6255
Szczegóły |
Tytuł |
6255 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6255 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6255 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6255 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fudal
W�adca marionetek
Wszystkim, kt�rzy ca�e �ycie byli ok�amywani.
Rozdzia� 1
By�o ciemno. Bardzo ciemno i cicho. Prawie �e niewyczuwalny wiatr porusza� bezg�o�nie ogromnymi li��mi
nadbrze�nych palm o�wietlonych srebrn� po�wiat� zachodz�cego ksi�yca w pe�ni. Nad wschodnim horyzontem
wida� by�o coraz bardziej zauwa�alne poja�nienie zwiastuj�ce nadej�cie kolejnego, tropikalnego dnia na wyspie.
Pocz�tkowo ciemnoczerwona linia nad widnokr�giem poszerza�a si� coraz bardziej, a czerwie� powoli ust�powa�a
miejsca ��ci i blademu b��kitowi. Robi�o si� coraz ja�niej. Gasn�ca w morzu wielka z�ocista tarcza ksi�yca nie
dawa�a ju� pe�nego blasku. W szybko ja�niej�cym �wietle mo�na by�o ju� wyra�nie zobaczy� zarys piaszczystej
pla�y i osiedli ludzkich po�o�onych jakie� dwie�cie metr�w dalej.
Spod oceanu wzesz�o poranne czerwone s�o�ce i szybko wznosi�o si� nad ciemnozielonkaw� lini� wody. Jego
pierwsze promienie o�wietli�y po�o�ony najbli�ej pla�y bungalow. Wida� by�o, �e nale�y do bogatego cz�owieka,
jednak nie by� ogrodzony drutem kolczastym i wie�yczkami wartowniczymi jak letnie rezydencje szef�w korporacji
po�o�one na innych wyspach archipelagu. Zamiast tego budynek by� otoczony pi�knym sadem palm tropikalnych,
w�r�d kt�rych bieg�a piaszczysta �cie�ka prowadz�ca spod jedynych drzwi wej�ciowych prosto na pla�� po�o�on�
tylko sto metr�w dalej.
Coraz mocniejsze promienie wschodz�cego s�o�ca wdar�y si� wreszcie do pokoju spokojnie �pi�cego m�czyzny
o�wietlaj�c dosy� obszerne ��ko, drogie, cho� proste mahoniowe meble oraz ma�y, zawsze zepsuty telewizorek
po�o�ony w rogu pokoju. Na szklanym blacie stolika nocnego wida� by�o kilka niezu�ytych poprzedniego wieczora
kresek amfetaminy najlepszej jako�ci. Mo�na by�o te� zauwa�y� kobiec� posta� przechodz�c� ostro�nie z �azienki
przez pok�j do drzwi wej�ciowych. Dziewczyna delikatnie zatrzasn�a za sob� drzwi i chwiejnym krokiem pod��y�a
w stron� zabudowa�...
Kilka godzin p�niej Adrian obudzi� si�. By�o ju� ca�kiem jasno; tropikalne s�o�ce mocno przygrzewa�o i w
mieszkaniu zacz�o robi� si� duszno. Przypomnia� sobie, �e wieczorem zapomnia� w��czy� klimatyzacj�.
Niepewnym krokiem podszed� do okna, otworzy� je na o�cie� i wci�gn�� w p�uca orze�wiaj�c� morsk� bryz�.
Szybko podszed� do stolika nocnego i z pietyzmem u�ywaj�c karty kredytowej zebra� narkotyk na jedn� kupk� i
zmi�t� do ma�ego woreczka, kt�ry nast�pnie schowa� do szuflady biurka.
Przypomnia� sobie wydarzenia poprzedniego wieczora i spojrza� na ��ko, ale dziewczyny ju� tam nie by�o. Wysz�a
bez po�egnania. To nic, pomy�la�, i tak dzisiaj jak�� spotkam, zapowiada si� �liczny dzie�. Wszed� pod prysznic i
odkr�ci� zimn� wod�. Orze�wiaj�cy strumie� zmy� z niego resztki kaca. Poczu� si� znacznie lepiej. Wyszed� z
kabiny i ca�kowicie nagi stan�� przed ogromnym �azienkowym lustrem. Tak, podoba� si� sobie i lubi� patrze� na
swoje odbicie. Nie uwa�a� tego za objaw narcyzmu, bynajmniej. Po prostu by� przystojnym facetem. Mia� b��kitne
oczy, jasne blond w�osy, ciemn�, opalon� karnacj� i wysportowane cia�o. Nic dziwnego, �e ka�da dziewczyna na
wyspie leci na mnie, pomy�la�. Wyszczerzy� do lustra rz�d �licznie utrzymanych, bia�ych z�bk�w. On chcia�
przelecie� ka�d� dziewczyn� na wyspie i uwa�a� to za dobry uk�ad. �ycie jest pi�kne.
Po porannej toalecie i skromnym �niadaniu sk�adaj�cym si� tost�w i fili�anki gor�cej kawy postanowi�, �e wst�pi do
Grega. Przyjaciel mieszka� zaraz obok, w ma�ym, przytulnym, acz nieco zaniedbanym domku przy tej samej uliczce.
W�a�ciwie to przy ulicy by�y tylko dwie posiad�o�ci: jego i Grega. Szybkim, spr�ystym krokiem przemierzy�
kilkadziesi�t metr�w piaszczystej �cie�ki. Podszed� do drzwi, zapuka� w nie i poczeka�, a� uka�e si� w nich zaspana
twarz Grega.
Greg by� chyba jedynym mieszka�cem wyspy, kt�ry rozumia� Adriana i jego jedynym prawdziwym kumplem.
W�a�ciwie to pojawi� si� na wyspie ca�kiem niedawno i zupe�nie nieoczekiwanie. Kiedy Adrian po wypadku na
desce surfingowej musia� przez tydzie� le�e� w szpitalu na obserwacji, do jego sali wkwaterowa� si� na drugi dzie�
facet ze z�aman� nog�. Gdy Adrian pierwszy raz na niego spojrza� i zobaczy�, �e wsp�lokator nudzi si� �miertelnie
w ciasnym pokoiku z pobielanymi �cianami i z okienkiem wychodz�cym na podw�rze, wiedzia�, �e znalaz� wreszcie
bratni� dusz�.
Tak wi�c nasz bohater przyby� tego pi�knego ranka pod cienkie drzwi stanowi�ce wej�cie do wiecznie cuchn�cego
sk�adu starych mebli, rozk�adaj�cych si� konserw i niewypranych ubra�, zwanego eufemicznie mieszkaniem Grega i
us�ysza� za nimi jaki� ruch. Jego uszu dolecia� te� odg�os potkni�cia, kr�tkie niewybredne przekle�stwo, trzask
otwieranego zamka i po chwili w drzwiach ukaza� si� zaspany i niedogolony pysk kolegi.
Greg by� �miesznym cz�owieczkiem. By� niskiego wzrostu, a jego ubranie i fryzura wydawa�y si� �y� ze sob� w
doskona�ej harmonii, poniewa� prawdopodobnie ani si� nigdy nie czesa�, ani nie pra� garderoby. Spl�tane str�ki
czarnych w�os�w opada�y na jego twarz, tak wi�c wida� by�o tylko bladoniebieskie, weso�e i rozbiegane oczka.
Greg by� te� strasznie weso�ym facetem. Jego spos�b bycia i niewybredne poczucie humoru sprawia�y, �e Adrian
nie pami�ta�, by od czasu przybycia Grega na wysp� czym� si� martwi�. Dnie sp�dzane z Gregiem polega�y na piciu
piwa na pla�y, opalaniu si�, chodzeniu na si�owni� i uwodzeniu napotkanych dziewczyn (�zarywaniu dup�, jak
m�wi� Greg), co dla Adriana stanowi�o esencj� �ycia na tej najlepszej z mo�liwych do wyobra�enia na naszym
pi�knym �wiecie tropikalnej wyspie.
- H�? � nadzwyczaj inteligentnie zagai� rozmow� Greg i jego twarz wykrzywi� nieprzyzwoity u�miech. � I jak? �
spyta� Adriana w spos�b, kt�ry dawa� do zrozumienia, �e chce si� dowiedzie� czego� o dziewczynie, z kt�r� sp�dzi�
noc.
- ... � Adrian tylko si� u�miechn��, ale Gregowi to wida� wystarczy�o.
- Hehe! � rubasznie za�mia� si� Greg i gestem zaprosi� Adriana do �rodka.
Adrian poszed� w kierunku wytartej kanapy, kt�ra by�a chyba jedynym porz�dnym meblem w mieszkaniu i po
drodze potkn�� si� o stert� niewyrzuconych puszek po piwie. Wprawi�o to Grega w jeszcze weselszy nastr�j.
- To co dzisiaj robimy? � zapyta� si� Greg retorycznie.
