2668

Szczegóły
Tytuł 2668
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2668 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2668 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2668 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Evelyn Anthony Nasionko tamaryndowca Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 Z angielskiego prze�o�y� Les�aw Ludwig T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni ZNiW Zn Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Graf", Gda�sk 1991 Pisa�a K. Kruk Korekty dokona�y U. Maksimowicz i I. Stankiewicz Prolog Odes�a� sekretark� do domu. Lubi�a sw� prac�, by�a niezwykle obowi�zkowa i nigdy s�owem nie protestowa�a, gdy trzeba by�o zosta� d�u�ej w biurze. Cz�sto nazywa� j� w my�lach bezcennym nabytkiem, lecz tego wieczoru jej ch�� pomocy po godzinach wywo�a�a w nim z�o��. Posprzeczali si� o to, ale wyszed� z tej potyczki zwyci�sko, zosta� sam w swoim gabinecie. Odczeka� jeszcze kilka minut chc�c upewni� si�, �e ju� posz�a, podszed� do drzwi i przekr�ci� klucz. Za ochlapanymi mokrym �niegiem oknami panowa�y ciemno�ci: zaci�gn�� zas�ony i zapali� lamp� na biurku. By�o ono zawalone papierami i to w�a�nie ten ba�agan zirytowa� jego sekretark�. Uwa�a�a, �e nie powinien chodzi� z nimi po gmachu, by osobi�cie odnie�� je do archiwum. Jednak te dokumenty zupe�nie go nie interesowa�y, tote� odsun�� je na bok, otwieraj�c kluczem zawieszonym na �a�cuszku u kamizelki �rodkow� szuflad� swego biurka. Tylko on mia� do niej klucz. Wyj�� teczk� oznakowan� czerwon� nalepk� w lewym g�rnym rogu. Umie�ci� j� pod lamp�, po czym strona po stronie zacz�� fotografowa� jej zawarto�� pos�uguj�c si� miniaturowym przedmiotem, kt�ry wcale nie przypomina� aparatu. W pewnej chwili przerwa� t� czynno�� i zastyg� w bezruchu, poniewa� kto� szed� korytarzem ko�o jego gabinetu. Sta� z oczyma utkwionymi w klamk�. Na my�l, �e m�g� zrezygnowa� z wieloletniego nawyku i nie zamkn�� drzwi ogarn�a go chwilowa panika, znana z nocnych koszmar�w. Je�li kroki zatrzymaj� si� i rozlegnie si� pukanie, po czym drzwi si� otworz�... Nikt jednak nie zapuka�, nikt nie przekr�ci� klamki. Kroki min�y jego drzwi, a ich odg�os stawa� si� coraz bardziej st�umiony, a� zda� sobie spraw�, �e to, co s�yszy, jest biciem jego w�asnego rozdygotanego serca. W pi�� minut doko�czy� dzie�a i pouk�ada� dokumenty w teczce; dopiero wtedy podszed� do drzwi i upewni� si�, �e nic z�ego nie mog�o go spotka�. Nacisn�� klamk� i u�miechn�� si�: by�y zamkni�te. Nie zapomnia�. Kiedy wychodzi� z gabinetu, biurko by�o posprz�tane, �rodkowa szuflada zamkni�ta na klucz, ma�o istotne dokumenty odniesione do archiwum, a teczka z czerwon� nalepk�, oznaczaj�c� "�ci�le tajne", spoczywa�a w sejfie pi�tro ni�ej. Rozdzia� pierwszy - Prosz� pa�stwa, zbli�amy si� do Barbadosu. Za oko�o dziesi�� minut wyl�dujemy na lotnisku Seaways. Pilot mia� znudzony g�os; dziecko w klasie turystycznej przesta�o p�aka� po raz pierwszy od dw�ch godzin. Judith by�a tego pewna, poniewa� sprawdza�a czas na zegarku; irytuj�ce zawodzenie nasili�o si� teraz i nagle zamilk�o, zupe�nie jakby zdezorientowane niemowl� zrozumia�o, �e podr� zbli�a si� do ko�ca. Z pewno�ci� dziecko nie mog�o przejawia� mniejszego entuzjazmu od niej. Inni pasa�erowie pochylali si� w stron� okien wykr�caj�c szyje, by zobaczy� wysp� w otoczce b��kitu oceanu. Judith Farrow zerkn�a przez siedz�cego obok pasa�era i ujrza�a ma�y skrawek l�du, niezwykle zielony w pal�cym s�o�cu. Na ten widok, niemal wbrew sobie, poczu�a odrobin� zainteresowania, a nawet dreszczyk emocji. S�ysza�a, �e wyspa jest niezwyk�ej urody. Oddalona od pe�nych gwaru wi�kszych wysp karaibskich, by�a oaz� spokoju, u�pionym rajem, w kt�rym kto� taki jak ona m�g� na nowo przemy�le� swe chaotyczne �ycie i spr�bowa� zaprowadzi� w nim jaki� �ad. Mia�a dwadzie�cia osiem lat, ale porz�dek jej �ycia uleg� daleko posuni�temu rozk�adowi, zamieniaj�c si� w bezkszta�tne, ohydne, odarte z godno�ci bytowanie. We� urlop - t� rad� us�ysza�a od swego szefa, Sama Nielsona. Zostaw za sob� Onz, Nowy Jork, przyjaci�, codzienn� rutyn�. Szef by� dobrym cz�owiekiem, z kt�rym ��czy� j� sympatyczny zwi�zek; on m�g� wykazywa� si� nieszkodliwym paternalizmem w stosunku do kobiety niewiele starszej od jego c�rki Nancy - Judith dzieli�a z ni� mieszkanie. Nancy, twarda, zdecydowana, r�wnie ma�o sentymentalna wobec swoich licznych romans�w co pierwszy z brzegu playboy, sugerowa�a to samo rozwi�zanie: ucieczk�. I chocia� Judith nie mia�a na to wielkiej ochoty, zrobi�a tak jak jej doradzano. Sam i Nancy zapewniali j�, �e po kilku dniach poczuje si� lepiej, zobaczy wszystko z w�a�ciwej perspektywy. Zauwa�y�a, �e wyspa znikn�a pod skrzyd�em podchodz�cego do l�dowania samolotu. Guzik prawda, �e poczuje si� lepiej. To bzdura, �e urlop mo�e przywr�ci� jej utracon� wiar�, z�udzenia, szacunek do samej siebie. Z drugiej strony Nielsonowie mog� mie� racj�; kiedy cztery lata temu spotka�a j� �yciowa tragedia, zdecydowa�a si� na odci�cie si� od swoich angielskich korzeni i rozpocz�cie nowego �ycia w Usa, �mier� m�a by�a dla niej katastrof� w prawdziwym znaczeniu tego s�owa, to nie ulega�o w�tpliwo�ci. W por�wnaniu z ni� utrata m�czyzny, kt�rego kocha�a i z kt�rym �y�a przez p� roku, by�a drobiazgiem. Jej romans z Richardem Patersonem nie zas�ugiwa� na wi�cej ni� dwutygodniowy okres rekonwalescencji. L�dowanie przebieg�o g�adko; pasa�erowie ustawiali si� w kolejce do wyj�cia. Niemowl� znowu si� rozp�aka�o. Judith by�a m�atk� przez dwa lata, ale nigdy nie urodzi�a dziecka. Nigdy nawet nie zasz�a w ci���. Wysz�a za Patricka Farrowa maj�c dwadzie�cia dwa lata, on by� cz�owiekiem zamo�nym, pe�nym uroku i poczucia humoru typowego dla Irlandczyk�w, mia� wiecznie ziezaspokojony p�d do podr�y, wyszukiwania nowych miejsc i "kolekcjonowania" nowych ludzi. Judith