6456

Szczegóły
Tytuł 6456
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6456 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6456 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6456 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gottfried A. B�rger Przygody M�nchhausena Prze�o�y�a Hanna Januszewska S�owo wst�pne Przez d�ugie wieki ludzie pracuj�cy ci�ko na roli i w rzemio�le �yli jak niewolnicy i n�dzarze. Pragn�li oni � jak ka�dy cz�owiek � wolno�ci, szcz�cia i wiedzy, ale naprawd� wolni, bogaci i pot�ni mogli by� w�wczas tylko w marzeniach. W d�ugie, zimowe wieczory opowiadali sobie legendy i bajki tak pe�ne rado�ci, niezwyk�ych i szcz�liwych przyg�d, jak ich dola by�a smutna, szara i ci�ka. W ba�niach znajdowali to, czego brakowa�o im w �yciu � rado��, wolno��, dostatek, panowanie nad si�ami przyrody, nad przestrzeni�, kt�r� w�wczas trzeba by�o przecie� pokonywa� na piechot� lub co najwy�ej konno. Ka�dy nar�d posiada w�asny, niewyczerpany skarbiec takich ludowych opowiada�, ba�ni i bajek � skrz�cych si� wspania�ymi, fantastycznymi pomys�ami, b�yskaj�cych dowcipem i weso�� kpin�, pe�nych pogody �ycia i marze� o szcz�liwej i sprawiedliwej przysz�o�ci �wiata. Tw�rc� wspania�ych w�tk�w, stanowi�cych podstaw� przyg�d opowiedzianych w tej ksi��ce, nie jest baron Hieronim M�nchhausen, kt�ry �y� naprawd� w Niemczech przed dwoma wiekami, przez dziesi�� lat s�u�y� jako oficer kawalerii w armii rosyjskiej i zyska� s�aw� niezwyk�ego samochwa�a, zmy�laj�cego przy kieliszku niestworzone historie, jakie mu si� rzekomo zdarzy�y. R�wnie� Gottfried August B�rger, znakomity poeta niemiecki z XVIII wieku, kt�rego nazwisko widnieje na ok�adce, nie wymy�li� sam wszystkich tych uroczych bajek my�liwskich, �o�nierskich i podr�niczych. Stworzy� je niemiecki lud � bogata fantazja wielu pokole� bezimiennych gaw�dziarzy, tych nieznanych artyst�w �yj�cych pod ch�opskimi strzechami czy ubranych w uniformy prostych �o�nierzy. Baron M�nchhausen popijaj�cy wino w weso�ej kompanii i che�pi�cy si� przed ni� swymi zmy�lonymi wyczynami i awanturami bezwiednie czerpa� pomys�y do swych przechwa�ek z ludowych ba�ni, zas�yszanych od ch�op�w i wyczytanych w popularnych w�wczas kieszonkowych �Podr�cznikach dla weso�k�w". Z takich w�a�nie bajek o niezwyk�ych sposobach my�liwskich, o lasach wyrastaj�cych w mgnieniu oka pod samo niebo, o olbrzymach stawiaj�cych siedmiomilowe kroki, o czarownicach lataj�cych w powietrzu na miot�ach, o dziwacznych zwierz�tach � uk�ada� dowcipny baron swoje opowiadania o tym, jak to polowa� na kaczki i nied�wiedzie, harcowa� na fruwaj�cych kulach armatnich, wspina� si� na ksi�yc po p�dzie fasoli i korzysta� z us�ug trzech niezwyk�ych s�u��cych... Jego pe�ne cudownych i nieprawdopodobnych przyg�d wyprawy morskie przypominaj� �ywo star� niemieck� bajk� �o�niersk� �O sze�ciu zuchach, kt�rzy zwiedzili ca�y �wiat". Opowiadania M�nchhausena, spisane i wydane najpierw anonimowo w Niemczech, potem prze�o�one na j�zyk angielski, zwr�ci�y uwag� poety Gottfrieda Augusta B�rgera, kt�ry s�yn�� jako tw�rca pi�knych ballad � wierszy opartych na ludowych legendach i opowiadaniach, opiewaj�cych niedol� i bohaterstwo prostych ludzi. Opracowa� on na nowo, upi�kszy� i rozszerzy� przygody M�nchhausena i wyda� je drukiem w 1786 roku, zatajaj�c zreszt� swoje nazwisko jako ich autora. W uj�ciu B�rgera fantastyczne przygody niemieckiego barona, zawadiaki i blagiera, nabra�y cech subtelnej, ale ci�tej gdzieniegdzie kpiny z ca�ej niemieckiej szlachty, z jej awanturniczo�ci, opilstwa i nier�bstwa. Opowiadania te zyska�y szybko rozg�os w Nierficzech i nawet w innych krajach. We Francji na przyk�ad prze�o�y� w zesz�ym stuleciu ksi��k� B�rgera s�ynny pisarz francuski Teofil Gautier, a wsp�czesny mu rysownik i malarz Gustaw Dore ozdobi� j� wspania�ymi sztychami. Baron M�nchhausen sta� si� wsz�dzie uosobieniem weso�ego gawedziarza-samochwa�a, a opowie�� o jego cudownych przygodach rozs�awi�a po ca�ym �wiecie pi�kne w�tki ludowych niemieckich bajek. Zdzis�aw Ry�ko Podr� z przygodami Wyruszy�em z domu w podr� do Rosji w po�owie zimy, mniemaj�c ca�kiem s�usznie, i� tylko w�wczas mr�z i �nieg, bez �adnych koszt�w ze strony szacownych i troskliwych rz�d�w, darmo wyg�adz� wreszcie drogi poprzez p�nocne okolice Niemiec, Polsk�, Inflanty i Kurlandi�, drogi, kt�re wedle opis�w wszystkich podr�nik�w s� jeszcze bardziej wyboiste ni� �cie�ki wiod�ce do �wi�tyni Cnoty. Podr�owa�em konno. Najlepszy to spos�b, zw�aszcza gdy zacny jest je�dziec i szkapa. Nie narazisz si� wtedy na spraw� honorow� z pierwszym lepszym uprzejmym niemieckim poczmistrzem ani na to, by wiecznie spragniony pocztylion w��czy� ci� od karczmy do karczmy. By�em lekko odziany, co, gdym si� coraz bardziej zapuszcza� na p�nocny wsch�d, dosy� dawa�o si� we znaki. �acno wi�c sobie wystawi�, jak przy tak srogiej pogodzie czu� si� w pustej okolicy ubogi, stary cz�owieczyna, kt�ry na polskim wygonie le�a� opuszczony, ledwo paroma �achami nago�� sw� skrywaj�cy. Serce �cisn�o mi si� z �alu nad biedaczyskiem. Wi�c cho� i mnie mr�z a� pod �ebra w serce si� wgryza�, przecie� narzuci�em na� m�j p�aszcz podr�ny. Wtedy z nag�a ozwa� si� z niebios cudowny g�os, wychwalaj�cy m�j czyn mi�osierny: � Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci b�dzie policzone! � A niech tam � pomy�la�em i jecha�em dalej, a� mnie ogarn�y mrok i noc. Jak okiem si�gn��, nie jawi�a si�, nie odzywa�a �adna wie�. Kraj ca�y le�a� pod �niegiem, nie spos�b wypatrzy� ni drogi, ni mostu. Znu�ony jazd�, zsiad�em z konia i przywi�za�em go do czego�, co mi kszta�tem przypomina�o stercz�cy ze �niegu pieniek. Dla pewno�ci pod�o�y�em sobie pistolety pod rami�, leg�em opodal na �niegu i uci��em sobie zdrow� drzemk� a� do bia�ego dnia. Zdumia�em si� wielce, gdym obaczy�, �e le�� po�rodku wsi, na cmentarzu ko�cielnym. Mego konia pocz�tkowo nigdzie dojrze� nie mog�em. Lecz � oto us�ysza�em gdzie� wysoko nade mn� r�enie. Gdym spojrza� w g�r�, ujrza�em, �e moje konisko do kurka ko�cielnego przywi�zane u wie�y dynda! Wnet poj��em, jak si� rzecz mia�a: ca�� wie� noc� zasypa� �nieg, a