Adrian tylko si� u�miechn�� i obaj udali si� w kierunku pla�y, kt�ra ju� o tej porze by�a lekko zat�oczona. Podeszli
do drewnianego baru, zam�wili dwa du�e piwa i usadowili si� nieopodal na dw�ch wynaj�tych le�akach. Obaj
przyjaciele nasmarowali si� olejkiem do opalania i zacz�li si� sma�y� w gor�cym, tropikalnym s�o�cu, co daleko nie
odbiega�o od ich codziennej rutyny.
Gor�ce, wilgotne powietrze, ch�odna bryza od oceanu i zimny Heineken sprawi�y, �e powieki Adriana zacz�y
sennie opada�. Powoli zapada� w p�ytk� drzemk�, z kt�rej budzi�y go tylko komentarze Grega na temat mijaj�cych
ich dziewczyn w rodzaju �patrz, ale ma bufory�, albo �ale kr�ci dup��. W ko�cu kumpel ruszy� si� z le�aka i
podszed� do jednej z nich pr�buj�c zacz�� interesuj�c� konwersacj� (��adna dzisiaj pogoda�, �sk�d jeste�?�, �d�ugo
tu zostajesz?�), ale Adrian nie mia� ch�ci si� przy��czy�. Kobiety by�y wprawdzie bardzo atrakcyjne, ale Adrian by�
po prostu zbyt rozleniwiony upa�em i piwem, �eby wsta� z miejsca.
W�a�nie wtedy, kiedy znu�ony gadaniem Grega Adrian skierowa� senne oczy na rozpalony piasek, zobaczy� le��c�
niedaleko swojego le�aka zadrukowan� kartk� papieru. Gdy uwa�niej przyjrza� si� jej, zobaczy�, �e jest wyrwana z
gazety. Zaintrygowa�o to Adriana, bo nie przypomina� sobie, by gdziekolwiek na wyspie widzia� kiosk z gazetami.
Widocznie przyp�yw wyrzuci� j� na brzeg, pomy�la�.
Kartka by�a mocno ju� zniszczona przez s�on� wod�, ale Adrianowi uda�o si� odczyta� tytu� artyku�u i par� linijek
poni�ej.
Brasilia zdobyta!
Jeden z ostatnich poga�skich bastion�w na naszej planecie zosta� wczoraj zdobyty przez misjonarzy Religii
Oficjalnej. Za�o�ony dzisiaj lokalny Ko�ci� w tym mie�cie wykona� od razu egzekucje na najzacieklejszych
obro�cach starego porz�dku. Jego �wi�tobliwo�� Feliks F. Faulky przesy�a misjonarzom duszpasterskie
b�ogos�awie�stwo.
Poni�ej wida� by�o zdj�cie, kt�rego widok spowodowa�, �e Adriana przeszy�o przenikliwe zimno, pomimo, �e by�o
trzydzie�ci stopni w cieniu. Przedstawia�o ono m�odego, u�miechni�tego cz�owieka w mundurze z karabinem. Na
ramieniu m�czyzna mia� wyszyty dziwny znak: promieniej�ce oko wpisane w r�wnoboczny tr�jk�t. Bojownik
trzyma� w r�ku dzid�, na kt�r� by�a zatkni�ta zakrwawiona g�owa z wy�upionymi oczami. Adrianowi zakr�ci�o si� w
g�owie. Nigdy przedtem nie widzia� czego� takiego.
- Greeeg! � zawo�a� kumpla przera�ony.
Ten przeprosi� dziewczyn� i podszed� do Adriana. Ona, przez chwil� jeszcze sta�a w miejscu i patrzy�a w ich
kierunku, po czym pomacha�a r�k� i odesz�a.
- Co jest? � zapyta� Greg wyra�nie zdenerwowany, �e przeszkadza mu si� w takim momencie. � O co chodzi?
- Popatrz na to. � Adrian podsun�� mu pod nos kartk�. � Co to mo�e by�?
Greg przez chwil� g�upawym wzrokiem gapi� si� na stron� gazety jakby nie zauwa�aj�c artyku�u i makabrycznego
zdj�cia pod spodem, po czym powiedzia� najspokojniejszym g�osem pod s�o�cem:
- Wiesz co, stary? To jest chyba strona z gazety.
Obaj natychmiast roze�miali si�.
- S�uchaj. - Greg szybko zmieni� temat rozmowy. � Ta laska przylecia�a na wysp� z przyjaci�k�. B�d� wieczorem w
Lizard Club. Powiedzia�a, �e chyba nie b�d� mia�y nic przeciwko temu, �eby�my wpadli. To jak? � Greg mrugn��
okiem do Adriana.
- Na pewno nie omieszkamy wst�pi�. � potwierdzi� z u�miechem Adrian.
Natychmiast zapomnia� o wycinku z gazety, kt�ry przez kilka sekund zaburzy� b�ogi spok�j umys�u
najszcz�liwszego mieszka�ca najpi�kniejszej pod s�o�cem tropikalnej wyspy.
Rozdzia� A
By�o ciemno. Cisz� �pi�cego wielkiego miasta przerywa� co chwil� huk startuj�cych odrzutowc�w, odg�osy
strzelanin, krzyki przera�onych ludzi oraz j�k syren policyjnych. Nad miastem wisia�a olbrzymia chmura
brunatnego, dusz�cego smogu powoduj�c, �e nawet do apartamentu na ostatnim, pi��dziesi�tym pi�trze wie�owca
nie dociera�o nigdy ani �wiat�o s�oneczne, ani blask gwiazd. Za to odg�osy metropolii po przedarciu si� przez
kilkusetmetrow� warstw� gryz�cego dymu dociera�y do mieszkania �pi�cego zniekszta�cone, wyt�umione,
nieludzkie. Dlatego �pi�cy nie s�ysza� aut policyjnych i nie budzi�y go wrzaski mordowanych ludzi. Za to
wyt�umione d�wi�ki docieraj�ce noc� do jego ucha uspakaja�y go, usypia�y i wprowadza�y w dziwny stan b�ogo�ci,
podczas kt�rego sk�onny by� zapomnie� o n�dznych i nic nieznacz�cych ludziach prze�ywaj�cych swe zwyczajne
�ycia kilkaset metr�w ni�ej. On przecie� by� w�adc� �wiata.
Powoli zacz�o si� robi� coraz ja�niej. Coraz s�absze odg�osy strzelanin i coraz g�o�niejszy ha�as startuj�cych i
l�duj�cych samolot�w dawa�y znak, �e Wieczne Miasto budzi si� do nast�pnego dnia �ycia. Nad Rzymem
prawdopodobnie �wieci�o ju� s�o�ce, jednak s�o�ca w mie�cie ju� nikt od kilkudziesi�ciu lat nie widzia�. Zreszt�
nikt tam nie patrzy� ju� w niebo. Kilkadziesi�t milion�w mieszka�c�w brudnego, zatrutego i umieraj�cego miasta
pod��a�o do swoich codziennych, nieciekawych zaj��
Kilka godzin p�niej Feliks F. Faulky obudzi� si�. Olbrzymi mahoniowy zegar u wezg�owia ��ka wskazywa� ju�
jedenast� przed po�udniem.
- O cholera! � zakl�� cicho aby nie budzi� �pi�cej obok niego kobiety.
Wsta� z ��ka i chwiejnym krokiem poszed� do �azienki. Po drodze zauwa�y� na szklanym blacie nocnego stolika
kilka niezu�ytych kresek amfetaminy najwy�szej jako�ci. Pomy�la�, �e jak tego nie sprz�tnie przed trzynast�, to
s�u�ba wci�gnie do odkurzacza narkotyk warty ze sto kawa�k�w. Pierwsze co zrobi� po wyj�ciu z �azienki, to
sprz�tn� to ze stolika, pomy�la�.
Odkr�ci� powoli zimn� wod�. Pomimo, �e lodowaty strumie� troch� go orze�wi�, poczu� jednocze�nie obrzydliw�
wo� chloru. Od kiedy tu przyby�, woda tak �mierdzia�a. Obrzydliwy fetor wydawa� si� przenika� ca�� �azienk� i
sprawia�, �e Faulky�emu od razu zrobi�o si� niedobrze. Postanowi�, �e w ko�cu od��czy si� od wodoci�g�w i
zacznie sk�din�d sprowadza� wod�.
Nie, nie podoba�o mu si� w Rzymie. Nienawidzi� tego miasta, odk�d go tu sprowadzono, odk�d przyby� do miasta,
sk�d mia� kierowa� najpot�niejsz� na �wiecie organizacj�. Nie rozumia�, dlaczego Ich siedziba ma mie�ci� si�
w�a�nie w tym ohydnym, zapaskudzonym, �mierdz�cym i zapomnianym przez Boga mie�cie, kt�re nigdy nie ogl�da
s�o�ca.
Wyszed� z kabiny natryskowej i spojrza� z obrzydzeniem na swoje odbicie w olbrzymim �azienkowym lustrze.
