9452

Szczegóły
Tytuł 9452
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9452 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9452 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9452 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aksionow Wasilij Nowy S�odki Styl Raz dla zabawy czytali�my boje, Gdzie wpad� Lancelot w mi�osne wi�zienie. Dante, Boska Komedia Cz�� pierwsza I Cz�� pierwsza I Trzy stopnie Dziesi�tego sierpnia 1982 roku Aleksander Jakowlewicz Korbach po raz pierwszy stan�� na ameryka�skiej ziemi. Data ta wci�� t�uk�a mu si� po g�owie, kiedy w terminalu PanAm sta� w kolejce do kontroli paszportowej: by� w niej jaki� dodatkowy, ukryty sens. I dopiero po zako�czeniu kontroli, przy transporterze baga�owym, ol�ni�o go: urodziny! Co roku tego dnia �ko�czy�� ile� tam, no i teraz te� sko�czy�: chyba czterdzie�ci dwa, nie, czterdzie�ci trzy. Czy rok temu, na Krymie, przypuszcza�, �e kolejne urodziny b�dzie obchodzi� na nowojorskim lotnisku? 10.08.82, czterdzie�ci trzy lata, g�owa boli po wczorajszym, wiza N-l, w kieszeni p�tora tysi�ca dolar�w, trzy tysi�ce frank�w, niczego nie czuj� pr�cz �wichru wra�e�. Pierwsze spotkanie na ameryka�skim l�dzie okaza�o si� przyjemne, a nawet wzruszaj�ce. Walizka przyby�a jedna z pierwszych: wyskoczy�a z otch�ani, wykazuj�c dziwn� �wawo��, by nie powiedzie� nonszalancj�. Sk�onny do snucia nieadekwatnych refleksji na tematy nie odnosz�ce si� do sprawy, Aleksander patrzy� na ni� i my�la�: niby to tylko zszargana po r�nych go�cinnych wyst�pach walizka, a mimo to jako� bliska sercu. Tak to leci: zabili gdzie� zwierzaka, na �otwie zrobili ze sk�ry walizk� i prosz� - wszystko co zwierz�ce si� ulotni�o, a walizka zmieni�a si� w obiekt przywi�zania. Walizka przedefilowa�a przed nim, zderzy�a si� z hinduskim tobo�em i upad�a na p�ask. Przy kolejnym obrocie transportera Korbach wy�apa� swoje spomi�dzy cudzego i stan�� w kolejce do kontroli celnej. Z wysokiego krzes�a popatrywa� na niego funkcjonariusz celny Jim Corbett. Nie da si� sprawdzi� ca�ego tego barach�a, kt�re przybywa do Ameryki, ale istnieje metoda kontroli wyrywkowej, znakomicie opanowana przez profesjonalist�w. Wyspecjalizowany celnik patrzy na wyraz twarzy, gest, ka�dy ruch cia�a. Czasem z daleka wida� potencjalnego przest�pc�. O, na przyk�ad ten typ z �ys�, pi�knie zarysowan� czaszk�. Trudny do sklasyfikowania. Jako� tak dziwnie wzrusza ramionami. Za bardzo. Przemytnik narkotyk�w tak nie podryguje. No dobra, nie b�d� go sprawdza�, niech przechodzi ta pa�a razem ze swoimi uszami. - Czy by�by pan uprzejmy otworzy� walizk�? - odezwa� si� grzecznie i doda�: - Sir. Typ podsuwa papierek: - Declaration! Declaratwn! Nie rozumie po angielsku! Jim Corbett pokazuje: wyrazisty, okr�g�y ruch nadgarstk�w, a nast�pnie lekkie uniesienie d�oni: �Je�li nie ma pan nic przeciw temu, sir�. Niczego ciekawego, ale te� niczego szczeg�lnie odstr�czaj�cego w walizce nie by�o. W�r�d przepoconych koszul ksi��ka w starej oprawie; niby z�ot� piecz�� wyci�ni�to na niej wielkie D. Nie ma podw�jnego dna. Jim Corbett zagl�da do paszportu. Gosh, ten facet to rzadki ptak, Sowiet! - W�dka jest? - pyta �artem oficer. - Tylko tu - odpowiada r�wnie� �artem przybysz, poklepuj�c si� po czole. Fajny go��, u�miecha si� Corbett. Nie�le by by�o posiedzie� z nim w Tony�s. Ciekawi ludzie ci Rosjanie, my�la� jeszcze przez par� minut Corbett, przepuszczaj�c potencjalnych przest�pc�w bez sprawdzenia. Kraj nienagannego porz�dku, wszystko pod kontrol�, �adnego homoseksualizmu... Jak oni to zorganizowali? Aleksander Korbach zmierza� tymczasem wraz z t�umem ku ziej�cemu wylotowi tunelu, za kt�rym, co tu gada�, zaczyna�a si� kraina wolno�ci. Kto wie, mo�e cia�o, kt�re dopiero co przelecia�o przez ocean, nie jest jeszcze w pe�ni skompletowane? By� mo�e z powodu obcej cz�owiekowi pr�dko�ci lotu jakie� astralne nici, wszystkie te czakry, idy, pingale, kundalini, nie po��czy�y si� jeszcze jak nale�y? - my�la� nie bez sm�tnej ironii. Odg�os szurania podeszew o niczym nie �wiadczy, zwyk�y mechaniczny ruch �ywych automat�w, rw�cych si� do Ameryki. Musi min�� jaki� czas, by na nowo o�ywi�a je pasja. Z przodu wznosi�y si� przed t�umem trzy stopnie, kt�re wyda�y si� Aleksandrowi trzema tarasami r�nej barwy: jeden bia�y, marmurowy, drugi chropowaty, jak gdyby z osmalonego kamienia, koloru purpury przechodz�cej w czer�, i trzeci - ognistoczerwony porfir. T�um w milczeniu wsysa� si� w tunel. Przed nimi, na drugim ko�cu tunelu, pojawi� si� inny, nieruchomy t�um - oczekuj�cych. Nad nim stercza�y ju� telewizyjne reflektory. Tylko spokojnie, powiedzia� sobie Korbach. M�wi� tylko po rosyjsku. �adnych poni�aj�cych pr�b dukania. Wybaczcie, panowie, sytuacja jest niejasna. Teatr na razie istnieje. Moje kierownictwo artystyczne stoi pod znakiem zapytania. Cel przyjazdu - kontakty z pokrewnymi duchem i stylem si�ami tw�rczymi Stan�w Zjednoczonych. No c�, w czasie gdy g��wny bohater - mi�ej powierzchowno�ci, w typie Lermontowa, cho� z �ysin� jak u Andrieja Bie�ego, wzrostu sto siedemdziesi�t pi�� centymetr�w - podchodzi do kamer, my mo�emy si� przelecie� z grubsza po jego curriculum vitae. II Curriculum vitae W roku 1982 cz�owiek radziecki nie mia� jeszcze poj�cia, czym si� je te dwa trudne do wym�wienia s�owa. Nie zna�, rzecz jasna, r�wnie� skr�tu CV, kt�ry wymawia si� �si-wi�, co za ka�dym razem przywodzi na my�l niejak� Sybill�1, jasnowidzk�. Jest w tym pewien sens, jako �e CV, mieszanka ankiety personalnej i �yciorysu, odnosi si� wprawdzie do przesz�o�ci, ale zawiera w sobie nadziej� na korzystne zmiany w przysz�o�ci. W gruncie rzeczy to nic innego ni� reklama konkretnej osoby, sporz�dzona z my�l� o tym, by j� sprzeda�. Reklama jednak nie powinna oszukiwa�. Dlatego autor w roli kadrowca powinien od razu ujawni�, �e bohater mia� w swoim CV pewne niejasno�ci, je�li wr�cz nie dwuznaczno�ci. We�my na przyk�ad wiecznie budz�ce trwog� pytanie kwestionariusza znane w sowieckim �argonie jako �punkt pi�ty�. We wszystkich dokumentach Aleksander Jakowlewicz Korbach wyst�powa� jako �yd, a przecie�, powiedzmy otwarcie, nie zawsze nim by�. Nie zawsze te� jego nazwisko mia�o charakterystyczn� �ydowsk� ko�c�wk� �ach�, a i patronimik brzmia� niegdy� nieco milej dla czerwonego ucha. W dzieci�stwie i wczesnej m�odo�ci nasz przyjaciel chodzi� po �wiecie jako Sasza I�mai�ow, ma�y Rosjanin. Mia� r�wnie� odpowiedniego ojca, Niko�aja Iwanowicza I�mai�owa, lekko utykaj�cego, wspartego na solidnej lasce bohatera Wielkiej Wojny Ojczy�nianej, z kt�rego Sasza by� jak nale�y dumny. Ze swej strony Niko�aj Iwanowicz odnosi� si� do Saszy z pow�ci�gliw� surowo�ci�, kt�r� mo�na by�o wzi�� za pow�ci�gliw� czu�o��. Tylko kiedy sobie porz�dnie podpi�, okre�la� ch�opca dziwnym s�owem �mieszaniec�, na co mama krzycza�a przera�liwie: �Umieram! Umieram!