sta�a si� nowym nabytkiem w jego kolekcji, gdy uda� si� do Maroka, a ona mieszka�a akurat w tamtejszej ambasadzie brytyjskiej. Jej wuj pracowa� tam jako radca, a Pata Farrowa pozna�a podczas kolacji wydanej przez ambasadora. W miesi�c p�niej wzi�li �lub i rozpocz�li dwuletni po�cig po �wiecie. Z pocz�tku udawa�a, �e jest szcz�liwa, �e bawi j� ten styl �ycia. Fajnie by�o pojecha� do Kenii, nast�pnie z�apa� samolot z Mombasy do Nepalu, gdzie Pat ju� po tygodniu nudzi� si� jak mops, a poza tym kto� proponowa� w�a�nie wycieczk� do Tokio, by zobaczy� kwitn�ce wi�nie. Farrow by� hojny i czu�y, ale nie mieli sta�ego domu, a nawet najbardziej luksusowy apartament hotelowy przypomina� do z�udzenia poprzedni, kiedy ju� nowo�� tej sytuacji przesta�a j� bawi�. Nie ulega�o jednak w�tpliwo�ci, �e jej m�� by� szcz�liwy. By� najwi�kszym szcz�ciarzem na �wiecie, jak cz�sto oznajmia� wszem i wobec na kolejnym ca�onocnym przyj�ciu, trzymaj�c w jednej r�ce kieliszek szampana, a drug� obejmuj�c sw� �on�. Przyjechali na kr�tko do Londynu, chc�c zd��y� na g��wn� gonitw� sezonu i Judith zobaczy�a si� z ojcem, zostawiaj�c Pata, by sam pojecha� na wy�cigi. Wracaj�c z Newmarket wpad� swoim jensenem na ty� zaparkowanej ci�ar�wki. Zgin�� na miejscu. Jej ojciec stara� si� by� dla niej mi�y, ale by� cz�owiekiem osch�ym i zamkni�ty w sobie od czasu, gdy na pocz�tku ma��e�stwa porzuci�a go �ona; zbyt wiele uczu� kosztowa�a go ta dawna kl�ska �yciowa, by zachowa� je dla swojej c�rki. Tak wi�c Judith znalaz�a si� w Nowym Jorku z listem polecaj�cym do Sama Nielsona od swego wujka, kt�ry tymczasem zamieni� Maroko na Ottaw�. Brakowa�o jej Pata Farrowa; wydawa�o si� jej niemo�liwe, by taki �adunek energii i rado�ci �ycia m�g� zosta� na zawsze unicestwiony; ale smutek ust�powa� miejsca poczuciu winy, poniewa� przesta�a kocha� m�a przed jego �mierci�. Sw�j maj�tek podzieli� r�wno mi�dzy ni�, a kobiet� mieszkaj�c� w Irlandii, kt�ra urodzi�a mu nie�lubnego syna. Judith nie mog�a narzeka� na brak pieni�dzy, chocia� pozostawi� jej skromniejsz� sum�, ni� sugerowa� to jego styl �ycia. Judith ubiega�a si� i otrzyma�a prac� osobistej asystentki Nielsona, kt�ry pe�ni� obowi�zki dyrektora jednego z wydzia��w Sekretariatu Onz. Mia�o to miejsce cztery lata temu. Kilku m�czyzn mia�o ochot� na romans z ni�, a pewien czaruj�cy, ale �miertelnie powa�ny prawnik z biura Nielsona o�wiadczy� si� jej. Wszystkim m�wi�a: "nie". I, co by�o dla niej typowe, kiedy w ko�cu powiedzia�a: "tak", zrobi�a to wobec niew�a�ciwego faceta. Jej wyb�r kochanka okaza� si� r�wnie pechowy jak wyb�r m�a. Gdy opu�ci�a samolot, upalne powietrze otuli�o j� szczelnie ze wszystkich stron niczym koc, a s�o�ce tak o�lepi�o, �e musia�a zmru�y� oczy. Otacza�o j� koj�ce ciep�o, przenikliwy upa�, kt�ry mo�na by�o znie�� dzi�ki �agodnemu pasatowi utrzymuj�cemu temperatur� na sta�ym poziomie i odbieraj�cemu tropikalnemu s�o�cu jego pal�cy �ar. Lotnisko by�o bardzo ma�e, wyzbyte po�piechu i frustracji zawsze kojarz�cych si� jej z lataniem. Baga� roz�adowywano w ��wim tempie, pasa�erowie posuwali si� wolno przez kontrol� celn� i paszportow�, mijaj�c t�giego ciemnosk�rego policjanta w bia�ym tropiku, z baretkami na piersi, przypominaj�cego wiejskiego konstabla. Wygl�da�o na to, �e nikomu nie przeszkadza fakt, i� musz� czeka�, chocia� na lotnisku nie by�o wolnoc�owych sklep�w ani innych wartych obejrzenia atrakcji dla turyst�w. Nagle, w spos�b niemal cudowny, gor�czkowe tempo �ycia w Ameryce zwolni�o do tego stopnia, �e niemal si� zatrzyma�o. Judith przesz�a przez kontrol� celn� i czeka�a na swoj� torb� - w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci kobiet nie lubi�a zabiera� ze sob� wiele baga�u; wystarczy�a jej jedna walizka, w kt�rej mia�a zesz�oroczne letnie sukienki i dwa kostiumy k�pielowe. Wiedzia�a, �e nie spotka tu nikogo znajomego i nie mia�a zamiaru opuszcza� hotelu. Richard Paterson dzwoni� do niej w dniu jej wyjazdu. Telefon odebra�a Nancy, kt�ra powiedzia�a mu, �e Judith wysz�a gdzie� na chwil� i od�o�y�a s�uchawk�, zanim zd��y� zapyta�, dok�d. Teraz, kieruj�c si� w stron� wyj�cia wraz z czarnym baga�owym nios�cym jej walizk�, Judith poczu�a ogromn� ulg�. Wszystko wygl�da�o tu inaczej i to od chwili l�dowania. Policjant w l�ni�cym bia�ym mundurze spojrza� na ni� i u�miechn�� si�. By� m�ody - nigdy przedtem nie zauwa�y�a, jakim wspania�ym okazem samca mo�e by� czarnosk�ry m�czyzna. Nie mia� zbyt czarnej karnacji; chocia� ludno�� Barbadosu nie stanowi�a takiej mieszanki rasowej jak na innych wyspach, niemniej nie by�a te� czystej krwi, a pi�kny m�ody cz�owiek w stylizowanym na kolonialny mundurze by� bez w�tpienia wynikiem rasowej integracji pokolenia lub pokole� przed jego narodzinami. - Witamy na Barbadosie - powiedzia�. - Taks�wki stoj� tam. - Dzi�kuj� - odpar�a Judith. Po raz pierwszy od wielu dni u�miechn�a si�. - Dzi�kuj� bardzo. Wyspa ton�a w kwiatach. Hibiskus, r�owe i bia�e oleandry, wspania�e purpurowe bugenwille pi�y si� po p�otach i dachach, a najpi�kniejsze z nich, szkar�atne poinsecje, zwykle ogl�dane w kwiaciarniach w czasie Bo�ego Narodzenia w postaci strzelistych ro�lin, rozrasta�y si� tu w p�omienne krzewy wybuchaj�ce po obu stronach drogi feeri� barw. Taks�wkarz m�wi� co� do niej przez ca�� drog�, ale jego gard�owy akcent praktycznie uniemo�liwia� zrozumienie. Judith zdo�a�a wy�owi� zaledwie kilka s��w. A potem dojrza�a morze: szafirowy b��kit ze �nie�nobia�ymi grzywaczami. Palmy pi�y si� w niebo. Hotel okaza� si� kolejn� niespodziank�. Sk�ada� si� z szeregu ma�ych bungalow�w otoczonych bujnymi tropikalnymi ogrodami, jakie widzia�a wsz�dzie podczas jazdy z lotniska. Basen, wype�niony wod� o barwie akwamaryny, iskrzy� si� na �rodku wy�o�onego chodnikiem patio w otoczeniu jaskrawych kwiat�w; wok� niego sta�y ma�e stoliki os�oni�te pasiastymi parasolami