9440

Szczegóły
Tytuł 9440
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9440 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9440 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9440 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Juliusz Verne � P�noc Kontra Po�udnie CZʌ� I ROZDZIA� I NA POK�ADZIE PAROSTATKU �SHANNON� � Floryd� przy��czono do wielkiej federacji ameryka�skiej w roku 1819, a kilka lat p�niej wyniesiono j� do rangi stanu. Wcielenie jej powi�kszy�o terytorium republiki o sze��dziesi�t siedem tysi�cy mil kwadratowych. Wszelako gwiazda florydzka nie o�lepia jasno�ci� na firmamencie flagi Stan�w Zjednoczonych Ameryki, usianym trzydziestoma siedmioma gwiazdami. Floryda jest tylko w�skim, nisko po�o�onym paskiem l�du. Jej niewielka szeroko�� nie pozwala przep�ywaj�cym przez ni� rzekom � z wyj�tkiem Saint Johns � osi�gn�� wi�kszego znaczenia. Przy tak s�abo zr�nicowanym ukszta�towaniu powierzchni cieki wodne nie maj� dostatecznego spadku, by nabra� wartko�ci. Nie ma tam wcale g�r, jedynie kilka pasm wzg�rz, zwanych bluffs, tak licznych w cz�ci centralnej i p�nocnej tego kraju. Co si� tyczy kszta�tu stanu, to mo�na go por�wna� do ogona bobra zanurzonego w oceanie, mi�dzy Atlantykiem na wschodzie i Zatok� Meksyka�sk� na zachodzie. Jedynym zatem s�siadem Florydy jest Georgia, z kt�r� graniczy na p�nocy. Granica ta tworzy mi�dzymorze ��cz�ce p�wysep z kontynentem. W sumie Floryda jawi si� jako odr�bna kraina, nieco nawet dziwna, z mieszka�cami b�d�cymi p�krwi Hiszpanami i Amerykanami oraz z Seminolami, r�ni�cymi si� znacznie od swych india�skich wsp�plemie�c�w z Dzikiego Zachodu. Chocia� po�udniowe wybrze�a s� ja�owe, piaszczyste, niemal ca�kowicie pokryte wydmami powsta�ymi z naniesionych przez Atlantyk piask�w, to �yzno�� p�nocnych nizin jest niezr�wnana. Tym Floryda wspaniale uzasadnia swoje imi�. Flora jest tam przepyszna, dorodna, niezwykle zr�nicowana. Niew�tpliwie wynika to z faktu, �e t� cz�� terytorium nawadnia rzeka Saint Johns. Szeroko toczy ona swe wody z po�udnia na p�noc na przestrzeni dwustu pi��dziesi�ciu mil, z czego sto siedem mil, a� do Jeziora Jerzego, jest �eglowne. Dzi�ki kierunkowi swego biegu ma znaczn� d�ugo��, kt�rej niedostatek jest wad� rzek po�o�onych r�wnole�nikowo. Wiele rzeczek przelewa do niej swoje wody w g��bi licznych zatok po�o�onych na obu jej brzegach. Saint Johns stanowi zatem g��wn� arteri� tej krainy, kt�r� orze�wia swymi wodami � krwi� p�yn�c� w �y�ach ziemi. Si�dmego lutego 1862 roku parostatek �Shannon� p�yn�� w d� Saint Johns. O czwartej po po�udniu mia� si� zatrzyma� w ma�ym osiedlu Picolata, obs�u�ywszy przystanie w g�rze rzeki i rozmaite forty le��ce w hrabstwach Saint Jean i Putnam, kilka mil dalej za� wp�yn�� na teren hrabstwa Duval rozci�gaj�cego si� a� do hrabstwa Nassau o granicy wytyczonej przez rzek�, od kt�rej wzi�o sw� nazw�. Sama Picolata nie ma wielkiego znaczenia; wszelako jej okolice obfituj� w plantacje indygo, ry�u, bawe�ny i trzciny cukrowej, w olbrzymie lasy cyprysowe. Tote� i mieszka�c�w tam nie brakuje. W dodatku po�o�enie osiedla wp�ywa na ruch handlowy i pasa�erski. Jest to przysta� pasa�erska obs�uguj�ca Saint Augustine, jedno z najwa�niejszych miast Florydy wschodniej, usytuowane w odleg�o�ci blisko dwunastu mil na tej cz�ci wybrze�a atlantyckiego, kt�r� os�ania d�uga Wyspa Anastazji. Osiedle z miastem ��czy niemal prosty trakt. Tego dnia na przystani w Picolacie znalaz�o si� znacznie wi�cej podr�nych ni� zazwyczaj. Przyjechali z Saint Augustine kilkoma o�mioosobowymi powozami zwanymi stages, zaprz�ganymi w cztery lub sze�� mu��w, kt�re jak szalone gnaj� drog� biegn�c� przez bagna. Wa�ne by�o, �eby si� nie sp�ni� na statek, gdy� w przeciwnym razie cz�owiek do�wiadcza� przynajmniej dwudniowego oczekiwania, zanim parowiec dotar� do po�o�onych w dole rzeki miast, osiedli, fort�w oraz wiosek i wr�ci�. �Shannon� nie obs�ugiwa� bowiem codziennie obu brzeg�w Saint Johns, a w tym czasie by� jedynym statkiem, kt�ry zapewnia� przew�z. Tote� ju� na godzin� przed jego przybyciem pasa�erowie wjechali powozami na przysta�. By�o ich oko�o pi��dziesi�ciu na nabrze�u. Czekali gaw�dz�c z pewnym o�ywieniem. Dawa�o si� zauwa�y�, �e podzieleni s� na dwie grupy niech�tne zbli�eniu. Czy�by zatem do Saint Augustine przywiod�a ich jaka� powa�na sprawa b�d� rozgrywka polityczna? Tak czy owak, nie dosz�o mi�dzy nimi do porozumienia. Przybyli jako wrogowie i tak samo wracali. A� nazbyt wyra�nie by�o to wida� po wymienianych gniewnych spojrzeniach, po dystansie mi�dzy obiema grupami, po paru obra�liwych s�owach, kt�rych prowokacyjny sens wydawa� si� by� jasny dla ka�dego. Tymczasem w powietrzu rozleg�y si� d�wi�ki gwizdka dochodz�ce z g�ry rzeki. Wkr�tce na jej zakr�cie, na prawym brzegu, p� mili powy�ej Picolaty, ukaza� si� �Shannon�. G�ste k��by dymu dobywaj�cego si� z dw�ch komin�w przys�oni�y wielkie drzewa poruszane wiatrem na przeciwleg�ym brzegu. Ruchoma masa ros�a w oczach. Zaczyna� si� odp�yw morza zwi�kszaj�cy pr�dko�� statku, gdy� �ci�ga� wody rzeki do jej uj�cia. Wreszcie zabrzmia� dzwon pok�adowy. Ko�a parowca, bij�c w przeciwnym kierunku powierzchni� wody, zatrzyma�y �Shannona�, kt�ry ustawi� si� blisko pomostu. Wkr�tce podr�ni z pewnym po�piechem weszli na pok�ad. Najpierw wsiad�a jedna grupa, druga za� wcale nie usi�owa�a jej wyprzedzi�. Powodem tego niew�tpliwie by� fakt, i� oczekiwano jeszcze jednego lub kilku sp�nionych pasa�er�w, kt�rym grozi�o, �e statek odp�ynie bez nich, dw�ch czy trzech m�czyzn bowiem zawr�ci�o a� do wylotu drogi do Saint Augustine. Stamt�d spogl�dali w kierunku wschodnim, objawiaj�c wyra�ne zniecierpliwienie. I nie bez powodu, gdy� stoj�cy na trapie kapitan �Shannona� zawo�a�: � Wsiada�! Wsiada�! � Jeszcze kilka minut � odezwa� si� jeden z osobnik�w pozosta�ych na pomo�cie przystani. � Nie mog� czeka�, panowie. � Kilka minut! � Nie! Ani chwili! � Tylko moment! � Absolutnie! Morze si� cofa i ryzykuj�, �e woda na mierzei w Jacksonville b�dzie za niska. � A poza tym � wtr�ci� si� jeden z podr�nych � nie widz� �adnego powodu, dla kt�rego mieliby�my si� podporz�dkowywa� kaprysom opiesza�ych! Ten, kto uczyni� t� uwag�, nale�a� do pierwszej grupy, ju� rozlokowanej na ruf�wce �Shannona�. � S�usznie, panie Burbank � przyzna� kapitan. � Obowi�zek