5910

Szczegóły
Tytuł 5910
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5910 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5910 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5910 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Witold GOMBROWICZ TRANS-ATLANTYK 'os�owie Gombrowicz i Forma polska Itefan Chwin Wydawnictwo Literackie � Copyright by Rita Gombrowicz & Institut Litteraire � Copyright by Wydawnictwo Literackie, Krak�w 1996 Afterword � Copyright by Stefan Chwin Tekst Trans-Atlanty ku oparto na wydaniu: ' * > !: '*" *� f"*" Witold Gombrowicz Dziel�, red. nauk. JAN B�O�SKI, :om III Trans-Atlantyk, Wydawnictwo Literackie, Krak�w 1988. Tekst opracowa�a JADWIGA GRODZICKA. Na ok�adce wykorzystano zdj�cie z paszportu Witolda Gombrowicza, arykonane w 1935 roku w Warszawie. Dpracowanie graficzne LECH PRZYBYLSKI Redaktor MA�GORZATA NYCZ Redaktor techniczny BO�ENA KORBUT M 400 PRZEDMOWA DO �TRANS-ATLANTYKU' [1957] SBN 83-08-02667-2 Jak si� zdaje, mog� ju� nie obawia� si� ryku oburzenia � pierwsze zderzenie Trans-Atlantyku z czytelnikiem nast�pi�o przed paru laty, na emigracji, i jest ju� poza mn�. Teraz wi�c czas za�egna� inne niebezpiecze�stwo, to mianowicie, �eby utw�r nie by� zbyt w�sko i p�ytko czytany. Musz� domaga� si� dzisiaj, w przededniu krajowego wydania, g��bszego i wszechstronniejszego odczytania tekstu. Musz� � poniewa� ten utw�r dotyczy w pewnej mierze narodu, a umys�o-wo�� nasza, tyle� na emigracji, co w kraju, nie jest jeszcze na tym punkcie do�� swobodna, jest wci�� kurczowa i nawet zmanierowana... Ksi��ek na ten temat nie umiemy czyta� po prostu. Zbyt silny jest w nas dot�d ten kompleks polski i zbyt obci��eni jeste�my tradycj�. Jedni (do nich nale�a�em) nieomal boj� si� s�owa �ojczyzna", jakby ono cofa�o ich o 30 lat w rozwoju. Innych wprowadza natychmiast na tory obowi�zuj�cych w naszej literaturze szablon�w. Czy�bym przesadza�? Ale� poczta przynosi mi rozmaite g�osy z kraju o Trans-Atlantyku i dowiaduj� si�, �e to �pamflet na frazes bog�-ojczy�niany" czy te� �satyra na przedwojenn� Polsk�"... Znalaz� si� nawet kto�, kto go zakwalifikowa� jako... pamflet na sanacj�. W tej skali maksymalna ocena, do jakiej m�g�bym pretendowa�, to ta, kt�ra widzi w utworze �narodowy rachunek sumienia" tudzie� �krytyk� naszych wad narodowych". Ale na c� mnie jakie� boje z umar�� Polsk� przedwojenn� czy te� z przebrzmia�ym stylem dawniejszego patriotyzmu, gdy mam inne i bardziej uniwersalne k�opoty? Czy� traci�bym czas na te przeczasia�e drobiazgi? Jestem z tych ambitnych strzelc�w, kt�rzy, je�li pudluj�, to tylko do grubszej zwierzyny. Nie przecz�: Trans-Atlantyk jest mi�dzy innymi satyr�. I jest tak�e, mi�dzy innymi, do�� nawet intensywnym porachunkiem... me z �adn� poszczeg�ln� Polsk�, rzecz jasna, ale z Polsk� tak�, jak� stworzy�y warunki jej historycznego bytowania i jej umieszczenia w �wiecie (to znaczy z Polsk� s l a b �). I zgadzam si�, �e to statek korsarski, kt�ry przemyca sporo dynamitu, aby rozsadzi� nasze dotychczasowe uczucia narodowe. A nawet ukrywa w swym wn�trzu pewien wyra�ny postulat odno�nie do tego� uczucia: przezwyci�y� polsko��. Rozlu�ni� to nasze ^oddanie si� Polsce! Oderwa� si� cho� troch�! Powsta� z kl�czek! Ujawni�, zalegalizowa� ten drugi biegun odczuwania, kt�ry ka�e jednostce broni� si� przed narodem, jak przed ka�d� zbiorow� przemoc�. Uzyska� � to najwa�niejsze � swobod� wobec formy polskiej, b�d�c Polakiem by� jednak kim� obszerniejszym i wy�szym od Polaka! Oto � kontrabanda ideowa Trans-Atlan-tyku. Sz�aby tu zatem o bardzo daleko posuni�t� rewizj� naszego stosunku do narodu � tak kra�cow�, �e mog�aby zupe�nie przeinaczy� nasze samopoczucie i wyzwoli� energie, kt�re by mo�e w ostatecznym rezultacie i narodowi si� przyda�y. Rewizj�, notabene, o charakterze uniwersalnym � gdy� to samo zaproponowa�bym ludziom innych narod�w, bo problem dotyczy nie stosunku Polaka do Polski, ale cz�owieka do narodu. I wreszcie rewizj�, kt�ra ��czy si� jak naj�ci�lej z cala problematyk� wsp�czesn�, gdy� mam na oku (jak zawsze) wzmocnienie, wzbogacenie �ycia indywidualnego, uczynienie go odporniejszym na gniot�c� przewag� masy. W takiej tonacji ideowej napisany jest Trans-Atlantyk. Omawia�em kilkakrotnie te idee w moim dzienniku, drukowanym w paryskiej �Kulturze". Teraz on ukazuje si� w ksi��ce, w Pary�u. Nie wszed� do tego tomu fragment z �Kultury" z marca 1957 r., kt�ry r�wnie� stanowi komentarz do mej herezji. . Czy jednak my�l powy�sza jest tematem utworu? Czy sztuka jest w og�le wypracowaniem na temat? Pytania chyba na czasie, gdy�, obawiam si�, nie ze wszystkim jeszcze otrz�sn�a si� krytyka krajowa z socrealistycznej manii domagania si� �sztuki na temat". Nie, Trans-Atlantyk nie ma �adnego tematu poza histori�, jak� opowiada. To tylko opowiadanie, to nic wi�cej, jak tylko pewien �wiat opowiedziany � kt�ry o tyle mo�e by� co� wart, o ile oka�e si� ucieszny, barwny, odkrywczy i pobudzaj�cy � to co� l�ni�cego i migotliwego, mieni�cego si� mn�stwem znacze�. Trans-Atlantyk jest po trosze wszystkim, co chcecie: satyr�, krytyk�, traktatem, zabaw�, absurdem, dramatem � ale niczym nie jest wy��cznie, poniewa� jest tylko mn�, moj� �wibracj�", moim wyl�dowaniem, moj� egzystencj�. Czy to o Polsce? Ale� ja nigdy nie napisa�em jednego s�owa o czym� innym, jak tylko o sobie � nie czuj� si� do tego upowa�niony. Ja w roku 1939 znalaz�em si� w Buenos Aires, wyrzucony z Polski i z dotychczasowego mego �ycia, w sytuacji niezwykle gro�nej. Przesz�o�� zbankrutowana. Tera�niejszo�� jak noc. Przysz�o�� nie daj�ca si� odgadn��. W niczym oparcia. Za�amuje si� i p�ka Forma pod ciosami powszechnego Stawania si�... Co dawne, jest ju� tylko impotencj�, co nowe i nadchodz�ce, jest gwa�tem. Ja, na tych bezdro�ach anarchii, po�r�d str�conych bog�w, zdany jedynie na siebie. C� chcecie, abym czu� w takiej chwili? Zniszczy� w sobie przesz�o��?... Odda� si� przysz�o�ci?... Tak... ale ja ju� niczemu nie chcia�em si� oddawa� sam� istot� moj�, �adnemu kszta�towi nadchodz�cemu � ja chcia�em by� czym� wy�szym i bogatszym od kszta�tu. St�d si� bierze �miech w Trans--Atlantyku. / taka mniej wi�cej by�a ta przygoda moja, z kt�rej powsta�o dzie�o groteskowe, rozpi�te mi�dzy przesz�o�ci� a przysz�o�ci�. , . ., .,.....