2678

Szczegóły
Tytuł 2678
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2678 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2678 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2678 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JERZY ANDRZEJEWSKI BRAMY RAJU "Jak pot�nym i powszechnym by�o religijne rozmarzenie, �wiadczy o tym owa dziwna wyprawa krzy�owa dzieci, kt�ra na kilka lat przed �mierci� Innocentego III (1213) poruszy�a po�udniowo-wschodni� Francj�, a nawet niekt�re niemieckie okolice. Pastuszek pewien pocz�� g�osi�, �e duchy niebieskie oznajmi�y mu, jako gr�b �wi�ty mo�e by� wybawionym tylko przez niewinnych i ma�oletnich. Ch�opcy i dziewcz�ta w wieku od o�miu do szesnastu lat opuszczali swoje rodzinne miejsca, zbierali si� w t�umy i d��yli ku brzegom morza. Wiele ich pogin�o z utrudzenia i niedostatku, wiele tak�e sta�o si� �upem chciwych handlarzy, kt�rzy wabili te dzieci do siebie, a potem je sprzedawali w niewol�". Fryderyk Schlosser, "Dzieje powszechne". Na czas powszechnej spowiedzi zaprzestano wszelkich pie�ni, mia� si� w�a�nie ku ko�cowi trzeci dzie� powszechnej spowiedzi i wci�� szli ogromnymi lasami kraju Vend�me, szli bez pie�ni i bez dzwonienia w dzwonki, w ciasno st�oczonej gromadzie, tylko monotonny szelest paru tysi�cy n�g by�o s�ycha�, czasem skrzypienie woz�w, kt�re zamyka�y poch�d dzieci wioz�c te, kt�re zas�ab�y z wyczerpania lub mia�y nogi zbyt dotkliwie poranione, aby m�c i�� pieszo, droga w�r�d starej puszczy zdawa�a si� nie mie� pocz�tku i ko�ca, ju� pi�ta niedziela mija�a od owej przedwieczornej godziny, kiedy Jakub z Cloyes, zwany Jakubem Znalezionym, a ostatnio niekiedy Jakubem Pi�knym, opu�ci� by� sw�j samotny sza�as ponad pastwiskami nale��cymi do wsi Cloyes i powiedzia� do czternastu pasterzy i pasterek z Cloyes: objawi� mi B�g wszechmog�cy, aby wobec bezdusznej �lepoty kr�l�w, ksi���t i rycerzy dzieci chrze�cija�skie okaza�y �ask� i mi�osierdzie dla miasta Jerozolimy, kt�re jest w r�kach poga�skich Turk�w, poniewa� ponad wszelkie pot�gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno�� dzieci najwi�kszych dzie� mo�e dokona�, w czterna�cioro wyruszyli w t� noc wiosenn� pe�n� bicia dzwon�w i p�aczu opuszczanych matek, lecz teraz, gdy weszli w puszcz� i od trzech dni trwa� czas powszechnej spowiedzi, oczyszczaj�cej z wszelkich grzech�w i przewinie�, by�o ich wiele ponad tysi�c, dalekie s�o�ce oboj�tnie p�on�o ponad obszarami cienia, wilgoci i ciszy, mocniejszym od jego dalekiego blasku by� mrok pot�nych pni i konar�w, li�ci i ga��zi, o �witach, gdy �wiat�o jeszcze kruche i nie�mia�e poczyna�o si� powoli wznosi� nad obszarami zieleni i milczenia, poranne ptaki wrzeszcza�y w g�szczach puszczy, wrzeszcza�y r�wnie� i wtedy, gdy zapada� zmierzch, a nocami, kiedy szli, aby nie przerywa� czasu spowiedzi, wi�c nocami pe�nymi monotonnego szelestu paru tysi�cy bosych n�g bieg�y ku nim z ciemno�ci �a�osne kuwikania puszczyk�w, w ciemno�ciach ko�ysa�y si� bezg�o�nie czarne krzy�e, chor�gwie i feretrony, teraz mia� si� w�a�nie ku ko�cowi trzeci dzie� powszechnej spowiedzi, stary cz�owiek, kt�ry od trzech dni spowiada� dzieci, by� du�ym i ci�kim m�czyzn� w brunatnym habicie brata minoryty, na czas powszechnej spowiedzi nie Jakub, lecz on szed� na czele pochodu, szed� powoli, jak cz�owiek zm�czony, ci�kie i obrz�kni�te stopy niezgrabnie wdeptuj�c w ziemi�, dzieci kolejno, od najm�odszych pocz�wszy, podchodzi�y do niego i id�c u jego boku wyznawa�y swoje drobne, jeszcze niewinne grzechy, my�la�: je�li tego �wiata nie ocali od zag�ady m�odo��, nic go ocali� nie zdo�a, oto wszystkie nadzieje i pragnienia z�o�y�em w tych dzieciach zd��aj�cych do celu, kt�ry przerasta i ich, i mnie, i wszystkich ludzi na ziemi, Bo�e, b�d� przy tych niewinnych dzieciach, ja, kt�remu nie jest obcy �aden grzech i kt�ry znam do ostatniego tchu wszelkie zab��kanie, ja, kt�ry mimo mego habitu i mojej usychaj�cej sk�ry, i moich starczych warg, i st�p, kt�re s� obraz� rado�ci i harmonii, znam r�wnie dobrze dno ciemnych przepa�ci, jak urojone blaski t�sknot, ja, wielki i wszechmog�cy Bo�e, nie pozw�l, aby mog�o si� kiedykolwiek sta� to, co ujrza�em w okrutnym �nie w ow� noc, kiedy zapragn��em s�u�y� tym niewinnym dzieciom, widzia�em we �nie martw� i spalon� s�o�cem pustyni�, sp�jrz us�ysza�em obok siebie oboj�tny g�os oto Jerozolima spragnionych i �akn�cych, tu wznosz� si� jej �wi�te mury i baszty, tutaj widzisz bramy raju, poniewa� bramy raju istniej� prawdziwie tylko na martwej i spalonej s�o�cem pustyni, k�amiesz powiedzia�em pustynia jest tylko pustyni�, pustynia jest grobem spragnionych i �akn�cych odpowiedzia� ten sam oboj�tny g�os na pustyni wznosz� si� �wi�te mury i baszty Jerozolimy i na niej, martwej i spalonej s�o�cem, otwieraj� si� przed spragnionymi i �akn�cymi olbrzymie bramy raju, pami�tam, chcia�em jeszcze raz powiedzie�: k�amiesz, pustynia jest tylko pustyni�, gdy zrozumia�em, �e �w niewidzialny g�os ju� przy mnie nie jest, ujrza�em dw�ch m�odziutkich ch�opc�w id�cych samotnie pustyni�, Bo�e - pomy�la�em - czy�by spo�r�d wielu tysi�cy oni byli jedynymi, kt�rzy ocaleli, Bo�e, spraw, aby tak nie by�o, i wtedy, gdy to pomy�la�em, starszy, kt�ry prowadzi� za r�k� m�odszego, potkn�� si� i upad�, id� - powiedzia�, ostatnim wysi�kiem podnosz�c g�ow� - chwil� odpoczn�, zaraz b�dzie �wit, widzia�em jego d�onie g��boko zanurzone w suchy piasek i jego ciemn� g�ow� widzia�em broni�c� si� przed �miertelnym i ostatecznym znu�eniem, id� - powiedzia� jeszcze raz - teraz jest jeszcze mrok, ale za chwil� b�dzie �wit, zobaczysz Jerozolim�, wtedy ten m�odszy, drobny i jasnow�osy, spyta�: nie p�jdziesz ze mn�?, id� - powiedzia� tamten i widzia�em, �e g�owa mu bezsilnie opada, ju� wargami dotyka� piasku - id� przed siebie, prosto przed siebie, ju� zaczyna �wita�, za chwil� zobaczysz mury i bramy Jerozolimy, id�, chwil� odpoczn� i zaraz p�jd� za tob�, w�wczas tamten pocz�� pos�usznie i�� przed siebie i po jego ruchach od razu pozna�em, �e jest �lepy, Bo�e - pomy�la�em - przebud� mnie z tego snu, wci�� jeszcze nie widzia�em twarzy �lepego ch�opca, szed� samotny w�r�d martwej i spalonej s�o�cem pustyni, nieporadnymi r�koma macaj�c w pustce, jakby szuka� dla nich oparcia, a tamten, ju� martwiej�cymi wargami dotykaj�c pustynnego piasku, jeszcze