przede wszystkim... No, panowie, albo wsiadacie, albo ka�� odcumowa�! Ju� marynarze gotowali si�, by odepchn�� parostatek od pomostu przy dono�nych d�wi�kach gwizdka parowego, gdy powstrzyma� ich okrzyk: � Jest Texar!... Jest! Zza zakr�tu wypad� gnaj�cy co si� w nogach zaprz�g. Cztery ci�gn�ce go mu�y zatrzyma�y si� na skraju pomostu, tu� przed trapem. Z powozu wysiad� m�czyzna. Ci z jego towarzyszy, kt�rzy wygl�daj�c go wyszli a� na drog�, do��czyli do� biegiem, po czym wszyscy razem wsiedli na statek. � Jeszcze chwila, Texar, a statek odp�yn��by bez ciebie, co by nie by�o po twojej my�li � odezwa� si� kt�ry�. � No! I dopiero za dwa dni m�g�by� wr�ci� do... W�a�nie, gdzie?... Dowiemy si�, jak raczysz nam powiedzie� � doda� inny. � A gdyby kapitan pos�ucha� tego bezczelnego Burbanka � powiedzia� trzeci � to �Shannon� by�by ju� dobre �wier� mili od Picolaty! Texar w towarzystwie swych przyjaci� wszed� na nadbud�wk� na dziobie. Rzuci� tylko okiem na Burbanka, od kt�rego oddziela� go mostek. Cho� nie wym�wi� ani s�owa, jego spojrzenie wystarczy�o, by zrozumie�, �e mi�dzy tymi dwoma m�czyznami istnieje zajad�a nienawi��. James Burbank, popatrzywszy Texarowi prosto w twarz, odwr�ci� si� do niego i usiad� w tyle pok�ad�wki, gdzie jego towarzysze zaj�li ju� miejsca. � Niet�g� ma min� ten Burbank! � powiedzia� jeden z ludzi otaczaj�cych Texara. � To jasne. Zawi�d� si� w nadziejach pok�adanych w swych k�amstwach, a s�dzia okr�gowy pot�pi� jego fa�szywe zeznania... � Ale nie jego samego � odpar� Texar. � I tym zajm� si� osobi�cie! Tymczasem �Shannon� odcumowa� i jego dzi�b znalaz� si� w nurcie rzeki. Zaraz potem statek, pchany pot�nymi ko�ami, kt�re wspomaga� jeszcze odp�yw, szybko ruszy� korytem Saint Johns. Wiadomo, czym s� parowce przeznaczone do obs�ugi rzek w Ameryce. To zwie�czone pok�adami spacerowymi prawdziwe kilkupi�trowe domy, nad kt�rymi wznosz� si� na pomo�cie dwa kominy kot�owni i maszty flagowe podtrzymuj�ce linki tent�w. Na rzece Hudson, jak i na Missisipi parowce te, podobne do nawodnych pa�ac�w, mog�yby pomie�ci� ludno�� ca�ego osiedla. Saint Johns i miasta Florydy nie mia�y a� takich potrzeb. �Shannon� by� tylko p�ywaj�cym hotelem, chocia� jego rozk�ad zewn�trzny i wewn�trzny odznacza� si� bli�niaczym podobie�stwem do statk�w typu �Kentucky� czy �Dean Richmond�. Pogoda by�a cudowna. B��kitne niebo plami�y nieliczne ob�oczki rozrzucone na horyzoncie. Na tej szeroko�ci geograficznej, to znaczy na trzydziestym r�wnole�niku, w lutym w Nowym �wiecie jest niemal r�wnie ciep�o jak w Starym na skraju Sahary. Wszelako lekki wiaterek od morza �agodzi� to, co w tym klimacie mog�oby si� sta� uci��liwe. Tote� wi�kszo�� pasa�er�w �Shannona� pozosta�a na nadbud�wkach, aby odetchn�� intensywnymi woniami, jakie bryza nios�a z przybrze�nych las�w. Uko�nie padaj�ce promienie s�oneczne nie mog�y dosi�gn�� podr�nych pod p��ciennymi daszkami, poruszanymi p�dem parostatku niczym indyjskie punki. Texar i pi�ciu czy sze�ciu innych, kt�rzy wsiedli razem z nim na pok�ad, uznali za s�uszne zej�� do pomieszcze� jadalnych. Tam, jako ludzie nie gardz�cy wypitk�, o gardle stworzonym do mocnych trunk�w dost�pnych w barach ameryka�skich, ca�ymi szklankami raczyli si� d�inem i whisky. Byli to osobnicy do�� nieokrzesani, bez og�ady, grubia�scy w mowie, odziani przewa�nie w sk�ry, przyzwyczajeni raczej do �ycia w lasach ni� w miastach Florydy. Texar wydawa� si� mie� nad nimi przewag� niew�tpliwie wynikaj�c� w r�wnym stopniu z si�y jego charakteru, jak i ze znaczenia swej pozycji czy fortuny. Poniewa� nic nie m�wi�, jego poplecznicy r�wnie� milczeli, a czas wolny od rozm�w wykorzystywali na picie. Przerzuciwszy pobie�nie jeden z dziennik�w, kt�re wala�y si� po sto�ach w jadalni, Texar odrzuci� go, m�wi�c: � Zd��y�y si� zestarze�! � No pewnie! � odpar� kt�ry� z jego kompan�w. � Gazeta sprzed trzech dni. � A trzy dni to du�o, odk�d bij� si� niedaleko od nas � doda� inny. � Jak wygl�da sytuacja na wojnie? � zapyta� Texar. � Je�li chodzi o to, co nas dotyczy, to podobno rz�d federalny zacz�� przygotowania do wyprawy przeciwko Florydzie. Wynika z tego, �e nied�ugo trzeba si� spodziewa� ataku Jankes�w. � Czy to pewne? � Nie wiem, ale takie pog�oski kr��y�y w Savannah i to samo m�wiono w Saint Augustine. � Niech wi�c spr�buj� tu wej�� ci federali�ci, skoro tak chc� nas zmusi� do uleg�o�ci! � zawo�a� Texar, podkre�laj�c sw� pogr�k� uderzeniem pi�ci w st�, od kt�rego szklanki i butelki a� podskoczy�y. � Tak! Niech przyjd�! Zobaczymy, czy florydzcy w�a�ciciele niewolnik�w pozwol� si� ograbi� tym z�odziejskim abolicjonistom. Ta odpowied� Texara wyja�ni�aby dwie sprawy ka�demu, kto by nie by� poinformowany o wydarzeniach rozgrywaj�cych si� w tym czasie w Ameryce: po pierwsze, �e wojna secesyjna, kt�r� rozpocz�� wystrza� armatni na Fort Sumter 11 kwietnia 1861 roku, wesz�a w�a�nie w najgor�tsze stadium, rozszerzy�a si� bowiem do najdalszych granic stan�w po�udniowych; po wt�re, �e Texar, zwolennik niewolnictwa, trzyma� stron� przewa�aj�cej cz�ci mieszka�c�w teren�w, gdzie uprawiano ten proceder. A w�a�nie na pok�adzie �Shannona� znajdowali si� przedstawiciele obu stronnictw: z jednej strony � zgodnie z rozmaitymi nazwami, jakie im nadawano w trakcie tej d�ugiej walki � byli to Jankesi, unioni�ci, abolicjoni�ci i federali�ci, z drugiej za� Po�udniowcy, separaty�ci, secesjoni�ci i konfederaci. Godzin� p�niej Texar i jego kompani, opici bardziej ni� trzeba, podnie�li si�, by przej�� na najwy�szy pok�ad �Shannona�. Mini�to ju� prawobrze�n� zatok� Trent i Zatok� Sze�ciu Mil, z kt�rych pierwsza doprowadza wody rzeki na sam skraj g�stego lasu cyprysowego, druga za� a� do rozleg�ych moczar�w o nazwie Dwana�cie Mil, informuj�cej o wielko�ci ich powierzchni. Parostatek p�yn�� mi�dzy dwoma szeregami wspania�ych drzew: tulipanowc�w, magnolii, sosen, cyprys�w, juk, wiecznie zielonych d�b�w i wielu innych, niezwykle wybuja�ych, o pniach zas�oni�tych spl�tanym g�szczem azalii i w�ownik�w. Niekiedy z otwieraj�cych si� na rzek� zatoczek, kt�re nawadniaj� bagniste r�wniny hrabstw Saint Jean i Duval, dolatywa�o powietrze przesi�kni�te mocnym aromatem pi�ma. Zapach ten nie pochodzi� od krzew�w, tak przenikliwie w tym klimacie pachn�cych, lecz od aligator�w kryj�cych si� w