6271

Szczegóły
Tytuł 6271
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6271 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6271 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6271 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Sheckley Cena Carrin uzna�, �e jego pod�y nastr�j ci�gnie si� od samob�jstwa Millera w zesz�ym tygodniu. Œwiadomoœ� ta wcale nie pomog�a mu uwolni� si� od niejasnych, bezkszta�tnych obaw. By�o to g�upie. Samob�jstwo Millera nie mia�o z nim �adnego zwi�zku. Tylko dlaczego ten gruby pogodny cz�owiek to zrobi�? Miller mia� po co �y� - �ona, dzieci, dobra praca i wszystkie wspania�e luksusy naszego wieku. Dlaczego on to zrobi�? - Dzie� dobry, kochanie! - powita�a go �ona, kiedy siada� do œniadania. - Dzie� dobry! Czeœ� Billy! Syn coœ odmrukn��. Z ludŸmi nic nie wiadomo, podsumowa� Carrin i zam�wi� œniadanie. Posi�ek by� elegancko przygotowany i podany przez nowy automat kuchenny firmy Avignon Electric. Ponury nastr�j Carrina nie przechodzi�... a tak chcia� by� dzisiaj w najlepszej formie. Mia� wolne i oczekiwa� wizyty przedstawiciela Avignon Electric. By� to wa�ny dzie�. Odprowadzi� syna do drzwi. - Trzymaj si�, Billy! Syn kiwn�� g�ow�, prze�o�y� teczk� z r�ki do r�ki i wyszed� bez s�owa. Carrin zastanowi� si�, czy ch�opak me ma jakichœ zmartwie�. Mia� nadziej�, �e nie. Jeden zmartwiony w rodzinie wystarczy a� nadto. - Do zobaczenia, kochanie. - Poca�owa� �on�, kt�ra wyrusza�a na zakupy. Ona w ka�dym razie jest szcz�œliwa, pomyœla� patrz�c, jak �ona oddala si� chodnikiem. Ciekawe, ile dziœ wyda w sklepie A.E., przemkn�o mu przez myœl. Spojrza� na zegarek i stwierdzi�, �e ma jeszcze p� godziny do wizyty przedstawiciela A.E. Najlepszy spos�b na z�y nastr�j, to sp�uka� go, pomyœla� i poszed� wzi�� natrysk. Kabina z natryskiem by�a lœni�cym plastykowym cudem i sam widok tego luksusu przyni�s� Carrinowi ulg�. Wrzuci� ubranie do automatu pior�co-relaksuj�cego A.E. i nastawi� natrysk na maksimum. O pi�� stopni cieplejsza od temperatury cia�a woda smaga�a jego chude, bia�e cia�o. Potem relaksuj�cy masa� autor�cznikiem A.E. Wspaniale, myœla�, podczas gdy automat rozci�ga� i ugniata� jego w�t�e mi�sne. I powinno by� wspaniale, przypomnia� sobie. Autor�cznik z przystawk� gol�c� kosztowa� trzysta trzynaœcie dolar�w plus podatek. Ale wart by� tego, uzna�, podczas gdy golarka A.E. wysun�a si� z k�ta i usun�a mu z twarzy zadatki zarostu. Ostatecznie, c� warte by�oby �ycie, gdyby cz�owiek nie m�g� korzysta� z tej odrobiny luksusu? Czu�, �e lego sk�ra �yje, kiedy wy��czy� autor�cznik. Powinien si� czu� wspaniale, ale tak nie by�o. Samob�jstwo Millera nie wychodzi�o mu z g�owy rujnuj�c jego wolny dzie�. Czy coœ jeszcze le�a�o mu na w�trobie? W domu przecie� wszystko by�o w porz�dku, papiery dla przedstawiciela A.E. mia� przygotowane. - Czy nic nie zapomnia�em? - zada� sobie na g�os pytanie. - Za pi�tnaœcie minut przyjdzie przedstawiciel Avignon Electric - przypomnia� mu szeptem œcienny kalendarz firmy A.E. - Wiem. Czy coœ jeszcze? Kalendarz wyrecytowa� d�ug� list� zada�: podla� trawnik, odda� super-turbo do przegl�du, kupi� kotlety jagni�ce na poniedzia�ek, i tak dalej. Rzeczy, na kt�re od dawna nie m�g� znaleŸ� czasu. - Doœ�. Wystarczy. Pozwoli� si� ubra� automatycznemu kamerdynerowi, kt�ry zr�cznie udrapowa� dobrane tkaniny na jego koœcistej postaci. Na zako�czenie mgie�ka modnych m�skich perfum i przeszed� do salonu, przeciskaj�c si� mi�dzy stoj�cymi wzd�u� œcian urz�dzeniami. Rzut oka na œcienne wskaŸniki upewni� go, �e w domu panowa� porz�dek. Naczynia po œniadaniu zosta�y zdezynfekowane i odstawione do kredensu, mieszkanie wysprz�tane, odkurzone, wypolerowane, ubrania �ony powieszone, gwiazdoloty syna schowane do szafy. - Przesta� si� martwi�, ty hipochondryku! - powiedzia� do siebie ze z�oœci�. - Pan Pathis z dzia�u rozlicze� Avignon Electric - zaanonsowa�y drzwi. Carrin ju� mia� powiedzie� drzwiom, �eby si� otworzy�y, kiedy zauwa�y� automatycznego barmana. Dobry Bo�e, dlaczego nie pomyœla� o tym wczeœniej? Automatyczny barman by� produktem Castile Motors. Kupi� go w chwili s�aboœci. Firma A.E. nie by�aby zachwycona, poniewa� produkowa�a w�asny model barmana. Przep�dzi� automat do kuchni i powiedzia� drzwiom, �eby si� otworzy�y. - Moje uszanowanie panu! - powiedzia� pan Pathis. By� to wysoki, imponuj�cy m�czyzna ubrany konserwatywnie w tweedow� tog�. Od oczu rozchodzi�y mu si� kurze �apki œwiadcz�ce jak cz�sto si� uœmiecha. Teraz te� uœmiecha� si� promiennie potrz�saj�c prawic� Carrina i rozgl�daj�c si� po zagraconym salonie. - Pi�kne ma pan mieszkanie. Pi�kne! Myœl�, �e nie narusz� zasad naszej firmy, je�eli zdradz� panu, �e jest pan w�aœcicielem najpi�kniejszego wn�trza w tym rewirze. Carrin poczu� nag�y przyp�yw dumy na myœl o szeregach identycznych domk�w w tym kwadracie ulic, w nast�pnym, jeszcze w nast�pnym. - Wszystko w porz�dku? - spyta� Pathis stawiaj�c teczk� na krzeœle. - Czy wszystko dzia�a bez zarzutu? - Ale� taki - stwierdzi� entuzjastycznie Carrin. - Avignon Electric nigdy nie zawodzi. - Czy fono jest sprawny? Zmienia p�yty przez pe�ne siedemnaœcie godzin? - Tak, tak - powiedzia� Carrin. Nie mia� jak dot�d okazji do wypr�bowania fonografu, ale by� to niew�tpliwie pi�kny mebel. - A tr�jwymiarowy projektor? Co pan s�dzi o programach? - Odbi�r idealny. - Obejrza� jeden program w zesz�ym miesi�cu i z�udzenie by�o pe�ne. - A jak tam kuchnia? Automatyczny kucharz w porz�dku? Jak tam menu? - Wspania�e rzeczy. Po prostu wspania�e. Pan Pathis spyta� potem o lod�wk�, jego odkurzacz, jego samoch�d jego helikopter, lego podziemny basen p�ywacki i setki innych urz�dze�, kt�re Carrin zakupi� od Avignon Electric. Wszystko dzia�a znakomicie - zapewni� Carrin nie ca�kiem zgodnie z prawd�, bo nie wszystko jeszcze zd��y� rozpakowa�. - Absolutnie bez zarzutu. - Ogromnie si� ciesz� - powiedzia� Pathis z westchnieniem ulgi. - Nie ma pan poj�cia, jak bardzo staramy si� zadowoli� naszych klient�w. - Doceniam to w pe�ni, panie Pathis. Carrin mia� nadziej, �e przedstawiciel A.E. nie zechce zajrze� do kuchni. Wyobrazi� sobie barmana firmy