8159
Szczegóły |
Tytuł |
8159 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8159 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8159 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8159 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edmund Cooper
testament Juliusza Overmana.
Czas tera�niejszy i czas, kt�ry odszed�,
Na r�wni chyba tkwi� w czasie, co przyjdzie.
W czasie minionym zawiera si� przysz�o��.
T.S. Eliot (przek�ad Andrzeja Piotrowskiego)
Prolog
Pa�stwo Faradayowie mieszkali w Londynie w mi�ym domku przy Buckingham Palace Road. Mieli �liczny ogr�dek r�any, a w nim uroczy staw ze z�otymi rybkami. Byli posiadaczami radia i kolorowego telewizora, s�uchali muzyki tanecznej w wykonaniu orkiestry Henry Halla i obserwowali, jak Amerykanie l�duj� na Marsie. Przez szerokie okno weneckie, w kt�rym kwit�y kwiaty w doniczkach, widywali poduszkowiec kr�lowej Wiktorii lub samego Sir Winstona, Churchilla zmierzaj�cego pieszo w stron� pa�acu.
Mieli �adne meble, magnetofon, aparat fotograficzny, elektroniczn� kuchenk� i dwa doskona�e rowery. Chodzili czasami w sobot� do kina i codziennie s�uchali wiadomo�ci wojennych.
Mieli te� syna imieniem Micha�. Oto jego dzieje. Oto jak r�s�, dojrzewa� i jak w ko�cu odkry� prawd�.
Ale kiedy zobaczy� zamro�one cia�a, przez tysi�clecia pozostaj�ce poza granic� �ycia i �mierci, kiedy us�ysza� g�os m�wi�cy: �Oto ludzko��", przera�aj�ca istota tej prawdy okaza�a si� niemal nie do zniesienia.
Rozdzia� pierwszy
Micha� mia� dobr� pami��. Pami�ta� r�ne rzeczy wa�ne i niewa�ne. Pami�ta� � cho� do�� mgli�cie � jak by� taki ma�y, �e karmiono go samym mlekiem. Pami�ta� dziwne dziecko, kt�re pewnego dnia znik�o z przedszkola, i pami�taj inne dziecko, kt�re wypad�o (a mo�e je wypchni�to?) z okna na pi�trze � le�a�o na ziemi powykr�cane i po�amane, ale nie krwawi�o. Pami�ta�, �e zawsze interesom wa� si� s�owami, chcia� je w jaki� spos�b zatrzyma�, utrwali� � mo�e na wz�r rysunku?
Pami�ta� dr�cz�ce go koszmary, dziwne wizje i narastaj�ce poczucie obco�ci. Pami�ta�, kiedy zacz�� wyczeki-
wa� z nadziejo, �e kto� si� przy nim skaleczy i �e b�dzie m�g� zobaczy�, czy leci mu krew. Pami�ta� pytania, na kt�re dostawa� niejasne odpowiedzi. Pami�ta�, �e rodzice nigdy nie podnosili g�osu. Pami�ta� pierwszy spacer nad Tamiz�, pierwsz� wizyt� w kinie, pierwsz� wiadomo�� o nalotach. Pami�ta�, jak budzi�o si� w nim po��danie i jak pokocha� Emili� Bronte.
Czasami my�la�, �e jest szalony. P�niej s�dzi�, �e mimo wszystko jest przy zdrowych zmys�ach. W ko�cu zacz�� podejrzewa�, �e jedno i drugie jest prawd�.
Mlekiem z butelki karmi�a go zawsze matka. By� tego pewien. Zawsze matka. Zawsze z tym samym u�miechem na ustach. Czasem, zw�aszcza kiedy by� zm�czony i przebywa� na granicy mi�dzy snem a jaw�, widzia� jej twarz tak�, jaka musia�a mu si� wydawa� wtedy: du�a, spokojna, mi�a, wype�niaj�ca p� �wiata.
Matka zawsze by�a spokojna, jest spokojna i b�dzie spokojna. Jednak�e z jakich� powod�w, kt�rych nie rozumia�, to r�wnie� wydawa�o mu si� przera�aj�ce.
Ojciec by� inny � nieco osch�y, a nawet surowy. Zawsze taki by� i zawsze tak! b�dzie.
Czasami rodzice si� �miali. G��wnie wtedy, kiedy Micha� zadawa� g�upie pytania. Micha� nie wiedzia�, dlaczego te pytania s� g�upie, ale poniewa� ojciec tok twierdzi�, uzna�, �e widocznie tak jest.
P�niej nadszed� czas na inne, wa�niejsze pytania, a w ko�cu i na to. kt�re by�o najistotniejsze ze wszystkich.
Gdzie ko�czy si� dzieci�stwo i zaczyna dojrza�o��? Co jest snem, a co jaw�? Jak odr�ni� fantazj� od prawdy? � oto problemy, kt�re nurtowa�y Micha�a. Nurtowa�y go ju� na d�ugo przedtem, zanim umia� Je wyrazi� s�owami. Jeszcze zanim si� przesta� bawi� klockami, zanim wyrzuci� m�wi�cego misia, bo czu�, �e to jakie� oszustwa.
Wczesne wspomnienia i sny. Dziecinne rado�ci i zmory. W sobotnie wiosenne popo�udnia ma�y ch�opiec siadywa� na kamiennym nabrze�u pi�knej, b��kitnej Tamizy i patrzy�, jak w jej przejrzystych wodach �awice pstr�g�w bawi� sil� w chowanego w�r�d kamieni i wodorost�w. Czu� ciep�e promienie s�o�ca padaj�ce z przymglonego nieba i cho� zza pola si�owego dochodzi�y g�uche od
g�osy bombardowania i wybuch�w, przypominaj�ce o to-cz�cej si� wojnie, w samym Londynie by�o rozkosznie cicho. T� niedz!eln� cisz� lubi� najbardziej. Wszystko wok� zdawa�o si� ni� pulsowa�.
� Ojcze, co to jest pole si�owe?
� To zbyt trudne pytanie dla takiego ma�ego ch�opca... Popatrz, �ab�dzie goni� pstr�gi. Jak my�lisz, uda im si� jakiego� z�owi�?
� �ab�dzie nie goni� pstr�g�w, ojcze. Po prostu p�y-waj�. Pstr�gi nie lubi�, kiedy rusza si� nad nimi jaki� cie�... Co to jest pole si�owe?
� Michale, s� pewne rzeczy, kt�rych nie mo�esz jeszcze zrozumie�. Pole si�owe to co�, czego nie mo�esz zobaczy�, a co os�ania nas niczym wielki, ochronny parasol. �yjemy pod nim i nawet je�li dzia�a laserowe nie zniszcz� pocisk�w wroga, to te pociski ii tak nie przedostan� si� przez pole si�owe. Mo�e p�jdziemy ju� do domu? Wydaje mi si�, �e zanosi si� na deszcz.
� Dobrze, ojcze.
Ojciec bardzo dobrze przepowiada� pogod�. Zadziwiaj�co dobrze.
Matka mia�a elektryczn� maszyn� do szycia. Lubi�a szy� i sama szy�a prawie wszystkie ubranka Micha�a, lecz, co najdziwniejsze, wi�kszo�� czynno�ci wola�a przy tym wykonywa� r�cznie. Lubi�a te� haftowa�, wieczorami siadywa�a z ig�� w r�ku i s�ucha�a radia - orkiestry Palm Court, Beatles�w, Nelsona Eddyego albo Jeanette MacDonald.
Szczeg�lnie utkwi�a Micha�owi w pami�ci jedna z tkanin hartowanych przez matk�. Mia�a z niej by� nowa kapa na jego ��ko. Ca�a by�a pokryta malutkimi jedwabnymi zwierz�tkami i jej wykonanie zaj�o bardzo du�o czasu. Przez kilka wieczor�w z rz�du Micha� obserwowa�, jak matka pilnie wyszywa ma�ego s�onika. Mia� wra�enie, �e co wiecz�r na nowo hartuje ten sam fragment, kt�ry uko�czy�a ju� poprzedniego dnia.
Bardzo go to zaintrygowa�o. Przysz�o mu na my�l, �e matka by� mo�e �le widzi przy �wietle lampy i potem w ci�gu dnia, niezadowolona z wynik�w swojej pracy, pruje wyhaftowany wz�r.
W ko�cu ja o to zapyta�. Roze�mia�a si� tylko.
- Dziwny z ciebie ch�opiec, Michale. Chyba nie obserwowa�e� mnie zbyt uwa�nie. Oczywi�cie, �e nie pruj� haftu, kiedy jeste� w szkole. By�oby to niem�dre.
Jednak�e po tej rozmowie praca nad kap� posuwa�a si� naprz�d o wiele pr�dzej.