wysokich trawach, gdy p�oszy� je ha�as nadp�ywaj�cego �Shannona�. By�y tam te� ptaki wszelkiego autoramentu, dzi�cio�y, czaple, b�ki, go��bie, �urawie, wr�ble i setki innych rozmaitej wielko�ci i ma�ci, a przedrze�niacz swym g�osem brzuchom�wcy na�ladowa� wszystkie d�wi�ki � nawet krzyk indyka, d�wi�czny niczym metaliczna fraza tr�bki, kt�rej �piew s�ycha� jeszcze w odleg�o�ci czterech mil. W chwili gdy Texar wchodzi� na ostatni stopie� schod�w, by znale�� si� na pok�ad�wce, do salonu zamierza�a wej�� jaka� kobieta. Cofn�a si�, kiedy ujrza�a go przed sob�. By�a to Mulatka s�u��ca u Burbank�w. Niespodziane pojawienie si� zaprzysi�g�ego wroga jej pana wywo�a�o w niej nieprzezwyci�ony odruch wstr�tu. Nie bacz�c na z�owrogie spojrzenie, jakim obrzuci� j� Texar, odsun�a si� na bok. On za�, wzruszywszy ramionami, odwr�ci� si� do swych kompan�w. � Hej, to Zerma! � zawo�a� � jedna z niewolnic tego Burbanka, co to twierdzi, �e nie jest zwolennikiem niewolnictwa! Zerma nie odezwa�a si� ani s�owem. Kiedy droga do pok�ad�wki zwolni�a si�, wesz�a do salonu �Shannona�, zdaj�c si� nie przywi�zywa� najmniejszej wagi do tych s��w. Texar natomiast uda� si� na dzi�b parostatku. Zapaliwszy cygaro, nie interesuj�c si� wi�cej swymi kompanami, kt�rzy za nim poszli, j�� z uwag� obserwowa� lewy brzeg rzeki na skraju hrabstwa Putnam. W tym samym czasie na rufie �Shannona� te� rozmawiano na temat wojny. Po odej�ciu Zermy James Burbank zosta� z dwoma przyjaci�mi � towarzyszami podr�y do Saint Augustine. Jednym z nich by� jego szwagier, Edward Carrol, drugim za� mieszkaj�cy w Jacksonville Florydczyk, Walter Stannard. Oni tak�e z pewnym o�ywieniem rozprawiali o krwawej walce, kt�rej wynik by� kwesti� �ycia lub �mierci dla Stan�w Zjednoczonych. Ale, jak zobaczymy, James Burbank oceniaj�c jej wyniki, os�dza� je inaczej ni� Texar. � Spieszno mi wr�ci� do Camdless Bay � powiedzia�. � Wyjechali�my dwa dni temu. Mo�e nadesz�y jakie� nowiny z wojny? Mo�e Dupont i Sherman zdobyli ju� Port Royal i wyspy Po�udniowej Karoliny? � Na pewno nie omieszkaj� tego uczyni� � odpar� Edward Carrol. � I bardzo by mnie zdziwi�o, gdyby prezydent Lincoln nie rozwa�a� wkroczenia na teren Florydy. � Najwy�szy czas! � doda� Burbank. � Tak! Ju� pora, �eby Unia narzuci�a sw� wol� tym wszystkim Po�udniowcom z Georgii i Florydy, kt�rzy uwa�aj�, �e s� od tego zbyt oddaleni, aby ich kiedykolwiek mog�o dotyczy�! Sami widzicie, do jakiego zuchwalstwa mo�e to doprowadzi� przyb��d�w w rodzaju Texara! Czuje, �e ma poparcie tutejszych zwolennik�w niewolnictwa, wi�c podburza ich przeciwko nam, ludziom z P�nocy, kt�rych po�o�enie, coraz trudniejsze, doznaje jeszcze uszczerbku z powodu wojny! � Masz racj�, James � rzek� Carrol. � Wa�ne jest, �eby Floryda jak najszybciej znalaz�a si� pod w�adz� rz�du waszyngto�skiego. Z niecierpliwo�ci� czekam, a� armia federalna zaprowadzi tu porz�dek, inaczej b�dziemy musieli opu�ci� nasze plantacje. � To ju� kwestia kilku dni, moi drodzy � powiedzia� Walter Stannard. � Przedwczoraj, kiedy opuszcza�em Jacksonville, zaczynano si� niepokoi�, bo podobno komodor Dupont zamierza wp�yn�� na Saint Johns. I to sta�o si� pretekstem do gr�b skierowanych przeciw tym, kt�rzy nie my�l� tak samo jak zwolennicy niewolnictwa. Boj� si�, �eby jacy� buntownicy nie obalili w najbli�szym czasie naszych w�adz miejskich na korzy�� indywidu�w najgorszego pokroju. � Nie dziwi mnie to � odpowiedzia� Burbank. � Tote� gdy wojska federalne b�d� si� zbli�a�y, musimy by� przygotowani na ci�kie chwile. Nie da si� tego jednak unikn��. � Bo i c� mo�emy zrobi�? � podj�� Stannard. � Nawet je�eli w Jacksonville i kilku innych miastach Florydy jest paru osadnik�w, kt�rzy s� tego samego co i my zdania w kwestii niewolnictwa, to przecie� nie ma ich na tyle, aby przeszkodzi� wybrykom secesjonist�w. Dla naszego bezpiecze�stwa powinni�my liczy� tylko na wej�cie federalist�w, i jeszcze nale�a�oby �yczy� sobie, �eby je�li zapad�a decyzja o ich interwencji, sta�o si� to jak najrychlej. � Niech�e ju� wreszcie wejd�! � zawo�a� James Burbank. � I niech nas uwolni� od tej �obuzerii! Zobaczymy wkr�tce, czy ludzie z P�nocy, zmuszeni sytuacj� ro dzinn� lub maj�tkow� do �ycia w�r�d sprzyjaj�cych niewolnictwu Po�udniowc�w i dostosowania si� do panuj�cych tam zwyczaj�w, mieli prawo tak w�a�nie si� wyra�a� i obawia� si� najgorszego. Rozwa�ania Jamesa Burbanka i jego przyjaci� na temat wojny by�y zgodne z prawd�. Rz�d federalny istotnie przygotowywa� wypraw� z zamiarem podporz�dkowania sobie Florydy. Nie tyle chodzi�o o zaw�adni�cie stanem czy o zaj�cie go przez wojsko, ile o zamkni�cie wszystkich dr�g przemytnikom, forsuj�cym blokad� morsk� zar�wno w celu wywozu miejscowych produkt�w, jak i przewozu broni oraz amunicji. Dlatego te� �Shannon� nie wa�y� si� ju� obs�ugiwa� po�udniowych wybrze�y Georgii b�d�cych av r�kach wojsk P�nocy. Przezornie zatrzymywa� si� na granicy, nieco poza uj�ciem Saint Johns, na p�noc od Wyspy Amelii, w porcie Femandina, sk�d biegnie linia kolejowa z Cedar Keys, kt�ra uko�nie przecina p�wysep dochodz�c do Zatoki Meksyka�skiej. Powy�ej Wyspy Amelii i rzeczki Saint Mary �Shannon� nara�a�by si� na uj�cie przez okr�ty federalne, nieustannie strzeg�ce tej cz�ci wybrze�a. W zwi�zku z tym pasa�erami statku byli g��wnie Florydczycy nie zmuszeni do wyjazdu poza granice stanu. Wszyscy mieszkali w miastach, osiedlach i osadach po�o�onych na brzegach Saint Johns lub jego dop�yw�w, a w wi�kszo�ci w Saint Augustine lub w Jackson-ville. Mogli zsiada� ze statku w tych miejscowo�ciach wprost na umieszczone przy przystani pomosty albo te� na drewniane estakady zbudowane na spos�b angielski, dzi�ki czemu nie musieli korzysta� z �odzi. Wszelako jeden z pasa�er�w parowca zamierza� opu�ci� go na �rodku rzeki. Mia� w planie, nie czekaj�c, a� �Shannon� zatrzyma si� w kt�rej� z obowi�zkowych przystani, wysi��� w miejscu, sk�d nie by�o wida� �adnego osiedla ani samotnego domu, ani nawet sza�asu my�liwskiego czy rybackiego. Tym pasa�erem by� Texar. Oko�o sz�stej wieczorem na �Shannonie� rozleg�y si� trzy g�o�ne gwizdki. Niemal r�wnocze�nie ko�a stan�y i statek da� si� nie�� pr�dowi, bardzo �agodnemu w tej cz�ci rzeki. Znajdowa� si� wtedy w pobli�u Czarnej Zatoki. Zatoka ta jest wydr��on� na lewym brzegu rzeki g��bok� nieck�, do