zdo�a� powiedzie�: ju� �wita, widz� ogromne mury i bramy Jerozolimy, z�ote dzi�ki �wiat�u, kt�re nie wiem, sk�d si� bierze, z samych mur�w, bram i baszt czy te� ze z�otego poblasku, kt�ry ponad nimi ogarnia powietrze i niebo, Bo�e, nie dopu��, aby m�g� si� kiedykolwiek sprawdzi� ten okrutny sen, ju� by�em przebudzony, lecz jeszcze we �nie pogr��ony, gdy ten o�lep�y, drobny i jasnow�osy, wci�� przed siebie id�c i w taki spos�b dotykaj�c d�o�mi pustego powietrza, jakby dotyka� prawdziwych mur�w, odwr�ci� ku mnie swoj� twarz i wtedy, nie, nie wtedy, lecz zaraz po tej dr�cz�cej nocy, gdy pe�en wszystkich grzech�w i bardziej ni� kiedykolwiek przezwyci�enia grzech�w spragniony, wyszed�em naprzeciw krucjacie dzieci i powiedzia�em: dzieci moje najmilsze, wybrane przez Boga dla odnowienia nieszcz�snej ludzko�ci, je�li pod��acie do celu tak wielkiego, oczy��cie si� ze wszystkich swoich niewinnych grzech�w, niech nastanie w�r�d was i u pocz�tku waszej dalekiej drogi czas powszechnej spowiedzi, wtedy t� twarz samotnego �lepca w�r�d martwej i spalonej s�o�cem pustyni ujrza�em przed sob�, i nie dopu�� do tego, wielki wszechmog�cy Bo�e, by�a to twarz Jakuba z Cloyes, teraz mia� si� ku ko�cowi trzeci dzie� powszechnej spowiedzi, ostatnie spowiada�y si� dzieci z Cloyes, kt�re sz�y na czele pochodu, w�r�d nich szed� Jakub, szed� Aleksy Melissen, on jedyny nie z Cloyes pochodz�cy, sz�a Blanka - c�rka ko�odzieja, szed� Robert - syn m�ynarza, sz�a Maud - c�rka kowala, my�la� Jakub: s�ysz�c ka�de s�owo, kt�re on le��cy obok mnie w ciemno�ciach wypowiada�, po raz pierwszy ujrza�em ogromne mury i bramy Jerozolimy, z�ote dzi�ki �wiat�u, kt�re nie wiem, sk�d si� bra�o, z samych mur�w, bram i baszt czy ze z�otego poblasku, kt�ry ponad nimi ogarnia� powietrze i niebo, my�la� id�cy obok niego Aleksy Melissen: kocham ci�, cho� nie wiem, czy moja mi�o�� wynika tylko z ciebie i ze mnie, czy te� zbudzi� j� z nieistnienia ten, kt�ry ju� teraz nie istnieje, powi�zaniem mnie i ciebie jest ta mi�o�� czy te� odblaskiem mi�o�ci innej, tej, kt�ra pierwsze swoje s�owo zd��y�a tylko raz wypowiedzie�, a potem posz�a w ch��d i szum �miertelnych w�d, aby ju� nigdy nie objawi� si� w ciele i w s�owie, nie wiem, sk�d si� wzi�a moja mi�o�� do ciebie, ale sk�dkolwiek zaczerpn�a sw�j pocz�tek i swoje pierwsze oczarowanie, nigdy ci� kocha� nie przestan�, poniewa�, je�li istniej�, to tylko dlatego, aby, sam niekochany, potrzeb� mi�o�ci ca�ym sob� potwierdza�, my�la�a Blanka: niechby ju� nadesz�a noc, podejdzie wtedy do mnie i gdy ju� wszyscy doko�a b�d� zmo�eni ci�kim snem, powie p�g�osem: chod�, wtedy wstan� i p�jd� za nim, b�dziemy szli ostro�nie, �eby nikogo nie zbudzi�, a� wreszcie znajdziemy si� w miejscu, gdzie b�dzie pusto i gdzie b�dziemy tylko sami, b�dziemy si� rozbiera� w milczeniu, poniewa� ani mnie, ani jemu nie s� potrzebne s�owa, wiem, o czym on my�li, i on wie, o czym ja my�l�, wejdzie we mnie brutalnie i gwa�townie, b�dziemy nawzajem czerpa� ze swoich cia� rozkosz, my�l�c w�r�d rozkoszy z��czeni ciele�nie: ja, �e nie on mi j� zadaje, on, �e nie mnie j� przeznacza, my�la� Robert: za par� godzin b�dzie ciemno, noc b�dzie ch�odna i ziemi� pokryje rosa, je�eli przed nastaniem ciemno�ci nie dojdziemy do �adnej wsi, b�dziemy nocowa� w puszczy, pod go�ym niebem, noc b�dzie ch�odna i Maud b�dzie dr�a�a z zimna, gdyby mnie kocha�a, ciep�em w�asnego cia�a chroni�bym j� przed ch�odem, mog�aby w moich ramionach bezpiecznie spa�, mi�o�ci� nawet g��d mo�na uciszy�, my�la�a Maud: dobry, mi�osierny Jezu, Jezu, do kt�rego dalekiego grobu id�, wybacz mi, dobry, mi�osierny Jezu, �e id� do twego grobu nie dlatego, aby go wyzwoli� z r�k poga�skich Turk�w, nie mi�o�� do ciebie kaza�a mi opu�ci� matk� i ojca, nie mi�o�� do ciebie ka�e mi i�� do twego dalekiego grobu, ale inna jest mi�o�� we mnie, mi�o��, kt�ra wype�nia wszystkie moje my�li i jest w ca�ym moim ciele, id�c w chwil� potem u boku starego spowiednika m�wi�a: zawsze wieczorem przed za�ni�ciem odmawia�am pacierz, kt�rego nauczy�a mnie matka, ale teraz, od kiedy opu�ci�am Cloyes i id� ze wszystkimi dzie�mi z Cloyes i z innymi dzie�mi z wielu innych wsi i miasteczek, teraz ka�dego dnia przed za�ni�ciem opr�cz pacierza, kt�rego nauczy�a mnie matka, odmawiam jeszcze jedn� modlitw�, i to jest modlitwa tylko moja, to jest, ojcze, modlitwa mojego ci�kiego grzechu, innych grzech�w r�wnie ci�kich nie pami�tam i dlatego mog� m�wi� o tym jednym, najci�szym moim grzechu, t� modlitw�, kt�r� do��czam do codziennych pacierzy, nie umniejszam mojego grzechu, poniewa� nie potrafi� si� go wyrzec, nie prosz� r�wnie� o mi�osierdzie, poniewa� wiem, �e mog�abym prosi� o mi�osierdzie tylko w�wczas, gdybym potrafi�a si� wyrzec mego grzechu, mojej s�abo�ci, moich grzesznych pragnie�, a mimo to codziennie wieczorem przed za�ni�ciem odmawiam t� modlitw�, modlitw� mego grzechu, i le��c w ciemno�ciach m�wi� nie na g�os, tylko w my�lach: dobry, mi�osierny Jezu, Jezu, do kt�rego dalekiego grobu id�, wybacz mi, dobry, mi�osierny Jezu, �e id� do twego grobu nie dlatego, aby go wyzwoli� z r�k poga�skich Turk�w, nie mi�o�� do ciebie kaza�a mi opu�ci� matk� i ojca, nie mi�o�� do ciebie ka�e mi i�� do twego dalekiego grobu, ale inna mi�o�� jest we mnie, mi�o��, kt�ra wype�nia wszystkie moje my�li i jest w ca�ym moim ciele, w moich ustach, d�oniach i oczach, jest we mnie ta moja mi�o��, jak gdyby by�a mn� we wszystkim, co jest mn�, to ona, ta mi�o�� wype�niaj�ca wszystkie moje my�li i wype�niaj�ca mnie ciele�nie, kaza�a mi opu�ci� rodzinny dom, porzuci� bez s�owa po�egnania matk� i ojca, wybacz, dobry, mi�osierny Jezu, �e id� do twego dalekiego grobu nie z mi�o�ci do ciebie, lecz zwi�zana i wype�niona inn� mi�o�ci�, sz�a z opuszczonymi oczami, dostosowuj�c sw�j drobny krok do krok�w spowiednika, szed� powoli i ci�ko, jakby przy ka�dym zetkni�ciu z ziemi� swych bosych i obrz�kni�tych st�p usi�owa� mo�liwie najdok�adniej przylgn�� do ziemi, stawia� obie stopy troch� niepewnie i dopiero w�wczas, gdy dotyka� nimi ziemi, odzyskiwa� si��, kt�ra pozwala�a mu zn�w odrywa� si� od ziemi, pomy�la�a: jest stary i zm�czony, sz�a z opuszczonymi oczami, widzia�a bose stopy cz�owieka, kt�remu mia�a powierzy� sw�j grzech, ale widzia�a tak�e swoje d�onie nieruchomo skrzy�owane na piersiach, widzia�a bia�o�� swojej