Nienawidzi� siebie i nie cierpia� patrze� na swoje chorobliwie napuchni�te, t�uste cia�o. W swoim mniemaniu by�
ca�kowicie oble�nym facetem i to, �e od czasu do czasu znajdowa� sobie kochank�, graniczy�o z cudem.
Ubra� si� w szlafrok i przyst�pi� do codziennego rytua�u golenia. Gdy ju� pokry� piank� sw�j jednodniowy zarost i
spojrza� dok�adniej na odbicie swojej twarzy, widok ten nape�ni� go odraz�. Nienawidz� siebie, my�la� szybko,
nienawidz� swojej parszywej mordy, wy�upiastych oczu i tych ciemnych, wiecznie t�ustych i pozlepianych w�os�w.
Poci�gn�� maszynk� po prawym policzku. Sk�d ta kobieta wzi�a si� w moim ��ku? Naprawd� nie obchodzi jej
m�j wygl�d? Doko�czy� skrobanie policzka i zabra� si� za podgardle. Naprawd�, niewiele kobiet chcia�oby pieprzy�
si� z takim czym� jak ja, pomy�la� i sp�uka� pian� z ostrzy. Pewnie i tak nie jest ze mn� ca�kowicie szczera. Zacz��
goli� lewy policzek. Bardziej leci na moj� w�adz� i pieni�dze, ni� na mnie.
- Kurwa ma�! Zaci��em si�! � wrzasn��.
Przylepi� kawa�ek papieru do krwawi�cego miejsca i rozpocz�� usuwanie zarostu znad g�rnej wargi. Mo�e nie
chodzi jej tylko o kas�, pomy�la�. Sp�uka� resztki pianki z twarzy i dok�adnie wytar� j� r�cznikiem. S�ysza�em
przecie� historie o agentkach ruchu oporu nasy�anych w celu szpiegowania Religii. Czy jest mo�liwe, aby i ona by�a
agentk�? My�li coraz szybciej przelatywa�y przez jego m�zg. Tak, na pewno, mam w ��ku zdrajczyni�!
- Co robi�? Co mam teraz robi�? � zacz�� szepta� gor�czkowo szukaj�c grzebienia.
Nie znalaz�szy go wszed� cicho do pokoju i ze wstr�tem spojrza� na �pi�c�. Najciszej, jak tylko m�g� podszed� do
szafki i z dolnej szuflady wyj�� kr�tki pistolet z t�umikiem. Spokojnie zwa�y� go w d�oni i stwierdzi�, �e jeszcze
musi znajdowa� si� tak jedna lub dwie kule. Odbezpieczy�, zarepetowa� i z luf� wycelowan� w g�ow� kobiety
zbli�y� si� do ��ka. Ca�y si� trz�s�. Nie, nie przera�a�a go ch�� zabicia dziewczyny, czu� uraz do siebie, wini� siebie
samego za to, �e by� taki naiwny i wcze�niej nie dostrzeg� zdrady, kt�rej teraz by� nawet wi�cej ni� pewny.
- Ty suko! � wysycza� z zaci�ni�tymi z�bami.
Dziewczyna lekko poruszy�a si�. Po raz ostatni w swoim �yciu otworzy�a oczy i usiad�a na ��ku.
- Kochanie! Ju� wsta�e�? My�la�am, �e� - nie doko�czy�a, bo szcz�tki jej m�zgu obryzga�y pi�kn� adamaszkow�
po�ciel.
- Jezu, kurwa ma�! Niech to szlag! � wrzasn�� nagle uprzytomniwszy sobie, co w�a�nie zrobi�. � Greeeg! � zawo�a�
na pomocnika.
Greg by� z Przewodnicz�cym Religii Oficjalnej od samego pocz�tku. Nie by� zbyt wysoki, zawsze niedogolony,
jego w�osy chyba nigdy w �yciu nie widzia�y grzebienia i no�yc fryzjerskich, bo spod pozlepianych kruczoczarnych
splot�w opadaj�cych na jego twarz wida� by�o tylko ma�e, bladob��kitne, zawsze rozbiegane i nieszczere oczka.
Greg ca�kowicie po�wi�ci� si� Religii i jej Przewodnicz�cemu wyzbywszy si� wszelkich w�asnych s�d�w,
zapatrywa� i przekona�. Z powodu swojego sprytu i znajomo�ci ludzkiej psychologii by� cz�owiekiem, kt�ry
wiedzia�, jak sprosta� trudnemu obowi�zkowi s�u��cego i szybko odgadywa�, co w danej chwili jest Faulky�emu
potrzebne. Za godzin� pracy w centrali dostawa� trzysta kawa�k�w. Ma�o kto w Wiecznym Mie�cie m�g� tyle
legalnymi �rodkami zdoby�. A praca u Przewodnicz�cego by�a legalna w najwy�szym i najsubtelniejszym tego
s�owa znaczeniu. Przecie� Oni rz�dzili ziemi�.
Gdy tylko Greg us�ysza� wo�anie Przewodnicz�cego, natychmiast wyszed� ze swojego apartamentu i przeszed�
korytarzem w kierunku rezydencji Faulky�ego. W�a�ciwie na pi�trze znajdowa�y si� tylko dwa mieszkania: w�a�nie
Przewodnicz�cego oraz jego prawej r�ki - Grega.
Greg wszed�szy do sypialni zasta� raczej niemi�� sytuacj�. Pierwsze co go uderzy�o, to widok Przewodnicz�cego z
pistoletem w r�ku. Ca�y si� trz�s�, wida� by�o, �e nie panuje nad sob�. Greg zauwa�y� te� w�sk� stru�k� krwi
sp�ywaj�cej z lewego policzka Szefa � prze�o�ony zaci�� si� przy goleniu. Dopiero p�niej zwr�ci� oczy w kierunku
��ka, w kt�rym le�a�a kobieta. Naga i martwa. Z otwartej czaszki wyp�ywa�a krew krzepn�c powoli na poduszce.
Ca�e ��ko by�o zababrane jej trzewiami.
- Kurwa! � zakl�� Greg po cichu. Wiedzia�, �e przede wszystkim musi zaj�� si� Przewodnicz�cym, bo je�li ten
ze�wiruje, on, Greg straci prac�. Dopiero p�niej mo�e si� zaj�� zw�okami.
Si�gn�� do kieszeni i wymaca� fiolk� ze �rodkiem uspakajaj�cym. Szef mia� sk�onno�� do histerii i od czasu jego
pierwszego napadu Greg zawsze nosi� specyfik przy sobie. Teraz mocno �cisn�� buteleczk� i postanowi� ratowa�
psychik� Przewodnicz�cego Religii Oficjalnej, Feliksa F. Faulky�ego.
- Jego �wi�tobliwo��! � zacz�� Greg swoim s�u�alczym szeptem, w kt�rym pod mask� lizusostwa i podda�stwa
s�ucha� by�o stanowczy ton cz�owieka, kt�ry nie znosi sprzeciwu. � Prosz� usi��� i opowiedzie� mi wszystko.
- Aaa, Greg. Ju� jeste�. � niepewnym g�osem odpowiedzia� Faulky nie patrz�c nawet w kierunku s�ugi.
- Niech Jego �wi�tobliwo�� usi�dzie � tym samym uleg�ym, acz nieznosz�cym sprzeciwu g�osem powt�rzy� Greg
jednocze�nie podsuwaj�c Szefowi mahoniowy fotel z czerwonym obiciem z wyhaftowanym z�ot� nici�
promieniej�cym okiem wpisanym w tr�jk�t r�wnoramienny. � i za�yje to.
Greg podsun�� Szefowi do ust fiolk�, mocno przycisn�� do rozdygotanych warg i przechyli� sprawiaj�c, �e Faulky
chc�c nie chc�c musia� wypi� par� �yk�w piek�cego p�ynu. Lekarstwo po kilku minutach zacz�o dzia�a� i ze
wzroku Przewodnicz�cego znikn�� ob��d zast�piony t�pym, wystraszonym spojrzeniem, kt�re Greg zna� od lat.
- Co tu si� sta�o? � spyta� si� Greg i od razu zacz�� �a�owa� pytania. Przecie� by�o ca�kowicie jasne, �e Feliks F.
Faulky (z powodu jemu tylko wiadomemu) zastrzeli� kochank� i on, Greg, b�dzie musia� si� z tym upora�. Nie
czekaj�c wi�c, a� Przewodnicz�cy otworzy usta, Greg stwierdzi� � Ach tak, oczywi�cie. Niech si� Jego
�wi�tobliwo�� nie martwi, zaraz wezw� ekip�, posprz�taj� tu wszystko. Tymczasem przejd�my do gabinetu.
