5873
Szczegóły |
Tytuł |
5873 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5873 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5873 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5873 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
Po Sedanie
...Od sze�ciu dni ca�y szwadron dragon�w pruskich �ciga� szcz�tek naszego
batalionu. Uciekali�my o g�odzie, bez snu, na o�lep jak stadko owiec. Na nasze
nieszcz�cie bez przerwy pada� deszcz: - w lesie spa� nie by�o mo�na. Podeszwy
kamasz�w naszych przenios�y si� do dziedziny wspomnie�, a my pod ich nieobecno��
brn�li�my boso po ig�ach i patykach le�nych, po kamieniach i piaskach. Nogi
puch�y od ran - ten i �w zostawa� w lesie odpocz�� - i kto wie, jaki go los
spotyka�...
Nareszcie wymkn�li�my si� Prusakom na dalek� odleg�o��, dopadli�my nad wieczorem
folwarczku ukrytego mi�dzy wzg�rzem a lasem... Sen b�dzie! Co za rozkosz
nadziemska... Ta straszna potrzeba, silniejsza od obawy �mierci, zwali�a nas z
n�g, jak tylko gospodarz nas�a� s�omy w obszernej sieni domostwa. Zasypiali�my,
nie jad�szy po d�ugim po�cie, nie rozbieraj�c si� z przemok�ych i gnij�cych
�achman�w.
Ja, aczkolwiek usn��em po bohatersku, zbudzi�em si� pierwszy, gdy mnie dym
zakrztusi�. Przysiad�em na pos�aniu i przez sen zacz��em si� orientowa�:
p�omienie razi�y mi oczy... Zerwa�em si� i j��em ci�gn�� za w�osy towarzysz�w.
Podkurzono nas. Dym jak z komina t�oczy� si� do naszej sieni z drzwi izby
s�siedniej, pali�y si� zabudowania folwarczne, rozlega� si� trzask, �oskot. Ten
i �w z koleg�w, kt�rych bi�em po twarzach i szarpa�em za czupryny, si�ga� do
bagnetu, a�eby mnie przebi�, i pada� bezw�adny. Rozbudzeni zacz�li mi pomaga�,
wysadzili okno i ci�gn�li ku niemu �pi�cych.
Wreszcie powyskakiwali wszyscy.
Odnalaz�szy w s�omie m�j sztucer belgijski, przypasa�em bagnet i zaczai�em si�
przy oknie.
G�uchy trzask rozlega� si� raz po raz: wybijano ich po kolei jak kaczki. W�osy
wstawa�y mi na g�owie...
Skoczy�em we drzwi, sk�d dym wybucha�, mija�em puste izby, o�wietlone smugami
krwawego �wiat�a wdzieraj�cymi si� przez serca okiennic, i dusz�c si� w dymie
doszed�em do jakiej� sionki.
Wybi�em okno, wyrwa�em okiennic� i skoczy�em w k�p� bz�w rosn�c� tu� pod oknami.
Za bzem ci�gn�a si� b�otnista droga, do kt�rej dotyka�a r�wnina, ja�owcem z
rzadka poros�a. Zaczai�em si� w krzakach, wietrz�c Niemc�w jak pies. Zdawa�o mi
si�, �e z tej strony nie ma nikogo.
Skocz� - my�la�em dr��c ca�y, cho� spada�y na mnie ogniste wiechcie pal�cej si�
strzechy - pope�zn� mi�dzy krzakami... mo�e nie dojrz�...
Jednym susem wypad�em na �rodek drogi i zgi�wszy si� w. pa��k zamierza�em
dope�zn�� do pierwszego krzaka... Nagle - �cierp�em! Naprzeciwko mnie sz�a
rozwini�tym szeregiem kolumna konnicy. Na drodze szpilk� by znalaz� od
p�on�cego, strasznego po�aru.
Stan��em na �rodku jak s�up, zdr�twia�em... Gdyby si� wstrzymali, uciek�bym by�
pewno, cho�by w p�omienie - lecz �e szli na mnie bystrym k�usem, co� we mnie
prysn�o. Na twarze wrog�w, na ich konie, g�owice pa�asz�w pada� czerwony blask
ognia.
Wolno podnios�em sztucer i zmierzy�em w �rodek szwadronu. Mierzy�em po
bohatersku w �rodek kolumny ze trzy sekundy. Strza� pad�. Oficer wyci�gn�� ku
mnie pa�asz, mign�� nim, pochyli� si� na �eb konia i wolno zlecia� na ziemi�. Ja
tymczasem nasadzi�em na luf� bagnet. Skoczy�o do mnie z wrzaskiem ze dwudziestu
�o�nierzy, mign�o ze dwadzie�cia szabel. Zepchn��em z siod�a pierwszego, kt�ry
mi� dopad�, pchn��em bagnetem drugiego, lecz bagnet trafi� w pust� przestrze� -
gdy� us�ysza�em wtedy, jakby nagle zadzwoniono naraz w jakich trzydziestu
ko�cio�ach we wszystkie dzwony. Potem zacz��em lecie� do g�ry, na d�, do g�ry,
na d�, coraz g��biej, coraz ni�ej.
G�os dzwon�w ucicha�, jakby wsi�ka� w g��b ziemi. Nie wiem, jak to d�ugo trwa�
mog�o.
Otrze�wia�em na chwil�.
Wtedym poczu�, jakby mi si� czaszka roz�upywa�a, w czole pali� mi� straszny
ogie�.
Gdym dotkn�� tego miejsca r�k�, dwa palce wsun�y si� w jam�. Krew, szerok�
strug� zalewaj�ca mi oczy, nap�ywaj�ca we w�osy, w usta i nos, krzep�a.
Odgarn��em j� z oczu, d�wign��em si� na kolana, odnalaz�em omackiem sztucer i
kiwaj�c si� zacz��em go nabija�, nabija�, nabija�...
Zdawa�o mi si�, �em nabi�, przy�o�y�em kolb� do szcz�ki i mierzy�em do
nieprzyjaci�, kt�rych ju� prawdopodobnie nie by�o...
Lecz wtedy znowu polecia�em w szar� mg��, po kt�rej lata�y czerwone iskry,
d�ugie niby �y�y krwawe...
K O N I E C