przypominaj�cymi jakie� niesamowite gigantyczne grzyby, a czarny niczym smo�a barman sta� za barem potrz�saj�c shakerem jakby gra� na marakasach. Wpisa�a si� do ksi�gi go�ci; zrobi�o jej si� bardzo gor�co. Ubranie lepi�o si� do niej, a kiedy w lustrze za recepcj� ujrza�a swe odbicie, zaskoczona zda�a sobie spraw�, �e ta blada, zm�czona twarz w obramowaniu prostych br�zowych w�os�w nale�y do niej. Rozejrza�a si� po ma�ym bungalowie; by�o tu du�o �wiat�a, bia�e �ciany i jaskrawe perkalowe zas�ony powi�ksza�y jeszcze to wra�enie. Balkon wychodzi� na pla��, a w sypialni mrucza�a cichutko klimatyzacja. Ucieszy�a si�, gdy odkry�a male�k�, ca�kowicie wyposa�on� kuchni�. Wesz�a do �azienki, zrzuci�a z siebie ubranie i wsun�a si� pod prysznic pozwalaj�c, by jej g�owa i ca�e cia�o nasi�kn�y wod�. Jej bia�a sk�ra wydawa�a si� nieatrakcyjna w por�wnaniu z br�zowymi cia�ami, jakie widzia�a roz�o�one wok� basenu. Strumienie wody smaga�y jej cia�o i twarz, sp�ywaj�c obfit� strug� mi�dzy piersiami. Poczucie nago�ci przywiod�o jej na my�l niechciane wspomnienia. Zakr�ci�a kran i owin�a si� r�cznikiem. Zbli�enia fizyczne z Richardem Patersonem by�y ostatni� rzecz�, kt�r� chcia�a teraz pami�ta�. Wytar�a si� do sucha i posz�a do sypialni. S�o�ce w�a�nie zachodzi�o i na niebie pokaza�a si� szara linia - posuwa�a si� ku g�rze sprawiaj�c wra�enie, jakby kto� powoli zaci�ga� story. Wkr�tce si� �ciemni. Poczu�a si� tak zm�czona, �e rzuci�a si� na ��ko; przypomnia�a sobie o mokrym r�czniku, odrzuci�a go na bok i przykry�a si� prze�cierad�em. Mo�e p�niej zadzwoni, by co� jej przys�ano - jak�� kanapk� i kaw�. Wci�� nie mog�a si� zdecydowa�, co zam�wi�, kiedy zasn�a. Gdy obudzi�a si�, wok� panowa�y absolutne ciemno�ci, a fosforyzuj�ce wskaz�wki jej zegarka wskazywa�y drug� w nocy. S�siedni bungalow zajmowa� pewien m�czyzna, kt�ry o tej porze jeszcze nie spa�. Zauwa�y�, �e w ciemnych dotychczas oknach po prawej stronie rozb�ys�o �wiat�o; ich ��ty blask roz�wietla� mrok niczym latarnia morska. W�a�nie zrezygnowa� z pr�b czytania, w d�ugi czas po tym, jak przesta� pr�bowa� zasn�� i wyszed� posiedzie� na balkonie z papierosem w r�ce. Noc by�a pe�na odg�os�w; zaledwie o dwadzie�cia jard�w od niego morze uderza�o o pla��, a z drzew rosn�cych wzd�u� piaszczystej linii brzegowej rozlega� si� natarczywy, przenikliwy �wist. Brzmia�o to jak ptasi �piew, ale rozpozna� w nim cykanie �wierszczy i prozaiczny szum okiennych klimatyzator�w. To ju� druga noc, podczas kt�rej nie m�g� zmru�y� oka. Sen nigdy nie przychodzi� do �cigaj�cego. Przez ca�e �ycie cierpia� okresy bezsenno�ci; bez �adnego ostrze�enia, bez widocznego zwi�zku z sytuacjami stresowymi, jakie nieraz by�y jego udzia�em, przychodzi�y noce, kiedy nie m�g� zasn��. R�wnie nagle okresy takie mija�y. Nauczy� si� akceptowa� t� przypad�o�� nie uciekaj�c si� do �rodk�w nasennych. Nigdy przedtem nie by� w Indiach Zachodnich; bawi�a go mo�liwo�� wyboru miejsca, kt�re z typowym dla siebie ironicznym zaci�ciem nazywa� kapitalistycznym rajem, utrzymywanym dzi�ki morderczej pracy czarnego proletariatu. By� przekonany, �e wyb�r ten obrazi jego znajomych, niezwykle ch�tnych do krytykowania innych. Lubi� podrzuca� ko�ci niezgody swoim wrogom i oddala� si�, podczas gdy oni wyrywali je sobie zapami�tale. Siedzia� w ciemno�ciach pal�c i rozmy�laj�c, z oczami utkwionymi w b�yszcz�cy chaos gwiazd na niebie. Ludzie wyruszyli w niesko�czon� przestrze� odkrywaj�c jej sko�czono��; p�dem przelecieli obok gwiazd stwierdzaj�c, �e s� niezamieszka�e i wstr�tne. Ogromny bia�y ksi�yc zosta� zbezczeszczony: stan�� na nim but astronauty. Wiedzia�, �e nic ju� nigdy nie zostanie takie samo. Nie by�o niezmienno�ci w dawnym sensie tego s�owa, stosowanym w odniesieniu do gwiazd. Wszystko podlega�o zmianom; ludzie m�drzy cieszyli si� z tego i starali si� p�yn�� z pr�dem. Inni stawiali op�r hamuj�c post�p swymi zw�okami. By�o prawd�, pomimo swej gorzkiej ironii, �e dzieci rewolucji stawa�y si� najbardziej zatwardzia�ymi reakcjonistami, wyrazicielami postaw zdecydowanie wstecznych. Pr�d zmienia� teraz kierunek; czu� rosn�c� si�� tego procesu, chocia� odbywa� si� on pod powierzchni�. M�g� zabra� z sob� jak�� kobiet�, ale nie mia� na to ochoty. Jego cia�o trzydziestodziewi�cioletniego m�czyzny by�o r�wnie zm�czone jak jego spragniony snu umys�. Nie mia� problem�w ze zdobywaniem kobiet; przychodzi�o mu to tak �atwo, �e przestawa�o cokolwiek znaczy�. S�siedni bungalow wydawa� si� pusty; dopiero gdy w oknach zapali�o si� �wiat�o, zda� sobie spraw�, �e jest zamieszkany. S�ysza� jakie� odg�osy; mia� wyczulony s�uch. Jego uszy wy�owi�y ha�asy towarzysz�ce chodzeniu po pokojach, trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Zapali�o si� �wiat�o, zalewaj�c balkon ��tym blaskiem. Drzwi rozsun�y si� i wysz�a przez nie kobieta, podesz�a do barierki - przez chwil� wychyla�a si� przez ni� wpatruj�c si� w czarne morze, na kt�rego powierzchni szeroka, pomarszczona smuga �wiat�a zdawa�a si� nikn�� na horyzoncie. Trzyma�a si� prosto i mia�a m�ode cia�o; jej d�ugie w�osy opada�y na ramiona. Nie m�g� dojrze� twarzy. Siedzia� bez ruchu w ciemno�ciach obserwuj�c j�, cia�em zas�ania� czerwony ognik papierosa. Nadal zwr�cona plecami wesz�a do �rodka. Szkoda, pomy�la�. �wiadomo��, �e o tej porze kto� inny jeszcze nie �pi i znajduje si� tak blisko, by�a koj�ca. Us�ysza�, jak drzwi jej bungalowu zamkn�y si� i pomy�la� zdziwiony, �e wysz�a na dw�r. Po chwili rozleg� si� plusk. No pewnie: posz�a pop�ywa� w basenie. Na patio pali�o si� tylko jedno ��te �wiat�o nad zamkni�tym barem. Nie by�o potrzebne, poniewa� ogromny bia�y ksi�yc tkwi� na niebie w otoczeniu gwiazd. Spogl�daj�c w g�r� Judith przypomnia�a sobie ka�dy wy�wiechtany frazes na ten temat: ksi�yc niczym per�a, gwiazdy jak brylanty; palmy uginaj�ce si� na wietrze i cykaj�ce �wierszcze. Te wytarte sentymentalne zwroty brzmia�y nieprawdopodobnie, dop�ki nie zobaczy�o si� tego na w�asne oczy. A wtedy nie spos�b by�o opisa� tego inaczej ni� s�owami, kt�re uleg�y dewaluacji. Skoczy�a do basenu i zacz�a leniwie p�ywa�, zajmuj�c sw�j umys� zabaw� w metafory, przy pomocy kt�rych pr�bowa�a jak najlepiej opisa� t� noc. - Dobry wiecz�r. Pi�kna noc. - Ten dziwny akcent przypomina� wymow� taks�wkarza, chocia� nie by� tak przesadny. Odwr�ci�a g�ow� i ujrza�a m�czyzn� stoj�cego na skraju basenu. Na g�owie mia� p��cienn� czapk�, kt�r� po chwili zdj��. - Dobry wiecz�r - odpar�a. - Jest pan tu nocnym str�em? - Tak, prosz� pani. - Przyjecha�am wczoraj - wyja�ni�a. - Nie mog�am spa�. Tak tu pi�knie i ciep�o. - Tak, prosz� pani. Jest ciep�o, nie ma co. - Za�o�y� z powrotem czapk�, zasalutowa� jej latark� i oddali� si�. Judith p�ywa�a dalej. M�czyzna z bungalowu wyszed� cicho zza domku i stan�� w miejscu, z kt�rego nie zauwa�ony m�g� przygl�da� si� postaci sun�cej przez o�wietlon� tafl� wody. Obserwowa� j� stoj�c tam, a� wysz�a z basenu. M�g� dobrze si� jej przyjrze� w tym �wietle, gdy wyciera�a nogi i mocno naciera�a r�cznikiem ca�e cia�o. By�a m�oda i mia�a �adn� twarz. Wr�ci� do bungalowu, zanim wesz�a na �cie�k�. W salonie mia� butelk� whisky. To by�o jedyne ameryka�skie przyzwyczajenie, jakiego si� nabawi�: wola� szkock� od w�dki. M�g�by kto� powiedzie�, �e tu zacz�o si� ca�e z�o. U�miechn�� si� do siebie, nape�ni� do po�owy szklaneczk� i wr�ci� na balkon. �wiat�o obok zgas�o. ** ** ** W specjalnie wyposa�onej ciemni fotograficznej na parterze ambasady sowieckiej pod numerem 1125 Szesnastej Ulicy w Waszyngtonie wywo�ywano w�a�nie rolk� mikrofilmu i robiono odbitki. Proces ten zabiera� troch� czasu, a obserwowa�o go dw�ch pracownik�w ambasady. Film zawiera� trzydzie�ci stron maszynopisu na papierze kancelaryjnym z r�cznymi dopiskami; na powi�kszeniach wida� by�o napisane wi�kszymi literami nag��wki; niekt�re ze sfotografowanych list�w pochodzi�y z Departamentu Stanu, inne z ambasady brytyjskiej; by�o te� kilka notatek s�u�bowych z Bia�ego Domu. Ni�szy i starszy z dw�ch pracownik�w pochyli� si� nad kuwet� i przeczyta� kilka zda�. - �wietnie - stwierdzi�. - Kolejny niezwykle wa�ny materia�. Drugi m�czyzna by� jego m�odszym asystentem, porucznikiem wojska oficjalnie zatrudnionym w charakterze attach~e. By� o wiele m�odszy i trzyma� si� trzy kroki za swoim prze�o�onym. - Skopiujemy to i umie�cimy w kartotece "B��kitnego", panie generale. - �wietnie - powt�rzy� genera� Golicyn. Spojrza� na fosforyzuj�c� tarcz� swego zegarka. - Musz� ju� i��. Mam spotkanie z w�gierskim ambasadorem. Zostaniecie tu a� wszystkie odbitki b�d� gotowe. Teczka "B��kitnego" ma le�e� na moim biurku jutro rano, o dziewi�tej. Wyszed� z ciemni; porucznik zasalutowa� mu, a laborant rzuci� si�, by otworzy� przed nim drzwi. Genera� poszed� na g�r� do swoich pokoi chc�c przebra� si� w mundur. W przeciwie�stwie do zachodnich dyplomat�w nosz�cych zwykle ubrania cywilne, pracownicy ambasady sowieckiej, b�d�cy oficerami s�u�by czynnej, nie stosowali si� do tego zwyczaju. Genera� lubi� sw�j mundur; na lewej piersi mia� r�nobarwne medale przyznane mu za lata sp�dzone w s�u�bie swemu krajowi oraz kilka obcych odznacze�. Gotuj�c si� do wyj�cia my�la� o kartotece "B��kitnego". Formalnie by� szefem misji wojskowej; mia� stopie� genera�a i nale�a� do starych, zaufanych cz�onk�w nomenklatury. Poniewa� szef jego sekcji by� nieobecny, on pierwszy zobaczy� informacje przekazane im przez najwa�niejszego na p�kuli zachodniej sowieckiego agenta. ** ** ** - Dzie� dobry. - Dzie� dobry. - Judith przyzwyczai�a si� do obecno�ci swego s�siada na balkonie, gdy wychodzi�a rano na �niadanie. Przez pierwsze dwa dni nie odzywa� si�, w�a�ciwie nie zauwa�a�a go prawie, sp�dzaj�c czas na pla�y lub czytaj�c na balkonie. Hotel pe�en by� ludzi mile sp�dzaj�cych czas; pary do��cza�y do innych par tworz�c ha�a�liwe grupki skupiaj�ce si� przy barze i monopolizuj�ce basen. Judith odrzuci�a kilka pr�b wci�gni�cia jej do tego grona. Do basenu chodzi�a jedynie noc�; nadal budzi�a si� przed �witem i chodzi�a sama pop�ywa� w ciemno�ci. Wi�cej rozmawia�a z nocnym str�em ni� z jakimkolwiek z go�ci hotelowych. Nie zauwa�y�a nigdy, jak jej s�siad co wiecz�r stoi w cieniu swego bungalowu obserwuj�c j�. Fakt, �e nie m�wi� nic poza dzie� dobry czyni� go w jej oczach nieszkodliwym. On tak�e unika� ludzi i jada� sam. Judith sprzeciwi�a si�, gdy zarz�dzaj�cy hotelem pr�bowa� posadzi� j� przy wsp�lnym stole z dwoma kanadyjskimi matronami na wakacjach. Dopiero tego ranka Judith po raz pierwszy dok�adnie przyjrza�a si� swemu s�siadowi. - Chyba dzisiaj jest bardziej gor�co - ta pr�ba kontynuowania rozmowy z jego strony przysz�a ca�kiem nieoczekiwanie. - Tak - przyzna�a. - Na to wygl�da. - Mo�e pada�. Troch� si� tam chmurzy. - Nie szkodzi, to nie potrwa d�ugo. - Wie pani, �e nie nale�y chroni� si� pod tymi drzewami? Od�o�y�a ksi��k�. - Nie. Pod jakimi drzewami? By� m�odszy ni� s�dzi�a. Mia� ciemn� nerwow� twarz o wyd�u�onych rysach, jasne oczy i wykrzywiony jeden k�cik ust. Wpatrywa� si� w ni� z tak� intensywno�ci�, �e nie mog�a wzi�� z powrotem do r�ki ksi��ki nie okazuj�c tym samym lekcewa�enia; nie chcia�a by� nieuprzejma. - M�wi� o tych ciemnych drzewach tam dalej. Nosz� dziwn� nazw�, kt�rej nie pami�tam. Ale je�li zacznie pada� i kto� b�dzie sta� pod nimi, to oparzy sobie sk�r�. S� bardzo truj�ce. Powinni byli pani� o tym uprzedzi�. - Nie da�am nikomu tej szansy. Od przyjazdu z nikim nie rozmawia�am. - To tak jak ja. Przyjecha�em tu, by znale�� si� z dala od ludzi. Pani te�? - Tak - przyzna�a. - Ostatni� rzecz�, na jak� mam ochot�, to znale�� si� w tym weso�ym t�umie przy barze. - Nie jest pani Amerykank�? Kanadyjka? - Jestem Angielk�, chocia� by� mo�e m�wi� z lekkim akcentem; od