gdy z nag�a mr�z zel�a�, �nieg zacz�� taja�, a ja �pi�c obsuwa�em si� wraz z nim po trosze, pomalu�ku i �agodnie. To za�, com w ciemno�ci wzi�� za pieniek ze �niegu stercz�cy, do czegom mego konia przywi�za�, by� to krzy� czy te� kurek na ko�cielnej wie�y. Nie zastanawiaj�c si� wi�c wiele, wzi��em jeden z mych pistolet�w i paln��em z niego w cugle od uzdy mojego wierzchowca. W ten spos�b odzyska�em konia i ruszy�em dalej w drog�. Potem wszystko sz�o dobrze, a� do chwili gdy przyby�em do Rosji, gdzie nie ma zwyczaju zim� konno podr�owa�. �e za� kieruj� si� zasad� �Co kraj � to obyczaj � naby�em ma�e, r�cze sanki zaprz�gni�te w jednego konia i ruszy�em do Petersburga z animuszem. Nie pomn� ju� zgol�, czy mi si� to przydarzy�o w Estonii, czy te� w okolicach pomi�dzy Narw� i New�, to przecie pami�tam, i� by�o to w srogim lesie, gdym ujrza� p�dz�ce za mn� straszliwe wilczysko, kt�remu gwa�towny zimowy g��d dodawa� jeszcze r�czo�ci. Tote� wilk mnie wnet dogoni� i zdawa�o si�, �e ju� nie ma dla mnie ratunku. W okamgnieniu po�o�y�em si� na p�ask na dnie sa�, zdaj�c konia na jego w�asny spryt, co mi si� zda�o najlepsze dla nas obu. I wtedy sta�o si� to, co mi wprawdzie chodzi�o po g�owie, ale czegom si� ani spodziewa�, ani oczekiwa�. Wilczysko, nie bacz�c na moj� skromn� osob�, da�o przeze mnie susa i, zapami�ta�e w z�o�ci, skoczy�o wprost na konia, oderwa�o i �ykn�o za jednym razem ca�y zad biednej szkapy, kt�ra z trwogi i b�lu; gna�a tym ci pr�dzej. A ja, skryty w saniach i bezpieczny, ukradkiem unios�em g�ow� i wtedy ujrza�em z przera�eniem, �e wilczysko prze�ar�o prawie konia na wylot. Zaledwie jednak wcisn�o si� zgrabnie do wewn�trz ko�skiego kad�uba, skorzysta�em z okazji i zamachn��em si� siarczy�cie biczem po jego kud�ach. Cho� wilczysko tkwi�o jakby w pokrowcu, przecie� ten niespodziewany cios nap�dzi� mu t�giego stracha. Z ca�ej mocy targn�o si� naprz�d, a� spad� ze� ko�ski zezw�ok i wyobra�cie� sobie! � miast konia gna wilczysko w zaprz�gu! Ja ze swej strony coraz g�ciej �wiadczy�em mu razy biczem i oto niespodzianie dla obydwu nas, zdrowo i ca�o, galopem wpadli�my do Petersburga, ku niema�emu zdumieniu spektator�w1. Nie b�d� was, panowie, nu�y� czcz� gadanin� o po�o�eniu, sztukach pi�knych, naukach ani o osobliwo�ciach tej �wietnej rosyjskiej stolicy. Nie b�d� te� zabawia� was intry�kami i swawolnymi przygodami, jakie si� zdarzaj� na przyj�ciach, gdzie pani domu cz�stuje go�cia w�dk� i ca�usem. Godniejsze waszej uwagi zdaj� mi si� przedmioty bardziej szlachetne, tycz�ce si� koni i ps�w, kt�rych by�em zawsze najszczerszym przyjacielem, a tak�e opowiem co nieco o lisach, wilkach i nied�wiedziach. Tej bowiem dzikiej zwierzyny jest w Rosji wi�ksza obfito�� ni� w kt�rymkolwiek kraju �wiata. �e trwa�o to czas -niejaki, nim si� do wojska zaci�gn��em, tedym przez par� miesi�cy z pe�nej swobody korzysta� i mog�em czas m�j i pieni�dze przehula� w spos�b najbardziej godny szlachcica. Niejedna noc up�yn�a mi przy kartach, a wiele � przy brz�ku pe�nych kielich�w. Mrozy panuj�ce w tym kraju, a tak�e jego obyczaje nada�y flaszy, kompance zabaw i rozrywek, rang� o wiele wy�sz� ni�li w naszym trze�wym niemieckim kraju. I spotka�em tu mn�stwo ludzi, kt�rzy w szlachetnej sztuce popijania godni byli zwa� si� artystami. Lecz ka�dy z nich za lichego partacza by uchodzi� przy siwobrodym, czerwonym jak burak generale, kt�ry z nami przy wsp�lnym stole ucztowa�. Stary ten jegomo�� postrada� by� w bitwie z Turkiem wierzchni� cz�� czaszki i z tej to przyczyny, gdy tylko kto� nowy do naszej kompanii trafi�, w spos�b najgrzeczniejszy, dwornie go przeprasza�, i� przy stole nie zdejmuje kapelusza. Mia� on zwyczaj podczas uczty wypr�nia� par� flasz winiaku, ko�cz�c wyczyn butl� araku lub zaczynaj�c rzecz od nowa, gdy tylko zdarzy�a si� po temu sposobna okazja. Nigdy jednak nie spostrzeg�e�, by cho� troch� mia� w czubie. Nie uwierzycie mi, panowie, gdzie le�a�a tego przyczyna! Wybaczam wam to, bowiem i mnie by�o trudno rzecz t� poj��. Nie mog�em jej sobie d�ugo wyt�umaczy�, a� z nag�a i niespodzianie klucz do tej zagadki znalaz�em. Od czasu do czasu genera� lekko unosi� kapelusz. Widzia�em to nieraz i nie bra�em mu tego za z�e. Rzecz prosta, i� rozgrzewa�o mu si� czo�o, rzecz prostsza jeszcze, i� je chcia� och�odzi�. Wreszcie kiedy� zobaczy�em, �e wraz z kapeluszem podnosi si� przymocowana do� srebrna blaszka, kt�r� genera� mia� za�atan� czaszk�, i w�wczas zawsze kurzy mu si� ze �ba opar wypitych przez niego mocnych trunk�w. Szepn��em o tym paru przyjacio�om i o�wiadczy�em gotowo�� zaraz, a by� to ju� wiecz�r, prawdziwo�� moich s��w udowodni�. Stan��em wiec z moj� fajk� za genera�em i w�a�nie, gdy opuszcza� z powrotem kapelusz, podpali�em kawa�kiem papieru unosz�cy si� opar. Wtedy ujrzeli�my niewidziane i pi�kne widowisko. S�up pary nad g�ow� bohatera przemieni� si� w s�up ognisty, a opar snuj�cy si� pomi�dzy w�osiem kapelusza zab�ysn�� modrym, najpi�kniejszym blaskiem, wspanialej l�ni�c ni�li aureola wok� g�owy najwi�kszego ze �wi�tych. Eksperymentu tego nie spos�b by�o przed genera�em zatai�. Lecz stary bynajmniej si� o to nie gniewa� i dozwoli� nam nieraz jeszcze powtarza� do�wiadczenie, kt�re dodawa�o mu tyle dostojnej powagi. Opowie�ci my�liwskie Pomijam milczeniem poniekt�re weso�e przypadki, kt�re nas przy takich to okazjach spotyka�y, mam bowiem ch�tk� opowiedzie� wam, panowie, o co ucieszniejszych i osobliwszych my�liwskich przygodach. Nie zda si� to wam dziwne, �em zawsze lgn�� do zacnych kompan�w, kt�rzy woln�, bezkresn� le�n� dziedzin� nale�ycie umiej� szacowa�. Zar�wno rozmaito�� rozrywek, jak i niezwyczajne wprost szcz�cie, kt�re towarzyszy�o ka�demu mojemu poczynaniu, sprawi�y, i� po dzi� dzie� z rozkosz� to wszystko wspominam. Kiedy�, o �wicie, ujrza�em przez okno mej sypialnej komnaty, i� stadko dzikich kaczek, rzek�by�, pokry�o ca�kiem wody ogromnego stawu, kt�ry le�a� nie opodal. W mgnieniu oka pochwyci�em z k�ta ska�k�wk�, szusm��em ze schod�w na �eb, na szyj� i najnieopatrzniej w �wiecie trzasn��em g�ow� o framug� drzwi. Alem si� ni na moment nie