sukni, powoli posuwaj�cej si� naprz�d, przechodzi�y poprzez t� biel cienie bezg�o�nej i nieruchomej puszczy, sz�a w�r�d tych cieni, jak gdyby by�a z�owiona w sie� ukszta�towan� z cieni i z jasno�ci, mimo to, uwi�ziona przez t� sie�, sz�a z ni� razem zwi�zana, widzia�a jeszcze swoje drobne stopy instynktownie usi�uj�ce dostosowa� si� do zm�czenia cz�owieka, u kt�rego boku sz�a, aby wyzna� mu sw�j najci�szy grzech, ale cho� szli nikogo na wyci�gni�cie ramienia nie maj�c w pobli�u, czu�a, �e tak jak cienie puszczy i poblaski niewidzialnego s�o�ca opl�tuj� i wi꿹 sztywn� biel jej sukni, tak i jej cia�o opl�tuje i wi�zi niewidoczny i milcz�cy t�um, wiedzia�a, �e tu� poza ni�, id�c� na czele pochodu, ko�ysz� si� w�r�d cieni puszczy i poblask�w niewidzialnego s�o�ca czarne krzy�e, chor�gwie i wielokolorowe feretrony, a pod nimi p�ynie, jak ogromny oddech, ciasno st�oczone mrowie jasnych i ciemnych dzieci�cych g��w, s�ysza�a poza sob� monotonny szelest paru tysi�cy bosych st�p wci�� mimo znu�enia posuwaj�cych si� naprz�d i naprz�d, sz�a z niezmiennie opuszczonymi oczami i tyle w tym dobrowolnym ograniczeniu widz�c, i tyle w ciszy, kt�ra ogarnia�a t� por� przedwieczorn�, s�ysz�c, widzia�a jeszcze wyd�u�one cienie id�cych najbli�ej, cienie, kt�re dzi�ki ich r�norodnym cechom potrafi�a nazwa� po imieniu, oto cie� strojnej i bogatej sukni Blanki, lekko ko�ysz�cy si� cie� purpurowego p�aszcza nale��cego do Aleksego Melissena, nieco z boku smuk�y cie� Roberta, dopiero po chwili dojrza�a pomi�dzy tymi trzema cieniami delikatny cie� Jakuba, pod d�o�mi skrzy�owanymi na piersiach poczu�a przy�pieszone pulsowanie serca, pomy�la�a: wybacz, dobry, mi�osierny Jezu, �e id� do twego dalekiego grobu nie z mi�o�ci do ciebie, lecz zwi�zana i wype�niona mi�o�ci� inn�, zasypiasz, moje dziecko, po tej modlitwie?, tak, ojcze powiedzia�a - po tej modlitwie zasypiam, my�la�a: ze wszystkich godzin dnia i nocy najbardziej lubi� przedwieczorn�, sza�as, kt�ry sobie wzni�s� na skraju puszczy, g�rowa� nad ��kami, wi�c stoj�c przed nim m�g� widzie� ca�e pastwisko, nieraz pragn�am zobaczy� nasze pastwisko jego oczami, oczami, kt�re s� czyste, nie znajduj� dla ich czysto�ci do�� wiernego por�wnania, s� czyste, kiedy w�r�d szmaragdowej doliny poczyna�y si� k�a�� pierwsze cienie, a niebo nasyca�o si� fioletem i cisz�, w trawach �wierka�y �wierszcze i ptaki w g�stwinie d�b�w nawo�ywa�y si� przed snem, w�wczas, nie mog�c widzie� tego wszystkiego jego oczami, widzia�am swymi: sta� przed sza�asem, w g�rze, z r�k� na biodrze, blask s�o�ca schodzi� z niego powoli, lecz on cierpliwie czeka�, a� ostatnia smuga �wiat�a zaga�nie u jego st�p, i wtedy, gdy ostatnia smuga �wiat�a gas�a u jego st�p, podnosi� do ust d�onie i rzuca� przed siebie w rozleg�� przestrze� i w cisz� gard�owy okrzyk - id�c wci�� z opuszczonymi oczami wype�nia�a p�aski cie� ruchem d�oni podnosz�cych si� do ust, a cisz� cienia wype�nia�a gard�owym okrzykiem wznosz�cym si� tryumfalnie w�r�d szmaragdowej doliny nasycanej pierwszymi cieniami nocy - na ten d�wi�k ze wszystkich stron pastwiska zrywali si� pasterze i podobnie pokrzykuj�c swymi jeszcze dziecinnymi g�osami poczynali sp�dza� rozproszone krowy, ko�czy� si� dzie�, wszyscy wracali do wsi, wszyscy odchodzili, tylko on zostawa� w swoim sza�asie, a kiedy sta�o si� tak jednego wieczora, i� zszed�, cie�, kt�ry wci�� towarzyszy� jej swoim milczeniem, poniewa� sz�a z niezmiennie opuszczonymi oczami, cie� podobnie jak ona uwi�ziony w sieci ukszta�towanej z cieni puszczy i z poblask�w niewidzialnego s�o�ca, wype�ni� si� nagle nieomal dotykaln� cielesno�ci�: jest drobny i niewiele ode mnie wy�szy, zawsze w p��ciennej, kr�tkiej do kolan tunice, z nagimi nogami i obna�on� szyj�, ma brunatne w�osy o z�ocistym po�ysku, lekko si� wij�ce nad wysokim czo�em, kocham jego u�miech, kt�ry nie jest u�miechem, ale jak gdyby nie�mia�� zapowiedzi� u�miechu, jego u�miech otwiera przede mn� niebo, ca�ym sob� otwiera niebo, zawsze mog�am si� do niego modli� jak do nieba, wi�c gdy cie�, kt�ry jej towarzyszy�, wype�ni� si� nagle dotykaln� nieomal cielesno�ci�, ujrza�a go poblad�ym ow� czyst� i natchnion� blado�ci�, kt�ra wydaje si� odbiciem szczeg�lnej jasno�ci wewn�trznej, ujrza�a go schodz�cego ze wzg�rza, kt�re wznosi�o si� ponad pastwiskami, na skraju puszczy, niezrozumiale obecnego w�r�d oniemia�ych ze zdumienia pasterzy, wtedy powiedzia�: objawi� mi B�g wszechmog�cy, aby wobec bezdusznej �lepoty kr�l�w, ksi���t i rycerzy dzieci chrze�cija�skie okaza�y �ask� i mi�osierdzie dla miasta Jerozolimy... powiedzia� spowiednik: wydaje mi si�, moje dziecko, �e i teraz, gdy masz otworzy� serce przed Bogiem, wi�cej my�lisz o swojej mi�o�ci ni� o tym, �e rozmawiasz z Bogiem, cie� Jakuba zmieni� nagle kszta�t, podni�s� teraz g�ow� - pomy�la�a - i spojrza� na niebo, nigdy nie zobacz� nieba jego oczami, nigdy nie b�d� wiedzia�a, co on swymi oczami widzi, powiedzia�a cicho: tak, ojcze, to jest prawda, teraz, gdy mam otworzy� serce przed Bogiem, te� wi�cej my�l� o mojej mi�o�ci ni� o tym, �e mam otworzy� serce przed Bogiem, kochasz sw�j grzech?, kocham Jakuba z Cloyes, ojcze, a on?, kocham go, ojcze, wi�c nie umiem rozpoznawa� jego my�li, odk�d si�gam pami�ci�, wychowywa� si� razem ze mn� i z moj� siostr� w domu mego ojca, ale widocznie zawsze, odk�d si�gam pami�ci�, musia�am go kocha�, poniewa� nigdy nie potrafi�am rozpoznawa� jego my�li, nie wiem, co my�li, nie znam jego my�li, ale wiem, �e mnie nigdy nie pokocha w inny spos�b, ni� si� kocha przybran� siostr�, tego dnia, kiedy po raz pierwszy wyszed� z sza�asu, poniewa� przez trzy dni nie opuszcza� go i nie odpowiada� na nasze pro�by i wezwania, wi�c tego wieczora, kiedy opu�ci� sza�as i zszed� pomi�dzy nas, i powiedzia�: objawi� mi B�g wszechmog�cy, aby wobec bezdusznej �lepoty kr�l�w, rycerzy i ksi���t dzieci chrze�cija�skie okaza�y �ask� i mi�osierdzie dla miasta Jerozolimy, kt�re jest w r�kach poga�skich Turk�w, poniewa� ponad wszelkie pot�gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno�� dzieci najwi�kszych dzie� mo�e dokona�, i potem, kiedy w�r�d �miertelnego milczenia powiedzia�: zmi�ujcie si� nad Ziemi� �wi�t� i samotnym grobem Jezusa, wtedy zrozumia�am, �e mnie nigdy nie pokocha, poniewa� B�g powo�a� go do wielkich rzeczy i on im odda� swoje serce, nigdy