trzech lat pracuj� w Stanach. - Co pani tam robi? - Pracuj� dla Onz - odpowiedzia�a. - Pan jest Rosjaninem, prawda? - Fiodor Swierd�ow. - Podni�s� si�; cia�o mia� opalone na ciemny br�z. By� wysoki i szczup�y, mia� na sobie szorty, a na nogach staro�wieckie p��cienne buty na sznur�wki. Wychyli� si� wyci�gaj�c r�k�. Judith potrz�sn�a ni� lekko. S�ysza�a ju� o obsesyjnym zami�owaniu Rosjan do �ciskania d�oni. By�o oznak� �yczliwo�ci, gdy od czasu do czasu potrz�sali d�oni� rozm�wcy, zanim zrobili to jeszcze raz przy po�egnaniu. Zachodni dyplomaci wiedzieli, �e je�li nie wymienili z kim� u�cisku, oznacza�o to, �e maj� z nim na pie�ku. - Ja te� przebywam w Ameryce. Pracuj� dla naszej ambasady w Waszyngtonie. Pewnie zna pani Waszyngton. - O tak. Znam. - Zupe�nie jakby jej umys� by� scen� i przez ca�y ten czas, przez cztery dni i noce, za kulisami czyha� Richard Paterson. Przy wzmiance o Waszyngtonie wyszed� na �rodek sceny. Judith wsta�a pospiesznie. - Id� pop�ywa� - powiedzia�a. - Zanim zacznie pada�. - �wietny pomys� - odpar� Rosjanin. - P�jd� z pani�. Nie mog�a nic zrobi�, by go powstrzyma�. Kiedy zacz�o wreszcie pada�, pozostali w wodzie, wyp�ywaj�c w morze i powracaj�c ku brzegowi na szczytach ma�ych spienionych fal. Na dnie tkwi�y kolonie korali, kt�re mog�y powa�nie pokaleczy� stopy. Ostrzeg� j� przed nimi; odkry�a, �e go pos�ucha�a i trzyma si� od nich z daleka. Poczu�a, �e jest zm�czona; Rosjanin p�ywa� jak zawodowiec rozgarniaj�c wod� d�ugimi wyrzutami pot�nych ramion. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jest bardzo sprawny fizycznie. Po�o�y�a si� na plecach dryfuj�c. Przelotny deszcz os�ab� i zupe�nie usta�. Natychmiast ukaza�o si� s�o�ce, niebo zamieni�o si� znowu w rozpalony b��kit, a pla�owicze pojawili si� z powrotem na piasku niczym osy rzucaj�ce si� �apczywie na jedzenie. - Konisza� - Swierd�ow podp�yn�� do niej. - Tak w�a�nie si� nazywa. - Co? - To truj�ce drzewo. Napije si� pani ze mn� kawy, gdy wyjdziemy z wody? Kiedy stan�li na pla�y, z�apa� j� za rami� i poci�gn�� w swoj� stron�. - Tu s� korale. Musi pani kupi� tenis�wki. Zawioz� pani� do miasta przed obiadem. Jest tam sklep, w kt�rym kupi�em swoje. - Nie, dzi�kuj�, wol� pole�e� na pla�y - odpowiedzia�a Judith. Pu�ci� jej rami� i szed� obok niej. Pozwala� sobie na zbyt wiele. Rzeczywi�cie potrzebowa�a tenis�wek, ale nie mia�a zamiaru jecha� z nim do Bridgetown. Nie po to przyjecha�a do Barbados, by wdawa� si� w romans z nowym facetem. - Zam�wi� kaw� - powiedzia� Swierd�ow. Le�a�a na p��ciennym ��ku z uniesionym ramieniem, kt�rym os�ania�a oczy przed s�o�cem. Nie s�ysza�a, jak wr�ci� po mi�kkim piasku, a on szed� powoli, przygl�daj�c si� jej. Nigdy nie przepada� za du�ymi kobietami ani kobietami z obfitym biustem, kt�re w jego ojczy�nie uwa�ano za podniecaj�ce. Przysz�o mu na my�l, �e jego rodacy maj� tak� sam� obsesj� na punkcie postaci samicy_matki jak Amerykanie. By� mo�e �adne z tych spo�ecze�stw nie dawa�o dostatecznego poczucia bezpiecze�stwa u samego zarania �ycia i st�d ta obsesja ssania piersi ukrywaj�ca si� pod postaci� bod�ca seksualnego. Swierd�ow uwa�a�, �e cia�o tej Angielki jest naprawd� pi�kne. By�o kszta�tne i delikatne, zabarwione na ciep�y br�z, z bia�ym paskiem wzd�u� miednicy, gdzie jej majteczki zsun�y si� troch�. Sta� nad ni� przygl�daj�c si� jej. - Je�li poda mi pani rozmiar st�p, pojad� i kupi� je pani - zaproponowa�. Usiad�a; sta� nad ni� bez ruchu. - Nie b�d� si� pani narzuca�. Kupi� pani buty, ale nie b�d� si� narzuca�. Nie warto porani� sobie st�p. Popsu�oby to pani urlop. - Niech pan siada, nios� ju� nasz� kaw�. - Dzi�kuj�. Chcia�bym wypi� j� z pani�. Je�li nie przeszkadza to pani. - Nie - odpar�a Judith. - Pewnie, �e nie. Mi�o z pana strony, �e martwi si� pan o moje buty. Przykro mi, je�li by�am wobec pana nieuprzejma. Nie by� przystojny; niewielkie skrzywienie warg nadawa�o jego twarzy surowy wygl�d, kt�ry zmienia� si� ca�kowicie, gdy si� u�miecha�. - Nie by�a pani nieuprzejma - stwierdzi�. - Da�a mi pani tylko zna�, �e zbytnio si� spiesz�. Rozumiem. Oto kawa. Poprosz� o trzy �y�eczki cukru. - Taki s�odki z pana ch�opak? - zapyta�a zdaj�c sobie spraw�, �e czuje si� w jego towarzystwie odpr�ona. Niepokoj�ce by�o, �e stara� si� jej narzuci� swoj� wol�, tym bardziej �e zareagowa�a na to w spos�b tak naturalny. By� przyzwyczajony do wydawania rozkaz�w. - Co pan robi w ambasadzie? - Jestem attach~e wojskowym. Wsp�pracuj� z genera�em Golicynem. Czy to nazwisko co� pani m�wi? - Odpowiadaj�c na jej pytanie, wpatrywa� si� w morze; odwr�ci� si�, a w jego jasnoszarych oczach pojawi� si� ponownie ten intensywny wyraz, kt�ry sprawia�, �e trudno jej by�o odwr�ci� wzrok. - Nie. A powinno? - Jest w Ameryce od blisko trzech lat. M�wi�a pani, �e zna pani Waszyngton. - Znam kogo�, kto tam mieszka, to znaczy, pracuje. Czasami je�dzi�am tam na weekend i mieszka�am u przyjaci�. Nie obracam si� w kr�gach dyplomatycznych. - To nic ciekawego - przyzna� Swierd�ow, popijaj�c kaw�. - Wci�� te same twarze. Zapami�ta�bym pani�, gdyby�my si� tam spotkali. A co pani robi w Onz? Mo�e to tajemnica i nie powinienem nic o tym wiedzie�? - Jego krzywy u�miech naigrawa� si� z niej, ale kry�a si� w nim sympatia. Tak dobrze odgad� jej my�li, �e Judith zaczerwieni�a si�. - Jestem sekretark�, osobist� asystentk� Sama Nielsona, kt�ry pracuje dla Sekretariatu Onz. W pracy nie mam do czynienia z �adnymi tajemnicami. - Znam go - stwierdzi� Swierd�ow. - Kanadyjczyk, dyrektor Wydzia�u Prawnego. Bardzo inteligentny facet. Jest przewa�nie w stanie udowodni�, �e jedna strona ma wi�cej racji od drugiej. - To najbardziej bezstronny cz�owiek, jakiego znam - wyst�pi�a szybko w jego obronie. - My�li pani, �e mo�na by� bezstronnym? - To absolutnie konieczne w jego fachu. Sam nigdy nie opowiada si� po czyjej� stronie. - Jest pani niezwykle