kt�rej wpada male�ka rzeczka bez nazwy, przep�ywaj�ca u st�p Fort Heilman po�o�onego niemal na granicy hrabstw Putnam i Du val. W�skie wej�cie do niej niknie ca�kowicie pod sklepieniem g�stych ga��zi o li�ciach przeplataj�cych si� niczym osnowa g�sto utkanego p��tna. Tej ponurej laguny okoliczni mieszka�cy w�a�ciwie nie znaj�. Nikt nigdy nie pr�bowa� tam wej�� i nikt nie wiedzia�, �e s�u�y ona Texarowi za schronienie. Wynika to st�d, �e w miejscu, gdzie znajduje si� wej�cie do Czarnej Zatoki, brzeg rzeki wydaje si� ci�gn�� nieprzerwanie. Tote� przy szybko zapadaj�cej nocy wp�yn�� �odzi� w mroczn� zatok� m�g� tylko �eglarz dobrze z ni� obeznany. Na pierwsze d�wi�ki gwizdka �Shannona� natychmiast odpowiedzia� trzykrotnie powt�rzony okrzyk. Blask ognia, prze�wiecaj�cy mi�dzy wysokimi trawami, zacz�� si� przesuwa�. Znaczy�o to, �e jaka� ��d� nadp�ywa i przybije do burty parostatku. By�o to cz�no � malutka ��dka z kory, kt�r� porusza�o si� i kierowa�o zwyk�ym wios�em. Wkr�tce cz�no znajdowa�o si� zaledwie p� kabla od �Shannona�. Texar podszed� wtedy do znajduj�cego si� na przedniej pok�ad�wce otworu do spuszczania trapu i z�o�ywszy d�onie w tr�bk�, zawo�a�: � Ahoj! � Ahoj! � us�ysza� w odpowiedzi. � To ty, Skambo? � Tak, panie. � Przybijaj! Cz�no przybi�o do burty. W blasku przymocowanej do niego latarni mo�na by�o ujrze� kieruj�cego nim cz�owieka. By� to czarnow�osy Indianin, nagi do pasa, a s�dz�c po torsie widocznym w �wietle � nie u�omek. Texar zwr�ci� si� ku swym kompanom i u�cisn�� im d�onie, m�wi�c znacz�co �do zobaczenia�. Rzuciwszy jeszcze z�owr�bne spojrzenie w stron� Burbanka, zszed� po schodkach umieszczonych za b�bnem ko�a na lewej burcie i znalaz� si� przy Indianinie. Kilkoma ruchami ko�a parostatek oddali� si� od cz�na, a na pok�adzie nikomu do g�owy by nie przysz�o, �e lekka ��deczka wp�ynie pod mroczn� pl�tanin� ga��zi. � O jednego �ajdaka mniej na pok�adzie! � powiedzia� wtedy Edward Carrol, nie przejmuj�c si�, �e jego s�owa dotr� do poplecznik�w Texara. � Tak � przyzna� James Burbank � i r�wnocze�nie niebezpiecznego z�oczy�c�. Ja w to nie w�tpi�, chocia� ten n�dznik zawsze potrafi wybrn�� z k�opotu przez te swoje naprawd� niewyt�umaczalne alibi. � W ka�dym razie � odezwa� si� Stannard � je�eli dzi� w nocy w okolicach Jacksonville zostanie pope�niona jaka� zbrodnia, jego nie b�dzie mo�na o to oskar�y�, skoro opu�ci� �Shannona�! � Niepodobna to poj��! � rzek� Burbank. � Gdyby mi kto� powiedzia�, �e w chwili, gdy o tym m�wimy, widziano go na p�nocy Florydy, pi��dziesi�t mil st�d, jak pope�nia� rabunek albo mord, nie by�bym tym wcale zdziwiony! Co prawda, gdyby uda�o mu si� udowodni�, �e nie jest sprawc� tej zbrodni, to po tym, co zasz�o, te� by mnie to bardziej nie zdziwi�o. Ale za du�o m�wimy o tym cz�owieku. Wracasz do Jacksonville, Walterze? � Jeszcze dzisiaj wieczorem tam b�d�. � C�rka czeka na ciebie? � Tak, i chc� j� jak najszybciej zobaczy�. � Rozumiem to � odpar� Burbank. � A kiedy masz zamiar przyjecha� do Camdless Bay? � Za kilka dni. � Przyje�d�aj wi�c, jak tylko to b�dzie mo�liwe, m�j drogi. Wiesz, �e jeste�my w przededniu wa�nych wydarze�, a ich waga jeszcze wzro�nie, gdy nadejd� oddzia�y federalne. Zastanawiam si� te�, czy nie byliby�cie z Alicj� bezpieczniejsi w naszym Castle House ni� w mie�cie, gdzie Po�udniowcy mog� si� dopu�ci� wszelkich wybryk�w. � Ech, czy� ja sam nie jestem z Po�udnia? � Bez w�tpienia, ale my�lisz i post�pujesz jak cz�owiek z P�nocy! Godzin� p�niej �Shannon�, niesiony coraz szybszym odp�ywem, mija� niewielk� osad� Mandarin, po�o�on� na szczycie zielonego wzg�rza. A pi�� mil ni�ej zatrzyma� si� na prawym brzegu rzeki. Znajdowa�o si� tam nabrze�e za�adowcze, do kt�rego mog�y przybija� statki, by zabra� �adunek. Nieco powy�ej wystawa� mi�y dla oka pomost, lekka drewniana k�adka zawieszona na stalowych linach. By�a to przysta� w Camdless Bay. Na skraju pomostu czeka�o dw�ch Murzyn�w z latarniami, gdy� �ciemni�o si� ju� zupe�nie. James Burbank po�egna� si� ze Stannardem i w towarzystwie Edwarda Carrola zeskoczy� na k�adk�. Za nim sz�a Zerma, kt�ra z daleka odpowiedzia�a na dzieci�cy g�osik: � Jestem ju�, Dy!... Jestem! � A tatu�?... � Tatu� te�! Latarnie oddali�y si�, �Shannon� za� ruszy� dalej, skr�caj�c ku lewemu brzegowi. Trzy mile za Camdless Bay, po drugiej stronie rzeki, zatrzyma� si� przy pomo�cie w Jacksonville, by wysadzi� na l�d wi�kszo�� swoich pasa�er�w. Walter Stannard opu�ci� tam statek razem z trzema czy czterema spo�r�d ludzi, z kt�rymi p�torej godziny wcze�niej po�egna� si� Te-xar, kiedy to cz�nem przyp�yn�� po niego Indianin. Na pok�adzie parostatku pozosta�o ju� tylko nie wi�cej jak p� tuzina pasa�er�w; jedni z nich p�yn�li do Pablo, ma�ego osiedla po�o�onego w pobli�u latarni morskiej wznosz�cej si� przy uj�ciu Saint Johns, inni udawali si� na wysp� Talbot znajduj�c� si� po�rodku wej�cia na szlak wodny o tej samej nazwie, pozostali za� kierowali si� do portu Fernandina. �Shannon� pru� wi�c dalej wody rzeki, kt�rej uj�cie uda�o mu si� przeby� bez przeszk�d. Godzin� p�niej znikn�� za za�omem w zatoce Trount, gdzie Saint Johns miesza swe niespokojne ju� wody z burzliwymi falami oceanu. ROZDZIA� II CAMDLESS BAY � Camdless Bay � tak nazywa�a si� plantacja Jamesa Burbanka. Tam w�a�nie bogaty osadnik mieszka� ze sw� rodzin�. Nazwa posiad�o�ci pochodzi�a od imienia jednej z zatok Saint Johns, otwieraj�cej si� nieco powy�ej Jacksonville na przeciwleg�ym brzegu. Przy tak niewielkiej odleg�o�ci po��czenie z miastem nie by�o trudne. Dobr� �odzi�, przy wietrze p�nocnym lub po�udniowym, korzystaj�c z odp�ywu, by tam dotrze�, i z przyp�ywu, by wr�ci�, wystarcza�a godzina na przebycie trzech mil dziel�cych Camdless Bay od stolicy hrabstwa Duval. Do Jamesa Burbanka nale�a�a jedna z najpi�kniejszych posiad�o�ci w okolicy. I on by� bogaty, i jego rodzina, a fortun� uzupe�nia�y jeszcze poka�ne nieruchomo�ci le��ce w stanie New Jersey, kt�ry graniczy ze stanem Nowy Jork. Niezwykle trafny wyb�r miejsca na prawym brzegu Saint Johns sprawi�, �e plantacja mia�a znaczn� warto��. R�ka ludzka nie musia�a niczego dodawa� do tak korzystnego po�o�enia ofiarowanego przez sam� natur�. Teren nadawa� si� do wszechstronnej eksploatacji. Tote� kierowana przez cz�owieka m�drego, energicznego, w sile