3396
Szczegóły |
Tytuł |
3396 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3396 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3396 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3396 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAVE DUNCAN
PRZEZNACZENIE MIECZA
Tom trzeci cyklu "SI�DMY MIECZ"
Prze�o�y�a Anna Reszka
Najpierw musisz w �a�cuchy zaku� brata,
A od drugiego przej�� m�dro��.
Gdy zdepczesz pot�nego
Stworzysz armi�, zatoczysz ko�o,
I dasz lekcj�,
Na koniec zwr�cisz miecz
Tam gdzie jego przeznaczenie.
Zagadka p�boga, instrukcje dla lorda Shonsu
Prolog
Zjazd szermierzy
Zwo�ano zjazd i Bogini go pob�ogos�awi�a. Teraz ka�da ��d� przewo��ca szermierzy mog�a znale�� si� w Casr. Tam wojownicy schodzili na brzeg i wyruszali po chwa��. Statki kierowane Jej R�k� wraca�y na rodzinne wody, a za�ogi i pasa�erowie rozg�aszali nadzwyczajn� wie��.
W wioskach, miastach i pa�acach �wiata szermierze us�yszeli wezwanie. Us�yszeli je w wilgotnych d�unglach Aro i na wietrznych r�wninach Grin, w�r�d sad�w Allii i p�l ry�owych Az. Us�yszeli w pustynnym Ib Man i pod lodowymi szczytami Zor.
Garnizonowi us�yszeli je w koszarach albo na t�ocznych ulicach, wolni na g�rskich szlakach lub zniszczonych wiejskich przystaniach. Naoliwili buty i pasy, naostrzyli miecze i ruszyli ku Rzece.
Podnieceni juniorzy odszukiwali mentor�w i prosili ich o poprowadzenie do Casr albo zwolnienie z przysi�g. Seniorzy musieli podj�� decyzj�: zosta� przy rodzinach, synekurach i wygodach czy odpowiedzie� na wezwanie i b�agania protegowanych. Niekt�rzy wybierali honor, inni pogard�.
W�drowne oddzia�y wolnych nie mia�y takich problem�w, bo przez ca�y czas znajdowa�y si� na s�u�bie Bogini. Najcz�ciej obywano si� bez zb�dnych s��w. Po prostu zbierano si� do drogi.
Lecz Bogini mog�a powo�a� tylko cz�� swoich szermierzy, �eby nie zostawi� �wiata bez opieki str��w prawa i porz�dku. Wielu z tych, kt�rzy wsiedli na statki, wkr�tce ujrza�o nowe brzegi, a w oddali Casr. Inni, nie mniej gorliwi i tyle samo warci, prze�yli rozczarowanie. Nie dostrzegli �adnych zmian krajobrazu. Nie mogli uwierzy�, �e s� gorsi od innych. Dosz�o do spor�w, wzajemnego obwiniania si�, awantur, wyzwa�, przelewu krwi. Rannymi zaj�li si� uzdrowiciele, zabitych wrzucono do Rzeki. Pozostali przegrupowali si� i spr�bowali szcz�cia na innych �odziach.
Nie tylko szermierze zareagowali na wezwanie. Za nimi pod��y�y �ony, niewolnice, konkubiny i dzieci. Zjechali si� heroldowie i minstrele, zbrojmistrze i uzdrowiciele oraz lichwiarze, szewcy, stajenni, kucharze i dziewki. M�odzie� ��dna przygody wsiad�a na statki, �eby si� przekona�, dok�d poniesie je wielka Rzeka. Bogini od wiek�w nie zwo�a�a zjazdu szermierzy. W pami�ci Ludzi nie zachowa�o si� podobne wydarzenie. Po przybyciu do Casr wszyscy zadawali to samo pytanie: Po co zwo�ano zjazd? Kto jest wrogiem?
Odpowied� brzmia�a: Czarnoksi�nicy!
Ksi�ga pierwsza:
Jak szermierz p�aka�
Rozdzia� 1
Nie do pomy�lenia by�o, �eby szermierz si�dmej rangi ukrywa� si� przed kimkolwiek lub czymkolwiek, ale Wallie stara� si�, ogl�dnie m�wi�c, nie rzuca� w oczy.
Ranek sp�dzi� na pok�adzie. Oparty o por�cz, obserwowa� zgie�kliwy port w Tau. Zdj�� zapink� i rozpu�ci� czarne w�osy. Pasy i miecz po�o�y� przy nodze. Burta zas�ania�a niebieski kilt i buty. Przechodnie widzieli tylko pot�nie zbudowanego m�odego m�czyzn� o d�ugich w�osach. Musieliby podej�� bardzo blisko i mie� dobry wzrok, �eby dostrzec siedem mieczy wytatuowanych na jego czole.
Po dw�ch tygodniach nieprzerwanej �eglugi z Ov zapasy si� wyczerpa�y, a nagromadzi�o wiele spraw do za�atwienia. Matki zgarn�y dzieci i ruszy�y na poszukiwanie dentyst�w. Stara Lina podrepta�a na brzeg, �eby targowa� si� z domokr��cami o mi�so, owoce, warzywa, m�k�, przyprawy i s�l. Nnanji zabra� brata do uzdrowiciela na zdj�cie gipsu z r�ki. Jja wybra�a si� z Lae na zakupy. M�ody Sinboro, kt�ry osi�gn�� wiek m�ski, pomaszerowa� z rodzicami do znaczyciela. Szykowa�a si� nocna zabawa na Szafirze.
Normalnie Brota wykorzystywa�a pobyt w porcie i sprzedawa�a towar, a syn wyprawia� si� po nast�pny, ale teraz �eglarze byli zaj�ci trymowaniem i balastem, wi�c Pi�ta przypasa�a miecz, wzi�a ze sob� Mat� i pocz�apa�a na nabrze�e. Tomiyano kaza� po�o�y� dwie br�zowe sztaby u st�p trapu, postawi� przy nich m�odego Matarro i zaj�� si� swoimi sprawami.
Nie na d�ugo zostawiono go w spokoju. Gdy zjawili si� pierwsi klienci, Matarro pobieg� po kapitana. Tomiyano by� niemal r�wnie przebieg�ym handlarzem jak matka. Wallie z ciekawo�ci� przys�uchiwa� si� o�ywionym targom. W ko�cu ustalono cen� i kupcy zeszli do �adowni, �eby sprawdzi� towar. Wallie wr�ci� do obserwowania portowego �ycia.
Tau nale�a�o do jego ulubionych miast na p�tli RegiVul, cho� nazywanie go miastem wydawa�o si� lekk� przesad�. Jak w wi�kszo�ci port�w, ulica wci�ni�ta mi�dzy pacho�ki cumownicze, trapy i stosy towar�w wy�adowanych ze statk�w a magazyny, by�a za w�ska na panuj�cy na niej ruch. Mimo jesiennego dnia s�o�ce mocno przygrzewa�o, zalewaj�c jasnym blaskiem rojne i wielobarwne nabrze�e. Wozy turkota�y i skrzypia�y, piesi t�oczyli si�, niewolnicy d�wigali pakunki, domokr��cy pchali w�zki i wykrzykiwali ceny. Nie obowi�zywa�y �adne przepisy. �oskot k� miesza� si� z przekle�stwami i obra�liwymi epitetami, ale rzadko dochodzi�o do wybuch�w agresji. W powietrzu unosi�a si� wo� kurzu, ludzi i koni.
Miejscowe wierzchowce mia�y wielb��dzie g�owy i cia�a bas-set�w, ale zapachem nie r�ni�y si� od ziemskich. Z jednego ze statk�w sp�dzono stado k�z. Wallie stwierdzi� z rozbawieniem, �e zwierz�ta maj� jelenie rogi i cuchn� tak samo jak ziemskie.
Spodoba�y mu si� pi�trowe magazyny ci�gn�ce si� rz�dem wzd�u� nabrze�a. Oszalowane ciemn� d�bin�, pomalowane na be�owo, o s�omianych strzechach, wygl�da�y jak dekoracja do filmu o weso�ej Anglii. W�r�d tej scenografii Wallie nie dostrzeg� jednak �adnych dam w krynolinach ani elegant�w z koronkowymi krezami. Ubrania Ludzi, �niadych, br�zow�osych, zgrabnych i weso�ych, by�y proste: kilty albo przepaski biodrowe u m�czyzn, zwyk�e pasy materia�u u kobiet, a u starszych obojga p�ci d�ugie szaty. Dzieci biega�y nago. Dominowa� br�zowy kolor Trzecich, wykwalifikowanych rzemie�lnik�w, przedstawicieli trzystu czterdziestu trzech zawod�w �wiata. Monotoni� o�ywia�y ��te barwy Drugich i bia�e nowicjuszy oraz du�o rzadziej pomara�czowe, czerwone i zielone wy�szych rang.
