6114
Szczegóły |
Tytuł |
6114 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6114 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6114 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6114 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Steve Miller & Sharon Lee
Agent
Cykl: Wszech�wiat Liaden tom 2
ROZDZIA� PIERWSZY
1392 rok czasu standardowego
Terrence O�Grady podda� si� bez walki. Tylko �e to wcale nie by� Terrence O�Grady.
Zdaniem Sama poddanie si� by�o dowodem jego fa�szywej to�samo�ci. Terry nie nawyk� do pokory i walczy� dos�ownie o wszystko.
Pete szed� po lewej stronie, nieco z ty�u, za wi�niem. Tylko cz�ciowo podziela� w�tpliwo�ci Sama. Chyba jednak by� to Terrence. Mia� te same k�dzierzawe jasne w�osy, nos jak u mopsa i niebieskie oczy, patrz�ce krzywo zza staro�wieckich okular�w w czarnej oprawce. Opr�cz tego utyka� na lew� nog�. Z akt wynika�o, �e okula� ju� dosy� dawno temu, podczas wypadku w kopalni w Pasie Terado.
Zatrzymali si� przed ceglanym murem i id�cy na przedzie Russ dwukrotnie zastuka� w ci�kie drewniane drzwi.
Chwil� czekali, zas�uchani w nocne odg�osy miasta. Potem drzwi otworzy�y si� cicho i weszli. Pete mocno zacisn�� z�by i wbi� wzrok w plecy id�cego przed nim cz�owieka. Tego, kt�ry zdaniem Sama wcale nie nazywa� si� Terrence O�Grady.
Szczup�y wi�zie� garbi� si� lekko, wi�c by� ni�szy od Pete�a. Akta m�wi�y, �e nie dor�wnuje wzrostem przeci�tnemu Terra�czykowi. Do �redniej brakuje mu dobrych pi�tnastu centymetr�w.
Nic wi�c dziwnego, �e tak dobrze pasowa� do Sama. Stanowili niegdy� znakomity zesp�. Masywny Sam niemal bez wysi�ku przenosi� ci�ki sprz�t g�rniczy, za to ma�y Terry potrafi� wciska� si� w r�ne szczeliny, jamy i rozpadliny. A tam zwykle kry�y si� najbogatsze z�o�a.
Nie�le ob�owili si� na tej robocie. Potem Terry �przeszed� na emerytur�, kupi� kawa�ek ziemi z atmosfer� i zaj�� si� upraw� roli, nia�czeniem dzieci i polityk�.
Osiem lat p�niej Sam otrzyma� piln� wiadomo�� od jego �ony. Terrence O�Grady znikn��.
Jak przysta�o na dobrego kumpla, Sam rzuci� wszystko i zabra� si� do poszukiwa�. D�ugo w�szy� po okolicy, rozmawia� z �on� i rodzin�, wszystkim zadawa� mas� pyta�. Wreszcie doszed� do wniosku, �e Terry nie �yje, mimo �e nie znaleziono jego cia�a.
� Nie uciek�by tak bez s�owa � m�wi� � a poniewa� zawsze mia� szcz�cie, wi�c zgin��, zanim na dobre si� zestarza�. S�dzi� wr�cz, �e Terry zgin�� gdzie� przed trzema laty. Potem jednak zacz�y kr��y� przedziwne plotki i pojawi� si� cz�owiek, kt�ry podawa� si� za Terry�ego i � co gorsza � faktycznie wygl�da� jak on.
Pete skr�ci� za r�g korytarza i omal nie wpad� na id�cego przed nim wi�nia. Dopiero teraz zda� sobie spraw�, �e bezwiednie przyspieszy� kroku.
� Kurde, uwa�aj! � ostrym tonem szepn�� Sam. Zn�w skr�cili i weszli do jasno o�wietlonego, zupe�nie pustego pomieszczenia.
Fa�szywy Terrence O�Grady u�miechn�� si�. Od tego miejsca zna� dok�adny rozk�ad wszystkich czternastu pomieszcze�, w tym rozmieszczenie drzwi i okien, napi�cie w sieci elektrycznej, temperatur� panuj�c� we wn�trzu, a nawet kolor dywan�w.
Pierwsza liczba psychicznej P�tli skoczy�a z zero-siedem na zero-osiemdziesi�t pi��. Chwil� p�niej druga zmieni�a si� z zero-pi�� na zero-siedem. Pierwsza pokazywa�a szans� powodzenia, druga szans� prze�ycia. SPW by�a wyra�nie wy�sza od SPR.
Stan�li przed wind� i obie szans� od razu wzros�y. Kiedy wysiedli na trzecim pi�trze, P�tla zamigota�a nagle i zgas�a. Tu� przed sam� akcj� wzrasta bowiem margines b��du wszelkich przewidywa�.
* * *
Biurko by�o przepi�kne, wykonane ze sprowadzonej z Ziemi sekwoi intarsjowanej drewnem l�kowym.
Cz�owiek, kt�ry za nim siedzia�, te� by� importowany z Ziemi, lecz nie wygl�da� tak pi�knie. Mia� wydatny brzuch i g�st� czarn� brod�. Pulchne d�onie opiera� na b�yszcz�cym blacie i z ciekawo�ci� spogl�da� na nowo przyby�ych.
� Dzi�kuj� panom � powiedzia�. � Mo�ecie odst�pi� od wi�nia. Russ i Skipper dali krok w ty�, i fa�szywy Terry zosta� sam przed biurkiem pana Jaegera.
� Pan O�Grady, jak s�dz�? � zamrucza� Jaeger.
Szczup�y cz�owieczek sk�oni� si� od niechcenia.
Jaeger wykrzywi� usta ukryte w g�szczu brody i wypiel�gnowanym palcem stukn�� w blat biurka.
� To k�amstwo � stwierdzi� sucho. � Dane m�wi�, �e nie jeste� nawet Terra�czykiem! � Zadziwiaj�co szybko, jak na kogo� o tak pot�nej tuszy, zerwa� si� z fotela i hukn�� pi�ci� w biurko. � Cholerny szpieg i przebieraniec! � rykn��. � Tak, tak, panie... O�Grady!
Pete drgn��, Sam skuli� si�, Russ g�o�no prze�kn�� �lin�.
A wi�zie� po prostu wzruszy� ramionami.
Nikt nie drgn�� chyba przez minut�. Potem Jaeger wyszed� zza biurka, wypi�� brzuch, wsun�� kciuki w szlufki od pasa i spojrza� z g�ry na Terry�ego.
� Wie pan co, panie... O�Grady? � zapyta� ju� swobodniejszym tonem. � Mam wra�enie, �e panuje w�r�d was b��dne przekonanie o podrz�dnej roli Terra�czyk�w. Innymi s�owy, uwa�acie nas za idiot�w. Nie wierzycie w pot�g� Ziemi, kpicie sobie z prawdziwych ludzi.
Pokr�ci� g�ow�.
� Yxtrangowie prowadz� z nami wojn� i napadaj� na nasze statki. Liadenowie przej�li handel, a ��wie ca�kowicie nas ignoruj�.
P�acimy jakie� niebotyczne sumy w tak zwanych �zjednoczonych� portach. Co gorsza, ka�� nam p�aci� w kantrach, a nie w porz�dnych ziemskich bitach. Wci�� �amane s� nasze prawa. Obywatele s� szykanowani. Ba, nawet mordowani! To nas m�czy, O�Grady. Potwornie m�czy...
Szczup�y cz�owieczek sta� w milczeniu, w niedba�ej pozie, z pustym wyrazem twarzy.
Jaeger pokiwa� g�ow�.
� Najwy�sza pora, by�cie zacz�li traktowa� nas serio. A mo�e nawet z pewnym szacunkiem? Wzajemna ufno�� i szacunek to pierwszy krok na drodze ku r�wno�ci. Wiesz co? Wy�wiadcz� ci pewn� grzeczno��, O�Grady. � Nagle pochyli� si� w stron� wi�nia, tak �e jego broda znalaz�a si� zaledwie o centymetr od g�adkiej twarzy Terry�ego. � Pozwol� ci m�wi�. Tu i teraz. Powiesz mi wszystko: jak si� nazywasz, sk�d pochodzisz, kto ci� tu przys�a�, z iloma kobietami spa�e� i co wczoraj jad�e� na kolacj�. Wszystko.
Wyprostowa� si� i wr�ci� na swoje miejsce za biurkiem. Opar� r�ce na blacie.
� Do dzie�a, O�Grady � powiedzia� z u�miechem. � M�w, a mo�e uratujesz swoje �ycie.
Terry roze�mia� si� kr�tko.
Jaeger zerwa� si� z fotela i z rozmachem wdusi� ukryty przycisk.
