9278
Szczegóły |
Tytuł |
9278 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9278 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9278 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9278 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack London
BIA�A CISZA
Carmen nie poci�gnie d�u�ej ni� dwa dni. Mason wyplu� grudk� lodu, pos�pnie spojrza� na zabiedzon� suk� i wzi�wszy do ust jej �ap�, wygryza� l�d przywarty bole�nie mi�dzy pazurami.
� Jak �yj�, nie widzia�em psa o wymy�lnym imieniu, kt�ry by�by cokolwiek wart � odezwa� si�, gdy doko�czywszy zaj�cia odepchn�� Carmen. � Takie kundle wi�dn� po prostu i zdychaj� z samej pychy. Czy s�ysza�e� kiedy, by sta�o si� co� z�ego psu o dorzecznym imieniu, powiedzmy Cassiar, Siwasz, Husky? Nie, m�j drogi! Sp�jrz cho�by na Shookuma. Ten ma...
Hop! Wychud�y zwierz porwa� si� z miejsca. Bia�e z�biska o w�os chybi�y grdyki Masona.
� Nie rusz! Rozumiesz?
Zr�czny cios wymierzony za ucho ci�kim biczyskiem rozci�gn�� psa na �niegu. Shookum le�a� drgaj�c lekko, a jego wyszczerzone k�y ocieka�y ��taw� �lin�.
� A nie m�wi�em. Ten ma ikr�. Trzymam zak�ad, �e najdalej za tydzie� ze�re Carmen.
� A ja got�w jestem za�o�y� si� o co� innego � powiedzia� Malemute Kid odwracaj�c na drug� stron� bochenek zamarz�ego chleba, kt�ry taja� ko�o ogniska. � Przed ko�cem podr�y na pewno zjemy Shookuma. Jak my�lisz, Ruth?
Indianka wrzuci�a kawa�ek lodu do kawy, �eby si� usta�a, i przenios�a wzrok z Malemute Kida na swojego m�a. P�niej spojrza�a na psy, lecz nie odezwa�a si� s�owem.
Truizm, kt�ry us�ysza�a, nie wymaga� odpowiedzi. Istnia�a tylko ta jedna mo�liwo��. Nie by�o �ywno�ci dla ps�w. Zapasy dla ludzi sk�po mog�y starczy� na sze�� dni, a przed w�drowcami ci�gn�o si� dwie�cie mil nie przetartego szlaku. Dwaj m�czy�ni i kobieta obsiedli ognisko i zabrali si� do skromnego posi�ku. Psy, kt�re odpoczywa�y w szorach (by� to tylko biwak po�udniowy), zazdrosnym wzrokiem poch�ania�y ka�dy k�s.
� Od jutra koniec z obiadami � o�wiadczy� Malemute Kid. � No, i psy trzeba mie� na oku. S� coraz bardziej rozjuszone. Niech si� trafi sposobno��, a jak nic rozszarpi� kt�rego� ze s�abszych.
� By�em kiedy� przewodnicz�cym ko�a m�odych metodyst�w i uczy�em w szk�ce niedzielnej! � Po tej wypowiedzi na poz�r bez zwi�zku z sytuacj� Mason zapatrzy� si� w buchaj�ce par� mokasyny; bliski by� drzemki, lecz ockn�� si�, gdy Ruth nape�ni�a mu kubek. � Chwa�a Bogu, mamy pod dostatkiem herbaty! W Tennessee widzia�em jak to zielsko ro�nie. Ach, ile da�bym dzi� za gor�cy racuszek! Mniejsza o to, Ruth, nied�ugo przestaniesz zdycha� z g�odu i na dobre pozb�dziesz si� mokasyn�w.
S�ysz�c to Ruth zrzuci�a pos�pn� mask�, a jej oczy rozgorza�y blaskiem wielkiej mi�o�ci dla jasnosk�rego w�adcy. By� to pierwszy bia�y cz�owiek, jakiego widzia�a, a zarazem pierwszy m�czyzna, kt�ry traktowa� kobiet� odrobin� lepiej ni� zwierz� lub juczne bydl�.
