12869
Szczegóły |
Tytuł |
12869 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12869 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12869 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12869 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agata Tuszyńska
Wiersze
i znowu list
i znowu list ci piszę na skrzypcowym stole smutku ogarkiem
ze słowa łódkę albo kamień
1981
dzieciństwo
wraca na biegunach w muzyce kołysania przedziwna jasność krasnoludkowa
leżakowanie bajek wesela bucików mleczny smutek czas w kształcie laurki złotej
do pierwszego listu pisanego czerwoną kredką
1977
mój dom
tu po kątach w pajęczynach śpią gwiazdy nuty mruczą we włochatych dywanach u
sufitu drzemią anioły świtem bo we dnie grają w berka łyżeczki srebrne kłębki
włóczki plotą głupstwa kolorowe w rondelkach gotują się wiersze tylko nocą kiedy
stosy snów układane mój dom jest bezsenny prośbą
o drugą parę rąk
1977
+++
posiwiała twoja ślubna suknia mamo skurczyła się i drży srebrną koronką posiniał
welon
uschły kropki z kołnierzyka i obie pończochy oślepły posiwiała
a ciągle w walcu się garbi z kusą falbanką w bucikach z chorym nosem na
potłuczonym lustrze na czarnej pajęczynie
październik 1978
mała siostra
mała siostra nad trzyliniowym zeszytem sylabizuje świat
każdego dnia świeci słońce wilki mieszkają tylko w lasach tatuś zawsze będzie
kochał mamusię
mała siostra prawd z tornistra na pamięć się uczy i warkocz od nowa zaplata
nocą lalki spowiada przy świecy rozgrzesza je we śnie rano znowu smakują
cukierki
mała siostra buduje domy z klocków a kiedy rozpacz zakrywa ręką oczy
1979
bajka
złoty pantofelek pasował jak ulał na brzydką pasierbicę została księżniczką
a Kopciuszek jak dotąd pielił cudze sny jakby nigdy nie przekroczył progu żadnej
bajki
styczeń 1989
+++
siostra dotknęła nieba nie czułam bólu mówi zmieniając białą sukienkę z której
ptaki odeszły
luty 1982
masz gorączkę
matka bosa zejdzie z chmury słyszysz skrzyp furtki nienaoliwionej utoczyła
konfitur czerwonych słoik spieszy się zza łąki zamglonej
czujesz zapach jej fartucha święty widzisz oczy jej spod przymrużonych gwiazd
ślad jej kroków tak cichy jak dzień bez nadziei jak światła dogasająca łza
czujesz chłód gdy mozolną troską kompres czołu szykuje z niewidzialnych dłoni na
próżno matko ucieczkę radzisz przed tym pożarem mnie nie ochronisz
1986
+++
na górze o cudzie śpiewała ze studnią na klęczkach gadała z wiatrami czuwała ze
słońcem wstawała układała z pokorą łzy
gołębie słowem ostatnim karmiła cieniom stopy pobieliła bramy z głogu otworzyła
szeptu nauczyła las
mgłę z pól w kłębki zwijała łąki trawą wyszywała skrawek nieba uprawiała między
snami
ramiona ku ziemi wznosiła z wiatrakiem modliła się za świat
Kazimierz, kwiecień 1979
+++
w kubku już długo codzienne mleko stygnie w lustrze już dawno schną powszednie
łzy cisza jak niegdyś gra swoją melodię na jedną nutę ty
nikt już nie mieszka w łupinie orzecha w której od nowa ścierasz kurze została
srebrna została pusta po podróży jak przed podróżą