Pete i Sam odskoczyli w lewo, Russ i Skipper w prawo. Wi�zie� nawet nie drgn��. Silny strumie� wody rzuci� go na ziemi� i zepchn�� a� pod �cian�. Przyszpilony, z trudem usi�owa� pod-pe�zn�� do okna.
Jaeger wy��czy� wod�. Wi�zie�, ci�ko dysz�c, le�a� na ziemi. Jego st�uczone okulary le�a�y w odleg�o�ci p� metra od jego wyci�gni�tej r�ki.
Russ silnym szarpni�ciem postawi� go na nogi. Terry zachwia� si� i bezradnie rozejrza� dooko�a.
� Szuka okular�w � mrukn�� Pete i podni�s� pogi�t� oprawk�. � Nie b�d� mu ju� potrzebne � odpar� Russ i popatrzy� gro�nie na wi�nia.
Terry odpowiedzia� mu krzywym spojrzeniem.
� Zreszt� jak chcesz... Mo�esz mu je odda�. � Russ popchn�� wi�nia w stron� biurka.
Pete podszed� bli�ej.
� Panie Jaeger... � zacz��, tkni�ty nag�� my�l�.
� S�ucham.
� Je�eli to naprawd� nie O�Grady, to dlaczego woda... nie zmy�a mu pudru albo co� takiego?
Dla podkre�lenia swoich s��w energicznie poci�gn�� wi�nia za w�osy. Terry sykn�� i skrzywi� si�.
� Operacja plastyczna? � spyta� Jaeger. � Implanty? Zastrzyki zmieniaj�ce cer�? To przecie� i tak nie ma znaczenia. Najwa�niejszy � dla nas i dla niego � jest odczyt sondy. To kosmita. A O�Grady nie by� kosmit�.
Spojrza� na wi�nia, kt�ry w�a�nie przeciera� teraz okulary r�bkiem przemoczonej koszuli.
� No i jak tam, panie O�Grady? Co dalej? D�uga �mier� czy kr�tka pogaw�dka?
Zapad�a cisza. Pete czu�, �e serce wali mu jak m�otem, ale stara� si� nie zwraca� na to najmniejszej uwagi. Nie lubi� tej swojej pracy.
Nagle Terry wyrwa� si� z r�k Russa, wymin�� Skippera i Sama, po czym pchn�� krzes�o w nogi Pete�a i rzuci� si� w stron� biurka. Sam pr�bowa� go z�apa� za rami�, lecz nagle wylecia� w g�r� i wyl�dowa� w k�cie pomieszczenia. Terry tymczasem cisn�� okularami w Jaegera i skoczy� w stron� okna.
Jaeger sta� za biurkiem, rycz�c na ca�e gard�o. Odruchowo z�apa� okulary. Wi�zie� przeecia� mi�dzy Russem i Skipperem, a ci w pogoni za nim wpadli na siebie. By� ju� za oknem, kiedy Pete poczu� wo� akronitu. Jak oszala�y odwr�ci� si� na pi�cie i pogna� w g��b korytarza.
Wybuch zabi� Jaegera i odrzuci� Pete�a o dobre trzy i p� metra.
ROZDZIA� DRUGI
Przemoczony, szed� zau�kami, kryj�c si� w najg��bszym cieniu. Nie natkn�� si� na �aden policyjny patrol, cho� gdzie� w oddali, po zachodniej stronie, s�ycha� by�o j�kliwe zawodzenie syren.
Jak duch pomkn�� w g��b przecznicy i znikn�� w ciemnej sieni. Dwie minuty p�niej wszed� do pokoju i odetchn�� z ulg�. Czujniki nie wykazywa�y nawet najmniejszej zmiany. W�a�ciciel te� nie widzia� nic dziwnego w opowie�ci o tym, �e potrzebuje miejsca �na nocne wypady, gdy� chce niewielkiej odmiany�. Bardziej ucieszy� go zarobek kilku bit�w bez podatku.
W mieszkaniu rozb�ys�y �wiat�a. Uciekinier wszed� do sypialni, �ci�gn�� koszul�, rozpi�� pas i skierowa� si� do �azienki.
Odkr�ci� prysznic i dalej si� rozbiera�. Zdj�� buty i spodnie. Nagi, lekko dygocz�c, otworzy� pude�ko stoj�ce na zlewie i wyj�� z niego trzy ma�e fiolki.
P�tla pokazywa�a ca�kiem przyzwoit� opcj� zero-dziewi�� SPR. Misja powiod�a si� bez pud�a. Zbieg westchn�� i odkorkowa� pierwsz� fiolk�, �eby jeszcze troch� podwy�szy� szans� prze�ycia.
Natar� jasne w�osy cuchn�cym purpurowym �elem. Skrzywi� si� lekko, kiedy poczu�, �e wierci go w nosie. Potem ostro�nie posmarowa� brwi i z ulg� zakr�ci� fiolk�.
Z niesmakiem popatrzy� na dwie pozosta�e. Pochyli� si� w stron� lustra i przez kilka sekund wpatrywa� si� w swoje bladoniebieskie oczy i umazane purpur� brwi. Wreszcie wzi�� zapiecz�towan� fiolk� i zerwa� plomb�. Szybkim, pewnym ruchem zapu�ci� do ka�dego oka po dwie krople bezbarwnego p�ynu. Ze �wistem wci�gn�� powietrze przez mocno zaci�ni�te z�by.
�zy jak grochy pop�yn�y mu po policzkach. Szybko zamruga� powiekami i policzy� w my�lach do dziesi�ciu. Kiedy odzyska� jasno�� widzenia, znowu pochyli� si� do lustra i wyd�uba� spomi�dzy dzi�se� i policzk�w plastikow� mas�. Zdj�� nasadki tkwi�ce na z�bach i wyplu� je do zlewu. W ko�cu zaj�� si� protez�, kt�ra zmienia�a kszta�t jego dolnej szcz�ki. Starannie doprowadzi� nos i uszy do pierwotnego stanu � i z zadowoleniem stwierdzi�, �e odzyska�y tak dobrze mu znane kszta�ty.
Ostatni� fiolk� zabra� pod prysznic. W �rodku by�o jakie� lepkie zielone smarowid�o, �mierdz�ce du�o gorzej, ni� poprzednie. Rozprowadzi� je po ca�ym ciele, staraj�c si� nie oddycha�, kiedy nak�ada� je na twarz. Policzy� do pi�ciu i zanurzy� si� w strumieniu gor�cej wody.
Dziesi�� minut p�niej. Mia� ju� posta� szczup�ego, ciemnow�osego m�odzie�ca o g��boko osadzonych zielonych oczach i z�ocistej twarzy, z wystaj�cymi ko��mi policzkowymi. Przeczesa� palcami w�osy i � prosty jak �wieca � zwinnym ruchem przemkn�� do pokoju. Tam zacz�� si� ubiera�.
W�o�y� koszul�, ciemne sk�rzane spodnie i tak� sam� kamizelk�, mi�kkie wysokie buty i szeroki pas z pistoletem. W lewym r�kawie ukry� ostry sztylet, a n� do rzucania � w pochwie przytroczonej do karku. W sakiewce mia� nieco pieni�dzy i odpowiednie dokumenty. Zapi�� j� i rozejrza� si� po pokoju.
Papiery Terry�ego i puste fiolki zniszczy� w podr�cznej spalarce. To samo chcia� zrobi� z ubraniami, ale rzut oka na czujnik dymu przekona� go, �e lepiej pozby� si� ich w inny spos�b.
Na koniec zrobi� szybki obch�d male�kiego mieszkania, aby upewni� si�, �e wszystko jest w porz�dku. Zadowolony doszed� do wniosku, �e czas rusza� w drog�. Chcia� z�apa� wieczorny prom na stacj� Prime.
Rzuci� na st� dziesi�ciobit�wk� dla gospodarza, zabra� ubrania i zgasi� �wiat�o.
Trzy domy dalej wyszed� na jasno o�wietlon� ulic�. Nie obawia� si� patroli ani przechodni�w. Star� odzie� rozrzuci� po zau�kach � wiedzia�, �e w takim �wiecie jak Lufkit ka�da rzecz niemal natychmiast znajdzie w�a�ciciela.
Noc by�a cicha i spokojna, nikt nie w��czy� si� po ulicach. Nagle m�odzieniec skr�ci� w boczn� alejk�. Instynkt ostrzega� go, �e okolica jest jakby zbyt u�piona. Zaparkowany w dali pojazd przypomina� radiow�z.
Uliczka by�a kr�ta i ciemna, bo wielkie magazyny przes�ania�y blask bij�cy z kosmodromu. Szczup�y w�drowiec szed� niemal po omacku. Polega� g��wnie na swoim s�uchu i dobrej orientacji. Szed� powoli i bezg�o�nie.
Nagle zamar� bez ruchu, s�ysz�c st�umiony wystrza�. Po chwili nast�pi�a ca�a seria strza��w i rozleg�y si� czyje� krzyki. Po�o�y� d�o� na pistolecie i ruszy� w stron� odg�os�w bitwy.