zatem nie wyzna�a� mu swojej mi�o�ci?, kiedy jestem, ojcze, sama, potrafi� prowadzi� z nim d�ugie, poufne i nawet zuchwa�e rozmowy, potrafi� przemawia� do niego najpi�kniejszymi s�owami, ale gdy jestem przy nim, opuszcza mnie odwaga i wszystkie my�li i uczucia, kt�re pragn�abym mu wyjawi�, zamieraj� we mnie w trwo�liwym milczeniu, nigdy mu nie powiedzia�am, �e go kocham, i nigdy mu tego nie powiem, poniewa� zrozumia�am, �e B�g go powo�a� do wielkich rzeczy, wi�kszych ni� moja mi�o��, moja mi�o�� nale�y tylko do mnie, to jest tylko moja mi�o��, a on, wybrany przez Boga dla wielkich cel�w, nale�y do wszystkich dzieci, kt�re us�ucha�y jego wezwania i ju� za nim id� lub p�jd� za nim jutro, B�g s�owami Jakuba i poprzez niego objawi� nam wszystko, co mamy robi�, jeszcze tej samej nocy ruszyli�my w drog�, aby uwolni� miasto Jerozolim� z r�k poga�skich Turk�w, wyruszyli�my noc� w�r�d bicia dzwon�w i p�aczu naszych matek, w otwartych na ro�cie� oborach rycza�y krowy, poniewa� sp�dziwszy je z pastwiska zapomnieli�my o wieczornym udoju, i wtedy, gdy do nas opuszczaj�cych rodzinne domy, zgromadzonych doko�a Jakuba i gotowych do dalekiej drogi, drogi pe�nej tajemnic i nieznanych niebezpiecze�stw, drogi, ojcze, u kt�rej niepoj�tego ko�ca wyrasta�y jak we �nie ogromne mury i bramy Jerozolimy z grobem najsamotniejszym ze wszystkich grob�w na ziemi, poniewa� poddany zosta� przemocy i niewoli, wtedy, ojcze, gdy bi�y nam bardzo mocno serca, poniewa� tylko przyspieszonym i troch� trwo�nym biciem serc mogli�my m�wi� o dalekiej i nieznanej drodze, kt�ra otworzy�a si� przed nami tej nieoczekiwanej nocy, wtedy w�r�d ciemno�ci, bicia dzwon�w, p�aczu naszych matek i ryku kr�w cierpi�cych z nadmiaru mleka Jakub rozkaza� nam rozej�� si� do swoich dom�w, aby ka�dy z nas po raz ostatni wydoi� krowy powierzone jego opiece, dopiero po tym ostatnim udoju ruszyli�my w drog� i tej nocy po raz pierwszy zwr�ci�am si� do dobroci i mi�osierdzia Jezusa z modlitw�, aby mi wybaczy�, �e opu�ci�am rodzinny dom, matk� i ojca nie z mi�o�ci do niego, lecz zwi�zana i wype�niona mi�o�ci� inn�, sz�a wci�� z opuszczonymi oczami i wyda�o si� jej, �e bose i obrz�kni�te stopy id�cego obok starego cz�owieka st�paj� z coraz wi�kszym wysi�kiem, d�u�ej ni� dotychczas i jak gdyby poszukiwa�y koniecznej ulgi nieruchomiej�c przy zetkni�ciu z ziemi�, powiedzia� g�osem, kt�ry r�wnie� wyda� si� jej bardzo zm�czonym: moje dziecko, moje biedne zagubione dziecko, wierzysz, �e wam, niedo�wiadczonym, a za jedyn� bro� posiadaj�cym swoj� niewinn� m�odo��, uda si� osi�gn�� to, czego w ostatnich latach nie zdo�ali osi�gn�� najpot�niejsi tego �wiata, kr�lowie, ksi���ta i rycerze? wierzysz, �e istotnie zdo�acie wyzwoli� poha�biony gr�b Chrystusa z r�k pogan?, wierz�, ojcze - powiedzia�a nie podnosz�c g�osu, ale z akcentem jasnej pewno�ci - wierz�, �e Jakub doprowadzi nas do dalekiej Jerozolimy i jednego dnia, nie wiem, kiedy ten dzie� nastanie, mo�e za miesi�c, a mo�e za rok, ale na pewno nastanie taki dzie�, gdy otworz� si� przed nami bramy Jerozolimy i my wejdziemy tymi bramami, aby ju� na zawsze wyzwoli� gr�b Jezusa od przemocy i niewoli poga�skiej, wierz�, ojcze, �e taki dzie� nastanie, cho� nie wiem, czy to b�dzie za miesi�c, czy za rok, stary cz�owiek zatrzyma� si� na moment, pomy�la�: spraw, mi�osierny Bo�e, aby nigdy si� nie spe�ni� m�j okrutny sen, jest stary i zm�czony - pomy�la�a - nie starczy�oby mu si�, aby doj�� razem z nami do Jerozolimy, tylko my dzi�ki Jakubowi wejdziemy jednego dnia w bramy Jerozolimy, teraz powinien mnie pob�ogos�awi�, poniewa� nie powinien mnie pozostawi� z moj� mi�o�ci� jak z grzechem �miertelnym, nie moja mi�o�� jest grzechem, lecz to, �e jej tylko potrafi� s�u�y�, a nie tej mi�o�ci wi�kszej, kt�rej s�u�y Jakub, je�eli mnie pob�ogos�awi i rozgrzeszy, w�wczas pozostan� z moj� mi�o�ci�, ale nie w grzechu �miertelnym, poczu�a si� oczyszczona t� chwil� rozgrzeszenia, chwil�, kt�ra si� jeszcze nie sta�a, ale mia�a si� sta� za chwil�, pomy�la�a przenikni�ta nagle ogromnym wzruszeniem: kiedy nadejdzie ten daleki dzie� i otworz� si� przed nami bramy Jerozolimy, otworz� si� lekko i bezg�o�nie, poniewa� b�dzie nas tysi�c tysi�cy, wszystkie dzwony b�d� bi� w�wczas, gdy staniemy u grobu Jezusa na zawsze uwolnionego od przemocy i niewoli, on podejdzie do mnie, we�mie w swoj� r�k� moj� d�o� i powie: tobie, najmilsza Maud, zawdzi�czam, �e dzieci z Cloyes wys�ucha�y mnie i posz�y za mn�, ty pierwsza uwierzy�a� mi i przy mnie stan�a�, ty by�a� przez ca�y czas za mn� i teraz, gdy si� ju� spe�ni�o to, co mi B�g powierzy�, mog� ci, Maud, powiedzie�: kocham ci�, Maud, zawsze ci� kocha�em, najpierw kocha�em ci� jak siostr�, ale od dawna kocham ci� tak, jak m�czyzna kocha kobiet�, kocham ci�, Maud, i tylko ciebie kocham, najmilsza moja Maud, promyczku m�j, ptaszku m�j, oczy jej nape�ni�y si� �zami i ju� nie widzia�a ani bosych, obrz�kni�tych st�p spowiednika, ani cieni i poblask�w p�yn�cych bezg�o�nie doko�a, ani nawet w�asnych st�p i raczej wyczu�a, ni� ujrza�a ruch du�ej i ci�kiej r�ki kre�l�cej nad jej g�ow� znak krzy�a, rozgrzeszam ci� z twoich grzech�w, moje dziecko powiedzia� zm�czonym g�osem - i nie daj� ci �adnej pokuty, poniewa� wydaje mi si�, wed�ug mego rozeznania w sprawach ludzkich, i� twoja mi�o�� sta�a si� dla ciebie dostateczn� pokut�, niech B�g wszechmog�cy ulituje si� nad tob� i pozwoli, aby Chrystus, do kt�rego grobu idziesz, zaj�� w twoim sercu pierwsze miejsce, w imi� ojca i syna, i ducha �wi�tego, amen, pochyli�a si�, wci�� z oczyma pe�nymi �ez, aby uca�owa� r�k� starego cz�owieka, by�a to du�a i spracowana d�o� pokryta zgrubia��, szorstk� i tward� sk�r�, ca�uj�c t� zgrubia��, szorstk� i tward� r�k� pomy�la�a: gdy odejdzie, pozostan� sama z moj� mi�o�ci�, i podczas kiedy on, ju� obcy i daleki, szed� dalej przed siebie, z trudem dotykaj�c bosymi stopami ziemi, ona sta�a samotna, ju� oderwana od tamtego cz�owieka i jeszcze nie ogarni�ta cieniami, kt�re poczyna�y si� stawa� �ywymi lud�mi, pomy�la�a: we�mie mnie za r�k� i w�wczas, ju� nie widz�c cieni, lecz czuj�c si� otoczona �ywymi cia�ami, pomy�la�a: to si� nigdy nie stanie, nigdy mnie nie pokocha, zobaczy�a, �e r�wnym i spokojnym krokiem przechodzi obok Robert, zobaczy�a jego silne ramiona i ciemne, kr�tkie w�osy, ca�y by� spokojem, pewno�ci� i