� Jako nale��cy do nomenklatury Niko�aj Iwanowicz osi�ga� wy�szy poziom �ycia i jego rodzina, jak to si� m�wi, nie wiedzia�a, co to bieda. W latach powojennych Saszy przyby� braciszek, a potem siostrzyczka. Niko�aj Iwanowicz nierzadko figlowa� w swoim gabinecie na dywanie z ca�� tr�jk� i tylko czasem, obj�wszy Walerk� i Katiuszk�, szepta� gor�co: �Moje rodzone�, k�ad�c nacisk na ka�de s�owo. Ja i ty, czytelniku, mo�emy si� domy�la�, w�wczas jednak ch�opak nie rozumia�, dlaczego z up�ywem lat jego zachwyt dla ojca ust�powa� miejsca jakiej� niejasnej rezerwie. Na peryferiach tego nieprostego rodzinnego uk�adu zawsze by�a obecna babcia Irina, kt�r� nazywano tak jakby z racji samego wieku, a jednak niezupe�nie tylko z racji wieku. Stara�a si� pojawia� w te dni, kiedy I�mai�ow wyje�d�a� w kt�r�� ze swoich szalenie wa�nych podr�y s�u�bowych. Przywozi�a Saszy najpierw zabawki, potem �y�wy i kije hokejowe, patrzy�a na niego z czu�o�ci�, ca�ymi godzinami rozmawia�a a to o Indianach ameryka�skich, a to o kapitanach fregat, a to o �wiatowej scenie politycznej... Babka by�a nietypowa. Jako lekarz wojskowy ca�� wojn� sp�dzi�a w szpitalach polowych. Twardy oficerski krok, nieod��czny kazbek w z�bach, wielkie okulary sprowadza�y ca�� posta� do wsp�lnego mianownika kobiety niepowszedniej. A na dodatek przez ca�e dzieci�stwo Saszy babka je�dzi�a w�asnym samochodem, zdobycznym oplem kapitanem. Ch�opak nie rozumia�, z czyjej strony jest dla niego babk� ta znakomita osoba, wyczuwa� jak�� rodzinn� nieprawid�owo��, nie chcia� si� jednak wdawa� w szczeg�y. Kiedy� us�ysza�, jak mama i babcia Irina zaczynaj� m�wi� tak zwanym podniesionym g�osem. Babka jak gdyby ro�ci�a sobie wobec niego jakie� prawa, a matka z w�a�ciw� jej egzaltacj� prawa te kwestionowa�a. Dopiero w pi��dziesi�tym trzecim, to znaczy w czternastym roku �ycia Saszy, wszystko si� wyja�ni�o. Odwiedziwszy raz babci� Irin� w jej ogromnym mieszkaniu w Zau�ku Starokoniuszennym, zauwa�y� na �cianie co� nowego: powi�kszon� fotografi� m�odego wojskowego z dystynkcjami na ko�nierzu. Kto to jest? Czu�, �e zbli�a si� do jakiego� gwa�townego �yciowego zwrotu, od kt�rego zakr�ci mu si� w g�owie, mimo wszystko jednak zdecydowa� si� spyta�. - To tw�j ojciec - twardo powiedzia�a babka i okry�a si� ob�okiem b��kitnego kazbekowego dymu. - Widzisz, jaki podobny: stercz�ce uszy, usta od ucha do ucha, roze�miane oczy. A to twoja metryka; to nieprawda, �e zagin�a w czasie ewakuacji. To jest tw�j ojciec, Jak�w Rubinowicz Korbach, m�j syn, a ty jeste� moim rodzonym wnukiem. To ja przekona�am wtedy Liz�, �eby wpisa� ojca do twojej metryki, nawet je�li zgni� ju� w wi�zieniu. Od tej chwili Sasza przesta� nazywa� Niko�aja Iwanowicza I�mai�owa tat�, chocia� matka, jak gdyby przeczuwaj�c zbli�aj�cy si� rozpad rodziny, z uporem m�wi�a po dawnemu: id� do ojca, spytaj ojca, porad� si� ojca. Zamiast wyja�nienia zdarzy� si� pewnego razu w rodzinie niezwyk�y wypadek. Niko�aj Iwanowicz by� w podr�y s�u�bowej (w owych latach odwiedza� Donbas w ramach szerzenia prawdy marksizmu), a matka posz�a z m�odszymi dzie�mi na przedpo�udniowy spektakl do teatru m�odego widza. Sasza siedzia� sam w sto�owym, chyba nad podr�cznikiem fizyki, i s�ucha� przez radio uwertury do opery Kabalewskiego Colas Breugnon. Porywa� go wicher muzycznego powstania, chcia�o si� gdzie� natychmiast gna�, do tych buntownik�w z arkebuzami... I w tym momencie z wysokiego sufitu wprost na g�ow� spad� mu ci�ki �yrandol w stylu stalinowskiego empire. Straci� przytomno��. P�niej pr�bowa� przypomnie� sobie wra�enia w tej chwili, czy w mikroskopijnym u�amku chwili, czy te� w nieobj�tej czasem pauzie. �wiadomo�� si� najwyra�niej wy��cza, zanim wra�enie b�lu dotrze do receptor�w, bo b�lu si� nie czuje. Gdzie w�wczas przebywa dusza? W�a�nie w tej pauzie? Pami�ta�, �e pauz� przerwa� trwaj�cy mgnienie potworny skurcz i eksplozja, po czym wszystko zosta�o przywr�cone, otworzy� oczy i zobaczy� nad sob� oczy I�mai�owa, kt�re, gdy napotka�y jego wzrok, zap�on�y szalon� rado�ci�. �Niko�aju Iwanowiczu� - wyszepta� i Niko�aj Iwanowicz wybuchn�� p�aczem. Co to za niepohamowany egzystencjalizm, indeterminizm jaki� idiotyczny? Siedzisz sobie przy stole, s�uchasz Colas Breugnona i w kt�rym� momencie w�a�nie na ciebie, a nie na puste miejsce obok spada pierdolony �yrandol. W ci�gu nast�pnych dziesi�cioleci �ycia Aleksandrowi Jakowlewiczowi nie dane by�o si� dowiedzie�, �e ten moment zwarcia-eksplozji mimo wszystko by� zdeterminowany wcze�niejszym rozwojem akcji. Rzecz w tym, �e �aden �yrandol na niego nie spad�. Korzystaj�c z przys�uguj�cych autorowi praw, mogliby�my o tym nie wspomina�, jednak�e pami�taj�c r�wnie� o prawach czytelnika, nie uwa�amy za mo�liwe, by przemilcze� to z pe�nym wy�szo�ci u�miechem. Ot� w szczytowym punkcie uwertury do sto�owego wszed� Niko�aj Iwanowicz, kt�ry w�a�nie wr�ci� z podr�y. Tego dnia strasznie doskwiera�a mu kr�tsza, wzmocniona gwo�dziem noga. Niedawna �mier� J�zefa Wissarionowicza pogr��y�a ca�y aparat KC w niepewno�ci, a Niko�aj Iwanowicz nie by� wyj�tkiem. Nawet w Donbasie panowa�a duszna atmosfera. W takim stanie ducha zobaczy� przed sob� kark znienawidzonego ch�opaka. B�karta Jaszki Korbacha, kt�ry mia� Liz�, kt�ry uwa�a� go za najlepszego przyjaciela i kt�rego on wyda� czekistom. Jak po tym wszystkim m�g� si� uwa�a� za rzetelnego cz�onka partii, skoro natychmiast po aresztowaniu Jaszki zacz�� si� ostro przystawia� do Lizy, osacza� j� swoj� chuci�? I jak m�g� o