lecz nadal niebo na koperty tniesz i uczysz zaklęć rozmodlone płoty farbujesz
mgły rozdajesz sny na które nie masz już ochoty
marzec 1980
II
+++
czy uratuję ćmę tłumacząc co to jest światło
1979
+++
zbladł mój cień tak za tobą włóczy się
bezwstydnie
październik 1981 r
+++
w kolebkach twego imienia żyją piaskowe ziarenka najciszej tęsknią kobiety
przesypując milczenie z wczoraj odgadując milczenie jutra
lipiec 1977
+++
tylko dłoni twojej ścieżki przeszłam wszystkie tych rozdroży dusze znam zadumę
korzeni bezradność krzyży gadatliwość stubarwnych szczelin zastygł wielki świat
po horyzont ostatniej wyspy pieszczotą uśpiony
zima 1981
+++
jadę do ciebie z wianuszkiem pokory którą winien mi jesteś
jadę z zielnikiem pełnym gwiazd które powypalały białe strony spokojnego świata
jadę z cierpkim plasterkiem snu który nie dany nam obojgu
jadę złożyć broń
chwila lata
słońcu pozwalam na wszystko pieją zgorszone koguty
1981
+++
kiedy tak leżę bardzo blisko ziemi oddychającej rumiankiem kiedy tak leżę
wysycha atrament
1982
+++
przecież sam umeblowałeś tę klatkę
zawiesiłeś tekturowe słonce uregulowałeś strumienie modlitwy
przecież sam splotłeś mi włosy w węzeł
lato 1981
+++
niosę w rękach przegrany los i upieram się żenie z tej loterii
wrzesień 1981
+++
nie pozwól dojrzewać łzom w nagle opustoszałym gnieździe zbyt szybko dorosną
1986
+++
tylko nieba nie będziemy dzielić nie szarp
jest twoje
jesień 1981
niedziela
niezmiennie martwa naturę niedzielna ze stołem ubranym w najlepszy obrus
płochliwą galaretką z winogron kawą gorzką jak milczenie
cierpliwy pejzaż pustynny z otwartym kraterem szampana piaszczystą łachą ciasta
odłamkiem księżyca
taka trudna uczta czekania wśród śmiertelnych nieśmiertelników i chudnących
świec
wreszcie ktoś zapuka kiedy wszystko wystygło ach to znowu pomyłka litościwego
snu
1987
+++
a.
choćby to był sen tylko sen aż sen
jesień 1987
dorosły mężczyzna portret zapamiętany
a.
jesteś taki blady jakbyś pisał wiersze a nie referat o bycie na uczony kongres
zmęczony jakbyś chodził po żywym lesie innym niż ze słów
poważny jak po rozmowie z Kantem kiedy zabrakło koniaku
milczący jak wtedy gdy spóźniam się na ostatni tramwaj
czyżbyś bał się burzy ?
masz kolorowe pastylki więc po co ci gwiazdy masz kanarka więc po co ci czułość
albo ja sypiasz więc marzenia jak w automatycznej pralce
tak elegancko nosisz swój dobrze skrojony los
czasem podróż lecz nigdy do kresu
koncert tylko wtedy gdy grasz pierwsze skrzypce zaproszenie jedynie z powrotnym
biletem
wiesz wszystko a nie potrafisz stracić głowy
zbudowałeś dom a nie masz miejsca na tęsknotę
jesteś duży a nie umiesz dorosnąć do tego chudego chłopca z fotografii
czyżbyś bał się burzy ?
sierpień 1987
+++
to tylko ziemia nieba chodźmy dalej
listopad 1987
dialog
–
jestem głodna
–
jesteś łakoma grudzień 1987
odpowiedź
„Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu” mówisz mi jak poeta który dostał Nobla
gdybym mogła być filiżanką w codziennej niełasce twoich rąk...
październik 1987
+++
–
gdzie mieszkasz ?
