6957
Szczegóły |
Tytuł |
6957 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6957 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6957 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6957 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joanna Chmielewska
Szajka bez ko�ca
Pocz�tk�w mia�a ca�a ta historia,co najmniej trzy, je�li nie wi�cej. Jeden
dziejowy, bez ma�a historyczny, drugi prywatny, mocno rozcz�onkowany, podobny do
kolektora, kt�rego zawarto�� pochodzi z licznych �r�de�, i wreszcie trzeci m�j
w�asny, osobisty, chronologicznie najp�niejszy.
Dla mnie zacz�o si� od Gaci.
Gacia mia�a naprawd� na imi� Agata. Wdzi�czne zdrobnienie wymy�li�a sobie sama
we wczesnym dzieci�stwie, kiedy uczy�a si� m�wi�. Przyj�o si� �atwo,
zakorzeni�o i przylgn�o do niej na mur, po czym -przez ws�ystkie p�niejsze
lata bezskutecznie usi�owa�a si� go pozby�. Nie da�a rady, zawsze i wsz�dzie
znalaz� si� kto�, kto je zna� i bez najmniejszego wysi�ku zara�a� s�owem reszt�
otoczenia.
Informacja, �e Gacia jedzie do Casablanki, spad�a na mnie jak grom z jasnego
nieba.
- Panie Kazimierzu, niech pan powt�rzy - poprosi�am w oszo�omieniu parskaj�cego
gniewem Kazia. - Niech pan to powie jeszcze raz.. Ja nie rozumiem; co pan m�wi.
- Czego pani nie rozumie, co tu jest do rozumienia, to ja powinienem nie
rozumieel Na diab�a mi ta Gacia?! Co ona umie, ona siedzi w w�skiej
specjalizacji, co ja tam z ni� zrobi�?!
Poczucie sprawiedliwo�ci pisn�o mi na dnie duszy, przebi�o si� przez wstrz�s i
kaza�o zaprotestowa�.
- No nie, niech pan nie przesadza, umie�, to ona umie dosc by sy� du�o -
sprostowa�am wbrew sobie, wci�� jeszcze pot�nie
og�uszona. - Nic pan z ni� nie musi robi�, sama si� przestawi bez problemu. Ale
nie o to chodzi...
- Mnie o to!
- Ale mnie nie o to! Ja chc� wiedzie�, czy ona rzeczywi�cie z panem jedzie!
Kicham na to, co tam b�dzie robi�a, niech w nosie d�ubie, niech ta�czy taniec
brzucha w haremie...!
- Mo�e ze mn�, co? - zawarcza� dziko Kazio.
Siedz�ca przy stole obok Alicja zachichota�a szata�sko. Kto� tam zauwa�y�, �e
taniec brzucha ta�czy si� solo. Kto� inny zacz�� robi� uwagi na temat
przydatno�ci Kazia w haremie. Wyprowadzili mnie z r�wnowagi do reszty.
- Kiedy pan tam jedzie? - wrzasn�am rozpaczliwie.
- W sobot�. O sz�stej rano.
- I Gacia te�?
- -No pewnie, �e te�. Razem jedziemy.
- Chryste Panie...! Dlaczego ja si� o tym dopiero teraz dowiaduj�...?!!!
- A sk�d ja mam to wiedzie�? Od p� roku jest gadanie!
- Ale nie o Gaci! Rany boskie, zo�za cholerna, szlag mnie trafi, �eb jej ukr�c�,
donos na ni� napisz�! Kiedy, pan m�wi? W sobot�? W kt�ra sobot�?!
- No w t�. Najbli�sz�...
By� wtorek. Zgroza podnios�a mi w�osy na g�owie. Gacia zrobi�a mnie ju� nie w
konia, ale w najgorsz� chabet�, w ostatni� �Icap� doro�karsk�! Ch�� �uduszenia
jej natychmiast przyt�umi�a wszelkie inne uczucia.
O tym, �e Kazio jedzie do Casablanki na kontrakt robi� tam jaki� gigantyczny
projekt kompleksu mieszkaniowo-turystycznego, wiedzia�am doskonale. Wszyscy
wiedzieli. Do g�owy mi jednak�e nie przysz�o, �e mog�aby jecha� tak�e i Gacia,
nie tylko do Casablanki, ale w og�le dok�dkolwiek. Gacia nie mia�a prawa nigdzie
wyje�d�a�, Gacia mia�a psi obowi�zek siedzie� na ty�k.u przy desce i odwala�
robot�, z kt�ra i tak ju� by�a sp�niona. Pilnowa�am jej dniem i noc�, trzyma�am
j� za g�ow� i patrzy�am w z�by, bo robi�a dla mnie technologi� szpitala i
dotar�a dopiero do po�owy, a termin up�ywa� za dwa tygodnie. Bez tej technologii
wali�o mi si� wszystko. Pod�a gangrena, przez ca�y czas pary z g�by nie pu�ci�a
o wyje�dzie!
Na moment znik�o mi z oczu wn�trze pracowni i na jego miejscu ujrza�am zw�oki
Gaci oraz pastwi�c� si� nad nimi grup� zwyrodnia�ych opryszk�w. Widok przyni�s�
mi niejak� ulg�. Rzuci�am si� do telefonu.
Gaci, rzecz jasna, nie by�o ani w biurze, ani w domu. Jej matka rado�nie
potwierdzi�a wie�� o Casablance. Wsp�pracownicy ugruntowali mnie w ponurych
przypuszczeniach, �e o technologii szpitala nikt nic nie wie, Gacia robi�a ja
sama. Jedna przyjaci�ka poinformowa�a, �e Gacia z ob��dem w oczach lata po
sklepach i urz�dach. Straszne s�owa pcha�y mi si� na usta.
Z�apa�am t� zaraz� p�nym wieczorem, kiedy raczy�a wreszcie wr�ci� z miasta do
domu. Czeka�am w jej pokoju przy desce, na kt�rej rozpi�te by�o drugie pi�tro
szpitala.
- Czemu�, do ci�kiej cholery, nie powiedzia�a, �e wyje�d�asz?! - wysycza�am na
powitanie.
- Jeszcze czego! - odpar�a Gacia wojowniczo. - �eby� mi ju� w og�le nie da�a
odetchn��? �ycia przez ciebie nie mam! A poza tym, ba�am si� zauroczy�.
- Je�eli nie sko�czysz tej technologii do pi�tku, przysi�gam Bogu, nie
wyjedziesz! Z samolotu ci� wywlok� za zadnie �apy!
- 2g�upia�a�, czy co?! Czy ty wiesz, co ja mam do za�atwienia...?!
- Szpital masz do za�atwienia, kretynko! Czy� ty rozum straci�a?! Co ja mam z
tym ch�amem zrobi�, termin za dwa tygodnie, ca�y zesp� staje, kto b�dzie p�aci�
kary konwencyjne?!
- Oj, zaraz tam kary...
Pociemnia�o mi w oczach.
- Przyjmij do wiadomo�ci - zachrypia�am okropnym g�osem
- �e nie wyjedziesz, je�li nie sko�czysz technologii szpitala. Po moim trupie
przejdziesz na lotnisko! Niech z tego krzes�a nie wstan�, je�li ci popuszcz�!!!
Gacia zdecydowa�a si� p�j�� na ugod�.
- Dobrze ju�, dobrze. Adam sko�czy...
- Adam poj�cia o tym nie ma!
- Wci�gnie si�. Przesta� si� wyg�upia�, zrobi� ile mog�. Co
6
ci si� wydaje, �e mnie ta Casablanka z nieba spad�a? Od roku na g�owie staj�,
�eby to za�atwi�!
- Trzeba by�o powiedzie�...!
- Nie mog�am, bo bym zauroczy�a. I tak ci to robi� z gazem, co, mo�e powiesz, �e
nie?
Nie, tego nie mog�am powiedzie�, Gacia pracowa�a znakomicie. Dlatego zreszt�
w�a�nie j� wybra�am na projektanta technologii szpitala, dotrzyma�aby terminu
mimo chwilowego sp�nienia, gdyby nie ten cholerny wyjazd. Proponowa�y w
zast�pstwie Adam.te� by� dobrym projektantem, ponadto osobnikiem sympatycznym i
przytomnym, ale przejmowanie przez niego projektu musia�oby potrwa�, a termin
nagli�.
Rezultat by� taki, �e usiad�am do roboty razem z Gaci�. Zapar�am si�. Gacia
usi�owa�a protestowa�, wmawia�a mi Adama, twierdzi�a, �e zna si� na szpitalach
lepiej od niej, bez skutku. Zgodzi�am si� tylko, �eby zatatwi� spraw� opisu i
wzi�� udzia� w KOP�. KOPI wypada�o za miesi�c; si�� rzeczy Gacia nie mog�a ju� w
nim uczestniczy�, pozostawa� tylko Adam i na to nic nie mog�am poradzi�. Teraz
jednak�e Gacia jeszcze by�a...