-. .. ....... Trzeba doda� dla porz�dku, cho� to mo�e niepotrzebne : Trans-Atlantyk jest fantazj�. Wszystko � wymy�lone w bardzo lu�nym tylko zwi�zku z prawdziw� Argentyn� i prawdziw� koloni� polsk� w Buenos Aires. Moja �dezercja" tak�e inaczej przedstawia si� w rzeczywisto�ci 'szperaczy odsy�am do mego dziennika i. Witold GOMBROWICZ Odczuwam potrzeb� przekazania Rodzinie, krewnym i przyjacio�om moim tego oto zacz�tku przyg�d moich, ju� dziesi�cioletnich, w argenty�skiej stolicy. Nikogo ja na te kluski stare moje, na rzep� mo�e i surow�, nie zapraszam, bo w cynowej misie Chude, Kiepskie, i do tego podobnie� Wstydliwe, na oleju Grzech�w moich, Wstyd�w moich, te krupy ci�kie moje, Ciemne, z kasz� czarn� moj�, ach, �e i lepiej do ust nie wzi��, bo chyba na wieczne przekle�stwo, poni�enie moje, na drodze nieustaj�cej �ycia mojego i pod t� ci�k�, �mudn� G�r� moj�. Dwudziestego pierwszego sierpnia 1939 roku ja na statku �Chrobry" do Buenos Aires przybija�em. �egluga z Gdyni do Buenos Aires nadzwyczaj rozkoszna... i nawet niech�tnie mnie si� na l�d wysiada�o, bo przez dni dwadzie�cia cz�owiek mi�dzy niebem i wod�, niczego nie pami�tny, w powietrzu sk�pany, w fali roztopiony i wiatrem przewiany. Ze mn� Czes�aw Straszewicz, towarzysz m�j, kajut� dzieli�, bo obaj jako literatki �al si� Bo�e ma�o co opierzone na t� pierwsz� nowego okr�tu podr� zaproszeni zostali�my; opr�cz niego Rembieli�ski senator, Mazurkiewicz minister i wiele innych os�b, z kt�rymi si� poznajomi�em. Dwie te� panienki �adne, zgrabne, pochopne, 9 z kt�rymi ja w wolnych chwilach bajdurzy�em i baraszkowa�em, g��wki zawraca�em i tak, powtarzam, mi�dzy Niebem i Wod�, a wci�� przed siebie, spokojnie... Ot�, jake�my do l�du dobili, ja z panem Czes�awem i Rem-bieli�skim senatorem w miasto zapu�cili�my si�, a ca�kiem na o�lep, jak w rogu, bo �aden z nas tu nigdy nog� nie st�pi�. Zgie�k, py� i szaro�� ziemi niemile porazi�y po owym czystym, s�onym fal r�a�cu, co�my go na wodzie odmawiali. Niemniej, przez plac Retiro, na kt�rym wie�a stoi przez Anglik�w zbudowana, przeszed�szy, �wawo w ulic� Florida wst�pili�my, a tam sklepy luksusowe, nadzwyczajna Artyku��w, towar�w obfito�� i publiczno�ci kwiat dystyngowanej, tam Magazyny wielkie, i cukiernie. Tam Rembieli�ski senator sakiewki ogl�da�, a ja afisz, na kt�rym s�owo �CARAYANAS" wypisane, zobaczy�em i m�wi� do pana Czes�awa w ten dzie� jasny, Zgie�kliwy, gdy�my to tak sobie chodzili, chodzili: � Ii... widzisz pan, panie Czes�aw, te Caravanas? Ale zaraz na statek wraca� musieli�my, gdzie kapitan Prezes�w i Przedstawicieli tutejszej Polonii podejmowa�. Zesz�a si� tych Prezes�w i Przedstawicieli du�a kupa, a ja zaraz sobie jak w lesie, zgubiony, w godno�ciach i tytu�ach si� gubi�em, ludzi, sprawy i rzeczy miesza�em, to w�dk� pi�em, to znowu� nie pi�em i jak omackiem po polu chodzi�em. Tak�e i JW. minister Kosiubidzki Feliks, pose� nasz w tym kraju, obecno�ci� swoj� Przyj�cie zaszczyca� i, szklaneczk� w d�oni trzymaj�c, sta� ze dwie godziny, to tego to tamtego najuprzejmiej staniem swoim zaszczycaj�c. W m�w, rozm�w odm�cie, w lamp nie�ywym l�nieniu, ja jak przez teleskop na wszystko patrza�em i wsz�dzie Obco�� widz�c, Nowo�� i Zagadk�, jak�� nik�o�ci� i szaro�ci� zdj�ty, domu mego, Przyjaci� i Towarzysz�w wzywa�em. Owo� i ma�o co z tego. Ale co� niedobrze. Bo ju� tam, panie, gdzie� tam co� tam si� kie�basi, a cho� i pusto jak w nocy na polu, tam za Lasem, za Gumnem, trwoga i skaranie bo�e i jakby si� na co zanosi�o; ale ka�den my�la�, �e mo�e rozejdzie > si� po ko�ciach, a z du�ej chmury ma�y deszcz i tak to jak z bab�, co tarza si�, ryczy, j�czy z Brzuchem wielkim, Czarnym ach Niemi�osiernym, �e chyba Szatana porodzi, a to j� tylko kolki spar�y; wi�c po strachu. Ale co� niedobrze i co� niedobrze chyba, oj, niedobrze. W ostatnich tych dniach przed wojny wybuchem ja z panem Czes�awem, Rembieli�skim senatorem i Mazurkiewiczem ministrem na wielu Przyj�ciach byli�my, bo to i JW. pose� Kosiubidzki i Konsul i Markiza jaka� w hotelu Alvear i B�g raczy wiedzie� kto i co i gdzie i z jakiej przyczyny, a z czym do czego i po co; ale gdy�my z tych przyj�� wychodzili, to na ulicach o uszy nam si� obija� gazet krzyk �Polonia, Polonia" uprzykrzony. Ju� tedy coraz nam ci�ej, coraz markotniej, a ka�den uszy po sobie, jak struty chodzi, tyle� Troskami, co Frykasami wype�niony. A� tu Czes�aw do kajuty naszej (bo wci�� na statku mieszkali�my) z gazet� wpada: �Wojna dzi�, jutro wybuchn�� musi, nie ma rady! Owo� kapitan rozkaz wyda�, aby jutro statek nasz wyp�yn��, bo cho� do Polski ju� si� nie przedostaniemy, to pewnie gdzie� do Anglii, Szkocji brzeg�w dobijemy". Gdy to wyrzek�, ze �zami w obj�cia sobie padli�my i zaraz na kolana padli�my, pomocy Bo�ej wzywaj�c i Panu Bogu si� ofiarowuj�c. A tak kl�cz�c, powiadam do Czesfawa : � fYy�cie�, p�yricce� z' BtigKmS Czes�aw do mnie: � Jak�e to, przecie z nami p�yniesz! Powiadam wi�c (a umy�lnie z kolan nie wstawa�em): � P�y�cie� i oby�cie szcz�liwie dop�yn�li. M�wi : � Co ty� ty m�wisz ? To ty nie pop�yniesz? Powiadam: � Ja bym do Polski pop�y- Szkocji? Tu zostan�. Tak jemu p�g�bkiem m�wi� (bo ca�ej prawdy powiedzie� nie mog�em), a on patrzy si� na mnie i patrzy. Ozwa� si�, a ju� bardzo zafrasowany: � Nie chcesz z nami? Tu wolisz si� zosta�? Ale ty do Poselstwa naszego p�jd�, tam si� zamelduj, �eby ci� za dezertera albo i co gorszego nie og�oszono. P�jdziesz do Poselstwa, p�jdziesz? Odpowiedzia�em: � Co sobie my�lisz, pewnie �e p�jd�, przecie wiem co jako obywatel powinienem, ju� si� o mnie nie b�j. Ale lepiej nikomu nie m�w, mo�e jeszcze zamiar sw�j odmieni� i z wami odp�yn�. Dopiero wtenczas z Id�czek powsta�em, bo ju� najgorsze przesz�o, a Czes�aw poczciwy, ale i zafrasowany, nadal 11 serdeczn� mnie darzy� przyja�ni� (cho� jakby tajemnica jaka� mi�dzy nami by�a). Ja cz�owiekowi temu, Rodakowi, prawdy ca�ej nie chcia�em wyjawi�, ani ty� innym Rodakom i Swojakom moim... bo chybaby mnie za ni� �ywcem na stosie palono, ko�mi albo kleszczami rozrywano, a od czci i wiary ods�dzono. Trudno�� za� najwi�ksza moja taka, �e, na statku mieszkaj�c, �adn� miar� potajemnie jego opu�ci� nie mog�em. Dlatego to, jak najusilniej si� przed wszystkimi maj�c na baczno�ci, ja niby to w tym rozgardiaszu powszechno�ci ca�ej, w biciu serc, w zapa�u