� Aha, Ruth � ci�gn�� Mason odwo�uj�c si� do niechlujnego �argonu, jedynego sposobu porozumienia mi�dzy ma��onkami. � Ty czekaj, a� b�dzie koniec naszej drogi, a� dostaniemy si� w szeroki �wiat. Wsi�dziemy na du�a piroga bia�ych ludzi i hajda na s�ona woda. Aha! Wielka woda, niebezpieczna, z�a woda! Wysoka fala hop i hop! ta�czy ca�y czas w g�ra i w d�. Wielka droga, d�uga, bardzo d�uga droga. P�yniesz dziesi�� sn�w, dwadzie�cia sn�w, czterdzie�ci sn�w � obrazowo wylicza� dekady na palcach. � Ca�y czas woda i woda. P�niej b�dzie wielka wioska, du�o, bardzo du�o ludzi, jak komary w lecie. A wigwamy... O-ho! Takie wysokie! Oo! dziesi��, dwadzie�cia sosen! Rozumiesz?
Umilk� bezradnie i spojrza� b�agalnym wzrokiem na towarzysza. P�niej pracowicie wyt�umaczy� na migi, jak to dwadzie�cia sosen stoi jedna na drugiej. Malemute Kid u�miecha� si� z pogodnie cyniczn� min�, ale Ruth szeroko otwiera�a pe�ne podziwu oczy. By�a zadowolona, bo wydawa�o si� jej, �e bia�y w�adca �artuje, a taki zaszczyt pochlebia� trwo�liwemu sercu biednej kobiety.
� P�niej wejdziesz do... do takiej skrzyni i hop-la! Ju� lecisz w g�r�! � Dla ilustracji podrzuci� opr�niony tymczasem kubek i chwytaj�c go zr�cznie, zawo�a�. � I siup! Ju� zje�d�asz na d�. Bia�y cz�owiek wielki, wielki czarnoksi�nik. Ty w Fort Yukon, ja w Arctic City. Daleko, bardzo daleko, dwadzie�cia pi�� sn�w. Ca�a droga d�ugi, bardzo d�ugi sznur. Ja bior� sznur i gadam: �Halo, Ruth, to ty?� A ty na to: �Czy m�j dobry m��?� A ja: �Tak�. A ty: �Nie mo�na upiec dobra chleb. Nie ma ju� soda�. A ja: �Szukaj w schowku pod m�ka. Do widzenia�. Szukasz w schowku pod m�ka i znajdujesz du�o, bardzo du�o soda. Ca�y czas ty w Fort Yukon, jak w Arctic City. Oo! Bia�y cz�owiek wielki, wielki czarnoksi�nik. Tak, Ruth! Wys�uchawszy cudownej ba�ni Indianka u�miechn�a si� tak promiennie, �e obydwaj m�czy�ni gruchn�li �miechem. Ale zamieszanie w�r�d ps�w przerwa�o nagle opowie�� o cudach szerokiego �wiata; nim rozp�dzili ujadaj�cych zapa�nik�w, kobieta osznurowala ju� sanie i przygotowa�a wszystko do drogi.
� Jazda! Hej, kundle! Jazda!
Mason zr�cznie wywija� batem, kiedy za� psy skoml�c wypr�y�y si� w szorach i przypad�y brzuchami do ziemi, poderwa� sanki �erdk� kierownicz�. Ruth pogoni�a za nim drugi zaprz�g, a Malemute Kid, kt�ry pomaga� jej startowa�, zamyka� poch�d. Silny, zahartowany w trudach prostak, zdolny jednym uderzeniem pi�ci obali� wo�u, nie m�g� si� jednak zmusi� do bicia nieszcz�snych zwierz�t, lecz zach�ca� je tak, jak rzadko to robi� poganiacze. Ba! Niemal skowyta� wraz z nimi lituj�c si� nad ich udr�k�.