`Prawie zamieszka�am u niej przez te ostatnie trzy dni. Na oburzone protesty
mamusi sta�am si� kompletnie g�ucha. Przepad� we mnie ostatni �lad dobrego
wy�howania, wszelkie mi�osierdzie, wsp�czucie, zrozumienie i inne ludzkie
uczucia omija�y mnie szerokim �ukiem. Zrezygnowana, w�ciek�a, bliska p�aczu
Gacia kre�li�a przy swojej desce, udzielaj�c mi wskaz�wek zn�kanym g�osem.
Kre�li�am obok niej na desce mniejszego formatu, bo drugiej du�ej Gacia w domu
nie mia�a. Rano robi�y�my przerw�, �eby pokaza� si� w biurach, a po po�udniu
zn�w siada�y�my do roboty. Gacia nie kry�a swoieh pragnie�, najgor�tszym jej
�yczeniem by�o, �ebym z�ama�a nog�.
- Ja si� je�zcze musz� spakowa� - mamrota�a p�przytomnie. - Co za cholera z
ciebie, nie daruj� ci tego... Autoklawy masz tam, obok sali operacyjnej...
Ma�y format deski przyczynia� mi k�opot�w. Musia�am poci�� transparenty i robi�
kawa�kami. Szkice Gaci by�y nie do odcyfrowania, pismo przypomina�o hieroglify.
8
- Czy� si� ju� zacz�a uczy� po arabsku? - warcza�am jadowicie nad swoj� desk�.
- Musia�a� akurat na moim projekcie? Co to jest, ten gryzmo�?!
- Kt�ry? A, ten. Brudownik. Wsz�dzie tam musz� by� brudowniki. S�uchaj, wzi�� te
buty...?
- Boso jed�. Tam ciep�o.
- 0 Jezu, �eby� ty raz ju� p�k�a...
W pi�tek wieczorem zosta� jeszcze ostatni rzut. Gacia kategorycznie odm�wi�a
wsp�pracy, jej mamusia sta�a nade mn� z mieczem ognistym w d�oni. Moja
zaciek�o�� zmala�a, ten ostatni rzut-mog�am uzupe�ni� sama, nauczy�am si� ju�
tej technologii na pami��. Trudno�� polega�a tylko na tym, �e rysunek przypi�ty
by� do deski, pod kalk� znajdowa�y si� szkice Gaci, z wielkim wysi�kiem u�o�one
na w�a�ciwych miejscach i mowy nie by�o o odpi�ciu tego. Dom Gaci musia�am
wreszcie opu�ci� i zostawi� jej t� ostatni� noc na przygotowania do woja�u.
Jecha�a, ostatecznie, na trzy lata, co� tam powinna by�a ze sob� zabra�. Na
razie rzeczy do zabrania le�a�y pod �cian�, zwalone na wielk� kup� i wida� by�o,
�e Gacia nie nadaje si� ju� do �ycia. Zdecydowa�am si� wzi�� rysunek razem z
desk� i wyko�czy� to w domu. Do biura jecha� nie mog�am, bo by�o zamkni�te.
- Ubieraj si� - powiedzia�am do Gaci. - Pozb�dziesz si� mnie nareszcie. Zabieram
ten majdan i niech ci� piorun strzeli.
Gacia o�ywi�a si� odrobin� i jakby nieco oprzytomnia�a.
- To ju� �atwo sko�czysz, wiesz co tam ma by�. Telefon Adama ci da�am... Po co
mam si� ubiera�? Ja jeszcze nie wychodz�!
- Owszem, wychodzisz. Zawieziesz mnie do domu. Deszcz pada.
- Ledwo m�y - zaprotestowa�a Gacia s�abo.
- No to co, �e ledwo m�y, na lito�� bosk�, puknij si� w arbuz, jak ja mam z t�
dech� lecie� przez miasto?! A ta reszta co, , .sama p�jdzie? Teraz mam szukae
taks�wki?! Chcesz, �ebym ci tu
siedzia�a na g�owie do jedenastej?! My�l, �e istotnie nie pozb�dzie si� mnie a�
do jedenastej,
kiedy taks�wki zaczynaj� je�dzi� na nocnej taryfie, poruszy�a
9
Gaci� do g��bi. Nadzieja, �e p�jd� zaraz i odczepi� si� od niej, nape�ni�a j�
nowym �yciem. W szalonym po�piechu wrzuci�a � p�aszcz na szlafrok, p� metra
kwiecistego at�asu wystawa�o jej do�em, na co nie zwraca�a najmniejszej uwagi,
wbi�a nogi w dwa r�ne pantofle i ju� by�a gotowa. Zjecha�y�my na d� z okropnym
nabojem, dech� piastowa�am w obj�ciach, z uwagi na deszcz owin�am j� w kilka
Trybun Ludu i dodatkowo jeszcze w foliowy obrus, torb� z narz�dziami
kre�larskimi zabra�a Gacia, teczk� ze szkicami upu�ci�a w btoto, rulonem
rysunk�w waln�a mnie w g�ow�, r�ce jej si� trz�s�y, kiedy otwiera�a samoch�d.
Jecha�a jak do po�aru. Mimo wszystko, pod domem zdoby�am si� na cie�
szlachetno�ci i �yczy�am jej wszystkiego najlepszego. Gaci �wie�o minione udr�ki
od razu wywietrza�y z umys�u, rozkwit�a podr�.
- Uda�o mi si� - powiedzia�a w upojeniu. - O Bo�e wielki, uda�o mi si�! Nie
uwierz�, dop�ki ten samolot nie wystartuje...
Te� by�am zdania, �e mia�a nieprzeci�tny fart, bo kobiet na kontrakty na og�
si� nie wysy�a�o, szczeg�lnie do kraj�w arabskich. Trafi�o si� tej Gaci jak
�lepej kurze ziarno... Popatrzy�am jeszcze na ni� kiedy rusza�a, poprawi�am
rulon na desce i teczk� pod pach� i wesz�am do domu.
* rt *
Pana Seweryna spotka�am przypadkiem pod pawilonem chemii. Wpatrywa� si� w okna
okolicznych budynk�w mieszkalnych zadzieraj�c g�ow�, schodzi� z chodnika na
jezdni� i o ma�o go nie przejecha�am. Ucieszyli�my si� obydwoje nadzwyczajnie.
- Nic si� pani nie zmieni�a! - zapewni� mnie pan Seweryn z zachwytem. - Nic a
nic! Ci�gle m�oda! Ci�gle pi�kna!
Rzecz gustu, jak wiadomo, nie to �adne, co �adne, tylko to, co si� komu podoba.
Pan Seweryn zawsze mia� dziwne upodobania.
- Co pan tak? - spyta�am z wyrzutem. - Po co pan si� pcha pod te samochody?
10
- A! - odpar� pan Seweryn z zak�opotaniem i maehn�� r�kami - A! Bo taki mam
k�opot! A!
Od razu mnie to zaciekawi�o. K�opoty pana Seweryna by�y niezwyk�e i z regu�y
przysparza�y otoczeniu �ywej uciechy. Pracowa�am z nim przed kilkoma laty i
prze�ywa�am chwile niezapomniane.
Pan Seweryn, cz�owiek anielskiej dobroci, pe�en dzieci�cej ufno�ci do �wiata,
posiada� jedn� zasadnicz� cech�, pot�nie rozros�� i na wszystko odporn�. By�
mianowicie roztargniony. By� roztargniony do tego stopnia, �e potrafi�
zapomnie�, jak si� nazywa. Mo�na by wr�cz powiedzie�, �e istnia�o olbrzymie,
gigantyczne roztargnienie, a do niego skromnie doczepiony by� pan Seweryn.
Nie zdarzy�o mu si�, �eby w ch�ci p�j�cia do kina skojarzy� prawid�owo trzy
decyduj�ce o sukcesie elementy; dzie�, godzin� i miejsce. Je�li nawet trafi� do
w�a�ciwego budynku i na w�a�ciw� godzin�, data okazywa�a si� inn'a, je�li data i
godzina by�y w porz�dku, inne okazywa�o si� kino. Nauczona do�wiadczeniami �ona
pana Seweryna odbiera�a mu bilety i pilnowa�a ich osobi�eie. �on� zreszt� pan
Seweryn uwielbia� nad �ycie, czemu nikt si� nie dziwi�, by�a to bowiem kobieta
wielkiej urody. Kiedy� zapragn�� zrobi� jej niespodziank�. Wys�awszy j� na
urlop, kupi� wymarzony i d�ugo poszukiwany wolterowski fotel, postanowi� go od
razu odnowi�, odpowiednio ustawi� i zaskoczy� ma��onk� nowym meblem. Fotel
renowacji wymaga� stanowczo, w�osie i morska trawa wy�azi�y z niego wszystkimi
stronami, a po obiciu zosta�o mgliste wspomnienie. Nawi�zawszy kontakt z
tapicerem, pan Seweryn zdecydowa� si� pokry� antyk pi�kn� z�ocist� materi� i
ruszy� na poszukiwanie. Z materia�ami w owych czasach by�o raczej krucho, d�ugo
zatem oblatywa� sklepy, a� wreszcie znalaz�. Akurat to co trzeba, ale tylko dwa
metry, potrzebne za� by�y cztery. Zmartwiony, zrezygnowa� z dwumetrowego
kawa�ka, ale zaraz nazajutrz znalaz� identyczn� i te� dwa metry. Szybko
pomy�la�, �e dwa i dwa to cztery, kupi� czym pr�dzej i rzuci� si� szuka�
wczorajszych dw�ch metr�w. Okaza�o si� w�wczas,
11
�e by� to ten sam sklep, tylko pan Seweryn. wszed� innym wej�ciem.