wykrzykach i �piewkach, w cichych l�ku i troski westchnieniach ty� za innymi wo�am albo �piewam, albo biegam, albo wzdycham... ale gdy ju� liny odwi�zuj�, gdy statek lud�mi rozko�atany, od ludzi Rodak�w czarny, ju� ju� odbija� ma, odp�ywa�, ja z cz�owiekiem, kt�ry za mn� dwie walizki moje ni�s�, po schodkach na l�d zst�puje i oddala� si� zaczynam. Owo� tak si� oddalam. A wcale za siebie si� nie ogl�dam. Oddalam si�, a nic nie wiem, co tam za mn�. Ale oddalam si� po �wirowanej alei i ju� do�� daleko jestem. Dopiero, gdym ju� dobrze si� oddali�, przystan��em i za siebie spojrza�em, a tam okr�t od brzegu odbi�, na wodzie stoi, a ci�ki, p�katy. Wtenczas na kolana pa�� chcia�em! Jednakowo� wcale nie pad�em, a tylko tak z cicha Blu�ni�, Wyklina� silnie, ale do siebie samego, zacz��em: � A p�y�cie� wy, p�y�cie� Rodacy do Narodu swego! P�y�cie� wy do Narodu waszego �wi�tego chyba Przekl�tego! P�y�cie� do Stwora tego �w. Ciemnego, co od wiek�w zdycha, a zdechn�� nie mo�e! P�y�cie� do Cudaka waszego �w., od Natury ca�ej przekl�tego, co wci�� si� rodzi, a przecie� wci�� Nieurodzony! P�y�cie�, p�y�cie�, �eby on wam ani �y�, ani Zdechn�� nie pozwala�, a na zawsze was mi�dzy Bytem i Niebytem trzyma�. P�y�cie� do �lamazary waszy �w. �eby was ona dali �limaczy�a! Okr�t ju� skosem si� zwr�ci� i odp�ywa�, wi�c jeszcze to m�wi�: � P�y�cie� do Szale�ca, Wariata waszego �w. ach chyba Przekl�tego, �eby on was skokami, sza�ami swoimi M�czy�, Dr�czy�, was krwi� zalewa�, was Rykiem swym rycza�, wyrykiwa�, was M�k� zam�cza�, Dzieci wasze, �ony, na �mier�, na Skonanie sam konaj�c w konaniu swoim Sza�u swojego was Szala�, Rozszala�! Z takim wiec Przekle�stwem od okr�tu si� odwr�ciwszy, do miasta wst�pi�em. Mia�em wszystkiego 96 dolar�w, kt�re mnie co najwy�ej na dwa miesi�ce najskromniejszego �ycia starczy� mog�y, wi�c zaraz trzeba by�o si� pog�owi�, co i jak uczyni�. Umy�li�em najprz�d do pana Cieciszowskiego si� skierowa�, kt�rego jeszcze z dawnych lat zna�em, bo matka jego, owdowiawszy, pod Kielcami u Adasi�w Krzywnickich zamieszka�a, o mil dwie od Kuzyn�w moich, Szymuskich, do kt�rych ja czasem z bratem moim i z bratow� zaje�d�a�em, a g��wnie na kaczki. Ten wi�c Cieciszowski, od kilku lat tu przebywaj�cy, m�g� mnie s�u�y� rad� i pomoc�. Z t�umokajni zaraz do niego pojecha�em i tak szcz�liwie si� z�o�y�o, �em go w domu zasta�. Najdziwniejszy to chyba cz�owiek by�, jakiego ja w �yciu spotka�em, bo chudy, drobny, od Bladaczki, kt�rej w dzieci�stwie si� nabawi�, bardzo Blady, przy ca�ej grzeczno�ci, uk�adno�ci swojej, jak zaj�c pod miedz� s�uchami strzy�e, wiatr �apie, a nieraz �apu capu Krzyknie albo i Ucichnie. Ujrzawszy mnie zawo�a�: � Kogo widz�! I �ciska, siada� prosi, sto�k�w przystawia, a w czym by po�yteczny m�g� by�, zapytuje. Prawdziwej, a ci�kiej Blu�nierczej przyczyny zostania mego jemu wyjawi� nie mog�em, bo, Rodakiem b�d�c, m�g� mnie wyda�. Powiadam wiec tylko, �e siak, owak, widz�c, �e od kraju odci�ty jestem, z wielkim B�lem, �alem moim tu zosta� postanowi�em, zamiast do Anglii lub do Szkocji na tu�aczk� p�yn��. Z r�wn� mnie odpowiedzia� ostro�no�ci�, �e ju� to pewnie w tej potrzebie Matki naszej serce poczciwe Syna ka�dego do niej, do niej ptakiem si� wyrywa, ale, powiada, trudna Rada, rozumiem Bole�� twoje, ale przecie przez ocean nie przeskoczysz, wi�c ty� postanowienie twoje pochwalam albo nie\ pochwalam, i dobrze� zrobi�, �e� si� tu zosta�, cho� 13 mo�e niedobrze. Tak m�wi, a palcami m�ynka kr�ci. Widz�c tedy, �e on tak temi palcami kr�ci, kr�ci, pomy�la�em �co ty tak kr�cisz, to mo�e i ja ci pokr�c�" i ty� jemu m�ynka zakr�ci�em, a zarazem m�wi�: � Tak pan mniemasz ? � Nie jestem ja na tyle szalonym, �ebym w Dzisiejszych Czasach co mniema� albo i nie mniema�. Ale gdy� tu si� zosta�, to id��e zaraz do Poselstwa, albo nie id�, i tam si� zamelduj, albo nie zamelduj, bo je�li si� zameldujesz lub nie zameldujesz, na znaczn� przykro�� mo�esz by� nara�onym, lub nie nara�onym. � Tak s�dzisz pan? � S�dz�, albo i nie s�dz�. R�b�e co sam uwa�asz (tu palcami kr�ci), albo nie uwa�asz (i palcami kr�ci), bo ju� g�owa twoja w tym (zn�w palcami kr�ci), �eby ci� co Z�ego nie spotka�o, albo i spotka�o (i zn�w kr�ci). Dopiero� ja jemu zakr�ci�em i m�wi�: � Taka rada twoja? Kr�ci, kr�ci, a� tu do mnie przyskakuje: � Nieszcz�sny Cz�owieku, a to� ty lepiej Zgi�, Przepadnij i cicho sza, a do nich nie chod�, bo jak si� do ciebie przyczepi�, to si� nie odczepi�! S�uchaj rady mojej, lepiej ty z obcemi, z cudzoziemcami si� trzymaj, w cudzoziemcach zgi�, rozp�y� si�, a niech�e ciebie B�g broni od Poselstwa, a ty� od Rodak�w, bo �li, Niedobrzy, skaranie bo�e, tylko ciebie gry�� b�d� i tak ci� zagryz�! Dopi-ro� powiadam: � Tak uwa�asz ? Na to wykrzykn��: � A niech�e ci� r�ka Boska broni, �eby� ty Poselstwa albo Rodak�w tutaj b�d�cych unika�, bo jak ich unika� b�dziesz to gry�� ciebie b�d�, a tak ci� zagryz�! Palcami kr�ci, kr�ci, ja ty� kr�c�, a ju� od tego kr�cenia mnie si� w g�owie zakr�ci�o, ale przecie co� pocz�� trzeba, bo pusta sakiewka, wi�c w te s�owa ozwa�em si�: � Nie wiem czybym jakiego zaj�cia nie dosta�, �eby to przynajmniej pierwsze miesi�ce przetrzyma�... Gdzie by tu co znale��? W ramiona mnie z�apa�: � Nie b�j si�, zaraz co uradziemy, ju� ja ciebie z Rodakami poznam, to ci dopomog� lub nie dopomog�! Tu zasobnych naszych kupc�w, przemys�owc�w, finansist�w nie brak, a ju� ciebie jako wkr�c�, wkr�c�... '4 lub nie wkr�c�... I palcami kr�ci. Rada w rad�. Owo�, powiada, tu trzech wsp�lnik�w jest, kt�rzy Sp�k� maj� i Interes Ko�ski ty� i Psi Dywidendowy za�o�yli a oni by tobie pomogli albo nie pomogli i mo�e na urz�dnika albo pomocnika zgodzili z pensj� 100 albo 150 Pez�w, bo najzacniej szerni, najpoczciwszemi lub nienajpoczci-wszemi s� lud�mi, Sp�ka za� Komandytowa, Subhastowa lub nie Subhastowa; ale w tym s�k, �eby ka�dego z nich na osobno�ci zdyba� i na osobno�ci Prywatnie si� rozm�wi�, bo tam z dawnych czas�w du�o Jadu, Swaru i tak ju� jeden drugiemu obmirz�y, �e jeden przy drugim obmirz�y i tylko by mierzi�. Ale w tym s�k, �e jeden drugiego na krok nie odst�puje. Owo� ja bym ciebie Baronowi przedstawi�, bo to cz�ek hojny, wspania�y i �aski ci swojej nie odm�wi; ale c� kiedy Pyckal wtenczas ciebie skinie i Baronowi ci� wyzwie od Jasnej Cholery, Baron