–
w wynajętym spokoju
+++
tak dużo pracujesz tyle liter tyle słów sadzisz siejesz zbierasz rosną twoje
łąki ogrody lasy a ja nie poznałabym śladu twojej ręki na papierowej ziemi nie
wiem jakbyś napisał – kochanie
zima 1987
zmierzch
dogasają ćmy śmiertelne kuzynki motyli bohaterki nierymowanych wierszy i
wzruszenia ramion
listopad 1987
III
równina
chleb smutnieje z szarości na szarość
słowa odchodzą rdzewieją liście
ptak w celi zegara odzywa się coraz ciszej
anioł twardnieje w posąg muszla w historię
sny jak grzechy pospiesznie dopisywane do rachunku obcą ręką
wiersz ciągle otwarty na pustej stronie
co dalej ?
co dalej kiedy lizaki już połamane a obrączki wciąż zbyt duże setki łąk
pościelone ale żadne do końca łóżko co dalej kiedy ubrania seryjne nie pasują a
na krawca ciągle jeszcze nie starcza książki już przeczytane a zapisany jeden
16-kartkowy zeszyt co dalej kiedy setki słów wyszeptane a nie wykrzyczano
żadnego
gwiazdy już z nieba zebrane w pęczki powiązane w piwnicach ukryte a ciągle
jeszcze patrzy się w niebo co dalej kiedy na patykach nie trzymają się sztandary
sierpień 1987
brulion
to tylko tak na brudno Panie Boże daruj kleksy na powitanie niezręczne litery
dziecinne żale głową tłukące o ścianę dwóje za bunt i maniery
wybacz pomyłki w rachunkach sumienia niedorzeczne tęsknoty nadgodziny lenistwa
oblany egzamin z wiary krótki wzrok krótką pamięć brak cnoty
już będę pilna w radości staranna w czułości uważna nawet we śnie będę trenować
dobroć na długie dystanse i jazdę figurową po niebie
zwolnij mnie z kąta już się nie będę dziwić nie w porę nie wyrwę się z głupim
pytaniem przy świątecznym stole
zgódź się na wagary z rozpaczy zgódź się na poprawkę z miłości zgódź się na
zastępstwo w grzechach weź mnie znowu do szkoły pozwól przepisać życie z
brulionu pozwól powtórzyć chociaż jeden błąd
sierpień 1987
inaczej
i jest jak było place sprzątnięto psy uciszono bramy zamknięto za oknami rynnami
w przeszłość spływa świat
i jest jak było słowa uśpiono drzewa podcięto wody spiętrzono między łzami
drogami w przeszłość spływa świat
i jest jak było pod sztandarami pod pomnikami i nad dołami za gwiazdami nocami
w przeszłość spływa świat
1981
wieczór autorski
pani Marii Kuncewiczowej
stara pani krucha figurka w sennej aureoli wysłużonego czasu częstuje sobą
jest już daleko dalej niż słowa którymi cierpliwie dzielić się pozwala
zmęczona stanem łaski usiadła na chwilę na rozstajach dróg nieme ślady losu
ważąc
jeszcze się waha
ostatni obraz ze smugą zmęczenia łagodnym słońcem strużką autografu
zamazuje się niknie
ona już nie słyszy już nie pamięta
już wie
lipiec 1986 Kazimierz
aniele stróżu mój...