Ustawiony w k�cie i os�oni�ty dwoma metrami z�ocistej materii fotel niew�tpliwie
sprawi� �onie du�� siurpryz�, wygl�da� bowiem jak ozdobny katafalk. Pan Seweryn
sprzeda� mebel, trac�c na tej transakcji dwa i p� tysi�ca z�otych.
Z wycieczki do Zwi�zku Radzieckiego przywi�z� motor i przejecha� si� nim na
nafcie. Naft� sam wla� do baku przez roztargnienie, a rezultaty przesz�y
naj�mielsze wyobra�enia. Nabywaj�c kradziony w�giel, ufnie zap�aci� za� z g�ry,
przy czym wiara w ludzk� uczciwo�� by�a w tym wypadku o tyle nielogiczna, �e
op�aceni osobnicy mogli dotrzyma� zobowi�za� wy��cznie drog� kradzie�y. �Na
rozkaz �ony szuka� ich potem po wszystkich knajpach Mokotowa d�ugo i bez �adnego
skutku.
Inne przypad�o�ci pana Seweryna wypelni�yby powie��-rzek�. Ponoszone przy tych
okazjach finansowe straty nie sp�dza�y mu snu z powiek, znalaz� sobie bowiem
dodatkowe zaj�cie, nader intratne. Malowa� mianowicie portrety. Nie z natury,
bro� Bo�e, z natura si� nie wyg�upia�, malowa� je z fotografii dla rodak�w zza
granicy. Powi�ksza� podobizny wysy�ane g��wnie do Stan�w Zjednoczonych i bra�
200 dolar�w od sztuki. Podobie�stwo, trzeba przyzna�, wychwytywa� zadziwiaj�co,
natomiast poziom artystyczny tych malowide� m�g� budzi� powa�ne zastrze�enia.
Klienci jednak�e bvli zachwyceni i pan Seweryn nie mia� przestoj�w, dzi�ki czemu
m�g� sobie pozwala� i na wolterowskie fotele, i na w�glarzy, i na dowoln� ilo��
roztargnienia.
- Jaki k�opot? - spyta�am go teraz z wielkim zainteresowaniem.
- A! Do licha! Malowa�em dwa portrety, wie pani. No i, g�upia sprawa, chyba
pomyli�em fotografie...
- I co?
- A! No nie wiem! Szukam teraz tego drugiego modela... .
- Tu pan szuka?
- Gdzie� tu chyba. Albo mo�e gdzie indziej...
- Niech pan opowie, jak to by�o!
- A! - powiedzia� pan Seweryn, zn�w machaj�c rgkami.Mia�em zam�wienia, no! Dwa
na raz. Namalowa�em oba portrety, ale jeden by� do odebrania od razu, a drugi
dopiero p�niej. Przyszed� klient, odebra� jeden, nic nie powiedzia�, a teraz
przyszed� drugi klient i m�wi, �e to nie jego...
- Jak to? A ten pierwszy co? Nie m�wi�, �e to nie jego?
- Nie m�wi�. Nic nie m�wi�. A! Co ja si� mam z tymi lud�mil A co gorsza, to ja
tego pierwszego namalowa�em na podk�adzie tego drugiego...
Zacz�o mi si� wydawa�, �e nic nie rozumiem. Pan Seweryn wyja�ni� dok�adniej.
Przyszed� do niego klient z Ameryki, zam�wi� portret, zostawi� fotografi�,
powiedzia�, �e zg�osi si� za trzy lata i poszed�. Nast�pnie przyszed� drugi
klient i przyni�s� nie tylko fotografi�, ale tak�e p��tno. $ci�lej bior�c, nie
by�o to p��tno, tylko kawa� dechy, elegancko zagruntowanej. Domaga� si� portretu
na tym drewnie, twierdz�c, �e to b�dzie trwalsze. Pan Seweryn nie mia� �adnych
opor�w, przyst�pi� do pracy i poniewczasie odkry�, i� klienta z Ameryki
namalowa� na drewnie klienta miejscowego, klienta miejscowego za�, kt�ry chcia�
by� na drewnie, namalowa� na zwyk�ym kartonie. Klient od drewna przyszed�,
zabra� drewno z podobizn� klienta z Ameryki, s�owa nie powiedzia� i poszed�.
Teraz przyjecha� klient z Ameryki i zg�osi� pretensje, twierdz�c, i� na obrazie
widnieje obca osoba, pan Seweryn szuka zatem klienta od drewna, �eby go nam�wi�
na zamian�. Nie wie gdzie klient mieszka, bo zapomnia� adresu. Na ko�cu
wyja�nie� doda� jeszcze, �e w og�le klienci przyszli w odwrotnej kolejno�ci,
najpierw by� ten z dech�, a potem ten z Ameryki.
- On si� chyba nie zgodzi zamieni�, skoro chcia� mie� portret na desce -
zauwa�y�am.
- Ale to przecie� nie jego portret! To tamtego!
- Ciekawe, �e nie zwr�ci� uwagi...
- A! Mo�e nie spojrza�! Tak bym chcia� go znale��...
- A w�a�ciwie na jakiej podstawie pan szuka?
- A! Tak oczami pami�tam. Wymieni� adres i tak mi jako� w oczach stan�o, �e to
w jakim� miejscu w Alejach Jerozolim
12 13
skich. Tylko nie wiem czy przy dworcu g��wnym, czy przy Marsza�kowskiej, czy
przy Nowym �wiecie, czy tu...
- Jeszcze mo�e by� naprzeciwko Pa�acu Kultury - podsun�am.
- A mo�e by�. Telefonu te� nie pami�tam, wiem tylko, �e na ko�cu by�o
siedemdziesi�t siedem. I tak chodz�...
Dusza mi j�kn�a.
- Panie Sewerynie, i co pan chce znale��? Sama widzia�am, �e pan si� gapi w
okna! My�li pan, �e on ten portret wystawi� w oknie, jak obraz na Bo�e Cia�o?
Albo sam b�dzie wygl�da� i pan go pozna?
- A! No nie wiem. A mo�e akurat wygl�da?
- I pozna go pan z twarzy?
- Z twarzy nie. Ale z w�os�w. Pi�kne blond w�osy, takie loki a� na ramiona,
przedzia�ek po�rodku, istna Madonna!
Zachwyt w g�osie pana Seweryna zad�wi�eza� niek�amany. Os�upia�am.
- Kiedy� pan by� normalny - przypomnia�am podejrzliwie.Tak panu teraz przypad�
do gustu ten facet z twarz� Madonny?
- Jaki facet? - zainteresowa� si� pan Seweryn.
- No ten, z lokami blond, na ramiona...
Pan:Seweryn wyra�nie si� zak�opota�.
~ A! Nie! Sk�d facet! Kobieta! Przepi�kna kobieta!
- Bo�e, ratuj! Kobieta przylecia�a do pana z t� dech�?!
- A! Nie! Chocia� nie wiem... No, by�a u mnie tak�e i kobieta. Jako� tak razem.
Te portrety zamawiali, zdaje si�, m�czy�ni, ale zapami�ta�em kobiet�.
- A ona mia�a z nimi w og�le co� wsp�lnego?
- Tego nie wiem. Ale by�a...
- To co ta jej pi�kno�� ma tu do rzeczy? Szuka pan faceta, kt�rego pan nie
pami�ta, i spodziewa si� pan znale�� kobiet�, kt�ra nie ma z nim zwi�zku?!
- A mo�e...?! - wykrzykn�� pan Seweryn z tak zuchwa�� nadziej�, �e sko�owa� mnie
do reszty. Nie wiedzia�am ju� zupe�nie, kogo szuka, faceta czy Madonny, nie
m�wi�c ju� o tym, �e na �adne znaleziska nie mia� najmniejszych szans.
- Zamiast traci� czas bezproduktywnie, niech pan lepiej namaluje go po prostu
jeszeze raz - poradzi�am stanowczo. - 0 ile wiem, idzie to panu piorunem.
Fotografi� pan przecie� ma?
- Co� takiego! - ucieszy� si� pan Seweryn. - A wie pani, to doskona�y pomys�!