� �mia�o, no, �mia�o! Naprz�d, zdro�one biedaczyska � pomrukiwa� z cicha, gdy kilkakrotnie nie uda�o si� ruszy� z miejsca ob�adowanych sanek; na koniec jednak cierpliwo�� doczeka�a si� nagrody i psy skoml�c �a�o�nie pod��y�y �ladem towarzyszy.
Usta�y wszelkie rozmowy. Praca na szlaku nie dopuszcza tego rodzaju zbytku, bo w�dr�wka przez pustk� Dalekiej P�nocy jest najci�szym ze wszystkich �miertelnych trud�w. Za szcz�liwca uchodzi ten, kto cen� milczenia okupi pomy�lny dzie� drogi ubit� �cie�k�. Ale torowanie dziewiczego szlaku to har�wka przekraczaj�ca niemal wytrzyma�o�� ludzkiego serca. Za ka�dym krokiem wielka rakieta grz�nie, a� �nieg si�ga kolana. P�niej wolniutko, prostopadle (bo cal odchylenia grozi katastrof�) trzeba wyci�ga� nog� na powierzchni�. I znowu naprz�d! Druga rakieta zapada, aby po chwili windowa� si� p� jarda w g�r�. Zuch, kt�ry po raz pierwszy pr�buje tej zabawy, zm�czy si� do cna i da za wygran� po stu jardach, je�eli przedtem nie zapl�cz� mu si� nogi i nie runie jak d�ugi na bia�y kobierzec. W�drowiec, co przez ca�y dzie� nie wejdzie psom w drog�, mo�e z czystym sumieniem i niewys�owion� dum� wpe�zn�� wieczorem do �piwora; je�eli za� wytrzyma dwudziestodniow� podr� D�ugim Szlakiem, b�dzie godny zazdro�ci bog�w.
Popo�udnie mija�o. Przej�ci trwog� zrodzon� z Bia�ej Ciszy niemi w�drowcy zginali utrudzone grzbiety. Natura ma wiele sposob�w, by przekona� cz�owieka o jego s�abo�ci � nieustanne przyp�ywy morza, nami�tna furia orkan�w, postrach trz�sie� ziemi, pot�ne, d�ugie salwy artylerii niebieskiej. Ale najbardziej wymowna i przera�aj�ca jest bierna groza Bia�ej Ciszy. Pod bezchmurnym, metalicznym niebem martwieje wszelki ruch. Najcichszy bodaj szept staje si� �wi�tokradztwem, a wyl�kniony cz�owiek boi si� d�wi�ku swego g�osu. Samotna drobina ludzka w�druj�ca upiornym pustkowiem wymar�ego �wiata dr�y z obawy przed w�asn� �mia�o�ci� i uprzytamnia sobie, i� �ycie jej warte tyle, co �ycie najlichszego robaka. Dziwne my�li przychodz� nie wzywane, a tajemnica wszechrzeczy domaga si� uj�cia w s�owa. Nawiedza w�wczas cz�owieka obawa �mierci, Boga i bezmiar�w �wiata; rodzi si� nadzieja zmartwychwstania i �ywota wiecznego; uwi�ziony duch t�skni do nie�miertelno�ci i toczy daremn� walk� z cia�em. Je�eli stworzenie kiedykolwiek obcuje bezpo�rednio z Bogiem, to w�a�nie w takich chwilach.
Dzie� zbli�a� si� do ko�ca. W miejscu, gdzie rzeka kre�li�a wielkie kolano, Mason zwr�ci� sw�j zaprz�g w stron� skr�tu przecinaj�cego w�ski j�zyk l�du. Ale psy nie mog�y zdoby� stromego brzegu. Ze�lizgiwa�y si� raz po raz, chocia� Ruth i Malemute Kid popychali sanie. Nadesz�a wreszcie ostateczna pr�ba. Os�ab�e z g�odu, zdro�one zwierz�ta wykrzesa�y z siebie resztk� si�. W g�r�, w g�r�! Sanie przechyla�y si� ju� na kraw�dzi urwiska, kiedy przodownik poci�gn�� sznur ps�w w prawo, w�a��c Masonowi pod rakiety. Skutki by�y fatalne. M�czyzna zosta� zwalony z n�g, jeden pies upad� w zaprz�gu, a sanie obsun�y si� i ca�ym ci�arem pomkn�y w d�;
Bat �wisn�� z�owrogo i spad� na psy, zw�aszcza za� na tego, kt�ry upad�.