Za kolejnym zakr�tem ujrza� rz�si�cie o�wietlony plac przed dokiem za�adunkowym. Pi�ciu uzbrojonych ludzi kry�o si� za w�zkami i kontenerami. Naprzeciw nich sta�a rudow�osa dziewczyna. Przyciska�a luf� pistoletu do gard�a Terra�czyka i zas�ania�a si� nim jak tarcz�.
� B�agam... � zd�awionym g�osem zawo�a� zak�adnik. � Oddam wam m�j ca�y przydzia�! Przysi�gam! Pos�uchajcie jej...
Jeden z napastnik�w gwa�townie uni�s� r�k�. Jeniec zacharcza� i zesztywnia�. Dziewczyna pu�ci�a go i skoczy�a za drewnian� skrzyni�. Kiepska to by�a os�ona, bo po chwili zosta�y z niej tylko drzazgi. Dziewczyna przetoczy�a si� w bok, a w tym samym momencie inny napastnik z�o�y� si� do strza�u.
Bro� m�odzie�ca kr�tko szcz�kn�a i wr�g zwali� si� na ziemi�, a pistolet wypad� mu z martwej d�oni.
� Tam! � krzykn�� kt�ry� z pozosta�ych. � Tam!
Pocisk �wisn�� nad ramieniem m�odzie�ca. Rzuci� si� w bok w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca. Kl�� pod nosem na swoje odruchy. Po co si� wtr�ca�? Tymczasem dziewczyna zerwa�a si� na r�wne nogi i celnym strza�em roz�o�y�a drugiego z napastnik�w. Trzeci nie zwraca� na ni� najmniejszej uwagi, zaj�ty nowym przeciwnikiem. M�odzieniec westchn�� i najspokojniej w �wiecie trzykrotnie strzeli� do du�ej beczki, za kt�r� kry� si� jego prze�ladowca. Rozleg� si� pojedynczy krzyk � i zapad�a cisza.
Nagle dwaj pozostali napastnicy wypadli z ukrycia i strzelaj�c na o�lep, biegli w stron� dziewczyny. Szybko schowa�a si� za kontenerem i odpowiedzia�a ogniem. Nie zdo�a�a ich zatrzyma�, cho� krew splami�a r�kaw biegn�cego z przodu.
M�odzieniec uni�s� bro� do oka i herszt bandy zwali� si� jak k�oda. Chwil� p�niej ostatni z pi�tki pad�, zabity przez dziewczyn�.
M�ody cz�owiek ostro�nie wyszed� na otwart� przestrze� i uni�s� d�o� w ge�cie pozdrowienia.
Silny cios pozbawi� go przytomno�ci. Niestety da� si� zaskoczy�.
* * *
Ruda podbieg�a do le��cego, obmaca�a jego ciemn� g�ow� i przy�o�y�a d�o� do jego szyi, z marsow� min� licz�c t�tno. Potem przysiad�a na pi�tach i zwiesi�a r�ce mi�dzy kolanami.
� Och, �esz ty w mord�...
Popatrzy�a na nieruchom� posta�. Wola�aby, �eby nieznajomy wsta� o w�asnych si�ach, zabra� pistolet i poszed�.
C�, Robertson, pomy�la�a, facet uratowa� ci �ycie. Chyba go tak nie zostawisz?
G�upia jeste� co najmniej po siedmiokro�, ci�ko westchn�a w duchu. Podnios�a pistolet z ziemi i zatkn�a go sobie za pasek, po czym z trudem d�wign�a ch�opaka.
Dzi�ki bogom za robotaksy, pomy�la�a jaki� czas p�niej, kiedy zm�czona z�o�y�a swoje brzemi� na zniszczonej posadzce. Dzi�ki bogom tak�e za �ut szcz�cia � ulica by�a ca�kiem pusta, kiedy wsiadali do taks�wki, i kiedy wlok�a ci�kie cia�o pod drzwi domu.
Z westchnieniem ulgi rozprostowa�a plecy i ramiona. Zaczn� mnie bole� dopiero jutro, przemkn�o jej przez g�ow�. Nie spodziewa�a si�, �e ten chudzielec b�dzie a� tyle wa�y�. Co prawda by� wi�kszy od niej... Ale to nic nadzwyczajnego. Na og� wszyscy byli wi�ksi.
Przykucn�a, �eby przetrz�sn�� sakiewk� ch�opaka. Wyj�a z niej plik dokument�w i a� zagwizda�a, gdy znalaz�a dow�d wyra�nie potwierdzaj�cy jej podejrzenia. Nie spuszczaj�c wzroku z nieruchomej twarzy le��cego przed ni� m�odzie�ca, schowa�a papiery z powrotem.
Popatrzy�a na jego wydatne ko�ci policzkowe, spiczast� brod�, szerokie usta, proste brwi nad zamkni�tymi teraz powiekami i l�ni�ce czarne w�osy, opadaj�ce na z�ociste czo�o. Twarz ch�opca, chocia� z papier�w wynika, �e liczy sobie ju� trzydzie�ci standard�w. Obywatel Liadu. �eby to szlag trafi�!
Odsun�a si� na bezpieczn� odleg�o�� i usiad�a ze skrzy�owanymi nogami na pod�odze. Si�gn�a r�k� do warkocza na czubku g�owy, odpi�a go i zacz�a rozplata� w�osy. Przez ca�y czas czujnie spogl�da�a na nieprzytomnego Liadena.
* * *
Zdaje si�, �e mam p�kni�t� czaszk�, pomy�la� ot�pia�y. Co gorsza, pewnie skradli mi pieni�dze, pistolet i no�e... A �eby ich pokr�ci�o. Je�eli mi zabrali sztylet �redniej Rzeki, to b�d� musia� g�sto si� t�umaczy�. Cho� z drugiej strony, my�la� dalej, nie otwieraj�c oczu, chyba mog� uwa�a� si� za szcz�ciarza. Nie ka�demu z dziur� w g�owie i rozchlapanym m�zgiem jest pisane odzyska� �wiadomo��...
Z wolna uchyli� powieki.
� Cze��, rozrabiako.
Dziewczyna siedzia�a po turecku na starej posadzce i splata�a miedziane w�osy w gruby warkocz. Mia�a na sobie ciemne sk�rzane spodnie � takie same jak jego � i bia�� bluzk� wyszywan� srebrn� nici�. Jej przedrami� by�o owini�te czarn� bandan�, a biodro obci��a� poka�ny pistolet.
U�miechn�a si�.
� Jak tam tw�j czerep?
� Wy�yj�.
Siad� poma�u i stwierdzi� ze zdziwieniem, �e wci�� ma w r�kawie sztylet.
Popatrzy� na ni� t�pym wzrokiem. Zauwa�y�, �e ma szerokie ramiona w spos�b w jaki plot�a warkocz, znamionowa� utajon� si��. Przypomnia� sobie jej zachowanie w trakcie strzelaniny. P�tla m�wi�a, �e m�g�by j� pokona� � gdyby zasz�a taka potrzeba. Lecz musia�by j� zabi�, by�a bowiem zbyt dobra w swoim fachu, aby da� mu si� obezw�adni�.
Z lekkim zdumieniem stwierdzi� jednak, �e nie chce jej zabija�. Westchn�� g�o�no, skrzy�owa� nogi, na�laduj�c j�, i wspar� r�ce na biodrach.
Znowu si� u�miechn�a.
� Twardziel.
Zabrzmia�o to jak pochwa�a. Sko�czy�a zaplata� w�osy i odrzuci�a warkocz na plecy. W�sk� d�oni� dotkn�a kolby pistoletu.
� To teraz powiedz mi, twardzielu, kim jeste�, co tu robisz i dla kogo pracujesz? � Teraz ju� bez u�miechu przechyli�a g�ow�. � Licz� do dziesi�ciu.
Wzruszy� ramionami.
� Nazywam si� Connor Phillips i jestem spedytorem, do niedawna na frachtowcu �Salene�. Obecnie bez przydzia�u.
Roze�mia�a si�, wyj�a bro� i kciukiem przesun�a j�zyczek bezpiecznika.
� Mam s�abo�� do przystojniak�w � powiedzia�a �agodnym tonem � wi�c pozwol� ci zacz�� od pocz�tku. Ale tym razem nie k�am, twardzielu, bo ci rozwal� bu�k� na czterna�cie kawa�k�w, a tego ju� nie przetrzymasz. Accazi?
Powoli skin�� g�ow�, patrz�c jej prosto w oczy.
� M�w.
� Nazywam si�... � Urwa�.
By� ciekaw, czy przypadkiem nie dozna� wstrz�su m�zgu. Facet by� cholernie silny...