Namaluj� go jeszcze raz i powiem, �e si� znalaz�! �wietny pomys�!...
Odjecha�am z nadziej�, �e uda�o mi si� uratowa� mu �ycie. Przestanie z�azi� na
jezdni� i nic go nie przejedzie...
- Matka - powiedzia� ostrzegawczo m�j starszy syn, kiedy kt�rego� wieczoru
wr�ci�am do domu. - Ja nic nie chc� m�wi�, ale ten p�g��wek zgubi� klucze.
Nie mia�am �adnych w�tpliwo�ci, �e szkaluje swego brata. Zaniepokojona,
zajrza�am do ich pokoju. M�j m�odszy syn z rzadk� pilno�ci� uczy� si�
matematyki. Ju� sam ten fakt �wiadczy�, �e co� jest nie w porz�dku.
- Co to ma znaczy�? - spyta�am podejrzliwie. - Co z tymi kluczami?
- Nic - odpar� stanowczo m�j m�odszy syn.
- Jak to nic? Masz je?
- Co czy mam?
- Klucze.
- Jakie klucze?
- Na lito�� bosk�, nie r�b�e z siebie idioty! Zgubi�e�, to zgubi�e�, ludzka
rzecz, ale musz� wiedzie� jak i gdzie! Mo�e trzeba zmieni� zamki!
- Jemu kto� r�bn�� - powiedzia� zza mojego ramienia m�j starszy syn.
- G�upi jeste� - obrazi� si� m�odszy. - Nikt mi nic nie r�bn��.
- To gdzie je zgubi�e�?
M�j m�odszy syn przez chwil� prze�amywa� wewn�trzne
opory.
- W dyskotece - mrukn�� wreszcie.
14 15
- Albo powiesz porz�dnie, jak to by�o, albo p�jdziesz jutro � rano kupowa� nowe
zamki za w�asne pieni�dze - oznajmi�am � stanowczo. - Zdecyduj si�.
M�j m�odszy syn zdecydowa� si� od razu.
- Mia�em je w kieszeni, kurtk� odda�em do szatni, a jak� wr�ci�em �o domu, to
ich nie by�o. Znaczy, zgubi�em w dyskotece, albo po drodze.
- Albo mu kto� wyci�gn�� - podsun�� starszy.
- Po diab�a mia�by mu kto� wyci�ga�?
- �eby nas okra��.
- Oszala�e�? Teraz, w zimie?!
Najcenniejszymi przedmiotami, jakie posiadali�my w domu, by� ko�uch mojego
starszego syna i moje futro. W zimie, opuszczaj�c mieszkanie, z regu�y
drogocenno�ci owe mieli�my na sobie. Okradanie nas w lecie mia�oby jeszcze jaki�
sens, w zimie �adnego. M�j starszy syn pomy�la� i przyzna� mi racj�.
M�odszy uporczywie udawa�, �e uczy si� matematyki. Zastanowi�am si�.
- Jakie to by�y klucze? Mam na my�li, co tam by�o w tym p�ku �elastwa, klucze od
czego?
- Od zasuwy. Od piwnicy. Od furtki �a dzia�k�. Od windy. I kluczyk od skrzynki
listowej; ale nie naszej, tylko mojego kumpla.
- Z kumplem za�atwisz sobie sam. A reszta...
Zawaha�am si�, niepewna, czy w og�le warto na to zwraca� uwag�. M�j starszy syn
by� rozs�dniejszy.
- Matka, nie �artuj, jemu naprawd� m�g� kto� wyci�gn��. Kto�, kto go zna.
Przyjdzie nas okra��, zdenerwuje si�, �e nic nie ma i zdemoluje mieszkanie. Co�
trzeba zrobi�.
Z niech�ci� zgodzi�am si�, �e trzeba. Pomys� wymiany wszystkich zamk�w nie
podoba� mi si� w najmniejszym stopniu. Po chwili uprzytomni�am sobie, �e
w�a�ciwie w gr� wchodzi tylko jeden i nieco mi ul�y�o. Zastosowali�my w ko�cu
wyj�cie najprostsze i naj�atwiejsze. G�rna zasuwa zosta�a wmontowana na miejsce
dolnej, a dolna na miejsce g�rnej i teraz mieli�my zamyka� mieszkanie na t�
g�rn�, kt�ra przedtem by�a doln�. Prob
16
lem pojawi� si� tylko w zwi�zku z liczb� kluczy, kt�rych by�o dwa, i nikt nie
pami�ta�, czy kiedykolwiek istnia� trzeci, poza tym teraz potrzebowali�my
czterech, wi�c i tak nale�a�o dorobi�. Przez dwa dni uzgadniali�my ze sob�
godziny nieobecno�ci w domu, �eby nikt nie musia� siedzie� na schodaeh,
trzeciego dnia klucze zosta�y dorobione i ca�e wydarzenie posz�o w niepami�e.
Wkr�tce potem w moim domu zacz�a dzia�a� tajemnicza r�ka.
Wr�ei�am z miasta, wesz�am do pokoju i o ma�o mnie szlag nie trafi�. Na pod�odze
pod kanap� rozsypane by�y znaczki. Le�a�o ich tam niewiele, nie
stanowi�y.ol�niewaj�cych walor�w filatelistyeznych, niemniej jednak ich
poniewieranie si� po pod�odze by�o zbrodni� niedopuszczaln� a ponadto zjawiskiem
niepoj�tym. Suszy�am je na sto�ku i same z tego sto�ka zej�� nie mog�y,
przygniecione by�y bowiem licznymi ci�arami. �ci�le bior�c, kolejne warstwy od
do�u wygl�da�y nast�puj�co: sto�ek, deska kre�larska, ksi��ka telefoniczna
instytucji, znaczki w z�o�onej na o�mioro Trybunie Ludu, atlas powszechny
�wiata, ksi��ka telefoniczna mieszkaniowa i stary katalog Gibbonsa. �adnej
warstwy nie brakowa�o, wszystkie le�a�y jak powinny i jakim cudem znaczki mog�y
wydosta� si� spod tej prasy, by�o nie do poj�cia. Zajrzawszy do Trybuny Ludu,
stwierdzi�am, i� reszta znajduje si� tam nadal, w niejakim chaosie, ale nie
uszkodzona.
Z pazurami rzuci�am si� na moje wracaj�ce kolej�o do domu dzieci.
- Matka, co ty? - rzek� z niesmakiem starszy. - 0 si�dmej rano pojecha�em do
�odzi i dopiero teraz wracam. Zdalaczynnie ci to rozwali�em?
- W og�le nie mog�em si� dosta� do domu, bo zapomnia�em kluczy - powiedzia� z
uraz� m�odszy. - Specjalnie czeka�em, �eby wr�ci�, jak ju� b�dziecie. Zostawi�em
na kredensie, o!
Obejrza�am si�. Na kredensie w kuchni jak byk le�a�y jego klueze. Mojej
sprz�taczki tego dnia nie by�o, poza tym w �adnym wypadku nie zostawi�aby
niczego na pod�odze. Zjawisko nie zosta�o wyja�nione.
W kilka tygodni p�niej tajemnicze si�y uczepi�y si� mojej ko
17
i
lejnej nami�tno�ci. Od d�ugiego ju� czasu ca�e mieszkanie mia�am zastawione i
obwieszone suchym zielskiem. Upodobanie do ro�linno�ci wyzwoli�y we mnie
przepisy budowlane, nakazuj�ce prowadzi� rury centralnego ogrzewania po
wierzchu. Jedn� z takich rur, razem z wichajstrem do zakr�cania, mia�am akurat
przed samym nosem, na �cianie za biurkiem i by� to widok, kt�ry m�g� nosoro�ca
wp�dzi� w depresj�. W ramach protestu przeciwko nieludzkim zarz�dzeniom omota�am
rur� bukietami kolorowego zielska i skutek objawi� si� z miejsca. Urz�dzenie
ogrzewcze zmieni�o oblicze i zacz�lo budzi� okrzyki zachwytu. Zach�ci�o mnie to
do dalszych wysi�k�w, bardzo szybko zabrak�o mi rur, przerzuci�am si� na inne
formy, niezale�ne od element�w budowlanych i w rezultacie dekoracjami z mojego
mieszkania mo�na by �mia�o prze�ywi� w zimie co najmniej dwie krowy.
Zn�w wr�ci�am do pustego domu i pod najwi�kszym �ciennym bukietem ujrza�am
szcz�tki trawy, kawa�ki zielska i pokru= szone kwiatki. Zanim zd��y�am oburzy�
si� na szarpanie ozdoby, wpad� mi w oko m�j w�asny tapczan, na kt�rym widnia�o
istne pobojowisko, �mietnik z pokruszonej ro�linno�ci, a co gorsza, tak�e du�y
k��b tego czego�, co wydobywa si� z p�kni�tej trzciny pa�ki.