jesteś zmęczony aniele stróżu zaśnij zejdźmy z tej karuzeli patrz roztkliwiły
się nawet osty tą okruszyną nadziei
odpocznij przecież to musi boleć dźwigać skrzydła tak długo zamknij oczy teraz
ja będę aniołem twoim i sługą
już dosyć dni osłaniałeś swoją cierpliwą troską wytęskniłeś się ze mną po uszy
zasłuchaną w orkiestrę boską
już dosyć się nanosiłeś moich smutków rozpaczy lęków chroniłeś leczyłeś czuwałeś
dalej mogę już iść po ciemku
teraz tobie trzeba opieki ciepłych kapci lipowej herbaty dobrej wróżby sytego
postoju zanim ruszysz w dalekie zaświaty
przecież serce mamy wspólnie chore ziemska bajka nieuchronnie mija nie opuszczę
cię mój cieniu święty tak nieprzyzwoicie niczyja
sierpień 1987
urodziny Julii
babuniu, żyj nam sto lat to tyle nie żyję ? martwi się wygniatając piernikowe
ciasto poprawia czepek patrząc długo w pajęczynę kropi gors waleriana jak na bal
lub w miasto
wychodzi uroczysta chociaż drobnym ściegiem forsuje drogę stromą codzienną
przywykła tam Romeo wciąż czeka pod liśćmi pod śniegiem zakopali jak dawno
zapomniała zniknął lata mrowią się w głowie dni jak kromki chleba jednakowo
kraszone deszczem albo łzami
postrzępione bo w kufrze bezładnie ściśnięte poplamione jasnymi niesytymi snami
to nie serce go zmogło dużo pił wie pani tęsknił ciągle za Julią jakąś młodą
panną wciąż jej szukał majaczył zwiedził wiele krajów zawsze wracał do domu zły
na zupę ranną
często zrzędził był przykry czasami mnie bijał mówił ONA tylko jest moją królową
Czy Weronę pamiętam ? nie – to ja tam byłam ? – balkon ? na balkonie fasolę mam
i miętę zdrową
sierpień 1987
+++
dziadek nie ma sił odejść nie umie przejść za próg zbyt ciężko pokonać górę
nie słyszy i nie przestaje słuchać nie widzi i nie przestaje patrzeć nie rozumie
za trudny jest los zbyt obfita ostatnia wieczerza
zmęczony umieraniem gubi się w łamigłówkach wspomnień
skrzypce leżą przy nim jak wierny pies
milczą
jednakowo bezradni
1986
+++
Mon mai vient de plus loin Racine
gniecie złote spódnice w wagonach kolejowych drugiej klasy Fedra ucieka w
kuferku z rzeźbioną klamrą unosi różaniec zmęczony słowa rozsypuje po drogach
albo sprzedaje w tanich hotelikach na przedmieściu gdzie noce krwawią i sny
przypadkowe powiedz kocham k o c h a m i nowy dworzec podwiązki i piwo za górami
porzucona korona najdalej
październik 1977
jesienny kredens
nie kwitnie wygwieżdżony ostem schron myszy
rdzewieje złotem drobniutkich pajęczyn
marszczy nos suchych śliwek i grzybów
kurczy się jak czoła liści policzki kasztanów
maże się ostatnią łzą malinowego soku
pełen kwaśnych jabłek i wakacyjnych tęsknot czeka na szron naftaliny
i sen staroświecki
o miłości wiernej dla najpłochliwszej wiewiórki
jesień 1987
listopad
w zimnych piąstkach żółtych liści ziarenka głogu
nitką deszczu do ziemi przyszyte w drogę
w zapomnianych skrzydłach gniazda plotą opuszczeni
z suchych drzew snu opadają listy
1981
spotkanie
Zbyszkowi
w bardzo znajomym a nieznanym domu pod siwym stropem sennego pejzażu u stóp
zegara którego czas przeżył spotkałam ciebie jakbyś odszedł wczoraj jakby anioły
nie niosły cię długo na pola z których nie wracają listy
ktoś lustra dotknął nieuważnym słowem pokruszył portret tkany z niepamięci z
cukru litanię rozsypał po stole spotkałam ciebie jakbyś nie odchodził śladem
żłobionym bezbarwnym lamentem jakbym nie słała ci nieba
jakby trwał świat opuszczony wpół skrzydła
kredens kwitł ciągle bukietem zapachów piszczał ściśnięty przemocą koperek rósł
biszkopt słońca
jakby oswojone świerszcze nie chudły bajki nie czerniały po kątach tęsknota nie