� Daj spok�j, Mason � zaprotestowa� Malemute Kid. � Nie widzisz, �e biedaczysko goni ostatkiem si�? Poczekaj troch�. Przyprz�gniemy moje kundle.
Mason przesta� wymachiwa� batem i czeka� spokojnie, a� przebrzmi� ostatnie s�owa. W�wczas d�ugi rzemie� rozwin�� si� znowu i opl�t� cia�o czworonogiego przest�pcy. Carmen (gdy� to ona upad�a) zwin�a si� na �niegu, zawy�a rozpaczliwie i przewr�ci�a si� na bok.
By� to tragiczny moment, smutny incydent na szlaku. Zdychaj�cy pies i sk��ceni towarzysze podr�y. Ruth przenosi�a b�agalny wzrok z jednego m�czyzny na drugiego. Malemute Kid zdo�a� si� pohamowa� i chocia� w oczach jego by�o morze �alu, pochyli� si� nad suk� i przeci�� rzemienie. Nikt nie powiedzia� s�owa. Po��czono dwa zaprz�gi i dzi�ki temu sforsowano trudne zbocze. Sanie by�y zn�w w ruchu, a bliska �mierci Carmen wlok�a si� smutno w tyle. Dop�ki pies jest zdolny do w�dr�wki, nie strzela si� do niego. Zostawia mu si� ostatni� szans�: niech przype�znie do biwaku, je�li zdo�a, bo mo�e uda si� upolowa� �osia i pies odzyska si�y.
Mason �a�owa� ju� tego, co zrobi� w z�o�ci, ale zbyt by� uparty, by przyzna� si� do winy. Z trudem w�drowa� na czele karawany, nie podejrzewaj�c wcale, �e w powietrzu wisi niebezpiecze�stwo. M�ody las r�s� g�sto w os�oni�tym od wiatr�w jarze, kt�rym wiod�a teraz droga. O przesz�o pi��dziesi�t st�p od szlaku strzela�a w niebo pot�na sosna. Sta�a tam przez wiele ludzkich pokole�, a od pocz�tku los wyda� na ni� taki, nie inny wyrok � wyrok, kt�ry tyczy� zar�wno jej, jak i Masona.
M�czyzna schyli� si�, aby poprawi� obluzowany rzemyk mokasyna. Sanki stan�y. Psy bezg�o�nie u�o�y�y si� w �niegu. Cisza by�a widmowa. Najl�ejszy podmuch nie szemra� po�r�d drzew inkrustowanych szronem. Ch��d i martwota zewn�trznego �wiata zmrozi�y serce i zamkn�y dr��ce usta przyrody. St�umione westchnienie pulsowa�o w powietrzu. Nie by�o go w�a�ciwie s�ycha�, odczuwa�o si� je tylko niby zapowied� ruchu w zastyg�ej pr�ni. Nagle wynios�e drzewo ugi�o si� pod brzemieniem lat i �niegu i odegra�o ostatni� sw� rol� w tragedii �ycia. Mason us�ysza� z�owr�bny trzask i pr�bowa� uskoczy� na bok, ale niemal ju� wyprostowany otrzyma� mia�d��cy cios w ramiona i barki.
Nag�e niebezpiecze�stwo, gwa�towna �mier�! Ile� razy Malemute Kid spogl�da� im oko w oko. Sosnowe ig�y dygota�y jeszcze, kiedy zacz�� komenderowa� i skoczy� na ratunek. Indianka nie zemdla�a ani nie podnios�a g�osu w czczym zawodzeniu, co uczyni�aby na pewno niejedna z jej bia�ych si�str. Na rozkaz towarzysza zawis�a ca�ym ci�arem u ko�ca zaimprowizowanej d�wigni i �agodz�c nacisk grubego pnia s�ucha�a bolesnych j�k�w m�a. Malemute Kid wzi�� si� tymczasem do siekiery. Stal dzwoni�a o zmarzni�te drewno, a ka�demu zamachowi towarzyszy� g�o�ny, zdyszany oddech: �Uff! Uff!� dobywaj�cy si� z piersi drwala.