Matka mia�a z�ote w�osy, ojciec ciemnoblond, natomiast Micha� mia� w�osy czarne. Pewnego razu spyta� rodzic�w, dlaczego tak jest. Ojciec odpowiedzia�:
- Tak to si� w�a�nie dzieje. Po prostu tak jest. W�osy maj� r�ne kotary, tak jak nosy maj� r�ne kszta�ty. Nie ma dw�ch identycznych rzeczy ani dw�ch identycznych ludzi. Zapami�taj to, Michale, bo to wa�ne, l pos�uchaj... Zadajesz moc pyta�. To znaczy, �e my�lisz. Ale czasem ludzie my�l� zbyt wiele ! s� przez to nieszcz�liwi. Szcz�cie to wielka rzecz, Michale. Szcz�cie i zadowolenie. Tego w�a�nie dla ciebie pragniemy. Chcemy, �eby� by� szcz�liwy. Dlatego nie zaprz�taj sobie g�owy tyloma pytaniami, najwa�niejsze, �eby ci by�o dobrze i przyjemnie. Id� teraz na powietrze i pobaw si� troch�. Jak si� zm�czysz, b�dziesz dobrze spa� i nie b�d� ci dokucza� z�e sny.
Ale Micha� pami�ta�, �e dziecko, kt�re wypad�o z okna i le�a�o roztrzaskane na ziemi, nie roni�c kropli krwi, mia�o jasne w�osy. A dziewczynka, kt�ra upad�a na boisku, st�uk�a sobie kolano i zobaczywszy krew rozp�aka�a si�, mia�a w�osy ciemne.
Wiedzia� te�, �e bardzo j� lubi, i zastanawia� si�, czy to dlatego, �e ona ma w sobie krew.
On sam r�wnie� mia� krew. Czasami kaleczy� si� ukradkiem, �eby sprawdzi�, czy jeszcze ma krew. Odczuwa� dziwny l�k, �e mo�e si� to zmieni�. Ba� si�, �e pewnego dnia nie b�dzie ju� mia� krwi.
Rozdzia� drugi
Micha� wola� by� w przedszkolu ni� w domu. To r�wnie� go dziwi�o. Bo przecie� powinno mu by�o zale�e� na tym, �eby wi�cej czasu sp�dza� z matk� i z ojcem.
Przedszkole mie�ci�o si� w du�ym budynku w Hyde Par
ku. Codziennie � oczywi�cie opr�cz soboty i niedzieli -matka odwozi�a go tam na rowerze. Wszystkie matki odwozi�y na rowerach swoje dzieci do przedszkola.
W przedszkolu by�o mn�stwo dzieci. Niekt�re mia�y jasne w�osy, inne br�zowe, a jeszcze inne czarne. Niekt�rym p�yn�a krew, kiedy zdarzy�o im si� skaleczy�. Te dzieci Micha� lubi� najbardziej.
Pewnego razu zapyta� jasnow�os� dziewczynk�, kt�ra mia�a na imi� Wirginia, czy si� kiedy� spr�bowa�a skaleczy�. Wirginia potrz�sn�a tylko g�ow� i �miej�c si� uciek�a.
P�niej tego dnia, kiedy inne dzieci spa�y po lunchu, do Micha�a podesz�a panna Nightingale. Panna Nightingale by�a bardzo �adna. Mia�a kasztanowate w�osy.
� Michale, dlaczego zapyta�e� Wirgini� Woolf, czy si� kiedy� naumy�lnie skaleczy�a?
� �artowa�em tylko, prosz� pani.
� Nie wygl�da mi to na �art, Michale. A czy ty sam si� kaleczysz?
� Nie � sk�ama�,
� Wi�c dlaczego j� o to zapyta�e�?
� Nie wiem, prosz� pani � sk�ama� znowu. Panna Nightingale u�miechn�a si�.
� No ju� dobrze. Najwa�niejsze w �yciu jest szcz�cie, Michale. Dziwne pomys�y mog� cz�owieka unieszcz�liwi�. Postaraj si� by� taki jak inne dzieci.
� Dobrze, prosz� pani.
� A teraz id� spa�. Po po�udniu urz�dzimy piknik w parku, zagramy w r�ne ciekawe gry i wszystkim nam b�dzie weso�o.
� Tak, prosz� pani. Dzi�kuj� pani.
Najlepszymi przyjaci�mi Micha�a byli Horacy Nelson, Ernest Rutherford, Jane Austen i Emilia Bronte. U ka�dego z nich widzia� cho� raz troch� krwi.
W przedszkolu by�o przyjemnie, cho� czasem do�� nudno. Rysowa�! tu, malowali, urz�dzali przedstawienia, �piewali, bawili si� i spali. Nauczyciele i dzieci opowiadali r�ne bajki, chodzi�o si� na spacery do parku.
Ale Micha� wci�� mia� ochot� zadawa� pytania. Na pytania jednak nigdy nikt nie mia� do�� czasu, gdy� nauczyciele zawsze byli zaj�ci organizowaniem jakiej� gry,
rozdawaniem zabawek albo rozdzielaniem farb, a dzieci by�y zaj�te tym, �e s� dzie�mi i �e s� szcz�liwe, bo nie zadaj� pyta�. Wi�kszo�� z nich dawno ju� uzna�a, �e pytania to strata czasu. Sadzi�y, �e pr�dzej czy p�niej naturalna kolej� rzeczy same si� wszystkiego dowiedz�. Podobnie jak ,nauczy�y si� wielu zabaw, dzi�ki kt�rym czu�y si� szcz�liwe i zm�czone, a w nocy mocno spa�y i nie mia�y z�ych sn�w.
Micha� mia� z�e sny. Nie przyznawa� si� ju� do tego rodzicom � my�leliby, �e nie jest do�� zm�czony, �eby czu� b�ogie znu�enie i dobrze spa�.
Czasami �ni�o mu si�, �e pole si�owe zosta�o zniszczone i machina wojenna Niemc�w, Japo�czyk�w i W�och�w wtargn�a z hukiem do Londynu, pal�c wszystko wok� i zostawiaj�c po sobie w miejsce pi�knego miasta jedynie wielki, czarny d�. Czasem �ni�, �e idzie, idzie i idzie przed siebie, a� dochodzi do kraw�dzi �wiata i kozio�kuj�c spada w ciemn� otch�a�. Kiedy indziej zn�w �ni�, �e jest zupe�nie sam w opustosza�ym Londynie i �e na ca�ym �wiecie tylko on ma w sobie krew.
Potem wkroczy� do jego sn�w i ju� w nich zosta� dziwny ch�opiec, kt�ry pewnego dnia znik� z przedszkola. Sta�o si� to po incydencie, jaki mia� miejsce w czasie zaj��, i Micha� postanowi�, �e ch�opiec nie mo�e znikn�� na zawsze bez �adnego �ladu. Dlatego te� od czasu do czasu, tu� przed za�ni�ciem, odtwarza� sobie w pami�ci t� przera�liw� scen�, aby ch�opiec, kt�rego imienia nawet nie zna�, ukazywa� mu si� w snach i na zawsze pozosta� w jego pami�ci.
Incydent wydarzy� si� pewnego dnia podczas lekcji rysunk�w. Rozdano ju� farby, rozpi�to na sztalugach papier i panna Nightingale powiedzia�a dzieciom, �e by�oby bardzo milo, gdyby namalowa�y portrety swoich rodzic�w.
Przez chwil� ca�a grupa dzieci malowa�a rado�nie, robi�c przy tym weso�y rozgardiasz. Nagle ten dziwny ch�opiec zamaza� farb� sw�j obrazek, rzuci� p�dzel na pod�og�, po czym stan�� na �rodku sali trz�s�c si� i g�o�no p�acz�c.
Panny Nightingale nie by�o wtedy w pokoju, ale szybko nadesz�a i usi�owa�a pocieszy� ch�opca.
- Co ci jest, anio�ku? - pyta�a �agodnie. �Anio�ek"
to by�o jej ulubione s�owo. - Co si� sta�o? Czy kto� by� niegrzeczny ! zniszczy� tw�j �liczny obrazek?
� Nienawidz� wszystkich dzieci! � �ka� dziwny ch�opiec. - Nienawidz� ch�opc�w i dziewczynek! Nienawidz� siebie!
� Dlaczego? � zapyta�a panna Nightingale. - Sk�d ta straszna nienawi��?
� Bo nie jeste�my prawdziwym! lud�mi! - krzykn��. -Nie jeste�my prawdziwymi lud�mi... Nikt z nas nie mo�e zdj�� sobie g�owy!
Panna Nightingale nie pr�bowa�a nawet perswazji. Nie powiedzia�a ani s�owa. Bardzo delikatnie wzi�a go na r�ce i cho� krzycza� i wyrywa� si�, spokojnie wynios�a go z pokoju.
Od tej pory Micha� nigdy go ju� nie widzia�. Panna Nightingale powiedzia�a p�niej, �e ch�opiec zachorowa�, bo zbyt cz�sto mia� z�e sny. l prosi�a dzieci, �eby zapomnia�y o tym, co si� sta�o, poniewa� lepiej jest pami�ta� rzeczy przyjemne ni� nieprzyjemne. W�a�nie my�lenie o przykrych rzeczach sprowadza z�e sny i nieszcz�cia.
