6280

Szczegóły
Tytuł 6280
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6280 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6280 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6280 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucius Shepard Szklany smok Mi�o�� mo�e by� bardzo kruch� rzecz�, r�wnie kruch� jak delikatny, szklany smok, kt�rego szklarz wydmucha� dla m�odej kobiety, zamierzaj�cej go porzuci�. A jednocze�nie mo�e by� r�wnie czarodziejska (lub zaczarowana) jak ten smok. Na pla�y Florydy, na po�udnie od Fort Myers, w bungalowie krytym dach�wkami i stoj�cym po�r�d palm, mieszka� dmuchacz szk�a nazwiskiem Carter McCrae, szczup�y, siwow�osy m�czyzna oko�o pi��dziesi�tki, kt�rego opalona, pokiereszowana bliznami twarz wyra�a�a cynizm b�d�cy wynikiem� dw�ch nieudanych ma��e�stw i licznych kr�tszych zwi�zk�w. W warsztacie za bungalowem Carter tworzy� delikatne cuda, poszukiwane przez muzea ca�ego �wiata; jednak nie czerpa� duchowej satysfakcji ze swojej pracy, poniewa� wierzy�, �e ka�da ludzka dzia�alno�� - artystyczna, polityczna czy interpersonalna - mo�e by� tylko p�ytka, tylko u�omna. Najcz�ciej mieszka� sam, ale od czasu do czasu jaka� kobieta dzieli�a z nim bungalow. Niekt�re zostawa�y na noc, niekt�re na tydzie�, niekt�re na miesi�c czy dwa. Zwykle by�y ca�kiem m�ode - co mo�na t�umaczy� jego kompleksem Elektry. Obecna towarzyszka, Sharon, mia�a dwadzie�cia cztery lata, rude w�osy, jasn� cer� i wra�liwe rysy, zdradzaj�ce brak do�wiadczenia. Przez ostatnie dziewi�� miesi�cy podr�owa�a po Ameryce Centralnej - jak m�wi�a, szukaj�c �yciowego celu. Carter w�tpi� w powodzenie tego zamiaru; przewidywa�, �e Sharon zdecyduje si� na konwencjonalne ma��e�stwo i b�dzie dr�czy� jakiego� nieszcz�nika tak samo, jak jego dr�czy�y dwie poprzednie �ony. Podobnie jak jego wyroby ze szk�a, by�a �liczna i pusta w �rodku. Wprawdzie Sharon mia�a znacznie mniej do�wiadczenia �yciowego, ale by�a r�wnie rozczarowana jak Carter, r�wnie� na skutek swobodnego trybu �ycia (o ile zgadzacie si� z opini�, �e zbytnie folgowanie w�asnym zachciankom nieuchronnie prowadzi do rozczarowania). Sharon by�a prawdziwym dzieckiem lat osiemdziesi�tych, uznaj�cym tylko warto�ci materialne, wykazuj�cym modn� niech�� do warto�ci duchowych i zwi�zk�w opartych na uczuciach. Chyba w�a�nie to podobie�stwo pogl�d�w, to po��czenie nudy i cynizmu przyci�gn�o ich do siebie. Przez jaki� czas udawali, �e s� zakochani, a r�nica wieku mi�dzy nimi nie istnieje. Oboje wiedzieli, �e udaj�, i dlatego prowadzili ze sob� rozgrywki, wymieniali fa�szywe nami�tno�ci na przysi�gi niezale�no�ci i obserwowali wyniki. Ale pod koniec miesi�ca Sharon zacz�a wykazywa� oznaki zniecierpliwienia; zauwa�ywszy je� Carter - kt�ry wpad� w