zatrzyma�, cho� zda�o mi si�, �em iskrami i gwiazdami z oczu sypn��. Przyk�adam bro� do oka, celuj� i patrzcie�, do licha! Wraz z tylko co doznanym gwa�townym wstrz�sem odlecia� krzemie� od kurka! Co mia�em czyni�? Nie spos�b by�o czas traci�. Szcz�ciem mia�em jeszcze w pami�ci, co mi si� �wie�o z oczami przydarzy�o. Odrywam tedy panewk�, celuj� do dzikiego ptactwa i wal� si� pi�ci� w oko. Starczy�o w nim jeszcze iskier! Hukn�� strza�. Trafi�em kaczek par pi��, cztery cyranki i par� kurek wodnych. Przytomno�� umys�u jest m�nych czyn�w podniet�. �o�nierze i �eglarze wielekro� zawdzi�czaj� jej swe ocalenie, a my�liwi swe szcz�cie. Zdarzy�o si�, i� w jednej z moich my�liwskich w�dr�wek dotar�em do wiejskiego jeziora, po kt�rym tu i tam p�ywa�o sobie kilkadziesi�t dzikich kaczek. By�y jednak tak rozproszone, �e nie mog�em po�o�y� wi�cej ni� jedn� jednym strza�em. Na domiar z�ego osta� mi si� tylko jeden nab�j w mojej flincie. Zda�oby si� jednak ustrzeli� ich wi�cej, bom si� wkr�tce spodziewa� odwiedzin ca�ej hurmy przyjaci� i znajomk�w. Nagle wpad�o mi na my�l, �e mam przecie w mej my�liwskiej torbie jeszcze jeden kawa�ek s�oniny, kt�ry mi pozosta� z zabranej na polowanie przek�ski. Przywi�za�em tedy s�onin� do psiej smyczy, kt�r� rozplot�em, co najmniej czterykro� j� pod�u�aj�c. Co uczyniwszy, skry�em si� w sitowiu, przy samym brzegu, wystawi�em m�j kawa�ek s�oniny na smyczy i ku mojej uciesze widz�, �e najbli�ej p�ywaj�ca kaczka �wawo si� do� zbli�a i �yka. Za ni� podp�ywaj� inne, gdy przywi�zany do smyczy g�adki k�s w nieprzetrawionym stanie szybko si� z kaczki drugim ko�cem wy�lizn��, �yka go druga, trzecia i tak dalej po kolei. M�wi�c kr�tko, k�s przew�drowa� przez wszystkie kaczki, ani jednej nie omin�wszy, i nie odczepi� si� nawet od smyczy! By�y na ni� nanizane jak per�y na sznurek. Przyci�gn��em je wi�c pi�knie-�adnie do brzegu i owin�wszy si� wok� ramion i piersi sze�ciokrotnie sznurem ruszy�em ku domowi. Drogi mia�em jeszcze szmat przed sob� i m�czyli mnie setnie ci�ar tylu kaczek. Wyrzuca�em sobie ju� prawie, i� ich tyle po�apa�em. Wtedy przydarzy�o mi si� co�, co mnie w pierwszej chwili wprawi�o w niema�y ambaras. Kaczki bowiem by�y wszystkie jeszcze �ywe i, otrz�sn�wszy si� z pierwszego oszo�omienia, j�y krzepko bi� skrzyd�ami, unosz�c si� ze mn� wysoko w powietrze. Niejeden by si� zatraci� w podobnych okoliczno�ciach, ja jednak wykorzysta�em je, jak mog�em najlepiej, na m�j po�ytek. J��em bowiem wios�owa� po powietrzu po�ami mego kabata, w stron� domu si� kieruj�c. Gdym si� tak w g�rze nad moim domem ju� znalaz�, trzeba si� by�o jako� opu�ci�, szkody sobie nie czyni�c. Ukr�ci�em wi�c �eb jednej kaczce, potem drugiej, trzeciej i innym. I w ten spos�b miarowo i �agodnie osun��em si� poprzez komin mego domu na sam �rodek kuchennego paleniska, w kt�rym na szcz�cie nie zd��ono jeszcze rozpali� ognia. Kucharz m�j niema�o si� zdumia� i najad� si� t�giego stracha. Podobny przypadek mia�em ze stadem kuropatw. Wyszed�em sobie, by now� flint� wypr�bowa�, i ju� wystrzela�em niewielki zapas �rutu, gdy ni st�d, ni zow�d furkn�o mi spod n�g sp�oszone stadko kuropatw. Ch�tka mnie wzi�a mie� je dzi� jeszcze, wieczorem, na stole i sprawi�a, �e wpad� mi do g�owy koncept, kt�rego � pod s�owem! � mo�ecie i wy za�y�, panowie, gdy si� wam po temu przydarzy okazja- Gdym tylko obaczy�, gdzie siad�y kuropatwy, �wawo nabi�em moj� bro�, lecz nie �rutem, ale stemplem, kt�ry, tak szybko, jak tylko mog�em � zaostrzy�em nieco od g�rnego ko�ca i podszed�em bli�ej do kuropatw. Gdy si� tylko poderwa�y, nacisn��em cyngiel i ujrza�em z rado�ci� opadaj�cy opodal powoli m�j stempel, a\ na nim siedem kuropatw, zdumionych mo�e, �e je tak przedwcze�nie jeden ro�en zjednoczy�. S�usznie powiadaj�: �Rad� sobie na �wiecie, jako mo�esz". Innym zn�w razem w okaza�ym rosyjskim lesie wyskoczy� na mnie wspania�y, srebrny lis. A� �a�o�� bra�a na my�l, �e kto� m�g�by si� powa�y� tak kosztowne futro kul� czy �rutem przedziurawi�. Ja�nie Wielmo�ny Przechera stan�� tu� przy drze-wic, a ja w okamgnieniu wyci�gn��em kul� z lufy, za�adowa�em w ni� t�gi gw�d�, da�em ognia i tak celnie trafi�em, �em lisi� kit� przygwo�dzi� do pnia. Po czym podszed�em do lisa, wyj��em kordelas, przeci��em na krzy� sk�r� na lisim pysku, chwyci�em harap i wych�osta�em zwierza z jego futra tak grzecznie, �e prawdziwie by�o co podziwia�. Nieraz przypadek i szcz�cie pope�nione b��dy naprawiaj�. Mia�em si� o tym wkr�tce przekona�, gdy w ogromnym lesie ujrza�em k�usuj�cego warchlaka i pod��aj�c� za nim macior�. Strzeli�em i spud�owa�em. Warchlak wyrywa sam naprz�d, maciora przystan�a i znieruchomia�a, jakby wros�a w ziemi�. Gdym si� jej przyjrza� z bliska, pozna�em, i� bestia by�a �lepa i trzyma�a ogonek swego warchlaka w pysku. Warchlak za� prowadzi� j� z synowskiego obowi�zku. �e za� moja kula przelecia�a pomi�dzy obojgiem, przeci�a t� link�, kt�rej koniec wci�� jeszcze dzier�y�a w z�bach maciora. Przewodnik ju� jej nie prowadzi�, wi�c przystan�a. Ja za� chwyci�em za koniuszek dziczego ogona i poprowadzi�em na nim stare, bezradne stworzenie bez trudu i sprzeciwu wprost do domu. Cho� wielce niebezpieczna jest dzika maciora, o wiele jeszcze niebezpieczniejszy jest srogi odyniec. Spotka�em takowego kiedy� w lesie, gdym, na moje nieszcz�cie, nie by� got�w ani do ataku, ani do obrony. Ledwo uda�o mi si� smyrgn�� za drzewo, gdy rozjuszony zwierz z ca�� moc� zada� cios z boku. Jego k�y wry�y si� jednak w drzewo, tak �e ani ich wyrwa�, ani ciosu powt�rzy� ju� nie by� w mocy. � Ha � ha! � pomy�la�em. � Mam ci�, bratku! � W okamgnieniu pochwyci�em kamie�, j��em nim ku� jak m�otem po k�ach i zbi�em je razem tak, �e odyniec uj�� mi ju� nie m�g�. Musia� czeka� cierpliwie, a�em z pobliskiej wsi w�zek i powrozy �ci�gn��, aby go zdrowym i ca�ym do domu dostawi�, co si� te� uda�o wy�mienicie. Bez w�tpienia s�yszeli�cie, wa�panowie, o patronie strzelc�w i my�liwych, �wi�tym Hubercie, jako tez i o wspania�ym jeleniu z krzy�em �wi�tym pomi�dzy rogami, kt�ry mu si� ongi� w lesie objawi�. Temu to �wi�temu Hubertowi zwyk�em rok w rok w zacnej kompanii, ho�d