lojaln� asystentk� - przyzna� Swierd�ow. Jego stalowe spojrzenie z�agodnia�o; naigrawa� si� z niej za to, �e przybra�a postaw� defensywn�. Wida� by�o, �e bawi go ta sytuacja. - Ma pani ochot� na rosyjskiego papierosa? - Nie, dzi�kuj�. - Zapewniam, �e nie zawiera narkotyku - w jego sympatycznym tonie kry� si� wyrzut. Wzruszy�a ramionami. - Dobrze, o ile nie obudz� si� na Syberii... Pochyli� si� i zapali� jej papierosa. - Ani nie znajdzie si� pani w r�kach Kgb - odpowiedzia�. - Je�li teraz p�jd� sobie i zostawi� pani� w spokoju, czy usi�dzie pani przy moim stoliku podczas obiadu? - C� - zawaha�a si� - nie wiem, mo�e tak, skoro pan sobie tego �yczy... - By�aby to dla mnie prawdziwa przyjemno�� - powiedzia�. - Jad� teraz do Bridgetown. B�d� czeka� na pani� przy barze. - Sk�oni� si� lekko i ponownie u�cisn�� jej d�o�. U�o�y�a si� wygodnie na ��ku, przeci�gaj�c si� zmys�owo w rozkosznym cieple, i doko�czy�a mocnego papierosa. Sytuacja by�a do�� niezwyk�a. By� pierwszym Rosjaninem ze Zwi�zku Sowieckiego, jakiego pozna�a. Odszuka�a sw� ksi��k� w torbie pla�owej i otworzy�a j�; zapomnia�a zaznaczy� miejsce, gdzie czyta�a, ale i tak ksi��ka nie by�a zbyt interesuj�ca. Attach~e wojskowy w Waszyngtonie. Pewnie zna Richarda Patersona. Tak wi�c im mniej b�d� o tym rozmawia�, tym lepiej. Teraz, kiedy Swierd�ow odszed�, po�a�owa�a, �e zgodzi�a si� zje�� z nim obiad. Buty, kt�re jej przywi�z�, nie pasowa�y na ni�. Gdy zesz�a z pla�y, czeka� przy barze z papierow� torebk� w r�ku. - Prosz� je przymierzy� - powiedzia�. - B�dziemy mogli po po�udniu przej�� przez kolonie koralowc�w. Za�o�y�a jeden bucik zdaj�c sobie od razu spraw�, �e jest za du�y. - G�upio z mojej strony - wykrzykn�� Rosjanin - �e chcia�em pani zrobi� niespodziank�. Powinienem by� zapyta� o rozmiar. Te zupe�nie nie pasuj�. Wymieni� je po po�udniu. Przykro mi! - Prosz� si� nie fatygowa�. I tak mi�o z pa�skiej strony, �e zada� pan sobie tyle trudu... Nie pozwol�, by ponownie jecha� pan do miasta. Mog� wymieni� je jutro sama. - Popatrzy� na ni�, wzruszaj�c ramionami; wydawa� si� zirytowany sw� pomy�k�. - Nie wolno pani wyp�ywa� daleko w morze - ostrzeg� j�. - W�r�d ska� s� je�e morskie; przypominaj� je�e l�dowe, ale ich uk�ucia s� bardzo truj�ce. Musi pani mie� tenis�wki. - Je�li b�dzie pan o tym jeszcze d�ugo m�wi�, w og�le nie wejd� do wody - rzuci�a Judith. Uczepi� si� tego tematu z uporem maniaka; je�li ona nie zacznie m�wi� o czym� innym, got�w ci�gn�� go przez ca�y obiad. Najwyra�niej domy�li� si�, o czym my�li. - Nie powinienem urz�dza� pani wyk�ad�w - przyzna�. U�miech powr�ci� na chwil� na jego twarz, dotkn�� jej ramienia, odwracaj�c j� w kierunku wolnego stolika ko�o basenu. - Najpierw postawi� pani drinka. Kelnerzy niespiesznie zbierali zam�wienia; Judith ju� przedtem zauwa�y�a, z jak� swobod� poruszaj� si� tubylcy; brak napi�cia i tkwi�cego g��boko poczucia po�piechu przenikaj�cego �ycie w Ameryce niczym pr�d elektryczny. Barbadoska oboj�tno�� wobec czasu nie niepokoi�a jej; spokojnie czeka�a na posi�ki, na kaw�, na tac� ze �niadaniem o poranku, i nigdy nie przysz�o jej do g�owy, by okaza� zniecierpliwienie. Zdziwi�o j�, �e gdy tylko siedz�cy obok niej m�czyzna uni�s� r�k�, natychmiast podszed� do nich kto� z obs�ugi. Swierd�ow zam�wi� podw�jn� whisky, a dla niej poncz rumowy. Z fascynacj� i odrobin� niepokoju obserwowa�a, jak jednym haustem wla� w siebie alkohol. Pojawi� si� ponownie ten sam kelner nios�c drug� szklaneczk�. Swierd�ow uni�s� j� w jej stron�. - Polubi�em to w Ameryce. Whisky jest wy�mienita, lepsza od w�dki. Judith nie mog�a si� powstrzyma�: - Czy to nie zdrada? - Zdrada stanu - zgodzi� si� Swierd�ow. - Je�li powiadomi pani o tym moich prze�o�onych, ode�l� mnie do domu i zastrzel�. A jak smakuje poncz? Lubi pani rum? - Tutaj tak - odpar�a. - Ma inny smak. S�dz�, �e nale�y go pi� w s�o�cu. - S�o�ce poprawia nie tylko smak trunk�w. - Nie czu� si� tak dobrze od miesi�cy, nie: d�u�ej, od roku... Bez znaczenia by�o, co m�wi do tej dziewczyny. M�g� opowiada� dowcipy, m�g� siedzie� w migotliwym blasku s�o�ca i m�wi� wszystko, co mu przyjdzie do g�owy. Oczywi�cie w okre�lonych granicach. Pani Farrow by�a pi�kn� kobiet�; teraz, po wypiciu drinka, wygl�da�a na mniej nieszcz�liw� ni� kiedykolwiek przedtem, gdy j� obserwowa�. Interesowa�o go jej zamkni�cie si� w sobie. Nie chcia�a z nim rozmawia�; zmusi� j� do tego; zabawne by�oby dalsze zmuszanie jej do rzeczy, na kt�re nie ma ochoty. Mia� ju� plany na reszt� tygodnia: zwiedzanie wyspy, wyprawa w morze na ryby, kolacja w dw�ch innych hotelach, gdzie by� ro�en i kabaret. - Masz bardzo �adn� sukienk� - powiedzia�. - Ma ju� ponad rok. - Judith pocz�stowa�a go papierosem. Potrz�sn�� g�ow�; wola� swoje. - Po prostu spakowa�am si� i przyjecha�am tu. Musz� przyzna�, �e bardzo tu pi�knie. Ludzie s� tacy mili. - Milsi ni� na innych wyspach - przyzna�. - To jedna z ciekawych rzeczy dotycz�cych niewolnictwa. Albo czyni ono ludzi gwa�townymi i wrogo nastawionymi do innych, albo odbiera im ducha. Staj� si� wtedy pasywni, �atwo nimi kierowa�. Jak tutaj, na Barbadosie. Jamajczycy s� zupe�nie inni. - Bez wzgl�du na wp�yw niewolnictwa, by� to ohydny proceder. - Nasz lud �y� w niewolnictwie do 1861 roku - powiedzia� Swierd�ow. - Zastanawiam si�, jaki wp�yw mia�o na nas podda�stwo, jaki� socjolog powinien to zbada�. Najlepiej jeden z tych m�drych Amerykan�w znaj�cych wszystkie skomplikowane terminy, ale nie potrafi�cych odpowiedzie� na �adne ze swoich pyta�... - Przekona�by� si� zapewne, �e ich to nie interesuje. Stwierdziliby, �e nie ma tu czego udowadnia�, poniewa� nic od tamtych czas�w si� nie zmieni�o. Odchyli� si� do ty�u ze �miechem. - Bardzo dobre. Potrafisz celnie odpowiedzie�. Bardzo mi si� to podoba. - Niewiele brakowa�o, bym tego nie powiedzia�a - przyzna�a. - Ale je�li b�dziesz kpi� sobie