630
Szczegóły |
Tytuł |
630 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
630 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 630 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
630 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
+gryfin01-02+
POWIE��
Michael Swanwick
Jajo Gryfa (1)
(Gryffin's Egg)
Prze�o�y� Andrzej Pie�kowski
Michael Swanwick zadebiutowa� w 1980 roku. Szybko sta�
si� jednym z najpopularniejszych i najbardziej uznanych
m�odych pisarzy dekady. Kilka razy dociera� do fina�u
Nebuli, World Fantasy Award i John W. Campbell Award. Jego
dzie�a zdoby�y Theodore Sturgeon Award, a tak�e nagrod�
czytelnik�w Asimov's Magazine. Za entuzjastycznie przyj�t�
przez krytyk�w powie�� "Stations of the Tide" uda�o mu si�
otrzyma� Nebul�. Mieszka w Filadelfii wraz z �on� Marianne
Porter i synem Seanem.
We wspania�ej i zawik�anej mikropowie�ci "Jajo Gryfa"
Swanwick zabiera nas na Ksi�yc. Naszkicowany jego pi�rem,
jest zaskakuj�cym miejscem: to ogromny kompleks przemys�owy
osza�amiaj�cy wielko�ci� i stopniem z�o�ono�ci, gdzie
przeprowadzane s� tajne eksperymentalne projekty nowych
technologii. Skomplikowane ksi�ycowe spo�ecze�stwo kieruje
si� w�asnymi specyficznymi zwyczajami. Spo�ecze�stwo to
wkr�tce b�dzie musia�o stawi� czo�o dziwnej i
niespodziewanej gro�bie, nie tylko mog�cej sprowadzi�
zag�ad� na siebie, ale tak�e trwale zmieni� ca�� ludzko��...
lub zniszczy� j� na zawsze.
Ksi�yc? To jajo gryfa,
Co si� wykluje w jutrzejsz� noc.
Wielki ten czas przyniesie
Dla ma�ych ch�opc�w zachwyt�w moc.
Skorupa p�knie i gryf
Pope�znie po nocnym niebie.
Gdy ch�opcy b�d� si� �mia�,
Dziewczynki zap�acz� pewnie.
Vachel Lindsay
S�o�ce wyjrza�o zza g�r. Gunther Weil podni�s� d�o�
w ge�cie pozdrowienia, po czym natychmiast zakry� ni�
oczy, na chwil� chroni�c si� przed blaskiem, dop�ki
wizjer jego he�mu nie spolaryzowa� si�.
Przewozi� pr�ty paliwowe do kompleksu przemys�owego
Chatterjee Crater, w kt�rym czterdzie�ci godzin przed
�witem reaktor Chatterjee B osi�gn�� stan krytyczny,
niszcz�c opr�cz siebie pi�tna�cie odleg�o�ciowych
prze��cznik�w automatycznych i jeden przeka�nik
mikrofalowy. Wytworzy� przy tym wystarczaj�ce przepi�cie,
by uszkodzi� wszystkie fabryki w kompleksie. Na szcz�cie
w projekcie przewidziano tak� mo�liwo�� i dlatego w
chwili, gdy nad wy�yn� Rhaeticus wschodzi�o s�o�ce, sta�
ju� tam nowy, gotowy do w��czenia reaktor.
Gunther jecha� na automatycznym pilocie, mierz�c odleg�o�� od
Bootstrap ilo�ci� �mieci wy�cie�aj�cych drog� przez Mare
Vaporum. Blisko miasta szeregi zu�ytych i uszkodzonych
maszyn konstrukcyjnych sta�y w otwartej pr�ni, oczekuj�c
na dalszy los. Dziesi�� kilometr�w dalej eksplodowa�
ci�nieniowy transporter, rozrzucaj�c po okolicy cz�ci
urz�dze� i gigantyczne d�d�ownice pianki uszczelniaj�cej.
Na dwudziestym pi�tym kilometrze droga zn�w si� pogarsza�a
zawalona reflektorami i zdruzgotanymi �lizgaczami
transportowymi.
Czterdzie�ci kilometr�w dalej stawa�a si� jednak
czystym, prostym rozci�ciem w pokrywaj�cym wszystko pyle.
Gunther rozwin�� map� topograficzn�, ignoruj�c g�osy
dochodz�ce z ty�u jego czaszki - pogaduszki innych
kierowc�w oraz sygna�y bezpiecze�stwa, kt�re
ci�ar�wka regularnie wt�acza�a do przeka�nika w jego
m�zgu.
Gdzie� tutaj.
Skr�ci� z drogi Mare Vaporum i wjecha� na teren
pokryty nienaruszonym py�em.
- Opu�ci�e� zaplanowan� tras� - powiedzia�a ci�ar�wka.
- Odchylenia od przyj�tego planu s� dozwolone tylko przy
nagranym pozwoleniu twojego spedytora.
- Ach, tak - g�os Gunthera zabrzmia� g�o�no w jego
he�mie stanowi�c jedyny realny d�wi�k w�r�d paplaniny
duch�w. Wyszed� ze swojej ci�nieniowej kabiny.
Uszczelniaj�ce warstwy skafandra skutecznie wszystko
wycisza�y, nawet trzeszczenie szw�w w kontakcie z panuj�c�
na zewn�trz pr�ni�.
- Obaj wiemy, �e je�li nie przekrocz� za bardzo
terminu, Beth Hamilton nie b�dzie si� czepia�, gdy si�
troch� pow��cz�.
Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe tej jednostki -
stwierdzi� g�os w jego g�owie.
- W porz�dku, niech wi�c ci� to nie obchodzi. - Zr�cznym
ruchem zablokowa� prze��cznik transmisji radiowej za
pomoc� kawa�ka kabla. G�osy w jego g�owie gwa�townie
zamilk�y. By� teraz ca�kowicie odizolowany.
- M�wi�e�, �e nie zrobisz tego wi�cej. - S�owa
transmitowane tym razem bezpo�rednio do jego przeka�nika
brzmia�y g��boko i d�wi�cznie jak g�os Boga. - Przepisy
Pi�tej Generacji wyra�nie wymagaj� utrzymywania sta�ej
��czno�ci radiowej przez kiero...
Nie marud�. To nudne.
Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe...
Och, zamknij si� wreszcie. - Palec Gunthera w�drowa�
w�a�nie po mapie, �ledz�c wykre�lon� poprzedniej nocy tras�:
trzydzie�ci kilometr�w po dziewiczej ziemi, kt�rej nie
przemierza� dot�d �aden cz�owiek ani maszyna, a potem na
p�noc do szosy na Murchison. Je�li dopisze mu szcz�cie,
mo�e si� nawet uda by� w Chatterjee przed czasem.
Wjecha� na ksi�ycow� r�wnin�. Po obu stronach za
oknami przep�ywa�y mijane ska�y. Przed nim powoli, prawie
niedostrzegalnie wyrasta�y g�ry. Poza �ladami k�,
kt�re pozostawia�a za sob� ci�ar�wka, nie istnia�o w
zasi�gu wzroku nic, co �wiadczy�oby, �e ludzko��
kiedykolwiek istnia�a. Panowa�a doskona�a cisza.
Gunther �y� dla takich w�a�nie chwil. Wje�d�aj�c w t�
czyst�, bezludn� pustk� do�wiadcza� wewn�trznego wzrostu
- jak gdyby wszystko, co ogl�da�: gwiazdy, r�wnina,
kratery i ca�a reszta, w jaki� spos�b stawa�o si� cz�ci�
jego. Miasto Bootstrap by�o jedynie blakniej�cym snem,
odleg�� wysp� na �agodnie faluj�cej powierzchni kamiennego
morza. Pomy�la�, �e nikt nigdy ju� nie b�dzie tu pierwszy.
Tylko on.
Pami�� podsun�a mu wspomnienie z dzieci�stwa. By�a
wtedy Wigilia i razem z rodzicami jecha� samochodem do
ko�cio�a na Pasterk�. Opadaj�ce w nieruchomym powietrzu
p�atki �niegu przykry�y znajome ulice Dusseldorfu obfit�
warstw� najczystszej bieli. Ojciec prowadzi�, a on,
przechylony przez oparcie przedniego siedzenia, wpatrywa�
si� w zachwycie w ten spokojny, odmieniony �wiat. Panowa�a
doskona�a cisza.
Samotno�� budzi�a jego wra�liwo�� i wprowadza�a w
nabo�ny nastr�j.
Ci�ar�wka przebija�a si� przez t�cz� pastelowych
szaro�ci, bardziej odcieni ni� barw, kt�re sprawia�y
wra�enie, jakby co� jasnego i uroczystego kry�o si� pod
cienk� pow�ok� py�u. S�o�ce �wieci�o mu przez rami�,
wyci�gaj�c do niesko�czono�ci cie� ci�ar�wki, gdy skr�ci�
przedni� o�, �eby omin�� le��cy na drodze g�az. Prowadzi�
bezmy�lnie, zauroczony surowym pi�knem przep�ywaj�cego
krajobrazu.
