4272
Szczegóły |
Tytuł |
4272 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4272 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4272 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4272 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Allan Cole & Chris Bunch
Flota Przekl�tych
Tom 4 cyklu Sten
Przek�ad Rados�aw Januszewski
(Fleet of the Damned)
Data wydania oryginalnego 1988
Data wydania polskiego 1997
Dla oskar�onych wsp�spiskowc�w:
Owena Locka, Shelly Shapiro i Russa Galena
Ksi�ga pierwsza
W BITEWNYM SZYKU
Rozdzia� pierwszy
Kr��ownik Tahn�w okr��y� umieraj�ce s�o�ce. Kurs zosta� ju� ustalony. W ci�gu kilku godzin okr�t mia� osi��� na szaro-bia�ej powierzchni Fundy, czyli na najwi�kszym ciele niebieskim w Systemie Erebusa.
Prawdopodobnie �adna istota nie chcia�aby si� wybra� do Erebusa z w�asnej woli. Niemal wygas�e s�o�ce rzuca�o s�abe, blado��te �wiat�o na kilka pokiereszowanych kraterami satelit�w. Zasoby mineralne tych ogo�oconych planetek nie wystarczy�yby na utrzymanie jednego g�rnika. W Erebusie mo�na by�o marzy� tylko o rych�ej �mierci.
Lady Atago z niecierpliwo�ci� przys�uchiwa�a si� prowadzonym przez radio pogaduszkom mi�dzy za�og� jej statku a g��wnym centrum komunikacyjnym na Fundy. Niedba�e i rozlaz�e wypowiedzi os�b z tamtej strony ostro kontrastowa�y z wartkim potokiem uporz�dkowanych s��w p�yn�cym z ust jej ludzi. Ten wyra�ny dysonans dra�ni� Tahnijk�.
Fundy zbyt d�ugo pozostawa�a bez nadzoru.
Lady Atago by�a wysok� kobiet�. G�rowa�a wzrostem nad wieloma swoimi oficerami. Na pierwszy rzut oka wydawa�a si� egzotyczn� pi�kno�ci�. Mia�a drugie, faliste, ciemne w�osy, wielkie czarne oczy i zmys�owe usta. Wyr�nia�a j� szczup�a, niezwykle kszta�tna sylwetka. Atago �wietnie wygl�da�a w uniformie, kt�ry teraz nosi�a: ciemnozielony p�aszcz, czerwona bluza mundurowa i zielone, obcis�e spodnie.
Jednak podczas dok�adniejszej obserwacji lady Atago, ulatnia�y si� wszelkie my�li o pi�knie, a po plecach przebiega� zimny dreszcz. Sta�o si� oko w oko z cz�onkini� tahnijskiej rodziny kr�lewskiej. Skinienie g�owy tej damy decydowa�o o ludzkich losach, a wi�kszo�� decyzji budzi�a groz�.
Gdy statek wszed� na orbit�, spojrza�a na kapitana, kt�ry w�a�nie nadzorowa� dzia�ania za�ogi.
- Ju� wkr�tce, pani.
- B�dzie mi potrzebna jedna kompania - powiedzia�a i odwr�ci�a wzrok, pozwalaj�c kapitanowi odej��. My�la�a o tych niezdyscyplinowanych durniach oczekuj�cych jej na Fundy.
Wielki statek przysiad� na lodzie o jakie� p�l kilometra od budynk�w portowych. Maszyny przesta�y pracowa�. Kad�ub przys�oni�a szara pow�oka nawiewanego przez ostry wiatr deszczu ze �niegiem.
Powierzchnia Fundy by�a pokryta g��wnie lodem i czarn� ska��. To miejsce nie nadawa�o si� do realizacji jakiegokolwiek przedsi�wzi�cia, a jednak mia�o spe�ni� niezwykle wa�ne zadanie.
Tahnijczycy przygotowywali si� do wojny przeciwko imperatorowi. Odpowiednie za� wykorzystanie Erebusa stanowi�o podstaw� ich planu. W wielkiej tajemnicy zmienili planety dogasaj�cego s�o�ca w ogromn� stoczni� mi�dzyplanetarnych okr�t�w wojennych.
Erebus by� tak odleg�y i odstr�czaj�cy, �e prawdopodobie�stwo odkrycia przez imperatora id�cych pe�n� par� zbroje� by�o nieomal r�wne zeru. Dlatego wybrano ten system, aby budowa�, wyposa�a�, przezbraja� tysi�ce statk�w.
Lady Atago widzia�a niekt�re oznaki tych wysi�k�w, kiedy jej kr��ownik wszed� na orbit� Erebusa. Ma�e, silne holowniki ci�gn�y d�ugie na setki kilometr�w eszelony pustych skorup. Z tego budulca powstan� pot�ne okr�ty bojowe, kt�re po przetransportowaniu na l�d zostan� uzbrojone. Na wszystkich planetach wzniesiono ogromne fabryki. Nocne niebo roz�wietla�a �una bij�ca od piec�w hutniczych.
Tahnijczycy �ci�gn�li na Erebus wszystkich robotnik�w, kt�rych uda�o im si� zmobilizowa�. Nie wzgardzili nawet tymi o niedostatecznych kwalifikacjach. W�a�nie niska jako�� si�y roboczej stanowi�a jeden z powod�w skoncentrowania produkcji na planetach a nie w kosmosie. Praca w g��bokiej pr�ni wymaga fachowej wiedzy, a przy tak wielkich zbrojeniach zgromadzenie odpowiedniej liczby specjalist�w nie by�o mo�liwe. Poza tym, umieszczenie fabryk w przestrzeni kosmicznej to niezwykle kosztowne przedsi�wzi�cie, w tahnijskim skarbcu pozosta�y ju� ostatnie miedziaki.
Mieszka�cy Tahnu chcieli wi�c mie� mo�liwie du�o statk�w za najni�sz� cen�. Wszelkie awarie i nieszcz�liwe wypadki przy pracy, pozostawa�y problemem poszczeg�lnych za��g.
Ale Tahnijczycy nale�eli do rasy zajad�ych wojownik�w.
Lady Atago zatrzyma�a si� na chwil� przy rampie. Kobiet� otacza� doborowy oddzia� uzbrojonych po z�by �o�nierzy. Cz�onkowie stra�y przybocznej wyr�niali si� nie tylko doskona�ymi umiej�tno�ciami wojskowymi, ale tak�e s�usznym wzrostem. W ich otoczeniu lady Atago wydawa�a si� niska. Przenikliwe zimno sprawia�o, �e �o�nierze przest�powali z nogi na nog�, ale Atago nawet nie zapi�a p�aszcza termicznego.
Z niech�ci� patrzy�a na odleg�e budynki portowej centrali. Dlaczego wyl�dowali tak daleko? Niekompetentni durnie.
Lady Atago zacz�a z determinacj� brn�� przez �nieg, oddzia� pod��a� za sw� podopieczn�. Sk�rzane pasy poskrzypywa�y, a buty przebija�y oblodzon� warstewk� na bia�ej pokrywie. Nie opodal przemyka�y z rykiem wielkie grawisanie. Ci�gn�y �adunek cz�ci i zapas�w. Na niekt�rych pojazdach siedzieli przycupni�ci ludzie. Jechali do pracy albo wracali do domu po zmianie w jednej z fabryk dymi�cych i parskaj�cych ogniem na obrze�ach portu.
Lady Atago nie odwraca�a g�owy, �eby przygl�da� si� tym niezwyk�ym scenom. Po prostu kroczy�a przed siebie, p�ki nie dotar�a do budynk�w.
Wartownik warkn�� co� z budki przed g��wnym wej�ciem. Zignorowa�a go i przesz�a obok, a jej gwardia przyboczna unios�a bro�, �eby po�o�y� kres wszelkim w�tpliwo�ciom stoj�cego na stra�y m�czyzny. Stukali g�o�no obcasami, id�c wzd�u� d�ugiego korytarza, kt�ry wi�d� do centrum administracyjnego. Gdy skr�cili za r�g, zobaczyli przysadzistego osobnika, kt�ry prawie bieg� na ich spotkanie, w p�dzie poprawiaj�c admiralsk� tunik�. Lady Atago stan�a i z niesmakiem spojrza�a na spocon�, zaczerwienion� twarz gospodarza.
- Lady Atago - wybe�kota�. - Przepraszam. Nie mia�em poj�cia, �e zjawi si� pani tak szybko i...