zaufaniem, nigdy go nie pokocham - pomy�la�a prawie z �alem i w tym momencie przypomnia� si� jej niedawny wiecz�r, kiedy nadaremnie prosi�a Jakuba, aby przyszed� do Cloyes, poniewa� tej nocy mia�a by� zabawa z okazji �lubu jej siostry Agnieszki, stali przed sza�asem, z pastwiska dobiega�y pokrzykiwania pasterzy sp�dzaj�cych krowy z pastwiska, kuku�ka zakuka�a w g��bi puszczy, powiedzia�am cicho: my�la�am, �e cho� troch� mnie lubisz, u�miechn�� si� i powiedzia�: lubi� ci�, z do�u dobieg� g�os Roberta, zawo�a�: Maud, Robert ci� wo�a - powiedzia� Jakub, zawo�a�am: och, Jakubie, dlaczego jeste� inny od wszystkich?, patrzy� na mnie, jakby nie rozumia�, co chcia�am powiedzie�, zawsze zamy�lony i daleki, powiedzia�am: nie lubisz ludzi?, lubi� - powiedzia�, ale ich unikasz, dlaczego?, teraz nie patrzy� na mnie, patrzy� gdzie� w bok, powiedzia�: nie wiem, nie nudzisz si� zawsze sam? - spyta�am, zaprzeczy� lekkim ruchem g�owy, i nie bywa ci smutno?, czasem - powiedzia� wci�� spogl�daj�c w bok, Robert zn�w zawo�a�: Maud, czeka na ciebie - powiedzia�, wtedy pomy�la�am: nigdy mnie nie pokocha, i przestraszona, �e mog� si� rozp�aka�, odwr�ci�am si� i szybko pocz�am biec, Robert czeka� na skraju pastwiska, min�am go biegn�c i wtedy si� dopiero zatrzyma�am, gdy mnie dogoni� i chwyci� za r�k�, szli�my w milczeniu nie patrz�c na siebie, powiedzia�: Maud, chcia�am r�k� cofn��, lecz mocniej j� przytrzyma�, kocham ci�, Maud - powiedzia� - i nigdy ci� kocha� nie przestan�, szed� spokojnym krokiem, silny i skupiony, ca�y by� spokojem i to, co m�wi�, te� by�o spokojem i pewno�ci�, mia� ciep��, mocn� r�k�, przy nim mog�abym si� czu� bezpiecznie, powiedzia�am szeptem, aby swoje s�owa uczyni� mniej dotkliwymi: nie mog� ci� kocha�, Robercie, chwil� milcza�, potem powiedzia�: wiem, ale ja ci� kocham i b�d� czeka� tak d�ugo, a� i ty mnie pokochasz, wtedy zatrzyma�am si� z sopelkiem lodu w sercu, nie - zawo�a�am - nigdy go kocha� nie przestan�, ju� ostatnie krowy zesz�y z pastwiska, g�osy pasterzy rozbrzmiewa�y coraz dalej, tu by�a cisza i pustka, byli�my sami, nie m�g� nie poczu�, �e moja r�ka dr�y, chod� - powiedzia� - robi si� ch�odno, teraz szed� przed ni� nie dalej ni� o pi��, sze�� krok�w, widzia�a jego mocn� sylwetk� tchn�c� spokojem i zaufaniem, widzia�a jego nagie ramiona i ciemne, kr�tkie w�osy, szed� swoim zwyk�ym, r�wnym i spokojnym krokiem, nie czu� zm�czenia, poniewa� czujno��, kt�ra go wype�nia�a, nie pozostawia�a w nim miejsca na zm�czenie, widzia� przed sob�, gdy szed� teraz u boku starego spowiednika, nikogo przed sob� nie maj�c, tylko �w le�ny szlak, kt�ry by� ich wsp�ln� drog�, szlak poro�ni�ty traw� i biegn�cy pomi�dzy ogromnymi murami puszczy, dopiero teraz, gdy po raz pierwszy, od kiedy opu�cili Cloyes, szed� samotnie na czele pochodu i nikt mu nie przes�ania� drogi, kt�r� mieli przeby�, zda� sobie spraw� z mnogo�ci dni i nocy, kt�re w swoim oboj�tnym przemijaniu, i natychmiast, ledwie to pomy�la�, poj��, �e i dnie, i noce, kt�re b�d� odmierza� ich nie ko�cz�c� si� drog�, nie b�d� nie�� ze sob� cierpliwej oboj�tno�ci, natomiast w upa�ach, kiedy niebo b�dzie p�on�� nad nimi, pozbawionymi skrawka cienia, w ci�kich upa�ach, w burzach i w ulewach wiruj�cych gwa�townie ponad obna�onymi przestrzeniami, w uporczywych deszczach i we wszystkim innym, co mog� nie�� ze sob� ziemia i niebo dni i nocy, b�d� ich owe dnie i noce, nie daj�ce si� ogarn�� w swojej mnogo�ci, �ciga� i dr�czy�, niekiedy tylko obdarowuj�c przychyln� �askawo�ci�, aby po kr�tkich godzinach ulgi i bezpiecze�stwa zn�w wtr�ca� w otch�a� �ywio��w, pomy�la� o Maud, o jej delikatnych stopach i d�oniach, nie s� kruche - pomy�la� - ale i nie s� nazbyt silne i odporne na trudy, pomy�la� o jej dziewcz�cych ramionach, kt�re wydawa�y si� i zbyt delikatne, i zbyt s�abe, aby zosta� bezbronnie wydane na spiekoty, burze i deszcze, jeszcze raz pomy�la� o ma�ych, dziewcz�cych stopach Maud st�paj�cych po kamieniach i piaskach, po ziemi bezp�odnej i twardej, spieczonej s�onecznym �arem, po czym wszystkie te my�li nagle w sobie uciszaj�c pocz�� m�wi�: m�j ojciec, Filip z Cloyes, jest m�ynarzem, nasz m�yn jest stary, mocny i bardzo pi�kny, takiego m�yna nie ma w ca�ej okolicy, m�j pradziadek by� m�ynarzem, m�j dziadek by� m�ynarzem, ojciec jest m�ynarzem i ja tak�e mia�em nim by�, mam ju� pi�tna�cie lat i jestem jedynym synem mego ojca, poniewa� wszyscy moi starsi bracia nie �yj�, zawsze my�la�em, �e do ko�ca �ycia b�d� pracowa� przy moim m�ynie i kiedy� po latach zajmie moje miejsce m�j syn, ale oto przyszed� dzie�, kiedy musia�em opu�ci� mego ojca, chocia� jest stary i ju� potrzebuje mojej pomocy, nigdy nie chcia�em by� z�ym synem, a jednak sta�em si� nim, z mi�o�ci do dziewczyny, kt�ra ma na imi� Maud i jest c�rk� kowala Szymona z Cloyes, uczyni�em, ojcze, to, co uczyni�em, ale nie mog�em uczyni� inaczej, poniewa� ponad wszystko na �wiecie kocham Maud, kocham j�, chocia� ona mnie nie kocha, ona jest krucha i delikatna, ma drobne, delikatne stopy, ju� teraz, cho� zaledwie pi�ty tydzie� jeste�my w drodze, widz� w jej oczach zm�czenie, kto by j� chroni� przed nazbyt ci�kimi trudami, kto by nad ni� czuwa�, gdyby mnie przy niej nie by�o? nie mog�em, ojcze, uczyni� inaczej i nie chc�c tego musia�em memu ojcu sprawi� ci�ki b�l moim odej�ciem, zrozumia�em wtedy, �e cieniem ka�dej mi�o�ci jest cierpienie, nie mo�na nie kocha�, ale je�li si� kocha, mi�o�� rozszczepia si� na mi�o�� i cierpienie, gdy widzia�em mego ojca po raz ostatni w t� noc, kiedy opuszczali�my nasz� rodzinn� wie�, nie czyni� mi �adnych wyrzut�w, nie usi�owa� zatrzyma� si��, sta� przygarbiony i z pochylon� g�ow� we drzwiach naszego m�yna, ja sta�em o krok przed nim, nic nie m�wili�my, ale on ju� o wszystkim wiedzia�, bi�y wszystkie dzwony w naszym ko�ciele, stali�my d�ug� chwil� przy sobie, tak blisko, i� zdawa�o mi si�, �e s�ysz� bicie jego starego i zm�czonego serca, a� nagle podni�s� g�ow�, po�o�y� mi r�k� na ramieniu i powiedzia� nieg�o�no, ale i niezupe�nie cicho: Robercie, tylko to jedno s�owo powiedzia�, ale ja wiedzia�em, �e w tym jednym s�owie chcia� powiedzie� wszystko, zdj��em wi�c jego d�o� z ramienia, poca�owa�em j� i powiedzia�em: musz� i��, ojcze, i odszed�em w noc pe�n� ciemno�ci i bicia dzwon�w, kt�re bij� u nas w ten spos�b tylko na pogrzeby albo