Po kilku dniach dzieci zapomnia�y o wszystkim, a je�li nawet co� sobie przypomina�y, to ka�demu z nich pami�� podsuwa�a inn� wersj� tego zdarzenia.
Ale Micha� pami�ta�, l przyrzek� sobie, �e zawsze b�dzie pami�ta�. Poniewa� w g��bi ducha czu�, �e nale�y pami�ta� tak�e rzeczy z�e.
Nawet sny.
Rozdzia� trzeci
Micha� nie wiedzia�, ile ma lat, ale mia� spory zas�b wiadomo�ci o tym, co si� dzieje na �wiecie. Dowiadywa� si� tego z dziennika radiowego, a czasami r�wnie� z program�w telewizyjnych.
Wiedzia�, �e Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Rosja prowadz� wojn� z Niemcami, W�ochami i Japoni�. Wiedzia�, �e g��wne miasta po obu stronach chronione t� przez pola si�owe, kt�re nie przepuszczaj� bomb ani pocisk�w wroga. Wiedzia� te�, �e w tych innych, nie chronionych cz�ciach �wiata ludzie gin� i zostaj� ranni, a armie �cieraj� si� ze sob�. �al mu by�o tych ludzi, kt�rych nie os�ania�o pole si�owe, ale ojciec wyt�umaczy� mu, �e takie pole zu�ywa moc energii i trudno jest je utworzy�, dlatego stosuje si� je tylko przy najwa�niejszych miastach.
Micha� uwa�a� si� za szcz�ciarza, bo mieszka w Londynie i chroni go pole si�owe, kt�rego nie mo�e zobaczy�.
Bardzo lubi� to miasto. By�o czyste, spokojne, pi�kne i nic mu tu nie grozi�o. By� ju� do�� du�y, aby m�g� je sam po trochu zwiedza�, ale nie wolno mu byto jeszcze je�dzi� na rowerze. Rowery by�y dla doros�ych. W swoim czasie, kiedy Micha� b�dzie starszy, dostanie sw�j w�asny rower. Ojciec mu to obieca�.
Ale mo�e do tej pory wojna si� sko�czy i pole si�owe nie b�dzie -ju� potrzebne, l mo�e rz�d zezwoli na powr�t autobus�w, samochod�w i poci�g�w. Oczekiwa� tego z niecierpliwo�ci�, lecz zarazem troch� si� ba�. Jak tu przej�� na drug� stron� ulicy, kiedy ze wszystkich stron p�dz� samochody i autobusy? A jednak doros�ym i dzieciom jako� si� to udawa�o. Widzia� to na filmach i w telewizji.
Pami�ta�, jak pierwszy raz poszed� do kina. By�a sobota wiecz�r i szykowa�a si� wielka uroczysto��. Matka by�a wystrojona w eleganck� zielon� sukni�, kt�ra ci�gn�a si� po pod�odze, a ojciec w ciemny garnitur i cylinder. Jego samego wyk�pano i w�o�ono mu marynarskie ubranko.
By�a to wa�na uroczysto��, powiedzia� ojciec, bo szli na premier�, na kt�rej mia�a by� kr�lowa.
Rowery specjalnie na t� okazj� wypolerowano do po�ysku i kiedy jechali na nich wzd�u� Buckingham Palace Road, Micha�, przytwierdzony szelkami do swojego krzese�ka za siode�kiem matki, czu�, �e jest to pierwsze naprawd� wielkie wydarzenie w jego �yciu.
Tylu rower�w, ile tego wieczora sta�o przed Odeonem na .Leicester S�uare, nigdy jeszcze nie widzia�. Spor� przestrze� ogrodzono dla poduszkowca kr�lowej Wiktorii. Micha� z rodzicami przy��czy� si� do t�umu czekaj�cego
na przybycie kr�lowej. Kiedy niebawem nadjecha�a, wszyscy zacz�i wydawa� radosne okrzyki, niekt�rzy powiewali flagami, a inni �piewali hymn narodowy.
Sir Winston Churchill przywita� kr�low� i przedstawi� jej pan�w Spencera Tr�cy i Freddieego Bartholomew. Potem weszli do kina, a t�um pod��y� za nimi. Trwa�o to bardzo d�ugo, zanim wszyscy znale�li si� w �rodku. W foyer pe�no by�o doros�ych i dzieci. Micha� widzia� wiele dzieci, kt�rych nie zna�, ale dostrzeg� te� z daleka Horacego Nelsona. On r�wnie� by� w marynarskim ubranku i wygl�da� niezwykle czysto. Horacy pomacha� do niego, u�miechn�� si� i wraz z rodzicami znik� w t�umie.
W foyer wisia�y zdj�cia s�ynnych gwiazd filmowych. 0-bejrza� je j zapyta� matk�, jak si� ci ludzie nazywaj�. Niekt�re nazwiska brzmia�y dziwnie, inne by�y �adne. Gre-ta Garbo brzmia�o �adnie, a Dustin Hoffman jako� dziwnie. By�y tam tak�e zdj�cia Charlie Chaplina, Jane Fon-dy, Georgea Ariissa, Brigitte Bardol, Normy Shearer i Rudolfa Valentino.
Film by� czarno-bia�y, jednak�e dzi�ki du�emu ekranowi dostarcza� o wiele wi�cej emocji ni� filmy ogl�dane w kolorowym telewizorze. Micha� by� przekonany, �e wszystkie dzieci p�aka�y tak jak on, kiedy pod koniec filmu Spencer Tr�cy w roli rybaka Manuela umiera� na morzu, podczas gdy stary Lionel Barrymore przygl�da� si� temu bezradnie, a Freddie Bartholomew �egna� si� z przyjacielem na zawsze.
Po filmie by�a kronika, w kt�rej pokazywano, jak Niemcy bombarduj� ma�e, smutne wioski w Wietnamie, a potem zdj�cia radzieckich naukowc�w i kosmonaut�w, kt�rzy buduj� na Ksi�ycu baz� wojskow�.
Kiedy program si� sko�czy�, na sali rozb�ys�y �wiat�a i kr�lowa Wiktoria stan�a w swojej lo�y. Wtedy orkiestra zagra�a �Bo�e, chro� kr�low�" i wszyscy przez czas hymnu stali bez ruchu.
Micha� by� zm�czony. Bardzo podniecony i bardzo zm�czony. W drodze powrotnej omal nie zasn�� na rowerze. G�owa p�ka�a mu od nadmiaru wra�e�. Ale p�niej, kiedy usi�owa� zasn��, g�owa rozbola�a go z innego powodu, Czu�, �e tego wieczoru odkry� co� wa�nego.
Nie wiedzia� jednak co.
Rozdzia� czwarty
To panna Shelley, nie panna Nightingale, opowiedzia�a dzieciom legend� o Overmanie. Panna Shelley by�a tak samo �adna jak panna Nightingale, ale mia�a jasne w�osy. Micha� lubi� j�, poniewa� nauczy�a go liczy� do dziesi�ciu. Prosi� j� o to wielokrotnie. Z pocz�tku m�wi�a, �e jest jeszcze za ma�y. W ko�cu pewno znudzi�o jej si� ci�gle odmawia�. Liczenie okaza�o si� ca�kiem �atwe, kiedy si� pozna�o, na czym ono polega. O ile wiedzia�, opr�cz niego �adne inne dziecko nie umia�o liczy�. Mo�e nie do�� d�ugo naprzykrza�y si� pannie Shelley.
Legend� o Overmanie opowiedzia�a im pewnego popo�udnia, �eby dzieci, zm�czone po grach i zabawach, odpocz�y troch�, zanim matki zabior� je do domu.
� Kiedy� dawno temu � m�wi�a panna Shelley � na ca�ym �wiecie nie by�o nikogo, tylko sam Overman. Bardzo mu si� nudzi�o, wi�c tak sobie powiedzia�: �Musz� zrobi� co� interesuj�cego". D�ugo, d�ugo my�la� i w ko�cu postanowi�, �e zrobi cz�owieka. Bo s�dzi�, �e cz�owiek b�dzie interesuj�cy. Tote� pracowa� bardzo pilnie, a� wreszcie zrobi� cz�owieka.
Cz�owiek by� bardzo wdzi�czny za to, �e go stworzono i �e mo�e �y�. Ale niebawem i jemu zacz�to si� nudzi�, i powiedzia� sobie: ,,Musz� zrobi� co� interesuj�cego". D�ugo my�la� i postanowi�, �e zrobi maszyn�. Potem pracowa� i pracowa�, a� w ko�cu zrobi� maszyn�.
By�a to bardzo dobra i skomplikowana maszyna, tote� cz�owiek by� z niej ogromnie dumny.
Powiedzia� do Overmana: ,,Ty mnie stworzy�e�, a teraz ja te� potrafi� tworzy�. Popatrz, stworzy�em maszyn�".