- Admira� Dien? - zapyta�a wchodz�c mu w s�owo.
- Tak, o pani?
- B�dzie mi potrzebne pa�skie biuro - stwierdzi�a i posz�a dalej.
Dien, potykaj�c si�, ruszy� za dostojnym go�ciem.
Lady Atago siedzia�a w milczeniu, przegl�daj�c dane komputerowe. Dwaj stra�nicy stali przy drzwiach z broni� gotow� do strza�u. Inni rozstawili si� strategicznie w wielkim biurze admira�a.
Kiedy wesz�a do gabinetu, rozejrza�a si� b�yskawicznie. Lekkim grymasem wyrazi�a to, co pomy�la�a: bardzo tu nie po tahnijsku.
Wczytywa�a si� w raporty, a z ust Diena p�yn�� potok usprawiedliwie�.
- O, tutaj... tutaj... widzi pani. Burza. Stracili�my dzienn� produkcj�. A te dane! Musieli�my wyr�ba� materia�ami wybuchowymi nowe l�dowiska dla frachtowc�w. Plany by�y napi�te do granic, o pani. Niebo a� czernia�o od statk�w. A my nie mieli�my wystarczaj�cej ilo�ci...
Przerwa� nag�e, gdy wy��czy�a komputer i znikn�� obraz. Przez d�ug� chwil� wpatrywa�a si� w przestrze�. Wreszcie wsta�a, odwr�ci�a si� do admira�a i rzek�a:
- Admirale Dien, w imieniu lorda Fehrle i Wysokiej Rady Tahn�w, odbieram panu dow�dztwo.
Twarz Diena nagle zbiela�a tak bardzo, �e lekarz na ten widok z pewno�ci� wpad�by w przera�enie. Atago posz�a do wyj�cia. Przed ni� ruszy� jeden z �o�nierzy.
- Pani, zaczekaj, prosz� - wyst�ka� Dien.
Zrobi�a p� obrotu i lekko unios�a pi�kn� brew.
- Tak?
- Czy pozwolisz mi przynajmniej... Hm, czy mog� zachowa� bro� boczn�?
Zastanawia�a si� przez moment.
- Chodzi o honor?
- Tak, pani.
Zn�w min�a d�u�sza chwila.
- Nie - powiedzia�a wreszcie. - Nie zezwala panu na zatrzymanie broni.
Lady Atago wysz�a. Drzwi zamkn�y si� za ni� cicho.
Rozdzia� drugi
Sten i Lisa Haines brn�li przez dziki t�um wype�niaj�cy port kosmiczny. W g��wnym terminalu Starego �wiata zawsze by� przepe�niony. Jednak obecnie panuj�cy �cisk przechodzi� wszelkie pojecie - istoty przepycha�y si�, sta�y jedna przy drugiej, rami� w rami�, macka w mack�, czu�ek w czu�ek.
Sten wraz z Lisa, coraz bardziej zdziwieni i zaniepokojeni, torowali sobie drog� do wynaj�tego grawichodu.
- Co si� dzieje, do diab�a? - zapyta� Sten, nie oczekuj�c, �e kto� mu odpowie.
- Nie wiem, ale je�li szybko si� st�d nie wydostaniemy, to zwymiotuj� - stwierdzi�a Lisa.
- Daj mi odsapn�� - powiedzia� Sten. - Detektywi do spraw zab�jstw nie wymiotuj�. To jeden z wymog�w tego zawodu.
- Popatrz wi�c na mnie - odpar�a Lisa.
Sten z�apa� j� za rami� i przeprowadzi� obok potykaj�cego si� �o�nierza.
- Od czas�w rekruckich nie widzia�em tylu mundur�w naraz - powiedzia� Sten.
W�lizgn�li si� do grawichodu. Sten poprosi� lokalne centrum kontroli lot�w o pozwolenie na start. Niestety, kazano im zaczeka� co najmniej czterdzie�ci minut. Potem jeszcze parokrotnie wstrzymywano ich na p�ycie terminala, t�umacz�c, �e wszystkie trasy s� zablokowane przez wojsko. Wreszcie po p�torej godziny mogli ruszy�.
Po drodze do mieszkania Lisy wcale nie by�o lu�niej. Ma�o nie utkn�li w tr�jwymiarowym korku. Jechali w milczeniu, dop�ki nie wyrwali si� na przedmie�cia. Skierowali pojazd w stron� ogromnego lasu, gdzie po�r�d konar�w tkwi�a przycumowana ��d� mieszkalna Lisy.
- Czy zawsze tak by�o? - zapyta�a Lisa. - A mo�e ja po prostu si� do tego przyzwyczai�am?
Komandor Sten, eks-gwardzista pa�acowy Wiecznego Imperatora nie odpowiedzia�. Widok licznych grup �o�nierzy oraz setek wojskowych pojazd�w i konwoj�w, kt�re mijali czyni� spraw� ca�kiem oczywist�.
Wszystko wygl�da�o niemal tak, jakby Centralny �wiat szykowa� inwazj�. Sten wiedzia�, �e to niemo�liwe. Ale imperator najwyra�niej mobilizowa� si�y do jakiego� wielkiego militarnego przedsi�wzi�cia. Tak czy inaczej, Sten nie mia� w�tpliwo�ci, �e zn�w b�dzie musia� ryzykowa� odstrzelenie swojego ty�ka.
- Nie chc� nawet o tym my�le�... na razie - powiedzia�. - Pozosta�o nam jeszcze kilka dni urlopu. Wykorzystajmy je zatem.
Haines przytuli�a si� do Stena i zacz�a delikatnie g�aska� wewn�trzn� stron� jego uda. Zanim dotarli do mieszkalnej �odzi Lisy, powr�ci�o poczucie wszechogarniaj�cego spokoju, kt�re towarzyszy�o im w ostatnich miesi�cach.
��d� ko�ysa�a si� leniwie na linach cumowniczych ponad roz�o�ystymi konarami. Rozci�gaj�cy si� dooko�a pierwotny las by� jednym z tych dzikich zak�tk�w, kt�re imperator obj�� ochron�. Jako �e sto�eczna planeta ogromnego cesarstwa by�a przeludniona, a czynsze i ceny ziemi przyprawia�y o zawr�t g�owy, ludzie wynajdowali rozmaite wymy�lne sposoby, �eby znale�� dla siebie jakie� niedrogie mieszkanie.
Wysoko�� zarobk�w w policji pozostawia�a wiele do �yczenia, dlatego Lisa wraz z innymi musia�a wykorzysta� luk� w ustawie o ochronie przyrody. Ot� prawo zabrania�o budowa� w lesie, ale nic nie m�wi�o o zagospodarowywaniu przestrzeni ponad gruntem.
Tote� w�a�ciciel ziemski wynaj�� nie nadaj�cy si� do zasiedlenia teren, a wszystkich, kt�rzy mogli pozwoli� sobie na p�acenie ustalonego czynszu, zaopatrzy� w wielkie �odzie mieszkalne z nap�dem McLeana. Cena by�a wy�rubowana, ale Lisa jeszcze mog�a j� zaakceptowa�.
Zacumowali przy burcie i przeszli na pok�ad. Drzwi rozsun�y si�, gdy Lisa przycisn�a kciuk do p�ytki zamka. Zanim przest�pi�a pr�g, starannie rozejrza�a si� po wn�trzu - by� to gliniarski nawyk, kt�rego nie mo�na si� pozby� przez ca�e �ycie. Sten reagowa� podobnie. Lata s�u�by w Modliszce zrobi�y swoje. Sten zawsze najpierw upewnia� si�, �e wszystko jest w porz�dku, a dopiero potem wkracza� do pokoju.
Kilka minut p�niej le�eli rozci�gni�ci na tapczanie. Przez szeroko otwarte okna nap�ywa�o �wie�e powietrze.
Sten popija� piwo, maj�c nadziej�, �e smak trunku przy�mi nieco uczucie smutku. By� ju� kiedy� zakochany, wi�c wiedzia�, co �w nastr�j oznacza. Od wielu lat nie zdarzy�o mu si� tak d�ugo przebywa� z jedn� kobiet� i to wy��cznie w celach towarzyskich.
Lisa �cisn�a go za r�k�.
- Szkoda, �e to ju� prawie koniec - powiedzia�a cicho.
Sten odwr�ci� si� do niej.