ciebie Pyckalowi ofuknie, zadmie si�, z fumami na ciebie Pyckalowi wjedzie, Ciumka�a za� Baronowi, Pyckalowi ciebie okantuje, mo�e osmaruje. Owo� w tem s�k, �eby ciebie Baronowi przeciw Pyckalowi, Pyckalowi przeciw Baronowi (tu palcami kr�ci). D�ugo jeszcze gadali�my o tem i owem, a te� przyjaci� z dawnych czas�w wspominali�my, a� w ko�cu (a mo�e ju� druga po po�udniu by�a), do pensjonatu, kt�ry mnie wskaza� by�, z pakunkami memi pojecha�em i w nim pokoik ma�y za pez�w 4 dziennie wynaj��em. Miasto jak miasto. Domy jedne wysokie bardzo, drugi niski stoi. Na uliczkach ciasnych t�ok du�y, �e ledwie przecisn�� si� mo�na, a pojazd�w mn�stwo. Huk, stuk, tr�bienie, ryczenie, powietrza niezno�na wilgotno��. Nigdy tych pierwszych dni moich w Argentynie nie zapomn�. Nazajutrz, jakem tylko w moim pokoiku zbudzi� si�, doszed� mnie przez �cian� Staruszka p�acz, j�ki i biadolenie, a ze skarg jego to tylko zrozumia�em �guerra, guerra, guerra". Jako� gazety krzykliwym g�osem wybuch wojny obwieszcza�y, ale i co tam kto wiedzia�, bo jeden m�wi �e tak, drugi, �e siak, a rozejdzie si� po ko�ciach, nie rozejdzie, bij� si�, nie bij� 15 i tak nic, a Szaro, G�ucho, jak w polu na deszczu. Dzie� by� jasny, pogodny. Ja w t�umie zgubiony, mojem zgubieniem si� cieszy�em i nawet do siebie na g�os powiadam: �Nic piskorzowi kiedy raka bij�". A tam bij�! Przed Redakcjami gazet wielkie ludzi mrowie. Do taniej garkuchni wst�pi�em, �eby co>przek�si� i Bife za 30 ctvs. zjad�em, ale powiadam (a wci�� do siebie): �Zdr�w czy�yk cho� tam barana sztorcuj�". A tam i sztorcuj�! Potem wiec nad rzek� poszed�em, gdzie pusto, cicho, wietrzyk Wieje i m�wi� do siebie: �Ot� to makol�gwa czyrka, a borsuk w potrzasku, ma�o co ze sk�ry nie wyskoczy". A tam ze sk�ry ma�o co nie wyskakuj�... i za Gumnem, za Stawem, za Lasem niemi�osierny Wrzask, Ryk, Bij�, Morduj�, o zmi�owanie prosz�, Pardonu nie daj� i Diabli wiedz� co, a pewnie i Diabli! Powiadam tedy: �Na co mnie do Poselstwa i��, do Poselstwa ja wcale nie p�jd�, a �e Chuda Szkapa by�a, to niech zdycha". A tam i Zdychaj�. Powiadam wi�c: �Na wszystko moje zaklinam si� i przysi�gam, nie b�d� ja si� w to miesza�, bo nie moja sprawa i, je�li kona� maj�, niech konaj�", ale wzrok m�j na ma�ym Robaczku spocz��, kt�ry po �d�ble trawy do g�ry si� wspina� i widz�, �e Robaczek ten w tem miejscu i czasie, w tej w�a�nie chwili i na tem brzegu, za tem oceanem, wspina si� i wspina, wspina si� i wspina, a w�wczas najokropniejsza mn� ow�adn�a trwoga i my�l�, �e lepiej do Poselstwa p�jd�, o p�jd�, tak, p�jd�, p�jd�, Jezus Maria, p�jd�, lepiej p�jd�... i poszed�em. Poselstwo okaza�y gmach na jednej z bardziej dystyngowanych ulic zajmowa�o. Doszed�szy do gmachu tego, przystan��em i my�l�, i��, czy nie i��, bo po co ja b�d� do Biskupa chodzi�, gdym kacerz, od Wiary odst�pca, blu�nierca. I zaraz najokropniejsza Pycha, Duma moja, kt�ra od lat dziecinnych mnie przeciw Ko�cio�owi memu kierowa�a! Bo przecie nie na to mnie Matka urodzi�a, nie na to� Rozum m�j, Wznios�o��, Tw�rczo�� moja i lot Natury mojej niezr�wnany, nie na to Wzrok przenikliwy, Czo�o dumne, My�l ostra gwa�towna, abym ja w ko�ci�ku swojskim gorszym, mniejszym od Mszy 6 ach chyba gorszej, ta�szej, w ch�rze ta�szym, marniejszym, kadzid�em miernem, marnem si� odurza� wraz tam z innemi swojskiemi Swojakami swemi! O, nie, nie, nie na to� ja Gombrowicz, abym przed O�tarzem ciemnym, niejasnym, a mo�e nawet Szalonym ukl�ka� (ale Bij�), nie, nie, nie p�jd�, kto wie co mi zrobi� (ale Strzelaj�), nie, nie chc� tam i��, kiepska, marna Sprawa (ale Morduj�, Morduj�!). I w Mordzie, we krwi, w Bitwie, do gmachu wst�pi�em. A tam cicho i wschody du�e, dywanem wys�ane. Przy wej�ciu wo�ny pok�onem mnie przyj�� i do sekretarza po wschodach prowadzi�. Na pierwszem pi�trze sala du�a, kolumnowa, a w niej dosy� mroczno, ch�odno, i tylko przez okien kolorowe szybki p�ki promieni wpadaj�, na gzymsach, ci�kich sztukateriach i z�oceniach przysiadaj�. Wyszed� do mnie Podsrocki radca w ciemnogranatowym czarnym garniturze, w cylindrze, oraz w r�kawiczkach, a z lekka cylindra uchyliwszy p�g�o�no o pow�d mej wizyty wypytywa�. Gdym mu powiedzia�, �e z JW. Pos�em pragn� si� rozm�wi�, zapyta�: � Z JW. Pos�em? Powiadam wi�c, �e z JW. Ministrem, on za� m�wi: � Z Ministrem, z samym pan m�wi� chcesz Panem Ministrem? Gdy wi�c m�wi�, �e, owszem, z JW. Pos�em chcia�bym rozm�wi� si�, w te s�owa mi odpowiedzia�, g�ow� na pier� chyl�c: � Powiadasz pan, �e z Pos�em, z samym Panem Pos�em? M�wi� wi�c, �e owszem, z Panem Ministrem, bo wa�n� mam spraw�, on za� powiada: � A! Nie z Radc�, nie z Attache, nie z Konsulem, z samym pan pragniesz widzie� si� Ministrem? A po co? A w jakim celu? A kogo pan znasz tutaj? A kim pan jeste�? Z kim si� przyja�nisz? Do kogo chodzisz? Tak to on zacz�� wybadywa� i coraz ostrzej do mnie Doskakiwa�, przy-skakiwa�, a� wreszcie z tego wszystkiego rewizj� zacz�� robi� i sznurek mnie z kieszeni wyci�gn��. Wtem drzwi si� w g��bi otwieraj� i JW. Pose� wyjrza�, a �e to ju� znany mu by�em, na mnie kiwn��: za spraw� kiwni�cia tego Radca, w uk�onach si� rozp�ywaj�c i kuprem wierc�c, a cylindrem wymachuj�c, do gabinetu mnie wprowadzi�. 2 � Trans Atlantyk Minister Kosiubidzki Feliks jednym z najdziwniejszych by� ludzi, na jakich ja w �yciu mojem natrafi�em. Cienki grubawy, cokolwiek t�ustawy, nos ty� mia� do�� Cienki Grubawy, oko niewyra�ne, palce w�skie grubawe i tak�� nog� w�sk� i grubaw�, lub t�ustaw�, a �ysinka jemu jak mosi�na, na kt�r� w�oski czarne ry�e zaczesywa�; lubi� za� okiem �ypa� i coraz to �ypnie. Zachowaniem i uk�adem swoim niezwyk�y wzgl�d na wysok� godno�� swoj� wykazywa� i ka�dem swem poruszeniem honor sobie �wiadczy�, a ty� i tego z kim m�wi� sob� silnie bez przerwy zaszczyca�, �e ju� to prawie na kolanach z nim si� rozmawia�o. Zaraz wi�c, p�aczem wybuchn�wszy, jemu do n�g pad�em i d�o� ca�owa�em; a s�u�by swoje, krew, mienie ofiarowuj�c, o to uprasza�em, aby mnie w takiej chwili �w., wedle woli �w., rozumienia swego, u�y� i moj� rozporz�dza� osob�. Naj-laskawiej mnie a siebie s�uchaniem �w. swojem zaszczycaj�c, pob�ogos�awi� i okiem �ypn��, a potem m�wi: � Ju� tobie wi�cej jak 50 pez�w (sakiewk� wyj��) da� nie mog�. Wi�cej nie dam, bo nie mam. Ale jakby� chcia� do Rio de Janeiro pojecha� i tamtejszego