2668
Szczegóły |
Tytuł |
2668 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2668 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2668 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2668 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Evelyn Anthony
Nasionko tamaryndowca
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
Z angielskiego prze�o�y�
Les�aw Ludwig
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni ZNiW Zn
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa "Graf",
Gda�sk 1991
Pisa�a K. Kruk
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i I. Stankiewicz
Prolog
Odes�a� sekretark� do domu.
Lubi�a sw� prac�, by�a niezwykle
obowi�zkowa i nigdy s�owem nie
protestowa�a, gdy trzeba by�o
zosta� d�u�ej w biurze. Cz�sto
nazywa� j� w my�lach bezcennym
nabytkiem, lecz tego wieczoru
jej ch�� pomocy po godzinach
wywo�a�a w nim z�o��.
Posprzeczali si� o to, ale
wyszed� z tej potyczki
zwyci�sko, zosta� sam w swoim
gabinecie. Odczeka� jeszcze
kilka minut chc�c upewni� si�,
�e ju� posz�a, podszed� do drzwi
i przekr�ci� klucz. Za
ochlapanymi mokrym �niegiem
oknami panowa�y ciemno�ci:
zaci�gn�� zas�ony i zapali�
lamp� na biurku. By�o ono
zawalone papierami i to w�a�nie
ten ba�agan zirytowa� jego
sekretark�. Uwa�a�a, �e nie
powinien chodzi� z nimi po
gmachu, by osobi�cie odnie�� je
do archiwum. Jednak te dokumenty
zupe�nie go nie interesowa�y,
tote� odsun�� je na bok,
otwieraj�c kluczem zawieszonym
na �a�cuszku u kamizelki
�rodkow� szuflad� swego biurka.
Tylko on mia� do niej klucz.
Wyj�� teczk� oznakowan� czerwon�
nalepk� w lewym g�rnym rogu.
Umie�ci� j� pod lamp�, po czym
strona po stronie zacz��
fotografowa� jej zawarto��
pos�uguj�c si� miniaturowym
przedmiotem, kt�ry wcale nie
przypomina� aparatu.
W pewnej chwili przerwa� t�
czynno�� i zastyg� w bezruchu,
poniewa� kto� szed� korytarzem
ko�o jego gabinetu. Sta� z
oczyma utkwionymi w klamk�. Na
my�l, �e m�g� zrezygnowa� z
wieloletniego nawyku i nie
zamkn�� drzwi ogarn�a go
chwilowa panika, znana z nocnych
koszmar�w. Je�li kroki
zatrzymaj� si� i rozlegnie si�
pukanie, po czym drzwi si�
otworz�... Nikt jednak nie
zapuka�, nikt nie przekr�ci�
klamki. Kroki min�y jego drzwi,
a ich odg�os stawa� si� coraz
bardziej st�umiony, a� zda�
sobie spraw�, �e to, co s�yszy,
jest biciem jego w�asnego
rozdygotanego serca. W pi��
minut doko�czy� dzie�a i
pouk�ada� dokumenty w teczce;
dopiero wtedy podszed� do drzwi
i upewni� si�, �e nic z�ego nie
mog�o go spotka�. Nacisn��
klamk� i u�miechn�� si�: by�y
zamkni�te. Nie zapomnia�.
Kiedy wychodzi� z gabinetu,
biurko by�o posprz�tane,
�rodkowa szuflada zamkni�ta na
klucz, ma�o istotne dokumenty
odniesione do archiwum, a teczka
z czerwon� nalepk�, oznaczaj�c�
"�ci�le tajne", spoczywa�a w
sejfie pi�tro ni�ej.
Rozdzia� pierwszy
- Prosz� pa�stwa, zbli�amy si�
do Barbadosu. Za oko�o dziesi��
minut wyl�dujemy na lotnisku
Seaways.
Pilot mia� znudzony g�os;
dziecko w klasie turystycznej
przesta�o p�aka� po raz pierwszy
od dw�ch godzin. Judith by�a
tego pewna, poniewa� sprawdza�a
czas na zegarku; irytuj�ce
zawodzenie nasili�o si� teraz i
nagle zamilk�o, zupe�nie jakby
zdezorientowane niemowl�
zrozumia�o, �e podr� zbli�a si�
do ko�ca. Z pewno�ci� dziecko
nie mog�o przejawia� mniejszego
entuzjazmu od niej. Inni
pasa�erowie pochylali si� w
stron� okien wykr�caj�c szyje,
by zobaczy� wysp� w otoczce
b��kitu oceanu. Judith Farrow
zerkn�a przez siedz�cego obok
pasa�era i ujrza�a ma�y skrawek
l�du, niezwykle zielony w
pal�cym s�o�cu. Na ten widok,
niemal wbrew sobie, poczu�a
odrobin� zainteresowania, a
nawet dreszczyk emocji.
S�ysza�a, �e wyspa jest
niezwyk�ej urody. Oddalona od
pe�nych gwaru wi�kszych wysp
karaibskich, by�a oaz� spokoju,
u�pionym rajem, w kt�rym kto�
taki jak ona m�g� na nowo
przemy�le� swe chaotyczne �ycie
i spr�bowa� zaprowadzi� w nim
jaki� �ad. Mia�a dwadzie�cia
osiem lat, ale porz�dek jej
�ycia uleg� daleko posuni�temu
rozk�adowi, zamieniaj�c si� w
bezkszta�tne, ohydne, odarte z
godno�ci bytowanie. We� urlop -
t� rad� us�ysza�a od swego
szefa, Sama Nielsona. Zostaw za
sob� Onz, Nowy Jork,
przyjaci�, codzienn� rutyn�.
Szef by� dobrym cz�owiekiem, z
kt�rym ��czy� j� sympatyczny
zwi�zek; on m�g� wykazywa� si�
nieszkodliwym paternalizmem w
stosunku do kobiety niewiele
starszej od jego c�rki Nancy -
Judith dzieli�a z ni�
mieszkanie.
Nancy, twarda, zdecydowana,
r�wnie ma�o sentymentalna wobec
swoich licznych romans�w co
pierwszy z brzegu playboy,
sugerowa�a to samo rozwi�zanie:
ucieczk�.
I chocia� Judith nie mia�a na
to wielkiej ochoty, zrobi�a tak
jak jej doradzano. Sam i Nancy
zapewniali j�, �e po kilku
dniach poczuje si� lepiej,
zobaczy wszystko z w�a�ciwej
perspektywy. Zauwa�y�a, �e wyspa
znikn�a pod skrzyd�em
podchodz�cego do l�dowania
samolotu. Guzik prawda, �e
poczuje si� lepiej. To bzdura,
�e urlop mo�e przywr�ci� jej
utracon� wiar�, z�udzenia,
szacunek do samej siebie. Z
drugiej strony Nielsonowie mog�
mie� racj�; kiedy cztery lata
temu spotka�a j� �yciowa
tragedia, zdecydowa�a si� na
odci�cie si� od swoich
angielskich korzeni i
rozpocz�cie nowego �ycia w
Usa, �mier� m�a by�a dla niej
katastrof� w prawdziwym
znaczeniu tego s�owa, to nie
ulega�o w�tpliwo�ci. W
por�wnaniu z ni� utrata
m�czyzny, kt�rego kocha�a i z
kt�rym �y�a przez p� roku, by�a
drobiazgiem. Jej romans z
Richardem Patersonem nie
zas�ugiwa� na wi�cej ni�
dwutygodniowy okres
rekonwalescencji.
L�dowanie przebieg�o g�adko;
pasa�erowie ustawiali si� w
kolejce do wyj�cia. Niemowl�
znowu si� rozp�aka�o. Judith
by�a m�atk� przez dwa lata, ale
nigdy nie urodzi�a dziecka.
Nigdy nawet nie zasz�a w ci���.
Wysz�a za Patricka Farrowa maj�c
dwadzie�cia dwa lata, on by�
cz�owiekiem zamo�nym, pe�nym
uroku i poczucia humoru typowego
dla Irlandczyk�w, mia� wiecznie
ziezaspokojony p�d do podr�y,
wyszukiwania nowych miejsc i
"kolekcjonowania" nowych ludzi.
Judith sta�a si� nowym nabytkiem
w jego kolekcji, gdy uda� si� do
Maroka, a ona mieszka�a akurat w
tamtejszej ambasadzie
brytyjskiej. Jej wuj pracowa�
tam jako radca, a Pata Farrowa
pozna�a podczas kolacji wydanej
przez ambasadora. W miesi�c
p�niej wzi�li �lub i rozpocz�li
dwuletni po�cig po �wiecie. Z
pocz�tku udawa�a, �e jest
szcz�liwa, �e bawi j� ten styl
�ycia. Fajnie by�o pojecha� do
Kenii, nast�pnie z�apa� samolot
z Mombasy do Nepalu, gdzie Pat
ju� po tygodniu nudzi� si� jak
mops, a poza tym kto� proponowa�
w�a�nie wycieczk� do Tokio, by
zobaczy� kwitn�ce wi�nie.