- Dobrze, Greg. Dzi�kuj�, �e jeste�. � obecno�� s�u��cego i porcja �rodka uspokajaj�cego podzia�a�y na
Przewodnicz�cego koj�co. Ogarn�a go fala porannej rze�ko�ci i ochota do pracy. Poczekaj na zewn�trz, musz� si�
przebra�. � powiedzia� ju� prawie spokojnie.
Greg wyszed� z apartamentu, zamkn�� za sob� drzwi i przez kr�tkofal�wk� zacz�� wydawa� dok�adne polecenia
ekipie, kt�ra mia�a sprz�tn�� zw�oki z mieszkania Faulky�ego. Przede wszystkim nale�a�o po usuni�ciu cia�a tak
oczy�ci� apartament, �eby po morderstwie nie zosta� najmniejszy �lad (prawdopodobnie trzeba b�dzie w tym celu
wymieni� cz�� mebli) oraz podrzuci� zw�oki gdzie� na ulic� tak, aby zasugerowa�, �e dziewczyna zosta�a
zgwa�cona i zabita w jednej z mniej bezpiecznych dzielnic Rzymu.
W czasie, gdy Greg instruowa� dok�adnie ludzi, co maj� robi�, by po porannym wybryku Przewodnicz�cego nie
zosta� nawet najmniejszy �lad, �w Przewodnicz�cy wyszed� z pokoju i r�wnym, spr�ystym krokiem pogna� do
gabinetu, nie czekaj�c nawet na Grega. Ten u�miechn�� si� delikatnie � je�eli Szef radzi sobie bez niego, znaczy to,
�e Greg dobrze wykona� robot�.
Przewodnicz�cy tymczasem wszed� do gabinetu i usiad� za biurkiem z zamiarem przejrzenia dzisiejszej poczty. By�y
to g��wnie rutynowe, s�u�bowe sprawy. Trzeba by�o zatwierdzi� kilka wyrok�w �mierci wydanych przez
okr�gowych przedstawicieli Religii Oficjalnej (g��wnie chodzi�o o prostytutki, handlarzy narkotykami,
filozofuj�cych ateist�w i producent�w nieocenzurowanych przez Religi� tak zwanych wsad�w wirtualnych), raporty
na temat sukces�w militarnych misjonarzy w Ameryce Po�udniowej, kt�rzy nawracali ostatni poga�ski kawa�ek
planety na Religi� oraz codzienne raporty z dzia�alno�ci Ko�cio��w okr�gowych (w tym ca�kiem nowego,
za�o�onego przez misjonarzy kilka miesi�cy wcze�niej w Colsie).
Feliks F. Faulky mia� okre�lony system radzenia sobie z codzienn� rutyn�. Na pocz�tku czyta� raporty zwi�zane z
misjami, gdy� nie wymaga�y one od niego podejmowania jakichkolwiek dzia�a�, musia� je tylko �przyj�� do
wiadomo�ci�. W wi�kszo�ci by�y one pomy�lne, poza wiadomo�ciami z frontu amazo�skiego, gdzie uzbrojeni w
najlepsz� bro� misjonarze nie mogli zdoby� twierdzy Brasilia, pomimo po�wi�cenia piechoty i wys�ania na ten
odcinek najlepszych dow�dc�w. Mo�na by si� tu zapyta�, dlaczego misjonarze nie u�yj� po prostu broni j�drowej,
by zniszczy� twierdz�. Ten jednak, w kt�rego umy�le za�wita�aby taka w�tpliwo��, da�by tym samym dow�d swojej
olbrzymiej ignorancji na temat zasad, jakimi kieruje si� Religia. Gdyby zniszczy� miasto zabijaj�c wszystkich
pogan, Oni nie mieliby przecie� kogo nawraca�. W interesie Oficjalnych le�y przecie� nawracanie, nie �mier�
poddanych.
Po odczytaniu niepomy�lnych wiadomo�ci z frontu Jego �wi�tobliwo�� przeszed� do wyrok�w. Z tym te� nie mia�
wi�kszych problem�w. Zwykle wyroki orzekane przez lokalne Ko�cio�y by�y zgodne z liter� prawa kanonicznego,
wi�c Faulky najcz�ciej wszystkie podpisywa�. Tak te� by�o tym razem.
Sprawozdania z dzia�alno�ci lokalnych Ko�cio��w Przewodnicz�cy po pobie�nym przejrzeniu wszystkie
wykasowa�, pozostawiaj�c sobie do uwa�niejszej lektury raport z Colsu, poniewa� tamtejszy o�rodek by� nowy i
funkcjonowa� jeszcze nieca�kowicie sprawnie.
I w�a�nie wtedy, kiedy najwa�niejszy cz�owiek na �wiecie, Jego �wi�tobliwo�� Feliks F. Faulky mia� zamiar
odwr�ci� sw� przewielebn� g�ow� od monitora i zapyta� Grega, kt�ry w mi�dzyczasie wszed� do gabinetu i
ulokowa� si� przy swoim biurku, jakie audiencje go dzisiaj czekaj�, jego uwag� przyku� jeszcze jeden list, kt�rego
Przewodnicz�cy wcze�niej nie zauwa�y�. Wiadomo�� by�a zaszyfrowana kluczem najwy�szej tajno�ci, a wys�ana
zosta�a przez Ko�ci� w Palestynie.
Faulky wyba�uszy� oczy na monitor i cicho zakl�� wpisuj�c jednocze�nie kod deszyfruj�cy. Okaza�o si� wtedy, �e
szyfrowanie jest kilkupoziomowe i Przewodnicz�cy musia� powtarza� �mudn� procedur� kilkakrotnie, zanim na
ekranie ukaza� si� tekst:
Do Jego �wi�tobliwo�ci Feliksa F. Faulky�ego. �ci�le tajne. Pilne.
Bunt archeolog�w podczas wykopalisk pod Jerozolim�. Kilkoro skasowanych, jeden przetrzymywany w areszcie. 4
misjonarzy zabitych przez buntownik�w. Sprawa najwy�szej wagi. Wymagana natychmiastowa obecno�� Jego
�wi�tobliwo�ci. Wi�cej informacji na miejscu.
Ko�ci� w Palestynie, przewodnicz�cy Richard North
- Kurwa ma�, co to?! � wyszepta� Przewodnicz�cy.
Na g�os Szefa ze swojego fotela poderwa� si� Greg i stan�� za plecami Faulky�ego wpatruj�c si� w tajemnicz�
wiadomo��.
- Jego �wi�tobliwo��, - zacz�� Greg � wskazane by�oby si� spakowa�. Po chwili doda� � Przygotuj� transport.
S�uga z�apa� za kr�tkofal�wk� i nakaza� ekipie technicznej przygotowanie pojazdu do lotu w ci�gu p� godziny. W
tym samym czasie Feliks F. Faulky pocz�apa� do swojego apartamentu, by zabra� rzeczy potrzebne na podr�. Gdy
wchodzi�, min�� si� w drzwiach z grup� ludzi wynosz�cych zw�oki kobiety owini�te w czarn� foli�. Kobiety, kt�r�
rano zabi�.
- Nienawidz� tego kurewskiego miasta! � wysycza� przez zaci�ni�te z�by.
Po trzech kwadransach Feliks F. Faulky razem z Gregiem wyjecha� na dach wie�owca, w kt�rym mie�ci�a si� Ich
siedziba, ulokowali si� na g��wnym pok�adzie wahad�owca i wystartowali zostawiaj�c pod sob� apartament
Faulky�ego, zakrwawione ��ko, zamordowan� kobiet� i kilkukilometrow� warstw� smogu, pod kt�r� prze�ywali
swoje n�dzne �ycia zwykli, szarzy mieszka�cy znienawidzonego przez Przewodnicz�cego miasta Rzym.
Rozdzia� 2
Adrian i Greg szli ciemn� i ch�odn� uliczk� prowadz�c� do restauracji, gdzie zamierzali zje�� obiad. Poniewa�
s�o�ce o tej porze �wieci�o prawie w zenicie i przypieka�o niemi�osiernie, przyjaciele postanowili, �e wpadn� do
jakiego� ch�odnego lokalu. W ten spos�b doszli do Black Joe, baru, kt�ry w�a�nie o tej porze serwowa�
lekkostrawne posi�ki dla os�b, kt�re (jak nasi bohaterzy) po porannym wylegiwaniu na pla�y ucieka�y w jakie�
ch�odne miejsce, by przetrzyma� najwi�kszy upa�.
Black Joe mie�ci� si� w przytulnej, ch�odnej, kamiennej piwniczce w centrum wyspy. Prowadzony by� przez
wysokiego, t�giego, czarnego faceta o imieniu Joe. Jak tylko Adrian i jego przyjaciel weszli do lokalu, ich oczom
ukaza� si� olbrzymi w�a�ciciel, kt�ry zahucza� basem:
- Ardian, Greg! Witajcie! Co u was?
- Sie ma, stary. � zawo�a� Greg i po chwili Joe zaprowadzi� ich do stolika w rogu, sk�d mogli obserwowa� ca�� sal�.