Wreszcie Kid u�o�y� na �niegu �a�osny szcz�tek, co tak niedawno by� krzepkim m�czyzn�. Ale niepor�wnanie gorsza od m�ki przyjaciela by�a niema rozpacz w oczach kobiety, �w wyraz beznadziejnego, a zarazem pe�nego nadziei pytania. M�wiono niewiele. Ludzie Dalekiej P�nocy szybko poznaj� pr�no�� s��w i nieocenion� warto�� czyn�w. W temperaturze sze��dziesi�ciu pi�ciu stopni ni�ej zera cz�owiek nie wy�yje d�ugo, le��c na �niegu. Co tchu rozci�to wi�c osznurowanie sanek i ranny owini�ty w futra spocz�� na bar�ogu z ga��zek. W pobli�u hucza� ogie� rozniecony z drzewa, kt�re by�o przyczyn� nieszcz�cia. Za Masonem i cz�ciowo nad nim wzniesiono prowizoryczny namiot � kawa� brezentu ustawiony tak, by chwyta� promieniuj�ce ciep�o i zwraca� je ku legowisku. Sztuczk� tak� zna ka�dy, kto u �r�de� studiuje fizyk�. Ponadto ludzie, co nieraz dzielili lo�e ze �mierci�, bez trudu �owi� uchem jej podzwonne. Mason by� straszliwie zmasakrowany. Wynika�o to jasno z najbardziej nawet pobie�nych ogl�dzin. Mia� z�aman� praw� r�k�, prawe udo i �opatk�. Nogi od bioder by�y sparali�owane i istnia�o znaczne prawdopodobie�stwo obra�e� wewn�trznych. Jedyn� oznak� �ycia stanowi� s�aby j�k, kt�ry ranny wydawa� od czasu do czasu.
Nie by�o nadziei; nie by�o rady. Niemi�osierna noc sun�a powoli. Ruth zapad�a w pos�pny stoicyzm w�a�ciwy jej rasie, a ogorza�� na br�z twarz Malemute Kida zarysowa�y nowe zmarszczki. Prawd� rzek�szy, Mason najmniej cierpia�, bo sp�dza� w�a�nie czas we wschodnim Tennessee, u st�p Wielkich G�r Dymnych i ponownie prze�ywa� dzieci�stwo. Najbardziej wzruszaj�ca by�a melodia zapomnianego od dawna po�udniowego dialektu, kiedy biedak majaczy� o ciep�ych sadzawkach, tropieniu szop�w, awanturniczych wyprawach po arbuzy. Dla Ruth s�owa m�a brzmia�y niczym greka, ale Malemute Kid rozumia� wszystko i odczuwa� tak, jak odczuwa� potrafi takie rzeczy jedynie cz�owiek odci�ty przez d�ugie lata od ca�ego sensu cywilizacji.
Z rana wr�ci�a rannemu przytomno�� i Malemute Kid pochyli� si� nad nim, by lepiej s�ysze� st�umiony szept.
� Pami�tasz, jak pozna�em si� z Ruth nad Tanan�? Na przysz�e ruszenie lod�w minie cztery lata. Wtedy jeszcze nie zale�a�o mi na niej tak bardzo. C�, by�a �adna, a ja m�ody... gor�ca krew... Tak przynajmniej zdaje mi si� dzisiaj. Ale, widzisz, od tego czasu mocno j� pokocha�em. By�a dobr� �on�. Zawsze w biedzie stawa�a ze mn� rami� w rami�. Robotna jest i wie, jak zachowa� si� w ka�dej sytuacji. Chyba pami�tasz, jak strzela�a przy �osiowym Wodospadzie, �eby�my mogli zwia� ze ska�y. Kule siek�y po wodzie niby grad. Pami�tasz? Albo ten g��d w Nuklukyeto? Albo jak przeprawi�a si� przez rzek� podczas ruszania lod�w po to, by w por� zd��y� z wiadomo�ci�? Tak, tak... By�a mi dobr� �on�. O wiele lepsz� ni� tamta. Bo ty nie wiesz, �e by�em �onaty. Nie opowiada�em ci nigdy, co? A tak, raz ju� pr�bowa�em szcz�cia na Po�udniu, w Stanach. Dlatego w�a�nie jestem tutaj. Z tamt� znali�my si� od dzieci, chowali�my si� razem. Uciek�em, �eby da� jej pow�d do rozwodu. Skorzysta�a z okazji, a jak�e!