Pos�uszny my�lom komputer w��czy� w jego g�owie
muzyk�. Wszech�wiat wype�ni� si� melodi� "Sztormowej
pogody".
*
Zje�d�a� po prawie niezauwa�alnym stoku, gdy nagle
manetki sterownicze zamar�y mu w r�kach. Ci�ar�wka
zatrzyma�a si� i wy��czy�a silnik.
- Do diab�a z tob�, krety�ska maszyno! - warkn��. - Co
ci nie pasuje tym razem?
- Teren przed nami jest nieprzejezdny.
Gunther trzasn�� pi�ci� w desk� rozdzielcz�, a�
le��ce na niej mapy zata�czy�y w powietrzu. Teren przed
pojazdem by� r�wny i lekko pochy�y. Wszelkie elementy
zr�nicowania powierzchni eony temu zd�awi�a eksplozja
Mare Imbrium. Nic trudnego. Kopniakiem otworzy� drzwi i
wygramoli� si� na zewn�trz.
Przed ci�ar�wk� rozci�ga�a si� drobna dolinka
ksi�ycowa: w�ski, w�owaty r�w meandruj�cy w poprzek
obranej przez niego trasy, kt�ry ka�demu natychmiast
skojarzy�by si� z wyschni�tym korytem rzecznym. Podszed�
bli�ej. R�w mia� pi�tna�cie metr�w szeroko�ci i by�
g��boki maksymalnie na trzy metry. Wystarczaj�co
p�ytki, by nie umieszczono go na mapach topo. Gunther
wr�ci� do kabiny, bezg�o�nie zamykaj�c za sob� drzwi.
- Zobacz, te zbocza nie s� bardzo strome. Ze sto razy
by�em w gorszej sytuacji. Pojedziemy sobie wolniutko i
ostro�nie, OK?
- Teren przed nami jest nieprzejezdny - odpar�a
ci�ar�wka. Prosz� powr�ci� na wst�pnie przyj�t� tras�.
W g�owie gra� mu teraz Wagner. Tannhauser.
Zniecierpliwiony kaza� mu si� wy��czy�.
Skoro jeste� taki cholernie m�dry, dlaczego nigdy nie
chcesz s�ucha� zdrowego rozs�dku?
Przygryz� warg� w z�o�ci, po czym zaraz potrz�sn��
g�ow�.
- Nie ma mowy. Powr�t oznacza�by dla nas ogromne
op�nienie. R�w na pewno sko�czy si� kilkaset metr�w
dalej. Po prostu jed�my wzd�u� niego, a� b�dziemy mogli
odbi� w kierunku Murchison. Ani si� obejrzysz, jak
zajedziemy na miejsce.
*
Trzy godziny p�niej uda�o mu si� w ko�cu dotrze� do
drogi na Murchison. Ca�y �mierdzia� potem, a ramiona
bola�y go od d�ugotrwa�ego napi�cia.
- Gdzie jeste�my? - spyta� cierpkim g�osem. - Skasuj to -
rzuci� zaraz potem, nim ci�ar�wka zd��y�a mu odpowiedzie�.
Gleba ksi�ycowa nagle zmieni�a barw� na czarn�. To mog�a
by� smuga wyrzutowa z kopalni Sony-Reinpfaltz. Jej dzia�o
skierowane by�o prawie idealnie na po�udnie, unikaj�c w ten
spos�b okolicznych fabryk. Dlatego odpady napotyka�o si� na
drodze jako pierwsze. Co oznacza�o, �e byli ju� blisko.
Murchison stanowi�o niewiele ponad naznaczone �ladami
k� wielu ci�ar�wek skrzy�owanie, gdzie prowizorycznie
wzniesion� grobl� bieg�a pylista trasa oznaczona jedynie
pojedynczymi ma�ni�ciami pomara�czowej farby na
przydro�nych kamieniach. W kr�tkim czasie Gunther min��
seri� punkt�w orientacyjnych - by�y to smugi z fabryk
Harada Industrial, Sea of Storms Manufacturing i Krupp
Funfzig. Zna� je dobrze. Dla wszystkich automatyk� robi�o
G5.
Obok przemkn�a lekka lora przewo��ca buldo�er,
wzbi�a chmur� py�u, kt�ra opad�a r�wnie szybko jak
drobne kamienie. Kieruj�cy ni� zdalny zamacha� w
pozdrowieniu chudym ramieniem. Gunther bezwiednie
odwzajemni� gest zastanawiaj�c si�, czy by� to kto�
znajomy.
Teren woko�o by� skopany i zaorany, a g�azy usypane w
niedba�e stosy. Gdzieniegdzie widnia�y, wci�ni�te w pr�g
skalny, pojedyncze stacje obrabiarek i Platformy
Awaryjnego Sk�adowania Oxytank. Przy drodze wisia� znak:
SP�UCZKI TOALETOWE 1/2 KILOMETRA. Skrzywi� si�. Zaraz potem
przypomnia� sobie, �e jego radio ca�y czas jest wy��czone
i zdj�� p�tl� kabla. Pora powr�ci� do rzeczywisto�ci,
pomy�la�. Natychmiast do przeka�nika wla� mu si� osch�y g�os
jego spedytora.
- ...insyn! Weil! Gdzie do cholery jeste�?
- Jestem tutaj, Beth. Troch� sp�niony, ale dok�adnie
tu, gdzie powinienem by�.
- Sukin... - Nagranie urwa�o si� i us�ysza� tym razem
Beth Hamilton na �ywo. - Lepiej dla ciebie, �eby� mia�
naprawd� dobre usprawiedliwienie, z�otko.
- O, wiesz jak to jest. - Gunther odwr�ci� wzrok od
drogi, by spojrze� na g�ry barwy zamglonej zieleni. Mia�
ochot� wspi�� si� na nie i nigdy nie wr�ci�. Mo�e znalaz�by
jaskinie. Mo�e napotka�by potwory: pr�niowe trolle i smoki
ksi�ycowe o metabolizmie tak powolnym, �e pokonanie
odleg�o�ci r�wnej d�ugo�ci w�asnego cia�a zajmuje im
stulecia - superg�ste istoty umiej�ce p�ywa� w skale jakby
to by�a woda. Wyobra�a� sobie, �e nurkuj� g��boko, kieruj�c
si� liniami si� pola magnetycznego, do �y� diamentu i
plutonu, by potem powr�ci�. I �piewaj�. - Zabra�em
autostopowicza i wyj�tkowo przypadli�my sobie do gustu -
odpar�.
- Spr�buj powiedzie� to E.Izmailovej. Jest na ciebie
cholernie w�ciek�a.
- Komu?
- Izmailova. Nasz nowy spec od rozbi�rki przys�any tu w
ramach zbiorowego kontraktu. Przylecia�a skoczkiem dopiero
cztery godziny temu i od tamtej pory czeka na ciebie i
Siegfrieda. Rozumiem, �e nigdy nie mia�e� z ni� do
czynienia?
- Nie.
- Ja tak. I lepiej na ni� uwa�aj. Jest twarda i nie
b�d� j� bawi�y twoje wyskoki.
- O, daj spok�j, to tylko kolejny technik na us�ugach,
nieprawda�? W dodatku nie jest moim prze�o�onym. Nie
s�dz�, by mog�a mi co� zrobi�.
- �nij sobie dalej, dziecinko. Odes�anie z powrotem na
Ziemi� takiej zaka�y jak ty nie kosztowa�oby jej wiele
zachodu.
*
S�o�ce sta�o ju� tylko o grubo�� palca nad g�rami, gdy
w zasi�gu wzroku pojawi�o si� Chatterjee A. Gunther z
rosn�cym niepokojem rzuca� okiem na tarcz� s�oneczn�. Jego
wizjer, dostrojony do d�ugo�ci fali H-alfa, pozwala� mu
widzie� rozpalon� do bia�o�ci kul� pokryt� kot�uj�cymi si�
wolno czarnymi plamami - bardziej ziarnistymi ni� zwykle.
Wygl�da�o na to, �e aktywno�� plam s�onecznych by�a wysoka.
Zastanawia� si�, dlaczego Stacja Prognoz Promieniowania nie
nada�a ostrze�enia dla pozostaj�cych na powierzchni. Faceci
z Obserwatorium zwykle wiedzieli o tym najwcze�niej.
