6002

Szczegóły
Tytuł 6002
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6002 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6002 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6002 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

HARRY HARRISON INWAZJA (Prze�o�y�: Jaros�aw Kotarski) 1 Przybycie Obiekt nadlecia� znad Pacyfiku tu� przed zmierzchem, przekraczaj�c wybrze�e Kalifornii z szybko�ci� meteorytu; gdy fala akustyczna dotar�a nad wybrze�e, on sam by� ju� nad Arizon�. Huk by� tak pot�ny, �e wybi� mas� okien, uruchomi� niezliczon� liczb� alarm�w antyw�amaniowych i spowodowa� przera�liwe wycie wszystkich ps�w w okolicy. R�wnocze�nie o�y�y radary Systemu Wczesnego Ostrzegania, melduj�c Wrogi Atak. Poderwano dy�urne my�liwce, naprowadzono rakiety ziemia-powietrze obrony przeciwlotniczej, podgrzano w silosach rakiety strategiczne. Niemal dosz�o do kolejnej wojny �wiatowej, gdy wreszcie kto� na g�rze zacz�� my�le�. Obiekt nie zachowywa� si� bowiem jak normalna, porz�dna rakieta. Prawd� m�wi�c, on w og�le nie zachowywa� si� normalnie. Przyby� ze z�ego kierunku i z nieodpowiedni� szybko�ci�, nie m�wi�c ju� o zdecydowanie zbyt ma�ej wysoko�ci. Porusza� si� z pr�dko�ci� prawie pi�ciu Mach�w, kt�ra powinna doprowadzi� do jego spalenia - ale tak si� nie sta�o. Kiedy znajdowa� si� ponad Kansas, zwolni� do trzech Mach�w, a poza tym lecia� g��wnie w poziomie, a nie w pionie, jak na uczciw� rakiet� przysta�o. W ci�gu nieca�ych trzydziestu minut przemierzy� ponad po�ow� terytorium USA. Przez ca�y czas �ledzi�y go naziemne systemy obrony przeciwlotniczej, ale �adna rakieta nie zosta�a odpalona. - Nic w jego zachowaniu nie jest normalne - oznajmi� jeden z operator�w radarowych, g�o�no wyra�aj�c opini� wszystkich, kt�rzy �ledzili lot obiektu. - Nie mamy niczego, co mog�oby tak lata�, i Ruski te� czego� takiego nie maj�. - Przynajmniej mamy tak� nadziej� - mrukn�� ponuro dow�dca bazy, zerkaj�c z niepokojem na telefon. Z tego, co wiedzia�, po alarmowym meldunku, jaki z�o�y�, prezydent w�a�nie konferowa� z Moskw� przez �gor�c� lini�, by uzyska� decyduj�c� odpowied� na to w�a�nie pytanie. Zadzwoni� telefon; odebra� go natychmiast, wys�ucha� uwa�nie polece�, po czym odmeldowa� si� i wolno od�o�y� s�uchawk�. - Mieli�cie racj�. Toto nie jest ruskie. Oni s� tak samo zaskoczeni jak my, a wywiad potwierdza t� wersj�... Ale je�li to nie nasze i nie ich...? Charakterystyczne by�o, �e nie powiedzia� g�o�no tego, co my�la� o mo�liwym pochodzeniu obiektu - zawodowi wojskowi, jak �wiat d�ugi i szeroki, charakteryzuj� si� bowiem dwiema cechami: brakiem wyobra�ni i ostro�no�ci� posuni�t� a� do granic absurdu. Wszyscy patrzyli na ekrany radar�w, w podziwie czekaj�c, co b�dzie dalej. Nie trwa�o to d�ugo. Obiekt r�wnie nagle co szybko�� zmieni� teraz wysoko��, opadaj�c na tysi�c st�p nad New Jersey, przemkn�� nad Outer Bay, a nast�pnie skr�ci� na p�noc, ku wyspie Manhattan. R�wnie� tego nie zrobi� normalnie, czyli zataczaj�c �uk - po prostu zmieni� kurs o dziewi��dziesi�t stopni, tak jakby mija� naro�nik, co na radarach da�o niewiarygodny odczyt w kszta�cie litery L. Kierowa� si� teraz ku World Trade Center - najwy�szemu budynkowi na �wiecie. Sharon Forkner wygl�da�a przez okno na dziewi��dziesi�tym pi�trze jednej z Trade Towers. Niewidz�cym wzrokiem spogl�da�a na wspania�� panoram�, zastanawiaj�c si�, co ma kupi� w delikatesach po drodze do domu. Uwag� jej zwr�ci� nag�y b�ysk na horyzoncie i z niedowierzaniem patrzy�a, jak z tego� b�ysku wy�ania si� najpierw ciemna kropka, a potem ciemny kszta�t, b�yskawicznie rosn�cy i zmierzaj�cy wprost na ni�. Co� przemkn�o tu� obok okna przy wt�rze nag�ego wybuchu. W �cianie zewn�trznej, nieca�e dziesi�� st�p od niej, pojawi�a si� wysoka na stop� dziura, przez kt�r� wida� by�o s�oneczne �wiat�o, nieco przyt�umione ob�okiem kurzu, od�amk�w ska� i sufitu. To co�, co przelecia�o, musia�o zahaczy� o budynek, ale nie zrobi�o to na tym czym� �adnego wra�enia. Wywar�o je natomiast na obserwatorce - pisn�a cicho i zemdla�a, osuwaj�c si� �agodnie na pod�og�. Pojazd, zaledwie min�� Trade Towers, zacz�� wytraca� pr�dko�� i wysoko��, zupe�nie jakby by�y one jego celem. Przelatuj�c nad Czterdziest� Drug� Ulic�, by� ju� znacznie wolniejszy od d�wi�ku, a nad Pi��dziesi�t� Dziewi�t� znajdowa� si� w po�owie wysoko�ci normalnych wie�owc�w, opadaj�c niczym bry�a betonu i zas�aniaj�c s�o�ce. Zaraz za Central Park ZOO uderzy� w zbocze trawiastego wzg�rza i wyora� w nim spory r�w, zanim znieruchomia�. Przy tej okazji zmieni� dozorc� i �pi�cego na �awce pijaczka w nierozpoznawaln�, organiczn� miazg�. By�y to jedyne ofiary l�dowania. W ciszy, kt�ra nast�pi�a, da�o si� s�ysze� krzyki i wrzaski dochodz�ce z trasy jego przelotu oraz odleg�y d�wi�k policyjnych syren, zbli�aj�cych si� z ka�d� sekund� 1 Intruz z nieba S�u�by miejskie Nowego Jorku wiedz�, co znaczy szybkie dzia�anie szybko: w ci�gu pi�ciu minut kordon policji otoczy� miejsce l�dowania, odsuwaj�c gapi�w na odleg�o�� stu jard�w i oczyszczaj�c teren z fotograf�w, pijak�w i innych nieodpowiedzialnych element�w, kt�re zaszy�y si� w krzakach albo pow�azi�y na drzewa, by uzyska� lepszy widok. Prawie r�wnocze�nie z l�dowaniem owego obiektu centralka telefoniczna �Daily News� roz�wietli�a si� niczym choinka - pomys� premii pieni�nych dla informuj�cych o niespodziewanych wypadkach ju� nieraz okaza� si� doskona�ym �r�d�em informacji dla gazety. Policja, stra� po�arna i pogotowie i tak by�y szybsze, ale za to dziennikarze zdecydowanie wyprzedzili wojsko - pierwszy helikopter pojawi� si� dopiero po trzydziestu pi�ciu minutach. Wysiad� z niego pe�en poczucia w�asnej wa�no�ci genera� i oznajmi�: - Przejmuj� dowodzenie akcj�! - Jeste� pan aresztowany za naruszenie kordonu policyjnego - odpar� szpakowaty kapitan policji z wyrazem twarzy r�wnie wymownym co bry�a granitu, po czym poinformowa� pilota: - A ty masz dziesi�� sekund na zabranie st�d tego wiatraka. To teren zamkni�ty. - Nie mo�ecie...! - rykn�� genera� i umilk�, gdy� dw�ch barczystych policjant�w sprawnie wykr�ci�o mu r�ce na plecy