si� wandale. Dom wymaga� gigantycznej pracy, ale na ni� zas�ugiwa�. Ten, kto go zbudowa�, u�ywa� wy��cznie najlepszego budulca, a robotnicy pracowali z mi�o�ci�. Przywr�cenie domu do dawnej �wietno�ci poci�gnie za sob� ca�e miesi�ce wyt�onej pracy, ale kiedy dzie�o zostanie uko�czone, b�dzie wygl�da� osza�amiaj�co. Chc� go mie�. Don przyznawa� to z najwi�ksz� niech�ci� � wiedzia�, �e to oznacza, i� najprawdopodobniej zap�aci zbyt wiele. Ale mo�e po tylu latach zapomnienia w�a�ci- ciel z rado�ci� pozb�dzie si� domu? Mo�e cena b�dzie przyst�pna? Wtedy Don m�g�- by zap�aci� got�wk�, nie zapo�yczaj�c si� w banku. Po ostatnim remoncie dosta� pra- wie sto tysi�cy dolar�w. Je�li kupi dom za pi��dziesi�t, zostanie mu jeszcze na materia- �y, ewentualnego wsp�pracownika i na prze�ycie przez rok, bo tyle potrwa remont. Ko- niec z po�yczaniem, koniec z bankami, koniec pieni�dzy z�eranych przez odsetki. I wtedy, jak zawsze gdy zaczyna� si� zanadto cieszy�, przypomnia� sobie o oczach, kt�re nie zobacz� tego domu, o stopach, kt�re nie b�d� chodzi� po jego pod�ogach, o g�osie, kt�ry nigdy nie rozlegnie si� w przestronnych pokojach czy na zewn�trz, w za- dbanym ogr�dku. Robi�o si� ciemno. Pojecha� do zajazdu przy trasie I-40, zap�aci� par� dolc�w za prysznic, zjad� paskudn� kolacj� i poszed� spa� do furgonetki, pomi�dzy narz�dzia. Rozdzia� trzeci Sprzedawca z motywacj� Zaj�o to troch� czasu � zbyt du�o wobec niepewnej perspektywy ubicia interesu � ale Cindy Claybourne zainteresowa�a si� spraw� i postanowi�a nie rezygnowa�. Niby dlaczego wybra�a zaj�cie, w kt�rym mog�a ustala� dogodne godziny pracy, je�li nie ze wzgl�du na mo�liwo�� robienia czego� dla w�asnej przyjemno�ci, nie dla pieni�dzy? Tego ranka nie mia�a �adnego um�wionego spotkania. Akta agencji by�y do jej dyspo- zycji. A zatem zacz�a odkrywa� histori� domu Bellamych. Najpierw odgrzeba�a najbardziej wsp�czesne fakty. W�a�cicielowi zale�a�o na szyb- kiej sprzeda�y podupadaj�cej posiad�o�ci; wszyscy lokatorzy zostali powiadomieni, i� musz� si� wynie�� do ko�ca lata. Ale nie znalaz� �adnych nabywc�w, nie za t� cen�. Przeni�s� si� na Floryd�. Pocz�tkowo dzwoni� od czasu do czasu. Jednak zajmuj�ca si� domem agentka przenios�a si� z m�em do Atlanty; nast�pny agent wylecia� z roboty z powodu totalnej niekompetencji, jego nast�pca za� by� furiatem, kt�ry traci� zaintere- sowanie spraw�, je�li nie zosta�a za�atwiona od r�ki. Cindy zna�a takie typy, nie przepa- da�a za nimi i wkurza�o j�, �e wystawiaj� kiepskie �wiadectwo innym agentom. Zbierali ca�� �mietank�, sprzedawali domy, kt�rych trudno by by�o nie sprzeda�, a najgorsz� ro- bot� zostawiali prawdziwym zawodowcom, takim jak Cindy. W efekcie najwi�ksze pie- ni�dze zbijali ci najbardziej powierzchowni i bezwzgl�dni. Co za parszywy uk�ad. A dom Bellamych by� klasyczn� ofiar� takiego post�powania. W�a�ciciel nie chcia� traci� pieni�dzy na remonty, ale nie pozwoli� te� opu�ci� ceny. Za ka�dym razem, kiedy wreszcie dawa� si� przekona�, robi� to o wiele za p�no, a cena i tak by�a za wysoka. Wszystko to mia�o miejsce przed rokiem 1992, kiedy Cindy zacz�a pracowa� w agen- cji. Od tego czasu akta domu le�a�y nietkni�te. W�a�ciciel m�g� ju� nie �y�. A wi�c... za- dzwoni�a do niego. Ku jej zaskoczeniu nie tylko �y�, ale w dodatku odebra� telefon. � Ta ruina? � powiedzia� z niech�ci� starszy pan. � Co roku, kiedy p�ac� za ni� podatki, mam ochot� splun��. � Zdaje si�, �e mamy potencjalnego nabywc�. � �artuje pani! To ta cha�upa jeszcze si� nie zawali�a? Huragan Hugo jej nie wyko�- 11 czy�? � Ci�gle stoi. � Ha. Dziewi��dziesi�t tysi�cy dolar�w i ani centa mniej. � W osiemdziesi�tym dziewi�tym obni�y� pan cen� do osiemdziesi�ciu czterech ty- si�cy. � Tak? � I nie by�o ch�tnych. � Wiem o tym! Niech mnie pani nie poucza. To warto�ciowy dom! Cindy zignorowa�a to ostrze�enie. Ci�gn�a dalej z u�miechem: � Nieruchomo�� jest warta tyle, ile kto� za ni� daje. Je�li nikt nie chce jej kupi�, jest warta tyle, ile dochodu da ziemia. Je�li nic pan nie uprawia i nic nie wydobywa, a nie- ruchomo�ci nikt nie chce kupi�, jest bezwarto�ciowa. � Upar�a si� pani mnie obra�a�? � P�aci pan podatki za ten dom od dziesi�ciu lat, nic pan na nim nie zyskuje i nikt nie odpowiedzia� na pa�sk� ofert�. Zamierza pan sprzeda� ten dom, czy te� zabierze go ze sob� do grobu? Wydawa�o si�, �e starszy pan p�knie z w�ciek�o�ci. Przez jakie� pi�tna�cie