Castile Motors stercz�cego tam jak je�ozwierz na wystawie ps�w. - Z dum� mog� stwierdzi�, �e wi�kszoœ� mieszka�c�w w tej okolicy zaopatruje si� u nas - m�wi� Pathis. Jesteœmy powa�n� firm�. - Czy Miller te� by� waszym klientem? - spyta� Carrin. - Ten, co pope�ni� samob�jstwo? - Pathis zmarszczy� czo�o. -Tak, by�. To zaskakuj�ce, absolutnie zaskakuj�ce. Zaledwie w zesz�ym miesi�cu kupi� ode mnie super-turbo osi�gaj�cy na prostej przesz�o trzysta mil na godzin. Cieszy� si� z niego jak dziecko, a potem nagle coœ takiego! Naturalnie w�z zwi�kszy� nieco jego zad�u�enie. - Naturalnie. - Ale czy to wa�ne? Mia� wszystkie luksusy œwiata. A tu nagle poszed� i si� powiesi�. - Tak - Pathis zn�w zmarszczy� czo�o. - Mia� w domu wszystkie najnowoczeœniejsze urz�dzenia, a powiesi� si� na kawa�ku sznurka. Musia� by� od dawna niezr�wnowa�ony. Jego twarz wyg�adzi�a si� i wr�ci� na ni� zwyk�y uœmiech. - Ale doœ� na ten temat! Porozmawiajmy o panu! Uœmiech poszerzy� si� jeszcze, kiedy Pathis otworzy� swoj� teczk�. - Oto wi�c pa�skie rozliczenie. Jest pan nam winien dwieœcie trzy tysi�ce dolar�w i dwadzieœcia dziewi�� cent�w po ostatnim zakupie. Zgadza si�? - Zgadza si� - potwierdzi� Carrin, bo pami�ta� t� sum� ze swoich kopii rachunk�w. - Tu jest moja rata. Wr�czy� Pathisowi kopert�, kt�r� ten sprawdzi� i wsun�� do kieszeni. - Œwietnie. A teraz, zapewne zdaje pan sobie spraw�, �e nie starczy panu �ycia, �eby sp�aci� pe�ne dwieœcie tysi�cy, prawda? - No, chyba tak - zgodzi� si� trzeŸwo Carrin. Mia� dopiero trzydzieœci dziewi�� lat i pe�ne sto lat przed sob� dzi�ki post�pom nauk medycznych. Ale przy pensji trzech tysi�cy rocznie, nie mia� szans, �eby sp�aci� nale�noœ� i jednoczeœnie utrzyma� rodzin�. - Oczywiœcie, za nic nie chcielibyœmy pozbawia� pana niezb�dnych sprz�t�w. Nie m�wi�c o wspania�ych produktach, kt�re wypuszczamy w przysz�ym roku. Rzeczy, z kt�rych na pewno nie chcia�by pan zrezygnowa�) Carrin kiwn�� g�ow�. Jasne, �e chcia� mie� te nowe rzeczy. - C�, w takim razie s�dz�, �e za�atwimy to zwyczajowo. Pod zastaw zarobk�w pa�skiego syna za pierwsze trzydzieœci lat jego doros�ego �ycia mo�emy bez trudu uzyska� dla pana dalszy kredyt. Pathis wyci�gn�� z teczki plik formularzy i roz�o�y� je przed Carrinem: - Zechce pan podpisa� tutaj i tutaj. - Ale... - b�kn�� Carrin - nie jestem pewien... Chcia�bym zapewni� ch�opcu start �yciowy, a nie obarcza� go... - Ale� drogi panie - przerwa� mu Pathis - przecie� to jest r�wnie� dla pa�skiego syna. On te� tu mieszka, prawda? Ma prawo korzysta� z tych luksus�w, z cud�w nauki. - Jasne - powiedzia� Carrin. - Tylko, �e... - Prosz� parsa, przecie� dzisiaj przeci�tny cz�owiek �yje jak kr�l. Sto lat temu najbogatszy cz�owiek œwiata nie m�g�by sobie pozwoli� na to, co dziœ posiada zwyk�y obywatel. Niech pan nie patrzy na to jako na d�ug. To inwestycja. - To prawda - powiedzia� Carrin nie ca�kiem przekonany. Pomyœla� o swoim synu, o jego modelach gwiazdolot�w, o mapach nieba. Zadawa� sobie pytanie, czy to b�dzie s�uszne. - Na czym polega problem? - spyta� dziarsko