Chudy m�odzieniec w bia�ej przepasce biodrowej min�� p�dem Walliego, zbieg� po trapie i wmiesza� si� w t�um, o w�os unikaj�c �mierci pod ko�ami dwuk�ki. Zapewne wys�ano go po pomoc, co oznacza�o, �e Tomiyano dobi� targu. Kilka minut p�niej kapitan wyszed� z go��mi na pok�ad. U�miech b��kaj�cy si� po jego twarzy �wiadczy� o udanym interesie.
Tomiyano by� m�odym m�czyzn�, rudow�osym, muskularnym i ogorza�ym na ciemny br�z. Mia� na sobie br�zow� przepask� biodrow� i pas z kapita�skim sztyletem. Na jego czole widnia�y trzy statki, ale gdyby zechcia�, m�g�by �mia�o pokusi� si� o wy�sz� rang�. Blizna na twarzy stanowi�a pami�tk� po spotkaniu z czarnoksi�nikiem. Wallie ju� teraz wiedzia�, �e jest to �lad po oparzeniu kwasem.
W por�wnaniu z Si�dmym Tomiyano wygl�da� na chuderlaka. Szermierze rzadko bywali ro�li, ale Shonsu stanowi� w�r�d nich wyj�tek. �eglarz musia� zadrze� g�ow�, �eby spojrze� mu w oczy. Na jego twarzy odmalowa�o si� zdumienie.
- Ukrywasz si�?
Wallie wzruszy� ramionami i u�miechn�� si�.
- Jestem ostro�ny.
Kapitan zmru�y� oczy.
- Tak zachowywali si� wojownicy w twoim �wiecie, Shonsu?
W ci�gu ostatnich tygodni Wallie dopu�ci� za�og� Szafira do tajemnicy. Wyja�ni�, �e nie jest prawdziwym szermierzem si�dmej rangi, gdy� jego dusz� przeniesiono z innego �wiata, dano mu cia�o Shonsu oraz jego kunszt szermierczy i powierzono misj�, kt�rej tamten nie doko�czy�. Tomiyano by� sceptykiem. Wprawdzie nabra� zaufania do lorda Shonsu - z wielkim trudem, bo �eglarze nie przepadali za szermierzami - ale nie potrafi� uwierzy� w nieprawdopodobn� histori�. W dodatku takt nie le�a� w jego charakterze.
Wallie westchn�� na my�l o tajnych detektywach i nie oznakowanych samochodach policyjnych.
- Cz�sto.
Tomiyano prychn�� z lekcewa�eniem.
- Ostatnio, kiedy zawin�li�my do Tau, narzeka�e�, �e nie uda�o ci si� znale�� �adnego szermierza. Teraz jest ich tutaj pe�no.
- W�a�nie.
Dlatego obserwowa� port. Wypatrywa� szermierzy. Z t�umu wyr�nia�y ich kucyki, kilty i miecze. Maszerowali dw�jkami i tr�jkami, a niekiedy w czterech lub pi�ciu. Rozs�dni cywile schodzili im z drogi. Najcz�ciej widzia�o si� br�zowe kilty, ale Wallie dostrzeg� te� paru Czwartych, dw�ch Pi�tych i nawet, ku swojemu zaskoczeniu, jednego Sz�stego. Przez ostatni� godzin� naliczy� czterdziestu dw�ch �o�nierzy. W Tau rzeczywi�cie roi�o si� od uzbrojonych przybysz�w.
Tomiyano przez chwil� patrzy� na zat�oczon� ulic�, a potem spyta�;
- Dlaczego?
Wallie opar� si� �okciami o por�cz.
- Pomy�l, kapitanie. Przypu��my, �e jeste� szermierzem, Trzecim albo Czwartym. Bogini sprowadzi�a ci� do Tau. Zmierzasz do Casr. Masz ze sob� jednego albo dw�ch protegowanych. Czego najpierw b�dzie chcia� szermierz po przybyciu na miejsce?
Tomiyano splun�� za burt�.
- Kobiet!
Wallie za�mia� si�.
- Oczywi�cie. Czego jeszcze?
�eglarz pokiwa� g�ow�.
- Mentora?
- Tak! Zaczn� ��czy� si� w grupy i szuka� odpowiedniego seniora, �eby mu z�o�y� przysi�g�.
- A ty nie chcia�by� zebra� armii?
Wallie rzuci� �eglarzowi u�miech.
- Masz miejsce na statku?
W okolicy na pewno znalaz�oby si� paru Si�dmych, najpewniej w sile wieku, bo rzadko kt�ry szermierz zdobywa� si�dm� rang� przed uko�czeniem trzydziestki. Shonsu nale�a� do wyj�tk�w. Wallie cz�sto przygl�da� si� swojej twarzy w lustrze i doszed� do wniosku, �e Shonsu mia� trzydzie�ci par� lat. By� m�ody, pot�ny, o oczach zimnych jak stal. Gdyby pokaza� si� na trapie, w jednej chwili opadliby go rekruci.
- Nie! - Na my�l o kilkudziesi�ciu szermierzach na pok�adzie ukochanego Szafira Tomiyano zazgrzyta� z�bami. Potem u�miechn�� si� niepewnie i b�kn��: - To �adnie z twojej strony!
Kolejny cud, pomy�la� Wallie.
- Sp�jrz!
Na czele kolumny z�o�onej z dziesi�ciu protegowanych maszerowa� Sz�sty. Pi�ty prowadzi� dw�ch Trzecich. Promienie s�o�ca odbi�y si� w klingach uniesionych w salutach. Cywile usuwali si� na bok, zapewne przeklinaj�c pod nosem.
Tomiyano chrz�kn�� i poszed� do swoich zaj��, a Wallie zamy�li� si� nad odpowiedzi�, kt�rej mu udzieli�. Wyja�nienie tylko w po�owie by�o prawdziwe. Owszem, juniorzy szukali mentor�w, ale seniorzy jeszcze aktywniej szukali protegowanych. Du�a �wita podnosi�a status, niew�tpliwie bardzo teraz po��dany w Casr.
Wallie nosi� miecz Bogini, by� Jej or�downikiem. Mo�e on te� powinien zwerbowa� w�asn� armi� i przyby� z ni� na zjazd. Nie mia�by z tym k�opotu. Zaczepi�by Sz�stego i przej�� go pod swoj� komend� razem z dziesi�cioma giermkami. Gdyby ten si� sprzeciwi�, Wallie rzuci�by mu wyzwanie, a potem zwi�za� go przysi�g� i wys�a� po nast�pnych protegowanych.
Czy�by znalaz� wyt�umaczenie, dlaczego Bogini przywiod�a tych szermierzy do Tau zamiast bezpo�rednio do Casr?
Walliemu nie spodoba�a si� ta my�l. Nie mia� przekonania do ca�ego tego zjazdu.
Wci�� nie m�g� podj�� decyzji, czy si� przy��czy�. Na razie pozwoli� wi�c zielonemu paradowa� po porcie. Je�li bogowie chcieli, �eby ten cz�owiek z�o�y� przysi�g� lordowi Shonsu, �aden z nich nie opu�ci miasta, zanim do tego dojdzie. Ich statki wr�ci�yby do Tau, zamiast p�yn�� do Casr.
Casr przyprawia�o Walliego o niepok�j. Nie mia� poj�cia, co chce tam robi� ani czego od niego oczekuj�. Prawdziwy Shonsu by� kiedy� kasztelanem tamtejszego zamku szermierzy, wi�c na pewno by go rozpoznano. M�g� natkn�� si� na rodzin�, przyjaci�... albo wrog�w. Nnanji uwa�a�, �e Shonsu ma zosta� przyw�dc� zjazdu. Ca�kiem mo�liwe, bo Wallie zna� czarnoksi�nik�w i ich sekrety lepiej ni� jakikolwiek inny szermierz. Jednocze�nie wiedzia� dostatecznie du�o, by zdawa� sobie spraw�, �e zjazd jest wielkim b��dem. By� raczej sk�onny go odwo�a� ni� poprowadzi�.
Tomiyano wezwa� dw�ch kuzyn�w i dw�ch szwagr�w. Holiyi, Maloli, Linihyo, Oligarro i kapitan zdj�li pokrywy luk�w, robi�c dost�p do �adowni. Dzieci bawi�y si� na pok�adzie rufowym pod czujnym okiem Fii, dwunastolatki o bezspornym autorytecie.
Do Szafira podjecha� w�z. Wysypa�a si� z niego grupa niewolnik�w. Gruby handlarz pi�tej rangi zacz�� piskliwym g�osem wykrzykiwa� zb�dne rozkazy. Uruchomiono �uraw masztowy. Wallie obserwowa� wy�adunek br�zowych sztab kupionych w Gi. Zastanawia� si� leniwie, kt�ra z nich uratowa�a mu �ycie w Ov, os�aniaj�c przed kulami czarnoksi�nik�w.