pu�apk�, pr�buj�c prze�ama� jej oboj�tno��, co sk�oni�o go do przybrania nazbyt ojcowskiej pozy - sta� si� milcz�cy i zamkni�ty w sobie, i codziennie sp�dza� coraz wi�cej czasu w warsztacie, wznosz�c mur obronny przed nadchodz�cym zerwaniem. Wiedzia�, �e to b�dzie trudne: nawet udawanie mi�o�ci wymaga�o emocjonalnego zaanga�owania, kt�re otwar�o go na b�l. Sharon mieszka�a ju� z nim od miesi�ca, kiedy pewnego ranka obudzi�a si� z siln� gor�czk�. Tego rodzaju dolegliwo�ci s� niew�tpliwie spowodowane przez wirusa, ale przychodz� i odchodz� tak nagle, jakby zasia� je zmienny wiatr, dmuchaj�cy przez cz�owieka na wylot. Carter przygotowa� jej pos�anie w cieniu, pod wystaj�cym dachem bungalowu, przyni�s� czasopisma i sok owocowy. Potem usiad� obok, zabawia� rozmow� i szkicowa� jej usta; mia�a lekko wystaj�ce przednie z�by, co nadawa�o twarzy wyraz podniecaj�cej bezbronno�ci, a on chcia� to skopiowa� na twarzy szklanego anio�a, kt�rego zamierza� stworzy�. Patrz�c na jego r�k�, biegaj�c� po papierze, nagle dostrzeg�a w nim dobrego, mocnego cz�owieka i powiedzia�a t�sknie, w zamy�leniu: - Chcia�abym ci� kocha�. Zesztywnia�. - To �wi�stwo tak m�wi�! - warkn�� i ruszy� w stron� warsztatu. Ale po kilku krokach przystan��, zawr�ci� i usiad� obok niej na piasku. Zmierzy� j� badawczym spojrzeniem. - Dlaczego nie mo�esz? - zapyta�. - Z powodu mojego wieku? Sharon zwykle starannie unika�a takich intymnych temat�w, teraz jednak wdzi�czno�� w po��czeniu z gor�czk�,� przez kt�r� czu�a si� jak bezsilny i rozgoryczony rozbitek, sk�oni�y j� do szczero�ci. - Chyba tak - odpowiedzia�a. - Kiedy si� kochamy, wcale o tym nie my�l�. Ale p�niej... zaczynam si� zastanawia�, jakie to dziwne, �e kocha�am si� z kim� o tyle starszym. Czasami m�wi� sobie: "Kiedy on b�dzie mia� sto lat, ty b�dziesz mia�a siedemdziesi�t sze��", i to wydaje si� ca�kiem rozs�dne. To znaczy, nasz zwi�zek. Ale potem my�l�, �e kiedy tobie stuknie sze��dziesi�tka, ja b�d� mia�a dopiero trzydzie�ci sze�� lat, i to jest troch� bez sensu. - Prze�kn�a, bo zasch�o jej w gardle. - Przykro mi. Carter studiowa� kruch� doskona�o�� jej rys�w: linie wok� ust delikatne jak rysy na steatycie; powieki tak cienkie, �e w pewnym o�wietleniu wydawa�y si� przezroczyste; ko�ci policzkowe tak ostre, �e omal nie przebi�y sk�ry. Pomy�la�, �e gdyby zdo�a� odtworzy� w szkle ten rodzaj doskona�o�ci, wszystkie lata pracy nie posz�yby na marne. - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapyta�a podejrzewaj�c, �e Carter chce j� wyrzuci�; nie czu�a si� do�� dobrze, �eby maszerowa� na piechot� do miasta. - Po prostu my�l�, jaka jeste� �adna. Rzuci�a mu gniewne spojrzenie. - Wcale nie jestem �adna! - Oczywi�cie, �e jeste�. - Zachichota�. - Zdumiewaj�ce, jak wiele pi�knych