Pathis. - Tak si� zastanawiam. Zad�u�y� si� na poczet zarobk�w syna... czy to nie przesada? - Przesada? Ale� drogi panie! - Pathis zani�s� si� œmiechem. - Zna pan Mellona, kt�ry mieszka o kilka dom�w dalej? Niech pan nie m�wi, �e dowiedzia� si� pan tego ode mnie, ale on zastawi� ju� pensje wnuk�w do ko�ca ich statystycznie przewidzianego �ycia. I jeszcze nie ma po�owy rzeczy, kt�re postanowi� mie�. Musimy coœ dla niego wymyœle�. Nasza praca polega na spe�nianiu �ycze� naszych klient�w i dobrze o tym wiemy. Carrin by� wyraŸnie w rozterce. - A po pana œmierci wszystko to przecie� przejdzie na w�asnoœ� pa�skiego syna. To prawda, pomyœla� Carrin. Wszystkie te cudowne rzeczy wype�niaj�ce jego dom stan� si� w�asnoœci� syna. Poza tym chodzi�o tylko o trzydzieœci lat ze statystycznie przewidywalnych stu pi��dziesi�ciu. Podpisa� zamaszyœcie. - Znakomicie!- powiedzia� Pathis. - A nawiasem m�wi�c, czy ma pan w domu majordomusa naszej produkcji? Okaza�o si�, �e nie. Pathis wyjaœni�, �e mechaniczny majordomus jest nowym zdumiewaj�cym osi�gni�ciem nauki i techniki. Zosta� zaprogramowany do przej�cia wszystkich funkcji zwi�zanych ze sprz�taniem i gotowaniem, tak �eby jego w�aœciciel nie musia� ruszy� palcem. - Zamiast przez ca�y dzie� biega� i naciska� guziki ktoœ, kto ma mechanicznego majordomusa, przyciska tylko jeden! Epokowy wynalazek! Poniewa� majordomus kosztowa� zaledwie pi��set trzydzieœci pi�� dolar�w, Carrin zam�wi� go, dopisuj�c jego cen� do d�ugu syna. Co racja, to racja, myœla� odprowadzaj�c Pathisa do drzwi. Ten dom b�dzie kiedyœ w�asnoœci� syna. I synowej. Niew�tpliwie b�d� chcieli mie� dom nowoczeœnie wyposa�ony. Tylko jeden guzik, myœla�. Jaka oszcz�dnoœ� czasu! I Po wyjœciu Pathisa Carrin zasiad� w ruchomym fotelu i w��czy� tr�jwymiarowy projektor. Pokr�ciwszy zdalnym sterowaniem stwierdzi�, �e nie ma ochoty ogl�da� �adnego programu. Odchyli� oparcie i postanowi� si� zdrzemn��. Coœ nadal nie dawa�o mu spokoju. - Dzie� dobry, kochanie! - Obudzi� si� i stwierdzi�, �e �ona wr�ci�a. Poca�owa�a go w ucho! - Zobacz, co mam! Kupi�a "sekscytuj�cy negli�" firmy A.E. Carrin by� mile zaskoczony, �e tylko tyle. Zwykle wraca�a z zakup�w ob�adowana. - Œliczne - powiedzia�. Pochyli�a si�, �eby j� poca�owa� i zachichota�a zalotnie: zwyczaj, kt�ry przej�a od najpopularniejszej ostatnio gwiazdy tr�j-ekranu. Carrin wola�by, �eby tego nie robi�a. - Zaprogramuj� kolacj� - powiedzia�a i posz�a do kuchni. Carrin uœmiechn�� si� na myœl, �e wkr�tce �ona b�dzie mog�a zamawia� posi�ki nie ruszaj�c si� z saloniku. Rozsiad� si� wygodnie w fotelu i wtedy przyszed� syn. - Jak tam, synu? - spyta� z uczucie; - W porz�dku - odpowiedzia� apatyczpie Bill. - O co chodzi, synu? - Ch�opak wpatrywa� si� w pod�og� i nie odpowiada�. - ChodŸ i powiedz tacie, co ci� gn�bi! Billy usiad� na skrzynce i opar� g�ow� na r�kach. Podni�s� na ojca zamyœlone oczy. - Tato, czy gdybym chcia�, to m�g�bym zosta� in�ynierem serwisu? Carrin uœmiechn�� si�. Billy nie m�g� si� zdecydowa�, czy chce zosta� in�ynierem serwisu, czy pilotem kosmicznym. In�ynierowie