sekund Cindy s�ucha�a wrzask�w na temat swojej g�upoty i grubia�stwa. Potem od�o�y�a s�u- chawk� i poci�gn�a �yk wody �Polskie �r�d�o". Rzuci�a okiem na gazet�, w��czy�a kom- puter i gra�a na nim przez dwie minuty, po czym podnios�a s�uchawk� i nacisn�a przy- cisk �redial". � Od�o�y�a pani s�uchawk� � sapn�� starszy pan. � A, wi�c rozmawia�am z panem? Wydawa�o mi si�, �e trafi�am na kogo�, kto nie chce sprzeda� domu. Niby po co taki kto� mia�by rozmawia� z agentem handlu nieru- chomo�ciami? Stary zachichota� z�o�liwie. � Sprytna jeste�, co? � Nie bardzo. Raczej do�� oboj�tna. Nie dostan� prowizji, je�li pogniewa si� pan na mnie i zrezygnuje z moich us�ug. Ale nie dostan� jej tak�e wtedy, je�li dom b�dzie nisz- cza�, poniewa� w�a�ciciel ma zupe�nie nierealistyczne pogl�dy na jego warto��. � Wi�c ile jest wart wed�ug pani? � Tyle, ile zaproponuje za niego nabywca. � Zwariowa�a pani? Mam przyj�� pierwsz� ofert�? � Nie wdawajmy si� w dyskusje, kto tu zwariowa�. Postarajmy si� zachowa� zdrowy rozs�dek. Nikt nie pyta� o ten dom od wielu lat. Parcela z ka�dym dniem traci na war- to�ci. Jak mi wiadomo, ewentualny nabywca zamierza zburzy� dom i wybudowa� na dzia�ce nowy. � Zburzy� taki pi�kny stary dom? To grzech! 12 � Nie wi�kszy, ni� pozwala� mu dogorywa�. � Dobrze, przyznaj�. Niech pani obni�a cen�, ile si� pani podoba. Ale za ka�dy tysi�c poni�ej osiemdziesi�ciu tysi�cy pani prowizja zmaleje o jeden procent. � Mam lepszy pomys�. Moja prowizja b�dzie wynosi� osiem tysi�cy dolar�w, bez wzgl�du na to, za ile p�jdzie dom. � Co? Zwariowa�a pani? � Ci�gle pan o to pyta, ale to nie ja zacz�am zmienia� zasady. P�jd�my na kompro- mis i pozosta�my przy pierwotnych ustaleniach co do mojej prowizji. Co pan na to? � Dobrze, �e jestem d�entelmenem, bo ju� by pani us�ysza�a, co ja na to! � Kiedy dostanie pan czek i nie b�dzie pan musia� p�aci� podatk�w za pusty dom, uzna pan, �e jestem cholernie dobr� agentk�, kt�rej uda�o si� to, czego nie potrafili do- kona� inni: uwolni�am pana od tego domu. Mo�e nawet dojdzie pan do wniosku, �e g��wn� przeszkod�, jak� musia�am pokona�, by� uparty w�a�ciciel, kt�ry nie ma poj�cia, co si� dzieje na rynku handlu nieruchomo�ciami w Greensboro. � Sk�d mam wiedzie�, �e nie kupuje pani dla siebie? Sk�d mam wiedzie�, �e nie zbi- ja pani ceny, �eby mnie oszuka�? � Zaraz to panu wyja�ni�. Nie robi� tego, poniewa� nie zamierzam wys�uchiwa� tych obelg. I znowu od�o�y�a s�uchawk�. Ryan Bagatti przy s�siednim biurku wyszczerzy� z�by w u�miechu. � Ch�tnie bym zobaczy� kaset� edukacyjn�, z kt�rej nauczy�a� si� tej techniki. Sean Penn i Zsa Zsa Gabor w filmie �Jak sta� si� milionerem, rzucaj�c s�uchawk�". � Nic mu nie zrobi�am. � Bo ja wiem? Rozmawia�a� z nim tak, �e pewnie ma ju� siniaki. Nonszalancko potrz�sn�a g�ow�. � Co mnie obchodz� pieni�dze i prowizje? Ub�stwo uszlachetnia. Bezrobocie to kapitalistyczna metoda zmuszania ludzi do prac rolniczych. Telefon na jej biurku zadzwoni�; recepcjonistka wymieni�a nazwisko rozm�wcy. Cin- dy pokaza�a Ryanowi j�zyk i podnios�a s�uchawk�. � Hej � powiedzia�a. � Mo�e pani robi� wszystko, �eby tylko pozby� si� tego cholernego domu � oznaj- mi� w�a�ciciel. � Prowizja wed�ug umowy? � Bierz wszystko, kobieto, tylko si� go pozb�d�! � Zrobi� co w mojej mocy, prosz� pana. � I nie udawaj damy, bo ni� nie jeste�, moja pani. Mam nadziej�, �e o tym wiesz. � Teraz ju� tak, prosz� pana. Dzi�kuj�, �e mi pan to u�wiadomi�. � Nie popu�cisz, co? 13 � To moja najbardziej urocza cecha � powiadomi�a go. � Tylko trzeba si� przy- zwyczai�. � Lepiej, �eby ci si� uda�o. � �ycz� mi�ego dnia. Tym razem s�uchawka zosta�a od�o�ona �agodnie, a Cindy u�miechn�a si� zwyci�- sko do Ryana. � Usz�o ci na sucho tylko dlatego, �e jeste� kobiet�. � Musia�am tak si� zachowa� tylko dlatego, �e jestem kobiet�. Gdybym by�a m�- czyzn�, wys�ucha�by mnie powa�nie i nie robi�by takiego przedstawienia. � Do twarzy ci z feministycznymi has�ami. � A ty jeste� naprawd� atrakcyjny, kiedy pami�tasz, �e masz �on�. � Moja �ona tak nie uwa�a. � Wi�c pewnie ma racj�. Mia�a jeszcze par� godzin, a dom j� zaintrygowa�. Dokumenty podawa�y, �e zosta� zbudowany w 1874 roku przez doktora Calhouna Bellamy�ego. Cindy zawsze ch�tnie in- formowa�a przysz�ych klient�w o historii domu, nawet je�li liczy� sobie zaledwie par� lat. Nabywcy lubi� wiedzie�, �e dom powsta�, powiedzmy, dla kierownika du�ej firmy albo �e jakie� skromne mieszkanko zbudowano dla zak�ad�w przemys�u tekstylnego jako niedrogie kwatery dla robotnik�w. W ten spos�b zyskiwali poczucie ��czno�ci ze swoim domem, jego histori� mogli opowiedzie� przyjacio�om. A co najwa�niejsze, od- nosili wra�enie, �e ich dom ma osobowo��. Nie wiadomo, czy dlatego w�a�nie decydo- wali si� na kupno, ale nie zaszkodzi spr�bowa�, prawda? Wi�c posz�a do odpowiednich urz�d�w, gdzie przez par� godzin szuka�a dokumen- t�w i �wiadectw zawartych transakcji. Dom nie mia� wielu w�a�cicieli. Doktor Bella- my mieszka� w nim wraz z �on� a� do roku 1918, kiedy oboje umarli � epidemia gry- py? Ich dzieci pozosta�y tam jeszcze przez dwa lata, w 1920 sprzeda�y dom za dziewi�� tysi�cy dolar�w. W tamtych czasach by�a to bardzo dobra cena. Potem dom by� �po- zbawiony sta�ych lokator�w", cokolwiek by to mia�o oznacza�, a w latach trzydziestych przechodzi� z r�k do r�k. Kolejni gospodarze dzielili go na coraz mniejsze mieszkanka i wynajmowali coraz ubo�szym lokatorom. Nuda. Potencjalny nabywca zainteresuje si� najwy�ej rodzin� Bellamych. A zatem Cindy pomaszerowa�a na drug� stron� ulicy, do g��wnej biblioteki i zacz�a przegl�da� mikrofilmy gazet z tamtych czas�w. Nie mia�a indeksu, ale wiedzia�a, na kt�rych stro- nach znajduj� si� ploteczki towarzyskie. Oczywi�cie rodzina Bellamych by�a wspomi- nana bezustannie. Uwielbiali zabawy. Bale, herbatki ta�cuj�ce, przyj�cia niemal co ty- dzie�, czasami dwa lub trzy razy w tygodniu. I najwyra�niej zdobycie zaproszenia do Bellamych stanowi�o pow�d do dumy. Nieustanny wir zabaw trwa� a� do ko�ca stule- cia, po czym ograniczy� si� do corocznego balu i przyj�cia. No, to ju� co� � oznajmi� 14 kupuj�cemu, �e dom Bellamych by� miejscem spotka� �mietanki towarzyskiej ko�ca dziewi�tnastego wieku. Cindy poczu�a, �e oczy zaczynaj� j� szczypa� od wpatrywania si� w mikrofilmy. Jak zawsze po kolejnym poszukiwawczym maratonie, zbeszta�a si� za t� mani�. Jakim cu- dem ma si� utrzyma� z tej pracy, skoro nieustannie robi sobie wolne? Klient i tak by� ch�tny, w�a�ciciel da� jej woln� r�k� w ustaleniu ceny � dlaczego musi jeszcze grzeba� w starych dokumentach, skoro umow� ma ju� niemal w kieszeni? Poniewa� kocha�a domy. Kocha�a domy i ludzi, kt�rzy w nich mieszkali. Domy s� jak pie� drzewa, tak uwa�a�a, a ludzie to li�cie, kt�re z nich wyrastaj�. Potem starzej� si� i opadaj�, okolica marnieje, ale pie� pozostaje, daj�c pocz�tek nowemu pokoleniu li�ci. Oczywi�cie nigdy o tym nikomu nie m�wi�a, poniewa� ludzie albo patrzyli na ni� jak na wariatk�, albo �artowali z niej, tak jak Ryan. I mieli racj�. Jednak nie zamierza�a zmienia� pogl�d�w i nawyk�w. Gdyby nie mog�a wnosi� tw�rczego wk�adu do sprze- da�y dom�w, r�wnie dobrze mog�aby si� wycofa�. Don Lark sp�ni� si� na spotkanie o pi�� minut. Cindy od razu si� domy�li�a, �e to w�a�nie musi by� ten facet, kt�ry dzwoni� z automatu � i nie tylko ze wzgl�du na jego robocze ubranie i potargane w�osy. Wszed�, rozejrza� si� i nie odpowiedzia� na pytanie recepcjonistki. Nie zdradzi� najmniejszym gestem, �e j� us�ysza�, przynajmniej przez par� pierwszych chwil. Dopiero kiedy zauwa�y� Cindy, kt�ra patrzy�a na niego zza swe- go biurka, odwr�ci� si� do Leah i co� powiedzia�. Leah wskaza�a malowanym paznok- ciem, m�czyzna kiwn�� g�ow�, a Cindy pomy�la�a: Jemu nie zale�y na robieniu dobre- go wra�enia. Nie ma ochoty si� przymila�. Najpierw ocenia sytuacj�, a potem znajduje najmniej skomplikowan� drog� do celu. Nigdy nie odkry�a, jak powinno si� traktowa� takich ludzi. Przymilacze chcieli, �eby okazywa�a, jak wielkie zrobili na niej wra�enie � trzeba by�o przyjmowa� ich wyb�r z ochami i achami. Z kolei twardziel zignorowa�by Leah i podszed� prosto do biurka Cindy. Wobec twardzieli stosowa�a strategi� polegaj�c� na sprzeciwie � m�wi�a im, dlaczego dom, kt�ry chcia�a im sprzeda�, nie le�y w zasi�gu ich mo�liwo�ci finanso- wych albo �e wymaga mn�stwa dodatkowych wydatk�w. Nie uwa�a�a tego za hipokry- zj�. Klienci ods�aniali si� emocjonalnie, a ona zaspokaja�a ich g��d. Gdyby mia�a kiedy� nakr�ci� w�asn� kaset� dla agent�w handlu nieruchomo�ciami, w�a�nie takiego sformu- �owania by u�y�a. Zaspokoi� g��d. Ale ten cz�owiek nale�a� do owego rzadkiego typu, kt�ry wie, czego chce, ale na ni- czym nie zale�y mu tak bardzo, by ��da�, b�aga� lub d��y� po trupach. Co znaczy�o, �e mog�a jedynie pokaza� mu dom, odpowiedzie� na pytania i ewentualnie pom�c za- wrze� umow�. �adnych strategii. Zamiast zwraca� si� do jego wewn�trznego dziecka, od razu mog�a m�wi� do wewn�trznego doros�ego. Tacy klienci rzadko si� zdarzaj�, ale zawsze cieszy�a si� na ich widok. 