- Ale jeszcze si� nie sko�czy�o. - Przyci�gn�� j� do siebie.
Wszyscy przyznawali, �e Sten i Lisa �wietnie poradzili sobie z udaremnieniem spisku skierowanego przeciwko imperatorowi. Nie by�a to perfekcyjna robota, ale nie mo�na przecie� wymaga� zbyt wiele.
Oboje zostali awansowani i nagrodzeni kilkumiesi�cznymi urlopami. Dzi�ki Idzie, starej kumpelce Stena z Modliszki, pieni�dzy mieli do��, by sobie pohula�.
Kupili zatem bilety na odleg�� planet� sk�adaj�c� si� g��wnie z ogromnego oceanu oraz tysi�cy idyllicznych wysepek. Wynaj�li amfibi� i sp�dzali jeden rozkoszny tydzie� za drugim, skacz�c z wyspy na wysp�, albo po prostu dryfuj�c po spokojnych morzach, opalaj�c si� i rozkoszuj�c w�asnym towarzystwem.
Przez te miesi�ce celowo unikali wszelkich kontakt�w ze �wiatem. Chcieli uspokoi� zszargane nerwy.
Sten nie bardzo wiedzia�, jak b�dzie wygl�da�a jego najbli�sza przysz�o��. Imperator nie tylko awansowa�, ale te� bardzo doradza� rezygnacj� ze s�u�by w armii i przeniesienie si� do imperialnej marynarki wojennej. Rada Jego Wysoko�ci by�a r�wnoznaczna z rozkazem.
Gdy Sten my�la� o tym, co wkr�tce nast�pi, ogarnia�o go uczucie trwogi a zarazem lekkiego podniecenia. Zaci�gni�cie si� do marynarki wojennej, nawet w stopniu starszego oficera, oznacza�o rozpocz�cie wszystkiego od pocz�tku. Czeka� go kurs w szkole lotniczej. Sten zastanawia� si�, czy m�g�by powr�ci� do swego dawnego zaj�cia, gdyby zrezygnowa� z rang. Mia� nawet ochot� zn�w sta� si� nic nie znacz�cym szeregowcem.
Sten budzi� si� powoli. Gdy obr�ci� si� na bok, stwierdzi�, �e jest w ��ku sam. Lisa siedzia�a po drugiej stronie wielkiego pokoju i przekopywa�a pliki komputera, szukaj�c poczty i telefon�w.
- Rachunek, rachunek... - mrucza�a. - List, sk�adki na zwi�zek policjant�w, list... Cholera! Dajcie mi spok�j, ch�opcy, by�am na wakacjach.
- Co� dla mnie? - zapyta� leniwie Sten. Nie mia� sta�ego miejsca zamieszkania, wi�c zawsze wskazywa� tymczasowy adres, pod kt�ry nale�a�o przesy�a� informacje.
- Tak. Jest do ciebie oko�o pi��dziesi�ciu telefon�w. Wszystkie od tego samego faceta.
Sten usiad�. Ogarn�o go jakie� nieprzyjemne uczucie.
- Co za jeden?
- Kapitan Hanks.
Sten podszed� i pochyli� si� nad jej ramieniem. Nacisn�� klawisze, �eby otworzy� plik. Telefony, jeden za drugim, od kapitana Hanksa. Lisa niewiele przesadzi�a, komputer zarejestrowa� prawie pi��dziesi�t nagra�.
Sten lekko uderzy� w klawisz, �eby uzyska� informacje przes�ane przez Hanksa. Us�ysza� ostry, skowycz�cy ton, kt�ry najpierw sygnalizowa�, �e sprawa jest pilna, potem za� obwieszcza� alarm co najmniej dziesi�tego stopnia. Stena pilnie poszukiwano. Dosta� rozkaz przerwania urlopu i stawienia si� w Imperialnej Szkole Lotniczej.
- Drakh - zakl�� Sten.
Odszed� od komputera i zapatrzy� si� w zielony, rozko�ysany las. W g�owie mia� zam�t. Poczu�, �e Lisa stoi za nim. �agodnie go obj�a ramionami.
- Zaraz si� rozp�acz� - wyszepta�a. - �mieszne, nie my�la�am, �e kiedykolwiek to zrobi�.
- Wi�c po prostu zmru� oczy i nie my�l o niczym - powiedzia� Sten.
Nie zameldowa� si� natychmiast, jak mu polecono. Musia� si� jeszcze po�egna� z Lisa.
Rozdzia� trzeci
Wieczny Imperator mia� wyrobione zdanie na temat piknik�w.
�agodny, kilkuminutowy kapu�niaczek, kt�ry sko�czy� si� na chwil� przed nadej�ciem go�ci, nasyci� powietrze wilgoci�.
Deszczyk by� zam�wiony; dostarczono go co do minuty.
Imperator uzna�, �e powiew rze�kiego wietrzyku zaostrzy apetyty. W p�niejszych godzinach dnia wiatr powinien sta� si� �agodniejszy, �eby uczestnicy pikniku mogli poszuka� w cieniu drzew schronienia przed pal�cymi promieniami s�o�ca.
Delikatny, zmienny zefirek zosta� zatem tak�e zam�wiony.
Wieczny Imperator planowa� urz�dzi� barbecue, kt�re uwa�a� za najlepsz� form� pikniku. Ka�de danie mia�o by� osobi�cie przygotowane przez gospodarza.
Wieczny Imperator przygl�da� si� terenowi maj�wki w Arundel z rosn�cym rozczarowaniem. Jednocze�nie dodawa� przyprawy do swojego s�ynnego sosu. Pi��dziesi�ciu kucharzy, obs�uguj�cych pi��dziesi�t przeno�nych ruszt�w, dok�adnie powtarza�o ruchy Jego Wysoko�ci, przyprawiaj�c znamienite danie.
Organizowane przez imperatora barbecue stanowi�o ju� wielowiekow� tradycj�. Pocz�tkowo by�o to wydarzenie o randze p�oficjalnej. W�adca zacz�� je urz�dza�, bo kocha� gotowanie i uwielbia� patrze�, jak inni zjadaj� to, co przygotowa�. Dawniej zaprasza� tylko bliskich przyjaci�, jakie� dwie�cie os�b, i obs�ugiwa� go�ci, maj�c zaledwie kilku pomocnik�w. Dzi�ki temu m�g� dok�adnie kontrolowa� przyrz�dzanie ka�dej potrawy i udoskonala� smak.
�wczesne przyj�cia by�y skromne, wi�c wszyscy zgromadzeni bez problemu mie�cili si� w niewielkim, ocienionym ogrodzie przylegaj�cym do olbrzymiego pa�acu.
Potem Jego Wysoko�� zda� sobie spraw� z narastaj�cej w�r�d dworzan zazdro�ci. Niekt�rzy byli zirytowani, �e nie nale�� do kr�gu bliskich imperatora, cho� w rzeczywisto�ci takie grono w og�le nie istnia�o. Tak czy inaczej w�adca poszerzy� list� go�ci, co z kolei wywo�a�o zazdro�� w mieszka�cach najdalszych zak�tk�w imperium, kt�rzy nie zostali zaproszeni. Ostatecznie lista rozros�a si� do gigantycznych rozmiar�w.
Teraz imperator oczekiwa� co najmniej o�miu tysi�cy os�b. Sam oczywi�cie nie zdo�a�by przygotowa� jedzenia w takiej ilo�ci. Wszystko zatem zacz�o wymyka� si� spod kontroli. Istnia�o niebezpiecze�stwo, �e piknik stanie si� jeszcze jednym wydarzeniem oficjalnym.
Imperatora kusi�o, aby po�o�y� kres tej piknikowej tradycji. Ale barbecue by�o jedn� z nielicznych okoliczno�ci towarzyskich, kt�re naprawd� lubi�. Nie nale�a� do ludzi �atwo nawi�zuj�cych kontakty.
Rozwi�zanie kwestii dotycz�cych przyrz�dzania potraw okaza�o si� proste: w�adca kaza� zbudowa� kilkadziesi�t przeno�nych ruszt�w i automatycznych kucharzy do ich obs�ugi. Roboty bezb��dnie powtarza�y ka�dy ruch szefa. Dosypywa�y przyprawy z dok�adno�ci� co do moleku�y. W ko�cu barbecue zyska�o status imprezy oficjalnej, wi�c imperator postanowi� to wykorzysta�. Zgodnie z formu�� tego typu przyj�� m�g� zaprasza� tylko najwa�niejsze osobisto�ci imperium, nie nara�aj�c si� pozosta�ym mieszka�com. Mahoney za� uzna�, �e to dobry spos�b, aby wyci�gn�� prominent�w za ty�ki z krzak�w.