tym zapomnie�, skoro wci�� mia� przed oczami nowego, doro�lej�cego Jaszk�? Wstrzymuj�c oddech, Niko�aj Iwanowicz uni�s� lask� z bukszpanu i z ca�ej si�y waln�� ni� ch�opaka w ciemi�. Na korzy�� towarzysza I�mai�owa trzeba powiedzie�, �e najpierw mimo wszystko wezwa� pogotowie, a dopiero potem zacz�� wy�amywa� �yrandol, �eby upozorowa� egzystencjaln� katastrof�. Z jakiego� powodu wypadek pogodzi� Sasz� z fikcyjnym ojcem. Wszyscy w milczeniu od�o�yli wyja�nienie na p�niej, on za� zacz�� si� zwraca� do ojczyma: �Niko�aju Iwanowiczu�. Mama kiedy� powiedzia�a do niego: �Niko�aj Iwanowicz to dobry cz�owiek. Przecie� o�eni� si� ze mn�, chocia� mia�am ju� dziecko, to znaczy ciebie�. I Aleksander, cho� z ka�dym dniem m�nia� coraz bardziej, otar� oczy i pog�aska� j� po g�owie. Wyja�nienie, chyba nie mniej dramatyczne ni� tamto, niespe�nione, nast�pi�o trzy lata p�niej, w pi��dziesi�tym sz�stym, kiedy Aleksander by� w dziesi�tej klasie. Pewnego dnia podczas kolacji Niko�aj Iwanowicz, czytaj�c w gazecie artyku� na temat wypadk�w w�gierskich, zdenerwowa� si�: ��otry! Szubrawcy! Wieszali komunist�w g�ow� w d�!� Mo�na by�o, rzecz jasna, poczeka� z rozwi�zaniem, przetrwa� nerwowy moment. Aleksander jednak, poblad�szy, odsun�� gwa�townie talerz i oznajmi�: - Mamo i Niko�aju Iwanowiczu, chcia�em was powiadomi�, �e przyjmuj� nazwisko mojego ojca i... i jego narodowo��. - Zwariowa�e�! - krzykn�a matka. - Przecie� ty raptem w jednej czwartej...! Zapad�a m�cz�ca cisza. M�odsze dzieci siedzia�y z otwartymi ustami. Katiusza swoim zwyczajem mechanicznie przelewa�a jedzenie z �y�ki z powrotem do talerza. - Precz st�d! - powiedzia� w ko�cu Niko�aj Iwanowicz. - To jest trzecia sprawa, o kt�rej chcia�em was poinformowa� - odpar� Aleksander. - Przeprowadzam si� do babci. Mama zakry�a twarz serwetk�. Oczy Korbacha i I�mai�owa spotka�y si�. Ten ostatni w milczeniu machn�� r�k�: won! Rozszyfrowawszy w ten spos�b formalne punkty hipotetycznego CV Korbacha, powinni�my si�gn�� do innych, mo�e nie tak wa�nych, ale istotnych. Na przyk�ad w rubryce �wykszta�cenie� mo�na wpisa� po prostu �wy�sze�, ale mo�na te� sprecyzowa� to dok�adniej. W takim wypadku b�dziemy musieli wymieni� nie jedn� uczelni�, a ca�� ich list�: wydzia� filologii Uniwersytetu Moskiewskiego, Wy�sz� Szko�� Teatraln� imienia Puszkina, wydzia� re�yserii Pa�stwowego Instytutu Kinematografii, kurs scenopisarstwa. Lista ta jednak nie da nam nic pr�cz zam�tu, jako �e na �adnej z wymienionych uczelni nasz bohater nie uzyska� dyplomu. Z Uniwersytetu Moskiewskiego mieli ch�� wyrzuci� go ju� po pierwszym semestrze za �pogl�dy rewizjonistyczne�, ostatecznie wyrzucili jednak dopiero po drugim i z inn� motywacj�: �skre�lony z listy student�w z powodu niezadowalaj�cej frekwencji�. Do szko�y teatralnej rzuci� si� niczym nurek z wysoko�ci, w bryzgach, w chichocie �wie�o odkrytego �b�aze�stwa�, i szybko dob�aznowa� si� adnotacji: �skre�lony z powodu zerwania przedstawienia roku�. Najsmutniejszym, a chyba te� i najbardziej niebezpiecznym okresem edukacji Saszy okaza�a si� szko�a filmowa. Zafascynowany mo�liwo�ciami ukrytej kamery, Korbach nakr�ci� dwucz�ciowy dokument o letnich obozach wojskowych. To, co uwa�a� za �agodny humor, doprowadzi�o pu�kownik�w ze studium wojskowego do w�ciek�o�ci. Ta�m� zabra�o KGB i przepad�a bez wie�ci. Liberalny dziekan poradzi� m�odzie�cowi, by wyjecha� gdzie� na rok. Spo�ecze�stwo mo�e nie darowa� mu zamachu na to, co naj�wi�tsze - patriotyczny obowi�zek m�odzie�y... W rezultacie i z tej szko�y wylecia� bez dyplomu, a na kurs scenopisarstwa zaczepi� si� dzi�ki pomocy koleg�w od kieliszka, g��wnie po to, �eby nie zabrano go do wojska, nie przypi�to etykietki paso�yta i nie wys�ano za sto pierwszy kilometr. Do diab�a z sowieckimi uczelniami, pomy�la� w�wczas Sasza. Prawdziw� wiedz� czerpie si� dzi� nie ze szk�, a z podziemia: z zakazanych i zapomnianych ksi��ek, z zachodnich czasopism kulturalnych, z podziemnych prezentacji sztuki, a przede wszystkim z kontaktu z �yj�cymi jeszcze luminarzami Srebrnego Wieku. Przemy�lawszy to, pojecha� do Leningradu, gdzie zdo�a� zaprosi� si� do Achmatowej i przeczyta� jej co najmniej metr swoich wierszy. - O, to ma pan niez�e - powiedzia�a �askawie cesarzowa Srebrnego Wieku i z ca�ego metra przytoczy�a jedn� fraz�, kt�r� niezbyt si� pyszni� i kt�r� ledwie wyb�ka�, czytaj�c: �mia�o�ci trzmiel naszepta� Szamilowi. - Jak u Chlebnikowa - doda�a z u�miechem. Jeden z koleg�w, kory tak jak on nie sko�czy� filologii, skontaktowa� go z dwoma wielkimi starcami, kt�rzy mieszkali w sp�dzielczym bloku ko�o stacji metra Aerof�ot - Michai�em Bachtinem i Leonidem Pi�skim. Staruszkowie, nie rozpieszczani nadmiernym zainteresowaniem m�odego pokolenia, przyj�li ��dnego wiedzy m�odzie�ca z jawn� satysfakcj�. Sasza z zapa�em wielbi� i czci� tych tytan�w erudycji. Stara� si� nawet przej�� ich typowe dla dawnej inteligencji maniery, nie zawsze zdaj�c sobie spraw�, �e na manierach tych wycisn�a swoje pi�tno i zsy�ka, i �ycie w �agrach - czego przyk�adem cho�by dok�adne oblizywanie �y�ki. Wa�niejsze jednak, �e przej�� ich pasj� do renesansu i zda� sobie spraw�, �e cz�sto u�ywa si� tego okre�lenia nieprawid�owo, maj�c na my�li odrodzenie czego�, co ju� kiedy� istnia�o, a potem z jakich� powod�w uwi�d�o na pi��set czy tysi�c lat. Patrz�c w ten spos�b, mo�na by pomy�le�, �e w Rosji tworzyli niegdy� Arystoteles i Platon, skoro m�wimy o renesansie filozofii rosyjskiej na pocz�tku dwudziestego wieku... Nie, kiedy mowa o renesansie, trzeba przez to rozumie� og�lny zryw tw�rczy narodu, grupy narod�w czy ca�ej cywilizacji. G��boko poruszony, m�ody cz�owiek s�ucha�, jak nieustannie odpalaj�cy od siebie nawzajem starcy po prostu, bez ceremonii rozprawiaj� o literackiej scenie trzynastowiecznej Florencji, o �nowym s�odkim stylu�, zapocz�tkowanym przez dw�ch Guido - Guinizzellego i Cavalcantiego, o tym, jak pot�nie wszed� w ten styl m�ody Dante. Trzy stulecia przed Szekspirem! Sze�� stuleci przed Puszkinem! Siedem stuleci przed Sasz� Korbachem! A zatem przed tym �nowym� stylem istnia� ju� stary? No jasne, oto oni: jedenastowieczni trubadurzy Prowansji! W�a�nie