sk�ada�, a co si� tyczy jelenia � tom go ogl�da� chyba z tysi�c razy: zar�wno na ko�cielnych malowid�ach, jak i na haftowanych wst�gach orderowych jego rycerzy. Tak �e, na honor i sumienie prawego my�liwca! � sam ju� nie wiem, czy przed laty bywa�y takie zdobne w krzy� �wi�ty jelenie, czy te� mo�e s� i dzi� jeszcze, Pozw�lcie wi�c, �e wam opowiem raczej o tym com na w�asne oczy widzia�. Kiedy�, gdym ju� ca�y m�j o��w wystrzela�, wyskoczy� na mnie niespodzianie najpi�kniejszy w �wiecie jele�. Spojrza� mi w oczy tak, jakby go ani grza�o, ani zi�bi�o nasze spotkanie zdawa�o si�, �e wie dobrze o mojej pustej �adownicy. Natychmiast nabi�em flint� prochem i pe�n� gar�ci� pestek wi�niowych, kt�re wy�uska�em z mi��szu tak pr�dko, jakem tylko zdo�a�. I wpakowa�em mu ca�y nab�j w sam �rodek czo�a, pomi�dzy rogi. Strza� niemal go og�uszy�, zachwia� si�, lecz umkn�� mi przecie�. W rok czy dwa lata p�niej znalaz�em si� zn�w na �owach w tym�e samym lesie. I wyobra�cie sobie � zjawia si� oto okaza�y jele�, a pomi�dzy rogami ma drzewo wi�niowe, na dziesi�� st�p wysokie albo i wy�sze. Przypomnia�a mi si� wi�c moja przygoda: ten jele� wyda� mi si� dawno nale�n� zdobycz�, powali�em go tedy jednym strza�em i mia�em ze� piecze� i sok wi�niowy naraz. Drzewo by�o bowiem bujnie okryte owocem tak rozp�ywaj�cym si� w ustach, jakiegom nigdy dot�d nie jad�. Kto wie, czy nie w podobny spos�b jaki� zapalony �wi�ty my�liwiec, mi�uj�cy �owy biskup czy opat, osadzi� krzy� pomi�dzy rogami jelenia �wi�tego Huberta? W pal�cej potrzebie, gdy chodzi o w�z czy przew�z, co si� nierzadko i najdzielniejszemu my�liwcowi przytrafi� mo�e, b�dzie si� on ima� ka�dego sposobu i pr�bowa� wszystkich, by nie straci� dobrej okazji. Nie raz i nie dwa by�em ja sam nara�ony na tak� pokus�. C� powiecie, panowie, na przyk�ad o takim wydarzeniu? W pewnym polskim lesie zabrak�o mi prochu, w�a�nie kiedy si� �ciemnia�o. Gdym ju� do domu wraca�, wyszed� mi naprzeciw srogi nied�wied� z rozwart� paszcz�, jakby ju� mia� mnie �ywcem po�re�. W po�piechu, daremnie szuka�em po kieszeniach ku� i prochu. Nie znalaz�em nic pr�cz dw�ch zapasowych ska�ek od flinty, kt�re my�liwy na wszelki wypadek ze sob� zwykle zabiera. Cisn��em jedn� z nich z wielk� moc� w otwarty pysk potwora i trafi�em prosto do prze�yku. Nie spodoba�o si� to nied�wiedziowi, zakr�ci� si� tedy na odsiebk�, tak �e mog�em teraz do jego tylnej furty celowa�. Wszystko uda�o si� nadzwyczajnie i �wietnie. Nie do��, �e krzemie� trafi� do �rodka; ale z pierwszym krzemieniem si� zderzywszy, buchn�� ogniem i z hukiem gwa�townym rozsadzi� nied�wiedzia. Cho� i tym razem wyszed�em ca�o, nierad bym powtarza� tej sztuczki ani zadziera� z nied�wiedziem bez innych sposob�w obrony. Snad� przypad� mi los taki, �e mnie najdziksze i najstraszliwsze bestie wtedy spotyka�y, gdym nie mia� mo�no�ci wzi�� ich na sztych: tak jakby im wrodzona zmy�lno�� moj� bezbronno�� zdradza�a. Kiedy�, gdym krzemie� z mej flinty wy�rubowa�, by go nieco naostrzy�, nagle zarycza� na mnie straszliwy, olbrzymi nied�wied�. Wszystko, com m�g� uczyni�, to czym pr�dzej na drzewo wskoczy� i stamt�d sposobi� si� do obrony. Na nieszcz�cie, gdym si� na drzewo wspina�, spad� mi na ziemi� n�, kt�regom w�a�nie u�ywa�, i oto nie mia�em nic, aby przykr�ci� przy gwincie strzelby �rub�, kt�ra i tak si� ci�ko obraca�a. Pod drzewem sta� nied�wied� i m�g� si� ka�dej chwili tu do mnie wdrapa�. Nie chcia�o mi si� zn�w z oczu iskier krzesa�, jakem by� to kiedy� uczyni�, bo nie bacz�c nawet na nieprzyjazne okoliczno�ci, owa pr�ba poci�gn�a za sob� silny b�l oczu, kt�ry mnie dotychczas jeszcze niezupe�nie opu�ci�. Spogl�da�em wiec t�sknie na m�j n�, kt�ry tam, w dole, tkwi� w �niegu na sztorc. Ale ca�e to t�skne spogl�danie nie pomog�o mi ani troch�. W ko�cu strzeli� mi do g�owy niezwyk�y, a szcz�liwy pomys�. Skierowa�em wprost na trzonek no�a strumie� p�ynu, kt�rego w wielkim strachu ma si� zawsze pod dostatkiem, a �e mr�z by� wtedy wielki, p�yn zamarz� w jednej chwili i l�d wyd�u�y� m�j n� a� do dolnych ga��zi drzewa. Chwyci�em za trzonek, kt�ry mi tak wybuja�, i ostro�nie, bez wielkiego trudu wyci�gn��em n� ze �niegu. Zaledwie jednak przykr�ci�em nim �rubk�, nied�wiedzisko wdrapa�o si� na drzewo. � Zaprawd�, trzeba by� m�drym jak nied�wied�, by upatrzy� tak sposobn� por�! � pomy�la�em i ucz�stowa�em jegomo�cia Burego kulami tak serdecznie, �em mu wspinanie si� na drzewa wybi� ze �ba na wieki wiek�w. � Innym razem doskoczy� do mnie straszliwy wilk tak niespodzianie, i� nie pozostawa�o mi nic innego, jak id�c za pierwszym odruchem wbi� mu pie�� w rozwarty pysk. Broni�c si�, pcha�em j� g��biej i g��biej, a� wepchn��em rami� prawie �e do wilczych �opatek. C� mia�em czyni� dalej? Trudno rzec, by mi to niewygodne po�o�enie przypad�o do smaku. Pomy�lcie tylko! Skro� w skro� z wilkiem! Mierzyli�my si� wzrokiem, wcale nie tkliwie. Je�libym tylko wyci�gn�� r�k� z jego w�tpi, skoczy�by mi, bestia, tym-ci zajadlej do gard�a. Jasno i wyra�nie mo�na to by�o z jego jarz�cych si� �lepi wyczyta�. Co tu du�o gada�: chwyci�em go za trzewia i wykr�ci�em na wywr�t jak r�kawic�. Le�! Nie mog�em jednak powt�rzy� tej sztuczki z w�ciek�ym psem, kt�ry wkr�tce potem napad� na mnie w w�skim petersburskim zau�ku. � Nogi za pas! � pomy�la�em. By �atwiej przed nim umkn��, zrzuci�em z siebie p�aszcz i uciek�em do domu co si� w nogach. Po czym rozkaza�em moim lokajom przynie�� mi p�aszcz z powrotem i wraz z inn� odzie�� powiesi� w garderobie. Nazajutrz nap�dzi� mi t�giego stracha wrzask mego Jana: � Na rany boskie, panie baronie! P�aszcz pana barona si� w�ciek�! Skoczy�em ku niemu co duch i widz�: ca�a moja odzie� wala si� po pod�odze, porozrzucana na strz�py. Jan ani si� na grosz nie omyli�: p�aszcz si� w�ciek�. W�a�nie gdym nadbiega�, rzuci� si� na m�j paradny mundur i bez lito�ci porwa� go i poszarpa�. Dwa psy i jeden ko� Z tych wszystkich opresji, moi panowie, wyszed�em jednak, cho� zwykle dopiero w ostatniej chwili, szcz�liwie. Wspomaga� mnie bowiem los, kt�ry umia�em sobie zjedna� moim m�stwem i przytomno�ci� umys�u. Te zalety, jak wiecie, cechuj� zawsze