wesela, a teraz bi�y, nie wiem, czy na pogrzeb, czy na wesele, bi�y z powodu czego�, co si� jeszcze w naszej wsi nigdy nie sta�o i chyba si� nie sta�o nigdzie na �wiecie, a czego ja, cho� si� temu z mi�o�ci do Maud podda�em, nie mog�em zrozumie�, my�l�, ojcze, �e wtedy, w t� noc, kiedy opuszczali�my nasz� rodzinn� wie� i nasze domy, i naszych ojc�w i matki, nikt z nas tego nie rozumia�, mo�e opr�cz jednej Maud, nie rozumieli�my, co si� sta�o Jakubowi, gdy przez trzy dni nie opuszcza� swego sza�asu i z nikim z nas nie chcia� rozmawia�, nikogo do sza�asu nie chcia� wpu�ci�, zawsze by� troch� inny od nas, by� nie tylko pi�kniejszy od wszystkich ch�opc�w, ale tak�e inny, m�j ojciec m�wi�, �e dlatego, �e by� sierot� i chocia� si� mi�dzy nami od samego pocz�tku wychowywa�, nikt nie wiedzia�, kim byli jego rodzice, stary dzwonniczy, kt�ry jeszcze �yje, znalaz� go jednego dnia przed pi�tnastoma laty podrzuconego w koszyku na stopniach ko�cio�a, ochrzczono go wtedy i dano mu imi� Jakub, bo by� akurat dzie� �wi�tego Jakuba, kowal Szymon, ojciec Maud, wzi�� go wtedy do siebie na wychowanie, odk�d si�gam pami�ci�, zawsze pami�tam, �e Jakub by� inny od nas wszystkich, nazywano go Jakubem Znalezionym, nigdy nie lubi� wsp�lnych zabaw, wola� by� sam, a je�li si� z nami bawi�, to w taki spos�b, jakby by� pomi�dzy nami i by� jednocze�nie gdzie indziej, mimo to wszyscy kochali�my go, bo by� bardzo pi�kny i kiedy si� u�miecha� tym swoim troch� nie�mia�ym, a troch� kusz�cym u�miechem albo kiedy m�wi� urzekaj�c nas �agodnym i melodyjnym brzmieniem swego g�osu, nie mogli�my go nie kocha�, od roku by� przyw�dc� wszystkich pasterzy z Cloyes, ale ostatnio coraz mniej by� z nami, nigdy nie wraca� z nami na noc do wsi, wybudowa� sobie sza�as na skraju puszczy, wysoko ponad naszymi pi�knymi pastwiskami, w tym sza�asie sp�dza� noce, ale musia� si� chyba udawa� na spoczynek bardzo p�no, poniewa� bardzo cz�sto wielu z nas widzia�o, �e jeszcze po p�nocy �arzy�o si� przed jego sza�asem samotne ognisko, nawet niedawno, kiedy w naszej wsi by�a wielka zabawa, bo by�o wesele Agnieszki, starszej siostry Maud, Jakub nie przyszed� do nas i dlatego nic nie rozumieli�my, kiedy po tych trzech dniach, kiedy nikogo nie chcia� widzie� i z nikim nie chcia� rozmawia�, wyszed� nagle pod wiecz�r z tego swego dobrowolnego wi�zienia, zobaczyli�my go takim, jakim widzieli�my go zawsze, gdy pod zach�d s�o�ca nadchodzi�a pora sp�dzania kr�w z pastwiska, sta� przed sza�asem wyprostowany, z r�k� na biodrze, blask s�o�ca schodzi� z niego powoli, a on czeka�, a� ostatnia smuga zaga�nie u jego st�p, lecz gdy zawsze w tym momencie podnosi� do ust d�onie, aby wyrzuci� przed siebie gard�owy okrzyk, znak dla nas, �e mamy rozpocz�� zganianie kr�w z pastwiska, tego wieczora nie podni�s� d�oni do ust, nie us�yszeli�my jego g�osu, powoli pocz�� schodzi� �agodnym zboczem ku nam stoj�cym w dole, dobrze pami�tam, �e by� bardzo blady, wiedzia�em, �e co� si� stanie, ale nie wiedzia�em, co si� sta� mo�e, nikt z nas nie my�la�, �e ju� nadesz�a pora sp�dzania kr�w z pastwiska, stali�my w milczeniu i to trwa�o bardzo d�ugo, zanim do nas doszed�, poniewa� im by� bli�ej, tym wolniej szed� i wydawa� si� coraz bardziej blady, jakby wszystka krew odp�yn�a mu z policzk�w, wreszcie w�r�d zupe�nej ciszy znalaz� si� pomi�dzy nami, ju� wiedzieli�my, �e chce co� powiedzie�, st�oczyli�my si� doko�a niego, nie pami�tam, �ebym kiedykolwiek s�ysza� tak� cisz�, jaka by�a wtedy, i w tej ciszy i wcale na nas nie patrz�c pocz�� m�wi�, wiesz ju� na pewno, ojcze, co wtedy powiedzia�, jego s�owa wci�� kr��� w nas i poza nami, znamy je na pami��, ka�dy z nas m�g�by je powt�rzy� zbudzony gwa�townie z najg��bszego snu, ale chocia� je znamy na pami��, nie wiem, czy je rozumiemy, poniewa� one nas przerastaj� o to wszystko, czego zrozumie� nie mo�emy, ale wtedy, gdy je w�r�d nas i dla nas, czternastu pasterzy i pasterek z Cloyes, wypowiada�, rozumieli�my je jeszcze mniej ni� teraz, kiedy te s�owa przekszta�ci�y si� w drog� ci�gn�c� si� przed nami i w daleki cel, kt�rego nie potrafimy sobie wyobrazi�, ale kt�ry sta� si� naszym celem i gdzie� w nieznanym kraju i pod nieznanym niebem zarysowuje si� naszym oczom bramami i murami nieznanego miasta, wtedy, gdy poblad�y i nie patrz�c na nas, st�oczonych doko�a, m�wi� o bezdusznej �lepocie kr�l�w, ksi���t i rycerzy i nas, bo przecie� tylko my�my go s�uchali, wzywa�, aby�my okazali �ask� i mi�osierdzie dla miasta Jerozolimy, kt�re jest w r�kach poga�skich Turk�w, i jeszcze powiedziawszy, �e B�g wszechmog�cy nas wybra�, poniewa� ponad wszelkie pot�gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno�� dzieci najwi�kszych dzie� mo�e dokona�, gdy umilk� to wszystko niepoj�te i niezrozumia�e powiedziawszy, a potem bardzo cicho, g�osem, w kt�rym by�o ju� tylko zm�czenie i b�agalna pro�ba, powiedzia�: zmi�ujcie si� nad Ziemi� �wi�t� i samotnym grobem Jezusa, kiedy to wszystko ju� si� sta�o i zn�w sta�a si� cisza taka sama, jaka by�a, gdy stan�� pomi�dzy nami, my�la�em, ojcze, i m�g�bym przysi�c, �e to samo co ja my�leli wszyscy, my�la�em: biedny, nieszcz�sny Jakub, oszala� w swojej samotno�ci, zabi�a go pycha, gdyby to by�o w mojej mocy, da�bym sobie r�k� uci��, aby m�c odwr�ci� to, co si� sta�o, wiedzia�em, �e po raz drugi Jakub nie mo�e powt�rzy� swego wezwania, poniewa� by�o to wezwanie, kt�re mo�na z�o�y� tylko raz jeden i tylko zwyci�stwo odnosz�c lub ostateczn� kl�sk�, wiedzia�em, �e poni�s� kl�sk� i za chwil� zaczniemy si� rozchodzi� w milczeniu, jego pozostawiaj�c jego samotno�ci i ob��dowi, ju� chcia�em podej�� do Jakuba, aby powiedzie�: odprowadz� ci� do sza�asu, powiniene� si� po�o�y�, jeste� chory, gdy nagle poczu�em na ramieniu dotkni�cie lekkiej d�oni, to by�a Maud, kt�ra sta�a przez ca�y czas za mn�, teraz tym ruchem d�oni zmusi�a mnie, �e si� ku niej odwr�ci�em, ale nie patrz�c na mnie, jakby mnie wcale nie widzia�a, przesz�a obok, podesz�a do Jakuba, sta�a przy nim chwil� bez s�owa i nieruchoma, chcia�em zawo�a�: Maud, nie r�b tego, lecz nim zd��y�em to uczyni�, ona odwr�ci�a si� ku nam, wzi�a w swoj� d�o� r�k� Jakuba i r�wnie poblad�a jak on, ale pi�kniejsza ni� kiedykolwiek, z twarz�, kt�ra wydawa�a si� w tej chwili twarz� �wi�tej, i z oczami wype�nionymi �wiat�em, kt�rego i blask, i g��bia wydawa�y