O tej porze w barze nie by�o t�oku. Dominowali w nim poranni pla�owicze chowaj�cy si� przed spiekot� dnia. By�o
kilka dziewczyn, w�r�d kt�rych Adrian rozpozna� te, kt�rych wygl�d Greg tak niewybrednie komentowa�. By�o te�
troch� m�odych par, prawdopodobnie ma��e�stw, kt�re na wyspie sp�dza�y sw�j miodowy miesi�c. Do Black Joe
przysz�o te� paru staruszk�w, kt�rzy usadowili si� na przeciwleg�ym ko�cu lokalu. S�cz�c r�nokolorowe drinki i
pal�c kuba�skie cygara spod przymru�onych powiek leniwie obserwowali sal�. Wszyscy ci ludzie byli na wyspie z
jednego powodu � by� to najpi�kniejszy skrawek l�du na ziemi i czy chodzi�o o sp�dzenie cudownych wakacji,
prze�ycie pierwszego miesi�ca ma��e�skiego �ycia czy te� doczekania spokojnej staro�ci, nie by�o na ca�ym �wiecie
lepszego miejsca do zrealizowania marze�. Wyspa by�a rajem na ziemi. Rajem, w kt�rym Adrian i Greg mieszkali
na sta�e i to wydawa�o si� w�a�nie Adrianowi najcudowniejsze.
Podczas deseru nasi przyjaciele zaplanowali sobie reszt� dnia. Poniewa� wiecz�r mieli ju� zaj�ty (byli um�wieni w
Lizard Club), pozosta�o im do rozporz�dzenia wolne popo�udnie. Mogli wr�ci� na pla�� lub p�j�� po�wiczy� na
si�owni. Nad morzem sp�dzili ca�y poprzedni dzie�, wi�c dzi� wypada�o p�j�� potrenowa�.
- Trzeba przypakowa� przed wieczorem, nie? � powiedzia� Greg.
Tak wi�c po kr�tkiej sje�cie w mieszkaniu Adriana przyjaciele przebrali si� i poszli po�wiczy�.
Si�ownia mie�ci�a si� w starym zak�adzie przemys�owym, o kt�rym nikt nie wiedzia� ani co produkowa�, ani kiedy
zosta� zamkni�ty. Od kiedy Adrian pami�ta�, od zawsze by�o to miejsce, gdzie mo�na by�o w spokoju �popakowa�.
By�a hala fabryczna wprost p�ka�a w szwach od najr�niejszego sprz�tu treningowego, od bie�ni, stepper�w i
drabinek, po profesjonalny atlas, stanowisko wyciskania sztang i specjalizowane urz�dzenia, przy pomocy kt�rych
mo�na by�o trenowa� poszczeg�lne grupy mi�ni. Na ty�ach si�owni znajdowa�a si� sauna, gabinet masa�u i
prysznice, a og�lne dobre wra�enie wie�czy�a pracuj�ca ca�y czas klimatyzacja sprawiaj�ca, �e nawet w najbardziej
upalny dzie� panowa� w hali przyjemny ch��d.
Tego dnia w si�owni by�o niewiele os�b, wi�c Adrian z Gregiem mogli po�wiczy� kilka razy na ka�dym stanowisku.
Z g�o�nik�w zawieszonych na �cianach wydobywa�a si� weso�a, dyskotekowa muzyka pomagaj�ca �wicz�cym
trzyma� rytm. Poza tym, by�o raczej nieciekawie, bo, wed�ug Grega, ��adne laski si� nie pokaza�y�.
Gdy wyszli z si�owni, s�o�ce stoczy�o ju� si� troch� ni�ej na bezchmurnym niebie i nie pra�y�o tak mocno, jak przed
po�udniem. Mimo wszystko Adrian zadecydowa�, �e odpocznie przed nocn� balang�. Zm�czony kilkoma seriami
�wicze� (szczeg�lnie dawa�y mu si� we znaki mi�nie brzucha), powl�k� si� do domu, wzi�� prysznic, pogapi� si� na
swoje nagie odbicie w lustrze i poszed� do pokoju przygotowa� sobie podwieczorek.
Jaki ten �wiat jest cudowny, pomy�la� wbijaj�c swoje bia�e r�wne z�bki w kanapk� z ��tym serem i og�rkiem.
Mieszkam w jego najcudowniejszym zak�tku, mam pi�kne mieszkanie, najlepszego kumpla, jakiego mo�na mie�
(w�a�ciwie nie wiem, jak mog�em �y� bez niego przedtem), codziennie opalam si�, p�ywam w morzu, a przede
wszystkim jestem niesamowicie seksowny i codziennie mog� mie� inn� dziewczyn�.
Nie, nie chodzi�o o to, �e nie szanowa� tych wszystkich kobiet, z kt�rymi sp�dza� noc, a rano szybko opuszcza�y
jego mieszkanie. Szanowa� prawo ka�dego cz�owieka do takiego �ycia, jakie sobie wybra�, a je�li wi�kszo��
dziewczyn na wyspie chce si� z nim pieprzy�, nie b�dzie im w tym przeszkadza�. Nawet czu� dla nich podziw, �e
zauwa�y�y jego nieprzeci�tn� osob� i ta osoba je na tyle zainteresowa�a, �eby okaza� mu nieco wi�cej ni� tylko
platoniczne zainteresowanie.
Na takich rozwa�aniach min�o Adrianowi popo�udnie. W ko�cu zauwa�y�, �e dochodzi sz�sta i trzeba przygotowa�
si� do nocy. Szybko ogoli� si�, przebra� w str�j wyj�ciowy (co w jego przypadku oznacza�o w�o�enie swoich
najbardziej kolorowych ciuch�w i ciemnych okular�w z odblaskow� oprawk�) i zadzwoni� do Grega. Po drugiej
stronie s�uchawki us�ysza� g�os kumpla:
- H�? � jak zawsze zacz�� rozmow� Greg.
- No to co? � spyta� Adrian. � Idziemy?
- Ale� oczywi�cie! � potwierdzi� przyjaciel i, cho� Adrian nie widzia� jego twarzy, by� przekonany, �e si�
u�miechn��.
- No to wy�a� z tej swojej dziury!
Chwil� p�niej obaj znale�li si� na piaszczystej �cie�ce, tylko tym razem poszli w kierunku przeciwnym do pla�y, w
g��b wyspy, gdzie znajdowa� si� czynny ka�d� noc Lizard Club, kt�ry by� �wietnym miejscem dla facet�w pokroju
Adriana i Grega. Greg zawsze m�wi�:
- Adrian, jak chcesz dobrze si� napi�, porz�dnie przy�pa� i zarwa� niez�� dup�, to ten klub jest w�a�nie miejscem dla
ciebie.
Tak wi�c w�a�nie owego wieczora Adrian z Gregiem przybyli do klubu wypiwszy przedtem po dwa piwa, kt�re
Greg jako� zdo�a� znale�� w swoim ba�aganie. Bramkarz stoj�cy przy wej�ciu zna� ich a� zbyt dobrze, wi�c tylko
pozdrowi� ich kr�tkim �cze�� i przyjaciele po chwili znale�li si� w nas�czonym gryz�cym dymem papierosowym i
s�odkawym zapachem marihuany lokalu. Ubrany na bia�o did�ej kr�ci� si� jak zwariowany nad konsol�, co chwil�
wydawa� w kierunku bawi�cych si� jakie� nieartyku�owane d�wi�ki i popija� swoje piwo du�ymi, �apczywymi
�ykami. Ten sam facet kontrolowa� te� migaj�ce �wiat�a w lokalu, kt�re odbija�y si� od wielkiej b�yszcz�cej kuli
po�rodku sufitu posy�aj�c w kierunku pod�ogi r�nokolorowe refleksy.
Adrian i Greg zasiedli przy stoliku i zam�wili martini z w�dk�. S�odkawy p�yn w po��czeniu ze skr�tem, kt�rego
Greg wy�udzi� przy wej�ciu od jakiego� g�wniarza sprawi�, �e Adrian poczu� si� dziwnie zrelaksowany. Nie mia�
jednak ochoty ca�� noc przesiedzie� przy stoliku; przecie� nie po to tu przyszed�. Zobaczy� w�a�nie w
podskakuj�cym t�umie dziewczyn�, z kt�r� Greg rozmawia� rano na pla�y. Obok niej podrygiwa�a w rytm muzyki
jej przyjaci�ka. Greg te� wypatrzy� ta�cz�ce kobiety i zapyta� si� znacz�cym g�osem:
- To co? Zarywamy?