szcz�liwego my�liwca, �eglarza i �o�nierza. By�by to jednak wielce nieopatrzny, godny nagany �owca, admira� czy genera�, kt�ry by si� we wszystkim zdawa� na los czy swoj� szcz�liw� gwiazd�, a zaniedba� umiej�tno�ci i praktyk prowadz�cych do powodzenia. Przecie� przygana 'taka nie mo�e tyczy� mnie, s�yn��em bowiem zawsze zar�wno z mojej �wietnej sfory i broni, jak i ze szczeg�lnej zr�czno�ci, z jak� umia�em t� ich doskona�o�� wykorzysta�. Chlubi� si� tedy mog� prawdziwie, �em uwieczni� pami�� mego imienia w�r�d las�w, p�l i ��k. Nie b�d� si� rozwodzi� o drobnych osobliwo�ciach mojej stajni, psiarni czy zbrojowni, w czym si� lubuj� ja�nie wielmo�ni koniarze, psiarze i my�liwi. Dwa jednak psy tak si� w s�u�bie u mnie wyr�ni�y, �e zawsze, wi�c i przy tej okazji, wspomnie� o nich musz�. Pierwszy by� to niezmordowany legawiec, tak pos�uszny i ostro�ny, �e zazdro�ci� mi go ka�dy, kto go tylko zobaczy�. By� przydatny zar�wno w dzie�, jak i w nocy: gdy bowiem noc nadchodzi�a, zawiesza�em mu latarni� u ogona i mog�em z nim jeszcze ^ lepiej polowa� ni� przy �wietle dnia. ^ Kiedy�, wkr�tce po moim o�enku, ma��once mojej i zachcia�o si� polowania. Wyjecha�em naprz�d wierzchem, by wypatrzy� jak�� zwierzyn� w polu. Nie min�o i par� chwil, a m�j pies wystawia stado ze stu ', chyba kuropatw. Stan��em: czekam i czekam na ma��onk�, kt�ra z moim porucznikiem i stajennym wkr�tce po mnie wyjecha� mia�a. Nikogo ani widu, ani s�ychu. Niepok�j mnie wreszcie chwyci�, zawracam wi�c i gdzie� w po�owie drogi s�ysz� wielce �a�o�liwe skomlenie. Wyda�o mi si� to ca�kiem niedaleko, cho� woko�o nie by�o wida� �ywej duszy. Zsiad�em wi�c z konia, przy�o�y�em ucho do ziemi i nie do�� �e dolatuje do mnie ' z g��bi lament, ale poznaj� g�os mojej ma��onki, porucznika i stajennego. Wraz rozeznaj�, i� opodal znajduje si� kopalnia w�gla i nie w�tpi� ju� ani przez chwil�, �e moja nieszcz�sna ma��onka i jej �wita do niej wpadli. Puszczam si� wi�c cwa�em ku najbli�szej wsi, aby sprowadzi� g�rnik�w, kt�rzy po d�ugiej, wielce mozolnej pracy w dziewi��dziesi�cios��niowej g��boko�ci szybu wreszcie nieszcz�nik�w na �wiat�o�� dzienn� wydobyli. Wyci�gn�li najpierw stajennego, potem jego konia, potem porucznika, potem jego konia, potem moj� ma��onk�, a na ko�cu wreszcie jej tureck� szkap�. Rzecz osobliwa: w tym straszliwym upadku ludzie i konie nie ponie�li prawie �adnego szwanku opr�cz paru ma�ych zadra�ni��. Tym wi�cej jednak najedli si� nadzwyczajnego strachu. Mo�ecie sobie wystawi�, �e o �adnym polowaniu nie by�o ju� co my�le�. Prawie pewien jestem, �e�cie w czasie tej opowiastki zd��yli zapomnie� o moim psie: nie bierzcie mi tedy za z�e, �e i ja o nim nie my�la�em. Obowi�zki wymaga�y ode mnie, abym zaraz nast�pnego ranka w podr� wyruszy�. Powr�ci�em z niej dopiero po dw�ch niedzielach. By�em w domu zaledwie od paru godzin, gdym zauwa�y�, �e mojej Diany nie ma. Nikt si� o ni� nie zatroszczy�, a teraz, ku memu wielkiemu strapieniu, nigdzie jej znale�� nie by�o mo�na. Wreszcie przysz�o mi do g�owy: a nu� pies wystawia jeszcze kuropatwy? Strach i nadzieja pogna�y mnie w t� sam� okolic� i patrzcie: pies, ku mojej niewymownej rado�ci, stoi w tym samym miejscu, gdziem go przed czternastu dniami zostawi�! � Pyf! � krzykn��em, pies skoczy� i mia�em dwadzie�cia pi�� kuropatw na strza�. Ale biedne zwierz� z najwi�kszym trudem przyczo�ga�o si� do mnie: tak by�o zg�odnia�e i wyn�dznia�e. Aby psa do domu zabra�, musia�em go na siod�o wzi��, ale mo�ecie sobie, moi panowie, �acno wystawi�, �e na t� niewygod� z wielk� rado�ci� si� zgodzi�em. Po paru dniach troskliwej opieki psisko sta�o si� zn�w rze�kie i �wawe, a po paru tygodniach pomog�o mi odgadn�� zagadk�, kt�rej, bez jego pomocy, nigdy by si� rozwi�za� nie da�o. W�a�nie przez dwa tygodnie ugania�em si� za pewnym zaj�cem. M�j pies p�oszy� go, wodzi� wko�o, lecz ani razu nie uda�o mi si� wzi�� go na cel. Spotka�o mnie w �yciu nazbyt wiele osobliwych przypadk�w, abym by� skory wierzy� w jakie� czarodziejstwa, ale prawdziwie trudno to by�o ludzkimi zmys�ami ogarn��. Wreszcie jednak zaj�c zap�dzi� si� 'tak, �em go zdo�a� ustrzeli�. Pad� i � co powiecie, panowie? � ujrza�em, �e m�j zaj�c mia� cztery �apy pod grzbietem, a cztery � na grzbiecie. Gdy mu si� sfatygowa�y dwie dolne pary, obraca� si� na wznak jak zwinny p�ywak, co i na brzuchu, i na plecach p�ywa� umie, i puszcza� si� dalej � hajda! � jeszcze bardziej r�czo na wypocz�tych �apach. Nigdy potem nie spotka�em si� ju� z takim zaj�cem, a i tego nie by�bym ogl�da�, gdyby nie znakomite zalety mego psa. Przewy�sza� on bowiem we wszystkim sw�j r�d i ani bym si� zawaha� nazwa� go najpierwszym z ps�w, gdyby nie jeden z moich chart�w, kt�ry tak�e o ten honor m�g� si� ubiega�. To bydl�tko bardziej jeszcze ni� urod� odznacza�o si� osobliw� r�czo�ci�. Zachwyciliby�cie si�, panowie, gdyby�cie je widzieli, i nie dziwi�oby was, �e tak je kocha�em i tak cz�sto bra�em je z sob� na �owy. Biega� ten chart w mojej s�u�bie tak szybko, cz�sto i d�ugo, �e star� sobie nogi a� do brzucha i pod koniec �ycia s�u�y� mi ju� za jamnika przez par� �adnych lat. Ongi�, gdy jamnik ten by� jeszcze chartem � mimochodem powiedziawszy by�a to suka � pu�ci� si� wi�c za zaj�cem, kt�ry mi si� wyda� gruby niezwyczajnie. �al mi si� zrobi�o mojej biednej suki, kt�ra by�a szczenna, a chcia�o jej si� popisywa� zwinno�ci�. Ledwie mog�em za ni� konno w wielkiej odleg�o�ci nad��y�. Z nag�a us�ysza�em ujadanie ca�ej chyba sfory ps�w, lecz tak s�abe i tkliwe, �em od razu poj��, co to znaczy. Gdym jednak podjecha� bli�ej, ujrza�em cud nad cudy. Zaj�czyca porodzi�a w biegu ma�e zaj�czki, a moja suka � oszczeni�a si�. Do tego wszystkiego zaj�cy by�o tyle, co psiak�w. Gdy zaj�ce obyczajem zaj�czym rzuci�y si� do ucieczki, suka ze szczeni�tami nie tylko j�a je goni�, ale je i schwyta�a. Ja za� pod koniec polowania, kt�re zaczajeni z jednym psem, mia�em ich teraz sze�� oraz sze�� upolowanych zaj�cy. Wspominam t� niepowszedni� suk� r�wnie mile, jak mojego bezcennego i znakomitego litewskiego wierzchowca. Los mi go nadarzy�, abym przy tej okazji okaza� z