dlatego zacz�to nazywa� ten styl nowym, �e chciano odrodzi� stary, wszystkie te mi�osne wynurzenia, kancony Bertranda de Borgue�a, Raimbauta de Vaquierasa i innych dwornych w��cz�g�w z mieczami u pasa. Defilowa� przed nim ludzki korow�d karnawa�owy, ze wszystkimi maskami �miechu i trwogi, wiedziony przez Michai�a i Leonida - �poet�w i m�drc�w� OPOJAZ-u, kt�rzy dopiero pod koniec �ycia, po latach areszt�w i �agr�w, donie�li zapalone �wiat�o do swoich sp�dzielczych klitek. To byli ludzie drugiego rosyjskiego renesansu. Z nadej�ciem dwudziestego wieku zrodzi� si� u nas pot�ny nurt tw�rczo�ci, kt�remu tam� postawi�y dwa upiory �my�lenia pozytywistycznego� - Lenin i Stalin. To doprawdy godny cel �ycia - zdecydowa� wczorajszy idol m�odzie�y radzieckiej: pracowa� dla trzeciego renesansu! I cisn�wszy gitar� na szaf� babki, dwudziestosze�cioletni Korbach, zaka�a uniwersyteckiego wydzia�u filologii i szko�y teatralnej imienia Puszkina, odgrodzi� si� od m�odego �ycia traktatami filozoficznymi i tomami klasyk�w. Zacz�� nawet po d�ugiej przerwie odwiedza� mamusi�, kt�ra pracowa�a w dziale r�kopis�w Wszechzwi�zkowej Biblioteki imienia Lenina i mia�a dost�p do zbior�w specjalnych. Jego przestrze� �yciow� stanowi� w owym czasie k�cik obok pot�nych, pe�nych ksi��ek szaf Iriny Stiepanowny Korbach, z domu Kropotkin - tak, tak, z tych Kropotkin�w! Babka nieustannie zachwyca�a si� duchow� ewolucj� tego, jak m�wi�a, nie najgorszego przedstawiciela swojego nieoczekiwanego pokolenia. Na �ycie zarabia� dy�urami w kot�owni, nie wzdraga� si� r�wnie� przed po�rednictwem w sprzeda�y deficytowych ksi��ek. Paradowa� w czarnym marynarskim p�aszczu, kt�ry, rzecz jasna, mia� swoj� histori�. Oto ona w wersji skr�conej. Zach�d Estonii, Keila-Joa. Strefa zakazana. Telegraficzny styl w rozkwicie. Zapuszczony maj�tek Wo�ko�skich-Benkendorf�w. Sztab brygady czo�gist�w. W parku resztki most�w na resztkach �a�cuch�w. Resztki idylli. Wodospad. Roztrzaskane g�sienicami p�yty nagrobne. Czo�gi�ci szukali z�ota. Zej�cie do morza. Szmer sosen. Wolny powiew wiatru. Zielonawy, pienisty przyp�yw. Na p�yci�nie - czarny p�aszcz niczym sylwetka olbrzyma. Pojawiaj� si� czasowniki i przys��wki. Z�apa�em. Ci�gn�. Ci�ko. Zmacha�em si�. Odwr�ci�em. Nie do wiary. Mign�y dwie klapy, nie nasze, sztokholmskie! P�aszcz, ci�ki niczym lew morski, by� nabity skamienia�ym piaskiem. Sasza trzy dni szufelk� (!) wygarnia� ten piasek z r�kaw�w i kieszeni. Przywieziony do Moskwy p�aszcz sech� jeszcze trzy miesi�ce, a� wreszcie o�y� i leg� na ramionach niczym mocna, mi�kka druga sk�ra. Szwedzki kr�j, drugiego takiego nie u�wiadczysz na Arbacie! I w tym w�a�nie dziwnym okryciu pot�nych szwedzkich ramion zwyk� Sasza snu� si� po mie�cie, tym bardziej �e w bezdennych kieszeniach p�aszcza mo�na by�o pomie�ci� kup� ksi��ek. W tym hipotetycznym CV istnia� jeszcze jeden mocno popl�tany fragment, a mianowicie �praca zawodowa�. Tutaj to ju� w og�le by�y same zygzaki, spirale, zapadliska, wyrwy i zaciemnienia. We�my na przyk�ad g��wn� dzia�alno�� A. Korbacha: aktorstwo i kierownictwo artystyczne w jednym z moskiewskich teatr�w. Wszystkim niby by� znany ten fakt, ale darmo by�cie szukali owego teatru na li�cie moskiewskich przybytk�w kultury. Nie pr�bujcie te� szuka� w gazetach czy w rozprawach naukowych tytu��w g�o�nych niegdy�, a nawet skandalizuj�cych spektakli Korbacha. Nie znajdziecie ich tam. Pozostaje liczy� wy��cznie na gadanie moskiewskiej publiczno�ci i w�asne wspomnienia, co zreszt� zamierzamy zrobi�. Najpierw jednak wr��my, je�li mo�na, do tego, co przypadkiem ze�lizn�o si� autorowi z pi�ra czterdzie�ci wierszy temu - do wszechzwi�zkowej estradowo-magnetofonowej chwa�y Saszy. Przy ca�ej swojej kuriozalno�ci i ona stanowi przecie� cz�� jego zawodowego do�wiadczenia. Po raz pierwszy stan�� przed publiczno�ci� ze swoj� gitar� na konkursie pie�ni komsomolskiej. Z miejsca znalaz� si� w opozycji do �romantyzmu dalekich dr�g� i zdecydowanie wyodr�bni� si� jako niezale�ny bard lat sze��dziesi�tych. Pie�� Saszy Korbacha Czy�ciec masowo przegrywano jeszcze na starych, zgrzytaj�cych magnetofonach we wszystkich dziesi�ciu strefach czasowych, a romans-blues Jazda figurowa zakr�ci� w g�owach wszystkim dziewczynom. Na koncerty Saszy Korbacha nigdy nie by�o oficjalnego pozwolenia, niemniej si� odbywa�y, za ka�dym razem w do�� nieoczekiwanym miejscu: w bazie turystycznej w Ba�karii, w �czerwonym k�ciku� fabryki lamp elektrycznych, w g�rniczym klubie, w internacie szko�y handlowej, ale i w stylowej sali beethovenowskiej Teatru Wielkiego, w atelier Mosfilmu, a zaraz potem na kutrze w sachali�skim porcie Cho�msk, i zn�w na zachodzie, w Politechnice Lwowskiej czy w ryskim klubie filmowym. I wiecznie ci�gn�� si� za nim smr�d donos�w: robi� polityczne aluzje, by� ubrany w spos�b wyzywaj�cy, deprawowa� niewinne panienki, zwracamy si� do w�adz z pro�b� o zastosowanie we w�a�ciwym czasie odpowiednich �rodk�w. Oto wychodzi: m�ody ch�opak, chudy, ale o barkach atlety, odrzuca z czo�a beatlesowsk� grzywk� (wtedy jeszcze istnia�a grzywka; jak to si� sta�o, �e j� straci�, czemu tak szybko rozwia�a si� jak dym?), uderza w struny, wyci�ga nut� z charakterystyczn� chrypk� - i zachwyt, i g�sia sk�rka, i uciekamy st�d, z tego b�ota, jeszcze dalej w morze, jeszcze wy�ej w g�ry! I nagle - przepad� gdzie� ulubieniec publiczno�ci. Kr��y�y s�uchy, �e wyrwa� za granic�, �e w Jakucji zar�n�li go urkowie, �e ukrywa si� przed swoimi siedmioma �onami i tak dalej. Ma�o komu przychodzi�o do g�owy, �e, by� mo�e, rozwala si� na starym tapczanie u babki w Zau�ku Starokoniuszennym, a tymczasem, jak ju� wiemy, tak w�a�nie by�o. Pewnego razu znowu zakr�ci� si� wok� niego ludzki wir. Zszed� si� w owym czasie z grup� m�odych ludzi, kt�rzy zajmowali si� spraw� swob�d obywatelskich. Trzeba przekona�, �e w�adza gwa�ci stworzone przez siebie prawa. Bez praw cz�owieka �aden renesans nie jest mo�liwy, drogi gitarzysto. Zacz�li zbiera� materia�y do �bia�ej ksi�gi� w zwi�zku z procesem Ginsburga i Ga�anskowa, organizowa� dy�ury obok s�d�w ludowych, w kt�rych w�adza gwa�ci�a ustanowione przez siebie prawa. Tam dopad�a ich bojowa dru�yna