Po chwili dziewczyny siedzia�y przy ich stoliku. Z pocz�tku rozmowa jako� si� nie klei�a, ale po kilku drinkach
zacz�y opowiada� o sobie. Ta, kt�r� Greg rano zaczepi�, by�a blondynk�. Nazywa�a si� Cynthia i studiowa�a
psychologi�. Jej przyjaci�ka, nieco wy�sza i powa�niejsza brunetka o imieniu Lydia nic nie studiowa�a. Wygl�da�a
jak kto�, kto rano sp�dza cztery godziny przed lustrem na nak�adaniu makija�u. Przyjecha�a razem z Cynthi� na
wysp�, aby sp�dzi� najlepsze wakacje w �yciu.
- W takim razie natrafi�y�cie na odpowiednich facet�w. � niewyra�nym g�osem wybe�kota� mocno ju�
podchmielony Greg.
Przyjaci�ki w odpowiedzi tylko za�mia�y si� g�upawo.
Gdy Greg z Lydi� gdzie� znikli na d�u�ej, Adrian poprosi� Cynthi� do ta�ca. Poniewa� by�o ju� p�no, did�ej zacz��
puszcza� spokojniejsze kawa�ki i ta�czyli razem przytuleni do siebie (Cynthia w ci�gu ostatnich kilku godzin wypi�a
z osiem drink�w). Adrian nie wiedzia� kiedy zacz�li si� nami�tnie ca�owa� i nawet nie zauwa�y�, jak znale�li si� na
�wie�ym powietrzu pod rozgwie�d�onym niebem, a dziewczyna zapyta�a:
- Gdzie mieszkasz?
- Chod�! � nakaza� i poci�gn�� j� za r�k� w kierunku mieszkania.
Gdy weszli, dziewczyna od razu zacz�a si� rozbiera�, ale Adrian j� powstrzyma�:
- Czekaj. Mam co�, co jeszcze bardziej nas nakr�ci.
Wyj�� z szufladki celuloidow� torebeczk� z amfetamin� i szybko uformowa� na stoliku nocnym kilka kresek
narkotyku, kt�re zaraz z niego znik�y dostaj�c si� przez nozdrza do krwiobiegu obojga. Przez kr�tk� chwil� gapili
si� na siebie, po czym pospiesznie zdarli z siebie reszt� ubra� i rzucili si� na ��ko Adriana w desperackim akcie
hedonizmu, jaki mo�liwy jest tylko podczas gor�cej nocy na najpi�kniejszej z mo�liwych tropikalnej wyspie.
Lecz w�a�nie wtedy, kiedy wpadaj�ce przez okno �wiat�o ksi�yca o�wietla�o splecion� w mi�osnym u�cisku par�, w
momencie, kt�ry dla Adriana stanowi� ukoronowanie dnia i kwintesencj� �ycia, jakie prowadzi� na wyspie, kiedy
Cynthia zamkn�a swoje b��kitne oczy i cicho poj�kiwa�a nie czuj�c poza nim reszty �wiata, z umys�em Adriana
sta�o si� co� strasznego.
Mo�e to by� efekt skr�ta wypalonego wieczorem w klubie, mo�e zbyt du�ej ilo�ci martini, mo�e za d�ugiego
przebywania na s�o�cu. Adrian nie widzia� ju� ksi�yca, nie s�ysza� westchnie� dziewczyny i nie wyczuwa� jej
obecno�ci pod sob�. Wydawa�o mu si�, �e zawis� w pr�ni. W pr�ni, z kt�rej nagle wy�oni� si� u�miechni�ty m�ody
cz�owiek w mundurze z karabinem. Cz�owiek trzyma� w r�ku dzid�, na kt�r� nadziana by�a ociekaj�ca krwi� g�owa
zmaltretowanego cz�owieka z wy�upionymi oczami...
Rozdzia� B
Przewodnicz�cy siedzia� wygodnie w fotelu przy oknie i patrzy� na b��kitn� planet� pod i na czarne niebo nad sob�.
Pi�kno tego widoku poruszy�o Feliksa F. Faulky�ego do g��bi. Przez chwil� zapomnia� o tajemniczej wiadomo�ci,
kt�r� dosta� dzi� rano i kt�ra (jak przeczuwa�) ca�kowicie odmieni jego �ycie. Poczu� si� dziwnie lekko i, po raz
pierwszy mo�e od kilku miesi�cy, nie ba� si�. Po raz pierwszy zapomnia� o parali�uj�cym strachu o w�asne �ycie, o
obsesyjnym, wprost paranoicznym l�ku przed zdrad� lub spiskiem. Chcia�, �eby ten lot trwa� wiecznie, �eby pilot
nigdy nie l�dowa�, �eby na zawsze zostawi� najwa�niejszego cz�owieka na ziemi w tej komfortowej pustce, z
perspektywy kt�rej ca�y �wiat wydawa� si� taki ma�o wa�ny, taki niepozorny i niemaj�cy znaczenia.
Jednak Przewodnicz�cy przypomnia� sobie o celu lotu w tej chwili, gdy jakie� dziesi�� minut po starcie
wahad�owiec zacz�� obni�a� lot i wszed� w g�stsze warstwy atmosfery. Naprzeciwko ja�niej�cego w oknie nieba
ukaza�o si� Przewodnicz�cemu odbicie w�asnej twarzy, odbicie, kt�rego tak nienawidzi�. Szybko odwr�ci� si� od
okna i na powr�t ogarn�a go panika. Obr�ci� si� w przeciwn� stron� i dostrzeg� u�miechni�t� twarz Grega. Dobrze,
�e jest przy nim. Pomocnik zawsze umia� sobie radzi� w trudnych momentach i pomaga� Szefowi w sytuacjach
wydawa�oby si� bez wyj�cia.
Pojazd tymczasem dotkn�� ko�ami lotniska w Jerozolimie i po chwili wypu�ci� hamuj�cy spadochron. Wahad�owiec
rozpocz�� hamowanie i Faulky przerazi� si�. By� u celu podr�y i cokolwiek na niego czeka�o w tym mie�cie, b�dzie
musia� temu stawi� czo�a i nie b�dzie to bynajmniej przyjemne.
Na lotnisku powita� przyjezdnych sam Richard North, przewodnicz�cy lokalnego Ko�cio�a. Poprowadzi�
Przewodnicz�cego do hotelu, w kt�rym mia� sp�dzi� si� rozpakowa� i zostawi� swoje rzeczy. Jednak niemal�e
za��da�, aby Faulky pojawi� si� za p� godziny w sali konferencyjnej w celu przedstawienia sprawy. By�o jedno
zastrze�enie � mia�o by� to spotkanie w cztery oczy, a na to Przewodnicz�cy nie chcia� si� zgodzi�. W ko�cu
wymusi� na Northu obecno�� Grega.
Faulky najpierw rozejrza� si� po pokoju, kt�ry przeznaczono dla niego. By� jasny, przestronny, dobrze, acz skromnie
umeblowany, a przez du�e okno wpada�o do �rodka jasne, ciep�e, popo�udniowe s�o�ce. Z g�o�niczka w��czonego
radia dobiega�a uszu Przewodnicz�cego spokojna, smyczkowa muzyka. Od razu spodoba�o mu si� to miejsce, by�o
dok�adnym przeciwie�stwem jego apartamentu w Rzymie. Przewodnicz�cy usi�owa� przypomnie� sobie, czy
kiedykolwiek widzia� w Rzymie s�o�ce, ale w ko�cu jego pami�� musia�a skapitulowa�. Wieczne Miasto s�o�ca
nigdy nie ogl�da�o.
W�a�nie wtedy, gdy przypomnia� sobie o swojej siedzibie, powr�ci�o przera�enie i dziwne przeczucie, �e cokolwiek
Richard North ma mu do powiedzenia tego dnia, mocno nadwer�y i tak ju� mocno um�czon� psychik�
Przewodnicz�cego. Spojrza� na zegarek i przerazi� si� � do audiencji zosta�o mu ju� tylko dziesi�� minut. Musi si�
pospieszy�. A przede wszystkim nie mo�e da� pozna�, jak jest przera�ony ca�� sytuacj�.
Tak wi�c jaki� czas p�niej Feliks F. Faulky siedzia� w wygodnym fotelu w obszernej, klimatyzowanej sali
konferencyjnej, a przed nim sta� North. Przewodnicz�cy czu� si� okropnie. Wiedzia�, �e zaraz b�dzie musia� podj��
wa�n� decyzj� i przeczuwa�, �e ta decycja nie b�dzie dla niego �atwa.
Z kolei North te� czu� si� nieswojo. Nie wiedzia� jak zacz��. Wiadomo��, kt�r� mia� przekaza� przewodnicz�cemu,
mog�a zaburzy� ca�� struktur� Religii, naruszy� jej podstawowe fundamenty, a tego zar�wno on, jak i Faulky nie
�yczyliby sobie. Przez chwil� pomy�la�, �e najlepiej by by�o zatai� ca�� spraw� przed Przewodnicz�cym, a
wszystkie osoby w ni� zaanga�owane uciszy�. Jednak p�niej, za kilka lat, sprawa mog�aby ujrze� �wiat�o dzienne,
a wtedy jego g�owa mog�aby spa��. Tak wi�c Richard North nie mia� dla Szefa dobrych wiadomo�ci i chcia�, �eby
audiencja by�a ju� za nim, a Przewodnicz�cy podj�� racjonaln� decyzj�.