Chudzi, zastraszeni m�czy�ni w sk�pych czarnych przepaskach biodrowych ociekali potem. Plecy mieli pokryte bliznami. Ko�ciste klatki piersiowe pracowa�y jak miechy. Nie �mieli zwolni� kroku, wszystko robili w biegu. Z wysi�ku oczy wychodzi�y im na wierzch. Wallie nie m�g� na to patrzy�. Potrafi� znie��, �e magazyny portowe roj� si� od szczur�w, ludzie s� zawszeni, a zau�ki cuchn� moczem i �mieciami, ale niewolnictwo najdobitniej u�wiadamia�o mu, jak barbarzy�ski jest ten �wiat. Szef niewolnik�w siedz�cy na wozie kilka razy strzeli� z bata, �eby przyspieszy� tempo pracy. Nie dostrzega� niebezpiecze�stwa, kt�re nad nim wisia�o. Gdyby kogo� naprawd� uderzy�, cho� raz, znalaz�by si� na bruku i zosta� bezlito�nie wych�ostany. Nie dowiedzia� si� jednak, co mu grozi�o.
Wy�adowany w�z odjecha�. Jego miejsce zaj�� nast�pny. Z miasta zacz�li wraca� cz�onkowie za�ogi Szafira. Wszyscy zatrzymywali si� przy pot�nym m�czy�nie w niebieskim kilcie. Donosili, �e w ma�ym Tau panuje zamieszanie. W drodze na zjazd przyby�o do miasta dwustu szermierzy oraz co najmniej kilka razy tyle giermk�w. Mieszka�cy si� niepokoili.
Tomiyano zszed� na brzeg i zacz�� wa�y� z�oto przyniesione przez handlarzy. Wallie nadal obserwowa� port. Tak jak przewidzia�, szermierze ��czyli si� w coraz liczniejsze oddzia�y. Coraz rzadziej widywa�o si� dw�jki. Pi�ty zebra� siedmiu protegowanych. Sz�sty pojawi� si� z pi�tnastoma giermkami.
Wr�ci� Katanji. Bia�y opatrunek na r�ce prze�witywa� przez kilt. Nowicjusz wygl�da� na drobniejszego ni� zwykle, twarz mia� bledsz�, a du�e br�zowe oczy mniej b�yszcz�ce. Mo�e uzdrowiciele zbyt energicznie zdejmowali gips. W�osy osi�gn�y d�ugo�� bardziej stosown� dla szermierza, ale zwija�y si� w ma�y kok, zamiast tworzy� kucyk. Pierwszy nie nosi� miecza. Tylko cud m�g� mu przywr�ci� sprawno�� r�ki... a cuda wok� Shonsu nie by�y czym� niezwyk�ym.
Katanji b�ysn�� z�bami w marnej imitacji charakterystycznego zuchwa�ego u�miechu, a w oczach odmalowa�o mu si� zdziwienie na widok niekompletnego stroju Shonsu.
- Gdzie jest tw�j brat? - zapyta� Wallie.
Blady u�miech zmieni� si� w z�o�liwy grymas.
- Zostawi�em go, panie.
Nie musia� m�wi� wi�cej. Nnanji bez pami�ci durzy� si� w pon�tnej Thanie, ale min�y cztery tygodnie, odk�d zszed� na brzeg, �eby si� zabawi�.
- Dziewcz�ta s� bardzo zaj�te, jak s�dz�?
Ch�opiec przewr�ci� oczami.
- Biedactwa s� wyko�czone. - Nachmurzy� si�. - Podnios�y ceny!
Niewinny ma�y Katanji uwi�d� Diw�, Mei, a ostatnio Han�, cho� temperamentem nie dor�wnywa� bratu. Nowicjusz nie potrafi�by straci� g�owy dla kobiety.
Wallie ponownie skierowa� wzrok na port, a my�lami wr�ci� do zjazdu w Casr.
Tomiyano wszed� na pok�ad, wymachuj�c sk�rzan� sakiewk�. U�miechn�� si� zadowolony do Walliego, potrz�saj�c mieszkiem. Nachyli� si� do'przedniego luku i krzykn�� co� do Oligarro i Holiyiego, kt�rzy sprawdzali rozmieszczenie �adunku. Niewolnicy sko�czyli prac� i zeszli po trapie, pow��cz�c nogami.
Wtem...
A niech to!
Ulic� przecinali dwaj szermierze, najwyra�niej kieruj�c si� ku Szafirowi. Koniec wakacji! Wallie zapomnia� o niewolnikach i �eglarzach. Z cichym przekle�stwem schowa� si� za burt� i si�gn�� po miecz. Nadal kl�cza�, pospiesznie zapinaj�c pasy, kiedy na trapie zadudni�y kroki. Przybysze ruszyli przez pok�ad. Maszerowali prosto na niego.
Tomiyano okr�ci� si� gwa�townie, jakby kto� go kopn��. Paroma d�ugimi krokami zbli�y� si� do go�ci, stan�� przed nimi na rozstawionych nogach, r�ce opar� na biodrach, wysun�� podbr�dek. Ca�a jego postawa wyra�a�a gniew.
Wallie zerkn�� na buty szermierzy: z wyprawionej sk�ry, l�ni�ce jak lustro. Wy�ej spostrzeg� kilty z doskona�ej we�ny, o nienagannym kroju i zaprasowanych kantach, czerwony Pi�tego i bia�y Pierwszego. Przesun�� spojrzenie w g�r�. Pasy i futera�y na bro� by�y r�wnie kosztowne jak buty, wyt�aczane i ozdobione to-pazami, r�koje�ci mieczy ze srebrnego filigranu i te� wysadzane topazami. Ca�o�ci dope�nia�y srebrne zapinki.
No, no!
Wallie wsta�, odgarn�� w�osy do ty�u i spi�� je klamr� z szafirem, jednocze�nie taksuj�c go�ci wzrokiem. Nie wygl�dali na wolnych szermierzy, poniewa� ci szczycili si� ub�stwem. Mogli by� garnizonowymi, ale jakie miasto stroi�oby w ten spos�b policj�? Czy uczciwy szermierz potrafi�by dorobi� si� takiego maj�tku?
Wallie opar� si� o por�cz w oczekiwaniu na dobr� rozrywk�. Pi�ty wkroczy� na cudzy teren, ale mia� do�� rozumu, �eby zasalutowa� kapitanowi, powstrzymuj�c si� od wyci�gni�cia miecza na pok�adzie statku.
- Jestem Polini, szermierz pi�tej rangi. Moim pragnieniem, najwi�kszym i najpokorniejszym pragnieniem jest, �eby Bogini da�a ci szcz�cie i d�ugie �ycie oraz nak�oni�a ci� do przyj�cia mojej skromnej i wiernej s�u�by, kt�ra pozwoli�aby mi wype�ni� twoje szlachetne cele.
�adnych tytu��w ani godno�ci? Wysoki, szczup�y m�czyzna po trzydziestce mia� dono�ny g�os i dystyngowane maniery. Na Walliem zrobi� korzystne wra�enie. Kapitan zmru�y� oczy i odczeka� minut�, zanim wycedzi� rytualn� odpowied�.
- Jestem Tomiyano, �eglarz trzeciej rangi, w�a�ciciel Szafira. Mam zaszczyt przyj�� twoj� �askaw� s�u�b�.
Pierwszy by� jeszcze ch�opcem, drobnym, w�t�ym i du�o ni�szym od mentora. Os�b najni�szych rang zwykle si� nie przedstawia�o. Nowicjusz sta� cicho u boku Poliniego. Maloli i Linihyo zbli�yli si� dyskretnie do wiader z piaskiem, w kt�rych by�y ukryte no�e. Tomiyano nie spuszcza� wzroku z Pi�tego.
- Pozwolisz nam wej�� na pok�ad, kapitanie?
Trzeci �ci�gn�� usta.
- Zdaje mi si�, �e ju� to zrobili�cie.
Wallie wiedzia� z do�wiadczenia, jak bardzo Tomiyano lubi prowokowa� szermierzy.
- Kapitanie, chcia�bym, �eby� przewi�z� mnie i protegowanego swoim statkiem - oznajmi� Pi�ty.
Tomiyano wsadzi� kciuki za pas, blisko sztyletu.
- To statek rodzinny, mistrzu. Nie zabieramy pasa�er�w. Bogini z tob�.
- Dwa srebrniki, �eglarzu! Je�li taka b�dzie Jej wola, wr�cicie jeszcze tego samego dnia.
Z dziob�wki wyszli Oligarro i Holiyi. Oni r�wnie� skierowali si� do wiader z piaskiem. Dzieci porzuci�y zabaw� na pok�adzie rufowym i ustawi�y si� przy por�czy. Z nabrze�a ni�s� si� turkot woz�w.
- Jeste�cie Jonaszami? - zapyta� Tomiyano. - Sk�d Bogini was �ci�gn�a?
Polini zachowa� spok�j, ale kark mu poczerwienia�.
- Z Plo. Pewnie o nim nie s�yszeli�cie.
Kapitan nie patrzy� na Walliego, ale odpowied� by�a przeznaczona r�wnie� dla niego.