Overman roze�mia� si� i powiedzia�: ,,Maszyna jest bardzo dobra, ale ty jeste� bardziej skomplikowany. Umiesz robi� rzeczy, kt�rych maszyna nie zrobi. Moje dzie�o jest
lepsze od twojego".
Cz�owiek stysz�c to, troch� si� zmartwi�. Powzi�� mocny zamiar ulepszenia swojego wynalazku. Przyszed� mu do g�owy znakomity pomys�. Postanowi�, �e zbuduje maszyn�, kt�ra b�dzie umia�a zbudowa� inn� maszyn�. By�o to bardzo trudne zadanie i zaj�o mu du�o czasu. Ale w ko�cu uda�o si�. Zbudowa� naprawd� wspania-
��, bardzo skomplikowano maszyn�. By� z niej ogromnie dumny.
Powiedzia� do Overmana: �To prawda, stworzy�e� mnie, ale s�dz�, �e ja zrobi�em co� jeszcze lepszego. Stworzy�em maszyn�, kt�ra umie budowa� inne maszyny".
Overmana zn�w to ubawi�o. Roze�mia� si�. A potem stworzy� kobiet�. Wtedy powiedzia�: �Popatrz, stworzy�em kobiet�. B�dziesz m�g� mie� z ni� dzieci. A one z kolei wyrosn� na doros�ych m�czyzn i doros�e kobiety i b�d� mie� swoje dzieci. Widzisz wi�c, �e m�j wynalazek jest nadal lepszy".
,,Zobaczymy � odrzek� cz�owiek. � Moja maszyna zbuduje inne maszyny, a te zbuduj� nast�pne maszyny. Zobaczymy, czyj wynalazek jest lepszy".
Wtedy Oyerman zn�w si� roze�mia� i powiedzia�: ��egnaj, m�j synu, jestem z ciebie naprawd� zadowolony. Dostarczy�e� mi dobrej rozrywki. A teraz zostawi� ci�, �eby� si� przekona�, jakie skutki b�dzie mia�a ca�a ta zabawa".
,,0 czym ty m�wisz?" � zapyta� zdumiony cz�owiek.
�Rzuci�e� mi wyzwanie, synu � powiedzia� Overman � to dobrze. Ale stworzy�e� co� wi�cej, ni� my�lisz. Stworzy�e� problem. A brzmi on nast�puj�co: �Czy ludzie b�-d� panowa� nad maszynami, czy maszyny b�d� panowa� nad lud�mi?*"
Potem Overman ziewn�� i rzek�: �Jestem zm�czony. Chyba p�jd� spa� na najbli�sze dziesi�� tysi�cy lat. A kiedy ju� ludzie albo maszyny znajd� odpowied� na to pytanie, niech mnie obudz�".
Panna Shelley rozejrza�a si� po otaczaj�cych j� dzieciach. Niekt�re wpatrywa�y si� w ni� z napi�ciem, inne szepta�y i �mia�y si� mi�dzy sob�, jeszcze inne kr�ci�y si� niespokojnie, a kilka drzema�o.
Micha� s�ucha� jak zaczarowany. Potem zapyta�;
� Prosz� pani, czy ta historia o Overman!e jest prawdziwa?
Panna Shelley u�miechn�a si�.
� To tylko b�jka, Michale, legenda. Ale mo�e jest w niej troch� prawdy.
� Czy Overman to B�g? � zapyta� nagle Horacy Nelson.
Micha� spojrza� na niego z podziwem. To by�o dobre pytanie.
- Chyba nie - odpowiedzia�a panna Shelley. � Nie przejmujcie si� t� bajk�, dzieci. Opowiedzia�am j� tylko dla zabicia czasu. Odpocz�y�cie troch�, a teraz lada chwila przyjd� pewnie wasze mamy i zabior� was do domu.
Tego wieczora Micha� by� niezwykle milcz�cy. Rozmy�la�. Rozmy�la� nad us�yszan� legend�. W jaki� niewyt�umaczalny spos�b czu�, �e kryje si� w niej co� wa�nego.
Kiedy wypi� ju� swoje gor�ce mleko i matka otula�a go przed snem, do pokoju wszed� nagle ojciec i zapyta�:
- Jak ci si� podoba�a legenda o Overmanie, Michale? Micha� byt bardzo �pi�cy.
- By�a do�� ciekawa - odpowiedzia� - ale to tylko bajka. Poza tym nie mia�a w�a�ciwie zako�czenia.
Ale kiedy ojciec wyszed�, Micha�a nagle opu�ci�a wszelka senno��. Przecie� nic w domu nie wspomina� o tej legendzie. Sk�d wi�c ojciec wiedzia�, �e panna Shelley j� dzisiaj opowiada�a?
Rozdzia� pi�ty
Dzieci dosta�y pozwolenie na samodzieln� przechadzk� po Hyde Parku. Kazano im-zbiera� li�cie. Na d�wi�k dzwonka mia�y wr�ci� do przedszkola, gdzie na tego, kto zebra� najwi�cej r�nych li�ci, czeka�a nagroda.
Dzieci wyruszy�y, ale kiedy oddali�y si� od przedszkola, Micha� od��czy� si� od swojej grupy, chc�c by� sam. Ze wzrokiem wbitym w ziemi�, odszed� niepostrze�enie na bok, udaj�c, �e zacz�� ju� szuka� li�ci.
Zauwa�y�, �e jedna z dziewczynek r�wnie� opu�ci�a grup� i posz�a za nim. Mia�a jasne w�osy i nazywa�a si� Ellen Terry.
Micha� przyspieszy� kroku, ale odleg�o�� mi�dzy nimi nie zmniejszy�a si�. W ko�cu zacz�� biec.
Bieg� nie ogl�daj�c si� za siebie, dop�ki starczy�o mu tchu. Potem rzuci� si� wyczerpany na ziemi�, z trudem chwytaj�c powietrze, pot strumykami sp�ywa� mu z czo�a do oczu.
Kiedy odzyska� r�wnowag�, usiad� ! obejrza� si� za siebie. Przedszkola nie by�o ju� wida�. Ale nie opodal sta�a Ellen Terry, niby to szukaj�c li�ci.
Micha� wci�� jeszcze ci�ko dysza� i dr�a� z os�abienia. Natomiast po Ellen nie zno� by�o wysi�ku - nie wygl�da�a wcale na dziecko, kt�re do�� d�ugo bieg�o z du�� szybko�ci�;.
Micha� wsta� niepewnie i podszed� do niej. Udawa�a, �e go nie widzi i �e on nic jej nie obchodzi.
- Dlaczego za mn� �azisz?
- Nie �a�� za tob�. Szukam li�ci. Czy znalaz�e� ju� oo� ciekawego?
Nie odpowiedzia� na jej pytanie.
- Bieg�em jak mog�em najpr�dzej, dop�ki nie zabrak�o m! si�. Musia�a� biec bardzo szybko, �eby mnie dogoni�.
- Lubi� biega�. To bardzo przyjemne.
- Chc� by� sam.
- Jeste� sam.
- Nie jestem sam. Dogoni�a� mnie.
- Wcale ci� nie goni�am. Po prostu bieg�am. A poza tym, je�eli chcesz, to mo�esz sobie by� sam.
- Ellen, prosz� ci�, odejd�. Id� szuka� li�ci gdzie indziej.
- P�jd�, dok�d mi si� b�dzie podoba�o.
- To zosta� tu, a ja odejd�.
- P�jd�, gdzie mi si� podoba,
Wygl�dato na to, �e si� z niego �mieje, �e umy�lnie go dr�czy. Micha� nagle przesta� odczuwa� zm�czenie, teraz dr�a� ju� nie z os�abienia, a z gniewu.
- Je�eli natychmiast nie odejdziesz - powiedzia�, zdumiony w�asn� zaciek�o�ci� - zabij� ci�.
Zacz�a si� �mia�. Z okrzykiem w�ciek�o�ci Micha� rzuci� si� na ni� i oboje upadli na ziemi�. Jego palce zacisn�y si� ciasno wok� jej szyi, ale nie zrobi�o to na niej �adnego wra�enia. Nadal si� �mia�a. Uni�s� jej g�ow� i raz po raz zacz�� ni� wali� o ziemi�, ona jednak wci�� si� �mia�a, jakby to by�a po prostu zabawa. Upokorzony i doprowadzony do ostateczno��! wczepi� si� z�bami w Jej gard�o. Gryz� i gryz�, a� zabola�a go szcz�ka, lecz �miech nie ustawa�.
Nagle przesz�a mu z�o�� i min�a ca�a energia. Pu�ci� Ellen i le��c na ziem! z twarz� zas�oni�ta ramieniem, rozp�aka� si� z �alu i upokorzenia.
�miech urwa� si�. Po chwili poczu�, �e Ellen delikatnie go dotyka, a potem zaczyna g�aska� po g�owie.