si� nieziemskimi, zacz�a m�wi�, nie pami�tam ani jednego s�owa z tego, co m�wi�a, my�l�, �e ona sama i Jakub, i wszyscy inni tak�e tego nie pami�taj�, nikt tych s��w nigdy nie powtarza�, a jednak to one, zapomniane przez wszystkich i nawet przez ni� sam�, sprawi�y, �e idziemy teraz t� drog�, one, te jej zapomniane obecnie s�owa, by�y jak kamie� rzucony do wody, sam gin�cy w g��bi, lecz pozostawiaj�cy po sobie ruch fal, to Maud dokona�a cudu, kt�rego nie potrafi� zdzia�a� Jakub, ona dlatego, �e przy nim stan�a i zacz�a m�wi�, wyd�wign�a go z kl�ski i jego szale�stwo przemieni�a w pos�annictwo, s�abo�� w si��, teraz nikt ju� tego nie pami�ta, ale ja pami�tam, poniewa� prze�y�em w ci�gu tych kilku chwil wi�cej ni� przez ca�e dotychczasowe �ycie i je�li mo�na powiedzie�, �e si� widzi nieznan� przysz�o��, to ja j� w�wczas zobaczy�em i chocia� by�y we mnie tylko ciemno�� i rozpacz, �adnej wiary i nadziei, tylko ciemno�� i rozpacz, poniewa� w tej godzinie i moja mi�o�� do Maud by�a jedynie ciemno�ci� i rozpacz�, podszed�em do nich, gdy Maud sko�czy�a m�wi�, stan��em przy nich, przy Jakubie i Maud, i by�o nas ju� troje, a za chwil�, kt�ra by�a kr�tsza od najkr�tszej chwili, byli przy nas wszyscy, opowiadali p�niej niekt�rzy, i� widzieli w tym momencie ogromn� b�yskawic� rozcinaj�c� swym pot�nym blaskiem pogodne niebo, inni poczuli, �e ziemia zadr�a�a pod ich stopami, ju� mrok zapada�, gdy �piewaj�c wracali�my do Cloyes, Jakub szed� pierwszy, szed�em obok Maud i wci�� by�y we mnie tylko ciemno�� i rozpacz, nie wyzna�em ci jeszcze, ojcze, �e Maud, kt�r� kocham, kocha Jakuba, ale on jej mi�o�ci nie odwzajemnia, potem, gdy wci�� �piewaj�c wchodzili�my pomi�dzy pierwsze chaty, noc si� nagle doko�a sta�a i w naszym ko�ciele pocz�y bi� dzwony, umilk�, a poniewa� stary cz�owiek w brunatnym habicie te� si� nie odzywa�, wi�c szli w milczeniu, stary cz�owiek ci�ko wdeptuj�c w ziemi� swoje du�e, obrz�kni�te stopy, Robert u jego boku spokojny i skupiony, oszcz�dny w ruchach, jak gdyby �wiadomie ogranicza� swoje si�y, przygotowuj�c w ten spos�b i cia�o, i umys� do sprawnego wype�niania wszystkich przysz�ych trud�w i obowi�zk�w, pomy�la�: za godzin� b�dzie ciemno, noc b�dzie ch�odna i ziemi� pokryje rosa, je�eli przed nastaniem ciemno�ci nie dojdziemy do �adnej wsi, b�dziemy nocowa� w puszczy, noc b�dzie ch�odna i Maud b�dzie dr�a�a z zimna, gdyby mnie kocha�a, ciep�em w�asnego cia�a chroni�bym j� przed ch�odem, mog�aby w moich ramionach bezpiecznie spa�, mi�o�ci� nawet g��d mo�na uciszy�, m�j synu - powiedzia� stary cz�owiek i umilk�, jakby zagubi� potrzebne mu s�owa, zn�w szli w milczeniu, pomy�la� niespodziewanie dla samego siebie: nie umia�bym teraz m�wi� tak, jak m�wi�em wtedy, mia�bym teraz do ofiarowania i mniej, i wi�cej, to by�a ta pi�kna przedwiosenna i ksi�ycowa noc, kiedy ca�a wie� si� bawi�a, poniewa� odbywa�o si� wesele siostry Maud, Agnieszki, du�a polana nie opodal naszego m�yna pe�na by�a ta�cz�cych, kilku w�drownych muzykant�w przygrywa�o do ta�ca na lutniach i b�benkach, ale Maud nie chcia�a ta�czy�, wci�� si� jeszcze �udzi�a, �e Jakub przyjdzie, stali�my z dala od ta�cz�cych, w cieniu m�odziutkich tarnin, m�wi�em: gdybym by� bogaty, zebra�bym wielu znakomitych rycerzy i zdoby�bym dla ciebie pot�ny zamek, mia�aby� najpi�kniejsze suknie i klejnoty, a truwerzy uk�adaliby pie�ni o s�awie twojej urody i dobroci, dojrza�em nagle na jej twarzy o�ywienie, serce mocniej mi zabi�o, ale zaraz zrozumia�em swoj� omy�k�, Maud nie patrzy�a na mnie, patrzy�a na ch�opca, kt�ry przeciska� si� pomi�dzy ta�cz�cymi i z drobnej postawy i z jasnych w�os�w wydawa� si� podobny do Jakuba, ale gdy odwr�ci� w nasz� stron� g�ow�, natychmiast przesta� by� Jakubem, Maud przygas�a i po chwili cicho powiedzia�a: nie jestem dobra, chcia�em zaprzeczy�, gdy Blanka przebiegaj�c ko�o nas swym wyzywaj�cym, tanecznym krokiem, musia�a nas dojrze�, chocia� stali�my w cieniu tarnin, nagle si� zatrzyma�a, o, to wy - zawo�a�a swym niskim, gard�owym g�osem - czemu nie ta�czycie?, podesz�a do nas zarumieniona, �wiadoma swojej urody, chod�, zata�czymy powiedzia�a do mnie, a gdy milcza�em, roze�mia�a si�: nie chcesz? jaki� z ciebie niedo��ga, Robercie, wszyscy wiedz�, �e ona si� bez pami�ci kocha w Jakubie, a ty za ni� �azisz jak cie�, gdyby� by� m�czyzn�, jestem nim - powiedzia�em - i dlatego nie uderz� ci�, zn�w si� roze�mia�a i powiedzia�a do Maud: wiesz, g�upia g�sko, co teraz zrobi�? mam ochot� na twego �licznego Jakuba, a je�eli mam na co� ochot�, to zawsze to osi�gam, baw si� weso�o, Maud, m�j synu - powiedzia� stary cz�owiek - jestem oto o tyle lat od ciebie starszy, i� m�g�by� by� moim synem, je�li nie wnukiem, my�la�em s�uchaj�c ci�: daj mi, Bo�e, do�� si�y i m�dro�ci i do�� wiary, nadziei i mi�o�ci, abym potrafi� pom�c temu ch�opcu, ojcze m�j - powiedzia� cicho Robert - chc� wierzy�, �e dojdziemy do dalekiej Jerozolimy, poniewa� chc� by� silny, m�j synu - powiedzia� stary cz�owiek - twoja wiara, i umilk�, bowiem pomy�la�: z nieszcz��, z cierpie� i z zagubienia rodzi si� pragnienie wiary, z tych samych zatrutych �r�de� kszta�tuje si� wiara, nie dopu��, Bo�e, aby mia� si� kiedykolwiek spe�ni� m�j okrutny sen i aby martwa i s�o�cem spalona pustynia mia�a si� sta� kresem drogi tych dzieci, tych jeszcze nie zbudzonych do �ycia i dlatego niewinnych i tych, kt�rzy ju� zaznali pierwszych udr�k, wiara - powiedzia� - wielkich rzeczy mo�e dokona�, g�ry mo�e przenie��, wiem - powiedzia� Robert - dlatego chc� wierzy�, �e wejdziemy kt�rego� dnia w bramy Jerozolimy, wtedy tamten pocz�� odmawia� formu�� rozgrzeszenia, po czym zwr�ci� si� ku id�cemu obok ca�ym swym du�ym i ci�kim cia�em, podni�s� spracowan� d�o� do b�ogos�awie�stwa i kiedy kre�li� nad g�ow� ch�opca znak krzy�a, spojrzenia ich spotka�y si� na moment, musia� du�o cierpie� - pomy�la� Robert, wielu jeszcze dozna cierpie� - pomy�la� stary cz�owiek, po czym Robert zatrzyma� si�, a tamten szed� dalej samotny i w plecach pochylony, teraz ty - us�ysza� Robert za sob� g�os Aleksego Melissena, min�a go Blanka, sz�a ku spowiednikowi krokiem nie�piesznym, za to natarczywie wyzywaj�cym, tu, na tym le�nym trakcie, obca i szczeg�lnie natarczywie wyzywaj�ca, mia�a na sobie sukni� z ci�kiego jasnozielonego jedwabiu, g�sto przetykan� z�otymi ni�mi, na niej purpurowy bliaut