- Oczywi�cie, �e s�ysza�em. Najpi�kniejsze kobiety, jakie kiedykolwiek widzia�em, pochodzi�y z Plo. To daleko na po�udnie, prawda?
- Plo jest znane z urodziwych kobiet - zgodzi� si� Polini.
- Ale nie z manier m�czyzn.
Niewielu szermierzy znios�oby tak� uwag� z ust cywila, bardzo niewielu. M�odzik g�o�no wci�gn�� powietrze, a Polini odruchowo si�gn�� do miecza. Uda�o mu si� jednak zapanowa� nad sob�.
- Maniery �eglarzy r�wnie� pozostawiaj� wiele do �yczenia.
- Wi�c odejd� ura�ony.
-M�wi�em, �e potrzebujemy transportu. B�d� hojny. Pi�� srebrnik�w i zapomn� o twojej bezczelno�ci.
Kapitan potrz�sn�� g�ow�.
- Garnizon w Tau przygotowuje dla szermierzy statek, kt�ry ma odp�yn�� jutro. Wczoraj jeden dotar� do Casr w ci�gu godziny dzi�ki Jej R�ce.
- Wiem.
Tomiyano uni�s� brwi.
- Nie chcecie jecha� do Casr?
W jego tonie wyra�nie brzmia� zarzut tch�rzostwa. Wallie czeka� na wybuch gniewu, ale mistrz zachowa� spok�j.
- Nie. - G�os Poliniego opad� o oktaw�. - Na razie nie zamierzamy jecha� do Casr.
- A ja nie wybieram si� do Plo, mimo tamtejszych kobiet.
Szermierze zacisn�li pi�ci. Wallie napi�� mi�nie, gotowy do interwencji. Zabawa robi�a si� coraz bardziej niebezpieczna.
- Twoje zuchwalstwo staje si� nudne. Szermierze s�u�� Bogini i nale�y si� im twoja pomoc. Nie prowokuj mnie wi�cej!
- Wyno�cie si� z mojego statku, zanim wezw� przyjaci�!
Nie do wiary, ale Polini nie wyci�gn�� miecza, cho� Pierwszy patrzy� na niego os�upia�y i w�ciek�y.
- Jakich przyjaci�, kapitanie? - zapyta� Polini z pogard�, zerkaj�c na �eglarzy.
- Na pocz�tek, tamtego. - Tomiyano wskaza� g�ow� na Walliego.
Pierwszy si� odwr�ci�. Pi�ty nawet nie drgn��, spodziewaj�c si� pu�apki.
- Mentorze! - pisn�� nowicjusz.
Dopiero wtedy Polini si� obejrza�. Rozdziawi� usta. Niebieski kilt, siedem mieczy na czole, szermierz jeszcze wi�kszy od niego. To dopiero musia�a by� niespodzianka.
Przez chwil� nikt si� nie odzywa�. Wallie cieszy� si� z wra�enia, jakie wywar�, ale jednocze�nie czu� wstyd. Polini na pewno zauwa�y� jego zniszczone buty i kilt z lichego materia�u, kontrastuj�ce ze znakomit� broni� i pasami. Pi�ty odzyska� panowanie nad sob� i zasalutowa�.
Si�dmy odpowiedzia�. Mia� przywilej odezwa� si� pierwszy. Poza tym kapitan oczekiwa� od niego, �e przep�dzi bezczelnego intruza. W Walliem ciekawo�� miesza�a si� z podziwem. Polini mia� uczciw� twarz. Pierwszy tylko zamruga� i w tym momencie Wallie dostrzeg� jego powieki. Aha!
- Gratulacje, mistrzu - powiedzia� z u�miechem. - Niewielu szermierzy utrzyma�oby nerwy na wodzy, maj�c do czynienia z �eglarzem Tomiyano.
- Jeste� bardzo �askawy, lordzie - odpar� Polini sztywno. - Widz�, �e wybra�em niew�a�ciwy statek. Ten oczywi�cie p�ynie do Casr. - Prawdopodobnie cierpia� tysi�czne m�ki na my�l, �e Si�dmy s�ysza� uwag� kapitana sugeruj�c� tch�rzostwo i zapewne z ni� si� zgadza�. - Za pozwoleniem, lordzie, odejdziemy teraz.
Wallie nie zamierza� go pu�ci� bez wyja�nienia, ale musia� wej�� w rol� Si�dmego.
- Nie, mistrzu. Napijesz si� ze mn� piwa. Tyle ci jestem winien za to, �e od razu si� nie ujawni�em. �eglarzu, trzy kufle jasnego!
Tomiyano opad�a szcz�ka, a z twarzy znikn�� u�mieszek zadowolenia.
Wallie wskaza� na ruf�.
- Chod�, mistrzu Polini. I we� ze sob� jego wysoko��.
Rozdzia� 2
Minstrele �piewali ballady o dzielnych bohaterach i cnotliwych dziewicach, o potworach i czarnoksi�nikach, o hojnych bogach i sprawiedliwych kr�lach. Nnanji uwielbia� te o herosach i m�g� je cytowa� bez ko�ca, ale jeden bohater �wieci� w nich nieobecno�ci�: Sherlock Holmes. Po ostatnich s�owach Si�dmego Polini si�gn�� po miecz. Tomiyano zrobi� znak Bogini, ale po chwili stwierdzi� z ulg�, �e lord Shonsu znowu toczy swoje gierki. Ch�opiec poblad�.
- To �adna magia, mistrzu Polini! - zapewni� Wallie pospiesznie. -Tylko dobre oko wojownika. Spostrzegawczo��.
Pi�ty zerkn�� na protegowanego, a nast�pnie przeni�s� wzrok na dziwnego Si�dmego.
- Spostrzegawczo��, panie?
Wallie u�miechn�� si�.
- Niewielu mentor�w tak dobrze ubiera Pierwszych. Jeszcze mniej Pi�tych bierze sobie Pierwszych na protegowanych. Ty sam jeste� odziany jak cz�owiek o wysokiej pozycji. Mog� kontynuowa�. Widz�, �e znak na czole jest wygojony, ale zwa�ywszy na wiek, nowicjusz musia� niedawno sk�ada� przysi�g�. W�osy ma dostatecznie d�ugie, �eby da�o si� je zwi�za� w przyzwoity kucyk, wi�c inicjacja odby�a si� co najmniej rok temu, a tylko synowie szermierzy mog� liczy� na to, �e zostan� szermierzami. Znaki rodzicielskie �wiadcz� jednak, �e to syn kap�ana. Proste, mistrzu Polini.
Kr�lewskie dynastie zwykle zak�adali szermierze, ale ci nie mogli odrzuci� wyzwania, podczas gdy kap�ani byli nietykalni. Kr�lowie przewa�nie wybierali dla syn�w stan kap�a�ski.
Po chwili zastanowienia Polini skin�� g�ow� i spojrza� na protegowanego.
- Ucz si�!
Ch�opiec popatrzy� z nabo�nym l�kiem na Si�dmego.
Wallie zaprowadzi� go�ci na drugi koniec pok�adu, troch� oddalony od gwarnego nabrze�a. Tylny luk by� otwarty, deski u�o�one w r�wny stos mog�y pos�u�y� jako �awka.
- Przedstaw nowicjusza, mistrzu.
- Lordzie Shonsu, mam zaszczyt przedstawi� ci mojego protegowanego. Arganari Pierwszy.
Gdzie s�ysza� to imi�?
Ch�opiec si�gn�� po miecz, ale przypomnia� sobie, �e jest na statku, i zasalutowa� po cywilnemu. G�os mia� dzieci�cy i dziwnie niemelodyjny.
Wallie uroczy�cie odpowiedzia�, �e jest zaszczycony, mog�c przyj�� jego szlachetn� s�u�b�. Poprosi� go�ci, �eby usiedli na deskach, a sam usadowi� si� na wiadrze z piaskiem, obok schodk�w prowadz�cych na ruf�. W ten spos�b mia� oko na trap. Z g�ry zerka�a na nich ciekawie m�odzie�.
Patrz�c na nowicjusza, Wallie pomy�la� o dw�ch innych Pierwszych, kt�rych zna�. Matarro nale�a� do za�ogi Szafira, by� szczurem wodnym, a wi�c raczej �eglarzem ni� szermierzem. Traktowa� jednak swoj� profesj� bardzo powa�nie i uwa�a� j� za zaszczytn�. Natomiast sceptycyzm i cynizm urwisa Katanjiego bardziej pasowa�y do cz�owieka cztery razy starszego. Arganari nie przypomina� swoich r�wie�nik�w. Z pewno�ci� by� podniecony. Bogini przenios�a go przez p� �wiata, z po�udnia na dalek� p�noc, a wkr�tce mia� wzi�� udzia� w pierwszym od wiek�w zje�dzie szermierzy. Zachowywa� si� jednak z powag� i dostoje�stwem, nie licuj�cymi z jego wiekiem.