Usiad� i spojrza� na ni�, �cieraj�c �lady �ez z twarzy i usi�uj�c, zrozumie� to, czego zrozumie� si� nie da�o.
Ellen mia�a w�osy w nie�adzie, do poplamionej ziemi� sukienki przyczepi�y si� �d�b�a trawy. Lecz samej Ellen nic si� nie sta�o, zupe�nie nic. By�o to naprawd� zdumiewaj�ce.
� Biedny Micha� - powiedzia�a serdecznie. � Chcia�am si� tylko z tob� podr�czy�. Za bardzo ci dokuczy�am. Biedny Micha�.
� Chcia�em... chcia�em ci� zabi� � wyj�ka�, zastana-w!aj�c si�, czemu ogarn�a go taka �lepa w�ciek�o��.
� Nie, wcale nie � zaprzeczy�a stanowczo, � Chcia�e� mnie tylko zbi�, to wszystko.
� Czy nic ci nie zrobi�em?
Potrz�sn�a gtow� i roze�mia�a si�:
� Nie tak �atwo zrobi� mi krzywd�... Czy dalej chcesz, �ebym odesz�a?
� Tak. Jestem nieszcz�liwy, chc� by� sam.
� No to id�. Nie zapomnij wr�ci� do przedszkola, kifr-dy dzwonek zadzwoni. Przepraszam ci�, Michale. Nie b�d� ci ju� wi�cej dokucza�.
Wsta�a, jeszcze raz u�miechn�a si� do niego i pobieg�a. Bieg�a lekko, bez najmniejszego wysi�ku. Bieg�a tak, jakby mog�a biec bez ko�ca.
Micha� podni�s� si� po jakim� czasie i zacz�� b��ka� si� bez celu, wypatruj�c li�ci. Znalaz� kilka, tych najpospolitszych, kt�re mogli przynie�� wszyscy - d�bu, jaworu, wierzby, kasztana, buku. Stara� si� zapomnie� o Ellen ! skupi� uwag� na li�ciach. Chcia� znale�� taki, jakiego nie b�dzie mia� nikt inny.
� Micha� Faraday nie mo�e da� rady dziewczynie! -g�os zdawa� si� dobiega� znik�d.
Micha� rozejrza� si� doko�a, ale nie dostrzeg� nikogo. Spojrza� w g�r�. Na najni�szej ga��zi wielkiego d�bu siedzia� Horacy Nelson. U�miechn�� si� weso�o do Micha�a,
po czym prz�sun�� si� po ga��zi do pnia i zeskoczy� na
ziemi�.
- Zmierz si� ze mn�.
- Nie mog�. Przecie� sam wiesz.
- To prawda... Ja dam rad� ka�demu, ka�demu opr�cz nich.
- Opr�cz kogo?
- Opr�cz nich. Tych innych. No, wiesz.
- Tak, wiem - rzek� Micha� ponuro. - Horacy, dlaczego boimy si� o tym m�wi�?
- O czym?
- O... o r�nicy mi�dzy nami.
- Ja si� nie boj�.
- A czy m�wi�by� o tym z nimi?
- Nie.
- A z rodzicami?
Horacy skrzywi� si� i prychn�� z niech�ci�:
- Pr�bowa�em. Powiedzieli, �e-jestem za maty, �eby to zrozumie�, l �e nie powinienem zaprz�ta� sobie g�owy g�upstwami.
- A czy m�wi�by� o tym z pann� Nightingale?
- Nie.
- Ale ze mn� tak?
- Ty jeste� taki jak ja, nie jak oni. My wszyscy... wszystkie dzieci podobne do nas musz�... musz�... - Horacy urwa�.
- Musz� sobie ufa�? � podsun�� Micha�.
- Co� w tym rodzaju... Widzia�em ci� w kinie w zesz�� sobot�.
- Ja te� ci� zauwa�y�em. - Micha� przypomnia� sobie naraz co�, co wyda�o mu si� bardzo wo�ne. � Czy widzia�e�, jak Freddie Bartholomew rozmawia� z kr�low�?
- Tak.
- Jest wi�kszy od nas � powiedzia� Micha� podnieconym g�osem � znacznie wi�kszy. Jak my�lisz, czy on ma krew?
Horacy milcza� przez chwil�. W ko�cu rzek�:
- Trudno powiedzie�. Musia�by si� skaleczy�... Niekt�rzy z nich te� s� wi�ksi od nas.
- A niekt�rzy s� mniejsi - zwr�ci� mu uwag� Micha�. -Ale my jeste�my wszyscy mniej wi�cej jednakowi.
Z daleka rozleg� si� dzwonek, Horacy westchn��:
- Lepiej wracajmy, bo zaczn� nam zadawa� mn�stwo pyta�. Daj mi troch� twoich li�ci, ja ni� nie zebra�em. Micha�a ol�ni�a nagle pewna my�l.
- Najwa�niejsze jest to � powiedzia� � �eby�my sobie ufali i starali si� dowiedzie� jak najwi�cej a� do czasu, kiedy b�dziemy ju� do�� doro�li, �eby wszystko zrozumie�.
- B�d� ostro�ny - ostrzeg� go Horacy. - B�d� bardzo ostro�ny. Oni nie lubi�, kiedy usi�ujemy czego� si� dowiedzie�. - A potem doda� spokojnie: � Je�eli naprawd� chcesz zabi� Ellen Terry, to musisz j� wypchn�� z jakiego� wysokiego okna.
Micha� spojrza� na niego oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. Przysz�o mu do g�owy pewne pytanie, ale ba� si� je zada�.
Rozdzia� sz�sty
Micha� mia� z�y sen. On i kilkoro innych dzieci, kt�re mia�y krew: Horacy Nelson, Ernest Rutherford, Jane Austen i Emilia Bronte stali nago, ka�de w osobnej donicy, ze stopami po kostki w mi�kkiej ziemi. Znajdowali si� w du�ym pokoju przypominaj�cym olbrzymi� szklarni�, przez zamglone szyby okienne prze�wieca�y promienie s�o�ca.
Dzieci sta�y nieruchomo mi�dzy krzewami i wysokimi ro�linami. Od czasu do czasu przychodzi� ogrodnik z wielk� konewk�. Podlewa� z niej krzewy, ro�liny i dzieci. Micha� chcia� z nim porozmawia�, ale nie m�g� otworzy� ust. Nie m�g� si� nawet poruszy�. Ogrodnik mia� twarz jego ojca.
Kiedy ogrodnik podlewa� dzieci, woda zamienia�a si� w krew i przera�oj�cymi, krzy�uj�cymi si� strumyczkami sp�ywa�a po ich szczup�ych cia�ach. Emilia Bronte sprawia�a wra�enie, jakby p�aka�a krwawymi �zami. Horacy Nelson sta� z zastyg�ym u�miechem na twarzy, z k�cik�w ust sp�ywa�y mu stru�ki krwi.
Micha� wyt�y� wszystkie si�y, �eby otworzy� usta. W ko�cu mu si� to uda�o i zdo�a� przem�wi�. Zapyta� ogrodnika:
� Dlaczego traktuje nas pan jak... jak ro�liny?
Ogrodnik roze�mia� si�.
� Bo nie jeste�cie prawdziwymi lud�mi � powiedzia� niskim g�osem, kt�ry rozleg� si� echem po ca�ej szklarni. - Nie mo�na was zrobi�. Musicie sami urosn��. Jeste�cie s�abi. Gdybym was troskliwie nie dogl�da�, uschliby�cie i zgin�li.
- Czy prawdziwi ludzie maj� krew? � spyta� Micha�. Ogrodnik byt zdumiony.
- Prawdziwym ludziom nie potrzeba krwi � zagrzmia�. - Prawdziwych ludzi specjalnie robi si� bez krwi.
Potem szklarnia zamieni�a si� w fabryk� lalek, a dzieci, stoj�c w doniczkach z nogami po kostki w ziemi, obserwowa�y, jak robi si� lalki.
Wok� sta�y olbrzymie kosze z r�kami, nogami, g�owami i korpusami. Ludzie w kombinezonach sk�adali poszczeg�lne cz�ci razem. Ale kiedy lalki byty ju� z�o�one, przestawa�y by� lalkami. Stawa�y si� dzie�mi. Biega�y, �mia�y si�, skaka�y, rozmawia�y.
Jedn� z nich by�a Ellen Terry.
Podesz�a do doniczki Micha�a i biega�a wok� niej tak d�ugo, a� od samego patrzenia na ni� zakr�ci�o mu si� w g�owie. Potem stan�a przed nim, �miej�c si�.
� Nie jeste� prawdziwym cz�owiekiem � powiedzia�a. � Micha� Faraday nie jest prawdziwym cz�owiekiem. Ja jestem prawdziwa. Sp�jrzcie tylko na t� krew! Co za obrzy-dlistwo!/
Micha� by� w�ciek�y, upokorzony, przestraszony. Strach i z�o�� doda�y mu si�. Wyskoczy� nagle z doniczki ! chwyci� Ellen. Wyrwa� jej r�ce i wrzuci� je do kosza. Potem wyrwa� nogi i wrzuci� do innego kosza.