i ze szcz�kiem kajdanek udowodni�o, �e mog�. Widz�c to, pilot nie czeka� na ci�g dalszy, tylko z rykiem silnika uni�s� si� czym pr�dzej w g�r�. Rob Hayward zjawi� si� na miejscu akurat na czas, by sobie obejrze� ca�� t� buduj�c� scen� i z pe�nym satysfakcji u�miechem poczeka�, a� odprowadz� pieni�cego si� genera�a do jednego z woz�w. Dopiero w�wczas przybra� oboj�tny wyraz twarzy, wyj�� z portfela legitymacj� i podszed� do kordonu policyjnego. - Jestem pu�kownik Robert Hayward, Air Force Intelligence, a oto moje papiery. Chcia�bym rozmawia� z waszym dow�dc�. Kapitan obejrza� go sobie dok�adnie: wysoki, muskularny, opalona twarz z b��kitnymi oczyma i parokrotnie z�amanym nosem, po czym spyta�: - Czego pan chce, pu�kowniku? - Poinformowa� pana o paru sprawach. To, co tam le�y, godzin� temu przelecia�o nad Zachodnim Wybrze�em. Przez ca�y czas mieli�my toto na radarach i poj�cia nie mamy, co to jest. Oficjalny zesp� dochodzeniowy jest w drodze wraz z oddzia�em US Army, by na rozkaz prezydenta przej�� spraw� od pa�skich ludzi. Do ich przybycia sugerowa�bym przesuni�cie kordonu o kolejne sto jard�w i rozpocz�cie ewakuacji s�siednich budynk�w. - Sugestia jest ca�kiem rozs�dna, pu�kowniku, i zamierzam wprowadzi� j� w �ycie - odpar� kapitan, po czym podniesionym g�osem wykrzykn�� polecenia swoim ludziom. - Pa�skim wi�niem jest genera� Hawker, dow�dca garnizonu Governor Island - gdy oficer sko�czy�, poinformowa� go znacznie ciszej Rob. - Uwa�a pan, �e da�oby si� go odda� pod moj� kuratel�? Poza kordonem policyjnym, naturalnie. - Doskonale wiem, kim jest ten sukinsyn. Je�li chce go pan, to prosz� bardzo. - Twarz policjanta rozja�ni� na chwil� u�miech. - Chcia�em jedynie dowie�� pewnej kwestii prawnej, je�li mo�na tu u�y� tego okre�lenia. Zanim wojsko zast�pi�o policj�, zapad� ju� zmrok, ale ta cz�� parku, kt�r� roz�wietli�y reflektory, wygl�da�a jak w dzie�. Sceneria poza tym nie zmieni�a si� ani na jot�: poobijany i nieco okopcony obiekt z b��kitnego metalu, d�ugi na dziewi��dziesi�t st�p, le�a� cichy, nieruchomy. Wycelowane we� by�y lufy rozmaitego kalibru, jak i rozmaite urz�dzenia badawczo-zapisuj�ce. Rob sta� wraz z grup� oficer�w i naukowc�w nieco z ty�u. Toczy�a si� dyskusja z gatunku �Co dalej, maturzysto?� - Mo�emy wys�a� ochotnika, �eby w toto zapuka� - zaproponowa� genera� broni pancernej. - My�leli�my o nieco bardziej wyrafinowanej metodzie komunikowania si� - sapn�� jeden z naukowc�w. - Transmisja radiowa, podczerwie�, ultrafiolet... - Trzydziestocalowy pocisk w burt� bez �adnych w�tpliwo�ci da�by im zna�, �e tu jeste�my - przerwa� mu szpakowaty admira�. Rob zachowywa� przy tej dyskusji podziwu godny spok�j - znalaz� si� tu przypadkowo, za�atwiaj�c r�ne drobne sprawy, kt�re nagromadzi�y si� w ci�gu ostatniego miesi�ca. Jako szef wywiadu si� powietrznych na Wschodnie Wybrze�e, niecz�sto bywa� w Nowym Jorku. Zd��y� �ci�gn�� tu swoj� ekip�, ale decyzje nale�a�y do wy�szych rang�. Jak dostanie konkretne polecenia, to we�mie si� do roboty, a p�ki co by� jedynie obserwatorem i bawi� si� doskonale. - Mamy odczyt sygna��w z wn�trza obiektu na bardzo kr�tkim zakresie fal - rozleg� si� wzmocniony przez g�o�niki g�os jednego z operator�w. - I d�wi�ki... Zag�uszy� go metaliczny zgrzyt i wybuch - w burcie pojazdu pojawi� si� prostok�tny otw�r, a kawa� metalu opad� z �oskotem na traw�, tworz�c co� w rodzaju rampy prowadz�cej do otworu. Wszyscy umilkli przy pierwszym d�wi�ku, odruchowo spr�aj�c si� i mocniej ujmuj�c bro� (je�li kto� j� mia�). - Wstrzyma� ogie�! - rozleg� si� stanowczy g�os. - Nie strzela� bez rozkazu! Przed szereg gotowych do akcji �o�nierzy wyst�pi� genera� Beltine, kt�ry wypowiedzia� te s�owa i odwr�ci� si� plecami do pojazdu, przygl�daj�c si� uwa�nie �o�nierzom. Trwa�o to tylko chwil�, ale pomog�o - napi�cie zel�a�o i palce cofn�y si� nieco od spust�w. Dopiero w�wczas genera� odwr�ci� si� twarz� do obiektu. Nic wi�cej nie nast�pi�o, tote� po minucie genera� da� rozkaz adiutantowi, a ten pospieszy� do grona konferuj�cych, przez chwil� dok�adnie przygl�daj�c si� ka�demu z osobna, jakby kogo� szuka�. Tak te� by�o, gdy� zatrzyma� si� przed Haywardem, zasalutowa� i zameldowa�: - Genera� chcia�by z panem rozmawia�, pu�kowniku! - Po czym zrobi� w ty� zwrot i odszed�. Rob zasalutowa� i poszed� za nim. - Z Pentagonu nadesz�y rozkazy m�wi�ce, �e je�li ze strony obiektu nie b�dzie �adnych �lad�w agresji, na kt�re mam natychmiast reagowa�, to mamy, a w�a�ciwie to pan ma wykona� Plan L67 - oznajmi� Beltine na jego widok. - Rozumiem, �e wie pan, o co chodzi? - Tak jest, sir. L67 to jeden z teoretycznych plan�w przygotowanych na tego rodzaju sytuacje. - Prosz� mi nie wmawia�, �e spodziewa� si� pan tego l�dowania! - Absolutnie nie, sir. Po prostu istnieje ca�a masa plan�w na rozmaite niespodziewane, a mog�ce si� okaza� gro�nymi, wydarzenia. Mog� rozpocz�� akcj�, sir? - Pa�ski zesp� jest ju� tutaj? - Tak jest, sir. - To prosz� zaczyna�. I �ycz� szcz�cia. Rob przekaza� polecenia swoim ludziom przez radiotelefon, z kt�rym si� od ich przybycia nie rozstawa�, i spokojnym krokiem ruszy� w kierunku samochod�w zaparkowanych za kordonem. Gdyby nie powaga sytuacji, wybuchn��by �miechem: L67 by� planem post�powania na wypadek niespodziewanego l�dowania lataj�cego talerza i obiektem nieustannych drwin wszystkich, kt�rzy o nim s�yszeli. Ciekawe, czy tym weso�kom teraz te� by�o do �miechu. Odchyli� po�� namiotu b�d�cego siedzib� jego zespo�u. Sier�ant Groot bez s�owa poda� mu oporz�dzenie, ale si� nie u�miecha� przy tym. Tym razem to si� dzia�o naprawd�. Sier�ant mia� sze�� st�p i sze�� cali wzrostu; by� czarny, muskularny i gro�ny tak, jak na to wygl�da�. Opu�ci� RPA (do�� gwa�townie) jako nastolatek kilka �adnych lat temu, ale tamtejsza policja nadal z ut�sknieniem (zabarwionym obaw�) oczekiwa�a jego powrotu. Pierwsz� rzecz�, jak� zrobi� po przybyciu do Stan�w, by�o zapisanie si� do armii; nigdy tego nie �a�owa�. Z Haywardem spotkali si� sze�� lat temu i ich stosunki oparte by�y na wzajemnym szacunku. - Co wiemy o tym czym�? - spyta� Groot. - Absolutnie nic