słaniała się ze zmęczenia spotkałam ciebie pożegnanego żeby cię nie pożegnać
lato 1986
dziecinne pytania
księdzu Janowi Twardowskiemu
dlaczego róża z pretensjami
cała w pąsach bezwstydna jak odpustowe cacko a ostrozęba pokrzywa łysa
dlaczego jemioła w koronie a poczciwa kapusta wzdęta
dlaczego zawsze blednie femme fatale lilia co się dopiero urwała z secesji a
niezapominajka uparcie zapomina
dlaczego oset krewnym jeża a wielbłąd inwalida
dlaczego foki wiecznie na diecie a mrówki ciągle na obie zmiany
spocone pszczoły a wyfraczone pingwiny
dlaczego świerszcze grają w fiharmonii a słoń tylko w amatorskiej kapeli
dlaczego żyrafa z kompleksami u psychoanalityka a biedronka w chmurach
dlaczego wiadra deszczu a tylko kropla szczęścia
dlaczego uroczyście umiera tylko jesień dlaczego strach ma największe oczy
dlaczego burza zawsze niewychowana a tęcza jak lizak na pocieszenie dlaczego
ptaki bosonogie choć skrzydlate dlaczego zamiast bram raju
schody kuchenne do nieba i gdzie fanfary zwiastujące prawdę dlaczego czułość
kuzynką litości dlaczego siwieją także psy i drzewa dlaczego w każdym oknie
widmo krzyża dlaczego ten los sierpień 1987
IV
piosenki
piosenka dla pana, który już był
nie szalej mała to nic nie da wiesz ? ten pan już nie pamięta podniebnych
podróży
on już był jest zmęczony chcesz brać się za coś co źle ci wróży ?
ten pan jest rozsądny regularnie je nie zarywa nocy on zawsze wie
nosi parasol szalik pod brodę czasem strzyże żywopłot opiekuje się... samochodem
a tobie się marzy sen omotany tęczą świat kwitnące świty i zmierzchy na litry
wspólnych lat
a tobie się marzy oswojona cisza łakomstwo pod księżyca łupiną słowa słodkie jak
akacjowy śnieg
przyrzeczenia że nigdy nie miną
ten pan jest szlachetny pilnuje kipiącego mleka sumiennie ziółka parzy i tylko
na nic nie czeka czasem pisze liryczną piosenkę pali cygaro grog pije a potem
kładzie się syty pod sosną i wie że żyje
a ty mu chcesz jakieś nuty rozigranych skowronków podsunąć spoić go rosą
światłem oślepić jak burza w bezruch runąć
a ty mu chcesz czas ustroić w kolorowe dziwne pejzaże ciepłe dłonie siłą
rozbroić i czekać co los pokaże
nie szalej mała to nic nie da wiesz ? wytrzyj z pamięci jego postać złudną
albo
tęsknotę ubierz w cień i zostań przy nim – gdy chcesz niewidzialna na wieczne
trudno
lato 1986
cicha wielbicielka
czego ona ode mnie chce taka śliczna nieśmiała spłoniona czego ona ode mnie chce
tak odmieniona ?
czy nie widzi że jestem stary że wymagam opieki nie domyśla się że jestem chory
że wydatki waleriana termofory pastylki zza rzeki czy zna moje zwyczaje że się
lenię czy wie że przesypiam całe dnie udaję kłamie palę rozrzucam ubrania że w
ogóle blagier bałaganiarz czy wie więc czego chce ?
czego ona ode mnie chce taka śliczna nieśmiała spłoniona czego ona ode mnie chce
tak odmieniona ? chce moje sny poić i stołować pelerynę do deszczu sposobić
rondo nieba prasować duszę światła holować opatrywać przyrzekać pielęgnować
czyścić sprzątać gotować i całować całować całować tego chce choć niczego nie
żąda
o nic nie prosi głowę spuszcza odchodzi tylko serce wysoko jak chorągiew nosi
czy wie że mógłbym być jej ojcem powinna się wstydzić powinna się ukrywać bo
ludzie będą szydzić czy wie że miałem inne przed nią i przed nimi inne śmielsze
weselsze bardziej winne że kilkaset nocy przepiłem kilkaset dni zamęczyłem
zgładziłem znudziłem zwiedziłem niejeden szlak
czego ona ode mnie chce taka śliczna nieśmiała spłoniona czego ona ode mnie chce
tak odmieniona ?