Nikt nie zwr�ci� na to uwagi. Ludzie w kombinezonach nadal robili lalki, kt�re raptem stawa�y si� dzie�mi.
Ellen le�a�a na pod�odze bez r�k, bez n�g i patrzy�a na niego wci�� si� �miej�c. W ataku furii urwa� jej g�ow� ! wrzuci� do najbli�szego kosza z g�owami. Potem kopniakiem odrzuci� jej cia�o. Nadal nikt nie zwraca� na niego uwagi.
Odwr�ci� si� do dzieci, kt�re sta�y bez ruchu w swoich doniczkach. Czerwone plamy krwi tworzy�y groteskowy dese� na ich cia�ach.
Micha� podszed� do Emilii Bronte. Przesta�a p�aka�
i u�miechn�a si� do niego. Obj�� j� ramionami i usifo-wa� wyci�gn�� z doniczki.
Nagle us�ysza� za sob� g�o�ne krzyki. Odwr�ci� si� i zobaczy�, �e wszyscy ludzie w kombinezonach biegn� wprost na niego. Maj� w r�kach no�e, ig�y i no�yczki. Razem z nimi biegnie te� ogrodnik, wymachuj�c pot�nym sekatorem.
Micha� obudzi� si� z krzykiem.
Matka zaraz przysz�a do jego pokoju. Chwyci�a go w ramiona i pozwoli�a mu si� wyp�aka�, dop�ki nie zrozumia�, �e nie jest w �adnej szklarni ani fabryce lalek, tylko le�y bezpiecznie we w�asnym ��ku w swoim pokoju, gdzie na stole w rogu wida� poci�g elektryczny, a �o�nierzyki r�wnymi rz�dami stoj� na komodzie.
Matka co� m�wi�a. Jej g�os brzmia� koj�co, ale sens s��w do Micha�a nie dociera�.
P�niej nadszed� ojciec. Micha� nie m�g� si� zmusi�, �eby na niego spojrze�. Ojciec powiedzia�, �e to bardzo niem�drze mie� w nocy koszmary, i zapyta�, co mu si� �ni�o. Micha� jednak nie chcia� z nim o tym m�wi�.
Po chwili matka przynios�a mu co� ciep�ego i s�odkiego do picia. Micha� wypi� to szybko, ziewn�� i poczu�, �e jest naprawd� zm�czony. Po�o�y� si� wi�c i zamkn�� oczy. Tym razem nie by�o �adnych sn�w. Tylko ciemno��.
Rozdzia� si�dmy
W pewne sobotnie popo�udnie, s�oneczne, rze�kie sobotnie popo�udnie, Micha� poszed� z latawcem do parku St. James. Cieszy� si�, �e pozwolono mu wyj�� samemu. Rodzice cz�sto mu teraz na to pozwalali. By� coraz wi�kszy i starszy. Mo�e nawet m�drzejszy.
W parku znajdowa�o si� niewiele ludzi. Gdzieniegdzie wida� by�o przechadzaj�ce si� pod parasolkami damy w d�ugich, szeleszcz�cych sukniach, kt�rym towarzyszyli m�czy�ni ubrani w jasne �akiety i s�omkowe kapelusze. Tu i tam jakie� dzieci skaka�y przez skakank� lub gra�y w pi�k�.
Micha� pomy�la�, �e wszystko to wygl�da bardzo �adnie.
Naprawd� bardzo �adnie. Zupe�nie jak na obrazku. Albo na filmie. Zupe�nie jakby to by�a scena z filmu.
Upu�ci� latawiec na traw� i mimo upa�u poczu� ogarniaj�cy go ch��d. Seena z filmu! To rzeczywi�cie przypomina�o scen� z filmu. Wszystko by�o tu zbyt nieskazitelne, zbyt starannie wyko�czone. Wydawa�o si� nierzeczywiste.
Jego dzieci�cy umys� byt bezradny wobec paradoks�w. To wszystko istnia�o i musia�o by� prawdziwe, a jednak wydawa�o si� nierzeczywiste. Ludzie byli nierzeczywi�ci, widok Londynu by� nierzeczywisty i Micha� nie by� pewien, czy ca�y �wiat wok� niego istnieje naprawd�.
Obla� go zimny pot i chwyci�y dreszcze. Ogarn�o go okropne przera�enie.
Nagle to straszne uczucie min�o � zobaczy� bowiem Emilk� Bronte. Siedzia�a na trawie i plot�a wianek ze stokrotek. Emilka ze swoimi ciemnymi w�osami i du�ymi niebieskimi oczami istnia�a naprawd�. Na ca�ym �wiecie nie by�o nic bardziej rzeczywistego ni� Emilka wyplataj�ca w s�o�cu wianek ze stokrotek.
Micha� podni�s� latawiec i podszed� do niej.
� Cze��.
� Cze��, Miichale. Jaki �liczny latawiec! B�dziesz go puszcza�?
� Tak. Poka�� ci p�niej. Ojciec mi go zrobi�... Czy tw�j ojciec te� robi r�ne rzeczy?
� Matka szyje sukienki dla lalek. Ojciec zrobi� mi kiedy� dla nich dom. Ale teraz ju� nie lubi� si� bawi� lalkami.
Micha� milcza� przez chwil�. P�niej spyta� niepewnie:
� Emilko, czy wydaje ci si�, �e to wszystko jest prawdziwe?
� To znaczy co? Zatoczy� wok� r�k�.
� No, to wszystko: park, ludzie... spos�b, w jaki �yjemy... � zawaha� si�. Emilka od�o�y�a wianek i spojrza�a na Micha�a.
� Nie wiem, o co ci chodzi... przecie� to wszystko jest prawdziwe. To znaczy, my jeste�my prawdziwi i �ycie jest prawdziwe... Nie wiem, o co ci chodzi.
� A r�nica? � wybuchn�� nagle. � R�nica mi�dzy nimi a nami?
- Mama i tata m�wi�, �e jeste�my za mali, �eby to zrozumie� � odpowiedzia�a Emilka spokojnie. � M�wi�, �e jak b�dziemy starsi, wszystko zrozumiemy.
- Za�o�� si�, �e wi�kszo�� ludzi to oni! � krzykn�� Micha�. - Na pewno wi�kszo�� ludzi w Londynie to oni! My... my jeste�my obcy i dziwni. Oni wiedz�, �e s� tacy, jak trzeba. Ja tego nie wiem. Przepraszam ci�, Emilko. Nie umiem wyrazi� tego, co chc� powiedzie�.
Po�o�y�a mu r�k� na ramieniu.
- Nie martw si�, Michale. Nie przejmuj si�. Przyjdzie czas, �e wszystko zrozumiemy. Jestem tego pewna.
Dotyk jej r�ki sprawia� Micha�owi przyjemno��. �al mu by�o, kiedy j� cofn�a i opar�a na trawie. Zastanawia� si�, co by si�sta�o, gdyby jej dotkn��. Postanowi� si� przekona�. Nic si� nie sta�o. Emilka nie .cofn�a r�ki. Trzyma� jej d�o�, a ona si� tylko u�miecha�a. Trzymanie jej za r�k� sprawia�o mu przyjemno��. R�ka Emilki by�a ch�odna ! mi�kka, a nie twarda jak r�ka Ellen Terry.
- Kocham ci� � powiedzia� impulsywnie. � Kocham ci�, Emilko.
Roze�mia�a si�.
- Jeste� bardzo mi�y. Ja te� ci� kocham.
- Zawsze b�d� ci� kocha� - powiedzia� Micha�, nie �mi�c na ni� spojrze�. - Zawsze... Tylko ciebie mog� kocha�, nikogo innego nie mam.
- Nie kochasz rodzic�w?
- Nie.
Emilka milcza�a przez chwil�. Potem powiedzia�a:
- Ja moich te� chyba nie kocham. Lubi� ich, ale ni� kocham. To dziwne, prawda?
Micha� by� zak�opotany, pu�ci� jej r�k�.
- Emilko, czy umiesz czyta�?
- Nie. A ty?
- C!�gle ich prosz�, �eby mnie nauczyli � powiedzia� gwa�townie � ale m�wi�, �e to niepotrzebne. Ze b�d� czyta�, kiedy dorosn�. Ze teraz, je�li chc� co� wiedzie�, to mog� po prostu zapyta�. Ale ja tak nie mog�. Chc� ju� teraz umie� czyta�. Chc� znale�� jakie� ksi��ki i dowiedzie� si�, co w nich jest... Widzia�a� ksi��ki na filmach, prawda? Ca�e rz�dy ksi��ek. Chc� mie� mn�stwo ksi��ek.
Nie takich z obrazkami, ale prawdziwych, w kt�rych s� s�owa.