Chatterjee A, B i C stanowi�y trzy kratery o prostej
strukturze tu� pod Chladni. Dwa mniejsze nie mia�y
znaczenia, ale Chatterjee A by� dzieckiem meteoru, kt�ry
przebi� si� przez bazalty Mare Imbrium, ods�aniaj�c
cudown�, jak ca�e te g�ry, �y�� rudy aluminium. Bootstrap,
zainteresowane przyst�pno�ci� z�o�a, uczyni�o z krateru
jeden ze swych klejnot�w przemys�owych. Gunther nie by�
wi�c zaskoczony widz�c, �e Kerr-McGee robi wszystko, �eby
reaktor zn�w zacz�� pracowa�.
Parking a� roi� si� od maszyn je�d��cych i krocz�cych
oraz robot�w monta�owych. Wszystkie intensywnie pracowa�y
przy b�blowatych kopu�ach fabryk, hutach, rampach
wy�adowczych i gara�ach pr�niowych. Rozbi�rce wi�kszych
konstrukcji przemys�owych towarzyszy�y wzbijane w niebo
konstelacje b��kitnych iskier. Ca�e floty prze�adowanych
ci�ar�wek opuszcza�y kompleks, zalewaj�c r�wnin�
ksi�ycow� szerokim wachlarzem pojazd�w, po kt�rym
zostawa� ob�ok py�u. Gdy Fats Waller zacz�� �piewa� "Dzi�
robota wre", Gunther wybuchn�� �miechem.
Zwolni� prawie do zera, omijaj�c szerokim �ukiem
p�ytark� gazow�, kt�r� w�a�nie wci�gano na transporter, po
czym przeci�� dojazd do rampy Chatterjee B. Tu� pod
szczytem krateru wyci�to tu w skale nowe l�dowisko, gdzie
wok� skoczka odpoczywa� jeden cz�owiek i o�miu zdalnych.
Jeden ze zdalnych w�a�nie co� m�wi�, gestykuluj�c
zawzi�cie. Kilku sta�o nieruchomo, zupe�nie jak staromodne
aparaty telefoniczne, odrzucone przez ziemskie w�adze, lecz
pozostawione na wypadek, gdyby zwi�kszy�o si�
zapotrzebowanie na us�ugi doradc�w.
Gunther odwi�za� Siegfrieda od dachu kabiny i,
trzymaj�c w jednej r�ce pilota, a w drugiej szpul� z
kablem, podprowadzi� go do skoczka.
Cz�owiek wyszed� im naprzeciw.
- Hej! Co was zatrzyma�o?
E. Izmailova ubrana by�a w krzykliwy pomara�czowo-
czerwony kombinezon z butiku Volga Studio, ostro
kontrastuj�cy ze standardowym uniformem z logo G5 na piersi.
Przez z�ot� szyb� jej he�mu nie m�g� dostrzec twarzy. Lecz
jej g�os m�wi� wiele o wygl�dzie: p�on�ce oczy i zaci�ni�te
w�skie usta.
- Z�apa�em gum�.
Znalaz� odpowiednio g�adki g�az i po�o�y� na nim szpul�,
nawijaj�c nadmiar kabla, by le�a�a r�wno. - Mamy chyba z
pi��set jard�w ekranowanego kabla. Wystarczy wam?
Kr�tkie, ostre skini�cie g�ow�.
- W porz�dku. - Wyci�gn�� pistolet ko�kowy. - Odsu�
si�.
Kl�cz�c, przygwo�dzi� szpul� do ska�y. Nast�pnie
przeprowadzi� szybki test funkcjonowania jednostki. - Wiemy,
jak tam jest?
Zdalny o�y�, zrobi� krok do przodu i przedstawi� si�
jako Don Sakai z zespo�u kryzysowego G5. Gunther ju�
kiedy� z nim pracowa�: przyzwoity facet, cho� wykazywa� typowy
dla wi�kszo�ci Kanadyjczyk�w przesadny strach przed
energi� j�drow�.
- Pani Lang z Sony-Reinpfaltz wprowadzi�a
tu swoj� jednostk�, lecz promieniowanie by�o tak silne, �e
straci�a kontrol� zaraz po wst�pnym badaniu.
Drugi zdalny kiwn�� g�ow�, lecz czas przekazu do Toronto
by� zbyt d�ugi, by m�g� to us�ysze� Sakai.
- Zdalny po prostu szed� dalej. - Zakaszla� nerwowo i
doda� ca�kiem niepotrzebnie: - Uk�ady autonomiczne by�y zbyt
wra�liwe.
- C�, dla Siegfrieda nie powinno to stanowi� problemu. Jest
t�py jak pie�. Na ewolucyjnej skali inteligencji maszyn
zajmuje miejsce bli�sze �omu ni� komputera. - Min�o dwie i
p� sekundy, zanim Sakai za�mia� si� uprzejmie. Gunther
skin�� g�ow� do Izmailovej. - Poprowad� mnie tam. Powiedz,
czego chcesz.
Izmailova podesz�a do niego. Ich kombinezony na chwil�
zetkn�y si�, gdy pod��cza�a ko�c�wk� przewodu kontrolnego
do jego pilota. Jak cienie ze snu, na szybie jej he�mu
zamigota�y niewyra�ne kszta�ty.
- Czy on wie co robi? - zapyta�a.
- Hej! Ja...
- Zamknij si�, Weil - warkn�a Hamilton na prywatnym
obwodzie.
- Nie by�oby go tutaj, gdyby firma nie mia�a pe�nego
zaufania do jego umiej�tno�ci - kontynuowa�a na
otwartym kanale.
- Jestem pewien, �e nigdy nie by�o �adnych
w�tpliwo�ci... - zacz�� Sakai, po czym zamilk�, gdy
dosi�g�y go z op�nieniem s�owa Hamilton.
- Na skoczku jest pewne urz�dzenie - powiedzia�a
Izmailova do Gunthera. - Id� i we� je.
Pos�usznie przeprogramowa� Siegfrieda na ma�y �adunek
o du�ej g�sto�ci. Robot nachyli� si� nisko nad skoczkiem,
owijaj�c swoje du�e, wra�liwe d�onie wok� urz�dzenia.
Gunther lekko zwi�kszy� nacisk. Nic si� nie sta�o. Ma�e
ci�kie �wi�stwo. Powoli i ostro�nie podci�gn�� moc.
Siegfried wyprostowa� si�.
- Drog� w g�r�, potem do �rodka na d�.
Reaktor, stopiony, skr�cony i owini�ty wok� samego
siebie by� nierozpoznawaln� g�r� �u�lu, z kt�rej brzeg�w
wystawa�y poskr�cane rury. Na pocz�tku awarii mia�a tu
miejsce eksplozja ch�odziwa i fragment zbocza krateru
b�yszcza� od rozpylonego na nim metalu.
- Gdzie jest radioaktywny materia�? - zapyta� Sakai.
Mimo �e by� trzysta kilometr�w stamt�d, jego g�os zdradza�
napi�cie i obaw�.
- Wszystko tu jest radioaktywne - odpar�a Izmailova.
Czekali.
- No... wiesz, o czym my�l�. Pr�ty paliwowe?
- W tej chwili twoje pr�ty paliwowe s� zapewne trzysta
metr�w pod nami i dalej si� zapadaj�. Mamy tu do czynienia
z materia�em rozszczepialnym, kt�ry osi�gn�� mas�
krytyczn�. W takim procesie bardzo wcze�nie ma miejsce
stopienie pr�t�w w co� w rodzaju supergor�cej ka�u�y,
kt�ra mo�e wpala� si� w ska��. Wyobra� to sobie jako
g�st�, ci�k� kropl� wosku, powoli sp�ywaj�c� do j�dra
Ksi�yca.
- Bo�e, jak ja kocham fizyk� - skomentowa� Gunther.
He�m Izmailovej zwr�ci� si� w jego stron� z nagle
wygaszonym wizjerem. Po d�ugiej chwili w��czy� si� z
powrotem i odwr�ci�.
- Przynajmniej droga w d� jest czysta. Prowad� swoj�
jednostk� a� do ko�ca. B�dzie tam stary szyb poszukiwawczy.
Chc� sprawdzi�, czy wci�� jest otwarty.
- Czy jedno urz�dzenie wystarczy? - zapyta� Sakai.
- Znaczy si� - do uprz�tni�cia krateru.
Uwaga kobiety skupiona by�a na post�pach Siegfrieda.
Nieobecnym g�osem odpowiedzia�a:
- Panie Sakai, przegrodzenie drogi dojazdowej kawa�kiem
�a�cucha w zupe�no�ci wystarczy�oby do uprz�tni�cia tego
terenu. �ciany krateru ochroni�yby od promieniowania gamma
ka�dego, kto pracowa�by w pobli�u, a zmiana tras skoczk�w w
celu unikni�cia napromieniowania pasa�er�w to �aden problem.