1986
kiedy miałeś siedemnaście lat...
kiedy miałeś siedemnaście lat czerwony krawat i młodzieńczą krzepę nie myślałam
o przyjściu na świat nie wiedziałam że tak jest lepiej
mogłeś znać moją mamę śliczną może razem jeździliście piętnować kułaka zdrowi
zwarci silni i gotowi pod sztandarami, i w krzakach
ale nie mogłeś przypuścić że po latach jej córka zawróci ci w głowie nigdy nie
chciałeś dopuścić myśli większych niż proste przysłowie
kochałeś się zanim zobaczyłam słońce miałeś domy żony sławę ale usta masz dziś
bardziej gorące lubisz moją poranną kawę
urodziłam się podczas burzy wiatr historii wzdymał firanki pierwszy szok zawsze
jest duży potem łatwiej jest stawać w szranki
nauczyliśmy się tego oboje ja w kołysce ty na swojej literackiej górze
samokrytyki wypaczenia odnowy mierzyliśmy smutki o lata za duże kiedy w
przedszkolu byłam wróżką
z mleka szyłam sny nie myślałam że pod moją poduszką mógłbyś kiedyś zamieszkać
ty
kochałeś się zanim zobaczyłam słońce miałeś żony domy sławę ale usta masz dziś
bardziej gorące lubisz moją poranną kawę
pokazali mi cię na kiermaszu nie pamiętasz tego zdarzenia mała byłam z tarczą z
warkoczami dałeś długi swój autograf od niechcenia
potem były kolejne kroki twoje książki moja matura jakieś skrypty jakieś obłoki
wreszcie wielka zielona góra
wiele paliłeś tego wieczora kiedy obojgu nam się zdało że oto nadeszła pora by
nasze święto się stało
kochałeś się zanim zobaczyłam słońce miałeś żony domy sławę
ale usta masz dziś bardziej gorące lubisz moją poranną kawę
czasem zżymasz się nad swoją talią lat siwiejące już i zmęczone czas jak mały
krasnoludek - kat ścina dni liście na stronie
wtedy siadam ci na kolanach studiujemy cicho pokorę blady płomyk wokół się
słania mruczą dłonie do ciszy nieskore kiedy miałeś siedemnaście lat czerwony
krawat i młodzieńczą krzepę nie wiedziałeś że przyjdę na świat nie myślałeś że
tak będzie lepiej
lipiec 1986
piosenka telefoniczna
najpierw były kwiaty może zbyt czerwone potem były noce może zbyt szalone
pożegnanie i szept zadzwonię
i zostaliśmy sami pod nieba prześcieradłami ja i mój wierny pies telefon z
kompleksami przewrotne stworzenie na smyczy z mgły na rozpacz na pokuszenie
odporne jak ty
halo ! tak czekam nie nie znam go żałuję nie proszę pana proszę pana całuję
nie rób z siebie ofiary to zbyt proste idź w świat szukać pary palić mosty
chwilowo jesteście sami pod nieba prześcieradłami ty i twój wierny pies telefon
z kompleksami przewrotne stworzenie na smyczy z mgły na rozpacz na pokuszenie
odporne
halo to ty? nie nie wiem gdzie indziej się męczy z jakąś inną damą się bawi
proszę proszę niech mnie pani zostawi poszukiwaczka pajęczyn !
topnieją letnie dni
jak lody ćmy giną jak ja bez nagrody
Halo ? pomyłka nie to nie telefon zaufania pan ją kocha ? odeszła ? tak mi
przykro nie mam nic do gadania zaraz chwileczkę
a może by pan wpadł ?