Ale to nie ma nic wsp�lnego z Ruth. Na przysz�y rok my�la�em zwin�� manatki i ruszy� z ni� w szeroki �wiat. Ha, trudno! Ju� za p�no. S�uchaj, Kid! Nie odsy�aj jej do rodziny. Taki powr�t to sprawa diabelnie przykra dla kobiety. Pomy�l tylko! Blisko cztery lata na naszym boczku, fasoli, m�ce i suszonych owocach, a p�niej znowu ryba i karibu. �le by jej by�o wraca� do dawnego, kiedy pozna�a ju� nasze obyczaje i zrozumia�a, �e �yjemy lepiej ni� jej plemi�. Zaopiekuj si� ni�, Kid... S�uchaj! Dlaczego ty nie mia�by�... Ale nie!... Zawsze by�e� nie�mia�y z babami, no i nigdy nie gada�e�, czemu zab��dzi�e� do tego kraju. B�d� dla niej dobry i jak tylko b�dzie mo�na, wypraw j� na Po�udnie, do Stan�w. Ale zr�b tak, �eby mog�a wr�ci�, jakby j� ogarn�a nostalgia, rozumiesz?
A dziecko... S�uchaj, Kid! Ono nas jeszcze bardziej zbli�y�o. Mam nadziej�, �e to b�dzie ch�opak. Pomy�l tylko! Krew z mojej krwi. Kid, on nie mo�e zosta� w tym kraju. A je�eli urodzi si� c�rka, tym bardziej nie powinna tu zosta�. Sprzedaj moje futra. Przynios� co najmniej pi�� tysi�cy. Drugie tyle mam na rachunku w Kompanii. Prowad� dalej nasze wsp�lne interesy. My�l�, �e ta dzia�ka nad potokiem powinna dobrze p�aci�. Dopilnuj, �eby ch�opak uczy� si� jak nale�y, w dobrej szkole. I przede wszystkim, Kid, nie pozw�l mu wraca�. To kraj nie dla bia�ych ludzi.
Ze mn� koniec, Kid. Poci�gn� mo�e trzy, mo�e cztery sny. Wy musicie i�� dalej. Pami�taj! To przecie moja �ona i m�j syn! O Bo�e, Bo�e! Mam nadziej�, �e to b�dzie ch�opak. Nie wolno wam ba�amuci� przy mnie. S�uchaj! Konaj�cy ��da, �eby�cie szli dalej.
� Daj mi trzy dni � poprosi� Malemute Kid. � Mo�e ci si� poprawi. Mo�e si� co� zmieni.
� Nie!
� Tylko trzy dni.
� Musicie i�� dalej. � Dwa dni.
� To przecie moja �ona i m�j syn. Nie nalegaj.
� Cho� jeden dzie�.
� Nie! Nie! Konaj�cy ��da...
� Tylko jeden dzie�. Nietrudno b�dzie oszcz�dzi� �ywno�ci. A nu� si� zdarzy, �e ubij� �osia?
� No, niech b�dzie! Jeden dzie�, ani minuty d�u�ej. I... I, Kid... Nie zostawiaj mnie... Niech sam nie czekam tego... Jeden strza�... Jedno poci�gni�cie cyngla... Rozumiesz? Ach, pomy�l tylko, pomy�l! Krew z mojej krwi i nie do�yj� dnia, �eby go zobaczy�!