Farrow by� hojny i czu�y, ale
nie mieli sta�ego domu, a nawet
najbardziej luksusowy apartament
hotelowy przypomina� do
z�udzenia poprzedni, kiedy ju�
nowo�� tej sytuacji przesta�a j�
bawi�. Nie ulega�o jednak
w�tpliwo�ci, �e jej m�� by�
szcz�liwy. By� najwi�kszym
szcz�ciarzem na �wiecie, jak
cz�sto oznajmia� wszem i wobec
na kolejnym ca�onocnym
przyj�ciu, trzymaj�c w jednej
r�ce kieliszek szampana, a drug�
obejmuj�c sw� �on�.
Przyjechali na kr�tko do
Londynu, chc�c zd��y� na g��wn�
gonitw� sezonu i Judith
zobaczy�a si� z ojcem,
zostawiaj�c Pata, by sam
pojecha� na wy�cigi. Wracaj�c z
Newmarket wpad� swoim jensenem
na ty� zaparkowanej ci�ar�wki.
Zgin�� na miejscu.
Jej ojciec stara� si� by� dla
niej mi�y, ale by� cz�owiekiem
osch�ym i zamkni�ty w sobie od
czasu, gdy na pocz�tku
ma��e�stwa porzuci�a go �ona;
zbyt wiele uczu� kosztowa�a go
ta dawna kl�ska �yciowa, by
zachowa� je dla swojej c�rki.
Tak wi�c Judith znalaz�a si� w
Nowym Jorku z listem polecaj�cym
do Sama Nielsona od swego wujka,
kt�ry tymczasem zamieni� Maroko
na Ottaw�.
Brakowa�o jej Pata Farrowa;
wydawa�o si� jej niemo�liwe, by
taki �adunek energii i rado�ci
�ycia m�g� zosta� na zawsze
unicestwiony; ale smutek
ust�powa� miejsca poczuciu winy,
poniewa� przesta�a kocha� m�a
przed jego �mierci�.
Sw�j maj�tek podzieli� r�wno
mi�dzy ni�, a kobiet�
mieszkaj�c� w Irlandii, kt�ra
urodzi�a mu nie�lubnego syna.
Judith nie mog�a narzeka� na
brak pieni�dzy, chocia�
pozostawi� jej skromniejsz�
sum�, ni� sugerowa� to jego styl
�ycia. Judith ubiega�a si� i
otrzyma�a prac� osobistej
asystentki Nielsona, kt�ry
pe�ni� obowi�zki dyrektora
jednego z wydzia��w Sekretariatu
Onz. Mia�o to miejsce cztery
lata temu. Kilku m�czyzn mia�o
ochot� na romans z ni�, a pewien
czaruj�cy, ale �miertelnie
powa�ny prawnik z biura Nielsona
o�wiadczy� si� jej. Wszystkim
m�wi�a: "nie". I, co by�o dla
niej typowe, kiedy w ko�cu
powiedzia�a: "tak", zrobi�a to
wobec niew�a�ciwego faceta. Jej
wyb�r kochanka okaza� si� r�wnie
pechowy jak wyb�r m�a.
Gdy opu�ci�a samolot, upalne
powietrze otuli�o j� szczelnie
ze wszystkich stron niczym koc,
a s�o�ce tak o�lepi�o, �e
musia�a zmru�y� oczy. Otacza�o
j� koj�ce ciep�o, przenikliwy
upa�, kt�ry mo�na by�o znie��
dzi�ki �agodnemu pasatowi
utrzymuj�cemu temperatur� na
sta�ym poziomie i odbieraj�cemu
tropikalnemu s�o�cu jego pal�cy
�ar.
Lotnisko by�o bardzo ma�e,
wyzbyte po�piechu i frustracji
zawsze kojarz�cych si� jej z
lataniem. Baga� roz�adowywano w
��wim tempie, pasa�erowie
posuwali si� wolno przez
kontrol� celn� i paszportow�,
mijaj�c t�giego ciemnosk�rego
policjanta w bia�ym tropiku, z
baretkami na piersi,
przypominaj�cego wiejskiego
konstabla. Wygl�da�o na to, �e
nikomu nie przeszkadza fakt, i�
musz� czeka�, chocia� na
lotnisku nie by�o wolnoc�owych
sklep�w ani innych wartych
obejrzenia atrakcji dla
turyst�w. Nagle, w spos�b niemal
cudowny, gor�czkowe tempo �ycia
w Ameryce zwolni�o do tego
stopnia, �e niemal si�
zatrzyma�o.
Judith przesz�a przez kontrol�
celn� i czeka�a na swoj� torb� -
w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci
kobiet nie lubi�a zabiera� ze
sob� wiele baga�u; wystarczy�a
jej jedna walizka, w kt�rej
mia�a zesz�oroczne letnie
sukienki i dwa kostiumy
k�pielowe. Wiedzia�a, �e nie
spotka tu nikogo znajomego i nie
mia�a zamiaru opuszcza� hotelu.
Richard Paterson dzwoni� do
niej w dniu jej wyjazdu. Telefon
odebra�a Nancy, kt�ra
powiedzia�a mu, �e Judith wysz�a
gdzie� na chwil� i od�o�y�a
s�uchawk�, zanim zd��y� zapyta�,
dok�d. Teraz, kieruj�c si� w
stron� wyj�cia wraz z czarnym
baga�owym nios�cym jej walizk�,
Judith poczu�a ogromn� ulg�.
Wszystko wygl�da�o tu inaczej i
to od chwili l�dowania.
Policjant w l�ni�cym bia�ym
mundurze spojrza� na ni� i
u�miechn�� si�. By� m�ody -
nigdy przedtem nie zauwa�y�a,
jakim wspania�ym okazem samca
mo�e by� czarnosk�ry m�czyzna.
Nie mia� zbyt czarnej
karnacji; chocia� ludno��
Barbadosu nie stanowi�a takiej
mieszanki rasowej jak na innych
wyspach, niemniej nie by�a te�
czystej krwi, a pi�kny m�ody
cz�owiek w stylizowanym na
kolonialny mundurze by� bez
w�tpienia wynikiem rasowej
integracji pokolenia lub pokole�
przed jego narodzinami.
- Witamy na Barbadosie -
powiedzia�. - Taks�wki stoj�
tam.
- Dzi�kuj� - odpar�a Judith.
Po raz pierwszy od wielu dni
u�miechn�a si�. - Dzi�kuj�
bardzo.
Wyspa ton�a w kwiatach.
Hibiskus, r�owe i bia�e
oleandry, wspania�e purpurowe
bugenwille pi�y si� po p�otach
i dachach, a najpi�kniejsze z
nich, szkar�atne poinsecje,
zwykle ogl�dane w kwiaciarniach
w czasie Bo�ego Narodzenia w
postaci strzelistych ro�lin,
rozrasta�y si� tu w p�omienne
krzewy wybuchaj�ce po obu
stronach drogi feeri� barw.
Taks�wkarz m�wi� co� do niej
przez ca�� drog�, ale jego
gard�owy akcent praktycznie
uniemo�liwia� zrozumienie.
Judith zdo�a�a wy�owi� zaledwie
kilka s��w. A potem dojrza�a
morze: szafirowy b��kit ze
�nie�nobia�ymi grzywaczami.
Palmy pi�y si� w niebo. Hotel
okaza� si� kolejn�
niespodziank�. Sk�ada� si� z
szeregu ma�ych bungalow�w
otoczonych bujnymi tropikalnymi
ogrodami, jakie widzia�a
wsz�dzie podczas jazdy z
lotniska.
Basen, wype�niony wod� o
barwie akwamaryny, iskrzy� si�
na �rodku wy�o�onego chodnikiem
patio w otoczeniu jaskrawych
kwiat�w; wok� niego sta�y ma�e
stoliki os�oni�te pasiastymi
parasolami przypominaj�cymi
jakie� niesamowite gigantyczne
grzyby, a czarny niczym smo�a
barman sta� za barem potrz�saj�c
shakerem jakby gra� na
marakasach.
Wpisa�a si� do ksi�gi go�ci;
zrobi�o jej si� bardzo gor�co.
Ubranie lepi�o si� do niej, a
kiedy w lustrze za recepcj�
ujrza�a swe odbicie, zaskoczona
zda�a sobie spraw�, �e ta blada,
zm�czona twarz w obramowaniu
prostych br�zowych w�os�w nale�y
do niej.