Go�cie siedzieli sztywno, czekaj�c, a� Si�dmy raczy si� odezwa�.
- Masz k�opot, mistrzu Polini - stwierdzi� Wallie. - Mo�e mog� ci pom�c?
- Sprawa jest b�aha, lordzie Shonsu. Nie zamierzam o niej rozmawia�.
- Niech zgadn�! - W�cibstwo by�o przywilejem Si�dmych. - Przybywacie ze �wi�tyni?
Polini uni�s� si� i zrobi� gest, jakby chcia� doby� miecza. Usiad� jednak z powrotem i niepewnie �ypn�� na Si�dmego.
Wallie u�miechn�� si� weso�o.
- Masz racj�, podejrzewaj�c magi�. Czarnoksi�nicy potrafi� zmienia� znaki na czo�ach, wi�c wszyscy mog� nimi by�. Ale ja nie jestem czarnoksi�nikiem.
By� ciekaw, czy zauwa�yli cholerne pi�rko, kt�re b�g umie�ci� na jego lewej powiece. Czu�, �e jeszcze b�dzie mia� k�opoty z jego powodu.
- Tylko si� zastanawia�em, co zrobi�by cz�owiek honoru w sytuacji, w kt�rej, jak podejrzewam, ty si� znalaz�e�, panie.
Polini wygl�da� na szlachetnego cz�owieka. Wybrano go na ksi���cego mentora spo�r�d cz�onk�w gwardii pa�acowej, co dobrze �wiadczy�o o jego charakterze. Uwielbienie ch�opca najwyra�niej by�o szczere.
- Skoro strze�esz ksi�cia, zapewne mia�e� �wit� z�o�on� z wielu szermierzy. Bogini wezwa�a ich na zjazd, wi�c dlatego tu jeste�cie. Z jakiego� powodu wsiedli�cie akurat na ten statek.
Polini i Arganari skin�li g�owami, zdumieni przenikliwo�ci� Si�dmego. Wallie poczu� zadowolenie.
- Masz wi�c, panie, dylemat: z jednej strony obowi�zki wobec Bogini, a z drugiej obowi�zki wobec ksi�cia. Postanowi�e� wys�a� swoich gwardzist�w na zjazd, a samemu odstawi� ch�opca do domu. W takiej sytuacji uda�bym si� do �wi�tyni i poprosi� Bogini�, �eby pozwoli�a mi wr�ci� bezpiecznie do domu. Jednocze�nie z�o�y�bym uroczyst� przysi�g�, �e zaraz potem wyrusz� do Casr. Dorzuci�bym obietnic�, �e zwerbuj� wi�cej szermierzy.
Polini spojrza� na ch�opca. Obaj si� u�miechn�li.
- Trafienie! - powiedzia� Pi�ty.
- Twoja spostrzegawczo�� ma zwi�zek z rang�, panie? - zapyta� Arganari.
Znowu ta dziwna intonacja. I kwiecista mowa jak na jego wiek.
W tym momencie zjawi� si� Tomiyano z tac�. Postawi� dwa spienione kufle na deskach obok go�ci i uk�oni� si� nisko, podaj�c trzeci lordowi Shonsu. Wallie od razu powinien nabra� podejrze�.
- Niech Bogini da si�� waszym ramionom i bystro�� oczom! -wzni�s� toast.
- I tobie! - odparli szermierze.
Wallie zakrztusi� si� i wyplu� szczodrze posolono piwo. Spiorunowa� wzrokiem oddalaj�cego si� Tomiyano i dostrzeg� u�mieszki na twarzach �eglarzy; dosta� nauczk�, �eby nie podwa�a� autorytetu kapitana przy obcych! Wyrzuci� kufel za burt�, otar� usta i nieco zmieszany wyt�umaczy� swoje zachowanie go�ciom, kt�rzy patrzyli na niego dziwnym wzrokiem.
- Wiecie, �e rzeczni szermierze ucz� �eglarzy fechtunku? -spyta�.
Polini spos�pnia�.
- Tak s�ysza�em, panie. To przest�pstwo!
- Nie. Istnieje sutra, kt�ra m�wi, �e �eglarze nie s� zwyk�ymi cywilami. Chcia�em tylko wyja�ni�, dlaczego pu�ci�em p�azem �art mojego impertynenckiego przyjaciela. Na statku jest on co najmniej Pi�tym albo Sz�stym, je�li chodzi o sztuk� szermiercz�.
Pi�ty wytrzeszczy� oczy.
- �artujesz, panie!
- Nie! Na l�dzie oczywi�cie radzi�by sobie gorzej, bo nie mia� okazji �wiczy� pracy n�g. Lecz cywilowi z takimi umiej�tno�ciami mo�na du�o wybaczy�.
Jego nielogiczne rozumowanie zrobi�o wra�enie na szermierzach.
- M�wi� to jako ostrze�enie, mistrzu Polini. Teraz ty mi powiedz, dlaczego wybra�e� akurat ten statek.
Polini zesztywnia�, przypomniawszy sobie o w�asnych k�opotach.
- Stwierdzi�em, �e jest zadbany, panie.
Wallie z aprobat� pokiwa� g�ow�.
- Czy przyjmiesz pewn� rad�?
Oczywi�cie, �e tak. Od Si�dmego?
- Wasz rynsztunek ma du�� warto��, mistrzu. Na �rodku Rzeki nie ma �wiadk�w, a nie wszyscy �eglarze gardz� drobnym piractwem. Lepiej nie kusi� losu.
Pi�ty poczerwienia�.
- Dzi�kuj� za rad�, panie!
Nie zamierza� jej pos�ucha�. Wallie westchn��. Taki w�a�nie g�upi up�r pr�bowa� wykorzeni� z Nnanjiego. Polini nie m�g� znie�� my�li, �e wr�ci do Plo bez paradnego kiltu, pas�w i but�w. Skromniejszy str�j naruszy�by jego przekl�t� godno��. Wallie ju� zapomnia�, jak ograniczeni potrafi� by� szermierze, a jednocze�nie u�wiadomi� sobie, jak� drog� przeby� Nnanji.
- Mo�liwe, �e mimo wszystko dotrzecie na zjazd, mistrzu. Wi�kszo�� szermierzy to b�d� wolni. Na pewno nie znajdzie si� ani jeden Pierwszy tak wystrojony jak nowicjusz Arganari.
Pi�ty rzuci� mu w�ciek�e spojrzenie. Ch�opiec zmarszczy� brwi.
- Teraz widz�, �e ten statek to dla nas z�y wyb�r, panie - stwierdzi� Polini, zmieniaj�c temat. - Bogini na pewno b�dzie potrzebowa�a twojej dzielnej s�u�by na zje�dzie. Po�eglujecie do Casr.
- Nic podobnego! Od dw�ch tygodni kr��ymy po tych wodach.
Wiatr sprzyja� Szafirowi, odk�d opu�cili Ov, ale Bogini nie pchn�a ich do Casr.
Polini zrobi� zaskoczon� min�. Nic dziwnego. Bogini nie chcia�a Si�dmego?
- Ale mamy dobry czas - powiedzia� Wallie. - Za tydzie� mo�e dotrzemy do Casr.
- Znacie te wody, panie - stwierdzi� ch�opiec, lecz jego s�owa zabrzmia�y jak pytanie.
Wallie zrozumia�. Arganari nie mia� s�uchu muzycznego. Zrobi�by z siebie po�miewisko, gdyby jako nadworny kap�an pr�bowa� co� �piewa�. Dlatego postanowiono zrobi� z niego szermierza. �adne inne zaj�cie nie by�o godne kr�lewskiego syna.
- Dopiero je poznaj�, nowicjuszu. Widzisz tamte g�ry na po�udniu? To RegiVul. Gdzie� tam le�y miasto czarnoksi�nik�w, Vul.
Szermierze spojrzeli we wskazanym kierunku. Nad cienk� lini� przeciwleg�ego brzegu niebieszczy�y si� w upalnym powietrzu odleg�e szczyty. Wisz�ca nad nimi wulkaniczna chmura by�a ledwo widoczna.
- Rzeka p�ynie wok� RegiVul. Lewy brzeg, wewn�trz p�tli, opanowali czarnoksi�nicy, wszystkie siedem miast. Gdy zejdziecie tam na l�d, zginiecie.
- Wi�c to prawda? - powiedzia� Polini. - S� legendy o czarnoksi�nikach, kt�rzy mieszkaj� w g�rach na po�udnie od Plo, ale nigdy im nie wierzy�em, p�ki tutaj nie przybyli�my na wie�� o zje�dzie.
Chudzielec Holiyi podszed� do Shonsu z krzywym u�miechem na twarzy. Przyni�s� mu �wie�e piwo. Wallie podzi�kowa� �eglarzowi i du�ym �ykiem sp�uka� paskudny smak solonego napitku.
- To prawda. Ten statek zawin�� do wszystkich czternastu miast na p�tli, ale przyznaj� si� dobrowolnie, �e w portach czarnoksi�nik�w siedzia�em w ruf�wce.