Przy�lij mi Ruth. Chc� j� po�egna�, powiedzie�, �eby my�la�a o synu i nie czeka�a tu mojej �mierci. Mog�aby odm�wi�, nie chcie� p�j�� z tob�, gdybym jej nie przykaza�. No i bywaj, stary, bywaj!
Kid! S�u... s�uchaj. Wier� dziur� nad tym potoczkiem troch� wy�ej uj�cia. Wyp�uka�em tam z jednej szufli czterdzie�ci cent�w...
I... I s�uchaj... � Malemute Kid pochyli� si� ni�ej, by z�owi� uchem ostatnie ciche s�owa, kt�rymi konaj�cy rezygnowa� ze swej pychy. � przykro mi... wiesz... z powodu Carmen,
Malemute Kid zostawi� Indiank� pop�akuj�c� z cicha nad rannym m�czyzn�, zarzuci� futrzan� peleryn�, przypi�� rakiety �nie�ne i ze strzelb� pod pach� znikn�� w g�stwinie le�nej. Nie by�y mu obce troski i cierpienia cz�ste na Dalekiej P�nocy, nigdy jednak nie stan�� wobec tak bolesnego problemu. Teoretycznie rachunek by� prosty; wyra�a� si� proporcj�: trzy mo�liwe do uratowania �ycia przeciwko jednemu skazanemu nieodwo�alnie. Mimo to stary wyga waha� si�. Przez pi�� lat rami� przy ramieniu na rzekach i �mudnych szlakach, w obozowiskach i kopalniach, spogl�daj�c w oczy �mierci podczas walk, powodzi lub g�odu Malemute Kid i Mason splatali w�ze� przyja�ni. ��czy�o ich tak wiele, �e Kid odczuwa� nieraz pod�wiadom� zazdro�� od chwili, gdy Ruth wesz�a mi�dzy przyjaci�. A dzi� wi�zy te trzeba b�dzie przeci�� w�asn� r�k�!
Malemute Kid gor�co modli� si� o �osia � o bodaj jednego �osia � ale wszelki zwierz musia� wida� opu�ci� okolic� i o zmierzchu zdro�ony my�liwiec przywl�k� si� do biwaku z pustymi r�kami i pe�nym troski sercem. Przyspieszy� kroku na odg�os zaciek�ego ujadania ps�w i przera�liwych krzyk�w Ruth.
Kiedy nadbieg�, zobaczy� kobiet� wymachuj�c� siekier� po�rodku rozjuszonej sfory. Psy z�ama�y �elazne prawo swoich pan�w: dobra�y si� do zapas�w �ywno�ci. M�czyzna przyst�pi� do dzie�a pos�uguj�c si� kolb� strzelby. Na pierwotnym, dzikim tle rozszala�a bezlitosna, zaciek�a gra, zgodna z regu�� doboru naturalnego. Siekiera i strzelba raz po raz podnosi�y si� i opada�y, chybiaj�c lub trafiaj�c celu. Wi�y si� wychud�e cia�a, gro�nie po�yskiwa�y �lepia, piana kapa�a z pysk�w. Ludzie i zwierz�ta walczyli o przewag� a� do tragicznego ko�ca. Wreszcie poskromione bestie odpe�z�y na skraj �wietlistego kr�gu, zacz�y liza� rany i wyciem rozpowiada� gwiazdom o swojej niedoli.
Zbuntowane zaprz�gi po�ar�y ca�y zapas suszonego �ososia i zostawi�y ledwie pi�� funt�w m�ki, kt�re wystarczy� mia�y ludziom na dwie�cie mil w�dr�wki przez pustkowia. Ruth wr�ci�a do m�za, a Malemute Kid po�wiartowa� gor�ce jeszcze �cierwo psa, kt�remu siekiera roz�upa�a czaszk�. Troskliwie spakowa� wszystkie kawa�ki mi�sa, a psom da� tylko sk�r� i trzewia niedawnego towarzysza.