Rozejrza�a si� po ma�ym
bungalowie; by�o tu du�o
�wiat�a, bia�e �ciany i jaskrawe
perkalowe zas�ony powi�ksza�y
jeszcze to wra�enie. Balkon
wychodzi� na pla��, a w sypialni
mrucza�a cichutko klimatyzacja.
Ucieszy�a si�, gdy odkry�a
male�k�, ca�kowicie wyposa�on�
kuchni�. Wesz�a do �azienki,
zrzuci�a z siebie ubranie i
wsun�a si� pod prysznic
pozwalaj�c, by jej g�owa i ca�e
cia�o nasi�kn�y wod�. Jej bia�a
sk�ra wydawa�a si� nieatrakcyjna
w por�wnaniu z br�zowymi
cia�ami, jakie widzia�a
roz�o�one wok� basenu.
Strumienie wody smaga�y jej
cia�o i twarz, sp�ywaj�c obfit�
strug� mi�dzy piersiami.
Poczucie nago�ci przywiod�o jej
na my�l niechciane wspomnienia.
Zakr�ci�a kran i owin�a si�
r�cznikiem. Zbli�enia fizyczne z
Richardem Patersonem by�y
ostatni� rzecz�, kt�r� chcia�a
teraz pami�ta�. Wytar�a si� do
sucha i posz�a do sypialni.
S�o�ce w�a�nie zachodzi�o i na
niebie pokaza�a si� szara linia
- posuwa�a si� ku g�rze
sprawiaj�c wra�enie, jakby kto�
powoli zaci�ga� story. Wkr�tce
si� �ciemni. Poczu�a si� tak
zm�czona, �e rzuci�a si� na
��ko; przypomnia�a sobie o
mokrym r�czniku, odrzuci�a go na
bok i przykry�a si�
prze�cierad�em. Mo�e p�niej
zadzwoni, by co� jej przys�ano -
jak�� kanapk� i kaw�.
Wci�� nie mog�a si�
zdecydowa�, co zam�wi�, kiedy
zasn�a.
Gdy obudzi�a si�, wok�
panowa�y absolutne ciemno�ci, a
fosforyzuj�ce wskaz�wki jej
zegarka wskazywa�y drug� w nocy.
S�siedni bungalow zajmowa�
pewien m�czyzna, kt�ry o tej
porze jeszcze nie spa�.
Zauwa�y�, �e w ciemnych
dotychczas oknach po prawej
stronie rozb�ys�o �wiat�o; ich
��ty blask roz�wietla� mrok
niczym latarnia morska. W�a�nie
zrezygnowa� z pr�b czytania, w
d�ugi czas po tym, jak przesta�
pr�bowa� zasn�� i wyszed�
posiedzie� na balkonie z
papierosem w r�ce. Noc by�a
pe�na odg�os�w; zaledwie o
dwadzie�cia jard�w od niego
morze uderza�o o pla��, a z
drzew rosn�cych wzd�u�
piaszczystej linii brzegowej
rozlega� si� natarczywy,
przenikliwy �wist. Brzmia�o to
jak ptasi �piew, ale rozpozna� w
nim cykanie �wierszczy i
prozaiczny szum okiennych
klimatyzator�w. To ju� druga
noc, podczas kt�rej nie m�g�
zmru�y� oka. Sen nigdy nie
przychodzi� do �cigaj�cego.
Przez ca�e �ycie cierpia� okresy
bezsenno�ci; bez �adnego
ostrze�enia, bez widocznego
zwi�zku z sytuacjami stresowymi,
jakie nieraz by�y jego udzia�em,
przychodzi�y noce, kiedy nie
m�g� zasn��. R�wnie nagle okresy
takie mija�y. Nauczy� si�
akceptowa� t� przypad�o�� nie
uciekaj�c si� do �rodk�w
nasennych.
Nigdy przedtem nie by� w
Indiach Zachodnich; bawi�a go
mo�liwo�� wyboru miejsca, kt�re
z typowym dla siebie ironicznym
zaci�ciem nazywa�
kapitalistycznym rajem,
utrzymywanym dzi�ki morderczej
pracy czarnego proletariatu. By�
przekonany, �e wyb�r ten obrazi
jego znajomych, niezwykle
ch�tnych do krytykowania innych.
Lubi� podrzuca� ko�ci niezgody
swoim wrogom i oddala� si�,
podczas gdy oni wyrywali je
sobie zapami�tale. Siedzia� w
ciemno�ciach pal�c i
rozmy�laj�c, z oczami utkwionymi
w b�yszcz�cy chaos gwiazd na
niebie. Ludzie wyruszyli w
niesko�czon� przestrze�
odkrywaj�c jej sko�czono��;
p�dem przelecieli obok gwiazd
stwierdzaj�c, �e s�
niezamieszka�e i wstr�tne.
Ogromny bia�y ksi�yc zosta�
zbezczeszczony: stan�� na nim
but astronauty. Wiedzia�, �e nic
ju� nigdy nie zostanie takie
samo. Nie by�o niezmienno�ci w
dawnym sensie tego s�owa,
stosowanym w odniesieniu do
gwiazd. Wszystko podlega�o
zmianom; ludzie m�drzy cieszyli
si� z tego i starali si� p�yn��
z pr�dem.
Inni stawiali op�r hamuj�c
post�p swymi zw�okami. By�o
prawd�, pomimo swej gorzkiej
ironii, �e dzieci rewolucji
stawa�y si� najbardziej
zatwardzia�ymi reakcjonistami,
wyrazicielami postaw
zdecydowanie wstecznych. Pr�d
zmienia� teraz kierunek; czu�
rosn�c� si�� tego procesu,
chocia� odbywa� si� on pod
powierzchni�. M�g� zabra� z sob�
jak�� kobiet�, ale nie mia� na
to ochoty. Jego cia�o
trzydziestodziewi�cioletniego
m�czyzny by�o r�wnie zm�czone
jak jego spragniony snu umys�.
Nie mia� problem�w ze
zdobywaniem kobiet; przychodzi�o
mu to tak �atwo, �e przestawa�o
cokolwiek znaczy�. S�siedni
bungalow wydawa� si� pusty;
dopiero gdy w oknach zapali�o
si� �wiat�o, zda� sobie spraw�,
�e jest zamieszkany. S�ysza�
jakie� odg�osy; mia� wyczulony
s�uch. Jego uszy wy�owi�y ha�asy
towarzysz�ce chodzeniu po
pokojach, trzask otwieranych i
zamykanych drzwi. Zapali�o si�
�wiat�o, zalewaj�c balkon ��tym
blaskiem. Drzwi rozsun�y si� i
wysz�a przez nie kobieta,
podesz�a do barierki - przez
chwil� wychyla�a si� przez ni�
wpatruj�c si� w czarne morze, na
kt�rego powierzchni szeroka,
pomarszczona smuga �wiat�a
zdawa�a si� nikn�� na
horyzoncie. Trzyma�a si� prosto
i mia�a m�ode cia�o; jej d�ugie
w�osy opada�y na ramiona. Nie
m�g� dojrze� twarzy. Siedzia�
bez ruchu w ciemno�ciach
obserwuj�c j�, cia�em zas�ania�
czerwony ognik papierosa. Nadal
zwr�cona plecami wesz�a do
�rodka. Szkoda, pomy�la�.
�wiadomo��, �e o tej porze kto�
inny jeszcze nie �pi i znajduje
si� tak blisko, by�a koj�ca.
Us�ysza�, jak drzwi jej
bungalowu zamkn�y si� i
pomy�la� zdziwiony, �e wysz�a na
dw�r. Po chwili rozleg� si�
plusk. No pewnie: posz�a
pop�ywa� w basenie.
Na patio pali�o si� tylko
jedno ��te �wiat�o nad
zamkni�tym barem. Nie by�o
potrzebne, poniewa� ogromny
bia�y ksi�yc tkwi� na niebie w
otoczeniu gwiazd. Spogl�daj�c w
g�r� Judith przypomnia�a sobie
ka�dy wy�wiechtany frazes na ten
temat: ksi�yc niczym per�a,
gwiazdy jak brylanty; palmy
uginaj�ce si� na wietrze i
cykaj�ce �wierszcze. Te wytarte
sentymentalne zwroty brzmia�y
nieprawdopodobnie, dop�ki nie
zobaczy�o si� tego na w�asne
oczy. A wtedy nie spos�b by�o
opisa� tego inaczej ni� s�owami,
kt�re uleg�y dewaluacji.