z Amerykan�w i Zachodu, ostrzegam ci�, �e odpowiem tym samym. - Nie - uni�s� do g�ry r�k�. - Nie, pokojowa koegzystencja, tak to si� teraz robi. Prosz� ci�, nie wypowiadaj mi wojny. - Jego oczy wpatrywa�y si� w ni� badawczo; domaga�y si� od niej odwzajemnienia spojrzenia i po�wi�cenia mu pe�nej uwagi. - Nigdy nie wypowiada�am nikomu wojny - powiedzia�a. - Nale�� do tych, kt�rzy uciekaj�. - Aha. Nie s�dz�. Uwa�am, �e by�aby z ciebie odwa�na i pi�kna obro�czyni kapitalizmu. Po raz pierwszy us�ysza� jej nieskr�powany �miech. Jedli obiad przy stoliku stoj�cym na skraju b��kitnego basenu; on wypi� par� kolejek whisky, a dla niej zam�wi� wino, na kt�re nie mia�a ochoty. Popo�udnie zrobi�o si� upalne; na kr�tki czas zanikn�� wszechobecny wiatr od morza i powietrze sta�o si� ci�kie i nieruchome. Wi�kszo�� go�ci uda�a si� do bungalow�w na sjest�; dwoje ma�ych dzieci pluska�o si� w ciep�ej wodzie basenu, a obserwowa�a je spoczywaj�ca w cieniu matka, kt�ra zmaga�a si� z senno�ci�. Nagle Judith poczu�a, �e sama z trudem pokonuje ch�� snu. Rum, wino, upa�, wszystko to razem sprawia�o, �e mia�a wra�enie, i� jej g�owa jest z o�owiu. Bola�y j� ko�czyny. - Mam zamiar si� po�o�y� - powiedzia�a. - Czuj� si� taka zm�czona. Wsta� i wyci�gn�� r�k�. - Przykro mi z powodu but�w. Usi�dziesz przy moim stoliku podczas kolacji dzi� wieczorem? - Jedynie pod warunkiem, �e przestaniesz znowu przeprasza� z powodu tych but�w. - Obiecuj�. B�d� czeka� przy stoliku. Chyba �e masz ochot� zawrze� jakie� znajomo�ci w barze. Wszyscy Kanadyjczycy b�d� chcieli ci stawia�. - Nie, dzi�kuj�. Przyjd� do restauracji. Obserwowa� j� jak odchodzi, wspinaj�c si� po kilku schodkach wiod�cych do bungalow�w. Postanowi� nie i�� za ni�. Matka dw�jki dzieci unios�a g�ow� i obserwowa�a Judith. Do��czy� do niej jej m��, uk�ada� si� w�a�nie na le�ance smaruj�c olejkiem swe obfite cia�o. Swierd�ow zdj�� koszul� i usiad� w pe�nym s�o�cu. Opar� si� wygodnie i zamkn�� oczy. Podoba�a mu si� Judith - jest kobiet� inteligentn� i ma poczucie w�asnej warto�ci. Jej rezerwa bawi�a go i nie m�g� powstrzyma� si� od uszczypliwych uwag; zawzi�cie atakowa� uprzedzenia, kt�re - by� tego pewien - tkwi�y w jej umy�le niczym miny przeciwczo�gowe. Kierowa�a nim pokusa prowokowania nieprzyjaciela. Nieprzyjaciela? Na chwil� otworzy� oczy, wpatruj�c si� w pal�ce ��te s�o�ce. To pi�kna dziewczyna; wywo�ywa�a w nim pragnienie, by si� z ni� kocha�. Golicyn widzia�by w niej wroga. Ani razu nie pomy�la� o generale od czasu, gdy poszed� z ni� pop�ywa� tego ranka. Nie my�la� te� o swojej �onie. Para Kanadyjczyk�w drzema�a w cieniu pla�owych parasoli, ich dzieci wykrzykiwa�y co� do siebie w basenie. M�czyzna przygl�da� si� Swierd�owowi, gdy ten mija� go w drodze na pla��. Obserwowa�, jak wchodzi do wody i wyp�ywa w morze. - Zauwa�y�a� tych dwoje podczas obiadu? - mrukn�� do �ony. - Aha - odpowiedzia�a nie podnosz�c wzroku znad ksi��ki. - Szybko si� zgadali. - Tak - odpar�a. Jej m�� by� cz�owiekiem gadatliwym, a ona lubi�a d�ugie dosadne powie�ci pornograficzne pe�ne wym�czonych opis�w z dziedziny ludzkiej anatomii. - Jest taki upa�. Dlaczego si� nie zdrzemniesz? Rozdzia� drugi - Rachel, je�li si� nie po�pieszysz, sp�nimy si�. - Richard Paterson stara� si� nie okaza� irytacji. Wybierali si� na przyj�cie w ambasadzie francuskiej. Jego �ona sp�dza�a zawsze d�ugie godziny na przygotowaniach i ta jej cecha wyprowadza�a go z r�wnowagi. Uwa�a�, �e niepunktualno�� �wiadczy o braku wychowania, niechlujstwie i bezmy�lno�ci. Podszed� do drzwi sypialni i obserwowa� j�. Odwr�ci�a si� stoj�c przy komodzie, w kt�rej szuka�a czego�, i u�miechn�a si� do niego. By�a �adn� kobiet� o jasnych w�osach, �wie�ej cerze, w typie Angielki. �wietnie prezentowa�a si� w zwyk�ych ciuchach, ale nic ekstrawaganckiego tak naprawd� nie pasowa�o na ni�. Niestety, z i�cie kobiecym uporem, lubi�a rzeczy nieodpowiednie i folgowa�a temu upodobaniu, kiedy wychodzili gdzie� wieczorem. Richard mia� dobry smak i skrzywi� si� na widok blasku ozd�b z paciork�w na tle koktajlowej b��kitnej sukni o odcieniu typowym dla niemowl�cych becik�w. - Ju� id�, kochanie. Szukam tylko chusteczki. Jest dopiero wp� do si�dmej. - Ambasador lubi pojawia� si� o si�dmej - rzuci� zniecierpliwiony. - Nie chc� po prostu przyj�� w tej samej chwili. Na mi�o�� bosk�, chod��e ju�. Nie masz przy sobie chusteczek higienicznych? W po�piechu wbi�a si� w p�aszcz i zesz�a za nim po schodach do drzwi wej�ciowych. W czasach, kiedy mieszkali w Londynie, on pracowa� w Ministerstwie Lotnictwa, taka wymiana zda� zako�czy�aby si� k��tni�, w wyniku kt�rej ona zosta�aby w domu ton�c we �zach. Ale wiele rzeczy zmieni�o si� od czasu, gdy przyjecha�a do Stan�w i zacz�a dok�ada� wszelkich stara�, by ich ma��e�stwo funkcjonowa�o normalnie. Po dw�ch pierwszych latach zacz�li sobie dzia�a� na nerwy; kiedy nie zasypywali si� zarzutami, zajmowali si� swoimi sprawami - ona zamyka�a si� w kr�gu rodziny i przyjaci�, jego coraz bardziej absorbowa�a praca. Kiedy otrzyma� awans na pu�kownika lotnictwa i zaproponowano mu stanowisko w Waszyngtonie, perspektywa zostawienia za sob� domu i wyjazdu z m�em do nie znanego kraju wydawa�a si� jej nie do zniesienia. Niew�a�ciwie oceni�a sytuacj�, stawiaj�c go przed wyborem: albo wyjazd do Stan�w, albo dalsze wsp�lne �ycie. Wybra� Waszyngton. Kiedy wyjecha�, stosunek do niej kr�gu, w kt�rym si� obraca�a, nie by� przychylny. Rodzina i znajomi czynili niedwuznaczne uwagi o biednym samotnym Dicku, a� zacz�a czu� si� fatalnie, prze�ladowana poczuciem winy. W dodatku t�skni�a za nim. Mija�y miesi�ce, a jej �ycie bez m�a wydawa�o si� pozbawione celu; ich elegancki ma�y domek w Londynie bardziej ni� zwykle przypomina� pust� bombonierk�. Tak wi�c Rachel, przy aprobacie rodziny, wys�a�a telegram i wsiad�a do samolotu lec�cego do Waszyngtonu. Okaza�o si�, �e