� Nazywam si� Val Con yos�Phelium i jestem agentem Liadu. W�a�nie wraca�em do domu po wykonaniu kolejnego zadania, kiedy w porcie natkn��em si� na samotn� dam� uwik�an� w sprzeczk� z kilkoma brutalami. � Uni�s� brew. � Prom ju� odlecia�, prawda?
� Kwadrans temu. � Szare oczy przypatrywa�y mu si� beznami�tnie. � Agent Liadu?
Westchn�� i charakterystycznym dla siebie gestem z��czy� koniuszki palc�w.
� Mo�esz mnie nazwa� szpiegiem.
� Aha... � Schowa�a pistolet do kabury i pokiwa�a g�ow�. � To mi si� podoba. Bardzo podoba.
Potem wyj�a zza pasa jego bro�.
� Spadaj. � Kr�tkim ruchem g�owy wskaza�a drzwi i rzuci�a pistolet w jego stron�.
B�yskawicznie pochwyci� go, ale nie my�la� jeszcze wychodzi�.
� A ty mi si� nie przedstawisz? � spyta�. � Kim jeste�, co tu robisz, i dla kogo pracujesz? � Nieoczekiwanie u�miechn�� si�. � To przez ciebie mam ten cholerny b�l g�owy...
Wyci�gn�a r�k� w stron� drzwi.
� Zje�d�aj st�d. Wynocha. Znikaj. � Bro� ponownie znalaz�a si� w jej d�oni. � To twoja ostatnia szansa.
Z�o�y� zdawkowy uk�on i zwinnie poderwa� si� z pod�ogi � lecz dziewczyna by�a jeszcze szybsza. Spokojnie mierzy�a mu z pistoletu prosto w �o��dek.
Profesjonalistka w ka�dym calu, pomy�la� z uznaniem.
� Nie masz mo�e rozk�adu lot�w? � spyta�. � Moje wiadomo�ci s� nieco przestarza�e.
Zmarszczy�a brwi.
� Nie. Wyno� si�, twardzielu. � Popar�a rozkaz kategorycznym ruchem r�ki. � Rozk�ad znajdziesz w ka�dej infobudce w tej zapad�ej dziurze. Mam do�� twojego towarzystwa. Accazi?
� Zrozumiano-mrukn��. Sk�oni� si� i chwil� p�niej by� ju� za drzwiami, rozgl�daj�c si� po okolicy i s�uchaj�c odg�os�w nocy.
Bardzo szybko ustali� swoje po�o�enie. Jasna po�wiata � zdaje si� na wschodzie � to bez w�tpienia �wiat�a kosmodromu. Teraz by�y du�o dalej ni� przed jego przymusow� drzemk�. Wszystko wskazywa�o na to, �e znalaz� si� w pobli�u drugiego mieszkania, kt�re wynajmowa� Terrence O�Grady.
Ponownie rozejrza� si� po ulicy. Kilka dom�w dalej, w �wietle latarni, stali dwaj ludzie, pochyleni ku sobie g�owami. Powiew wiatru przyni�s� z prawej strony echo wolnych krok�w. Para przyjaci� na przechadzce.
Val Con oderwa� si� od cienia budynku i ruszy� w swoj� stron�. Szed� szybko, ale bez przesady. W gruncie rzeczy nic go nie gna�o.
Ci spod latami dyskutowali g�o�no o notowaniach totka. Por�wnywali oficjalne dane z w�asnymi prognozami. Val Con min�� ich oboj�tnie, nie zaszczyciwszy spojrzeniem. W dali zobaczy� niebieskie �wiat�o infobudki. Obok przesz�o jeszcze dw�ch m�czyzn. Zmierzali w stron� budynku, z kt�rego przed chwil� wyszed�.
Nagle us�ysza�, �e kto� si� do niego zbli�a. Kroki by�y co prawda ciche, ale g�o�niejsze od jego w�asnych. P�tla zbudzi�a si� z u�pienia i mign�y �wietliste liczby. Szansa napadu � zero � dziewi��dziesi�t osiem, szansa prze�ycia w ci�gu nast�pnych dziesi�ciu minut � zero � dziewi��dziesi�t jeden.
Z prawej strony zamajaczy�a infobudka. Wok� niej ta�czy�y niebieskawe duchy, zrodzone z mg�y i �wiat�a. Val Con skr�ci� w t� stron� i nieco przyspieszy� kroku. Nieznany prze�ladowca tak�e szed� coraz szybciej, najwyra�niej chc�c go dogoni�.
Val Con zatrzyma� si� przed budk� i szarpn�� za klamk�. W tym momencie czyja� d�o� spad�a mu na rami�. Odwr�ci� si� i podni�s� r�ce w g�r� z zab�jcz� precyzj�.
Napastnik, nie wydawszy nawet najmniejszego d�wi�ku, osun�� si� na ziemi�. Val Con przykl�kn��, �eby sprawdzi�, czy na pewno z�ama� mu kark, a potem podni�s� si� i pobieg� w kierunku, sk�d przyszed�.
Pod latarni� nie by�o ju� nikogo. G��boko wci�gn�� w nozdrza �wie�y zapach nocy, zmieszany z woni� taniej wody kolo�skiej.
Potem ich dostrzeg�. Stali p�kolem przed budynkiem � dw�ch ko�o p�otu, a trzech nieco dalej, poza kr�giem �wiat�a. Ruchliwy cie� �elegancika� spryskanego wod� kolo�sk� rysowa� si� tu� przed drzwiami. Czeka�, �eby zaskoczy� rud� i uniemo�liwi� jej ucieczk�.
Val Con jednak dobrze wiedzia�, �e nie b�dzie ucieka�a.
Mia� nadziej�, �e dziewczyna przewidzia�a taki bieg wypadk�w, �e zna jakie� inne wyj�cie. Mo�e ju� siedzi gdzie� w bezpiecznym miejscu? U�mia�aby si�, gdyby wiedzia�a, �e wr�ci�, by jej pom�c.
Chocia�... Mo�e w�a�nie mia�em by� przyn�t�? � pomy�la� nagle z niesmakiem. Nie mia� jednak czasu na dalsze rozwa�ania, bo w tej samej chwili drzwi si� otworzy�y i na ulic� wysz�a jaka� drobna posta�.
Dziewczyna zamkn�a drzwi. Skrytob�jca wyskoczy� z cienia, ale co� � mo�e cichy szelest? A mo�e ruch w przy�mionym �wietle? � zdradzi�o go o u�amek sekundy za wcze�nie. Dziewczyna rzuci�a si� na ziemi�, wykona�a przewr�t przez rami� i si�gn�a do pasa, ale nie zd��y�a. Napastnik ju� j� dopada�...
Nagle j�kn��, upu�ci� bro� i chwyci� si� za gard�o. Dziewczyna przeturla�a si� jeszcze par� metr�w dalej i strzeli�a dwa razy.
Dwie ciemne sylwetki upad�y na ulic�. W oddali us�ysza�a seri� suchych trzask�w, �wiadcz�cych o tym, �e w pobli�u znajduj� si� jeszcze trzy trupy.
Z prawej strony widzia�a dwa rozci�gni�te cia�a. Z lewej pod p�otem le�a�y kolejne trzy. Obok sta� wyprostowany jaki� cie�, rozk�adaj�c r�ce.
Przez chwil� przygl�da�a mu si� w �widruj�cej ciszy, a potem energicznie machn�a pistoletem.
� Hej, twardzielu! � krzykn�a.
Kiedy podszed� bli�ej, dziewczyna szybko da�a krok do ty�u, ale potem roze�mia�a si� i wr�ci�a na poprzednie miejsce.
� Dzi�ki � b�kn�a ju� pewniejszym g�osem.
Schowa�a bro� i ruchem g�owy wskaza�a pierwszego z bandyt�w.
� Co mu si� sta�o? Ju� my�la�am, �e b�dzie po mnie. A on po prostu si� przewr�ci�!
Val Con bez s�owa kl�kn�� przy zabitym. Dziewczyna pochyli�a si� i z ciekawo�ci� spojrza�a mu ponad ramieniem. Odwr�ci� trupa na plecy i oderwa� jego r�ce od gard�a.
� N� � mrukn��.
Wyrwa� ostrze z rany i wytar� je do czysta w koszul� bandyty.
� Nawet nie laserowy? � ze zdumieniem stwierdzi�a dziewczyna. � Niecodzienna zabawka.
Wzruszy� ramionami i schowa� n� do pochwy.
� Za to cicha.
Popatrzy�a na zw�oki i pokr�ci�a nosem.
� Ale brudzi.
Wyczu�a, �e spi�� si� lekko, wi�c szybko zmieni�a temat.
� Zn�w towarzystwo?
� Widz�, �e cieszysz si� rozg�osem, m�oda damo. � Poda� jej rami�. � Zjedzmy razem kolacj� � powiedzia� z u�miechem. � Spr�bujemy ich zgubi�.