15 Dlatego wsta�a z prawdziwie szczerym u�miechem, wyci�gn�a r�k� i przedstawi�a si� stoj�cemu przed ni� m�czy�nie. � Don Lark � odpowiedzia�. U�cisk jego d�oni by� mocny, lecz kr�tki. � Ten dom na Baker. � Pa�ski samoch�d czy m�j? � spyta�a. � Ka�dy swoim. Zerkn�a na Ryana, kt�ry kr�ci� g�ow� i przewraca� oczami. Mia� teori�, �e klient, kt�ry nie chce jecha� ze sprzedawc�, nigdy nie dobija targu. Natomiast jej teoria zak�a- da�a, �e klient musi p�niej gdzie� jecha� i nie chce mu si� wraca� do siedziby agencji. � Dobrze � powiedzia�a Cindy. � Tylko musz� pana ostrzec. Znalaz�am klucz, kt�- ry powinien pasowa�, ale sprawa by�a nieaktualna tak d�ugo, �e nie wiem, czy w og�le otworz� nim drzwi. Don skin�� g�ow�. � A je�li nie pasuje, to co? � Chyba poszukam �lusarza. � Chod�my. By�a ca�kiem pewna, �e je�li klucz nie b�dzie pasowa�, Don otworzy drzwi bez po- mocy �lusarza. W tej chwili tego nie powiedzia�, bo doprowadzi�oby to do zb�dnej dys- kusji. Za�o�y� z g�ry, �e sprzeciwi�aby si� i wywlok�a kwesti� przepis�w i niszczenia w�asno�ci klienta. C�, ona tak�e potrafi by� cierpliwa; poczeka, a� Don sam si� zorien- tuje, �e kiedy nadarza si� okazja, ona nie prze�ywa biurokratycznych l�k�w. Wsiadaj�c do sable'a � ostentacyjnie skromnego pomi�dzy BMW i lexusami � za- uwa�y�a, �e cho� furgonetka Dona robi�a wra�enie samochodu robotnika, jej silnik pra- cowa� niemal bezszelestnie. Wi�c jednak nie pomyli�a si� w ocenie. Don nie dba� o wy- gl�d swoich narz�dzi, ale stara� si�, �eby funkcjonowa�y bez zarzutu. Dopiero wtedy za- �wita�a jej ta my�l: Nie mo�e by� �onaty, skoro nie ma telefonu. Rozdzia� czwarty Inspekcja Cindy min�a dom Bellamych w drodze z biblioteki, ale nie mia�a czasu, �eby si� przy nim zatrzyma�. Teraz ujrza�a go oczami Dona Larka. On nie zauwa�a� zaniedba- nego podw�rka. �uszcz�ca si� farba zabitych okien i kulfoniaste graffiti na �cianach nic dla niego nie znaczy�y. Poza tym dom w�a�ciwie robi� ca�kiem korzystne wra�enie. Nic si� nie wali�o. Stolarka by�a w niez�ym stanie. Dach wygl�da� na stary, ale solidny. Don Lark mia� do�wiadczenie, kt�re pozwoli�o mu ujrze� dobry dom pod nieefektownymi pozorami. Takiemu m�czy�nie rozwiedziona kobieta w �rednim wieku mog�aby poka- za� si� nago. Nie my�l tak, upomnia�a si� surowo. Kiedy wysiad�a, Don ju� z kim� rozmawia�. � Cindy Claybourne, Jay Placer. Jay jest in�ynierem, sprawdza dla mnie domy. Cindy u�miechn�a si� i u�cisn�a Jayowi d�o�. By� nieco m�odszy od Dona, a je- go mi�kkie r�ce i cia�o zdradza�y, �e pracuje przy biurku i nie robi niczego dla popra- wy kondycji. To si� Cindy podoba�o � wed�ug niej istnia�a zdecydowana r�nica mi�- dzy m�czyznami, kt�rzy s� twardzi, poniewa� wykonuj� ci�kie zawody, a m�czy- znami, kt�rzy s� twardzi, poniewa� maj� do�� pieni�dzy, �eby sp�dza� wiele godzin na kosztownych m�skich sportach. Jej ojciec by� stra�akiem, a w wolnym czasie zajmowa� si� tapetowaniem �cian. Szanowa�a m�czyzn takich jak Don, kt�rego stwardnia�e d�o- nie by�y �wiadectwem ci�kiej pracy. Szanowa�a tak�e m�czyzn takich jak Jay, kt�rego mi�kkie cia�o tak�e by�o �wiadectwem ci�kiej pracy innego rodzaju. Szanowa�a � lecz niestety, ten typ jej nie poci�ga�. Dlatego podszyte tragedi� kresk�wki o Dilbercie nig- dy jej naprawd� nie �mieszy�y. Zawsze mia�a ochot� krzykn�� do niego: Zje�d�aj z tego biura i zabierz si� do prawdziwej roboty! Podesz�a do drzwi frontowych. Skrytka na klucz nie by�a zanadto zardzewia�a � nie- spodzianka, zwa�ywszy na tyle lat i rozmaite warunki, od ulewnego deszczu po ekstre- malnie parne dni. Klucz wszed� do zamka i przekr�ci� si� g�adko. � No � odezwa�a si�. � Sukces. W skrytce wisia� nast�pny klucz; wzi�a go i przekona�a si�, �e nie pasuje do ci�kiej 17 k��dki przy drzwiach. Zawaha�a si�, zbita z tropu. Don wyci�gn�� r�k�. Odda�a mu klucz. Pochyli� si� i w�o�y� go do zamka. Pasowa�; drzwi otworzy�y si� z cichym klikni�ciem. Niestety, k��dka ani drgn�a. � Nie mog� uwierzy�. Dali klucz do drzwi, a nie do k��dki. � Najwyra�niej k��dk� do�o�yli p�niej � odezwa� si� Jay. � Pewnie w�a�ciciel chcia� chroni� dom przed w��cz�gami i wandalami. Don ju� szed� do furgonetki. Wr�ci� z gro�nym �omem, kt�ry w�o�y� pod skobel. Szarpn�� raz i jeden koniec �elaznego zabezpieczenia wysun�� si� z drewna. Wcisn�� �om g��biej i jednym ruchem wy�ama� skobel razem z odpryskami drewna. � Tyle na temat �lusarza � powiedzia�a Cindy. � Naprawi� to, nawet je�li nie kupi� domu � obieca� Don. � Kiepskie zabezpiecze- nie. Popchn�� drzwi, kt�re stan�y przed nim otworem. � Tak samo post�pujesz z kobietami? � spyta� Jay. � Pokazujesz im �om i zaraz si� otwieraj�? Wi�c Jay by� jednym z tych m�czyzn, kt�rzy musz� robi� paskudne uwagi w obec- no�ci kobiet. Przegra�e�, Dilbert, pomy�la�a Cindy. Dowcip nie zrobi� na niej wielkie- go wra�enia, ale je�li w dobie politycznej poprawno�ci m�czyzna m�wi co� takiego w obecno�ci kobiety, to albo chce j� obrazi�, albo do tego stopnia nie zdaje sobie spra- wy ze zmian kulturowych, �e trzeba mu przebada� m�zg. Hali by� obskurny; drzwi z boku prowadzi�y do dw�ch mieszka� na parterze. W g��- bi wznosi�a si� obszerna klatka schodowa, przera�aj�co stroma. Wyk�adzina dywano- wa by�a dziurawa. Jay zacz�� obraca� si� wok� w�asnej osi, oceniaj�c rozk�ad domu. Poklepa� �cian� po prawej stronie schod�w. � Drzwi znajduj� si� z boku, wi�c to powinna by� �ciana no�na, poniewa� znajdu- je si� blisko �rodka domu. Ta zosta�a dodana, �eby utworzy� drugie mieszkanie, pewnie w latach trzydziestych, s�dz�c po d�wigarze nad drzwiami. � Schody oryginalne? � spyta� Don. � Na pewno. � Jay wskoczy� z rozmachem na pierwszy schodek, drugi, trzeci, za ka�dym razem l�duj�c ca�ym ci�arem. � Nie ma co, �aden sk�py w�a�ciciel nie zbu- dowa�by schod�w tak szerokich i solidnych. Nadal twarde jak ska�a! Ten kto� zna� si� na swoim fachu. � Doktor Bellamy by� architektem amatorem � wtr�ci�a Cindy. � Kto? � odwr�ci� si� Jay. � Calhoun Bellamy, cz�owiek, kt�ry zbudowa� ten dom. Sam go zaprojektowa� dla swojej narzeczonej. Uko�czy� go w 1874 roku, w sam� por�, by przenie�� j� przez pr�g. Pewnie nie spuszcza� oka z robotnik�w. 18 � Je�li to by�o potrzebne � doda� Jay. � Ludzie traktowali wtedy prac� honoro- wo. Nie trzeba ich by�o pilnowa�, czy nie oszukuj�. Wstydziliby si� odda� schody, kt�- re skrzypi� albo si� chwiej�. � Ale to kosztowa�o � zauwa�y� Don. � Jak s�dzisz, trzy czy cztery wozy? � Stawiam na cztery. Albo trzy bardzo du�e. Gdyby�my teraz chcieli zbudowa� tak masywne schody, klient oskar�y�by nas o dzia�anie na jego szkod� przez zb�dne wyko- rzystywanie drogich materia��w. A jak dajemy tanie, to narzekaj�, �e schody si� ugina- j�. Nikt im nie dogodzi. Drzwi do mieszka� nie by�y zamkni�te, a wn�trza przedstawia�y si� dok�adnie zgod- nie z oczekiwaniami Cindy. Stare tandetne meble, zniszczone przez w��cz�g�w lub zwierz�ta � co t�umaczy�o zainstalowanie k��dki na drzwiach. Na �cianach ja�niejsze prostok�ty po obrazach lub plakatach. Farb� na�o�ono niechlujnie na tapet�, kt�ra kry- �a pod sob� jeszcze starsz� tapet�, a wszystko razem tworzy�o brzydkie zgrubienia i bli- zny pod brzydk� farb�. � Czy tutaj mieszka� niewidomy? � rzuci�a Cindy. � �ciany pierwotnie nie by�y pomalowane na ten kolor � powiedzia� Don. � To tandeta, p�owieje tak szybko, �e trzeba ko�czy� malowanie tego samego dnia, bo wida� wyra�n� r�nic�. � Wi�c jaki to by� kolor? � Jeszcze brzydszy � odezwa� si� Jay. � Za�o�y�bym si�, �e malowano w latach sie- demdziesi�tych. Mamy szcz�cie, �e w�a�ciciel posk�pi� pieni�dzy na wyk�adzin�, ina- czej patrzyliby�my teraz na zielone lub pomara�czowe kud�ate strz�py. � Co tu tak czu�, ple�� czy padlin�? � mrukn�a Cindy. � To tylko zapach wybuja�ego z�ego gustu � odpowiedzia� Jay. Wi�c mo�e nie by� m�sk� szowinistyczn� �wini�. Mo�e po prostu lubi� �artowa�. Znajdowali si� w p�nocnym mieszkaniu, kt�re Jay uzna� za oryginalny salon; pok�j po przeciwnej stronie m�g� stanowi� gabinet, bibliotek� lub nawet sypialni�, je�li w do- mu mieszka�a te�ciowa, bratanek czy kto� taki. Don wszed� do ciemnego, ciasnego ko- rytarza. Prowadzi� do ma�ych i w�skich sypialni. � Oczywi�cie to zosta�o przerobione � powiedzia� Jay. � Tu musia�a by� jadalnia. I to wspania�a! Cztery okna, co najmniej! Na ty�ach mieszkania znale�li wielk� staro�wieck� kuchni� z masywnym sto�em po- �rodku. W jej k�t wbudowano �azienk�, a za ni� znajdowa�y si� schody do piwnicy. Don i Jay natychmiast ruszyli w d�. � Nie chce pan spojrze� na pomieszczenia kuchenne? � zawo�a�a za nim Cindy. � I tak s� tandetne � odpar� Don. � Z czasem zbuduj� �adniejsze. Ach, tak. To by� g�os cz�owieka, kt�ry podj�� decyzj�. Cindy powstrzyma�a si� od ko- mentarza i posz�a za nimi do ciemnej piwnicy. 