Najwi�kszym biologicznym zagro�eniem ze strony stopionego
reaktora jest promieniowanie alfa, emitowane przez pewne
radioizotopy obecne w wodzie i powietrzu. Gdy substancje
emituj�ce cz�stki alfa ulegn� skoncentrowaniu w organizmie,
mog� spowodowa� znacz�ce uszkodzenia; gdzie indziej nie s� w
stanie. Promieniowanie alfa zatrzymuje ju� kartka papieru.
Dop�ki utrzymujesz reaktor z dala od swojego ekosystemu,
jest bezpieczny jak inne du�e maszyny. Zakopywanie
zniszczonego reaktora tylko dlatego, �e jest radioaktywny,
jest niepotrzebne i, prosz� mi wybaczy� sformu�owanie,
wynikaj�ce z przes�d�w. Lecz to nie ja ustalam polityk�. Do
mnie nale�y rozwalanie.
- Czy to jest ten szyb, o kt�ry ci chodzi? - spyta�
Gunther.
- Tak. Zejd� nim w d� a� do dna. To niedaleko.
Gunther w��czy� reflektor umieszczony na piersi
Siegfrieda i za�o�y� bloczek, �eby kabel si� nie
zadzierzgn��. Zeszli w d�. W ko�cu Izmailova rzuci�a:
- Stop. Jeste�my wystarczaj�co daleko. - �agodnie postawi�
urz�dzenie, po czym zwr�cony w jej kierunku pstrykn��
prze��cznikiem aktywacji.
- Zrobione - rzek�a Izmailova. - Wyprowad� swoj�
jednostk�. Daj� ci godzin� na oddalenie si� od krateru.
Gunther zauwa�y�, �e zdalni zacz�li ju�
automatycznie odchodzi�.
- Hmm... mam jeszcze za�adowa� prety paliwowe.
- Nie, dzi� nie mo�esz. Nowy reaktor zosta� ponownie
rozmontowany i odtransportowany poza stref� wybuchu.
Gunther wyobrazi� sobie ca�� t� maszyneri�, jak jest
rozbierana i wywo�ona z kompleksu, i po raz pierwszy
uderzy�a go czysta rozrzutno�� tej operacji. Zwykle
w takim przypadku usuwano tylko najwra�liwsze cz�ci
wyposa�enia.
- Moment! Jakiego� to strasznego materia�u
wybuchowego zamierzasz tu u�y�?
Izmailova wyprostowa�a si� dumnie.
- �adnego, kt�rym nie umia�abym si� pos�ugiwa�. Jest to
urz�dzenie klasy dyplomatycznej, identyczne do u�ytego
przed pi�ciu laty. Prawie sto przypadk�w zastosowania i
ani jednej mechanicznej usterki. To czyni je najpewniejsz�
broni� w historii wojskowo�ci. Powiniene� czu� si�
zaszczycony, �e mia�e� okazj� pracowa� z jednym z nich.
Gunther poczu�, jak jego cia�o zamienia si� w l�d.
- Bo�e Przenaj�wi�tszy - powiedzia�. - Kaza�a� mi nosi�
bomb� atomow� w walizce.
- Lepiej zacznij si� przyzwyczaja�. Westinghouse Lunar
wprowadza w�a�nie te male�stwa do masowej produkcji. Z
ich pomoc� b�dziemy kruszy� g�ry, przebija� drogami
wy�yny, wysadza� �ciany kana��w, �eby sprawdzi�, co si� pod
nimi kryje. - Przemawia�a niczym wizjoner. - A to dopiero
pocz�tek. S� ju� plany p�l wzbogacania na Sinus Aestum.
Strzela si� kilka bomb nad regolitem, a potem odzyskuje
pluton z py�u. Staniemy si� dostawc� paliw dla ca�ego
Uk�adu S�onecznego.
Musia�o by� wida� po nim przera�enie, bo Izmailova
roze�mia�a si�.
- Pomy�l o tym, jak o broni dla pokoju.
*
- Powiniene� tam by�! - powiedzia� Gunther. - To by�o
pieprzononiewiarygodne. Jedna ze �cian krateru po prostu
znikn�a. Rozp�yn�a si� w nico��. Rozwalona na py�. I
przez naprawd� d�ugi czas wszystko �wieci�o! Krater,
maszyny, wszystko. M�j wizjer by� tak blisko
prze�adowania, �e zacz�� migota�. My�la�em, �e si� spali,
ale by�o ekstra. - Podni�s� swoje karty. - Kto rozda� ten
szmelc?
Krishna u�miechn�� si� nie�mia�o i skuli� si� w sobie.
- Wchodz�.
Hiro skrzywi� si� na widok kart.
- W�a�nie umar�em i trafi�em do piek�a.
- Podwy�szam - rzuci�a Anya.
- Niech to, zas�uguj� na cierpienie.
Byli w parku Noguchi, nad brzegiem g��wnego jeziora.
Siedzieli na porozrzucanych w przemy�lny spos�b
kamieniach, kt�re wyrze�biono tak, by wygl�da�y na
wyerodowane przez wod�. Obok r�s� si�gaj�cy kolan las
miniaturowych brz�zek, a czyj� jacht-zabawka p�ywa�
wok� sto�ka impaktowego w centrum jeziora. R�j pszcz�
szala� nad koniczyn�.
- I wtedy, gdy �ciana zacz�a si� sypa�, ta zwariowana
ruska dziwka... - Anya pokaza�a tr�jk�. - Uwa�aj, co m�wisz o
zwariowanych ruskich dziwkach. - ...podrywa swojego
skoczka, jak wystrzelona z procy...
- Widzia�em to w telewizji - powiedzia� Hiro. - Wszyscy
widzieli�my. To dopiero by�a wiadomo��. Facet, kt�ry
pracuje dla Nissana, powiedzia� mi, �e BBC da�a na to
trzydzie�ci sekund. - Z�ama� sobie nos �wicz�c karate,
kiedy wpad� pod cios swojego instruktora. Kontrast
pomi�dzy bia�ym kwadratem opatrunku i czarnymi,
krzaczastymi brwiami nadawa� mu wygl�d grubia�skiego
pirata. Gunther wyrzuci� kart�. - Brednie. Nic nie
widzieli�cie. Nie czuli�cie, jak potem zatrz�s�a si�
ziemia.
- Ciekawe, jaki zwi�zek mia�a Izmailova z Wojn�
Neseser�w? - spyta� Hiro. - Na pewno nie by�a kurierem.
Mo�e pracowa�a w zaopatrzeniu lub w logistyce?
Gunther wzruszy� ramionami.
- Pami�tacie Wojn� Neseser�w, prawda? - zapyta�
Hiro z sarkazmem. - Po�owa elit wojskowych na Ziemi ginie
w ci�gu jednego dnia. �wiat unikn�� perspektywy bliskiej
wojny dzi�ki �mia�ej akcji. Podejrzani o terroryzm uznani
zostaj� globalnymi bohaterami.
Gunther pami�ta� Wojn� Neseser�w ca�kiem nie�le. Mia�
dziewi�tna�cie lat i bra� udzia� w pracach przy projekcie
Finlandia Geothermal, gdy ca�y �wiat zamar� w nag�ym
skurczu prawie si� unicestwiaj�cym. By� to jeden z g��wnych
powod�w podj�cia decyzji o opuszczeniu Ziemi.
- Czy nie mo�emy nigdy pogada� o czym� innym ni�
polityka? Mam serdecznie dosy� wys�uchiwania o masowej
zag�adzie.
- Hej, czy nie powiniene� by� na spotkaniu z
Hamilton? - zapyta�a nagle Anya.
Spojrza� w g�r� na Ziemi�. Wschodnie wybrze�a Ameryki
Po�udniowej w�a�nie przekracza�y lini� terminatora.
- Do diab�a z tym, mamy jeszcze do�� czasu na jedno
rozdanie.
Wygra� Krishna tr�jk� dam. Rozdawanie przypad�o
Hiro. Przetasowa� szybko, ciska� karty kr�tkimi,
w�ciek�ymi machni�ciami r�ki.
- W porz�dku - wtr�ci�a Anya. - Co ci� gryzie?
Rzuci� jej gniewne spojrzenie, po czym spu�ci�
oczy i st�umionym g�osem, jakby nagle sta� si�
nie�mia�y niczym Krishna, odpowiedzia�:
- Jad� do domu.
- Do domu?
- Masz na my�li Ziemi�?
- Czy� ty oszala�? Teraz, gdy wszystko mo�e tam w
ka�dej chwili wylecie� w powietrze? Dlaczego?
- Bo jestem ju� cholernie zm�czony tym Ksi�ycem. To
najbrzydsze miejsce we Wszech�wiecie.
