5808
Szczegóły |
Tytuł |
5808 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5808 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5808 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5808 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Piotr Wr�bel
Kurier
Pech przyszed� zgodnie ze swoim zwyczajem, czyli wtedy kiedy nie powinien. Widocznie taki ju� z niego herbatnik.
Yomad bardzo go nie lubi�, jednak�e pech najwyra�niej za nim przepada�. Odwiedza� go regularnie w najmniej
odpowiednich momentach. By� to pod ka�dym wzgl�dem profesjonalny pech, uderza� celnie zza podw�jnej gardy.
Zazwyczaj nie by�o na niego rady. Yomad zd��y� si� do tego przyzwyczai�, wychodz�c z za�o�enia, �e przecie� do
wszystkiego mo�na si� przyzwyczai�. Nieco odmienne stanowisko w tej kwestii prezentowa� jego szef. Ilekro�
Yomadowi zdarzy�a si� obsuwka terminu degradowa� go o jeden stopie�. Zazwyczaj by� to dopiero co uzyskany
stopie�, tote� utrzymywa�o si� swoiste status quo. Ten uk�ad nie by� taki z�y, starcza�o akurat na to aby si� dobrze
zabawi�, a i misje nie by�y zbyt niebezpieczne.
Yomad wiele razy nas�ucha� si� o bohaterach, kt�rzy przedzierali si� przez silnie strze�one uk�ady centralne by
dostarczy� informacje tzw. najwy�szej wagi pa�stwowej. Ich po�miertne reprodukcje mo�na by�o potem podziwia� na
placu Defilad. Wed�ug Yomada najwi�ksz� wad� bycia bohaterem by�o to, i� wi�za�o si� to zazwyczaj z definitywnym
zako�czeniem �ycia, a on by� do niego wyj�tkowo przywi�zany. �ywego bohatera nikt nigdy nie widzia�, ale rz�d
twierdzi�, �e s� akurat na wakacjach. C�, �ycie kuriera nie nale�a�o do naj�atwiejszych. Za to �mier� by�a niezwykle
spektakularna. Harth, jego instruktor lotu utrzymywa�, �e jest ona nawet przyjemna, a co najwa�niejsze szybka i
bezbolesna. Pogl�dy Hartha nie zjedna�y mu wielu przyjaci�, cho� trzeba przyzna�, i� co� w tym by�o. Podstawowy
b��d pocz�tkuj�cych pilot�w polega� na zbyt ostrym wej�ciu w atmosfer�. Rezultatem takiego manewru by�a niezwykle
widowiskowa pochodnia z pilotem w roli skwarka. Harth wielokrotnie zapewnia� wszystkich, �e to nic nie boli i nie ma
si� czego ba�. Jednakowo� Yomad mu nie wierzy�, uwa�aj�c za kompletnego �wira. W�a�ciwie to obraca� si� w�r�d
samych wariat�w, no i jeszcze ten pech. W�a�nie, ten cholerny pech.
Yomad ze zgroz� spojrza� na rozjarzone kontrolki. Pali�y si� w�a�ciwie wszystkie, a �widruj�cy d�wi�k alarmu wgryza�
si� z pasj� w jego zwi�dni�te uszy. "No tak, to znowu on" - pomy�la� z rezygnacj� prze��czaj�c na sterowanie r�czne.
Przez chwil� jego statkiem wstrz�sa�y serie nieskoordynowanych podryg�w, zako�czonych zgrabnym piruetem.
Sprawca ca�ego zamieszania oczywi�cie ju� dawno si� ulotni�. Wpada� tylko na moment, odwala� brudn� robot� po
czym p�dzi� dalej. Kiedy� zwierzy� mu si� w tajemnicy, �e ma du�o pracy. Yomad zaproponowa� mu wtedy, �e
zrzeknie si� dobrowolnie swojej porcji odwiedzin, ale tamten by� typowym karierowiczem. Chcia� awansowa� na
"nieszcz�cie". Jak pech to pech, nie pozostawa�o mu nic innego poza w�asn� inteligencj�.
Sytuacja nie wygl�da�a obiecuj�co. Uszkodzony statek, kt�rym musia� dolecie� na czas. Ci�gle pami�ta� wrzaski szefa
"Musisz to dostarczy� na czas. Za wszelk� cen� i nie chc� s�ysze� o tym twoim kumplu!".