Polini pr�bowa� nie okaza�, �e jest wstrz��ni�ty.
- Wi�c s� tak niebezpieczni, jak twierdz� miejscowi?
- Mo�e jeszcze bardziej. Jeden zabi� cz�owieka na tym pok�adzie. Czarnoksi�nicy potrafi� mordowa� na odleg�o��. Jedynym ratunkiem jest szybko��. Lepiej rzuci� no�em ni� si�ga� po miecz.
Go�cie os�upieliby, gdyby si� dowiedzieli, �e Si�dmy ma n� schowany w bucie i �e codziennie �wiczy rzuty. Wallie nie zada� sobie trudu pokazania im dziur w burcie Szafira, zrobionych przez muszkietowe kule.
- Ale nie s� niezwyci�eni? - wykrzykn�� Arganari, ocieraj�c usta z piwa. - Miejscowi opowiadaj� o zwyci�stwie szermierzy!
- Tak? Powt�rz mi, co m�wi�.
Ch�opiec rozpromieni� si� i zacz�� trajkota�. Na twarzy Poliniego malowa�o si� pow�tpiewanie.
- W Ov, panie, dwa. tygodnie temu. Podobno szermierze z jakiego� statku zaatakowali na nabrze�u grup� czarnoksi�nik�w. Prze�yli pioruny, szar�owali wozem i urz�dzili wrogom wielk� rze�. Dowodzi� nimi Si�dmy i bardzo m�ody rudow�osy Czwarty. Podobno mogliby zdoby� diabelsk� wie�� i odbi� miasto, ale... Si�dmy... postanowi� si� wycofa�...
Na m�odej twarzy odmalowa�o si� przera�enie.
Z nabrze�a nios�y si� okrzyki i g�o�ne uderzenia. Stado bia�ych ptak�w szybowa�o nad wod�. Winda kotwiczna na s�siednim statku skrzypia�a j�kliwie.
Na �wiecie �y�o niewielu Si�dmych. Spotkanie Si�dmego �egluj�cego po Rzece by�o r�wnie prawdopodobne jak znalezienie kwadratowego jajka. Si�dmi nie puszczaj� mimo uszu pos�dze� o tch�rzostwo. Polini siedzia� bez ruchu, pe�en napi�cia.
- Jestem pewien, �e mia� wa�ny pow�d, panie - szepn�� ch�opiec.
- Zapewne - powiedzia� Wallie cierpko.
Nie spodziewa� si�, �e historia ju� dotar�a do innych miast nad Rzek�. Na prymitywnym �wiecie nowiny rozchodzi�y si� co najwy�ej z szybko�ci� go��bi pocztowych, a wi�kszo�� nigdy nie dociera�a do innych miejsc. Lecz teraz Bogini przemieszcza�a statki zgodnie z w�asn� wol�. Wie�� o bitwie w Ov roznios�a si� po Rzece, czyli po ca�ym �wiecie. Wie�� o szermierzach, kt�rzy pokonali czarnoksi�nik�w, o rudow�osym Czwartym i czarnow�osym Si�dmym, kt�ry pozwoli�, �eby jego wojsko odnios�o pewne zwyci�stwo. Kolejny problem. Wallie zorientowa� si�, �e ma zas�pion� min� i za d�ugo milczy. U�miechn�� si� wi�c i powiedzia�:
- W tej historii mo�e by� co� wi�cej, ni� g�osi portowa plotka.
Go�cie energicznie potakn�li g�owami.
- Oczywi�cie, panie!
- Oczywi�cie, panie?
W tym momencie na pok�adzie zjawi� si� Nnanji w pomara�czowym kilcie Czwartego, bardzo m�ody i rudy jak p�omie�. Ujrzawszy zgromadzenie, skierowa� si� w t� stron�. Z daleka wyczu� szermierzy, niczym pies my�liwski. Na jego twarzy malowa� si� u�miech, szerszy ni� zwykle, by� mo�e na wspomnienie niedawnych prze�y�.
Polini i Arganari spojrzeli po sobie i wstali.
- Mistrzu, mam zaszczyt...
Wallie dokona� prezentacji swojego protegowanego i zaprzysi�onego brata. Potem zaskoczy� Nnanjiego, przedstawiaj�c mu nowicjusza.
- Arganari? - Czwarty zmarszczy� nos, jak zawsze kiedy intensywnie my�la�. - Kiedy� �y� wielki bohater o takim imieniu.
- To m�j przodek, adepcie.
Stwierdzenie zabrzmia�o jak pytanie. Nnanji ze zdziwieniem spojrza� na ch�opca.
- Za�o�yciel kr�lewskiego rodu - podpowiedzia� Wallie. Ch�opiec z dum� skin�� g�ow�.
- Kr�lestwo Plo i Fex. M�j ojciec ma zaszczyt by� �wi�tobliwym Arganarim XIV, kap�anem si�dmej rangi.
Tak wi�c nowicjusz by� najstarszym synem. Polini mia� du�o wi�kszy k�opot, ni� Wallie s�dzi�.
- Istnieje wiele epos�w o nim! - oznajmi� Nnanji. - M�j ulubiony zaczyna si�...
Po oko�o dwudziestu wersach Wallie dotkn�� jego ramienia i zaproponowa�, �eby wszyscy usiedli.
Nnanji ukucn�� na pi�tach mi�dzy lordem Shonsu i go��mi.
- Arganari dowodzi� zjazdem w Xo. - �ypn�� na mentora i doda�: - Mieczem z topazem, czwartym chioxinem! To dlatego imi� wydawa�o si� znajome!
- Moim mieczem! - wykrzykn�� Arganari z dum�. Nnanji spojrza� na bro� Pierwszego i zmarszczy� brwi.
- Jego wysoko�� go nie nosi, ale miecz jest w posiadaniu rodu - wyja�ni� Polini. - Lord Kollonoro, dow�dca gwardii pa�acowej, wr�czy� go nowicjuszowi podczas inicjacji. Arganari jest pierwszym szermierzem w dynastii od czas�w wielkiego przodka. Ceremonia by�a bardzo wzruszaj�ca.
Wallie si� za�mia�.
- Jestem pewien, �e zaraz po uroczysto�ci zabrali�cie mu miecz Chioxina.
- Tylko wielki szermierz mo�e d�ugo cieszy� si� jednym z siedmiu mieczy, panie.
- Opiszcie go nam - poprosi� Nnanji.
Ch�opcu zab�ys�y oczy.
- Gard� tworzy z�oty bazyliszek, kt�ry trzyma topaz. Bazyliszek oznacza: "Sprawiedliwo�� z�agodzona mi�osierdziem". To motto naszego rodu. Na klindze s� wyryte r�ne sceny. Na jednej stronie szermierze walcz� z potworami, na drugiej dziewice bawi� si� z tymi samymi bestiami.
- To znakomita bro� - powiedzia� Polini, chyba zadowolony z neutralnego tematu rozmowy. - Wypr�bowa�em j�. Doskona�a! Wywa�enie, spr�ysto��... Reputacja Chioxina jest zas�u�ona.
Nnanji u�miechn�� si� do mentora.
- A co s�dzicie o tym? - zapyta� Wallie.
Zdj�� z plec�w miecz i poda� go go�ciom. Polini i jego protegowany g�o�no zaczerpn�li tchu.
- Si�dmy! - wykrzykn�� Arganari. - Szafir i gryf on! I sceny takie same jak na moim. Jest prawdziwy? To naprawd� si�dmy miecz Chioxina?
- Najprawdopodobniej.
Legendarna bro� wywar�a piorunuj�ce wra�enie na szermierzach. Pi�ty wyra�nie zblad�, a ch�opiec zarumieni� si� z podniecenia.
- Ale... - Arganari poczerwienia� jeszcze bardziej.
- Tak?
- Sze�� mieczy jest powszechnie znanych, ale �adna saga nie wspomina o si�dmym. M�wi si�, �e Chioxin podarowa� go Bogini.
- Mo�e jego historia jeszcze nie jest zako�czona? - podsun�� Nnanji z szerokim u�miechem.
Polini i Arganari pokiwali g�owami, zafascynowani mieczem.
- Gryfon jest kr�lewskim symbolem. Oznacza: "W�adza m�drze sprawowana" - oznajmi� ch�opiec, patrz�c na mistern� gard�.
- Wyj�tkowo d�ugie ostrze.
- Chcesz si� spr�bowa�, panie? - zapyta� Wallie.
Polini zblad�.
- Oczywi�cie, �e nie, lordzie! Jest w doskona�ym stanie - powiedzia� ch�opiec, jakby zadawa� pytanie. - M�j jest mocno wyszczerbiony. Ten ma tylko jedn� skaz�.
- To �lad po piorunie czarnoksi�nik�w - wyja�ni� Nnanji uroczy�cie.