- Brzydkie? - Anya spojrza�a znacz�co na
wielopoziomowe ogrody, na potoki spadaj�ce przez osiem
pi�ter w o�miu mieni�cych si� kaskadach, by w ko�cu
dotrze� do g��wnego jeziora, sk�d wpompowywano wod� z
powrotem na g�r�, na zgrabnie pozawijane alejki. Pod
wie�ami forsycji i wielkimi, zakr�conymi w pergole
krzewami r�anymi, spacerowali ludzie. Ich
charakterystyczny dla Ksi�yca posuwisty, spowolniony
spos�b chodzenia, sprawia� wra�enie ruchu pod wod�. Inni
wpadali i wypadali z tuneli biurowych, zatrzymuj�c si� na
chwil�, by spojrze� jak �uszczaki wykr�caj� w powietrzu
piruety nad grz�dkami og�rk�w. Na �rodkowym poziomie
mie�ci� si� pchli targ, gdzie namioty w kt�rych
emerytowani hobby�ci sprzedawali systemy fabryczne,
koszyki trawy, przyciski do papieru z pomara�czowego
szk�a, a tak�e kursy ta�ca postinterpretatywnego i analizy
poezji el�bieta�skiej, tworzy�y mozaik� plam w odwa�nych
barwach turkusu, szkar�atu i akwamarynu.
- Jak dla mnie, to jest ca�kiem �adne. Mo�e nieco
zat�oczone, ale to w�a�nie pionierska estetyka.
- To wygl�da jak pasa� handlowy, ale nie o to mi
chodzi�o. To jest... - zawaha� si� w poszukiwaniu
w�a�ciwego s�owa. - To co� w rodzaju... Boli mnie to, co
robimy z tym �wiatem. Chodzi o to, �e rozkopujemy go,
rozrzucamy wsz�dzie �mieci, tniemy g�ry na kawa�ki - i po
co to wszystko?
- Dla pieni�dzy - zacz�a Anya. - D�br
konsumpcyjnych, surowc�w, przysz�o�ci dla naszych dzieci.
Co w tym z�ego?
- Nie budujemy przysz�o�ci. Budujemy bro�.
- Na Ksi�ycu nie ma nic poza paroma pistoletami. To
strefa przemys�owa gwarantuj�ca wsp�lny rozw�j wielu
przedsi�biorstw. Bro� jest tu nielegalna.
- Wiecie, co mam na my�li. Wszystkie te rzeczy, jak
zapalniki do bomb, systemy detonacji i korpusy pocisk�w
rakietowych, budowane tutaj i przewo�one na nisk� orbit�
ziemsk�. Nie udawajmy, �e nie wiemy do czego to wszystko
s�u�y.
- No i co z tego? - zapyta�a s�odko Anya. - �yjemy
w realnym �wiecie. Nikt z nas nie jest tak naiwny, �eby
uwierzy� w rz�dy bez armii. Dlaczego masz za z�e, �e te
rzeczy s� budowane tu, a nie gdzie indziej?.
- Mierzi mnie ta kr�tkowzroczna, egocentryczna
chciwo��, z jak� wszystko robimy! Czy wygl�da�a� ostatnio na
zewn�trz, �eby zobaczy�, w jaki spos�b rozpruwa si�, wyrywa
i rozrzuca po okolicy powierzchni� Ksi�yca? Wci�� jeszcze
istniej� miejsca, gdzie mo�na popatrze� sobie na surowe
pi�kno w jego pierwotnym stanie - takie, jakie istnia�o w
czasach, gdy nasi przodkowie bujali si� na ga��ziach. Lecz
my je niszczymy. Za jedn�, najwy�ej dwie generacje,
Ksi�yc nie b�dzie mia� w sobie wi�cej pi�kna ni�, nie
przymierzaj�c, wysypisko �mieci.
- Widzia�e�, co ziemski przemys� zrobi� ze
�rodowiskiem? - odpar�a Anya. - Zatem usuni�cie go poza
planet� to chyba dobry pomys�, nie?
- Tak, ale Ksi�yc...
- Nie posiada nawet w�asnej ekosfery. Niczym mu nie
mo�na zaszkodzi�.
Gapili si� na siebie. W ko�cu Hiro stwierdzi�:
- Nie mam ochoty o tym gada� - i spos�pnia�y podni�s�
karty.
Pi��, mo�e sze�� rozda� p�niej podesz�a do nich
kobieta i przysiad�a na trawie przy nogach Krishny. Cie�
na jej powiekach mia� barw� elektryzuj�cej �ywej purpury.
Na jej ustach p�on�� szalony u�mieszek.
- A, cze�� - powita� j� Krishna. - Czy wszyscy obecni
znaj� Sally Chang? Podobnie jak ja jest cz�onkiem zespo�u
naukowego Centrum Technologii Samopowielaj�cych.
Pozostali skin�li g�owami. Gunther przedstawi� si�:
- Gunther Weil. Cz�onek Generation 5, b��kitny ko�nierzyk.
Zachichota�a.
Gunther mrugn�� do niej.
- Wydajesz si� by� w dobrym humorze. - Zastuka� pi�ci� w
st� - Czekam.
- Jestem na psylce - odpar�a. - Jedn� kart�.
- Psylocybinie? - spyta� Gunther. - By�bym zainteresowany
odrobin� tego. Hodujesz j� czy wytwarzasz? Mam kilka
fabryczek w pokoju - by� mo�e m�g�bym jednej u�y�, je�li
zgodzi�aby� si� udost�pni� oprogramowanie?
Sally Chang potrz�sn�a g�ow� zanosz�c si� bezwiednym
�miechem. Po policzkach sp�ywa�y jej �zy.
- Co�, chyba porozmawiamy o tym, jak wr�cisz do normy.
- Gunther rzuci� okiem na swoje karty. - Tym rozdaniem
�wietnie gra�oby si� w szachy.
- Nikt nie grywa w szachy - stwierdzi� ponuro Hiro. -
- To gra dla komputer�w.
Gunther zgarn�� pul� z dwiema parami. Przetasowa�.
Krishna nie chcia� prze�o�y�, wi�c zacz�� rozdawa�.
- Wracaj�c do sprawy, ta zwariowana Rosjanka...
Zupe�nie bez uprzedzenia, Chang zacz�a r�e� niby ko�.
Dzikie paroksyzmy �miechu co chwila rzuca�y ni� do ty�u, by
zaraz znowu zgi�� jej cia�o wp�. Zachwyt z w�asnego
odkrycia ta�czy� w jej oczach, gdy skierowa�a palec na
Gunthera. - Jeste� robotem! - wydusi�a z siebie mi�dzy
kolejnymi atakami.
- Co, przepraszam?
- Na pewno jeste� robotem - powt�rzy�a. - Jeste�
maszyn�, automatem. Sp�jrz na siebie! Nic poza
bodziec-reakcja. Nie masz grama wolnej woli. Nic tam nie
ma. Nie umia�by� uczyni� niczego sam z siebie, nawet
gdyby� ratowa� w�asne �ycie.
- Czy�by? - Gunther rozejrza� si� w poszukiwaniu
inspiracji. Ma�y ch�opiec - to m�g� by� Pyotr Nahfees,
jednak za daleko, by stwierdzi� na pewno - sta� nad
brzegiem wody karmi�c karpia kawa�kami zapiekanki z
krewetek. - A gdybym tak rzuci� tob� do jeziora? To by�by
akt woli.
�miej�c si� pokr�ci�a g�ow�.
- Typowe zachowanie przedstawiciela naczelnych.
Postrzegane zagro�enie wita si� kpi�c� agresj�.
Gunther wybuchn�� �miechem.
- Nast�pnie, gdy to zawodzi, naczelny cofa si�, okazuj�c
uleg�o��. Roz�adowuje sytuacj�. Ma�pa demonstruje swoj�
nieszkodliwo�� - widzicie?
- Hej, to naprawd� nie jest �mieszne - ostrzeg�
Gunther. - W zasadzie nawet to do�� obra�liwe.
- I z powrotem do postawy agresywnej.
Gunther westchn�� i podni�s� r�ce do g�ry w ge�cie
rezygnacji.
- Jak powinienem zareagowa�? Wed�ug ciebie
wszystko, co m�wi� i robi�, jest niew�a�ciwe.
- Znowu uleg�o��. W t� i z powrotem, od agresji do
obrony. - Zacz�a na�ladowa� r�k� ruch t�oka. - Zupe�nie
jak ma�a maszynka - widzicie? To wszystko zachowania
automatyczne.
- Hej, Krish, jeste� neurobio-co�-tam, nie? Powiedz co�
w mojej obronie. Wydosta� mnie z tej konwersacji.
Krishna spiek� raka. Unika� oczu Gunthera.
- Musicie wiedzie�, �e panna Chang cieszy si� wysokim
uznaniem w Centrum. Cokolwiek my�li o my�leniu, jest warte
przemy�lenia.
