8303
Szczegóły |
Tytuł |
8303 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8303 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8303 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8303 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roger Zelazny
Mania Zbieracza
- Co tu robisz cz�owieku?
- To d�uga historia.
- To dobrze: lubi� d�ugie historie. Siadaj i gadaj. Nie tu, nie na mnie!
- Przepraszam. No c�, wszystko przez mojego stryja, kt�ry jest nieprzyzwoicie
maj�tny...
- Stop! Co to jest "maj�tny"?
- No... bogaty.
- A "bogaty"?
- Hmm... ma kup� forsy.
- A co to jest "forsy"?
- S�uchaj no, chcesz pos�ucha� tej historii czy nie?
- Chc�, ale wola�bym te� j� zrozumie�.
- Niby racja, G�azie, ale tak prawd� m�wi�c, to sam jej do ko�ca nie rozumiem.
- Nazywam si� Kamlot.
- Niech b�dzie, Kamlot. Wi�c tak: m�j stryj, kt�ry jest strasznie wa�n�
osobisto�ci�, mia�
mnie wys�a� do Akademii Kosmicznej, ale tego nie zrobi�. Zdecydowa�, �e
liberalna edukacja
b�dzie lepsza, wi�c pos�a� mnie do budy, kt�r� wieki temu sam sko�czy�. No to
sko�czy�em
kierunek nieludzkiej humanizacji, a co mia�em robi�? S�uchasz mnie, Kamlot?
- S�ucham, ale nic nie rozumiem. Co prawda i tak �adnie m�wisz, wi�c
najwyra�niej
zrozumienie nie jest niezb�dne do wra�e� estetycznych.
- Te� tak uwa�am. Ja, na ten przyk�ad, nigdy nie by�em w stanie zrozumie� stryja
Sidneya,
ale zawsze docenia�em jego ca�kowite bezgu�cie, jak i nieprzeci�tny talent do
manipulowania
innymi. A� rzyga� mi si� chcia�o od tego doceniania i zrozumienia, jak gmera
innym w
�yciorysach. I nic na to nie mog�em poradzi�: to stary cwaniak, kt�ry ju� dawno
powinien
w�cha� traw� od spodu. Ale na to jest za sprytny i za uparty, no i ma w swojej
gestii ca��
rodzinn� fors�. A z tego wynika jasno, �e tak jak za xxt zawsze pod��a zzn, tak
stryj zawsze
postawi na swoim.
- Ta forsa to musi by� co� strasznie wa�nego.
- Pewnie, �e wa�nego! My�lisz, �e dlaczego lecia�em dziesi�� tysi�cy lat
�wietlnych na
zadupie bez nazwy? Tak na marginesie, w�a�nie nazwa�em t� planet� "G�wnog�ra".
S�uchaj
no, Kamlot, to tu, to mech?
- Mech.
- Dobra, to b�dzie czym wymo�ci� skrzyni�.
- Po co?
- �eby co� w ni� w�o�y� i przenie�� gdzie indziej.
- A co chcesz wk�ada� i wozi�?
- Ciebie, Kamlot.
- Nie jestem z gatunku w�druj�cych...
- S�uchaj no, Kamlot: m�j stryj ma fio�a na punkcie ska� i kamieni. Zbiera je od
niepami�tnych czas�w. Nale�ysz do jedynego znanego ludziom gatunku
inteligentnych
minera��w. A ty z kolei jeste� najciekawszym okazem, jaki tu widzia�em. Nad��asz
za mn�?
- Tak, ale nie chc�.
- Dlaczego nie? B�dziesz gwiazd� kolekcji. Co� jak w�druj�cy w�r�d �lepc�w, �e
si� tak
metaforycznie wyra��. Je�li, naturalnie, nie masz nic przeciwko metaforom.
- Mam. Brzmi� paskudnie. Powiedz mi: Sk�d tw�j stryj dowiedzia� si� o naszym
�wiecie?
- Jeden z moich belfr�w przeczyta� o was w starym dzienniku pok�adowym. Bo on z
kolei ma
mani� zbierania starych dziennik�w pok�adowych. Ten nale�a� do niejakiego
kapitana
Fairhilla, kt�ry wyl�dowa� tu jakie� sze�� czy osiem wiek�w temu i strasznie
d�ugo
dyskutowa� na r�ne tematy z twoimi ziomkami.
- Aaa, stary Fairhill Dupnopogoda! Jak si� miewa? Pozdr�w go przy pierwszej...
- Nie �yje.
- Co?