W g�owach tapczanu sta� na komodzie kolejny pot�ny bukiet: U�o�ony by� w ma�ym,
szklanym wazoniku i w og�le nie utrzyma�by si� w pozycji pionowej, gdyby nie to,
�e przylepi�am wazonik do szklanej p�ytki gwarantowanym klejem. Zespoli� si� z
ni� na mur i �rodek ci�ko�ci tej ca�ej wi�chy straci� jakiekolwiek znaczenie. W
�aden spos�b nie mog�o to si� samo przewr�ci�, a gdyby nawet, z ca�� pewno�ci�
nie wr�ci�oby na poprzednie miejsce.
Zbieraj�c puch z pa�ki do s�oika z zapartym tchem, �eby przypadkiem nie
dmuchn��, zastanowi�am si� nad sytuacj�. Jeden z moich syn�w sp�dzi� dzie� w
Milan�wku w warsztacie samochodowym, drugi robi� w�zek transportowy na dzia�ce
mojej ciotki i nie mia� �adnych szans oddali� si� stamt�d. Sprz�taczka, zawsze
to samo, przenigdy nie zostawi�aby po sobie ba�aganu. A zatem co to, u diabta,
mog�o bv�?
18
Zaraz potem mojemu m�odszemu synowi nadprzyrodzona moc zepchn�a nog�. Noga
nale�a�a do stolika, kt�r�� zosta� pr�eistoczony w pras�, co� dociska� i to co�
si� wypsn�o. Dociska� zapewne nie�le, bo p�eczka pod nim zawalona by�a ksi��..
kami, a na blacie sta� asparagus w wielkiej donicy, nie mniej przygnieciony
przedmiot wyszed�,spod nogi i po�o�y� si� obok. Sam chyba. bo sprawcy nie by�o.
Nast�pnie m�j starszy syn przyni�s� mi w dw�ch palcach fio-. letowy szaliczek,
protestuj�c przeciwko podrzucaniu mu obcycfi �ach�w. Znalaz� to w pudle, gdzie
trzyma� rzeczy rzadko u�ywane. Le�a�o na wierzchu. Obejrza�am szaliczek i
wysun�am supozycj�. �e zostawi� go mo�e kto� znajomy. Przepytali�my wszystkich,
nikt si� nie przyzna�, sz�iiczek przele�a� trzy dni na �awie w przedpokoju, po
czym znik� r�wnie tajemniczo, jak si� pojawi�.
�ywotn��� przedmiot�w martwych w moim domu zacz�a by� intryguj�ca i przysz�o
nam wreszcie do g�owy, �eby si� nad tym zastanowi�. M�j starszy syn od razu
znalaz� wyja�nienie.
- On zgubi� klucze, nie? - powiedzia� oskar�ycielsko, wskazuj�c swego brata. -
Kto� tu bywa bez trudu.
- Ale przecie� zmienili�my zasuwy! - zaprotestowa�am z irytacj�. - Na g�rze jest
teraz dolna, a od dolnej klucza nie gubi�! Zamykamy na doln�, to znaczy na
g�rn�!
- Od g�rnej, znaczy by�ej dolnej, te� zgin�� klucz.
- Sk�d w!esz, �e ��in��? Mo�e od pocz�tku by�y dwa?
- Takie zamki sprzedaj� z trzema kluczami.
- No dobrze, ale klueze od dolnej w og�le nie by�y u�ywane. Le�a�y w pude�ku,
zwi�zane sznurkiem. Gdyby kto� chcia� zgubi� jeden, musia�by to uczyni� dawno
temu!.
- A w og�le kto tu ma bywa� bez trudu - wtr�ci� z ci�k� uraz� m�j m�odszy syn.
- Jakie tam bE�: trudu. skoro ty wychodzisz z domu i wracasz nie wiadomo kiedy.
Bez trudu to tam, gdzie ludzie normalnie chodz� do pracy, a nie u nas! Tylko
p�g��wek by si� nara�a� i niby po co?
Mia� racj�. W ci�gu minionych paru lat zd��y�am zmieni� zaw�d, porzuci�am biuro
projekt�w i mia�am nienormowany �zas prac��. M�j starszy syn na studiach r�wnie�
cieszy� si� du��
swobod�. Jaki� kretyn w tych warunkach odwiedza�by mieszkanie, w kt�rym nie ma
co ukra��?
Po dw�ch tygodniach bezowocnych rozwa�ar5 nadszed� moment kulminacyjny.
Dziki wicher zacz�� wia� znienacka wczesnym popo�udniem. Zrezygnowa�am z
za�atwienia po�owy spraw na mie�cie i w po�piechu wr�ci�am do domu, niespokojna
o otwarte okna. Zima przesz�a w wiosn�, zrobi�o si� ciep�o, kaloryfery grza�y ze
zwi�kszon� moc�, zakr�ci� ich nie by�o sposobu, jedynym wyj�ciem pozostawa�o
zatem otwieranie okien na przestrza�. Z ca�� pewno�ci� moje dzieci zostawi�y
otwarte drzwi balkonowe, nie pami�ta�am, czy drzwi pomi�dzy pokojami s�
zamkni�te i nie by�am pewna, czy tr�ba powietrzna nie pozbawi�a mnie ju� ca�ego
dobytku. Chcia�am uratowa� chocia� po�ow�.
Otworzy�am drzwi wej�ciowe, nie dostrzeg�am �adnych zniszcze�, drzwi do pokoju
dzieci ujrza�am zamkni�te i uspokoi�am si�. R�wnocze�nie us�ysza�am przera�liwy
wizg, co oznacza�o, �e balkon jest otwarty i koncertuje szpara pod drzwiami. Nie
podoba� mi si� ten d�wi�k, postanowi�am zamkn�� balkon.
Starannie zamkn�am swoje drzwi, otworzy�am drzwi do pokoju dzieci i zamar�am z
r�k� na klamce. Nie przekroczy�am progu. Przez moment nie wierzy�am w�asnym
oczom.
Na pod�odze przed szaf� le�a� jaki� cz�owiek.
Unieruchomi�o mnie na dostatecznie d�ug� chwil�, �ebym zd��y�a go dok�adnie
obejrze�. Twarz� zwr�cony by� do mnie, oczy mia� postawione w s�up i rozbity
�eb. Nikt znajomy, zupe�nie obcy facet. Drzwi balkonowe by�y otwarte, a na
pod�odze porozrzucane jakie� przedmioty.
Nie zamyka�am balkonu i nie robi�am porz�dk�w. Hamulce w szarych kom�rkach
pu�ci�y i my�l ruszy�a do sprintu. Trup chyba. Zw�oki. Obcy denat w pokoju moich
dzieei. Sk�d, na lito�� bosk�...?!!! I kto to jest?! Mo�e jeszcze �yje, powinnam
sprawdzi�, nie sprawdz�, kogo wzywa�, pogotowie, czy milicj�...? Nie wchodzi�!!!
Telefon stoi u mnie, ca�e szcz�cie, no, to ju� wi�cej ni� kolorowy szaliczek...
Cofn�am si� na mi�kkich nogach, zamkn�am drzwi, wesz�am do siebie i zamkn�am
drugie drzwi. Natychmiast zacz�o gwizda� szpar�. Usiad�am na fotelu i
podnios�am s�uchawk�. Telefon wy�, a ja si� zastanawia�am gdzie dzwoni�.
Konkurencj� wygra�a milicja. Pogotowie nieboszczyka chromoli, zostawia tam gdzie
pad�, a milic,ja go z pewno�ci� zabierze. Nic nie wydawa�o mi si� wa�niejsze,
ni� pozby� si� go z domu, �ywy czy martwy, nie �yczy�am sobie, �eby mi tu le�a�.
Poza tym, milicja te� ma lekarzy...
Na pani w pogotowiu MO m�j komunikat nie uczyni� �adnego wra�enia. Kaza�a mi
poda� personalia i adres, omija� pomieszczenie z ofiar�, niezego nie rusza� i
spokojnie czeka�.
Niekoniecznie mo�e spokojnie, jednak czeka�am. Szpara pod drzwiami gwizda�a ze
zmiennym nat�eniem. Na podw�rzu za oknem, w kt�re wpatrywa�am si� do��
rozpaczliwie, zrzucali z ci�ar�wki jakie� rury, co brzmia�o tak, jakby wali�
si� ca�y budynek o konstrukcji stalowej. Kto� pr�bowa� uruchomi� samoch�d,
silnik gas� mu na wolnych obrotach, zapala� si� i przegazowywa�. W��czone
wczesnym rankiem radio nadawa�o g�ralsk� muzyk�.
Za moimi plecami, w przedpokoju, co� nagle �omotn�o pot�inie z jakim� okropnym,
brz�kliwym gruchotem. Nie pad�am trupem na miejscu, przeciwnie, poderwa�am si� i
szarpn�am drzwi, mo�liwe, �e ze zd�awionym okrzykiem.