Westchn�a g�o�no, ale nie wzi�a go za r�k�.
� Dobra. Ruszajmy.
Po chwili, na ulicy zosta�y tylko trupy.
ROZDZIA� TRZECI
Bargrill w pobli�u portu by� zadymionym i ha�a�liwym miejscem, odwiedzanym t�umnie przez smoluch�w, tragarzy, �mierdzieli i nie mniej liczn� rzesz� miejscowych chojrak�w. Dwie dziewczyny brzd�ka�y na gitarach i przepija�y w przerwach to, co wcze�niej zarobi�y.
Ruda usiad�a w wygodnym miejscu tu� pod �cian� i zacisn�a d�onie na masywnym kubku z letni� kaw�. Popatrzy�a spod oka na Val Cona, kt�ry rozgl�da� si� uwa�nie wok�. W czasie jazdy trzykrotnie zmieniali taks�wk� i dwa razy skradli samoch�d. Wygl�da�o na to, �e zgubili po�cig, lecz jej towarzysz ci�gle mia� si� na baczno�ci.
� Teraz ju� mo�esz mi si� przedstawi� � mrukn��, nie odwracaj�c g�owy. � Zacznij od imienia, a dalej samo jako� p�jdzie.
Dziewczyna nie odpowiedzia�a i dalej popija�a kaw�. Val Con zerkn�� na ni�. Twarz mia� zupe�nie nieruchom�, a zielone oczy patrzy�y bez wyrazu. Westchn�a i odwr�ci�a g�ow�.
W rogu sali, dw�ch smoluch�w gra�o w ko�ci. Przez chwil� przygl�da�a im si� pustym wzrokiem, machinalnie podliczaj�c punkty.
� Robertson � powiedzia�a wreszcie szeptem. � Miri Robertson. Najemnik na emeryturze, ochroniarz bez przydzia�u. � Teraz spojrza�a na Val Cona. � Sorry za k�opot. � Znowu westchn�a, bo teraz czeka�o j� najgorsze. � Wielkie dzi�ki, �e mi pomog�e�. Sama nie da�abym sobie rady.
� Te� mi si� tak wydaje � przyzna�. M�wi� po terra�sku bez �ladu obcego akcentu. � Kto chce ci� zabi�?
Machn�a r�k�.
� Pewnie niejeden.
Zn�w poczu�a na sobie spojrzenie jego zielonych oczu.
� Nie.
� Nie?
K�ciki ust drgn�y mu lekko, ale zaraz si� opanowa�. Odwr�ci� si� i na nowo podj�� przerwan� obserwacj�.
� Nie � powt�rzy� cicho. � Nie jestem g�upi. Wymy�l wi�c jakie� lepsze k�amstwo albo... albo powiedz prawd�.
� Niby dlaczego? � zapyta�a i upi�a kolejny �yk m�tnej lury.
Westchn��.
� A przypadkiem nie jeste� mi to winna?
� Dobrze wiedzia�am, �e tak powiesz! Ale mo�esz zapomnie� o d�ugach. Tutaj tylko ty jeste� Liadenem. Terra�czycy maj� odmienne zwyczaje.
Drgn�� ledwo dostrzegalnie, lecz nie usz�o to jej uwagi. Spojrza�a mu prosto w twarz. Nieruchomym wzrokiem wpatrywa� si� w klient�w przy barze.
� Co si� sta�o? � spyta�a.
� Nic. � Rozpar� si� wygodniej na krze�le. � W takim razie dam ci inny pow�d. Twoi wrogowie pewnie my�l� teraz, �e mam z tob� co� wsp�lnego, �e dzia�amy razem. B�d� wi�c na mnie polowa�. Kto taki? Jaki� bogacz z sowicie op�acan� armi� najemnik�w czy te� herszt bandy, kt�ry w tej chwili zbiera swoich ludzi? Czy mog� mie� pewno��, �e nikt si� na mnie nie zaczai w moim w�asnym domu? � Przerwa� na moment. � Jedziemy teraz na tym samym w�zku. Twoje s�owa mog� mi uratowa� �ycie. A chcia�bym po�y� jeszcze troch�... To wielka zniewaga dla �o�nierza nie zna� swojego przeciwnika! � Popatrzy� na ni� z pytaj�c� min�. � Czy to wystarczy?
� Jak najbardziej.
Wys�czy�a resztk� kawy i postawi�a kubek na pop�kanym plastikowym blacie sto�u. Opar�a si� plecami o �cian�.
� Odesz�am z wojska nieca�e p� standardu temu � zacz�a beznami�tnym tonem. � Uzna�am, �e nadesz�a pora, �eby troch� si� ustatkowa�. Pozna� ciut lepiej kt�r�� z planet, odpocz��... Znalaz�am prac� w pewnym miejscu zwanym Naome. To osiedle bogatych rentier�w. Ka�dy z nich cierpi na niez�� paranoj�, ka�dy zatrudnia ochroniarzy.
Dosta�am robot� ju� trzeciego dnia po przybyciu. Facet kaza� sobie m�wi� �Baldwin�. Pan Baldwin. Zap�aci� mi za trzy miesi�ce z g�ry. To mia� by� gest dobrej woli.
Pokr�ci�a g�ow�.
� Facet bez w�tpienia potrzebowa� ochrony. Pracowa�am dla niego pi��... sze�� miesi�cy czasu lokalnego. Nieraz zachodzi�am w g�ow�, co te� musia� kiedy� nawywija�, �eby a� tak si� narazi�...
Umilk�a, bo w tej samej chwili kelner podszed� do stolika, �eby nape�ni� ich puste kubki. Miri zn�w mia�a swoj� kaw�, a Val Con � herbat�.
� I co dalej? � zapyta� po odej�ciu kelnera.
Wzruszy�a ramionami.
� Okaza�o si�, �e Pan Baldwin by� przedtem kim� innym. Co� go ��czy�o z Juntavas. Kojarzysz t� nazw�?
� Mafia mi�dzyplanetarna � mrukn��, rozgl�daj�c si� po sali. � D�ugi, hazard, prostytucja, przemyt. � Przelotnie zerkn�� na ni�. � Niez�y bajzel.
� Sam chcia�e� wiedzie�.
� Racja. Co si� sta�o potem?
� Prawdopodobnie znudzi� si� robot� i bez uprzedzenia przeszed� na emerytur�. Wzi�� got�wk� i nieco poufnych informacji. Przecie� musia� jako� sobie radzi�... � Prze�kn�a �yk ohydnej kawy i potrz�sn�a g�ow�.
� W ko�cu Baldwin powiedzia�, �e ju� nie b�dzie si� ukrywa� i �e chce wyr�wna� stare porachunki. Da� zna� dawnym kumplom, �e czeka w Naome.
Przerwa�a i wbi�a wzrok w otch�a� kubka.
Cisza przeci�ga�a si�.
� I co? � spyta� cicho Val Con. � Hej! � doda� po chwili.
Nie doczeka� si� odpowiedzi, wi�c w ko�cu krzykn�� g�o�niej:
� Miri!
Drgn�a i popatrzy�a na� ze �ci�gni�t� twarz�.
� To by� podst�p. Oszustwo. Baldwin wezwa� do siebie ca�� s�u�b�, od kucharza a� do pokoj�wki, i ostrzeg� nas przed napadem. Powiedzia�, �e mamy si� broni�.
Walczyli wszyscy... cho� niekt�rzy z nich nigdy przedtem nie trzymali w r�ku broni. Nie chcieli�my wpu�ci� kolesi�w Baldwina, ale oni uparli si�, �e jednak wejd�. �al by�o na to wszystko patrze�. Wreszcie uzna�am, �e nie damy rady, i posz�am poszuka� szefa. Chcia�am do ko�ca pe�ni� swoje obowi�zki. Przecie� on p�aci� mi za ochron�.
Znowu wzruszy�a ramionami i si�gn�a po kubek z kaw�.
Val Con popatrzy� na ni�.
� Nic nie rozumiesz? Uciek�. Zwia�. Podwin�� ogon i prysn��. Zostawi� nas na pewn� �mier�. My�l�, �e pi�cioro prze�y�o. Czterna�cioro posz�o do grobu. Ogrodnik, pokoj�wki... Kucharz � nie wiem. �le wygl�da�, kiedy ostatni raz go widzia�am.
Zrobi�a taki ruch, jakby usi�owa�a si� otrz�sn��.
� Nie mam poj�cia, kogo jeszcze �ledz�. Mnie mieli jak na d�oni. S�u�ba ochrony, by�a zarejestrowana, zg�oszona i legalna. Znale�li mnie ju� po dw�ch godzinach.
Przez chwilk� twardym wzrokiem spogl�da�a w przestrze�, potem zn�w zaj�a si� kaw�.