Skoczy�a do basenu i zacz�a
leniwie p�ywa�, zajmuj�c sw�j
umys� zabaw� w metafory, przy
pomocy kt�rych pr�bowa�a jak
najlepiej opisa� t� noc.
- Dobry wiecz�r. Pi�kna noc. -
Ten dziwny akcent przypomina�
wymow� taks�wkarza, chocia� nie
by� tak przesadny. Odwr�ci�a
g�ow� i ujrza�a m�czyzn�
stoj�cego na skraju basenu. Na
g�owie mia� p��cienn� czapk�,
kt�r� po chwili zdj��.
- Dobry wiecz�r - odpar�a. -
Jest pan tu nocnym str�em?
- Tak, prosz� pani.
- Przyjecha�am wczoraj -
wyja�ni�a. - Nie mog�am spa�.
Tak tu pi�knie i ciep�o.
- Tak, prosz� pani. Jest
ciep�o, nie ma co. - Za�o�y� z
powrotem czapk�, zasalutowa� jej
latark� i oddali� si�. Judith
p�ywa�a dalej.
M�czyzna z bungalowu wyszed�
cicho zza domku i stan�� w
miejscu, z kt�rego nie zauwa�ony
m�g� przygl�da� si� postaci
sun�cej przez o�wietlon� tafl�
wody. Obserwowa� j� stoj�c tam,
a� wysz�a z basenu. M�g� dobrze
si� jej przyjrze� w tym �wietle,
gdy wyciera�a nogi i mocno
naciera�a r�cznikiem ca�e cia�o.
By�a m�oda i mia�a �adn� twarz.
Wr�ci� do bungalowu, zanim
wesz�a na �cie�k�. W salonie
mia� butelk� whisky. To by�o
jedyne ameryka�skie
przyzwyczajenie, jakiego si�
nabawi�: wola� szkock� od w�dki.
M�g�by kto� powiedzie�, �e tu
zacz�o si� ca�e z�o. U�miechn��
si� do siebie, nape�ni� do
po�owy szklaneczk� i wr�ci� na
balkon. �wiat�o obok zgas�o.
** ** **
W specjalnie wyposa�onej
ciemni fotograficznej na
parterze ambasady sowieckiej pod
numerem 1125 Szesnastej Ulicy w
Waszyngtonie wywo�ywano w�a�nie
rolk� mikrofilmu i robiono
odbitki. Proces ten zabiera�
troch� czasu, a obserwowa�o go
dw�ch pracownik�w ambasady. Film
zawiera� trzydzie�ci stron
maszynopisu na papierze
kancelaryjnym z r�cznymi
dopiskami; na powi�kszeniach
wida� by�o napisane wi�kszymi
literami nag��wki; niekt�re ze
sfotografowanych list�w
pochodzi�y z Departamentu Stanu,
inne z ambasady brytyjskiej;
by�o te� kilka notatek
s�u�bowych z Bia�ego Domu.
Ni�szy i starszy z dw�ch
pracownik�w pochyli� si� nad
kuwet� i przeczyta� kilka zda�.
- �wietnie - stwierdzi�. -
Kolejny niezwykle wa�ny
materia�.
Drugi m�czyzna by� jego
m�odszym asystentem,
porucznikiem wojska oficjalnie
zatrudnionym w charakterze
attach~e. By� o wiele m�odszy i
trzyma� si� trzy kroki za swoim
prze�o�onym.
- Skopiujemy to i umie�cimy w
kartotece "B��kitnego", panie
generale.
- �wietnie - powt�rzy� genera�
Golicyn. Spojrza� na
fosforyzuj�c� tarcz� swego
zegarka. - Musz� ju� i��. Mam
spotkanie z w�gierskim
ambasadorem. Zostaniecie tu a�
wszystkie odbitki b�d� gotowe.
Teczka "B��kitnego" ma le�e� na
moim biurku jutro rano, o
dziewi�tej.
Wyszed� z ciemni; porucznik
zasalutowa� mu, a laborant
rzuci� si�, by otworzy� przed
nim drzwi. Genera� poszed� na
g�r� do swoich pokoi chc�c
przebra� si� w mundur. W
przeciwie�stwie do zachodnich
dyplomat�w nosz�cych zwykle
ubrania cywilne, pracownicy
ambasady sowieckiej, b�d�cy
oficerami s�u�by czynnej, nie
stosowali si� do tego zwyczaju.
Genera� lubi� sw�j mundur; na
lewej piersi mia� r�nobarwne
medale przyznane mu za lata
sp�dzone w s�u�bie swemu krajowi
oraz kilka obcych odznacze�.
Gotuj�c si� do wyj�cia my�la� o
kartotece "B��kitnego".
Formalnie by� szefem misji
wojskowej; mia� stopie� genera�a
i nale�a� do starych, zaufanych
cz�onk�w nomenklatury. Poniewa�
szef jego sekcji by� nieobecny,
on pierwszy zobaczy� informacje
przekazane im przez
najwa�niejszego na p�kuli
zachodniej sowieckiego agenta.
** ** **
- Dzie� dobry.
- Dzie� dobry. - Judith
przyzwyczai�a si� do obecno�ci
swego s�siada na balkonie, gdy
wychodzi�a rano na �niadanie.
Przez pierwsze dwa dni nie
odzywa� si�, w�a�ciwie nie
zauwa�a�a go prawie, sp�dzaj�c
czas na pla�y lub czytaj�c na
balkonie. Hotel pe�en by� ludzi
mile sp�dzaj�cych czas; pary
do��cza�y do innych par tworz�c
ha�a�liwe grupki skupiaj�ce si�
przy barze i monopolizuj�ce
basen. Judith odrzuci�a kilka
pr�b wci�gni�cia jej do tego
grona. Do basenu chodzi�a
jedynie noc�; nadal budzi�a si�
przed �witem i chodzi�a sama
pop�ywa� w ciemno�ci. Wi�cej
rozmawia�a z nocnym str�em ni�
z jakimkolwiek z go�ci
hotelowych.
Nie zauwa�y�a nigdy, jak jej
s�siad co wiecz�r stoi w cieniu
swego bungalowu obserwuj�c j�.
Fakt, �e nie m�wi� nic poza
dzie� dobry czyni� go w jej
oczach nieszkodliwym. On tak�e
unika� ludzi i jada� sam. Judith
sprzeciwi�a si�, gdy
zarz�dzaj�cy hotelem pr�bowa�
posadzi� j� przy wsp�lnym stole
z dwoma kanadyjskimi matronami
na wakacjach.
Dopiero tego ranka Judith po
raz pierwszy dok�adnie
przyjrza�a si� swemu s�siadowi.
- Chyba dzisiaj jest bardziej
gor�co - ta pr�ba kontynuowania
rozmowy z jego strony przysz�a
ca�kiem nieoczekiwanie.
- Tak - przyzna�a. - Na to
wygl�da.
- Mo�e pada�. Troch� si� tam
chmurzy.
- Nie szkodzi, to nie potrwa
d�ugo.
- Wie pani, �e nie nale�y
chroni� si� pod tymi drzewami?
Od�o�y�a ksi��k�. - Nie. Pod
jakimi drzewami?
By� m�odszy ni� s�dzi�a. Mia�
ciemn� nerwow� twarz o
wyd�u�onych rysach, jasne oczy i
wykrzywiony jeden k�cik ust.
Wpatrywa� si� w ni� z tak�
intensywno�ci�, �e nie mog�a
wzi�� z powrotem do r�ki ksi��ki
nie okazuj�c tym samym
lekcewa�enia; nie chcia�a by�
nieuprzejma. - M�wi� o tych
ciemnych drzewach tam dalej.
Nosz� dziwn� nazw�, kt�rej nie
pami�tam. Ale je�li zacznie
pada� i kto� b�dzie sta� pod
nimi, to oparzy sobie sk�r�. S�
bardzo truj�ce. Powinni byli
pani� o tym uprzedzi�.
- Nie da�am nikomu tej szansy.
Od przyjazdu z nikim nie
rozmawia�am.
- To tak jak ja. Przyjecha�em
tu, by znale�� si� z dala od
ludzi. Pani te�?
- Tak - przyzna�a. - Ostatni�
rzecz�, na jak� mam ochot�, to
znale�� si� w tym weso�ym t�umie
przy barze.
- Nie jest pani Amerykank�?
Kanadyjka?
- Jestem Angielk�, chocia� by�
mo�e m�wi� z lekkim akcentem; od
trzech lat pracuj� w Stanach.
- Co pani tam robi?
- Pracuj� dla Onz -
odpowiedzia�a. - Pan jest
Rosjaninem, prawda?