- Przepraszam mamunia - powiedzia� m�j starszy syn. - Nie mia�em r�ki i
wiedzia�em, �e ta torba nie wytrzyma...
W milczeniu popatrzy�am na szcz�tki foliowej torby. Na pod�odze sta�a druga, po
ca�ym przedpokoju rozturla�y si� puszki z mlekiem skondensowanym. W�r�d nich
le�a�a jaka� du�a paczka, spod podartego papieru przedziera� kawa�ek drewnianego
pud�a.
M�j syn troskliwie podni�s� pud�o i zacz�� zdziera� z niego papier.
- Kaza�a� mi kupi� mleko na zapas, jak trafi�, no wi�c w�a�nie trafi�em. Przy
okazji kupi�em sobie komplet narz�dzi, chyba si� to nie rozlecia�o...? Wypad�o
mi spod pachy. Nie, w porz�dku...
20 � 2'l
Przemog�am si�, zmobilizowa�am i schyli�am po puszki.
- Zbieraj to! Nie potrzeba mi tu fa�szywych �lad�w. Zaraz przyjedzie milicja.
- Co? - zdziwi� si� m�j syn. - Jaka milicja?
- Nie wiem jaka. Zwyczajna. Powinni by� za chwil�.
- Po co?
- Wezwa�am ich. Zbieraj, m�wi�! Do kuchni...
- Zaraz - powiedzia� m�j syn i przytuli� pud�o do piersi.Przed milicj� to ja bym
wola� schowa� to, a nie mleko. Kupi�em spod lady...
- Nie wchod� tam!!! - wrzasn�am okropnie, bo ju� wyci�ga� r�k� do klamki.
M�j syn wzdrygn�� si� gwa�townie i cofn�� od drzwi.
- Dlaczego? Co si� sta�o?
Spr�bowa�am zaehowa� kamienny spok�j. Si�dma puszka wymkn�a mi si� z r�k.
- Tam le�y jaki� facet.
- Jak to, le�y? Pijany?
- Nie, chyba nie. Raczej nie�ywy. W�a�nie dlatego wezwa�am milicj�. Kazali nie
wchodzi�.
M�j syn rozejrza� si�, wszed� do �azienki, wepchn�� swoje pud�o do kosza z
brudami i wr�ci� do przedpokoju.
- Matka, nie rozumiem, co m�wisz. Co za facet? Kto� znajomy?
- W �yciu go na oczy nie widzia�am, poj�cia nie mam, kto to jest. I nie wiem,
sk�d si� wzi��, jak wr�ci�am, to ju� le�a�.
- Mo�e kumpel Roberta?
- Wykluczone, nie ten wiek.
- To ja go te� chc� zobaczy� - powiedzia� stanowczo m�j syn i zanim zd��y�am go
powstrzyma�, otworzy� drzwi ich pokoju.
Rzuci�am si� zamyka� moje i z�apa�am je w ostatniej chwili. M�j syn sta� w progu
i patrzy� w milczeniu. Zajrza�am r�wnie�. Najpierw nie pomy�la�am nic, a potem
zrobi�o mi si� niedobrze.
Pok�j by� pusty. Nieboszczyk znik�. Firanka w otwartym balkonie powiewa�a
wdzi�cznie.
Na my�l, �e za chwil� przyjedzie milicja, zrobi�o mi si� zdecydowanie gorzej.
M�j syn pu��i� klamk� i wielkimi krokami, ostro�nie stawiaj�c nogi, ruszy� w
g��b pokoju. J�kn�am.
- Nie wchod� tam! Mo�e zosta�y jakie� �lady...? Po diab�a tam si� pchasz?!
- Chc� zobaczy�, czy si� nie p�ta pod balkonem. Matka, ja go chyba widzia�em...
Wyjrza� na ulic� i wr�ci� do �rodka.
- Nie, ju� go nie ma. �lady s�, widzisz przecie�, �e je omijam.
Dopiero teraz u�wiadomi�am sobie, co widz� na pod�odze. W�r�d rozmaitych
poniewieraj�cych si� przedmiot�w le�a�a ma�o u�ywana felga do volkswagena i
prostok�tny kawa�ek grubej ptyty marmurowej. Na feldze, na marmurze i w jednym
miejscu na I�ni�cych klepkach parkietu widnia�y odrobiny czego�, co wygl�da�o
jak krew. Dozna�am wyra�nej ulgi.
- Co to znaczy, �e go widzia�e�? - spyta�am, pieczo�owicie zamykaj�c drzwi. -
Gdzie go widzia�e�?
- W bramie. My�la�em, �e to.pijak. Opiera� si� o �cian�, r�k� i g�ow�, nie
zwr�ci�em na niego uwagi. Ju� wiem co by�o. On tu rzeczywi�cie le�a�,
zamroczony, potem oprzytomnia� i uciek�. Jakim cudem mog�a� tego nie zauwa�y�?
Oprzytomnia�am r�wnie� ca�kowicie, ale ucieka� nie mia�am zamiaru. Wzruszy�am
ramionami i uczyni�am gest w kierunku okna, za kt�rym facet ci�gle przegazowywa�
silnik. Szpara gwizda�a.
- A jeszcze zrzucali �elazne rury - doda�am. - A fotel stoi ty�em do
przedpokoju. I radio gra�o. M�g� wyj�� marszowym krokiem i ze �piewem na ustach.
- A mnie us�ysza�a�?
- Wstrz�sn�o budynkiem. Co to by�o, bo puszki gruchota�y oddzielnie?
- Drzwi. Wylecia�y mi z r�ki i trzasn�y...
Przyjecha�a milicja, opowiedzia�am im wszystko i zacz�am przeprasza�. 2apewnili
mnie, �e nie ma za co.
- Musia�o by� tak, jak pan m�wi - rzek� porucznik. - Za
krad� si�, szuka�, co by tu ukra�� i te rzeczy zlecia�y mu na g�ow�...
Urwa�, obejrza� szaf�, popatrzy� na jej wierzch i podni�s� felg�-
- Tym dosta�. Jak to mog�o zlecie�?
- Tym te� dosta� - powiedzia� sier�ant, podnosz�c kawa�ek
marmuru.
- To nie�le dosta�. Szuka� chyba czego� na szafie i poci�gn��... To tak luzem
le�a�o?
Poczu�am si� zmuszona wyja�ni�, �e nie tylko luzem, ale w og�le w spos�b
ur�gaj�cy prawom fizyki. Pchali�my na t� szaf� wszystko, co nam by�o akurat
niepotrzebne, i fragmenty magazynu spada�y wielokrotnie. Sier�anta zjawisko
zainteresowa�o, wlaz� na krzes�o i obejrza� z bliska wierzch szafy.
- Tu jest pochy�o - oznajmi�.
Pewnie �e by�o pochy�o, bo w charakterze dolnej warstwy le�a�a na szafie deska
kre�larska, nachylona z natury. Tysi�c razy proponowa�am mojemu starszemu
synowi, kt�ry by� najwy�szy, �eby j� przekr�ci� ty�em do przodu, przedmioty
w�wczas spada�yby za szaf�, nie czyni�c nikomu krzywdy. Ci�gle obiecywa�, �e to
zrobi i ci�gle zapomina�.
Spos�b uszkodzenia ofiary zosta� wyja�niony. Pozosta�a druga kwestia.
- Ciekawe, jak on wszed� - rzek�a w�adza, ogl�daj�e drzwi.
- Wytrychami t� zasuw� trudno otworzy�, klucze podrobi�, czy co? Nikt pani nie
ukrad� kluczy?
Popatrzyli�my z moim synem na siebie. Nie by�o si�y, nale�a�o uzupe�ni�
zeznania.
T�umaczeniem, �e owszem, zgubione zosta�y klucze, ale od dolnej zasuwy, kt�ra
przedtem by�a g�rna, a zamykamy na g�rn�, kt�ra przedtem by�a dolna i nikt jej
nie u�ywa�, a teraz nie u�ywamy dolnej, by�ej g�rnej, zagmatwa�am wszystko
doszcz�tnie. Nikt ju� nie wiedzia�, kt�re klucze i kt�re zasuwy mam na my�li.
Milicja patrzy�a na mnie z nie�makiem, kaza�a mi sprawdzi�, czy nic nie zgin�o
i podejrzliwie potraktowa�a informacj�,
�e nie mam co sprawdza�. Wreszcie poradzono z naciskiem, �ebym na wszelki
wypadek zmieni�a wszystkie zamki u drzwi.
- Fajnie - powiedzia�am po wyj�ciu w�adzy. - Jutro kupuj� now� zasuw� i od
pocz�tku zaczyna si� ko�omyja z kluczami. B�dziemy ich pilnowa� jak oka w g�owie
i zobaczymy, co z tego wyniknie.
- W og�le musimy sami dorobi� - orzek� m�j m�odszy syn, kt�ry ostatnie chwile
pobytu milicji w domu przesiedzia� na schodach na strych. - Przy tym dorabianiu
ka�dy mo�e podw�dzi� jeden zapasowy.