Poselstwa si� czepia� to, owszem, na podr� dam i nawet co na odczepne do�o��, bo literat�w nie chc� tutaj mie�: bo tylko doj� a i obszczekuj�. Jed��e tedy do Rio de Janeiro, dobrze ci radz�. Owo� Zdumienie, Zdziwienie moje! Zn�w tedy mu do n�g pad�em i (s�dz�c, �e niedobrze mnie zrozumia�) osob� swoj� ofiarowywa�em. Powiada wi�c: � Dobrze ju�, dobrze, masz tu 70 pez�w i wi�cej nie d�j, bom nie krowa. Widz� wi�c, �e on mnie pini�dzmi zbywa; a ju� nie tylko pini�dzmi, ale Drobniakami! Na tak ci�k� obraz� moj� mnie krew do g�owy uderza, ale nic nie m�wi�. Dopiro� m�wi�: � Widz�, �e JW. Panu bardzo drobnym by� musz�, bo mnie Drobniakami podobnie� JW. Pan zbywasz, a pewnie mnie mi�dzy Dziesi�� Tysi�cy literat�w zaliczasz; a ja nie tylko literat, ale i Gombrowicz! Zapyta�: � A jaki Gombrowicz? Powiadam: � Gombrowicz, Gombrowicz. �ypn�� i powiada: � Ano, jak Gombrowicz, to masz�e tu 80 pez�w i wi�cej nie przychod�, bo Wojna i Pan Minister zaj�ty. Ja powiadam: � Wojna. On m�wi: � Wojna. Ja m�wi�: � Wojna. On mnie na to: � Wojna. To ja jemu: � Wojna, wojna. Przestraszy� si� nie na �arty, a� mu jagody zbiela�y, �ypn�� na mnie okiem: � A co? Masz�e wiadomo�� jak�? M�wiono ci co? Nowiny jakie?... � ale si� pomiarkowa�, chrz�ka, kaszle, za uchem si� drapie i mnie klepn��: � Nic to, nic, nie b�j si�, ju� my wroga pokonamy! A zaraz g�o�niej krzykn��: � Ju� my wroga pokonamy! Wtedy wi�c jeszcze g�o�niej krzykn��: � Ju� my wroga pokonamy! Pokonamy! Powsta� i krzyczy: � Pokonamy! Pokonamy! S�ysz�c te wykrzyki jego, a widz�c, �e z fotela wsta� i Celebruje, a nawet Zaklina, ja na kolana pad�em i, w tej Celebracji �w. si� stowarzyszaj�c, krzycz�: � Pokonamy, pokonamy, pokonamy! Odsapn��. Okiem �ypn��. M�wi: � Pokonamy, psia jego ma�, ju� ja ci to m�wi�, a to ci m�wi�, �eby� nie m�wi�, �e ja ci m�wi�em, �e nie Pokonamy, bo ty� ci m�wi�, �e Pokonamy, Zwyci�ymy, bo w proch zetrzemy d�oni� mocarn� najja�niejsz� nasz�, w proch, py� rozstrzaskamy, rozbijemy, na Pa�aszach, Lancach rozniesiemy a zgnieciemy i pod Sztandarem naszym a w Majestacie naszym o Jezus Maria, o, Jezus, o, Jezus, roz-mia�d�emy, Zabijemy! O, zabijemy, rozniesiemy, zdruzgo-czemy! A co si� tak patrzysz ? A przecie ci m�wi�, �e zgnieciemy! A przecie widzisz, s�yszysz, �e ci sam Minister, Pose� Najja�niejszy m�wi, �e Zgnieciemy, widzisz chyba, �e sam Pose�, Minister tu przed tob� chodzi, r�kami macha i ci m�wi, �e Zgnieciemy! A �eby� nie szczeka�, �e ja przed tob� nie Chodzi�em, nie M�wi�em, bo przecie widzisz, �e Chodz� i M�wi�! Tu si� zdziwi�, baraniem okiem na mnie spojrza� i powiada : � A to ja przed tob� Chodz�, M�wi�! Potem powiada: -4'.-' � A to sam Pose�, Minister przed tob� Chodzi, M�wi... To ty chyba nie byle p�telka je�eli sam JW. Pose� tyle czasu z tob� siedzi, a i Chodzi przed tob�, M�wi, nawet wykrzykuje... Siada j �e Pan Redaktor, siadaj. A jak godno��, prosz�? Powiadam, �e Gombrowicz. Powiada: � Owszem, owszem, 19 s�ysza�em, s�ysza�em... Jak�ebym nie s�ysza�, je�eli przed tob� Chodz�, M�wi�... Trzeba� Panu Dobrodziejowi jako z pomoc� przyj��, bo ja obowi�zek sw�j wobec Pi�miennictwa naszego Narodowego znam i jako minister tobie z pomoc� przyj�� musz�. Owo�, �e to pisarzem jeste�, ja bym tobie pisanie artyku��w do gazet tutejszych wychwalaj�ce, wys�awiaj�ce Wielkich Pisarz�w i Geniusz�w naszych zleci�, a za to krakowskim targiem 75 pez�w na miesi�c zap�ac�... bo wi�cej nie mog�. Tak krawiec kraje, jak materii staje. Wedle stawu grobla! Kopernika, Szopena lub Mickiewicza ty wychwala� mo�esz... B�j�e si� Boga, przecie my Swoje wychwala� musiemy, bo nas zjedz�! Tu si� ucieszy� i m�wi: � Ot� to dobrze mnie si� powiedzia�o i Najw�a�ciwsze to dla mnie, jako Ministra, a ty� i dla ciebie, jako Pisarza. Ale powiadam: � B�g zapia�, nie, nie. Zapyta�: � Jak�e to? Nie chcesz wychwala�? Rzek�em: � Kiedy mnie wstydno. Krzyknie: � Jak to ci wstydno? M�wi�: � Wstyd, bo swoje! �ypn��, �ypn��, �ypn��! � Co si� wstydzisz g...! � wrzasn��. � Je�li Swojego nie b�dziesz chwali�, to kto ci pochwali? Ale odsapn�� i m�wi: � Nie wiesz to, �e ka�da liszka sw�j ogon chwali? Rzek�em tedy: � Dopraszam si� �aski JW. Panie, ale bardzo mnie wstydno. M�wi: � C�e� ty zbarania�, zg�upia� ze szcz�tem, czy ty nie widzisz, �e wojna, a teraz w ty chwili M��w Wielkich na gwa�t potrzeba bo bez nich Diabli wiedz� co mo�e by�, i ja tu od tego Minister, �eby Wielko�ci Narodowi naszemu przysparza�, o, co ja z tob� zrobi�, ja chyba tobie pysk zbij�.., Ale urwa�, zn�w �ypn�� i m�wi: � Czekaj �e. To ty Literatem jeste�? C�e� ty tam wyskroba�, co? Ksi��ki jakie? Zawo�a�: � Sroczka, Sroczka, chod� no tu... gdy za� pan Radca Podsrocki przybieg�, okiem na niego �ypn��, a potem z nim po cichu gada, na mnie Okiem �ypie. Owo� s�ysz� tylko, �e m�wi�: � G...rz! Potem znowu: � G...rz! Dalej Radca do Ministra m�wi: � G...rz! Minister do Radcy: � G... rz pewnie musi by�, ale Oko, nos dobry! M�wi Radca: � Oko, nos niczego, 20 cho� g...rz, ty� i czo�o dobre! M�wi Mrnister: � G...rz to, nic innego, bo wszyscy wy g...rze jeste�cie, ja ty� g...rz, g...rz, ale oni ty� g...rze i co tam kto si� pozna, kto tam co wie, nikt nic nie wie, kto si� na czem rozumie, g... g... � G... � powiada Radca. � No to dali go! � powiada Minister. � Ja tu zara trochi Pochodz�, a potem lu! I patrz�, a to on Chodzi� zacz�� i Chodzi, Chodzi po salonie, brew marszczy, g�ow� schyla, sapie, szumi, puszy si�, a� Hukn�� i �ypn��: � Zaszczyt to dla nasi Zaszczyt, bo my Wielkiego Pisarza Polskiego go�cimy, mo�e Najwi�kszego! Wielki to Pisarz nasz, mo�e i Geniusz! Co si� gapisz, Sroka? Powitaj wielkiego g..., to jest te... Geniusza naszego! Tu mnie Radca niski uk�on sk�ada. Tu mnie JW. Minister si� k�ania! ^ Tu ja, widz�c, �e szydz�, �arty odprawuj�, chc� w ci�kiej obrazie mojej bi� cz�owieka tego! Ale Minister mnie na fotel sadza! Podsrocki Radca bucik wylizuje! Sam Minister Pose� o zdrowie moje wypytuje! Radca za� s�u�by swe ofiarowuje! Wiec JW. Pose� o moje �yczenia i rozkazy pyta! Wi�c Radca o wpisanie do Ksi�gi Pami�tkowej prosi! Wi�c Minister pod rami� bierze, po salonie oprowadza, a Radca dooko�a mnie skacze, doskakuje! I Minister: � �wi�to bo Gombrowicza go�ciemy! A Podsrocki Radca: � Gombrowicz go�ciem jest naszym, sam Geniusz Gombrowicz! Minister: � Geniusz