19 Oczywi�cie zar�wno Jay, jak i Don mieli przy sobie malutkie latarki. Pewnie maj� w kieszeniach wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Dziadek Cindy by� taki sam; jego kie- szenie wydawa�y si� czym� w rodzaju skrzyni ze skarbami. Obaj m�czy�ni skierowali �wiat�o latarek na nie wyko�czony sufit. To tutaj dom zdradza� swoje tajemnice. Jay oderwa� nieco izolacji ze starych przewod�w. � Nie puszczaj t�dy pr�du, ani przez chwil�. � Nie musisz mi tego powtarza� � powiedzia� Don. � Cud, �e jeszcze tu nie by�o po�aru. � Jay spojrza� na Cindy. � Kiedy lokatorzy si� st�d wynie�li? � Ostatni wyprowadzi� si� na wiosn� osiemdziesi�tego sz�stego. By�y to studentki, wi�c rzeczywi�cie to cud, �e nic si� nie spali�o. Suszarki, elektryczne lok�wki... Znale�li bezpieczniki. Jay parskn�� cichym �mieszkiem i natychmiast zamkn�� drzwi skrzynki. � Daj to do muzeum � mrukn��. � Muzeum zabawek. Ale rury kanalizacyjne znajdowa�y si� w zaskakuj�co dobrym stanie. Jay i Don za- cz�li si� rozwodzi� nad z�ot� er� hydrauliki, kiedy u�ywano rur z kutego �elaza i mie- dzi, a robotnicy znali sw�j fach. Jedynie rury prowadz�ce do paru dobudowanych �azie- nek by�y z galwanizowanej stali. Jay o�wietli� cienkim promieniem latarki wielk� plam� rdzy na jednej z nich. � Nie dotykajcie. Tylko rdza to trzyma. � Westchn��. � Lepiej sprawd�my, dok�d prowadz� te rury. � W�a�ciwie to niewa�ne. Wi�kszo�� �azienek dodano, kiedy dom zosta� podzielony na mieszkania, wi�c i tak b�d� musia� wszystko przebudowa�. � Czy urz�dzenia kanalizacyjne nie s� przynajmniej w cz�ci oryginalne? � ode- zwa�a si� Cindy. Spojrzeli na ni� jak na wariatk�. � Ten dom zbudowano w 1874 roku � powiedzia� Don. � Oryginalnym urz�dze- niem kanalizacyjnym by�a wyg�dka na podw�rzu. � A miedziane rury zacz�to instalowa� dopiero w latach trzydziestych � doda� Jay. � Aha. � Zupe�nie jakby obla�a egzamin. Albo jeszcze gorzej, jakby w�a�nie go zda- �a. Na g�rze przy s�abn�cym �wietle wpadaj�cym przez okna smutek i zaniedbanie opuszczonego domu sta�y si� jeszcze bardziej widoczne. � Kiedy� tu by�o pi�knie � odezwa�a si� Cindy. � Sp�jrzcie na te listwy okapowe, na te gzymsy... � Nawet listwy do wieszania obraz�w � uzupe�ni� Jay. � Kto� dba� o ten dom. Ale teraz potrzebny jest kapitalny remont. 20 Szli od �azienki do �azienki, sprawdzaj�c czy nie ma przeciek�w i p�kni��. Wkr�tce znale�li si� w g��wnej �azience. � No, toaleta jest do niczego � zawyrokowa� Don. � Ale dzia�a prysznic i nawet ma zas�onk�. Nie do wiary. � Jedyna zdatna do u�ytku toaleta jest na parterze � poinformowa� go Jay. � A dwie pozosta�e �azienki maj� te niby nierdzewne rury, wi�c pewnie b�dziesz mu- sia� bra� prysznic tutaj, a z toalety korzysta� na dole. � Bardzo wygodne � mrukn�� Don. � Chce pan tu mieszka�? � upewni�a si� Cindy. � Tak zwykle robi � powiedzia� Jay. � Mieszka w domu, kt�ry remontuje. � Chce pan si� wprowadzi� przed sko�czeniem remontu? � W ten spos�b oszcz�dz� na czynszu � wyja�ni� Don. � Je�li w og�le si� zdecy- duj�. � Oczywi�cie. Ale wiedzia�a, �e si� zdecyduje. � Pora na test kwasowy � zarz�dzi� Jay. � Na strych! Je�li mo�na to by�o nazwa� strychem. Owszem, znale�li tam tak�e rupieciarni� z nie otynkowanymi �cianami, ale wszystkie inne pomieszczenia by�y wyko�czone; mia�y interesuj�co pochy�e stropy i wielkie okna, przez kt�re la�y si� strumienie �wiat�a. Jay i Don obejrzeli sufit centymetr po centymetrze, wypatruj�c zaciek�w. � Nie wierz� � powtarza� Jay. � Ten dom sta� pusty przez dziesi�� lat, a dach nig- dzie nie przecieka. � Ale i tak musz� go wymieni� � doda� Don. � Nikt nie zechce kupi� domu, je�li nie powiem, �e dach jest nowy. Znowu wzmianka o p�niejszej sprzeda�y domu. Wi�c dlaczego czu�a ten niepok�j? Nie chodzi�o o transakcj�. Chodzi�o o Dona Larka. On co� w sobie mia�. I nie tylko dla- tego �e by� w jej typie. Jej typ zwykle okazywa� si� ochlapusem, kt�ry ��opie piwo litra- mi i co par� chwil lata do wychodka. W�a�ciwie nie podobali si� jej m�czy�ni w jej ty- pie. Nie znajdowa�a tak�e nic romantycznego w facecie, kt�ry nie ma telefonu, a pomi�- dzy zleceniami mieszka w furgonetce. Dlatego tak bardzo dziwi�o j�, �e nie mo�e ode- rwa� od niego oczu. W graciarni Don spojrza� na ods�oni�te poprzeczne belki i