wieku, wspieranego w swych wysi�kach przez pracuj�cych u niego ludzi, kt�remu w dodatku nie brakowa�o funduszy, plantacja Camdless Bay by�a w stanie wspania�ego rozkwitu. Posiad�o�� mia�a dwana�cie mil obwodu, a jej powierzchnia wynosi�a cztery tysi�ce akr�w. Je�li nawet istnia�y wi�ksze w po�udniowych stanach Unii, to nie by�y lepiej zagospodarowane. Dom mieszkalny, budynki gospodarcze, stajnie, obory, chaty niewolnik�w, magazyny przeznaczone do przechowywania p�od�w ziemi, warsztaty i przetw�rnie do ich obr�bki, tor kolejowy biegn�cy wok� posiad�o�ci do niewielkiego portu za�adowczego, drogi dla pojazd�w � wszystko przewidziano maj�c na uwadze u�yteczno��. Ju� na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e zosta�o to pomy�lane, urz�dzone i wykonane przez Amerykanina z P�nocy. Jedynie kolonie w Wirginii i obu Karolinach mog�yby rywalizowa� z Camdless Bay. Na dodatek ziemie plantacji sk�ada�y si� z �high-hummoks� � gleby wysokiej warto�ci, najw�a�ciwszej do uprawy zb�, z �low-hummoks� � gleb gorszych, kt�re nadaj� si� pod upraw� krzew�w kawowych i kakaowych, oraz z �marshs�, czyli rodzaju zasolonych sawann, gdzie najlepiej ro�nie ry� i trzcina cukrowa. Jak wiadomo, bawe�na z Georgii i Florydy, ze wzgl�du na d�ugo�� w��kien i ich jako��, jest najwy�ej cenion� na rynkach europejskich i ameryka�skich. Tote� poletka bawe�niane, z rosn�cymi w regularnych odst�pach sadzonkami o pastelowozielonych Ustkach i kwiatach w kolorze malwy, przynosi�y plantacji najwi�ksze dochody. W sezonie zbior�w poletka te, o powierzchni od jednego do p�tora akra, pokrywa�y si� sza�asami, w kt�rych mieszkali wtedy niewolnicy � kobiety i dzieci obarczone zbieraniem torebek i wyci�ganiem z nich k�aczk�w bawe�ny, a praca to bardzo delikatna, nie mo�na bowiem uszkodzi� w��kien. Bawe�na, wysuszona na s�o�cu, oczyszczona za pomoc� k� z�batych i wa��w, zbita pod pras� hydrauliczn� w bele spi�te potem �elazn� ta�m�, by�a magazynowana do wywozu. Statki �aglowe b�d� parowe mog�y przyby� po �adunek bel bawe�ny wprost do przystani w Camdless Bay. Obok bawe�ny James Burbank uprawia� tak�e rozleg�e pola kawy i trzciny cukrowej. Posiada� wi�c oko�o tysi�ca dwustu krzew�w kawowych przypominaj�cych ja�miny wielkokwiatowe, wysokich na pi�tna�cie do dwudziestu st�p; ich owoce, wielko�ci ma�ej wi�ni, zawieraj� dwa ziarenka, kt�re wystarczy tylko wyj�� i wysuszy�. ��ki, a raczej moczary, je�y�y si� tysi�cem trzcin wybuja�ych na wysoko�� do osiemnastu st�p, kt�rych czubki chwia�y si� niczym kity na he�mach oddzia�u kawalerii w marszu. W Camdless Bay szczeg�lnymi staraniami otaczany by� zbi�r trzciny cukrowej, otrzymywano z niej bowiem cukier p�ynny i przetwarzano go na drodze rafinacji, wysoko rozwini�tej w stanach Po�udnia, na cukier rafinowany; do produkt�w ubocznych nale�a�a melasa, s�u��ca do wyrobu rumu, oraz wino trzcinowe, czyli mieszanina p�ynnego s�odziku z sokiem ananasowym lub pomara�czowym. Wprawdzie, w por�wnaniu z polami bawe�ny, uprawa tych ro�lin odbywa�a si� na du�o mniejsz� skal�, lecz by�a bardzo zyskowna. Kilka poletek krzew�w kakaowych, kukurydzy, ignam�w, patat�w, tytoniu, dwie�cie czy trzysta akr�w pola ry�u przynosi�o dodatkowe plony plantacji Jamesa Burbanka. Teren ten eksploatowano tak�e w inny jeszcze spos�b, daj�cy dochody przynajmniej r�wne produkcji bawe�ny. Chodzi o wyr�b niewyczerpalnych las�w porastaj�cych plantacj�. Opr�cz p�od�w drzewek cynamonowych, pieprzowych, pomara�czowych, cytrynowych, mangowych, chlebowych, oliwek, figowc�w i niemal wszystkich europejskich drzew owocowych, kt�re �wietnie si� zaaklimatyzowa�y na Florydzie, ci�gni�to jeszcze zyski z regularnego wycinania las�w. Jakie� tam by�o bogactwo kampeszy, wi�z�w meksyka�skich, tak rozmaicie obecnie wykorzystywanych, baobab�w, drzew koralowych o �odygach i kwiatach krwistoczerwonych, kasztanowc�w, czarnych orzech�w, zielonych d�b�w, modrzewi dostarczaj�cych doskona�ego budulca na szkielety statk�w i omasztowanie, pinii, tulipanowc�w, jode�, cedr�w, a zw�aszcza cyprys�w, tak powszechnych na ca�ym p�wyspie, �e lasy cyprysowe ci�gn� si� tam niekiedy na przestrzeni nawet i stu mil. Burbank musia� zbudowa� kilka tartak�w w rozmaitych punktach plantacji. Ustawione na wpadaj�cych do Saint Johns rzeczkach zapory przydawa�y spadku ich spokojnemu nurtowi, co z kolei umo�liwia�o otrzymanie energii mechanicznej niezb�dnej do przycinania belek, kloc�w czy desek, kt�re co roku mog�a wywozi� setka statk�w, wype�niaj�c nimi �adownie po brzegi. Nale�y jeszcze wymieni� rozleg�e i �yzne ��ki, gdzie wypasano konie i mu�y, oraz stada byd�a, kt�rych produkty zaspokaja�y wszelkie potrzeby. Je�li chodzi o rozmaite gatunki ptactwa zamieszkuj�ce lasy i r�wniny, to z trudem mo�na by sobie wyobrazi�, ile gnie�dzi�o si� ich w Camdless Bay � jak zreszt� na ca�ej Florydzie. Nad lasami kr��y�y z szeroko rozpostartymi skrzyd�ami or�y bia�og�owe, kt�rych przenikliwy krzyk przypomina fanfar� dobywaj�c� si� z p�kni�tej tr�bki, s�py o rzadko spotykanej drapie�no�ci, olbrzymie czaple o dziobie ostrym niczym bagnet. Na brzegu rzeki, mi�dzy wysokimi trzcinami, pod pl�tanin� gigantycznych bambus�w, �y�y czerwone flamingi, bia�e ibisy, kt�re zda si�, ulecia�y prosto z jakiego� egipskiego malowid�a, pelikany niezwyk�ych rozmiar�w, miriady rybitw, wszelkiego rodzaju ptaszory, czerwonopi�re kuliki o brunatnym puchu bia�o nakrapianym, po�yskuj�ce z�otem zimorodki, ca�e t�umy nurk�w, kurek wodnych, �wistun�w, cyranek, siewek, nie m�wi�c ju� o nawa�nikach, burzykach, krukach, mewach, faetonach, kt�re jeden podmuch wiatru przegania� a� do rzeki, a czasem nawet lataj�cych rybach b�d�cych �atw� zdobycz� dla �akomczuch�w. Na ��kach roi �o si� od kszyk�w, biegus�w, bekas�w morskich, indyk�w, kuropatw, go��bi o bia�ych �ebkach i czerwonych �apkach; z jadalnych czworonog�w by�y tam kr�liki o d�ugim ogonie, co� po�redniego mi�dzy europejskim kr�likiem i zaj�cem, stada danieli; nie brakowa�o te� szop�w praczy, ��wi, ichneumon�w, a tak�e, na nieszcz�cie, jadowitych gatunk�w w�y. Tacy oto przedstawiciele �wiata zwierz�cego wyst�powali na terenie posiad�o�ci Camdless Bay, nie licz�c Murzyn�w � m�czyzn i kobiet � pracuj�cych na plantacji. Bo czy� owych istot ludzkich okrutne prawo do posiadania niewolnik�w nie upodabnia do zwierz�t kupowanych