Imperator pow�cha� bulgocz�cy sos: Mniam... doskona�y. Przed obr�bk� by�a to obrzydliwa breja, tak �mierdz�ca, �e Marr i Senn - pa�acowi dostawcy artyku��w �ywno�ciowych - odmawiali asystowania przy gotowaniu. Za ka�dym razem, kiedy w�adca rozpoczyna� prac� przed barbecue, udawali si� na wakacje w jakie� odleg�e miejsce.
Zaczyn powstawa� w czterdziestolitrowym garncu. Imperator zawsze przygotowywa� sw�j specja� z wyprzedzeniem wielu dni, aby da� mu pooddycha�. Marr i Senn m�wili �po�mierdzie�, ale Jego Wysoko�� nie zwraca� na to uwagi i dopiero po pewnym czasie stopniowo przyprawia� wstr�tnie pachn�c� ciecz.
Zanurzy� w sosie kromk� twardego chleba i nadgryz� kawa�ek. Sos by� prawie got�w. Imperator zn�w rozejrza� si� po terenie, wyznaczonym na piknik. Rozpalono ju� pod rusztami. Upchane w zamra�arkach mi�so czeka�o, a� zostanie nadziane na ro�ny. Przystawki ch�odzi�y si� lub wrza�y. W beczkach sta�o piwo. Wystarczy�o tylko wybi� szpunty.
Ale gdzie podziali si� go�cie? W�adca u�wiadomi� sobie, �e niekt�rzy zaproszeni albo bardzo si� sp�niaj� albo w og�le nie zamierzaj� przyj��. S�udzy ju� przykrywali pokrowcami sto�y, przy kt�rych najwyra�niej nikt nie zasi�dzie.
Do diab�a z tym, pomy�la� imperator. Nie pozwol�, �eby nieobecno�� paru mr�wek zepsu�a mi zabaw�. Przede wszystkim nale�y skoncentrowa� si� na sosie.
Tajemnica wy�mienitego smaku tkwi�a w doborze mi�sa. Dopiero po wielu latach rze�nik poj��, o jaki gatunek imperatorowi chodzi�o. Nie chcia� on kawa�k�w najlepszej pol�dwicy. Potrzebne mu by�y och�apy wo�owe, prawie zepsute. Takie ju� z gorzkim i z��kni�tym t�uszczem. Jego Wysoko�� wciera� w ten kawa� padliny czosnek, rozmaryn, s�l i pieprz, ale nie zmniejsza�o to odoru. �Je�li poczujesz, �e ci� mdli�, mawia� do Mahoneya, �pow�chaj czosnek, kt�ry masz na r�kach�.
Nadjecha�o kilka grawichod�w. Wysypali si� z nich go�cie. Dym z ruszt�w sprawia�, �e mrugali oczami. Imperator zauwa�y�, �e zbierali si� w ma�e grupki i o czym� po cichu rozprawiali. W jego stron� kierowa�o si� wiele spojrze�. Powietrze a� zg�stnia�o od plotek. M�g� je wyczu� poprzez aromat wydzielany przez sos.
Stosy zwalonego na ruszty mi�sa wygl�da�y obrzydliwie. Na tym etapie przygotowa�, wedle przepisu, potrzeba by�o du�o dymu. Dawa�y go p�on�ce szczapy twardego drewna. Imperator mia� upodobanie do hikory. Bez ustanku przerzuca� kawa�y mi�sa tak, �eby dym m�g� wsz�dzie si� przedosta�. Porowata struktura podeschni�tych och�ap�w sprawia�a, �e smugi z �atwo�ci� przenika�y do �rodka.
Po paru minutach imperator oraz mechaniczni kucharze w�o�yli mi�so do garnk�w, nape�nili naczynia wod� i dusili wo�owin� na wolnym ogniu, dodaj�c czosnku, par� li�ci laurowych, p�torej gar�ci oregano i dwa razy wi�cej innych przypraw, by zabi� gorycz tego ostatniego ziela.
Potem sos musia� si� dusi� dwie lub trzy godziny, co zale�a�o od ilo�ci t�uszczu - im wi�cej go by�o, tym d�u�ej nale�a�o pozostawi� garnce na ogniu. W ca�ej okolicy �mierdzia�o tak, jak na planecie o atmosferze sk�adaj�cej si� g��wnie z siarki.
Imperator dostrzeg� Tanza Sullamor�. Ksi��� kupc�w nadchodzi� w towarzystwie niezwykle licznej �wity, dla kt�rej nale�a�oby przeznaczy� co najmniej trzy sto�y. Imperator nie lubi� tego b�azna, ale go potrzebowa�. Sullamora mia� ogromne wp�ywy w sferach przemys�owych, a ponadto ju� od dawna utrzymywa� �cis�e kontakty z Tahnijczykami, kt�rzy w�a�nie zacz�li przysparza� imperium wielu k�opot�w. W�adca mia� nadziej�, �e Tanz oka�e si� pomocny w przywracaniu przyjaznych stosunk�w z mieszka�cami Tahnu.
Jego Wysoko�� ju� nieraz nie m�g� spokojnie spa� z powodu r�nego typu konflikt�w, ale obecne uk�ady z Tahnijczykami sprawia�y, �e �ni� same najgorsze koszmary.
To byli okropni ludzie ho�duj�cy kulturze wojownik�w, kt�ra coraz bujniej rozkwita�a w ca�ym imperium. Tysi�c czy dwa tysi�ce lat temu z �atwo�ci� spacyfikowa�by niepokornych poddanych, rzucaj�c swoje flotylle do jednej rozstrzygaj�cej kampanii. Jednak wraz z up�ywem czasu, politycy jego handlowego mocarstwa sprawili, �e takie rozwi�zanie sta�o si� niemo�liwe. Wieczny Imperator nie m�g� zada� pierwszego ciosu. Jedynym wyj�ciem by�aby zatem prowokacja przeciwnika, ale tego typu przedsi�wzi�cie wymaga�o du�ych nak�ad�w finansowych.
Kilka miesi�cy temu nadarzy�a si� okazja, by rozpocz�� dyplomatyczne starania o rozwi�zanie problemu. Niestety, zdrada zniszczy�a wszystkie plany.
Jak si� nazywa ten m�ody opryszek, kt�ry uratowa� m�j zadek?, zastanawia� si� imperator. Stregg? Nie, Sten. Tak. Sten. Jego Wysoko�� szczyci� si� tym, �e pami�ta wszystkie znacz�ce nazwiska, a mia� ich zapisanych w umy�le setki tysi�cy. Sten da� mi posmakowa� tego ohydnego napoju, stregga, u�wiadomi� sobie imperator. Dzi�ki temu �atwo zapami�tam m�odego cz�owieka.
W trakcie czekania, a� mi�so dodusi si� do ko�ca, pozwoli sobie na kilka �yk�w stregga. Przyrz�dzi te� nast�pn� porcj� sosu.
Dorzuci� kilka du�ych cebul, sporo z�bk�w czosnku - zawsze trzeba do�o�y� troch� za du�o czosnku - chili, zielonego pieprzu, jeszcze oregano i innych zi�, no i oczywi�cie doda� sosu Worcester. Kiedy� pr�bowa� obja�ni� Mahoneyowi, jak przyrz�dza si� sos Worcester, ale wielki Irlandczyk nie wys�ucha� przepisu do ko�ca, gdy dowiedzia� si�, �e podstaw� potrawy s� nadgni�e anchovies.
W�adca okrasi� wszystko stopionym mas�em. Potem przela� mikstur� do innego garnka, postawi� go na ma�ym ogniu, a nast�pnie doda� kilkana�cie �wiartek �wie�ego pomidora, fili�ank� pasty pomidorowej, cztery zielone papryki i szczypt� musztardy w proszku.
Gdy przyprawi� ca�o�� paroma du�ymi porcjami czerwonego wina, zabra� si� do ostatnich czynno�ci. Zamiesza� w przesi�kni�tym dymem zaczynie, kt�ry przygotowa� uprzednio, do�o�y� szczapy do ognia i gotowa� straw� jeszcze przez dziesi�� minut. Sos doszed�.