gwizdn��. � Cz�owieku, kiedy� to si� budowa�o! To dopiero solidny dom. Cindy usi�owa�a dojrze� w belkach cokolwiek niezwyk�ego. � M�wi pan tak dlatego, �e s� grubsze ni� zwykle? � I g�ciej rozmieszczone. � Wi�c wszystko jest mocniejsze? � dopowiedzia�a. � Mocniejsze, ale ci�sze � wyja�ni� Don. � Ten dach jest bardzo masywny. Pod�o- gi na strychu te� musz� by� wyj�tkowo grube. �ciany no�ne na pi�trze i s�upy podpie- 21 raj�ce belki stropowe w piwnicy s� obci��one do granic wytrzyma�o�ci. � To jakby obw�d zamkni�ty � doda� Jay. � Im bardziej wytrzyma�y jest dom, tym bardziej musi by� wytrzyma�y. Jak wzmocnisz na g�rze, musisz zaraz wzmocni� wszyst- ko na dole. Po jakim� czasie grunt nie mo�e tego wszystkiego unie��. � Naprawd�? Don potrz�sn�� g�ow�. � Teraz m�wimy ju� o wysoko�ciowcach. Dla takiego gruntu jak tutaj nie znajdziesz zbyt ci�kiego domu. � M�wi tak, bo nie jest in�ynierem � sprzeciwi� si� Jay. � M�g�bym opowiedzie� na ten temat to i owo. � M�g�by, ale raczej mu nie pozw�lmy � powiedzia� Don. � Chyba �e ma pani problemy z za�ni�ciem. Jay zrobi� nieudolny grymas a la Groucho Marx. � Lubi� my�le�, �e to ja sprawiam najwi�ksze k�opoty przy za�ni�ciu. Roze�mia� si� lubie�nie. Cindy potkn�a o jak�� skrzyni�. Pewnie pust�, bo przesun�a si� z �atwo�ci�, wznie- caj�c chmury kurzu. Cindy zacz�a kicha�. � Nic si� pani nie sta�o? � Sto lat! Sto lat! Sto lat! � powtarza� Jay przy ka�dym kichn�ciu. Nie znosi�a tego g�upiego zwyczaju. � Przepraszam, musz� zej�� � wykrztusi�a. Po pierwszym kroku zorientowa�a si�, �e przy potkni�ciu skr�ci�a sobie nog� w kost- ce. Skrzywi�a si� i podskoczy�a. � Co� si� jednak sta�o � zauwa�y� Don. � Nie, to tylko drobna kontuzja, zaraz si� rozchodzi. � Pomog� pani. Kobiety, kt�re flirtowa�y z m�czyznami, tul�c si� do nich pod byle pozorem, budzi�y w niej tak� pogard�, �e teraz, cho� bardzo potrzebowa�a pomocy przy zej�ciu � zw�asz- cza jego pomocy � odruchowo si� cofn�a. � Nie, naprawd�... sko�czcie tutaj, a ja zaczekam na dole. Nic mi nie jest. Da� si� przekona�, niech to diabli. Ale w�a�ciwie m�wi�a prawd� � zanim dotar�a do ganku, noga by�a ju� w znakomitym stanie. Ani �ladu b�lu. Ani �ladu Dona. Pod tymi r�kawami pewnie kryj� si� mi�nie jak z �elaza. M�g�by j� podrzuci� w powietrze jak dziecko. Po chwili obaj zeszli na d�. Don nie marnowa� czasu. Spyta�, czy noga boli, ale kie- dy Cindy zaprzeczy�a, natychmiast przeszed� do rzeczy. � Je�li cena jest odpowiednia, dom nada si� do remontu. Jest solidny, lecz musz� go rozebra� niemal do fundament�w i zacz�� od nowa. Wi�c nie mog� zap�aci� za niego 22 zbyt wiele. � Je�li chce si� pan zastanowi� i oszacowa�... � zacz�a. � Nie chc� si� zastanawia� � przerwa�. � Ju� obszed�em dom z zewn�trz, policzy- �em kondygnacje i zrobi�em wst�pne pomiary. Zanim do pani zadzwoni�em. Cena nie mo�e przekroczy� pi��dziesi�ciu tysi�cy. Unios�a brew. � Mam to uzna� za ofert�? � Nie b�d� si� targowa�. � To prawda � po�wiadczy� Jay. � On nie gra nawet w pokera, bo nie potrafi ble- fowa�. Nie licytuje, dop�ki nie ma pewniaka. � Ja nie grywani w pokera, tylko sprzedaj� domy. � M�wi�, �e zap�ac� do pi��dziesi�ciu tysi�cy i to wszystko. Nie chc�, �eby pani za- proponowa�a siedemdziesi�t pi�� i �eby�my w ko�cu zgodzili si� na sze��dziesi�t dwa. � Wiem. M�wi pan, �e zap�aci do pi��dziesi�ciu, bo je�li cena b�dzie wynosi� wi�- cej, nie kupi pan domu. � Je�li cena oka�e si� wy�sza, b�d� musia� po�yczy� cz�� pieni�dzy z banku i przez ca�y czas pracy nad domem p�aci� odsetki. A remont potrwa niemal rok. Jeszcze nie pracowa�em nad takim wielkim domem. Nie mog� sobie pozwoli� na kredyt. Got�w- ka albo nic. � Ma pan pi��dziesi�t tysi�cy got�wk�? � Mam do pi��dziesi�ciu tysi�cy. � Kto� tu pope�nia b��d � odezwa� si� Jay. Cindy spojrza�a na niego ze zdziwieniem. � To znaczy, �e dom nie jest dobry? � Jest bardzo dobry. Tylko nie wydaje mi si�, �eby Donowi op�aci�a si� ta inwestycja. Nie w tej okolicy, nie w tym roku. � Je�li wy�o�y poni�ej pi��dziesi�ciu tysi�cy... � Ale w remont w�o�y dwa razy wi�cej. Plus rok pracy znakomitego cie�li. To b�- dzie jakie� sto pi��dziesi�t tysi�cy. A zak�adam si�, �e �aden dom w tej okolicy nie po- szed� za wi�cej ni� sto. Cindy u�miechn�a si� drapie�nie. Jay wtargn�� na jej teren i zamierza�a odrobin� si� zabawi�. � Tak naprawd� wszystko w tej okolicy sprzedaje si� w przedziale od stu dziesi�- ciu do stu dwudziestu. A ceny