Mistrz i protegowany znowu wymienili spojrzenia, po czym Arganari wr�ci� do ogl�dania miecza. Wskaza� na wygrawerowane postacie.
- Widzicie te ryski od polerowania? Podobno Chioxin by� lewor�czny. Na wszystkich jego mieczach, nie tylko na siedmiu, rysy biegn� od lewej do prawej.
- Co ty powiesz? - mrukn�� Wallie i przyjrza� si� klindze. -Jak Leonardo da Vinci? Dzi�kuj�, nowicjuszu. Nie wiedzia�em. Wi�c to nie jest falsyfikat!
Nnanji prychn��.
- Panie... - zacz�� Arganari i umilk� na widok ostrzegawczego spojrzenia mentora.
- Chcecie wiedzie�, sk�d go mam - stwierdzi� Wallie, chowaj�c bezcenn� bro� do pochwy. Wzruszy� ramionami. - Rozumiem wasz� ciekawo��. Da� mi go b�g. - Poci�gn�� �yk piwa.
Go�cie wytrzeszczyli oczy.
- Da� mi r�wnie� zapink� z szafirem i powiedzia�, �e mam wype�ni� misj� dla Bogini.
Teraz Polini zrozumia�.
- Wi�c zostaniesz dow�dc� zjazdu, panie!
- Mo�e. Je�li tak, to wcale Jej nie zale�y, �ebym szybko dotar� na miejsce.
Spojrza� na Nnanjiego. Adept pokiwa� g�ow� w zamy�leniu.
- Zastanawiam si�, czy mieli�my si� spotka�, mistrzu Polini. Osobliwsze rzeczy mi si� przydarzaj�. W�a�ciwie przez ca�y czas. Dziwne, �e wybra�e� akurat ten statek, a jeszcze dziwniejsze, �e ty i tw�j protegowany macie jeden z siedmiu mieczy Chioxina. Zjazd m�g�by by� dobrym treningiem dla szermierza i ksi�cia. Ostatecznie od nowicjusza nikt nie b�dzie oczekiwa� walki, wi�c nie grozi mu wielkie niebezpiecze�stwo.
Po raz pierwszy Arganari okaza� normalne dzieci�ce podniecenie. Popatrzy� na mentora, badaj�c jego reakcj�.
Polini wsta� z niezadowolon� min�.
- Mo�e masz racj�, panie, ale ju� z�o�y�em przysi�g� i musz� odwie�� mojego protegowanego z powrotem do Plo. Je�li si� myl�, na pewno spotkamy si�... w Casr.
�wiat�o w oczach ch�opca zgas�o. Arganari wsta� pos�usznie. Pierwsi nie dyskutowali z mentorami, a ksi���ta uczyli si� nie tylko kwiecistej mowy.
- Adepcie, czy to naprawd� ty kierowa�e� w Ov wozem szar�uj�cym na czarnoksi�nik�w? - zapyta�. Nnanji u�miechn�� si� szeroko.
- Zmasakrowali�my ich! Czternastu zabitych wrog�w!
Zerkn�� z wyrzutem na Walliego, kt�ry oszcz�dzi� pi�tnastego.
Arganari rozwi�za� kucyk.
- Pewnie nie pojad� na zjazd, adepcie. Lord Shonsu ma zapink�, kt�r� da� mu b�g, a ta nale�a�a do mojego przodka. Mia� j� na zje�dzie w Xo. Przyjmij j� ode mnie i obiecaj, �e b�dziesz nosi� w walce przeciwko z�oczy�com.
Poda� Czwartemu srebrn� zapink�.
- Nowicjuszu! - warkn�� Pi�ty. - Ta zapinka od wiek�w jest w twojej rodzinie! Ojcu nie spodoba si�, �e da�e� j� obcemu. Zabraniam!
- To nie jest obcy, mentorze, tylko bohater.
- My�l�, �e mentor ma racj�, nowicjuszu - wtr�ci� Wallie. Jego zdanie rozstrzygn�o spraw�, ale Nnanji czu� si� niezwykle pochlebiony, �e nazwano go bohaterem. Prze�kn�� g�o�no �lin� i zgadzi� si� z Si�dmym. Arganari niech�tnie odebra� zapink�. Wygl�da� bardzo dziecinnie mi�dzy trzema m�czyznami.
- Dzi�kujemy za go�cinno��, panie - powiedzia� Polini oficjalnym tonem. - Chcia�bym teraz odej��, z twoim pozwoleniem, i poszuka� innego statku. S�dz�, �e mniejszy b�dzie bardziej stosowny. I �adnych �eglarzy-szermierzy sz�stej rangi! - doda� ze sceptycznym u�miechem.
Lekko zaniepokojony Wallie odprowadzi� go�ci do trapu. Akurat w tym momencie z miasta wr�ci�y Lae z Jj�. Niewolnica zrezygnowa�a z dw�ch chust, kt�re zwykle nosi�a na pok�adzie, na rzecz tradycyjnego czarnego stroju. Lecz doskona�o�ci jej figury nie m�g� zamaskowa� �aden ubi�r, a twarz mo�na by opiewa� w legendach. Wallie u�miechn�� si� na powitanie. Otoczy� kobiet� ramieniem i pope�ni� wielk� gaf�. Przyzwyczajony do swobodnego �ycia na statku, zapomnia� o sztywnych nakazach i zakazach obowi�zuj�cych na �wiecie.
- Jjo, kochanie, oto go�cie z twojego rodzinnego miasta, mistrz Polini i jego wysoko�� nowicjusz Arganari.
Szermierze spojrzeli z konsternacj� na niewolniczy pas znacz�cy twarz kobiety. Jja zesztywnia�a, a po chwili pad�a na kolana, bij�c czo�em w deski pok�adu.
Wallie przygryz� warg�, w�ciek�y na siebie. Powinien pami�ta�, �e nie istnieje zwyczaj przedstawiania niewolnic. Polini zaniem�wi�. Jako pierwszy zareagowa� m�ody Arganari. Zrobi� krok do przodu i gestem nakaza� kobiecie wsta�.
- Teraz widz�, w jaki spos�b Plo zas�u�y�o na swoj� reputacj� - powiedzia�. - Gdyby do tej pory tak si� nie sta�o, teraz z pewno�ci� zyska�oby s�aw�.
To dopiero dworna przemowa.
Rozdzia� 3
Mistrz Polini zszed� po trapie. Protegowany pod��a� za nim. Pi�ty zapewne z ulg� opuszcza� Szafira, dziwnego Si�dmego i porywczego kapitana. Je�li odm�wi� szeptem modlitw� dzi�kczynn�, zrobi� to przedwcze�nie, bo czeka� go kolejny wstrz�s. Znalaz�szy si� na brzegu, stan�� twarz� w twarz z Brot�.
Kobiety szermierze stanowi�y obraz� dla szczur�w l�dowych. Grubi szermierze byli nie do przyj�cia. Szermierze nosz�cy miecze mimo powa�nego wieku zas�ugiwali na pogard�. Brota, w obszernej czerwonej szacie uwydatniaj�cej mas� cia�a, z kucykiem przetykanym siwizn� i mieczem na plecach uosabia�a wszystko co najgorsze. Wallie za�mia� si� w duchu. Wyraz twarzy Poliniego najwyra�niej zirytowa� kobiet�, bo przewierci�a go wzrokiem, wyci�gn�a miecz i zasalutowa�a jak r�wnemu sobie. Pi�ty odpowiedzia� z wyra�n� niech�ci�. Zamienili par� s��w, po czym m�czyzna oddali� si� d�ugimi krokami. Drobny protegowany musia� niemal biec, �eby dotrzyma� mu kroku. Brota wtoczy�a si� po trapie z u�mieszkiem zadowolenia na twarzy. Lubi�a dra�ni� szczury l�dowe niemal tak samo jak jej syn �eglarz.
Polini prawdopodobnie nawet nie zauwa�y� jej towarzyszki, cho� Mata odziana w br�zow� przepask� biodrow� i chust� zakrywaj�c� piersi, by�a przystojn� kobiet�. Wallie zastanawia� si�, co by powiedzia� mistrz, gdyby si� przekona�, �e �eglarka trzeciej rangi, matka czworga dzieci, nie ust�puje mu pola w pojedynku na miecze lub florety.
Wallie przeprosi� Jj� i jeszcze raz zbeszta� si� za g�upot�. P�niej musia� zrelacjonowa� Nnanjiemu pocz�tek spotkania z szermierzami. Adept z satysfakcj� kiwa� g�ow�. Gdy odchodzi� dumnie wyprostowany, zapewne powtarza� sobie pod nosem: "bohater". Tak nazwa� go ksi���, co dla syna wytw�rcy dywan�w musia�o by� wielkim prze�yciem.
Brota zmierzy�a Shonsu bacznym wzrokiem spod krzaczastych brwi.
- Przypuszczam, �e spieszno ci do wyp�yni�cia z portu, panie? Wallie wzruszy� ramionami.