� Pewno nied�ugo ju� pozwol� ci si� uczy� � pociesza�a go Emilka. � Ja te� bym chcia�a umie� czyta�. Ale mog� poczeka�. � U�miechn�a si�. � Je�eli nikt nas nie nauczy, to mo�e nauczymy si� sami, kiedy ju� b�dziemy do�� doro�li, �eby wszystko zrozumie�.
� Kiedy b�dziemy do�� doro�li, �eby wszystko zrozumie�! - powt�rzy� z gorycz�. - Ci�gle nam to m�w!�:
kiedy b�dziecie do�� doro�li, �eby zrozumie�. Chc� ju� teraz rozumie�. Teraz, kiedy... kiedy czuj� g��d.
Us�yszeli co� niby daleki grzmot. Potem przeci�g�e dudnienie i st�umiony huk.
Emilka spojrza�a na niebo i klasn�a w d�onie.
� Michale, popatrz - naloti
� W�a�nie co� mi przysz�o na my�l � powiedzia� Micha� jakby do siebie. � Naloty zdarzaj� si� przewa�nie w sobot�. To dziwne. To bardzo dziwne.
� Jak my�lisz, czy powinni�my i�� do domu?
� Dlaczego? Przecie� chroni nas pole si�owe... Sp�jrz na ten sterowiec! Zdawa�oby si�, �e rakiety .ziemia�powietrze powinny rozerwa� go na strz�py. Mo�e jest tak! du�y, �e ma w�asne pole si�owe.
Wysoko na niebie lecia� wolno nad Londynem sterowiec. Mierzy�y w niego niezliczone pociski smugowe, ale najwidoczniej nie czyni�y mu �adnej szkody. Ukaza�y si� my�liwce niemieckie i brytyjskie i zacz�a si� bitwa powietrzna. Niemiecki tr�jp�atowiec kr�ci� si� w k�ko jak szalony, a� znalaz� si� na ogonie brytyjskiego dwup�atowca. Dwup�atowiec eksplodowa�, b�yskawicznie i kolorowo, jak fajerwerk. Spitfire zderzy� si� z Messerschmittem, po czym oba samoloty, jak zranione ptaki, zacz�y ruchem spiralnym opada� w d�, ci�gn�c za sob� po niebie czarne smugi dymu. Odrzutowce obu stron p�dzi�y z rykiem na siebie, rysuj�c w przestworzach postrz�pione bia�e ornamenty. Po�r�d tego wszystkiego sterowiec p�yn�� majestatycznie przed siebie, jak gdyby nigdy nic.
Micha� obserwowa� to zafascynowany. Emilka r�wnie�. Podobnie jak pozostali ludzie w parku ! zapewne wszyscy mieszka�cy Londynu.
Micha� patrzy� I my�la�, �e to te� wygl�da jak scena z filmu.
�adne szcz�tki rozbitego samolotu nie spad�y do parku St. James. Ojciec Micha�a powiedzia� mu dlaczego. Pole si�owe os�ania�o ca�e miasto. By�o nie do przebicia.
Micha� spr�bowa� wyobrazi� je sobie jako przewr�con� do g�ry dnem szklana mis�, po kt�rej zsuwaj� si� szczotki samolot�w. Mo�e Londyn jest otoczony wielkimi stertami rozbitych samolot�w i rakiet.
Nie wiedzia� dlaczego, ale ta my�l wyda�a mu si� nieprawdopodobna. A samoloty wygl�daty, jakby wci�� spada�y, spada�y bez ko�ca.
Nast�pity dalsze wybuchy i jeszcze kilka samolot�w uleg�o zniszczeniu. Naraz bitwa powietrzna sko�czy�a si� tak nagle, jak si� zacz�a, niebo zn�w sta�o si� jasne i czyste, i tylko przez chwil� wida� na nim Jeszcze by�o zanikaj�ce �lady odrzutowc�w.
Tak, wygl�dato to zupe�nie jak scena z filmu. Micha� zapomnia� o przyjemnym uczuciu, jakiego doznawa�, kiedy trzyma� r�k� Emilki. Zn�w poczu� zimny pot na czole i zn�w chwyci�y go dreszcze.
Rozdzia� �smy
Ch�odny wiecz�r jesienny. Na zachodzie wida� by�o jeszcze ostatnie purpurowe smugi rozp�ywaj�ce si� w turkusowej po�wiacie, ale wysoko na niebie pokaza�y si� ju� pierwsze gwiazdy i ich ostre, zimne �wiat�o przebija�o za-padaj�ce ciemno�ci.
Micha� szed� wzd�u� ulicy Mali. Powinien by� wr�ci� do domu na dtugo przed zachodem s�o�ca i ojciec na pewno b�dzie bardzo z�y, kiedy go zobaczy. Ale Micha� ko-chat Londyn noc�, latarnie, cisz�, puste ulice.
Nie by� tu jednak sam. Jeszcze dwoje ludzi odbywa�o kr�tk� przechadzk� nie opodal Pa�acu Buckingham.
Szli w kierunku Micha�a. Pozna� ich, kiedy przechodzi�! pod latarni� na chodniku. By� zbyt zdumiony, �eby si� przestraszy�.
- Ch�opcze - powiedzia� jowialnie Sir Winston Chur-
chill � powiniene� ju� by� w ��ku. Wszystkie dzieci powinny o tej porze spa�. Na pewno tw�j ojciec b�dzie mia� ci co� do powiedzenia na ten temat.
- Tak, prosz� pana. Przepraszam. W�a�nie id� do domu.
Kr�lowa Wiktoria mia�a na sobie jak zawsze czarn� sukni� i szal na ramionach, a na g�owie koron�. Jej wzrok spocz�� na Michale.
- Sir Winstonie, prosz� przedstawi� mi tego ch�opca.
- Z przyjemno�ci�, Wasza Kr�lewska Mo��. - Zwr�ci� si� do Micha�a: � Jak si� nazywasz, m�j ch�opcze?
- Micha� Faraday.
- Wasza Kr�lewska Mo�� - powiedzia� Sir Winston -mam zaszczyt przedstawi� jednego z Jej najm�odszych poddanych, Micha�a Faradaya.
- Dobry wiecz�r, Wasza Kr�lewska Mo�� - powiedzia� Micha�, usi�uj�c z�o�y� uk�on. - Bardzo przepraszam, je�eli sprawiam ktopot.
Kr�lowa Wiktoria roze�mia�a si�.
- Ch�opiec s�dzi, �e sprawia nam k�opot, Sir Winstonie.
Sir Winston u�miechn�� si� dobrotliwie.
- Ka�dy zdrowy ch�opiec sprawia moc k�opotu, Wasza Kr�lewska Mo��. Od tego w�a�nie s� ch�opcy. A potem, kiedy wyrastaj�, sprawiaj� jeszcze wi�cej k�opotu. Prawda, Michale?
- Tak, prosz� pana. Chyba tak.
- A co by� chcia� robi�, kiedy doro�niesz? - zapyta�a kr�lowa.
- Chcia�bym rozumie� � bez namys�u odpar� Micha�.
- Chcia�by� rozumie�?
- Tak, Wasza Kr�lewska Mo��.
- Co chcia�by� rozumie�?
- Wszystko - brn�� dalej Micha� - ludzi, maszyny... Chcia�bym pozna� wszystko, co jest do poznania. Kr�lowa pog�aska�a go po g�owie.
- Za du�o by� chcia�, moje dziecko. O wiele za du�o. Sir Winston wybuchn�� �miechem.
- Nie chcesz zosta� marynarzem, ch�opcze?
- Nie, prosz� pana.
- Ani lotnikiem?
� Nie, prosz� pana.
� A mo�e astronaut�?
� Nie, prosz� pana... Ja chc� tylko rozumie�.
� Nie chcesz walczy� z Niemcami, zestrzeliwa� ste-rowc�w, programowa� rakiet?
� Nie, prosz� pana. Chc� dowiadywa� si� nowych rzeczy.
� Dziwne dziecko - powiedzia�a kr�lowa Wiktoria. � Ale w ko�cu wszystkie dzieci s� dziwne, prawda, Sir Win-stonie?
� W samej rzeczy, Wasza Kr�lewska Mo��. W samej rzeczy.
Kr�lowa rzek�a:
� Przysz�o mi w�a�nie na my�l, Sir Winstonie, �e chcia�abym, aby przekaza� pan moje gratulacje genera�owi Gordonowi, Kitchenerowi i Montgomeryemu... Oni te� bez w�tpienia byli kiedy� dzie�mi. � Po czym zwr�ci�a si� do Micha�a: � Id� teraz do domu, Michale Faraday. Id� do domu i szybko do ��ka. Przepro� rodzic�w w moim imieniu i powiedz im, �e zatrzyma�a ci� kr�lowa Wiktoria.
� Tak, Wasza Kr�lewska Mo��. Dzi�kuj�. Sir Winston rzuci� nagle:
� Jak my�lisz, ch�opcze, czy wygramy wojn�?