- Kto ma dorobi�? - spyta�am cierpko. - Ja?
- Nie, mog� ja. Mam kumpla z warsztatem.
- 0 co tu w og�le mo�e chodzi�? - zastanowi� si� m�j starszy syn. - Podrzucanie
nam �mieci i szaliezk�w, to jeszcze ma�e piwo, ale jak zaczynasz znajdowa� w
domu zw�oki...
- W dodatku takie ruchliwe - wtr�ci� m�odszy.
-...to ju� si� robi grubsza sprawa. Matka, w co� ty si� tym I, razem wpl�ta�a?
I, . Z czystym sumieniem mog�am przysi�c, �e wyj�tkowo w nic. ' M�czy�ni mojego
�ycia, przez kt�rych wpl�tywa�am si� wielok� rotnie w rozmaite rzeczy, akurat
si� jako� odseparowali; a najnowszy, rysuj�cy si� na horyzoncie, nie wszed�
jeszcze w faz� wpl�tywania. Sama z siebie ostatnio mia�am ma�o czasu i �y�am
do�� normalnie. Rzecz by�a zatem ca�kowicie niezrozumia�a. Z 'Isich� nadziej�,
�e mo�e jeszcze zdarzy si� jaki� dziwol�g, kupiI,, �m now� zasuw� i zacz�am
czeka� na dalszy rozw�j wydarze�.
- Matka, po�ycz mi desk� - poprosi� m�j m�odszy syn.
Zdziwi�am si�.
_ - Przecie� ca�y czas u�ywasz deski?
- Ale nie t�! Ja chc� �redni� desk� z rolkami i przyk�adnic�. ��eszcze trzeba
mnie z ni� zawie�� do kumpla.
Zastanawia�am si� przez moment. �rednia deska kre�larska 4d wiek�w le�a�a na
szafie i powodowa�a spadanie z niej r�
24 j 25
nych przedmiot�w. Nie mia�a rolek, rolki, r�wnie� od wiek�� by�y przykr�cone do
du�ej. Jeszcze jedna mia�a rolki i przyk�ad nic�, ale to by�a ma�a, sta�a przy
�cianie za fotelem. 0 co m� mo�e chodzi�...?
- A...! - przypomnia�am sobie nagle. - T�, co stoi za biur kiem? To jest deska
Gaci!
- Jakich gaci? - spyta� m�j syn nieufnie.
- Nie jakich, tylko jakiej. Jedna moja przyjaci�ka nazyw� si� Gacia i to jest
jej deska. Powinnam jej chyba odda�, komp letnie o tym zapomnia�am...
- �adnie si� nazywa - pochwali� m�j syn. - Nie mo�esz je jeszcze nie oddawa�?
Potrzebuj� na par� tygodni.
Zn�w si� zastanowi�am. Gacia wci�� jeszcze znajdowa�a si� w Afryce, siedzia�a
tam ju� sz�sty rok, przed�u�y�a sobie kon trakt. Z pewno�ci� deska nie by�a jej
potrzebna, poza tym deska nawet z rolkami i przyk�adnic�, nie jest skarbem
szczeg�lnym, v razie zniszczenia �atwo j� zast�pi� drug�. Mog�am wyrazi� zgod�
na po�yczenie. Na wszelki wypadek jednak, zanim zacz�an szasta� mieniem Gaci,
uzna�am za s�uszne zadzwoni� do je matki.
W telefonie odezwa� si� Mateusz. Ucieszy�am si�, bo go ok ropnie dawno nie
widzia�am.- Pani mecenasowa jest? - spyta�am po wymianie powital nych okrzyk�w.
- Nie bardzo - odpar� z lekkim zak�opotaniem. - Z pani� mecenasow� jest w og�le
nie najlepiej i sam nie wiem, co robi� Dobrze, �e dzwonisz, mo�e mi co
poradzisz.
- A co si� sta�o?
- Nic si� nie sta�o. Pani mecenasowej zdrowie szwankuje no wiesz, wiek... Co�
tam jej z ci�nieniem nawala, aktualnie jes w szpitalu i tak si� waham, �ci�ga�
Gaci� czy nie...
- To chyba zale�y od tego, co m�wi� lekarze?
- Lekarze r�nie m�wi�. A co chcia�a�?
Wyja�ni�am spraw� deski. Mateusz zn�w okaza� zak�opotani� i niepewno��.
- No, wiesz... Jak znamy Gaci�... Je�eli jeste� pewna, �e w e czego potrafisz
jej dostarczy� identyczn� desk�...
- No pewnie, �e potrafi�! Chodzi�o mi tylko o to, czy pani cenas�wej ta deska
nie jest akurat niezb�dna do szcz�cia. I przypadkiem Gacia nie wraca. I w og�le
chcia�am, �eby by�o idomo, �e ja si� do niej zbytnio nie przyzwyczai�am. Gaci
de, nie moja.
- Tote� w�a�nie - powiedzia� Mateusz ostrzegawczo. - R�b uwa�asz, ja si� nie
wtr�cam.
Wr�cili�my do rozwa�a� na temat sytuacji rodzinno-domo�� i uzgodnili�my, �e
Gaci� nale�y zawiadomi� o stanie zdroi matki zwyczajnym listem, kwesti�
ewentualnego przyjazdu :ostawiaj�c do jej uznania. Nie wiadomo, w jakim stopniu
niewolnic� tego swojego wymarzonego.kontraktu.
Obecno�� Mateusza w domu Gaci nie zdziwi�a mnie `Ncale, �dzia�am bowiem, �e z
ea�� rodzin� ��cz� go wielvletnie itakty. By� nawet jako� tam spowinowaeony. Od
dzieci�stwa �� jej ojca, kt�ry umar� dawno temu, zna� matk� i brata, z Gaza� by�
zaprzyja�niony w spos�b, kt�ry intrygowa� ca�e otonie. Niekiedy stanowili par�,
niekiedy za� nie. Gacia miewa�a nych narzeczonych, Mateusz nawet �on�, z kt�r�
si� do�� bko rozwi�d�, ponadto wielbi� kilka r�nyeh innych dam, i�� jednak
jako� trzymali si� razem i nikt nigdy nie zdo�a� do; czy by�a to przyja��
bezp�ciowa, czy d�ugofalowy romans. ;ia i Mateusz nie przeczyli �adnym
pog�oskom, a pytania rost kwitowali wzruszeniem ramion. Najlepsze przyjaci�ki
nie :rafi�y wykry� prawdy i w ko�cu wszysey machn�li na nich �. Nie pasowali
zreszt� do siebie, iVlateusz by� bardzo przyjny, a Gacia wr�cz przeciwnie.
Po jej wyje�dzie opiekowa� si� matk� i domem, za�atwia� mify spraw i�cz�ciej
mo�na go by�o zasta� w mieszkaniu pani Cenasowej, ni� we w�asnym. Zwi�zki by�y
trwalsze i �ci�lej� ni� w niejednej rodzinie.
Jego ostrze�enie wzi�am pod uwag�.
- Po�ycz� ci t� desk�, ale na wszelki wypadek kupisz rolki
26
- powiedzia�am do Roberta. - Przy okazji, rzecz nie jest pilna. Przyk�adnic� te�
lepiej kup.
- Dobra, przy okazji. Ale teraz nam si� �pieszy. Trzeba mnie zawie�� do kumpla
czym pr�dzej. Najlepiej jeszcze dzi� albo nawet wczoraj.
Zawioz�am go i okaza�o si�, �e kumpel mieszka w tym samym domu i na tym samym
pi�trze, co jeden z moich przyjaci�, Tadeusz. Wiedzia�am, �e Tadeusz z Ew� s�
na urlopie, wi�c nie usi�owa�am sk�ada� im wizyty. Zostawi�am dziecko z desk�
pod przeciwleg�ymi drzwiami i wr�ci�am do domu.
Przyjecha�am po urlopie nad morzem, wesz�am do mieszkania i ju� w drzwiach
us�ysza�am telefon. Mateusz! Odezwa� si� po czterech miesi�cach.
- S�uchaj, czy ty masz jaki� kontakt z Gaci�? - spyta� zatroskanym g�osem.
- �adnego. My�la�am, �e ty masz. A bo co?
- A bo wiesz... G�upia sprawa. Gacia nie przyjecha�a na pogrzeb...
- Na jaki pogrzeb?
- Matki. Pani mecenasowa umar�a.
- Jezus Mario, na co?
- Wylew mia�a. No i cze��. Szybko si� to odby�o, depeszo. wa�em do Gaci,
zwleka�em z pogrzebem, ale jak d�ugo mo�na... I nie mam od niej do tej pory
�adnej odpowiedzi.
- A kiedy to by�o?
- Ze trzy tygodnie temu. Nie widzia�a� nekrolog�w?
- Wyje�d�a�am, dopiero wr�ci�am. I co?