- Fiodor Swierd�ow. - Podni�s�
si�; cia�o mia� opalone na
ciemny br�z. By� wysoki i
szczup�y, mia� na sobie szorty,
a na nogach staro�wieckie
p��cienne buty na sznur�wki.
Wychyli� si� wyci�gaj�c r�k�.
Judith potrz�sn�a ni� lekko.
S�ysza�a ju� o obsesyjnym
zami�owaniu Rosjan do �ciskania
d�oni. By�o oznak� �yczliwo�ci,
gdy od czasu do czasu potrz�sali
d�oni� rozm�wcy, zanim zrobili
to jeszcze raz przy po�egnaniu.
Zachodni dyplomaci wiedzieli, �e
je�li nie wymienili z kim�
u�cisku, oznacza�o to, �e maj� z
nim na pie�ku.
- Ja te� przebywam w Ameryce.
Pracuj� dla naszej ambasady w
Waszyngtonie. Pewnie zna pani
Waszyngton.
- O tak. Znam. - Zupe�nie
jakby jej umys� by� scen� i
przez ca�y ten czas, przez
cztery dni i noce, za kulisami
czyha� Richard Paterson. Przy
wzmiance o Waszyngtonie wyszed�
na �rodek sceny. Judith wsta�a
pospiesznie.
- Id� pop�ywa� - powiedzia�a.
- Zanim zacznie pada�.
- �wietny pomys� - odpar�
Rosjanin. - P�jd� z pani�.
Nie mog�a nic zrobi�, by go
powstrzyma�.
Kiedy zacz�o wreszcie pada�,
pozostali w wodzie, wyp�ywaj�c w
morze i powracaj�c ku brzegowi
na szczytach ma�ych spienionych
fal. Na dnie tkwi�y kolonie
korali, kt�re mog�y powa�nie
pokaleczy� stopy. Ostrzeg� j�
przed nimi; odkry�a, �e go
pos�ucha�a i trzyma si� od nich
z daleka. Poczu�a, �e jest
zm�czona; Rosjanin p�ywa� jak
zawodowiec rozgarniaj�c wod�
d�ugimi wyrzutami pot�nych
ramion. Nie ulega�o w�tpliwo�ci,
�e jest bardzo sprawny
fizycznie. Po�o�y�a si� na
plecach dryfuj�c. Przelotny
deszcz os�ab� i zupe�nie usta�.
Natychmiast ukaza�o si� s�o�ce,
niebo zamieni�o si� znowu w
rozpalony b��kit, a pla�owicze
pojawili si� z powrotem na
piasku niczym osy rzucaj�ce si�
�apczywie na jedzenie.
- Konisza� - Swierd�ow
podp�yn�� do niej. - Tak w�a�nie
si� nazywa.
- Co?
- To truj�ce drzewo. Napije
si� pani ze mn� kawy, gdy
wyjdziemy z wody?
Kiedy stan�li na pla�y, z�apa�
j� za rami� i poci�gn�� w swoj�
stron�.
- Tu s� korale. Musi pani
kupi� tenis�wki. Zawioz� pani�
do miasta przed obiadem. Jest
tam sklep, w kt�rym kupi�em
swoje.
- Nie, dzi�kuj�, wol� pole�e�
na pla�y - odpowiedzia�a Judith.
Pu�ci� jej rami� i szed� obok
niej. Pozwala� sobie na zbyt
wiele. Rzeczywi�cie potrzebowa�a
tenis�wek, ale nie mia�a zamiaru
jecha� z nim do Bridgetown. Nie
po to przyjecha�a do Barbados,
by wdawa� si� w romans z nowym
facetem.
- Zam�wi� kaw� - powiedzia�
Swierd�ow.
Le�a�a na p��ciennym ��ku z
uniesionym ramieniem, kt�rym
os�ania�a oczy przed s�o�cem.
Nie s�ysza�a, jak wr�ci� po
mi�kkim piasku, a on szed�
powoli, przygl�daj�c si� jej.
Nigdy nie przepada� za du�ymi
kobietami ani kobietami z
obfitym biustem, kt�re w jego
ojczy�nie uwa�ano za
podniecaj�ce. Przysz�o mu na
my�l, �e jego rodacy maj� tak�
sam� obsesj� na punkcie postaci
samicy_matki jak Amerykanie. By�
mo�e �adne z tych spo�ecze�stw
nie dawa�o dostatecznego
poczucia bezpiecze�stwa u samego
zarania �ycia i st�d ta obsesja
ssania piersi ukrywaj�ca si� pod
postaci� bod�ca seksualnego.
Swierd�ow uwa�a�, �e cia�o tej
Angielki jest naprawd� pi�kne.
By�o kszta�tne i delikatne,
zabarwione na ciep�y br�z, z
bia�ym paskiem wzd�u� miednicy,
gdzie jej majteczki zsun�y si�
troch�. Sta� nad ni�
przygl�daj�c si� jej.
- Je�li poda mi pani rozmiar
st�p, pojad� i kupi� je pani -
zaproponowa�. Usiad�a; sta� nad
ni� bez ruchu. - Nie b�d� si�
pani narzuca�. Kupi� pani buty,
ale nie b�d� si� narzuca�. Nie
warto porani� sobie st�p.
Popsu�oby to pani urlop.
- Niech pan siada, nios� ju�
nasz� kaw�.
- Dzi�kuj�. Chcia�bym wypi� j�
z pani�. Je�li nie przeszkadza
to pani.
- Nie - odpar�a Judith. -
Pewnie, �e nie. Mi�o z pana
strony, �e martwi si� pan o moje
buty. Przykro mi, je�li by�am
wobec pana nieuprzejma.
Nie by� przystojny; niewielkie
skrzywienie warg nadawa�o jego
twarzy surowy wygl�d, kt�ry
zmienia� si� ca�kowicie, gdy si�
u�miecha�.
- Nie by�a pani nieuprzejma -
stwierdzi�. - Da�a mi pani tylko
zna�, �e zbytnio si� spiesz�.
Rozumiem. Oto kawa. Poprosz� o
trzy �y�eczki cukru.
- Taki s�odki z pana ch�opak?
- zapyta�a zdaj�c sobie spraw�,
�e czuje si� w jego towarzystwie
odpr�ona. Niepokoj�ce by�o, �e
stara� si� jej narzuci� swoj�
wol�, tym bardziej �e
zareagowa�a na to w spos�b tak
naturalny. By� przyzwyczajony do
wydawania rozkaz�w.
- Co pan robi w ambasadzie?
- Jestem attach~e wojskowym.
Wsp�pracuj� z genera�em
Golicynem. Czy to nazwisko co�
pani m�wi? - Odpowiadaj�c na jej
pytanie, wpatrywa� si� w morze;
odwr�ci� si�, a w jego
jasnoszarych oczach pojawi� si�
ponownie ten intensywny wyraz,
kt�ry sprawia�, �e trudno jej
by�o odwr�ci� wzrok.
- Nie. A powinno?
- Jest w Ameryce od blisko
trzech lat. M�wi�a pani, �e zna
pani Waszyngton.
- Znam kogo�, kto tam mieszka,
to znaczy, pracuje. Czasami
je�dzi�am tam na weekend i
mieszka�am u przyjaci�. Nie
obracam si� w kr�gach
dyplomatycznych.
- To nic ciekawego - przyzna�
Swierd�ow, popijaj�c kaw�. -
Wci�� te same twarze.
Zapami�ta�bym pani�, gdyby�my
si� tam spotkali. A co pani robi
w Onz? Mo�e to tajemnica i nie
powinienem nic o tym wiedzie�? -
Jego krzywy u�miech naigrawa�
si� z niej, ale kry�a si� w nim
sympatia. Tak dobrze odgad� jej
my�li, �e Judith zaczerwieni�a
si�.
- Jestem sekretark�, osobist�
asystentk� Sama Nielsona, kt�ry
pracuje dla Sekretariatu Onz.
W pracy nie mam do czynienia z
�adnymi tajemnicami.
- Znam go - stwierdzi�
Swierd�ow. - Kanadyjczyk,
dyrektor Wydzia�u Prawnego.
Bardzo inteligentny facet. Jest
przewa�nie w stanie udowodni�,
�e jedna strona ma wi�cej racji
od drugiej.
- To najbardziej bezstronny
cz�owiek, jakiego znam -
wyst�pi�a szybko w jego obronie.
- My�li pani, �e mo�na by�
bezstronnym?
- To absolutnie konieczne w
jego fachu. Sam nigdy nie
opowiada si� po czyjej� stronie.
- Jest pani niezwykle lojaln�
asystentk� - przyzna� Swierd�ow.
Jego stalowe spojrzenie
z�agodnia�o; naigrawa� si� z
niej za to, �e przybra�a postaw�
defensywn�.