O �wicie wybuch�o nowe zamieszanie. Zg�odnia�e bestie pocz�y napastowa� si� wzajemnie. Carmen, kt�ra uparcie trzyma�a si� w�t�ej nitki �ycia, pad�a ofiar� rozjuszonej sfory. Daremnie bat �wista� i zadawa� razy. Psy wi�y si� i skowyta�y z b�lu pod rzemieniem, lecz nie umyka�y, p�ki nie znikn�� ostatni n�dzny och�ap � ko�ci, sk�ra, sier��, wszystko.
Malemute Kid zabra� si� do roboty s�uchaj�c Masona, kt�ry wr�ci� znowu do Tennessee i przemawia� m�tnie lub krzycza� co� z zapa�em do swoich bliskich z dawno minionych dni.
Wykorzystuj�c pobliskie drzewa Malemute Kid pracowa� szybko, Ruth patrzy�a, jak przygotowuje kryj�wk�, jakiej my�liwi u�ywaj� czasami, by zabezpieczy� mi�so przeciw psom i rosomakom. Jedn� po drugiej przygi�� dwie m�ode sosny, a kiedy spotka�y si� wierzcho�kami i prawie si�ga�y ziemi, zwi�za� je mocno rzemieniem z �osiowej sk�ry. P�niej batogiem zmusi� psy do uleg�o�ci i zaprz�g� do dwojga sanek, na kt�re za�adowa� wszystko z wyj�tkiem futer okrywaj�cych Masona. Te owin�� mocno i owi�za� doko�a rannego, a oba ko�ce sznura przytwierdzi� do sosen. Teraz jednym ci�ciem my�liwskiego no�a m�g� zwolni� przygi�te drzewa i pos�a� cia�o w g�r�, mi�dzy korony sosen.
Ruth wys�ucha�a ostatniej woli m�a i nie protestowa�a. Dok�adnie wyuczy�a si� lekcji pos�usze�stwa. Od dziecka chyli�a czo�o przed panami stworzenia, podobnie jak inne niewiasty, op�r uwa�a�aby wi�c za wybryk przeciwny naturalnemu porz�dkowi rzeczy. Kid pozwoli� jej na wybuch rozpaczy, kiedy po raz ostatni ca�owa�a m�a (by� to obyczaj nie znany jej ziomkom), nast�pnie za� powi�d� Indiank� do pierwszych sanek i pom�g� jej przypi�� rakiety �nie�ne. Instynktownie, na o�lep uj�a �erdk� sterow� i bat, aby pogania� psy na �mudnym szlaku. M�czyzna wr�ci� do Masona, kt�ry tymczasem zapad� w kompletn� dr�twot�. Ruth dawno ju� znikn�a z pola widzenia, a on wci�� siedzia� skulony przy ogniu i czeka�, i modli� si�, i nie traci� nadziei, �e druh zd��y umrze� w�asn� �mierci�.
Nieswojo cz�owiekowi w Bia�ej Ciszy sam na sam z pos�pnymi my�lami. Milczenie nocy bywa mi�osierne: spowija opieku�czym mrokiem, nieuchwytnym ca�unem utkanym z tysi�cznych nitek wsp�czucia. Ale wyiskrzona Bia�a Cisza, jasna i ch�odna pod stalowym niebem, jest bezlitosna.
Up�yn�a jedna godzina i druga. Ranny nie chcia� umiera�. W samo po�udnie s�o�ce nie wychyli�o wprawdzie r�bka nad po�udniowy widnokr�g, lecz zabarwi�o niebo ognist� �un� i za chwil� znikn�o. Malemute Kid powsta�, ci�kim krokiem przywl�k� si� do boku przyjaciela. Szybko obj�� go spojrzeniem z ukosa i w tym momencie odczu� niezmierne przera�enie, bo wyda�o mu si�, �e Bia�a Cisza u�miecha si� szyderczo. Kr�tko hukn�� strza�. Mason wzlecia� do powietrznego grobowca.
Malemute Kid umyka� po �niegu. Nie �a�uj�c bicza zmusza� psy do szale�czego cwa�u.