komsomolc�w i przywioz�a do sztabu na przes�uchanie. Kiedy si� okaza�o, �e w�r�d antyradzieckich wichrzycieli znajduje si� Sasza Korbach, komsomolcy zwarli szeregi. Jak to, Sasza, my �piewamy twoje pie�ni, Ballad� Dombaju, Delfiny, a ty zadajesz si� z takim marginesem? To co, �ydzi s� ci bli�si ni� m�odzie� epoki rewolucji naukowo-technicznej? Dobra, sp�ywaj, jeste� wolny, a co do pozosta�ych, zobaczymy. Odm�wi� odej�cia. Jacy� �yczliwi zadzwonili jednak gdzie trzeba i w rezultacie w sztabie pojawi� si� najbardziej znienawidzony przez niego cz�owiek - ojczym, Niko�aj Iwanowicz I�mai�ow, cz�onek wysokiej nomenklatury. W�a�ciwie znienawidzony cz�owiek m�g� bez trudu zako�czy� ca�� t� g�upot� z zatrzymaniem garstki wa�koni. W ci�gu nast�puj�cych kolejno po sobie odwil�y i przymrozk�w Niko�aj Iwanowicz zmieni� si� w jednego z najbardziej zr�wnowa�onych pracownik�w placu Starego. Nie jest tajemnic�, �e w jego oddziale panowa�y ca�kiem inne pogl�dy na temat dokr�cania �ruby... Spotkawszy si� jednak z odrzuceniem jego dobrej woli przez doros�ego ju� pasierba, dzia�acz pa�stwowy oddali� si�, pozostawiaj�c sprawy ich naturalnemu biegowi. Bieg ten doprowadzi� wszystkich zatrzymanych przed s�d, kt�ry wlepi� im po pi�tna�cie dni, a potem do wi�zienia na Butyrkach w celu odbycia kary. Siedz�c w ogromnej cuchn�cej celi, Aleksander poczu� nagle kolosaln� nud� ca�ej tej dzia�alno�ci w obronie praw. Op�akany m�j los, je�li takie krety�skie s�dy i �a�osne kary to b�dzie m�j gwiezdny czas... Niestety, jako� nie widz� si� w tym kontek�cie. Mrucza� sobie pod nosem jaki� motyw, wymrukiwa� rym... I wysz�a mu Ballada Butyrek, ironiczna parafraza poematu Wilde�a. W ten spos�b wymrucza� sobie kolejny �yciowy zakr�t. Gdyby nie ta �miechu warta odsiadka, mo�e nie zwr�ci�by uwagi na Anisj� Pupuszczyn�, a tak zwr�ci�: panna sz�a mu na spotkanie, o�lepiaj�c wszystkimi swoimi wdzi�kami niczym wcielone antywi�zienie. Jej ojca, dawnego przyjaciela I�mai�ow�w, skazano na nomenklaturow� banicj� i wys�ano w charakterze ambasadora na �p�on�cy kontynent�, Anis za� zosta�a jedyn� gospodyni� ogromnego mieszkania na Aleksego To�stoja. Czemu nigdy si� nie poka�esz, artysto? Pokaza� si� i zobaczy� u swojej przysz�ej �ony zbiegowisko m�odej moskiewskiej bohemy, a w�r�d nich par� gwiazd: Tarkowski, Wysocki, Koncza�owski, zupe�nie jakby to by�o spotkanie Polak�w. Pili ostro, gadali wartko, ale, niestety, wszyscy naraz, wszystko zlewa�o si� w mieszanin� d�wi�k�w i nie od razu mo�na by�o stwierdzi�, �e jest to na przyk�ad sp�r egzystencjalny: czy nale�y umrze� jak Sokrates, czy te� warto si� trzyma�, jak Arystoteles. Dochodzi�y te� zdania o festiwalu w Cannes, kto� wygadywa� na zast�pc� cz�onka KC Baskakowa, a kto� inny odpowiada�, �e mimo wszystko to jest kto�, umawiali si� na zimowe spotkanie zim� w Ja�cie i wpadali w dziki zachwyt, jakby tam, zim� w Ja�cie, mia�o si� co� zdecydowa�. Wszystkich ich zna� ju� od dawna i oni go znali. No, ch�opaki, ryknijmy jak kiedy�: �Gdzie moje siedemna�cie lat? Na Wielkiej Karetnej!� - Pami�tam, jak pr�bowa�e� Galileusza na uczelni - powiedzia� do niego Andriej. - Masz, stary, jaki� niebanalny rys. Przyjed� jutro do sz�stego atelier, zrobimy pr�bne zdj�cia. Jakkolwiek Sasza Korbach stara� si� uciec od swojej popularno�ci, znowu zacz�a do niego wraca�. Nie wiadomo jak, nie wiadomo sk�d, w ci�gu paru lat sta� si� do�� wybitnym aktorem filmowym, by wkr�tce wr�cz ol�ni� rol� w pi�ciocz�ciowym telewizyjnym serialu kryminalnym. Zagra� te� par� r�l w teatrze, na umow�. Pojawi�a si� u niego zadziwiaj�ca plastyczno��. Na Tagance kapitalnie demonstrowa� odnowion� biomechanik� Meyerholda. W spektaklu Dziesi�� dni, kt�re wstrz�sn�y �wiatem wykonywa� jako Kiere�ski seri� przewrot�w z ko�cowym podw�jnym salto. I w og�le ta niewielka rola uros�a nieoczekiwanie do rangi wydarzenia. Krytycy magazynu �Junost� napomykali, �e Korbach zapowiada si� na wcielenie wsp�czesnego m�odego bohatera (w roli Kiere�skiego!). Ludzie powa�niejsi, a nawet zbli�eni do k� dysydenckich, pisali, �e aktor ten �ma co� do powiedzenia�, przy czym mieli na my�li, �e w ekstrawaganckiej formie kieruje pod adresem swojego bohatera, kt�ry nie zdo�a� ocali� m�odej rosyjskiej demokracji, niema�o goryczy. Na pocz�tku lat siedemdziesi�tych, �dekady �elazobetonu�, czas�w nieko�cz�cych si� uroczystych zebra� z obnoszeniem sztandar�w i satanistycznymi chora�ami, radykalnego st�umienia ruchu obrony praw cz�owieka i rozkwitu hipnotyzuj�cej jazdy figurowej na lodzie w telewizji, Sasza Korbach znowu wszystkich zaskoczy�: stworzy� studio teatralne B�azny. By� tam i re�yserem, i g��wnym aktorem, i autorem pierwszego tekstu, Spartak-Dynamo. Spektakl w stylu burleski stanowi� parafraz� Romea i Julii o podw�jnym sensie, gdzie uliczna banda Montecchich by�a kibicami Spartaka, a Capuletti bronili barw Dynamo. Innymi s�owy, �ywio� Moskwy, a w ka�dym razie tragarze i sprzedawcy, przeciwstawia� si� �klubowi organ�w�. Rzecz jasna, natychmiast po premierze spektakl zdj�to, niemniej bezpa�skie B�azny nadal wystawia�y sw�j musical w rozmaitych klubach na podw�rkach, gdzie zbiega�a si� naturalnie �ca�a Moskwa�. I wtedy zdarzy� si� cud: do Moskwy przyjecha� pewien zachodni klasyk kultury, kt�rego ca�e �ycie up�yn�o pod znakiem r�nych odcieni czerwieni, od bladego r�u do ciemnej purpury. W owym momencie znajdowa� si� w zupe�nie bladym, by nie powiedzie� bia�ym, przedziale widma. Towarzysze z KC postanowili pokaza� mu B�azny jako przyk�ad istnienia w ZSRR sztuki alternatywnej. Klasyk dozna� natchnienia: takie w�a�nie teatry, towarzysze, obalaj� ca�e tomy bur�uazyjnej propagandy! Nieoczekiwanie B�azny uzyska�y status niemal oficjalny. Przydzielono im nawet piwnic� na Presni, z sal� na sto miejsc. Przys�ano partyjnego dyrektora i kierowniczk� literack� - innymi s�owy, wprowadzono teatr Korbacha w normalny nurt radzieckiego �ycia. Spartak-Dynamo otrzyma� par� pozytywnych recenzji; zaszufladkowano go jako satyr� antymieszcza�sk�. Post�powcy z czuchrajowskiej grupy Mosfilmu zaproponowali, �eby nakr�ci� na podstawie spektaklu pe�nometra�owy film. Rezultat okaza� si�, jak na tamte czasy, wr�cz