Kobieta przygl�da�a mu si� chciwie.
B�yszcz�ce oczy. Zw�one �renice.
- Wydaje mi si�, �e chodzi�o jej o to, w sumie, �e my
wszyscy tak w zasadzie tylko dryfujemy przez �ycie. Jak na
automatycznym pilocie. Nie tylko ty, ale my wszyscy. -
Zwr�ci� si� bezpo�rednio do niej: - Tak?
- Nie, nie i jeszcze raz nie - pokiwa�a przecz�co
g�ow�. - Szczeg�lnie chodzi mi o niego.
- Poddaj� si�. - Gunther od�o�y� swoje karty i wyci�gn��
si� na granitowej p�ycie, patrz�c przez szklane sklepienie
na znikaj�c� w ciemno�ciach Ziemi�. Kiedy zamkn�� oczy,
widzia� startuj�cego skoczka Izmailovej. By�o to do��
puryta�skie urz�dzenie - niewiele wi�cej ni� platforma z
krzes�em umieszczona na czterech osadzonych blisko siebie
butelkach gazowego paliwa, odzyskiwanego z odpadk�w, oraz
kompletu zgrabnych n�g. Widzia�, jak podrywa�a go do g�ry w
chwili, gdy rozkwit�a eksplozja. Gdy ju� by�a wysoko nad
kraterem, wygl�da�a przez chwil� jak jastrz�b na szczycie
gor�cego pr�du wznosz�cego. Ubrana w czerwony skafander
siedzia�a z opuszczonymi r�kami, patrz�c na spektakl z
jakim� nieludzkim spokojem. W odbitym �wietle p�on�a
jasno jak gwiazda. W jaki� przera�aj�cy spos�b by�a
pi�kna.
Sally Chang kiwa�a si� w prz�d i w ty� obejmuj�c
r�kami kolana. �mia�a si� i �mia�a.
*
Beth Hamilton by�a pod��czona do kontrolera zdalnej
obecno�ci. Podnios�a jeden okular, gdy Gunther wszed� do
jej biura, nie przesta�a jednak porusza� r�kami i nogami.
Te drobne, ospa�e jak we �nie poruszenia zostan� odebrane
i wzmocnione w jakiej� fabryce za horyzontem.
- Znowu si� sp�niasz - by�o to stwierdzenie faktu, bez
jakiegokolwiek akcentu emocjonalnego.
Wi�kszo�� ludzi odczuwa�aby co najmniej niekt�re
objawy skurczu rzeczywisto�ci, maj�c do czynienia
jednocze�nie z dwoma otoczeniami. Hamilton by�a jedn� z
nielicznych os�b, zdolnych do rozszczepienia swojej uwagi
na dwa niezale�ne istnienia, i to bez zauwa�alnej utraty
efektywno�ci w �adnej z nich.
- Wezwa�am ci�, �eby porozmawia� o twojej przysz�o�ci w
Generation 5. W szczeg�lno�ci chcia�abym przedyskutowa�
mo�liwo�� przeniesienia ci� do innego oddzia�u.
- Masz na my�li Ziemi�.
- Widzisz? Nie jeste� takim g�upcem, jakiego z siebie
robisz. - Opu�ci�a z powrotem okular, sta�a przez chwil�
bardzo sztywno, po czym wykona�a skomplikowan� seri� ruch�w
palcami d�oni ubranej w metalow� r�kawic�. - I co ty na to?
- Na co?
- Tokyo, Berlin, Buenos Aires - czy kt�rakolwiek z tych
nazw poci�ga ci� w szczeg�lny spos�b? A mo�e Toronto?
W�a�ciwy ruch w tej chwili mo�e znacznie przy�pieszy�
twoj� karier�.
- Wszystko, czego pragn�, to zosta� tutaj, robi� dalej
swoj� robot� i wydawa� pensj� - powiedzia� ostro�nie
Gunther. - Nie oczekuj� promocji, du�ej podwy�ki ani
korzystnego przeniesienia. Jest mi dobrze tak, jak jest.
- Z pewno�ci� tw�j spos�b okazywania tego jest
zabawny. - Hamilton wy��czy�a r�kawice i oswobodzi�a r�ce.
Podrapa�a si� po nosie. Z boku sta�o jej biurko -
wypolerowany sze�cian czarnego granitu. Tu� obok gar�ci
kryszta��w miedzi spoczywa� na nim jej komputer osobisty.
Pos�uszny wydanemu my�l� poleceniu, przes�a� g�os
Izmailovej do przeka�nika w g�owie Gunthera.
- Z najwy�szym �alem zmuszona jestem zwr�ci� pani uwag�
na brak profesjonalizmu w sposobie post�powania jednego z
cz�onk�w waszego personelu - rozpocz�a. S�uchaj�c skargi
Gunther do�wiadcza� zupe�nie niespodziewanego uczucia
nadci�gaj�cego niebezpiecze�stwa i, co wi�cej, urazy do
Izmailovej, �e o�mieli�a si� os�dzi� go tak ostro. Bardzo
stara� si� nie pokaza� tego po sobie.
- By� nieodpowiedzialny, niepos�uszny i niedba�y. Co
gorsza, prezentowa� tak�e niew�a�ciw� postaw�.
Zmusi� si� do wymuszonego u�miechu.
- Chyba nie za bardzo mnie lubi.
Hamilton pozostawi�a to bez komentarza.
- Ale przecie� to nie wystarczy, �eby... - g�os nagle
zamar� mu w gardle. - Wystarczy?
- W normalnej sytuacji, Weil, wystarczy�oby. Spec od
rozwa�ki nie jest "tylko technikiem na us�ugach", jak to
malowniczo okre�li�e� - te licencje rz�dowe nie s� �atwe
do zdobycia. Mo�esz nie zdawa� sobie z tego sprawy, ale
masz bardzo niski wska�nik efektywno�ci. Du�y potencja�, z
kt�rego niewiele wychodzi. M�wi�c szczerze, rozczarowa�e�
nas. Jednak�e, szcz�liwie dla ciebie, ta damulka
Izmailova upokorzy�a Dona Sakai, wi�c da� nam do
zrozumienia, �e nie musimy przejmowa� si� jej zdaniem.
- Izmailova upokorzy�a Sakai?
Hamilton wlepi�a w niego wzrok ze zdziwieniem.
- Weil, masz skleroz�, zdajesz sobie z tego spraw�?
Wtedy przypomnia� sobie tyrad� Izmailovej na temat
energii j�drowej.
- W porz�dku, ju� wiem. Przypomnia�em
sobie.
- A zatem wybieraj. Mog� napisa� nagan�, kt�ra trafi do
twoich sta�ych akt, razem ze skarg� Izmailovej, albo
wybierasz przeniesienie na Ziemi�, a ja dopilnuj�, �eby te
smrody nie zosta�y wpisane do systemu korporacji.
Nie by�o w zasadzie �adnego wyboru. Zrobi� jednak
dobr� min� do z�ej gry.
- W takim razie wygl�da na to, �e masz mnie dalej na
karku.
- Tylko na chwil�, Weil. Tylko na chwil�.
*
Kolejne dwa dni zn�w sp�dzi� na powierzchni.
Pierwszego dnia ponownie wi�z� pr�ty paliwowe do
Chatterjee C. Tym razem trzyma� si� trasy, wi�c reaktor
zosta� za�adowany dok�adnie o czasie. Nast�pnego dnia
pojecha� kawa� drogi do Triesnecker po par� starych
pr�t�w. Sze�� miesi�cy czeka�y w magazynie przej�ciowym,
a� ludzie z Kerr-McGee przestan� si� spiera�, czy nale�y
je przerobi�, czy wyrzuci�. Nie wyszed� na tym �le, bo
chocia� cykl aktywno�ci s�onecznej mia� si� ku ko�cowi,
nie odwo�ano jeszcze stanu podwy�szonego zagro�enia
powierzchniowego. Oznacza�o to, �e otrzyma premi�
za prac� w niebezpiecznych warunkach.
Gdy dojecha�, powita� go zdalny jakiego� technika z
Francji. Powiedzia� mu, �eby sobie darowa�. Odby�a si�
kolejna dyskusja, wskutek kt�rej decyzj� zn�w od�o�ono na
p�niej. Wyruszy� wi�c z powrotem do Bootstrap puszczaj�c
sobie w g�owie now� wersj� a capella "Opery za trzy
grosze". Brzmia�a okropnie s�odko, ra��c jego gust
artystyczny, lecz tego w�a�nie zwykle s�uchali w domu.
Pi�tna�cie kilometr�w dalej wska�nik nat�enia
ultrafioletu gwa�townie podskoczy�. Gunther postuka� go
palcem. Bez rezultatu. Czuj�c jak zimny dreszcz przebiega mu
po karku, spojrza� na dach kabiny i wyszepta�: - O, nie.