to Narodu naszego S�awnego! Podsrocki: � Wielki M�� Narodu naszego wielkiego! Owo� to dziwny, najdziwniejszy Przypadek m�j i Sprawa moja! Bo wiedzia�em przecie, �e to g...rze s�, kt�rzy mnie za g...rza maj� i to wszystko g..., g..., a ja bym g...r�y tych po �bie pobi�... A przecie nie kto inny to by�, tylko sam Pose�, Minister, ty� i Radca... a st�d Nie�mia�o�� moja, l�k m�j, gdy mnie tak wa�ne Osoby czcz� i honoruj�. I gdy w tem salonie Minister z Radc� na mnie naskakuj�, Honoruj�, gdy za mn� biegaj�, ja, znaj�c wysoki Urz�d, godno��, wag� tych g...rz�w, nie mog�em zby�, pozby� si� Honor�w owych! A te� to ja jak �liwka w g... wpad�em! A� odsapn�� Pose� i ozwa� si�, a ju� bardziej dobrotliwie: � No pami�taj g...rzu, �e� tu przez Poselstwo jak nale�y uhonorowanym zosta�, a tera 21 f o to dbaj �eby� nam wstydu przed lud�mi nie zrobi�, bo my ciebie ludziom Cudzoziemcom jako Wielkiego G. Geniusza Gombrowicza poka�emy. Tego Propaganda wymaga i trzeba by wiedziano, �e Nar�d nasz w geniusz�w obfity. A co, poka�emy, Sroczko?� Poka�emy� powiedzia� Radca � poka�emy: g...rze to i na niczem si� nie poznaj�! Dopiero na ulicy folg� da�em wzburzonemu uczuciu mojemu! O, co to, jak to, sk�d to, o, co to si� sta�o?! O, a to podobnie� zn�w mnie z�apano, z�apano! O Jezus, o Bo�e, znowu� mnie w �yciu mojem przy�apano, a jak liszk� w potrzask! Nigdy� tedy ja si� z Losu mego nie wyzwol�? Czy znowu� powtarza� musz� Wieczny Los m�j i Wi�zienie moje?! A gdy Przesz�o�� moja mn� jak s�omk� miota, gdy przepad�e wracaj� odm�ty, ja jak ko� si� wspinam, jak lew dr��, Rycz�, w furii �apami wybijam i o krat� nowego rzucam si� wi�zienia! O, po c�em ja do tego Poselstwa przekl�tego chodzi�?! Ot� to g...rzom si� Wielko�ci zachcia�o, Wielko�ci im trzeba, Geniusz�w wielkich Bohater�w, �eby to przed lud�mi si� pokaza�, a �e to niby Geniusza Gombrowicza mamy, wi�c co to znaczymy, jaka chwa�a nasza, a jaka zas�uga, jaki to Pa�ac nasz, jakie mebelki, szory, pychy, szychy: i, b�jcie si� Boga, nie dajcie �eby nam po�ladk�w zbito, bo my Geniusza Gombrowicza mamy! Tym�e to chamskim szwurclem chcia� JW. Pose� g... g... oczy ludziom Cudzoziemcom mydli�, s�usznie uwa�aj�c, �e w Amerykan�w owych �atwo swoje wm�wi, a je�li mnie si� nisko k�ania� b�dzie, to ja jemu jak ciasto przed Lud�mi urosn�. Nie mo�e� to by�! Nic z tego! I dopiro� w gniewie okropnym moim ja raz po razie tego Ministra g... g... g... wyrzuca�em, odprawia�em, pa��, kijem przegania�em, wygania�em! Przekl�ty� Minister g... co Narodu swego nie szanuje! Przekl�ty� nar�d, co Syn�w swoich nie szanuje! Przekl�ty� cz�owiek i Nar�d, kt�rzy siebie wzajem nie szanuj�! I, w zapami�taniu, ja Ministra, urz�dy wszelkie, godno�ci, zaszczyty, czasy nasze, �ycie nasze, Nar�d, Pa�stwo g... g... g... rozganiaj�c, przeganiaj�c, kijem, pal� kropi�c, znowu� Ministra tego g...rza p�atnego zwalnia�em; a gdy ju� z 50 lub 60 razy 22 go zwolni�em, przegoni�em, jeszcze i znowu� go zwalnia�em, wygania�em! A� tu spostrzeg�em, �e �miech przechodni�w wzbudzam, kt�rzy na mnie spod oka spogl�dali. Nagl�cy stan finans�w moich do dzia�ania mnie zniewala�; i trzeba mnie by�o zaraz na ulic� Flor id� i��, gdzie z Cieciszowskim by�em um�wiony. Florida ulica, jak ju� wspomnia�em, ze wszystkich miasta ulic najbardziej luksusowa; tam sklepy, tam gustowne Zak�ady wszelkiego rodzaju, kawiarnie, cukiernie; a dla pojazd�w wzbroniona, spacerowicz�w rojem wype�niona, s�o�cem rozja�niona, skrzy si�, mieni, pawim ogonem si� puszy. Wrodzona nie�mia�o��, mo�e i Nie-por�czno�� jaka�, nie pozwala�y mnie dok�adniejszej zda� Cieciszowskiemu relacji o tem, co z Ministrem by�o, i ty�kom nadmieni�, �e w gniewie my�my si� rozstali. � Oj, zawo�a�, m�ynka palcami kr�c�c, po co� ty tam chodzi�, przecie ci m�wi�em, �eby� tam nie chodzi�, cho� mo�e dobrze zrobi�e� �e� chodzi�! I dobre to, �e� mu nosa utar�, cho� mo�e Niedobre, bo, oj, on teraz tobie, niebo��, utrze, utrze, utrze! Ukryj si�, skryj w mysi� jam�, bo je�li si� nie skryjesz, to ci� znajd�! Ale nie skrywaj si�, nie skrywaj, m�wi�, bo je�li si� skryjesz to ci� szuka� b�d�, a jak ci� poszukaj� to ci� znajd�. � Lecz my w rozmowie ulic� Florida idziemy! Tam za szybami bogactwo l�ni i oko wabi i szumny gwar, przechodni�w r�j, uk�ony, pozdrowienia. Raz wraz Cieciszowski m�j znajomkom u�miech, lub r�ki gest, lub pok�on niski zasy�a, a do mnie z cicha m�wi: � Patrz, patrz, czy widzisz pan Rotfederow�? A to dyrektor Pindzel, to prezes Kotarzycki, hej, ola ola, Prezesie! To Mazik jest, a to Bumcik, to Kulaski, a to Polaski! Ja, obok niego id�c, ty� grzecznie k�aniam si�, u�miechy moje w prawo, w lewo rzucam i mieni si� Floridy w��, paraduj� Seniority! � Patrz, tam Klejnowa stoi! A to jest Lubek, urz�dnik. Lecz coraz g�stsze ludzi mrowie i przed wystawami przystaj�, na nie spogl�daj�, a jak od jednej wystawy odchodz�, to zaraz do drugiej podchodz�, i dopiro� ka�den a to na Krawaty ��to-szare, modne za 5,75, a znowu� Trzeci z �on� na dywan bordo z Dr�bk� za 350, czwarty na Klamry Angielskie za 99, pi�ty na maszynki albo wentylator, tamta na dezabil jedwabny z piank�, owa Buciki spiczaste podw�jne Nelso�skie, �w 23 Tytu� Fajkowy Perski Astracha�ski, albo Serwis, albo ty� Cynamon. Wi�c na walizk� ��t� gemzowan� za 320 patrz� i m�wi�: co za walizka! � Ale te� Kube� za 85, tak�e niczego, albo ty� ten Szlafrok, albo tamten Szpadel. � Ja bym te mycyne kupi� za 7,20. � A ja ten sweater. � Mnie by si� ten Termometr nada�, albo ten Barometr. � Zmi�uj si� pan, a to� parasol ten z r�czk� zagi�t� 42 kosztuje, gdy ja lepszy, angielski za 38 wczoraj ogl�da�em! I tak od sklepu do sklepu, to na to, to na tamto, Spogl�dali i M�wili, a potem znowu� do innego sklepu i znowu� M�wi i Spogl�da. Wtem Cieciszowski za r�k� mnie z�apa�: � W czepku si� rodzi�e�! Widzisz Barona? Baron stoi, Barona samego zdyba�e�, on to przed t� wystaw�, a sam, bez Wsp�lnik�w, chod�my� do niego albo i nie chod�my, to o posadzie twojej pom�wimy lub nie pom�wimy! Witam, witam Barona drogiego, jak zdrowie, powodzenie, lub niepowodzenie, a to pan Gombrowicz, kt�ry wskutek odci�cia od kraju tu si� zosta� i z nami niepewno�� nasze i trwog� prze�ywa, a te� jakiego zatrudnienia szuka! Spojrza� na mnie Baron. I najserdeczniej porwa� mnie w ramiona! Dopiro� uradowany, odskakuje, znowu� przy-skakuje, do