- Jego �wi�tobliwo��. � zacz�� niepewnie Richard i g�os mu uwi�z� w gardle. Patrzy� raz na Przewodnicz�cego,
kt�ry zdawa� si� r�wnie przera�ony sytuacj�, jak on sam, raz na Grega, kt�ry niewzruszony sta� za fotelem Szefa jak
cie�. � Jak zapewne Jego �wi�tobliwo�� wie, z Jego nakazu rozpocz�li�my wykopaliska we wschodniej Jerozolimie.
- Tak, oczywi�cie. � potwierdzi� Przewodnicz�cy, chocia� o wykopaliskach s�ysza� pierwszy raz. Widocznie kt�ry�
z moich podw�adnych je zleci�, pomy�la�.
- W trakcie prac archeolodzy pracuj�cy pod naszym nadzorem natrafili na grobowiec z pierwszego wieku, pieczar�
wykut� w skale i znale�li tam kilka dobrze zachowanych szkielet�w, pi�� m�skich i jeden kobiecy.
- ... � Faulky skin�� g�ow�, bardziej zainteresowany i mniej zdenerwowany ni� przed chwil�.
- No wi�c, archeolodzy zacz�li bada� znalezione szcz�tki; oczywi�cie pod naszym nadzorem. Chcieli�my
dowiedzie� si�, czy mo�e s� to zw�oki ludzi zwi�zanych z Religi� Oficjaln�, mo�e aposto��w czy ich p�niejszych
uczni�w. Wtedy w�a�nie zagin�� jeden szkielet.
- Co to znaczy?
- Po prostu znikn��. Od razu oczywi�cie przeprowadzili�my �ledztwo i odkryli�my, �e to archeolodzy ukryli szkielet,
aby nie dzieli� si� z nami wynikami swoich bada�. Wtedy zrozumieli�my, o co im chodzi�o. � North jakby si�
zaj�kn��. � Albo niech Jego �wi�tobliwo�� sam zobaczy. � doda� i zrobi� si� blady na twarzy.
Na wielkim ekranie umieszczonym na przeciwnej �cianie sali Feliks F. Faulky zobaczy� tr�jwymiarowy model
szkieletu, kt�ry, w miar� wyja�nie� Northa, obraca� si� i ukazywa� miejsca, o kt�rych przewodnicz�cy
palesty�skiego Ko�cio�a m�wi�.
- Tak wi�c, okaza�o si�, �e szkielet ma pogruchotane, jakby przebite gwo�dziem, ko�ci nadgarstka i �r�dstopia. Ma
te� z�amane dwa lewe �ebra i ko�ci piszczelowe oraz strza�kowe obydwu n�g. � poniewa� Przewodnicz�cy zdawa�
si� nic nie rozumie�, North doda�. � Jego �wi�tobliwo��, ten m�czyzna umar� na krzy�u.
- O ile wiem, w pierwszym wieku Palestyna by�a prowincj� Rzymsk�, a Rzymianie cz�sto stosowali ten rodzaj kary.
� odezwa� si� nagle Greg. � C� w tym dziwnego?
- Tak. - i w tym miejscu North zrobi� d�ug� pauz�, jakby zastanawiaj�c si�, co ma powiedzie�. � Ale odtworzyli�my
twarz na podstawie kszta�tu czaszki. � na ekranie zacz�y si� pojawia� wok� ko�ci g�owy mi�nie, a nast�pnie sk�ra
i oczy. � To w�a�nie wynik�w tych bada� nie chcieli nam udost�pni� archeolodzy i zagrozili, �e ujawni� je w Sieci...
Ale Jego �wi�tobliwo�� Feliks F. Faulky nie s�ucha� ju� wywod�w Richarda Northa. Patrzy� na twarz zmar�ego
cz�owieka na ekranie, twarz, kt�r� zna� zbyt dobrze, �eby jej nie rozpozna�, pomimo braku na komputerowej
symulacji zarostu i w�os�w. Twarz, kt�r� widzia� na Ca�unie przechowywanym w Ko�ciele w Turynie.
Z migaj�cego ekranu komputera na �cianie sali konferencyjnej patrzy�a na Przewodnicz�cego um�czona twarz
Jezusa z Nazaretu, kt�ry podobno zmartwychwsta� i wst�pi� do nieba.
- O kurwa! � powiedzia� Faulky i straciwszy �wiadomo�� osun�� si� na wypastowan� pod�og�.
Rozdzia� 3
- Greeeg! � krzykn�� zduszonym g�osem jednocze�nie zrzucaj�c dziewczyn� z ��ka.
- Co ci odbi�o? Na�pa�e� si� czy co? � rzuci�a gniewnie dziewczyna.
- Id� st�d! Odejd�! � krzycza�, poniewa� stale widzia� przed sob� zakrwawion� g�ow� z wy�upionymi oczami.
G�owa wyra�nie poruszy�a si� i u�miechn�a do Adriana. � Greeeg! � zawo�a� jeszcze raz machaj�c r�kami, jakby
chcia� odegna� od siebie ten koszmarny widok.
- Na�pany palant! � sykn�a Cynthia, zacz�a si� ubiera�, zabra�a torebk� i wybieg�a z domu.
Po odej�ciu dziewczyny halucynacja min�a, ale nie min�o dziwne uczucie, kt�re pierwszy raz go ogarn�o, gdy
zobaczy� wyrzucon� przez morze kartk�. Odci�ta, zakrwawiona g�owa nie by�a dla Adriana koszmarnym widokiem.
Na tropikalnej wyspie, gdzie �ycie by�o dla mieszka�c�w idyll�, gdzie najwi�kszym problemem by�y uderzaj�ce na
archipelag co kilka miesi�cy cyklony nie pozwalaj�ce wylegiwa� si� na pla�y, widok u�miechni�tego �o�nierza
morduj�cego swoj� ofiar� by� wprost surrealistyczny, nierzeczywisty. Adrian nie wiedzia�, �e wojna jest z�em, �e
jest okrutna. On nie wiedzia�, co to s� wojny, bo na wyspie nikt go nie powiadomi� o ich prowadzeniu. Jednocze�nie
czu�, �e odzywa si� w nim jaka� dawno zapomniana, odrzucona cz�� duszy; uwi�ziona pod�wiadomo�� pragn�ca
wydosta� si� na wolno��. Po raz pierwszy poczu�, �e gdzie� poza wysp� istnieje �wiat, kt�ry nie jest rajem na ziemi;
�wiat, w kt�rym ludzie zabijaj� si� nawzajem, a prze�ywa ten, kto (jak �o�nierz z gazety) jest silniejszy i szybszy od
przeciwnika. Ale najbardziej przerazi�o Adriana to, �e ten okrutny �wiat, w kt�rym prowadzi si� wojny, zabija
bli�nich i zn�ca nad pokonanymi jest norm�, natomiast jego wyspa tylko pojedyncz� oaz� spokoju, nieprawdziwym
skansenem, w kt�rym prze�ywaj� swoje szcz�liwe �ycia ci, kt�rzy jak on s� nie�wiadomi okrucie�stwa, kt�re ich
otacza.
Podni�s� s�uchawk� i wystuka� numer Grega, ale kumpla nie by�o w mieszkaniu. Pewnie gdzie� poszed� z Lydi�,
pomy�la�. Niewiele my�l�c wybieg� z domu i nagi pogna� w kierunku pla�y, gdzie wskoczy� do zimnego oceanu i
zacz�� p�yn�� przed siebie. Nie by�o to �atwe w jego stanie, ale przem�g� si� i, jak tylko m�g�, wyt�a� wszystkie
wy�wiczone w si�owni mi�nie i p�yn�� coraz dalej od brzegu. P�yn�� bez opami�tania, najszybciej jak m�g�, jak
najdalej od piaszczystej pla�y, na kt�rej codziennie si� wylegiwa�, w kierunku budz�cego si� powoli z mrok�w nocy
blador�owego �witu...
Nie pami�ta� jak d�ugo p�yn��, ani jak daleko zd��y� dotrze�. Pami�ta� tylko ��d� ratunkow�, kt�ra zmaltretowanego
i wym�czonego dowioz�a go do wyspy oraz sal� szpitaln� i zmartwion� twarz Grega pochylon� nad nim. Nigdy nie
widzia� kumpla tak zatroskanego. Wygl�da�o to tak, jakby pierwszy raz od przybycia na wysp� Greg zacz�� my�le�
o czym� powa�niejszym, ni� tylko wylegiwaniu si� na pla�y i �zarywaniu�. W ko�cu wyrzuci� z siebie:
- Stary, kurwa! Popierdoli�o ci si� co� w tej zasranej m�zgownicy?! Co ci odjeba�o?