- Stacja Prognoz Promieniowania poda�a w�a�nie informacj�
o podwy�szonym stanie zagro�enia powierzchni do Poziomu
Najwy�szego Ryzyka - informowa�a spokojnie ci�ar�wka. - W
zwi�zku z wyst�pieniem niespodziewanej protuberancji.
Ostrze�enie wchodzi w �ycie natychmiast. Wszyscy znajduj�cy
si� na powierzchni musz� niezw�ocznie uda� si� do
najbli�szego schronu. Powtarzam: uda� si� niezw�ocznie do
schronu.
- Jestem osiemdziesi�t kilometr�w od ...
Ci�ar�wka zwolni�a i zatrzyma�a si�.
- Poniewa� pojazd nie jest opancerzony, zwi�kszone
nat�enie promieniowania mo�e zak��ca� jego funkcjonowanie.
W celu zapewnienia dalszego poprawnego funkcjonowania
jednostki, wszystkie podzespo�y zostan� prze��czone na
sterowanie r�czne, po czym komputer zostanie wy��czony.
G�ow� Gunthera wype�ni�y nak�adaj�ce si� na siebie
g�osy, gdy przesta�y dzia�a� uk�ady filtruj�ce ci�ar�wki.
Promieniowanie zak��ca�o je jeszcze, zamieniaj�c w nonsens
wszystko, co chcia�y przekaza�:
Pozio***ajwy�s**go R**yka Powt****m: **an zag**�**ia
***ierzchni zwi�kszono d*****iomu ***wy�s**go ****ka.
Wszys**ie ****ostki** pe**onel uda�***� n****hmiast
do****bli**zego s**ronu. M***ymalny czas napromieniania
dwadz***cia **nut.***hroni� si�*****chmiast. S�uchacie
n**rania Sta*****rognoz P****eniowa**** Z po**du
wys**pienia nies***ziewanej ****uberancji s**n ****o�enia
p****rzchni**ego po**y�szon*****ta� do P***omu ***wy�szego
Ryz
**il! M�w***eth. Og***ili **a�nie ***iom****wy�sze**
R*zyka**Z�a� z pow****chni! ****iab�a, s�****sz mnie?
Ukr*j si�.*N** pr�buj jecha� do Bo*****ap. Usma�ysz
si�**S**chaj, ni**aleko ***jsca, ****�rym jeste*
znajd*****i� trz***abryki. S�**hasz mnie, durn****Jedna z
nich**o Weis**opf A***poza tym Ni**** i Luna*
M***ost**ct**al. Weil! Pr**z�
**ail, jeste***am? Odez**jcie si*, d*bry Bo�e, da***i
w�dki, Sabra, **ng** - chowa**ie ty�ki pod powi****hni�,
ale ju�***ie chc�***ysze�, �e kto*****ta�, �eby zg**i�
�wiat�***Kto jesz**e tam je**? Wrac**cie nat***miast.
Ws***cy!***y kto� wie, **zie jes**Mikha? Hej **m, Misha,
nie ws*yd� *i�***s. Zaszc**� nas**woi* g�osem, s�***ysz?
Do**ali�my Ez
- Beth, najbli�szy schron zostawi�em za sob� w
Weisskopf - to p� godziny drogi st�d, jad�c z pe�n�
pr�dko�ci�, a maksymaln� dawk� dostaje si� tu po
dwudziestu minutach. Co mam robi�, powiedz mi!
Pierwsza fala twardych cz�stek by�a jednak zbyt silna,
by m�g� zrozumie� cokolwiek wi�cej. Jaka� r�ka,
najwyra�niej jego w�asna, poszybowa�a w kierunku deski
rozdzielczej i wy��czy�a radio. G�osy w g�owie zamilk�y.
Wci�� brzmia�y tylko trzeszczenia spowodowane
promieniowaniem. Ci�ar�wka trwa�a w bezruchu, o p�
godziny drogi donik�d. Niewidzialna �mier� s�czy�a si�
przez dach kabiny. Za�o�y� he�m i r�kawice, sprawdzi�
dwukrotnie szczelno�� i odblokowa� drzwi.
Otworzy�y si� z hukiem. Z kabiny wylecia�y strony
instrukcji u�ytkownika, a potem r�kawica, kt�ra tocz�c si�
z gracj� po powierzchni goni�a r�owe ko�ci do gry,
prezent od Euridice otrzymany w t� ostatni� noc w Szwecji.
Gar�� nie dojedzonych herbatnik�w w blaszanej puszce w
jednej chwili zamieni�a si� w py� i wyfrun�a, poci�gaj�c
puszk� za sob�. Wybuchowa dekompresja. Zapomnia� wyr�wna�
ci�nienia. Gunther zamar�, uzmys�awiaj�c sobie z
przera�eniem, �e pope�ni� tak podstawowy - tak
niebezpieczny - b��d.
Sta� na powierzchni z odchylon� do ty�u g�ow�, gapi�c
si� na S�o�ce. By� w�ciek�y na wszystkie plamy s�oneczne i
jedn�, niepodziewan� protuberancj�.
- Umr� tutaj - pomy�la�.
Przez d�ug�, parali�uj�c� chwil� smakowa� ch�odn�
oczywisto�� tej my�li. Umrze tutaj. By� tego pewny,
pewniejszy ni� czegokolwiek innego w ca�ym swoim �yciu.
Oczami wyobra�ni widzia� �mier�, jak sz�a ku niemu,
kosz�c ksi�ycow� r�wnin�. �mier� by�a jednorodn� czarn�
�cian�, rozci�gaj�c� si� do niesko�czono�ci we wszystkich
kierunkach. Przecina�a wszech�wiat na dwie po�owy. Po tej
stronie by�o �ycie, ciep�o, kratery i kwiaty, marzenia,
roboty g�rnicze, my�li - wszystko to, co Gunther zna� lub
by� w stanie sobie wyobrazi�. Po drugiej stronie... co�?
Nic? Czarna �ciana nie dawa�a �adnych podpowiedzi. By�a
nieczytelna, enigmatyczna, absolutna. I wyra�nie obra�a
sobie za cel w�a�nie jego. By�a ju� tak blisko, �e niemal
m�g� jej dotkn��. Wkr�tce tu b�dzie. A on przejdzie i
pozna odpowied�.
Nagle uwolni� si� od tej my�li i skoczy� w kierunku
ci�ar�wki. Wdrapa� si� na dach kabiny. Jego przeka�nik
sycza� i trzeszcza�. Oderwa� magnetyczne pasy mocuj�ce
Siegfrieda, chwyci� szpul� i pilota. Zeskoczy�.
Wyl�dowa� niezgrabnie, osun�� si� na kolana i wtoczy�
pod ci�ar�wk�. Izolacja pr�t�w paliwowych zatrzyma�aby
ka�d� ilo�� twardego promieniowania - bez wzgl�du na jego
�r�d�o. Chroni�a go w r�wnej mierze od S�o�ca, jak i od
�adunku. Przeka�nik w jego g�owie zamilk�. Po chwili
uzmys�owi� sobie, �e jego szcz�ki, zaci�ni�te do tej pory
w napi�ciu, wreszcie si� rozlu�ni�y.
By� bezpieczny.
Pod ci�ar�wk� by�o ciemno. Mia� czas pomy�le�. Nawet
ustawienie recyrkulacji na maksimum i wy��czenie ca�ego
wyposa�enia skafandra nie zapewni�oby ilo�ci tlenu
koniecznej do przetrwania burzy s�onecznej. A wi�c dobrze.
Trzeba dojecha� do schronu. Weisskopf by�o najbli�ej,
tylko pi�tna�cie kilometr�w st�d. Znajdowa� si� tam
schron, na terenie montowni nale��cej do G5. To b�dzie
cel.
B��dz�c r�k� w ciemno�ci, odnalaz� stalowe wsporniki i
za pomoc� pas�w magnetycznych Siegfrieda przywi�za� si�
do spodu pojazdu. Nie by�a to �atwa do wykonania praca,
lecz w ko�cu wisia� twarz� w d�, maj�c przed oczami
nawierzchni� drogi. Wcisn�� kilka przycisk�w na pilocie i
Siegfried wsta�.
Po dwunastu wyczerpuj�cych minutach uda�o mu si� w
ko�cu zdj�� Siegfrieda w ca�o�ci z dachu ci�ar�wki.
Wn�trze kabiny nie by�o przeznaczone nawet dla dwukrotnie
mniejszych obiekt�w. �eby zmie�ci� tam Siegfrieda musia�
wpierw wy�ama� drzwi, a nast�pnie wyrwa� z pod�ogi fotel
kierowcy. Pozostawiaj�c obie te rzeczy na poboczu, uda�o
si� wcisn�� Siegfrieda do wewn�trz. Robot wygi�� si� w
dw�ch miejscach, zrekonfigurowa�, zrekonfigurowa� ponownie
i w ko�cu jako� dopasowa� si� do przestrzeni kabiny.