Wida� by�o, �e bawi go ta
sytuacja. - Ma pani ochot� na
rosyjskiego papierosa?
- Nie, dzi�kuj�.
- Zapewniam, �e nie zawiera
narkotyku - w jego sympatycznym
tonie kry� si� wyrzut.
Wzruszy�a ramionami. - Dobrze,
o ile nie obudz� si� na
Syberii...
Pochyli� si� i zapali� jej
papierosa.
- Ani nie znajdzie si� pani w
r�kach Kgb - odpowiedzia�. -
Je�li teraz p�jd� sobie i
zostawi� pani� w spokoju, czy
usi�dzie pani przy moim stoliku
podczas obiadu?
- C� - zawaha�a si� - nie
wiem, mo�e tak, skoro pan sobie
tego �yczy...
- By�aby to dla mnie prawdziwa
przyjemno�� - powiedzia�. - Jad�
teraz do Bridgetown. B�d� czeka�
na pani� przy barze. - Sk�oni�
si� lekko i ponownie u�cisn��
jej d�o�. U�o�y�a si� wygodnie
na ��ku, przeci�gaj�c si�
zmys�owo w rozkosznym cieple, i
doko�czy�a mocnego papierosa.
Sytuacja by�a do�� niezwyk�a.
By� pierwszym Rosjaninem ze
Zwi�zku Sowieckiego, jakiego
pozna�a. Odszuka�a sw� ksi��k� w
torbie pla�owej i otworzy�a j�;
zapomnia�a zaznaczy� miejsce,
gdzie czyta�a, ale i tak ksi��ka
nie by�a zbyt interesuj�ca.
Attach~e wojskowy w
Waszyngtonie. Pewnie zna
Richarda Patersona. Tak wi�c im
mniej b�d� o tym rozmawia�, tym
lepiej. Teraz, kiedy Swierd�ow
odszed�, po�a�owa�a, �e zgodzi�a
si� zje�� z nim obiad.
Buty, kt�re jej przywi�z�, nie
pasowa�y na ni�. Gdy zesz�a z
pla�y, czeka� przy barze z
papierow� torebk� w r�ku. -
Prosz� je przymierzy� -
powiedzia�. - B�dziemy mogli po
po�udniu przej�� przez kolonie
koralowc�w.
Za�o�y�a jeden bucik zdaj�c
sobie od razu spraw�, �e jest za
du�y.
- G�upio z mojej strony -
wykrzykn�� Rosjanin - �e
chcia�em pani zrobi�
niespodziank�. Powinienem by�
zapyta� o rozmiar. Te zupe�nie
nie pasuj�. Wymieni� je po
po�udniu. Przykro mi!
- Prosz� si� nie fatygowa�. I
tak mi�o z pa�skiej strony, �e
zada� pan sobie tyle trudu...
Nie pozwol�, by ponownie jecha�
pan do miasta. Mog� wymieni� je
jutro sama. - Popatrzy� na ni�,
wzruszaj�c ramionami; wydawa�
si� zirytowany sw� pomy�k�.
- Nie wolno pani wyp�ywa�
daleko w morze - ostrzeg� j�. -
W�r�d ska� s� je�e morskie;
przypominaj� je�e l�dowe, ale
ich uk�ucia s� bardzo truj�ce.
Musi pani mie� tenis�wki.
- Je�li b�dzie pan o tym
jeszcze d�ugo m�wi�, w og�le nie
wejd� do wody - rzuci�a Judith.
Uczepi� si� tego tematu z uporem
maniaka; je�li ona nie zacznie
m�wi� o czym� innym, got�w
ci�gn�� go przez ca�y obiad.
Najwyra�niej domy�li� si�, o
czym my�li. - Nie powinienem
urz�dza� pani wyk�ad�w -
przyzna�. U�miech powr�ci� na
chwil� na jego twarz, dotkn��
jej ramienia, odwracaj�c j� w
kierunku wolnego stolika ko�o
basenu. - Najpierw postawi� pani
drinka.
Kelnerzy niespiesznie zbierali
zam�wienia; Judith ju� przedtem
zauwa�y�a, z jak� swobod�
poruszaj� si� tubylcy; brak
napi�cia i tkwi�cego g��boko
poczucia po�piechu
przenikaj�cego �ycie w Ameryce
niczym pr�d elektryczny.
Barbadoska oboj�tno�� wobec
czasu nie niepokoi�a jej;
spokojnie czeka�a na posi�ki, na
kaw�, na tac� ze �niadaniem o
poranku, i nigdy nie przysz�o
jej do g�owy, by okaza�
zniecierpliwienie. Zdziwi�o j�,
�e gdy tylko siedz�cy obok niej
m�czyzna uni�s� r�k�,
natychmiast podszed� do nich
kto� z obs�ugi.
Swierd�ow zam�wi� podw�jn�
whisky, a dla niej poncz rumowy.
Z fascynacj� i odrobin�
niepokoju obserwowa�a, jak
jednym haustem wla� w siebie
alkohol.
Pojawi� si� ponownie ten sam
kelner nios�c drug� szklaneczk�.
Swierd�ow uni�s� j� w jej
stron�. - Polubi�em to w
Ameryce. Whisky jest wy�mienita,
lepsza od w�dki.
Judith nie mog�a si�
powstrzyma�: - Czy to nie
zdrada?
- Zdrada stanu - zgodzi� si�
Swierd�ow. - Je�li powiadomi
pani o tym moich prze�o�onych,
ode�l� mnie do domu i zastrzel�.
A jak smakuje poncz? Lubi pani
rum?
- Tutaj tak - odpar�a. - Ma
inny smak. S�dz�, �e nale�y go
pi� w s�o�cu.
- S�o�ce poprawia nie tylko
smak trunk�w. - Nie czu� si� tak
dobrze od miesi�cy, nie: d�u�ej,
od roku... Bez znaczenia by�o,
co m�wi do tej dziewczyny. M�g�
opowiada� dowcipy, m�g� siedzie�
w migotliwym blasku s�o�ca i
m�wi� wszystko, co mu przyjdzie
do g�owy. Oczywi�cie w
okre�lonych granicach. Pani
Farrow by�a pi�kn� kobiet�;
teraz, po wypiciu drinka,
wygl�da�a na mniej nieszcz�liw�
ni� kiedykolwiek przedtem, gdy
j� obserwowa�. Interesowa�o go
jej zamkni�cie si� w sobie. Nie
chcia�a z nim rozmawia�; zmusi�
j� do tego; zabawne by�oby
dalsze zmuszanie jej do rzeczy,
na kt�re nie ma ochoty. Mia� ju�
plany na reszt� tygodnia:
zwiedzanie wyspy, wyprawa w
morze na ryby, kolacja w dw�ch
innych hotelach, gdzie by� ro�en
i kabaret.
- Masz bardzo �adn� sukienk� -
powiedzia�.
- Ma ju� ponad rok. - Judith
pocz�stowa�a go papierosem.
Potrz�sn�� g�ow�; wola� swoje. -
Po prostu spakowa�am si� i
przyjecha�am tu. Musz� przyzna�,
�e bardzo tu pi�knie. Ludzie s�
tacy mili.
- Milsi ni� na innych wyspach
- przyzna�. - To jedna z
ciekawych rzeczy dotycz�cych
niewolnictwa. Albo czyni ono
ludzi gwa�townymi i wrogo
nastawionymi do innych, albo
odbiera im ducha. Staj� si�
wtedy pasywni, �atwo nimi
kierowa�. Jak tutaj, na
Barbadosie. Jamajczycy s�
zupe�nie inni.
- Bez wzgl�du na wp�yw
niewolnictwa, by� to ohydny
proceder.
- Nasz lud �y� w niewolnictwie
do 1861 roku - powiedzia�
Swierd�ow. - Zastanawiam si�,
jaki wp�yw mia�o na nas
podda�stwo, jaki� socjolog
powinien to zbada�. Najlepiej
jeden z tych m�drych Amerykan�w
znaj�cych wszystkie
skomplikowane terminy, ale nie
potrafi�cych odpowiedzie� na
�adne ze swoich pyta�...
- Przekona�by� si� zapewne, �e
ich to nie interesuje.
Stwierdziliby, �e nie ma tu
czego udowadnia�, poniewa� nic
od tamtych czas�w si� nie
zmieni�o.
Odchyli� si� do ty�u ze
�miechem. - Bardzo dobre.
Potrafisz celnie odpowiedzie�.
Bardzo mi si� to podoba.
- Niewiele brakowa�o, bym tego
nie powiedzia�a - przyzna�a. -
Ale je�li b�dziesz kpi� sobie z
Amerykan�w i Zachodu, ostrzegam
ci�, �e odpowiem tym samym.