poza tym, �e w�a�nie otwarto drzwi. Jeste� got�w, Shetly? Kapral Shetly skin�� g�ow�, poprawiaj�c mocowanie plecaka mieszcz�cego aparatur� ��czno�ci. By� ko�cisty i niewysoki, z wystaj�cym jab�kiem Adama. Wygl�da� i m�wi� jak g�ral z Tennessee, kt�rym zreszt� by�. Ponadto by� urodzonym elektronikiem, zdolnym obs�ugiwa�, zepsu� i naprawi� ka�de urz�dzenie ��czno�ci wymy�lone przez cz�owieka. - Zaczynam nagranie - zameldowa�, w��czaj�c kamer� TV, kt�r� trzyma� na ramieniu, i odwijaj�c kilka jard�w kabla z umieszczonego na wozie b�bna. - No to zaczynamy. - Rob na�o�y� he�m i w��czy� przymocowan� do niego lamp�. Kolejno wyszli z namiotu, tak jak na �wiczeniach, na kt�rych bezsens w�wczas kl�li. Przed namiotem czeka� pluton ubezpieczaj�cy, kt�ry zaj�� pozycje bez jednego zb�dnego s�owa. W miar� marszu, �o�nierz za �o�nierzem, zostawali w uzgodnionej wcze�niej odleg�o�ci, by pilnowa� przewodu prowadz�cego do usytuowanej w namiocie aparatury rejestruj�cej. B�d� co b�d�, celem ich wyprawy by�o zebranie maksymalnej liczby informacji, a w wypadku znalezienia si� w ekranowanym pomieszczeniu, mo�liwy by� tylko przekaz drog� kablow�. Kordon wojska otworzy� swe szeregi, by ich przepu�ci�, po czym si� zamkn��, obserwuj�c maszeruj�c� grup� z mieszanin� zazdro�ci i wsp�czucia. Zatrzymali si� na znak Roba o dwa kroki przed ramp�. - Wchodzimy we trzech - poleci� - reszta czeka tutaj. Mam przed sob� otw�r w kszta�cie prostok�ta o wysoko�ci oko�o o�miu st�p. �ciany metalowe, grube co najmniej na stop�. Pod�oga tak�e metalowa, b��kitna, bez wzoru i bez �adnych �lad�w. Korytarz zakr�ca po oko�o trzech jardach. Nic wi�cej nie wida�. W chodzimy. To ostatnie skierowane by�o do sier�anta i kaprala, reszta dyktowana na wieczn� rzeczy pami�tk�, by uzupe�ni� zapis na ta�mie, gdyby nie mogli tego zrobi� osobi�cie po akcji (z r�nych przyczyn, jak to jaki� dowcipni� zaznaczy� w instrukcji). Rob przekroczy� niski pr�g i wyl�dowa� z lekkim brz�kiem na pod�odze. Natychmiast ruszy� do przodu, zatrzymuj�c si� dopiero w za�amaniu korytarza i czekaj�c na pozosta�ych. - ��czno��? - spyta� Shetly'ego. - Na razie wszystko dzia�a. Kr�cimy pi�kny rodzinny film z wycieczki. - Groot, trzymaj si� blisko: jak b�d� potrzebowa� wsparcia, chc� je mie� natychmiast. Sier�ant skwitowa� polecenie mrukni�ciem, ale Rob wiedzia�, o co chodzi - m�g� sobie oszcz�dzi� �liny. Groot zwyk� by� dzia�a� szybko i skutecznie. - Ruszamy wzd�u� korytarza! - poleci�. Zd��y� zrobi� trzy kroki, gdy zatrzyma� go g�os kaprala: - ��czno�� radiowa przerwana. Teraz wszystko idzie wy��cznie kablem. - Dobra. Przed nami drzwi. Zatrzymuj� si� przed pierwszymi. Brak klamki. W centrum p�aszczyzny pomara�czowy dysk. Zamierzam go dotkn��... Powoli wyci�gn�� d�o�, czuj�c za sob� sier�anta, ale nie zd��y� dotkn�� owego dysku: gdy palce znalaz�y si� o jakie� sze�� cali od niego, rozleg� si� cichy szcz�k i drzwi opad�y w szczelin� w pod�odze. Zagl�daj�c do wn�trza pomieszczenia, nie m�g� opanowa� westchnienia. Stoj�cy z ty�u Shetly, zakl�� pod nosem. Jedynie Groot nie wyda� �adnego d�wi�ku, ale odbezpieczony pistolet w jego r�ku m�wi� sam za siebie. - Chyba nie b�dziemy tego potrzebowali - mrukn�� Rob, wskazuj�c na bro�, i odchrz�kn��. - Drzwi s� otwarte i patrzymy na co�, co wygl�da jak kabina pilot�w tego pojazdu. S� tu tablice kontrolne, wiele rozmaitych instrument�w i ekrany pokazuj�ce nadzwyczaj dok�adny obraz otoczenia. Obaj piloci wygl�daj� na martwych. Jeden le�y na pok�adzie obok fotela, drugi siedzi pochylony nad tablic� kontroln�. Obaj maj� wiele ran wygl�daj�cych na ci�te, a le��cy spoczywa w ka�u�y czego�, co mo�e by� krwi�. Powiedzia�em: mo�e, gdy� krzepn�cy p�yn ma... zielon� barw�. Te stworzenia w �aden spos�b nie wydaj� si� przypomina� ludzi. Podchodz� bli�ej. Rob powoli wszed� do pomieszczenia, maj�c za plecami obu podoficer�w. Groot b�yskawicznie sprawdzi�, czy gdzie� nie czai si� kolejny cz�onek za�ogi i dopiero wtedy schowa� bro�. - Kapralu, chod�cie no tutaj - poleci� Rob. - Chc� mie� zbli�enie tej pary. - Mam teleobiektyw na tym cacku, sir. A wola�bym za blisko nie... - Chc� mie� kamer� obok siebie. Jak zamierzacie rzyga�, to odwr��cie g�ow�, �eby nie zapaskudzi� scenografii. - Jak pan chce, pu�kowniku - stwierdzi� z rezygnacj� Shetly. - O tak... doskonale. Istota ma na oko oko�o siedmiu st�p wzrostu i nosi oporz�dzenie, do kt�rego przyczepione s� rozmaite urz�dzenia. Nie ma ubrania, a pokryta jest ciemnym futrem, przez co nie wida� detali anatomicznych. Rany s� ci�te i k�ute i jest ich du�o... Sk�ra d�oni jest ciemna, od wewn�trz nie poro�ni�ta futrem. D�o� ma sze��... nie, siedem palc�w bez paznokci, ale zako�czonych niewielkimi pazurami. Ma dwoje oczu i otw�r nosowy zas�oni�ty sk�rzan� fa�d�. Brak widocznych uszu. Usta otwarte, ukazuj�ce dwa rz�dy z�b�w przypominaj�cych z�by rekina - sto�kowate, o poszarpanych kraw�dziach. To co� jest po prostu brzydkie. Tak, to trafne okre�lenie: brzydkie. Nie chcia�bym spotka� go noc�. Rob si� odwr�ci�, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e przy ostatnich s�owach wstrz�sn�� nim dreszcz. Stworzenie by�o rzeczywi�cie odra�aj�ce, nawet bez ran, z kt�rych s�czy� si� zielonkawy p�yn. - Wr�cimy tu na dok�adniejsz� inspekcj� po sprawdzeniu reszty pojazdu. - Ruszy� korytarzem, maj�c za sob� obu podoficer�w i komentuj�c wszystko, co widzi: - Na korytarzu nie ma �adnych oznacze� ani sprz�t�w. Przed nami pi�cioro drzwi, identycznych jak pierwsze. Zamierzam otwiera� je kolejno. Podchodzimy do pierwszych. Waha� si� chwil�, by� mo�e pod�wiadomie, nie maj�c ochoty na obrazek podobny do tego, kt�ry widzieli, ale powtarza� sobie, �e je�li nawet by�oby tam kolejne pobojowisko, to s� tu po to, by je odkry� i zbada�. Z�y sam na siebie, podni�s� d�o� ku pomara�czowemu dyskowi. Drzwi opad�y w d� i pot�na, pokryta futrem istota z pa�aj�cymi oczyma rzuci�a si� prosto na niego, krzycz�c co� przera�liwie i unosz�c trzyman� obur�cz bro� 2 Wewn�trz statku Refleks nakaza� dzia�anie jego mi�niom - uskakuj�c w bok, zobaczy�, jak z lufy broni trzymanej przez napastnika strzela