kobiet ma o sobie kiepsk� opini�. Zupe�nie jakby uwa�a�y, �e je�li maj� urod�, to nie zas�uguj� na nic wi�cej. Jak ty. Uparcie zaprzeczasz swoim zdolno�ciom... - Nie mam �adnych zdolno�ci. Jestem tylko kawa�kiem dupy! - To nieprawda - zaprotestowa�, zaskoczony jej wybuchem. Wybuchn�a �miechem. - Wiesz, jak si� zabawia�am w Nowym Jorku? Zrobi�am si� na punka. Nosi�am sukni� ze srebrnej lamy, trupi makija� i pas z promiennikiem. W�osy w szpice. I chodzi�am do dyskotek. Zaliczy�am wszystkie. Kamikaze, Palladium. Nazwa�am si� Futurystyczn� Dziewczyn�. Bramkarze lubi�, kiedy jeste� kim� specjalnym; ch�tniej ci� wpuszczaj�. Wi�c zosta�am Futurystyczn� Dziewczyn�. Odmierza�am swoje �ycie gazetowymi nag��wkami. Futurystyczna Dziewczyna Daje Dupy W Toalecie Palladium. Futurystyczna Dziewczyna Niucha Kok� Z Pokrywy Sedesu, A Kierownik Reklamy Wali J� Od Ty�u. Futurystyczna Dziewczyna Obci�ga Druta Czterem �wirom Z Nowej Fali. - Wyplu�a to wszystko jak strumie� ��ci i by�a zdumiona, �e nie okaza� zgorszenia. - Dlaczego to robi�a�? - Uwielbia�am to! To by�am ja! - Wi�c dlaczego przesta�a�? - Natrafi�am na nag��wek, kt�rego nie mog�am znie��. Sharon popatrzy�a na zatok�. Spokojna to� mia�a stalowoniebiesk� barw�, tylko na horyzoncie b�yszcza�o karmazynowe odbicie zachodz�cego s�o�ca. Brod�ce grzeba�y w br�zowym b�ocie wzd�u� linii przyp�ywu. Carter czeka� na wyja�nienie, ale ona milcza�a. Wreszcie zapyta� o ten nag��wek. - Futurystyczna Dziewczyna Zgwa�cona. - Nie umia�a� spojrze� mu w oczy. - Od tamtego czasu jeste� pierwszym facetem, z kt�rym to robi�am. A to znaczy, �e znowu jestem Futurystyczn� Dziewczyn�. - To wcale nie musi by� tak. - Nie rozumiem - o�wiadczy�a. - Jak mo�esz zaprzecza�, skoro ja tak m�wi�? Ty te� masz nie najlepsz� opini� o sobie. - Tak - przyzna� po chwili. - Racja. Robi�em poni�aj�ce rzeczy... chocia� tym si� nie przejmuj�. Patrz� na to z dystansu. M�j problem polega na tym, �e si� boj�. - A czego? - Kiedy mia�em dwadzie�cia par� lat, troch� podr�owa�em na w�asn� r�k�. Europa, Ameryka Po�udniowa. Pewnego razu trafi�em do ma�ego miasteczka na po�udniu Meksyku, San Cristobal de la Cases. Zamieszka�em u jednego starszego faceta, kt�ry przygarnia� wszystkich przyb��d�w. On by� pisarzem, prze�y� kilka okropnych ma��e�stw i w�a�ciwie spisa� w�asne �ycie na straty. Co wiecz�r siadywali�my ca�� gromad� przy jego kominku i gadali�my. I pr�dzej czy p�niej John - tak mia� na imi� - zaczyna� nam opowiada� o swoich wizjach przysz�o�ci. Rozmawia� z Jezusem i mia� niezwykle wyraziste sny o Apokalipsie. Armie ludzi �wiec�cych od radioaktywno�ci, kt�re walcz� na dnie wysch�ych m�rz i tak dalej. John by� romantyczn� postaci�. Pisali�my o nim w pami�tnikach. Tym dla nas by�... wst�pem do pami�tnika. - We