niema�� chwa�� m� je�dzieck� sztuk�. W�a�niem wtedy w wielkich dobrach hrabiego Przebowskiego na Litwie bawi� i zapija�em w salonach z damami herbat�, panowie za� zeszli na podw�rzec, by obejrze� pe�nej krwi �rebca, kt�rego w�a�nie ze stajen wyprowadzono. Z nag�a us�yszeli�my wo�anie o pomoc. Zbiegam po schodach na d� i widz� �rebca tak nieuje�d�onego i dzikiego, i� nikt do niego ani zbli�y� si�, ani go dosi��� nie �mie. Najbardziej zdeterminowani je�d�cy stoj� strwo�eni i zmieszani, lek i niepok�j m�ci wszystkie spojrzenia, lecz ja jednym skokiem rzucam si� na grzbiet konia i nie tylko tym niespodzianym skokiem go poskramiam, ale przyprowadzam do pos�usze�stwa i spokoju za�ywaj�c najlepszych forteli je�dzieckiego kunsztu. Aby popisa� si� przed damami i uwolni� je od wszelkiego niepokoju o moj� osob�, zmusi�em konia, by ze mn� przez okno do salonu wskoczy�. Okr��y�em go par�kro� to st�pa, to k�usem, to galopem, wreszcie skoczy�em na st� i przerobi�em na nim pokr�tce ca�� szko�� jazdy, co damy niezwyczajnie ubawi�o. M�ody rumak pokazywa� wszystkie sztuki nad podziw zgrabnie, tak �e nie st�uk� �adnej fili�anki ani dzbanka. To postawi�o mnie tak wysoko w �askach dam i hrabiego, �e ten z w�a�ciw� mu dworno�ci� uprosi� mnie, bym �rebca od niego przyj�� w darze i na wypraw� przeciw Turkom, kt�ra wkr�tce mia�a by� pod dow�dztwem hrabiego M�ncha rozpocz�ta, po zwyci�stwa i laury wyruszy�. Przed wypraw�, w kt�rej spodziewa�em si� po raz pierwszy wykaza� moje �o�nierskie walory, trudno by�o o dar milszy i wr�cy mi wi�cej sukces�w. Ko� tak uleg�y, tak r�czy i tak ognisty � wraz Bucefa�2 i jagni�tko �: stawia� mi nieustannie przed oczy zar�wno bohatersk� powinno�� �o�niersk�, jak i niezwyk�e, bojowe czyny m�odego Aleksandra. Wyruszali�my na plac boju, aby, miedzy innymi, honor rosyjskiego or�a, kt�ry w wyprawie cara .Piotra nad Prut nieco by� ucierpia�, do dawnego blasku przywr�ci�. Uda�o si� to nam znakomicie w rozlicznych, uci��liwych, lecz wielce chlubnych bitwach, pod wodz� wielkiego feldmarsza�ka, o kt�rym uprzednio wspomnia�em. Ludziom ni�szej rangi skromno�� zabrania przypisywa� sobie znakomite czyny i zwyci�stwa. Ich bowiem chwa�a zwyk�a i�� na rachunek wielkich wodz�w, o kt�rych zdatno�ci rzec by si� da�o to i owo, a zw�aszcza � do�� opacznie przypisuje si� j� monarchom i monarchiniom, co tylko na paradach proch w�chaj�, w bitwach nigdy nie byli, a �o�nierzy ogl�daj� jedynie, gdy zaci�gaj� wart� przed ich pa�acem, nigdy za� w bojowym szyku. Nie roszcz� sobie wi�c pretensji do s�awy z powodu naszych chwalebnych star� z wrogiem. Czynili�my wszyscy swoj� powinno��, co w mowie obywatela i �o�nierza, jednym s�owem: ka�dego prawego cz�owieka, wyra�a, znaczy i zawiera bardzo wiele, chocia� ci, co przy kawie zwykli politykowa�, marne i n�dzne maj� o tym pojecie. Poniewa� mia�em pu�k huzar�w pod moj� komend�, chodzi�em z nimi na podjazdy, w kt�rych ca�a sprawno�� i taktyka zale�a�y od mego w�asnego m�stwa i rozumu, mam tedy prawo zapisa� te sukcesy na rachunek m�j i moich dzielnych towarzyszy, kt�rych wiod�em ku podbojom i zwyci�stwom. Kiedy�, gdy�my wp�dzili Turk�w do Oczakowa, gor�co by�o wielce w pierwszych szeregach. M�j ognisty litewski wierzchowiec o ma�o co nie zani�s� mnie wtedy do piekielnych otch�ani. Sta�em na odleg�ych czatach, gdy nagle nieprzyjaciel zbli�a si� ku mnie w chmurze kurzawy. Nie mog�em przeto wypatrzy� ani jego liczby, ani zamiar�w. Przes�oni� si� tak� sam� chmur� py�u by�oby dla mnie wcale �atw� sztuczk�, lecz wtedy nie dowiedzia�bym si� niczego wi�cej i zgo�a nie by�bym bli�szym celu, jaki mia�em wykona�. Rozkaza�em tedy moim flankierom3 z obu skrzyde� rozproszy� si� w lewo i w prawo i wzbi� tyle kurzu, ile si� tylko uda. Ja sam natomiast wyruszy�em wprost na nieprzyjaciela, by mu si� przypatrzy� z bliska. To mi si� te� uda�o, gdy� nieprzyjaciel trzyma� si� i walczy� tylko tak d�ugo, p�ki go przed mymi flankierami strach nie oblecia� i nie zmusi� do ucieczki w ,rozsypce. Nadesz�a chwila, by wrogom spa�� na kark! Rozbili�my ich w puch i przep�dzili�my nie tylko do twierdzy, ale � czego�my si� zgo�a nie spodziewali i nie przewidzieli � dalej jeszcze. Poniewa� m�j litewski wierzchowiec by� bardzo r�czy, p�dzi�em wi�c pierwszy w po�cigu, a widz�c, jak nieprzyjaciel pi�knie przed nami ku bramie umyka, roztropnie postanowi�em zatrzyma� si� na rynku i otr�bi� zbi�rk�. Zatrzyma�em si� tedy i � pomy�lcie, panowie � jakem si� zdumia�, gdym spostrzeg�, �e nie ma wok� mnie ni �ywego ducha: ani mego tr�bacza, ani �adnego innego huzara. � Czy�by si� rozbiegli po ulicach? Co si� z nimi sta�o? � pomy�la�em. Wedle mego mniemania nie mogli by� st�d daleko i rych�o winni mnie dogoni�. Wygl�daj�c ich, podjecha�em na moim zdyszanym koniu ku studni na rynku, aby go napoi�. Pi� bez miary, �apczywie, zdawa�o si�, �e nigdy nie zdo�a ugasi� pragnienia. Nie by�o w tym nic przeciwnego naturze, ale gdym si� za moimi huzarami obejrza�, wiecie, panowie, com zobaczy�? Zad, grzbiet i l�d�wie biednego zwierz�cia by�y oderwane, i to tak, jakby je kto r�wno odci��. Nieszcz�sne konisko nie mog�o si� ani orze�wi�, ani pokrzepi�, bo ile wody nabra�o do przodu, tyle wylewa�o si� ze� ty�em. Nie mog�em poj��, jak to si� sta�o, gdy nagle z przeciwnej strony wypad� na mnie m�j ordynans i zasypawszy mnie gradem p�yn�cych z serca powinszowa� wy�o�y� mi rzecz ca��, nie �a�uj�c krzepkich przekle�stw. Gdym wmiesza� si� w t�um uciekaj�cych nieprzyjaci� � opowiedzia� m�j ordynans � opuszczono z nag�a zawor� w bramie, kt�ra zad koniowi memu odci�a. W�r�d nieprzyjaci�, kt�rzy, �lepi i g�usi ze strachu, dopadli bramy, wierzgaj�cy bez przestanku zad ko�ski uczyni� straszliwe spustoszenie, po czym ruszy�, zwyci�ski, na poblisk� ��k�, gdzie go jeszcze zapewne napotka� mo�na. W te p�dy zawr�ci�em i r�czym galopem na po�owie wierzchowca, kt�ra mi jeszcze pozosta�a, pu�ci�em si� na ��k�. Uradowa�em si� wielce, gdym tu zaraz drug� po�ow� jego znalaz� i gdym si� dowodnie przekona�, i� obie po�owy mego konia s� �ywe. Przywo�a�em tedy co duch naszego konowa�a. Ten, nie namy�laj�c si� d�ugo, zeszy� obie cz�ci p�dami