i sprzedawanych niczym bydl�ta? Jak to si� sta�o, �e James Burbank, zwolennik zniesienia niewolnictwa, federalista, kt�ry z ut�sknieniem oczekiwa� zwyci�stwa P�nocy, nie wyzwoli� jeszcze niewolnik�w ze swojej plantacji? Czy zawaha si� to uczyni�, jak tylko warunki ku temu b�d� sprzyjaj�ce? Z pewno�ci� nie! I by�a to tylko kwestia tygodni, mo�e nawet dni, poniewa� wojska federalne opanowa�y ju� niekt�re pobliskie punkty w s�siednim stanie i przygotowywa�y si� do zaj�cia Florydy. James Burbank zastosowa� ju� zreszt� w Camdless Bay wszelkie �rodki mog�ce polepszy� los jego niewolnik�w. By�o ich oko�o siedmiuset obojga p�ci, mieszkali przyzwoicie w przestronnych, starannie utrzymanych chatach, �ywno�ci mieli pod dostatkiem, a pracowali na miar� swoich si�. G��wny zarz�dca plantacji i jego pomocnicy otrzymali rozkaz, aby traktowa� ich sprawiedliwie i �agodnie. Wszelkie prace by�y przez to tylko lepiej wykonywane, cho� ju� od dawna w Camdless Bay nie stosowano kar cielesnych. Stanowi�o to uderzaj�cy kontrast ze zwyczajami na wi�kszo�ci plantacji florydzkich, a na takie poczynania s�siedzi Burbanka patrzyli niech�tnym okiem. St�d te�, z czego wkr�tce zdamy sobie spraw�, trudna sytuacja tych okolic � zw�aszcza w okresie, gdy bro� mia�a rozwi�za� problem niewolnictwa. Liczna s�u�ba plantacji ulokowana by�a w wygodnych i czystych chatach. Zgrupowane po pi��dziesi�t, tworzy�y one dziesi�� jakby osad skupionych wzd�u� strumieni. �yli w nich Murzyni ze swymi �onami i dzie�mi. Ka�d� rodzin� w miar� mo�liwo�ci przydzielono do tych samych rob�t na polach, w lasach lub przetw�rniach, dzi�ki czemu jej cz�onkowie nie byli rozdzieleni w godzinach pracy. Na czele osady sta� pomocnik administratora plantacji, pe�ni�cy w niej funkcj� zarz�dcy, �eby nie powiedzie� burmistrza, i kierowa� t� ma�� spo�eczno�ci� podleg�� stolicy. Stolic� by�a wydzielona cz�� Camdless Bay, otoczona wysokim ostroko�em, kt�rego przylegaj�ce do siebie, pionowo ustawione paliki do po�owy zas�ania�a ziele� bujnej ro�linno�ci florydzkiej. Tam w�a�nie wznosi� si� dom mieszkalny Burbank�w. Skrzy�owanie domu z zamkiem, budowla ta otrzyma�a nazw�, na jak� zas�ugiwa�a: Castle House. Camdless Bay ju� od bardzo dawna nale�a�a do rodziny Burbank�w. W czasach, gdy trzeba si� by�o obawia� napad�w Indian, w�a�ciciele plantacji musieli ufortyfikowa� sw� siedzib�. Jeszcze nie tak dawno genera� Jessup broni� Florydy przed Seminolami. Bardzo d�ugo koloni�ci musieli straszliwie cierpie� z powodu obecno�ci owych nomad�w. Nie tylko rabunek pozbawia� ich maj�tk�w, ale i krew ofiar tych �upie�c�w plami�a domostwa, niszczone potem przez po�ar. Nawet miastom nieraz grozi� napad i grabie�. W wielu miejscach widniej� ruiny, kt�re krwio�erczy Indianie zostawili po swoim przej�ciu. Nieca�e pi�tna�cie mil od Camdless Bay, w pobli�u osady Mandarin, pokazuj� jeszcze �krwawy dom�, gdzie pewien kolonista, niejaki Motte, jego �ona i trzy c�rki zostali oskalpowani, a nast�pnie zmasakrowani przez tych barbarzy�c�w. Teraz jednak sko�czy�a si� ju� wojna mi�dzy bia�ymi i czerwonosk�rymi. Seminole, ostatecznie pobici, musieli szuka� schronienia daleko na zach�d od Missisipi. M�wi si� jeszcze tylko o kilku bandach, kt�re kryj� si� gdzie� w bagnistej cz�ci Florydy po�udniowej. Okolica ta nie musi si� zatem wi�cej obawia� dzikich tubylc�w. Zrozumia�e jest wi�c teraz, i� domostwa kolonist�w musia�y by� budowane w taki spos�b, �eby wytrzyma� niespodziewany atak Indian i broni� si� przed nim, dop�ki nie nadejd� oddzia�y ochotnicze, tworzone w okolicznych miastach i osadach. Podobnie by�o z Castle House. Castle House wznosi� si� na lekkim wybrzuszeniu terenu, po�rodku ogrodzonego parku o powierzchni trzech akr�w, zaokr�glaj�cego si� kilkaset jard�w od brzegu Saint Johns. Do�� g��boki strumie� op�ywa� �w park, otoczony palisad� z bali uzupe�niaj�c� fortyfikacje, a dost�p do niego mo�liwy by� tylko przez jeden mostek przerzucony przez potok. Za pag�rkiem g�sto rosn�ce, wspania�e drzewa opada�y wzd�u� zboczy parku, ujmuj�c go w zielone ramy. D�uga aleja ocieniona bambusami, kt�rych ga��zie splata�y si� w �uk, bieg�a od przystani w Camdless Bay a� do pierwszych trawnik�w przed domem. Dalej, na ca�ej wolnej przestrzeni mi�dzy drzewami, rozci�ga�y si� zielone murawy poprzecinane szerokimi alejami, otoczone bia�ymi balustradami, a przed frontow� �cian� Castle House ko�czy�y si� wysypanym piaskiem tarasem. Dworek �w, o do�� nieregularnych kszta�tach, ofiarowywa� wiele niespodzianek i nie mniej fantazji w szczeg�ach konstrukcji. Jednak�e mo�na by�o � rzecz niezwykle istotna � broni� si� w jego murach i wytrzyma� kilkugodzinne obl�enie, gdyby napastnicy sforsowali ostrok� otaczaj�cy park. Okna na parterze opatrzone zosta�y �elaznymi kratami. G��wne wej�cie, znajduj�ce si� w �cianie frontowej, mia�o wytrzyma�o�� bramy warowni. W kilku miejscach na szczycie mur�w wznosi�y si�, zbudowane z p�yt marmurowych, wie�yczki o sto�kowatych dachach, czyni�c obron� �atwiejsz�, poniewa� pozwala�y zaatakowa� wroga z flanki. Zredukowane do niezb�dnego minimum otwory drzwiowe i okienne, wznosz�cy si� nad ca�o�ci� don�on, na kt�rym powiewa�a gwia�dzista flaga Stan�w Zjednoczonych, linie blank�w, �ciany pochy�e u podstawy, wysokie dachy, liczne wie�yczki, grube mury z wybitymi w nich tu i �wdzie strzelnicami � wszystko to sprawia�o, �e budowla przypomina�a raczej fortec� ni� dworek czy will�. Jak ju� zosta�o wspomniane, Castle House w taki w�a�nie spos�b nale�a�o zbudowa�, aby zapewni� bezpiecze�stwo jego mieszka�com w okresie, kiedy na Florydzie zdarza�y si� barbarzy�skie napady Indian. Istnia� tam nawet tunel podziemny, kt�ry przechodz�c pod ostroko�em i potokiem, ��czy� budynek z niewielk� zatoczk� na Saint Johns, zwan� Marino. Tunel ten m�g�by si� przyda� do potajemnej ucieczki w razie zbytniego zagro�enia. Teraz oczywi�cie, i to ju� od dobrych dwudziestu lat, nie zachodzi�a obawa ataku ze strony wypartych z p�wyspu Seminoli. Wiadomo to jednak, co przysz�o�� gotuje? Kto wie, czy niebezpiecze�stwo, kt�rego James Burbank nie musia� si� l�ka� ze strony Indian, nie grozi�o mu ze strony jego rodak�w? Czy� nie by� �yj�cym w g��bi stan�w po�udniowych samotnym federalist�, zagro�onym w kolejnych stadiach wojny domowej, tak dotychczas krwawej, tak brzemiennej