niewiarygodny. W mie�cie zacz�to m�wi� o �kinie Korbacha�, filmowi prorokowano Z�ot� Palm�, Z�otego Lwa... Co prawda, na tym si� sko�czy�o: nie pu�cili za granic�. Film otrzyma� najni�sz� kategori� i ugrz�z� w dystrybucji, przypominaj�cej tyle innych rosyjskich bezdro�y. Tak zacz�a si� historia korbachowskiego studia B�azny, kt�rego wzloty i upadki przypomina�y wykres temperatury chorego na malari�: raz skok gor�czki, artyku�y, wyjazdy na festiwal w Edynburgu czy Awinionie, kinowe wersje spektakli, kiedy indziej arktyczny ch��d dyrektywnego milczenia, odwo�anie premier, zakazy wyjazd�w na go�cinne wyst�py, zamkni�cie budynku ze wzgl�du na remont kapitalny, a nawet blokada konta bankowego. Niemniej wszystko si� jako� u�o�y�o. Dyrektor Gudok okaza� si� cz�owiekiem sk�onnym do weso�ej pogaw�dki, cz�sto ko�cz�cej si� p�litr�wk�. �liczn� komsomo�eczk�-literatk� przelecia�y wszystkie ch�opaki z zespo�u i z donosicielki zmieni�a si� w najbardziej zagorza�� patriotk� B�azn�w, gotow� dla ich obrony dos�ownie na wszystko. Do rady programowej teatru wesz�o te� paru marksist�w, kt�rzy, cho� pisali przem�wienia Bre�niewowi, uwa�ani byli za libera��w, a tak�e dwa filary sztuki rodzimej, kt�re przekonano, �e B�azny to bynajmniej nie produkt rozk�adaj�cej si� kultury zachodniej, a przeciwnie, czysty strumyk rdzennie rosyjskiego skoromoszestwa2. No i wreszcie g��wna ostoja post�powej sztuki radzieckiej, �wiatowa opinia publiczna w osobach dziennikarzy zagranicznych akredytowanych w Moskwie. O tej r�wnie� nie zapomniano. Ani jeden spektakl nie odby� si� bez uczestnictwa zamorskich go�ci, kt�rzy poczytywali sobie za honor mo�liwo�� osobistego kontaktu z czo�owym �b�aznem�, niepowtarzalnym Aleksandrem Korbachem. Ze swoim stromym czo�em i rozwianymi kud�ami na skroniach, z satyrycznymi (od s�owa �satyr�) oczami i ma�pim u�miechem, by� symbolem odradzaj�cej si� awangardy. Ameryka�scy go�cie z Broadwayu i off-Broadwayu �ciskali jego mocn�, zahartowan� przy gitarze d�o�: Oh, Alexander Korbach! Ifs a great name in the States! G�upieli, gdy w�r�d marazmu �dojrza�ego socjalizmu� znale�li si� nagle w otoczeniu �wawych, weso�ych ch�opak�w, wsp�czesnych cabotins, uciele�niaj�cych meyerholdowsk� ide� teatru jarmarcznego. Zesp� liczy� dwadzie�cia pi�� os�b. Wszyscy znali sekretn� strategi�. Spektakl przygotowywano w tajemnicy. Potem organizowano pokaz �dla tatusi�w i mam� i od razu sz�y s�uchy o niesamowitym wzburzeniu na g�rze, o drako�skich �rodkach, jakie maj� by� przedsi�wzi�te, niemal o rozwi�zaniu zespo�u. Leniwy minister kultury nie zd��y� si� jeszcze uczesa�, a tu ju� dzwoni� z �Le Monde�, �Le Figaro� �La Stampa�, �Post�, �Timesa�, �Asachi�, �Frankfurter Allgemeine�: czy ministerstwo mo�e potwierdzi� pog�oski o zdj�ciu nowego spektaklu B�azn�w? Zaczyna�y si� telefony w ca�ej kulturalnej biurokracji stolicy. W��cza�a si� ci�ka artyleria aparatczyk�w-libera��w, a tak�e rozmaitych wielkich nazwisk, filar�w patriotyzmu, sekretarskich c�rek, pojawia� si� wyci�gni�ty przez panienki sam Kleofont Stiepanowicz Sitnyj, moskiewski gourmand i genera� tajnych s�u�b. Przedpremierowa gor�czka si�ga�a apogeum, gdy radio zaczyna�o informowa� o kolejnym kryzysie w �wiecie teatralnym Moskwy, w ponownym przek�adzie z j�zyk�w zagranicznych korespondent�w. Sprawia�o to wra�enie, �e ca�y �wiat z zapartym tchem �ledzi rozw�j tego niezwyk�ego wydarzenia. Pod zmasowanym naciskiem znu�ony re�im zaczyna� ust�powa�. Bierzcie ju�, bierzcie tego waszego Korbacha, te wasze B�azny, wielkie rzeczy, nie rozleci si� od tego nasze pa�stwo. Grajcie sobie ten wasz, jak mu tam, Zangezi-rock, tylko ujmijcie troch� anarchizmu, a dodajcie patriotyzmu, no i tytu� zmie�cie. I tak w po�owie lat siedemdziesi�tych ustali� si� repertuar B�azn�w, obejmuj�cy co najmniej p� tuzina sztuk: Spartak-Dynamo na motywach Szekspira, Mineralne Wody na motywach Lermontowa, A - Z na motywach ksi��ki telefonicznej, Babcia rosyjskiej ruletki na motywach Puszkina i Dostojewskiego, wspomniany wy�ej Zangezi-rock pod nowym, rdzennie rosyjskim tytu�em B�dzianin, a tak�e oryginalny ludowy utw�r jednego z or�downik�w sztuki rodzimej, pod tytu�em Owso, co po poszecho�sku oznacza�o owies. To ostatnie dzie�o, w kt�rym autor z trudem rozpoznawa� sw�j tekst, tym bardziej �e aktorzy graj�cy ko�cho�nik�w co chwila improwizowali po francusku, uwa�ane by�o niejako za ideowy rdze� B�azn�w, wska�nik g��bokiej wi�zi zespo�u z narodem. Pod koniec dekady jednak ta - zdawa�oby si� - ugruntowana stabilizacja zacz�a si� chwia�. Najpierw opu�ci�y rad� programow� filary patriotyzmu, przy czym autor Owsa w li�cie otwartym usun�� swoje nazwisko ze spektaklu. �M�wi�c z r�k� na sercu - pisa� - zawsze by�y mi nie w smak pa�skie, Aleksandrze Jakowlewiczu, wycieczki na temat rzekomej umys�owej i duchowej ni�szo�ci naszego, tak obcego pa�skiej ja�ni, narodu�. Warto zauwa�y�, �e list nie zawiera� ani jednego s�owa pochodzenia �aci�skiego. Potem na posiedzenia rady programowej przestali przychodzi� libera�owie z KC i z Instytutu Filozofii przy KC KPZR. W ko�cu i Kleofont Stiepanowicz Sitnyj jako� mocno spowa�nia�: c�, nie samymi tylko pasztetami i towarzystwem panienek �yje cz�owiek w dzisiejszych nie�atwych czasach... Wygl�da�o na to, �e gdzie� na samej g�rze, niewykluczone, �e wr�cz na poziomie J.A., zosta�a podj�ta decyzja o likwidacji B�azn�w. Pewnego razu dyrektor, tow. Gudok, poprosi� do siebie kierownika artystycznego i poinformowa�, �e ministerstwo wyznaczy�o komisj� w celu zanalizowania sytuacji, jaka wytworzy�a si� w studiu teatralno-estradowym B�azny. Mi�dzy innymi, wybacz mi, Aleksandrze, b�dzie rozpatrywana sprawa zbyt swobodnych obyczaj�w w dziedzinie seksu. By�y tak�e sygna�y na temat jakich� substancji chemicznych. Korbach patrzy� na dziwnie obco zmarszczone czo�o Gudoka i zdawa� sobie spraw�, �e z teatrem koniec. Teraz na pewno rozszyfruj� i ten portret Marksa w dyrektorskim gabinecie. Na jubileusz Gudoka aktorzy zrzucili si� po rublu i podarowali mu portret tw�rcy komunizmu. Przez ca�y rok ani Gudok, ani odwiedzaj�cy go go�cie nie zauwa�yli, �e pier� Marksa zdobi order Lenina. - Ta komisja, Jeremieju