piersi tuli, a mo�e by co przek�si�, a mo�e by wypi�, do domu swego mnie zaprasza i szuka �ony, kt�ra jemu gdzie� si� zapodzia�a, bo �onie swojej przedstawi� mnie pragn��. � Zajd��e Pan do nas we wtorek! B�dziemy radzi! Ale rzek} Cieciszowski: � Jemu by si� jakie zaj�cie zda�o, bo w potrzebie, a ja jego jak w dym do Barona �askawego: gdzie suto zastawiaj�, suto podawaj�. � Co tam! � krzykn�� Baron. � W potrzebie ? Ju� wszystko za�atwione! Ju� si� Pan nie k�opocz! Zaraz dzisiaj ka��, �eby Pana drogiego na sekretarza mego do Wsp�ki przyj�to z pensj� 1000 lub 1500 pez�w! Co tam! Za�atwione! Godziny pracy sam sobie wyznaczysz! Za�atwione tedy, a teraz czym zapi�, przek�si� potrzeba! Idziemy wi�c z Baronem na jednego, a w blasku s�o�ca ju� wszystko zda si� u�adzone i ja chyba Opiekuna, Ojca i Kr�la znalaz�em wspania�ego o, dzi�ki ci, Bo�e, ju� mnie �atwiej �y� b�dzie, ju� przepad�y, znikn�y troski i zgryzoty, ale co to, Bo�e, Bo�e m�j, co ty� to si� dzieje, dlaczego� to Kr�l, Baron m�j, przygas�, ucich� i mnie markotnieje, mizernieje, czemu s�onko moje za chmur� zachodzi?... A to Pyckal, Pyckal doskakuje! Pyckal, Barona wsp�lnik, ni�szy od niego by�, bardziej kr�pawy, a o ile tamten �wietnym, wspania�ym, ros�ym, dumnym by� m�czyzn�, o tyle ten, jak psu z gard�a, albo zza stodo�y. Na pr�no Baron jemu rozkazuje i o�wiadcza, �e to mnie, przyjaciela swego, na urz�dnika przyj��; Pyckal za ca�� odpowied� tylko wypi�� si�, najprz�d na mnie, potem na Barona, a splun�wszy rzek�: � Co�e� pan z byka spad�, �eby bez porozumienia ze mn� Urz�dnik�w nowych do Interesu bra�, a c� pan kretynem jeste�, no to ja tobie tego urz�dnika twojego przep�dz�, won, won, won! Chamstwem tak okropnem oburzony, Baron w pierwszej chwili s�owa przem�wi� nie m�g�, potem za� � Zabraniam! � krzykn�� � Zakazuj�!... na co Pyckal rozdziawi� si� jemu: � Sobie a nie mnie zabraniaj! Komu ty zabraniasz?! Krzykn�� Baron: � Prosz� nie robi� skandal�w! Krzykn�� Pyckal: � Delikacik, delikacik, ju� ja ci go zbij� delikacika twojego, ja ci go pobij�!... i do mnie z pi�ciami, a ju� chyba mnie Zbije, zabije, mo�e mnie pobije, ju� ten zwierz, ten kat mnie zakatrupi, wi�c Zguba, Zag�ada moja, ale co to, czemu� k�townik m�j si� zatrzymuje, czemu mnie nie bije?... A to Ciumka�a, trzeci Barona wsp�lnik, sk�dsi�, z boku si� nadarzy�! Ciumka�a, ko�cisty, blondyn wy�upiasty, ry�y, kaszkiet zdj�� i do mnie r�k� du�� czerwon� wyci�ga: � Ciumka�a jestem! Gzem Pyckala w nag�e os�upienie wprawi�. � Ratujcie� mnie � wrzasn�� Pyckal � to� ja go tu bij�, a ten si� z �ap� pcha, a przecie ja wi�kszego Kretyna, Ba�wana na oczy swoje nie widzia�em, co si� pchasz, co si� wtr�casz? � Zabraniam � krzykn�� Baron. � Zakazuj�! Ciumka�a, krzykiem przestraszony, zawstydzi� si�, r�k� du�� do kieszeni wsadzi� i w kieszeni r�k� grzeba� zaczai; ale zaraz zawstydzi� si� grzebania swego i ze wstydu swego uda�, �e czego� po kieszeniach szuka; czem jeszcze bardziej Barona, Pyckala rozw�cieczy�. � Czego tam 25 szukasz, gamoniu � krzykn�li � czego szukasz, gapie, czego szukasz!... a� Ciumka�a, od wstydu ledwie �ywy, jak bural czerwony, z kieszeni nie tylko r�k�, a i korek od butelki, papirki jakie� zgniecione, �y�eczk�, sznurowad�o i rybki suszone wyci�gn��. Ale gdy rybki zoczyli zaraz cisza nasta�a... bo jako� im si� od tych rybek markotno zrobi�o. Ja przypomnia�em sobie, co mnie Ciecisz m�wi�, �e tam mi�dzy nimi, jak to mi�dzy Wsp�lnikami, dawne Zadry, Kwasy, Jady by�y, podobnie� o M�yn jaki�, Zastaw�; w�a�nie z tej przyczyny Pyckala, na widok rybek owych, a� zapar�o i �Karasie moje, karasie" wrzasn�� �ju� ty mnie za to zap�acisz, ja ciebie z torbami puszcz�"; ale Baron tylko grdyk� ruszy�, prze�kn��, ko�nierza poprawi� i powiada �Rejestr", Na co odrzek� Ciumka�a: �Stodo�a si� spali�a od ty gryki", wiec Pyckal koso spojrza�, �Woda by�a" mrukn�� i tak stali, stali, a� Ciumka�a za uchem si� podrapa�; gdy za� on za uchem si� drapie, Baron w kostk� u nogi si� poskroba�, Pyckal zasie w prawe podudzie. Powiada Baron: � Nie drap si�. M�wi Pyckal: � Ja si� nie drapie. Ciumka�a rzek�: � Ja si� drapa�em. Rzek� Pyckal: � Ja ciebie podrapie. M�wi Baron: � A podrap, podrap, bo� od tego. M�wi Pyckal: Ja ciebie drapa� nie b�d�, niech ciebie Sekretarz podrapie. Powiada Baron: � Sekretarz m�j mnie drapa� b�dzie, jak ja mu ka�e. Rzek� Pyckal: � Ja twojego Sekretarza do siebie zgodz� i tobie sobie go wezm�, a mnie b�dzie drapa�, gdy zechce, bo cho� ty Pan z Pan�w, a ja Cham z Cham�w, on tobie mnie drapa� b�dzie gdy zachce si� mnie albo i nie zachce. Drapa� b�dzie. M�wi Baron: � Kto Cham z Cham�w, a kto Pan z Pan�w, a ty mi tego Sekretarza nie zgodzisz, ja jego sobie tobie zgodz� i mnie nie ciebie on podrapie. Zawo�a Ciumka�a, p�aczem rzewnym, wielkim wybuchaj�c: � O, Rety, Rety, o, co to wszystko dla siebie sobie chcecie drapa� z moj� krzywd�, z moj� Strat�, Bid�, o, to ja jego wam sobie zgodz�, ja jego zgodz�! Dopiro� ci�gn� mnie, szarpi�, jeden drugiemu wyrywa, ci�gn�, ci�gn�, i tak a� do domu jakiego� zaci�gn�li, tam schodki, po tych schodkach ci�gn�, szarpi�, jeden drugiemu wydziera, tam drzwi ma�e ?6 z boku, na kt�rych tabliczka �Baron, Ciumka�a, Pyckal, Ko�ski Psi Interes", a za drzwiami przedpok�j du�y, ciemnawy, w nim krzese�ka. Na krzese�ku Baron Ciumkale, Ciumka�a Baronowi, Pyckalowi, Pyckal Ciumkale, Baronowi mnie posadzili, a najuprzejmiej poprosiwszy bym troch� poczeka�, do innego pokoju odeszli, na kt�rego drzwiach napis by� �D�br i Interes�w Zarz�d, Wst�p wzbroniony". Sam zostawszy (bo Ciecisz dawno ju� by� zemkn��) w cicho�ci, kt�ra nast�pi�a po rozg�o�nem nadej�ciu naszem, naoko�o z ciekawo�ci� si� rozgl�dn��em. Ludzi tych dziwno�� (a trudno bym dziwniejszych odszuka� w ca�em �yciu mojem) oraz burda, jak� mi�dzy sob� wiedli, bardzo mnie do wszelkiej z nimi styczno�ci zniech�ca�y; ale nadzieja sta�ego, a mo�e wi�kszego, zarobku zmusza�a mnie do pozostania. Przedpok�j, jak powiadam, by� ciemnawy, ciemnym papierem wyklejony, ale papir bardzo wystrz�piony... to zn�w t�usta plama... albo dziura i zn�w naddarte, ale za�atane, muchami popstrzone i lichtarz ze �wic�, stearyn� wsz�dzie nakapane. Deski pod�ogi wystrz�pione, od chodzenia wy�wichtane, a tam w k�cie stara gazeta, tu szpicr�zga tajemnie