w prze�ladowania? Konieczno�� zatroszczenia si� o bezpiecze�stwo Castle House wcale nie przeszkodzi�a w komfortowym urz�dzeniu wn�trza. Pomieszczenia by�y przestronne, apartamenty luksusowe i wspaniale wyposa�one. Burbankowie znajdowali w pi�knym otoczeniu wszelkie rado�ci i zadowolenie, jakich mo�e dostarczy� fortuna, kiedy ��czy si� z prawdziwym zmys�em artystycznym tych, co j� posiadaj�. Z ty�u dworu, w wydzielonym parku, wspania�e ogrody ci�gn�y si� a� do ostroko�u, kt�rego pale kry�y si� pod ro�linami pn�cymi, a w�r�d nich polatywa�y tysi�ce kolibr�w. Ros�y tam, raduj�c w�ch i wzrok, oliwki, figowce, granatowce, k�py magnolii, kt�rych kwiaty o barwie starej ko�ci s�oniowej roztacza�y w powietrzu sw� wo�, krzaki palm poruszaj�ce na wietrze wachlarzami li�ci, girlandy lian o fioletowym odcieniu, juki podzwaniaj�ce niczym ostre szable, r�aneczniki, krzewy mirtu i grejpfrut�w, i wszystko to, co nale�y do flory strefy podzwrotnikowej. Na skraju ogrodzenia, pod kopu�� cyprys�w i baobab�w, kry�y si� stajnie, wozownie, psiarnie, obory i kurniki. Dzi�ki koronom tych pi�knych drzew, przez kt�re nawet na tej szeroko�ci geograficznej s�o�ce nie mog�o si� przedrze�, zwierz�ta domowe nie cierpia�y z powodu letnich upa��w. Doprowadzone od pobliskich strumieni kana�y z wod� bie��c� podtrzymywa�y mi�y i zdrowy ch��d. Jak wida�, ta wydzielona cz�� posiad�o�ci, przeznaczona wy��cznie dla gospodarzy Camdless Bay, by�a cudownie urz�dzon� enklaw� po�r�d rozleg�ej plantacji Jamesa Burbanka. Spoza ostroko�u nie dobiega� ani �oskot oczyszczalni bawe�ny, ani huk tartak�w, ani uderzenia siekiery o pnie drzew, ani �aden inny ha�as spo�r�d tych, jakie niesie ze sob� tak du�a aktywno��. Mog�y tam tylko dotrze�, przelatuj�c z drzewa na drzewo, tysi�ce florydzkich ptak�w. Ale ci skrzydlaci �piewacy, kt�rych barwne upierzenie rywalizuje z przepysznymi kwiatami tej strefy, byli nie gorzej widziani ni� wonie, jakimi przesi�ka�a bryza pieszcz�c swym oddechem pobliskie ��ki i lasy. Tak wygl�da�a nale��ca do Jamesa Burbanka plantacja Camdless Bay, jedna z najbogatszych we Florydzie wschodniej. ROZDZIA� III WOJNA SECESYJNA � Nale�y wspomnie� kr�tko o wojnie secesyjnej, z kt�r� opowie�� ta jest bezpo�rednio zwi�zana. Najpierw musimy zaznaczy� rzecz nast�puj�c�: ot�, jak stwierdzi� hrabia de Paris, by�y adiutant genera�a Mac Clellana, w swej godnej uwagi �Historii wojny domowej w Ameryce�, przyczyn� tej wojny nie by�a ani kwestia taryf celnych, ani rzeczywista r�nica pochodzenia mieszka�c�w P�nocy i Po�udnia. Na ca�ym terytorium Stan�w Zjednoczonych panowa�a rasa anglosaska. Tak�e i sprawy handlowe nie wchodzi�y nigdy w gr� w tej straszliwej bratob�jczej walce. �Niewolnictwo, kwitn�ce w jednej po�owie republiki, a zniesione w drugiej, stworzy�o dwa wrogie sobie spo�ecze�stwa. Dog��bnie zmodyfikowa�o obyczaje w tej cz�ci, w kt�rej panowa�o, pozostawiaj�c nie zmienion� pozorn� form� w�adzy. I ono w�a�nie sta�o si� nie pretekstem czy okazj�, ale jedyn� przyczyn� antagonizmu, kt�rego nieuniknion� konsekwencj� by�a wojna domowa.� W stanach niewolniczych istnia�y trzy klasy spo�eczne. Najni�sza to cztery miliony pozbawionych wolno�ci Murzyn�w, czyli jedna trzecia ca�ego spo�ecze�stwa. Najwy�sza to kasta w�a�cicieli, stosunkowo ma�o wykszta�cona, bogata, pyszna, kt�ra zachowywa�a wy��cznie dla siebie kierowanie sprawami publicznymi. Mi�dzy nimi istnia�a bardzo p�ynna klasa ludzi leniwych, biednych, klasa �bia�ej n�dzy�. I to ona, wbrew wszelkim oczekiwaniom, okaza�a si� naj�arliwszym zwolennikiem niewolnictwa w obawie, �e znajdzie si� na jednym poziomie z wyzwolonymi Murzynami. P�noc mia�a wi�c natkn�� si� na przeciwnika w postaci nie tylko bogatych plantator�w, ale tak�e �bia�ej n�dzy�, kt�ra, zw�aszcza na wsi, �y�a w�r�d niewolnik�w. Wybuch�a straszliwa wa�ka. Potrafi�a wywo�a� nawet w rodzinach takie roz�amy, �e jeden brat walczy� pod flag� konfederat�w, drugi za� federalist�w. Ale szlachetny nar�d bez wahania d��y� do ca�kowitego obalenia niewolnictwa. Ju� w poprzednim stuleciu s�awny Franklin ��da� jego zniesienia. W roku 1807 Jefferson doradza� kongresowi �zakazanie handlu, kt�rego likwidacji od dawna ju� wymaga etyka, honor i najwy�sze dobro kraju�. P�noc s�usznie zatem ruszy�a przeciwko Po�udniu i ujarzmi�a je. Mia�o z tego zreszt� wynikn�� �ci�lejsze zjednoczenie wszystkich cz�ci republiki oraz zlikwidowanie tak zgubnego, tak z�owr�bnego z�udzenia, jakoby ka�dy obywatel winien by� pos�usze�stwo w pierwszym rz�dzie w�asnemu stanowi, a dopiero p�niej ca�emu zwi�zkowi ameryka�skiemu. I w�a�nie na Florydzie zrodzi�y si� pierwsze problemy zwi�zane z niewolnictwem. Na pocz�tku stulecia �on� jednego z wodz�w india�skich, Metysa o imieniu Osceola, by�a br�zowa niewolnica urodzona na bagnistych terenach Florydy, zwanych Everglades. Kt�rego� dnia kobiet� t� schwytali �apacze niewolnik�w i uprowadzili si��. Osceola zbuntowa� Indian, rozpocz�� walk� antyniewolnicz�, zosta� uj�ty i zmar� w fortecy, w kt�rej go uwi�ziono. Walka jednak toczy�a si� nadal, a jak m�wi historyk Thomas Higginson, �koszty, jakich wymaga�a, okaza�y si� trzykrotnie wy�sze od sumy wyp�aconej niegdy� Hiszpanii przy zakupie Florydy�. A oto jakie by�y pocz�tki wojny secesyjnej i jak si� przedstawia�y sprawy w lutym 1862 roku, czyli w okresie, kiedy to w Jamesa Burbanka i jego rodzin� mia�y uderzy� tak straszliwe ciosy, �e wyda�y nam si� godne przedstawienia w tej opowie�ci. Szesnastego pa�dziernika 1859 roku bohaterski kapitan John Brown na czele niewielkiego oddzia�u zbieg�ych niewolnik�w zajmuje Harpers Ferry w Wirginii. Jego celem jest przywr�cenie wolno�ci ludziom kolorowym. Obwieszcza to publicznie. Pobity przez zbrojne oddzia�y milicji, zostaje uwi�ziony, skazany na �mier� i powieszony w Charlestonie 2 grudnia 1859 roku wraz z sze�cioma towarzyszami. Dwudziestego grudnia 1860 roku w Po�udniowej Karolinie zbiera si� konwencja stanowa i z entuzjazmem zatwierdza dekret o secesji. Kilka miesi�cy p�niej, 4 marca 1861 roku, Abraham Lincoln zostaje wybrany prezydentem republiki. Stany Po�udnia uwa�aj� ten wyb�r za zagro�enie panuj�cego w nich niewolnictwa. Jedenastego kwietnia tego� roku jeden z fort�w broni�cych redy w Charlestonie, Fort Sumter, dostaje si� w r�ce Po�udniowc�w dowodzonych przez genera�a