s� tak niskie z powodu tego domu. Obni�a warto�� ca�ej dzielnicy. Poza tym ten dom jest wyj�tkowy. Prosz� si� rozejrze�. Budynek naprzeciw- ko by� powozowni�, kt�ra kiedy� nale�a�a do tej posiad�o�ci, na mi�o�� bosk�, a to dru- gi najlepszy dom na tej ulicy. Wi�c kiedy ten dom wejdzie na rynek, b�dzie mo�na za niego wzi�� przynajmniej o trzydzie�ci tysi�cy wi�cej ni� za inne. Je�li znajdzie si� od- 23 powiedniego kupca. � I tutaj zaczyna si� pani rola � doko�czy� Jay z u�mieszkiem. Ten cynizm dopro- wadzi� j� do furii. � W�a�nie, tu zaczyna si� moja rola. Bo jestem w swoim zawodzie tym, kim pan jest w swoim, pomin�wszy fakt, i� nie robi� paskudnych uwag pod adresem p�ci odmien- nej. Wi�c kiedy nadejdzie pora, �eby sprzeda� ten dom, nie zaproponuj� go komu�, kto szuka okazji. Znajd� kogo�, kto chce posiada� klejnot i zap�aci za niego godziw� cen�. A je�li pan Lark jest naprawd� taki dobry, za�o�� si� ju� teraz, �e sprzedam ten dom za dwie�cie tysi�cy dolar�w. � Zak�adamy si�? � Przesta�cie � przerwa� Don. � Nie korzystam z pomocy agent�w. Nie sta� mnie na prowizj�. � Je�li nie wynegocjuj� takiej ceny, nie przyjm� prowizji. � To by by�o nie w porz�dku. Pani praca jest warta zap�aty. Wi�c nie pozwol� pani pracowa� za darmo. � Ch�tnie si� za�o�� � nie ust�pi�a. � Jeste�cie m�czyznami czy nie? � Przyjmuj� � powiedzia� Jay. � Nic pan nie postawi�. � Stawiam moj� reputacj� znawcy nieruchomo�ci. � Nie ma pan �adnej reputacji, bo s�ysza�abym o panu. Don parskn�� �miechem. W�a�ciwie brzmia�o to jak warkni�cie, kilka warkni��. Nie- mal ostrze�enie. Rozbawi�a� mnie, ale nie zbli�aj si�, bo ci�gle mog� ci� ugry��. Ten �miech spodoba� si� Cindy. A przynajmniej jej hormonom. Zda�a sobie spraw�, z�a na siebie, �e gdyby teraz Don zdj�� buty, pewnie podnieci�aby si� odorem jego skarpetek. We� si� w gar��, dziewczyno. � Nie przyjm� tego zak�adu � oznajmi�. � Nie zak�adam si�. Za to pomy�l�, czy nie nawi��emy wsp�pracy. Ale dopiero kiedy dom b�dzie ju� sko�czony. Nie mo�na kupo- wa� kota w worku. � Ona nic nie kupuje � warkn�� Jay. � Agenci bior� domy na konsygnacj�. � Na zlecenie. Je�li nie widzi pan r�nicy... � Nie k���my si�. Uznajmy, �e si� nie lubimy, ale kochamy Dona, wi�c pog�d�my si� dla jego dobra. Co to mia�o znaczy�? Natychmiast schowa�a si� za mask� profesjonalnego spokoju. � Powiem mojemu klientowi, �e proponuje pan czterdzie�ci sze�� tysi�cy pi��set. Mo�e nie lubi pan si� targowa�, ale on tak. Kiedy dojdziemy do czterdziestu dziewi�ciu, wezw� pana na podpisanie dokument�w. � I to si� uda? � spyta� Don, jakby zaskoczony. � Na pewno � zapewni�a go. Potem u�miechn�a si� szeroko do Jaya, tak sarka- 24 stycznie, �eby posz�o mu w pi�ty. Zignorowa� j� i odwr�ci� si� do Dona. � To twoje pieni�dze i twoje �ycie. Je�li to jest �ycie. � Nie jest. Ale tylko takie mam. � Don znowu zwr�ci� si� do Cindy. � Kiedy mam zadzwoni�? � Jutro o pi�tej. Wtedy um�wimy si� na zamkni�cie transakcji. � Na pewno? Od tego zale�y, jak naprawi� drzwi. � Drzwi? � Dopiero po chwili przypomnia�a sobie, �e w�amali si� do domu. � Chcia�em za�o�y� nowy skobel, ale przytwierdzony tak, �eby nie mo�na go by�o wy�ama�. A je�li kupi� ten dom, zamontuj� nowe futryny i drzwi. � Prosz� je zamontowa� � A co b�dzie, je�li w�a�ciciel si� nie zgodzi? � spyta� Jay. � Je�li si� nie zgodzi, pokryj� wszystkie wydatki. � Dzi�kuj� za pomoc, Cindy � powiedzia� Don. � Zdaje si�, �e sprawdzi�a� histo- ri� domu. Zauwa�y�! � Owszem. � Mo�e kiedy� opowiesz mi co� o doktorze... Jak mu tam... � Doktor Calhoun Bellamy. � Nie mog�a nic na to poradzi�, ale nagle zesztywnia- �a. Nie znosi�a takiego rozkazuj�cego tonu. � Nie chc� odrestaurowa� tego domu, tylko go wyremontowa�. Nie chc� cofa� go do pierwotnego stanu. � Wcale si� tego nie spodziewa�am. � Chc� go doprowadzi� do takiego stanu, �eby na nim zarobi�. Ale skoro to rozu- miesz, ch�tnie wys�uchani, co o nim wiesz. � Prosz� bardzo. Don uni�s� palce do czo�a, jakby chcia� dotkn�� ronda nie istniej�cego kapelusza. Po- tem odszed� szybkim krokiem do furgonetki i odjecha�. Zda�a sobie spraw�, w�ciek�a, �e zostawi� j� sam� z Jayem. Ale w ko�cu co ten typ m�g�by jej zrobi�? Poza tym zna Dona. Mo�e odpowiedzie� na par� pyta�. � Ile dom�w ma na koncie? � spyta�a. Wzruszy� ramionami. � Za�atwia jeden w cztery miesi�ce od... nie pami�tam w tej chwili... od �mierci �ony, w ka�dym razie. Dwa i p� roku? � Cztery mies