� Przyby�am tutaj, bo pewien cz�owiek jest mi winien pieni�dze. Mam tak�e par�... rzeczy w mieszkaniu przyjaciela. Chcia�bym wszystko zabra�. Nie wiem, czy kiedykolwiek powr�c� w te strony...
Jej towarzysz siedzia� w milczeniu. Miri powoli si� uspokaja�a. Popijaj�c kaw�, wspomina�a tych wszystkich, kt�rych niegdy� zna�a. Zastanawia�a si� tak�e, gdzie sp�dzi dzisiejsz� noc, no bo przecie� gdzie� musi j� sp�dzi�.
Skrzypn�o krzes�o. Miri unios�a wzrok i napotka�a twarde spojrzenie zielonych oczu.
� P�jdziesz ze mn� � powiedzia� Val Con tonem kogo�, kto rozwa�y� wszelkie �za� i �przeciw�, zanim podj�� ko�cow� decyzj�.
� Co takiego?
Si�gn�� do sakiewki.
� P�jdziesz ze mn�. Potrzebujesz nowych dokument�w, nazwiska i twarzy. To da si� za�atwi�.
Uni�s� d�o�, �eby zawczasu uciszy� jej protesty.
� Jestem Liadenem, prawda? Ka�dy d�ug ma dwie strony. Rzuci� na st� gar�� terra�skich bit�w jako zap�at� za posi�ek, podni�s� si� i odszed�. Nawet si� nie obejrza�. Po chwili Miri wsta�a i pos�usznie pod��y�a za nim.
* * *
Wysiedli z taks�wki przed sk�po o�wietlonym gmachem z bia�ego kamienia, w bogatszej dzielnicy miasta. Drzwi rozwar�y si� cicho i Val Con wszed� do wielkiego holu, jasno o�wietlonego i wy�o�onego perka�skim dywanem. Jego posta� odbi�a si� w olbrzymim lustrze.
Miri stan�a w progu, wystraszona �wiat�em. �G�upia jeste��, mrukn�a pod nosem i wesz�a do �rodka. Val Con w�a�nie oderwa� palec od czujnika.
� Connor Phillips � rzuci� do mikrofonu w recepcji.
Co� zaszumia�o i na kontuarze pojawi� si� du�y, bogato zdobiony klucz. Val Con od niechcenia zakr�ci� nim wok� palca i z u�miechem spojrza� na Miri.
� Dwa pi�tra w g�r� � mrukn�� i podszed� do windy.
Miri trzyma�a si� nieco z ty�u. Val Con wezwa� wind� i pierwszy wszed� do kabiny. Kiedy wjechali na drugie pi�tro, to r�wnie� on pierwszy wyszed� na korytarz.
Tu by�o nieco ciemniej ni� na dole. Val Con zatrzyma� si� na chwil� i jakby czego� nas�uchiwa�. Rozejrza� si� w lewo i prawo. Wreszcie, ju� troch� spokojniejszy, podszed� do drugich drzwi po lewej i w�o�y� dziwny klucz do zamka.
Drzwi otworzy�y si� z cichym szumem. W pokoju zapali�y si� �wiat�a. Miri stan�a tu� za progiem i odruchowo chwyci�a za pistolet.
Drzwi zamkn�y si� za ni�.
Val Con popatrzy� na ni� z nieco kpi�c� min�.
� Nie b�j si�, nic ci nie zrobi� � przyrzek�. � Jestem zupe�nie wyko�czony.
Miri wci�� sta�a w tym samym miejscu i ostro�nie rozgl�da�a si� po pomieszczeniu.
Przed sob� mia�a ogromne okno, z widokiem na u�pione miasto. Po jednej stronie okna sta�a mi�ciutka kanapa, a po drugiej � st� i dwa fotele. Po prawej stronie pokoju zobaczy�a obok zamkni�tych drzwi os�oni�t� przed kurzem omnichor� i wznosz�ce si� a� pod sam sufit p�ki z ta�mami, a w pobli�u nich rozm�wnic� � oaz� praktyczno�ci. Po lewej stronie tak�e by�y p�ki z ksi��kami i kasetami, tu i �wdzie ozdobione jakimi� figurkami, barek, a przy nim dwa wysokie sto�ki, i znowu drzwi. Ca�kiem w g��bi � za �ukowatym przej�ciem � by�a kuchnia.
� Przytulne gniazdko, jak na spedytora.
Wzruszy� ramionami.
� Ka�dy rejs dawa� nam niema�e zyski. To by� szcz�liwy statek.
� Uhm � mrukn�a i wskaza�a kciukiem za siebie. � To jedyna droga na zewn�trz?
Kiwn�� g�ow� w kierunku okna, po czym otworzy� drzwi i gestem zaprosi� j� do �rodka.
Sypialnia � z �o�em tak wielkim, �e nadawa�oby si� do ma�ej orgii � by�a po��czona z �azienk� i garderob�. Brakowa�o tu jedynie okien.
Miri wr�ci�a do salonu. Val Con poprowadzi� j� do drzwi po drugiej stronie. Za nimi by�a bli�niacza sypialnia z takim samym wyposa�eniem.
Kuchnia mia�a d�ugie i w�skie okienko � i ko�czy�a si� nast�pnymi drzwiami.
� Z ty�u jest wej�cie dla s�u�by i drugi korytarz, prowadz�cy na schody, kt�re z kolei wiod�...
� Do piwnicy? � domy�li�a si� Miri.
U�miechn�� si� i powoli przeszed� do pokoju.
� Napijesz si� czego�?
� Napij�. Potem wezm� k�piel i waln� si� do ��ka na dwana�cie godzin. A mo�e najpierw waln� si� do ��ka, a p�niej wezm� k�piel?... Kynak � odpowiedzia�a na jego pytaj�ce spojrzenie. Ulubiony trunek najemnik�w.
Val Con zmarszczy� brwi.
� Widz� pewne braki w zapasach � mrukn�� przepraszaj�cym tonem. � Chcesz w zamian terra�sk� whisky?
� Whisky? � zapyta�a zdumiona.
Skin�� g�ow�. Miri ostro�nie usiad�a na wysokim sto�ku.
� Mo�e by�... whisky � powiedzia�a. � Ale bez lodu. Nie wolno niszczy� religijnych dozna�.
Val Con wdusi� jaki� przycisk i po chwili poda� jej ci�k� szklank�, nape�nion� do po�owy bursztynowym p�ynem.
Miri zamkn�a oczy i poci�gn�a solidny �yk. Przez kilka sekund siedzia�a w nabo�nym milczeniu, a potem westchn�a z g��bok� satysfakcj�.
Val Con wyszczerzy� z�by w u�miechu i si�gn�� po sw�j kieliszek.
� Co to takiego? � Otworzy�a oczy.
Delikatnie zamiesza� bladoniebieski trunek.
� Misravot. Alta�skie wino.
� Oczywi�cie z najlepszych zbior�w?
� Nie takie z�e, jakby mo�na by�o si� spodziewa�.
� C�... � Z namys�em pokiwa�a g�ow�. � Pami�taj, �e w dzisiejszym �wiecie wszyscy pr�buj� ci� oszuka�. Czasem wystarczy nalepka ze z�otym napisem �luksusowe� i kilka kropel spirytusu dolanych do butelki...
� Dzi�ki za ostrze�enie � odpar� ca�kiem powa�nym tonem, wyszed� zza baru i zm�czony odpad� na kanap�.
Odczeka� chwil�, a� mi�kkie poduszki dopasuj� si� do jego cia�a, i dopiero wtedy upi� �yk wina. G�owa bola�a go jak diabli.
Odchyli� g�ow� i przymkn�� oczy. Tymczasem dziewczyna ze szklank� w r�ku okr��y�a kanap� w bezpiecznej odleg�o�ci i stan�a przy oknie. W milczeniu patrzy�a na ulic�, popijaj�c whisky. Unosi�a szklank� do ust spokojnym, pewnym ruchem.
Ale� jestem cholernie zm�czony... � pomy�la� Val Con. Nie mia� poj�cia, jak d�ugo Miri ucieka�a, ale nie chcia� o to pyta�. Spojrza� na ni� spod wp�przymkni�tych powiek. Trudno by� czujnym z b�lem g�owy, na skraju wycie�czenia.
Odwr�ci�a si� ty�em do okna i w jej oczach b�ysn�o zaskoczenie. Nie spodziewa�a si�, �e zobaczy go wyci�gni�tego na kanapie, w p�nie, tak bezbarwnego.
Niedobrze, �e mnie widzi w takim stanie, pomy�la� Val Con i natychmiast rozbudzi� si�. Uni�s� g�ow� i otworzy� oczy.
� Wprost padam ze zm�czenia � powiedzia�a cicho Miri. � Gdzie mam spa�?
Machn�� r�k�.
� Gdzie zechcesz.
Skin�a g�ow� i posz�a w prawo. W drzwiach sypialni obejrza�a si� przez rami�.