serwisu stanowili elit�. To oni naprawiali automaty naprawcze. Automaty naprawcze potrafi�y naprawia� prawie wszystko, ale nie mo�na mie� maszyn do naprawiania maszyn naprawczych. I tutaj wkraczali in�ynierowie serwisu. Jednak konkurencja w tym zawodzie by�a ogromna i tylko nieliczne wybitne umys�y otrzymywa�y dyplom. Billy by� wprawdzie inteligentnym ch�opcem; ale nie zdradza� jakichœ wybitnych uzdolnie� technicznych. - To mo�liwe, synu. Wszystko jest mo�liwe. - Ale czy to jest mo�liwe dla mnie? - Nie wiem - odpowiedzia� Carrin najuczciwiej, jak m�g�. - A j a wcale nie chc� by� in�ynierem serwisu - powiedzia� Billy rozumiej�c, �e odpowiedŸ brzmi nie. - Chc� by� pilotem kosmicznym. - Pilotem kosmicznym? - spyta�a Leela wchodz�c do pokoju. - Przecie� wiesz, �e nie ma �adnych pilot�w kosmicznych. - W�aœnie, �e s� - upiera� si� Billy. - W szkole pan powiedzia�, �e rz�d wyœle ekspedycj� na Marsa. - M�wi� tak od stu lat - powiedzia� Carrin - ale jeszcze nic nie zrobili. - Teraz zrobi�. - A dlaczego w�aœciwie chcesz lecie� na tego Marsa? spyta�a Leela robi�c oko do m�a. - Nie ma tam �adnych dziewcz�t. - Nie obchodz� mnie dziewczyny. Chc� polecie� na Marsa i tyle. - Na pewno by ci si� tam nie podoba�o, kochanie powiedzia�a Leela. - Paskudna stara planeta bez powietrza. - Jest tam troch� powietrza i chc� tam polecie� - upiera� si� ponuro ch�opiec. - Mnie si� nie podoba tutaj. - Co to ma znaczy�? - spyta� Carrin podrywaj�c si� w fotelu. - Czy ci czegoœ tu brakuje? Chcia�byœ coœ mie�? - Nie, ojcze. Mam wszystko. - Ilekro� Billy nazywa� go "ojcem", Carrin wiedzia�, �e coœ jest nie w porz�dku. - Pos�uchaj, synu, kiedy by�em w swoim wieku, ja te� chcia�em lecie� na Marsa. Chcia�em robi� r�ne wielkie rzeczy. Chcia�em nawet zosta� in�ynierem serwisu. - To dlaczego tego nie zrobi�eœ? - Bo doros�em. Zrozumia�em, �e s� wa�niejsze rzeczy. Najpierw musia�em sp�aci� d�ug, kt�ry odziedziczy�em po ojcu, potem pozna�em twoj� matk�... Leela zachichota�a. - ... i zapragn��em mie� w�asny dom. Z tob� b�dzie tak samo. Sp�acisz sw�j d�ug i o�enisz si� tak jak wszyscy. Billy przez chwil� milcza�. Potem odgarn�� z czo�a w�osy - ciemne i proste jak u ojca - i obliza� wargi. - A dlaczego ja mam d�ug, ojcze? Carrin wszystko mu cierpliwie t�umaczy�. �e rodzina potrzebuje wielu rzeczy, �eby �y� w spos�b cywilizowany. �e trzeba za to p�aci� i �e jest w zwyczaju, �eby syn, kiedy dorasta, przejmowa� cz�œ� d�ugu ojca. Milczenie Billy'ego irytowa�o go. Zupe�nie, jakby ch�opak mia� do niego pretensj�, po tym jak on latami harowa�, �eby zapewni� temu niewdzi�cznemu szczeniakowi wszelkie luksusy. - Synu - powiedzia� surowo - uczy�eœ si� w szkole historii? To dobrze. W takim razie wiesz, jak to by�o w przesz�oœci. Wojny. Chcia�byœ by� rozerwanym na strz�py? Ch�opak nie odpowiada�. - Albo czy chcia�byœ gi�� grzbiet przez osiem godzin dziennie przy pracy, kt�r� powinna wykonywa� maszyna? Albo chodzi� stale g�odny? Albo marzn�� i mokn�� bez dachu nad g�ow�? Zrobi� przerw� na odpowiedŸ, nie otrzyma� jej i ci�gn�� dalej. - �yjesz