promie� �wiat�a, i us�ysza� za sob� krzyk b�lu. W nast�pnej sekundzie wn�trze wype�ni� huk czterdziestki pi�tki. Groot w ci�gu dziewi�ciu sekund wypr�ni� magazynek pistoletu: po kuli w ka�de oko, reszta w korpus. Pocisk tego kalibru ma olbrzymi� si��, trafiaj�c w cel z tak ma�ej odleg�o�ci - napastnik zosta� uniesiony w powietrze i obr�cony o dziewi��dziesi�t stopni, po czym zwali� si� na pod�og�, zamieniaj�c si� w bezkszta�tn� mas�, kt�ra drgn�a na skutek jakiej� st�umionej eksplozji i znieruchomia�a. W ciszy, jaka nast�pi�a, niczym grom zabrzmia� stukot pustego magazynka o pok�ad i szcz�kni�cie, gdy Groot wsun�� w kolb� drugi i prze�adowa� bro�, wprowadzaj�c pocisk do komory. - Je�liby si� pan troch� odsun��, sir, to spr�buj� go przewr�ci� na plecy - odezwa� si� spokojnie sier�ant. - Dziewi�� pocisk�w powinno go za�atwi�, ale lepiej si� upewni�... Nie przestaj�c celowa� do le��cej postaci, Groot zrobi� dwa szybkie kroki i pot�nym szarpni�ciem lewej r�ki przewr�ci� j� na plecy. - Wygl�da na to, �e przy okazji bro� mu eksplodowa�a w �apie - stwierdzi�, wskazuj�c zmienion� w miazg� d�o� i opalone na brzuchu futro, w kt�re wtopi�y si� szcz�tki broni, - Ten ma do�� - oceni� Rob. - Sprawd�my reszt� kabiny. Sier�ant znikn�� za najbli�szym aparatem, kt�rych par� sta�o na pod�odze, i po paru sekundach wy�oni� si� z przeciwnej strony sali. - Masa rozmaitych maszyn i �adnych drzwi czy szafek wystarczaj�co du�ych, by ukry� co� takiego. Poza tym pusto, sir. Rob uspokoi� si� nieco i w tym te� momencie przypomnia� sobie okrzyk b�lu, kt�ry us�ysza�, uskakuj�c na bok. Jedynym, kt�ry jak dot�d si� nie odezwa�, by� Shetly... Czym pr�dzej odwr�ci� si� w stron� korytarza - kapral siedzia� pod przeciwleg�� �cian�, �ciskaj�c lew� r�k� przestrzelone rami�, ale ani na chwil� nie przerywaj�c filmowania. - Ledwie mnie drasn��, sir - wyja�ni�, widz�c niepok�j Roba. - Obejrz� to dra�ni�cie. Groot, os�aniaj nas na wszelki wypadek. Shetly krzywi� si� z b�lu, gdy Rob uwalnia� go z uprz�y plecaka i rozcina� mundur. Rana by�a doskonale okr�g�ym otworem przechodz�cym przez ca�e cia�o tu� pod obojczykiem. Z tego, co pu�kownik mgli�cie pami�ta� z anatomii, znajdowa�y si� tam g��wnie mi�nie, nie by�o wa�nych arterii. Krew ju� krzep�a, gdy nak�ada� na ran� antybiotyk, r�wnomiernie obdzielaj�c ran� wlotow� i wylotow�, zak�ada� opatrunek. - Prze�� r�k� przez rozpi�ty mundur... o tak. Zast�pi, na kr�tko, temblak. Odprowadzimy ci� do... - Mowy nie ma, sir. Mog� obs�ugiwa� kamer� jedn� r�k�. Zacz�li�my to razem i razem sko�czymy - sprzeciwi� si� zupe�nie nie po wojskowemu Shetly. Rob po kr�tkim zastanowieniu zgodzi� si�: trenowali troch� jako zesp�, umieli wsp�pracowa� i je�li Shetly twierdzi�, �e mo�e filmowa�, to najrozs�dniejsze by�o sko�czy� rekonesans w tym w�a�nie sk�adzie. - Dobra, Shetly. Ale jak tylko co� b�dzie nie tak, natychmiast m�w. To rozkaz, jasne? - Tak jest, sir. - �wietnie! - Pom�g� mu wsta�, a nast�pnie wyj�� sw�j pistolet, prze�adowa� go i odbezpieczy�. - Dalej idziemy wed�ug zasad zwiadu bojowego. Sta� po bokach przy otwieraniu drzwi i strzela� do wszystkiego, co si� ruszy. Groot, got�w? Sier�ant skin�� g�ow�, ani na moment nie przestaj�c lustrowa� korytarza i drzwi, kt�re jeszcze by�y zamkni�te. Rob wr�ci� na posterunek, pozostali dwaj szli o dwa kroki z ty�u i jeden z boku, powoli podchodz�c do kolejnych drzwi. Shetly pozosta� z ty�u, filmuj�c wszystko, a Rob i sier�ant stan�li z obu stron drzwi przytuleni do �cian. Rob zbli�y� luf� pistoletu do pomara�czowego owalu i natychmiast si� cofn��, ledwie drzwi zacz�y opada�. Groot znalaz� si� wewn�trz w chwili, gdy znikn�y w pod�odze, i b�yskawicznym obrotem zlustrowa� pomieszczenie, kt�rego wi�ksz� cz�� zajmowa�a jaka� masywna maszyneria. Nic �ywego nie ukrywa�o si� za ni� ani obok drzwi. - Zosta�y jeszcze trzy - mrukn��, wychodz�c na korytarz. Napi�cie, skok i rozczarowanie. �adnego zagro�enia: dwa razy pod rz�d pomieszczenia by�y puste i ciche, nie licz�c naturalnie rozmaitych urz�dze� czy mebli, kt�rych przeznaczenia nawet nie pr�bowali odgadywa�. Przy ostatnich za to spotka�a ich niespodzianka - drzwi nie drgn�y, nawet gdy lufa dotkn�a pomara�czowej p�ytki. - Albo zamkni�te, albo zablokowane - oceni� Rob, naciskaj�c na owal d�oni�. - Tylko dlaczego? Zastanawia� si� chwil�, po czym w��czy� umieszczony w he�mie wzmacniacz. - Wsparcie, s�yszycie mnie? �licznie. Chc� ochotnika z palnikiem acetylenowym. Zaraz. Nie, nie musi umie� go obs�ugiwa�. Ma go tylko przynie��... Nie, sir... wycofamy si�, jak sko�czymy - to tylko jeszcze jedne drzwi... tak... poczekamy tutaj na sprz�t. Dzi�kuj�, sir. Bez odbioru. Shetly przysiad�, ci�ko opieraj�c si� o �cian�, a Rob wy��czy� wzmacniacz umo�liwiaj�cy wgranie si� bezpo�rednio w sygna� przekazywany przez kamer�. Groot wci�� sta� z broni� w pogotowiu, ale zmarszczone czo�o wskazywa�o, �e zabra� si� powa�nie do my�lenia. - Pu�kowniku, kim oni s�? - spyta� po chwili. - Poj�cia nie mam. Ale nie wydaje mi si�, aby byli z Ziemi, tak samo jak ten statek. - Przybysze z Marsa? To mia�y by� zielone ludziki. - Nie z Marsa i nie z naszego Uk�adu. S� z daleka, mo�na by powiedzie�, �e z gwiazd. Jak sprawdzimy to ostatnie pomieszczenie, wejd� specjali�ci. Mam nadziej�, �e dojd�, sk�d toto jest i jak dzia�a. - Nie podoba mi si� to - warkn�� Groot - ani troch� mi si� nie podoba. - �wi�te s�owa, sier�ancie... Odwr�cili si�, jak na komend� wyci�gaj�c bro�, ale nag�y �omot przy wej�ciu oznacza� jedynie pojawienie si� przera�onego szeregowca, uginaj�cego si� pod ci�arem palnika i butli. Cho� by� mokry od potu, spieszy� si�, jakby mu si� ziemia pali�a pod stopami. - Zostaw to tutaj! - poleci� Rob. - Tak jest, sir. - �o�nierz zwali� wszystko na pod�og� i odwr�ci� si�, zanim jeszcze sko�czy� m�wi�. Gdy ucich� tupot but�w, Rob podni�s� palnik, ale Groot odebra� mu go tak delikatnie co stanowczo. - Niech pan mnie os�ania, sir. Mia�em ju� do czynienia z palnikami. Murzyn za�o�y� przyciemnione okulary i mask� ochronn�, zapali� palnik, wyregulowa� p�omie� i pochyli� si� nad drzwiami. Rob stan�� z boku z broni� w