wspomnieniu zobaczy� zgorzknia�� twarz Johna i us�ysza� jego ponury g�os. - Ty nie masz wizji. - Nie, ale pod ka�dym innym wzgl�dem upodobni�em si� do niego. Jestem tylko m�odszy. Daj mi par� lat, a na pewno wymy�l� jak�� obsesj�. - Chcia�abym... chcia�abym pom�c. - Pomog�a�. Pi�kno zawsze pomaga. Sharon nie potrafi�a znale�� odpowiedzi. Wreszcie zapyta�a: - Chcesz si� kocha�? - Raczej nie. Oboje wiemy, �e nied�ugo odejdziesz. - Co ma jedno do drugiego? Zirytowany Carter wsta�. - Nie potrzebuj� pieprzenia z lito�ci. Takie jak ty przyje�d�aj� ka�dym autobusem. Przeci�gn�� r�k� po oczach. - Przepraszam. S�uchaj, dobrze nam by�o ze sob�. Niech tak zostanie, dobrze? - Dobrze... skoro tego chcesz. - Id� popracowa�. Zrobi� ci prezent na po�egnanie, okay? Masz jakie� specjalne �yczenie? Fala gor�czki przep�yn�a przez ni� i przynios�a odpowied� z niezbadanych g��bi. - Zr�b mi smoka. - Dlaczego smoka? - Nie wiem... Mo�e dlatego, �e smoki nie istniej�. Carter nie mia� nastroju do czego� tak skomplikowanego jak smok. Postanowi� zrobi� jak�� abstrakcj�. Nazwie to "Smok". Ale kiedy przyczepi� gruby b�bel p�ynnego szk�a do ko�ca piszczeli, ca�kowicie straci� natchnienie. Wyszed� z warsztatu, �eby strz�sn�� b�bel na piasek. S�o�ce prawie zasz�o, smuga ognia na horyzoncie; w ostatnich blaskach dnia. W�osy Sharon przybra�y barw� p�omienia, sk�ra jak ko�� s�oniowa zar�owi�a si� od ognia. Na jej widok Carter poczu� smutek i t�sknot�. Wyobrazi� sobie na chwil�, �e podobnie jak muzyk potrafi stworzy� melodi� doskonale wyra�aj�c� jego uczucia, podni�s� piszczel do ust, zamkn�� oczy i dmuchn��. W oczach Sharon p�czniej�cy b�bel, wzniesiony ku umieraj�cemu s�o�cu, wygl�da� jak kula czerwonego ognia. Jak skrzydlaty, ruchliwy kszta�t, pr�buj�cy oderwa� si� od szklanej �odygi, z kt�rej si� rozwija�. Zamruga�a oczami i pomy�la�a, �e prze�ywa halucynacje wywo�ane gor�czk�, poniewa� wiedzia�a, �e tak skomplikowanego przedmiotu nie mo�na wydmucha� jednym oddechem. Ale kszta�t nie znika�, przeciwnie, nabiera� coraz wi�kszej wyrazisto�ci, wysun�� d�ug�, wygi�t� szyj� i ogon, potem w�ski jaszczurczy �eb. Przezroczysta figurka, nie wi�ksza od kota, by�a ledwie widoczna, ale Sharon nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci: to by� smok. Carter wci�� nie otwiera� oczu, chocia� wiedzia�, �e dzieje si� co� niezwyk�ego. Zdawa�o mu si�, �e ma w p�ucach niewyczerpany zapas powietrza, w gardle wyczuwa� kszta�t powstaj�cego przedmiotu. A kiedy wreszcie otworzy� oczy, nawet si� nie zdziwi� na widok smoka, kt�ry ostrym skr�tem zerwa� si� ze szklanej uwi�zi i wzbi� si� w niebo, z gracj� machaj�c skrzyd�ami, stopniowo nabieraj�c wysoko�ci. Wypuk�e oczy smoka migota�y niczym feralne klejnoty, w�ski brzuch zdawa� si� wype�niony