Powoli i delikatnie Siegfried przej�� sterowanie i
wrzuci� pierwszy bieg.
Ci�ar�wka ruszy�a z �omotem.
To by�a piekielna przeja�d�ka. Pojazd, kt�ry nigdy nie
nale�a� do szybkich, teraz toczy� si� po drodze jak
�eliwna �winia. Optyka Siegfrieda skierowana by�a na desk�
rozdzielcz� i nie mo�na by�o jej podnie�� bez oswobodzenia
r�k robota. Nie by� w stanie spojrze� przed siebie nie
zatrzymuj�c pojazdu.
Nawigacja polega�a wi�c na obserwacji drogi pod
ko�ami. Gunther m�g� utrzyma� ci�ar�wk� mniej wi�cej na
drodze dzi�ki oznaczeniom na powierzchni. Gdy zje�d�ali z
jezdni, uruchamia� r�ce Siegfrieda, koryguj�c kierunek
jazdy. Skutek by� taki, �e w�drowali powoli od jednego
brzegu do drugiego, znacz�c drog� za sob� zygzakiem
kolein.
Przesuwaj�ce si� w sta�ym rytmie cienie i droga,
jednostajnie p�yn�ca na Gunthera, wprowadza�y
niebezpieczn� monotoni�. Buja� si� i wibrowa� w swym
prowizorycznym hamaku. Po chwili zacz�� go bole� kark od
ci�g�ego trzymania g�owy w podniesionej pozycji, by m�c
widzie� drog�, ja�niej�c� przed ci�ar�wk� a� do miejsca,
gdzie gin�a w cieniu przedniej osi. Oczy piek�y go od
nu��cej powtarzalno�ci obraz�w.
Ko�a ci�ar�wki wzbija�y chmur� py�u z drogi.
Niewielki �adunek elektrostatyczny okaza� si�
wystarczaj�cy, by mniejsze cz�steczki przywar�y do jego
skafandra. Co jaki� czas wyciera� wizjer z cienkiej
warstwy szarego py�u r�kawic�, kt�ra za ka�dym razem
zostawia�a na nim d�ugie, rozmazane smugi.
Przysz�y halucynacje. By�y to �agodne omamy wzrokowe,
wyd�u�one plamy kolorowego �wiat�a, kt�re pojawia�y si�
przed oczami i znika�y na kr�tk� chwil� powrotu
koncentracji, gdy potrz�sa� g�ow� i zamyka� na chwil�
oczy. Ka�da chwila ulgi dla wzroku kusi�a go, by zamkn��
oczy na d�u�ej, ale na to nie m�g� sobie pozwoli�.
Przypomnia�o mu si�, jak po raz ostatni widzia� si� z
matk� i co wtedy powiedzia�a. M�wi�a, �e najgorsz� rzecz�
w owdowieniu by�o to, �e ka�dego dnia jej �ycie
rozpoczyna�o si� od pocz�tku, nie lepsze ni� poprzedniego,
z wci�� �wie�ym b�lem, z fizycznym faktem nieobecno�ci
m�a trudniejszym do zaakceptowania ni� kiedykolwiek. "To
tak, jak by� martwym" - powiedzia�a. - "W tym, �e nic si�
nigdy nie zmienia".
M�j Bo�e, pomy�la�, nie warto tego robi�. Wtedy nagle
zauwa�y� g�az wielko�ci jego g�owy, zmierzaj�cy prosto na
jego he�m. Oszala�e d�onie szarpn�y pilota i Siegfried
dziko zawin�� ci�ar�wk�. Ska�a uskoczy�a i przelecia�a
ko�o Gunthera. Co zako�czy�o �w ci�g rozmy�la�.
Podstroi� komputer osobisty i uda�o mu si� z�apa�
"St.James Infirmary". Niewiele pomog�o.
No dalej, sukinsynie, pomy�la�. Uda ci si�. Bola�y go
barki i ramiona, a tak�e plecy, gdy o nich pomy�la�. Na
przek�r wszystkiemu jedna z jego n�g najwyra�niej posz�a
spa�. K�t, pod kt�rym trzyma� g�ow� obserwuj�c drog�
sprawia�, �e cz�sto musia� trzyma� otwarte usta. Po chwili
zauwa�y� ko�ysz�cy si� kszta�t, kt�ry okaza� si� niewielk�
ka�u�� �liny zgromadzonej w zag��bieniu wizjera. �lini�
si�. Zamkn�� usta, prze�ykaj�c zawarto�� gard�a i wlepi�
wzrok przed siebie. Niespe�na minut� potem z�apa� si� na
tym samym.
Powoli, z wysi�kiem zd��a� w kierunku Weisskopf.
*
Instalacja G5 w Weisskopf by�a typow� konstrukcj�:
bia�a odblaskowa kopu�a chroni�a przed wahaniami
temperatur w ci�gu d�ugiej doby ksi�ycowej, mikrofalowa
wie�a przeka�nikowa umo�liwia�a zdalny doz�r, a ko�o setki
p�autonomicznych podjednostek wykonywa�o zadan� prac�.
Gunther przegapi� drog� dojazdow� i musia� si� cofn��,
by potem skierowa� ci�ar�wk� prosto pod �cian� fabryki.
Przy pomocy Siegfrieda wy��czy� silnik, po czym pozwoli�
pilotowi upa�� na ziemi�. Przez ponad minut� po prostu
wisia� z zamkni�tymi oczami, delektuj�c si� bezruchem.
Potem uwolni� si� od pas�w i wype�z� spod ci�ar�wki.
S�ysz�c ponownie trzaski wy�adowa� w g�owie, wkroczy�
do fabryki.
W przy�mionym �wietle, przefiltrowanym przez pow�ok�
kopu�y, fabryka sprawia�a wra�enie podwodnej jaskini.
Wydawa�o si�, �e �wiat�o z jego he�mu w jednakowym stopniu
uwidacznia i zaciera. Maszyny w �rodku snopu reflektora
puch�y, przybli�aj�c si� do niego jak w efekcie rybiego
oka. Wy��czy� go i pozwoli� oczom przyzwyczai� si� do
ciemno�ci.
Po chwili zacz�� dostrzega� roboty monta�owe, mgliste
jak duchy, poruszaj�ce si� z nieziemsk� delikatno�ci�.
Zaktywizowa�a je burza s�oneczna. Ko�ysa�y si� niczym
wodorosty, lekko rozsynchronizowane wzgl�dem siebie. Z
wzniesionymi ramionami ta�czy�y kierowane przypadkowym
programem radiowym.
Na ta�mach monta�owych spoczywa�y pozosta�o�ci na wp�
zbudowanych robot�w, wygl�daj�ce na wynicowane i obdarte
ze sk�ry. Wyszukane ornamenty ich miedziano-srebrnych
nerw�w zosta�y ods�oni�te i zoperowane w ca�kowicie
przypadkowy spos�b. Pod d�ugim, zgi�tym w po�owie
.T:grifin02
ramieniem zako�czonym elektrycznym p�omieniem, drga�
metalowy tors.
Wi�kszo�c z nich by�a pot�nymi, lecz �lepymi
mechanizmami, przytwierdzonymi mocno do pod�ogi wzd�u�
logicznej �cie�ki monta�owej. W fabryce znajdowa�y si�
r�wnie� ruchome jednostki: nadzorcy i "z�ote r�czki" od
wszystkiego, zataczaj�ce si� w pijackim tangu z b�yskiem
s�onecznego szale�stwa w oczach.
Uwag� Gunthera w sam� por� przyci�gn�� nag�y ruch.
Zauwa�y�, jak przebijak do metalu obraca si� w jego
kierunku, opuszcza swe ogromne rami� i wybija ogromn�
dziur� w pod�odze tu� przy jego stopach. Poczu� uderzenie
przez podeszwy but�w.
Zrobi� taneczny krok w ty�. Maszyna ruszy�a za nim.
Jej diamentowa ko�c�wka wsuwa�a i wysuwa�a si� nerwowo z
os�ony ruchami delikatnymi i dr��cymi, jak nowo narodzony
�rebak.
- Tylko spokojnie, dziecinko - wyszepta� Gunther.
Naniesione na �cian� krateru zielone strza�ki wskazywa�y w
kierunku �elaznych drzwi po drugiej stronie fabryki.
Schron. Gunther uchyli� si� przed kolejnym uderzeniem i
wcisn�� cia�o w w�skie przej�cie serwisowe mi�dzy dwoma
rz�dami ma