Adrian nie wiedzia�, co ma odpowiedzie�, jak wyt�umaczy� mu swoje zachowanie. Przecie� nie powie kumplowi, �e
zamierza� si� utopi� z powodu g�upiego �wistka papieru, wyrzuconego wczoraj na pla�� i niezbyt przyjemnego
odjazdu po amfie. Musia� mu swoje zachowanie wyt�umaczy� inaczej, racjonalnie. By�o to trudne, zw�aszcza, �e
sam nie umia� sobie tego wyt�umaczy�.
- Przepraszam ci�, Greg. To ju� si� wi�cej nie powt�rzy. � powiedzia� sam nie wiedz�c, dlaczego. Nagle jednak
prze�ama� si� i zacz�� m�wi�. � S�uchaj, pami�tasz t� stron� z gazety?
- Mhm. � potwierdzi� Greg nie rozumiej�c zwi�zku mi�dzy gazet� a dziwnym zachowaniem przyjaciela.
- Kim by� ten cz�owiek... na zdj�ciu? � wyra�nie m�wienie sprawia�o mu trudno��. Nie wiadomo dlaczego, ale
pod�wiadomo�� podpowiada�a mu, �e Greg b�dzie zna� odpowied�.
Gdy Greg us�ysza� pytanie Adriana, jego twarz zmieni�a si� z zatroskanej na �miertelnie przera�on�. Przera�on�
tym, �e Adrian chce wiedzie� co�, o czym wiedzie� nie powinien. Uwa�nie popatrzy� na Adriana i (przynajmniej
Adrianowi tak si� wydawa�o) na kr�tk� chwil� wstrzyma� oddech. Wszystko trwa�o oczywi�cie mniej ni� p�
sekundy, po czym g�ba Grega przyj�a zn�w tak dobrze znany Adrianowi g�upawy wyraz. Mo�e mu si� to wszystko
tylko przywidzia�o.
- To pewnie misjonarz Religii Oficjalnej po zdobyciu jakiego� miasta. � odpar� Greg takim tonem, jakby to by�
znany wszystkim fakt, a Adrian wykaza� si� ca�kowit� ignorancj� pytaj�c go o to.
- Misjonarz... Religii Oficjalnej... � powoli, s�owo za s�owem powt�rzy� Adrian. Wydawa�o mu si�, �e kiedy� s�ysza�
te s�owa, tylko nie m�g� powi�za� ich brzmienia z jakimkolwiek znanym znaczeniem. � Co to znaczy? � zapyta� si�
w ko�cu.
- Znaczy to tylko tyle, �e nast�pne miasto musia�o podda� si� Religii. � stwierdzi� po prostu Greg. � Zostanie tam
za�o�ony lokalny Ko�ci� i mieszka�cy b�d� musieli si� mu podporz�dkowa�.
Wydawa�o si� dziwne Adrianowi, �e nigdy przedtem nie s�ysza� o Religii Oficjalnej. Z notatki w gazecie oraz z
tego, co m�wi� Greg wynika�o, �e jest to organizacja o zasi�gu og�lno�wiatowym. Jednak chwil� p�niej dotar�o do
umys�u Adriana, �e nie m�g� wiedzie� o Religii, skoro nie czyta gazet i nie ogl�da telewizji (zreszt� jedyny jego
telewizor by� od zawsze popsuty).
- Greg, s�uchaj. � spyta� si� niepewnie. � Czy to znaczy, �e tutaj, na wyspie te� mamy lokalny Ko�ci�?
- Oczywi�cie. � z rozbrajaj�c� szczero�ci� odpowiedzia� Greg, chocia� Adrian nigdy o �adnym Ko�ciele nie s�ysza�.
- Gdzie to jest?
- W centrum wyspy, zaraz obok osiedla, taki ma�y domek. Pami�tasz, przechodzili�my tam kiedy�.
- Tak, pami�tam. � teraz sobie przypomnia�. � Dlaczego nigdy wcze�niej mi o tym nie m�wi�e�?
- Bo nigdy nie pyta�e�. � Greg wyra�nie si� zdenerwowa�. � Ca�ymi dniami wylegujemy si� na pla�y, pakujemy,
zarywamy dupy i ani razu nie wspomnia�e� s�owem o Religii. Nagle wyskakujesz go�y z domu i pr�bujesz si� topi�;
a gdy tylko ja lec� jak g�upi do szpitala i chc� ci jako� pom�c, ty wyje�d�asz mi tutaj z pierdolon� polityk�. Pojeba�o
ci�?
Ogarn�o go wstyd. Dopiero teraz zauwa�y�, �e dotychczas zupe�nie nie interesowa� si� �wiatem. Ca�ymi dniami
le�a� na s�o�cu, p�ywa�, �wiczy� na si�owni, chodzi� do klub�w i uwodzi� kobiety nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e
gdzie� tam poza wysp� istnieje inny �wiat. �wiat, kt�ry mo�e nie jest tak pi�kny i spokojny, ale o kt�rym trzeba co�
wiedzie�, a o kt�rym Adrian nie wiedzia� nic. Nigdy nawet nie opuszcza� wyspy.
- Greg?
- Tak, stary? � kumpel ju� si� troch� uspokoi�.
- Wyjedziemy gdzie� st�d na kilka dni?
- �e jak? � Greg najwyra�niej si� zdziwi�.
- Wiesz, na wycieczk�. � ci�gn�� dalej my�l�c, jak przekona� przyjaciela do wyprawy. � Tylko kilkudniow�.
Polecimy na kontynent, pozwiedzamy troch�...
- Po chuja wyje�d�a�, skoro i tak u nas jest najlepiej? Wszyscy do nas przyje�d�aj�, gdy chc� si� zabawi�. Po co
st�d jecha�?
- Nie s�dzisz, �e mogliby�my troch� zobaczy� �wiata? Polecieliby�my na kontynent, przenocowali w jakim� hotelu,
rozerwali troch�. Poza tym, poza wysp� te� pewnie s� jakie� dupy. � wymownie spojrza� na Grega.
- No dobrze, prawie mnie przekona�e�. To gdzie chcia�by� lecie�? � zapyta� si� Greg i u�miechn�� si� dziwacznie.
Adrian nie wiedzia�, gdy� nie mia� nawet poj�cia, jak blisko by�o z wyspy do kontynentu ani tym bardziej, jaki to
kontynent i jakie kraje na nim si� znajduj�. Postanowi�, �e kupi gdzie� map� i kilka ksi��ek, jednak bardzo szybko
zrezygnowa� z pomys�u. Nikt na wyspie nie sprzedawa� ani map, ani ksi��ek. Nie wydawa�o si� to Adrianowi
dziwne, bynajmniej. Po co komu na takiej pi�knej wyspie ksi�garnia?
- Greg, nie wiesz, gdzie tu jest najbli�sze lotnisko? � zapyta� si�.
- S�ysza�em, �e na s�siedniej wyspie, ale w �yciu tam nie by�em.
- Pop�yniemy tam? Dobrze, Greg?
Pierwszy raz w �yciu poczu�, �e zrobi co� naprawd� po�ytecznego. Nie wiedzia� dok�adnie, co zobaczy poza wysp�,
na dalekim kontynencie, ale przeczuwa�, �e zrobi to na nim wielkie wra�enie. Po raz pierwszy zauwa�y�, �e jego
dotychczasowe �ycie by�o beznadziejnie nudne i jednostajne, a wycieczka pomo�e mu to zmieni� i dowiedzie� si�
czego� o �wiecie, w kt�rym istniej� wojny, zbrodnie, gwa�ty, Religia Oficjalna i misjonarze nabijaj�cy na dzidy
g�owy swoich niewinnych ofiar.
Rozdzia� C
- Jego �wi�tobliwo��! � us�ysza� nagle st�umiony, daleki g�os gdzie� nad sob�. � Niech Jego �wi�tobliwo�� si�
obudzi. � jednocze�nie poczu� lekkie uderzenie w twarz.
Powoli, z trudem otworzy� oczy i od razu o�lepi�o go ostre �wiat�o. By�o ciep�o. Przez chwil� nie by� Feliksem F.
Faulkym, Przewodnicz�cym Religii oficjalnej, tylko jednym z dziesi�ciu miliard�w zwyk�ych ludzi
zamieszkuj�cych planet�. Wydawa�o mu si�, �e le�y na gor�cej tropikalnej pla�y, s�yszy szum fal i ch�onie ca�ym
cia�em ch�odn� bryz� od oceanu. Po raz pierwszy w �yciu czu� si� naprawd� szcz�liwy. Nie musia� si� o nic
troszczy�, wszelkie nierozwi�zywalne problemy zosta�y dawno rozwi�zane, a jemu pozostawa�o tylko... �y�. �y� i
cieszy� si� �yciem.
Jednak s�odka iluzja szybko ust�pi�a miejsca szarej rz