r�ku, cho� prawd� m�wi�c, nie bardzo wiedzia�, z kt�rej strony mo�e im zagra�a� niebezpiecze�stwo. Po chwili metal zacz�� si� roz�arza�, a po nast�pnych kilku minutach topi�. Ledwie w drzwiach ukaza� si� otw�r, Groot przesun�� palnik w d�, tn�c w pobli�u framugi. Metal by� twardy i robota post�powa�a wolno, ale bez przerwy. Gdy dotar� do oko�o jednej trzeciej wysoko�ci drzwi, musia� przeci�� albo odblokowa� zamek, gdy� nagle co� zaiskrzy�o, zgrzytn�o i drzwi si� osun�y w d�. Groot b�yskawicznie rzuci� si� w bok, wy��czaj�c jednocze�nie palnik i wyci�gaj�c z kabury pistolet. Rob przykucn�� z drugiej strony otworu z broni� gotow� do strza�u. Wewn�trz by�o ciemno; �wiat�o z korytarza rozja�nia�o zaledwie najbli�szy kawa�ek pod�ogi. Nic si� nie porusza�o; nie dochodzi� te� z wewn�trz �aden d�wi�k. Rob jedn� r�k� odpi�� he�m i po�o�y� go na pod�odze. W��czy� reflektor przymocowany do szczytu he�mu i natychmiast cofn�� r�k�. Promie� o�wietli� kszta�ty maszyn i urz�dze� nieznanego przeznaczenia... pojemniki... Rob ostro�nie wsta� i nog� przesun�� he�m, prowadz�c snop �wiat�a p�koli�cie po wn�trzu. Przy przeciwleg�ej �cianie pojawi� si� jaki� bia�y kszta�t... - Stop! To si� rusza! - rykn�� Groot. - Prosz� to o�wietli�, wchodz�! Sier�ant przemkn�� przez drzwi z niewiarygodn�, jak na tak pot�nego cz�owieka, szybko�ci�, ani na chwil� nie wchodz�c w snop �wiat�a i natychmiast znikaj�c w mroku. Reflektor znieruchomia�, o�wietlaj�c humanoidaln� posta� z uniesionymi w g�r� r�koma. Nie, nie uniesionymi - przykutymi �a�cuchami do �ciany nad g�ow�, kt�ra obr�ci�a si� w ich stron�. Usta drgn�y i da� si� s�ysze� niewyra�ny g�os: - Toworiszcz... pomogitie... - Niech mnie cholera! - dolecia� z k�ta pe�en niedowierzania g�os sier�anta. - Rusek 3 Spotkanie Hayward podni�s� he�m i o�wietli� nieruchom� posta�, po czym oznajmi�: - �e m�wi po rosyjsku, to fakt, ale nie jest cz�owiekiem, to te� jest fakt. Chyba �e kt�ry� z was spotka� ju� kiedy� tak� karykatur� jako tajn� bro� naszych azjatyckich s�siad�w. - Toworiszcz... Przyjacielu, pom� - mrukn�� Groot. - Nie wiem jak kto, ale ja na pewno nie jestem przyjacielem tego tam! Tylko na pierwszy rzut oka i w p�mroku stworzenie mo�na by�o wzi�� za cz�owieka. O�wietlone tak jak teraz, cho�by jedn� latark�, nadal pozostawa�o humanoidalne, ale tu ko�czy�o si� podobie�stwo. Pokryte by�o bia�� sk�r�, pozbawion� zmarszczek, fa�d czy w�os�w; przypominaj�c� raczej plastyk. Owalna g�owa umieszczona by�a wprost na ramionach, bez najmniejszych cho�by �lad�w szyi. Mia�a dwoje oczu, wielop�aszczyznowych niczym oczy owada, a po obu stronach czaszki rozrzucone by�y nieregularne otwory, z kt�rych jeden otwiera� si� i zamyka� regularnie. Usta by�y cienkie i proste niczym szrama po ci�ciu no�em. R�ce zaczyna�y si� mniej wi�cej tam, gdzie u cz�owieka, ale mia�y o jeden staw wi�cej i zako�czone by�y dwoma du�ymi paluchami, umieszczonymi naprzeciw siebie niczym kleszcze. Poni�ej paluch�w, wyrastaj�cych ze sp�aszczenia przypominaj�cego d�o�, znajdowa�y si� metalowe obr�cze po��czone �a�cuchem przymocowanym do �ciany, wysoko nad g�ow� istoty. Mocowanie by�o �wie�e, robione w po�piechu. Jeden z bocznych otwor�w zacz�� si� powoli otwiera� i rozleg� si� g�os. To, co pocz�tkowo wzi�li za usta, przez ca�y czas by�o nieruchome. - M�wicie tym drugim j�zykiem? - s�owa by�y zrozumia�e, cho� wymawiane z dziwacznym akcentem i towarzyszy�o im niskie buczenie. - Tak, m�wimy po angielsku - odpar� Rob i spojrza� przez rami� na kaprala. - Nagrywasz wszystko? - Czysto i wyra�nie, sir. Chocia� i tak w to nie wierz�. - Jestem... bol�cy - o�wiadczy� stw�r. - Moje r�ce... bol�. - Jak si� nazywasz? - spyta� Rob, ignoruj�c sugesti�. Z jego punktu widzenia pozycja rozm�wcy by�a jak najbardziej odpowiednia. - Nazywam si� Hes'bu z ludu Oinn. Boli mnie. - Zaraz si� tym zajm�, ale najpierw odpowiesz na kilka pyta�. Wiesz cokolwiek o du�ych i brzydkich stworzeniach, kt�re obs�uguj� ten pojazd? Pytanie wywar�o wra�enie na istocie - zadr�a�a i po raz pierwszy otworzy�a �usta�. Okaza�y si� ostro zako�czone niczym dzi�b papugi i zupe�nie puste. By� mo�e mia�o to oznacza� jaki� konkretny stan ducha, ale obecnie nie mieli poj�cia jaki. - Blettr... - dobieg� ich g�o�ny szept i po chwili: - Boli. Rob poszed� po rozum do g�owy - i tak w ko�cu b�d� musieli odpi�� stworzenie od �ciany, cho�by po to, �eby nie w�azi�o pod nogi i nie straszy�o technik�w. Je�li to nast�pi wcze�niej, to powinno by� przyja�niej do nich nastawione, a wsp�praca by�aby po��dana z powodu ogromnej liczby pyta�, jakie zamierzaj� mu postawi� ekipy kontaktowe. - Uwolnimy ci� - o�wiadczy� g�o�no. - To si� jako� otwiera, czy trzeba przeci��? - Przy suficie jest bezbarwna tarcza. Trzeba jej dotkn�� - odpar� wi�zie�. Faktycznie, na �cianie ponad jego g�ow�, tu� pod sufitem, znajdowa�a si� miniaturowa wersja tutejszego zamka do drzwi. Groot dosi�gn�� jej z wyskoku i �a�cuchy otworzy�y si�, uwalniaj�c pojmanego. Sier�ant mi�kko wyl�dowa�, ani na moment nie spuszczaj�c wylotu lufy z eks- wi�nia. Ramiona Hes'bu opad�y ci�ko, podobnie jak i g�owa, ale tylko na chwil�. W nast�pnej wyprostowa� si� p�ynnym ruchem, przybieraj�c ze dwie stopy wzrostu. Dopiero wtedy zauwa�yli, �e jego nogi s� wykonane z l�ni�cego metalu i zaopatrzone r�wnie� w jeden staw wi�cej ni� ludzkie. Podkre�la�o to jeszcze wra�enie obco�ci, jakie wywo�ywa� przybysz. Rob ledwo dostrzegalnie wzruszy� ramionami - niech si� tym martwi� spece od kontaktu. Jego rola powoli si� ko�czy�a. W��czy� wzmacniacz i spyta�: - Karawan na miejscu? Doskonale. Dajcie mi zna�, jak sko�cz� montowa� �luz�. Dobra, spr�buj� si� czego� dowiedzie�. - Wy��czy� urz�dzenie i zwr�ci� si� do Hes'bu: - Chcia�bym zada� ci sporo pyta�. - Nie pytaj. Nie mam dla ciebie odpowiedzi. - Jestem bol�cy - odpali� Rob, na�laduj�c spos�b wymowy i akcent tamtego. Je�li nie chcia� odpowiada� normalnie, to nale�a�o mu u�wiadomi�, kto tu komu pom�g� i kto jest od kogo zale�ny. Tym bardziej, �e chodzi�o jedynie o s�owa, o nic wi�cej. S�owa widocznie podzia�a�y, gdy� obcy drgn�� jak uderzony batem i