w najszcz�œliwszych czasach w ca�ych dziejach ludzkoœci. Otaczaj� ci� wszelkie cuda nauki i sztuki. Najwspanialsza muzyka, najlepsze ksi��ki i obrazy s� w zasi�gu twojej r�ki. Wystarczy tylko nacisn�� guzik. Zmieni� ton na �agodniejszy. - No i co na to powiesz? - Zastanawiam si�, jak polecie� na Marsa - powiedzia� ch�opiec. - Chodzi o ten d�ug. Pewno nie da si� od tego wykr�ci�? - Oczywiœcie, �e nie. - Chyba, �ebym polecia� na gap�. - Ale tego nie zrobisz. - Jasne, �e nie - powiedzia� ch�opiec, ale jakoœ jakby bez przekonania. - Zostaniesz tutaj i o�enisz si� z mi�� i �adn� dziewczyn� - stwierdzi�a Leela. - Jasne - powiedzia� Billy. - Oczywiœcie. - Uœmiechn�� si�. nagle. - Z tym Marsem to ja �artowa�em. Naprawd�. - Ciesz� si� - powiedzia�a Leela. - To by�o tylko tak sobie - Billy uœmiechn�� si� z przymusem, wsta� i pobieg� na g�r�. - Pewnie poszed� bawi� si� swoimi rakietami - zauwa�y�a Leela. - Ma�y urwis. Carrinowie zjedli w spokoju kolacj�, po kt�rej Carrin musia� iœ� do pracy. W tym miesi�cu mia� nocn� zmian�. Poca�owa� na po�egnanie �on�, wsiad� do super-turbo i z rykiem silnika pomkn�� do fabryki. Automatyczna brama zidentyfikowa�a go i wpuœci�a. Zaparkowa� w�z i wszed� do hali. Automatyczne tokarki, automatyczne prasy, wszystko by�o tu zautomatyzowane. Fabryka by�a wielka i jasna, maszyny mrucza�y cicho same do siebie wykonuj�c swoj� prac� i wykonuj�c j� dobrze. Carrin poszed� na koniec taœmy monta�owej pralek automatycznych, Weby zmieni� pracuj�cego tam cz�owieka. - Wszystko w porz�dku? - spyta�. - Jasne - odpowiedzia� tamten. - W tym roku nie mia�em ani jednego braku. Te nowe modele nie mrugaj� ju� lampkami, ale maj� wmontowany g�os. Carrin usiad� w fotelu i czeka� na pierwsz� pralk�. Jego praca by�a szczytem prostoty. Siedzia�, a maszyny defilowa�y przed nim. Przy ka�dej przyciska� guzik i sprawdza�, czy dzia�a. Dzia�a�y zawsze. Min�wszy go pralki sz�y do pakowalni. W�aœnie podjecha�a na wa�kach pierwsza. Wcisn�� w��cznik. - Gotowa do prania - odezwa�a si� pralka automatyczna. Carrin przycisn�� inny guzik i pralka odjecha�a. Ten m�j ch�opak, myœla� Carrin. Czy doroœnie i podejmie swoje obowi�zki? Czy dojrzeje i stanie si� odpowiedzialnym cz�onkiem spo�ecze�stwa? W�tpliwe. Ten ch�opak by� urodzonym buntownikiem. Je�eli ktoœ kiedyœ poleci na Marsa, to w�aœnie on. Ta myœl jakoœ go nie zasmuci�a. - Gotowa do prania - zg�osi�a si� nast�pna pralka. Carrin przypomnia� sobie coœ w zwi�zku z Millerem. Ten pe�en �ycia cz�owiek cz�sto m�wi� o innych planetach, o wyprawach i o ryzyku. Ale tylko m�wi�. A potem pope�ni� samob�jstwo. - Gotowa do prania. Carrin mia� przed sob� osiem godzin, poprawi� si� wi�c w fotelu i rozluŸni� pasek. Osiem godzin przyciskania guzik�w i s�uchania maszyn obwieszczaj�cych swoj� gotowoœ� do pracy. - Gotowa do prania. Przycisn�� guzik. - Gotowa do prania. Carrin oddali� si� myœl� od swojej pracy, kt�ra, prawd� m�wi�c, nie wymaga�a zbyt wiele uwagi. Nagle uœwiadomi� sobie, co go dr�czy�o. Przyciskanie guzik�w go nie bawi�o. Prze�o�y� Lech J�czmyk powr�t