Imperator napi� si� troch� stregga.
Dw�ch kucharzy nadzia�o na ro�en ogromny po�e� wo�owiny i zacz�o obraca� go nad ogniem. Tymczasem inne roboty po�wiartowa�y korpus �wini i wsadzi�y kawa�ki na pozosta�e ro�ny. Czas by�o zaczyna� piknik.
Imperator zd��y� si� zorientowa�, i� wi�cej go�ci ju� nie przyb�dzie. Rzuci� okiem w kierunku sto��w i stwierdzi�, �e znaczna cz�� zaproszonych by�a zaj�ta swoimi interesami gdzie indziej.
W�adca postanowi� przejrze� list� p�niej. Zapami�ta nazwiska tych, kt�rzy nie raczyli pofatygowa� si� na piknik.
Wyj�� szczoteczk� i zacz�� rozprowadza� sos po piecz�cym si� mi�siwie. Ogie� rozb�yskiwa� od spadaj�cych w p�omienie kropel. Ci�ki zapach wype�ni� powietrze. Na tym etapie, wedle zwyczaju, imperator rozpiera� si� w fotelu i oddawa� s�odkiemu lenistwu: popija� piwo, nak�ada� sos na porcje mi�sa.
Zwykle te� udawa� oboj�tno�� na entuzjastyczne miny go�ci. Serce w nim upad�o, gdy dojrza� �ci�gni�te trosk� i niepokojem twarze.
A swoj� drog� ciekawe, co poczynaj� Tahnijczycy, zastanawia� si� w�adca. Wywiad nie dzia�a� zbyt sprawnie. Korpus Merkurego ju� nie by� taki sam, odk�d Mahoney otrzyma� awans.
- Pieprzony Mahoney - powiedzia� imperator na g�os. - Co on robi, kiedy go potrzebuj�?
- Przynosi ci piwo, Wasza Wysoko�� - rozleg� si� z ty�u g�os.
To by� genera�-major Ian Mahoney, dow�dca pierwszej dywizji gwardii. W r�kach trzyma� dwa kufle, z kt�rych wycieka�a piana.
- Co ty, do cholery, tutaj robisz? Nie zaprasza�em ciebie.
- Wzi��em sobie urlopik, panie. Masz mi to za z�e?
- Nie, do diab�a. Jak chcesz wkra�� si� w czyje� �aski, to stawiaj mu piwo. Zawsze to powtarzam.
Rozdzia� czwarty
Mahoney wytar� resztki sosu z talerza grubym kawa�kiem chleba czosnkowego, odgryz� k�s i westchn��. Poci�gn�� d�ugi �yk piwa i zn�w przetar� talerz kromk�. Odstawi� naczynie i rozpar� si� w krze�le.
Wieczny Imperator, kt�ry ledwie tkn�� swoj� porcj�, przygl�da� si� genera�owi z wielkim zainteresowaniem.
- No i co? - zapyta�.
- Niebo w g�bie - odpar� Mahoney. Upi� jeszcze piwa. - Prosz� o wybaczenie, panie. Niebo w g�bie.
Imperator spr�bowa� sosu. Zmarszczy� brwi.
- Chyba tym razem jest troch� za du�o kminku.
Mahoney czkn��. Popatrzy� pytaj�co na w�adc�, kt�ry poda� mu w�asne, prawie nie ruszone danie. Dow�dca pierwszej dywizji gwardii jad� napychaj�c sobie usta wielkimi k�sami.
- Nie. Kminku jest w sam raz - stwierdzi�. Jego Wysoko�� rozpar� si� w krze�le i chwyta� ostatnie promienie s�o�ca. Wygl�da� na m�czyzn� niewiele ponad trzydziestoletniego, a zatem wydawa� si� znacznie m�odszy od Mahoneya. By� mocno umi�niony niczym staro�ytny mistrz dziesi�cioboju. Wystawia� si� na s�o�ce i czeka�, a� genera� powie wreszcie, co mu naprawd� chodzi.
Mahoney po raz ostatni poci�gn�� piwa, wyg�adzi� mundur usiad� wyprostowany.
- Wasza Wysoko�� - zacz�� - Uni�enie prosz� o pozwolenie na przemieszczenie Pierwszej Gwardyjskiej do �wiat�w Pogranicza.
- Doprawdy? - rzek� imperator. - Chcia�by� znale�� si� w �wiatach Pogranicza? Rozumiem, �e martwisz si� Tahnijczykami.
Mahoney spojrza� na swojego szefa. Wiedzia�, kiedy imperator si� z nim droczy.
- Tak jest. Chodzi o Tahnijczyk�w.
Wieczny Imperator rozejrza� si� wok�. Tych kilkunastu go�ci, kt�rzy raczyli przyby�, wynios�o si� wcze�nie, a kelnerzy ju� wzi�li si� do sprz�tania. Za p� godziny ca�y teren b�dzie zn�w zwyk�ym ogrodem: z rozleg�ymi trawnikami i rzadkimi rodzajami azalii.
Jego Wysoko�� wskaza� na jeden z kwitn�cych krzew�w.
- Wiesz, ile lat pracowa�em nad wyhodowaniem tego gatunku, Mahoney?
- Nie, panie.
- Zbyt wiele. Ten krzak lubi suchy klimat. Dobrze r�s�by na pustynnych stepach Australii.
- Australii, Wasza Wysoko��?
- Mniejsza o to. Rzecz w tym, �e ja nienawidz� tych cholernych ro�lin. Nie ma z nich, do diab�a, �adnego po�ytku. Nie nadaj� si� do jedzenia.
- �wi�ta racja, panie.
Wieczny Imperator zerwa� kwiat z pobliskiego krzewu i zacz�� odrywa� p�atek po p�atku.
- Co b�dzie dalej, twoim zdaniem? Mam na my�li Tahnijczyk�w.
- Z ca�ym szacunkiem, Wasza Wysoko��. S�dz�, �e przygotowuj� si� do tego, �eby skopa� nam zadki.
- Drakh - zakl�� w�adca. - Co zatem powinienem zrobi�? - Imperator poci�gn�� za r�czk� przy bary�ce i nala� sobie jeszcze piwa do szklanki. Upi� troch� z�ocistego trunku i zamy�li� si� przez chwil�. - K�opot, Mahoney polega na tym - powiedzia� wreszcie - �e ja mam znacznie wi�cej do zrobienia ni� Tahnijczycy. Aby odeprze� ich atak musz� podwoi� flot�. A do przeprowadzenia pe�nego uderzenia potrzebuj� a� czterech pe�nych oddzia��w bojowych. S�owo daj�, �e jaki� tysi�c lat temu nigdy by do tego nie dosz�o. G�upota. Do diab�a, czy wiesz, ile czasu wymaga obecnie zawarcie zwyczajnego kontraktu na budow� statku?
Mahoney s�usznie uzna�, �e lepiej nie odpowiada�.
- Pr�bowa�em upora� si� z tym - ci�gn�� imperator - tworz�c najlepszy korpus wywiadu, jaki kiedykolwiek istnia�. I co, do cholery, z tego mam? Drakh.
- Tak jest - powiedzia� Mahoney.
- Och, czy�bym s�ysza� w twoich s�owach przygan�, generale? Czy to krytyka za tw�j awans?
- I przeniesienie, panie.
- I przeniesienie - powt�rzy� imperator. - W zwyczajnych okoliczno�ciach rzek�bym, �e potrzebuj� troch� konstruktywnej krytyki, bo ona utrzymuje mnie w formie. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce nie wiem, jak to dzia�a. Brakuje mi tych paru wiecznych imperator�w, na kt�rych m�g�bym si� oprze� i wypr�bowa� prawdziwo�� tego twierdzenia.
Mahoney uzna�, �e nadszed� w�a�ciwy moment na zabranie g�osu.
- A na kim naprawd� mo�esz si� oprze�, panie?
Nast�pi�a cisza. Imperator patrzy�, jak ludzie zbieraj� naczynia, sztu�ce i wynosz� sto�y. Poza robotnikami pozostali tylko on i Mahoney. Genera�a zm�czy�o wreszcie czekanie na nast�pny ruch szefa.
- Co z moja pro�b�, Wasza Wysoko��? Czy Pierwsza Gwardyjska mo�e by� przeniesiona do �wiat�w Pogranicza?