- Umar�... No, waln�� w kalendarz... przekr�ci� si�... kojfn��.
- O, szkoda. Kiedy to si� sta�o? Mam nadziej�, �e by�o to zjawisko estetyczne
du�ej wagi...
- Naprawd� trudno mi powiedzie�. Co do informacji o was, to przekaza�em j�
stryjowi, kt�ry
zdecydowa�, �e b�dzie ci� zbiera�. No i dlatego tu jestem - przys�a� mnie po
ciebie.
- Doceniam uprzejmo��, ale niestety nie mog� ci towarzyszy�. Prawie nadszed� m�j
czas
kojfni�cia...
- Wiem, czyta�em o tym w dzienniku Fairhilla, ale wydar�em strony z opisem
kojfni�cia,
zanim pokaza�em go stryjowi. Widzisz chc�, �eby by� w pobli�u, jak to zrobisz.
Potem
spokojnie odziedzicz� jego fors� i zajm� si� p�awieniem w zakazanych
przyjemno�ciach.
Najpierw si� rozpij�, a potem roz�ajdacz�... albo mo�e na odwr�t: najpierw
dziwki, potem
gorza�a...
- Ale ja chc� kojfn�� tutaj, w�r�d rzeczy, do kt�rych si� przywi�za�em!
- Widzisz to, Kamlot? To si� nazywa �om i s�u�y do odwi�zywania takich
przywi�za� jak
twoje.
- Jak tylko spr�bujesz, to natychmiast kojfn�!
- G�wno prawda. Zmierzy�em twoj� mas�, zanim jeszcze zacz�li�my gada�: w
ziemskich
warunkach potrzebujesz co najmniej o�miu miesi�cy, �eby osi�gn�� proporcje
pozwalaj�ce na
kojfni�cie.
- No dobrze: k�ama�em. Ty, cz�owiek, zastan�w si�! Le�� tu od stuleci, odk�d
by�em
maciupim kamykiem, a przede mn� le�a� tu m�j tato. Starannie dorabia�em atomy,
tworz�c
najlepsz� kolekcj� molekularn� w s�siedztwie. A teraz co? Mam zosta� zabrany tu�
przed
kojfni�ciem? To� to niekamienne!
- Nie dramatyzuj. Obiecuj�, �e b�dziesz mia� okazj� zebra� najlepsze atomy
Ziemi. I
zwiedzisz miejsca, w kt�rych nigdy dot�d nie by�o nikogo z twojej rasy.
- Te� mi pociecha! Chc�, �eby moi przyjaciele byli �wiadkami mojego kojfni�cia.
- Przykro mi, ale tego nie da si� zrobi�.
- Jeste� bydl�! Mam nadziej�, �e b�dziesz w pobli�u, jak kojfn�!
- Mam szczery zamiar by� bardzo daleko od tego miejsca. No dobra, Kamlot:
pogadali, a
teraz do roboty...
Poniewa� G�wnog�ra mia�a przyci�ganie mniejsze ni� Ziemia, Kamlot w drodze
jednoosobowego wysi�ku zosta� ruszony, przetoczony i umieszczony w wymoszczonej
mchem skrzyni. Skrzynia za�, przy u�yciu windy, znalaz�a si� w �adowni
kosmicznego jachtu.
Ta usytuowana by�a w pobli�u reaktora, a w�a�ciciel przerobi� jacht,
dostosowuj�c go do
w�asnych potrzeb i widzimisi�. Dokonano wielu przer�bek, a jedn� z nich by�o
zdj�cie cz�ci
os�on stosu. Nic wi�c dziwnego, �e Kamlot, ledwie znalaz� si� w �adowni, poczu�
si� jak
pijany wulkan i czym pr�dzej doda� do kolekcji ca�� gam� atom�w. Efektem tego
by�o
natychmiastowe kojfni�cie.
Chmura, jaka powsta�a w wyniku owego kojfni�cia, mia�a kszta�t grzyba i
unios�a si�
wpierw wysoko w niebo, a potem rozp�yn�a w serii silnych fal na r�wninami
planety. Przy
tej okazji kilka ma�ych kamyk�w uzyska�o �wiadomo��, spadaj�c z ojczystego
nieba.
- To si� nazywa kojfni�cie! I to szybciej, ni� si� spodziewa�em - nada� na
towarzyskiej
cz�stotliwo�ci najbli�szy s�siad Kamlota. - Czujecie ten ciep�y podmuch?!
- Wspania�e kojfni�cie! - zgodzi� si� inny. - Zawsze op�aca si� by� dok�adnym
zbieraczem.