gaworzy, gdy gazeta rusza si� z szelestem, bo pewnie myszki pod ni� siedz�. Zaraz te� but rusza� si� zacz�� i do tabaki si� przybli�a�, a robaczek ma�y, ze szpary w pod�odze wylaz�szy, do cukru pracowicie zmierza�. W�r�d tych szelest�w drzwi uchyli�em, kt�re do nast�pnej sali prowadzi�y. Sala du�a, d�uga a ciemnawa, i sto��w rz�d, za kt�rymi urz�dnicy siedz�, pilnie nad Skryptami, Rejestrami, Folia�ami pochyleni, a ju� papir�w tyle, tak nawalone, zawalone, �e prawie rusza� si� nie mo�na, bo i na ziemi wsz�dzie papir�w mn�stwo i szparga��w; a Rejestry z szafy wystaj� i nawet pod sufit wy�a��, na okna zachodz�, ca�e biuro zawalaj�. Je�li wi�c kt�ry z urz�dnik�w si� ruszy, to szele�ci jak mysz w tych papirach. Wszelako w�r�d papir�w wiele innych przedmiot�w, jak flaszki, albo blacha zgi�ta, dalej spodek st�uczony, �y�ka, szalika kawa�ek, szczotka wy�ysia�a, dalej ceg�y kawa�, obok tyrbuszon, ogryzek chleba, du�o bucik�w, te� syr, pierze, imbryk i parasol. Najbli�ej mnie stary, chudy urz�dnik siedzia� i stal�wk� pod �wiat�o ogl�da�, palcem jej pr�buj�c, a jakby fluksj� mia�, bo w uchu wata; za nim drugi urz�dnik, m�odszy 27 i rumiany, na szczotach rachowa�, a razem kie�bas� gryzie, dalej urz�dniczka wyfiokowana, wyczupirowana w lusterku] si� przegl�da i loczk�w poprawia, a dalej inni urz�dnicy, kt�rych' mo�e o�miu lub dziesi�ciu by�o. Tamten pisze; ten w Rejestrze szuka. Wtem przedwieczorek wniesiono, wi�c kubki z kaw� i bu�ki na tacy, a w�wczas urz�dniki wszystkie, przerwawszy czynno�� swoj�, do jedzenia si� zabra�y, i zaraz te�, jak zwyczajnie, rozmowa zabrzmia�a. �miech mnie zdj�� na widok Picia Kawy urz�dniczk�w owych! Bo od pierwszego wejrzenia wida� by�o �e, od lat ze sob� razem w tem biurze przesiaduj�c, co dzie� t� sam� wieczyst� kaw� pij�c i wieczn� bu�k� swoj� zagryzaj�c, temi samemi �arcikami swojemi staremi si� racz�c, w lot wszystko swoje rozumieli. Wi�c urz�dniczka loczk�w odgarn�a i �plum" powiedzia�a (a pewnie ju� i z tysi�c razy to m�wi�a) na co gruby kasjer, kt�ry za ni� siedzia�, tak zawo�a: � A to kotka w kotka u Mamy Zawijas! Z czego rado�� nadzwyczajna, �miej� si� wszystkie urz�dniki, za brzuchy si� �api�! Zaledwie �miech gdzie� w pa- > piry wsi�k�, Rachmistrz stary palcem pogrozi�... i ju� wszyscy za brzuchy si� �api�, bo wiedz� co powie... on za� powiada �Zawijas, podbijas, bum cyk cyk Kopijas!" wi�c jeszcze bardziej si� ciesz� urz�dniczki, w papirach szeleszcz�. Ale urz�dniczka ma�ym paluszkiem r�ki lewej prawy policzek podpar�a! Ale urz�dniczka ma�ym paluszkiem policzek podpar�a!... a wtenczas Rachmistrz silnie po plecach m�odszego, rumianego urz�dnika klepn�� i szepcze jemu �Szkoda �ez, �ez szkoda, J�zef, J�zef, bo przecie scyzoryk, talerzyk, mucha, mucha by�a!..." Zrozumie� nie mog�em, czemu Rachmistrz o �zach jemu f m�wi, gdy wcale nie p�aka�... ale w�a�nie w tej�e chwili rumiany Ksi�gowy ten szlochem st�umionym si� zani�s� na widok paluszka owego! Zn�w tedy �miech mnie z�apa�: bo wida� od lat mo�e ca�ych, a od wiek�w, paluszek ten, razem z policzkiem, ksi�gowemu rany serca jego stare j�trz�ce rozdrapywa� i od lat pewnie ten towarzysz jego go pociesza�; ale zamiast �eby najprz�d Ksi�gowy zap�aka�, a potem dopiero Rachmistrz go pocieszy�, im si� kolejno�� dzia�a� pomyli�a i co na ko�cu by�o, na pocz�tek przesz�o! Wyrzuci�a w g�r� chusteczk� swoj� urz�dniczka! Kasjer kichn��! A buchalter stary nosa utar�! Wtem mnie zobaczyli i, najokropniej si� zawstydziwszy, w papirach si� swoich jak myszy zaszyli. Ale zaraz do Pryncypa��w wezwany zosta�em. Ciemnawy pokoik, do kt�rego mnie wprowadzono, r�wnie� papirami, szparga�ami wype�niony, a do tego ��ko stare, �elazne, pod �cian� sta�o, ty� i wiadro, ty� i miednica, dubelt�wka na oknie, buty, lep na muchy. Pyckal Baronowi skrzynk� jak�� trzyma�, Ciumka�a za� z Rejestru kwity odczytywa�. I wszyscy trzej do mnie: � Mnie podrap! Mnie podrap! Mnie podrap! W �yciu moim wiele miejsc dziwnych, a dziwniejszych jeszcze os�b mnie si� nastr�czy�o, ale po�r�d miejsc tych i os�b �adne tak dziwaczne, jak obecny �ycia mojego przypadek. Zadawniona mi�dzy Baronem, Pyckalem i Ciumka�a zwada w M�ynie mia�a pocz�tek, kt�ry m�yn im z eksdywizji przypad� w r�wnym dziale; potem w karczmach trzech dzier�awnych silniej jeszcze si� roz�agwi�a, a gdy Gorzelni� z propinacji na subha�cie wzi�to, �e to na sp�aty, podobnie� wi�cej jeszcze swaru, jadu narobiono. Fundusz�w rozdzia� prawie niepodobnym by� do przeprowadzenia, bo wyrok s�du dwukrotnie a z trzech stron apelowany, w prawnym rozpatrzeniu sze��kro� odraczany, a� wreszcie z braku pisemnych dowod�w do Wizji odes�any, kt�ra Wizja sprzeczno�� oczywist� pomi�dzy pierwszym a drugim Subhasty rejestrem wykaza�a. Do tego za� pozew wzajemny o Zab�r Mienia, pogr�ki i ch�� morderstwa, Zab�jstwa, a dwa pozwy o Najazd i jeden o przyw�aszczenie sze�ciu per�owych spinek i Pier�cienia... a tak to pozwy, najazdy, gwa�ty, swary, jady, ch�� U�miercenia, z Mienia wyzucia, wyniszczenia, z Torbami puszczenia. Wi�c gdy z powodu Zabezpieczenia Subhasty interes Handlu ko�mi, psami, z Rejestru obj�tym by� musia�, wszyscy trzej w r�wnym dziale do interesu tego przyst�pili, a psy, konie po ludziach skupuj�c, z du�ym zyskiem sprzedawali na Szpront lub na Ganacj�. Wszelako, pomimo nadzwyczaj powa�nych z tego Interesu 29 zysk�w, sp�ka bankructwem by�a zagro�ona, gdy�, panie, tyle ty� to Gniew�w dawnych, Gwa�t�w, tyle u�erania, �arcia wzajemnego, tyle goryczy, Kwas�w, piek�owania si� zaciek�ego, nieustaj�cego. Ta za� swarliwo�� nie tyle mo�e z finansowych rozrachunk�w, ile z natur sprzeczno�ci. A bo Baron jak b�k huczy, buczy i ta�cuje, jak paw ogon puszy, jak sok� w g�r� polatuje; a Pyckal, jak byk, wrzaskiem krzykiem swojern chamskiem chamskiem si� nawala; a Ciumka�a gmyrze; a Baron jakby w karecie jecha�, w cztery konie, rozkazy wydaje i na tr�bce tr�bi; a Pyckal chamstwem nadziany tylko si� rozdziawia; a Ciumka�a z czapk� w gar�ci, bo mu si� �limaczy; wi�c Baron fumami, humorami, kaprysami, fantazjami, wi�c Pyckal w mord� chce albo � portki zdejmuje, wi�c Ciumka�a li�e si� albo i guzdrze... Ow� jeden drugiego by w �y�ce wody utopi�, ale w Proces�w, pozw�w, swar�w nieustannym ci�gu, w nieprzerwanem wiec owem za�artem obcowaniu, tak jedno z drugiem jak bigos, jak kapus