przez d�ug� chwil� wpatrywa� si� w pu�kownika, po czym spu�ci� g�ow�. - Dobrze zrobi�e�, przypominaj�c mi o tym - odpar�. - Jestem wdzi�czny, �e pomogli�cie... ale zbyt wielu spraw nie rozumiecie. Mam problemy... mam... przysi�ga to dobre s�owo? Tak? Mam przysi�ga nie m�wi�. Mam pytania... Blettr, czy oni �yj�? - Nie. Dw�ch przy sterach by�o martwych, gdy weszli�my. Trzeci nas zaatakowa� i zosta� zabity. Ilu ich by�o na pok�adzie? - Tylko trzech. Teraz musz� zrobi� porz�dek z my�lami. Potem powiem to, co chcesz wiedzie�. Prawie natychmiast rozleg� si� brz�czyk w s�uchawce he�mu i gdy Rob w��czy� wzmacniacz, posypa�y si� instrukcje. Najwyra�niej szar�e zaczyna�y my�le� i �ledzi� spraw� na bie��co. - Pojazd odka�aj�cy jest ju� na miejscu - odezwa� si� po ich wys�uchaniu. - Przejdziemy tam. Jest wyposa�ony w pe�en zestaw dwustronnej ��czno�ci, tam zajmie si� tob� ekipa kontaktowa. - Niekt�re twoje s�owa... s� trudne do zrozumienia. - Moim zadaniem by�o rozpoznanie - u�miechn�� si� Rob bez cienia weso�o�ci - i sko�czy si� z chwil�, gdy umieszcz� ci� w poje�dzie, o kt�rym m�wi�em. Potem b�d� rozmawia� z tob� specjali�ci przygotowani na tak� okazj�. Na pewno �atwiej znajdziecie wsp�lny j�zyk. Hes'bu si� nie odezwa�, tote� Rob wyszed� na korytarz, wskazuj�c mu gestem, by szed� za nim. Obaj podoficerowie zamykali poch�d: Shetly ca�y czas filmowa�, Groot za� ani na chwil� nie wypuszcza� z d�oni pistoletu. Dewiz� sier�anta by�o nie wierzy� nikomu i niczemu i do tej sytuacji nadawa�a si� ona idealnie. Gdy mijali zabitego napastnika, Hes'bu przyjrza� mu si� uwa�nie, nie przerywaj�c jednak milczenia, podobnie jak przy drzwiach ster�wki. Wyj�cie zamyka�a teraz plastykowa �luza, od kt�rej prowadzi� pneumatyczny r�kaw, tak�e z plastyku, a� do drugiej �luzy w drzwiach autobusu przerobionego na pojazd kontaktowy i odka�aj�cy r�wnocze�nie, kt�ry parkowa� o pi�� jard�w dalej. Przebyli drog� bez k�opot�w i gdy Rob zaj�� si� demonta�em �luzy i zamkni�ciem drzwi, Hes'bu podszed� do jednego z niewielkich okienek ze szk�a pancernego, w jakie ze wzgl�d�w psychologicznych wyposa�ono pojazd. Powita�a go niezbyt zorganizowana, ale pe�na entuzjazmu salwa lamp b�yskowych wojskowych fotograf�w czekaj�cych na tak� w�a�nie okazj�. Ostre �wiat�o musia�o by� niezbyt przyjemne dla jego oczu, gdy� b�yskawicznie zas�oni� je r�koma i od tej chwili trzyma� si� z dala od okien - zaj�� si� wn�trzem. - Co to? - spyta�, wskazuj�c kamery, �ledz�ce ka�dy jego ruch, i rz�d ekran�w na jednej ze �cian. - Twoje zachowanie i odpowiedzi b�d� przekazywane ekspertom, kt�rzy pojawi� si� na tych ekranach, gdy rozpoczniecie rozmowy. - To oni tu nie b�d� naprawd�? Tylko ich obraz? - W�a�nie. Ca�a reszta to zdalne sterowanie. Hes'bu si� zamy�li�, przespacerowa� na drugi koniec pomieszczenia, d�wi�cz�c metalowymi stopami po metalowej posadzce, i oznajmi� niespodziewanie: - Nie. B�d� rozmawia� z tob� albo z nikim! - Moim prze�o�onym si� to nie spodoba - oznajmi� Rob. - Zapytaj�: dlaczego? - Odpowied� prosta: w twoim i w moim j�zyku jest takie s�owo: honor. Przyszed�e� do statku, znalaz�e� mnie, walczy�e� i zabi�e� Blettr. Przyszed�e� ty, a nie tw�j obraz. To honor. - Hes'bu machn�� lekcewa��co r�k� w stron� kamer i monitor�w. - Elektronika nie ma honoru. B�d� rozmawia� z tob� albo wcale. Pojazd by� starannie ekranowany i to potr�jn� warstw� os�on, dlatego nawet wzmacniacz by� nieprzydatny, za to wewn�trz zainstalowano telefon. Gdy teraz zadzwoni�, Rob zmuszony by� go odebra�. Na linii by� genera� Beltine z wie�ciami, kt�re zupe�nie go zaskoczy�y. - W�a�nie rozmawia�em z prezydentem, kt�ry obserwowa� wszystko od chwili waszego wej�cia na statek. Pragnie panu podzi�kowa�, pu�kowniku, za spos�b, w jaki zapanowa� pan nad sytuacj�. Prosi� mnie te�, bym pana poinformowa�, �e w tej kwestii skorzysta� ze swoich kompetencji, wbrew opinii doradc�w, i chce, by pan kontynuowa� przes�uchanie obcego. Prezydent uwa�a, �e nie potrzeba ekspert�w, przynajmniej w pierwszej fazie, gdy pytania dyktuje zdrowy rozs�dek. Powodzenia i do roboty! - Dzi�kuj�, sir. Zrobi�, co b�d� m�g� - odpar� Rob automatycznie, kln�c w duchu, na czym �wiat stoi. �atwiej by�o wej�� na pok�ad tego statku, ni� bra� na siebie odpowiedzialno��, na kt�r� nie by� przygotowany. Poza tym �wiadomo��, �e wszyscy od prezydenta w d� b�d� mu spogl�da� przez rami� i natychmiast wytyka� b��dy, by�a ma�o buduj�ca. Na ca�e szcz�cie nie do niego nale�a�o podejmowanie decyzji. A co do pyta�... c�, zdrowy rozs�dek faktycznie domaga� si� masy odpowiedzi, a jak o czym� zapomni, to s�ucha�o go tylu specjalist�w, �e telefon a� si� rozgrzeje od dobrych rad... - Dobra, Hes'bu, na Ziemi go�cie maj� swoje prawa - oznajmi�. - Chcia�e� rozmawia� ze mn�, to sobie pogadamy. Zacznijmy od najwa�niejszego: kto to s� Blettr? - Przedstawiciele rasy nienawidz�cej innego �ycia, rozumu... w ka�dej postaci. S� jak zaraza, cho� maj� rozum. Dawno temu... setki tysi�cy waszych lat, wyruszyli z w�asnej planety i od tej pory stale zabijaj�. - A twoja rasa, Oinn, jakie s� wasze zwi�zki z nimi? - Pr�bujemy prze�y�. Nic wi�cej. Walczymy i cofamy si�... od wiek�w. - Co robi�e� na pok�adzie tego statku? - By�a du�a bitwa... niedawno. M�j okr�t zosta� zniszczony, a ja straci�em przytomno��... inaczej nigdy by mnie nie z�apali. - Wiesz, po co oni przybyli na Ziemi�? - Mog� tylko przypuszcza�. - W miar� jak Hes'bu m�wi�, przerwy stawa�y si� coraz rzadsze, a j�zyk coraz bardziej gramatyczny. - Nie rozmawia�em z nimi. Widzia�em cia�a w ster�wce: ten pojazd by� trafiony przez bro�... nie macie takiego s�owa. To nasza bro�, kt�ra zmienia w pewien spos�b to, co trafi... bardzo gro�na dla istot �ywych. Oni umierali, a pojazd by� ci�ko uszkodzony... Tak! Hes'bu nagle zerwa� si� na r�wne nogi i spyta�: - Czy te budynki... czy jeste�my w pobli�u du�ego miasta? - Jeste�my w centrum Nowego Jorku. To jedno z najwi�kszych miast na Ziemi. - Musz� si� dosta� na statek! - Hes'bu ruszy� ku drzwiom, ale znieruchomia�, widz�c pistolet w d�oni Groota wymierzony mi�dzy w�asne oczy. - Dlaczego? - spyta� Rob. - Musz�! - w