- I nic. Siedz� tu, w tym ich mieszkaniu i sama rozumiesz nie wiem co robi�.
Gacia si� s�owem nie odezwa�a, wsz�dzi� rzeezy pani mecenasowej...
Przypomnia�am sobie nagle, �e przecie� razem z Gaci� jesl Kazio. Zaproponowa�am,
�e napisz� do niego i spytam, co si� � ni� dzieje. Mateusz ucieszy� si� z tej
mo�liwo�ci i za��da� po�� piechu.
- Nie zwlekaj z tym za d�ugo, niech ja co� wiem...
- Czekaj, ale ona przecie� chyba korespondowa�a z matk�?
28
- Dosy� rzadko. Pani mecenasowa pisata co tydzie�, a Gadwa razy do roku.
Ostatnio, czekaj, niech pomy�l�... Ju� ze :ry miesi�ce nie by�o listu od niej.
- Nie umar�a przecie�, bo by zawiadomili urz�dowo!
Mateusz pomamrota� co� pod nosem.
- Co m�wisz? - spyta�am niecierpliwie. - M�w g�o�niej, nic rozumiem!
- M�wi�, �e umrze�, to chyba nie umar�a, ale mo�e kogo�
.. . .
Od razu wiedzia�am, co ma na my�li. Najgor�tszym, szale�:ym, nieopanowanym
pragnieniem Gaci by�o wyj�� za m��. n�bi� j� pech, od przesz�o dziesi�ciu lat
czyni�a w tym kierunku cikie starania, bez s�utku. Usposobienie mia�a raczej
romansoe i ka�da nowa znajomo�� budzi�a w niej eksplozje uczu� i �ielkie
nadzieje. Przyjaci�ki powychodzi�y za m��, mia�y dzieci, i��y�y si�
porozwodzi�, a ona ci�gle nic. Poznanie kogo�, kto � si� nadawa� do maria�u,
mog�o mie� dla niej nieobliczalne ;utki, diabli wiedz�, mo�e si� do tego kogo�
przeprowadzi�a, o�e wyjecha�a gdzie�, mo�e w og�le zg�upia�a... Rzeczywi�cie,
�le�a�o sprawdzi� przez Kazia.
Po dw�ch miesi�cach uzyskali�my informacje r�wnocze�nie. azio, kt�ry r�wnie�
przed�u�y� kontrakt, odpisa�, �e Gacia wy�d�a�a, ale ju� wr�ci�a, o matce wie i
sama si� zg�osi. Mateusz �twierdzi� wiadomo��, w�a�nie dosta� list. Gacia by�a
nieobec� w Casablance, teraz przyjecha� nie mo�e, zreszt� po co, skoi pogrzeb
matki ju� dawno si� odby�, przyjedzie za jaki� czas, a lateusz ma zgarn�� rzeczy
na kup� i u�ytkowa� mieszkanie. ic si� nie sta�o i nic si� nie dzieje, Gacia
by�a po prostu w ustralii...
- U brata - powiedzia� Mateusz z niech�ci�. - Nie napisa�a go, ale przecie�
jasne, �e pojecha�a do Sydney zobaczy� si� z
Wzruszy�am ramionami.
- Czy on tam praktykuje? - spyta�am ze �rednim zainteresoniem.
- A cholera go wie. Podobno tak...
29
Brat Gaci by� postaci�, o kt�rej si� milcza�o. Stanowi� plarr na honorze
rodziny. Uciek� z Polski zaraz po zrobieniu dyplom w jaki� dziwny i nieprzyjemny
spos�b, kogo� tam wykantowa� wystawi� na strza�, pow��czy� si� troch� po
�wiecie, wreszci ugrz�z� w Australii, podj�wszy tam prac�. Kr��y�y s�uchy, �e pc
wodzi mu si� doskonale, co by�o nieco dziwne, bo uko�czy� praw� Angielski zna�
wprawdzie perfekt, ale polskie prawo niekoniec2 nie musi pasowa� do innych
cz�ci �wiata. By� mo�e uzupe�n wykszta�cen i e. .
Brat Gaci nic mnie kompletnie nie obchodzi�, spraw� uzna �am za wyja�nion� i
przesta�am si� ni� zajmowa�.
Po nast�pnych paru miesi�cach objawi�a si� znienacka Gaci we w�asnej osobie.
- Prcyjecha�am tylko na tydzie� i mam cholernie ma�o czasu. zakomunikowa�a mi
przez telefon. - Musz� wr�ci� w terminie...
- Jak ci tam jest? - zaciekawi�am si�.
- Nie�le. Kaziowi lepiej.
- Dlaczego?
- Bo jest m�czyzn�. Ale i tak nie narzekam, ucywilizowar s� dosy�, przestali
ju� udawa�, �e nie s�ysz� co m�wi�.
- A udawali?
- A jak? Przyjmowa� polecenia i decyzje od kobiety, straszny wstyd. Ale
przyzwyczaili si� do mnie, a warunki jak � niebie. S�uchaj, chcia�am ci� o co�
zapyta�. Czy� ty przypadkien nie widzia�a u mnie g�ralki?
- Czego prosz�...?
- G�ralki.
- Jakiej g�ralki, na lito�� bosk�? �ywej?!
- Nie, namalowanej. Nie wpad� ci tu gdzie� w oko p g�ralki?
Zastanowi�am si�. Mieszkanie Gaci by�o zapchane dzi sztuki, antykami, obrazami,
zwierciad�ami w ozdobnych rar milionem fotografii i rozmaitych pami�tek. Ci�ko
by�o pr� mnie�.sobie, co w tym widzia�an�, a czego nie, poza tym, z� czy�a mnie
niebotycznie.
- Halo, jeste� tam? - zaniepokoi�a si� Gacia. - M�w�e
30
- Zaraz. Usi�uj� sobie przypomnie�.
- Przypomnij sobie, moja z�ota. Cholernie mi zalezy. Olejny �rtret g�ralki,
niedu�y... Troch� wi�kszy ni� format A3.
- Nie - powiedzia�am stanowczo. - Niczego takiego nie y�o. A je�li nawet by�o,
to ja tego nie zauwa�y�am.
- A nie s�ysza�a� czego? Wiesz, mo�e moja matkd...:
- Twojej matki na oczy nie widzia�am od twojego wyjazdu. nie rozmawia�am z ni�.
Mam wra�enie, �e mnie nie ba�dzo lu=
- No chyba, �e ci� nie lubi�a - przy�wiadczy�a Gaci� � godpochwa�y szczero�ei�.
- Ale g�ralk� mog�a� widzie�.
- Mo�e i mog�am, ale nie widzia�am. A co, zgin�a ei?
- Zgin�a. I nie mog� znale��. No nic, cze��!
- Czekaj! - wrzasn�am, ale ju� by�o za p�no, Gacia od�oa s�uchawk�. Nie
zd��y�am jej powiedzie� o desce.
Zadzwoni�am oczywi�cie od razu, ale by�o zaj�te. Nazajutrz efon nie odpowiada�,
Gaci� gdzie� diabli wynie�li. Trzeciego ia rozz�o�ci�am si� i pomy�la�am, �e jak
jej deska b�dzie poebna, sama sobie o niej przypomni. Nie zabierze jej przecie�
Casablanki.
Po dw�ch tygodniach zadzwoni� Mateusz.
- S�uchaj - rzek� zamy�lonym g�osem. - Czy� ty przypad�m nie s�ysza�a czego� o
g�ralce?
- Czy to jaka� mania was op�ta�a? - spyta�am z irytacj�.ijpierw Gacia, teraz
ty... Gdzie ona w og�le jest?
- Kto? .
- No, nie g�ralka przecie�! Gaeia!
- Jak to gdzie? W Casablance chyba? Pojecha�a ju� przesz�o ra tygodnie temu. W
sobot�.
Szybko policzy�am i wysz�o mi, �e Gacia odlecia�a nazajutrz wt�zmowie ze mn�.
Zadzwoni�a w ostatniej chwili. Sama unieialiwi�a kontakt. Bardzo dobrze, zdj�a
mi z sumienia t� chodesk�.
ateusz uporczywie trzyma� si� swojego tematu.
Pytam, czy s�ysza�a� o g�ralce? Albo mo�e widzia�a� u portret g�ralki? Olejny.
31
- Nie. Gacia te� mnie o to pyta�a. �adnej g�ralki nie widzi� �am i w og�le o co
tu chodzi?
Mateusz pomilcza� sobie przez chwil�.
- Wiesz, musimy si� chyba zobaczy� - zadecydowa� nagl
- Ja ci to musz� pokaza�... Wpadnij do mnie, to znaczy do mi� szkania Gaci, ja
tu ju� jestem na sta�e.
- Prosz� ci� bardzo. Kiedy?
- Jutro. Tak ko�o sz�stej po po�udniu. Mo�esz?
- Mog�, dlaczego nie...
Gnana ciekawo�ci�, przylecia�am punktualnie