- Nie - uni�s� do g�ry r�k�. -
Nie, pokojowa koegzystencja, tak
to si� teraz robi. Prosz� ci�,
nie wypowiadaj mi wojny. - Jego
oczy wpatrywa�y si� w ni�
badawczo; domaga�y si� od niej
odwzajemnienia spojrzenia i
po�wi�cenia mu pe�nej uwagi.
- Nigdy nie wypowiada�am
nikomu wojny - powiedzia�a. -
Nale�� do tych, kt�rzy uciekaj�.
- Aha. Nie s�dz�. Uwa�am, �e
by�aby z ciebie odwa�na i pi�kna
obro�czyni kapitalizmu.
Po raz pierwszy us�ysza� jej
nieskr�powany �miech. Jedli
obiad przy stoliku stoj�cym na
skraju b��kitnego basenu; on
wypi� par� kolejek whisky, a dla
niej zam�wi� wino, na kt�re nie
mia�a ochoty. Popo�udnie zrobi�o
si� upalne; na kr�tki czas
zanikn�� wszechobecny wiatr od
morza i powietrze sta�o si�
ci�kie i nieruchome. Wi�kszo��
go�ci uda�a si� do bungalow�w na
sjest�; dwoje ma�ych dzieci
pluska�o si� w ciep�ej wodzie
basenu, a obserwowa�a je
spoczywaj�ca w cieniu matka,
kt�ra zmaga�a si� z senno�ci�.
Nagle Judith poczu�a, �e sama z
trudem pokonuje ch�� snu. Rum,
wino, upa�, wszystko to razem
sprawia�o, �e mia�a wra�enie, i�
jej g�owa jest z o�owiu. Bola�y
j� ko�czyny. - Mam zamiar si�
po�o�y� - powiedzia�a. - Czuj�
si� taka zm�czona.
Wsta� i wyci�gn�� r�k�. -
Przykro mi z powodu but�w.
Usi�dziesz przy moim stoliku
podczas kolacji dzi� wieczorem?
- Jedynie pod warunkiem, �e
przestaniesz znowu przeprasza� z
powodu tych but�w.
- Obiecuj�. B�d� czeka� przy
stoliku. Chyba �e masz ochot�
zawrze� jakie� znajomo�ci w
barze. Wszyscy Kanadyjczycy b�d�
chcieli ci stawia�.
- Nie, dzi�kuj�. Przyjd� do
restauracji.
Obserwowa� j� jak odchodzi,
wspinaj�c si� po kilku schodkach
wiod�cych do bungalow�w.
Postanowi� nie i�� za ni�. Matka
dw�jki dzieci unios�a g�ow� i
obserwowa�a Judith. Do��czy� do
niej jej m��, uk�ada� si�
w�a�nie na le�ance smaruj�c
olejkiem swe obfite cia�o.
Swierd�ow zdj�� koszul� i usiad�
w pe�nym s�o�cu. Opar� si�
wygodnie i zamkn�� oczy.
Podoba�a mu si� Judith - jest
kobiet� inteligentn� i ma
poczucie w�asnej warto�ci. Jej
rezerwa bawi�a go i nie m�g�
powstrzyma� si� od uszczypliwych
uwag; zawzi�cie atakowa�
uprzedzenia, kt�re - by� tego
pewien - tkwi�y w jej umy�le
niczym miny przeciwczo�gowe.
Kierowa�a nim pokusa
prowokowania nieprzyjaciela.
Nieprzyjaciela? Na chwil�
otworzy� oczy, wpatruj�c si� w
pal�ce ��te s�o�ce. To pi�kna
dziewczyna; wywo�ywa�a w nim
pragnienie, by si� z ni� kocha�.
Golicyn widzia�by w niej wroga.
Ani razu nie pomy�la� o generale
od czasu, gdy poszed� z ni�
pop�ywa� tego ranka. Nie my�la�
te� o swojej �onie.
Para Kanadyjczyk�w drzema�a w
cieniu pla�owych parasoli, ich
dzieci wykrzykiwa�y co� do
siebie w basenie. M�czyzna
przygl�da� si� Swierd�owowi, gdy
ten mija� go w drodze na pla��.
Obserwowa�, jak wchodzi do wody
i wyp�ywa w morze.
- Zauwa�y�a� tych dwoje
podczas obiadu? - mrukn�� do
�ony.
- Aha - odpowiedzia�a nie
podnosz�c wzroku znad ksi��ki.
- Szybko si� zgadali.
- Tak - odpar�a. Jej m�� by�
cz�owiekiem gadatliwym, a ona
lubi�a d�ugie dosadne powie�ci
pornograficzne pe�ne wym�czonych
opis�w z dziedziny ludzkiej
anatomii.
- Jest taki upa�. Dlaczego si�
nie zdrzemniesz?
Rozdzia� drugi
- Rachel, je�li si� nie
po�pieszysz, sp�nimy si�. -
Richard Paterson stara� si� nie
okaza� irytacji. Wybierali si�
na przyj�cie w ambasadzie
francuskiej. Jego �ona sp�dza�a
zawsze d�ugie godziny na
przygotowaniach i ta jej cecha
wyprowadza�a go z r�wnowagi.
Uwa�a�, �e niepunktualno��
�wiadczy o braku wychowania,
niechlujstwie i bezmy�lno�ci.
Podszed� do drzwi sypialni i
obserwowa� j�. Odwr�ci�a si�
stoj�c przy komodzie, w kt�rej
szuka�a czego�, i u�miechn�a
si� do niego. By�a �adn� kobiet�
o jasnych w�osach, �wie�ej
cerze, w typie Angielki.
�wietnie prezentowa�a si� w
zwyk�ych ciuchach, ale nic
ekstrawaganckiego tak naprawd�
nie pasowa�o na ni�. Niestety, z
i�cie kobiecym uporem, lubi�a
rzeczy nieodpowiednie i
folgowa�a temu upodobaniu, kiedy
wychodzili gdzie� wieczorem.
Richard mia� dobry smak i
skrzywi� si� na widok blasku
ozd�b z paciork�w na tle
koktajlowej b��kitnej sukni o
odcieniu typowym dla
niemowl�cych becik�w.
- Ju� id�, kochanie. Szukam
tylko chusteczki. Jest dopiero
wp� do si�dmej.
- Ambasador lubi pojawia� si�
o si�dmej - rzuci�
zniecierpliwiony. - Nie chc� po
prostu przyj�� w tej samej
chwili. Na mi�o�� bosk�, chod��e
ju�. Nie masz przy sobie
chusteczek higienicznych?
W po�piechu wbi�a si� w
p�aszcz i zesz�a za nim po
schodach do drzwi wej�ciowych. W
czasach, kiedy mieszkali w
Londynie, on pracowa� w
Ministerstwie Lotnictwa, taka
wymiana zda� zako�czy�aby si�
k��tni�, w wyniku kt�rej ona
zosta�aby w domu ton�c we �zach.
Ale wiele rzeczy zmieni�o si� od
czasu, gdy przyjecha�a do Stan�w
i zacz�a dok�ada� wszelkich
stara�, by ich ma��e�stwo
funkcjonowa�o normalnie. Po
dw�ch pierwszych latach zacz�li
sobie dzia�a� na nerwy; kiedy
nie zasypywali si� zarzutami,
zajmowali si� swoimi sprawami -
ona zamyka�a si� w kr�gu rodziny
i przyjaci�, jego coraz
bardziej absorbowa�a praca.
Kiedy otrzyma� awans na
pu�kownika lotnictwa i
zaproponowano mu stanowisko w
Waszyngtonie, perspektywa
zostawienia za sob� domu i
wyjazdu z m�em do nie znanego
kraju wydawa�a si� jej nie do
zniesienia. Niew�a�ciwie oceni�a
sytuacj�, stawiaj�c go przed
wyborem: albo wyjazd do Stan�w,
albo dalsze wsp�lne �ycie.
Wybra� Waszyngton. Kiedy
wyjecha�, stosunek do niej
kr�gu, w kt�rym si� obraca�a,
nie by� przychylny. Rodzina i
znajomi czynili niedwuznaczne
uwagi o biednym samotnym Dicku,
a� zacz�a czu� si� fatalnie,
prze�ladowana poczuciem winy. W
dodatku t�skni�a za nim. Mija�y
miesi�ce, a jej �ycie bez m�a
wydawa�o si� pozbawione celu;
ich elegancki ma�y domek w
Londynie bardziej ni� zwykle
przypomina� pust� bombonierk�.
Tak wi�c Rachel, przy
aprobacie rodziny, wys�a�a
telegram i wsiad�a do samolotu
lec�cego do Waszyngtonu.