g�osie obcego by�o tyle ekspresji, �e Rob gestem poleci� sier�antowi otworzy� drzwi. Na szcz�cie r�kaw nie zosta� jeszcze zdemontowany, tote� b�yskawicznie znale�li si� wewn�trz pojazdu. Na samym ko�cu dotar� tam Shetly, niepor�cznie trzymaj�c kamer�, kt�r� wraz z przewodami zostawi� przed �luz�. Jedn� r�k� nagrywa� wszystko, co si� sta�o od wyj�cia z zasi�gu kamer wewn�trz autobusu. Hes'bu wpad� do ster�wki i zaj�� si� studiowaniem wska�nik�w tablic kontrolnych. Najwyra�niej szybko znalaz� to, czego szuka�, gdy� podbieg� do jednej z nich i si�gn�� ku szeregowi prze��cznik�w. - St�j! - powstrzyma� go g�os pu�kownika. - Mam w r�ku bro�, z kt�rej zabili�my Blettra. Mo�e te� zabi� i ciebie, je�li ruszysz tu cokolwiek. Opu�� r�ce i odwr�� si�. Powoli! Hes'bu wykona� polecenie. - Nie zatrzymuj mnie. Musz�... - zacz��.. - Co? I po co? -Wy��czy�... zepsu�, o, to. Musz� zatrzyma� reakcje... dlatego oni wyl�dowali w�a�nie tu. �eby umieraj�c zniszczy�. Wiedzieli, �e gin� i zrobili z tego statku wielk� bomb�, �eby zniszczy� to miasto. Prosz�, nie ma czasu. Musz� to zniszczy� 4 Wyniki zwiadu - Nie ruszaj niczego! - warkn�� Rob. Na szcz�cie, wybiegaj�c z pojazdu kontaktowego, zd��y� z�apa� sw�j he�m; teraz w��czy� wzmacniacz i poleci�: - Z genera�em Beltine'em. Niebezpiecze�stwo! To pan, generale? S�ysza� pan wszystko? Tak, sir. Poczekam. Wszyscy czterej stali w milczeniu i bez ruchu, czekaj�c na instrukcje. Rob i sier�ant nie spuszczali broni z obcego. Shetly cofn�� si� o krok i znieruchomia� - je�liby to by�a prawda, to i tak nie mia� dok�d uciec. Milczenie i oczekiwanie przeci�ga�o si� w niesko�czono��. - Tak! - odezwa� si� nagle Rob i opu�ci� bro�. - Masz to roz��czy�. Chwilowo nie mamy innego wyj�cia, jak wierzy� ci. Polecenie skierowane by�o do Hes'bu, kt�ry te� natychmiast wzi�� si� do roboty. Trwa�o to zreszt� b�yskawicznie: wcisn�� to, przekr�ci� tamto, pstrykn�� tym i cofn�� si�. Co� zawarcza�o, szcz�kn�o i wszystkie wska�niki i kontrolki pogas�y lub znieruchomia�y. - Zrobione. - Hes'bu jakby zapad� si� w sobie - Mo�emy wraca� do tego wozu, jak mu tam... kontaktowego. Po kwadransie, gdy byli ju� wewn�trz, odci�ci ponownie od �wiata, a do �rodka pojazdu obcych weszli ju� technicy, wr�cili do przes�uchania. Hes'bu poprosi� o szklank� wody, kt�r� wypi� duszkiem, rozwi�zuj�c przy okazji kolejny problem - skoro oddycha� ziemskim powietrzem i pi� ziemsk� wod�, to musia� mie� metabolizm zbli�ony do ludzkiego. Rob zd��y� ju� nieco och�on�� i pouk�ada� sobie kolejno�� pyta�. Pierwsze, jak zdecydowa�, najlepiej zada� okr�n� drog�. - Gdy pierwszy raz nas zobaczy�e�, zacz��e� m�wi� po rosyjsku, potem przeszed�e� na angielski. Sk�d znasz te j�zyki? - Z radia, wasze nadajniki s� bardzo silne; ju� dawno przechwycili�my sygna�y i eksperci opracowali kursy nauki dw�ch najcz�ciej u�ywanych j�zyk�w. Obejmowa�y one wszystkich pilot�w zwiadu, st�d je znam. Interesuj�ca rozrywka, ten kurs. Roba zatka�o - ciekawy umys� musieli mie� ci obcy, skoro kurs ucz�cy dw�ch j�zyk�w by� dla nich rozrywk�! Pozbiera� si� w sobie, staraj�c si� nie okazywa� zaskoczenia, i zada� kolejne z przemy�lanych pyta�: - Po co uczyli�cie si� tych j�zyk�w? - Bo si� od dawna obawiali�my, �e wasza planeta b�dzie nast�pna. Walcz�c i cofaj�c si�, musimy bra� pod uwag� r�ne rzeczy, zw�aszcza �e coraz dalej i dalej znajdujemy si� od planet ojczystych, przez co zaopatrzenie i walka s� coraz trudniejsze. Nie wiedz�c o tym, sprowadzili�my na was Blettr. Kiedy dowiedzieli�my si� o waszym istnieniu, by�o ju� za p�no: nawet gdyby�my spr�bowali zmieni� kierunek, to nic by im nie przeszkodzi�o zbada� i zniszczy� ten rejon galaktyki. Mamy honor i czuli�my si� winni, �e sprowadzili�my na was, chocia� nie�wiadomie, zag�ad�. Przygotowali�my si� wi�c na dzie�, w kt�rym b�dziemy musieli was uprzedzi�. Nie planowali�my tego w ten spos�b, ale ten dzie� w�a�nie nadszed�. Rob, s�ysz�c te rewelacje, spi�� si� wewn�trznie - nie podoba�y mu si� ani wie�ci, ani wys�annik. - Starasz si� powiedzie� mi, �e gdzie� w kosmosie toczy si� jaka� wojna i chcecie nas w ni� wci�gn��? Dobrze ci� zrozumia�em? - Nie. Musieli�my was uprzedzi�, �e zostaniecie zaatakowani. Robi� to teraz. Mog� wam ofiarowa� nasz� pomoc w przygotowaniu obrony, ale je�li nie chcecie walczy� i wolicie da� si� wymordowa�, to jest to ju� wasza sprawa. Nie b�dziemy si� narzuca�. - Wspania�omy�lne jak cholera, szczeg�lnie �e to wy�cie nam ich tu �ci�gn�li na kark. - Nie�wiadomie. - Pewnie. Ale skutecznie. A jak nie b�dziemy chcieli walczy�? - To was wymorduj� bez pardonu! Ich wrogiem s� wszelkie formy inteligentnego �ycia. Bombarduj� planety pociskami niszcz�cymi �ycie. Je�li nie b�dziecie si� broni�, to i tak was unicestwi�. Rob nagle zrozumia�, jak te ostatnie prze�ycia go wyczerpa�y. Przeci�gn�� si� i stwierdzi�: - Na szcz�cie to ju� nie m�j problem. Od decydowania w takich sprawach s� wa�niejsi. Ja tu tylko zadaj� pytania. Poczekaj, wr�c� za chwil�. Wyszed� do kuchni, w kt�rej by�a apteczka, odszuka� s�oik ze stymulantami i po�kn�� dwie tabletki. Zapowiada�a si� d�uga noc. By�a d�uga - dopiero pi�� godzin p�niej Hes'bu nagle o�wiadczy�, �e nie odpowie na �adne wi�cej pytanie, bo jest zbyt zm�czony. Zreszt� wszyscy potrzebowali odpoczynku. Naturalnie poza sier�antem Grootem. - Niech si� pan zdrzemnie, sir - zaproponowa� Murzyn. - Ja tu posiedz� i popilnuj� tego przyjemniaczka; tak na wszelki wypadek. Ty, Shetly, te� si� k�ad�. Ja sobie musz� pewne rzeczy przemy�le�. - Wszyscy musimy. - Te� racja. Ale chodzi mi po g�owie kilka pyta�, na przyk�ad: sk�d ma te metalowe n�ki? - Dobre pytanie. Jak si� obudzi, spytam go o to. Jak co� jeszcze przyjdzie ci do g�owy, to daj mi zna�. Pewnie inni widzowie wpadn� na podobne pomys�y. Dobra, id� spa�, ale obud� mnie, jak ten tu si� ocknie. Zdawa�o mu si�, �e usn�� ledwie przed chwil�, gdy poczu�, �e kto� go tarmosi za rami�. Rob zamruga� gwa�townie i ujrza� nad sob� Groota z kubkiem paruj�cej kawy. - Obudzi� si�? - spyta� odruchowo. - Nie, min�y zaledwie dwie godziny, ale genera� Beltine jest na linii, sir. - Jasne. Zaraz