wawrzynowymi, kt�re w�a�nie mia� pod r�k�. Rana zagoi�a si� szcz�liwie, po czym zdarzy�a si� rzecz niepowszednia, kt�ra przytrafi� si� mog�a tylko tak s�awnemu wierzchowcowi. P�dy wawrzynu zapu�ci�y korzonki w grzbiet ko�ski, wyros�y w g�r� i ocieni�y mnie jak altana. Odt�d mog�em u�ywa� przeja�d�ek pe�nych uroku w cieniu laur�w: moich i mego konia. Wspomn� jeszcze o pewnej wynik�ej z tej sprawy niedogodno�ci. R�ba�em nieprzyjaci� tak d�ugo, tak krzepko i tak niezmordowanie, i� moje rami�, mimo woli, wci�� czyni�o ruch r�bacza, cho� ju� nieprzyjaciel by� dawno za g�rami. Aby�my ja i moi ludzie nie brali ci�g�w za nic, by�em zmuszony obwi�za� sobie r�k� i nosi� j� na temblaku, jakby mi jej po�ow� odr�bano. Jazda na kuli armatniej, podr� na ksi�yc i inne niezwyk�e przypadki Kawalerowi, kt�ry by ch�tnie dosiad� takiego, jak m�j litewski wierzchowiec, konia, mo�ecie, panowie, zawierzy� jeszcze i tak� je�dzieck� sztuczk�, cho� mo�e zda si� wam ona czarodziejsk�, niezwyk�� banialuk�. Oblegali�my wtedy, nie pomn� ju� jakie, miasto i naszemu feldmarsza�kowi wielce o to chodzi�o, by dowiedzie� si�, co si� dzieje w fortecy. Rzecz by�a trudna, niemo�liwa prawie, jak�e bowiem przedrze� si� do fortecy poprzez wszystkie czaty, stra�e i mury obronne? Tym bardziej �e nie by�o takiego chwata, co by si� na tak� rzecz wa�y�. Pe�en m�stwa i �o�nierskiej gorliwo�ci stan��em natychmiast � kto wie, czy nie nazbyt pr�dko? � przy jednym z najwi�kszych dzia�. A �e dawano w�a�nie do twierdzy ognia, wskoczy�em w okamgnieniu na kul� armatni�, aby mnie do twierdzy przenios�a. W�a�nie by�em w po�owie drogi, w powietrzu, gdy opad�y mnie w�tpliwo�ci niema�ej wagi. Hm... �atwo si� tam dosta�, ale jak si� wydosta� z powrotem? Zaraz przecie� wezm� mnie za szpiega i powiesz� na pierwszej lepszej ga��zi. A nie �yczy�em sobie, by mnie taki honor spotka�. Po takich i podobnych rozwa�aniach szybko powzi��em pewne postanowienie i skorzysta�em ze szcz�liwej sposobno�ci, gdy kula armatnia z fortecy lecia�a o par� krok�w przede mn�, ku naszemu obozowi. Przeskoczy�em z kuli na kul� i, wprawdzie nie spe�niwszy zadania, lecz zdr�w i ca�y, powr�ci�em do kochanych towarzyszy broni. R�wnie jak ja bieg�y i zwinny w skokach by� m�j ko�. Ani r�w, ani p�ot �aden nie zmusi� go, by z prostej drogi zboczy�. Kiedy� pu�ci�em si� na nim za zaj�cem, kt�ry przebiega� w poprzek szerokiego traktu. Karoca z dwoma pi�knymi damami jecha�a w�a�nie drog� i znalaz�a si� mi�dzy mn� a zaj�cem. M�j ko� przeskoczy� tak szybko na przestrza� przez karoc�, w kt�rej szyby by�y w�a�nie podniesione, i to nawet o nic nie zawadziwszy, �em ledwie zd��y� zerwa� z g�owy kapelusz, by siedz�ce w karecie damy za t� �mia�o�� w przelocie uni�enie przeprosi�. Innym zn�w razem chcia�em przesadzi� bagno, kt�re mi si� na pierwszy rzut oka nie zda�o tak szerokie, jak mog�em si� o tym przekona�, gdym w po�owie skoku nad nim si� znalaz�. Szybuj�c w powietrzu, obr�ci�em si� tedy w t� stron�, sk�d si� do skoku porwa�em, aby wzi�� wi�kszy rozp�d. Da�em zn�w susa, kt�ry i tym razem okaza� si� za kr�tki, tak i� wpad�em w bagno a� po szyj�. Uton��bym niechybnie, gdyby nie moja si�a. Trzymaj�c bowiem konia krzepko kolanami, wyrwa�em si� z bagna, ci�gn�c si� za w�asny harcap r�k�. Mimo mego m�stwa i rozumu, mimo mojej i mego konia r�czo�ci, zwinno�ci i si�y nie wszystko si� na wojnie tureckiej tak powiod�o, jak sobie tego �yczy� by�o mo�na. Spotka�o mnie tam nieszcz�cie: otoczony przez wrogie hordy, dosta�em si� do niewoli. Co gorsza: wedle tureckiego obyczaju, sprzedano mnie jako niewolnika. W tym stanie poha�bienia codzienna moja praca by�a nie tylko twarda i gorzka, ale r�wnie� osobliwa i przykra. Musia�em bowiem pszczo�y su�tana co rano na ��ki wygania�, pa�� je ca�y dzie�, a pod wiecz�r zap�dza� z powrotem do uli. Kt�rego� wieczora gdzie� mi si� zapodzia�a jedna pszczo�a. Przekona�em si� niebawem, �e napad�y j� dwa chciwe miodu nied�wiedzie i zabra�y si� do niej z pazurami. Nie mia�em przy sobie nic, co cho�by przypomina�o bro�, z wyj�tkiem srebrnej siekiery, oznaki su�ta�skiego s�ugi i ogrodnika. Rzuci�em tedy t� siekier� na obie bestie, aby je przep�oszy�. Uwolni�em przez to biedn� pszczo��, lecz � na nieszcz�cie, dzi�ki zbyt silnemu zamachowi mego ramienia, siekiera ulecia�a w g�r� i oto wznosi�a si� wy�ej i wy�ej, a� wreszcie spad�a na ksi�yc. Jakiej�e potrzeba by�oby drabiny, by j� odzyska�? Wtedy to przysz�o mi do g�owy, �e fasola turecka nad podziw szybko i wysoko w g�r� ro�nie. Nie my�l�c wiele zasadzi�em wi�c takie fasolowe ziarnko. I rzeczywi�cie: wyros�o wnet w g�r� i zaczepi�o si� nawet �odyg� o jeden z ksi�ycowych rog�w. Zbywszy si� wi�c troski, j��em si� po niej do ksi�yca l wspina�, co mi si� te� szcz�liwie uda�o. Zgo�a nie�atwa to by�a sprawa odnale�� w stronach, gdzie wszystko skrzy si� srebrzy�cie, srebrn� siekier�! Wreszcie znalaz�em j� przecie� w kupie plew i trocin. Wtedy chcia�em ju� wraca�, ale � do licha! � �ar s�oneczny wysuszy� tak �odyg� fasoli, �e zej�� po niej by�o nie spos�b! Co mia�em czyni� teraz? Uplot�em z trocin powr�z tak d�ugi, jak si� tylko da�o, przymocowa�em go do ksi�ycowego rogu i opu�ci�em si� na nim. Praw� r�k� trzyma�em si� powroza, w lewej dzier�y�em siekier�. Za ka�dym razem, gdym si� opu�ci� co nieco, odcina�em siekier� zb�dny ju� kawa�ek powroza nad sob� i dowi�zywa�em go pod sob�, ni�ej; w ten spos�b zsun��em si� o dobry kawa� w d�. To obcinanie i przywi�zywanie nie mog�o wszak�e doda� si�y powrozowi i sprowadzi�o mnie od razu z powrotem do su�ta�skich maj�tno�ci. By�em jeszcze pewno par� mil nad ziemi�, w chmurach, gdy m�j powr�z p�k� i run��em na nasz� ziemi� tak gwa�townie, �e by�em ca�kiem og�uszony. Cia�o moje, kt�re spad�o z tak wysoka, ca�ym swoim ci�arem wbi�o si� w ziemi�, dr���c w niej dziewi�cios��niow� dziur�. Gdym niebawem przyszed� do siebie, nie wiedzia�em ani rusz, jak si� z niej wydosta�. W tej biedzie c� mog�em wi�cej uczyni�, jak paznokciami, kt�re mi w ci�gu czterdziestu lat �ycia dobrze wyros�y, wykopa� w ziemi stopnie, po kt�rych szcz�liwie na �wiat�o dzienne si� wydoby�em. M�drzejszy