� Dobranoc � powiedzia�a i znikn�a, nim zd��y� jej odpowiedzie�.
Z westchnieniem zerkn�� na zamkni�te drzwi i poci�gn�� �yk wina. Chyba te� wreszcie m�g�by� si� po�o�y�, mrukn�� do siebie w duchu.
Zamiast tego zerwa� si� z kanapy i podszed� do okna. Sta� w pe�nym �wietle, jakby nie mia� �adnych wrog�w i nie musia� si� niczego obawia�.
Na ulicy pali�y si� latarnie i by�o zupe�nie pusto. Fruwa�y tylko plastikowe �mieci, szarpane podmuchami wiatru.
Dobrze, �e nikt do tej pory nie znalaz� tej kryj�wki, pomy�la� Val Con. S� takie chwile, gdy mam serdecznie do�� Phillipsa, O�Grady�ego i wszystkich innych. Chcia�bym by�... sob�.
Uni�s� r�k�, �eby odgarn�� niesforny kosmyk w�os�w, opadaj�cy mu na czo�o. W tym prostym ruchu wreszcie poczu� si� sob�. Nagle przed oczami b�ysn�a mu P�tla, zas�aniaj�c widok na ulic�. SPW: zero-dziewi��dziesi�t sze��. SPR zamigota�a przez chwil�, po czym zaja�nia�a jednostajnym blaskiem: zero-osiemdziesi�t dziewi�� � i zgas�a.
Val Con upi� �yk wina i ponownie przeczesa� d�oni� w�osy. Val Con yos�Phelium, klan Kowal, adoptowany przez klan �redniej Rzeki... Powt�rzy� w my�lach ka�d� sylab� imienia, nadanego mu przez przybran� rodzin�. Brzmia�o to niczym jakie� zakl�cie.
Potem zobaczy� twarz �ony Terrence�a O�Grady�ego. Pulsowa�a nier�wnym rytmem w takt jazgotliwej muzyki, kt�r� niedawno s�ysza� w grillbarze.
Uni�s� kieliszek do ust i jednym haustem wypi� resztk� wina. Ile podobnych twarzy widzia� w ci�gu ostatnich trzech standard�w? Iloma lud�mi by� w tym czasie? Ile razy uczy� si� zupe�nie nowych gest�w i zachowa�, wy��cznie po to, by po zako�czonej akcji jak najszybciej o nich zapomnie�? Ile nazwisk kry�o si� w jego pami�ci? Imion kochank�w, dzieci i rodzic�w � a nawet ps�w i kot�w?
Ilu ludzi pad�o z jego r�ki?
Gwa�townie odwr�ci� si� od okna, przeszed� przez pok�j i stan�� przed omnichor�.
Klawiatura poja�nia�a �wiat�em pod jego dotkni�ciem. W uszach ci�gle s�ysza� brzd�kanie dw�ch gitar. Chwyci� d�wi�ki czubkami palc�w i wrzuci� je mi�dzy nuty. Usun�� sprzed oczu twarz kobiety, kt�ra nie by�a jego �on�, i zast�pi� j� wizj� pie�ni.
Przesun�� d�o�mi po klawiszach w g�r� i w d�... R�ce mu dr�a�y, ale szybko odzyska� pewno�� siebie. Ujarzmi� rytm palcami prawej r�ki, a lew� odszuka� melodi�. Przyspieszy� tempo zgodnie z nieco starszym rytmem...
Prawa d�o� na chwil� porzuci�a klawisze i si�gn�a do potencjometr�w, �eby wzmocni� d�wi�ki. Obrazy pocz�y znika�. Znika�y te� imiona zmar�ych, kt�rych zd��y� pozna�, i bezimienne twarze tych, kt�rych nie zd��y�... Wszystkie razem zapad�y teraz w niespokojn� g��bin�, si�� muzyki zmuszone do u�pienia.
Ich miejsce szybko zaj�a inna my�l, ledwie widoczna w rozta�czonych nutach: to jest prawdziwy talent Val Cona, zrodzony nie z potrzeby, lecz ze szczerej rado�ci.
Skoczne tony pocz�y zwalnia� i miesza� si� z innymi. Val Con bezwiednie porusza� r�kami, a� w pewnej chwili odkry�, �e gra lament z planety, kt�r� odwiedzi� dawno temu, jeszcze w pierwszych latach s�u�by na rzecz Liadu. Jeszcze bardziej spowolni�... a� dotar� do samego ko�ca. Jego d�onie znieruchomia�y.
D�wi�ki jeszcze przez moment unosi�y si� w pokoju, potem �cich�y i zgas�y. Val Con opar� g�ow� na poprzecznej listwie. By� zupe�nie wyprany z wszelkich uczu�.
Spa�, pomy�la�. Odpocz��. Tu i teraz.
Wsta� i dopiero wtedy j� zobaczy�. Dziwn� dziewczyn�, kt�ra ocali�a mu wcze�niej �ycie. Sta�a w drzwiach, z w�osami lu�no spadaj�cymi na ramiona, w rozpi�tej koszuli, bez pistoletu i kamizelki. Jej szare oczy patrzy�y wprost na niego. Nic jednak nie umia� wyczyta� z jej twarzy.
Uk�oni�a si� lekko, sk�adaj�c d�onie na terra�sk� mod��.
� Dzi�kuj� � powiedzia�a, po czym odwr�ci�a si� i wesz�a z powrotem do sypialni.
� Nie ma za co � mrukn��, lecz ona zd��y�a ju� znikn�� za drzwiami.
Val Con powoli poszed� do drugiej sypialni. Nie pami�ta� potem, jak znalaz� si� w ��ku i jak zasn��.
ROZDZIA� CZWARTY
Miri przeci�gn�a si� i spojrza�a na wisz�cy na �cianie zegar. Przespa�a ponad dziesi�� godzin. Zupe�nie nie�le. Wsta�a i posz�a pod prysznic.
P� godziny p�niej, wyk�pana i od�wie�ona, wyci�gn�a spod poduszki pistolet i wetkn�a go do kieszeni szlafroka znalezionego w garderobie. Potem ruszy�a na poszukiwania w�glowodan�w, protein i pomys��w.
W kuchni znalaz�a prawdziw� kaw�! Palon� z terra�skiego ziarna. Z kubkiem kawy w d�oni wybra�a zestaw �niadaniowy i w��czy�a stoj�cy na stole monitor, by przejrze� przedpo�udniowe wydanie lokalnych wiadomo�ci.
Same nudy. We wst�pniaku pisali co� o wybuchu bomby w siedzibie Partii Terra�skiej. Jeden zabity, dw�ch rannych, poszukiwany Terrence O�Grady, podejrzewany o dokonanie zamachu. Pokazali nawet jego zdj�cie. Nic nadzwyczajnego. W poszukiwaniu czego� ciekawszego Miri wcisn�a klawisz DALEJ.
Zderzenie transportowc�w. Nikt nie zgin��. Przygotowania do dzisiejszych obrad Komisji Robotyki... DALEJ, mrukn�a pod nosem i nacisn�a klawisz.
Upi�a �yk kawy. Smakowa�a jej niemal tak samo, jak wczorajsza whisky. S� tacy, co potrafi� znale�� sobie dobr� prac�, pomy�la�a. Whisky i kawa...
Szybko przerzuci�a jeszcze trzy stronice i trafi�a na kr�tk� notatk� o sze�ciu nieboszczykach znalezionych na obrze�ach portu. Policja podejrzewa�a, �e zostali zg�adzeni przez Juntavas.
Dalej znalaz�a informacj� o nocnych kradzie�ach samochod�w, w tym czterech robotaks�w. Pojazdy, z wymazan� pami�ci� i w��czonymi silnikami znaleziono w pobli�u kosmodromu. U�miechn�a si� � Val Con nie powiedzia� jej, dok�d je odsy�a � i nacisn�a przycisk DALEJ. Najpierw przed oczami mign�y jej nekrologi, a potem og�oszenia. Miri zaj�a si� �niadaniem.
Juntavas.
Szkoda, �e kto� tam na g�rze wyw�szy� udzia� mafii. By�oby du�o mniej ha�asu, gdyby to mnie znaleziono martw�, pomy�la�a. Ot, najnormalniejsza w �wiecie zbrodnia. Nieznani sprawcy... i tak dalej. Musz� co� zrobi�, by w najbli�szym czasie nie do��czy� do tych w kostnicy.
Co prawda, twardziel ju� znalaz� rozwi�zanie... Totalna �ciema na rachunek Liadu: nowe papiery, nowa bu�ka i ca�kiem nowe �ycie. �egnaj, Miri Robertson. Witaj... Kto? Ale czy to w og�le ma jakie� znaczenie?
Chyba jednak ma, zdecydowa�a w duchu. Wypi�a do ko�ca kaw� i pochyli�a si� nad sto�em, �eby odstawi� kubek. Nagle zamar�a, widz�c k�tem oka znajome s�owa.