post�pi�a w�a�ciwie. Teraz, nosz�c w sobie jego dziecko i powoli poznaj�c nowych ludzi w Waszyngtonie, a nawet zawieraj�c kilka efemerycznych przyja�ni, by�a w stanie znosi� jego humory; grzecznie tolerowa�a nawet jego cotygodniowe wyprawy do Nowego Jorku. Dosta�a nauczk� i potrafi�a wyci�gn�� z niej wnioski. By� cz�owiekiem trudnym w po�yciu: samolubnym, dra�liwym, zimnym. Kocha�a go jednak, a za kilka miesi�cy b�dzie mia�a dziecko wymagaj�ce troskliwej opieki. Nie by�by w stanie sprowokowa� k��tni, nawet gdyby mia� ten zamiar. Rzecz jasna nie wiedzia�a nic o Judith Farrow. - Przepraszam ci�, �e tak d�ugo to trwa�o. - Zwr�ci�a si� ku niemu w samochodzie i �cisn�a go za rami�. - Przyznasz, �e wszystko wygl�da tak pi�knie na �wie�ym �niegu. - Tak - zgodzi� si�. - Bardzo pi�knie. - Pani Stephenson zaprosi�a mnie na obiad w przysz�ym tygodniu - oznajmi�a. Zadziwia�o go i jednocze�nie cieszy�o, �e ludzie lubili jego �on�. Nawet najbardziej niesympatyczne spo�r�d �on dyplomat�w, w��cznie z ma��onk� pierwszego sekretarza ambasady Fergusa Stephensona, akceptowa�y j�, uwa�aj�c za istot� czaruj�c�, a� czu� si� zobowi�zany sam jej si� lepiej przyjrze�. K�opot w tym, �e wci�� my�la� o Judith; za ka�dym razem, kiedy si� z ni� spotyka�, jego �ona wydawa�a si� nijaka, sztuczna i pretensjonalna jak okropny peki�czyk, kt�rego kaza� si� jej pozby� tu� po �lubie. - Musisz by� dla niej niezwykle mi�a. M�wi si�, �e Stephenson ma obj�� ambasad� w Pary�u. To b�yskotliwy facet. - B�d� spokojny. Nie paln� �adnego g�upstwa. Pami�taj, �e odebra�am staranne wychowanie, przygotowuj�ce mnie do roli �ony dyplomaty. Jeste�my na miejscu, a jest dopiero za pi�� si�dma. Zd��yli�my, prawda? - Tak - zgodzi� si� Richard. - Tylko prosz� ci�: oddaj p�aszcz i nie zacznij pudrowa� sobie nosa. Ambasada francuska mie�ci�a si� w wielkim eleganckim budynku na Kalorama Road; Richard wraz z �on� min�li witaj�cych ich dyplomat�w, wymieniwszy u�cisk d�oni z ambasadorem i jego atrakcyjn� �on�, po czym wmieszali si� w t�um go�ci w g��wnym salonie recepcyjnym. Zd��yli przebi� si� przez pierwszy szereg, kiedy zaanonsowano ambasadora brytyjskiego. Richard podszed� do grupki ludzi, kt�rych Rachel nie zna�a. W pole widzenia wtoczy� si� ogromny Holender, jeden z pierwszych sekretarzy swojej ambasady; jego zwisaj�ce podbr�dki podskakiwa�y nad ko�nierzykiem, gdy kiwa� sw� wielk� g�ow� z boku na bok. - A, pan pu�kownik, szuka�em pana. Chc� przedstawi� panu naszego nowego attach~e wojskowego. Sympatyczny z niego cz�owiek - na pewno zaprzyja�nicie si�. Prosz� ze mn�, on stoi tam, obok ambasadora Niemiec Zachodnich. Gdy mijali grupki go�ci, m�wi� do niego przez rami�. - A przy okazji - zacz�� - nie widz� tu Swierd�owa. Nie widzia� go pan? - Nie. Chyba nie. - Paterson instynktownie zesztywnia�. Unika� kontaktu ze wszystkimi Rosjanami i lud�mi z bloku wschodniego. Nie chcia�, by kto� m�g� wygrzeba� kiedy� jak�� niew�a�ciw� znajomo�� tego typu i wskaza� go palcem. - Czy to takie istotne, �e go nie ma? Holender wzruszy� ogromnymi ramionami. - Nie. Zwr�ci�em na to uwag�, poniewa� gdziekolwiek pojawia si� genera� Golicyn, tam zwykle spotka� mo�na pu�kownika Swierd�owa. Przypominaj� dwie gwiazdy z gwiazdozbioru Bli�ni�t - chocia� mo�e to nie najbardziej odpowiednie por�wnanie. O, tam jest Jack Loder. - Chcia�bym pozna� waszego attach~e - wtr�ci� Paterson. - Chod� z nami, kochanie. - Wzi�� Rachel pod r�k�. Nie mia� ochoty rozmawia� z Jackiem Loderem ani te� narzuca� jego towarzystwa swojej �onie. Jego zdaniem facetowi tego pokroju nie powinno si� nigdy pozwoli� awansowa� ponad stanowisko kancelisty w ambasadzie pierwszej kategorii, do jakich zalicza�a si� waszyngto�ska plac�wka. Loder przebywa� w Waszyngtonie od roku. Przyby� tu w lutym ubieg�ego roku, po�r�d wielkich mroz�w, by zaj�� stanowisko oficera ��cznikowego w wydziale planowania. Poprzednio pracowa� w Delhi, gdzie oficjalnie by� doradc� attach~e handlowego; jeszcze przedtem sp�dzi� p� roku w ambasadzie w Bonn bior�c udzia� w programie wymiany kulturalnej. Wsz�dzie inni pracownicy plac�wek unikali go. Nikt nie lubi szpieg�w; Loder odkry� t� prawd na pocz�tku swojej kariery. Podobnie jak policjanci, szpiedzy czuli si� swobodnie wy��cznie w swoim w�asnym towarzystwie. Brak popularno�ci nie martwi� go; lubi� sw� prac�, a trudno by�o mie� i jedno, i drugie. Nie mia� zbyt ujmuj�cej prezencji; by� niski i �ylasty, mia� �le posk�adan� twarz i kiepskie z�by kojarzone z n�dznym robotniczym pochodzeniem. Mia� pecha, poniewa� natura obdarzy�a go rudymi w�osami, w zwi�zku z czym jego niezdarne rysy nakrapiane by�y piegami, a zapuchni�te r�owe powieki os�ania�y oczy o barwie piasku. Wygl�da� jakby t�go pi�, chocia� tak naprawd� by� abstynentem. W Delhi, po tym jak opu�ci�a go �ona, zacz�� pi� w ilo�ciach kwalifikuj�cych go na alkoholika, chocia� nikt go nigdy o to nie podejrzewa� ani nie m�g� twierdzi�, �e widzia� go pijanego. Nie trze�wia� miesi�cami. Nie cierpia� wcale tak bardzo z powodu odej�cia �ony; oddalili si� od siebie po wojnie. Podobnie jak w przypadku innych ma��e�stw zawartych w po�piechu, jego fundamenty by�y kruche i kiedy go zostawi�a, specjalnie za ni� nie t�skni�. Brakowa�o mu jednak dzieci. Mia� dwunastoletniego syna i dziesi�cioletni� dziewczynk� - w�a�nie zacz�� odczuwa� rado�� z ich towarzystwa, a one dawa�y mu rzadkie poczucie zrozumienia. Odleg�o�� mi�dzy nimi dzia�a�a na jego niekorzy��; oni byli w Anglii i jedyny kontakt stanowi�y pisane od czasu do czasu niezbyt wymowne dzieci�ce listy. NIgdy przedtem nie zdawa� sobie sprawy z b�lu towarzysz�cego samotno�ci. Kiedy incydenty graniczne mi�dzy Indiami a Chinami przerodzi�y si� w kryzys o mi�dzynarodowym zasi�gu, a chi�ska inwazja wydawa�a si� nieunikniona, nagle wzi�� si� w gar��. Przesta� pi� i zabra� si� solidnie do pracy. Od tego czasu nie tk