Beauregarda. Pod aktem separatystycznym podpisuje si� wkr�tce P�nocna Karolina, Wirginia, Arkansas i Tennessee. Rz�d federalny powo�uje sze��dziesi�t pi�� tysi�cy ochotnik�w. Przede wszystkim nale�y zabezpieczy� Waszyngton, stolic� Stan�w Zjednoczonych Ameryki, przed opanowaniem go przez konfederat�w. P�noc zaopatruje swoje puste dot�d arsena�y, podczas gdy Po�udnie zd��y�o swoje zape�ni� za czas�w prezydentury Buchanana. Sprz�t wojenny jest kompletowany za cen� najwy�szych wysi�k�w. Nast�pnie Abraham Lincoln og�asza blokad� port�w Po�udnia. Pierwsze operacje wojenne tocz� si� w Wirginii. Mac Clellan odpiera rebeliant�w na zach�d. Ale 21 lipca pod Bull Run wojska federalne, zebrane pod rozkazami Mac Dowela, zostaj� pobite i wycofuj� si� a� pod Waszyngton. O ile Po�udniowcy przestali dr�e� o Richmond, swoj� stolic�, o tyle mieszka�cy P�nocy maj� powody do niepokoju o stolic� republiki. Kilka miesi�cy p�niej federali�ci raz jeszcze ponosz� kl�sk� pod Ball`s Bluff. Wszelako pora�ka ta zostaje niebawem naprawiona dzi�ki licznym wypadom, kt�re oddaj� w r�ce unionist�w forty Hatteras i Port Royal Harbour. U schy�ku roku 1861 naczelne dow�dztwo wojsk Unii otrzymuje genera� George Mac Clellan. Tego samego roku statki handlarzy niewolnik�w rozpierzch�y si� po morzach obu p�kul. Przyj�to je w portach Francji, Anglii, Hiszpanii i Portugalii � by� to powa�ny b��d, uznano bowiem w ten spos�b secesjonist�w za prawnie wojuj�c� stron�, co w rezultacie zach�ci�o do korsarstwa i przed�u�y�o wojn� domow�. Potem mia�y miejsce wydarzenia na morzu, kt�re odbi�y si� szerokim echem. A wi�c �Sumter� i jego s�awny kapitan Semmes. Dalej pojawienie si� zaopatrzonego w taran okr�tu bojowego �Manas-sas�. Nast�pnie, 12 pa�dziernika, bitwa morska u sp�ywu ramion Missisipi. Z kolei 8 grudnia zatrzymany zostaje �Trent�, statek brytyjski, na kt�rego pok�adzie kapitan Wilkes bierze do niewoli dw�ch przedstawicieli rz�du konfederacji, co omal nie doprowadza do wybuchu wojny mi�dzy Angli� i Stanami Zjednoczonymi. W mi�dzyczasie abolicjoni�ci i secesjoni�ci, dochodz�c a� do stanu Missouri, wydaj� sobie krwawe walki i odnosz� w nich na przemian to sukcesy, to zn�w pora�ki. Jeden z wa�niejszych genera��w Unii, Lyon, ginie, co powoduje odwr�t wojsk federalnych pod Rolla i poch�d Price'a z armi� Konfederacji w kierunku P�nocy. Dwudziestego pierwszego pa�dziernika toczy si� bitwa pod Frederictown, cztery dni p�niej pod Springfield, a dwudziestego si�dmego oddzia�y federalne pod dow�dztwem Fremonta zajmuj� to miasto. Dziewi�tnastego grudnia bitwa mi�dzy Grantem i Polkiem pozostaje nie rozstrzygni�ta. Wreszcie zima, tak ostra na p�nocnych ziemiach Ameryki, k�adzie kres operacjom wojennym. Pierwsze miesi�ce roku 1862 up�ywaj� obu stronom na niezwyk�ych wysi�kach. Kongres P�nocy przeg�osowuje ustaw�, na mocy kt�rej powo�anych zostaje pi��set tysi�cy ochotnik�w � ich liczba wzro�nie do miliona przy ko�cu wojny � i zatwierdza po�yczk� w wysoko�ci pi�ciuset milion�w dolar�w. Powstaj� wielkie armie, przede wszystkim Armia Potomacu. Dowodz� nimi genera�owie Banks, Butler, Grant, Sherman, Mac Clellan, Meade, Thomas, Kearney, Halleck, �eby wymieni� tylko najs�awniejszych. Wszystkie formacje maj� wej�� do walki. Piechot�, kawaleri�, artyleri�, saper�w wciela si� do jednorodnych dywizji. Sprz�t wojenny jest produkowany w nadmiernej a� ilo�ci: karabiny typ�w minie i kolt, dzia�a gwintowane wed�ug system�w Parrotta i Rodmana, armaty o g�adkiej lufie i dzia�a Dahlgrena, mo�dzierze, dzia�ka szybkostrzelne, pociski artyleryjskie Shrapnella, zespo�y machin obl�niczych. Organizuje si� telegraf i wojskowe s�u�by balonowe, reporta�e dziennikarzy z pola walki, transport zapewniony przez dwadzie�cia tysi�cy woz�w zaprz�onych w osiemdziesi�t cztery tysi�ce mu��w. Pod kierunkiem g��wnego kwatermistrza gromadzi si� wszelkiego rodzaju zapasy. Budowane s� nowe okr�ty typu taranowego pu�kownika Elleta, kanonierki komodora Foote'a, kt�re po raz pierwszy pojawi� si� w bitwie morskiej. Na Po�udniu zapa� panuje nie mniejszy. Pracuj� odlewnie dzia� w Nowym Orleanie, w Memphis, huty �elaza w Tredogarze w pobli�u Richmondu, gdzie wytwarza si� armaty. Ale to nie wystarcza. Rz�d Konfederacji zwraca si� do Europy. Li?ge i Birmingham wysy�aj� �adunki broni, karabiny system�w Armstronga i Whitwortha. Statki prze�amuj�ce blokad�, kt�re przyp�ywaj� do port�w po bawe�n� p�ac�c za ni� marne grosze, otrzymuj� j� tylko w zamian za ca�y ten sprz�t wojenny. Powstaje armia. Dowodz� ni� genera�owie Johnston, Lee, Beauregard, Jackson, Critenden, Floyd, Pillow. Do��cza si� nieregularne oddzia�y milicji i powsta�c�w do czterystu tysi�cy ochotnik�w zwerbowanych co najmniej na rok, a nie d�u�ej ni� na trzy lata, kt�r� to liczb� Kongres separatystyczny zatwierdzi� dnia 8 sierpnia prezydentowi Jeffersonowi Davisowi. Przygotowania nie przeszkadzaj� w podj�ciu dalszej walki pocz�wszy od drugiej po�owy tej pierwszej zimy. Spo�r�d wszystkich stan�w niewolniczych rz�d federalny zajmuje na razie tylko Maryland, zachodni� Wirgini�, cz�� Kentucky, wi�kszo�� Missouri i niekt�re punkty na wybrze�u. Dalsze dzia�ania wojenne rozpoczynaj� si� najpierw we wschodniej cz�ci Kentucky. Si�dmego stycznia Garfield zwyci�a konfederat�w pod Middle Creek, a dwudziestego zn�w zostaj� pokonam pod Logen Crass, czyli Mili Springs. Drugiego lutego Grant zaokr�towuje si� z dwiema dywizjami na kilka du�ych parowc�w z Tennessee, kt�re ma wspomaga� flota pancerna Foote'a. Sz�stego w jego r�ce wpada Fort Henry. W ten spos�b przerwane zostaje jedno ogniwo �a�cucha, �na kt�rym � stwierdza historyk wojny domowej � opiera� si� ca�y system obrony jego przeciwnika, genera�a Johnsto-na�. Cumberland i stolica Tennessee s� zatem bezpo�rednio zagro�one przez oddzia�y federalne. Tote� Johnston pr�buje skoncentrowa� wszystkie swoje si�y w Fort Donelson, aby znale�� pewniejszy punkt oparcia dla defensywy. W tym samym czasie inna grupa wojsk, obejmuj�ca szesna�cie tysi�cy ludzi dowodzonych przez Burnside'a, flot� z�o�on� z dwudziestu czterech okr�t�w bojowych i z pi��dziesi�ciu transportowc�w, p�ynie w d� Chesapeake i 12 stycznia odcumowuje z Hampton Roads. Mimo gwa�townych burz 24 stycznia wp�ywa na wody cie�niny Pimlico, by zaj�� wysp� Roanoke i podbi� wybrze�a P�nocnej Karoliny. W