� Nie wiem, prosz� pana. Spodziewam si�, �e tak. Sir Winston roze�mia� si�:
� On si� spodziewa, �e tak. Co� podobnego! No, zmykaj, ch�opcze, l pospiesz si�, pospiesz s\�[ To rozkaz kr�lowej.
Micha� pu�ci� si� biegiem. Bieg� wzd�u� Mallu, ws�uchuj�c si� w tupot swoich n�g po zamarzni�tym chodniku. Po jakim� czasie przystan�� i obejrza� si�. Ale kr�lowej Wiktorii ani Winstona Churchilla nie by�o ju� nigdzie wida�.
Spojrza� w g�r� na gwiazdy. Mo�e by�o to dziwne, ale przez chwil� tylko one wydawa�y mu si� rzeczywiste w ca�ym wszech�wiecie.
Rozdzia� dziewi�ty
Czas p�yn�t. Wojna trwa�a nadal. Radio podawa�o, �e konflikt obj�� P�nocn� Afryk�, Indie, Chiny. Londyn nadal pozostawa� nietkni�ty. Mija�y lata i zimy. Przedszkole si� sko�czy�o, a zacz�a szko�a. Micha� Faraday ur�s�. G�os zacz�� mu si� za�amywa�, a potem straci� na zawsze dziecinne, wysokie .tony. Usta Emilii Bronte sta�y si� pe�ne, poci�gaj�ce. Jej cia�o kus,z�co si� zaokr�gli�o. Czas ptyn��.
Wraz z up�ywem czasu ros�o poczucie dziwno�ci. Kiedy Micha� by� jeszcze ma�y, czu� si� przera�liwie osamotniony, gdy� s�dzi�, �e tylko on jeden wie, i� co� jest nie w porz�dku, a �wiat ukrywa przed nimi jak�� inn� rzeczywisto��. Czasem nawet sk�onny by� wierzy�, �e jest ob��kany albo �e umys� mu szwankuje, natomiast ca�y �wiat jest ndjzupe�niej normalny i wszystko toczy si� jak nale�y. Jednak�e my�l, �e �r�d�o niepokoju tkwi w nim samym, niezbyt d�ugo go prze�ladowa�a. Bo z niewiadomych przyczyn i nie maj�c �adnych dowod�w na poparcie swojej tezy, czu� w g��bi ducha, �e ten na poz�r prawdziwy �wiat jest tylko odbici&m rzeczywisto�ci, a w gruncie rzeczy mo�e kry� si� za nim inna rzeczywisto��, kt�rej on nie potrafi odkry� lub te� nie ma si�y si� z ni� zmierzy�.
Ale w miar� jak dzieci ros�y � dzieci, kt�re mia�y krew � Micha� przekona� si�, �e nie tylko on ma w�tpli-wo�ci co do sensu ich �ycia i istoty egzystencji. Ernest Rutherford, wysoki ch�opiec o w�t�ej budowie, zosta� najlepszym przyjacielem Micha�a. Ernest mia� bystry umys� i bogat� wyobra�ni�. Umia� w taki spos�b formu�owa� my�li i pytania, �e to, co m�wi�, wydawa�o si� zupe�nie oczywiste i Micha� wci�� si� dziwi�, �e sam na to wcze�niej nie wpad�.
To w�a�nie Ernest wymy�li� wsp�lny termin dla wszystkich dzieci i doros�ych, kt�re nie mia�y krwi. Nazwa� ich ,,bezkrwi�ci". Natomiast tych, kt�rzy mieli krew, nazwa� ,,wra�liwi", gdy�, jak wyja�ni�, byli o wiele mniej od tamtych odporni fizycznie. Ernest te� pierwszy zada� pytanie, dlaczego wszyscy znani im wra�liw;] s� mniej wi�cej tego
sennego wzrostu ! prawdopodobnie w tym samym wieku (bezkrwi�ci bardzo mgli�cie odpowiada�! na pytania doty-cz�ce czasu) i dlaczego nigdy nie spotkano w�r�d nich takich, kt�rzy byliby ca�kiem doro�li lub ca�kiem mali. Zastanawia� si� te�, dlaczego w rodzinie bywa tylko jeden wra�liwy; obliczy�, �e proporcja bezkrwistych do wra�liwych ma si� tak jak dziesi�� do jednego, i bra� nawet pod uwag� ewentualno��, �e mo�e Londyn sam w sobie tworzy jaki� odr�bny �wiat.
Ernestowi Micha� zawdzi�cza� wiar� w siebie i w swoje reakcje, to on otworzy� przed nim nowe horyzonty i dzi�ki niemu Micha� m�g� rozwija� wrodzon� inteligencj� i zdolno�ci przyw�dcy, kt�re tak z czasem wszystkich zadziwi�y.
Bywali u siebie i sp�dzali w swoim towarzystwie znacz-n� cz�� dnia. Prowadzili razem w szkole systematyczn� kampani� na rzecz nauki czytania. Rzecz dziwna, ale spo�r�d innych wra�liwych niewielu si� tym interesowa�o. Mieli przecie� filmy, radio, telewizj�. Mieli nauczycieli i rodzic�w, kt�rym mogli zadawa� pytania i prosi� o udzielenie wszelkich wyja�nie�. Na pocz�tku by�o te� kilka ksi��ek, co dla Micha�a i Ernesta stanowi�o dodatkowy bodziec, zach�caj�cy do jak najszybszego ich poznania. Je�li chodzi o bezkrwistych, nikt z nich nie przejawia� najmniejszych zainteresowa� w tym kierunku, lecz ch�opc�w dopingowa�o to tylko do jeszcze usilniejszych stara�.
Szkota by� to obszerny budynek przy King Charles the Third Street, nie opodal Strandu. Zatrudnia�a dziesi�ciu nauczycieli i ucz�szcza�o do niej ponad stu uczni�w. Dzieci uczy�y si� malowa�, rze�bi�, projektowa� i szy� ubrania, gotowa�, �piewa�, ta�czy�, wyst�powa� na scenie, gra� w pi�k� no�n�, w hokeja, w tenisa i w krykieta, robi� zabawki, meble i rozmaite przedmioty ozdobne, uczy�y si� tka�, prowadzi� uprzejm� rozmow� z osob� p�ci odmiennej oraz s�ucha� i szanowa� starszych.
Nie by�o natomiast lekcji historii, geografii, fizyki, matematyki. Ale czasami, je�eli kto� bardzo nalega�, nauczycie! odpowiada� na zadane pytanie � odpowied� jednak by�a z regu�y tak niejasna i wykr�tna, �e pobudza�a tylko do dalszych pyta�. Nauczyciele bez trudu mogli zniech�ci� uczni�w do przejawiania zbytniej ciekawo�ci. Wra�
liwych �atwo by�o urazi�, a bezkrwi�ci umieli bole�nie ich wyszydza�. Na g�upie pytanie trudno o m�dr� odpowied�.
Micha� przyzwyczai� si� do tego, �e jest przedmiotem drwin. �miech koleg�w nie bola� go, chyba �e wraz z innym! �mia�a si� te� Emilia Bronte, ale to zdarza�o si� bardzo rzadko.
Dyrektorem szko�y by� pan Szekspir. By� bardzo stary. Mia� siwe w�osy. Nawet Ernest nie m�g� stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, czy pan Szekspir nale�y do wra�liwych, czy te� do bezkrwistych. Wygl�da� tak, jak m�g�by wygl�da� wra�liwy w bardzo podesz�ym wieku, ale przy tym zachowywa� si� jak bezkrwi�ci.
Micha� i Ernest byli ogromnie zdziwieni, kiedy w ko�cu uda�o im si� sk�oni� pana Szekspira, �eby nauczy� ich czyta�. Micha� by� ju� teraz prawie tego wzrostu co nauczycie! i kiedy w ko�cu pan Szekspir zgodzi� si� nauczy� ich alfabetu i wyja�ni�, jak nale�y ��czy� litery w s�owa, ch�opiec z rado�ci mia� ochot� podnie�� staruszka do g�ry i u�ciska�.
Oni dwaj byli jedynymi uczniami, kt�rym pan Szekspir da� kilka pocz�tkowych lekcji czytania. Ze wszystkich wra�liwych jedynie oni mieli na tym punkcie prawdziw� obsesj�. Nauczycie! obja�ni� im, jak wygl�daj� poszczeg�lne litery � a, b, c, d, e, f, g � i da� kilka przyk�ad�w ��czenia liter w wyrazy, po czym wr�czy� ka�demu z nich ilustrowany elementarz i poleci�, �eby sami nauczyli si� reszty. Mieli zg�osi� si� do niego, kiedy ju� b�d� umieli przeczyta� ca�� ksi��k�.
Dygocz�c z podniecenia Micha� i Ernest przyst�pil! do swojego wielkiego zadania. Sami musieli doj�� do tego, �e w pewnych sytuacjach t� sam� liter� wymawia si� w r�ny spos�b, a czas