Yomad po raz kolejny przyjrza� si� tablicy kontrolnej. Mia� powa�ny przeciek w g��wnym zbiorniku paliwa oraz ca��
mas� drobniejszych usterek. Musi co� wymy�li� i to bardzo szybko.
- Gdzie ja w�a�ciwie jestem? - zamrucza�, wywo�uj�c na monitorze map� uk�adu. - O nie! Jaka� zapad�a dziura na
peryferiach. �adnej stacji, znik�d pomocy.
Jego narzekania przerwa� kolejny komunikat "Wykryto �lady inteligentnego �ycia, poziom rozwoju 3 Macki".
"Trzy Macki" - pomy�la� z gorycz�. "To gorzej ni� �le. Nie mog� si� nawet z nimi skontaktowa�. Chocia� jest te�
pewien plus. W�a�ciwie to mog�..." - oszala�e neutrony buszowa�y po m�zgu Yomada tkaj�c ciemn� my�l, kt�ra
b�yskawicznie opanowa�a jego wol�, pchaj�c go do dzia�ania.
*
Jonathan Glass oderwa� swoje wielkie niczym podstawki oczy od wydruku. Zaprezentowa� wielce zdziwion� min�,
pokr�ci� z niedowierzaniem g�ow� i powr�ci� do studiowania trzymanej w r�ku kartki.
John Drink obserwowa� ten rytua� od dobrych 20 minut, tote� zaczyna� przejawia� pewne oznaki zdenerwowania.
Pierwszym jego objawem by�a sucho�� w gardle, kt�ra nast�pnie przechodzi�a w trudn� do zwalczenia zgag�. Jedynym
znanym Johnowi antidotum na tego rodzaju dolegliwo�� by�a tradycyjna setka �ytniego eliksiru. W przypadku braku
ww. napoju nale�a�o ratowa� si� �rodkami zast�pczymi, kt�rych dawka powinna by� oczywi�cie odpowiednio wi�ksza.
Ulubionym �rodkiem zast�pczym Johna by� od niepami�tnych czas�w ekstrakt chmielowy. W swoim przytulnym
mieszkaniu mia� strategicznie rozmieszczone skrytki, zaopatrzone w odpowiedni asortyment odtrutek. Jednak g��wna
kwatera NASA by�a niestety pozbawiona tego rodzaju udogodnie�. John ju� dawno zda� sobie spraw�, �e praca
astrofizyka nie jest tym "co tygryski lubi� najbardziej". Kolejne dni u�wiadcza�y go coraz bardziej w tym przykrym
odkryciu.
Zupe�nie inaczej odbiera� swoj� prac� profesor Jonathan Glass. By� niepoprawnym entuzjast� astronomem, kt�ry
odda�by 10 lat �ycia, aby odkry� cokolwiek nowego poza kolejnymi zmarszczkami, pojawiaj�cymi si� regularnie na
swojej styranej twarzy. Ze wzgl�du na wielkie oczy, powi�kszane dodatkowo przez monstrualnych rozmiar�w okulary,
przylgn�o do niego przezwisko "szukacz komet". W�a�nie po raz kolejny zaprezentowa� sw�j imponuj�cy zestaw
optyczny, by z b�yskiem w oku oznajmi�.
- Co� w tym jest.
John, kt�ry p� godziny temu ogl�da� wydruki, m�g�by przysi�c, �e niepozorna kropka w rogu wykresu to robota
spanikowanego go��bia, jednak profesor uczepi� si� innego pomys�u.
- To kosmici, m�wi� ci! - obwie�ci� tonem nie znosz�cym sprzeciwu.
- Znowu? - pow�tpiewa� John. - Nie dalej jak miesi�c temu te� upiera� si� pan przy kosmitach, dop�ki Stuart nie
przyzna� si�, �e wyla� piwo na wykres.
- To musz� by� Oni - kontynuowa� podekscytowany profesor. - Dane s� oczywiste. Do naszego uk�adu wlecia�
niezidentyfikowany obiekt z pr�dko�ci� 0,94c. Przelecia� obok Ziemi jakie� 2 godziny temu i znik�.