- Potrzebuj� informacji - odpar� w�adca. - Musz� wiedzie� tyle, �eby m�c jak najwi�cej zyska� na czasie.
- A wi�c, panie?
Imperator odepchn�� szklank�.
- Nie. Pro�ba nie zosta�a uwzgl�dniona, generale.
Mahoney ma�o nie odgryz� sobie j�zyka, aby nie zakl�� siarczy�cie. Milczenie by�o rozs�dniejsz� taktyk�.
- Dowiedz si� dla mnie tego i owego, Mahoney, zanim mi powiesz, �e podj��em g�upi� decyzj� - oznajmi� Wieczny Imperator.
Mahoney nie pyta� o szczeg�y.
W�adca wsta� i wychyli� prawie pe�n� szklank�.
- Barbecue ju� chyba dobieg�o ko�ca - stwierdzi�.
- Mnie te� tak si� zdaje, panie.
- �mieszne s� te wszystkie ostentacyjne nieobecno�ci. Wyobra�am sobie, �e wi�kszo�� moich tak zwanych sojusznik�w gor�czkowo rozmy�la teraz, jak u�o�y� si� z Tahnijczykami, na wypadek, gdybym przegra�.
Jednak Wieczny Imperator bardzo si� myli�. Czas na tego typu rozmy�lanie ju� dawno min��.
Rozdzia� pi�ty
Pierwsza faza imperialnego kursu lotniczego odbywa�a si� na wakacyjnej planecie Salishan. Sten i jego koledzy, nieopierzeni piloci, zostali zegnani do centrum recepcyjnego. Tam podzielono ich na trzydziestoosobowe kompanie. Potem czekali na transport do w�a�ciwej bazy.
Szko�a lotnicza by�a koedukacyjna. Niekt�rzy uczniowie przybyli tu prosto po unitarce, inni byli absolwentami plac�wek kszta�c�cych na rzecz marynarki wojennej. W�r�d kursant�w znale�li si� tak�e oficerowie s�u�by czynnej i szeregowi �o�nierze. Jednak wi�kszo�� os�b nie mia�a �adnego do�wiadczenia militarnego. Sten zauwa�y�, �e wi�kszo�� nie nosi�a �adnych odznacze� na nie doprasowanych mundurach. Niemal wszystkich cechowa�o sztywne zachowanie, co niew�tpliwie stanowi�o efekt wst�pnego szkolenia.
Nawet �lepy m�g� rozpozna�, �e to nab�r ��todziob�w.
W oczekiwaniu na grawisanie, zgromadzeni z podnieceniem oddawali si� optymistycznym spekulacjom - skoro s� na planecie urlopowej, to s�u�ba powinna by� �atwa. B�d� dostawali regularne przepustki do raju. A i sama baza z pewno�ci� oka�e si� pa�acem.
Sten zachowywa� kamienny wyraz twarzy i patrzy� w bok.
Pochwyci� rozbawione spojrzenie innego ucznia, stoj�cego po drugiej stronie t�umku. Ten cz�owiek te� orientowa� si� w sytuacji.
Sten zerkn�� na nieznajomego. M�czyzna wygl�da� na doskona�ego oficera komandos�w. Na mundurze mia� br�zowe naszywki jednostki gwardyjskiej i trzy rz�dy odznacze�, a w�r�d nich widzia� Order Ofensywy Planetarnej. Cz�owiek ten najwyra�niej by� zahartowanym w bojach �o�nierzem. Ale w najmniejszej mierze nie przypomina� pilota. Sten zastanawia� si�, jakim sposobem stary wiarus dosta� si� na kursy lotnicze.
Wyl�dowa�y grawisanie. Wysiad� z nich nobliwie wygl�daj�cy szef kompanii z notatnikiem w r�ku.
- W porz�dku - powiedzia�. - Ustawcie si� moi drodzy w szeregu. Sprawdz� wasze nazwiska i b�dziecie mogli do��czy� do reszty kursant�w.
Pi�� minut p�niej, kiedy sanie unios�y si� w powietrze i opu�ci�y pi�kne miasto, szef zmieni� ju� ton.
- Kandydaci, sko�czy� z gadaniem! To nie k�ko r�a�cowe!
W wojsku panowa�a pewna podstawowa zasada: uprzejmo�� zwierzchnika jest wprost proporcjonalna do blisko�ci i liczby potencjalnie zszokowanych cywil�w.
Stena, kt�ry przeszed� przez niemal wszystkie imperialne szko�y wojskowe - pocz�wszy od podstawowej, poprzez Sekcj� Modliszki, �rodowiskow�, medyczn�, uzbrojenia i tak dalej - nie zaskoczy� fakt, �e krajobraz poni�ej tak�e uleg� zmianie. Teraz lecieli nad poro�ni�t� sosenkami ja�ow� ziemi�.
Na Edenie wojsko zbudowa�o baz� obok wysypiska �mieci.
Stena troch� zdziwi�o, �e baza, do kt�rej zmierzali, nie wygl�da�a �le, przynajmniej z lotu ptaka. Wi�ksza jej cz�� przypomina�a standardow� baz� marynarki wojennej z hangarami, warsztatami naprawczymi i rozmaitymi l�dowiskami.
Po jednej stronie terenu widnia�y rozleg�e ogrody otaczaj�ce rz�d dwupi�trowych budynk�w z czerwonej ceg�y. Tam niew�tpliwie mie�ci�a si� kwatera g��wna.
Sten zadziwi� si� po raz drugi, gdy grawisanie wyl�dowa�y w�a�nie przed tymi gmachami.
Wtedy Sten przypomnia� sobie inn� podstawow� zasad� i zakl�� w duchu. Wszystkie kursy wojskowe zaczynaj� si� od mielenia uczni�w na proszek, z kt�rego potem lepi si� po��dany kszta�t.
Na pewno instruktorzy zaraz zademonstruj� ten proces na jakim� nieszcz�snym rekrucie.
Jednym z nich by� potencjalnie Sten.
Pospiesznie rozpi�� mundur i zdj�� baretki. W tym miejscu raczej nie nale�a�o chwali� si� odznaczeniami. Tym bardziej �e Sten mia� ich zdecydowanie za wiele jak na m�odego oficera.
Wepchn�� baretki do kieszeni w chwili, gdy pokrywa grawisa� otworzy�a si� z trzaskiem, a podoficerowie o w�ciek�ych minach zacz�li wyrykiwa� rozkazy.
- Szybciej, szybciej, szybciej! Co si� tak �limaczycie? Chc� widzie�, jak wam ty�ki fruwaj�!
Rekruci chwycili worki marynarskie i zacz�li skaka� pos�usznie przez burty grawisa�.
- Ty! Tak, ty! - wrzasn�� jeden z podoficer�w. - Uruchom m�zgownic�! Na ziemi�! Pompki!
O, Panie!, my�la� Sten, kiedy gramoli� si� z sa�. Znowu jestem na unitarce. Nawet okrzyki s� identyczne. A ten bosmanmat, gdyby nie p�e�, m�g�by by� sobowt�rem... jak jej tam? Tak. Carruthers.
- Ustawi� si� w trzy rz�dy, ale ju�! Wyro�ni�te os�y po mojej lewej, kar�y z prawej.
Sten, nie po raz pierwszy by� wdzi�czny losowi, �e jest nie za du�y, ale te� i nie za ma�y.
Podoficerowie w ko�cu zm�czyli si� wydawaniem rozkaz�w. Sten uwa�a�, �e posz�o mu nie�le. Musia� zrobi� tylko jakie� pi��dziesi�t przysiad�w. Bosmanmaci znale�li sobie inne ofiary, znacznie bardziej nadaj�ce si� do dr�czenia.
- Kursanci... baaaczno��! Na prawooo... patrz! Naprz�d marsz! - rozleg�a si� komenda.
Teraz Sten bardzo si� cieszy�, �e wszyscy zostali poddani rekruckiej obr�bce. Wola� nie my�le�, co by si� sta�o, gdyby kt�ry� z kandydat�w zmyli� krok.
Kazano im i�� na centralny plac, a potem zatrzyma� si� przed podestem.
Z pobliskiego budynku wyszed� wysoki, chudy m�czyzna i energicznie ruszy� ku podwy�szeniu. Prezentowa� si� jak stereotypowy jednogwiazdkowy admira�, komendant szko�y. I by� nim. Z pewno�ci� mia� d�ugi sta� jako pilot i bez w�tpienia lata� na wszelkich rodzajach statk�w kosmicznych, jakie imperium wystawia�o w rozmaitych or�nych potrzebach. G�os komendanta bardziej jednak pasowa� do tenora operowego ni� do marsowej postaci dow�dcy.