jesteśmy sami pod nieba prześcieradłami ja i mój wierny pies telefon z
kompleksami
i znów będą kwiaty czerwone ? i znów będą noce szalone ? pożegnanie ? o nie ! ja
zadzwonię
lipiec 1986
zabierz mnie do Kazimierza
patrz zakwitły tłumy motyli wystroiły się trawy i głóg chciałabym byśmy ruszyli
w popiół niebieskich dróg
zabierz mnie do Kazimierza na łąkę pod wiatrak na skraju zabierz mnie do
Kazimierza stamtąd już blisko do raju
w domu z drewnianej koronki otworzę ci czas niepowszedni w ciepłym słonecznym
pierzu minie nam sen poobiedni
zabierz mnie do Kazimierza na koncert polny zabierz mnie do Kazimierza w cichy
świt od smutku wolny
dasz mi rękę w pelerynie z deszczu przepłyniemy zielone wąwozy wygładzimy karki
wzgórz wiatrem uściśniemy tęczowym powrozem
zabierz mnie do Kazimierza na winobranie czułości zabierz mnie do Kazimierza do
ptasich włości
zobacz już jesień farbuje świat sypie liście kasztany żołędzie tka jak dotąd
rdzawą przędzę lat los mija minął i będzie
zabierz mnie do Kazimierza gdzie wspomnień w bród zabierz mnie do Kazimierza
gdzie miłość kroki odmierza zabierz mnie na cud
1986
ogłoszenia drobne
czasem kiedy ze smutkiem jak kura się noszę kiedy świece we łzach toną czytam
rubrykę drobnych ogłoszeń też słoną
oddam: nadmiar tęsknoty tiule iluzje bezdomne koty
sprzedam: sny prześnione trochę zużyte mało zniszczone hurt tanio
zamienię: dni bez ciebie na noce z tobą cena nie gra roli
kupię: s e n s (jeżeli żona – mąż na to pozwoli)
nauczę szaleć - dyplomowana czarownica
kurs życia przyspieszony zapisy bez matury długie terminy czas nieograniczony
naprawy: cerowanie duszy pod schodami
co drugą niedzielę wieczór nie wchodzić ze zmartwieniami
zgubiono: n a d z i e j ę w kawiarni na rozdrożu nagroda uczciwego znalazcę
skradzionego pocałunku proszę o wiadomość zgoda ?
dawno stracone złudzenia do oddania w dobre ręce bez wynagrodzenia
Odrobinę czułości bezterminowo oowierzę panu/pani na słowo
wynajmę puste niebo dwojgu bez nałogów w zamian za opiekę nad wspomnieniem
najchętniej bardzo młodym na skrzydłach konieczne referencje z poręczeniem
przyjmę - do pielęgnacji siwego anioła który odsłużył milion prawd bez
wychodnego wymagana umiejętność podlewania gwiazd
wszystkie skarby tego świata fortepian małego fiata za wiadomość o nim
1986
Spis rzeczy
I.
+++ / i znowu list ci piszędzieciństwomój dom+++ / posiwiała /mała
siostrabajka+++ / siostra dotknęła nieba /
masz gorączkę+++ / -na górze o cudzie śpiewała /+++ / w kubku już długo /
II.
+++ / czy uratuję ćmę /+++ / zbladł mój cień /+++ / w kolebkach twego imienia /
+++ / tylko dłoni twojej /
+++ / jadę do ciebie /chwila lata+++ / kiedy tak leżę /+++ / przecież sam /+++ /
niosę w rękach /+++ / nie pozwól /+++ / tylko nieba /niedziela+++ / a choćby to
był sen /dorosły mężczyzna+++ / to tylko ziemia /dialog
odpowiedź+++ / gdzie mieszkasz /+++ / tak dużo pracujesz /zmierzch
III. równina co dalej brulion inaczej wieczór autorski aniele stróżu mój
urodziny Julii +++ / dziadek / +++ / gniecie złote spódnice /
jesienny kredens listopad spotkanie dziecinne pytania
IV. piosenki piosenka dla pana, który już był cicha wielbicielka kiedy miałeś
siedemnaście lat
piosenka telefoniczna
zabierz mnie do Kazimierza ogłoszenia drobne