Antonowiczu - nieoczekiwanie dla siebie samego powiedzia� kierownik artystyczny - b�dzie mog�a pracowa� tylko w pa�skim gabinecie. Do pozosta�ych pomieszcze� nie zostan� wpuszczeni. Zacz�a si� wymiana ognia. Przysz�o pismo z god�em, zakazuj�ce pr�b spektaklu Niebo w diamentach (na motywach Czechowa i Becketta). W odpowiedzi B�azny na zebraniu ca�ego zespo�u postanowi�y, �e b�d� kontynuowa� prac�. Nieoczekiwanie wy��czono pr�d. Nag�y remont s�upa wysokiego napi�cia. Kontynuowano pr�by przy �wiecach. Inspekcja przeciwpo�arowa na�o�y�a niewyobra�alnej wysoko�ci kar�, ale �wiat�o si� zapali�o. Przed pr�b� generaln� przylegaj�ce do studia uliczki by�y nabite zagranicznymi samochodami korespondent�w i dyplomat�w. Gwiazdy bohemy i biurokracji t�oczy�y si� w przej�ciach. Sukces by� oszo�amiaj�cy. Na konferencji prasowej, kt�ra odby�a si� o wp� do czwartej nad ranem, korespondenci zgotowali owacj� Korbachowi i jego trupie. Za trzy dni do dyrektora zadzwoni� minister Demiczew: �Dotar�o do mnie, �e studio przygotowa�o jaki� ciekawy spektakl. Ch�tnie bym go zobaczy�. Przesta�my mo�e, towarzyszu, gardzi� pieczonymi go��bkami, postarajmy si� lepiej stworzy� sytuacj� konstruktywn��. W ko�cu Diamenty dosta�y b�ogos�awie�stwo, ale �sytuacj� konstruktywn�� najwyra�niej ka�da ze stron rozumia�a po swojemu. B�azny jako zesp� tw�rczy tkwi�y teraz do�� mocno w realiach sto�ecznej sceny. W�tpliwo�ci budzi� jedynie za�o�yciel, ten intrygant Sasza Korbach. Posz�a w ruch maszyna plotek bezpieki. Co dzie� dowiadywa� si� o sobie czego� nowego: rozwodzi si� z �on�, gdy� udowodniono mu homoseksualizm, bierze od cudzoziemc�w w obcej walucie do w�asnej kieszeni, bije na pr�bach, w�cha kokain�, jest antyradziecki, grywa na umow� w centrach propagandowych, nieudolny, kradnie pomys�y tw�rcze, no i najwa�niejsze - antypatriota, �yd w radzieckim teatrze zbiera kapita� na podr� do Izraela. Przez okno na dziesi�tym pi�trze wpad�a ceg�a z przyklejon� karteczk�: �Im wcze�niej, tym lepiej�. Na mo�cie Kuznieckim dw�ch bladych peda��w zaprasza�o go do samochodu, wykonuj�c wymowne ruchy r�kami i ustami. Na Puszkinskiej kosztownie ubrany cudzoziemiec ze Wschodu spyta�, czy nie zmieni�by mu tysi�cdolarowego banknotu na drobne. Do domu przyniesiono paczk� z zakazan� literatur� - rzekomo przesy�k� od niejakiego Karpowicza z Wirginii. Co najmniej trzy razy dziennie pytano go przez telefon, z okropnym �ydowskim akcentem, kiedy zamierza wyjecha�. W skrzynce pocztowej codziennie znajdowa� zaproszenia od krewnych z Tel Awiwu, Jerozolimy, Haify, Kiriat-Szmony. Tu� pod oknami trzech osi�k�w zacz�o odkr�ca� ko�a od niwy Korbacha. Wylecia� z gazowym straszakiem. Ju� odje�d�ali czarn� wo�g� z kogutem. �miech: Pozdrowienia dla wujka Bena! Wszystko to by�o wyj�tkowo nie w por�. Zbli�aj�cy si� do czterdziestki Korbach i bez pomocy bezpieki mia� wystarczaj�co du�o problem�w. Rodzina si� rozpada�a. Anis nastawia�a przeciwko niemu dzieci, dziesi�cioletnich bli�niak�w Low� i Stiop�. �ledzi�a jego przelotne przyjaci�ki, dzwoni�a, wygadywa�a �wi�stwa. ��da�a coraz wi�cej pieni�dzy. Nieustannie dzieli�a maj�tek: aparatura stereo, biblioteka, p� tuzina obraz�w, wszystkie jego �a�osne doczesne dobra. I nagle oboje doznawali ol�nienia, je�li mo�na tak nazwa� ataki erotycznego romantyzmu. Przychodzi�a do teatru, wci�� atrakcyjna m�oda kobieta �z ikr��, jak w�wczas z szacunkiem mawiano w Moskwie. Zamyka� gabinet. Wi� ma��e�ska na par� dni by�a wskrzeszona, by nast�pnie p�kn�� z jeszcze wi�kszym trzaskiem i niemi�� woni�. Ataki ze strony w�adz utrudnia�y r�wnie� spraw� znacznie wa�niejsz� ni� ma��e�skie k�opoty - przygotowanie najwa�niejszego w jego artystycznym �yciu spektaklu. To, co zamy�li�, pi�trzy�o si� i s�a�o blaski na podobie�stwo owego kiczowatego pa�acu, kt�ry marzy� si� Gogolowi jako druga cz�� Martwych dusz. Ju� od paru lat Sasza mamrota� pod nosem dialogi i palcem w powietrzu rysowa� dekoracje do wielkiego show na motywach z �ycia Dantego. Zacz�o si� to jeszcze u progu lat siedemdziesi�tych, kiedy nieoczekiwanie w��czono go w sk�ad radzieckiej delegacji na posiedzenie sekcji teatru Europa Civilta we Florencji. Pomys� by� taki jak zawsze: po�lemy Korbacha, niech bur�uje zobacz�, �e ich wyobra�enia na temat sztuki radzieckiej s� pry-mi-ty-wne! A on sam, podekscytowany do niemo�liwo�ci, nie bardzo zdawa� sobie spraw�, dok�d jedzie. Najwa�niejsze, �e jad�, najwa�niejsze - na tamt� stron�! Zobacz� wszystkich tych Peter�w Brook�w, Peter�w Stein�w i ca�� reszt�! I opowiem o B�aznach! Pierwsz� osob�, jak� spotka� w hotelu, by� stary znajomy, okr�g�y rusycysta z sumiastym w�sem, Gianni Buttofava, kt�ry m�wi� po rosyjsku z petersburska, a la Brodski z Najmanem. - Nie by�e� jeszcze w Toskanii, da? No to nie wiesz, co to znaczy dobrze zje�� - powiedzia�. - Chod�my, naucz� ci� je�� po toska�sku! Najedli si� i napili w piwniczce na ulicy Gibelin�w, po czym poszli w nocn� dzielnic�. �wiat�o ksi�yca obficie k�ad�o si� na murach, podkre�laj�c wi�zanie ciosanych kamieni. W niewielkiej niszy pod obrazem Madonny dr�a� w szkle malutki ogieniek - fiammetta. - Wyobra� sobie, �e siedemset lat temu tu by�o niemal dok�adnie tak samo. Z drobnymi uzupe�nieniami, Ja?, masz wok� siebie Florencj� Dantego. Aleksandra zatka�o ze wzruszenia. Znikn�y wszystkie podniszczone szyldy i znaki drogowe, nawet epoka baroku zachwia�a si� i ust�pi�a miejsca surowemu florenckiemu gotykowi trecento. Poszli wzd�u� mur�w zamku Borgello z �elaznymi pier�cieniami do przywi�zywania koni, wykorzystywanymi, zdaje si�, r�wnie� do przykuwania przest�pc�w, z tkwi�cymi w�r�d kamiennych blok�w umocnieniami w kszta�cie krzy�a, z ogromnymi wrotami z poczernia�ego drewna i wysokimi okratowanymi oknami, za kt�rymi mo�na si� by�o domy�la� sklepionych ludnych sal. Po drugiej stronie ulicy widnia� mur ko�cio�a Le Baggio, cz�ciowo r�wnie� z kamienia, cz�ciowo za� pokryty warstw� ��tego tynku. Przeszli na tamt� stron� i zadarli g�owy, by zobaczy� z�bate blanki zamku Borgello. Surowo�� tej architektury sprawia�a, �e lada moment, zdawa�o si�, pojawi si� tu Dante i Giotto. Samochody przemyka�y obok niczym fantomy, kt�re przenikn�y