ogniem, a z ka�dej �uski bucha�a karmazynowa energia. Smok zacz�� zatacza� ko�a nad Sharon i Carterem, kr��y� po coraz mniejszej orbicie, a oni przysuwali si� do siebie coraz bli�ej, przyci�gani nieodpart� si��, niczym szcz�tki rozbitego statku wessane morskim wirem. Wreszcie stan�li obok siebie, zapatrzeni w smoka, kt�ry w�wczas wykona� seri� skomplikowanych p�tli nad ich g�owami, przypominaj�cych p�ynne ruchy r�k czarnoksi�nika nad dymi�cym pentagramem. Przez sekund� unosi� si� nie dalej ni� na wyci�gni�cie r�ki; przygl�da� im si� uwa�nie, jakby oceniaj�c wyniki swojej pracy. Sharon nigdy nie widzia�a czego� r�wnie pi�knego. Smok by� doskona�y w ka�dym szczeg�le, jego szklane szpony krwawi�y si� czerwieni� zachodz�cego s�o�ca, k�y b�yska�y, delikatny pyszczek rozci�ga� si� w krwio�erczym u�miechu, wyra�aj�cym niek�aman� satysfakcj�. Sharon odwr�ci�a si� do Cartera i ujrza�a w jego twarzy niez�omny m�ski up�r, w kt�rego istnienie niedawno pow�tpiewa�a. Zrozumia�a, �e stworzy� dla niej t� magiczn� istot� powodowany g��bokim uczuciem, jakiego nie spodziewa�a si� napotka�, a zrozumiawszy, odwzajemni�a to uczucie w pe�ni. Carter natomiast odkry�, �e Sharon dostarczy�a mu podstawowego materia�u, z kt�rego stworzy� smoka, �e zapali�a w nim iskierk� prawdziwego uczucia, kt�r� jego oddech rozbudzi� do �ycia, a kt�r� ona ukszta�towa�a swoim �yczeniem, swoj� czarodziejsk� moc�, moc� kobiety obdarzonej mi�o�ci�. Smok zasycza� cichutko i wzbi� si� ponad czubki palm, rozszczepiaj�c �wiat�o na miriady t�czowych pryzmat�w. Potem pomkn�� prosto w stron� zachodz�cego s�o�ca, kt�rego skrawek wci�� wisia� nad horyzontem. Po chwili znikn��, a razem z nim znik�o s�o�ce, og�aszaj�c koniec dnia bladozielonym b�yskiem, kt�ry przeszy� nisko le��ce chmury i trwa� przez jeden oddech, zanim zgas� niech�tnie jak uparty sen. I jakby ten b�ysk by� czyst� wiedz� p�yn�c� ze sn�w, Sharon i Carter u�wiadomili sobie, �e magia zrodzona z walki pomi�dzy st�pion� wra�liwo�ci� a niespokojn� nadziej� jest nietrwa�a. Wkr�tce oboje znajd� si� w �wiecie odartym z magii; wkr�tce b�d� musieli przem�wi�, prze�ama� czar p�omiennej ciszy utkanej przez kolisty lot smoka; a w�wczas zwyci꿹 w mi�o�ci lub przegraj�. �atwo mog� przegra�, poniewa� mi�o�� jest iluzj� kruch� jak szk�o i promie� s�o�ca, kt�r� trzeba nieustannie odnawia�. Ale na razie woleli o tym nie my�le�. Woleli spogl�da� w dal za smokiem, za samotn� prawd� ich �ycia, kt�rej �adne k�amstwa nie mog� przekre�li�. Ksi�yc wzeszed� i rzuci� srebny blask na ciemne, spokojne wody zatoki. W oddali pierwsze gwiazdy wy�ania�y si� spoza bladych, widmowych chmur. Sharon i Carter zwr�cili si� ku sobie i chocia� l�kali si� tego, co nadejdzie, noc rozpocz�a si� bez b��du. Prze�o�y�a Danuta G�rska