o to ci�kie do�wiadczenie wzi��em si� ostro do nied�wiedzi, aby si� ich pozby�, dobiera�y si� bowiem chciwie do moich pszcz� i uli. Nasmarowa�em tedy dyszel drabiniastego wozu miodem, a sam noc� zaczai�em si� opodal. Sta�o si�, czegom si� spodziewa�: olbrzymi nied�wied� przywabiony woni� miodu zbli�y� si� do dyszla i zacz�� go liza� tak �apczywie, �e przeliza� sobie ca�y dr�g poprzez prze�yk, �o��dek, kiszki, a� do samego ty�u, na wylot. Gdy si� tak pi�knie sam na dyszel nadzia�, podbieg�em do�, przetkn��em otw�r przy ko�cu dyszla d�ugim ko�kiem i tak, oddawszy odwr�t �asuchowi, zostawi�em go przy wozie do �witu. Z tej to sztuczki Wielki Su�tan, kt�ry opodal u�ywa� przechadzki, u�mia� si� do rozpuku. Wkr�tce potem Rosja zawar�a pok�j z Turkami, zosta�em- wypuszczony z niewoli i wraz z innymi je�cami odes�any do Petersburga. Wzi��em abszyt4 z wojska i opu�ci�em Rosj� w czasie wielkiego spisku, kiedy to nieletni car wraz z ojcem, matk�, ksi�ciem brunszwickim, marsza�kiem M�nchem i wielu innymi zosta� na Sybir wys�any. W ca�ej Europie wtedy �cisn�y tak ostre mrozy 5 �e i s�o�ce od nich ucierpia�o i po dzi� dzie� jeszcze s�abuje. W powrotnej drodze do mego kraju rodzinnego dozna�em niema�ych przykro�ci, wi�kszych, ni� gdym do Rosji podr�owa�. Poniewa� m�j litewski rumak pozosta� by� w Turcji, zmuszony by�em powraca� karoc� pocztow�. Zdarzy�o sj�, �e jechali�my po w�skiej drodze, obsadzonej wysokimi cierniowymi krzakami, zwr�ci�em wi�c pocztylionowi uwag�, �e powinien tr�bi� na rogu swoj� pobudk�, aby si� na tym w�skim trakcie z jakim�, z przeciwnej strony nadje�d�aj�cym pojazdem, nie zderzy�. Ch�opak wzni�s� r�g do ust i zad�� we� ze wszystkich si�, ale na nic poszed� ca�y jego trud: ani jeden d�wi�k � rzecz nie do poj�cia � nie wydoby� si� z rogu! By�o to prawdziwe nieszcz�cie, gdy� rzeczywi�cie wnet nadjecha� z przeciwnej strony pow�z. Nie mogli�my si� ju� niestety z nim wymin�� i wpadli�my na siebie. Nie bacz�c jednak na nic, wyskoczy�em i, wyprz�g�szy najsampierw konie, pochwyci�em karoc� wraz z jej czterema ko�ami i tobo�ami podr�nymi na ramiona, po czym da�em z ni� susa poprzez r�w i przydro�ne cierniowe krzaki, na pi�� st�p mniej wi�cej wysokie � wprost na pole! Nie by�a to zaiste drobnostka, zwa�ywszy ci�ar karocy. Gdy obcy pojazd potoczy� si� dalej, skoczy�em z powrotem na drog�, podbieg�em do naszych koni, chwyci�em ka�dego z nich pod jedno rami� i podobnym sposobem � dwukrotnym skokiem tam i z powrotem � powr�ci�em z nimi na miejsce. Po czym rozkaza�em pocztylionowi zaprz�c i zajecha�em szcz�liwie do gospody. Doda� trzeba, i� jeden z koni, wielce r�czy cztero-latek, dopu�ci� si� przy tej okazji pewnej zdro�no�ci: parska� i wierzga� tak, i� w gwa�townym wstrz�sie wymkn�o mu si� co� nieprzystojnie. Ukr�ci�em jednak jego humory wsadziwszy obie jego tylne nogi w kiesze� mego kabata. W gospodzie przyszli�my wkr�tce wszyscy do si� po naszych przygodach. Pocztylion zawiesi� r�g na �cianie opodal kuchennego ogniska, ja za� usiad�em naprzeciw niego. A teraz � pos�uchajcie, panowie, co si� sta�o! Z nag�a zabrzmia�o: Tra-ra! Tra-ra-ra! � Otworzyli�my oczy szeroko i nagle poj�li�my, w czym rzecz: pocztylion wtedy nie m�g� wydoby� ze swego rogu ani jednego d�wi�ku, te bowiem zamarz�y w rogu, a teraz, taj�c po trochu, wydobywa�y si� ze� jasne i czyste, ku niema�ej chwale pocztyliona. Poczciwa dusza bawi� nas teraz przez czas d�u�szy, nie przyk�adaj�c nawet rogu do g�by, pi�kn� muzyk�. Us�yszeli�my tedy marsz pruski i �Ach, bez mi�o�ci i bez wina...", �Gdy legn� na ca�unie", �By� tu u nas kum Micha�, gdy s�oneczko zasz�o" � i wiele innych �piewek, a nawet i pie�� wieczorn�: �Usn�� ju� b�r...", co zako�czy�o ten odtaja�y koncert, a tak�e ko�czy opowie�� o mojej rosyjskiej podr�y. Niekt�rzy podr�ni widz� niekiedy wi�cej ni� to, co � rzecz �ci�le bior�c � naprawd� istnieje. Nie dziwcie si� wi�c, gdy poniekt�rzy s�uchacze czy czytelnicy sk�ania� si� b�d� ku niejakim w�tpliwo�ciom. Gdyby za� kto� z tej zacnej kompanii w�tpi� w moj� prawdom�wno��, �a�uj� go serdecznie, tudzie� prosz�, aby si� oddali�, nim prawi� zaczn� o moich �eglarskich przygodach. Te s� bowiem jeszcze bardziej niezwyk�e, cho� r�wnie prawdziwe. Pierwsza przygoda morska Pierwsz� moj� w �yciu podr� by�a podr� morska: wybra�em si� w ni� na d�ugo przed podr� do Rosji, o kt�rej opowiedzia�em wam co nieco ciekawostek. Jeszcze wtedy, jak zwyk� dowcipkowa� m�j wuj, czarnow�osy brodacz, pu�kownik huzar�w, by�em niewypierzony i trudno by�o orzec, czy jasny meszek na mojej twarzy to puszek rosn�cych pi�rek, czy kie�kuj�ca broda, gdy ju� marzeniem mego serca by�y podr�e. �e m�j ojciec par� swoich m�odych lat strawi� na podr�ach i lubi� skraca� nam wieczory zimowe prostymi i nieozdobnymi o nich opowiastkami, z kt�rych cz�� postaram si� wam przekaza� najlepiej, jak potrafi�, przeto t� moj� do podr�y sk�onno�� mo�na uwa�a� zar�wno za wrodzon�, jak i za nabyt�. Tak czy owak czepia�em si� ka�dej z�ej czy dobrej okazji, by pro�b� czy uporem zaspokoi� moj� nieposkromion� ��dz� poznania �wiata: wszystko jednak na pr�no. Gdy mi si� powiod�o zmi�kczy� nieco ojca, ostro stawa�y wbrew matka z ciotk� i za chwil� wszystko, com wywalczy� w dobrze przygotowanym ataku, znowu przepada�o. Na szcz�cie zdarzy�o si�, �e przyjecha� do nas w odwiedziny pewien krewniak ze strony matki. Wkr�tce sta�em si� jego ulubie�cem. Powiada� nieraz, �e �adny i dzielny ze mnie ch�opak, i czyni� wszystko, co by�o w jego mocy, aby zaspokoi� moje t�sknoty i marzenia. �e by� bardziej ni� ja wymowny, po wielu dowodach, w�tpliwo�ciach, racjach i sprzeciwach zosta�o wreszcie postanowione ku mojej najwy�szej rado�ci, �e b�d� mu towarzyszy� w podr�y na wysp� Cejlon, gdzie m�j wuj by� przez wiele lat gubernatorem. Wyp�yn�li�my z Amsterdamu, zaszczyceni donios�ymi poleceniami Generalnych Stan�w Niderlandzkich. W podr�y naszej nic nas szczeg�lnego nie spotka�o opr�cz nadzwyczajnej burzy. Tedy musz� o niej wspomnie� cho� w paru s�owach, a to ze wzgl�du na jej podziwu godne skutki. Burza ta rozp�ta�a si�, gdy�my zarzucili kotwic� u brzeg�w jednej wyspy, aby uzupe�ni