- Nieszczeg�lnie. Je�li Bogini si� spieszy, zawsze mo�e skr�ci� nam drog�. Nie ubi�a� �adnego interesu, pani?
- Ba! Ceny s� oburzaj�ce.
Katanji te� skar�y� si� na dro�yzn� w domu publicznym. W sprawach finansowych nowicjusz by� bardzo sprytnym m�odzie�cem.
Wallie zastanawia� si�, czy lokalnej inflacji nie spowodowa� zjazd. Obecno�� kilkuset m�odych m�czyzn z pewno�ci� mog�a doprowadzi� do wzrostu cen �ywno�ci i kobiet w Casr, ale chyba nie a� w Tau.
Nasuwa�y si� istotne pytania. Kto zap�aci za zjazd? Na wezwanie stawi� si� przede wszystkim wolni. Casr znajdzie si� w k�opotliwej sytuacji. Szermierze, przewa�nie bez grosza przy duszy, b�d� oczekiwa� darmowego mieszkania, wy�ywienia... i kobiet. �wiat by� biedny, jego gospodarka prymitywna i s�aba. P�b�g da� Walliemu fortun� w szafirach, napomykaj�c o "kosztach". Mo�e jego gest by� kolejn� wskaz�wk�, �e Shonsu ma zosta� przyw�dc� zjazdu? Dlaczego w takim razie jeszcze nie dotar� na miejsce? Spojrza� na najbli�szy magazyn.
- Ostatnio Bogini zawsze kierowa�a twoje kroki do towar�w przynosz�cych najwi�kszy zysk, pani. Co oferuj� w tamtym sk�adzie?
- Sk�ry wo�owe! - prychn�a Brota. - Nie chc� na swoim statku cuchn�cego paskudztwa!
- Sk�ry? - mrukn�� Wallie w zamy�leniu.
Kobieta zrozumia�a w lot. Mi�dzy Brot� a z�otem istnia�o wzajemne przyci�ganie.
- Sk�ry? - powt�rzy�a jak echo.
Rozmowa stawa�a si� monotonna.
- Je�li dotrzemy do Casr, je�li zostan� przyw�dc� zjazdu -ech, te "je�li" - sk�ry mog� nabra� warto�ci. Pi�ta zmarszczy�a brwi z pow�tpiewaniem.
- Futera�y ria bro�? Buty? Siod�a?
Wallie z u�miechem skin�� g�ow�. Brota przyjrza�a mu si� spod przymru�onych powiek.
- Czarnoksi�nicy wyp�dzili wszystkich garbarzy z miast. Jest tu jaki� zwi�zek?
- �adnego.
Brota wyd�a wargi. Zawo�a�a Mat� i pocz�apa�a w stron� trapu. Wallie rozejrza� si� i z ugl� stwierdzi�, �e Katanji, kt�ry wyszed� spod pok�adu, odzyska� rumie�ce i wygl�da zdrowiej. Skin�� na nowicjusza.
- Lepiej si� czujesz?
Ch�opak rzuci� mu zuchwa�y i jednocze�nie niewinny u�miech.
- Tak, dzi�kuj�, panie.
Katanji potrafi� by� grzeczny jak anio�ek albo opryskliwy i bezczelny, zale�nie od okoliczno�ci.
- Mam dla ciebie zadanie, nowicjuszu - oznajmi� Wallie.
- Zawsze jestem do us�ug twoich i Bogini, panie.
- Dobrze! - Wallie u�miechn�� si� konspiracyjnie. - Pani Bro-ta w�a�nie kupuje sk�ry. Chcia�bym wiedzie�, ile na nie wyda.
- To wszystko?
Katanji skin�� g�ow� i ruszy� w stron� trapu. Chyba nie by�o rzeczy, kt�rej nie potrafi�by si� wywiedzie� na pro�b� Shonsu.
Wallie sta� przy relingu i obserwowa�, jak jego szpieg pod��a za Brot�. Nigdzie nie widzia� szermierzy. Raptem u jego boku pojawi� si� zaintrygowany i podejrzliwy Nnanji. Protegowany sp�dza� mu sen z powiek nieszermierczymi inklinacjami, a mentor wcale nie by� lepszy. Z czystej przekory Wallie postanowi� trzyma� Czwartego w niepewno�ci.
- Znalaz�e� adepta Konijuiyego? - spyta�.
Nnanji spochmurnia�.
- Kto� dotar� do niego pierwszy, panie bracie.
W czasie ich poprzedniej wizyty w Tau miejscowy str� prawa, Konijuiy, opu�ci� posterunek, zostawiaj�c miasto pod opiek� niekompetentnych ludzi, co Nnanji uzna� za niewybaczalny post�pek. Wallie wiedzia�, �e jego zaprzysi�ony brat nigdy niczego nie zapomina. Z pewno�ci� pr�bowa� dzisiaj rano za�atwi� spraw�, kt�ra le�a�a mu na sercu.
- Nowym dow�dc� jest czcigodny Finderinoli - kontynuowa� adept. - On i jego oddzia� przybyli do zamku niemal jednocze�nie z twoj� wiadomo�ci�. Czcigodny od razu wyruszy� do Tau i zaprowadzi� porz�dek. Nie pozna�em go, ale zdaje si�, �e dobrze sobie radzi.
- Co zrobi� ze staruszkiem?
Mimo podesz�ego wieku ojciec Konijuiyego nie zrezygnowa� ze stanowiska. Co gorsza, nauczy� fechtunku swoich syn�w cywil�w. Pope�ni� w ten spos�b przest�pstwo, zlekcewa�y� sutry, naruszy� regulamin cechu szermierzy.
- Zabi� go - odpar� Nnanji niedba�ym tonem, obserwuj�c ruch na nabrze�u.
Wallie zadr�a�.
- A bracia?
- Obci�� im g�owy. O, idzie!
C�rka Broty, wysoka i smuk�a, mia�a klasyczny grecki profil i czarne loki. W ��tej sukience wygl�da�a bardzo pon�tnie. Gdy Wallie widzia� j� z mieczem na plecach, my�la� o Dianie �owczyni. W obecno�ci Thany Nnanji nie my�la� o niczym.
Obok dziewczyny drepta� stary kap�an, jeden z towarzyszy wyprawy. Honakura by� pierwsz� osob�, z kt�r� Wallie rozmawia�, kiedy obudzi� si� na �wiecie w ciele Shonsu. Dzisiaj staruszek wybra� si� na zwiad do �wi�tyni, odziany w czarn� szat� bezimiennego. Znaki wytatuowane na czole ukrywa� pod czarn� opask�. Wallie s�dzi�, �e Honakura wreszcie zako�czy maskarad�, ale najwyra�niej si� pomyli�. Starzec do tej pory nie wyja�ni� mu, dlaczego przez ca�y czas zachowywa� incognito. By� mo�e nie chcia� si� przyzna�, �e nie ma �adnego powodu.
Od strony magazyn�w nadchodzi� spacerkiem Katanji. Jja zabawia�a Vixiniego, kt�remu wyrzyna� si� kolejny z�bek. Honakura z trudem wspina� si� po trapie. Nnanji ruszy� powita� Than�.
Ludzie uwa�ali siedem za u�wi�con� liczb�. Kiedy Wallie opuszcza� �wi�tyni� w Hann, wyruszaj�c z misj� powierzon� mu przez bog�w, jego dru�yna liczy�a siedem os�b. W trakcie podr�y zosta�a sprzedana niewolnica Nnanjiego. Gdyby Czwarty mia� cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie, zast�pi�aby j� Thana. Znowu by�oby ich siedmioro...
Zawin�li do wszystkich miast na p�tli RegiVul, stoczyli w Ov bitw� z czarnoksi�nikami, odkryli sekrety wrog�w. Teraz musieli dotrze� do Casr, gdzie zwo�ano zjazd szermierzy. Patrz�c na idiotyczn� min� Nnanjiego, kt�ry trzyma� Than� za r�ce, Wallie zastanawia� si�, co dalej. Mo�liwe, �e udzia� Szafira w misji dobieg� ko�ca i nadesz�a pora, �eby zej�� na l�d, porzucaj�c przyjemne i swobodne �ycie na statku.
Niestety uczennica Thana nie okazywa�a Nnanjiemu przychylno�ci, cho� adept o�wiadcza� si� jej regularnie, trzy razy dziennie po posi�kach. Dziewczyna najwidoczniej nie mia�a z�udze� co do rudow�osego idealisty, kt�ry uwa�a� honor za cel �yciowy, zabijanie za sw�j zaw�d, a fechtunek i odwiedzanie dom�w publicznych za jedyne rozrywki. Wallie nie by�by zaskoczony, gdyby stwierdzi�, �e jego rozpustny protegowany chwali si� porannymi wyczynami. P�niej adept zastanawia�by si� usilnie, czym obrazi� dziewczyn�. Z pewno�ci� mia� do odegrania wa�n� rol� w boskiej misji. Walliemu dano wskaz�wki, �eb