odbior�. - Rob �ykn�� gor�cego p�ynu i podszed� do telefonu, ziewaj�c rozdzieraj�co. - Generale? - Wygl�da na now� niespodziank�. Nie mog� panu przekaza� wie�ci osobi�cie, bo medycy jeszcze nie sko�czyli i nie wiadomo, czy mo�na go wypu�ci� na �wie�e powietrze. Wysy�am wi�c kogo�, kto jest zorientowany w sprawie, razem z lekarzem dla pa�skiego kaprala. Naturalnie obaj musz� zosta� na zewn�trz, dop�ki si� nie dowiemy, jaki jest werdykt lekarzy. - Tak jest, sir - i tak nie by� w stanie nic innego powiedzie�. Rozwa�anie, co zn�w mog�o si� wydarzy�, i tak nie mia�o sensu, poszed� wi�c do kuchni, �ykn�� kolejne dwie tabletki i zaj�� si� czekaniem, na szcz�cie nied�ugim. Rozleg�o si� pukanie do drzwi, Groot otworzy� je i do �rodka weszli lekarz i dziewczyna. Doktor bez s�owa zaj�� si� kapralem, Rob za� usi�owa� przekona� sam siebie, �e ju� nie �pi. Czarne oczy, d�ugie czarne w�osy i twarz w kszta�cie serca, kt�r� zna� z fotografii, nie pozostawia�y �adnych w�tpliwo�ci... - Nadia Andrianowa - wykrztusi�. - A pan jest pu�kownik Robert Hayward - odpar�a melodyjnym g�osem. - Znamy si�, cho� spotykamy si� po raz pierwszy. Mocno u�cisn�a podan� d�o�, potrz�saj�c ni� raz zwyczajem Francuz�w. Rob wiedzia�, �e ta zgrabna posta� i mi�a twarz o brzoskwiniowej karnacji kryj� niepo�ledni umys�. Rozpocz�a karier� jako t�umaczka w OGPU i maj�c fenomenalny talent do j�zyk�w, ci�gle zwi�ksza�a swe umiej�tno�ci; teraz w�ada�a pewnie z pi�tnastoma. Awansowa�a do sekcji ameryka�skiej KGB z siedzib� w ambasadzie sowieckiej w Waszyngtonie. Nigdy nie by�a agentem polowym, zajmowa�a si� tylko tym, co zupe�nie legalne - czyta�a rzeczy wydane w Stanach od map pogody po lokalne gazety i dochodzi�a do tak trafnych prognoz, �e nawet jej szefowie nie mogli wyj�� z podziwu. A teraz sta�a przed nim w samym �rodku czego�, co powinno by� najtajniejsz� z tajnych operacji tak wojskowych, jak i wywiadowczych. Rob stwierdzi�, �e powoli traci panowanie nie tylko nad biegiem wypadk�w, ale nawet nad sob�. - Prosz� usi��� - zaproponowa�, bo nic m�drzejszego nie przychodzi�o mu do g�owy. - Mo�e kawy? - Dzi�kuj�, nie. Ale wdzi�czna by�abym za mocn�, czarn� herbat� z cukrem. - Zajm� si� tym - zaofiarowa� si� Groot. - Wie pan, co si� dzieje na zewn�trz? - spyta�a, k�ad�c na pod�odze torb� i siadaj�c naprzeciw Haywarda. Za�o�y�a nog� na nog�, a �e mia�a co zak�ada�, rozproszenie my�li pu�kownika si�gn�o szczytu i cofn�o si� niech�tnie jedynie pod wp�ywem powa�nych wysi�k�w zainteresowanego. - Co pani ma na my�li? - spyta� niezbyt pewnie. - Wie pan, �e wywiad z Hes'bu by� na �ywo transmitowany do siedziby ONZ? - Zapomnieli mi powiedzie�. Jako� ca�y czas wydawa�o mi si�, �e to �ci�le tajna sprawa. - Nie bardzo - parskn�a. - Pa�ski kraj i m�j kraj s� w sta�ej ��czno�ci od chwili, w kt�rej ten pojazd naruszy� nasz� przestrze� powietrzn�. Wasze w�adze wojskowe co prawda pr�bowa�y ukry� ca�� spraw�, ale na szcz�cie wasz prezydent okaza� si� rozs�dniejszy. Rob wola� nie wyobra�a� sobie, jaka pysk�wka musia�a poprzedzi� oficjalne stanowisko Stan�w Zjednoczonych. - Prasa zosta�a poinformowana o sprawie, naturalnie bez podawania szczeg��w - doda�a dziewczyna - ale cz�onkowie delegacji ONZ ogl�dali wszystko. Zreszt� z powodu tej nietypowej wsp�pracy mogli�my pom�c wam nowymi danymi, jakie otrzymali�my. Wie pan naturalnie o naszym satelicie naukowo-badawczym �Piatnadca�? - Oficjalnie nas�uch emisji gwiezdnych na geostacjonarnej orbicie nad Morzem Czarnym. Praktycznie szpiegowski na Turcj� i okolice plus badania nad niszczeniem innych satelit�w, szczeg�lnie ��czno�ci. - Nie�le - pochwali�a. - Wszystkie projekty zosta�y wstrzymane, gdy pojawi� si� ten pojazd, i zaj�li�my si� przeszukiwaniem najbli�szego otoczenia w kosmosie. Jak na razie nie zaobserwowano �adnych innych pojazd�w w naszym s�siedztwie, ale poszukiwania prowadzone s� na okr�g�o. - Co� jednak znale�li�cie, inaczej pani by tu nie by�o. - Racja. Przechwycili�my du�� liczb� transmisji radiowych, og�lnie spraw� ujmuj�c, pochodz�cych z rejonu Jupitera. Nagrali�my je naturalnie i poddali�my analizie. Pomaga�am przy niej, jak si� pan zapewne domy�la. Po skonsultowaniu si� z Katedr� Lingwistyki Uniwersytetu Moskiewskiego doszli�my do wniosku, �e nie s� one pochodzenia ziemskiego. Nie maj� bowiem nic wsp�lnego z jakimkolwiek j�zykiem czy narzeczem u�ywanym przez cz�owieka. - Wi�c nast�pny krok jest jasny - mrukn�� Rob. - Zobaczymy, czy ten tu potrafi to przet�umaczy�. Ma pani ze sob� nagrania? Nadia wyj�a z torby niewielki dyktafon na mikrokaset�, postawi�a na stole i w��czy�a. Najpierw by� szum pola, a potem rozleg� si� dudni�co-�wiszcz�cy g�os: - N'slht nweu bnnju kloi ksjhhsbn bsu... Rob potrz�sn�� g�ow�, wi�c wy��czy�a magnetofon. - W �yciu czego� takiego nie s�ysza�em, chyba �e to kod podany przez syntetyzator g�osu... - Prosz� nie wy��cza� - rozleg� si� g�os Hes'bu, a on sam pojawi� si� w drzwiach sypialni. - Rozumiesz, co m�wi�? - Nadia nie wydawa�a si� zaskoczona jego wygl�dem. - Pewnie, to m�j j�zyk ojczysty. To rozmowy mi�dzy pilotami, chocia� nie wiedzia�em, �e mamy w tym systemie jakie� jednostki. Mo�e �ledzili ten statek, kt�rym przyby�em... Prosz�, musz� us�ysze� wi�cej. - Dobra - zdecydowa� Rob, widz�c w drzwiach ziewaj�cego kaprala i czujnego sier�anta z herbat�. - Pu�cimy to nagranie, ale tylko jak b�dziesz na �ywo t�umaczy�. Zgoda? - Dobrze. Wi�kszo�� tekstu stanowi�y wypowiedzi pilot�w w slangu typowym dla tej profesji albo w odniesieniu do kwestii technicznych nawigacji czy silnik�w, co do kt�rych nie istnia�y nawet ziemskie odpowiedniki. Cz�� stanowi�y rozkazy, cz�� plotki, a potem Hes'bu zacz�� zdradza� podniecenie. - B�dzie jaka� wa�na wiadomo��... jakiej u�ywa si� tylko w bardzo wa�nych sprawach... prosz� o cisz� radiow�... Na ta�mie zapanowa�a cisza, kt�r� przerwa� szybko m�wi�cy g�os. Hes'bu s�ucha� w milczeniu, lekko pochylony nad magnetofonem, i nawet nie pr�bowa� t�umaczy�. Rob odczeka� jeszcze chwil� i wy��czy� nagranie. - Jeszcze nie! - j�kn�� Hes'bu. - Nie t�umaczysz. - Wiem. Za chwil�, wiadomo�� nie jest kompletn