- Wi�c w czym problem? - triumfowa� z min� szelmy John.
- Problem jest rozleg�y - obwie�ci� profesor, zataczaj�c r�k� szeroki gest.
- Tego si� w�a�nie obawia�em. Przypuszczalnie jego szeroko�� wykracza daleko poza dzisiejszy wiecz�r.
- Mamy pe�ne r�ce roboty. Trzeba ponownie sprawdzi� wszystkie odczyty. Skontaktowa� si� z Arecibo i Mount
Palomar. Nie wiem czy przed weekendem zd��ymy co� zje�� - skrzekliwy g�os profesora za�ama� si� w falset,
nieprzyjemnie dra�ni�c uszy Johna.
- Obawiam si�, �e zapomnia� pan o pewnym niezmiernie istotnym szczeg�le - dwudniowy zarost Johna rozci�gn�� si�
w kwa�nym u�miechu.
- Niemo�liwe! Sprawdzi�em wszystko dwukrotnie. Pomy�ka jest wykluczona - oponowa� Jonathan obficie gestykuluj�c
r�koma.
- Zapomnia� pan, i� dzisiaj odbywa si� doroczny bal NASA. Obecno�� obowi�zkowa - zaznaczy� nie bez satysfakcji
John, mimowolnie prze�ykaj�c �lin�.
Przez chwil� wiadomo�� krystalizowa�a si� w przegrzanym m�zgu profesora. By�o to a� nadto widoczne w postaci
zapadaj�cych si� policzk�w oraz kropel potu zaczajonych w licznych zakamarkach jego zabru�d�onej twarzy.
- Nie!!! To niemo�liwe. To spisek. Maso�ski spisek - doda� z naciskiem profesor.
- Mamy godzin� na przebranie si� i dojazd - obwie�ci� John, prezentuj�c z dum� wielki, po�yskuj�cy chromem zegarek
marki "Raketa". - Niech si� pan nie denerwuje w ko�cu jutro te� jest dzie�.
-Tak. Jutro te� jest dzie� - powt�rzy� bez przekonania profesor, obcieraj�c r�kawem �zy obficie wyp�ywaj�ce z jego
przepastnych oczu.
**
John bardzo nie lubi� porank�w, nawet tych normalnych. Niestety ten poranek zdecydowanie nie by� normalny i to nie
tylko dlatego, i� nast�powa� po ognistej balandze. Co� wisia�o w powietrzu i nie by� to tylko wszechobecny od�r nie
zmienianych od miesi�ca skarpetek. John wyczuwa� takie rzeczy instynktownie. Z trudem podni�s� si� ze zmi�tolonego
��ka, lew� r�k� zluzowa� zbyt obcis�y krawat i otworzy� oczy. Nauczony wieloletnim do�wiadczeniem przeprowadzi�
t� operacj� bardzo delikatnie, tak aby jego zm�czone oczy nie dozna�y nag�ego szoku. Porankami zawsze dokucza� mu
�wiat�owstr�t. Zdziwienie Johna przerodzi�o si� w przera�enie, gdy po przeprowadzeniu tej ryzykownej operacji nic si�
nie zmieni�o. Zupe�nie nic, nadal by�o ciemno. Roztrz�sionymi r�koma zapali� �wiat�o, spogl�daj�c z l�kiem na
zegarek. W�a�nie wybi�o po�udnie...
***
Yomad bardzo nie lubi� robi� takich rzeczy. Zdarzy�o mu si� to dopiero ze dwa razy, jednak nigdy w zamieszkanych
uk�adach. Jego w�tpliwo�ci rozwia�o jednak wspomnienie oliwkowej paszczy szefa, wykrzykuj�cej "Za wszelk� cen�".
Zawsze, gdy si� w�cieka� jego macki robi�y si� r�owe, a to oznacza�o tylko jedno. Je�eli chcia� zachowa� swoj�
pi�kn� cytrynow� grzyw� musia� dotrze� z przesy�k� na czas. W ko�cu jedna gwiazda w t� czy tamt�. Kto by je
wszystkie zliczy�, tyle ich przecie� jest. Nikt si� nie zorientuje. Najwa�niejsze, �e ma paliwo.
KONIEC