Gdy admira� Navarre ju� si� przedstawi�, Sten zatopi� si� we w�asnych my�lach.
Wiedzia�, �e po prezentacji komendant wyg�osi mow�, jakiej musz� wys�ucha� wszyscy uczniowie szk� wojskowych. Ka�dy prze�o�ony zawsze m�wi� to samo:
�Witajcie. Zamierzamy przeprowadzi� intensywny trening. Mog� si� wam nie spodoba� nasze poczynania, ale my wiemy, co jest dobre. Ci z was, kt�rzy dostosuj� si� do panuj�cego tu systemu, nie b�d� mieli k�opot�w. Inni za�... Przestrzegamy �cis�ej dyscypliny. Je�li jednak ktokolwiek uzna, �e jest traktowany niesprawiedliwie, to moje biuro zawsze jest otwarte�.
Ble, ble, ble.
Pierwsza faza kursu lotniczego polega�a na selekcji. Chodzi�o przede wszystkim o bezb��dne ustalenie, czy poszczeg�lni kandydaci maj� autentyczne predyspozycje do latania.
Ju� wcze�niej �w etap cieszy� si� s�aw� niepospolitego sita. A teraz admira� Navarre poinformowa� zgromadzonych, �e w zwi�zku z niepomy�ln� sytuacj� polityczn�, pierwsza faza zostanie zintensyfikowana. Fajnie jak cholera, pomy�la� Sten.
Kursantom nakazano usuni�cie naszywek z pagon�w. Od tej chwili do cz�onk�w kursu b�dzie si� zwraca�o wy��cznie per �kandydat�.
Ho, ho. Sten mia� niejakie poj�cie o innych tytu�ach, jakimi ich tu uracz�: dupele, drakh, sukinsyn, i wiele, wiele innych, wyra�nie zakazanych przez imperialne regulaminy.
Tyle wartych uwagi informacji by�o zawartych w przem�wieniu.
Umys� Stena napomina� go, �e teraz jest tylko kandydatem. Nie komandorem, nie eksdow�dc� imperialnej stra�y przybocznej, ani specjalist� od operacji przeprowadzanych przez Sekcj� Modliszki.
W rzeczy samej, musia� nawet zapomnie� o swoim stopniu oficera.
My�l jak rekrut, m�ody Stenie. Mo�e to ci u�atwi �ycie.
Sten mia� raczej oboj�tny stosunek do pomys�u, �eby zosta� pilotem. By� tu tylko ze wzgl�du na sugesti� poddan� przez samego imperatora. W�adca powiedzia� mu, �e nast�pnym szczeblem w karierze kapitana powinno by� przeniesienie do marynarki wojennej - co si� ju� sta�o - i szko�a pilot�w.
Gdyby jednak Stena wylano z tego kursu, to prawdopodobnie zosta�by skierowany do sekcji logistyki marynarki. Ju� nieraz my�la� o tym, ile problem�w sprawi�by mu powr�t do armii i Sekcji Modliszki, gdyby rzeczywi�cie nawali�.
Kiedy Sten oddawa� si� tym my�lom, Navarre sko�czy� przem�wienie i poszed� sobie, a podoficerowie kazali kursantom biega� wok� budynk�w. Worki marynarskie zosta�y na stosie przed podestem.
Sten pomy�la�, �e w�a�nie spotkali si� z zab�jcami, czy jak tam w szk�ce lotniczej nazywa si� podoficer�w. Specjali�ci od musztry teraz dopiero poka�� rekrutom, gdzie raki zimuj�. Zniszcz� ��todziob�w za ka�de g�o�niejsze sapni�cie.
Tak mniej wi�cej wygl�da scenariusz ka�dej pierwszej fazy szkolenia. Zdarzaj� si� oczywi�cie niespodzianki.
Kursant�w zatrzymano po�rodku wielkiego placu, pokrytego piaskiem si�gaj�cym po kostki. Mat jeszcze raz rzuci� ich na ziemi�, w pozycji do pompek, i znikn��. Mija�y minuty. Kilkoro kandydat�w upad�o na piasek. Zap�ac� za to.
Dla Stena, owa pozycja by�a zaledwie powodem do irytacji.
Po pewnym czasie do uczni�w podszed� jaki� cz�owiek. Zgodnie z przewidywaniami Stena, m�czyzna nie przypomina� sadysty. Instruktorzy musztry zawsze wygl�dali na doskona�ych �o�nierzy. �adna z tych rekruckich �wi� nie mog�a nawet marzy�, �e kiedykolwiek im dor�wna. Ten, kt�ry si� teraz zbli�y�, mia� du�� nadwag� i nosi� pozbawiony dystynkcji, troch� przybrudzony mundur lotniczy z oderwan� jedn� kieszeni�. Przechadza� si� wzd�u� linii zwisaj�cych twarz� w d� kandydat�w. Cmokn�� tylko, gdy kt�ry� z nich run�� na brzuch, ci�ko chwytaj�c powietrze.
- Dzie� dobry, istoty. - M�wi� ochryp�ym g�osem. - Nazywam si� Ferrari. B�dziecie do mnie m�wili �panie Ferrari� albo �prosz� pana�, inaczej z wami koniec. Jestem g��wnym instruktorem pilota�u. W trakcie szkolenia zrobi� wszystko, co w mej mocy, �eby u�wiadomi� wam, i� pilotowanie jest �a�osnym i ma�o godnym po��dania sposobem na sp�dzenie �ycia. Podobnie jak w przypadku czcigodnego komendanta, moje drzwi zawsze s� otwarte. Ale tylko w jednym celu. Na wypadek, gdyby kt�re� z was chcia�o zrezygnowa�. Pragn�, aby w ci�gu d�ugich dni i nocy, kt�re nast�pi�, ka�de z was mia�o czas na przemy�lenie, jak �atwo mo�na zako�czy� te tortury. Jedna wizyta u mnie w biurze lub cho�by s��wko do kt�regokolwiek z instruktor�w pilota�u i ju� jedziecie do innego, na pewno znacznie lepszego przydzia�u. Przy okazji. My, tutejsi instruktorzy, jeste�my przekonani, �e piek�o to znacznie przyjemniejsze miejsce ni� szko�a lotnicza. Ci z innych kultur, kt�rzy nie znaj� s�owa �piek�o�, mog� zapyta� koleg�w kursant�w o znaczenie. Ale mam ca�kowit� pewno��, �e nasz program b�dzie dostatecznym wyja�nieniem tego poj�cia. Istoty, kt�re ci�gle opieraj� si� na r�kach, mog� wsta�. Reszta niech zacznie si� czo�ga�. Musicie podpe�zn�� do ko�ca tego placu musztry i okr��y� go dwa razy. Tak na marginesie, to nie jest rozkaz wydany z sadyzmu. Zdaje mi si�, �e gdzie� upu�ci�em �wier�kredyt�wk� i by�bym niezmiernie wdzi�czny, gdyby kto� j� odnalaz�.
Sten widz�c, jak s�abeusze szorowali brzuchami po piasku, �ywi� nadziej�, �e �aden z nich nie oka�e si� takim spryciarzem, �eby wyci�gn�� monet� ze swojej kieszeni i wr�czy� j� Ferrariemu z my�l�, �e zaoszcz�dzi sobie d�ugiego czo�gania. Ferrari z pewno�ci� dok�adnie obejrza�by monet� i stwierdzi�by ze smutkiem, i� zasz�a jaka� pomy�ka, bo jego pieni��ek mia� wybit� inn� dat�. A potem dobra�by si� kandydatowi do sk�ry.
Ferrari usun�� si� na bok.
Nadchodzi� inny oprawca.
On tak�e nosi� bia�y mundur lotnika, ale �wietnie skrojony i zaprasowany w kant. D�uga blizna znaczy�a mu twarz, lekko utyka�. G�os mia� r�wnie przyjemny jak zgrzytanie pilnika po metalu.