Okaza�o si�, �e post�pi�a
w�a�ciwie. Teraz, nosz�c w sobie
jego dziecko i powoli poznaj�c
nowych ludzi w Waszyngtonie, a
nawet zawieraj�c kilka
efemerycznych przyja�ni, by�a w
stanie znosi� jego humory;
grzecznie tolerowa�a nawet jego
cotygodniowe wyprawy do Nowego
Jorku. Dosta�a nauczk� i
potrafi�a wyci�gn�� z niej
wnioski. By� cz�owiekiem trudnym
w po�yciu: samolubnym,
dra�liwym, zimnym. Kocha�a go
jednak, a za kilka miesi�cy
b�dzie mia�a dziecko wymagaj�ce
troskliwej opieki.
Nie by�by w stanie sprowokowa�
k��tni, nawet gdyby mia� ten
zamiar. Rzecz jasna nie
wiedzia�a nic o Judith Farrow.
- Przepraszam ci�, �e tak
d�ugo to trwa�o. - Zwr�ci�a si�
ku niemu w samochodzie i
�cisn�a go za rami�. -
Przyznasz, �e wszystko wygl�da
tak pi�knie na �wie�ym �niegu.
- Tak - zgodzi� si�. - Bardzo
pi�knie.
- Pani Stephenson zaprosi�a
mnie na obiad w przysz�ym
tygodniu - oznajmi�a.
Zadziwia�o go i jednocze�nie
cieszy�o, �e ludzie lubili jego
�on�. Nawet najbardziej
niesympatyczne spo�r�d �on
dyplomat�w, w��cznie z ma��onk�
pierwszego sekretarza ambasady
Fergusa Stephensona, akceptowa�y
j�, uwa�aj�c za istot�
czaruj�c�, a� czu� si�
zobowi�zany sam jej si� lepiej
przyjrze�. K�opot w tym, �e
wci�� my�la� o Judith; za ka�dym
razem, kiedy si� z ni� spotyka�,
jego �ona wydawa�a si� nijaka,
sztuczna i pretensjonalna jak
okropny peki�czyk, kt�rego kaza�
si� jej pozby� tu� po �lubie.
- Musisz by� dla niej
niezwykle mi�a. M�wi si�, �e
Stephenson ma obj�� ambasad� w
Pary�u. To b�yskotliwy facet.
- B�d� spokojny. Nie paln�
�adnego g�upstwa. Pami�taj, �e
odebra�am staranne wychowanie,
przygotowuj�ce mnie do roli �ony
dyplomaty. Jeste�my na miejscu,
a jest dopiero za pi�� si�dma.
Zd��yli�my, prawda?
- Tak - zgodzi� si� Richard. -
Tylko prosz� ci�: oddaj p�aszcz
i nie zacznij pudrowa� sobie
nosa.
Ambasada francuska mie�ci�a
si� w wielkim eleganckim budynku
na Kalorama Road; Richard wraz z
�on� min�li witaj�cych ich
dyplomat�w, wymieniwszy u�cisk
d�oni z ambasadorem i jego
atrakcyjn� �on�, po czym
wmieszali si� w t�um go�ci w
g��wnym salonie recepcyjnym.
Zd��yli przebi� si� przez
pierwszy szereg, kiedy
zaanonsowano ambasadora
brytyjskiego. Richard podszed�
do grupki ludzi, kt�rych Rachel
nie zna�a. W pole widzenia
wtoczy� si� ogromny Holender,
jeden z pierwszych sekretarzy
swojej ambasady; jego zwisaj�ce
podbr�dki podskakiwa�y nad
ko�nierzykiem, gdy kiwa� sw�
wielk� g�ow� z boku na bok.
- A, pan pu�kownik, szuka�em
pana. Chc� przedstawi� panu
naszego nowego attach~e
wojskowego. Sympatyczny z niego
cz�owiek - na pewno
zaprzyja�nicie si�. Prosz� ze
mn�, on stoi tam, obok
ambasadora Niemiec Zachodnich.
Gdy mijali grupki go�ci, m�wi�
do niego przez rami�.
- A przy okazji - zacz�� - nie
widz� tu Swierd�owa. Nie widzia�
go pan?
- Nie. Chyba nie. - Paterson
instynktownie zesztywnia�.
Unika� kontaktu ze wszystkimi
Rosjanami i lud�mi z bloku
wschodniego. Nie chcia�, by kto�
m�g� wygrzeba� kiedy� jak��
niew�a�ciw� znajomo�� tego typu
i wskaza� go palcem.
- Czy to takie istotne, �e go
nie ma?
Holender wzruszy� ogromnymi
ramionami. - Nie. Zwr�ci�em na
to uwag�, poniewa� gdziekolwiek
pojawia si� genera� Golicyn, tam
zwykle spotka� mo�na pu�kownika
Swierd�owa. Przypominaj� dwie
gwiazdy z gwiazdozbioru Bli�ni�t
- chocia� mo�e to nie
najbardziej odpowiednie
por�wnanie. O, tam jest Jack
Loder.
- Chcia�bym pozna� waszego
attach~e - wtr�ci� Paterson. -
Chod� z nami, kochanie. - Wzi��
Rachel pod r�k�. Nie mia� ochoty
rozmawia� z Jackiem Loderem ani
te� narzuca� jego towarzystwa
swojej �onie. Jego zdaniem
facetowi tego pokroju nie
powinno si� nigdy pozwoli�
awansowa� ponad stanowisko
kancelisty w ambasadzie
pierwszej kategorii, do jakich
zalicza�a si� waszyngto�ska
plac�wka.
Loder przebywa� w Waszyngtonie
od roku. Przyby� tu w lutym
ubieg�ego roku, po�r�d wielkich
mroz�w, by zaj�� stanowisko
oficera ��cznikowego w wydziale
planowania. Poprzednio pracowa�
w Delhi, gdzie oficjalnie by�
doradc� attach~e handlowego;
jeszcze przedtem sp�dzi� p�
roku w ambasadzie w Bonn bior�c
udzia� w programie wymiany
kulturalnej. Wsz�dzie inni
pracownicy plac�wek unikali go.
Nikt nie lubi szpieg�w; Loder
odkry� t� prawd na pocz�tku
swojej kariery. Podobnie jak
policjanci, szpiedzy czuli si�
swobodnie wy��cznie w swoim
w�asnym towarzystwie.
Brak popularno�ci nie martwi�
go; lubi� sw� prac�, a trudno
by�o mie� i jedno, i drugie. Nie
mia� zbyt ujmuj�cej prezencji;
by� niski i �ylasty, mia� �le
posk�adan� twarz i kiepskie z�by
kojarzone z n�dznym robotniczym
pochodzeniem. Mia� pecha,
poniewa� natura obdarzy�a go
rudymi w�osami, w zwi�zku z czym
jego niezdarne rysy nakrapiane
by�y piegami, a zapuchni�te
r�owe powieki os�ania�y oczy o
barwie piasku. Wygl�da� jakby
t�go pi�, chocia� tak naprawd�
by� abstynentem. W Delhi, po tym
jak opu�ci�a go �ona, zacz�� pi�
w ilo�ciach kwalifikuj�cych go
na alkoholika, chocia� nikt go
nigdy o to nie podejrzewa� ani
nie m�g� twierdzi�, �e widzia�
go pijanego. Nie trze�wia�
miesi�cami. Nie cierpia� wcale
tak bardzo z powodu odej�cia
�ony; oddalili si� od siebie po
wojnie. Podobnie jak w przypadku
innych ma��e�stw zawartych w
po�piechu, jego fundamenty by�y
kruche i kiedy go zostawi�a,
specjalnie za ni� nie t�skni�.
Brakowa�o mu jednak dzieci. Mia�
dwunastoletniego syna i
dziesi�cioletni� dziewczynk� -
w�a�nie zacz�� odczuwa� rado�� z
ich towarzystwa, a one dawa�y mu
rzadkie poczucie zrozumienia.
Odleg�o�� mi�dzy nimi dzia�a�a
na jego niekorzy��; oni byli w
Anglii i jedyny kontakt
stanowi�y pisane od czasu do
czasu niezbyt wymowne dzieci�ce
listy. NIgdy przedtem nie zdawa�
sobie sprawy z b�lu
towarzysz�cego samotno�ci. Kiedy
incydenty graniczne mi�dzy
Indiami a Chinami przerodzi�y
si� w kryzys o mi�dzynarodowym
zasi�gu, a chi�ska inwazja
wydawa�a si� nieunikniona, nagle
wzi�� si� w gar��. Przesta� pi�
i zabra� si� solidnie do pracy.
Od tego czasu nie tk