tu z innego wymiaru. Pow��czywszy si� po starej dzielnicy, przeszli pod mrocznym �ukiem na w�sk� uliczk�, wybrukowan� startymi do po�ysku kamiennymi p�ytami r�nej wielko�ci, o nier�wnych kraw�dziach. - Widzisz, jak starannie dobierano te kamienie, da? - odezwa� si� Gianni. - Chcesz powiedzie�, �e to jeszcze z tamtych czas�w? - spyta� os�upia�y Aleksander. - No jasne! Siedemset lat to nie tak wiele dla kamienia. A w tym ko�ciele odby� si� �lub Beatrice Portinari - Gianni wskaza� na niewielk� budowl� z takiego samego kamienia jak poprzednio, z okr�g�ym okienkiem i daszkiem nad wej�ciem, pokrytym dach�wk�. Drzwi by�y otwarte. Weszli. W mroku trzepota�y przy o�tarzu p�omyki �wiec. Kilkoro modl�cych si� kl�cza�o w drewnianych �aweczkach, wspar�szy �okcie o pulpit. - Wydawali j� tu za m��, Ja?, za Simone dei Badri - kontynuowa� Buttofava swoj� rol� cicerone. - I Dante, by� mo�e, sta� w t�umie gapi�w, prze�ywaj�c co� niemo�liwego do opisania, rozumiesz, nawet jego pi�rem. Uliczki wok� ko�cio�a nie tkni�te jeszcze by�y dojrza�ym renesansem: surowe mury i baszty, zwyk�e prostok�tne zwie�czenia. Jeden z tych dom�w to w�a�nie, jak si� powszechnie przypuszcza - da? - Casa Dante, czyli ich rodowa posiad�o��. Z fasady zwisa�a flaga Alighierich z herbem w postaci tarczy podzielonej na dwa pola, zielone i czarne, z poprzecznym bia�ym paskiem. - S�uchaj, Gianni, a jak on wpad� na pomys�, �eby opisa� �ycie pozagrobowe? Wiesz, Sasza, mnie si� zdaje, �e on tam po prostu by�, a potem spr�bowa� przekaza� s�owami nieprzekazywalne. Gianni wyj�� z teczki chianti. - Tu w�a�nie powinni�my wypi�, da} - O, dal W par� �yk�w osuszyli butelk� i zostawili j� pod flag�. Pozosta�e kilka nocy Aleksander sp�dzi� na w��cz�dze po Florencji, ju� w pojedynk�. Stara� si� nie widzie� niczego poza trecento. Na przyk�ad fontann. W tamtych czasach nie by�o jeszcze tej marmurowo-br�zowej rozpusty; zamiast niej budowano okr�g�e studnie z oszlifowanego kamienia z �ukiem, pod kt�rym na bloczku zwiesza�o si� wiadro. Czasami, niczym subtelne przypomnienie kultury antycznej, �uk podpiera�a para doryckich kolumienek. Sta� przed tak� studni� na male�kim placyku, zamkni�tym murem z prostok�tnymi blankami. Nawet �jask�czy ogon� nie wszed� jeszcze w mod�... Spr�bujmy wyobrazi� sobie cisz� takiej nocy przed siedmiuset laty. W ciszy rozlegaj� si� echem kroki paru poet�w, kt�rzy przyszli tu napi� si� wody. Cavalcanti, da Pistoia, Dante. Co za dziwny ubi�r: nogi obci�gni�te nicianymi rajtuzami, na g�owach jakie� czapeczki z nausznikami... Dante odwraca g�ow�, ukazuj�c profil, taki jak na jedynym portrecie p�dzla Giotta. Co za surowo��, co za ostre k�ty! W�a�ciwie by� nie tylko poet� wczesnego odrodzenia, ale i rycerzem p�nego �redniowiecza. Kiedy by�o trzeba, przywdziewa� zbroj� i przypasywa� miecz. Gdy widz�, jak w�r�d li�ci p�yn� Migocz�c, b�yszcz�c, pstre proporce Gdy z ��ki s�ycha� d�wi�czne r�enie I wioli nut�, kt�r� nuc� Igrce w namioty wojska wchodz�c Surma i r�g wzywaj� s�odko Abym za�piewa�... - S�uchaj no pan - powiedzia� do Aleksandra p�g�osem przy �niadaniu kierownik delegacji. - Powiadomiono mnie, �e nocami od��cza si� pan od grupy. Nic takiego, m�wi pan? Wiersze pan uk�ada? No dobra, tak te� zapiszemy, poeta uk�ada wiersze. Dosta� si� pod wp�yw Dantego. Szuka swojej Beatrycze, tak? Wybaczy pan, stary, ale co to za g�upoty pl�t� pan wczoraj na okr�g�ym stole? Powiedzieli mi, �e to pe�na mistyka - jaki� anarchizm, modernizm, obskurantyzm... Nie wie pan, kogo mamy w delegacji? Nie tra� pan g�owy, bo inaczej opuszcz� panu semafor na zawsze. Aleksander, krzywi�c si� na te idiotyzmy, w milczeniu patrzy� na kierownika. Kierownik, �tak w og�le to niez�y facet�, patrzy� na niego. W ko�cu wzruszy� ramionami i odwr�ci� si�. Ostatniego dnia konferencji zorganizowano wycieczk� do San Gimignano, tego samego miasta, do kt�rego w 1295 roku wys�ano Dantego jako pos�a, �eby pogodzi� sk��cone rody i zapewni� republice silnego sojusznika. Dojechali tam autobusem w godzin�, on za� zapewne cwa�owa� ca�y dzie�. Niezapomniany moment - droga skr�ca i na szczycie odleg�ego wzg�rza ukazuj� si� stercz�ce ponad miejskimi murami wysokie i smuk�e rodowe baszty. W drodze powrotnej w samolocie Aleksander zamkn�� oczy i stara� si� zapisa� w pami�ci patchwork toska�skich dolin, b��kitne wzg�rza, miasteczka na tych wzg�rzach, ochr� dach�w i szaro�� kamiennych �cian. Semafor zostanie opuszczony, trzeba starannie zmontowa� te kadry, �eby nie zapomnie� ich, kiedy b�d� robi� spektakl, a potem, by� mo�e, film. Nie odwa�ymy si� p�j�� �ladem Dantego i Wergiliusza, my�la� Korbach przez te wszystkie lata. Zostaniemy na powierzchni, w Toskanii. G��wnym w�tkiem sztuki, a potem, by� mo�e, filmu, b�dzie mi�o�� do Beatrycze. Nie wszystko jest tu tak jasne, jak by si� wydawa�o. Spotkali si� na Ponte Vecchio; ona mia�a w�wczas dwadzie�cia, a on ju� dwadzie�cia pi�� lat. Nie by� bynajmniej niewinnym m�odzie�cem-marzycielem, jakim przedstawia go Gumilow: �Marzycielski, do dziewczyny podobny�. By� cz�owiekiem �onatym i dzieciatym. Ma��e�stw nie zawierano w�wczas w niebiosach, najcz�ciej by�y one nast�pstwem z�o�onej polityki rod�w. Wcze�nie osierocony przez ojca, musia� zosta� g�ow� rodu Alighieri. Nie ma jednak powodu, by uwa�a� jego ma��e�stwo za nieszcz�liwe. Najwyra�niej kocha� swoj� Gemm�, lubi� z ni� spa�, zna� jej cia�o chyba nie gorzej ni� Aleksander Korbach cia�o swojej awanturnicy Anis. Pojawienie si� Beatrycze wstrz�sn�o nim, niby nag�e przypomnienie mi�o�ci nie z tego �wiata, mi�o�ci bez po��dania i tej nie istniej�cej rzeczywisto�ci, w kt�rej m�czyzna kocha kobiet�, nie stosuj�c wobec niej przemocy. Trudno nam nie przerzuci� w tym miejscu mostka do Petersburga Srebrnego Wieku, do autora Wierszy o pi�knej damie. Podobnie jak wszyscy rosyjscy symboli�ci, B�ok usi�owa� odczytywa� sens zachod�w s�o�ca, a w m�odo�ci mamrota� za W�adimirem So�owiowem: �Wiosn� t� im przyprowadzi nie w koronach trzech Izyda, ale wieczna i dziewicza Wr�t T�czowych Panna Jasna�. Wydawa�o mu si�, �e mi�o�� bez granic, taka, kt�ra nape�nia ca�� ja�� nies�ychan� rado�ci�, niewyra�alnym, niemal pozaziemskim szcz