bez r�kaw�w, szeroki u do�u, smugi cieni i s�onecznych poblask�w migota�y na purpurze jej wierzchniej szaty i na w�osach swobodnie opadaj�cych na purpur� szaty, porusza�a si� w tym bogactwie materii i barw swobodnie, jakby si� urodzi�a w przepychu, lecz r�wnie� i wyzywaj�co, poniewa� mia�a to we krwi, my�la�a zbli�aj�c si� ku samotnie i ju� tylko o krok przed ni� id�cemu cz�owiekowi: chcia�abym, �eby ju� by�a noc, nienawidz� go, ale nie wtedy, kiedy mi to robi, poniewa� robi to lepiej ni� wszyscy inni, z kt�rymi si� k�ad�am, wchodzi we mnie gwa�townie, ale potem przebywa we mnie d�ugo, akurat tak d�ugo, jak to jest moj� i jego potrzeb�, nic nie m�wi, wiem, �e gdy we mnie wchodzi, my�li nie o mnie, lecz o kim innym, i nie mnie, lecz kogo innego chcia�by trzyma� w ramionach, ale ja, gdy we mnie wchodzi, i tak�e p�niej przez ca�y czas r�wnie� my�l� nie o nim, lecz o kim innym, wiemy to oboje i dlatego mo�emy to robi� ze sob� tak d�ugo, a potem mo�emy si� nienawidzi� i zn�w, gdy zapadnie noc, zdziera� z siebie ubrania i przebywa� ze sob� bez wzajemnej mi�o�ci, za to niewolniczo sp�tani wsp�ln� mi�o�ci�, s�ucham ci�, moje dziecko - powiedzia� stary cz�owiek, przyjrza�a si� uwa�nie jego du�ym, obrz�kni�tym stopom, potem odsun�wszy si� cokolwiek na bok, przemkn�a spojrzeniem po grubym i szorstkim suknie brunatnego habitu, szed� nie patrz�c na ni�, z d�o�mi wsuni�tymi w r�kawy habitu i z g�ow� troch� ku ziemi pochylon�, o czym mam m�wi� temu staremu dziadydze? - pomy�la�a - jest stary, brudny i �mierdzi jak stary cap, ujrza�a siebie biegn�c� pastwiskiem, kt�re by�o jasne od po�wiaty ksi�yca, o tym mu opowiem - u�miechn�a si� przekornie - ale milcza�a i widzia�a siebie biegn�c� pastwiskiem, zagrodzi� jej sob� drog�, gdy dobiega�a do brzozowego zagajnika, zjawi� si� przed ni� tak niespodziewanie, i� gdyby nie bia�y i ros�y andaluzyjczyk, kt�rego w chwil� potem dostrzeg�a uwi�zanego nie opodal do drzewa, mog�aby przypu�ci�, �e �ni lub dotkni�ta zosta�a z�udzeniami czar�w, nigdy go przedtem nie widzia�a, lecz gdy zrozumia�a, �e nie �ni i nie znajduje si� we w�adaniu czar�w, natychmiast odzyska�a pewno�� siebie, by� ciemnow�osy, o smag�ej i pochmurnej twarzy, szeroki w ramionach i silnej budowy, mia� na sobie kr�tk� srebrzyst� tunik�, obcis�e nogawice z zielonego p��tna, sk�rzane ci�my, kr�tki mieczyk u pasa, przep�dzi� ci� - powiedzia�, w pierwszym odruchu zranionej mi�o�ci w�asnej zawo�a�a: nie!, potem ju� spokojnie spyta�a: sk�d wiesz?, u�miechn�� si� pogardliwie i powt�rzy� swoim niskim, lekko schrypni�tym g�osem: przep�dzi� ci�, nie mog�a nie spyta�: znasz dziewczyn�, z kt�r� �pi?, nie odpowiedzia�, tylko przygl�da� si� jej natarczywie, jest pi�kniejsza ode mnie? - spyta�a, a gdy wci�� milcza�, powiedzia�a patrz�c mu wprost w ciemne, pochmurne oczy: potrafisz tak zrobi�, �ebym przesta�a o nim my�le�?, wtedy wzi�� j� za r�k�, �cisn�� jej d�o� tak mocno, i� kr�tko krzykn�a, poci�gn�� j� g��biej w cie�, zobaczy�a roz�o�ony na trawie purpurowy p�aszcz, rozbierz si� - powiedzia�, wiedzia�a, �e to uczyni, lecz spyta�a: kim jeste�?, rozbierz si� - powt�rzy�, le�a�am naga na purpurowym p�aszczu, nigdy jeszcze nie le�a�am na materii r�wnie przyjemnej w dotyku, s�ysza�am, �e si� rozbiera, ale robi� to nie �piesz�c si�, s�ysza�am szelest rzucanych na ziemi� ubra�, mia�am oczy otwarte i kiedy wszed� bosymi nogami na p�aszcz i stan�� nade mn�, zobaczy�am go w ca�ej jego nago�ci, ale w�wczas jeszcze nie wiedzia�am, �e i swoje cia�o, i swoj� m�sko�� pragnie ofiarowa� nie mnie, lecz komu innemu, powiedzia� stoj�c nagi nade mn�: przep�dzi� ci�, jeszcze nigdy w �yciu nie pragn�am tak Jakuba jak w tej chwili, powiedzia�am: zr�b tak, �ebym nie my�la�a, i wtedy wszed� we mnie, a gdy ju� by�o po wszystkim i le�a� obok z g�ow� wspart� o r�k�, spyta�: my�la�a� o nim?, odpowiedzia�am: tak, my�la�am o nim, ja te� my�la�em o nim - powiedzia� - czy wiesz, kto jest w jego sza�asie?, nie spyta�am i on po chwili powiedzia�: m�j pan i opiekun, hrabia Ludwik, pan ca�ej tej ziemi, hrabia na Chartres i Blois, po czym bez s�owa, zamkn�wszy oczy, wzi�� mnie w ramiona i zn�w we mnie wszed�, moje dziecko - powiedzia� stary cz�owiek - opr�cz milczenia nie masz mi nic do wyznania?, wyprostowa�a si� i krokom swoim �wiadomie nada�a taneczny rytm: nie prosi�am ci�, stary cz�owieku, �eby� s�ucha� moich wyzna�, chcesz wi�c odej�� bez spowiedzi i rozgrzeszenia?, roze�mia�a si� pogodnie i powiedzia�a: bez twego pozwolenia to uczyni�, i gdy si� lekko odwr�ci�a, ujrza�a przez moment tak wolno si� posuwaj�cy, i� prawie nieruchomy t�um, tysi�c jasnych i ciemnych g��w jedna przy drugiej, biel dziewcz�cych sukienek i ch�opi�cych zgrzebnych wiejskich tunik, w g�rze czarne krzy�e, chor�gwie i kolorowe feretrony, by�a cisza i tylko gdzie� bardzo daleko, u niewidocznego ko�ca pochodu, zabrzmia� kr�tkim i wysokim tonem przez nieuwag� najwidoczniej potr�cony dzwonek, wyda�o si� jej naraz, �e wszystko, co w tej chwili widzi, jest tylko snem i wystarczy d�o� podnie�� lub g��biej odetchn��, aby przebudzi� si� w innym �wiecie, lecz nim zd��y�a to uczyni�, ujrza�a przed sob� Aleksego, sta� od niej nie dalej ni� o krok, z twarz�, kt�rej niepokoj�c� pochmurno�� przywyk�a by�a ogl�da� w jeszcze wi�kszym zbli�eniu i zawsze pochylon� nad sob�, gdy r�wnocze�nie, patrz�c szeroko otwartymi oczami w t� twarz r�wnie znan�, jak obc�, przywyk�a przyjmowa� jego m�sko�� gwa�town� i uporczyw�, sta�a bez ruchu, �cisn�� jej d�o� i powiedzia�: dlaczego si� nie spowiadasz?, pu�� - powiedzia�a, coraz mocniej �ciska� jej r�k�, pu�� - powiedzia�a - nie chc� si� spowiada�, ale musia�a si� cofn��, poniewa� j� do tego zmusi�, i zn�w przez kr�tk� chwil� ujrza�a przed sob� i ponad ciemn� g�ow� Aleksego nieruchome czarne krzy�e, chor�gwie i feretrony, nad nimi py� ��tego kurzu migoc�cy w�r�d cieni puszczy i przedzieraj�cych si� przez ni� poblask�w zachodz�cego s�o�ca, wr�� do niego - powiedzia� tym samym g�osem, �ciszonym i troch� chrapliwym, kt�rym m�wi�: rozbierz si�, pu�� - powt�rzy�a, wtedy powiedzia�: zat�uk� ci� jak suk�, je�eli si� nie wyspowiadasz i nie dostaniesz rozgrzeszenia, k�am, ale b�d� taka jak wszyscy, wi�c zn�w si� znalaz�a u boku starca, kt�ry �mierdzia� jak stary cap i du�ymi, obrz�kni�tymi stopami powoli i z cierpliwym namys�em wchodzi