- Nazywam si� Mason. Nie potrafi� tak pi�knie przemawia� jak pan Ferrari, wiec powiem kr�tko. Przejrza�em wasze akta. Wszyscy jeste�cie jednym wielkim drakhiem. �adne nie posiada kwalifikacji, �eby pilotowa� w�z bojowy. Gdyby nam odbi�o i wpu�ciliby�my kt�rekolwiek z was na mostek, to na pewno kogo� by�cie zabili. - Dotkn�� blizny. - Oto pami�tka po tym, �e kiedy� wsadzili na pok�ad mojego patrolowca jednego takiego b�azna jak wy. Kolizja w pe�nej pr�ni. Osiemnastu cz�onk�w za�ogi zgin�o na miejscu. Teraz mam �atwe zaj�cie. Musz� tylko dba� o to, �eby�cie nikomu nie zrobili krzywdy. Chyba �e samym sobie. Mo�e s�yszeli�cie ju� co� podobnego z ust innego instruktora i my�licie, �e tylko tak m�wi�. B��d, dupki. Nienawidz� was wszystkich i ka�dego z osobna.
Zmierzy� wzrokiem kursant�w. Stenowi przesz�y ciarki po plecach. Rzeczywi�cie, s�ysza� ju� wariacje takich przem�wie� od podoficer�w r�nych jednostek wojskowych. Ale obecnie czu�, �e Mason nie k�amie.
- Mam jeden cel - kontynuowa� ekspilot. - Zamierzam do�o�y� wam wszystkim. Ale na ka�dym kursie selekcyjnym znajduj� istot�, kt�rej z jakich� powod�w nie cierpi� bardziej od reszty, wy m�ty. Szybko wy�apuj� tak� jednostk� i nigdy mojemu �pieszczoszkowi� nie udaje si� dotrwa� do ko�ca.� Mason zn�w potoczy� spojrzeniem po zgromadzonych Gadzi wzrok Masona zatrzyma� si� na chwil�. Sten ju� wiedzia�, kogo instruktor sobie wybierze.
Cholera, cholera, cholera, zakl�� w duchu. Sta� skamienia�y jak kurczak przed obliczem w�a.
Rozdzia� sz�sty
Gdy Ferrari i Mason sko�czyli tortury, nazywane przez nich �harmonizowaniem mi�ni�, by�o ju� p�ne popo�udnie. Bosmanmat, kt�rego nazwiska Sten nigdy nie pozna�, przej�� oddzia� i pogna� rekrut�w do koszar, a tam kaza� si� rozej��.
Wyczerpani kandydaci boja�liwie weszli do ceglanego budynku przez podw�jne szklane drzwi. Wiedzieli, �e wewn�trz czai si� jeszcze jeden wilko�ak przebrany za instruktora pilota�u.
Spodziewali si� te�, �e koszary, cho�by �wietnie prezentuj�ce si� z zewn�trz, w �rodku b�d� wygl�da�y tak jak typowe miejsca zakwaterowania rekrut�w - wypolerowane pod�ogi pokryte linoleum, hole wype�nione echem krok�w i trzaskami szafek podoficer�w.
Mylili si�.
W foyer, przypominaj�cym recepcj� luksusowego hoteliku, sta�o w rz�dzie oko�o pi��dziesi�ciu m�czyzn w �rednim wieku. Wygl�dali jak cz�onkowie �wity, kt�rych Sten zna� z pa�acu imperatora.
Jeden z nich wyst�pi� przed szereg.
- S�dz�, �e m�odzi ludzie chcieliby zrelaksowa� si� w pokoju rekreacyjnym, zanim zostan� zaprowadzeni do kwater. Mamy nadziej�, �e wyposa�enie wyda si� pa�stwu odpowiednie.
Skinieniem d�oni zaprosi� ich, aby przeszli przez rozsuwane drzwi do wielkiego pomieszczenia, wy�o�onego drewnian� boazeri�. Po jednej stronie sali znajdowa� si� du�y kamienny kominek. Wzd�u� �cian sta�y w�zki z napojami i jedzeniem, a mi�dzy nimi widnia�y terminale komputer�w i maszyny do gier. Olbrzymi pok�j upi�ksza�y abstrakcyjne obrazy.
Tu i �wdzie rozstawiono luksusowe fotele oraz kanapy.
Sten skupi� uwag� do stanu gotowo�ci bojowej! Dostrzeg�, �e jeden z kandydat�w zagapi� si� z wra�enia. Oszo�omiony kud�acz drapa� si� w podnieceniu ma�� czarn� r�czk� po pokrytej szarym futrem klatce piersiowej.
- Piwo! Maj� maszyn� z piwem! - Run�� naprz�d.
- Lepiej tego nie r�b - rozleg� si� z ty�u czyj� g�os.
Sten r�wnie� zamierza� ostrzec kompana, ale w�a�nie uprzedzi� go wystraszony sier�ant piechoty.
- Dlaczego nie? - spyta� zdziwiony mi�o�nik z�ocistego trunku.
- S�ysza�e�, �e b�d� ostro testowali nasz� zwinno�� i orientacj�. Kac nie przyspieszy twoich reakcji. A mo�e obserwuj� t� maszyn� i ka�dy, kto z niej skorzysta, dostaje punkty ujemne za brak hamulca wewn�trznego?
- To bez sensu. - Te s�owa wypowiedzia�a bardzo ma�a i niezwykle pi�kna kobieta. - Wszyscy piloci, kt�rych kiedykolwiek zna�am, pili alkohol jak niemowl�ta mleko matki.
- Jasne - przytakn�� sier�ant. - Ale to dopiero, gdy otrzymaj� odznak� pilota. I prawdopodobnie ta selekcja powoduje, �e tyle w siebie wlewaj�.
Niewykluczone, �e sier�ant mia� racj�. A mo�e dosta� ju� lekkiego ob��du? Bez wzgl�du na to, przez ca�y okres selekcji nikt nie skorzysta� z maszyny z piwem.
Kwatera Stena te� wywo�ywa�a zdumienie. Sk�ada�a si� z dw�ch pokoi - studia po��czonego z sypialni� w pastelowych kolorach oraz pokoju wypoczynkowego, w kt�rym poza zwyk�ym wyposa�eniem znajdowa�o si� r�wnie� jaccuzi.
Rozpakowanie zaj�o Stenowi tylko chwil�, gdy� jako zawodowiec nauczy� si� on obywa� ma�ym baga�em. Jedynym dodatkiem do niezb�dnych rzeczy by�y akta, kt�re Sten zbiera� przez ca�e �ycie. Poza tym mia� miniholoprocesor. Dzi�ki niemu po s�u�bie zajmowa� si� swoim hobby - budowaniem miniatur rozmaitych postaci i zak�ad�w przemys�owych.
Sten by� przekonany, �e nie zostanie mu wiele wolnego na zabaw� z holoprocesorem, ale postanowi� go mimo wszystko zabra�.
Po paru chwilach uzna�, �e producenci k�amali. Uniwersalna wtyczka wcale nie pasowa�a do gniazdek, znajduj�cych si� w jego pokoju.
Sten wyszed� na korytarz z zamiarem sprawdzenia, czy s�siad z naprzeciwka ma wtyczk� diploidaln�, kt�ra by pasowa�a do kontaktu, a tak�e dlatego, �eby zorientowa� si� w terenie.
Zastuka� do drzwi. Nie�mia�e pukanie mia�o oznacza�, �e ktokolwiek stoi po tej stronie drzwi, nie jest to instruktor pilota�u, wiec mieszkaniec pokoju nie musi ukrywa� tego, co akurat robi. Przez mikrofon dobieg� go zmys�owy g�os. Brzmia� ciep�o, jakby m�wi�a piel�gniarka na oddziale chirurgicznym w czasie ostrego dy�uru.
Sten powiedzia�, o co mu chodzi.
- Poorbituj troch�, bracie. Zaraz do ciebie wyjd�.
Gdy drzwi otworzy�y si�, Sten zamar� z przera�enia.
Sten nie nale�a� do os�b �ywi�cych uprzedzenia etnocentryczne. Przemys�owa planeta, na kt�rej si� wychowa�, nie pozwoli�a mu rozwin�� kulturocentryzmu.
Nie uchodzi� te� za ksenofoba. Trening w Sekcji Modliszki i misje bojowe na tysi�cach planet o tysi�cach r�nych form �ycia, uchroni�y go od poczucia wy�szo�ci wobec odmiennych postaci. Nie by� r�wnie� - jak to okre�lali jego wsp�cze�ni - kszta�tocentryst�. Wygl�d czy zapach jakiejkolwiek istoty my�l