Poszukujemy SPEDYTORA, wy��cznie z do�wiadczeniem.; wymagana znajomo�� egzotycznego r�kodzie�a, perfum, trunk�w i zenostymulant�w. Zg�oszenia: oficer dy�urny, frachtowiec �Salene�. Nie przyjmujemy ksenofob�w, narkoholik�w i polityk�w. Przynie� niezb�dne dokumenty. Bez papier�w lepiej zosta� w domu.
Ci�gle jeszcze gapi�a si� w monitor, kiedy Val Con wszed� do kuchni kilka minut p�niej.
� Dzie� dobry � przywita� j�, w��czy� g��wny pulpit i nacisn�� jaki� guzik.
Miri wyprostowa�a si�, nie odrywaj�c wzroku od ekranu.
� Cze��... twardzielu.
Ostentacyjnym ruchem wskaza�a na monitor. Pochyli� si�, �eby lepiej widzie� i niechc�cy otar� si� o jej rami�. Poczu�a jego ciep�y oddech na swojej skroni. Po chwili usiad� na kraw�dzi sto�u. Swobodnie machaj�c jedn� nog�, wypi� �yk mleka. Miri przyjrza�a mu si� z ukosa. Niczego nie chowa� w kieszeniach szlafroka. Przyszed� bez broni.
Popatrzy� na ni� pytaj�co.
Hukn�a pi�ci� w st�, a� brz�kn�� pusty kubek, i �ypn�a na niego spod oka.
� Kim ty naprawd� jeste�? � rzuci�a ostro przez zaci�ni�te z�by. Serce wali�o jej jak m�otem. Z trudem mog�a usiedzie� na krze�le.
Val Con spokojnie popija� mleko i patrzy� na ni� nieruchomym wzrokiem.
� Nazywam si� Val Con yos�Phelium i jestem Drugim M�wc� klanu Korval. Pracuj� tak�e jako agent. Szpieg.
� A to? � Wyci�gn�a r�k� w stron� monitora. M�odzieniec wzruszy� ramionami.
� Cienki nask�rek k�amstwa. Mi�so i ko�ci prawdy s� pod spodem. � Przerwa� na chwil�, �eby �ykn�� mleka. � Przylecia�em tutaj jako spedytor na �Salene�. W moich papierach jak byk stoi: �Connor Phillips, obywatel Kiangu�. Kiedy �Salene� wesz�a na orbit�, Connor Phillips wda� si� w niewielk� sprzeczk� ze starszym bosmanem. W rezultacie musia� zej�� z pok�adu i wynaj�� sobie ten ma�y apartament do czasu, a� znajdzie inny statek. Tu przynajmniej mo�e odpocz�� od napi�� i stres�w. � U�miechn�� si�. � Mi�y go�� ten Phillips.
Miri zamkn�a oczy. Kiedy ju� z�apiesz �wiat za ogon, pomy�la�a, to pami�taj, �e na ko�cu jest pysk pe�en ostrych z�b�w.
� Gdzie ucz� szpieg�w gry na omnichorze?
Zaskoczony Val Con zmarszczy� brwi.
� To zas�uga mojej krewnej, niejakiej Anne Davis � odpar� ostro�nie. � Dopingowa�a mnie na ka�dym kroku, bo jej dzieciom los, niestety, posk�pi� talentu.
� Twojej... krewnej.
Nie zabrzmia�o to wprawdzie jak pytanie, ale natychmiast po�pieszy� z odpowiedzi�.
� Tak. Eee... ciotki? �ony brata mojego ojca?
� Ciotki � przytakn�a, zdumiona t� nieoczekiwan� luk� w jego bogatym sk�din�d terra�skim s�ownictwie.
� I nie tylko � doda� zamy�lony. � By�a te� moj�... macoch�. Po �mierci matki trafi�em do jej domu i dorasta�em z jej w�asnymi dzie�mi.
� Czy to jest bli�sze prawdy, ni�... na przyk�ad Connor Phillips? � spyta�a Miri. � Jeste� zupe�nie pewny swojej to�samo�ci?
Przyjrza� jej si� uwa�niej.
� Pytasz, czy nie zwariowa�em? Wiem, kim jestem. Ju� ci to m�wi�em. Nawet podczas najtrudniejszej akcji zawsze pami�tam swoje imi�.
� Serio? To pocieszaj�ce � odpar�a bez przekonania.
Wci�� by�a spi�ta jak diabli.
� Co� nie tak, panno Robertson?
� Nie przecz�. S�k w tym, �e nie wiem, dlaczego mi pomagasz. Twoje wywody tu nie wystarczaj�. Skoro przedtem by�e� Phillipsem, dlaczego nie mo�esz by� nim znowu? Znajd� sobie jaki� statek i opu�� t� planet�! W imi� czego jeszcze tu siedzisz? Przecie� Juntavas ci� nie znaj�. � Wzruszy�a ramionami, �eby cho� troch� zmniejszy� napi�cie.
� Jestem dla ciebie tylko ci�arem. Je�eli znikn�, to nawet kiedy spojrz� na ciebie � roz�o�y�a r�ce � p�jd� dalej.
W jego g�owie z wolna uformowa�o si� r�wnanie. To fakt, m�g�by uciec... Jej �mier�, w zamian za jego �ycie. To, �e a� tyle o nim wiedzia�a, ju� samo w sobie by�o niebezpieczne. Gdybym wi�c tylko... � pomy�la�. Nie! Wy��czy� P�tl�, cho� jasno zdawa� sobie spraw�, �e �mier� Miri by�aby mu najbardziej na r�k�.
Odstawi� na bok pust� szklank� i zacz�� przegl�da� menu.
Miri spojrza�a mu bacznie w twarz, lecz nie dostrzeg�a w niej nic poza ciekawo�ci�, co dzi� jest na �niadanie.
� Co mi na to odpowiesz? � spyta�a.
Uni�s� szczup�� r�k� i wybra� jajecznic�. Potem popatrzy� na dziewczyn�.
� My�l�, �e nie wolno nam lekcewa�y� wypadk�w ubieg�ej nocy. Juntavas pewnie mnie nie znaj�, ale r�wnie dobrze mog� mie� moje zdj�cie. Musz� to bra� pod uwag�.
Zn�w w jego g�owie u�o�y�o si� r�wnanie, lecz tym razem nie dotyczy�o �mierci Miri, ale jej zdrady. Wynik by� podobny � w gruncie rzeczy za jej �ycie m�g�by wykupi� w�asne z r�k Juntavas.
Spu�ci� powieki i wr�ci� do przegl�du menu. Z d�ugiej listy wybra� jeszcze grzanki i owoce. Zabra� talerze z podajnika, podszed� do sto�u i usiad� naprzeciw dziewczyny.
Wsta�a bez s�owa i zam�wi�a kaw�, troch� mocniejsz� ni� poprzednio. Potem ponownie usadowi�a si� na krze�le.
� Jaka jest moja sytuacja? Z ofiary mafii sta�am si� wi�niem politycznym Liadu?
Pokr�ci� g�ow�, ale w gruncie rzeczy wi�cej uwagi po�wi�ca� teraz temu, �eby w miar� sprawiedliwie podzieli� dojrza�� strafl�. Uda�o mu si�. Poda� jej po�ow�. Miri siedzia�a nieruchomo, wi�c po�o�y� owoc na stole, w zasi�gu jej r�ki.
� Dlaczego nie odpowiadasz? � zapyta�a hardo.
� My�l�... � wycedzi� z wolna, prze�kn�wszy �y�k� jajecznicy � �e tkwimy wci�� w tym samym miejscu, w kt�rym byli�my na pocz�tku. Jeste�my razem i nie mamy ochoty umiera�. Ka�de z nas wnios�o co� nowego... Co�, co zwi�kszy�o nasze szans�. Moim zdaniem, przy odrobinie szcz�cia wyjdziemy z tego ca�o, lecz na to szcz�cie musimy sobie zapracowa�.
Ugryz� grzank� i odruchowo si�gn�� po szklank� z mlekiem. Skrzywi� si�, kiedy jej nie znalaz�, westchn�� i przeczesa� palcami w�osy.
� Najwa�niejsze to prze�y�. Mo�esz mi troch� opowiedzie� o swoich znajomych? Wspomnia�a� przedtem, �e kto� ma d�ug wobec ciebie, i �e kto� inny przechowuje twoje rzeczy... Chcia�bym us�ysze� nieco wi�cej, zanim zaczniemy co� planowa�.
Wsta� i podszed� do podajnika, �eby zam�wi� drug� szklank� mleka.
Miri w milczeniu popija�a kaw�. Pistolet ci��y� jej w kieszeni. Podziela�a zdanie Val Cona, �e w wi�kszej grupie �atwiej przet